Nie musieliśmy długo namawiać ratownika medycznego, aby pozwolił nam zabrać Naomi do naszego domu. Poza tym moja ciocia przejęła się losem dziecka niemal na równi ze mną, dlatego jej uczucia połączone z ewidentnym talentem do manipulacji musiały skończyć się sukcesem. W ten sposób na przykład moja ciocia "zachęciła" mnie do jedzenia brokułów, gdy byłem dzieckiem a Tadashiego do korepetycji z chemii.
Ratownik na szczęście znał naszą rodzinę dość dobrze, jak niemal cały oddział szpitalny, który miał do czynienia z Baymaxem. Mieli więc nasze dane oraz ufali nam na tyle, by powierzyć nam Naomi na kilka dni, dopóki jej mama nie wyzdrowieje.
Siedzieliśmy w salonie, a nad miastem chowało się słońce. To był długi i ciężki dzień, nawet jak dla tajnego agenta. Wciąż nie mogłem pogodzić się z faktem, że tym właśnie byliśmy. Agentami. Że to, co zrobiliśmy dzisiaj i co wydarzyło się na Isla Menor to nasza zasługa. Na samą myśl czułem dumę i lekki smutek, że Tadashi tego nie widzi. Myśląc o nim, zastanawiałem się też, co pomyśleliby o mnie rodzice - wiedziałem, że mojego starszego brata także nachodziły takie myśli, gdy jeszcze żył z tą jednak różnicą, że on mógł to sobie wyobrazić, ja niezbyt.
- Wszystko okej? - spytałem do telefonu, rozmawiając z Wasabim. Ta cała sytuacja z Naomi działa się tak szybko, że nawet nie zdążyłem spytać ich, jak się czują i czy nic im nie jest. Do Freda zadzwoniłem już wcześniej i wiedziałem, że teraz regeneruje siły przed ekranem telewizora, w głosie Wasabiego usłyszałem spokój, który nieco napawał mnie ulgą. To znaczy, że przyjaciele musieli być cali i zdrowi po naszej przygodzie z walącym się budynkiem.
- Tak, a jak ta mała? - usłyszałem zaraz w odpowiedzi, czując, że przyjaciel także zainteresował się jej losem. W końcu teraz byliśmy niejako odpowiedzialni za to, co się teraz z nią stanie, a przynajmniej ja tak to odebrałem. Uratowaliśmy jej życie. Nie mogliśmy jej teraz zostawić.
Wyjrzałem z kuchni do salonu, gdzie ciocia Cass czesała Naomi, siedzącą posłusznie na jej kolanach. Dziewczynka była czysta, na jej skórze nie znajdowała się ani okruszyna zaprawy i cementu, które wcześniej miała nawet we włosach. Moja ciocia podzwoniła po swoich koleżankach i udało jej się skombinować dla dziewczynki jakieś czyste ubrania, w których najwyraźniej mała czuła się dobrze, podziwiając malowane kokardki wokół rękawów bluzki. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Naomi nie wyglądała na smutną, choć kilka razy zdążyła już spytać o swoją mamę.
- Dobrze, trzyma się. - odpowiedziałem swobodnie, opierając się o ladę. - Gorzej jeżeli zatęskni za mamą, nie wiem czy wtedy uda nam się uspokoić - dodałem szeptem.
Usłyszałem w odpowiedzi cichy pomruk, jakby Wasabi się zastanawiał.
- No tak, to może być spory kłopot. - nastała chwila ciszy. - Często o nią pyta?
- A jak ci się wydaje? - mruknąłem, mając w pamięci obraz walącego się domu. - Pięciolatka widząca swoją ranną i nieprzytomną mamę plus rozwalony dom.
- Wiesz, że nie to miałem na myśli - burknął Wasabi, a ja wywróciłem oczami. - Rozmawiałeś z GoGo?
Na to pytanie poczułem, że czerwienieją mi się policzki. Przypomniałem sobie, jaka wtedy była jej reakcja, gdy Baymax pomógł nam wyjść z ruin budynku. Myślała, że nie przeżyliśmy...
- Nie - odpowiedziałem tak cicho, że przez chwilę przeszło mi przez myśl, że mój przyjaciel mnie nie usłyszał.
- A powinieneś. Kurczę, przestańcie się wreszcie kłócić, to naprawdę bez sensu. - gdyby Wasabi stał teraz obok mnie, za pewne bym go olał, ale ciężko było zrobić coś takiego teraz, gdy rozmawialiśmy przez telefon. Mógł tylko wyczuć w moim braku odpowiedzi, że nie chcę o tym gadać. - Sam, czy nie Sam - to nie ma znaczenia. Nie chcę, żeby nasz zespół się rozwalił przez tą dziewczynę.
- Ja też nie - przyznałem, gdy Naomi zeszła z kolan cioci i podbiegła do mnie. - Muszę kończyć - odparłem tylko i wcisnąłem przycisk kończący rozmowę.
- Hiro, to była moja mama? - spytała Naomi, patrząc na mnie swoimi wielkimi czarnymi oczami. Zagryzłem wargę, spoglądając z zapytaniem na ciocię.
- Nie - odpowiedziałem w końcu, kucając przy niej. - Twoja mama musi być zmęczona i pewnie teraz śpi. Jak się obudzi, lekarze do nas zadzwonią, nie martw się.
Naomi posmutniała nagle, a iskierka nadziei, która zajaśniała w jej dziecięcych oczkach zgasła, przyćmiona przeze mnie brutalnie.
- Co chcecie na kolację? - zapytała wesoło ciocia, starając się szybko zmienić temat. Wyminęła nas i ruszyła prosto do kuchni, co oznaczało, że wcale nie żartowała z kolacją. Odetchnąłem, widząc zainteresowanie na twarzy Naomi.
Kilka godzin potem siedzieliśmy w salonie, pijąc herbatę, podczas gdy Naomi bawiła się na moich kolanach jedną z figurek robotów, które znalazła w moim pokoju. Okazało się, że jest całkiem sprytna i gdyby nie to, że szybko wszedłem do pokoju za nią, pewnie spadłaby z ustawionego pod półką krzesła, z którego sięgała po upatrzone przez siebie zabawki.
Początkowo myślałem, że dziewczynka po prostu zaufała mi wtedy w budynku, gdy pozwoliła mi wyprowadzić się z walącego się domu. Nie sądziłem, że mogła mnie aż tak polubić - w końcu nie miałem żadnego podejścia do dzieci, nie mówiąc o tym, że zazwyczaj nie miałem z nimi do czynienia. Obracałem się w towarzystwie osób starszych - czy to na uniwersytecie, czy nawet wśród naszej ekipy, w której sam byłem najmłodszy - dlatego nawet nie mógłbym podejrzewać u siebie daru do zabawy z dziećmi. Najwyraźniej jednak coś w tym było, skoro Naomi nie odstępowała mnie na krok ku rozbawieniu mojej cioci.
- Dzwoniłam do Hally - poinformowała mnie ciocia, popijając herbatę. Hally była naszą sąsiadką, w dodatku często przesiadywała w kawiarni cioci. Dochodziła może ósma, a za oknem słychać było dźwięk jeżdżących po jezdni samochodów, które musiały jechać teraz naszą ulicą, by wyminąć miejsce zawalenia budynku, które teraz oczyszczały dwie straże. - Podobno reszta mieszkańców zgłosiła się do pomocy społecznej, przynajmniej tyle mi wiadomo. Dobrze, że zajęli się ich sprawą. W taką noc jak ta nie chciałabym spać na zewnątrz.
Ciocia miała rację. Choć na Isla Menor przyzwyczaiłem się do wysokiej temperatury, to tutaj, w sercu Japonii wciąż panowała niepodzielnie zima. To nie najlepszy czas na biwakowanie w ciemnych uliczkach miasta. Naomi oparła główkę o moje ramię. Czułem, że jest wyczerpana dzisiejszym dniem i że zaraz zaśnie.
- A jak z tym przestępcą? - spytałem ją, myśląc o mężczyźnie, który strzelał wcześniej do moich przyjaciół i którego ujęto zaraz po tym, jak Baymax ocalił nam życie.
- Nie wiem, ale sądzę, że policja dobrze się nim zaopiekuje - powiedziała ciocia, marszcząc przy tym brwi. Aj, Hiro, kiepskie zagranie, pomyślałem, wyczuwając jej myśli zaledwie sekundę przed katastrofą.
- A w ogóle co ci strzeliło do głowy, żeby tam lecieć? - spytała mnie nieco ostro, wykorzystując moment, gdy Naomi jest zajęta i niezbyt zainteresowana naszą wymiana zdań. Wiedziałem, że ta rozmowa nastąpi, ale miałem nadzieję, że nie wyskoczy z tym tak nagle. Mogłem nie przypominać jej o wypadku. Poza tym zapomniała o tym przez opiekę nad dziewczynką, więc istniał cień szansy, że całkowicie wypadnie jej to z głowy. - Były tam służby, ratownicy... Gdybym wiedziała, że biegniecie właśnie tam, w życiu bym wam na to nie pozwoliła - powiedziała szczerze, mierząc mnie wzrokiem: "nie kłóć się ze mną, bo i tak nie wygrasz". Mimo to podjąłem wyzwanie.
- Właśnie, że nie było tam żadnych służb. Przyjechały dopiero, gdy zabraliśmy Naomi i jej mamę z tego budynku. - tłumaczyłem jej, ale ciocia mnie nie słuchała.
- To dlaczego... - zaczęła, gdy usłyszeliśmy kroki na schodach prowadzących na górę z przedpokoju, na dźwięk których ciocia Cass wstała ze swojego fotela.
Naomi też się ożywiła, choć sądziłem, że zdołała już zasnąć. Obróciła się i zerknęła ciekawie w kierunku wysokich poręczy, jakby oczekiwała, że zaraz w tym miejscu pojawi się jej mama.
- Och, witaj, GoGo - przywitała się ciocia, uśmiechając się do gościa.
Jakby na potwierdzenie jej słów, zza poręczy wyłoniła się GoGo, okrywając się ciepło swoją sportową bluzą. Wyglądała, jakby zmarzła, dlatego moja ciocia od razu ruszyła do kuchni, by poczęstować gościa herbatą.
- Dzień dobry, pani Cass - odpowiedziała mojej cioci z uśmiechem. Gdy jej oczy spoczęły na mnie, poczułem jak zwykle mrowienie w okolicy karku, jakby potrafiła na mnie wpłynąć samym spojrzeniem. Oczy dziewczyny zerknęły na Naomi, która znów oparła głowę na moim ramieniu, po czym uśmiechnęła się lekko. - Cześć, Hiro - powiedziała cicho, siadając na kanapie obok mnie.
Baymax poruszył się na fotelu, witając się z GoGo. Robot wyglądał na równie zmęczonego jak my, więc wyczuwałem, że niedługo będę musiał go podłączyć, co było jego synonimem do słowa "sen".
- Co tam u Daishiego, GoGo? - zapytała ciocia, wyglądając z kuchni. GoGo spojrzała w jej stronę i uśmiechnęła się tym samym uprzejmym uśmiechem, co zawsze, gdy bywała u mnie w domu.
- W porządku. - odpowiedziała, nie zastanawiając się nad odpowiedzią. - Na razie staramy się uporać z masą ciuchów po moim powrocie - wyznała, choć przecież jasnym było, że kłamała, bo na Isla Menor nie zabieraliśmy ze sobą nic z wyjątkiem małego plecaka. - Żałuję tylko, że nie zabrałam aparatu, ale nie wiedziałam, że na Say-Hong będą takie widoki.
Byłem pod wrażeniem, jak łatwo przychodziło jej kłamstwo. Zastanawiałem się czy sam tak potrafię, co więcej, czy GoGo potrafiłaby tak okłamać mnie. Spojrzała na mnie i mrugnęła okiem, korzystając, że ciocia nas nie widzi. Zaśmiałem się bezgłośnie, nie mogąc wytrzymać w tej śmiesznej sytuacji. Ciekawe, czy gdyby ciocia dowiedziała się jak bardzo słowa GoGo minęły się z prawda, to czy dalej uwielbiałaby ją tak, jak teraz.
- Nie martw się - powiedziała zamiast tego, wychodząc nagle z kuchni z kubkiem herbaty dla mojej przyjaciółki. - Pewnie widział sporo ładnych widoków podczas swoich wyjazdów. - postawiła kubek przed GoGo i spojrzała na nią z zawahaniem. - Mam nadzieję, że tak samo lubisz melisę, jak wcześniej. Wybacz, nawet cię nie spytałam...
- Nic nie szkodzi, pani Cass - zaśmiała się GoGo, sięgając po kubek. - Bardzo dziękuję.
- No, właśnie rozmawialiśmy na temat tej całej... sytuacji - powiedziała ciocia, patrząc na mnie spojrzeniem, po którym zazwyczaj następował szlaban. Tym razem chyba nie miała mnie za co ukarać, w końcu udało nam się ocalić łącznie trójkę ludzi, którzy na pewno sami nie wyszliby z walącego się budynku.
- Ciociu - syknąłem, patrząc sugestywnie na śpiącą w moich ramionach Naomi. Nie byłem pewien jednak, w jak głębokim śnie drzemała, a ja nie miałem zamiaru rozmawiać przy niej o jej mamie.
GoGo spojrzała na nią z cieniem uśmiechu, jakby przyglądała się fantazyjnemu obrazowi w muzeum. Jeszcze nie widziałem tak spokojnego i ciepłego wyrazu jej twarzy, jak w tym momencie.
- Śliczna dziewczynka - szepnęła, a Naomi poruszyła się na moich kolanach.
- Ty też jesteś ładna - usłyszeliśmy w odpowiedzi głos, na dźwięk którego wszyscy zaśmialiśmy się szczerze.
- To ty nie śpisz? - spytałem ją z rozbawieniem, ale dziewczynka spojrzała na mnie z uśmiechem i pokręciła przecząco głową. Już po kilku godzinach zabawy z nią zdołałem zauważyć, że bardzo lubiła przyciągać czyjąś uwagę, nic dziwnego, że wyglądała teraz na zadowoloną.
- Więc to ty jesteś Naomi - powiedziała GoGo, uśmiechając się do niej tak słodkim i szczerym uśmiechem, że nawet nie sądziłem, że tak potrafi. Jej uśmiech nie był wypełniony sarkazmem, jak zazwyczaj, gdy uśmiechała się podobnie do Freda podczas ich słownych potyczek. Miał w sobie coś tak uroczego, że czułem, że gdyby teraz poprosiła mnie o cokolwiek, to wykonałbym nawet najgłupszą i nierozumianą przeze mnie czynność, byle tylko ujrzeć ją taką znowu. - Ja jestem GoGo.
- Byłaś tam - Naomi mówiła spokojnym głosem, ale na te dwa słowa spoważnieliśmy wszyscy. Mówiła o wypadku. - Czy też pomagałaś komuś jak Hiro i Baymax?
GoGo nie odpowiedziała, a jej usta otworzyły się nieznacznie w przypływie zaskoczenia.
- Tak, GoGo zawsze nam pomaga - powiedziałem dopiero po chwili rozumiejąc dwuznaczność mojej wypowiedzi. Nie chodziło tylko o naszą ekipę, o misje i chęć pomocy innym - GoGo tak naprawdę była przy mnie zawsze, gdy jej potrzebowałem i nie potrafiłem o tym zapomnieć, bez względu na to, jak bardzo byłem na nią wściekły.
- Wie, jak się czuje moja mama?
Odpowiedź zastygła w moich ustach, jeszcze zanim zdołałem ją przemyśleć. Wymieniliśmy z GoGo szybkie spojrzenia pełne współczucia dla małej dziewczynki, po czym wpadłem na pomysł.
- Jeżeli chcesz, możemy ją jutro odwiedzić - powiedziałem, wiedząc jednocześnie, że może to nieść przykre konsekwencje. Naomi musi zobaczyć się z mamą, nawet jeśli jest ona w dalszym ciągu nieprzytomna. Przynajmniej ja bym tego chciał na miejscu dziewczynki. - Ale tylko pod warunkiem, że nie będziesz już myślała o tym, co się dzisiaj stało i pójdziesz grzecznie spać. Umowa stoi?
Naomi spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem i kiwnęła ochoczo głową na znak zgody. Jej ciemna grzywka zasłoniła niemal całkowicie czoło, ale dziewczynka zaczesała je na bok, byleby tylko lepiej widzieć.
- Hiro, tylko gdzie ona będzie spać? - zagadnęła mnie ciocia z zagadkową miną, spoglądając na dziewczynkę.
- Jak to gdzie? W moim pokoju - odpowiedziałem, jakby to była najprostsza rzecz na świecie. - Ja kimnę się na kanapie.
- A Baymax będzie spał koło mnie? - zapytała Naomi zerkając na robota z lekkim przestrachem.
- Baymax będzie czuwał nad tobą całą noc - odpowiedziałem bez cienia kłamstewka w głosie. Zresztą i tak jego ładowarka stała zaraz obok mojego łóżka. - Pasuje?
Naomi uśmiechnęła się tylko z zadowoleniem, gdy wziąłem ją na ręce i przeszedłem obok stołu. Klepnąłem Baymaxa porozumiewawczo w ramię i kiwnąłem głową, by szedł za mną. Robot wstał z fotela i po chwili usłyszałem jego kroki na schodach tuż za mną.
Postawiłem Naomi zaraz koło mojego łóżka i zaścieliłem je. Widziałem, że naprawdę musi być śpiąca, bo tarła leniwie oczy. Baymax stanął po drugiej stronie łóżka, po czym przysiadł na nim w niemej zadumie. Wyglądał na wyładowanego, ale na razie wolałem skupić się na dziewczynce, niż na tym, żeby go naładować.
- Naprawdę mogę? - zapytała Naomi, wskazując na łóżko. - To przecież twoje...
- Na dzisiaj to twój pokój, co ty na to? - spytałem ją, oglądając się dokoła z uczuciem pustki. Mimowolnie mój wzrok powędrował do drugiej części pomieszczenia, którą kiedyś zamieszkiwał Tadashi. Kiedyś stało tam szerokie łóżko z rzędem półek na grube tomiska jego ulubionych książek. Teraz zostały mi po nim tylko książki a w miejscu łóżka stało biurko z narzędziami, przy którym pracowałem, gdy projektowałem nowe udoskonalenia. Dziwnie było czuć, że miejsce Tadashiego zajęła moja pasja.
Naomi usiadła na łóżku i zerknęła w kierunku, w który patrzyłem. Chyba wyczuła po mojej minie, że coś mnie trapi, bo zaraz spytała:
- Czemu jesteś smutny?
Spojrzałem na dziewczynkę, siedzącą po turecku na moim łóżku i przyglądającą się mi z uwagą. Dzieci miały to do siebie, że były niespotykanie szczere - może powinienem się tego uczyć od Naomi. Spojrzałem na swoje dłonie i westchnąłem, nie wiedząc, jak wytłumaczyć to małej dziewczynce.
- Bo przypomniałem sobie o moim bracie - wyznałem cicho, a Naomi zmarszczyła brwi i usadowiła się wygodniej.
- Masz brata? - spytała z zaciekawieniem. Jej ciemne oczy wystawały spod czarnej jak noc grzywki i obserwowały mnie uważnie. Baymax siedział bez ruchu z głową pochyloną między ramiona.
- Miałem brata - poprawiłem ją, wyczuwając we własnym głosie nutę żalu. Ale do kogo miałbym kierować mój żal? Do Tadashiego, że wtedy wbiegł do płonącego Instytutu, tak jak ja dziś do walącego się budynku? Do Callaghana, bo przeżył i nie ocalił mojego brata w tym całym pożarze? Czy do siebie, bo nie udało mi się go powstrzymać?
- Gdzie jest teraz?
- Odszedł.
Nastała cisza, nieprzerywana przez żaden inny dźwięk. Fala wspomnień zalała mnie z nagłą siłą, a ja nie mogłem się z niej uwolnić. Obiecałem jednak sobie i cioci, że nie dam się mojej depresji i że nigdy nie pozwolę, by mną zawładnęła. Próbując ją przełamać, zacząłem stawiać sobie cele - pojedyncze, ale jednak. Teraz moim celem było uratowanie Naomi i zaopiekowanie się nią, potem... no cóż, pewnie dalsza praca w Agendzie.
Dziewczynka nagle stanęła na łóżku i podeszła blisko mnie, tak że jej główka przewyższała mnie o kilkanaście centymetrów.
- Mój tato też kiedyś odszedł - powiedziała, siadając tuż przede mną. - Mama powiedziała mi wtedy, żebym zawsze o nim pamiętała, bo to jedyne, co po nim mam - mówiąc to uśmiechnęła się smutno, a ja poczułem, że pustka w moim sercu wypełniła się czymś głębszym. W słowach tego dziecka widziałem sens, w końcu cały czas starałem się odepchnąć przeszłość i Tadashiego, byle tylko nie zamknąć się w moim więzieniu bezładu i smutku.
- Masz bardzo mądrą mamę - wyszeptałem zamiast tego, a Naomi uśmiechnęła się triumfalnie i objęła mnie za szyję, ściskając mocno.
Odwzajemniłem uścisk, odczuwając ze zdziwieniem, że słowa pięciolatki pomogły mi bardziej niż słowa wszystkich naszych bliskich na pogrzebie Tadashiego. Oni mówili w kółku, że Tadashi pozostanie z nami, że będzie w naszych sercach i takie tam. Ani przez chwile nie chciałem tego trzymać w sobie. Wolałem zamazać w pamięci wszystkie wspólne momenty spędzone z bratem, niż by one pastwiły się nade mną do końca mojego życia.
- Dobranoc, Naomi - wyszeptałem, gdy dziewczynka puściła mnie i okryła się kołdrą.
- Dobranoc, Hiro - odpowiedziała bardziej optymistycznie.
Zerknąłem na zapaloną lampkę na moim biurku i przypomniałem sobie, jak sam bałem się ciemności w dzieciństwie. Chciałem ją zgasić, ale odrzuciłem ten pomysł, uważając, że Naomi musi się czuć jeszcze bardziej niepewnie w obcym domu, bez swoich bliskich.
Wstałem od łóżka i wtedy moje oczy spoczęły na osobie ukrytej w cieniu, która musiała mnie obserwować już wcześniej. GoGo opierała się o próg, a jej oczy zabłysły ledwie zauważalnie, gdy zerknęła w stronę śpiącej dziewczynki. Jak zwykle nie mogłem oderwać od niej oczu, nawet jeśli zdołałem widzieć tylko pół jej twarzy, której nie przykrywały ciemne pasma włosów, i zgrabną figurę.
- Ma rację - powiedziała ledwie słyszalnie, patrząc na mnie smutno. Ona również wiedziała, co to strata - to jedno łączyło całą naszą trójkę.
- Chcesz mi dogryźć? - spytałem gorzko, rzucając swoją bluzę na fotel przy biurku. GoGo tylko westchnęła niecierpliwie i podeszła do mnie, oplatając mnie swoimi rękami wokół szyi. Odetchnąłem, czując, jak cały stres dzisiejszego dnia ze mnie schodzi, gdy trzymałem w ramionach GoGo, tak jakby jej obecność utwierdzała mnie w przekonaniu, że wszystkie te chwile trwogi były nic nie warte w porównaniu z tą jedną.
- Nie jestem tak bardzo bez serca jak to okazuję innym - powiedziała obojętnym głosem, patrząc mi w oczy. Dopiero po chwili, gdy mój umysł zaczął pracować od nowa, wstrzymany chwilą, gdy nasze oczy się spotkały, zrozumiałem, że chodzi jej o naszą dzisiejszą kłótnię o Sam.
- Wiem to - odparłem z odrętwieniem, zerkając mimowolnie na jej wąskie wargi. Cholera, jeszcze nigdy nie czułem tak wielkiego pragnienia, by ją teraz pocałować. I jak zwykle w takich momentach zdołałem się opanować i myśleć o czymś innym, byle nie o bliskości z moją przyjaciółką.
- Nie gniewaj się za tą Sam - powiedziała, wzdychając. Zauważyłem, że wciąż trzymam ją w ramionach, a GoGo obejmuje mnie wokół karku, jakby w ogóle nie przeszkadzało nam, że to raczej nie tak obejmują się przyjaciele. - Wiesz, że akurat w jej temacie jestem cięta.
Posłałem jej pewny siebie uśmiech.
- Z zazdrości o mnie, czy z innych powodów? - GoGo uśmiechnęła się, a na jej gładkie policzki wystąpiły rumieńce. Puściła mnie z wahaniem, jakby nagle zrezygnowała z dalszych czułości.
- Mówił ci ktoś, że jesteś nieznośny? - spytała w geście obrony, ale ja tylko zaśmiałem się cicho, obchodząc łóżko, by podłączyć Baymaxa.
- W kółko to słyszę - odpowiedziałem tylko, a GoGo uśmiechnęła się do mnie w taki sposób, że o mało co sam nie wpadłem na ładowarkę.
Naomi spała już w najlepsze, przykryta kołdrą aż pod brodę, a jej klatka piersiowa unosiła się ze spokojem. Jej widok działał uspokajająco, tak jakby czas stanął w miejscu. GoGo podeszła do niej i zaczesała jej krótką grzywkę na bok, tak jak to wcześniej robiła sama dziewczynka, podczas gdy ja zmagałem się z podłączeniem Baymaxa. Obserwując jednak z jaką czułością GoGo zerka na Naomi, przeszła mi przez głowę myśl, jak moja przyjaciółka traktowałaby swoje własne dzieci. Mnie samego zdziwiło to, jaki kierunek obrały moje myśli, choć nie było to wcale takie dziwne, skoro ja sam nigdy nie wiedziałem GoGo w towarzystwie jakiegokolwiek dziecka, chyba że wliczając w to mnie, gdy się poznaliśmy.
- To było bardzo ryzykowne, co dzisiaj zrobiłeś - powiedziała cicho GoGo, odrywając dłoń od policzka dziewczynki.
Nie odpowiedziałem. Może i było ryzykowne, ale był to jedyny sposób, by szybko udzielić tym ludziom pomocy. Mógłbym czekać, aż przyjadą służby, albo działać, a ja zawsze stawiałem na to drugie w chwilach spontanicznych.
- Myślę, że ona ci tego nie zapomni.
Westchnąłem, nie mogąc dłużej znieść sensu tego typu słów.
- Nie zrobiłem tam nic szczególnego, okej? - mruknąłem, gdy uporałem się już z Baymaxem. - Gdy wbiegłem do tego mieszkania... - mówiąc to zerknąłem na Naomi, sugerując, że było to jej mieszkanie - Spanikowałem. Nie wiedziałem, co się dzieje. To Baymax je ocalił, ja nie zrobiłem właściwie nic. A ten przestępca na górze... Gdyby nie Wasabi, pewnie postrzeliłby Freda, a Fred skoczył na niego i wyrwał mu broń. Myślisz, że zrobiłem cokolwiek? Nie, ja tylko stałem i się gapiłem, podczas gdy cały budynek się walił!
Dopiero, gdy wypowiedziałem te słowa na głos, pożałowałem, że mówiłem je tak głośno. Mogłem obudzić Naomi, a tego bardzo nie chciałem. Całe szczęście dziewczynka słodko spała, nie słysząc nawet poirytowanego głosu pewnego podzielonego emocjonalnie nastolatka. GoGo pokręciła głową, jakby miała do czynienia z dzieckiem i podeszła do mnie, mierząc mnie nieprzeniknionym spojrzeniem.
- Mówisz, jakbym cię nie znała Hamada. - powiedziała tym głosem, który z pewnością należał do GoGo Tomago, a nie miłej dziewczyny, która przytulała mnie z uczuciem i głaskała Naomi po głowie. - Nie widzisz, że oni także się zmienili? To tylko dzięki tobie Wasabi wyrwał się ze swojej pracowni, a Fred w końcu zaczął zamieniać marzenia w realia. Hiro, to dzięki tobie są teraz tym, kim są, więc to twoja zasługa, niezależnie od tego, jak bohaterscy byli dzisiejszego dnia.
- Ta, jeszcze mi powiedz, że na ciebie też wpłynąłem - powiedziałem z lekkim uśmiechem, czując się jak sedno problemów, a nie bohater. Rzeczywiście, może gdybym nie zaprzyjaźnił się z nimi wszystkimi i nie wplątał w tę całą akcję z Callaghanem, to teraźniejszość wyglądałaby inaczej.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - odpowiedziała szczerze, krzyżując ręce na piersi. - Ale opowiem ci to kiedy indziej.
- Wiesz, jak zainteresować człowieka - odparłem, gdy oboje skierowaliśmy się na schody. GoGo zerknęła na mnie z rozbawieniem i ruszyła pierwsza w kierunku salonu.
Szukałem Naomi po pokoju, bawiąc się z nią w chowanego, gdy nagle zadzwonił mój telefon. Zmarszczyłem brwi, nie przypominając sobie, żebym się z kimś umawiał. GoGo ulotniła się wczoraj koło dziesiątej, zresztą sam odprowadziłem ją do domu, a z Fredem i Wasabim rozmawiałem przecież niecałe szesnaście godzin temu (a tak a propos, faceci nie są za bardzo rozmowni).
Mimo moich przemyśleń, na ekranie wyświetlił się numer Wasabiego. Z myślą, że pewnie już się za mną stęsknił odebrałem, obiecując sobie, że to tylko na chwilę i że zaraz wrócę do Naomi, która pewnie siedziała schowana w jakiejś szafce czy coś i czekała, aż ją znajdę.
- Tak? - spytałem, odbierając po dwóch sygnałach.
- Hiro, sprawdzałeś swoje konto w banku? - usłyszałem poddenerwowany głos mojego przyjaciela, który jasno wskazywał, że coś tu nie grało.
- Stary, okradli cię? - zapytałem od razu z troską, ale Wasabi od razu zaprzeczył.
- Nie, sprawdź szybko.
Zmarszczyłem brwi, ale wykonałem posłusznie jego polecenie, korzystając w dalszym ciągu z mojego telefonu. Usłyszałem dźwięk w okolicy regałów należących kiedyś do Tadashiego i chichot, który wskazywał jasno na miejsce kryjówki Naomi.
- Zaraz cię znajdę - obiecałem, klikając szybko w telefonie z obawy, że Wasabi naprawdę odkrył coś podejrzanego.
- I jak? Masz coś? Hiro?
Wasabi wciąż naglił, ale ja przecierałem oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. Jakim cudem na moim koncie znalazła się taka suma pieniędzy? To jest jakiś żart? Ktoś się chyba dobrze bawi, pomyślałem z irytacją.
- Hiro? - w głosie Wasabiego słychać było już coś między troską a zaniepokojeniem.
- Słyszę cię. - odpowiedziałem bez cienia jakichkolwiek uczuć.
- I co tam masz? Coś dziwnego?
Dopiero po tych słowach przypomniałem sobie, jak się oddycha i wziąłem głęboki oddech.
- Jeśli dziwnym jest fakt, że na moim koncie znajduje się dwadzieścia tysięcy dolarów, to tak, jest dziwnie - odparłem, wpatrując się w cyfry na wyświetlaczu, jakby zaraz miały zniknąć. Coś tu nie grało. I zdawało mi się, że Agenda maczała w tym palce.
Jeszcze nie pisałam tu, na tym blogu, jak wielką sprawia mi radość pisanie dla Was :D
Cieszy mnie, kiedy widzę że uzbierało się aż ponad 11 000 wyświetleń i to w ile... W rok! Nawet nie wiecie jak mnie cieszy, że to się nam udało! :D Jednocześnie chciałabym podziękować wszystkim, którzy poświęcają te kilka minut dla mnie i komentują te posty - wierzcie mi lub nie, ale jak widzę zmieniającą się liczbę komentarzy to mam "syndrom nerwowego czytania komów" ;))
To tyle, jeśli chodzi o podziękowania, które szczerze mówiąc za specjalnie i tak mi nie idą - to teraz czas na prywatną prośbę :)) jeśli znacie kogoś, komu warto polecić tego bloga, czy kogoś, kto interesuje się BH6 to bardzo proszę zachęćcie go do czytania i niech nas będzie więcej! ;33
To tyle z ogłoszeń ;) miłego weekendu! ;*
11000?!? Wohoho, sporo... Może zaczniesz zarabiać jakieś grosze na tym? Żarcik, ale w sumie...
OdpowiedzUsuńDobra, komentarz właściwy: 20 tysięcy dolców? To trochę dużo, nie uważasz? I teraz pytanie: czy to wynagrodzenie za misję na Isla Menor? Powiem tak, na pewno praca w Agendzie zaczyna im się opłacać. Pokój w luksusowym hotelu, gruby hajs, tylko trzeba czasem gdzieś pojechać i ciężko popracować. Nie tak w sumie źle.
Kiedy w końcu Ofiara się zdecyduje na którąś z dziewoj? Ja rozumiem, pitu pitu, ale serio, chłopie, decyzja!!!
Życzę dużo weny :D
P.S: Tak ostatnio patrząc, że od 1,5 roku piszesz na tych wszystkich blogach, naszła mnie jakaś chędożona, a nawet bardzo chędożona motywacja. Zaczynam na serio ćwiczyć rysunek, no i podejmę się nauki japońskiego. Dzięki za przykład! :D
Podpisano: Zadowolona Sztuka Która Już Umie Komentować (ale i tak robi to gorzej od Smile :D)
Haha bardzo mnie to cieszy że jednak kogoś zachęcam do twórczości ;33 a Hiro to rzeczywiście z lekka ofiara w tym temacie jest chociaż wybrał już dawno ;)z tą kasą to trafiłaś w sedno i chyba wiadomo czm Ithani został tym całym pikolonym Agentem ;dd
UsuńAle skąd wiedział o zarobkach? Przecież im nic nie powiedzieli o wysokości wynagrodzenia...
UsuńOkaże się w nexcie ;)) ale w sumie można się było domyślić że to nie za darmo
UsuńGratuluję aż 11 tysięcy wyświetleń! :)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny. Ciekawi mnie ta bliskość pomiędzy Hiro i GoGo. Nie rozumiem czemu ukrywają przed sobą swoje uczucia, no ale dobra ich życie ... 20 tysięcy dolarów? Też chcę tyle kasy :3 No to pozostaje mi tylko czekać na następny rozdział.
Ukrywają bo są "przyjaciółmi" ;33 no i druga sprawa że GoGo przeczuwa że coś by mogło być między Hiro a Sam dlatego woli się wycofać
Usuńkolejny super rozdzial to naprawde jest muj ukubiony blog a co do tego co sie dzieje 20 000 ladnie jestem ciekaw jak to sie rozwinie gogo chce sie oddalic?? troche jej nie wychodzi hmm nie moge doczekac sie nexta pozdro mistrzyni ;)
OdpowiedzUsuńHahaha :D no GoGo chyba kiepsko próbuje się powstrzymać przed obejmowaniem Hiro xD cieszę się że mam w tobie fana :))
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń