4/02/2015

Kontratak

   Biegłem, przedzierając się przez samochody policyjne, chciałem jak najszybciej dobiec do cioci i zobaczyć Baymaxa. Czułem, że serce uwięzło mi w gardle, sam ledwie oddychałem ze strachu. Nie, nie mogłem ich stracić!
   GoGo biegła tuż za mną. Nie zatrzymywała mnie, nie próbowała dogonić. Ona również podzielała moje obawy, wiedziałem to. Baymax miał rację, po co w ogóle opuszczałem kawiarnię akurat w tym momencie?!
   Minąłem wysokiego, brodatego policjanta, który złapał mnie za bluzę.
- Co jest, mały? - warknął, dając mi do zrozumienia, że nie chce, bym szedł do kawiarni.
- Niech Pan mnie zostawi! - krzyknąłem, wyrywając się. Policjant spóźnił się dosłownie o dwie sekundy, ale zdołał złapać GoGo, zmuszając do zostania przed budynkiem. Gdy obróciłem się z tył na sekundę, widziałem jak rzuca mi zrozpaczone spojrzenie i wykłóca się z funkcjonariuszem.
   Widok zaraz za drzwiami mnie przeraził. Jak mogłem nie zauważyć z daleka rozbitych szyb? wszędzie walały się skrawki szkła, ostre jak brzytwa. Minąłem je ostrożnie. Część stolików była porozrzucana, pozostałe stały w nieładzie. Serce zamarło mi w piersi jeszcze bardziej, gdy zobaczyłem ubrudzone schody prowadzące do mieszkania.
   Wbiegłem tam najszybciej, jak potrafiłem, niemal przewracając się przy ostatnim stopniu. Mój pokój wyglądał, jakby ktoś podrzucił tu bombę. Dobra, nie mówię, że zawsze mam idealny ład, ale powyciągane szuflady, porozrzucane ubrania, nawet nieporządek w pokoju Tadashiego...
   Tadashi! Zobaczyłem rozwalone czerwone pudło na jego łóżku i opadłem na kolana. Już wiem, czego szukał tutaj złodziej. Baymax... - pomyślałem z rozpacza, upadając na kolana.
   Nie wiem, ile tak siedziałem. Słyszałem tylko dźwięki kogutów policyjnych i wołań cioci Cass z kawiarni. Jakimś cudem nie było jej przy całym zajściu. Chociaż, może gdyby była, Baymax...
   GoGo wbiegła na górę, niemal wywracając się tak jak ja przy ostatnim stopniu. Oddychała cięzko.
- Gdzie Baymax?! - wykrzyknęła z paniką.
   Wstałem z mojego miejsca, nie patrząc na nią. Nie musiałem odpowiadać, miała odpowiedź jak na dłoni, wystarczyło popatrzeć w część pokoju należącą kiedyś do Tadashiego.
   GoGo zasłoniła usta dłonią.
- Nie... - wyszeptała. Minąłem ją wolno i poszedłem na dół. - A ty gdzie? - zapytała drżącym głosem.
- Skończyć to, co zacząłem - warknąłem, schodząc do garażu.
   Nie minął kwadrans, a GoGo dołączyła do mnie. Jej ciągła obecność i to, z jakim zapałem wpychała mi się w życie zaczynało mnie serio wkurzać. Właśnie kończyłem mój kostium, gdy dziewczyna położyła mi dłoń na ramieniu.
- Nie będziesz działać sam - zabrzmiało to niemal jak obietnica. Strząsnąłem z ramienia dłoń GoGo i podszedłem do kolejnego z kilku komputerów stojących po dwóch równoległych ścianach garażu. - Hiro, posłuchaj... - znów próbowała do mnie przemówić, ale jej na to nie pozwoliłem.
- Nic nie wiesz, GoGo - powiedziałem to z taką złością, że zaskoczyłem sam siebie. - Baymax to przeczuwał, nie mam pojęcia jak, ani dlaczego, ale on wiedział, co się stanie. A ja go nie posłuchałem, to moja wina.
- Hiro, to nie...
- To moja wina, jasne? - zamknąłem oczy. Odetchnąłem i dodałem po chwili ciszy. - GoGo proszę cię, po prostu wyjdź.
   Kiedy otworzyłem oczy, dziewczyna nadal tam stała, ale nie wyglądała już na słabą, wrażliwą, istotę, która przed chwilą próbowała mnie pocieszyć. W tym samym miejscu stała GoGo, którą znałem bardzo dobrze, która nie bała się jeździć na swoich własnych wynalazkach, szybszych niż współczesne rakiety kosmiczne.
- A więc tak chcesz pogrywać? - warknęła. W jej czarnych oczach tliła się nienawiść. Miałem tylko nadzieję, że nie do mnie. - W takim razie albo pomogę ci się dostać na cholerne wyścigi i dorwiemy tego dupka i odzyskamy Baymaxa, albo radź sobie sam, ale beze mnie daleko nie zajedziesz.
    Staliśmy tak, patrząc się na siebie jakbyśmy brali udział w konkursie - kto pierwszy mrugnie. Nie, nie chciałem przyznać jej racji, ale moje szanse były naprawdę małe, tym bardziej, że GoGo znała sprawcę. Znała Ithaniego. Czułem, jak moje dłonie się zaciskają w pięści.
   W końcu GoGo ruszyła wolnym krokiem w moją stronę.
- To działamy w jednej drużynie, czy wcale? - zapytała cicho. Tak, potrzebowałem jej. Tak, jak potrzebowałem Baymaxa, gdy zginął Tadashi. Może zabrzmi to dziecinnie, ale nie chciałem zostać sam, wtedy poczułbym się jak... jak wtedy podczas pogrzebu. Gdy moje wszystkie dobre wspomnienia zostały zmazane jedną, krótką chwilą. Do głowy przyszła mi myśl na temat karty Baymaxa. Wystarczyłoby ją jedynie zniszczyć, żeby... Zadrżałem na samą myśl. Musiałem ocalić przyjaciela, postanowiłem.
   Kiwnąłem lekko głową, patrząc w oczy GoGo. Dziewczyna wzięła mnie w ramiona, co mnie serio zszokowało. Po prostu łatwiej wyobraziłbym sobie, jak obrywam od niej w twarz, sądząc po jej poprzednim wrogim wyrazie twarzy. Odwzajemniłem uścisk, przytulając ją mocno, jakby to miało ją przeprosić za moje zachowanie. Ze zdziwieniem uświadomiłem sobie, że przecież, chociaż często to ona przytulała mnie, ja nigdy nie odwzajemniłem jej uścisku.
- Damy radę, Hiro, wiem, że nam się uda - szepnęła GoGo. Tak, ja też miałem taką nadzieję.

...

   Zanim zaczęły się wyścigi, byliśmy już gotowi. Dojechaliśmy prawie jako ostatni, ja siedziałem tuż za GoGo, obejmując ją mocno. Nie, wcale się nie bałem jej wyczynów, tak dla jasności.
   Mieliśmy na sobie nasze stroje, nad którymi pracowaliśmy przez tyle tygodni. Wyglądały na normalne, motocyklowe kostiumy, przez co nie musieliśmy się bać o zbyt wielką uwagę. Chociaż i tak oczywiście wszyscy patrzyli na nas. GoGo zdawała się tym nie przejmować. Na głowie miała swój żółty kask, tak jak reszta stroju. Pamiętam, że strasznie narzekała na to, że grzywka co chwila wpada jej do oczu. Na samo przypomnienie przełknąłem głośno ślinę i bardziej uczepiłem się kierowcy i motoru.
   Mój strój i strój GoGo wyglądały razem trochę jakbyśmy specjalnie szyli je w pasujących do siebie kolorach. Tak naprawdę wcale na to nie patrzyliśmy. Sam nie wiem, czemu akurat takie kolory wybrałem.
   Jechaliśmy wolno, obserwując dokładnie twarze zebranych. Widziałem niemal samych nastolatków, niektórzy byli w wieku GoGo, najmłodsi byli jeszcze młodsi ode mnie. Twarze wszystkich pokazywały pewność siebie, no tak, w tym sporcie ciężko o nieśmiałych rajdowców. Wyobraziłem sobie w jednej chwili mnie samego z dłońmi na kierownicy i zadrżałem na samą myśl. Nie, to nie dla mnie. Ja wolę trzymać się moich robotów. Baymax, oprzytomniałem sobie. Dokładnie po to tu jestem.
   GoGo podjechała w stronę grupy motocyklistów z czarnych kurtkach. Próbowałem wypatrzeć kogokolwiek, kto zdradzałby po sobie jakiekolwiek dziwne zachowania na widok dziewczyny, ale niestety żaden się nawet nie odwrócił.
- Tomago! - krzyknął ktoś z tyłu. Usłyszałem gniewne westchnienie GoGo, znała ten głos. Obróciłem się szybko, by zobaczyć wysokiego, muskularnego chłopaka. To Ithani? Zapytałem sam siebie.
   GoGo zeszła z motoru i zdjęła z głowy kask. Jej gęste, ciemne włosy uniosły się, ale przyjaciółka szybko je ułożyła. Fioletowy kosmyk zasłonił jej czoło.
   Chłopak uśmiechnął się z wyższością.
- Proszę, nasza mała Gokiyo postanowiła wrócić na stare śmieci. - mruknął. Widziałem, że GoGo gotuje się na dźwięk swojego pełnego imienia.
- Gdzie Ithani? - mruknęła tylko. - Czyżby pozwolił, żeby wygrana przeszła mu koło nosa? - prychnęła. Nie znałem takiej GoGo i chyba nie chciałem poznać.
   Jej rozmówca podrapał się po głowie i odpowiedział:
- Ma ważniejsze sprawy na głowie. - przerwał na chwilę, po czym zwrócił swój wzrok na mnie. - Cześć, Hamada - warknął, a ja poczułem jak włosy na całym ciele stają mi dęba od jego jadowitego tonu.
   GoGo szybciej zrozumiała, o co chodzi. Mieliśmy zaczaić się na Ithaniego, a to Ithani zaczaił się na nas. Z kilku rozmawiających grupek wyszło kilku tak samo ubranych i podobnie wyglądających chłopaków, co rozmówca GoGo. Wszyscy mieli na twarzach szydercze uśmiechy. GoGo wskoczyła na swój motor tuż przede mną i już po sekundzie pędziliśmy między wystraszonymi nastolatkami.
   Reszta była na to przygotowana. Słyszeliśmy za plecami hałas rozgrzanych silników, położyłem na ramieniu GoGo swoją brodę i spytałem:
- Co chcesz zrobić?
   Widziałem, że ona sama nie miała żadnego asa w rękawie. Z ulgą stwierdziłem, że GoGo wciska szybszy bieg i skręca w lewo. Siła odrzuciłaby mnie na bok, gdyby nie to, że mocno trzymałem się dziewczyny.
- Pamiętasz naszą jazdę po dachu? - spytała z chytrym uśmiechem. Na samo wspomnienie mój żołądek przemieścił się.
- Chcesz to powtórzyć? - spytałem z narastającym we mnie strachem. GoGo zerknęła za siebie szybko. Chłopak, z którym wcześniej rozmawiała, był najbliżej niej.
   Dziewczyna skręciła wprost na wąskie stopnie prowadzące na dach.
- Zaufaj mi, Hiro - mruknęła znudzonym tonem. - To będzie super. - po czym dodała po chwili: - Aha, a te twoje buty działają?
- Chyyba tak - wyjąkałem, obracając się do tyłu.
- Super - mruknęła GoGo - Uniesiesz mnie? - spytała.
- Że co?
   Nie zdążyła odpowiedzieć, bo skoczyła z dachu, a jej motor złożył się do wielkości piłki tenisowej i GoGo chwyciła go szybko i schowała do kieszeni. Nie wiem, jakim cudem nie spanikowałem, jedynie włączyłem szybkim ruchem oba silniki w moich butach i złapałem GoGo.
   Nasz początkowy lot był trochę... nieudany. Ale przynajmniej nie przywaliliśmy w pobliską latarnię...
- Hiro, wyżej! - krzyknęła GoGo, ale sam zdążyłem to zauważyć. Byliśmy zbyt blisko ziemi. Przełączyłem silniki przyciskami na moim prawym przedramieniu i oboje wyskoczyliśmy w górę.
- Bez przesady!! - krzyknęła GoGo z przerażeniem, ale ja tylko uśmiechnąłem się do siebie. Po raz pierwszy to ona, nie ja, się bała.
   Zdążyłem już zapanować nad prędkością i wysokością, więc obejrzałem się za siebie na naszych oprawców. Stali jak wryci na środku drogi i patrzyli na nas. Dokładnie siedem motocykli. W końcu chłopak, który im przewodził wsiadł na motor i odjechał w przeciwnym kierunku. Reszta ruszyła za nim.
- Patrz, wracają - mruknęła GoGo. Czułem, że powoli ześlizguje się z moich rąk, więc chwyciłem ją nieco mocniej.
- Tak, pewnie do Ithaniego - warknąłem. - Lecimy? - spytałem, choć i tak bym to zrobił, bez zgody dziewczyny.
- Tak, skopmy mu tyłek - zaśmiała się. - Ale ja wolę trzymać się jednak twoich pleców - poprosiła, patrząc na swoje stopy, usadowione na moich własnych.
   Zaśmiałem się i pomogłem jej przejść na moje plecy. Złapała się mojej szyi, zerkając po chwila na ziemię.
- Teraz już wiesz, co ja czuję, gdy siedzę za tobą na motorze - mruknąłem, po czym pognałem w powietrzu za grupą motocyklistów. Ręce GoGo zacisnęły się na mnie jeszcze bardziej, ale jakoś mi to nie przeszkadzało.
   Motocykliści dotarli do portu - tego samego, nad którym Wasabi stracił rok temu swój samochód, podczas naszej ucieczki przed Yokai.
- Co teraz? - zapytałem. - Nie mów, że Ithani skrywa się na tej samej wyspie, co Callaghan - to by było trochę dziwne. Znaczy, ceniłem złoczyńców o własnych, niepowtarzalnych pomysłach, a Ithani wydawał mi się nazbyt przebiegły, by wybrać na swoją kryjówkę to samo miejsce, co jego nauczyciel.
- Myślę, że to nie wyspa, w końcu to byłoby bez sensu - jest niemal całkowicie zniszczona.
   Przytaknąłem ruchem głowy, czując na szyi ucisk.
- GoGo, nie obraź się, ale prędzej mnie udusisz, zanim tam dotrzemy - GoGo natychmiastowo trochę ustąpiła, śmiejąc się.
- Lot z Baymaxem był lepszy, prawda? - spytała. Zauważyłem, że motocykliści skręcają w stronę starych magazynów, które dzielił z San Fransokyo długi most, niemal tak długi, jak Red Gate.
   Więc magazyny, pomyślałem.
- Oni chcą, żebyśmy za nimi lecieli - powiedziałem na głos, GoGo przytaknęła.
- Ale oni nie wiedzą, że jest nas Piątka - mrugnęła do mnie okiem, a ja spojrzałem w dół i zauważyłem Freda, Wasabiego i Honey w srebrnym kabriolecie, zapewne należącym do rodziców Freda.
   Wywróciłem oczami.
- Musiałaś? Przecież wiesz, że wolę działać w pojedynkę...
- Ej - warknęła GoGo. - Przecież sam ulepszałeś ich kostiumy, poza tym dobrze wiesz, że nasze szanse są i tak małe.
   Miała rację. Leciałem nad samochodem i gdy byliśmy już blisko, po prostu wyłączyłem silniki, a ja i GoGo wpadliśmy na tylne siedzenia samochodu.
- Cześć, dobrze was widzieć - Honey rzuciła nam uśmiech z przedniego siedzenia.
    Popatrzyliśmy na nią z GGo trochę sarkastycznym spojrzeniem, bo jakby nie było, leżeliśmy z tyłu cali poobijani i zwinięci ze sobą jak supeł. Fred zaśmiał się na nasz widok, Wasabi nawet na nas nie spojrzał, walcząc z tą chęcią, bo przecież prowadził. Tak, Wasabi i te jego zasady.
- Gdzie oni jadą? - warknął, skręcając za motocyklistami. Siedzieliśmy im na ogonie.
- Więc już wiecie o Baymaxie? - spytałem pochmurnym tonem. Honey popatrzyła na mnie ze smutkiem.
- Tak, Hiro. Dlatego...
- ... dlatego ruszamy pomóc naszemu druhowi! - wykrzyknął teatralnie Fred, Honey rzuciła mu gniewne spojrzenie. - A tak serio, stary, to naprawdę się martwimy - oprzytomniał.
   GoGo niemal wskoczyła na przednie siedzenia, pokazując ogromny magazyn, którego nigdy wcześniej tu nie było, a do którego zmierzali ścigani.
- Jak to możliwe?! - wykrzyknęła. - Nie widziałam tego miejsca chyba dwa miesiące i to bydle jeszcze tu nie stało!
   Wszyscy zwróciliśmy uwagę na ogromny budynek, ani na chwilę nie tracąc z oczu kumpli Ithaniego.
- Hiro, jak twój strój, jesteś pewny, że wszystkie wstawki działają? - zapytała GoGo, obracając się do mnie. Pokazałem jej uniesiony kciuk w górę. Jeżeli nie działają, to nie nazywam się Hiro Hamada.
- Będziesz miał szansę go wypróbować - mruknął Wasabi cierpko, nagle hamując. - Widzieliście to? - spytał.
   Spojrzałem w przód. Motocyklistów nie było, po prostu rozpłynęli się w powietrzu. Albo i nie...
- Elektrostatyczna blokada - powiedziałem razem z GoGo. Spojrzeliśmy na siebie ze zdziwieniem. Reszta zaśmiała się.
- Ty i fiza? - mruknęła GoGo. Kiwnąłem głową.
   Wasabi kazał nam uważać i wjechał wprost na niewidzialną ścianę. Minął ułamek sekundy a wjechaliśmy na zabudowany teren przed magazynem. Nikt z zewnątrz nie mógł nas widzieć, całe miejsce było zajęte elektrostatyczną blokadą, za którą Ithani ukrył całą swoją kryjówkę.
   Wasabi nagle stanął i wszyscy wyskoczyliśmy z samochodu, przygotowując się do ataku, lub obrony, zależy jak potoczyłyby się niektóre sprawy. Na razie cały plac był pusty, mogłem usłyszeć szum wody na zewnątrz blokady.
   Honey sięgnęła do trzech bransoletek na lewym nadgarstku. Tak naprawdę bransoletki te były minilaserami, które pomógł jej skonstruować Wasabi. W dodatku sama torba Honey była unowocześniona - jej właścicielka odkryła już koło piętnastu nowych wiązań jonowych, więc musieliśmy torbę trochę "zaktualizować'.
   Z kolei Wasabiemu dodaliśmy nieco siły poprzez jego rękawice. Teraz mógł je przełączyć z trybu pola siłowego na tryb "super siły" jak to nazwałem. Wasabi niezbyt chętnie przyjął te poprawki, ale raczej nie miał wyboru, a raczej nie chciał mieć ze mną do czynienia.
   Kostium Freda, niestety po aferze z ciocią Cass, musieliśmy wyprać jakieś cztery razy, by strój mógł się trochę bardziej zmiękczyć. Potem dodaliśmy kilka związków chemicznych, tu oczywiście pomagała Honey, i udało nam się sprawić, żeby kostium Freda rozciągał się we wszystkie strony. Pomysł na to wpadł mi do głowy, gdy dowiedziałem się dzięki Honey, że Fred miał kiedyś coś wspólnego z yogą.
   Do kostiumu GoGo dodałem najwięcej elementów właśnie w kasku - takich jak okulary z sensorami działającymi pod wodą i w absolutnej ciemności oraz skan, jak w przypadku Baymaxa. Umieściłem tam coś jeszcze - coś, co GoGo miała zobaczyć dopiero, gdy przełączyłbym tryby w jej kasku. Moja przyjaciółka nie miała o tym zielonego pojęcia. Oczywiście postarała się ulepszyć także biegi w swoich kolach przy kostkach. Jeździła dwa razy szybciej iż wcześniej, czyli była praktycznie niezauważalna.
   Gdyby się nad tym zastanowić, to każdemu z moich przyjaciół dodałem coś z Baymaxa, nie wiem, czy miałem przeczucie, że niedługo go stracimy, czy po prostu wiedziałem, że bez robota nasz zespół będzie naprawdę osłabiony. Znowu poczułem znajome wyrzuty sumienia w stosunku do przyjaciela, przypominając sobie naszą ostatnia rozmowę, zanim Ithani zdążył go ukraść.
   Stanęliśmy przed wysokim magazynem, podziwiając jego rozmiary.
- Teraz albo nigdy - powiedziałem do wszystkich.

1 komentarz: