W ciągu jednego tygodnia udało mi się narysować kilka planów. Po pierwsze to, co wymyśliła GoGo na temat mojego stroju, ale postarałem się to bardziej złożyć do kupy. Wasabi i Honey pracowali nad tym w pocie czoła, ja zaś z niecierpliwością czekałem na efekty. Po drugie, do stroju Baymaxa postanowiłem dodać więcej magnesów - powód był prosty, po prostu chciałem, żeby każdy z nas, nie tylko ja, mógł latać na robocie. Dwa magnesy na pięć osób to jednak trochę mało... Oczywiście, do każdego kostiumu moich przyjaciół chciałbym dodać identyczne magnesy, co w moim starym kostiumie.
Nikomu nie pokazywałem moich planów, bo między nimi kryło się coś jeszcze - strój GoGo. Chciałem się jej odwdzięczyć za pomoc. Zastanawiały mnie tylko słowa Wasabiego. Czyżby GoGo rzeczywiście nade mną skakała? Nie wiedziałem, co mam przez to rozumieć... wiecie, czy to dobrze, czy nie. Nie chciałem być traktowany jak dzieciak, ale uwaga GoGo... cóż, nie mogłem powiedzieć, że tego nie lubiłem.
Pewnego dnia, gdy skończyłem dzisiejszą pracę z Baymaxem, postanowiłem zobaczyć, co u dziewczyny. GoGo od tygodnia nie przychodziła do uniwersytetu. Zadrżałem na myśl, że profesor Yoko może zareagować tak samo na wagary dziewczyny, jak na moje własne. Poza tym, chciałem się upewnić, że nic się jej nie stało.
- Baymax... Mógłbyś zostać w domu? Znaczy... - kurczę, jak miałem powiedzieć przyjacielowi, żeby dał mi na chwilę spokój? I tak wystarczająco głupio czułem się w towarzystwie GoGo, a robot mi to jeszcze utrudniał, bo przypominał wszystkim, jaki jestem zależny od innych.
- Idziesz do GoGo? - zapytał. Tadashi zaprogramował mu jakiś czytnik myśli, czy co? A może po prostu to ze mnie zeskanował, jak chorobę?
- Tak, ale nie mów cioci Cass, wiesz jak ona zareaguje - wywróciłem oczami. Dopóki ciocia nie mieszała się w moich znajomych, byłem bezpieczny od ciągłych pytań i min, które zawsze coś sugerowały. Naszła mnie teraz dziwna myśl. Co zrobiłby Tadashi w tym momencie? Wyśmiał mnie, zachował to w tajemnicy, czy wzruszył ramionami i traktował moją troskę o GoGo jako coś normalnego? Otrząsnąłem się z tych melancholijnych myśli. Wiem, że to one sprowadzały mnie na sam dół. Nie chciałem powtórki z mojego stanu psychicznego zaraz po śmierci brata. Szokowało mnie tylko to, że przyzwyczaiłem się do wciąż pustej części naszego wspólnego, połączonego ze sobą pokoju. Nie przeszkadzał mi widok zaścielonego łóżka Tadashiego, ani wyczyszczone schludnie biurko, przy którym mój brat opracowywał kiedys plany stworzenia Baymaxa. Ciocia Cass chciała usunąć z domu choćby te rzeczy, które zajmowały dużo miejsca, mówiła, że i tak mieszczę się w dość ciasnym pokoju, a usunięcie kilku przedmiotów niewiele by zmieniło. Stanowczo odmówiłem.
- Hiro, nie chcę, żebyś nigdzie wychodził - powiedział Baymax. Zmarszczyłem brwi.
- O co ci teraz chodzi?
- Nie jesteś sobą, zmieniasz się. - mówił dalej. Zastanawiałem się, o co mu właściwie chodzi. Nie przypominam sobie żadnej sytuacji, w której mógłbym zachować się inaczej, niż zawsze.
- Zmiany są dobre - burknąłem pod nosem. Baymax stanął mi na drodze.
- Czy mam cię siłą zatrzymać, czy wolisz posłuchać moich rad? - spytał robot. Czułem się wściekły. Nie obchodziło mnie teraz jak złośliwie mogło to zabrzmieć, ale warknąłem tylko:
- Jestem zadowolony z mojej opieki.
...
Idąc pustym chodnikiem, czułem wyrzuty sumienia. Pierwszy raz potraktowałem przyjaciela tak ostro. Właściwie czemu? Nie rozumiałem tego. Teraz Baymax siedział w pudle, a ja miałbym się cieszyć wolnością? W życiu. Nie chciałem, żeby to tak wyszło. Postanowiłem, że przeproszę robota, kiedy tylko wrócę do domu.
Kiedy zauważyłem znajomy dom, którego podpalany kolor dachu przypominał mi obrazki z książek w jednej ze szkół z rysunkami pierwszych pałaców cesarskich w Chinach. Miały ten sam charakter, ale inne, japońskie wykończenia, co wystarczająco wskazywało na pochodzenie rodziny. Zastanawiałem się, czy chcę tak naprawdę tam wchodzić. Co miałbym niby powiedzieć? Nie wiem, czemu, ale normalne czynności, jak odwiedzenie przyjaciółki po długiej nieobecności na uniwersytecie, sprawiało mi taki problem. Po co ja się tym wszystkim przejmuję, skończyłem moje durne rozmyślania i po prostu wcisnąłem dzwonek do drzwi.
Myślałem, że tak, jak poprzednim razem, drzwi otworzy mi pan Tomago, ale w drzwiach stanęła GoGo. Kiedy ją zobaczyłem, zachciało mi się śmiać. Była ubrana w piżamę, w dodatku jej włosy wyglądały, jakby przez jej dom przeszedł huragan. Na mój widok otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. Pierwszy raz widziałem ją bez makijażu i musiałem przyznać, że nie widziałem zbyt wielkiej różnicy. Dalej miała fiołkowe oczy i pewne siebie spojrzenie, blade policzki, teraz pokryte delikatnym rumieńcem i małe usta.
- Hiro? - spytała ze zdziwieniem.
- Nie, Baymax - odpowiedziałem z uśmiechem. Kąciki ust dziewczyny uniosły się, po czym schowała się za drzwi, wpuszczając mnie do środka.
Kiedy wszedłem do holu, pomyślałem, że padnę z wrażenia. Miałem poczucie, że cofnąłem się o kilkadziesiąt lat do tyłu.
Ściany holu były gładkie, ale przykryte rozmaitymi szkicami i herbami, czasem w oko wpadły mi też kopie starej broni, jakby ukradzionej z antykwariatu. Od drzwi natychmiast uderzył mnie zapach imbiru i kawy. Zgadywałem, że GoGo dopiero się obudziła i przygotowywała sobie śniadanie.
- Poczeka, tylko się ogarnę - mruknęła dziewczyna, po czym zostawiła mnie na chwilę w holu.
Przechodziłem z jednego obrazu do drugiego, wcale mnie to nie nudziło. Próbowałem objąć wzrokiem każdy centymetr bezcennych dzieł i zarejestrować moją fotograficzną pamięcią. W niektórych momentach takie rzeczy się przydawały. Mógłbym ślęczeć godzinami w tym jednym pomieszczeniu, podziwiając wszystko po kolei. Nie żebym był jakimś wielkim fanem sztuki, po prostu czasem takie rzeczy się przydawały, pobudzały moją bardziej wrażliwszą część mózgu.
Dosłownie minutę potem, po drewnianych, prawdopodobnie zrobionych z drewna wiśniowego, sądząc po barwie, schodach zeszła GoGo, czesząc jeszcze włosy w pośpiechu. Fioletowy kosmyk wił się nieznośnie, nie potrafiąc ułożyć się z resztą.
- Wybacz, Hiro, trochę jestem przemęczona - powiedziała, jakby chcąc mnie uspokoić. - Jak komuś powiesz, w jakim stanie mnie zobaczyłeś, to lepiej każ od razu Baymaxowi spisać twój testament - zmieniła swój ton na nieco mniej milszy, wskazując na mnie groźnie palcem. Roześmiałem się.
- Spokojnie, raczej grozi mi to bardziej z jego strony - GoGo nie zrozumiała, ale chyba nie chciała pytać albo w dalszym ciągu była zbyt zmęczona, by cokolwiek załapać.
- A cosz to się stało, że sam Hiro Hamada zapragnął mnie odwiedzić? - spytała teatralnym tonem, wskazując na drzwi do kuchni. Gdy stanęliśmy w pomieszczeniu, nie mogłem dopatrzeć się żadnego elementu, wskazującego na tradycyjnojapoński styl, panoszący się w tym miejscu. Normalna, nowoczesna kuchnia, na jaka mogli sobie pozwolić bogatsi mieszkańcy San Fransokyo. Pomimo całego przepychu pomieszczenia, nie mogłem zignorować atmosfery, przykrywającej to miejsce. Na stole stał pusty kubek po kawie - zapewne pana Tomago i dzisiejsza gazeta.
Wzruszyłem ramionami, udając obojętność.
- Po prostu chciałem wiedzieć, co się z tobą dzieje. Nie przychodzisz na zajęcia... - mruknąłem. Usiedliśmy przy zgrabnym stole, GoGo westchnęła.
- Zastanawiam się, czy nie porzucić studiów, Hiro - powiedziała ot tak, ale mną osobiście ta wiadomość wstrząsnęła.
- Żartujesz sobie?! - wykrzyknąłem, nie potrafiłem powstrzymać emocji. - Jesteś na najlepszym uniwersytecie w tym kraju, a ty chcesz z niego zrezygnować?!
GoGo wzruszyła ramionami, tak jak ja przed chwila, tylko ona była o niebo lepszą aktorka ode mnie.
- Hiro, ja wcale nie jestem taka... Nie pasuję do reszty studentów - GoGo próbowała mi chyba coś wytłumaczyć, ale niezbyt rozumiałem, co ona do mnie mówiła. - Inni w spokoju znoszą porażki, ja nie wytrzymuję i wpadam w stan "cholerycznego geniusza" - tu wyciągnęła w każdej dłoni dwa palce i poruszyła nimi, naśladując cudzysłów - Inni rozwijają swoje dawne projekty, ja cały czas szukam nowych inspiracji. Poza tym nie mogę dzielić nauki z motoryzacją, już ci mówiłam, że jedno drugiemu nie służy. No, tak naprawdę nie do końca, są pewne granice, a jak je wyczerpiesz, nie masz pomysłów, Hiro.
GoGo chwyciła do ręki swój niebieski kubek z białymi kropkami i wzięła spory łyk. Nagle wszystko pojąłem. Czy to nie dziwne, że studentka o czwartej po południu dopiero budzi się i je śniadanie? Złączyłem to z gadką GoGo na temat motoryzacji i braku czasu, by łączyć ją z nauką i wszystko zrozumiałem. Poczułem narastający gniew.
- Bierzesz udział w tych cholernych wyścigach - warknąłem. GoGo a mały włos nie wypluła kawy, którą właśnie piła.
- Jak ty to...
- To dlatego chcesz rzucić studia? Chcesz wrócić do nielegalnych zakładów i całego tego zamieszania, tylko dlatego, że chcesz się bawić w wyścigi?! Proszę bardzo - warknąłem, wstając. GoGo szybko wyskoczyła przede mną zatrzymała mnie.
- Hiro, nic nie rozumiesz. Poczekaj, chcę ci coś powiedzieć! - wyminąłem ją, kierując się wolno w kierunku wyjścia.
GoGo nie wytrzymała i krzyknęła:
- Czy ty naprawdę nic nie rozumiesz?! Myślisz, że po co biorę w tym udział? - spojrzałem na dziewczynę. jej oczy zaświeciły groźnie. - W tych wyścigach bierze udział Ithani. - powiedziała cicho, przy imieniu chłopaka jej głos zadrżał. Przełknęła głośno ślinę. - Jeśli to, co mówi Callaghan to prawda, to musimy go znaleźć jako pierwsi, nim on znajdzie ciebie. Myślisz, że znowu ładowałabym się w to bez powodu?
- Nie rozumiem - przyznałem, stojąc bez ruchu. - Więc po co go szukasz? To chyba ja powinienem to robić zamiast bawić się w naukowca.
GoGo wywróciła oczami.
- Każdy z nas wie, że Yoko naciska na ciebie. Kiedy niby miałbyś go szukać? I tak zarywasz noce i dnie na wynalazkach, których i tak nigdy nasza kochana pani profesor nie zobaczy na oczy - miała na myśli nasze kostiumy, nad którymi pracowałem. - Poza tym, mnie nie wyrzuci, mój tato opłaca część uniwersytetu, jeśli mnie zwolnią, Yoko ucierpi na tym o wiele bardziej niż ja.
Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia. No tak, ona mogła sobie pozwolić na tydzień laby, ja już nie. To było cholernie nie fair.
- Więc szukasz Ithaniego, żeby nie dopadł... mnie? - zapytałem, uświadamiając sobie w jednej chwili to, o czym mówił Wasabi. Twarz GoGo usiłowała ukryć emocje. I robiła to bardzo dobrze, bo nie wiedziałem, jakie konkretnie uczucia kryła.
- Takie to dziwne? - spytała wymijająco. - Przecież ja jako jedyna z nas poznałam go osobiście, Ithaniego już dawno nie było, gdy pozostali przyszli do uniwersytetu.
- No tak, ale to nie zmienia faktu, że niepotrzebnie się starasz - próbowałem być przekonujący, ale GoGo zmierzyła mnie tylko wzrokiem.
- Niepotrzebnie? To zaprogramuj Baymaxa na tajnego detektywa, cwaniaku - prychnęła, ale uśmiechnęła się zaraz po tym. Nie potrafiłem nie odwzajemnić uśmiechu.
GoGo zarzuciła na siebie kurtkę i poszliśmy na spacer. Gadaliśmy chwilę o błahostkach, ale już wkrótce zmęczyły mnie takie tematy i wyskoczyłem z:
- Mówiłaś, że nie jesteś jak Wasabi - przypomniałem jej. Chyba nie rozumiała, o czym mówię. - Że nie jesteś taka skryta jak on.
GoGo wzruszyła ramionami, popijając sok, który kupiła przy ostatniej budce, kilka ulic stąd.
- Bo nie jestem.
- Czyżby Gogiyo? - zaśmiałem się, ale GoGo nie było do śmiechu. W pierwszym odruchu zareagowała, jakby chciała rzucić we mnie sokiem, ale zrezygnowała, posyłając mi tylko jadowite spojrzenie.
- Nie nazywaj mnie tak - warknęła cicho.
Teraz to ja wzruszyłem ramionami.
- Niby czemu? Na razie to jedyne, co o tobie wiem. - strzał w dziesiątkę, nie mogłem tego nie zauważyć. Przez twarz mojej przyjaciółki przemknął zamyślony wyraz. Nie przyzna mi racji, tego mogłem być pewien.
- Ja o tobie nie wiem wcale o wiele więcej - mruknęła. - Znałam Tadashiego, więc myślałam, że będziesz do niego bardziej podobny, ale się myliłam.
Nie wiedziałem, o czym ona mówi. Spokojnie mijaliśmy przechodniów, w ogóle się nie spiesząc. Potrzebowałem takiego odpoczynku, a pędzące obok samochody wcale mi nie przeszkadzały, zdążyłem się do nich przyzwyczaić.
- Tak? - zapytałem ze zdziwieniem. - Aż tak się od niego różnię?
- No, w sumie to tak - GoGo przybrała rzeczowy ton, idąc swobodnie. - Po pierwsze nie jesteś taki poukładany i odpowiedzialny jak on, po drugie masz szalone i niebywałe pomysły, niekoniecznie altruistyczne, a po trzecie...
- Ja nigdy nie mógłbym poświęcić życia dla kogoś innego... - szepnąłem. Dobrze wiem, że to właśnie miała na myśli. To prawda nigdy nie odważyłbym się na tak bohaterski czyn. W tym przypadku nie dorastałem tadashiemu do pięt. GoGo stanęła nagle i złapała mnie za ramiona. Zauważyłem, że jesteśmy równi wzrostem.
- Hiro, przecież właśnie to robiłeś, ratując Abigail. I nie mów - przerwała mi, gdy chciałem coś powiedzieć - że to wyłącznie zasługa Baymaxa, bo sami widzieliśmy, jak wskakujesz na robota i obydwoje ruszacie jej na pomoc. To była tylko i wyłącznie twoja decyzja, Hiro.
Popatrzyłem na nią ze zwątpieniem. Nie wierzyłem, w to, co mówiła. Nie zrobiłem tego dla Abigail. Ani dla Callaghana. Ale dla Tadashiego. On poświęcił swoje życie dla Callaghana. Ja postanowiłem odwdzięczyć się bratu, robiąc to samo i wtedy tylko o nim myślałem.
Nagle GoGO upuściła swój sok na chodnik. Staliśmy naprzeciwko kawiarni cioci Cass. Wokół stały trzy wozy policyjne. We wszystkich świeciły się koguty, dając jasny znak, że stało się coś złego.
3/22/2015
3/11/2015
Nowe fakty
Przez cały następny tydzień, ledwie mijałem się z GoGo w uniwerku. Jakoś nie korciło nas do rozmowy, ani do spotkań. Trochę mi tego brakowało, sam nie wiem, czemu. Baymax miał rację, że coś ze mną nie tak.
Poprosiłem Wasabiego o pomoc. Chciałem, żeby pomógł mi przy moim stroju. Oczywiście, musiałem mu wszystko opowiedzieć.
- I ty serio chcesz się pakować w nowe kłopoty, Hiro? - zapytał mnie ze zdumieniem. - Myślałem, że po ostatniej akcji skończyliśmy z... no wiesz, byciem Wielką Szóstką i w ogóle...
Westchnąłem. Też chciałem żyć normalnie. Chciałem odzyskać brata i pójść na studia w odpowiednim dla mnie wieku. Nigdy nie poznałbym wtedy Baymaxa, ale przynajmniej byłbym z dala od problemów, robotyki, nauki i przede wszystkim - niebezpieczeństw.
Obróciłem po prostu laptopa i pokazałem Wasabiemu projekt, popijając colę z puszki. Przyjaciel patrzył chciwie w monitor, jego szczęka coraz bardziej opadała w dół.
- Jak ty to...
- Nie ja - przerwałem mu, wzruszając ramionami. łatwo byłoby sobie przywłaszczyć czyjś trud, ale szczególne gratulacje należały się komu innemu. - To GoGo.
Wasabi zagwizdał, po czym spojrzał na mnie z dziwną miną:
- Co ty jej robisz, że ona tak nad tobą skacze? - zaśmiał się. Nie wiedziałem, jak mam to odebrać. Poczułem, że mój dobry nastrój nagle się momentalnie zepsuł.
- Po prostu traktuje mnie jak dzieciaka - mruknąłem, wyrzucając puszkę. Baymax dalej wyszukiwał informacji na temat mojego stanu psychicznego. Zajmowało mu to teraz dużo czasu, choć na ogół jego poszukiwania trwały kilka sekund. Zaczynałem się serio bać, o to czy nie jestem jakiś mocno chory, skoro nawet nie może tego znaleźć.
- Nie, to chyba nie to - Wasabi uśmiechnął się, co zdarzało mu się rzadko, po czym dopowiedział wskazując na projekt: - Mam się tym zająć?
- Chodzi dokładniej o części zanikające. GoGo chyba musiała wiedzieć, że potrafisz zrobić coś takiego, skoro cię tu dopisała - pokazałem mu jego własne imię pokazane z boku ekranu.
- Taak, kiedyś próbowałem... ale mi to nie wyszło. Hiro, naprawdę sądzisz...
- Dasz radę, Wasabi - powiedziałem szczerze. - Ja wierzę, że dasz.
Zostawiłem go z laptopem, czekając chwilę, by się oswoił z wyzwaniem. Ja sam tworzyłem coś innego. Coś, co zwróciło uwagę Wasabiego o wiele bardziej, niż projekt GoGo.
- Co to jest? - zapytał.
Na monitorze widniał prototyp jednego, cienkiego pasa, wyglądającego jak bransoleta. Wasabi zmierzył mnie wzrokiem, mówiącym tyle, co "tylko na tyle cię stać?". Pokazałem mu animację - pas zmienia się, rozrasta na skórze, tworząc strój. Chciałem to zastosować przy każdym z nas. Wasabi patrzył na prototyp z szokiem.
- Jesteś genialny, Hiro. - mruknął.
- Nie, po prostu wyprzedzam wasze potrzeby - puściłem mu oko. Zastanawiałem się, co będzie, jeżeli nie będziemy mieli czasu, że tak powiem... przygotować się do misji. Potrzebne jest nam coś szybkiego, co pozwoli nam szybko dopasować się do sytuacji i zmienić szybciej z bandy kujonów znów na Wielką Szóstkę. - To jest nic - dodałem. - musimy jeszcze trochę potrenować, nie mamy odpowiedniej formy, nei uważasz?
Wasabi łączył wątki, widziałem to po jego minie. No tak, dla mnie też było tego dużo, w dodatku musieliśmy połączyć to z naszymi obowiązkami, uniwersytetem...
- Okej, Hiro. Więc po co ja ci jestem potrzebny? Tak dokładniej.
- Proszę cię jedynie o to, byś spróbował znowu z promieniem zanikania ciał. To, co robiłeś wcześniej. Jeśli ci się to uda, zostaw mi resztę. - mówiłem spokojnie.
- Jak chcesz to włączyć do swojego kostiumu? - zapytał, marszcząc brwi.
- Spoko, coś wymyślę - a bo ja wiem? Miałem nadzieję, że znowu wpadnie mi jakiś genialny pomysł do głowy, bo inaczej mój plan jakoś blado wypadnie. Poza tym, ufałem GoGo. Jeśli ona uważa, że to dobry pomysł, to ja też tak sądzę. W końcu zmieniła programator moich neuroprzekaźników, nie?
- Dobra, więc wracamy do gry - mruknął Wasabi. Nie wyglądał na zadowolonego, ale zatarł ręce. To dobry znak.
Gorzej było z Honey. Chemiczna powłoka, według ustaleń GoGo, to jej działka. Poza tym przyjaciółka chciała to dodać do każdego kostiumu. Kiedy spytałem ją o to na uniwersytecie, odpowiedziała tylko:
- A co? Mamy się dać temu dupkowi, tylko dlatego, że będziemy bardziej zniszczalni? - prychnęła.
Od tamtej pory nie odważyłem się nawet pomyśleć, że mogłaby bronić Ithaniego. Choć coś w głębi mnie krzyczało mocno ze strachu, w końcu kiedyś byli ze sobą bardzo blisko...
Kiedy Honey i Fred rozsiedli się wygodnie w moim garażu i usłyszeli całej historii (o Callaghanie, Ithanie i pomysłach i projektach GoGo), dziewczyna wykrzyknęła:
- Żartujesz chyba, Hiro! Ithani? - czułem, że przyjaciółka musiała go znać. Coś tu było nie tak...
- Tak, tak powiedział Callaghan. Chyba nie zawracałby mi głowy, gdyby to nie było ważne, poza tym Tadashi...
- Był jego najlepszym przyjacielem - wyszeptała Honey, skupiając swój wzrok na podłodze. Wyglądała na zahipnotyzowaną.
- Ithani? Więc jak... - nagle wszystko zaczynało się układać. Wybuch, śmierć Tadashiego, Ithani. Musieli mieć coś ze sobą wspólnego, o ile Ithani spowodował wybuch specjalnie. Chciał zabić mojego brata, ale czemu? Jesli naprawdę byli przyjaciółmi...
Stałem w szoku, Fred również. Zaczynał rozumieć powagę sytuacji.
- Ithani był najlepszym przyjacielem Tadashiego, byli nierozłączni. Dopóki Callaghan nie wyrzucił Ithaniego z uniwersytetu, a Tadashiemu się udało na targach najlepszych uczniów. Ithani był wściekły...
- Czyli chodziło tu o zwykła zazdrość?! - nie potrafiłem w to uwierzyć. - Jeśli tak, to co z GoGo...
- GoGo... Ona niewiele go tak naprawdę odchodziła... - Honey odwróciła wzrok. Najwyraźniej współczuła przyjaciółce. - Zerwali ze sobą zanim jeszcze wyrzucono Ithaniego, więc pewnie dlatego jej odpuścił. Poza tym nie miał powodów, by się mścić.
- Czyli Tadashi... - ogarniałem bardzo powoli. Chciałem zrozumieć, dlaczego najlepszy przyjaciel mojego brata zdołał go zabić...
- Byłą taka sytuacja, Hiro. Byłam ledwie miesiąc na uniwersytecie. Ithani podpalił jeden z gabinetów uczniowskich. Tadashi wiedział już wcześniej, co chciał zrobić Ithani, dlatego zdążył powiadomić Callaghana i większość z wynalazków została ocalona. To po tym incydencie wylano Ithaniego z uczelni...
Wszystko jasne. Callaghan miał rację, chłopak chciał się zemścić. Poczułem gniew, rozchodzący się po moich żyłach, tak jak wtedy, gdy wyciągnąłem Baymaxowi bezpieczną kartę Tadashiego, zmieniając go w robota-zabójcę. Chciałem zemsty, to uczucie zaczęło mnie zalewać, jak fala plażę.
Po prostu wyszedłem z garażu, zostawiając tam swoich przyjaciół. Baymax próbował za mną nadążyć. Na pewno kiedyś mnie znajdzie, ale potrafiłem biegać dość szybko, więc trochę mu to zajmie, zważając na jego prędkość. A propos, to też musiałem zmienić.
Biegałem przez godzinę. Zmęczenie tłumiło wszelkie uczucia, a to właśnie musiałem zrobić, bo inaczej chyba bym zwariował. Pamiętałem doskonale sytuację sprzed roku. Oszukałem przyjaciół, mieliśmy schwytać Callaghana, a ja chciałem... Ughh, spokojnie, Hiro, oddychaj, powtarzałem sobie i biegłem jeszcze szybciej. Kiedy wróciłem znów do garażu, zauważyłem, że Honey i Fred nadal tam byli. Oboje wzięli mnie w objęcia. Początkowo chciałem ich odepchnąć, ale przypomniałem sobie wizje, które mi przesłali. Oni również tęsknili za Tadashim. Mają prawo do zemsty na równi ze mną. Dlaczego tego nie chcą?
- Widziałam projekt GoGo - mruknęła Honey, ocierając łzy. Rozejrzałem się wokoło. Nie widziałem Baymaxa. Pewnie dalej mnie szukał. Zaraz powinien wrócić. - Zgadzam się, Hiro, ale pod jednym warunkiem.
Spojrzałem na Freda. Chłopak kiwnął głową z poważnym wyrazem twarzy. Najwyraźniej oboje ten temat przedyskutowali.
- Musisz nam obiecać, ze nie będziesz chciał się zemścić za Tadashiego. - powiedział Fred.
Minęła chwila. Musiałem to przemyśleć, poukładać sobie w głowie. W drzwiach garażu stanął Baymax.
- Obiecuję - powiedziałem cicho, jednak znalazłem alternatywę dla tej obietnicy...
- Już wiem, co ci jest - powiedział Baymax z ulgą, gdy wystarczająco ochrzanił mnie za moją ucieczkę.
Siedzieliśmy razem w moim pokoju. Potrzebowałem trochę odpoczynku po dzisiejszym dniu. Rozmowa z przyjaciółmi zmęczyła mnie bardziej niż bieg po całym San Fransokyo.
- Co takiego? - spytałem z uśmiechem. Refleks robota był wprost niespotykany.
- Zakochałeś się - powiedział robot.
Nie wyobrażam sobie, jaką minę mógłbym zrobić, ale wbiło mnie to w fotel, na którym siedziałem. Przecież wiedziałem, że to prawda, jednak usłyszenie tego wprost dopiero uświadomiło mi, że Baymax ma rację.
- Nikomu nie mów - wskazałem palcem na robota. - Jasne?
- Jasne - mruknął Baymax. Jego baterie powoli wyczerpywały się.
- No dobra, przyjacielu, podłączamy cię - powiedziałem bardziej do siebie niż do niego, po czym podłączyłem go do ładowania. To będzie długa noc, pomyślałem.
Poprosiłem Wasabiego o pomoc. Chciałem, żeby pomógł mi przy moim stroju. Oczywiście, musiałem mu wszystko opowiedzieć.
- I ty serio chcesz się pakować w nowe kłopoty, Hiro? - zapytał mnie ze zdumieniem. - Myślałem, że po ostatniej akcji skończyliśmy z... no wiesz, byciem Wielką Szóstką i w ogóle...
Westchnąłem. Też chciałem żyć normalnie. Chciałem odzyskać brata i pójść na studia w odpowiednim dla mnie wieku. Nigdy nie poznałbym wtedy Baymaxa, ale przynajmniej byłbym z dala od problemów, robotyki, nauki i przede wszystkim - niebezpieczeństw.
Obróciłem po prostu laptopa i pokazałem Wasabiemu projekt, popijając colę z puszki. Przyjaciel patrzył chciwie w monitor, jego szczęka coraz bardziej opadała w dół.
- Jak ty to...
- Nie ja - przerwałem mu, wzruszając ramionami. łatwo byłoby sobie przywłaszczyć czyjś trud, ale szczególne gratulacje należały się komu innemu. - To GoGo.
Wasabi zagwizdał, po czym spojrzał na mnie z dziwną miną:
- Co ty jej robisz, że ona tak nad tobą skacze? - zaśmiał się. Nie wiedziałem, jak mam to odebrać. Poczułem, że mój dobry nastrój nagle się momentalnie zepsuł.
- Po prostu traktuje mnie jak dzieciaka - mruknąłem, wyrzucając puszkę. Baymax dalej wyszukiwał informacji na temat mojego stanu psychicznego. Zajmowało mu to teraz dużo czasu, choć na ogół jego poszukiwania trwały kilka sekund. Zaczynałem się serio bać, o to czy nie jestem jakiś mocno chory, skoro nawet nie może tego znaleźć.
- Nie, to chyba nie to - Wasabi uśmiechnął się, co zdarzało mu się rzadko, po czym dopowiedział wskazując na projekt: - Mam się tym zająć?
- Chodzi dokładniej o części zanikające. GoGo chyba musiała wiedzieć, że potrafisz zrobić coś takiego, skoro cię tu dopisała - pokazałem mu jego własne imię pokazane z boku ekranu.
- Taak, kiedyś próbowałem... ale mi to nie wyszło. Hiro, naprawdę sądzisz...
- Dasz radę, Wasabi - powiedziałem szczerze. - Ja wierzę, że dasz.
Zostawiłem go z laptopem, czekając chwilę, by się oswoił z wyzwaniem. Ja sam tworzyłem coś innego. Coś, co zwróciło uwagę Wasabiego o wiele bardziej, niż projekt GoGo.
- Co to jest? - zapytał.
Na monitorze widniał prototyp jednego, cienkiego pasa, wyglądającego jak bransoleta. Wasabi zmierzył mnie wzrokiem, mówiącym tyle, co "tylko na tyle cię stać?". Pokazałem mu animację - pas zmienia się, rozrasta na skórze, tworząc strój. Chciałem to zastosować przy każdym z nas. Wasabi patrzył na prototyp z szokiem.
- Jesteś genialny, Hiro. - mruknął.
- Nie, po prostu wyprzedzam wasze potrzeby - puściłem mu oko. Zastanawiałem się, co będzie, jeżeli nie będziemy mieli czasu, że tak powiem... przygotować się do misji. Potrzebne jest nam coś szybkiego, co pozwoli nam szybko dopasować się do sytuacji i zmienić szybciej z bandy kujonów znów na Wielką Szóstkę. - To jest nic - dodałem. - musimy jeszcze trochę potrenować, nie mamy odpowiedniej formy, nei uważasz?
Wasabi łączył wątki, widziałem to po jego minie. No tak, dla mnie też było tego dużo, w dodatku musieliśmy połączyć to z naszymi obowiązkami, uniwersytetem...
- Okej, Hiro. Więc po co ja ci jestem potrzebny? Tak dokładniej.
- Proszę cię jedynie o to, byś spróbował znowu z promieniem zanikania ciał. To, co robiłeś wcześniej. Jeśli ci się to uda, zostaw mi resztę. - mówiłem spokojnie.
- Jak chcesz to włączyć do swojego kostiumu? - zapytał, marszcząc brwi.
- Spoko, coś wymyślę - a bo ja wiem? Miałem nadzieję, że znowu wpadnie mi jakiś genialny pomysł do głowy, bo inaczej mój plan jakoś blado wypadnie. Poza tym, ufałem GoGo. Jeśli ona uważa, że to dobry pomysł, to ja też tak sądzę. W końcu zmieniła programator moich neuroprzekaźników, nie?
- Dobra, więc wracamy do gry - mruknął Wasabi. Nie wyglądał na zadowolonego, ale zatarł ręce. To dobry znak.
Gorzej było z Honey. Chemiczna powłoka, według ustaleń GoGo, to jej działka. Poza tym przyjaciółka chciała to dodać do każdego kostiumu. Kiedy spytałem ją o to na uniwersytecie, odpowiedziała tylko:
- A co? Mamy się dać temu dupkowi, tylko dlatego, że będziemy bardziej zniszczalni? - prychnęła.
Od tamtej pory nie odważyłem się nawet pomyśleć, że mogłaby bronić Ithaniego. Choć coś w głębi mnie krzyczało mocno ze strachu, w końcu kiedyś byli ze sobą bardzo blisko...
Kiedy Honey i Fred rozsiedli się wygodnie w moim garażu i usłyszeli całej historii (o Callaghanie, Ithanie i pomysłach i projektach GoGo), dziewczyna wykrzyknęła:
- Żartujesz chyba, Hiro! Ithani? - czułem, że przyjaciółka musiała go znać. Coś tu było nie tak...
- Tak, tak powiedział Callaghan. Chyba nie zawracałby mi głowy, gdyby to nie było ważne, poza tym Tadashi...
- Był jego najlepszym przyjacielem - wyszeptała Honey, skupiając swój wzrok na podłodze. Wyglądała na zahipnotyzowaną.
- Ithani? Więc jak... - nagle wszystko zaczynało się układać. Wybuch, śmierć Tadashiego, Ithani. Musieli mieć coś ze sobą wspólnego, o ile Ithani spowodował wybuch specjalnie. Chciał zabić mojego brata, ale czemu? Jesli naprawdę byli przyjaciółmi...
Stałem w szoku, Fred również. Zaczynał rozumieć powagę sytuacji.
- Ithani był najlepszym przyjacielem Tadashiego, byli nierozłączni. Dopóki Callaghan nie wyrzucił Ithaniego z uniwersytetu, a Tadashiemu się udało na targach najlepszych uczniów. Ithani był wściekły...
- Czyli chodziło tu o zwykła zazdrość?! - nie potrafiłem w to uwierzyć. - Jeśli tak, to co z GoGo...
- GoGo... Ona niewiele go tak naprawdę odchodziła... - Honey odwróciła wzrok. Najwyraźniej współczuła przyjaciółce. - Zerwali ze sobą zanim jeszcze wyrzucono Ithaniego, więc pewnie dlatego jej odpuścił. Poza tym nie miał powodów, by się mścić.
- Czyli Tadashi... - ogarniałem bardzo powoli. Chciałem zrozumieć, dlaczego najlepszy przyjaciel mojego brata zdołał go zabić...
- Byłą taka sytuacja, Hiro. Byłam ledwie miesiąc na uniwersytecie. Ithani podpalił jeden z gabinetów uczniowskich. Tadashi wiedział już wcześniej, co chciał zrobić Ithani, dlatego zdążył powiadomić Callaghana i większość z wynalazków została ocalona. To po tym incydencie wylano Ithaniego z uczelni...
Wszystko jasne. Callaghan miał rację, chłopak chciał się zemścić. Poczułem gniew, rozchodzący się po moich żyłach, tak jak wtedy, gdy wyciągnąłem Baymaxowi bezpieczną kartę Tadashiego, zmieniając go w robota-zabójcę. Chciałem zemsty, to uczucie zaczęło mnie zalewać, jak fala plażę.
Po prostu wyszedłem z garażu, zostawiając tam swoich przyjaciół. Baymax próbował za mną nadążyć. Na pewno kiedyś mnie znajdzie, ale potrafiłem biegać dość szybko, więc trochę mu to zajmie, zważając na jego prędkość. A propos, to też musiałem zmienić.
Biegałem przez godzinę. Zmęczenie tłumiło wszelkie uczucia, a to właśnie musiałem zrobić, bo inaczej chyba bym zwariował. Pamiętałem doskonale sytuację sprzed roku. Oszukałem przyjaciół, mieliśmy schwytać Callaghana, a ja chciałem... Ughh, spokojnie, Hiro, oddychaj, powtarzałem sobie i biegłem jeszcze szybciej. Kiedy wróciłem znów do garażu, zauważyłem, że Honey i Fred nadal tam byli. Oboje wzięli mnie w objęcia. Początkowo chciałem ich odepchnąć, ale przypomniałem sobie wizje, które mi przesłali. Oni również tęsknili za Tadashim. Mają prawo do zemsty na równi ze mną. Dlaczego tego nie chcą?
- Widziałam projekt GoGo - mruknęła Honey, ocierając łzy. Rozejrzałem się wokoło. Nie widziałem Baymaxa. Pewnie dalej mnie szukał. Zaraz powinien wrócić. - Zgadzam się, Hiro, ale pod jednym warunkiem.
Spojrzałem na Freda. Chłopak kiwnął głową z poważnym wyrazem twarzy. Najwyraźniej oboje ten temat przedyskutowali.
- Musisz nam obiecać, ze nie będziesz chciał się zemścić za Tadashiego. - powiedział Fred.
Minęła chwila. Musiałem to przemyśleć, poukładać sobie w głowie. W drzwiach garażu stanął Baymax.
- Obiecuję - powiedziałem cicho, jednak znalazłem alternatywę dla tej obietnicy...
- Już wiem, co ci jest - powiedział Baymax z ulgą, gdy wystarczająco ochrzanił mnie za moją ucieczkę.
Siedzieliśmy razem w moim pokoju. Potrzebowałem trochę odpoczynku po dzisiejszym dniu. Rozmowa z przyjaciółmi zmęczyła mnie bardziej niż bieg po całym San Fransokyo.
- Co takiego? - spytałem z uśmiechem. Refleks robota był wprost niespotykany.
- Zakochałeś się - powiedział robot.
Nie wyobrażam sobie, jaką minę mógłbym zrobić, ale wbiło mnie to w fotel, na którym siedziałem. Przecież wiedziałem, że to prawda, jednak usłyszenie tego wprost dopiero uświadomiło mi, że Baymax ma rację.
- Nikomu nie mów - wskazałem palcem na robota. - Jasne?
- Jasne - mruknął Baymax. Jego baterie powoli wyczerpywały się.
- No dobra, przyjacielu, podłączamy cię - powiedziałem bardziej do siebie niż do niego, po czym podłączyłem go do ładowania. To będzie długa noc, pomyślałem.
Wspólna praca
- Nigdy mi tak nie rób, Hiro... - wyszeptała GoGo. Jej głos drżał.
Przytuliłem ją jeszcze mocniej. Co mi się ostatnio dzieje? W mojej głowie szumiało od natłoku myśli, wspomnień, obrazów. Widziałem, jak Ithani odpycha GoGo, jak wybucha sala kongresowa, za której drzwiami przed chwilą zniknął mój brat. Zadrżałem na samą myśl.
Wyszeptałem GoGo do ucha:
- Ithani zabił mojego brata. - GoGo oderwała się ode mnie, mierząc mnie zszokowanym wzrokiem.
- Niby skąd ty...
Westchnąłem. Opowiedziałem jej o mojej rozmowie z Callaghanem, o tym, że prawdopodobnie mnie ściga i że nie jest ze mną bezpieczna.
- Hiro, pamiętasz ten wybuch... Jeśli to, co mówisz jest prawdą... staliśmy zaledwie kilkanaście metrów od wybuchu... - w głowie zaczynało jej świtać. Zasłoniła usta dłonią. - To niemożliwe. Znam Ithaniego...
- Chyba nie na tyle - warknąłem. I co, może jeszcze będzie go kryć? Nie będę tu siedział, gdy zabójca mojego brata spaceruje sobie po San Fransokyo. Zacząłem zbierać porozrzucane rzeczy po garażu.
- Hiro, znowu chcesz działać w pojedynkę? Już raz dostałeś nauczkę, bez nas nie masz szans...
- GoGo, naprawdę nie mam zamiaru...
Dziewczyna zagrodziła mi drogę. Zaczynała mnie już serio wkurzać swoim uporem.
- Słuchaj, Hiro, kiedy w końcu zrozumiesz, że nie obchodzi nas ryzyko, tylko twoje dobro?
- Nie jestem już dzieckiem, które macie stale bronić, jasne?! - wykrzyknąłem. - Będę działał sam, bo śmierć Tadashiego to moja sprawa...
- Ale...
- ... i żadne eksperymenty i wynalazki tego nie zmienią. To moja sprawa. - nie dałem jej przerwać. I nie dam się przekonać. Może sobie mrugać oczami, powtarzać, że chcą mnie tylko chronić, ale ja nie chcę po raz kolejny stawać się bezbronnym Hiro. Chcę sam podejmować decyzje, czy to do nich nie dociera?
GoGo westchnęła. Chyba wygrałem, uświadomiłem sobie.
- Wcale nie traktujemy ciebie jak dziecko i nigdy nie traktowaliśmy, Hiro. Jesteś naszym przyjacielem, a my nigdy nie zapragniemy zastępować ci brata. Zrozum, że nie jesteś sam i bycie samowystarczalnym nic ci nie da.
Czułem, że zaraz zasnę, taki byłem zmęczony. Mruknąłem tylko coś typu "rób, jak chcesz", po czym ruszyłem na górę, zostawiając GoGo samą w garażu.
Kiedy się obudziłem, zobaczyłem, że leżę pod kocem, którego tu wcześniej nie było. Pewnie to ciocia Cass, pomyślałem. Potem zerknąłem na pudło Baymaxa. Było puste. W moim umyśle pojawił się obraz robota, odebranego mi przez Ithaniego.
Zerwałem się na nogi, chcąc znaleźć Baymaxa. Zbiegłem po schodach, o mało co nie przewracając się. Obym tylko nie obudził cioci, przypomniałem sobie, gdy zauważyłem stojący w kuchni zegar. Druga w nocy. Spałem tylko osiem godzin, a czułem się wypoczęty.
Coś mnie popchnęło w kierunku garażu. Kiedy znalazłem się na miejscu, zauważyłem światło bijące z komputerów. Przy jednym z nich siedziała postać, którą z trudem poznałem. Baymax stał obok niej.
-GoGo? Co ty tu... - stałem zdziwiony, nie mogąc wydusić z siebie słowa. GoGo siedziała tu przez osiem godzin? Czy przyszła tu przed chwilą?
- Mówiłam, że sobie nie pójdę. - wzruszyła ramionami. Zerknąłem jej przez ramię. Nie dość, że posprzątała w garażu, to odzyskała pamięć z rozwalonego laptopa i dokańczała mój projekt.
- Najpierw neuroprzekaźniki, teraz to... - zacząłem, obserwując fioletowy strój na ekranie. - Po co to robisz? - spytałem.
GoGo wzruszyła ramionami. Nie odpowiedziała.
Westchnąłem i usiadłem obok niej.
- Co tu właściwie dodałaś? - spytałem.
Dziewczyna zerknęła na mnie tajemniczo. Spodobało mi się to spojrzenie.
- Mam pewien pomysł, ale muszę go jeszcze dopracować. Acha, i potrzebna jest mi reszta ekipy.
- Co? Mówiłem, że nie chcę pomocy... - czułem się oszukany. GoGo nie dość, że wymusiła na mnie, żebym powiedział jej o mojej rozmowie z Callaghanem, to jeszcze planuje wtajemniczyć pozostałych. - Wystarczająco już narażam ciebie. - mruknąłem.
Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi.
- Baymax, przekaż swojemu przyjacielowi, że to moja decyzja, bo zaraz mnie trafi - chyba naprawdę ją poirytowałem.
Uśmiechnąłem się, sam nie wiem, czemu. Wkurzona GoGo wyglądała zabawnie. Baymax już podnosił palec, żeby coś powiedzieć, ale przerwałem mu od razu:
- Dobra, nie wściekaj się tak, idź się połóż na górę, bo już i tak wystarczająco długo tu siedzisz. - widziałem podkrążone oczy dziewczyny. Za nic nie pozwoliłbym jej tutaj zostać i dalej pracować. Całe szczęście, że całkiem niedawno zaczęła się sobota i nie musieliśmy ruszać do uniwersytetu na godzinę dziewiątą.
- Zaraz, tylko skończę - zaczęła, ale przytuliłem ją i siłą ściągnąłem z fotela. Zaczęła się szarpać, próbując uwolnić się z uścisku, ale nie dała rady. Obydwoje chichotaliśmy, w końcu chyba mi się udało, bo dziewczyna ruszyła na górę.
- Nie waż mi się kasować moich zmian - mruknęła tylko na pożegnanie.
Westchnąłem. Cieszyłem się, że tu była, naprawdę.
- To co, Baymax? - spytałem robota. - Pomożesz mi?
Z planów, które przygotowała GoGo wywnioskowałem, że mój nowy strój ma mieć lekką powłokę chemiczną, odporną na pociski i buty z małymi silnikami bezołowiowymi, które zamontowałem Baymaxowi. Dzięki nim robot mógł latać. Jakby czytała mi w myślach, zauważyłem ze zdziwieniem. Poza tym projekt posiadał coś jeszcze, przypuszczam, że chciałaby, żeby to Wasabi pomógł przy tym elemencie.
GoGo chciała, żeby mój strój zanikał, dzięki czemu mógłbym być niewidzialny. Dotychczas nie myślałem, że to możliwe.
- GoGo, jesteś genialna - wyszeptałem ze zdumieniem.
Baymax zwrócił się do mnie:
- Wyczuwam u ciebie nieznany stan emocjonalny. - zarumieniłem się. Możliwe.
- Tak, przyjacielu. Myślę, że tego nie zrozumiesz. - robot zwężył oczy.
- Postaram się. Określ swój stan w skali od jednego do dziesięciu - nakazał robot. Zaśmiałem się i oparłem o fotel wygodnie.
- Jedenaście. - odpowiedziałem z uśmiechem.
- To się nie mieści w skali - gdyby Baymax miał brwi, pewnie by je zmarszczył. Wyglądał na zagubionego.
- Dokładnie - szepnąłem.
- Mam nadzieję, że to nie żaden wirus. Powinienem cię zbadać dokładniej. I zebrać informacje na ten temat - Baymax ruszył w stronę jednego z komputerów.
Zachciało mi się znowu roześmiać. Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł. Postanowiłem zrobić niespodziankę GoGo. Już i tak wystarczająco mi pomogła. Tak szczerze to zrobiła prawie wszystko.
Kiedy skończyłem dopracowywać pomysły GoGo i zarysowałem plan mojego własnego projektu, nastał już dawno dzień. Wszedłem do kuchni, mijając ciocię.
- Siedziałeś w garażu? - spytała, bo zauważyła, skąd wyszedłem. Za mną kroczył wiernie Baymax.
- Tak, nudziło mi się trochę. - mruknąłem, ponownie spoglądając na zegarek. Jedenasta.
- Dobra, ale zjedz cokolwiek, nie wymyślisz nic bez śniadania - uśmiechnęła się, ruszając w dół, do kawiarni. Odetchnąłem, po czym poszedłem po schodach do pokoju.
Gdy stanąłem w progu, nie potrafiłem się nie uśmiechnąć. Na moim łóżku drzemała słodko GoGo. Część jej makijażu rozmazała się, ale i tak wyglądała pięknie. Leżała pod tym kocem, pod którym wcześniej spałem ja... Acha, to ona mnie okryła, gdy zabierała Baymaxa do garażu. Ale ze mnie kretyn.
Usiadłem obok, przyglądając się dziewczynie. Sam nie wiem, po co to robiłem. Odgarnąłem jej grzywkę na bok, ukazując drugą połowę jej twarzy. Siedziałem w ciszy kilka minut, po czym długie rzęsy GoGo zatrzepotały, a dziewczyna ziewnęła przeciągle.
- Cześć, śpiochu - przywitałem ją z uśmiechem.
Przytuliłem ją jeszcze mocniej. Co mi się ostatnio dzieje? W mojej głowie szumiało od natłoku myśli, wspomnień, obrazów. Widziałem, jak Ithani odpycha GoGo, jak wybucha sala kongresowa, za której drzwiami przed chwilą zniknął mój brat. Zadrżałem na samą myśl.
Wyszeptałem GoGo do ucha:
- Ithani zabił mojego brata. - GoGo oderwała się ode mnie, mierząc mnie zszokowanym wzrokiem.
- Niby skąd ty...
Westchnąłem. Opowiedziałem jej o mojej rozmowie z Callaghanem, o tym, że prawdopodobnie mnie ściga i że nie jest ze mną bezpieczna.
- Hiro, pamiętasz ten wybuch... Jeśli to, co mówisz jest prawdą... staliśmy zaledwie kilkanaście metrów od wybuchu... - w głowie zaczynało jej świtać. Zasłoniła usta dłonią. - To niemożliwe. Znam Ithaniego...
- Chyba nie na tyle - warknąłem. I co, może jeszcze będzie go kryć? Nie będę tu siedział, gdy zabójca mojego brata spaceruje sobie po San Fransokyo. Zacząłem zbierać porozrzucane rzeczy po garażu.
- Hiro, znowu chcesz działać w pojedynkę? Już raz dostałeś nauczkę, bez nas nie masz szans...
- GoGo, naprawdę nie mam zamiaru...
Dziewczyna zagrodziła mi drogę. Zaczynała mnie już serio wkurzać swoim uporem.
- Słuchaj, Hiro, kiedy w końcu zrozumiesz, że nie obchodzi nas ryzyko, tylko twoje dobro?
- Nie jestem już dzieckiem, które macie stale bronić, jasne?! - wykrzyknąłem. - Będę działał sam, bo śmierć Tadashiego to moja sprawa...
- Ale...
- ... i żadne eksperymenty i wynalazki tego nie zmienią. To moja sprawa. - nie dałem jej przerwać. I nie dam się przekonać. Może sobie mrugać oczami, powtarzać, że chcą mnie tylko chronić, ale ja nie chcę po raz kolejny stawać się bezbronnym Hiro. Chcę sam podejmować decyzje, czy to do nich nie dociera?
GoGo westchnęła. Chyba wygrałem, uświadomiłem sobie.
- Wcale nie traktujemy ciebie jak dziecko i nigdy nie traktowaliśmy, Hiro. Jesteś naszym przyjacielem, a my nigdy nie zapragniemy zastępować ci brata. Zrozum, że nie jesteś sam i bycie samowystarczalnym nic ci nie da.
Czułem, że zaraz zasnę, taki byłem zmęczony. Mruknąłem tylko coś typu "rób, jak chcesz", po czym ruszyłem na górę, zostawiając GoGo samą w garażu.
Kiedy się obudziłem, zobaczyłem, że leżę pod kocem, którego tu wcześniej nie było. Pewnie to ciocia Cass, pomyślałem. Potem zerknąłem na pudło Baymaxa. Było puste. W moim umyśle pojawił się obraz robota, odebranego mi przez Ithaniego.
Zerwałem się na nogi, chcąc znaleźć Baymaxa. Zbiegłem po schodach, o mało co nie przewracając się. Obym tylko nie obudził cioci, przypomniałem sobie, gdy zauważyłem stojący w kuchni zegar. Druga w nocy. Spałem tylko osiem godzin, a czułem się wypoczęty.
Coś mnie popchnęło w kierunku garażu. Kiedy znalazłem się na miejscu, zauważyłem światło bijące z komputerów. Przy jednym z nich siedziała postać, którą z trudem poznałem. Baymax stał obok niej.
-GoGo? Co ty tu... - stałem zdziwiony, nie mogąc wydusić z siebie słowa. GoGo siedziała tu przez osiem godzin? Czy przyszła tu przed chwilą?
- Mówiłam, że sobie nie pójdę. - wzruszyła ramionami. Zerknąłem jej przez ramię. Nie dość, że posprzątała w garażu, to odzyskała pamięć z rozwalonego laptopa i dokańczała mój projekt.
- Najpierw neuroprzekaźniki, teraz to... - zacząłem, obserwując fioletowy strój na ekranie. - Po co to robisz? - spytałem.
GoGo wzruszyła ramionami. Nie odpowiedziała.
Westchnąłem i usiadłem obok niej.
- Co tu właściwie dodałaś? - spytałem.
Dziewczyna zerknęła na mnie tajemniczo. Spodobało mi się to spojrzenie.
- Mam pewien pomysł, ale muszę go jeszcze dopracować. Acha, i potrzebna jest mi reszta ekipy.
- Co? Mówiłem, że nie chcę pomocy... - czułem się oszukany. GoGo nie dość, że wymusiła na mnie, żebym powiedział jej o mojej rozmowie z Callaghanem, to jeszcze planuje wtajemniczyć pozostałych. - Wystarczająco już narażam ciebie. - mruknąłem.
Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi.
- Baymax, przekaż swojemu przyjacielowi, że to moja decyzja, bo zaraz mnie trafi - chyba naprawdę ją poirytowałem.
Uśmiechnąłem się, sam nie wiem, czemu. Wkurzona GoGo wyglądała zabawnie. Baymax już podnosił palec, żeby coś powiedzieć, ale przerwałem mu od razu:
- Dobra, nie wściekaj się tak, idź się połóż na górę, bo już i tak wystarczająco długo tu siedzisz. - widziałem podkrążone oczy dziewczyny. Za nic nie pozwoliłbym jej tutaj zostać i dalej pracować. Całe szczęście, że całkiem niedawno zaczęła się sobota i nie musieliśmy ruszać do uniwersytetu na godzinę dziewiątą.
- Zaraz, tylko skończę - zaczęła, ale przytuliłem ją i siłą ściągnąłem z fotela. Zaczęła się szarpać, próbując uwolnić się z uścisku, ale nie dała rady. Obydwoje chichotaliśmy, w końcu chyba mi się udało, bo dziewczyna ruszyła na górę.
- Nie waż mi się kasować moich zmian - mruknęła tylko na pożegnanie.
Westchnąłem. Cieszyłem się, że tu była, naprawdę.
- To co, Baymax? - spytałem robota. - Pomożesz mi?
Z planów, które przygotowała GoGo wywnioskowałem, że mój nowy strój ma mieć lekką powłokę chemiczną, odporną na pociski i buty z małymi silnikami bezołowiowymi, które zamontowałem Baymaxowi. Dzięki nim robot mógł latać. Jakby czytała mi w myślach, zauważyłem ze zdziwieniem. Poza tym projekt posiadał coś jeszcze, przypuszczam, że chciałaby, żeby to Wasabi pomógł przy tym elemencie.
GoGo chciała, żeby mój strój zanikał, dzięki czemu mógłbym być niewidzialny. Dotychczas nie myślałem, że to możliwe.
- GoGo, jesteś genialna - wyszeptałem ze zdumieniem.
Baymax zwrócił się do mnie:
- Wyczuwam u ciebie nieznany stan emocjonalny. - zarumieniłem się. Możliwe.
- Tak, przyjacielu. Myślę, że tego nie zrozumiesz. - robot zwężył oczy.
- Postaram się. Określ swój stan w skali od jednego do dziesięciu - nakazał robot. Zaśmiałem się i oparłem o fotel wygodnie.
- Jedenaście. - odpowiedziałem z uśmiechem.
- To się nie mieści w skali - gdyby Baymax miał brwi, pewnie by je zmarszczył. Wyglądał na zagubionego.
- Dokładnie - szepnąłem.
- Mam nadzieję, że to nie żaden wirus. Powinienem cię zbadać dokładniej. I zebrać informacje na ten temat - Baymax ruszył w stronę jednego z komputerów.
Zachciało mi się znowu roześmiać. Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł. Postanowiłem zrobić niespodziankę GoGo. Już i tak wystarczająco mi pomogła. Tak szczerze to zrobiła prawie wszystko.
Kiedy skończyłem dopracowywać pomysły GoGo i zarysowałem plan mojego własnego projektu, nastał już dawno dzień. Wszedłem do kuchni, mijając ciocię.
- Siedziałeś w garażu? - spytała, bo zauważyła, skąd wyszedłem. Za mną kroczył wiernie Baymax.
- Tak, nudziło mi się trochę. - mruknąłem, ponownie spoglądając na zegarek. Jedenasta.
- Dobra, ale zjedz cokolwiek, nie wymyślisz nic bez śniadania - uśmiechnęła się, ruszając w dół, do kawiarni. Odetchnąłem, po czym poszedłem po schodach do pokoju.
Gdy stanąłem w progu, nie potrafiłem się nie uśmiechnąć. Na moim łóżku drzemała słodko GoGo. Część jej makijażu rozmazała się, ale i tak wyglądała pięknie. Leżała pod tym kocem, pod którym wcześniej spałem ja... Acha, to ona mnie okryła, gdy zabierała Baymaxa do garażu. Ale ze mnie kretyn.
Usiadłem obok, przyglądając się dziewczynie. Sam nie wiem, po co to robiłem. Odgarnąłem jej grzywkę na bok, ukazując drugą połowę jej twarzy. Siedziałem w ciszy kilka minut, po czym długie rzęsy GoGo zatrzepotały, a dziewczyna ziewnęła przeciągle.
- Cześć, śpiochu - przywitałem ją z uśmiechem.
3/09/2015
Ithani Evans
Kiedy wróciłem do domu, cały czas myślałem o GoGo. Nie wiem, dlaczego. Nie mogłem się na niczym skupić już nawet następnego dnia, na uniwerku.
Kiedy miałem wychodzić, zaczepiła mnie pani profesor Eve Yoko, następczyni Callaghana. Poczułem, że wpadłem w kłopoty.
- Dobrze cię widzieć, Hiro - uśmiechnęła się dość sztucznie. - Szkoda tylko, że po tak długiej przerwie.
Nie odpowiedziałem, no bo niby co miałem jej powiedzieć? Pani profesor obrzuciła mnie wzrokiem, jakim chyba rodzice powinni obrzucać niegrzeczne dzieci. Nie wiem, przecież nie mam rodziców.
- Tak, chciałem panią przeprosić... - zacząłem, ale Yoko przerwała mi.
- Hiro, czy to nie dziwne, że zawsze coś się dzieje tobie? Jestem z tobą w tym wszystkim i wiem, że może nie zawsze sobie radzisz po śmierci Tadashiego, ale Hiro, na litość boską, skup się na nauce. Już wystarczająco straciłeś przez swoją depresję.
Stałem tak, nie wiedząc, czy mam coś odwarknąć, czy lepiej siedzieć cicho. Co ją interesowało moje życie i to jak się czuję? To już jest moja sprawa. Jeśli trzeba, niech mnie wywalą. To i tak gorsze miejsce od tego, które stworzył tu Callaghan.
Te słowa cisnęły mi się na usta, ale musiałem je jakoś zahamować. Chyba już lepiej to po prostu zignorować, pomyślałem sobie.
- ... więc jeśli zdarzy się coś jeszcze i nie przyjdziesz na zajęcia, nieważne czy choroba, czy umrze ci chomik, to wylecisz z naszej placówki od razu - warknęła, po czym skłoniła się grzecznie i odeszła. Miałem ochotę zadźgać ją jej własnymi buciorami, stukającymi o podłoże. Swoją drogą dziwne, że tak stara kobieta nosi chodzi na tak wysokich obcasach.
Wzruszyłem ramionami i kopnąłem kamyk, leżący jak gdyby nigdy nic na chodniku.
Gdy dotarłem do kawiarni cioci, wyczułem, że coś jest nie tak. Ciocia Cass zamknęła kawiarnię a sama wcinała lukrowane pączki. Denerwowała się.
- Cześć, ciociu - przywitałem się, całując ją w policzek.
- Hiro, musimy porozmawiać - zaczęła, odstawiając pączki.
- O niee, dzwoniła do ciebie Yoko?
- Co? - ciocia zmarszczyła brwi. Wtopa, mruknąłem pod nosem.
- Dobra, nieważne, o czym chcesz rozmawiać? - spytałem, zmieniając temat.
Ciocia Cass westchnęła.
- Miałam dzisiaj telefon... Z więzienia. Profesor Callaghan prosił ciebie o rozmowę.
Zamarłem. Prosił mnie? Znaczy... Co mu da rozmowa ze mną, czyżby Abigail zostawiła ojca samego i teraz chciałby, żebym ja wszystko naprawił? Albo może chciał mi podziękować za uratowanie życia jego córki?
W umyśle wirowało mi tysiące myśli. Nie potrafiłem nad nimi zapanować.
- Co mu odpowiedziałaś? - zapytałem cicho.
- Chcę, żeby to była twoja decyzja, Hiro. - powiedziała ciocia poważnie. - Nie mogę cię tu siłą trzymać i nie będę cię namawiać, jeśli zdecydujesz inaczej. Masz szczęście, że prasa nadal nic nie wie.
Ciocia miała rację. Co zrobiłby Tadashi? Na pewno poszedłby, pomyślałem. Odetchnąłem głęboko, po czym odpowiedziałem.
- Dobrze, porozmawiam z nim.
Nie wiedzieć, czemu nie pozwolono mi na rozmowę twarzą w twarz z profesorem. Widzieliśmy się przez szybę i rozmawialiśmy przez telefon.
- Witaj, Hiro - powiedział smutno. Miałem wrażenie, że przybyło mu jeszcze raz tyle zmarszczek, od kiedy widziałem go ostatnim razem.
- Dzień dobry. Chciał mnie pan widzieć? - zapytałem. Profesor patrzył na mnie przepraszająco.
- Tak, Hiro. Chyba padło mi na mózg, że to robię.
- Nie rozumiem... - profesor był jakiś nieswój. Nie wyglądał na opanowanego i spokojnego jak za każdym razem, gdy miałem z nim do czynienia. To więzienie go niszczy. Zacząłem mu już współczuć.
- Hiro, chcę ci powiedzieć... Widzisz, ja... To, co zrobiłem. Nie byłem sam, znaczy... To nie ja podłożyłem ogień.
Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia.
- Ale mówił pan...
- Tak, wiem, co mówiłem. Ale mój wspólnik miał pozbyć się wszystkich z sali kongresowej i dopiero podłożyć ogień. Nie wiedziałem, że Tadashi...
Przerwałem. Nie chciałem znowu słyszeć o tej sytuacji i o moim bracie, zdołałem już przywyknąć do myśli, że to był wypadek. A może jednak nie?
- Nie powie mi pan, że teraz ten gość jest na wolności?
Callaghan opuścił głowę.
- Hiro, człowiek popełnia mnóstwo głupich błędów. To był mój uczeń. Wyrzuciliśmy go za to, że był piromanem. Chciałem dać mu szansę, więc zaproponowałem mu współpracę...
- Co takiego? - prawie upuściłem słuchawkę. Nie chciałem tego słyszeć.
- Nie zastanawiałeś się nigdy, chłopcze, dlaczego budynek wybuchł zaraz po tym, jak Tadashi znalazł się wewnątrz? Normalny pożar zazwyczaj nie kończy się wybuchem i nie po kilku minutach. Wiesz mi.
Opadła mi szczęka. Ktoś specjalnie mógł zabić Tadashiego? W głowie mi się to nie mieściło.
- Dlaczego pan mi to teraz mówi? - zapytałem słabym głosem.
Callaghan znowu popatrzył mi w oczy.
- Bo chcę cię ostrzec. Chłopak zapewne będzie chciał się zemścić, ja sam nie czuję się teraz bezpiecznie, gdy ci o tym mówię. Hiro, uważaj na siebie. Wiem, że możecie dać sobie radę.
Nie docierało do mnie, co mówił. Słyszałem jego głos, ale nie potrafiłem wszystkiego złożyć do kupy.
- Jak on się nazywa? - spytałem.
- Ithani Evans. Jego rodzina pochodziła ze Stanów. Jest szalenie niebezpieczny, Hiro. Uważajcie.
Słuchawka wypadła mi z dłoni. Ithani? Nie mogłem odepchnąć od siebie łez GoGo i tego chłopaka, który zachował się jak... Hiro, spokojnie, myślałem. To niemożliwe, w tym mieście mieszka kilkaset tysięcy ludzi, tutaj może być kilka tysięcy chłopaków o imieniu Ithani. Jednak miałem silne przeczucie, że muszę połączyć te dwa wątki.
Popatrzyłem na szyję, za którą siedział profesor. Dotykał dłonią szyby, wymawiając słowo "przepraszam". Jakiś ochroniarz szarpał go w stronę drzwi.
Wróciłem wraz z ciocią do domu. Nie pytała o nic, byłem jej za to wdzięczny. No bo co miałem jej powiedzieć? Ściga mnie chory psychiczne chłopak, wspólnik Callaghana, który chce się zemścić.
Postanowiłem jedno - nie będę siedział i tak po prostu czekał, aż mnie znajdzie. Cały wieczór przesiedziałem w garażu, ulepszając program Baymaxa.
- Cholera... - mruknąłem. Co jeśli zostaniemy rozdzieleni? Wtedy będę bezbronny. Program Baymaxa jest dobry, naprawdę dobry, ale to swój kostium muszę ulepszyć.
Następnego dnia czułem się ledwie żywy. Poszedłem spać o czwartej i byłem niewyspany. W dodatku zasnąłem na wykładzie. Obudziła mnie dopiero Honey.
- Hiro, zdurniałeś? Yoko na ciebie patrzy.
Zerknąłem nieporadnie w stronę siwowłosej pani profesor. Aż zamarzyłem, żeby w jednej chwili wyparowała.
Przez cały dzień starałem się unikać moich przyjaciół. Domyśliliby się, że coś jest nie tak.
Gdy po południu dalej pracowałem w garażu, nagle drzwi uchyliły się i zauważyłem GoGo. Nie chciałem z nią rozmawiać. Zwłaszcza z nią.
- Hiro, co ci jest? - spytała, krzyżując ręce. Obróciłem się do niej plecami.
- Nic mi nie jest, niepotrzebnie to sprawdzasz. - mruknąłem.
GoGo usiadła ma biurku przede mną. Zdziwiło mnie jej zachowanie.
- Będę tu siedzieć, dopóki nie ogarnę, o co ci biega.
Popatrzyłem na nią z powątpieniem.
- Tu? Znaczy na biurku?
- A nawet jeśli - wzruszyła ramionami.
Westchnąłem, po czym wstałem i wziąłem ją na ręce. To wcale nie było takie trudne, była wyjątkowo lekka.
- Hiro, nie! - krzyczała, chociaż na jej ustach widniał uśmiech.
Postawiłem ją na moim podwórku. To była delikatna sugestia, żeby wyszła. Już miałem wracać do garażu, gdy drzwi zamknęły się. Obróciłem się i zobaczyłem GoGo trzymającą w dłoni pilota.
- Serio myślisz, że jesteś taki sprytny? - spytała, śmiejąc się. Przyznaję, trochę poprawiła mi tym humor.
- GoGo, proszę, nie mam ochoty na żarty - mruknąłem jak zombie. Może serio powinienem się położyć?
- Okej, ale powiesz mi, co robisz - rzuciła mi pilota.
Chyba nie miałem innej możliwości. Westchnąłem i otworzyłem garaż, GoGo szła za mną. Była typem człowieka, którego wyrzucisz drzwiami, a wróci oknem. Poza tym, chyba dobrze, że była tu ze mną.
- A więc, panie mózgowcu? - zapytała, gdy rozejrzała się i nie zauważyła nic podejrzanego, poza wiecznym bałaganem.
Otworzyłem laptopa i pokazałem jej prototyp mojego nowego stroju. Był połączeniem stroju każdego z nas - mogłem latać jak Baymax, być szybki jak GoGo, wytrzymały jak Honey, lekki jak Fred i niebezpieczny jak Wasabi.
Cząstkę każdego z nich zamknąłem w moim projekcie. GoGo otworzyła oczy ze zdziwienia.
- I nie mów mi, że siedzisz nad tym dzień i noc, bo naszła cię wena twórcza.
Zaprzeczyłem ruchem głowy. Modliłem się, żeby nie spytała o co chodzi, ale zaraz nastąpiło pytanie:
- Więc co się stało od dwóch dni, Hiro? Wiem, że kawiarnia była nieczynna. Chcieliśmy ciebie odwiedzić. Twoja ciocia milczy jak zaczarowana, mówi, że jeśli będziesz chciał, to sam nam powiesz.
Błagam, GoGo, wyjdź cisnęło mi się na usta. Byłem na granicy rozpaczy. Musiałem coś robić, nie mogłem myśleć o mordercy mojego brata.
- Jak miał na nazwisko Ithani? - spytałem cicho. Twarz GoGo zmieniła się, wszystkie uczucia zniknęły, pozostawiając maskę obojętności.
- Po co pyt...
- Jak się nazywał?! - krzyknąłem, nie patrząc na nią.
- Evans - szepnęła. - Ithani Evans. Hiro, co...
Nie wytrzymałem. Cisnąłem laptopem o ścianę, niemal tak, jak GoGo rzuciła ostatnio neuroprzekaźnik. Zrzuciłem z biurka wszystkie książki, przedmioty, jakie tam leżały. GoGo próbowała złapać mnie za ręce, ale nie zdążyła. Pamiętam to jako jedną, wielką czarną plamę w mojej pamięci, potok furii.
Nagle poczułem uścisk na szyi. Mocny uścisk. Zauważyłem, że GoGo mnie przytula i że cała drży. Byłem taki skołowany, że nie wiedziałem, co mam robić. Co się ze mną dzieje? Popatrzyłem na swoje dłonie. I na cały garaż, który wyglądał teraz jak po przejściu tornada.
W końcu przytuliłem dziewczynę, po moich policzkach płynęły łzy, ale mało mnie to interesowało.
Staliśmy tak może kwadrans, może pół godziny, nie wiem. Wiem, że po raz pierwszy poczułem wsparcie. Tak jak wtedy, gdy mój brat żył. Zawsze wierzył we mnie. Z GoGo było dość podobnie. Tyle, że ja nie chciałem traktować jej jak siostrę. Była dla mnie kimś bliższym...
Kiedy miałem wychodzić, zaczepiła mnie pani profesor Eve Yoko, następczyni Callaghana. Poczułem, że wpadłem w kłopoty.
- Dobrze cię widzieć, Hiro - uśmiechnęła się dość sztucznie. - Szkoda tylko, że po tak długiej przerwie.
Nie odpowiedziałem, no bo niby co miałem jej powiedzieć? Pani profesor obrzuciła mnie wzrokiem, jakim chyba rodzice powinni obrzucać niegrzeczne dzieci. Nie wiem, przecież nie mam rodziców.
- Tak, chciałem panią przeprosić... - zacząłem, ale Yoko przerwała mi.
- Hiro, czy to nie dziwne, że zawsze coś się dzieje tobie? Jestem z tobą w tym wszystkim i wiem, że może nie zawsze sobie radzisz po śmierci Tadashiego, ale Hiro, na litość boską, skup się na nauce. Już wystarczająco straciłeś przez swoją depresję.
Stałem tak, nie wiedząc, czy mam coś odwarknąć, czy lepiej siedzieć cicho. Co ją interesowało moje życie i to jak się czuję? To już jest moja sprawa. Jeśli trzeba, niech mnie wywalą. To i tak gorsze miejsce od tego, które stworzył tu Callaghan.
Te słowa cisnęły mi się na usta, ale musiałem je jakoś zahamować. Chyba już lepiej to po prostu zignorować, pomyślałem sobie.
- ... więc jeśli zdarzy się coś jeszcze i nie przyjdziesz na zajęcia, nieważne czy choroba, czy umrze ci chomik, to wylecisz z naszej placówki od razu - warknęła, po czym skłoniła się grzecznie i odeszła. Miałem ochotę zadźgać ją jej własnymi buciorami, stukającymi o podłoże. Swoją drogą dziwne, że tak stara kobieta nosi chodzi na tak wysokich obcasach.
Wzruszyłem ramionami i kopnąłem kamyk, leżący jak gdyby nigdy nic na chodniku.
Gdy dotarłem do kawiarni cioci, wyczułem, że coś jest nie tak. Ciocia Cass zamknęła kawiarnię a sama wcinała lukrowane pączki. Denerwowała się.
- Cześć, ciociu - przywitałem się, całując ją w policzek.
- Hiro, musimy porozmawiać - zaczęła, odstawiając pączki.
- O niee, dzwoniła do ciebie Yoko?
- Co? - ciocia zmarszczyła brwi. Wtopa, mruknąłem pod nosem.
- Dobra, nieważne, o czym chcesz rozmawiać? - spytałem, zmieniając temat.
Ciocia Cass westchnęła.
- Miałam dzisiaj telefon... Z więzienia. Profesor Callaghan prosił ciebie o rozmowę.
Zamarłem. Prosił mnie? Znaczy... Co mu da rozmowa ze mną, czyżby Abigail zostawiła ojca samego i teraz chciałby, żebym ja wszystko naprawił? Albo może chciał mi podziękować za uratowanie życia jego córki?
W umyśle wirowało mi tysiące myśli. Nie potrafiłem nad nimi zapanować.
- Co mu odpowiedziałaś? - zapytałem cicho.
- Chcę, żeby to była twoja decyzja, Hiro. - powiedziała ciocia poważnie. - Nie mogę cię tu siłą trzymać i nie będę cię namawiać, jeśli zdecydujesz inaczej. Masz szczęście, że prasa nadal nic nie wie.
Ciocia miała rację. Co zrobiłby Tadashi? Na pewno poszedłby, pomyślałem. Odetchnąłem głęboko, po czym odpowiedziałem.
- Dobrze, porozmawiam z nim.
Nie wiedzieć, czemu nie pozwolono mi na rozmowę twarzą w twarz z profesorem. Widzieliśmy się przez szybę i rozmawialiśmy przez telefon.
- Witaj, Hiro - powiedział smutno. Miałem wrażenie, że przybyło mu jeszcze raz tyle zmarszczek, od kiedy widziałem go ostatnim razem.
- Dzień dobry. Chciał mnie pan widzieć? - zapytałem. Profesor patrzył na mnie przepraszająco.
- Tak, Hiro. Chyba padło mi na mózg, że to robię.
- Nie rozumiem... - profesor był jakiś nieswój. Nie wyglądał na opanowanego i spokojnego jak za każdym razem, gdy miałem z nim do czynienia. To więzienie go niszczy. Zacząłem mu już współczuć.
- Hiro, chcę ci powiedzieć... Widzisz, ja... To, co zrobiłem. Nie byłem sam, znaczy... To nie ja podłożyłem ogień.
Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia.
- Ale mówił pan...
- Tak, wiem, co mówiłem. Ale mój wspólnik miał pozbyć się wszystkich z sali kongresowej i dopiero podłożyć ogień. Nie wiedziałem, że Tadashi...
Przerwałem. Nie chciałem znowu słyszeć o tej sytuacji i o moim bracie, zdołałem już przywyknąć do myśli, że to był wypadek. A może jednak nie?
- Nie powie mi pan, że teraz ten gość jest na wolności?
Callaghan opuścił głowę.
- Hiro, człowiek popełnia mnóstwo głupich błędów. To był mój uczeń. Wyrzuciliśmy go za to, że był piromanem. Chciałem dać mu szansę, więc zaproponowałem mu współpracę...
- Co takiego? - prawie upuściłem słuchawkę. Nie chciałem tego słyszeć.
- Nie zastanawiałeś się nigdy, chłopcze, dlaczego budynek wybuchł zaraz po tym, jak Tadashi znalazł się wewnątrz? Normalny pożar zazwyczaj nie kończy się wybuchem i nie po kilku minutach. Wiesz mi.
Opadła mi szczęka. Ktoś specjalnie mógł zabić Tadashiego? W głowie mi się to nie mieściło.
- Dlaczego pan mi to teraz mówi? - zapytałem słabym głosem.
Callaghan znowu popatrzył mi w oczy.
- Bo chcę cię ostrzec. Chłopak zapewne będzie chciał się zemścić, ja sam nie czuję się teraz bezpiecznie, gdy ci o tym mówię. Hiro, uważaj na siebie. Wiem, że możecie dać sobie radę.
Nie docierało do mnie, co mówił. Słyszałem jego głos, ale nie potrafiłem wszystkiego złożyć do kupy.
- Jak on się nazywa? - spytałem.
- Ithani Evans. Jego rodzina pochodziła ze Stanów. Jest szalenie niebezpieczny, Hiro. Uważajcie.
Słuchawka wypadła mi z dłoni. Ithani? Nie mogłem odepchnąć od siebie łez GoGo i tego chłopaka, który zachował się jak... Hiro, spokojnie, myślałem. To niemożliwe, w tym mieście mieszka kilkaset tysięcy ludzi, tutaj może być kilka tysięcy chłopaków o imieniu Ithani. Jednak miałem silne przeczucie, że muszę połączyć te dwa wątki.
Popatrzyłem na szyję, za którą siedział profesor. Dotykał dłonią szyby, wymawiając słowo "przepraszam". Jakiś ochroniarz szarpał go w stronę drzwi.
Wróciłem wraz z ciocią do domu. Nie pytała o nic, byłem jej za to wdzięczny. No bo co miałem jej powiedzieć? Ściga mnie chory psychiczne chłopak, wspólnik Callaghana, który chce się zemścić.
Postanowiłem jedno - nie będę siedział i tak po prostu czekał, aż mnie znajdzie. Cały wieczór przesiedziałem w garażu, ulepszając program Baymaxa.
- Cholera... - mruknąłem. Co jeśli zostaniemy rozdzieleni? Wtedy będę bezbronny. Program Baymaxa jest dobry, naprawdę dobry, ale to swój kostium muszę ulepszyć.
Następnego dnia czułem się ledwie żywy. Poszedłem spać o czwartej i byłem niewyspany. W dodatku zasnąłem na wykładzie. Obudziła mnie dopiero Honey.
- Hiro, zdurniałeś? Yoko na ciebie patrzy.
Zerknąłem nieporadnie w stronę siwowłosej pani profesor. Aż zamarzyłem, żeby w jednej chwili wyparowała.
Przez cały dzień starałem się unikać moich przyjaciół. Domyśliliby się, że coś jest nie tak.
Gdy po południu dalej pracowałem w garażu, nagle drzwi uchyliły się i zauważyłem GoGo. Nie chciałem z nią rozmawiać. Zwłaszcza z nią.
- Hiro, co ci jest? - spytała, krzyżując ręce. Obróciłem się do niej plecami.
- Nic mi nie jest, niepotrzebnie to sprawdzasz. - mruknąłem.
GoGo usiadła ma biurku przede mną. Zdziwiło mnie jej zachowanie.
- Będę tu siedzieć, dopóki nie ogarnę, o co ci biega.
Popatrzyłem na nią z powątpieniem.
- Tu? Znaczy na biurku?
- A nawet jeśli - wzruszyła ramionami.
Westchnąłem, po czym wstałem i wziąłem ją na ręce. To wcale nie było takie trudne, była wyjątkowo lekka.
- Hiro, nie! - krzyczała, chociaż na jej ustach widniał uśmiech.
Postawiłem ją na moim podwórku. To była delikatna sugestia, żeby wyszła. Już miałem wracać do garażu, gdy drzwi zamknęły się. Obróciłem się i zobaczyłem GoGo trzymającą w dłoni pilota.
- Serio myślisz, że jesteś taki sprytny? - spytała, śmiejąc się. Przyznaję, trochę poprawiła mi tym humor.
- GoGo, proszę, nie mam ochoty na żarty - mruknąłem jak zombie. Może serio powinienem się położyć?
- Okej, ale powiesz mi, co robisz - rzuciła mi pilota.
Chyba nie miałem innej możliwości. Westchnąłem i otworzyłem garaż, GoGo szła za mną. Była typem człowieka, którego wyrzucisz drzwiami, a wróci oknem. Poza tym, chyba dobrze, że była tu ze mną.
- A więc, panie mózgowcu? - zapytała, gdy rozejrzała się i nie zauważyła nic podejrzanego, poza wiecznym bałaganem.
Otworzyłem laptopa i pokazałem jej prototyp mojego nowego stroju. Był połączeniem stroju każdego z nas - mogłem latać jak Baymax, być szybki jak GoGo, wytrzymały jak Honey, lekki jak Fred i niebezpieczny jak Wasabi.
Cząstkę każdego z nich zamknąłem w moim projekcie. GoGo otworzyła oczy ze zdziwienia.
- I nie mów mi, że siedzisz nad tym dzień i noc, bo naszła cię wena twórcza.
Zaprzeczyłem ruchem głowy. Modliłem się, żeby nie spytała o co chodzi, ale zaraz nastąpiło pytanie:
- Więc co się stało od dwóch dni, Hiro? Wiem, że kawiarnia była nieczynna. Chcieliśmy ciebie odwiedzić. Twoja ciocia milczy jak zaczarowana, mówi, że jeśli będziesz chciał, to sam nam powiesz.
Błagam, GoGo, wyjdź cisnęło mi się na usta. Byłem na granicy rozpaczy. Musiałem coś robić, nie mogłem myśleć o mordercy mojego brata.
- Jak miał na nazwisko Ithani? - spytałem cicho. Twarz GoGo zmieniła się, wszystkie uczucia zniknęły, pozostawiając maskę obojętności.
- Po co pyt...
- Jak się nazywał?! - krzyknąłem, nie patrząc na nią.
- Evans - szepnęła. - Ithani Evans. Hiro, co...
Nie wytrzymałem. Cisnąłem laptopem o ścianę, niemal tak, jak GoGo rzuciła ostatnio neuroprzekaźnik. Zrzuciłem z biurka wszystkie książki, przedmioty, jakie tam leżały. GoGo próbowała złapać mnie za ręce, ale nie zdążyła. Pamiętam to jako jedną, wielką czarną plamę w mojej pamięci, potok furii.
Nagle poczułem uścisk na szyi. Mocny uścisk. Zauważyłem, że GoGo mnie przytula i że cała drży. Byłem taki skołowany, że nie wiedziałem, co mam robić. Co się ze mną dzieje? Popatrzyłem na swoje dłonie. I na cały garaż, który wyglądał teraz jak po przejściu tornada.
W końcu przytuliłem dziewczynę, po moich policzkach płynęły łzy, ale mało mnie to interesowało.
Staliśmy tak może kwadrans, może pół godziny, nie wiem. Wiem, że po raz pierwszy poczułem wsparcie. Tak jak wtedy, gdy mój brat żył. Zawsze wierzył we mnie. Z GoGo było dość podobnie. Tyle, że ja nie chciałem traktować jej jak siostrę. Była dla mnie kimś bliższym...
3/04/2015
Na południu miasta...
- Ał! - mruknąłem, wbiegając do pokoju. Słyszałem za plecami dźwięk uruchamiającego się Baymaxa, podczas gdy ja sam szukałem bluzy pod łóżkiem.
- Hiro, czujesz się już lepiej? - zapytał robot.
- Nie do końca, znaczy... - wreszcie znalazłem bluzę. Leżała na oparciu fotela. Gdzie ja mam głowę?
- Martwisz się - Baymax już zdążył mnie zeskanować.
- Ja? Nie no, skąd - mruknąłem. Czułem, że pocą mi się ręce. Co ja wygaduję, martwię się jak cholera. - Dobra, może trochę, ale jesteś mi potrzebny, przyjacielu. - zakładałem w biegu trampki, jednocześnie mówiąc do robota.
- Jestem tu, by ci pomagać.
- Świetnie, Baymax, zeskanowałeś GoGo, prawda? - spytałem, przyglądając się robotowi. Błagam, powiedz, że tak. Od kiedy skanował całe miasto minęło sporo czasu, a GoGo mogła przeciez znajdowac się poza granicami.
- Tak, wiele razy, dlaczego pytasz? - Baymax rozejrzał się, jakby źródło mojego problemu znajdowało się w moim pokoju. Super!
- Możesz ją znaleźć? - spytałem szybko. Naprawdę się spieszyłem. Baymax chyba specjalnie utrudniał całą sytuację. Na pewno chciał się dowiedzieć więcej, na temat źródła mojego problemu. Często to robił. Kiedy chodziłem markotny, potrafił zadać kilkadziesiąt różnych pytań, by dowiedzieć się, co jest przyczyną. Zajmowało mu to wiele godzin, serio.
- Tak, jest na południu miasta. Na pewno chcesz tam iść? - spytał.
- Taak! - wykrzyknąłem, łapiąc go za rękę i ciągnąc w dół, po schodach.
...
Baymax zaprowadził mnie do dużego domu w tradycyjnym, japońskim stylu. Cała dekoracja budynku wyglądała jak sprzed jakiś dwustu lat. Nie, to nie mógł być dom GoGo, uświadomiłem sobie. Dokoła domu widziałem tradycyjny ogród Zen i drzewka Bonsai zasadzone według jakiegoś schematu, którego nie potrafiłem pojąć.
- Baymax, to nie może być tu - powiedziałem, gdy robot wcisnął dzwonek do drzwi. - Baymax! - krzyknąłem, ale w tym momencie w progu pojawił się niski mężczyzna z siwą bródką i brązowymi oczami, które skądś kojarzyłem. Wyglądał na bardzo rozsądnego i spokojnego, ale nie był zaskoczony ani moim widokiem, ani, o dziwo, widokiem Baymaxa.
- Słucham? - zapytał uprzejmie. - Potrzebujecie czegoś?
Potrzebowałem chwili, by odpowiedzieć.
- Czy w tym domu mieszka Go Go Tomago? - zapytałem cicho, przełykając głośno ślinę. Mężczyzna uśmiechnął się.
- Domyśliłem się, że musicie być z uniwersytetu. Ty jesteś Hiro, prawda? - zdziwiło mnie, że ten mężczyzna mnie znał. Czyżby GoGo coś mu o mnie mówiła?
- Taak, chciałbym koniecznie porozmawiać z GoGo - poprosiłem. Baymax patrzył właśnie na motyla, lądującego na dużym błękitnym kwiatku, których było mnóstwo przy wejściu. Miałem ochotę trzepnąć robota w ramię, żeby się ogarnął.
Mężczyzna uśmiechnął się ciepło.
- Gogiyo siedzi w ogrodzie, łatwo tam trafić, jest tuż za domem - wyjaśnił mi pan Tomago. Gogiyo? - pomyślałem. Znaczy, domyśliłem się, że GoGo to nie jest jej prawdziwe imię, ale nie domyśliłbym się, że mogłaby mieć na imię Gogiyo. Zaraz, już wiem, skąd kojarzę to imię! Najsłynniejsza gejsza-śpiewaczka ubiegłego stulecia. Uczyłem się na tym w drugiej klasie liceum. - Baymax może tu zostać, jeśli chcesz - mrugnął do mnie tato GoGo.
- Baymax, zostaniesz? - spytałem. Głupio, że o to pytam.
- Kiedy ostatni raz zostawiłem ciebie samego, sąsiedni budynek wybuchł, a ty prawie do niego wbiegłeś. - oczy pana Tomago otworzyły się. Na pewno nie wiedział o wypadku. I na pewno nie wiedział, że GoGo tam była razem ze mną, domyśliłem się. Ciekawe, jak wytłumaczyła ranę na policzku.
- Heheh - uśmiechnąłem się dość sztucznie, spoglądając na gospodarza. - Te roboty... Baymax tu zostanie, nie będzie sprawiał kłopotów - obiecałem, po czym zbiegłem z tarasu, skręcając w prawo i modląc się, żeby robot jednak został w domu rodziny Tomago.
Kiedy zauważyłem, że jestem sam, a Baymax został w tyle, zwolniłem nieco, przyglądając się pokaźnemu ogrodowi. Park, w którym nie tak dawno byłem z Honey nie umywał się do tego, co miałem przed sobą. Nie mogłem oderwać wzroku od majestatycznych drzewek, krótko przystrzyżonej trawy i bujnym kwiatom, rozlanym tu i ówdzie jak krople w morzu.
Kiedy w końcu doszedłem za dom, a trochę mi to zajęło, zauważyłem dość pokaźny staw, przy którym wyłożony był kawałek posadzki, zlewający się z przejrzystą wodą. Na brzegu siedziała GoGo po turecku, z głową zwieszoną nisko.
Podszedłem nieśmiało. Co miałem jej powiedzieć? Co ja tu w ogóle robiłem?Kiedy byłem bliżej, zauważyłem, że jej policzki świecą się od łez. Zerknęła na bok, zakładając maskę obojętności, jak zawsze, gdy byliśmy w szerszym gronie. Trochę zabolało mnie, że znowu przy mnie udaje.
- Hiro? Co ty tu robisz? - spytała dość szorstko, ale nie ruszyła się z miejsca. Zignorowałem to i usiadłem obok niej na posadzce.
- Co się stało? - spytałem cicho. - Co to były za wspomnienia?
GoGo zmarszczyła się. Domyśliłem się, że maskowała następny przypływ szlochu. Wolałem już, żeby płakała.
- Nie powinieneś ich widzieć - warknęła.
Siedzieliśmy jakiś czas w ciszy. GoGo wpatrywała się w staw, ignorując moją obecność. Zastanawiałem się, czy nie powinienem sobie pójść, kiedy przypomniałem sobie, po co tutaj przyszedłem.
- Ty zrobiłaś te neuroprzekaźniki, prawda? - GoGo zwróciła na mnie swoje opuchnięte oczy. Nie patrzyła na mnie ze złością, ani ze smutkiem. Było to łagodne spojrzenie, takie samo, jakie widziałem u pana Tomago, gdy zauważyłem go wtedy w progu.
Nagle, jakby czytając mi w myślach odwróciła wzrok.
- Kto ci to powiedział? - mruknęła. Wrogość w jej głosie słabła, czułem to. Westchnąlem.
- GoGo, po co ty to... Przecież... - sam nie potrafiłem nawet ułożyć jakiegoś normalnego zdania. GoGo uśmiechnęła się. Odetchnąłem z ulgą, ostatnio coraz rzadziej widzę uśmiech na jej twarzy.
- Czemu zrobiłam neuroprzekaźniki, ha? Po prostu wiem, jak to jest, gdy się kogoś traci, Hiro. - przypomniałem sobie chłopaka w wizjach GoGo i poczułem ucisk w żołądku.
- Ten chłopak był dla ciebie kimś ważnym, prawda? - spytałem cicho. Nie oczekiwałem odpowiedzi. Znałem ją. Nagle uświadomiłem sobie, dlaczego to zdanie brzmiało w moich ustach tak... dziwnie. Chyba byłem zazdrosny.
- Nie tak bardzo jak moja mama - szepnęła GoGo, uśmiechając się. Po jej policzkach spłynęły nowe łzy. Chciałem je wytrzeć, ale na szczęście w ostatniej chwili zrezygnowałem. Czy możliwe, że GoGo nie miała mamy? Że wychowywał ją tylko ojciec? Raczej nie brzmiało to tak, jakby jej rodzice po prostu się rozwiedli. - Miał na imię Ithani. - kontynuowała dziewczyna . - Wciągnął mnie w świat motoryzacji, to dzięki niemu zakochałam się w wyścigach.
- I w nim również - dopowiedziałem. GoGo zlustrowała mnie wzrokiem badawczo. Kiwnęła głową, co ledwie zauważyłem.
Przyjaciółka trzymała w dłoniach kawałek liny, który wiązała na wiele sposobów - dopiero teraz to zauważyłem. Wiele osób wykonywało takie czynności, by móc się uspokoić. GoGo nigdy nie wyglądała na rozemocjonowaną, ani nawet na wrażliwą. Jakim cudem nie radziła sobie ze swoim stresem i uczuciami?
- Odepchnął cię - szepnąłem, jakby upewniając się, co do tego faktu. - Nie był ciebie wart - dodałem po chwili.
Dziewczyna zwróciła na mnie swoją uwagę.
- Co ty wiesz na mój temat, Hiro? - spytała, przyglądając mi się.
Westchnąłem.
- Jesteś trochę jak Wasabi, nie dasz się poznać. - GoGo myślała nad moimi słowami, widziałem to, ale czułem, że mam rację. Moja przyjaciółka była trochę jak latawiec - nigdy nie można się było spodziewać, w którą stronę poleci.
- Nie masz racji - mruknęła pod nosem. Uśmiechnąłem się.
- Taa? To dlaczego udajesz całkiem inną niż jesteś naprawdę? - GoGo zmarszczyła brwi.
- Tak więc, jaka jestem naprawdę, panie znawco?
No to wpadłem, pomyślałem sobie, próbując uniknąć jej przeszywającego wzroku. Co miałem jej powiedzieć? Że jest miła, uprzejma, wrażliwa, dobra... No w jaki sposób? Przecież tego z siebie nie wyduszę.
Trochę to potrwało, ale w końcu otworzyłem usta.
- Bardziej się przejmujesz tym, co jest dokoła, niż to wygląda - powiedziałem. To nie była prawdziwa odpowiedź, ale nie była tez kłamstwem. - Poza tym, kiedy jesteśmy sami jesteś dla mnie o wiele milsza.
Oboje roześmialiśmy się. Dobrze się czułem w towarzystwie GoGo. Kiedy się śmiała, przypominałem sobie coś, co zostało niemal całkowicie zatarte z mojej pamięci. Śmiech mojej mamy. Obydwie śmiały się podobnie. Tadashi często wspominał, że pamięta mamę jako wiecznie uśmiechniętą i że my powinniśmy brać z niej przykład.
- No, może trochę, ale nie przesadzajmy - powiedziała GoGo, dalej śmiejąc się.
- Czemu nie powiedziałaś, że masz na imię Gogiyo? - spytałem, przypominając sobie o tym. GoGo natychmiast przestała się śmiać.
- Rozmawiałeś z moim ojcem? - zapytała.
- To on mi powiedział, gdzie jesteś. - odparłem. - Jest całkiem miły.
GoGo uśmiechnęła się.
- Tak, jest miły.
Zdziwiło mnie to. Sądziłem, że powie coś w stylu: nie jest wcale taki miły, jest okropny! A ona to tylko potwierdziła. Nie potrafiłem przyzwyczaić się do ciągłych zmian osobowości GoGo.
Siedzieliśmy w ciszy, a ja rozgryzałem zagadkę, którą była moja przyjaciółka. Zacząłem rozumieć, czemu siedziała tutaj, w ogrodzie. Nie słyszeliśmy nic, ani odgłosów z domu, ani pracujących pszczół w ogrodzie. Czułem się naprawdę odprężony, a siedziałem tu ledwie pół godziny.
W końcu GoGo oparła głowę na moim ramieniu, dalej wpatrując się w wodę. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Znowu czułem się głupio. W jakiś sposób przełamałem siebie, bo położyłem głowę na jej własnej, niemal przytulając się. Mógłbym tak siedzieć godzinami. San Fransokyo było jak jedna wielka maszyna pełen dymu, kurzu i hałasów. Tutaj czułem się, jakbym całkiem opuścił miasto, albo latał z Baymaxem, czując powiew świeżego, nie przesączonego paliwem powietrza.
- Czy neuroprzekaźnik ci pomógł? - spytała w końcu GoGo. W końcu usiadłem prosto, łapiąc się na tym, że wczuwam się w zapach włosów przyjaciółki.
- Niezbyt, znaczy... Już mi lepiej - odparłem, rumieniejąc się. Jak to dobrze, że GoGo nie widziała mojej miny...
- Hiro, czujesz się już lepiej? - zapytał robot.
- Nie do końca, znaczy... - wreszcie znalazłem bluzę. Leżała na oparciu fotela. Gdzie ja mam głowę?
- Martwisz się - Baymax już zdążył mnie zeskanować.
- Ja? Nie no, skąd - mruknąłem. Czułem, że pocą mi się ręce. Co ja wygaduję, martwię się jak cholera. - Dobra, może trochę, ale jesteś mi potrzebny, przyjacielu. - zakładałem w biegu trampki, jednocześnie mówiąc do robota.
- Jestem tu, by ci pomagać.
- Świetnie, Baymax, zeskanowałeś GoGo, prawda? - spytałem, przyglądając się robotowi. Błagam, powiedz, że tak. Od kiedy skanował całe miasto minęło sporo czasu, a GoGo mogła przeciez znajdowac się poza granicami.
- Tak, wiele razy, dlaczego pytasz? - Baymax rozejrzał się, jakby źródło mojego problemu znajdowało się w moim pokoju. Super!
- Możesz ją znaleźć? - spytałem szybko. Naprawdę się spieszyłem. Baymax chyba specjalnie utrudniał całą sytuację. Na pewno chciał się dowiedzieć więcej, na temat źródła mojego problemu. Często to robił. Kiedy chodziłem markotny, potrafił zadać kilkadziesiąt różnych pytań, by dowiedzieć się, co jest przyczyną. Zajmowało mu to wiele godzin, serio.
- Tak, jest na południu miasta. Na pewno chcesz tam iść? - spytał.
- Taak! - wykrzyknąłem, łapiąc go za rękę i ciągnąc w dół, po schodach.
...
Baymax zaprowadził mnie do dużego domu w tradycyjnym, japońskim stylu. Cała dekoracja budynku wyglądała jak sprzed jakiś dwustu lat. Nie, to nie mógł być dom GoGo, uświadomiłem sobie. Dokoła domu widziałem tradycyjny ogród Zen i drzewka Bonsai zasadzone według jakiegoś schematu, którego nie potrafiłem pojąć.
- Baymax, to nie może być tu - powiedziałem, gdy robot wcisnął dzwonek do drzwi. - Baymax! - krzyknąłem, ale w tym momencie w progu pojawił się niski mężczyzna z siwą bródką i brązowymi oczami, które skądś kojarzyłem. Wyglądał na bardzo rozsądnego i spokojnego, ale nie był zaskoczony ani moim widokiem, ani, o dziwo, widokiem Baymaxa.
- Słucham? - zapytał uprzejmie. - Potrzebujecie czegoś?
Potrzebowałem chwili, by odpowiedzieć.
- Czy w tym domu mieszka Go Go Tomago? - zapytałem cicho, przełykając głośno ślinę. Mężczyzna uśmiechnął się.
- Domyśliłem się, że musicie być z uniwersytetu. Ty jesteś Hiro, prawda? - zdziwiło mnie, że ten mężczyzna mnie znał. Czyżby GoGo coś mu o mnie mówiła?
- Taak, chciałbym koniecznie porozmawiać z GoGo - poprosiłem. Baymax patrzył właśnie na motyla, lądującego na dużym błękitnym kwiatku, których było mnóstwo przy wejściu. Miałem ochotę trzepnąć robota w ramię, żeby się ogarnął.
Mężczyzna uśmiechnął się ciepło.
- Gogiyo siedzi w ogrodzie, łatwo tam trafić, jest tuż za domem - wyjaśnił mi pan Tomago. Gogiyo? - pomyślałem. Znaczy, domyśliłem się, że GoGo to nie jest jej prawdziwe imię, ale nie domyśliłbym się, że mogłaby mieć na imię Gogiyo. Zaraz, już wiem, skąd kojarzę to imię! Najsłynniejsza gejsza-śpiewaczka ubiegłego stulecia. Uczyłem się na tym w drugiej klasie liceum. - Baymax może tu zostać, jeśli chcesz - mrugnął do mnie tato GoGo.
- Baymax, zostaniesz? - spytałem. Głupio, że o to pytam.
- Kiedy ostatni raz zostawiłem ciebie samego, sąsiedni budynek wybuchł, a ty prawie do niego wbiegłeś. - oczy pana Tomago otworzyły się. Na pewno nie wiedział o wypadku. I na pewno nie wiedział, że GoGo tam była razem ze mną, domyśliłem się. Ciekawe, jak wytłumaczyła ranę na policzku.
- Heheh - uśmiechnąłem się dość sztucznie, spoglądając na gospodarza. - Te roboty... Baymax tu zostanie, nie będzie sprawiał kłopotów - obiecałem, po czym zbiegłem z tarasu, skręcając w prawo i modląc się, żeby robot jednak został w domu rodziny Tomago.
Kiedy zauważyłem, że jestem sam, a Baymax został w tyle, zwolniłem nieco, przyglądając się pokaźnemu ogrodowi. Park, w którym nie tak dawno byłem z Honey nie umywał się do tego, co miałem przed sobą. Nie mogłem oderwać wzroku od majestatycznych drzewek, krótko przystrzyżonej trawy i bujnym kwiatom, rozlanym tu i ówdzie jak krople w morzu.
Kiedy w końcu doszedłem za dom, a trochę mi to zajęło, zauważyłem dość pokaźny staw, przy którym wyłożony był kawałek posadzki, zlewający się z przejrzystą wodą. Na brzegu siedziała GoGo po turecku, z głową zwieszoną nisko.
Podszedłem nieśmiało. Co miałem jej powiedzieć? Co ja tu w ogóle robiłem?Kiedy byłem bliżej, zauważyłem, że jej policzki świecą się od łez. Zerknęła na bok, zakładając maskę obojętności, jak zawsze, gdy byliśmy w szerszym gronie. Trochę zabolało mnie, że znowu przy mnie udaje.
- Hiro? Co ty tu robisz? - spytała dość szorstko, ale nie ruszyła się z miejsca. Zignorowałem to i usiadłem obok niej na posadzce.
- Co się stało? - spytałem cicho. - Co to były za wspomnienia?
GoGo zmarszczyła się. Domyśliłem się, że maskowała następny przypływ szlochu. Wolałem już, żeby płakała.
- Nie powinieneś ich widzieć - warknęła.
Siedzieliśmy jakiś czas w ciszy. GoGo wpatrywała się w staw, ignorując moją obecność. Zastanawiałem się, czy nie powinienem sobie pójść, kiedy przypomniałem sobie, po co tutaj przyszedłem.
- Ty zrobiłaś te neuroprzekaźniki, prawda? - GoGo zwróciła na mnie swoje opuchnięte oczy. Nie patrzyła na mnie ze złością, ani ze smutkiem. Było to łagodne spojrzenie, takie samo, jakie widziałem u pana Tomago, gdy zauważyłem go wtedy w progu.
Nagle, jakby czytając mi w myślach odwróciła wzrok.
- Kto ci to powiedział? - mruknęła. Wrogość w jej głosie słabła, czułem to. Westchnąlem.
- GoGo, po co ty to... Przecież... - sam nie potrafiłem nawet ułożyć jakiegoś normalnego zdania. GoGo uśmiechnęła się. Odetchnąłem z ulgą, ostatnio coraz rzadziej widzę uśmiech na jej twarzy.
- Czemu zrobiłam neuroprzekaźniki, ha? Po prostu wiem, jak to jest, gdy się kogoś traci, Hiro. - przypomniałem sobie chłopaka w wizjach GoGo i poczułem ucisk w żołądku.
- Ten chłopak był dla ciebie kimś ważnym, prawda? - spytałem cicho. Nie oczekiwałem odpowiedzi. Znałem ją. Nagle uświadomiłem sobie, dlaczego to zdanie brzmiało w moich ustach tak... dziwnie. Chyba byłem zazdrosny.
- Nie tak bardzo jak moja mama - szepnęła GoGo, uśmiechając się. Po jej policzkach spłynęły nowe łzy. Chciałem je wytrzeć, ale na szczęście w ostatniej chwili zrezygnowałem. Czy możliwe, że GoGo nie miała mamy? Że wychowywał ją tylko ojciec? Raczej nie brzmiało to tak, jakby jej rodzice po prostu się rozwiedli. - Miał na imię Ithani. - kontynuowała dziewczyna . - Wciągnął mnie w świat motoryzacji, to dzięki niemu zakochałam się w wyścigach.
- I w nim również - dopowiedziałem. GoGo zlustrowała mnie wzrokiem badawczo. Kiwnęła głową, co ledwie zauważyłem.
Przyjaciółka trzymała w dłoniach kawałek liny, który wiązała na wiele sposobów - dopiero teraz to zauważyłem. Wiele osób wykonywało takie czynności, by móc się uspokoić. GoGo nigdy nie wyglądała na rozemocjonowaną, ani nawet na wrażliwą. Jakim cudem nie radziła sobie ze swoim stresem i uczuciami?
- Odepchnął cię - szepnąłem, jakby upewniając się, co do tego faktu. - Nie był ciebie wart - dodałem po chwili.
Dziewczyna zwróciła na mnie swoją uwagę.
- Co ty wiesz na mój temat, Hiro? - spytała, przyglądając mi się.
Westchnąłem.
- Jesteś trochę jak Wasabi, nie dasz się poznać. - GoGo myślała nad moimi słowami, widziałem to, ale czułem, że mam rację. Moja przyjaciółka była trochę jak latawiec - nigdy nie można się było spodziewać, w którą stronę poleci.
- Nie masz racji - mruknęła pod nosem. Uśmiechnąłem się.
- Taa? To dlaczego udajesz całkiem inną niż jesteś naprawdę? - GoGo zmarszczyła brwi.
- Tak więc, jaka jestem naprawdę, panie znawco?
No to wpadłem, pomyślałem sobie, próbując uniknąć jej przeszywającego wzroku. Co miałem jej powiedzieć? Że jest miła, uprzejma, wrażliwa, dobra... No w jaki sposób? Przecież tego z siebie nie wyduszę.
Trochę to potrwało, ale w końcu otworzyłem usta.
- Bardziej się przejmujesz tym, co jest dokoła, niż to wygląda - powiedziałem. To nie była prawdziwa odpowiedź, ale nie była tez kłamstwem. - Poza tym, kiedy jesteśmy sami jesteś dla mnie o wiele milsza.
Oboje roześmialiśmy się. Dobrze się czułem w towarzystwie GoGo. Kiedy się śmiała, przypominałem sobie coś, co zostało niemal całkowicie zatarte z mojej pamięci. Śmiech mojej mamy. Obydwie śmiały się podobnie. Tadashi często wspominał, że pamięta mamę jako wiecznie uśmiechniętą i że my powinniśmy brać z niej przykład.
- No, może trochę, ale nie przesadzajmy - powiedziała GoGo, dalej śmiejąc się.
- Czemu nie powiedziałaś, że masz na imię Gogiyo? - spytałem, przypominając sobie o tym. GoGo natychmiast przestała się śmiać.
- Rozmawiałeś z moim ojcem? - zapytała.
- To on mi powiedział, gdzie jesteś. - odparłem. - Jest całkiem miły.
GoGo uśmiechnęła się.
- Tak, jest miły.
Zdziwiło mnie to. Sądziłem, że powie coś w stylu: nie jest wcale taki miły, jest okropny! A ona to tylko potwierdziła. Nie potrafiłem przyzwyczaić się do ciągłych zmian osobowości GoGo.
Siedzieliśmy w ciszy, a ja rozgryzałem zagadkę, którą była moja przyjaciółka. Zacząłem rozumieć, czemu siedziała tutaj, w ogrodzie. Nie słyszeliśmy nic, ani odgłosów z domu, ani pracujących pszczół w ogrodzie. Czułem się naprawdę odprężony, a siedziałem tu ledwie pół godziny.
W końcu GoGo oparła głowę na moim ramieniu, dalej wpatrując się w wodę. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Znowu czułem się głupio. W jakiś sposób przełamałem siebie, bo położyłem głowę na jej własnej, niemal przytulając się. Mógłbym tak siedzieć godzinami. San Fransokyo było jak jedna wielka maszyna pełen dymu, kurzu i hałasów. Tutaj czułem się, jakbym całkiem opuścił miasto, albo latał z Baymaxem, czując powiew świeżego, nie przesączonego paliwem powietrza.
- Czy neuroprzekaźnik ci pomógł? - spytała w końcu GoGo. W końcu usiadłem prosto, łapiąc się na tym, że wczuwam się w zapach włosów przyjaciółki.
- Niezbyt, znaczy... Już mi lepiej - odparłem, rumieniejąc się. Jak to dobrze, że GoGo nie widziała mojej miny...
Pomysłodawca
Wasabi dał radę naprawić neuroprzekaźnik zepsuty przez GoGo, stękając co rusz:
- Po co to psuła? To było genialne!
W końcu, gdy skończył, na fotelu rozsiadł się Fred.
- O nie, mam dość tego, że zawsze jestem pomijany. Teraz ja!
Wasabi westchnął i podał mu neuroprzekaźnik. Sięgnąłem po drugie urządzenie.
- Gotów, Hiro? - spytał Freddie, wyciągając kciuk do góry.
- Jak zawsze - mruknąłem.
Przypomniałem sobie o Baymaxie, który dalej siedział zamknięty w pudle w moim pokoju. GoGo miała rację. Nie powinienem go od siebie odpychać. Naprawdę pomagały mi sesje z pozostałymi. Poza ponownym uruchomieniem robota obiecałem sobie jeszcze jedno. Muszę znaleźć GoGo gdziekolwiek jest i sprawdzić, czy to ona dobrze się czuje. To nie fair, że próbując mi pomóc zaszkodziła sobie.
Otworzyłem swój umysł, czekając na obrazy. Zobaczyłem liceum - to, do którego chodziłem zanim dostałem się na uniwersytet. Na schodach siedział mój brat, był o wiele wiele młodszy, niż jak go zapamiętałem. Miał łagodniejsze spojrzenie i krótko przystrzyżone włosy. Siedział w towarzystwie kilku znajomych, obok przechodził Fred.
- Ty, dziwak - wykrzyknął ktoś ze znajomych Tadashiego. - jeszcze cię nie zamknęli w jakimś psychiatryku?
Reszta wybuchnęła śmiechem, tylko Tadashi skrzywił się. Fred rzucił im pewne siebie spojrzenie. On również wyglądał inaczej niż teraz. Wyglądał, jakby miał o wiele za dużą bluzę, może po starszym bracie. Ach, gdyby wiedzieli jak bogaty jest Fred, westchnąłem. A raczej jego rodzice. Pamiętam szok, gdy zaprosił nas do siebie, kiedy potrzebowaliśmy schronu.
- Powiedz mi to w twarz, jak jesteś taki cwany - odkrzyknął Fred. Chłopak, który go wcześniej zaczepił wstał, pokazując całą swoją muskulaturę. Tadashi zerknął szybko na Freda.
- Mike, odpuść, jest nowy - powiedział spokojnie do przyjaciela. Ten nie dał się uspokoić.
- Zaraz dostaniesz w pysk, cwaniaczku - warknął, ruszając w stronę przestraszonego Freddiego.
Tadashi skoczył przed silnego chłopaka.
- Mike, zostaw, nie warto - wiedziałem, że próbował go przekonać dla dobra Freda.
Mike odepchnął Tadashiego i szedł dalej w stronę swojej ofiary. Wtedy mój brat zrobił coś nieoczekiwanego. Rzucił w chłopaka jedną z książek leżących obok. Pozostali uczniowie przecież uczyli się przed wejściem do szkoły.
Mike obrócił się ze wściekłą miną.
- Nie zaczynaj, Hamada - powiedział, ale Tadashi patrzył na Freda.
- Uciekaj, Nowy! - krzyknął. Mike zerknął jedynie na Freda, za którym już się kurzyło i na mojego brata.
Obraz zniknął, pojawił się następny.
- Hamada, tak? - spytał Fred. Siedzieli z Tadashim w jednej ławce, obok Mike rzucał im rozwścieczone spojrzenia.
- Tadashi - poprawił go mój brat. Fred rzucił mu nieśmiałe spojrzenie.
Siedzieli jakiś czas bez słowa, nauczycielka tłumaczyła im temat. Fred trzymał pod książkami jeden ze swoich komiksów.
- Czy to Hawkeye? - spytał cicho Tadashi, wymawiając imię jednego z bohaterów komiksów Freda. Nauczycielka obróciła się i spojrzała na mojego brata, po czym zaczęła pisać coś na tablicy.
- Taak! - Fred z trudem krył fascynację superbohaterami. - Nie do wiary, że go znasz.
- Uwielbiam go - powiedział Tadashi. Jakoś nigdy go nie widziałem przy przeglądaniu komiksów, uświadomiłem sobie, ale też nie widziałeś nigdy brata z dziewczyną, a Honey ci właśnie uświadomiła, że pomiędzy nią a Tadashim coś było, podpowiedziała druga część mojego umysłu.
- Jest jednym z najlepszych! Niepozorny, niepokonany... - opowiadał Fred, jego oczy błyszczały z podniecenia.
- Tak, tacy są najlepsi - zaśmiał się mój brat, po czym wskazując na komiks dodał: - Masz ich więcej?
Fred wzruszył ramionami, odpowiadając cicho:
- Wszystkie.
- Wszystkie?! - krzyknął Tadashi, gdy stanęła nad nim nauczycielka. Reszta klasy zachichotała.
- Przeszkadzam ci, panie Hamada? Może sobie pójdę, hę?
Wizja zmieniła się. Tadashi stał wraz z Fredem na moście Red Gate w San Fransokyo. Gadali razem na temat jakiegoś nowego filmu, gdy koło nich śmignął czarny samochód, który skądś znałem. Za kierownicą siedział Mike z jakimiś gośćmi. Zerknął tylko w lusterko na mojego brata i jego kumpla, po czym skręcił kierownicę, tak, że auto zawróciło o sto osiemdziesiąt stopni. Całe szczęście, że po moście nie poruszało się wiele samochodów, bo taki wybryk mógłby kosztować zdrowie a nawet życie innych kierowców.
Drzwi od samochodu trzasnęły, gdy z auta wyszedł Mike. Miał obojętny wyraz twarzy, za to jego oczy zdradzały złość. Nagle koło chłopaków podjechał Wasabi swoim samochodem, który z chwili obecnej pływał w morzu, krzycząc:
- Wskakujcie!
Ani Tadashi, ani Fred nie zastanawiali się długo. Z czarnego samochodu wyskoczyła reszta bandy Mike'a, ale zanim się spostrzegli, moich przyjaciół już nie było.
Słyszałem, jak Fred ściąga neuroprzekaźnik. Najwyraźniej nic więcej nie chciał mi pokazać, a może umówili się, żeby pokazywac mi tylko trzy obrazy.
- No, stary, nic więcej się nie działo, a nie chcę ciebie zanudzać - mrugnął do mnie Freddie. Zerknąłem na Wasabiego, który stał w kącie ze skrzyżowanymi rękami.
Sądziłem, że podejdzie i weźmie od Freda neuroprzekaźnik, ale on stał nieruchomo.
- Ty nie chcesz mi niczego pokazać? - zapytałem nieśmiało, pamiętając naszą ostatnią kłótnię. Ciemne oczy Wasabiego nie zdradzały niczego. W końcu przyjaciel westchnął.
- Wybacz, Hiro, ale nie mogę i nie chcę niczego tobie pokazywać. - oddałem Fredowi swój neuroprzekaźnik, oba wynalazki schował do jednego kartonowego pudła, w którym pewnie je tu przynieśli. Zdziwiło mnie trochę podejście Wasabiego, znaczy... Miałem nadzieję, że dowiem się o niem czegoś więcej. Minął tydzień z nim, a ja dalej nic o nim nie wiedziałem. Zaczynało mnie to irytować. Może po prostu był typem, który nie lubił pokazywać innym swojej osobowości? Co prawda, Wasabi zawsze był zamknięty w sobie, ale nie wiedziałem, że aż na tyle. Może widząc na przykładzie GoGo, że coś poszło nie tak, zrezygnował? - Nie mam zbyt wielu wspomnień z Tadashim. Znałem go najkrócej.
- Szkoda - wzruszyłem ramionami, udając obojętnego. - Myślałem, że chciałbyś wypróbować swój wynalazek osobiście.
Wasabi zrobił duże oczy, jakbym powiedział coś nie tak.
- Hiro, to nie był mój pomysł i to nie ja go opatentowałem - powiedział spokojnie.
Zszokował mnie. Wiedziałem, w czym jest dobry, a tego typu rzeczy to był jego konik. Od razu sądziłem, że on był pomysłodawcą, bo po prostu... pasował do takich urządzeń jak Honey do chemii. Otworzyłem szeroko usta ze zdziwienia, kiedy nagle uświadomiłem sobie, kto zbudował to cudeńko z mojego starego neuroprzekaźnika.
- GoGo... - szepnąłem. Fred i Wasabi pokiwali głowami z uwagą.
- Po co to psuła? To było genialne!
W końcu, gdy skończył, na fotelu rozsiadł się Fred.
- O nie, mam dość tego, że zawsze jestem pomijany. Teraz ja!
Wasabi westchnął i podał mu neuroprzekaźnik. Sięgnąłem po drugie urządzenie.
- Gotów, Hiro? - spytał Freddie, wyciągając kciuk do góry.
- Jak zawsze - mruknąłem.
Przypomniałem sobie o Baymaxie, który dalej siedział zamknięty w pudle w moim pokoju. GoGo miała rację. Nie powinienem go od siebie odpychać. Naprawdę pomagały mi sesje z pozostałymi. Poza ponownym uruchomieniem robota obiecałem sobie jeszcze jedno. Muszę znaleźć GoGo gdziekolwiek jest i sprawdzić, czy to ona dobrze się czuje. To nie fair, że próbując mi pomóc zaszkodziła sobie.
Otworzyłem swój umysł, czekając na obrazy. Zobaczyłem liceum - to, do którego chodziłem zanim dostałem się na uniwersytet. Na schodach siedział mój brat, był o wiele wiele młodszy, niż jak go zapamiętałem. Miał łagodniejsze spojrzenie i krótko przystrzyżone włosy. Siedział w towarzystwie kilku znajomych, obok przechodził Fred.
- Ty, dziwak - wykrzyknął ktoś ze znajomych Tadashiego. - jeszcze cię nie zamknęli w jakimś psychiatryku?
Reszta wybuchnęła śmiechem, tylko Tadashi skrzywił się. Fred rzucił im pewne siebie spojrzenie. On również wyglądał inaczej niż teraz. Wyglądał, jakby miał o wiele za dużą bluzę, może po starszym bracie. Ach, gdyby wiedzieli jak bogaty jest Fred, westchnąłem. A raczej jego rodzice. Pamiętam szok, gdy zaprosił nas do siebie, kiedy potrzebowaliśmy schronu.
- Powiedz mi to w twarz, jak jesteś taki cwany - odkrzyknął Fred. Chłopak, który go wcześniej zaczepił wstał, pokazując całą swoją muskulaturę. Tadashi zerknął szybko na Freda.
- Mike, odpuść, jest nowy - powiedział spokojnie do przyjaciela. Ten nie dał się uspokoić.
- Zaraz dostaniesz w pysk, cwaniaczku - warknął, ruszając w stronę przestraszonego Freddiego.
Tadashi skoczył przed silnego chłopaka.
- Mike, zostaw, nie warto - wiedziałem, że próbował go przekonać dla dobra Freda.
Mike odepchnął Tadashiego i szedł dalej w stronę swojej ofiary. Wtedy mój brat zrobił coś nieoczekiwanego. Rzucił w chłopaka jedną z książek leżących obok. Pozostali uczniowie przecież uczyli się przed wejściem do szkoły.
Mike obrócił się ze wściekłą miną.
- Nie zaczynaj, Hamada - powiedział, ale Tadashi patrzył na Freda.
- Uciekaj, Nowy! - krzyknął. Mike zerknął jedynie na Freda, za którym już się kurzyło i na mojego brata.
Obraz zniknął, pojawił się następny.
- Hamada, tak? - spytał Fred. Siedzieli z Tadashim w jednej ławce, obok Mike rzucał im rozwścieczone spojrzenia.
- Tadashi - poprawił go mój brat. Fred rzucił mu nieśmiałe spojrzenie.
Siedzieli jakiś czas bez słowa, nauczycielka tłumaczyła im temat. Fred trzymał pod książkami jeden ze swoich komiksów.
- Czy to Hawkeye? - spytał cicho Tadashi, wymawiając imię jednego z bohaterów komiksów Freda. Nauczycielka obróciła się i spojrzała na mojego brata, po czym zaczęła pisać coś na tablicy.
- Taak! - Fred z trudem krył fascynację superbohaterami. - Nie do wiary, że go znasz.
- Uwielbiam go - powiedział Tadashi. Jakoś nigdy go nie widziałem przy przeglądaniu komiksów, uświadomiłem sobie, ale też nie widziałeś nigdy brata z dziewczyną, a Honey ci właśnie uświadomiła, że pomiędzy nią a Tadashim coś było, podpowiedziała druga część mojego umysłu.
- Jest jednym z najlepszych! Niepozorny, niepokonany... - opowiadał Fred, jego oczy błyszczały z podniecenia.
- Tak, tacy są najlepsi - zaśmiał się mój brat, po czym wskazując na komiks dodał: - Masz ich więcej?
Fred wzruszył ramionami, odpowiadając cicho:
- Wszystkie.
- Wszystkie?! - krzyknął Tadashi, gdy stanęła nad nim nauczycielka. Reszta klasy zachichotała.
- Przeszkadzam ci, panie Hamada? Może sobie pójdę, hę?
Wizja zmieniła się. Tadashi stał wraz z Fredem na moście Red Gate w San Fransokyo. Gadali razem na temat jakiegoś nowego filmu, gdy koło nich śmignął czarny samochód, który skądś znałem. Za kierownicą siedział Mike z jakimiś gośćmi. Zerknął tylko w lusterko na mojego brata i jego kumpla, po czym skręcił kierownicę, tak, że auto zawróciło o sto osiemdziesiąt stopni. Całe szczęście, że po moście nie poruszało się wiele samochodów, bo taki wybryk mógłby kosztować zdrowie a nawet życie innych kierowców.
Drzwi od samochodu trzasnęły, gdy z auta wyszedł Mike. Miał obojętny wyraz twarzy, za to jego oczy zdradzały złość. Nagle koło chłopaków podjechał Wasabi swoim samochodem, który z chwili obecnej pływał w morzu, krzycząc:
- Wskakujcie!
Ani Tadashi, ani Fred nie zastanawiali się długo. Z czarnego samochodu wyskoczyła reszta bandy Mike'a, ale zanim się spostrzegli, moich przyjaciół już nie było.
Słyszałem, jak Fred ściąga neuroprzekaźnik. Najwyraźniej nic więcej nie chciał mi pokazać, a może umówili się, żeby pokazywac mi tylko trzy obrazy.
- No, stary, nic więcej się nie działo, a nie chcę ciebie zanudzać - mrugnął do mnie Freddie. Zerknąłem na Wasabiego, który stał w kącie ze skrzyżowanymi rękami.
Sądziłem, że podejdzie i weźmie od Freda neuroprzekaźnik, ale on stał nieruchomo.
- Ty nie chcesz mi niczego pokazać? - zapytałem nieśmiało, pamiętając naszą ostatnią kłótnię. Ciemne oczy Wasabiego nie zdradzały niczego. W końcu przyjaciel westchnął.
- Wybacz, Hiro, ale nie mogę i nie chcę niczego tobie pokazywać. - oddałem Fredowi swój neuroprzekaźnik, oba wynalazki schował do jednego kartonowego pudła, w którym pewnie je tu przynieśli. Zdziwiło mnie trochę podejście Wasabiego, znaczy... Miałem nadzieję, że dowiem się o niem czegoś więcej. Minął tydzień z nim, a ja dalej nic o nim nie wiedziałem. Zaczynało mnie to irytować. Może po prostu był typem, który nie lubił pokazywać innym swojej osobowości? Co prawda, Wasabi zawsze był zamknięty w sobie, ale nie wiedziałem, że aż na tyle. Może widząc na przykładzie GoGo, że coś poszło nie tak, zrezygnował? - Nie mam zbyt wielu wspomnień z Tadashim. Znałem go najkrócej.
- Szkoda - wzruszyłem ramionami, udając obojętnego. - Myślałem, że chciałbyś wypróbować swój wynalazek osobiście.
Wasabi zrobił duże oczy, jakbym powiedział coś nie tak.
- Hiro, to nie był mój pomysł i to nie ja go opatentowałem - powiedział spokojnie.
Zszokował mnie. Wiedziałem, w czym jest dobry, a tego typu rzeczy to był jego konik. Od razu sądziłem, że on był pomysłodawcą, bo po prostu... pasował do takich urządzeń jak Honey do chemii. Otworzyłem szeroko usta ze zdziwienia, kiedy nagle uświadomiłem sobie, kto zbudował to cudeńko z mojego starego neuroprzekaźnika.
- GoGo... - szepnąłem. Fred i Wasabi pokiwali głowami z uwagą.
Subskrybuj:
Posty (Atom)