6/16/2015

Działanie

   Siedzieliśmy u mnie w pokoju, zajadając się serową pizzą i rozmawiając na temat wyjazdu, o którym już powiadomiłem ciocię. Właśnie się pakowała.
- Ile tam jest stopni, skarbie? - spytała, wystawiając głowę zza progu. - Bo nie wiem, czy wziąć tą malinową sukienkę, czy lepiej coś cieńszego.
- Na ogół panuje tam temperatura od dwudziestu ośmiu do czterdziestu - odpowiedziała GoGo, ziewając. Opierała się o moje łóżko. Całą czwórką siedzieliśmy na dywanie, bo tam było nam najwygodniej. Fred dołączył do nas zaraz, gdy skończył dodatkowe zajęcia, które fundowali mu jego rodzice.
- Dzięki - odpowiedziała ciocia, odkładając jedną z sukienek na swoje ramię.
   Wywróciłem oczami.
- Jesteś pewna, że to był dobry pomysł? - uśmiechnąłem się do GoGo.
- No co? - spytała z zirytowaniem. - Twoja ciocia to przynajmniej stuprocentowa kobieta. Kiedy ja jechałam pierwszy raz na wyspę, pakowałam się na nią cały tydzień.
- Szacun - mruknął Fred, zajadając się pizzą. - Ja tam nie muszę się pakować. Wystarczy mi to, co mam na sobie.
- Tak, a obsługa i tak nosi za tobą wszystkie niezbędne rzeczy - dodał w zamyśleniu Wasabi.
- Nie moja wina - Fred wzruszył ramionami, mówiąc z pełnymi ustami. - Moi starzy uwzięli się na mnie. Raz kazali mi posprzątać pokój. Wiecie, ile mi to zajęło? Miesiąc!
- Och, ty biedaku... - westchnęła GoGo, kładąc mu pieszczotliwie rękę na ramieniu. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, choć ja poczułem lekkie drgnięcie gdzieś wewnątrz mnie.
- Dobra, to co robimy? - spytał Wasabi, rozsiadając się tak, jak wcześniej GoGo. - Musimy mieć jakiś plan. Skoro nie możemy go znaleźć, to mamy na niego czekać?
   Wszyscy popatrzyli na mnie z ciekawością. Przypomniałem sobie pytanie Pana Tomago i temat mojego szefostwa. Rzeczywiście, zaczynałem się zastanawiać, czy nie miał w tym przypadku racji. Bawiłem się trzymaną w dłoni bluzą, jednocześnie myśląc gorączkowo, choć robiłem to od momentu, gdy usłyszeliśmy z GoGo wtedy na ulicy komunikat o ucieczce Ithaniego.
- Tak, będziemy czekać - powiedziałem wolno. - Ale to nie znaczy, że mamy czekać bezczynnie.
- Nie wiemy, co planuje - GoGo zdawała się chyba we mnie wątpić. - Co zamierzasz robić? Dalej przerabiać kostiumy, aż same go załatwią?
- Nie - odparłem. - Słuchajcie, nie mam pomysłu, ale nigdy nie mówiłem wam, że go mam. Dajcie pomyśleć, okej?
   Zapadła głucha cisza. Na twarzy każdego pojawiło się zamyślenie. Wasabi położył głowę na mój stolik nocny, GoGo pstrykała palcami, Fred jak zwykle nie robił nic, poza rozglądaniem się dokoła. Ja zająłem najbardziej dziwną pozycję kładąc nogi na łóżku, jednocześnie leżąc na podłodze. Miałem nadzieje, że krew spływająca do mojego mózgu mnie trochę odświeży. Potrzebowałem naprawdę dobrego pomysłu, a w tej chwili czułem w umyśle jedynie pustkę.
   Burza mózgów trwała w najlepsze, do czasu, gdy cisze przerwał Fred:
- Może by tak skonstruować robota, który go zabije?
- Nie zabijamy - mruknąłem.
- To może stworzymy robota, który...
- Fred!! - wykrzyknęliśmy wszyscy zmęczonym tonem.
- On będzie wiedział, że nad czymś myślimy - powiedziałem po zastanowieniu.
- Nie za bardzo nam to pomaga, Hiro - mruknęła GoGo ospale.
- Nie, słuchajcie, - przerwałem im. - musimy zająć się czymś, co będzie przykrywką. Jeszcze nie wiem do końca, jaki mamy plan, ale to wiem na pewno.
- Przykrywką? - prychnął Wasabi. - Stary, on może zdemolować miasto, a ty się zastanawiasz nad przykrywką? Dość słabe.
   Westchnąłem.
- Pomyśl tak: jeśli twój wróg zajmuje się codziennymi sprawami i nie widać po nim żadnego umysłowego wysiłku, myślisz, że jest dla ciebie zagrożeniem?
- Chyba nie - odpowiedział Fred. - Ale ja tam się nigdy nie wysilam umysłowo, więc nie wiem.
- Otóż to, właśnie - powiedziałem, obracając się i wstając. - Freda nikt nigdy nie traktuje poważnie, bo nie ma ku temu powodu.
- Nikt nie traktuje mnie poważnie? - zapytał smutno Freddie, patrząc na twarze obecnych. - Serio?
- No, Hiro ma trochę racji - GoGo kiwnęła głową.
- Dzięki - prychnął Fred, ale reszta dalej go ignorowała.
- Ale Fred ma jej więcej. - odpowiedziałem, zrywając się tak szybko na nogi, jak to tylko możliwe, po czym podszedłem do okna, obserwując znajome ulice. Czułem za sobą pytające spojrzenia.
- Hiro, możesz jaśniej? - warknęła GoGo. - Bo jakoś nie czaję, jak taki kretyn jak Fred może mieć rację.
   Fred zaskomlał cicho jak pies. Naprawdę dobrze udawał, mógłbym poprzysiąc, że przez moment zobaczyłem w jego oczach łzy.
- Złamałaś mi serce, Gogiyo. - szepnął zranionym głosem.
- Nie mów tak do mnie! - ryknęła GoGo, również wstając. Usiadłem na oknie, ignorując ich kłótnie. Musiałem wszystko dobrze przemyśleć.
    Drgnąłem, gdy poczułem dotyk na moim ramieniu. Stała tam GoGo.
- To zdradzisz nam ten swój tajemniczy plan, czy zamkniesz się w tej swojej wielkiej mózgownicy? - mówiła spokojnie, ale w jej głosie wyczułem nerwowe drganie, od którego przeszły mnie ciarki. Przyznaję, że czasami potrafiła naprawdę mnie przerazić swoim zachowaniem.
   Odszedłem od okna, zasłaniając skrzętnie roletę i zasłony.
- Zróbcie to samo z pozostałymi oknami - powiedziałem do Wasabiego i Freda, którzy szybko zerwali się ze swoich miejsc.
- Jeśli będzie chciał, to to usłyszy - stęknęła GoGo.
- Nie - wzruszyłem ramionami. - Tadashi wzbogacił nasze pokoje o solidne ściany cynowe, które wtopił w wapno. To było jeszcze kiedy uczył się grać na gitarze i ciocia co chwilę stękała, że ludzie w kawiarni słyszą jego rzępolenie.
- Tadashi grał na gitarze? - spytała GoGo ze śmiechem.
- Tak, ale przestał, gdy poszedł na uniwerek. Jakoś chyba nie miał czasu, albo już wtedy myślał nad Baymaxem.
- No nieźle - zagwizdała GoGo. - Zgaduję, że cyna jest także w tych szarych roletach.
   Mrugnąłem do niej, zamykając drzwi do pokoju.
- Bingo.
   Tak naprawdę cały mój pokój przypominał mi o bracie. Często razem coś spiskowaliśmy przeciwko cioci, po czym potem zostawały pamiątki, na przykład wgniecenie na jednej ze ścian zakrytej plakatem jakiegoś rockowego zespołu, gdy ćwiczyliśmy taekwondo, albo wyszczerbienia sufitu, gdy rzucaliśmy po pokoju piłką do tenisa.
   Usiedliśmy wszyscy na swoich poprzednich miejscach, widziałem wśród przyjaciół zaciekawienie.
- Słuchajcie, pomyślałem o jednej z moich walk botów. Nauczyłem się, że opłaca się udawać bezbronnego, by potem przejść do nagłego ataku. - westchnąłem. W pokoju nikt nie ważył się mrugnąć. Westchnąłem. - Chcę zbudować mikroboty, które używałem podczas walk botów. Wydają się pozornie niegroźne, ale wtedy będą wystarczającą obroną przed czymkolwiek, co szykuje na nas Ithani. Poza tym ich budowa nie jest trudna.

...

   Spisywałem notatki z trzech ostatnich wykładów, by choć trochę z nich zostało mi w głowie. Nie potrafiłem się skupić na wielu rzeczach, a cały czas miałem w głowie plan produkcji mikrobotów. Zamierzałem umieścić pilota w nadgarstku mojego kostiumu w ten sposób, bym mógł go szybko zdjąć i przeprowadzić ich destrukcję, jednocześnie nie martwiąc się, że pilot w jakiś sposób wypadnie z uchwytu na nadgarstku. Poza tym musiałem ponadrabiać trochę zaległości z ostatnich wykładów, na których również się nie skupiałem. Nie były trudne, ale było dość sporo materiału, który musiałem pojąć.
   Nagle do mojego gabinetu, w którym wcześniej pracował Tadashi, weszła pani Eve Yoko, która kompletnie zaskoczyła mnie swoją obecnością. Miała wystarczająco ważnych obowiązków, by nie zaszczycać studentów swoją obecnością.
- Profesor Yoko - powiedziałem, chowając części planów ulepszonych mikrobotów za biurko. - nie spodziewałem się...
- Nie miałeś się mnie spodziewać - mruknęła niezbyt przyjemnie dyrektorka, siadając na wolnym fotelu i machając swoimi nieznośnymi pantoflami w powietrzu. Jej blond włosy, z których już ponad połowa była pokryta bielą były spięte w ciasny kok, na nosie miała swoje wszechobecne okulary, które wyostrzały jej i tak groźne spojrzenie. - Przyszłam sprawdzić, czy masz już jakieś plany na swój projekt zakańczający.
   Podrapałem się po głowie. Projekt zakańczający... Cholera, zapomniałem. Było to jak bilet na następny rok na uniwerku. Naprawdę nie wiedziałem, jak mam się z tego wykręcić, w dodatku moje zachowanie było podejrzane.
- Na razie jeszcze nie mam planów, ale wszystko siedzi w głowie - wskazałem na swój umysł, który teraz perfidnie mnie oszukiwał, skupiając się dalej na mikrobotach, ale z drugiej strony pani profesor chyba nie odczyta moich myśli. Choć po jej żmijowatym spojrzeniu mógłbym spodziewać się wszystkiego.
- Przecież miałeś jakieś plany - brew Yoko powędrowała ku górze. Bałem się jej spojrzenia o wiele bardziej niż rozwścieczonej GoGo, wierzcie mi. - Te, które leżą teraz za biurkiem.
   Przygryzłem wargę i pozbierałem je zza odsuniętego biurka, po czym podałem pani profesor. Przejrzała je pilnie, trzymając swoje cyniczne okulary bliżej oczu, po czym oddała mi je bez żadnej wyraźnej ekscytacji.
- Masz talent, Hiro. Nie rozumiem tylko, czemu mają służyć twoje działania.
   Nie potrafiłem jej na to odpowiedzieć. Nie mogłem przecież jej również wtajemniczyć w naszą akcję schwytania zbiegłego z aresztu Ithaniego. Szukała go połowa miasta, a druga bała się, że przypadkiem znajdą się z nim na ulicy sam na sam.
- Dlatego projekt jest w trakcie planów - powiedziałem niezbyt przyjemnym głosem.
   Eve Yoko wzruszyła tylko ramionami z gracją, po czym oddała mi plany i ruszyła w stronę wyjścia.
- Twój projekt może najwyżej posłużyć, jako broń. Nie zamierzam się tłumaczyć przed Ministerstwem. Jeśli twój projekt zaszkodzi w jakiś sposób Instytutowi, nie będę cię powstrzymywała od odpowiedzialności. A już ostatnio pokazałeś, co potrafisz - uśmiechnęła się chytrze. Pewnie mówiła o tym, że moje nazwisko okazało się niezwykle popularne wśród programów informacyjnych. Tak, podobno złapałem gościa, który tydzień potem zwiał. Faktycznie jest, z czego być dumnym. - Poza tym nie ryzykowałabym. Ostatni ze studentów, którego pomysły niemal doprowadziły do ruiny tę instytucję skończył jako poszukiwany za wykorzystywanie robotów do złych celów oraz udział w gangach i nielegalnych wyścigach. Myślę, że masz skłonności, by stać się kolejnym poszukiwanym. Zresztą - zaśmiała się tak słodko, jak słodko może śmiać się kobra. - myślę, że się znacie.
   Zacisnąłem dłonie tak mocno, że pobielały od nacisku. Jednak nie odpowiedziałem nic, co mogłoby urazić dyrektorkę, z czego byłem szczerze dumny.
- Nie, proszę pani.
- Podobno ty go złapałeś. - odpowiedziała luźnym tonem, jakby mówiła o pogodzie. - Chyba, że telewizja kłamie.
- Może pomylili mnie z kimś innym, albo dostali złe informacje - wzruszyłem ramionami.
   Eve Yoko popatrzyła na mnie spojrzeniem, które niemal wyrwało mi z ciała duszę. Czułem, jakby czytała mi w myślach, co było najbardziej niepokojącym uczuciem, jakie znałem.
- Istotnie - mruknęła, po czym wyszła z gabinetu, stukając swoimi irytującymi butami o kamienną posadzkę.

...

- I jak ci idą plany? - GoGo opierała się o moje ramię, jednocześnie przeglądając trzymane przeze mnie kartki papieru. Staliśmy razem w gabinecie Wasabiego. GoGo popijała colę a jej oczy szybko chodziły po tekstach i analizach.
- Wszystko fajnie, ale jesteś pewny, że to wypali?
- Nie, robię to dla zabawy - prychnąłem. - Pewnie,że tak.
- Mnie przekonał - mruknął Wasabi, podnosząc do góry rękę. Miał na sobie zieloną koszulkę ze znakiem recyklingu.
- Od kiedy zacząłeś się interesować ekologią? - spytałem, zerkając na jego nowy t-shirt.
- Przecież to mistrz perfekcji - powiedziała GoGo. - Musiało do tego dojść prędzej, czy później.
   Wasabi wywrócił tylko oczami, popijając herbatę w żółtym kubku.
- Sprytnie - skomentowała w końcu mój pomysł GoGo, mierzwiąc moją czuprynę. Sama ruszyła w stronę swojego stanowiska, na którym poprawiała sprawność kół elekromagnetycznych.
- Pomóc ci? - zawołałem, zerkając jeszcze raz na trzymane przeze mnie kartki papieru.
- Jak chceesz - usłyszałem w odpowiedzi. Wzruszyłem ramionami, odkładając plany na biurko Wasabiego. Popatrzył na mnie chytrze.
- Co? - spytałem, nie rozumiejąc jego spojrzenia.
   Wasabi wskazał kubkiem w kierunku szklanych drzwi, za którymi zniknęła GoGo.
- Nic. Powodzenia. - mrugnął do mnie. Nie do końca wiedziałem, jak mam zareagować. Znaczy, domyśliłem się już wcześniej, że Wasabi wie, co czuję do GoGo, ale po raz kolejny nie potrafiłem reagować na to obojętnością. Chyba wyszedłem z jego gabinetu cały czerwony na twarzy, bo dalej słyszałem śmiech przyjaciela, nawet, gdy przeszedłem już przez szklane drzwi.
- A temu co? - spytała GoGo, marszcząc brwi. Stała obok swoich metalowych urządzeń, które starała się wprowadzić w ruch.
   Wzruszyłem ramionami.
- Odbiło mu do reszty - mruknąłem, jednocześnie się z tego śmiejąc. A może mi odbiło? Sam już nie wiem.
- Mógłbyś pomóc mi z łączem? Szwankuje, ale nie wiem czemu - GoGo wyglądała na zamyśloną. - Powinno działać.

...

   Przez całe dnie robiliśmy same nudne rzeczy, jakie powinni robić uczniowie. W nocy zaś opracowywaliśmy mini roboty. Wasabi mi przy nich pomagał. Kurczę, chyba naprawdę brakowało mi Baymaxa na tyle, że zastąpiłem go przyjacielem. A może nie chciałem po prostu zostać sam.
   Tak, czy owak, Wasabi u mnie nocował, ale zgodziliśmy się wspólnie, że mniej podejrzanie będzie wyglądało, jeśli tylko on będzie mi pomagał, niż żeby spała u mnie cała Wielka Szóstka. Nie chciałem wzbudzać podejrzeń, a przecież spanie u kumpla nie było niczym podejrzanym.
    Jedyny problem stanowiło ciągłe chrapanie Wasabiego, od którego mózg mi wysiadał. Nie potrafiłem przy nim zasnąć, aż do momentu, gdy padałem ze zmęczenia i znudzenia tym ciągłym dźwiękiem.
- Myślisz, że te roboty załatwią sprawę? - spytał mnie Wasabi, gdy budowałem wątłe i pozbawione ciekawego wyglądu ciałka robotów z czarnych części.
- Tak sądzę - wzruszyłem ramionami. Roboty to tak naprawdę jedyna rzecz, która mi wychodziła i to naprawdę dobrze. Znałem swoje możliwości na tyle, by móc ocenić, co potrafią moje boty.
- Hiro - Wasabi zrobił bardzo poważną minę. - czemu właściwie ścigasz Ithaniego? Naprawdę chodzi ci o zemstę za brata?
   Popatrzyłem na niego ze zdziwieniem i nieco mieszanymi uczuciami.
- Pewnie, że tak. Co to w ogóle za pytanie? - cieszyłem się, że Wasabi tu jest, ale jego obecność miała też swoje złe strony.
- Bo ja mam wrażenie, że wcale nie chodzi ci o Tadashiego. Zemsta już ci przeszła na tyle, żeby powiedzieć to głośno.
- Dziękuję za fascynujący wykład, panie profesorze - mruknąłem odkładając części na półkę w moim pokoju. Wasabi dalej bawił się polem laserowym, które zamierzałemdodać do funkcji botów.
- Hiro, nie obrażaj się. Sugeruję ci tylko, że tak naprawdę robisz to dla GoGo i dobrze to wiesz.
   Nie odpowiedziałem. Nawet nie przyszło mi nic mądrego do głowy, co mógłbym powiedzieć, bo Wasabi miał rację. Po raz kolejni przyjaciele pokazywali mi coś, co widziałem, ale czego nie dostrzegałem. Nawet Baymax.
- Traktuję ją jak przyjaciółkę, nikogo więcej - powiedziałem, przystępując z nogi na nogę. - Przestańcie mi wmawiać, co innego.
- Dobra - Wasabi uniósł ręce w geście poddania się. - Jutro Honey wraca ze zjazdu. Niech ona to osądzi.
- Ta, jasne - mruknąłem, wiedząc, że przyjaciółka powie mi to samo, co Baymax i Wasabi. Jednocześnie wiedziałem, że mają rację i chciałem ukryć tą prawdę przede mną samym. W końcu miałem uniwersytet, misję schwytania Ithaniego i chęć odzyskania Baymaxa, a poza tym bycie w Wielkiej Szóstce. Trochę było tego dużo, a dochodziły do tego jeszcze moje myśli o GoGo. Zwariować można było.
   Ciocia Cass dojechała na Saint Island około trzeciej po południu. Co jakąś godzinę wysyłała mi zdjęcia słonecznej plaży i pytała, co porabiam. Uśmiechałem się za każdym razem, gdy w moim telefonie widziałem zdjęcia uśmiechniętej cioci z tatą GoGo i rodzicami Wasabiego. Rodzice Freda byli akurat w delegacji, poza tym rzadko bywali we własnym domu, więc byli bezpieczni, a rodzice Honey pojechali z nią do Paryża, na zjazd naukowy i zostaną tam dłużej, gdy ich córka wróci do Fransokyo.
- Była dzisiaj u mnie Yoko - powiadomiłem Wasabiego, nagle przypominając sobie tę nieprzyjemną rozmowę. - Pytała, czy mam jakiś plan na projekt zakańczający.
   Wasabi otworzył szeroko oczy chrupiąc ciasteczka z kawiarni cioci, która teraz była zamknięta. Oczywiście na ziemię nie spadł żaden nawet najmniejszy okruszek.
- Jak to? Co jej powiedziałeś?
- Nic - wzruszyłem ramionami. - Widziała, jak chowałem plany mikrobotów za biurko. Kazała mi je pokazać, więc je jej podałem. Zresztą i tak by niczego nie odkryła, patrząc na nie. Zasugerowała mi, że mogą zostać wykorzystane tylko jako broń i że jeśli dalej będę projektował takie rzeczy, to mogę skończyć jak Ithani i wylecieć ze szkoły.
   Wasabi gwizdnął.
- Nie lubię jej.
- Bo nikt jej nie lubi! - oburzyłem się. - Ten Instytut zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni, gdy zaczęła nim rządzić.
- Dziwne - mruknął mój przyjaciel, drapiąc się po głowie. - W końcu tyle osób startowało na to miejsce, w tym sam Edmus Krank.
- Ten Edmus Krank? - spytałem, otwierając szeroko usta ze zdziwienia. Edmus Krank był ważną osobą w dziedzinie robotyki. Dorównywał niemal samemu Callaghanowi. Na wykładach czytaliśmy jego książki. Kto by pomyślał, że dyrektorką Instytutu Robotyki w San Fransokyo zostanie nie znana przez naukowców Eve Yoko, która nie wniosła nic do świata nauki. - To rzeczywiście dziwne - dodałem. - Skoro byli lepsi od niej na to miejsce, to czemu wygrała ona?
- Sam nie wiem - Wasabi wyglądał na podekscytowanego przebiegiem rozmowy. Nie lubił plotek, ale ta sprawa faktycznie wydawała się trochę podejrzana. - Na uniwerku gadają, że to sprawka łapówki, nic więcej.
- Łał - mruknąłem, przypominając sobie o tym, że każdy z naukowców pewnie dorobił się na swoich pracach na tyle, by móc z nią konkurować nawet w wysokości łapówki. - to nieźle musiała się dorobić. Ciekawe tylko na czym.
- A ja wiem? - mruknął Wasabi, zaglądając do kubka. - Lepiej będzie jak nie będziemy się w to mieszać. Przynajmniej nie narobimy sobie problemów w instytucie, a nie chciałbym mieć wyjątkowo zrzędliwej dyrektorki na głowie.
   Zachichotałem, przypominając sobie, gdy Yoko oskarżyła Wasabiego o kolekcjonowanie rzadkich związków chemicznych w jego gabinecie. Nie wyobrażacie sobie, jaki wybuch mogłyby spowodować złączone ze sobą. Najzabawniejsze było w tym wszystkim to, że Honey miała ich o wiele więcej, ale nigdy nie dała się przyłapać.
- No to co? - spytałem, otrzepując ręce z drobnych opiłków. - Będziemy tak siedzieć i ględzić, czy zrobimy coś ciekawszego? Może kino z GoGo i Fredem?
- Może być - odpowiedział, kiwając obojętnie głową. - Ale macie nie włączać żadnych horrorów.
   Zaśmiałem się głośno.
- Niech ci będzie. Ja zwołam ekipę, a ty załatw popcorn. - powiedziałem, sięgając po telefon.
   Pomyślałem sobie z sarkazmem, że GoGo pewnie będzie wniebowzięta. Trzech facetów i ona jedna. Myślę, że jej najbardziej brakowało w naszym gronie Honey. Ja tak samo się czułem, gdy nie było z nami Baymaxa. Całkiem inaczej, jak gdyby ktoś zabrał mi z życia jedną ważną cząstkę.
   Niestety, nie wiedziałem, gdzie mam zacząć szukać prawdziwej karty robota, o ile nie jest zniszczona. Musiałem najpierw znaleźć Ithaniego, by móc zmusić go do wyznania miejsca skrytki karty. W związku z tym już nie tylko chodziło o samą GoGo, co już zdążył zauważyć Wasabi, ale o odzyskanie mojego przyjaciela. O ile jeszcze mogłem to zrobić...
  






1 komentarz:

  1. Świetny rozdział, fajnie , że dodałaś tak szybko :) . Czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń