4/03/2016

Wyjście na prostą

- Co jest, Hiro? Wszystko w porządku? - zagadnęła mnie ciocia, witając mnie w kuchni przy śniadaniu. Przede mną siedział Baymax, który dał sobie spokój z wypytywaniem mnie o przyczynę mojego podłego nastroju. najwyraźniej musiałem szykować się na kolejny atak ze strony mojej cioci.
   Wzruszyłem obojętnie ramionami, mieszając w kubku z gorącą kawą.
- Tak, pewnie - mruknąłem pod nosem, opierając się wciąż na nadgarstku. Ciocia Cass niestety nie nabrała się na moja sfałszowaną obojętność.
- Baymax, mógłbyś nas zostawić na chwilę samych? - zapytała uprzejmie, a robot zerknął to na mnie, to na nią i opuścił kuchnię bez słowa, szukając szwędającego się po domu Mohera.
   Czułem, że jestem kompletnie nieprzygotowany na to starcie, ale nie mogłem teraz zaplanować odwrotu - ciocia z pewnością wróciłaby do tego tematu. Żałowałem, że akurat teraz Naomi znajdowała się w szpitalu ze swoja mamą - w końcu dziewczynka miała dar do poprawiania mi nastroju, a nawet jeśli jej próby spełzłyby na niczym, to chociaż zajęłaby moją ciocię, tak by nie mogła przeprowadzać dochodzenia.
- O co chodzi, Hiro? - spytała mnie troskliwie, starając się spojrzeć mi w oczy, ale ja dalej skupiałem się na pianie mleka w moim kubku. Nie chciałem o tym rozmawiać, wolałem to przemilczeć. - Nie byłeś taki załamany odkąd...
- Odkąd Tadashi zginął? - spytałem bezbarwnym głosem. Ciocia skrzywiła się ledwie widocznie, ale kiwnęła głową w skupieniu. Walczyłem ze sobą, chcąc jednocześnie zamknąć usta i nie odezwać się do końca tej rozmowy oraz powiedzieć cioci wszystko, co mi leżało na sercu. W końcu chyba to drugie pragnienie zwyciężyło, bo westchnąłem głośno i poczułem, jak mur, który budowałem od wczoraj łamie się przy jednym uderzeniu pocisku, jakim było zaniepokojone spojrzenie mojej cioci.
- Chciałaś kiedyś... coś sobie na siłę odpuścić, ale nie potrafiłaś? - zapytałem, starając się mówić jak najbardziej ogólnikowo. Wiedziałem, jak ciocia Cass reaguje na hasło "dziewczyna", bo przerabialiśmy to z Tadashim i wcale nie chciałbym wejść teraz w jego skórę. Poza tym GoGo była osobą, którą moja ciocia znała bardzo dobrze, co jeszcze bardziej komplikowało całą sprawę.
- Chodzi ci o studia? - zagadnęła ciocia nieco zaniepokojonym głosem. - Czy o jakieś dodatkowe hobby, o którym nie wiem?
- Możliwe - odpowiedziałem wymijająco. Kroki Baymaxa dźwięczały na schodach, gdy robot próbował złapać Mohera i przenieść go z powrotem do salonu. Znalazł zasady BHP w sieci i od teraz sumiennie dbał, by kot mojej cioci nie wchodził na teren kawiarni, chyba że chciał mieć do czynienia z opiekunem medycznym w postaci Baymaxa.
- A może jaśniej? - poprosiła mnie ciocia, spoglądając na mnie łagodnie.
   Odetchnąłem, zastanawiając się nad najbezpieczniejszą odpowiedzią.
- Coś, co jednocześnie sprawia ci radość i krzywdzi - powiedziałem wprost, choć mógłbym przysiąc, że dla cioci będzie to wciąż za mało.
   Moja opiekunka spojrzała na mnie troskliwym wzrokiem, którym patrzyła na mnie zawsze, gdy miałem problemy w szkole. Oczywiście nie z nauką, bardziej z krytyką. Tyle że ja zazwyczaj mówiłem o tym Tadashiemu, a skoro teraz nie było przy mnie mojego brata, ciocia stała się bardziej wyczulona na wszelką komunikację.
   Nie odważyłem się na nią zerknąć, ale wiedziałem, że pomimo splątanych, brązowych włosów świadczących o niewyspaniu, jej spojrzenie jest jak najbardziej .
- Zakochałeś się, tak? - zapytała tak cicho, że niemal zadrżałem na dźwięk jej głosu. Nie było w tym zdaniu nic nieprzyjemnego - ciocia zasugerowała to delikatnie, jednak mój umysł potraktował to jak hasło do ataku, tak jakby chciał się zmierzyć z tą kwestią i pokonać ją w logiczny sposób.
   Wczorajsza rozmowa z Sam jednak wyzuła ze mnie ostatnie resztki woli walki, a ja nie chciałem walczyć z prawdą, nawet tą najbardziej okrutną i bolesną. Po raz pierwszy od poznania GoGo tak naprawdę zaczynałem żałować tego, że się w niej zakochałem, nawet jeśli kompletnie nie miałem na to wpływu.
- Czyli jednak - odpowiedziała ciocia Cass, przyglądając mi się uważnie. Tak oto pękły ostatnie fundamenty, które zacząłem w sobie budować po rozmowie z Sam, uświadomiłem sobie. Ciocia jednym wprawnym ruchem zepsuła całe moje zewnętrzne opanowanie, jakby było tylko domkiem z kart.
   Spojrzałem na nią krótko, obawiając się ciekawskiej miny, z jaką zwykle miałem do czynienia, gdy ciocia dzieliła się ze mną plotkami, zaczerpniętymi z kawiarni, ale napotkałem tylko to samo łagodne spojrzenie, którym obdarowywała mnie za każdym razem, gdy się jej zwierzałem - a nie oszukujmy się, odkąd straciliśmy Tadashiego, nasze relacje bardzo się zacieśniły.
- To w czym problem Hiro? - zapytała mnie ciocia. Obróciłem gorący kubek w dłoniach, zastanawiając się nad odpowiedzią. Cóż, może na tym, że GoGo ukrywała przede mną wszystko o swoim życiu, nawet jeśli obiecywała mi, że to koniec kłamstw. Tak było zarówno z wyścigami, w których wciąż brała udział jak i z tym, o czym mówił w kawiarni Ithani. GoGo miałaby mieć konflikty z prawem? I nie powiedziała mi o tym?
- W tym, że ta osoba... Nie jest tą, za którą ją miałem - odpowiedziałem wolno, patrząc na ciocię. Aż zaczynało brakować mi Baymaxa, w końcu może zdołałby przerwać nam tę trudną rozmowę. Ciocia westchnęła i zamyśliła się, jakby próbowała znaleźć rozwiązanie nad moim problemem. Brązowy kosmyk zakręcił się nad jej czołem, ale szybko zaczesała go na bok z resztą swoich włosów.
- Czyli mówiąc w skrócie zawiodłeś się? - spytała. Nie odpowiedziałem. Tak naprawdę ciocia Cass trafiła w sedno. Gorzej, że nie wiedziałem, co mam z tym faktem zrobić. - A bardzo ci zależy?
   Spojrzałem na nią z miną, która mówiła wszystko. Gdyby mi nie zależało, to nie myślałbym o tym przez całą noc i nie próbował tego przed nią ukryć, zresztą bezskutecznie. Go dzwoniła do mnie dzisiaj rano, ale nie odebrałem - w sumie nie wiedziałem, co miałbym jej powiedzieć, poza tym zapragnąłem być teraz sam, przemyśleć sobie to wszystko.
- Wiesz... - zaczęła ciocia, opierając się na łokciach. - Chyba nie znam się na tych sprawach, ale jeśli komuś zależy, to powinien walczyć. Tak sądzę.
- Może... - odparłem krótko, mieszając w kubku. Chyba odechciało mi się jeść po tych wszystkich myślach zatruwających mój umysł. Od razu zapragnąłem spotkania z Sam - chciałem się nieco odprężyć po wczorajszej podsłuchanej rozmowie Ithaniego, a reszta przyjaciół przypominałaby mi boleśnie o GoGo.
- A jaka ona jest? - spytała ciocia i cała zasłona naszej bezpośredniości upadła wraz z tym pytaniem. Przypomniała mi się sytuacja, gdy ciocia wypytywała Tadashiego o jego pierwszą dziewczynę - Margaret i mój brat miał już jej powoli dość przez te wszystkie pytania. Kurczę, miałem wrażenie, że było to wieki temu, w jakimś odległym momencie. Od samej śmierci Tadashiego minęły jakieś dwa lata, nie mówiąc o tym, że zaczął spotykać się z Margaret, gdy był w moim wieku.
- Ciociu - stęknąłem, wstając od stołu z kwaśną miną.
- No co? Chcę wiedzieć o moim ukochanym siostrzeńcu nieco więcej, takie to dziwne? - pytała z szerokim uśmiechem. Mimo to byłem jej wdzięczny, bo pierwsza część rozmowy nieco mi pomogła. Zabrałem kubek i wypiłem resztkę kawy, po czym postawiłem go na ladzie w kuchni, chcąc jak najszybciej wybyć, póki moja ciocia się nie rozkręci. - Hiro? - spytała, nie słysząc żadnej odpowiedzi.
- Ode mnie niczego się nie dowiesz - odpowiedziałem, przechodząc przez salon i chwytając w pośpiechu klucze. Minęła druga, pora wrócić po Naomi i jej mamę, która dzisiaj wypisują ze szpitala. Akurat Baymax pojawił się u góry schodów z Moherem w ręku, jakby czekał na zaproszenie go do wspólnego spaceru pod szpital.
- Baymax, idziesz ze mną? - zagadnąłem go, podczas gdy moja ciocia wstała od stołu.
- Znam ją? - pytała dalej, ale udawałem, że w ogóle jej nie słyszę. - Hiro, nie bądź taki!
- Cześć, ciociu - krzyknąłem, zbiegając po schodach. Baymax odstawił Mohera na podłogę na piętrze i ruszył za mną nieco szybszym tempem. W obawie, że ciocia mogłaby mnie dogonić, zarzuciłem na siebie szybkim ruchem kurtkę i zabrałem czapkę z półki, po czym wymknąłem się tuż za Baymaxem z domu.
- Powinieneś się ubrać cieplej - upomniał mnie robot, gdy stanęliśmy na zewnątrz. Wiatr znów świstał nad uszami przechodniów, a ja przywitałem go jak nielubianego znajomego, który ostatnio stale mnie nękał.
- Powinienem nie zaczynać tego tematu - mruknąłem ponuro, zakładając czapkę. Od razu poczułem zimno wokół szyi, ale mogłem tylko zaszyć się bardziej w mojej cieplej zimowej kurtce i modlić się, abym szybko wypił coś ciepłego. Nie zamierzałem zachorować, ale z dwojga złego wolałem to niż przyparcie do muru przez moją ciocię. Mimowolnie naszło mnie wspomnienie, które ukryłem głęboko w pamięci, a które w tym momencie wywołało uśmiech na mojej twarzy.
   Siedziałem w salonie, czytając Podstawowe skutki logiki, podczas gdy moja ciocia krzątała się w kuchni przy obiedzie, nucąc jedną ze swoich ulubionych piosenek. Wtedy nie było jeszcze z nami Baymaxa, miałem za to wciąż mojego starszego brata. Ciocia nagle wychyliła się zza lady w kuchni i zerknęła na mnie, jakby chciała mnie natychmiast wysłać do lekcji.
- Hiro, nie powinieneś teraz pracować nad swoim projektem? - zapytała, marszcząc lekko brew. Dobrze wiedziała, że nie musi mnie zmuszać, bo sam chciałem dostać się do Instytutu. Kłopot w tym, że mój pomysł musiałem nieco podrasować, a żeby to zrobić, musiałem wiedzieć, co takiego chciałem osiągnąć przez moje mikroboty - stąd zakopałem się wśród książek Huberta Dacklina, mistrza analityki.
- Właśnie to robię, nie widać? - zapytałem ją, wskazując gruby tom oprawiony w szarą, podniszczoną okładkę. Książkę zabrałem oczywiście Tadashiemu, ale on i tak nie lubił czytać prozy, chyba że musiał.
   Nagle drzwi na dole otworzyły się, a ja usłyszałem znajome kroki w przedpokoju. Przewróciłem leniwie kartkę, zastanawiając się, jak Tadashi spędził dzisiejszy dzień w Instytucie. Zazwyczaj, gdy wracał opowiadał mi o tym, co udało mu się dokonać, albo czego się dowiedział, a co wzbudziło jego ciekawość. Mimo to najbardziej jednak ciekawiły mnie sukcesy jego znajomych z uczelni, a zwłaszcza Honey, Wasabiego i GoGo. Widziałem ich w akcji i do tego czasu nie potrafiłem przestać ich podziwiać. Czułem, że znalazłem ludzi pokrewnych sobie i że świetnie czułbym się w ich towarzystwie - ludzi nauki, całkiem innym niż ludzie z liceum, do którego chodziłem całe dwa znienawidzone lata.
- Cześć, Hiro - usłyszałem głos Tadashiego, który zjawił się nagle u szczytu schodów. Spojrzałem na niego znad książki i zdziwiłem się, że przyprowadził do domu kogoś jeszcze. Od ukończenia liceum raczej nie sprowadzał do domu znajomych, a ja takowych nie miałem, więc tym bardziej ucieszyłem się, widząc znajomą blondynkę przyczajoną za jego plecami. - Co, znowu kujesz? Mógłbyś dać już sobie spokój, braciszku.
   Odłożyłem książkę i usiadłem prosto na kanapie, zerkając z ciekawością na splecione ręce mojego brata i jego towarzyszki, którzy szybko zdołali się jednak odłączyć zanim z kuchni wyleciała moja ciocia.
- Cześć, Honey - uśmiechnąłem się do niej, widząc jak rozgląda się nieśmiało po naszym mieszkaniu.
- Hej, Hiro - odpowiedziała, a moja ciocia wyszła z kuchni zaalarmowana nieznajomym głosem dziewczyny. - Dzień dobry, pani Cass.
   Tadashi zerknął na obie panie i chyba zdecydował się je w końcu przedstawić, bo stanął między nimi niczym sędzia.
- Ciociu, to jest Honey, Honey, poznaj moją ciocię - powiedział, a blondynka natychmiast uścisnęła dłoń mojej opiekunki. Czułem się jak widz, który ogląda fascynujące widowisko, które odgrywało się w moim mieszkaniu. Widziałem po cioci, że jest zaskoczona obecnością Honey, tym bardziej, że Dashi nigdy nic o niej nie mówił, zaś Tadashi był zmieszany tym, że ciocia patrzyła na Honey jak na przyszłą synową.
- Bardzo miło mi panią wreszcie poznać - przyznała Honey, uśmiechając się do niej ciepło. - Tadashi wiele mi o pani mówił.
   Ciocia Cass spojrzała zagadkowo na Tadashiego, ale szybko skupiła swoją uwagę na naszym gościu. Tymczasem pod moimi nogami przeszedł wolno Moher, mrucząc przy tym, jakby irytowanie mnie sprawiało mu wielką frajdę. Boże, jak ja nienawidziłem tego kota...
- Mnie też miło ciebie poznać, tym bardziej, że Tadashi mnie nic o tobie nie mówił - mówiąc to popatrzyła na mojego starszego brata, jakby miała mu za złe, że słyszy imię Honey po raz pierwszy.
   Blondynka uśmiechnęła się lekko do mojego brata i zawinęła długi kosmyk swoich włosów za ucho.
- Moher, cicho siedź - mruknąłem do kota, posyłając go dalej, w głąb salonu.
- Właśnie robiłam kolację, - wtrąciła ciocia, ruszając w stronę kuchni z werwą. - Siadajcie, zaraz ją podam.
- Nie trzeba - rzucił Tadashi. - Zjemy u mnie.
   Ciocia na chwilę wychyliła się w kuchni i posłała Tadashiemu spojrzenie nakazujące mu pozostania na dole, od którego miałem ochotę wybuchnąć śmiechem. Honey uśmiechnęła się ponownie, pokazując rząd śnieżnobiałych zębów i zajęła miejsce na kanapie obok mnie, rzucając okiem na czytaną przeze mnie książkę.
- To do twojego projektu, Hiro? - zagadnęła łagodnie. - Słyszałam od Tadashiego, że jest niesamowity.
   Tadashi podrapał się po włosach tuż pod swoją czapką, najwyraźniej rezygnując z dalszych kłótni z ciocią Cass, po czym zajął miejsce w fotelu obok nas. Czułem się bardzo dobrze w towarzystwie Honey, tym bardziej, że jako pierwsza ucieszyła się na myśl, że być może będę studiował razem z nią. Poza tym była tak pozytywnie nastawioną do świata osobą, że nie dało się jej nie lubić.
- Pracuję nad nim dopiero od tygodnia, więc jeszcze nie wiem, czy jest taki niesamowity... - odpowiedziałem skromnie, drapiąc się po głowie podobnie do Tadashiego. Honey tymczasem poprawiła okulary na swoim nosie.
- Nie martw się, Callaghan szczyci się tym, że potrafi zauważyć talenty - mrugnęła do mnie zachęcająco. Tadashi popatrzył na nią z uśmiechem, jakby podawał mi przykład w osobie swojej przyjaciółki. - No więc, co to takiego?
   Już miałem odpowiedzieć, gdy kot mojej cioci wskoczył na parapet i strącił doniczkę z kwitnącą orchideą. Spojrzeliśmy na Mohera, który jak gdyby nic zajął dumnie miejsce przed oknem, jakby cieszył się z pokonania rywala, który leżał połamany na podłodze.
- Moher! - krzyknęliśmy z Tadashim, jak zwykle, gdy kocur działał nam na nerwy. Zwierzę natomiast miałknęło tylko krótko, po czym zbiegło z parapetu i popędziło po schodach w dół. Ciocia Cass wyszła z kuchni i o mało co nie upuściła trzymanej w rękach pieczeni na widok rozwalonej doniczki leżącej na podłodze.
- Co tu się stało? - pisnęła, a ja i Tadashi spojrzeliśmy po sobie, wiedząc, że zaraz wina jak zwykle spadnie na nas. 
- Witaj w domu, Honey - odparłem, a nasz gość zaśmiał się cicho.
   Oprzytomniałem, gdy znaleźliśmy się tuż przed szpitalem w San Fransokyo. Ludzie na ulicy czasem odwracali się, widząc mnie i dużego, białego robota, spacerujących razem po chodniku, ale przyzwyczaiłem się do tego typu spojrzeń - postać Baymaxa nieco dziwiła, zwłaszcza ludzi, którzy widzieli go po raz pierwszy i nawet jeżeli San Fransokyo słynęło z Instytutu Robotyki to jednak roboty te rzadko kiedy pojawiały się w godzinach szczytu w środku miasta, takiego jak to. Na zewnątrz szpitala stał ordynator, ubrany w swój biały kitel, a wokół szyi miał zarzucony skalpel. Znałem go z widzenia odkąd Baymax zaczął pomagać w szpitalu, w końcu stało się to za jego zgodą i musiałem przyznać, że jego osoba zawsze wywoływała u mnie masę różnych uczuć. Ordynator był młodym mężczyzną o mysiej twarzy, z piegami na prostym nosie. Co prawda był tej samej rasy co ja, co w Japonii nie budziło wielkiego zdziwienia, ale nawet pomimo tego jego oczy zawsze wydawały mi się dużo bardziej skośne, niż u innych. Czarne włosy miał postawione na żel, jednak na tyle umiejętnie, że wyglądał, jakby szykował się na imprezę w jednym z nocnych klubów na obrzeżach miasta, a nie do pracy jako lekarz.
   Na widok Baymaxa uśmiechnął się szeroko - jego szpital dużo zyskał na pomocy robota, dlatego Baymax był traktowany przez niego aż nadzwyczaj mile.
- Och, popatrz - Baymax wskazał na wejście do szpitala. - Pan Mioko. Czyli w dalszym ciągu nie chce rzucić palenia?
   Uśmiechnąłem się lekko, przypominając sobie narzekania Baymaxa na temat nałogu ordynatora - Baymax znalazł mu dziesiątki argumentów, dlaczego warto rzucić palenie i szczerze mówiąc, naprawdę się dziwię, że Mioko nie przystał na jego ciągłe namawiania.
- Dzień dobry, panie Mioko - przywitałem się, wchodząc po szerokich schodach, prowadzących do szpitala.
- Witaj, Hiro - odparł ordynator, uśmiechając się jak istny absolwent medycyny - z tym swoim pełnym uznania uśmiechem. - Nie myślałem, że zechcesz odprowadzić Baymaxa.
- Bo go nie odprowadzam - przyznałem, stając przed lekarzem. Baymax tymczasem zaglądał w stronę wejścia, jakby szukał w nim pewnej pacjentki z pięcioletnią córeczką. - Mamy dzisiaj trochę do zrobienia i niestety Baymax dzisiaj nie może wam pomóc.
   Ordynator skinął głową bez słowa, ale widziałem po nim, że przyjął to z dozą irytacji. Czułem niechęć do doktora, widząc to spojrzenie, ale wiedziałem, też że chodzi mu wyłącznie o dobro pacjentów.
- Hiro... Namawiałem cię już tyle razy, ale wciąż mam nadzieję, że jednak się zgodzisz - zwrócił się do mnie, patrząc mi w oczy swoim przenikliwym spojrzeniem. Aż zaczynałem żałować, że nie obszedłem szpitala i nie wszedłem od drugiego wejścia.
- Nie - odpowiedziałem twardo, poirytowany jego tupetem. - Nie odsprzedam wam Baymaxa.
- Dobrze wiesz, że nie chodzi tu o mnie - przekonywał mnie Mioko. Stanąłem naprzeciw niego i skrzyżowałem ręce w geście gotowości. Świetnie, najpierw ataki mojej cioci, teraz ordynatora szpitala. - Chodzi o pacjentów. Wiesz, że Baymax może uratować tysiące ludzkich istnień...
- Tak samo jak pana świetnie wykwalifikowani lekarze. - przerwałem mu. - Nie będę odbierał im pracy i robił z Baymaxa niewolnika. Może sam zdecydować, kiedy chce pomagać, a wy go do tego nie zmusicie.
- Hiro... - zaczął Baymax cicho.
- Nie - odezwałem się do niego, jeszcze bardziej zirytowany. - Dobrze wiesz, że nie możemy.
   Tak naprawdę jedynym argumentem na zatrzymanie Baymaxa przeze mnie była Agenda. Jeżeli zabraknie nam Baymaxa, nie będziemy już Wielką Szóstką, a w naszej ekipie zabraknie pewnej bardzo ważnej osoby. Nie mogłem zrezygnować, nawet jeśli odbierałem szpitalowi doskonałego medyka. Poza tym, choć nie chciałem tego przyznać, odsprzedanie Baymaxa wiązałoby się z zerwaniem naszych więzi, a ja nie chciałem stracić robota, cokolwiek by się nie stało.
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz - Mioko zwrócił się do mnie oschle, ugasił szybko papierosa i wszedł do szpitala energicznym krokiem.
   Spojrzałem za nim i zacisnąłem pięści z bezsilności. O robota Tadashiego biły się cztery bardzo drogie firmy, nie mówiąc już o szpitalu San Fransokyo. Byłem jednak znacznie ostrożniejszy niż wtedy z moimi mikrobotami i nie zamierzałem sprzedawać projektu mojego brata, nawet jeśli każdego miesiąca dobijały się do nas setki telefonów.
- Hiro, myślę, że powinienem pomagać - wtrącił się Baymax cicho, ale ja już wysiadałem z bezsilności.
- Wiesz jak się skończy takie pomaganie? - spytałem zezłoszczony. - Na twojej podstawie zrobią setki podobnych robotów, ludzie stracą pracę, a gospodarka upadnie. Naprawdę sądzisz, że wtedy komuś pomożesz?
   Baymax tylko stał i patrzył, kiedy ja nie potrafiłem się uspokoić. Czułem wyrzuty sumienia, bo podświadomie wiedziałem, że Mioko ma trochę racji, problem polegał na tym, że w naszym kraju nie brakowało robotów, które mogłyby zastąpić pracę człowieka - na świecie jednak były regiony, w których nie było ani lekarzy, ani robotów podobnych Baymaxowi i to był poważny problem.
- Wybacz, Hiro. Nie chciałem cię rozzłościć - powiedział robot.
   Westchnąłem ciężko, po czym zszedłem po schodach na skwer przed szpitalem i zająłem jedną z okolicznych ławek. Dokoła budynku rosły wysokie tuje i drzewa, które sprawiały, że ulica wyglądała nadzwyczaj świeżo i zielono. Teraz jednak tuje zszarzały, a drzewa wznosiły swoje nagie gałęzie ku słońcu, które i tak przez większą część dnia chowało się za gęstymi chmurami.
   Baymax tymczasem poszedł za mną i usiadł obok, patrząc na mnie tym samym, mechanicznym spojrzeniem, za którym mogło się kryć dosłownie wszystko.
- Chodzi o GoGo, prawda? - zapytał mnie, gdy spod szpitala zniknęli wszyscy przechodnie. - To dlatego jesteś taki porywczy.
- Może o nią, a może nie - mruknąłem pod nosem, chociaż wiedziałem, że Baymax ma rację. Czułem, że powinienem z nią porozmawiać o tym, co usłyszałem od Ithaniego, ale wiedziałem też, że wtedy wybuchłyby we mnie nagromadzone emocje i mógłbym powiedzieć jej coś, czego bym żałował.
- Hiro! - usłyszałem piskliwy głosik, który wyrwał mnie z rozmyślań. Spojrzałem z powrotem na wejście do szpitala, a tam po schodach zbiegała Naomi w zielonej sukience, podarowanej jej przez ciocię Cass. Za nią stąpała ostrożnie jej mama w zwykłym, szarobrązowym płaszczu i wełnianej czapce na głowie. W ręce niosła torbę ze swoimi rzeczami i ubraniami podarowanymi jej przez darczyńców i ekipę szpitala.
   Przykucnąłem i wziąłem małą w ramiona, czując, że cała moja chandra znika, jak domek z kart. Byłem wdzięczny Naomi, że potrafiła w pewien magiczny sposób odegnać ode mnie wszystkie myśli - zastanawiało mnie nawet, co stało się z jej ojcem. Bo może Lara właśnie w ten sposób zapełniła w sercu stratę po ukochanym.
- Cześć, Naomi - powiedziałem spokojnym głosem. - Jak się czujesz?
- Super, wiesz, że będziemy mieszkać u cioci? - zapytała bez zastanowienia. Zacząłem się zastanawiać, czy mówi o jakiejś swojej innej cioci, czy cioci Cass, ale postanowiłem, że na razie nie dam nic po sobie znać.
- To świetnie - odparłem, a Lara podeszła do nas ze swoją torbą.
- Witaj, Hiro - przywitała się z szerokim uśmiechem. Najwyraźniej z ulgą opuszczała szpital. - To miło z twojej strony, że po nas przyszedłeś.
- Nie mogłem was tak zostawić - przyznałem szczerze. I znów odzywało się moje przywiązanie do dwóch całkiem obcych osób, którym ocaliliśmy życie. - Poza tym chciałem wiedzieć, czy jeszcze wam czegoś potrzeba.
   Lara przejechała otwartą dłonią po policzku i zgarnęła swój jasnobrązowy kosmyk z powrotem pod czapkę.
- Dzięki, ale wydaje mi się, że mam wszystko. - powiedziała ze słabym uśmiechem. - Teraz zamieszkamy z Naomi jakiś czas u mojej siostry, Bridget, a potem... cóż, zobaczymy.
- Mama obiecała, że będziemy was odwiedzać - wtrąciła się Naomi, chwytając mnie za palce. - Ciebie, Baymaxa i ciocię.
   Uśmiechnąłem się szeroko.
- Kiedy tylko będziesz chciała - odparłem.
- A właśnie, jak tam u twojej cioci? - zagadnęła mnie Lara, łapiąc swoją córeczkę za drugą rękę. Ruszyliśmy wolnym krokiem po chodniku, trzymając się razem niemal jak rodzina. - Kiedy mnie odwiedziła ostatnio z Naomi, wspominała, że planuje się rozwijać. Mam nadzieję, że jej się powiedzie.
   Przypomniałem sobie, że ciocia rzeczywiście ostatnio zawarła umowę z dwoma lokalnymi biznesmenami i chce otworzyć jeszcze dwie kawiarnie w innych miastach, ale nie sądziłem, że powiedziała o tym Larze. Choć musiałem przyznać, że obie kobiety bardzo się polubiły.
- Tak, coś wspominała, że ma masę spraw do załatwiania - odparłem, starając się nie rozwodzić długo nad pomysłami mojej cioci. - Może pomóc? - spytałem, wskazując na torbę Lary. Kobieta zerknęła na nią i podała mi z wdzięcznością.
- Dzięki, Hiro. - uśmiechnęła się szczerze.
   Rozmawialiśmy całą drogę, aż do osiedla na południu miasta, niedaleko domu GoGo, gdzie najprawdopodobniej mieszkała siostra Lary. Przystanęliśmy przy żelaznej bramie, za którą znajdował się nieco zarośnięty ogród, pośrodku którego stał jasny dom z dużymi oknami. Naomi westchnęła cicho, patrząc na mnie, wyczuwając, że będziemy musieli się rozstać.
- To tutaj, tak? - spytałem, podając Larze torbę. W odpowiedzi skinęła i pogłaskała Naomi po główce. - Jeśli będziecie czegoś potrzebowały, to możecie na nas liczyć.
   Baymax kiwnął głową, przytakując moim słowom. Lara uśmiechnęła się, po czym zrobiła coś całkowicie nieoczekiwanego. Podeszła do mnie i wzięła mnie w ramiona, jakby nigdy nic.
   Zdziwiłem się nieco jej wylewnością, ale odwzajemniłem uścisk, zastanawiając się, ile jeszcze czeka mnie takich nadzwyczajnych, pełnych wdzięczności gestów.
- Nie wiem, ile razy powinnam ci podziękować za wszystko, co dla nas zrobiłeś - powiedziała, puszczając mnie. - Twoja ciocia musi być strasznie dumna z tak wspaniałego siostrzeńca.
   Zarumieniłem się, słysząc te słowa. Wiedziałem, że była dumna, jak zawsze, gdy ja i Tadashi odnosiliśmy sukcesy, ale nie sądziłem, że kiedykolwiek ktoś powie mi coś tak miłego. Spojrzałem na Larę w osłupieniu, ale ona tylko uśmiechnęła się ponownie, jakby wszystkie przykrości, które dotknęły ją i jej córkę, nie były w stanie zmazać z jej twarzy uśmiechu.
   Potem podbiegła do mnie Naomi, którą wziąłem na ręce. Ramiona dziewczynki zawiązały się wokół mojej szyi, gdy przycisnęła brodę do mojego ramienia.
- Nie zapomnisz o nas? - zapytała cicho tak, żeby mama jej nie usłyszała. Uśmiechnąłem się smutno, nawet jeżeli nie mogła tego zauważyć.
- Oczywiście, że nie, Naomi. - odpowiedziałem, jakby to była najprostsza odpowiedź na świecie. Dziewczynka spojrzała na mnie i nagle jej usta rozjaśnił mały, pogodny uśmieszek.
- Zawsze chciałam mieć starszego brata - przyznała, a przed moimi oczami natychmiast pojawiło się wspomnienie Tadashiego, które przypomniało mi gorzko, że ja również tego pragnąłem.




Dobra, na BH6 zdążyłam w weekend, niestety na Czkastrid już nie :(( wybaczcie, sprawy rodzinne, że tak to ujmę :/ poza tym nwm jak będzie z przyszłym tygodniem, bo będę się przygotowywać do egzaminu praktycznego *Just się cała trzęsie na samą myśl* to tyle mordki, pogodnego tygodnia ;**

12 komentarzy:

  1. PIERWSZA! PIERWSZA! WRESZCZIE ROZDZIAŁ TYLE CZEKAŁAM! *beka życia xddd*
    Dajże mi chwile, czytam xdddddddd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matko Boska. Ja tu czytam sobie spokojnie, kończę i postanowiłam odświeżyć stronę i takie jeb po oczach tą jasnością xdd No, ale ci powiem, że ładny wygląd bloga, ładny. Podoba mi się ^^
      No to tak... Mega spokojny rozdział, miło się czytało. I matko, nie było tego pocałunku, który tak bardzo był już wymyślany przez moją wyobraźnie. Uff, co za ulga ;D
      Boże, Naomi jest taka omgfuhbduwduw *o* Jak Mel na Czkastrid ;333
      Ciocia Cass dobrze mówi. Trzeba walczyć. Polać jej! xD W ogóle Hiro powinien częściej prosić o rady ciocię Cass xd Kobieta o życiu wie więcej, niech ten biedny, smutny człowieczek z problemami się jej słucha xd
      No i ta Go... On musi z nią kurcze pogadać, bo tak to nic nie wyjdzie ;-; Jebać Sam! (Broń Boże, nie dosłownie hahah xd) Ona to go jeszcze na złą drogę sprowadzi xddddd
      Oj tam, miśka. Też jesteś człowiekiem i masz swoje sprawy. Na Czkastrid to tam wiesz. Spoko loko, nie uciekniemy xd W ogóle i tak szacun, że piszesz tyle blogów i masz czas. Wtf, ja bym nie ogarniała xd I nie martw się przyszłym tygodniem, kupa czasu jeszcze ;p Przygotuj się na spokojnie do egzaminu, zdaj i będzie pięknie ;DD
      No i tobie też życzę pogodnego tygodnia ;* Zdajże ten egzamin, ułóż na spokojnie swoje sprawy i nie martw się na zapas ;P

      Usuń
    2. I pacz jaka się punktualna zrobiłam hahahah ;*

      Usuń
    3. Jejku, dzięki Avis *-* to bardzo miłe :dd no cóż, następny rozdział będzie taki nieco bardziej ciekawy więc będzie co pokomentować XD haha

      W sumie masz rację że Mel i Naomi są trochę podobne. Tylko widzę jedną zasadniczą różnicę bo chociaż wszystkie dzieci są na ogół szczere to jednak Naomi jest tą bardziej nieśmiałą, Mel bardzo zmieniła się w moim opowiadaniu odkąd ją dodałam :)) no właśnie dumna jestem z tej twojej punktualności <3

      Usuń
  2. Czyli w końcu zaliczyłaś egzamin teoretyczny? Gratulacje!
    Już myślałam, że się wpis dzisiaj nie pojawi, a tu proszę, jest! Świeżutki, jeszcze ciepły :D Rada jestem ze zmiany wyglądu bloga. Co jakiś czas przyda się przecież powiew świeżości...
    Dziękuję, że w zeszłym tygodniu ostrzegłaś, że ten next będzie spokojniejszy. Ale czy to nie oznacza, że za tydzień BĘDZIE SIĘ DZIAŁO? Będzie? Będzie??? Powiedz, że będziesz się znęcać nad chłopczykiem który nie potrafi się zdecydować! Bo ile można się nie decydować... O jego rozmyśleniach w tym "trójkącie", który tylko dla niego jest trójkątem, można by napisać książkę. Długą, ale niekoniecznie ciekawą.
    Pytanie nr 2: czy w przyszłym tygodniu będzie ślub Abigail? I kiedy łaskawie dowiemy się jeszcze czegoś o tym, o czym gadał Ithani. Hmmm, domyślam się, że najbliższe wpisy będą ostre jak drifty w Las Vegas i wkurzające interesującą zawartością (czy jedno nie wyklucza drugiego?) niczym wrzynające się w palce rękawiczki. Brzmi dziwnie? Potwierdzam.
    Tak czy inaczej, życzę zdania praktycznego. Ja mam jutro sprawdzian z matematyki, ale liczę, że będzie dobrze. Moje oceny z niej poszły tak jakby w górę :)
    P.S: Ludzie, dlaczego dajecie komentarze z tym chędożonym napisem "pierwszy/pierwsza"? Po co???
    Piwo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smutno mi, odpisałaś Avis a mi nie :C Idę się narąbać jakiegoś napoju jak dzika świnia... Jestem gorsza po nie byłam szybsza od niej? :C
      :C :C :C :C :C :C :C :C :C :C :C :C :C :C :C :C :C :C :C
      Chędożę ten system :D

      Usuń
    2. Hahahahah spokojnie kochana :DD cieszę się że ci idzie matma i życzę powodzenia ;33

      No więc tak - Hiro był zdaje się cały czas pewien że wybiera GoGo, waha się po raz pierwszy - odpowiedź brzmi tak, next będzie "ostry" hahaha xdd ale nie mówię nic więcej poza tym że nie będzie to wesele Abigail, tylko święta o których jeszcze niestety nie zdołałam napisać ;))

      Usuń
    3. Będzie ostry jak stringi wrzynające się w rzyć? :D

      Usuń
    4. Hahaha być może, być może xdd

      Usuń
    5. Piwonia, co się łamiesz, nie wiesz że Just odpisuje wszystkim?? XD

      Usuń
  3. no nie drugi ach avis jak punkyualnie ;)

    OdpowiedzUsuń