3/09/2015

Ithani Evans

   Kiedy wróciłem do domu, cały czas myślałem o GoGo. Nie wiem, dlaczego. Nie mogłem się na niczym skupić już nawet następnego dnia, na uniwerku.
   Kiedy miałem wychodzić, zaczepiła mnie pani profesor Eve Yoko, następczyni Callaghana. Poczułem, że wpadłem w kłopoty.
- Dobrze cię widzieć, Hiro - uśmiechnęła się dość sztucznie. - Szkoda tylko, że po tak długiej przerwie.
   Nie odpowiedziałem, no bo niby co miałem jej powiedzieć? Pani profesor obrzuciła mnie wzrokiem, jakim chyba rodzice powinni obrzucać niegrzeczne dzieci. Nie wiem, przecież nie mam rodziców.
- Tak, chciałem panią przeprosić... - zacząłem, ale Yoko przerwała mi.
- Hiro, czy to nie dziwne, że zawsze coś się dzieje tobie? Jestem z tobą w tym wszystkim i wiem, że może nie zawsze sobie radzisz po śmierci Tadashiego, ale Hiro, na litość boską, skup się na nauce. Już wystarczająco straciłeś przez swoją depresję.
   Stałem tak, nie wiedząc, czy mam coś odwarknąć, czy lepiej siedzieć cicho. Co ją interesowało moje życie i to jak się czuję? To już jest moja sprawa. Jeśli trzeba, niech mnie wywalą. To i tak gorsze miejsce od tego, które stworzył tu Callaghan.
   Te słowa cisnęły mi się na usta, ale musiałem je jakoś zahamować. Chyba już lepiej to po prostu zignorować, pomyślałem sobie.
- ... więc jeśli zdarzy się coś jeszcze i nie przyjdziesz na zajęcia, nieważne czy choroba, czy umrze ci chomik, to wylecisz z naszej placówki od razu - warknęła, po czym skłoniła się grzecznie i odeszła. Miałem ochotę zadźgać ją jej własnymi buciorami, stukającymi o podłoże. Swoją drogą dziwne, że tak stara kobieta nosi chodzi na tak wysokich obcasach.
   Wzruszyłem ramionami i kopnąłem kamyk, leżący jak gdyby nigdy nic na chodniku.
   Gdy dotarłem do kawiarni cioci, wyczułem, że coś jest nie tak. Ciocia Cass zamknęła kawiarnię a sama wcinała lukrowane pączki. Denerwowała się.
- Cześć, ciociu - przywitałem się, całując ją w policzek.
- Hiro, musimy porozmawiać - zaczęła, odstawiając pączki.
- O niee, dzwoniła do ciebie Yoko?
- Co? - ciocia zmarszczyła brwi. Wtopa, mruknąłem pod nosem.
- Dobra, nieważne, o czym chcesz rozmawiać? - spytałem, zmieniając temat.
   Ciocia Cass westchnęła.
- Miałam dzisiaj telefon... Z więzienia. Profesor Callaghan prosił ciebie o rozmowę.
   Zamarłem. Prosił mnie? Znaczy... Co mu da rozmowa ze mną, czyżby Abigail zostawiła ojca samego i teraz chciałby, żebym ja wszystko naprawił? Albo może chciał mi podziękować za uratowanie życia jego córki?
   W umyśle wirowało mi tysiące myśli. Nie potrafiłem nad nimi zapanować.
- Co mu odpowiedziałaś? - zapytałem cicho.
- Chcę, żeby to była twoja decyzja, Hiro. - powiedziała ciocia poważnie. - Nie mogę cię tu siłą trzymać i nie będę cię namawiać, jeśli zdecydujesz inaczej. Masz szczęście, że prasa nadal nic nie wie.
   Ciocia miała rację. Co zrobiłby Tadashi? Na pewno poszedłby, pomyślałem. Odetchnąłem głęboko, po czym odpowiedziałem.
- Dobrze, porozmawiam z nim.

   Nie wiedzieć, czemu nie pozwolono mi na rozmowę twarzą w twarz z profesorem. Widzieliśmy się przez szybę i rozmawialiśmy przez telefon.
- Witaj, Hiro - powiedział smutno. Miałem wrażenie, że przybyło mu jeszcze raz tyle zmarszczek, od kiedy widziałem go ostatnim razem.
- Dzień dobry. Chciał mnie pan widzieć? - zapytałem. Profesor patrzył na mnie przepraszająco.
- Tak, Hiro. Chyba padło mi na mózg, że to robię.
- Nie rozumiem... - profesor był jakiś nieswój. Nie wyglądał na opanowanego i spokojnego jak za każdym razem, gdy miałem z nim do czynienia. To więzienie go niszczy. Zacząłem mu już współczuć.
- Hiro, chcę ci powiedzieć... Widzisz, ja... To, co zrobiłem. Nie byłem sam, znaczy... To nie ja podłożyłem ogień.
   Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia.
- Ale mówił pan...
- Tak, wiem, co mówiłem. Ale mój wspólnik miał pozbyć się wszystkich z sali kongresowej i dopiero podłożyć ogień. Nie wiedziałem, że Tadashi...
  Przerwałem. Nie chciałem znowu słyszeć o tej sytuacji i o moim bracie, zdołałem już przywyknąć do myśli, że to był wypadek. A może jednak nie?
- Nie powie mi pan, że teraz ten gość jest na wolności?
   Callaghan opuścił głowę.
- Hiro, człowiek popełnia mnóstwo głupich błędów. To był mój uczeń. Wyrzuciliśmy go za to, że był piromanem. Chciałem dać mu szansę, więc zaproponowałem mu współpracę...
- Co takiego? - prawie upuściłem słuchawkę. Nie chciałem tego słyszeć.
- Nie zastanawiałeś się nigdy, chłopcze, dlaczego budynek wybuchł zaraz po tym, jak Tadashi znalazł się wewnątrz? Normalny pożar zazwyczaj nie kończy się wybuchem i nie po kilku minutach. Wiesz mi.
   Opadła mi szczęka. Ktoś specjalnie mógł zabić Tadashiego? W głowie mi się to nie mieściło.
- Dlaczego pan mi to teraz mówi? - zapytałem słabym głosem.
   Callaghan znowu popatrzył mi w oczy.
- Bo chcę cię ostrzec. Chłopak zapewne będzie chciał się zemścić, ja sam nie czuję się teraz bezpiecznie, gdy ci o tym mówię. Hiro, uważaj na siebie. Wiem, że możecie dać sobie radę.
   Nie docierało do mnie, co mówił. Słyszałem jego głos, ale nie potrafiłem wszystkiego złożyć do kupy.
- Jak on się nazywa? - spytałem.
- Ithani Evans. Jego rodzina pochodziła ze Stanów. Jest szalenie niebezpieczny, Hiro. Uważajcie.
   Słuchawka wypadła mi z dłoni. Ithani? Nie mogłem odepchnąć od siebie łez GoGo i tego chłopaka, który zachował się jak... Hiro, spokojnie, myślałem. To niemożliwe, w tym mieście mieszka kilkaset tysięcy ludzi, tutaj może być kilka tysięcy chłopaków o imieniu Ithani. Jednak miałem silne przeczucie, że muszę połączyć te dwa wątki.
   Popatrzyłem na szyję, za którą siedział profesor. Dotykał dłonią szyby, wymawiając słowo "przepraszam". Jakiś ochroniarz szarpał go w stronę drzwi.
   Wróciłem wraz z ciocią do domu. Nie pytała o nic, byłem jej za to wdzięczny. No bo co miałem jej powiedzieć? Ściga mnie chory psychiczne chłopak, wspólnik Callaghana, który chce się zemścić.
    Postanowiłem jedno - nie będę siedział i tak po prostu czekał, aż mnie znajdzie. Cały wieczór przesiedziałem w garażu, ulepszając program Baymaxa.
- Cholera... - mruknąłem. Co jeśli zostaniemy rozdzieleni? Wtedy będę bezbronny. Program Baymaxa jest dobry, naprawdę dobry, ale to swój kostium muszę ulepszyć.
   Następnego dnia czułem się ledwie żywy. Poszedłem spać o czwartej i byłem niewyspany. W dodatku zasnąłem na wykładzie. Obudziła mnie dopiero Honey.
- Hiro, zdurniałeś? Yoko na ciebie patrzy.
   Zerknąłem nieporadnie w stronę siwowłosej pani profesor. Aż zamarzyłem, żeby w jednej chwili wyparowała.
   Przez cały dzień starałem się unikać moich przyjaciół. Domyśliliby się, że coś jest nie tak.
   Gdy po południu dalej pracowałem w garażu, nagle drzwi uchyliły się i zauważyłem GoGo. Nie chciałem z nią rozmawiać. Zwłaszcza z nią.
- Hiro, co ci jest? - spytała, krzyżując ręce. Obróciłem się do niej plecami.
- Nic mi nie jest, niepotrzebnie to sprawdzasz. - mruknąłem.
   GoGo usiadła ma biurku przede mną. Zdziwiło mnie jej zachowanie.
- Będę tu siedzieć, dopóki nie ogarnę, o co ci biega.
   Popatrzyłem na nią z powątpieniem.
- Tu? Znaczy na biurku?
- A nawet jeśli - wzruszyła ramionami.
   Westchnąłem, po czym wstałem i wziąłem ją na ręce. To wcale nie było takie trudne, była wyjątkowo lekka.
- Hiro, nie! - krzyczała, chociaż na jej ustach widniał uśmiech.
   Postawiłem ją na moim podwórku. To była delikatna sugestia, żeby wyszła. Już miałem wracać do garażu, gdy drzwi zamknęły się. Obróciłem się i zobaczyłem GoGo trzymającą w dłoni pilota.
- Serio myślisz, że jesteś taki sprytny? - spytała, śmiejąc się. Przyznaję, trochę poprawiła mi tym humor.
- GoGo, proszę, nie mam ochoty na żarty - mruknąłem jak zombie. Może serio powinienem się położyć?
- Okej, ale powiesz mi, co robisz - rzuciła mi pilota.
   Chyba nie miałem innej możliwości. Westchnąłem i otworzyłem garaż, GoGo szła za mną. Była typem człowieka, którego wyrzucisz drzwiami, a wróci oknem. Poza tym, chyba dobrze, że była tu ze mną.
- A więc, panie mózgowcu? - zapytała, gdy rozejrzała się i nie zauważyła nic podejrzanego, poza wiecznym bałaganem.
   Otworzyłem laptopa i pokazałem jej prototyp mojego nowego stroju. Był połączeniem stroju każdego z nas - mogłem latać jak Baymax, być szybki jak GoGo, wytrzymały jak Honey, lekki jak Fred i niebezpieczny jak Wasabi.
   Cząstkę każdego z nich zamknąłem w moim projekcie. GoGo otworzyła oczy ze zdziwienia.
- I nie mów mi, że siedzisz nad tym dzień i noc, bo naszła cię wena twórcza.
   Zaprzeczyłem ruchem głowy. Modliłem się, żeby nie spytała o co chodzi, ale zaraz nastąpiło pytanie:
- Więc co się stało od dwóch dni, Hiro? Wiem, że kawiarnia była nieczynna. Chcieliśmy ciebie odwiedzić. Twoja ciocia milczy jak zaczarowana, mówi, że jeśli będziesz chciał, to sam nam powiesz.
   Błagam, GoGo, wyjdź cisnęło mi się na usta. Byłem na granicy rozpaczy. Musiałem coś robić, nie mogłem myśleć o mordercy mojego brata.
- Jak miał na nazwisko Ithani? - spytałem cicho. Twarz GoGo zmieniła się, wszystkie uczucia zniknęły, pozostawiając maskę obojętności.
- Po co pyt...
- Jak się nazywał?! - krzyknąłem, nie patrząc na nią.
- Evans - szepnęła. - Ithani Evans. Hiro, co...
   Nie wytrzymałem.  Cisnąłem laptopem o ścianę, niemal tak, jak GoGo rzuciła ostatnio neuroprzekaźnik. Zrzuciłem z biurka wszystkie książki, przedmioty, jakie tam leżały. GoGo próbowała złapać mnie za ręce, ale nie zdążyła. Pamiętam to jako jedną, wielką czarną plamę w mojej pamięci, potok furii.
   Nagle poczułem uścisk na szyi. Mocny uścisk. Zauważyłem, że GoGo mnie przytula i że cała drży. Byłem taki skołowany, że nie wiedziałem, co mam robić. Co się ze mną dzieje? Popatrzyłem na swoje dłonie. I na cały garaż, który wyglądał teraz jak po przejściu tornada.
   W końcu przytuliłem dziewczynę, po moich policzkach płynęły łzy, ale mało mnie to interesowało.
   Staliśmy tak może kwadrans, może pół godziny, nie wiem. Wiem, że po raz pierwszy poczułem wsparcie. Tak jak wtedy, gdy mój brat żył. Zawsze wierzył we mnie. Z GoGo było dość podobnie. Tyle, że ja nie chciałem traktować jej jak siostrę. Była dla mnie kimś bliższym...

2 komentarze:

  1. Uuuuu....
    robi się ciekawie
    czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku tajemniczo, później śmiesznie, a na koniec słodko. Lubię takie rozdziały :) Czekam...

    OdpowiedzUsuń