3/22/2015

Szybki obrót sprawy

   W ciągu jednego tygodnia udało mi się narysować kilka planów. Po pierwsze to, co wymyśliła GoGo na temat mojego stroju, ale postarałem się to bardziej złożyć do kupy. Wasabi i Honey pracowali nad tym w pocie czoła, ja zaś z niecierpliwością czekałem na efekty. Po drugie, do stroju Baymaxa postanowiłem dodać więcej magnesów - powód był prosty, po prostu chciałem, żeby każdy z nas, nie tylko ja, mógł latać na robocie. Dwa magnesy na pięć osób to jednak trochę mało... Oczywiście, do każdego kostiumu moich przyjaciół chciałbym dodać identyczne magnesy, co w moim starym kostiumie.
   Nikomu nie pokazywałem moich planów, bo między nimi kryło się coś jeszcze - strój GoGo. Chciałem się jej odwdzięczyć za pomoc. Zastanawiały mnie tylko słowa Wasabiego. Czyżby GoGo rzeczywiście nade mną skakała? Nie wiedziałem, co mam przez to rozumieć... wiecie, czy to dobrze, czy nie. Nie chciałem być traktowany jak dzieciak, ale uwaga GoGo... cóż, nie mogłem powiedzieć, że tego nie lubiłem.
   Pewnego dnia, gdy skończyłem dzisiejszą pracę z Baymaxem, postanowiłem zobaczyć, co u dziewczyny. GoGo od tygodnia nie przychodziła do uniwersytetu. Zadrżałem na myśl, że profesor Yoko może zareagować tak samo na wagary dziewczyny, jak na moje własne. Poza tym, chciałem się upewnić, że nic się jej nie stało.
- Baymax... Mógłbyś zostać w domu? Znaczy... - kurczę, jak miałem powiedzieć przyjacielowi, żeby dał mi na chwilę spokój? I tak wystarczająco głupio czułem się w towarzystwie GoGo, a robot mi to jeszcze utrudniał, bo przypominał wszystkim, jaki jestem zależny od innych.
- Idziesz do GoGo? - zapytał. Tadashi zaprogramował mu jakiś czytnik myśli, czy co? A może po prostu to ze mnie zeskanował, jak chorobę?
- Tak, ale nie mów cioci Cass, wiesz jak ona zareaguje - wywróciłem oczami. Dopóki ciocia nie mieszała się w moich znajomych, byłem bezpieczny od ciągłych pytań i min, które zawsze coś sugerowały. Naszła mnie teraz dziwna myśl. Co zrobiłby Tadashi w tym momencie? Wyśmiał mnie, zachował to w tajemnicy, czy wzruszył ramionami i traktował moją troskę o GoGo jako coś normalnego? Otrząsnąłem się z tych melancholijnych myśli. Wiem, że to one sprowadzały mnie na sam dół. Nie chciałem powtórki z mojego stanu psychicznego zaraz po śmierci brata. Szokowało mnie tylko to, że przyzwyczaiłem się do wciąż pustej części naszego wspólnego, połączonego ze sobą pokoju. Nie przeszkadzał mi widok zaścielonego łóżka Tadashiego, ani wyczyszczone schludnie biurko, przy którym mój brat opracowywał kiedys plany stworzenia Baymaxa. Ciocia Cass chciała usunąć z domu choćby te rzeczy, które zajmowały dużo miejsca, mówiła, że i tak mieszczę się w dość ciasnym pokoju, a usunięcie kilku przedmiotów niewiele by zmieniło. Stanowczo odmówiłem.
- Hiro, nie chcę, żebyś nigdzie wychodził - powiedział Baymax. Zmarszczyłem brwi.
- O co ci teraz chodzi?
- Nie jesteś sobą, zmieniasz się. - mówił dalej. Zastanawiałem się, o co mu właściwie chodzi. Nie przypominam sobie żadnej sytuacji, w której mógłbym zachować się inaczej, niż zawsze.
- Zmiany są dobre - burknąłem pod nosem. Baymax stanął mi na drodze.
- Czy mam cię siłą zatrzymać, czy wolisz posłuchać moich rad? - spytał robot. Czułem się wściekły. Nie obchodziło mnie teraz jak złośliwie mogło to zabrzmieć, ale warknąłem tylko:
- Jestem zadowolony z mojej opieki.

 ...

   Idąc pustym chodnikiem, czułem wyrzuty sumienia. Pierwszy raz potraktowałem przyjaciela tak ostro. Właściwie czemu? Nie rozumiałem tego. Teraz Baymax siedział w pudle, a ja miałbym się cieszyć wolnością? W życiu. Nie chciałem, żeby to tak wyszło. Postanowiłem, że przeproszę robota, kiedy tylko wrócę do domu.
   Kiedy zauważyłem znajomy dom, którego podpalany kolor dachu przypominał mi obrazki z książek w jednej ze szkół z rysunkami pierwszych pałaców cesarskich w Chinach. Miały ten sam charakter, ale inne, japońskie wykończenia, co wystarczająco wskazywało na pochodzenie rodziny. Zastanawiałem się, czy chcę tak naprawdę tam wchodzić. Co miałbym niby powiedzieć? Nie wiem, czemu, ale normalne czynności, jak odwiedzenie przyjaciółki po długiej nieobecności na uniwersytecie, sprawiało mi taki problem. Po co ja się tym wszystkim przejmuję, skończyłem moje durne rozmyślania i po prostu wcisnąłem dzwonek do drzwi.
   Myślałem, że tak, jak poprzednim razem, drzwi otworzy mi pan Tomago, ale w drzwiach stanęła GoGo. Kiedy ją zobaczyłem, zachciało mi się śmiać. Była ubrana w piżamę, w dodatku jej włosy wyglądały, jakby przez jej dom przeszedł huragan. Na mój widok otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. Pierwszy raz widziałem ją bez makijażu i musiałem przyznać, że nie widziałem zbyt wielkiej różnicy. Dalej miała fiołkowe oczy i pewne siebie spojrzenie, blade policzki, teraz pokryte delikatnym rumieńcem i małe usta.
- Hiro? - spytała ze zdziwieniem.
- Nie, Baymax - odpowiedziałem z uśmiechem. Kąciki ust dziewczyny uniosły się, po czym schowała się za drzwi, wpuszczając mnie do środka.
   Kiedy wszedłem do holu, pomyślałem, że padnę z wrażenia. Miałem poczucie, że cofnąłem się o kilkadziesiąt lat do tyłu.
   Ściany holu były gładkie, ale przykryte rozmaitymi szkicami i herbami, czasem w oko wpadły mi też kopie starej broni, jakby ukradzionej z antykwariatu. Od drzwi natychmiast uderzył mnie zapach imbiru i kawy. Zgadywałem, że GoGo dopiero się obudziła i przygotowywała sobie śniadanie.
- Poczeka, tylko się ogarnę - mruknęła dziewczyna, po czym zostawiła mnie na chwilę w holu.
   Przechodziłem z jednego obrazu do drugiego, wcale mnie to nie nudziło. Próbowałem objąć wzrokiem każdy centymetr bezcennych dzieł i zarejestrować moją fotograficzną pamięcią. W niektórych momentach takie rzeczy się przydawały. Mógłbym ślęczeć godzinami w tym jednym pomieszczeniu, podziwiając wszystko po kolei. Nie żebym był jakimś wielkim fanem sztuki, po prostu czasem takie rzeczy się przydawały, pobudzały moją bardziej wrażliwszą część mózgu.
   Dosłownie minutę potem, po drewnianych, prawdopodobnie zrobionych z drewna wiśniowego, sądząc po barwie, schodach zeszła GoGo, czesząc jeszcze włosy w pośpiechu. Fioletowy kosmyk wił się nieznośnie, nie potrafiąc ułożyć się z resztą.
- Wybacz, Hiro, trochę jestem przemęczona - powiedziała, jakby chcąc mnie uspokoić. - Jak komuś powiesz, w jakim stanie mnie zobaczyłeś, to lepiej każ od razu Baymaxowi spisać twój testament - zmieniła swój ton na nieco mniej milszy, wskazując na mnie groźnie palcem. Roześmiałem się.
- Spokojnie, raczej grozi mi to bardziej z jego strony - GoGo nie zrozumiała, ale chyba nie chciała pytać albo w dalszym ciągu była zbyt zmęczona, by cokolwiek załapać.
- A cosz to się stało, że sam Hiro Hamada zapragnął mnie odwiedzić? - spytała teatralnym tonem, wskazując na drzwi do kuchni. Gdy stanęliśmy w pomieszczeniu, nie mogłem dopatrzeć się żadnego elementu, wskazującego na tradycyjnojapoński styl, panoszący się w tym miejscu. Normalna, nowoczesna kuchnia, na jaka mogli sobie pozwolić bogatsi mieszkańcy San Fransokyo. Pomimo całego przepychu pomieszczenia, nie mogłem zignorować atmosfery, przykrywającej to miejsce. Na stole stał pusty kubek po kawie - zapewne pana Tomago i dzisiejsza gazeta.
   Wzruszyłem ramionami, udając obojętność.
- Po prostu chciałem wiedzieć, co się z tobą dzieje. Nie przychodzisz na zajęcia... - mruknąłem. Usiedliśmy przy zgrabnym stole, GoGo westchnęła.
- Zastanawiam się, czy nie porzucić studiów, Hiro - powiedziała ot tak, ale mną osobiście ta wiadomość wstrząsnęła.
- Żartujesz sobie?! - wykrzyknąłem, nie potrafiłem powstrzymać emocji. - Jesteś na najlepszym uniwersytecie w tym kraju, a ty chcesz z niego zrezygnować?!
   GoGo wzruszyła ramionami, tak jak ja przed chwila, tylko ona była o niebo lepszą aktorka ode mnie.
- Hiro, ja wcale nie jestem taka... Nie pasuję do reszty studentów - GoGo próbowała mi chyba coś wytłumaczyć, ale niezbyt rozumiałem, co ona do mnie mówiła. - Inni w spokoju znoszą porażki, ja nie wytrzymuję i wpadam w stan "cholerycznego geniusza" - tu wyciągnęła w każdej dłoni dwa palce i poruszyła nimi, naśladując cudzysłów - Inni rozwijają swoje dawne projekty, ja cały czas szukam nowych inspiracji. Poza tym nie mogę dzielić nauki z motoryzacją, już ci mówiłam, że jedno drugiemu nie służy. No, tak naprawdę nie do końca, są pewne granice, a jak je wyczerpiesz, nie masz pomysłów, Hiro.
   GoGo chwyciła do ręki swój niebieski kubek z białymi kropkami i wzięła spory łyk. Nagle wszystko pojąłem. Czy to nie dziwne, że studentka o czwartej po południu dopiero budzi się i je śniadanie? Złączyłem to z gadką GoGo na temat motoryzacji i braku czasu, by łączyć ją z nauką i wszystko zrozumiałem. Poczułem narastający gniew.
- Bierzesz udział w tych cholernych wyścigach - warknąłem. GoGo a mały włos nie wypluła kawy, którą właśnie piła.
- Jak ty to...
- To dlatego chcesz rzucić studia? Chcesz wrócić do nielegalnych zakładów i całego tego zamieszania, tylko dlatego, że chcesz się bawić w wyścigi?! Proszę bardzo - warknąłem, wstając. GoGo szybko wyskoczyła przede mną  zatrzymała mnie.
- Hiro, nic nie rozumiesz. Poczekaj, chcę ci coś powiedzieć! - wyminąłem ją, kierując się wolno w kierunku wyjścia.
   GoGo nie wytrzymała i krzyknęła:
- Czy ty naprawdę nic nie rozumiesz?! Myślisz, że po co biorę w tym udział? - spojrzałem na dziewczynę. jej oczy zaświeciły groźnie. - W tych wyścigach bierze udział Ithani. - powiedziała cicho, przy imieniu chłopaka jej głos zadrżał. Przełknęła głośno ślinę. - Jeśli to, co mówi Callaghan to prawda, to musimy go znaleźć jako pierwsi, nim on znajdzie ciebie. Myślisz, że znowu ładowałabym się w to bez powodu?
- Nie rozumiem - przyznałem, stojąc bez ruchu. - Więc po co go szukasz? To chyba ja powinienem to robić zamiast bawić się w naukowca.
   GoGo wywróciła oczami.
- Każdy z nas wie, że Yoko naciska na ciebie. Kiedy niby miałbyś go szukać? I tak zarywasz noce i dnie na wynalazkach, których i tak nigdy nasza kochana pani profesor nie zobaczy na oczy - miała na myśli nasze kostiumy, nad którymi pracowałem. - Poza tym, mnie nie wyrzuci, mój tato opłaca część uniwersytetu, jeśli mnie zwolnią, Yoko ucierpi na tym o wiele bardziej niż ja.
   Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia. No tak, ona mogła sobie pozwolić na tydzień laby, ja już nie. To było cholernie nie fair.
- Więc szukasz Ithaniego, żeby nie dopadł... mnie? - zapytałem, uświadamiając sobie w jednej chwili to, o czym mówił Wasabi. Twarz GoGo usiłowała ukryć emocje. I robiła to bardzo dobrze, bo nie wiedziałem, jakie konkretnie uczucia kryła.
- Takie to dziwne? - spytała wymijająco. - Przecież ja jako jedyna z nas poznałam go osobiście, Ithaniego już dawno nie było, gdy pozostali przyszli do uniwersytetu.
- No tak, ale to nie zmienia faktu, że niepotrzebnie się starasz - próbowałem być przekonujący, ale GoGo zmierzyła mnie tylko wzrokiem.
- Niepotrzebnie? To zaprogramuj Baymaxa na tajnego detektywa, cwaniaku - prychnęła, ale uśmiechnęła się zaraz po tym. Nie potrafiłem nie odwzajemnić uśmiechu.
   GoGo zarzuciła na siebie kurtkę i poszliśmy na spacer. Gadaliśmy chwilę o błahostkach, ale już wkrótce zmęczyły mnie takie tematy i wyskoczyłem z:
- Mówiłaś, że nie jesteś jak Wasabi - przypomniałem jej. Chyba nie rozumiała, o czym mówię. - Że nie jesteś taka skryta jak on.
   GoGo wzruszyła ramionami, popijając sok, który kupiła przy ostatniej budce, kilka ulic stąd.
- Bo nie jestem.
- Czyżby Gogiyo? - zaśmiałem się, ale GoGo nie było do śmiechu. W pierwszym odruchu zareagowała, jakby chciała rzucić we mnie sokiem, ale zrezygnowała, posyłając mi tylko jadowite spojrzenie.
- Nie nazywaj mnie tak - warknęła cicho.
   Teraz to ja wzruszyłem ramionami.
- Niby czemu? Na razie to jedyne, co o tobie wiem. - strzał w dziesiątkę, nie mogłem tego nie zauważyć. Przez twarz mojej przyjaciółki przemknął zamyślony wyraz. Nie przyzna mi racji, tego mogłem być pewien.
- Ja o tobie nie wiem wcale o wiele więcej - mruknęła. - Znałam Tadashiego, więc myślałam, że będziesz do niego bardziej podobny, ale się myliłam.
   Nie wiedziałem, o czym ona mówi. Spokojnie mijaliśmy przechodniów, w ogóle się nie spiesząc. Potrzebowałem takiego odpoczynku, a pędzące obok samochody wcale mi nie przeszkadzały, zdążyłem się do nich przyzwyczaić.
- Tak? - zapytałem ze zdziwieniem. - Aż tak się od niego różnię?
- No, w sumie to tak - GoGo przybrała rzeczowy ton, idąc swobodnie. - Po pierwsze nie jesteś taki poukładany i odpowiedzialny jak on, po drugie masz szalone i niebywałe pomysły, niekoniecznie altruistyczne, a po trzecie...
- Ja nigdy nie mógłbym poświęcić życia dla kogoś innego... - szepnąłem. Dobrze wiem, że to właśnie miała na myśli. To prawda nigdy nie odważyłbym się na tak bohaterski czyn. W tym przypadku nie dorastałem tadashiemu do pięt. GoGo stanęła nagle i złapała mnie za ramiona. Zauważyłem, że jesteśmy równi wzrostem.
- Hiro, przecież właśnie to robiłeś, ratując Abigail. I nie mów - przerwała mi, gdy chciałem coś powiedzieć - że to wyłącznie zasługa Baymaxa, bo sami widzieliśmy, jak wskakujesz na robota i obydwoje ruszacie jej na pomoc. To była tylko i wyłącznie twoja decyzja, Hiro.
   Popatrzyłem na nią ze zwątpieniem. Nie wierzyłem, w to, co mówiła. Nie zrobiłem tego dla Abigail. Ani dla Callaghana. Ale dla Tadashiego. On poświęcił swoje życie dla Callaghana. Ja postanowiłem odwdzięczyć się bratu, robiąc to samo i wtedy tylko o nim myślałem.
   Nagle GoGO upuściła swój sok na chodnik. Staliśmy naprzeciwko kawiarni cioci Cass. Wokół stały trzy wozy policyjne. We wszystkich świeciły się koguty, dając jasny znak, że stało się coś złego.

1 komentarz: