8/09/2015

Pochodzenie

   Zarzuciłem bluzę na ramiona, bo poranki w San Fransokyo stały się dość chłodne. Zapiąłem zamek, wpatrując się przez okno na pobliskie budynki oświetlone słabym blaskiem promieni. GoGo pewnie dalej siedzi przy ojcu, pomyślałem sobie, wyobrażając sobie jak bardzo musi być teraz zmęczona. Ja sam po krótkiej drzemce wciąż czułem się jak żywy trup. Idąc przez przedpokój, spojrzałem jeszcze raz szybko w lustro. Gdybym wyglądał na zmęczonego, GoGo pewnie kazałaby mi się obrócić na pięcie i odpocząć w domu. Dobrze wiedziałem, że prędzej, czy później by mnie do tego przekonała. Na szczęście nie wyglądałem tak źle, moje oczy nie były zaspane ani sklejone. Jedynie czarna czupryna sterczała we wszystkie strony, co dawało znać, że całkiem niedawno spałem.
   Gdy zakładałem buty, przez drzwi prowadzące do kawiarni weszła ciocia Cass. Miała na sobie czysty fartuch , a jej czoło pokrywały liczne zmarszczki.
- Dokąd się wybieramy? - zapytała niezbyt przyjemnie. Nie dziwię jej się. Wczoraj przeżyła niemały kryzys, gdy wróciłem do domu nad ranem. Najwyraźniej jeszcze nie ochłonęła.
- Przecież nie zostawię GoGo samej - odparłem wprost, wzruszając ramionami. Oblicze cioci złagodniało, gdy patrzyła na mnie badawczo.
- Hiro, za krótko spałeś - powiedziała po chwili ciszy. Widać było, że wciąż się martwi.
- Dam sobie radę - mruknąłem.
   Ciocia Cass podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno. Pożegnałem się z ciocią z uśmiechem. Wiedziałem, że zawsze mogę na nią liczyć.
- Pozdrów ode mnie GoGo - szepnęła smutno. - Musi się teraz czuć potwornie, będąc sama - przyznała. Poczułem suchość w gardle. Jak bym się czuł, gdyby coś stało się mojej cioci, tak naprawdę jedynej osobie z mojej rodziny, którą mam?
   Ciocia poklepała mnie delikatnym ruchem po plecach, wciąż mi się przypatrując.
- Zależy ci? - zapytała cicho.
- Co?
- Na niej - moja ciocia była czasem niemożliwa. Starałem się jednak zachować w taki sposób, by nie nabrała podejrzeń.
- Pewnie, że tak - odpowiedziałem, nikogo nie okłamując. - Przyjaźnimy się.
   Ciocia Cass znów założyła na siebie fartuch, z roztargnieniem kiwając głową. Mam nadzieję, że ją przekonałem. Poza tym przyszło mi do głowy, że przecież, gdyby to samo przytrafiło się Honey, czy Wasabiemu, zachowałbym się tak samo.
   Bez słowa wymknąłem się z domu, idąc równym tempem w kierunku szpitala. Baymax cały czas był co prawda przy panu Tomago, ale wiedziałem, że GoGo i tak będzie czuła się źle. W końcu Baymax na pewno przyjął jako swojego pacjenta jej ojca, bo bardziej wymagał opieki, zostawiając dziewczynę bez wsparcia. Chyba będę musiał poprawić Baymaxowi sensory, pomyślałem, idąc szarawym chodnikiem.
   Miasto o tej porze dopiero budziło się do życia, ale już słyszałem klaksony samochodów, próbujących się przebić do centrum oraz przyciszone rozmowy ludzi, którzy szli razem do pracy. Chłód poranka wcale nie przeszkodził mi jednak w szybkim dotarciu do szpitala, a wręcz przeciwnie - opatuliwszy się moją bluzą, szedłem szybciej, czując zimno szczypiące nieznośnie moją skórę.
   Wkrótce dotarłem do szpitala, mijając przez czyste korytarze ubrane na biało pielęgniarki i zmęczonych lekarzy, kończących właśnie dyżury. Gdy dotarłem do właściwej sali, w której umieszczono pana Tomago, zawahałem się jednak i spojrzałem przez szybkę w drzwiach. Gdy zobaczyłem pacjenta, zamarłem ze wzruszenia.
   Pan Tomago siedział, oparty o twardą poduszkę, w jego rękawa wychodziły cienkie rurki, podłączone do aparatury. Najwyraźniej spał, sądząc po zamkniętych oczach. Obok niego na łóżku siedziała jego córka, której głowa oparta była o ramię pacjenta. GoGo bez wątpienia spała. Jej ojciec odwrócił wzrok, przez co poznałem, że tak naprawdę nie spał, i popatrzył wprost na mnie, uśmiechając się lekko. Po skórze przeszły mi drobne ciarki, ale pan Tomago kiwnął głową w zapraszającym geście.
   Zawahałem się, po czym pchnąłem drzwi, starając się zachować spokój. Lekarze i pielęgniarki nie powinni chcieć mnie stąd wyrzucić, po tym jak GoGo wmówiła im, że jestem kimś z rodziny. Ciekawe tylko, kim miałem być w tej rodzinie, zastanawiałem się.
- Jak pan się czuje? - zapytałem najciszej, jak mogłem, starając się nie obudzić GoGo, po czym usiadłem obok na krześle.
   GoGo poruszyła się niespokojnie i otworzyła oczy, patrząc na mnie zaspanym wzrokiem.
- Nie najgorzej, chociaż bywało lepiej - odparł jej tato, poprawiając się na łóżku, po czym splótł palce i położył je na swoim przykrytym kołdrą brzuchu. - Słyszałem, że to wyłącznie zasługa twoja i Baymaxa - dopowiedział.
   Spojrzałem ze zdziwieniem na GoGo, ale niestety nic nie wyczytałem z jej miny.
- To wcale nie tak - powiedziałem spokojnie. - po prostu byliśmy obok...
- Dobra, dobra, Hiro - mruknęła GoGo, siadając obok, również na krześle. - Mówiłam, że się wyprze - zwróciła się z tym do swojego ojca.
   Pan Tomago zachichotał. Wyglądał o wiele lepiej i najwyraźniej jego stan musiał się ustabilizować, skoro wybudzono go ze śpiączki.
- Nie wypieram, to prawda - kłóciłem się z nią, choć wiedziałem, że sprzeczka z nią jest bez sensu, jak próby rozwalenia muru głową.
   GoGo wystawiła mi tylko język. Widziałem po niej, że choć była zmęczona, czuła się o niebo lepiej, widząc zdrowego tatę. W końcu tyle przeszła w jedną noc...
- Nie powinnaś odpocząć? - zapytałem ją, wyobrażając sobie, jak bardzo musi być teraz śpiąca. Pod jej zaczerwienionymi od łez oczami kryły się niewyraźne szarawe plamy.
- Też tak myślę - poparł mnie pan Tomago, patrząc troskliwie na córkę.
- Nic mi nie jest - powiedziała hardo, zakładając nogę na nogę. Popatrzyłem na nią z powątpieniem, ale ona obrzuciła mnie tylko gniewnym spojrzeniem, mówiąc: - Serio.
- Gogiyo, czuję się lepiej, teraz to ty potrzebujesz wypoczynku - mówił wciąż spokojnie pan Tomago. Jego brwi okalały łagodnie jego zmęczone spojrzenie. - Jeśli tylko Hiro się zgodzi, potowarzyszy mi jakiś czas, aż nabierzesz siły.
   Zamarłem. Tak naprawdę od razu poparłem pomysł pana Tomago, ale chyba tylko z uprzejmości. Kurczę, czułem się przerażony wyobrażając sobie, jak kleiłaby się nasza rozmowa. Pomyślałem, że tak naprawdę rodzina Tomago ma tylko siebie i czują się samotni, nic więc dziwnego, że tato GoGo wyszedł z takim pomysłem. Sama dziewczyna popatrzyła czujnie to na mnie, to na ojca i kiwnęła głową z westchnieniem, wychodząc. Miałem pewność, że przy wstawaniu zrobiło jej się słabo, bo złapała się za nasadę nosa, przymykając z grymasem oczy, ale oczywiście wszystko przed nami dokładnie ukryła.
- Do zobaczenia za godzinę - mruknęła, zamykając drzwi. Gdy to zrobiła, pan Tomago uśmiechnął się do mnie życzliwie.
-Naprawdę dziękuję, Hiro. - powiedział. - GoGo jest silna, ale w niektórych sytuacjach nawet ona nie potrafiłaby zachować zimnej krwi.
   Uświadomiłem sobie, że po raz pierwszy jej tato nazwał ją tak jak my. Dziwnie było słyszeć to z jego ust. Przez okno do pomieszczenia wpadał chłodny powiew powietrza, ale w sali i tak było za duszno, więc po prostu zignorowałem wiatr targający moje włosy.
- Tu nie chodzi o sytuację - wyjaśniłem. - Gdyby spotkałoby to kogoś innego, dałaby sobie radę - odparłem pewnie. - Po prostu bardzo jej na panu zależy.
   Kąciki ust pana Tomago uniosły się natychmiastowo.
- Mi na niej też - wyszeptał. - Jest jak jej mama. Impulsywna i oschła z zewnątrz, ale w środku ma wielkie serce.
   Zapatrzyłem się w podłogę, rozmyślając nad tymi słowami. A zawsze myślałem, że zrobiła się oschła dopiero po związku z Ithanim. Chociaż być może jej matkę spotkało również coś takiego, gdy była młodsza, sam nie wiem.
- Musiała być niesamowita, skoro GoGo wciąż ją wspomina. - powiedziałem, a pan Tomago otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
- Naprawdę?
- Tak - odpowiedziałem, wzruszając ramionami. - Nie raz powiedziała mi, że bardzo za nią tęskni.
   Pan Tomago zareagował dziwnie. Początkowo skrzywił się, a w jego ciemnych oczach zakwitły łzy.
- Nie zrozum mnie źle, Hiro. - wyszeptał. - Żałuję tylko, że nie otworzyła się z tym przede mną, swoim ojcem, tylko przed tobą.
- Ja sam nie wiem, jak to jest możliwe - przyznałem z uśmiechem.
- Ale ja wiem - powiedział poważnie pan Tomago, ale nie próbował tego wyjaśniać. Tylko spojrzał na mnie badawczo i po chwili powiedział: - Jesteś podobny do swojego ojca, Hiro.
   Potrzebowałem chwili, by się otrząsnąć z tego, co usłyszałem. Mojego ojca? Skąd on właściwie znał mojego ojca. Zapytałem go o to z szokiem w głosie, ale pan Tomago wciąż obserwował mnie z uwagą.
- Przyjaźniłem się z twoim ojcem na długo przed tym, jak poznał twoją mamę. Naprawdę żałuję, że tak potoczyły się ich losy. Szczerze ich opłakiwałem.
   Nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć. Czułem wewnątrz pustkę, jakbym tak naprawdę nie miał rodziców. Ciocia Cass rzadko mi o nich wspominała. Za każdym razem, gdy to robiła, zaczynała płakać. Bardzo kochała swoją siostrę, a naszą mamę. Tylko Tadashi wciąż wspominał rodziców, choć on sam nie pamiętał ich za dobrze. Teraz, gdy umarł, sądziłem, że już od nikogo nie dowiem się, kim byli moi rodzice.
- Jaki był mój ojciec? - zapytałem cicho. Mój głos był tak słaby, że poczułem się wręcz zawstydzony przy panu Tomago. On jednak jakby nie zwrócił na to uwagi.
- Przede wszystkim uczciwy. I dobry. - po tych słowach zachichotał. - Tak naprawdę, gdyby nie te dwie cechy, nie poznalibyśmy się. Jako jedyny stawał w mojej obronie, gdy jeszcze obaj chodziliśmy do szkoły, choć nie raz przez to oberwał. Tak, był też odważny.
   Zaraz pomyślałem o Tadashim. Myślę, że to on bardziej wpasowałby się w te cechy niż ja. Zaraz przed oczami zobaczyłem zdeterminowaną minę brata, gdy wbiegał do płonącego Instytutu. Na samą myśl odwróciłem wzrok, maskując wszelkie uczucia, które wypłynęły na moją twarz.
- Więc w takim razie nie jestem do niego podobny - powiedziałem, tym razem pilnując, by mój głos brzmiał mocniej i chyba mi się to udało.
   Pan Tomago popatrzył na mnie z ukosa.
- Twierdzisz, że się mylę? Dobrze znam się na ludziach.
- Nie twierdzę, że pan się myli - powiedziałem z naciskiem. - Twierdzę, że pomylił mnie pan z moim bratem. Wiedział pan, co robiłem ja, gdy on próbował pomagać innym?
   Pan Tomago uśmiechnął się.
- Nie mówię o twojej przeszłości, tylko o tym, jaki jesteś teraz - naciskał. - Każdy popełnia w życiu błędy, ważne, żeby wyciągać z nich wnioski.
   Odetchnąłem, wpatrując się w złączenia kafelek na podłodze. pan Tomago był stanowczy i inteligentny - to typ ludzi, z którymi ciężko się rozmawia, zwłaszcza, gdy są od ciebie starsi. Poza tym w głębi serca czułem, że nie ma racji. Zawsze byłem przeciwieństwem Tadashiego.
- Mówił pan, że nie znał mojej mamy? - zapytałem, jakbym chciał zmienić temat, chociaż rzeczywiście tak było.
- Nie, - uśmiechnął się pacjent. - nie mówiłem, że jej nie znałem. Powiedziałem, że poznałem wcześniej twojego ojca.
- Więc znał pan moją mamę? - zapytałem, czując narastającą ciekawość. Wreszcie znalazłem kogoś, kto mógłby odpowiedzieć mi na pytanie, kim tak naprawdę jestem.
- Oczywiście poznaliśmy się dzięki twojemu ojcu. Była to bardzo inteligentna kobieta i z tego, co mówił mi Keiji, nigdy się nie poddawała. Hmm, może ta cecha bardziej przypadnie ci do gustu? - zaśmiał się cicho pan Tomago. Nie wiedzieć, czemu moje myśli od razu powędrowały ku GoGo. Zarumieniłem się, wiedząc, że pan Tomago na pewno nie odkryje znaczenia tego gestu. - Tak, czy inaczej Sayuri zawsze otaczała się złymi ludźmi, co było dość dziwne, bo ona sama wiecznie uciekała od tego towarzystwa. Keiji tak naprawdę za każdym razem starał się jej pomóc, ale zawsze coś szło nie tak. W dzień wypadku właśnie zdarzyła się taka sytuacja.
   Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia.
- Jaka?
- Twoja mama miała długi. Chciała studiować, ale zarobki twoich rodziców nie pozwalały im na to. Chciałem im pomóc, ale Keiji mnie nie słuchał. Poza tym długi twojej matki brały się jeszcze sprzed znajomości mojej i Sayuri. Myślę, że wtedy właśnie chcieli zapłacić swoim wierzycielom i...
   Pan Tomago przerwał nagle, patrząc na mnie ze wstydem.
- Wybacz, Hiro. Nie powinienem zaczynać tego tematu...
- Niech pan skończy - poprosiłem, czując, że rozpadam się od środka, słysząc o przeszłości moich rodziców. Dlaczego nikt mi nigdy nic nie powiedział? Czułem złość do Tadashiego i cioci Cass, ale nagle zrozumiałem, że być może nawet oni nic o tym nie wiedzieli.
- Dobrze - pan Tomago skinął głowa. - ale to tylko moje domysły. Nie bierz ich na poważnie. - Nie odpowiedziałem, wpatrując się z naciskiem w twarz pacjenta. Wiedziałem, że ta rozmowa go męczy, ale naprawdę musiałem poznać prawdę. - Myślę, że tej nocy zdarzyło się coś więcej niż tylko błąd twojego ojca, który siedział wtedy za kierownicą.
- Więc twierdzi pan, że mogłaby to być wina tych wierzycieli? - zapytałem, mając na myśli ludzi, którym pieniądze była winna moja mama. - Właściwie, to kim oni byli?
- Nikt tego nie wiedział. Sayuri ukrywała to przed wszystkimi, z wyjątkiem twojego ojca. Wiesz mi, żałuję, że tak potoczyły się ich losy - powtórzył, chcąc zakończyć już ten temat. Wiedziałem, że wystarczająco go zmęczyłem ciągłymi pytaniami i podejrzeniami. Kiwnąłem tylko głową ze smutkiem, mówiąc:
- Powinien pan odpocząć.
- Tak - odetchnął, zamykając przy tym oczy. - Nam wszystkim przyda się odpoczynek. To była ciężka noc.
   Wstałem, tym razem uważając na skrzypiące krzesło, które tak naprawdę obudziło wcześniej GoGo. Pożegnałem się uprzejmie z panem Tomago, który uśmiechnął się, wciąż patrząc na mnie z uwagą. Zastanawiałem się, czy aż tak przypominałem mu moich rodziców, czy była to zwykła ciekawość co do mojej własnej osoby. Tak, czy inaczej, czułem większy szacunek do osoby leżącej w tej sali. Przez bliską znajomość z moimi rodzicami stał się niemal członkiem mojej rodziny.
   Nie musiałem długo szukać GoGo. Siedziała w poczekalni, opierając głowę o ścianę. Wiedziałem, że śpi. Usiadłem obok, zakrywając twarz dłońmi. Musiałem przemyśleć tak wiele spraw. Sam nie wiedziałem, czy uda mi się zasnąć, gdy w mojej głowie pojawiały się coraz to różne myśli. W końcu poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu. Gdy się obróciłem, zobaczyłem GoGo, patrzącą na mnie niemal tak czujnym spojrzeniem, jak jej ojciec.
- Coś się stało? - zapytała z troską. Zaprzeczyłem ruchem głowy, patrząc zmęczonym spojrzeniem na przeciwległą ścianę.
- Nic, po prostu jestem zmęczony - odparłem cicho.
- Coś się stało - powtórzyła, ale tym razem już o to nie pytała, jedynie stwierdzała fakt. Westchnęła tylko i położyła swoją głowę na moim ramieniu, przytulając się do mnie. - Nie mam już siły, by się z tobą kłócić. Po prostu powiedz mi, co jest grane.
   Uśmiechnąłem się lekko, patrząc na jej zmęczoną twarz. Sam nie wiem, czemu, ale mógłbym to robić godzinami. W końcu odwróciłem wzrok, wpatrując się w swoje dłonie.
- Jak odpoczniesz - powiedziałem tylko. Ku mojemu zdziwieniu GoGo nie próbowała zmienić mojego zdania, jedynie westchnęła i zaraz potem usłyszałem jej cichy i regularny oddech.
   Gdy upewniłem się, że spała, objąłem ją ramieniem i sam przytuliłem się do niej. Wkrótce moje oczy także się zamknęły, a hałasy szpitala zostały już tylko myślą w mojej głowie, którą łatwo można było odepchnąć.

Dobra, wiem, że minęło te 10 dni ale każdy pielgrzym musi się trochę zregenerować :D tak, czy inaczej krótki kom na temat tego czasu - jeśli będziecie się kiedykolwiek zastanawiać nad pielgrzymką, to radzę iść :D skoro ja, taka słabowita istotka, doszłam na Jasną Górę, to każdemu się to uda ;D

A co do rozdziału, to mam nadzieję, że się spodoba :)) cieszę się, że nareszcie blog ruszył i się nim zainteresowaliście, dziękuję za wszystkie miłe komentarze, naprawdę. Postaram się na nie odpisywać, ale wolałam teraz zając się pisaniem tego rozdziału niż odpowiadaniem, wybaczcie :)

9 komentarzy:

  1. Oui!!!! Dzięki, że pierwszy wpis był właśnie na tym blogu :D
    Moje odczucia? Hmm... Te długi i wierzyciele są trochę podejrzani. Oby tylko Hiro nie wpadł na pomysł poszukania tych "ziomków"... Dobra, to kiedy będzie realizacja "projektu: Niewidzialność w akcji"? Jakby co, to ja czekam na jakieś pairingi... :P O:D
    Odbiegając od tematu: świątynia w Częstochowie nie wywołała na mnie takiego wrażenia jak cerkiew w Supraślu. Może to dlatego, że byłam trochę młodsza? Trzeba jednak przyznać, że prawosławni mają bardziej "uduchowione" i melodyjne msze. Co ciekawe, odprawiają je w języku staro-cerkiewno-słowiańskim: każdy go zrozumie, ale na początku się trochę "zlewa".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tfu, język cerkiewno-słowiański (bez cząstki stary) :D

      Usuń
    2. Tak właśnie ze względu na Cb napisałam tutaj :3 a co do cerkwi to myślę że to dość interesujący temat :)) a co do duchowości to chyba bardziej zależy od ludzi niż od świątyni :) wiem bo w swoim kościele też nie czuję "tego czegoś", co np właśnie na JG czy choćby w Legnickim Polu ;)

      Usuń
    3. Ta... Chyba większość tak ma...
      Dobra, kiedy nastąpi realizacja, ehem, "niecnych" planów (w dowolnej postaci z dowolnymi postaciami)?

      Usuń
  2. A dodac że Hiro znalazł psa rasy czilala i ja weźmie do domu i nada imię Diana?

    OdpowiedzUsuń
  3. Wróciłaaaaaaś !!:D To pan Tomago znał rodziców Hiro?! Świat się kończy! :P W co też się ci biedni ludzie wplątali. Ehh. Może teraz Hiro zbliży się bardziej do rodziny Tomago? W każdym razie widzę, że z Go Go są coraz bardziej przywiązani. Wszyscy bohaterowie to widzą nie oni sami. :P Ogólnie rozdział super! ;)
    Fajnie, że pielgrzymka ci się udała i gratuluję wytrwałości! Życzę weny na dalsze rozdziały ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dziękuję ;* właśnie fajnie że zauważyłaś te stosunki między GoGo a Hiro bo naprawdę się zmieniły przez tą całą sytuację nie mówiąc o tym że już każdy z ich przyjaciół patrzy na nich jak na parę, nawet Baymax haha xd

    OdpowiedzUsuń
  5. Roznosi mnie ciekawość kiedy i jak trudno będzie się Go Go przełamać, żeby chociażby pocałować (kiedyś) naszego Hiro. Martwię się, że przez tego Ithaniego może się obawiać bliższego kontaktu z chłopakiem, nawet jeśli tym chłopakiem jest Hiro. W ogóle ciężko mi sobie wyobrazić tą dwójkę w takiej sytuacji. Tu nawet moja wyobraźnia wysiada :P Liczę na twoją ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz mi, akurat ten moment mam rozplanowany hahah :D <3

      Usuń