- Ał! - mruknąłem, wbiegając do pokoju. Słyszałem za plecami dźwięk uruchamiającego się Baymaxa, podczas gdy ja sam szukałem bluzy pod łóżkiem.
- Hiro, czujesz się już lepiej? - zapytał robot.
- Nie do końca, znaczy... - wreszcie znalazłem bluzę. Leżała na oparciu fotela. Gdzie ja mam głowę?
- Martwisz się - Baymax już zdążył mnie zeskanować.
- Ja? Nie no, skąd - mruknąłem. Czułem, że pocą mi się ręce. Co ja wygaduję, martwię się jak cholera. - Dobra, może trochę, ale jesteś mi potrzebny, przyjacielu. - zakładałem w biegu trampki, jednocześnie mówiąc do robota.
- Jestem tu, by ci pomagać.
- Świetnie, Baymax, zeskanowałeś GoGo, prawda? - spytałem, przyglądając się robotowi. Błagam, powiedz, że tak. Od kiedy skanował całe miasto minęło sporo czasu, a GoGo mogła przeciez znajdowac się poza granicami.
- Tak, wiele razy, dlaczego pytasz? - Baymax rozejrzał się, jakby źródło mojego problemu znajdowało się w moim pokoju. Super!
- Możesz ją znaleźć? - spytałem szybko. Naprawdę się spieszyłem. Baymax chyba specjalnie utrudniał całą sytuację. Na pewno chciał się dowiedzieć więcej, na temat źródła mojego problemu. Często to robił. Kiedy chodziłem markotny, potrafił zadać kilkadziesiąt różnych pytań, by dowiedzieć się, co jest przyczyną. Zajmowało mu to wiele godzin, serio.
- Tak, jest na południu miasta. Na pewno chcesz tam iść? - spytał.
- Taak! - wykrzyknąłem, łapiąc go za rękę i ciągnąc w dół, po schodach.
...
Baymax zaprowadził mnie do dużego domu w tradycyjnym, japońskim stylu. Cała dekoracja budynku wyglądała jak sprzed jakiś dwustu lat. Nie, to nie mógł być dom GoGo, uświadomiłem sobie. Dokoła domu widziałem tradycyjny ogród Zen i drzewka Bonsai zasadzone według jakiegoś schematu, którego nie potrafiłem pojąć.
- Baymax, to nie może być tu - powiedziałem, gdy robot wcisnął dzwonek do drzwi. - Baymax! - krzyknąłem, ale w tym momencie w progu pojawił się niski mężczyzna z siwą bródką i brązowymi oczami, które skądś kojarzyłem. Wyglądał na bardzo rozsądnego i spokojnego, ale nie był zaskoczony ani moim widokiem, ani, o dziwo, widokiem Baymaxa.
- Słucham? - zapytał uprzejmie. - Potrzebujecie czegoś?
Potrzebowałem chwili, by odpowiedzieć.
- Czy w tym domu mieszka Go Go Tomago? - zapytałem cicho, przełykając głośno ślinę. Mężczyzna uśmiechnął się.
- Domyśliłem się, że musicie być z uniwersytetu. Ty jesteś Hiro, prawda? - zdziwiło mnie, że ten mężczyzna mnie znał. Czyżby GoGo coś mu o mnie mówiła?
- Taak, chciałbym koniecznie porozmawiać z GoGo - poprosiłem. Baymax patrzył właśnie na motyla, lądującego na dużym błękitnym kwiatku, których było mnóstwo przy wejściu. Miałem ochotę trzepnąć robota w ramię, żeby się ogarnął.
Mężczyzna uśmiechnął się ciepło.
- Gogiyo siedzi w ogrodzie, łatwo tam trafić, jest tuż za domem - wyjaśnił mi pan Tomago. Gogiyo? - pomyślałem. Znaczy, domyśliłem się, że GoGo to nie jest jej prawdziwe imię, ale nie domyśliłbym się, że mogłaby mieć na imię Gogiyo. Zaraz, już wiem, skąd kojarzę to imię! Najsłynniejsza gejsza-śpiewaczka ubiegłego stulecia. Uczyłem się na tym w drugiej klasie liceum. - Baymax może tu zostać, jeśli chcesz - mrugnął do mnie tato GoGo.
- Baymax, zostaniesz? - spytałem. Głupio, że o to pytam.
- Kiedy ostatni raz zostawiłem ciebie samego, sąsiedni budynek wybuchł, a ty prawie do niego wbiegłeś. - oczy pana Tomago otworzyły się. Na pewno nie wiedział o wypadku. I na pewno nie wiedział, że GoGo tam była razem ze mną, domyśliłem się. Ciekawe, jak wytłumaczyła ranę na policzku.
- Heheh - uśmiechnąłem się dość sztucznie, spoglądając na gospodarza. - Te roboty... Baymax tu zostanie, nie będzie sprawiał kłopotów - obiecałem, po czym zbiegłem z tarasu, skręcając w prawo i modląc się, żeby robot jednak został w domu rodziny Tomago.
Kiedy zauważyłem, że jestem sam, a Baymax został w tyle, zwolniłem nieco, przyglądając się pokaźnemu ogrodowi. Park, w którym nie tak dawno byłem z Honey nie umywał się do tego, co miałem przed sobą. Nie mogłem oderwać wzroku od majestatycznych drzewek, krótko przystrzyżonej trawy i bujnym kwiatom, rozlanym tu i ówdzie jak krople w morzu.
Kiedy w końcu doszedłem za dom, a trochę mi to zajęło, zauważyłem dość pokaźny staw, przy którym wyłożony był kawałek posadzki, zlewający się z przejrzystą wodą. Na brzegu siedziała GoGo po turecku, z głową zwieszoną nisko.
Podszedłem nieśmiało. Co miałem jej powiedzieć? Co ja tu w ogóle robiłem?Kiedy byłem bliżej, zauważyłem, że jej policzki świecą się od łez. Zerknęła na bok, zakładając maskę obojętności, jak zawsze, gdy byliśmy w szerszym gronie. Trochę zabolało mnie, że znowu przy mnie udaje.
- Hiro? Co ty tu robisz? - spytała dość szorstko, ale nie ruszyła się z miejsca. Zignorowałem to i usiadłem obok niej na posadzce.
- Co się stało? - spytałem cicho. - Co to były za wspomnienia?
GoGo zmarszczyła się. Domyśliłem się, że maskowała następny przypływ szlochu. Wolałem już, żeby płakała.
- Nie powinieneś ich widzieć - warknęła.
Siedzieliśmy jakiś czas w ciszy. GoGo wpatrywała się w staw, ignorując moją obecność. Zastanawiałem się, czy nie powinienem sobie pójść, kiedy przypomniałem sobie, po co tutaj przyszedłem.
- Ty zrobiłaś te neuroprzekaźniki, prawda? - GoGo zwróciła na mnie swoje opuchnięte oczy. Nie patrzyła na mnie ze złością, ani ze smutkiem. Było to łagodne spojrzenie, takie samo, jakie widziałem u pana Tomago, gdy zauważyłem go wtedy w progu.
Nagle, jakby czytając mi w myślach odwróciła wzrok.
- Kto ci to powiedział? - mruknęła. Wrogość w jej głosie słabła, czułem to. Westchnąlem.
- GoGo, po co ty to... Przecież... - sam nie potrafiłem nawet ułożyć jakiegoś normalnego zdania. GoGo uśmiechnęła się. Odetchnąłem z ulgą, ostatnio coraz rzadziej widzę uśmiech na jej twarzy.
- Czemu zrobiłam neuroprzekaźniki, ha? Po prostu wiem, jak to jest, gdy się kogoś traci, Hiro. - przypomniałem sobie chłopaka w wizjach GoGo i poczułem ucisk w żołądku.
- Ten chłopak był dla ciebie kimś ważnym, prawda? - spytałem cicho. Nie oczekiwałem odpowiedzi. Znałem ją. Nagle uświadomiłem sobie, dlaczego to zdanie brzmiało w moich ustach tak... dziwnie. Chyba byłem zazdrosny.
- Nie tak bardzo jak moja mama - szepnęła GoGo, uśmiechając się. Po jej policzkach spłynęły nowe łzy. Chciałem je wytrzeć, ale na szczęście w ostatniej chwili zrezygnowałem. Czy możliwe, że GoGo nie miała mamy? Że wychowywał ją tylko ojciec? Raczej nie brzmiało to tak, jakby jej rodzice po prostu się rozwiedli. - Miał na imię Ithani. - kontynuowała dziewczyna . - Wciągnął mnie w świat motoryzacji, to dzięki niemu zakochałam się w wyścigach.
- I w nim również - dopowiedziałem. GoGo zlustrowała mnie wzrokiem badawczo. Kiwnęła głową, co ledwie zauważyłem.
Przyjaciółka trzymała w dłoniach kawałek liny, który wiązała na wiele sposobów - dopiero teraz to zauważyłem. Wiele osób wykonywało takie czynności, by móc się uspokoić. GoGo nigdy nie wyglądała na rozemocjonowaną, ani nawet na wrażliwą. Jakim cudem nie radziła sobie ze swoim stresem i uczuciami?
- Odepchnął cię - szepnąłem, jakby upewniając się, co do tego faktu. - Nie był ciebie wart - dodałem po chwili.
Dziewczyna zwróciła na mnie swoją uwagę.
- Co ty wiesz na mój temat, Hiro? - spytała, przyglądając mi się.
Westchnąłem.
- Jesteś trochę jak Wasabi, nie dasz się poznać. - GoGo myślała nad moimi słowami, widziałem to, ale czułem, że mam rację. Moja przyjaciółka była trochę jak latawiec - nigdy nie można się było spodziewać, w którą stronę poleci.
- Nie masz racji - mruknęła pod nosem. Uśmiechnąłem się.
- Taa? To dlaczego udajesz całkiem inną niż jesteś naprawdę? - GoGo zmarszczyła brwi.
- Tak więc, jaka jestem naprawdę, panie znawco?
No to wpadłem, pomyślałem sobie, próbując uniknąć jej przeszywającego wzroku. Co miałem jej powiedzieć? Że jest miła, uprzejma, wrażliwa, dobra... No w jaki sposób? Przecież tego z siebie nie wyduszę.
Trochę to potrwało, ale w końcu otworzyłem usta.
- Bardziej się przejmujesz tym, co jest dokoła, niż to wygląda - powiedziałem. To nie była prawdziwa odpowiedź, ale nie była tez kłamstwem. - Poza tym, kiedy jesteśmy sami jesteś dla mnie o wiele milsza.
Oboje roześmialiśmy się. Dobrze się czułem w towarzystwie GoGo. Kiedy się śmiała, przypominałem sobie coś, co zostało niemal całkowicie zatarte z mojej pamięci. Śmiech mojej mamy. Obydwie śmiały się podobnie. Tadashi często wspominał, że pamięta mamę jako wiecznie uśmiechniętą i że my powinniśmy brać z niej przykład.
- No, może trochę, ale nie przesadzajmy - powiedziała GoGo, dalej śmiejąc się.
- Czemu nie powiedziałaś, że masz na imię Gogiyo? - spytałem, przypominając sobie o tym. GoGo natychmiast przestała się śmiać.
- Rozmawiałeś z moim ojcem? - zapytała.
- To on mi powiedział, gdzie jesteś. - odparłem. - Jest całkiem miły.
GoGo uśmiechnęła się.
- Tak, jest miły.
Zdziwiło mnie to. Sądziłem, że powie coś w stylu: nie jest wcale taki miły, jest okropny! A ona to tylko potwierdziła. Nie potrafiłem przyzwyczaić się do ciągłych zmian osobowości GoGo.
Siedzieliśmy w ciszy, a ja rozgryzałem zagadkę, którą była moja przyjaciółka. Zacząłem rozumieć, czemu siedziała tutaj, w ogrodzie. Nie słyszeliśmy nic, ani odgłosów z domu, ani pracujących pszczół w ogrodzie. Czułem się naprawdę odprężony, a siedziałem tu ledwie pół godziny.
W końcu GoGo oparła głowę na moim ramieniu, dalej wpatrując się w wodę. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Znowu czułem się głupio. W jakiś sposób przełamałem siebie, bo położyłem głowę na jej własnej, niemal przytulając się. Mógłbym tak siedzieć godzinami. San Fransokyo było jak jedna wielka maszyna pełen dymu, kurzu i hałasów. Tutaj czułem się, jakbym całkiem opuścił miasto, albo latał z Baymaxem, czując powiew świeżego, nie przesączonego paliwem powietrza.
- Czy neuroprzekaźnik ci pomógł? - spytała w końcu GoGo. W końcu usiadłem prosto, łapiąc się na tym, że wczuwam się w zapach włosów przyjaciółki.
- Niezbyt, znaczy... Już mi lepiej - odparłem, rumieniejąc się. Jak to dobrze, że GoGo nie widziała mojej miny...
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńTaki spokojny rozdział, i jeden z najlepszych :D
OdpowiedzUsuńAch, dziękuję <3 uwielbiam splatać ze sobą akcję i romantyzm :D hahahah tym razem tu było to drugie ;)
Usuń