7/26/2015

Całkiem inna sytuacja

   Słaby blask z szpitalnych lamp oświetlał ciemny korytarz lekką łuną. Siedzieliśmy z GoGo i czekaliśmy na wyjście lekarza z sali, do której zabrali pana Tomago. GoGo schowała twarz w dłoniach i oddychała płytko, jakby to jej, nie jej ojcu, coś dolegało.
- Co jeśli nigdy mu nie powiem... - usłyszałem jej cichy głos. - Jeśli już nigdy go nie zobaczę...
Przytuliłem ją mocno, gdy znów zaczęła łkać. Baymax pomagał lekarzom, którzy początkowo nie chcieli mu zaufać. Chyba mój robot jednak zdołał ich przekonać, skoro uczestniczył w zabiegu.
- Wierzę w Baymaxa - powiedziałem krótko. Zareagowalismy szybko, poza tym, gdyby przed twoim powrotem do domu to się stało, Baymax wyczułby to gdy staliśmy przy bramie.
GoGo kiwnęła lekko głową, przekonując się do moich słów. Sam czułem,że mówię z sensem, nie tylko po to, by ją pocieszyć.
   Położyłem głowę na jej ramieniu, głaszcząc lekko jej dłoń. Zaraz na mój nadgarstek padła duża łza.
Nagle drzwi sali operacyjnej otworzyły się, a my podskoczyliśmy ze swojego miejsca, głodni informacji o stanie pana Tomago.
   GoGo złapała mnie za rękę, potrzebując wsparcia. W tym momencie moje uczucia do niej nie miały większego znaczenia.
   Doktor popatrzył uważnie na zaczerwienione oczy dziewczyny. Nie był doświadczony, mógł pracować w swoim zawodzie najwyżej kilka lat, chyba że jego edukacja przypominałaby moją. Jego przylizana czupryna pokryta była potem, biały fartuch łopotał w przeciągu korytarza.
- Pani jest córką? - zapytał, poznając po podobieństwie i po stanie dziewczyny.
- Tak- rzekła słabo przyjaciółka.
   Doktor odłożył dokumenty, które trzymał na sąsiednie krzesło i uśmiechnął się ze zmęczeniem, krzyżując nadgarstki i rozmasowując dłonie.
- Pani ojciec przeszedł zawał, ale udało się go uratować bez mniejszych problemów - powiedział od razu, nie trzymając nas w napięciu.
   GoGo odetchnęła z ulgą. Czułem, że spada mi kamień z serca, choć nie znałem bliżej chorego.
Lekarz odszedł ze słabym uśmiechem, ciesząc się ze swojej pracy. Nic dziwnego, dzisiaj naprawdę mógł być z siebie dumny. GoGo usiadła szybko, jakby potrzebowała przetrawić tę informację. W końcu na jej twarzy zawitał uśmiech, blednący pod szarymi plamami dokoła jej oczu.
- Mówiłem ci - odparłem z uśmiechem, ciesząc się z tej informacji.
   GoGo spojrzała na mnie bystrymi, brązowymi oczami, uśmiechając się również.
- Dziękuję - szepnęła. Jej głos powoli znów stawał się silny. - Gdyby nie wy, nie wiem, co by się stało.
- Nie przesadzaj - burknąłem, gdy z sali wyszedł kolejny lekarz. Miał ciemną karnację i drobne zmarszczki wokół oczu.
   GoGo popatrzyła na niego z wdzięcznością, choć on zdawał się jej nie zauważyć.
- Doktorze, kiedy będę mógł zobaczyć ojca? - zapytała, wyczekując odpowiedzi. Doktor zawahał się moment, po czym odparł:
- Lepiej niech odpocznie. Jest w dobrych rękach.
   Lekarz skłonił lekko głowę i odszedł do swoich spraw. GoGo westchnęła.
- Nie martw się - próbowałem ją wesprzeć. - W końcu najważniejsze, że nic mu nie jest.
   Moja przyjaciółka westchnęła znów. Wiedziałem, że ta sytuacja jest dla niej trudna. Potrzebowała zobaczyć ojca, by nabrać pewności, że jest cały i zdrów. Lekarze nie mogli jej w pełni przekonać. Usiadłem więc obok i siedzieliśmy tak, dopóki nie zacząłem przysypiać. I tak już długo stałem na nogach, a sytuacja kosztowała mnie sporo wysiłku.
   Szare korytarze na moment zaszły mgłą, a ja zaraz potem straciłem poczucie czasu, a powieki zamknęły się szybko.

   Gdy się obudziłem, zauważyłem, że spałem na własnej dłoni. GoGo stała naprzeciwko, opierając się o ścianę. Nie musiałem pytać, by wiedzieć, że nie zmrużyła oka. Na moich ramionach spoczywała moja bluza. Pewnie GoGo mnie nią okryła, gdy zasnąłem, domyśliłem się. Przyjaciółka popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się, widząc moje znużenie.
- Dzień dobry - mruknęła miłym głosem.
- Długo spałem? - zapytałem, przecierając oczy. Miałem sobie za złe, że opuściłem ją w takim momencie.
   GoGo usiadła obok.
- Nie, przysnąłeś tylko na kilka godzin. Jeśli chcesz, prześpij się jeszcze. I tak na razie nic się nie stało.
- Ty nie spałaś - zauważyłem. GoGo wzruszyła ramionami. - A Baymax?
- Rozmawiałam z nim godzinę temu. Twoja ciocia zaczynała się martwić, więc Baymax poszedł ją uspokoić, bo nie odbierała telefonu. - powiedziała sennym głosem.
   To jest właśnie ciocia Cass, pomyślałem z rozbawieniem. Nic dziwnego, że się martwiła, skoro nie wróciłem do domu. Nie pomyślałem nawet, by do niej zadzwonić, ale przecież to była wyjątkowa sytuacja. Mam nadzieję, że Baymax ją jakoś złapie. Znając życie, teraz siedzi w kawiarni, pijąc mocną kawę i jedząc wszystko, co wpadnie jej w ręce, czekając na mnie.
   GoGo usiadła znów obok, zakładając jedną nogę na drugą. Nie wiem, ile razy pokonała drogę od ściany do swojego krzesła, ale z pewnością, nie był to jeden jedyny raz. Zamrugała gwałtownie, starając się odepchnąć od siebie sen.
- Wypiłabym kawę - mruknęła, myśląc nad czymś wolno. - Pójdziesz ze mną?
- Nie wiem, a zostawiłabyś mnie? - zapytałem. GoGo zachichotała i ruszyła do małej kawiarni na pierwszym piętrze, która opiekowała się goszczącymi w szpitalu krewnymi pacjentów. Widząc ją jednak, pomyślałem, że kawiarnia cioci nie ma sobie równych.
   Była skromnie, lecz dość gustownie umeblowana, ale atmosfera zmęczonych i zmartwionych gości przytłaczała z każda minutą. Wzięliśmy z GoGo dwie mocne kawy, domyślając się, że ta noc będzie jeszcze długo trwała i ruszyliśmy z powrotem na korytarz. Lepsze było siedzenie na opustoszałym i szarym przejściu niż w opustoszałej i ciemnej kawiarence, w której pochrapywali cicho rodziny chorych.
   Jedna pielęgniarka pokierowała nas w kierunku innych korytarzy - po dwóch stronach mieściły się sale, w których leżeli pacjenci. Choć dalej nie dopuszczono GoGo do ojca, to jednak byliśmy blisko, dosłownie za ścianą, od pana Tomago.
   Kawa w ogóle mi nie smakowała. Cieszyłem się jednak, że sen odchodził ode mnie coraz bardziej, im więcej płynu w siebie wmuszałem, więc szybko opróżniłem mój kubek. GoGo wzięła tylko kilka łyków i postawiła swój kubek na małym stoliku. Najwyraźniej jej zasmakowała jeszcze mniej.
- Wkurzają mnie ci lekarze - wyszeptała, wpatrując się w jednego z nich, który zniknął za drzwiami, kończącymi korytarz. Jego biały kitel powiewał za nim jak widmo ducha. - Mogliby mnie już w końcu wpuścić.
- Zgadzam się - dodałem, widząc zmęczenie na jej twarzy. Ile jeszcze mogła wytrzymać bez snu, żeby zobaczyć wreszcie pana Tomago?
   GoGo skuliła się na krześle i oparła swoją głowę na moim ramieniu. Kąciki moich ust lekko drgnęły, gdy to zrobiła. Zastanawiałem się, czy sytuacja tłumaczy dalej nasze zachowanie. W końcu bądź, co bądź, czułbym się zawstydzony, gdybym miał objąć GoGo w ten sposób, w który pocieszałem ją, gdy zabrali pana Tomago. To był impuls. Gdyby coś było cioci Cass, nie zwracałbym szczególnej uwagi na to, kto i w jaki sposób mnie pociesza.
   Odepchnąłem od siebie te myśli. Mógłbym chociaż raz nie myśleć, jak egoista, syknąłem do siebie. Nie minęła chwila, a słyszałem już równomierny oddech GoGo. Jednak kawa nic jej nie dała. Siedziałem więc sam, wlepiając puste spojrzenie w ścianę. Myślałem o moim niedawnym wypadku, gdy podobno złapałem Ithaniego i leżałem w szpitalu. Czy reszta przyjaciół także niecierpliwiła się na korytarzach, czekając, aż będą mogli mnie odwiedzić? Mijali nas co rusz jacyś lekarze, ale żaden się nie zatrzymał, by powiadomić GoGo, czy może wejść, odwiedzić ojca. Zaczynałem już się powoli niecierpliwić. Całe szczęście, że przyjaciółka spała. Jej głowa czasem zjeżdżała lekko z mojego ramienia, ale szybko pomagałem jej znaleźć właściwe położenie. Raz się zapomniałem i pogłaskałem ją po policzku, zabierając dłoń od jej twarzy.
   W końcu jeden z lekarzy zatrzymał się tuż przed nami, spojrzał w dokumenty i wszedł do sali, w której leżał pan Tomago. Przez chwilę widziałem jego spokojną twarz, opierającą się o śnieżnobiałą poduszkę. Oczy dalej miał zamknięte.
- GoGo - wyszeptałem, potrząsając lekko jej ramieniem. Zerwała się szybko z miejsca, choć ledwie ją dotknąłem, uderzając mnie w prawy policzek. - Auu! - syknąłem, dotykając bolącego miejsca. GoGo przygryzła wargę.
- Przepraszam - szepnęła i przez moment zawahała się, jakby chciała sprawdzić, czy nie uderzyła mnie za mocno. Schowała jednak za sobą ręce i spojrzała na uchylone drzwi, które szybko zamknęły się, gdy lekarz wszedł do środka.
   Nie czekaliśmy długo. Doktor po kilku minutach skończył sprawdzanie pacjenta. Był to ten sam, młody lekarz, który jako pierwszy wyszedł z sali operacyjnej. Rozmasowywałem lekko policzek, słuchając rozmowy GoGo z jasnowłosym doktorem.
- Mogę go odwiedzić? - zapytała GoGo, nie mogąc już usiedzieć w miejscu. Rozumiałem jej zachowanie. W końcu ostatni raz widziała swojego ojca, gdy odprowadzała go wzrokiem do sali operacyjnej i raczej nie był to jej ulubiony widok.
   Lekarz zmarszczył brwi.
- Nikt pani nie powiadomił, że może pani odwiedzić ojca? - zapytał ze złością. GoGo pokręciła głowa, cały czas jednak zachowując spokój. - A więc proszę, tylko raczej nie radziłbym go budzić. - doktor spojrzał w tył na zamknięte drzwi sali. - Pan też jest kimś z rodziny? - spytał, po raz pierwszy, patrząc na mnie.
   Już miałem odpowiedzieć, kiedy zastąpiła mnie GoGo.
- Tak - odpowiedziała krótko, biorąc mnie za rękę. Otworzyłem szeroko oczy, ale nie odezwałem się ani słowem. - Dziękujemy - mruknęła tylko i weszła do sali, w której leżał jej ojciec. Lekarz uśmiechnął się i znów zniknął w cieniu korytarza.
   Ruszyłem więc za przyjaciółką, która splotła swoje palce z moimi. Pan Tomago leżał na swoim posłaniu. Jego klatka podnosiła się spokojnie i opadała. GoGo odetchnęła z ulgą, siadając obok, na krześle. Ja zająłem miejsce obok, nie do końca wiedząc, czy powinienem, w końcu byłem obcy dla pana Tomago. GoGo puściła mnie i złapała za rękę swojego ojca, przykładając ją sobie do ust. Widziałem, że dalej się martwi. Co prawda, operacja przeszła sprawnie, ale to nie oznaczało, że pan Tomago będzie od razu w pełni sił.
   Tato GoGo miał ten sam łagodny wyraz twarzy, co zawsze i mimo wszystko wyglądał dostojnie wśród białej pościeli. Między czarnymi, błyszczącymi włosami sterczały siwe pasma, za to jego bródka już dawno przybrała siwą barwę. Wyglądał, jakby wrócił wprost w pracy i położył się do łóżka, a nie przeżył zawału. Znowu pomyślałem, co stałoby się, gdybyśmy z Baymaxem nie byli na miejscu.
- Och, tato... - szepnęła GoGo drżącym głosem. Położyłem dłoń na jej ramieniu, dodając jej otuchy. - Jak mogłam go tak zostawić? Przecież czułam, że coś nie gra - zwracała się bezpośrednio do mnie. Nie potrafiłem się nie zgodzić, w końcu przed bramą do swojego domu mówiła, że to dziwne, że jej ojciec tak szybko wrócił z pracy. - Pewnie poczuł się źle jeszcze w pracy i się zwolnił. Tylko czemu do mnie nie zadzwonił...?
- Nie obwiniaj się - powiedziałem twardo. Dziwnie się czułem, w końcu to GoGo zawsze stawiała wszystkich na nogi i mówiła, że damy radę. - Może miał swoje powody, żeby do ciebie nie dzwonić.
   GoGo rzuciła mi ponure spojrzenie.
- Taak, mój podły charakter - mruknęła, patrząc znów na ojca.
   Nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć. Co prawda, często mnie irytowała, ale prawda była taka, że nie chciałbym, żeby GoGo była inna.
- Przepraszam - usłyszałem tak cicho, że myślałem, że się przesłyszałem. W oczach GoGo znów świeciły łzy. - Zasługujesz na lepszą córkę. Na taką, która nie będzie cię od siebie odpychać, gdy ty chcesz jej pomóc. Na taką, która pokaże ci jak bardzo cię kocha. A ja nią nie jestem. - jej głos się załamał. Patrzyłem na nią ze smutkiem i zdziwieniem. Po raz pierwszy aż tak się przed kimś otworzyła. Pamiętam, jak się stresowała przed ojcem, gdy mieliśmy mu powiedzieć o grożącym nam niebezpieczeństwie i o naszej działalności jako Wielkiej Szóstki. Naprawdę bardzo go kochała, ale zawsze okazywała to dość chłodno. Coś musiało się w niej jednak zmienić, skoro zdobyła się na te słowa.
- On na pewno to wie - zdziwiłem się, słysząc własny głos. Najchętniej siedziałbym cicho jak mysz pod miotłą, ale w końcu coś powiedziałem. GoGo spojrzała na mnie uważnie. Jej policzki były mokre od nowych łez. - Widziałem, jak cię traktował, gdy byliśmy wtedy u ciebie. - odparłem poważnie. - Chciałbym mieć takiego ojca... - dodałem cicho.
   GoGo popatrzyła na mnie, próbując wykryć moje uczucia. Niestety, nie mogła tego zrobić. Nie czułem w tym momencie niczego. Dosłownie. Gdybym znał moich rodziców, czułbym pustkę, ale ja nawet ich nie pamiętałem. Co innego mogłem powiedzieć o moim bracie. Po nim została duża wyrwa w moim sercu, której prawdopodobnie nikt nie pokryje. I choć Baymax często mi go przypominał, zwłaszcza ze swoją troską i humorem, to i tak tęskniłem za Tadashim.
   Nagle drzwi sali otworzyły się, a do środka weszła kobieta, która spojrzała od razu na pana Tomago. Nie musiałem zgadywać, by wiedzieć, że była spokrewniona z GoGo. Miała spięte z tyłu czarne włosy, ale to samo zacięte spojrzenie i tego samego kształtu oczy. GoGo wstała ze zdziwieniem, spoglądając na kobietę.
- Ciocia Christie? - zapytała twardym głosem. Wyczułem w tych słowach niechęć.
- Gogiyo - jej ciocia uśmiechnęła się szeroko, rzucając obok swoją torebkę. - Cieszę się, że cię widzę, skarbie. Wyrosłaś!
   Popatrzyłem na GoGo krótko i wyszedłem, mrucząc pod nosem coś, że zostawię je same sobie. Usiadłem na korytarzu i schowałem twarz w zmęczone dłonie. Powinienem chyba zostawić GoGo z rodziną, pomyślałem sobie. Coś jednak w jej spojrzeniu, jakim raczyła swoją ciocię nakazywało mi zostać. Wcale nie cieszyła się z jej wizyty, to było pewne.
   Postanowiłem jednak poczekać i zobaczyć, co się stanie. Znów byłem skazany na widok białych fartuchów, a po głowie krążyły mi niepokojące myśli. Mijały minuty, a ja wciąż tam byłem, mając coraz więcej wątpliwości. Czemu sobie właściwie nie poszedłem? Dobre pytanie.
   Po jakiejś godzinie, podczas której dwa razy prawie zasnąłem mimo wypitej kawy, z sali wyszła wkurzona GoGo. Ledwie powstrzymała się przed trzaśnięciem drzwiami, wiedziała jednak, że jest tam także jej tato.
- Stój, co się stało? - zapytałem, widząc jej oburzenie. Popatrzyła mi w oczy i odetchnęła głośno, zaciskając dłonie w pięści.
- Ciocia Christie to najgorsza żmija, jaką znam - warknęła, sprawdzając, czy drzwi są zamknięte. - Może tylko z wyjątkiem Ithaniego. Jeśli się pojawiła, to znów chodzi jej o pieniądze. - warczała, nie mogąc się uspokoić.
   Złapałem ją za nadgarstki, próbując uspokoić. Dolna szczęka GoGo wciąz jednak drżała.
- Nie rozumiem. W tej chwili chce od twojego ojca pieniądze? - zapytałem spokojnie, wiedząc, że to również pomoże jej się uspokoić.
- Może nie teraz - odparła GoGo. - ale wiem, że prędzej czy później znów posądzi o coś mojego ojca, a potem zniknie, gdy jej zapłaci. Zawsze tak jest. I zawsze po rozmowach z nią mój ojciec jest nieźle wkurzony.
- Na pewno nie tak, jak ty teraz - zauważyłem. - Więc nie wierzysz, że bezinteresownie przyszła go odwiedzić? - zapytałem.
   GoGo pokręciła głową w skupieniu.
- Pewnie była nieopodal. - mruknęła, a ja puściłem jej nadgarstki. GoGo spojrzała mi znowu w oczy z uwagą. Miałem ochotę odwrócić wzrok, powstrzymałem się jednak.
- Co?
- Chyba powinieneś odpocząć - wyszeptała. Aż tak źle wyglądałem? - zdziwiłem się.
- Nic mi nie jest - powiedziałem tylko, ale GoGo rzuciła mi słaby uśmiech.
- Wyglądasz jak żywy trup. Idź do domu i się wyśpij, Hiro.
   Zamyśliłem się krótko nad odpowiedzią. Nie mogłem jej tak zostawić, zwłaszcza, jeśli powrót jej ciotki oznaczał kłopoty.
- W takim razie pójdę, jak twoja ciotka opuści szpital - odparłem cicho. GoGo uśmiechnęła się do mnie. Za ten uśmiech mogłem tu sterczeć jeszcze cały dzień jak kto głupi.
- Dziękuję, Hiro - szepnęła GoGo, przytulając mnie mocno. Uśmiechnąłem się, odpowiadając na jej gest.

Noom, muminki ^^ myślę, że coś ruszyło :D szkoda tylko że tuż przed moją pielgrzymką :/ niestety, przez 10 dni nie będę nic pisać, przykro mi :C ale za to mam nadzieję wam to jakoś wynagrodzić po moim powrocie :)) trzymajcie kciuki, bym dotrwała xD

8 komentarzy:

  1. Świetny rozdział! :) Ach ten Hiro, taki opiekuńczy w stosunku do Go Go, Jakie słodkie... I Go Go tak otwarcie okazująca uczucia. Niezapomniane!!! 10 dni oczekiwania na nexta będzie mordęgą. Wracaj szybko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to również nie będzie łatwe, kochana :) przyzwyczaiłam się już do dźwięku klawiatury i ciężko mi będzie na jakiś czas odłożyć moje kochane blogi :) mam nadzieję że wam to szybko minie a ja nie będę tak bardzo tęsknić jak mi sie wydaje

      Usuń
  2. O w ryj... Dobra, jakoś wytrztmam, ale pierwszy next po pielgrzymce będzie na tym blogu, zgoda?
    Ja dziękuję, GoGo niczym otwarta ksiażka. A ojciec dostał zawału przez tę ciotkę, tak? Mam pomysła: jak już tatulo wróci do chatki, to niech Hiro nałoży swój kostium, uruchomi tryb niewidzialności, ii, hmmm, zobaczy co robi GoGo w zwykły dzień? I mean... Poobserwuje, nie wiem, może nas zaskoczysz jakąś umiejętnością (w końcu obrazki były zdziwieniem, obstawiałabym grę na harfie i skrzypcach (lubię te instrumenty :D)).
    Czyli weny, napisz nexta jak najszybciej, musimy przecież coś czytać, prawda???
    :D ;D O:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gogo i gra na harfie/skrzypcach? xD trochę wątpię xD ale pomysł ciekawy :pp odpowiadając za Hiro: chyba nie wpadłby na to a jak już by wpadł to bałby się że zobaczy coś, czego zobaczyć nie powinien - If you know that I mean :v nom, w każdym razie na pewno Hiro w jakiś sposób wykorzysta swoje umiejętności. Może żeby schować się przed Sam? Hłe hłe :x

      Usuń
    2. Mam coś lepszego. Hiro nie mogąc już znieść podejrzeń przyjaciółki o złe zamiary Agendy postanawia wkraść się niewidzialnym do domu Ithaniego i się przekonać. Albo do Sam heheheheherbata ;D

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. A dodasz że Hiro i baymax wracając natknąl się na psa był ranny i młody okolo parę m-cy hiro się zlitpwal wziął go w bluzę i zniósł go do domu ciocia cass rozpozna rase ( czilala) i piesek zamieszka z nimi?

    OdpowiedzUsuń
  5. Już 10 dni minęło. Czekamy :3

    OdpowiedzUsuń