6/21/2015

Próba

   Musieliśmy podzielić się na dwie grupy - jedna miała pomagać zrealizować projekt Honey, która obiecała mi zająć się złapaniem Ithanego, gdy już go znajdziemy. Druga miała za zadanie zakraść się z GoGo do Instytutu i pobrać dane o lokalizacji Ithaniego. Oczywiście, skład grup był prosty. Wasabi miał pomóc Honey, która chciała, by pomógł jej także Fred. Przyjaciel był wniebowzięty, ale głównie chodziło o to, żeby nie przeszkadzał mi i GoGo w wykonaniu naszego zadania. Woleliśmy nie powiedzieć tego Fredowi wprost, bo tylko złamałoby mu to serce.
   Co do mnie, miałem mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyłem się, że będę pomagał GoGo, a z drugiej strony wiedziałem, że jeśli Yoko mnie przyłapie będę miał o wiele większe kłopoty niż moja przyjaciółka, bo nie był to pierwszy taki numer z moim udziałem.
   Każdy z nas zabrał ze sobą bransolety z kostiumem, które po kliknięciu same nakładały się na ciało. Jeśli plan miał nam wypalić, musieliśmy zrobić to szybko. Ithani na pewno spostrzeże się, że go namierzyliśmy, więc nie mieliśmy dużo czasu na przebranie się w nasze kostiumy.
   Jechałem tuż za GoGo na jej motorze, wcale nie przejmując się nadmierną prędkością. Policja i tak nie zdołałaby nas dogonić.
- Ukończyłaś już ten namierzacz? - spytałem, przekrzykując ryk silnika.
- Tak, ale nie wypróbowałam go - odkrzyknęła.
- Świetnie, czyli mam się modlić, że to zadziała? - nasze szanse trochę by się zmniejszyły, gdyby projekt GoGo okazał się klapą.
- Ciesz się, że w ogóle wpadłam na pomysł, żeby go skonstruować. Co prawda, miał służyć do innych celów niż namierzanie Ithaniego, ale myślę, że to też przejdzie. - zmarszczyłem brwi. Niby do jakich celów miał służyć namierzacz, jeśli nie pomóc nam schwytać Ithaniego? W sumie byłoby to prawdą, bo o ucieczce Ithaniego dowiedzieliśmy się kilka dni temu, a GoGo musiała pracować nad tym projektem co najmniej kilka tygodni.
   Przejechaliśmy przez centrum bez większego problemu. Słońce zaszło już dawno i strasznie irytowały mnie światła San Fransokyo, które błyskały przy każdym ruchu. Nie wiedziałem, jak to możliwe, że GoGo to nie przeszkadza. Gdyby miała na głowie ten sam kask, który dla niej zaprojektowałem, blask świateł by jej nie przeszkadzał. Na samo wspomnienie filmu z jej kasku moje policzki stały się czerwone.
- Jak zamierzamy się tam dostać? - spytałem. - Chyba nie tunelem wentylacyjnym jak na starych filmach?
   W teraźniejszości te plan by nie wypalił, bo teraz tunele wentylacyjne projektowano na pionowe, nie poziome korytarze. Poza tym były inne sposoby wentylacji.
- Nie wiem, ale musielibyśmy w jakiś sposób odgadnąć kod do systemu. - wywróciłem oczami.
- Przecież jest na to milion kombinacji.
   Gdy podjechaliśmy do Instytutu, GoGo włączyła system bezpieczeństwa. Przejście wymagało hasła, a my nie znaliśmy żadnego, które Yoko mogłaby zainstalować. Staliśmy pod szklanymi drzwiami uniwersytetu, modląc się o jakąś inspirację.
- To nie może być coś trudnego - powiedziała GoGo, zastanawiając się.
- Po Yoko możemy się wszystkiego spodziewać.
   Nagle mnie olśniło. Coś, co szczególnie kojarzyło mi się z dyrektorką oprócz jej hałaśliwych butów, to jej wizytówka, przyczepiona do białej koszuli na lewej piersi. Miała w sobie coś dziwnego, bo pod imieniem i nazwiskiem dyrektorki, oraz jej funkcji, jaką zajmowała, znajdowały się trzy litery napisane drobnym druczkiem, które tak naprawdę nie znaczyły nic, a które musiały być jakimś nieznanym przeze mnie skrótem.
   Odepchnąłem lekko GoGo na bok, wpisując szybko kod. Jeśli kod jest nieprawdziwy, to nie mam już właściwie pomysłu, co to mogłoby być.
   A.Z.N.
- Stój, Hiro. - GoGo złapała mnie za rękę, gdy miałem potwierdzać kod. Jej oczy zdawały się wyrażać tą sama niepewność, którą ja teraz czułem. - Jesteś pewny?
- Nie wiem, ale nie mamy innej opcji. - odparłem, naciskając.
   W końcu kliknąłem na mały, czerwony przycisk obok kodu, a drzwi natychmiast się uchyliły. GoGo nie czekając, chwyciła mnie w objęcia. Poczułem się dość dziwnie, bo w przeciwieństwie do zadziwiająco mocnych uścisków Honey, jej były nawet przyjemne.
- Hiro, jesteś genialny. - powiedziała z zachwytem. - Ale jak ci się to udało?
- Yoko ma to na broszce, nie zauważyłaś? - brwi GoGo zmarszczyły się.
- Ona nic tam nie ma na broszce - odpowiedziała poważnie.
- Jak to nie? - spytałem, próbując wychwycić cokolwiek, co wskazywałoby na to, że GoGo kłamie, ale jej mina była nieugięta.
- Przyglądałam się tej broszce. Było tam tylko imię, nazwisko i stanowisko Yoko.
   Zastanowiłem się nad tym. Byłem równie pewny tego, co widziałem, co moja przyjaciółka. Któreś z nas przecież musiało się mylić.
- Dobra, pomyślimy nad tym potem - skończyła moje rozważanie GoGo, ciągnąc mnie w kierunku wnętrza budynku, który znałem tak dobrze, jak swój dom.
   Dobiegliśmy w końcu do pracowni GoGo, w której znajdowało się czarne pudełeczko z rozrysowaną mapą San Fransokyo. GoGo sięgnęła do mojej kieszeni i wyciągnęła z niej mały kafelek, na którym zapisałem lokalizację karty Baymaxa, po czym włożyła go do pudełka.
   Odczytywanie zapisu trwało koło minuty, która w naszym mniemaniu wydawała się trwać tyle, co jedna godzina. To, że weszliśmy tu bez problemu nie oznaczało, że tak samo stąd wyjdziemy.
- Dawaj, dawaj - szeptała GoGo z napięciem, czekając na reakcję jej małego ustrojstwa. W końcu lokalizacja została odczytana, pokazując mały budynek na samym krańcu miasta.
   Oboje z GoGo wybuchnęliśmy niespodziewaną radością, gdy patrzyliśmy na drobny punkcik na panelu. Naprawdę się udało. Nie mogłem w to uwierzyć.
- Wiesz, gdzie to jest? - spytałem, gdy GoGo pobierała lokalizację na jeden z pomniejszych dysków, co trwało raptem kilka sekund.
- Zdaje mi się, że znam tamtą okolicę. - powiedziała wolno, chowając dysk do torby, którą dopiero co u niej zauważyłem. - To co, idziemy? - spytała, gdy nagle usłyszeliśmy ogłuszający alarm.
   Przycisnęliśmy dłonie do uszu, ale to niewiele pomogło. Spojrzeliśmy na siebie z paniką, rozglądając się dokoła, jakbyśmy szukali źródła hałasu.
   GoGo kiwnęła w stronę wyjścia, po czym sama ruszyła pędem, trzymając cały czas dłonie na uszach. Biegłem tuż za nią, gdy nagle stanęła jak wryta, a ja wpadłem na nią, zwalając ją z nóg. Gdy leżeliśmy na podłodze, alarm ucichł, choć przy suficie dalej świeciły się czerwone światła.
- Jakiś plan? - spytałem trochę za głośno, ale dźwięk alarmu trochę nadwyrężył mój słuch. Dopiero teraz zauważyłem, że nie mieliśmy przed sobą tych samych szklanych drzwi, przez które weszliśmy bez problemu do środka. Teraz była tam gładka, metalowa ściana, która zasłaniała nam widok na spokojną ulicę. - O nie... - szepnąłem, wstawając.
- To koniec - jęknęła GoGo. - A byliśmy tak blisko.
   Spojrzałem na sufit, ku przejściu wentylacyjnemu, które sięgało przez kilka pięter w górę i wychodziło na dach. Zmarszczyłem brwi i włączyłem przyciskiem mój kostium, który szybko ułożył się na moim ciele. GoGo zrobiła to samo.
- Co zamierzasz?
- Brama może być nadal otwarta. - powiedziałem, myśląc gorączkowo.
- Nie byliby tak głupi! - GoGo przekrzyczała dudnienie, które nieznośnie kojarzyło mi się z czyimiś krokami.
- Chodź - krzyknąłem i ruszyłem pędem w stronę głównego korytarza, wychodzącego na mały ogródek, otaczający parking.
   Gdy udało nam się wyjść z budynku, zauważyliśmy, że dokoła już stoją wysokie, metalowe mury, tak jak ten, który widzieliśmy zamiast szklanych drzwi wejściowych do budynku. Jedyna ucieczka to chyba nad murami, pomyślałem, włączając silniki moich butów. GoGo popatrzyła na mnie. Na pewno zrozumiała, o co mi chodzi. Żałowałem tylko, że jej strój musi mieć tak jasny kolor, ciężej będzie nam się skryć w ciemności nocnego San Fransokyo. A żółty, trzeba było przyznać był wystarczająco żarówiastym kolorem, by przyciągnąć czyjś wzrok.
- Nie mamy innego wyjścia? - spytała GoGo, krzywiąc się. - Nasz ostatni lot o mały włos nie skończył się tragedią.
- Jakbyśmy mieli inne wyjście, to bym je wykorzystał - odpowiedziałem, gdy usłyszeliśmy syreny policyjnych wozów. Bardzo szybko reagowali na sygnał z Instytutu, pomyślałem.
   GoGo złapała mnie jedną ręką za ramię, a drugą w pasie. Miałem nadzieję, że silniki nie wysiądą, gdy będziemy lecieć nad miastem. Dawno ich nie używałem. Tak naprawdę od mojego upadku w morze, więc nie wiedziałem, czy działają.
   Wzlecieliśmy szybko nad linię muru, skąd widzieliśmy cały plac przed Instytutem. Musieliśmy się teraz tylko dostać do domu Honey, który był niedaleko stąd.
   Nagle dłonie GoGo zawiodły i dziewczyna ześlizgnęła mi się z rąk. Widziałem, jak szybko spada i byłem tym przerażony. Silniki całe szczęście nie zawiodły i szybko zawróciłem w dół, łapiąc GoGo w locie. Jej oczy były wielkie jak spodki, ale podczas jej spadania nie krzyknęła ani razu.
- Jeszcze raz mi zrobisz taki numer... - wysyczała, jakbym zrobił to specjalnie.
- Tak, wiem - westchnąłem. - Trzymaj się po prostu mocniej, okej?
- Musisz mi skonstruować takie silniki - mruknęła, patrząc na moje stopy.
- Mam lepszy pomysł, ale teraz nie mamy na to czasu.
   Gdy dolecieliśmy do eleganckiej kamienicy Honey, nasi przyjaciele już stali na zewnątrz, czekając na nas. Byli ubrani normalnie, ale kiedy tylko nas zauważyli, wszyscy naraz nacisnęli przyciski w swoich bransoletach i ich stroje natychmiast pojawiły się na nich, zanim dolecieliśmy.
   GoGo zeskoczyła z moich stóp, lądując na ulicy, po czym pędziła równo ze mną do reszty przyjaciół.
- I jak? Udało się? - spytał Wasabi.
- Taak - odpowiedziałem zdyszany. Miałem już na dzisiaj dość przygód, a wieczór dopiero się zaczął. - Mieliśmy trochę opóźnienia.
- Ale lokalizacja jest - uśmiechnęła się GoGo, pokazując zebranym mały dysk, na którym zapisane było miejsce pobytu Ithaniego. Zareagowali z entuzjazmem. Wasabi poklepał mnie po plecach, a Honey wzięła do ręki dysk, jakby mogła zobaczyć, co w nim jest tylko oglądając jego powierzchnię.
- To co? - przerwał ciszę Fred. - Może dokopiemy temu Ithaniemu?
- Jestem za - powiedziała GoGo, wśród okrzyków radości. W końcu mieliśmy, co robić. W końcu mieliśmy jasno określony cel.

...

- Dobra, jesteś pewna, że to tu? - spytałem GoGo, która cały czas zerkała na zdjęcie z jej namierzacza, które otwierała na telefonie Honey.
- Na pewno stąd wysyłano sygnał. - powiedziała pewnie.
   Otworzyliśmy wielkie drzwi do bloku w jednej z najbiedniejszych dzielnic San Fransokyo. Budynek był naprawdę ogromny, ale oprócz niezliczonej ilości pająków i pewnie szczurów, nikt go nie zamieszkiwał od lat. Gdy weszliśmy, musieliśmy zapalić latarki, by nie zgubić się w ciemnościach bloku.
- To tutaj by się chował? - spytała cicho Honey. - Przecież tutaj nawet nie miałby gdzie próbować zrobić coś z tą kartą.
- Może pod budynkiem - zasugerowałem.
   Szliśmy wolno, poruszając się wciąż do przodu. W oddali zza drzwi, które zostawiliśmy uchylone słyszeliśmy dźwięki miasta, które były jedynymi odgłosami, jakie słyszeliśmy.
   W świetle latarki widzieliśmy tylko sam kurz, zarówno ten na podłodze, jak i ten w powietrzu. W końcu udało mi się zauważyć stare, popękane schody, prowadzące na górę.
- Czekajcie, pójdę pierwszy - powiedziałem i zanim ktoś zdążył mi odpowiedzieć, ruszyłem po stopniach.
   Gdy dotarłem na pierwsze piętro, usłyszałem miarowe stukanie, jakby ktoś wybijał rytm palcami. Kiedy skierowałem w tamtym kierunku moją latarkę, okazało się, że miałem rację.
   Ithani siedział spokojnie na czarnym, obitym fotelu i rzeczywiście stukał palcami o krawędź biurka, stojącego obok jego fotela. Miał założoną nogę na nogę i ubrany był elegancko, ale wyglądał, jakby czekał na nas.
   Stanąłem jak wryty, czekając na resztę. Gdy wyszli ze schodów i zauważyli dalej spokojnego Ithaniego sufit zaświecił się od drobnych żarówek.
- Gratulacje - powiedział dumny Ithani. Jego ciemne włosy, które zawsze, gdy go widziałem po prostu kręciły się wokół twarzy, teraz były przylizane żelem do czoła jak na jakimś amerykańskim filmie o agentach.
   Chłopak wstał pewnie, klaszcząc w dłonie.
- Obstawiałem, że zajmie wam co najmniej miesiąc, zanim mnie znajdziecie, a wam zajęło to raptem dwa dni. Poza tym zabezpieczyliście bliskich. Genialne.
   Cofnąłem się o krok, słysząc jego słowa. A więc wiedział. Wiedział o cioci Cass i pozostałych. Ale... skąd?
- Gdzie karta? - spytałem chrapliwie. Zależało mi tylko na niej.
   Ithani sięgnął z ociąganiem do kieszeni, po czym rzucił w moją stronę zieloną kartę, którą poznałem od razu, gdy wyjął ją z ciemnych spodni.
- Nie jest i nigdy nie była mi potrzebna. Ale to nie ja powinienem się tłumaczyć.
   Z cienia wyszła kobieta, którą poznałem po stukających obcasach. Gdy Eve Yoko wyszła do nas, w stronę światła, nie mogłem zrozumieć, co tu się dzieje. Czyżby pomagała Ithaniemu? O co w tym wszystkim chodzi?
   Kobieta stanęła obok Ithaniego i uśmiechnęła się zimno w naszym kierunku. Ona również wyglądała elegancko, a na jej piersi spoczywała ta sama broszka, o której wcześniej rozmawiałem z GoGo. Miałem rację. Tyle, że to nie ta sama broszka. Nie było tu "Dyrektor Instytytu Robotyki w San Fransokyo". Coś tu nie grało, ale nie potrafiłem tego rozgryźć. W dodatku ten skrót... AZN.
- Jestem pod wrażeniem waszej odwagi i bystrości - powiedziała. Chociaż najczęściej przynajmniej w stosunku do mnie była oschła i wyrachowana, to, co mówiła, było szczere. - Przeszliście próby do naszej Agendy.
- Można do cholery trochę jaśniej? - warknęła GoGo. Nie dziwiłem się jej. Mnie tez irytowało to, że nie rozumiem kompletnie nic ze słów Yoko, ani Ithaniego.
- Zostaliście przyjęci do listy członków AZN, ściśle tajnego grona, o którym wiedzą tylko nieliczni. Więcej informacji możemy wam udzielić w innym miejscu. To - rozejrzała się na popękany sufit i ciemne kąty - nie należy do najbezpieczniejszych.

2 komentarze:

  1. Suuuper! :) Proszę jak najszybciej o następny rozdział bo eksploduję ! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego??? Dlaczego w takim momencie?!? (Co prawda i tak już mi się wszystko kiełbasi, ale co tam :D) Milusio, tak więc czekam na kolejny rozdział - tylko nie przerywaj go w "jego momencie" :) ;D

    OdpowiedzUsuń