12/27/2016

Lotty

   Szłam po ciasnych, ale malowniczych ulicach San Fransokyo, rozglądając się za zakupami. Wiedziałam, że potrzebuję prażonego słonecznika do ulubionych ciasteczek mojej siostry, a to już było coś. Reszta pewnie przyjdzie z czasem spędzonym wśród kolorowych wystaw.
   Po połowie godziny miałam już w torbie świeże łuskane orzechy, moje ulubione ciasteczka z cukrem, takie jak w Paryżu i mąkę na ciasto. Wtem z mojej torby rozdzwonił się dźwięk telefonu.
- Tak? - spytałam, gdy udało mi się znaleźć go wśród innych rzeczy wypełniających szczelnie moją torebkę. W odpowiedzi usłyszałam głęboki męski głos.
- Margaret La Vielle? - zapytał mężczyzna po drugiej stronie. Stanęłam jak wryta, czując dreszcz przerażenia biegnący wzdłuż kręgosłupa.
- Przy telefonie - odpowiedziałam sucho. O tyle dobrze, że głos nie mówił z charakterystycznym francuskim akcentem, więc nie pochodził z mojego rodzinnego kraju.
- Pani... siostra została przyłapana na kradzieży w osiedlowym sklepie. - czułam jak załamują się pode mną nogi. Moja Charlotte? Nie, to pomyłka... - Została złapana przez naszych funkcjonariuszy i przewieziona do aresztu. Czy jest pani opiekunem prawnym Charlotte La Vielle?
- Tak - skłamałam, przełknąwszy głośno ślinę. Co miałam im powiedzieć? Moi rodzice znajdowali się tysiące kilometrów dalej, a ja byłam jedyną osobą, która mogłaby wziąć odpowiedzialność za moją głupią siostrę.
- Proszę przyjechać na komisariat. - poprosił funkcjonariusz. - Sklepikarz odmówił wniesienia zarzutu do sądu, jednakże nasi funkcjonariusze zabrali nieletnią na komendę, by odpowiednio ją wylegitymować.
- Przyjadę - obiecałam, czując, że w dłoniach torebka ciąży mi niemiłosiernie, jakbym nosiła w niej kamienie.
   Po wymienieniu z policjantem szczegółowych danych, takich jak moje miejsce zamieszkania i numer dowodu osobistego, funkcjonariusz skończył rozmowę, pozostawiając mnie w stanie odrętwienia.
   Poczułam przeogromną złość i żal do Charlotte. Przyjęłam ją tu... jak siostrę, którą dla mnie była. Czy mogłam zachować się lepiej? Dlaczego postąpiła w ten sposób? Pomyślałam o tym, jaka była zamknięta w sobie od momentu przyjazdu, ale jak dotąd winiłam jej wiek, który młodzież przechodzi różnie. Teraz widziałam, że byłam dla jej zbyt łagodna. Na zbyt wiele jej pozwalałam. Była w moim domu, a robiła co chciała, jakby nie obowiązywały jej żadne zasady.
   Najgorsze było to, że okłamałam władze. Charlotte nie była pod moją opieką. Przebywała tu tak naprawdę za zgodą (i to wątpliwą) naszych rodziców. Tak więc to nie ja powinnam ją odbierać z aresztu, ale rodzice. Gorzej, że władze mogą to w każdym momencie sprawdzić, a wtedy obie będziemy miały kłopoty.
   Złapałam się stojącej nieopodal latarni, czując, ze nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Przechodzący obok mężczyzna podszedł do mnie poruszony i spytał, czy aby na pewno dobrze się czuję. Skinęłam pospiesznie głową, choć tak naprawdę mało dzieliło mnie od utraty przytomności.
- Tak, wszystko w porządku - odpowiedziałam. Mężczyzna spojrzał na mnie ze spokojem i odszedł, obracając się kilkakrotnie, jakby badał, czy mówię prawdę.
   Chwyciłam w lodowatą rękę telefon i wybrałam pierwszy numer, jaki przyszedł mi do głowy.
- Słucham? - usłyszałam ciepły głos GoGo, który natychmiast rozerwał mnie na strzępy. Na wpół własnym głosem, na wpół szlochem opowiedziałam jej o całym zdarzeniu, bojąc się, że zwlekając z pójściem do aresztu po moją siostrę, komisarz uzna to za coś wymagającego uwagi. Która siostra nie popędziłaby od razu do aresztu po swoja rodzinę? Pewnie ta, która ma coś do ukrycia...
   GoGo próbowała mnie uspokoić, ale słyszałam doskonale po jej głosie, że sama spanikowała. Skoro GoGo nie potrafiła znaleźć rozwiązania, to równie dobrze mogłoby w ogóle go nie być.
- Honey... - zaczęła, ale mój głos drżał tak bardzo, że nie potrafiłam jej odpowiedzieć. Myślałam o tym, że ktoś może nas rozdzielić, albo w gorszym wypadku żądać obecności moich biednych rodziców w San Fransokyo. Skoro ktoś odbierał nam pieniądze, to jakim cudem miałabym im je wysłać na bilet do Japonii? Koszmarna sytuacja.
   Nagle GoGo umilkła, a ja usłyszałam szelest po drugiej stronie telefonu.
- Honey? Honey, słyszysz mnie? - usłyszałam zrównoważony głos Hiro. Zamrugałam i przetarłam oczy, nie zastanawiając się nawet, czy mam tusz na rzęsach. Było mi wszystko jedno.
- Tak, jestem tu - odpowiedziałam cicho.
- Gdzie dokładnie? Podaj dokładny adres - ponaglił mnie przyjaciel. Rozejrzałam się i podałam dokładną lokalizację. Zauważyłam, że płacząc, przeniosłam się przez niemal pół miasta, choć nawet nie myślałam o tym, że stale idę.
   Po drugiej stronie moi przyjaciele wymienili kilka zdań, których nie dosłyszałam i po chwili znów odezwał się Hiro.
- Posłuchaj mnie bardzo uważnie. - powiedział twardo. Przez chwilę miałam wrażenie, że słyszę Tadashiego, a nie jego młodszego brata. - GoGo zaraz po ciebie przyjedzie, a ja postaram włamać się do bazy danych miejscowej policji i zmienić nazwisko prawnego opiekuna Charlotte. Słyszysz mnie?
- Hiro, ale jeżeli się nie uda... - zaczęłam, zdusiwszy w sobie kolejny szloch.
- Tak, wiem - powiedział stanowczo. - Ty i Charlotte zostaniecie deportowane do Francji, a mnie grozi więzienie. A widzisz jakąś inną opcję?
   Nie odezwałam się, wiedząc dobrze, że Hiro ma rację. Jeżeli policja nic nie wychwyci, to małe kłamstwo ulegnie zapomnieniu, a my z Charlotte zostaniemy dawno zapomniane wśród licznych występków w tym mieście. Poza tym nie widziałam innej opcji. Policja mogła już teraz sprawdzać nasze dane i wpaść na trop prowadzący wprost do moich rodziców. Jeżeli Hiro nie zadziała zbyt szybko, to jego starania staną się bezowocne, a policja szybko zauważy zmianę.
- Postaraj się uspokoić - rzekł łagodnie. - Uwierz mi, uda się. - przy ostatnim słowie, czułam że się uśmiechnął. - Wiem, jak to działa. Na pewno nie sprawdzili waszych danych. Robią to przy opiekunach prawnych.
- S-skoro tak my-myślisz - wydusiłam w końcu. Hiro powiedział jeszcze kilka słów, które miały mnie uspokoić, ale nie skupiłam się już na nich, starając się iść za jego pierwszą radą. Spokój, myślałam. Łatwo powiedzieć osobie, która nie jest w mojej sytuacji. Z drugiej strony to Hiro nadstawiał karku za nas obie. Dopiero teraz pomyślałam, jak wiele mógłby zapłacić za swoją chęć niesienia pomocy innym.
   GoGo podjechała samochodem pani Cass zaledwie pięć minut po zakończeniu rozmowy z Hiro. Kiwnęła w moją stronę z twarzą tak bladą jak u trupa. Wsiadłam do samochodu, trzęsąc się wciąż i to bynajmniej nie z zimna. Charlotte nawet nie myślała, jak wiele problemów mi narobiła przez zwykłą kradzież...
   GoGo zabrała mnie do domu Hiro, w którym czekała już na nas jego ciocia z zaniepokojoną miną. Nawet nie musiałam pytać, domyśliłam się, że wie o wszystkim, gdy zobaczyłam Hiro przy małym laptopie spoczywającym na jego kolanach. Mało tego, pani Cass na pewno wiedziała, że jej siostrzeniec popełnia przestępstwo.
- A jak namierzy nas Agenda? - zapytałam z przerażeniem. Zaczynałam żałować, że wciągnęłam w to Hiro.
   Pani Cass i GoGo poruszały się bez słowa w kuchni, gotując herbatę. Tak jakbym w tej chwili myślała o gościnie...
   Hiro zaś nawet nie spojrzał w moją stronę, zbyt skupiony na ekranie swojego laptopa. Siedział w kuchni na stołku przed ladą, wypisując na klawiaturze z taką szybkością, że nawet, gdybym chciała, nie potrafiłabym rozgryźć, które klawisze naciska.
   GoGo zatrzymała się na chwilę za jego plecami, patrząc w tym samym kierunku, co chłopak. Wpatrywałam się w Hiro z nadzieją, modląc się, by to, co właśnie robił, przyniosło skutek. Cass usiadła koło mnie i położyła mi dłoń na ramieniu. W tym momencie nie zwracałam uwagi na nic innego jak na mojego przyjaciela, który był dla mnie i mojej siostry ostatnią deską ratunku.
- Myślisz, że ich systemy padną? - usłyszałam nagle GoGo, która niespodziewanie objęła szyję Hiro, wtulając się w jego ramię. Hiro skinął głową, wpatrzony w urządzenie spoczywające przed nim na kuchennej ladzie.
- Tak, jestem pewien - odparł sztywno, po czym obrócił głowę i uśmiechał się nieśmiało do GoGo, która musnęła ustami jego policzek.
   Spojrzałam od razu na Cass, jakbym spodziewała się zdziwienia malującego się na jej twarzy, ale kobieta tylko uśmiechnęła się na widok swojego siostrzeńca z jego dziewczyną.
- A co jeśli... - zaczęłam, gdy nagle Hiro wcisnął głośno ostatni klawisz i w całym domu zgasło światło. Cass i ja spojrzałyśmy po sobie zdziwione, a Hiro zamknął laptopa z satysfakcją, która wypełniała każdy kawałek jego twarzy.
- Nie ma za co - powiedział z uśmiechem, a GoGo otworzyła szeroko oczy, wpatrując się w naszego przyjaciela.
- Wyłączyłeś prąd? - zapytała Cass z szokiem. GoGo zaczynała pojmować, o co chodzi, bo jej usta wypełnił jasny uśmiech.
- Nie tylko tu - odparł wprost Hiro, biorąc do ręki kubek z herbatą. Laptop był mu już zbędny. - W połowie San Fransokyo nie ma teraz prądu...
   Jakby na potwierdzenie jego słów, światła w całym domu znów się włączyły, jakby całe zajście nie miało miejsca. Patrzyłam zszokowana na młodego naukowca, starając się pojąć, jakim cudem w przeciągu zaledwie kwadransa odłączył od prądu pół miasta i zmienił dane w strzeżonej, policyjnej bazie danych.
- To było konieczne? - zapytałam a Hiro zdecydowanie skinął głową.
- Musiałem odświeżyć policyjne komputery, a żeby nie wydało się to podejrzane, podłączyłem się do sieci miejskich i wyłączyłem prąd na całym osiedlu. - powiedział. GoGo wpatrywała się w niego z tym samym niedowierzaniem, co nasza trójka, choć w jej spojrzeniu czaiło się coś jeszcze. Byłam pewna, że gdyby nie obecność moja i Cass, na pewno rzuciłaby się na Hiro, obsypując go pocałunkami. - Łatwizna - skomentował tylko Hiro, stawiając na ladzie pusty kubek.
- Hiro... - westchnęła w końcu Cass, wydobywając się z głębokiego szoku. - Spróbuj mi wyciąć taki numer jeszcze raz, bez konkretnego powodu, to...
   Chłopak uniósł bezbronnie ręce do góry, robiąc przy tym tak zabawną minę, że gdybym nie była w obecnym położeniu, na pewno wybuchnęłabym śmiechem.
- Ja? Ciociu, nigdy... - odparł, a GoG stojąca obok niego skrzyżowała ręce, posyłając w jego stronę wątpiące spojrzenie.
- No ja myślę - ucięła Cass, sprzątając z salonu kubki. Hiro skorzystał z okazji, gdy wszyscy zajęli się herbatą i przyciągnął do siebie GoGo, całując ją czule w usta. Dopiero teraz pojęłam, jak wiele mnie ominęło, gdy zajęłam się moją siostrą, jak widać bezskutecznie. Pierwszy raz widziałam tę dwójkę tak szczęśliwych i przez to mnie również przepełniało szczęście. - Jedźcie już lepiej po siostrę Honey - powiedziała na głos Cass, przechodząc obok tej dwójki do kuchni. - Przecież nie będzie wiecznie czekać.
   Hiro i GoGo spojrzeli na kobietę z szerokimi uśmiechami, po czym chwycili się za ręce i kiwnęli w moją stronę zachęcająco. Ruszyłam się z miejsca jak zahipnotyzowana, nie wiedząc, co dzieje się wokół mnie. Już widziałam miny Wasabiego i Freda, gdy zobaczą tę dwójkę razem, pomyślałam, wyobrażając sobie, że ich szok może być o wiele większy niż mój.
- Hiro... - powiedziałam, a chłopak od razu obrócił się w moją stronę. Podeszłam i chwyciłam go mocno w ramiona, ignorując fakt, że dalej sięgał mi do ramienia. Jak mój mały braciszek. - Dziękuję - wyszeptałam, nie potrafiąc zdobyć się na więcej. Tak wiele dla mnie naraził, że chyba nigdy nie byłabym w stanie mu się odwdzięczyć. Nie po tym, co mu zrobiłam, zapraszając do siebie Sam w ostatnie święta... - Dziękuję wam obojgu - odezwałam się, przechodząc do GoGo. Po policzkach dalej spływały mi łzy. Hiro roześmiał się i objął naszą dwójkę, nie zważając na protesty mocno ściśniętej GoGo.
- Ej, dobra, ludzie - jęknęła GoGo, którą wciąż ściskałam w swoich ramionach. - Rozumiem, że to jest ta wyjątkowa chwila, ale moje płuca domagają się tlenu.
   Puściłam szybko GoGo, mocno przejęta jej słowami, jakbym naprawdę połamała jej żebra. Hiro w odpowiedzi tylko się roześmiał, najwyraźniej rozbawiony reakcją dziewczyny.
- Powinnaś się już przyzwyczaić - zauważył zaczepnie, a GoGo natychmiastowo się zarumieniła i posłała mu mocną sójkę. Czułam się speszona, widząc zażyłość tej dwójki.
- Hiro! - wykrzyknęła pani Cass, wychynąwszy zza lady. - Klucze - dodała, rzucając coś w kierunku siostrzeńca, który bez problemu złapał przedmiot w locie. Na widok kluczy do samochodu swojej cioci, jego brew powędrowała pytająco do góry. - Skoro potrafisz rozbroić policyjne systemy, to chyba z prowadzeniem samochodu dasz sobie radę? - zapytała kobieta. Byłam zdziwiona jej zachowaniem, ale sądziłam, że w dużej mierze zależało to od jej wiedzy o Agendzie. Skoro Hiro narażał życie w wielu gorszych i bardziej niebezpiecznych sytuacjach, to tak drobne występki nie były dla niego niczym nowym.
- O nie - zaprotestowała GoGo, odbierając klucze swojemu chłopakowi. - Wystarczy łamania prawa jak na jeden dzień - mruknęła pod nosem, ku rozbawieniu Hiro. - Chodźcie już.


   Hiro i GoGo towarzyszyli mi aż do samej komendy. Czułabym się głupio, prosząc ich o towarzystwo po tym, ile dla mnie zrobili, ale Hiro sam zaproponował, że pójdą ze mną. GoGo zaprotestowała, mówiąc, że jest zbyt rozpoznawalny w budynku komendy głównej i że lepiej będzie, jeśli to ona mi potowarzyszy. Hiro wymruczał coś pod nosem na znak sprzeciwu, ale GoGo już go nie słuchała, zamykając za sobą drzwi do samochodu.
   Komisarz nie pytał o zbyt wiele. Siedział przed swoim małym komputerem, wystukując jakieś słowa i mrucząc pod nosem coś o dostawie prądu - był to znak, że mała operacja Hiro jednak zadziałała. Tak jak mówiła mi GoGo, starałam się zachować spokój, choć nie było to takie proste, mając świadomość, że za chwilę cały nasz plan może legnąć w gruzach.
   W końcu jednak policjant kazał zaczekać nam na korytarzu i powiedział coś do swojego pomocnika. Mogę śmiało powiedzieć, że były to najdłuższe minuty w moim życiu. Nie widziałam mojej siostry od prawie ośmiu godzin i zaczynałam się bać, że zobaczę ją przemarzniętą i przestraszoną. Charlotte przyszła do mnie w towarzystwie trzech policjantów, a na jej nadgarstkach spoczywały kajdanki. Pomyślałam, że ten widok zostanie mi w pamięci na długo, jako przestroga na przyszłość. GoGo ścisnęła moją dłoń, najwyraźniej wyczuwając, co mogę sobie pomyśleć.
- Cześć, Margo - przywitała mnie smutno Lotty, gdy policjanci zabrali z jej rąk kajdanki i wrócili do swoich spraw. Widziałam po jej minie, że żałowała tego, co zrobiła, a może stałam się po prostu tak naiwna jak moi rodzice.
   Zaprzeczając całej mojej wcześniejszej złości i niedowierzaniu po prostu chwyciłam ją w ramiona, tuląc mocno do siebie. Lotty drgnęła zaskoczona, po czym szybko odwzajemniła uścisk.
- Chodź do domu - wyszeptałam jej do ucha. - Musimy poważnie porozmawiać.
   Hiro czekał na parkingu opierając się o maskę samochodu. Gdy nas zobaczył, poruszył się nerwowo. Może i zgrywał stanowczego i pewnego siebie, ale wiedziałam, że bał się co najmniej tak jak ja o to, czy jego plan się powiedzie. GoGo podeszła do niego jako pierwsza i chwyciła go za rękę, co wystarczyło jako odpowiedź na wszystkie jego pytania.
- Dobrze cię widzieć, Lotty - powiedział po francusku do mojej siostry.
- Możesz mówić po angielsku - mruknęła obojętnie dziewczyna, podchodząc do samochodu. - Skoro mam już wrócić do domu, to przynajmniej nie będę już udawać takiej kretynki.
   Spojrzałyśmy po sobie z GoGo minami pełnymi szoku. Lotty w tym czasie weszła do samochodu zajmując najdalsze miejsce z tyłu. Ruszyłam za nią, mocno zaniepokojona jej postawą. Przyleciała do mnie z uśmiechem na twarzy, nie chciała nic powiedzieć, udając, że cieszy ją wszystko, co tu widzi, potem ta kradzież, a teraz dowiaduję się, że moja siostra wcale nie miała problemu z językiem angielskim - po prostu grała jak najwprawniejszy aktor, oszukując wszystkich dokoła, łącznie ze mną.
- Lotty, nikt nie mówił, że wracasz do domu - odezwałam się, siadając obok w samochodzie. Nasi przyjaciele spojrzeli po sobie z niepewnymi minami, po czym weszli do samochodu - GoGo za kierownicą, Hiro zaraz obok.
- Taa, bo po takim cyrku na pewno zostanę tu z tobą - prychnęła pod nosem, obracając głowę tak, żebym jej nie widziała.
   Czułam się bezsilna. Jak przemówić do nastoletniego dziecka, żeby zrozumiała? Była tylko o rok młodsza od Hiro, a ja miałam wrażenie, że o całe wieki. Charlotte w żadnym stopniu nie przypominała mojego odpowiedzialnego i rozważnego przyjaciela, który w tej chwili siedział przede mną. Musiała więc mieć jakiś problem. Tylko jaki?
   Jechaliśmy w ciszy. Nie chciałam zarzucać jej pytaniami już teraz, ponieważ sama byłam w trakcie obmyślania rozmowy, która czekała nas w domu. Charlotte musi mi to wszystko wyjaśnić, to jasne, ale jak zmusić nastolatkę  do szczerości? Wiedziałam już z doświadczenia, że nie mogę być za delikatna, bo dotychczas nie przyniosło to rezultatu. W końcu wpadłam na pomysł, który wydał mi się o wiele lepszą alternatywą niż rozmowa sam na sam z moją siostrą.
   GoGo stanęła przy kamienicy i zaciągnęła hamulec ręczny, zerkając wyczekująco do tyłu. Lotty jako pierwsza opuściła pojazd, trzaskając za sobą drzwiami.
- Honey, wszystko okej? - zapytała GoGo. - Dasz już sama radę?
   Zerknęłam na Hiro i westchnęłam, czując się nieco zawstydzona faktem, że znów proszę ich o pomoc.
- Właściwie chciałam was prosić o jeszcze jedną przysługę... - zaczęłam, widząc jak Lotty znika we wnętrzu kamienicy.




   Siedzieliśmy całą czwórką w moim ciasnym salonie. GoGo usiadła naprzeciw Hiro, zajmując miejsce obok mnie. Lotty skrzyżowała ręce na piersi, przygotowana na atak z każdej strony. Nie zamierzałam jednak tego robić. Nie potrafiłam ukarać jej za to, co zrobiła. Chciałam jednak, żeby zrozumiała, jak wielkie problemy mi sprawiła i żebyśmy razem zastanowiły się nad problemem z rodzicami. Charlotte była moim jedynym łącznikiem z Francją, musiałam więc wydobyć od niej informacje, by móc cokolwiek zrobić.
- Będziemy tak siedzieć w ciszy cały wieczór, czy w końcu usłyszę jakieś kazanie i pójdę spać? - zapytała szorstko, patrząc na mnie swoimi zielonymi oczami, które przypominały nieco wzrok węża. Dlaczego traktuje mnie jak wroga?- zastanawiałam się.
   Odetchnęłam i usiadłam prosto.
- Nie będzie żadnego kazania - powiedziałam otwarcie, a brew Lotty powędrowała do góry. - Dobrze wiesz, że sama łamałam prawo, gdy jeszcze byłyśmy dziećmi.
- Tak, pamiętam - przyznała Lotty z delikatnym uśmiechem. - Ale kradzież ciastek u pani D'Aret to inna sprawa...
- Masz rację... - wyznałam i zerknęłam na Hiro. - Ale tutaj nie masz obywatelstwa, Lotty. A ja nie jestem twoim opiekunem prawnym. Gdyby nie pomoc Hiro i GoGo, siedziałabyś w areszcie dopóki nie przyjechaliby tu nasi rodzice i cię nie odebrali.
   Oczy Charlotte rozszerzyły się i dziewczyna spojrzała z zaskoczeniem na Hiro. Jego twarz nieco pobladła, ale nie odezwał się ani słowem. Pewnie nie spodziewał się, że będę tak szczera wobec mojej siostry.
- Co zrobiliście? - zapytała w końcu, przerywając ciszę. GoGo odetchnęła na głos, dając upust swojemu sprzeciwowi. Wiem, że na moim miejscu na pewno nie wyznałaby Lotty prawdy.
- To nie jest istotne - odpowiedziałam zamiast tego, ale tym razem Hiro wtrącił się do rozmowy.
- Jesteś w Japonii na warunku, Charlotte - powiedział głośno, wpatrując się w moją siostrę. - Powinnaś była to wiedzieć. I nieważne, czy była to kradzież, czy jeszcze mniejsze przewinienie, powinnaś zostać deportowana do kraju. Rozumiesz już, dlaczego Honey ci o tym mówi?
   Lotty zmarszczyła brwi i spojrzała na podłogę, kryjąc zakłopotanie.
- Chcę zacząć od początku. - zaczęłam po chwili ku zdziwieniu mojej siostry. - Przyleciałaś do Japonii, ale nie powiedziałaś mi, jaki był tego powód. Nie mówiłaś nic o rodzicach... W ogóle nic nie mówiłaś. Myślę, że jesteś mi winna wyjaśnienia, Charlotte...
   Moja siostra rozejrzała się po naszych twarzach, jakby szukała alternatywy. Gdybym rozmawiała z nią sam na sam, na pewno znów zamknęłaby się w sobie i skończyłaby tę dyskusje na tym właśnie momencie. Jednak w obecności Hiro i GoGo nie miała wyboru - została przykuta do ściany i musiała mi odpowiedzieć.
- Rodzice mają długi - wyszeptała cicho. - Tato stracił pracę i nie mają pieniędzy na utrzymanie. Zapożyczyłam się u mojej koleżanki i wykupiłam bilet do Japonii, żeby się z tobą spotkać. Chciałam zobaczyć, jak żyjesz i zrozumieć dlaczego tobie się żyje lepiej niż im... Myślałam, że specjalnie odcięłaś się od rodziny, że nie chcesz nam pomóc...
- To nieprawda, Lotty - przerwałam jej ze łzami w oczach. - Pomagałam wam przez ten cały czas.. a przynajmniej tak myślałam...
- Jak to? - wtrącił się Hiro, marszcząc brwi. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że o niczym nie wiedział.
- Ja też czegoś tutaj nie rozumiem. - powiedziała GoGo, po raz pierwszy włączając się do rozmowy Jej twarz wyrażała oburzenie. - Skoro Honey wysyłała wam pieniądze, a wy ich nie otrzymywaliście, to co się stało?
- Mam... pewne przypuszczenia - wyznałam. Oczy wszystkich zwróciły się w moim kierunku. - Wysyłałam pieniądze przyjacielowi moich rodziców, który teraz znajduje się w Stanach. Jeżeli coś stało się z przepływem, to musi być to sprawka Christophera.
- Christopher? - zapytała Lotty ze zdziwieniem. - Nie widzieliśmy go od lat...
- Jak wysokie są długi rodziny? - zapytałam moją siostrę zamiast tego. Wiedziałam, że są w kiepskiej sytuacji, ale nie myślałam, że aż takiej.
- Za miesiąc mają opuścić mieszkanie - odparła Lotty, patrząc na mnie smutno. - Margo, ja nie miałam pojęcia, że ty...
- Już dobrze, Lotty - odpowiedziałam, obejmując ją. Widziałam jak Hiro i GoGo porozumiewają się bez słowa w obecnej sytuacji.
- Gdzie znajduje się ten cały Christopher? - zapytał Hiro.
- Gdzieś w Luizjanie - odpowiedziałam, puszczając moją siostrę. Lotty objęła ramionami nogi, starając się schować twarz przed innymi. - Nie mam z nim kontaktu.
   Hiro patrzył przez dłuższą chwilę na GoGo, a jego usta rozjaśnił łobuzerski uśmiech.
- GoGo... masz ochotę na wycieczkę po Luizjanie? - zapytał. Spojrzałam na GoGo i zauważyłam po jej uśmiechu, że podziela pomysł Hiro.
- W takim razie lecę z wami - powiedziałam, mając ochotę już zaraz spakować rzeczy. Miesiąc? O rany...
- Nie - odpowiedział Hiro, kręcąc głową. - To zły pomysł. Lotty potrzebuje ciebie tutaj...
   Charlotte usiadła prosto i spojrzała z szokiem na Hiro. Dopiero wtedy pojęłam, jak bardzo rozumie sytuację, w jakiej się znaleźliśmy.
- Zamierzacie odnaleźć Christophera? - zapytała.
- Musimy wybadać, co jest grane - odparł Hiro. - Skoro nie macie z nim kontaktu, a on ma na koncie pieniądze należące do Honey, to musimy coś z tym zrobić...
- Nie zgadzam się na to - zaprotestowałam, ale GoGo położyła dłoń na moim ramieniu.
- Honey, doskonale wiesz, że i tak zrobimy to, co będziemy chcieli. Przecież prosiłaś nas o pomoc...
- Ale nie taką! - sprzeciwiłam się. - To zbyt niebezpieczne. Christopher nie będzie tam sam...
- My też nie - odpowiedział Hiro, wstając. - Jak myślisz, kiedy możemy wyruszyć? - z tym pytaniem zwrócił się do swojej dziewczyny. Charlotte obserwowała tę dyskusję z coraz większym szokiem. Ja także.
- Daj mi trzy dni na ogarnięcie moich spraw w warsztacie - odpowiedziała GoGo, mrugając do Hiro.
- Czy ktoś mnie tu w ogóle słucha? - zapytałam udręczonym głosem.
- Agenda nie będzie mogła wiedzieć - dodała GoGo. - Yoko była przeciwna twoim misjom...
- To nie misja - prychnął Hiro. - A przynajmniej nie należąca do Agendy. To prywatna sprawa.
- Moja sprawa! - krzyknęłam, wstając. GoGo i Hiro spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. - Hiro, wystarczająco dużo dziś dla mnie zrobiłeś. - dodałam łagodniej. - Nie chcę, żebyście się bezpodstawnie narażali.
- A więc wolisz, żeby twoi rodzice całkiem zbankrutowali i wylądowali na bruku? Honey, bądź realistką. Ten cały Christopher to przestępca, a my...
- Nie przy Lotty - mruknął pod nosem Hiro.
   Wszyscy spojrzeliśmy na moją szesnastoletnią siostrę, siedzącą dalej na kanapie.
- Możecie mi zaufać - wydukała. - Nikomu nie powiem...
- Ta rozmowa musi zostać między nami - zwrócił się do niej Hiro. - Jeżeli chcesz, żebyśmy wam pomogli.
- To beznadziejny pomysł! - jęknęłam, ale jak zwykle nikt mnie nie słuchał.
- Margo, oni mają rację. Skoro mogą coś zrobić... - wtrąciła się nieśmiało Lotty. Gdybym miała w sobie więcej siły, pewnie spiorunowałabym ją wzrokiem. Ale tak się złożyło, że byłam jedna przeciwko trzem osobom.
- Nawet nie wiesz, do czego jesteśmy zdolni, Lotty - skończyła GoGo, biorąc Hiro za rękę. - Zdobądź adres Christophera i wszystkie jego dane, jakie zdołasz - zwróciła się do mnie.
- Nie chcę, żeby coś wam się stało - westchnęłam ciężko. Hiro niedawno został porwany i był torturowany a teraz chciał wziąć udział w tak niebezpiecznej misji. Nie wiedział, jakie Christopher ma układy. Nie należał do łatwych ludzi. Równie dobrze Hiro mógł walczyć z Wave'm, a jak sami wiemy, ostatnim razem zakończyło się to porażką.
- Nie stanie - Hiro wzruszył obojętnie ramionami. - Nie dopuszczę do tego, obiecuję.
- Lepiej niczego nie obiecuj - mruknęłam pod nosem niepocieszona, podczas gdy Hiro i GoGo opuszczali mój dom. Miałam coś do powiedzenia? Czy już całkiem zostałam zignorowana?
   Usłyszałam, jak drzwi do mojego mieszkania się zamykają, pozostawiając mnie i moją siostrę same. Zaczynałam żałować, że poprosiłam ich o pomoc. Nie chciałam mieć na sumieniu ich zdrowia i życia. Zrobili już dość.
- Oni pracują w policji? - zapytała mnie Lotty, unosząc lekko brew. Usiadłam obok w fotelu, czując, że cała moja senność odpływa.
- Coś w tym stylu - mruknęłam, wpatrzona w przestrzeń.




Ending! Mam nadzieję, że wam się spodobał ten rozdział :33 chyba już nie zdążę do sylwestra także już teraz życzę Wam wszystkiego najlepszego w tym nadchodzącym 2017 roku :**


~Just Dreamie

12/17/2016

Powrót do przeszłości

   Poranek zapowiadał się dosyć chłodno. Pomogłem Mary przy kasie przy śniadaniowej fali, gdy klienci przychodzili do kawiarni wypić kawę, poczytać gazetę i ruszyć do pracy, ale nie zamierzałem spędzić w Lucky Cat Cafe całego dnia. Ciocia wróciła przed świtem z Tokyo i od razu położyła się do łóżka. Zdołałem jedynie powyłączać wszystkie budziki, jakie nastawiła w swojej sypialni i wymknąłem się z domu, mając nadzieję, że ciocia mnie nie zabije za ten podstęp. Potrzebowała odpoczynku, a jej pracownice świetnie dawały sobie radę. Mary była nie do zastąpienia, a ciocia miała do niej takie zaufanie, że bez zwątpienia mogłaby powierzyć jej całą kawiarnię. Nie było powodów, by zrywać ciocię z łóżka po całonocnej podróży.
   Założyłem na siebie ciepłą kurtkę i wyszedłem z mieszkania. Miałem do przejścia spory kawałek drogi, ale nie zamierzałem korzystać z komunikacji miejskiej. Baymax jak zwykle jeszcze nie wrócił po nocnym dyżurze. Zacząłem się obawiać, że się wyładuje, albo w gorszym razie zepsuje od nawału pracy w szpitalu, ale gdyby tak się stało, ordynator z pewnością by po mnie zadzwonił. Na razie mogłem mieć tylko nadzieję, że mój przyjaciel mierzy siły na zamiary.
   Stanąłem przed Hotelem Akiyo, podziwiając jego rozmiary. Jak budynek o tak niewiarygodnej wysokości nie wzbudzał podejrzeń? Agenda albo miała farta, albo naprawdę znała tajniki ludzkich umysłów, skoro potrafiła przewidzieć, że może zostać wciąż tajną organizacją, znajdując się w jednym z najwyższych budynków w mieście. Freddie, znawca komiksów i świata przestępczego, pewnie zakładałby tak jak ja - że Agenda mieści się w jakimś niedostępnym dla zwykłego człowieka miejscu: pod ziemią, albo na odludnej wyspie.
   Wszedłem do środka, kierując się w stronę windy. Odczekałem, aż zostanę sam i wcisnąłem odpowiednie klawisze. Nie musiałem długo czekać. Drzwi windy otworzyły się kilka sekund po moim drobnym zabiegu. Przeszedłem przez korytarz, kierując się w stronę naszego apartamentu, ale coś mnie powstrzymało. Było tu pusto. Za pusto.
   Specjalnie wybrałem moment, gdy GoGo będzie zajęta w swoim warsztacie. Nie chciałem, żeby mi nawtykała za to, że po tak krótkim czasie wracam do Agendy. Dopiero, gdy usłyszałem jej głos przez cienkie ściany gabinetu Sam, coś mnie tknęło. Nie powiedziała mi, że zamierza dzisiaj odwiedzić Agendę, powiem więcej - oświadczyła, że zamierza pozbyć się reszty rzeczy Emmy, zanim projektantka po nie wróci.
- ... nie jest na to gotowy - usłyszałem jej twardy, władczy głos, którego nie dało się pomylić z niczym.
- GoGo, dobrze wiesz, że ta niewiedza go zniszczy. Musisz mu powiedzieć, inaczej ja to zrobię. - przekonywała ją Sam. W odpowiedzi coś stuknęło i zapadła minuta ciszy.
- Tylko spróbuj, a będziesz miała ze mną do czynienia - usłyszałem tak cicho, że dopiero po usłyszeniu tych słów, ich sens do mnie dotarł.
   Na końcu korytarza pojawił się chłopak o kilka lat starszy ode mnie, ubrany w niebieski uniform. Na mój widok stanął jak wryty, niepewny czy iść dalej, czy powiadomić kogoś ze służb. Kącik moich ust drgnął w śmiałym uśmiechu, a ja przycisnąłem palec do ust, nakazując pracownikowi ciszę. Wiedziałem na co patrzył - na agenta podsłuchującego jedną z najważniejszych osób w tym budynku.
   Pracownik skinął głową, przełknąwszy głośno ślinę i skierował się w przeciwnym kierunku, wystraszony jak zwierzę złapane w sidła. Jeśli Yoko dowie się, że ten człowiek ukrył przed nią fakt o moich przeszpiegach, z pewnością nie będzie z tego zadowolona.
- Naprawdę sądzisz, że mnie przestraszysz, Tomago? - krzyknęła Sam nieco niepewnie. - Powinnaś mu była powiedzieć już w szpitalu, sama nie wiem, dlaczego Yoko poleciła to zadanie właśnie tobie!
- Bo wiedziała, że wybiorę odpowiedni moment - odgryzła się dziewczyna.
   Nie wytrzymałem i otworzyłem drzwi bez pukania. W gabinecie Sam panowało światło przenikające przez cienkie szyby wielkich okien. Twarze obu dziewczyn pociemniały na mój widok, co upewniło mnie jeszcze bardziej, że rozmawiały o mnie. Spojrzałem wyczekująco na GoGo, mając nadzieję, że to ona wyjaśni mi, o co tu chodzi.
- Co powinienem wiedzieć? - zapytałem, starając się zachować cierpliwość. Sam westchnęła i obróciła głowę w kierunku okien i panoramy miasta, pozostawiając to zadanie GoGo.
   Dziewczyna skrzywiła się i podeszła do mnie, starając się zachować dobrą minę do złej gry. Zamknąłem za sobą drzwi, czekając na wyjaśnienia.
- Hiro, porozmawiajmy - poprosiła GoGo, gdy spojrzałem z irytacją na Sam. - Na spokojnie.
- Na spokojnie mogłaś mi to powiedzieć już wcześniej - odparłem ze złością w głosie. - Co jest grane?
   Nastała cisza. GoGo spojrzała na mnie tak zbolałym wzrokiem, jakbym właśnie wymierzył jej policzek. Odczuwałem wyrzuty sumienia, ale nie zamierzałem odpuścić. Obydwie coś przede mną ukrywały. Coś ważnego.
   Sam obróciła się i oparła o swoje biurko w taki sposób, w jaki robiła to Eve Yoko. Czasami naprawdę ciężko było mi odnaleźć w niej tą dawną, niewinną Sam, której zostaliśmy przydzieleni pod opiekę. Teraz nie była tylko zwykłą pracownicą, ale zastępczynią pani prezes, co wiązało się także z nową twarzą, tak bardzo podobną do tej należącej do Yoko. Złote włosy Sam spłynęły po jej ramieniu pod wpływem przyciągającej je grawitacji.
- Carlos Mayson nie żyje - warknęła Sam, patrząc mi w oczy. GoGo spojrzała w jej kierunku z niedowierzaniem, a ja poczułem, jak miękną mi nogi. Przypomniałem sobie twarz tego człowieka... choć słowo "człowiek" byłoby dla niego zbyt wielkim ułaskawieniem. Przypomniałem sobie wyraz jego twarzy, gdy ginął Jaimie, gdy jego ludzie mnie katowali do nieprzytomności. Ciągły ból i strach, który widziały te same, pozbawione skrupułów oczy, które według opinii Sam miały się zamknąć na zawsze. - Popełnił samobójstwo w więzieniu w Tami-Hin.
   Mój wstrząśnięty wzrok powędrował ku GoGo, która wyglądała, jakby była na granicy płaczu. Jej ciemne oczy wpatrywały się we mnie błagalnie.
- Hiro... - zaczęła, ale nie zdążyła właściwie nic powiedzieć.
- Wiedziałaś o tym? - spytałem, nie potrafiąc wyswobodzić się z pierwotnego szoku. GoGo zamknęła usta, ale nie odpowiedziała. Spojrzałem ponownie na Sam, której twarz pozostawała niewzruszona.
   Podszedłem do biurka Sam i odsunąłem fotel, po czym usiadłem na nim, starając się zapanować nad drżeniem dłoni. Carlos Mayson nie żyje, słyszałem raz po raz w swojej głowie, ale nie potrafiłem w to uwierzyć. Nie, poznawszy jego siłę, jego ludzi. Można było go zranić, ale nie zabić. On nie popełniłby samobójstwa, nie byłby do tego zdolny. Nie potrafiłby przyznać, że przegrał.
- Hiro, mieliśmy ci to powiedzieć już dawno - mówiła Sam, ale już nie tak twardym i poważnym głosem jak wtedy, gdy wyznała mi prawdę. - To się stało, gdy byłeś jeszcze w szpitalu. Pani Yoko dowiedziała się jako pierwsza, ale nie chciała cię powiadamiać, bo byłeś... niestabilny emocjonalnie.
- Czyli według ciebie teraz jestem? - warknąłem. Sam zawahała się, ale nie odpowiedziała ani słowem. Oparłem głowę na nadgarstkach i odetchnąłem głośno. Wdech, wydech, Hiro. To już koniec.
   Zapanowała pusta cisza. GoGo stała w tym samym miejscu, jakby bała się przekroczyć jakąś niewidzialną barierę, a Sam skuliła się w swojej postawie, jakby nagle cała pewność ją odpuściła. Usłyszałem jak pociera nerwowo dłonie w stresie.
   W końcu to ja przerwałem stan, w jakim tkwiliśmy całą trójką. Wiedziałem, że to one czekają, aż ja się odezwę.
- Mayson musiał przeżyć - powiedziałem głośno. - Nie uwierzę w to, że się zabił. Nie zrobiłby tego.
- Hiro... - jęknęła Sam, ale GoGo zgromiła ja wzrokiem. Chyba już miała dość słów blondynki.
- W jaki sposób to zrobił? - zapytałem, patrząc w oczy Sam. Nie potrafiłem uwierzyć, że to przeze mnie jest taka spięta.
- Przedawkował narkotyki, które przemycono dla niego do więzienia - oznajmiła Sam. - Sprawców znaleziono i ukarano. Czekają na proces...
- Skoro jego ludzie byli w stanie przemycić dla niego narkotyki, to dlaczego nie pomogli mu zwiać? - zapytałem, a twarz Sam pobladła. - Macie jakieś dowody? Zdjęcia, wyniki sekcji zwłok?
- Hiro! - wykrzyknęła GoGo udręczonym głosem. Rzuciłem w jej kierunku obojętne spojrzenie. Sam przyglądała mi się z szokiem.
- Nie chcę, żebyś zagłębiał się w tę sprawę, Hiro. - powiedziała wolno. - Yoko też by tego nie chciała.
   Skinąłem głową, wstając.
- W takim razie Carlos Mayson wciąż żyje. - odpowiedziałem z mocą. - Koniec przedstawienia. Możecie spiskować dalej.
   Obróciłem się i ruszyłem szybkim krokiem w kierunku wyjścia. Nie chciałem już o tym rozmawiać. Czułem się zraniony - dwie, najbardziej zaufane osoby właśnie mnie zdradziły, ukrywając przede mną coś tak ważnego. GoGo miała tyle okazji, żeby powiedzieć mi prawdę, a jednak tego nie zrobiła. Tyle czasu normalnie ze mną rozmawiała, spotykała się i żartowała, mając świadomość, że mój oprawca w ich opinii jest martwy. Nie potrafiłem w to uwierzyć.
   Więzienie w Tami-Hin było małe, służyło bardziej jako areszt. Przeczuwałem, że jeżeli Mayson tam trafi, to jego ujęcie może być złudne. Miał tak wielu ludzi pod sobą, że mógł dopilnować, by każdego dnia torturowali mnie inni. Przez kilka lat. Niby dlaczego miałby popełniać samobójstwo, mając w garści tylu wolnych przestępców, którzy tylko czekali na sygnał do ataku? Odpowiedź była jasna. Jego samobójstwo musiało być zmyłką.
   Spodziewałem się, że Mayson może wrócić. Miałem cichą nadzieję, że uda mi się do tego czasu wydobrzeć i zebrać siły. Agenda już miała go na oku po tym, przez co przeszedłem, więc obserwowanie go nie powinno być trudne. Gorzej, jeżeli zniknął w kostnicy...
- Hiro! - usłyszałem za sobą znajomy głos, zanim jeszcze zdołałem dojść do windy. - Poczekaj...
   Za mną stała zziajana GoGo, której włosy rozwiały się na wszystkie strony pod wpływem krótkiego biegu. Obróciłem się i spojrzałem na nią, ukrywając w sobie smutek i wściekłość, jaką do niej czułem. Myślałem, że moja obietnica, że nigdy jej nie oszukam, działała w dwie strony, ale się myliłem.
- Chciałam ci powiedzieć, naprawdę... - powiedziała, patrząc mi w oczy. - Miałam to zrobić już w szpitalu, ale... bałam się. Nie wiedziałam jak to przyjmiesz.
- W takim razie już wiesz - odparłem i obróciłem się, mając zamiar ruszyć do windy. GoGo złapała mnie za ramię, w taki sposób, że gdy obróciłem głowę, znajdowałem się tuż przy niej.
- Przepraszam - wyszeptała, patrząc mi z pokorą w oczy. Puściłem jej rękę i odszedłem, nie odpowiadając. Musiałem to przemyśleć. Pierwszy raz tak bardzo potrzebowałem samotności.




   Plaża San Fransokyo była dalej zimna. W niektórych miejscach szczeliny w piasku były zamarznięte w całości lub częściowo i strzelały przy każdym spotkaniu z powierzchnią moich butów. Patrzyłem w bezgraniczny ocean, okrywając się kurtką przed niewiarygodnie zimnym wiatrem. Czułem, że mój mały spacer na plażę mogę przypłacić przeziębieniem, ale nie interesowało mnie to. Nie mógłbym się skupić na niczym w kawiarni, a już tym bardziej w Agendzie, gdzie mogłem spotkać każdego zamieszanego w tę sprawę.
   Poza mną na plaży stała tylko samotna para, która wkrótce zniknęła, prawdopodobnie nie wytrzymawszy mrozu. Ja zostałem, choć czułem, jak sztywnieją mi palce. Spojrzałem na biały piasek, jaśniejący wśród małych plam pozostałego śniegu, po czym chwyciłem pierwszy lepszy kamień i cisnąłem go w wodę. Patrzyłem na jego idealnie równy tor lotu oraz miejsce zderzenia z lodowatą powierzchnią wody. Fale oblegały leniwie wybrzeże, jakby niechętnie, chowając się przed dotykiem zmarzniętej ziemi.
- Hiro... - usłyszałem za sobą znajomy głos. GoGo stała tuż za mną z rękami w kieszeniach. Jej grzywkę rozwiewał chłodny wiatr, a na policzkach malowały się czerwone rumieńce - ślady zimna.
- Skąd wiedziałaś, że tu będę? - spytałem ze zdziwieniem. GoGo ruszyła wolno z miejsca, jakby niepewna, czy powinna do mnie podchodzić.
- Sam - odpowiedziała krótko, przystając przede mną. Nie potrafiłem nie zauważyć, że żałowała tego, co się stało. Każdy centymetr jej twarzy krzyczał głośne przeprosiny, których nie dało się nie usłyszeć. Spojrzała na mnie swoimi mądrymi oczami i zerknęła pod nogi. - Masz prawo mieć do mnie żal. Ja sama miałabym go do ciebie, gdyby sytuacja była odwrotna...
- Nie chcę już o tym słyszeć - skróciłem jej mowę, zanim na dobre się zaczęła. GoGo podniosła głowę i zmarszczyła brwi, poirytowana moim zachowaniem wobec niej.
- Daj mi skończyć - rzekła nieco ostrzej.
- Jest coś jeszcze, co powinienem wiedzieć? - zapytałem wprost. GoGo nagle pobladła. Nawet nie musiała odpowiadać, widziałem po jej minie, że nie tylko ukryła przede mną fakt o rzekomej śmierci Maysona.
- Tuż po twoim wyjściu ze szpitala Yoko zebrała całą nasza piątkę, łącznie z Baymaxem. Chciała znać nasze zdanie odnośnie twojego powrotu do Agendy... - zawahała się. Schowałem dłonie do kieszeni, czując jak stają się kawałkiem lodu.
- No i?
- Yoko zdecydowała, żeby na pewien czas usunąć cię z Agendy... Dla twojego dobra. - wydusiła w końcu. Obróciłem się do niej bokiem, w kierunku morza i odetchnąłem głośno, nerwowo. Nie potrafiłem w to uwierzyć. Co to za cyrk? Yoko i moi przyjaciele decydują za mnie w tak ważnych kwestiach? Nie jestem aż tak chory, żeby mieć poręczycieli w takich sprawach. - Hiro... - westchnęła GoGo, robiąc gest, jakby chciała do mnie podejść, ale w ostatniej chwili zrezygnowała.
- Czy komukolwiek z was przyszło do głowy, żeby mnie spytać? - zapytałem, nie patrząc na nią. Starałem się skupić na powolnych ruchach fal, ale ich widok wcale mnie nie uspokajał. Widziałem w nich stal i zimno, które nie miały nic wspólnego ze spokojem. Bardziej z obojętnością.
   GoGo obróciła głowę w bok, jakby ze wstydem, ale nie odpowiedziała. Staliśmy tak dłuższą chwilę, wsłuchując się w głęboki szum, wypełniający zniewalającą nas ciszę.
- Popełniłam błąd - przyznała w końcu GoGo. - Bałam się, że po tym, przez co przeszedłeś, nie będziesz już taki sam. Że przestaniesz nad sobą panować. Że lepiej będzie, jeśli zamkniemy rozdział z Agendą. Tak też zdecydowaliśmy. Cała nasza piątka zdecydowała jednogłośnie, że bez ciebie to nie ma sensu.
- Po prostu pogodziliście się z brakiem mnie - odparłem, starając się ich zrozumieć, choć było to bardzo trudne. - Zdecydowaliście tak podczas mojego porwania czy już po?
- Po - odpowiedziała GoGo. - Hiro... - rzekła, wlewając w to jedno słowo wszystkie swoje emocje. Wiedziałem, że się zbliżyła, bo słyszałem ją teraz o wiele głośniej. - Rozmawiałam z Wasabim o tym, w jakich... okolicznościach cię znaleźli. Yoko też zdawała się martwić o twój stan. Szłam do ciebie z myślą, że to cię przerośnie, że nie będziesz już taki sam. Ale ty ani razu nie dałeś po sobie poznać, przez co przeszedłeś. To martwiło mnie jeszcze bardziej. Widziałam już, jaki byłeś załamany po śmierci Tadashiego...
   GoGo mówiła, a ja starałem się opanować, czując przy tym, że moje oczy stają się szkliste.
- Ale to, w jakim stanie znalazłam cię w szpitalu... Zastanawiało mnie. Nie mogłam zrozumieć, co ci jest. Dlaczego udajesz, że jest wszystko w porządku. Miałam wrażenie... wszyscy mieliśmy, że jesteś jak tykająca bomba, baliśmy się tylko kiedy eksplodujesz.
- I ty byłaś przy mnie cały ten czas, mając tego świadomość? - zapytałem, starając się zabrzmieć twardo. Niestety, bezskutecznie. GoGo podeszła do mnie i złapała mnie za rękę.
- Byłabym przy tobie cokolwiek by się z tobą stało - wyznała mi. Dopiero wtedy przemogłem się by spojrzeć jej w oczy. Od razu w nich zatonąłem, zapominając o całej mojej złości. Nie potrafiłem być na nią wściekły. Nie kiedy słyszałem coś takiego. - Ale... nie odpychaj mnie. Pozwól sobie pomóc. Przecież widzę, że coś cię dręczy.
- Czego ode mnie chcesz? - spytałem bez cienia dawnej złości w głosie. Czułem się, jakbym odkrył przed nią wszystkie karty. Poza jedną i już wiedziałem, o co poprosi.
- Chcę, żebyś opowiedział mi o wszystkim - powiedziała, akcentując ostatnie słowo. Widziałem pewność w jej oczach, z którą nie powinienem walczyć. Doskonale ją znałem i wiedziałem, że nie odpuści. Z drugiej jednak strony sama myśl, że miałbym przechodzić przez to wszystko jeszcze raz sprawiała, że mój żołądek się buntował. Nie byłem na tyle silny, by wchodzić drugi raz do tej samej rzeki - z pewnością by mnie porwała w swój brutalny nurt.
   GoGo chyba wyczuła moją niechęć, bo zbliżyła się jeszcze bardziej i ujęła moją twarz w obie dłonie, patrząc mi w oczy z tym samym uczuciem. Naprawdę jej zależało, pomyślałem, widząc malującą się na jej twarzy troskę.
- Obiecuję, że to zostanie pomiędzy nami - przysięgła. - I obiecuję, że nigdy więcej niczego przed tobą nie ukryję. Wybaczysz mi?
   Nachyliłem się i pocałowałem ją delikatnie w zimny policzek. GoGo zmrużyła oczy, nie ruszając się z miejsca, jakby tylko na to czekała.
- Nie potrafiłbym postąpić inaczej. - wyszeptałem w końcu, niepewny jak to ubrać w słowa. Dziwne, bo zawsze to ona miała problem z okazywaniem uczuć. Mi zaczynało przychodzić to coraz łatwiej, odkąd powiedziałem jej, że ją kocham. - Ale... obiecaj, że nie uciekniesz, kiedy usłyszysz całą prawdę.
   GoGo zamrugała, a kącik jej ust uniósł się, sprawiając, że znów wyglądała tak samo pewnie jak zawsze.
- Nigdy - przysięgła.



   Usiedliśmy w moim pokoju, korzystając z nieobecności reszty domowników. Nawet nie trudziłem się proponowaniem herbaty, widząc dobrze, że GoGo niecierpliwie czeka, aż zacznę. Poza tym nie miała to być zwykła pogadanka na temat codziennych spraw, więc nie było co udawać, że oboje czujemy się zrelaksowani. GoGo poprosiła mnie o coś, co było dla mnie najtrudniejszym wyzwaniem, jakie podjąłem. Od momentu przebudzenia się w szpitalu obiecałem sobie, że nigdy nie powrócę do tego, co stało się przedtem; że powrócę do dawnego życia Hiro Hamady, choćbym miał wyciąć sobie część tych wspomnień z mojej głowy za pomocą skalpela.
   GoGo zajęła miejsce bardzo blisko mnie - nie wiedziałem czy dlatego, by mnie lepiej słyszeć, czy po prostu wolała być przy mnie. Bardziej skłaniałem się ku tej drugiej wersji.
   Zacząłem od spotkania z Sam, o którym już wiedziała. Początkowo obawiałem się wyjawiać wielu szczegółów, ale GoGo nie naciskała. Sam nie wiem, w którym momencie wyznałem jej co czułem, zdając sobie sprawę z oddechu Maysona na moim karku, który doskwierał mi przez ten cały czas. Wyjawiłem jej moją ucieczkę, strach, który zaciskał swoje szpony na moim gardle, gdy mijałem kolejne dzielnice i w końcu samo spotkanie z Maysonem wtedy na dachu tego budynku, gdy już wiedziałem, że wszystko stracone. Że nigdzie już im nie ucieknę.
   Potem przeszedłem stopniowo do przetrzymywania mnie przez ludzi Maysona. Nawet nie zauważyłem, w którym momencie GoGo złapała mnie za rękę, ale było mi o wiele łatwiej, gdy czułem jej dotyk. Mówiłem, jakbym to wszystko kiedyś komuś opowiadał, jakbym wszedł we własną historię i czuł to wszystko raz jeszcze i jeszcze. W pewnym momencie zatraciłem się w tej historii tak bardzo, że zapomniałem o siedzącej obok mnie GoGo. Miałem przed twarzą pogardliwe spojrzenie Maysona, wyrażające tak ogromną niechęć i wzgardę, jakby moje życie było dla niego o wiele mniej warte niż bród pod jego podeszwą. To właśnie to spojrzenie bolało bardziej niż te wszystkie uderzenia i tortury. Czułem dziwne deja vu, myśląc o tym, że w ten sam sposób mógł także patrzeć na moją matkę.
   W pewnym momencie usłyszałem ciche westchnięcie i oderwałem się z tych wspomnień. Właśnie wtedy uświadomiłem sobie, że GoGo płacze. Zasłoniła ręką swoje piękne usta, skupiając wzrok na naszych splecionych dłoniach. Łzy spływały obficie po jej bladych policzkach, jak potoki wypływające z dwóch różnych źródeł.
   Przerwałem zszokowany i bez zastanowienia przytuliłem ją mocno do siebie. Czułem pustkę. Powtarzając te historię sprawiałem, że stawała się wyblakła, a każde wspomnienie, które zostało przeze mnie powtórzone, zamazywało się, zamiast wyostrzać. GoGo miała rację. Naprawdę czułem ulgę, dzieląc się z nią moją historią.
- Go, przepraszam - wyszeptałem jej do ucha. Dziewczyna objęła mocno mój kark, ale tylko przez chwilę. Szybko ogarnęła się i usiadła z powrotem, usuwając ślady łez z policzków wierzchem dłoni.
- Mów dalej - poprosiła. Pokręciłem głową na znak protestu.
- Jesteś pew... - zacząłem, ale spojrzała mi twardo w oczy. Naprawdę nie wiedziałem, skąd czerpała tę siłę.
- Jestem - odparła krótko.
   Poza tą krótką wymianą zdań nie przerwała mi ani razu. Nie patrzyłem na nią, zbyt pochłonięty moją opowieścią, ale nie musiałem tego robić, by wiedzieć, jaka była jej reakcja. Co czuła, gdy słyszała o tych wszystkich okropieństwach, jakie zaznałem. Tym razem jednak postanowiłem nie obdarowywać jej tyloma szczegółami. Nie chciałem, by znów dała upust głębokiemu żalowi, który współczuliśmy.
   W końcu opowiedziałem jej o mojej ucieczce - o przecięciu lin, znokautowaniu strażnika, zabraniu mu broni, o moim pierwszym morderstwie...
- ... nie myślałem, że byłbym do tego zdolny - powiedziałem cicho, patrząc na swoje dłonie. Przez chwilę miałem wrażenie, że widzę na nich plamy krwi. - Nawet nie wiedziałem, że potrafię strzelać, wszystko to działo się tak szybko... Myślałem tylko o tym, żeby przeżyć. To nie była żadna misja Agendy, której cel był prosty i jasny. Na szali spoczywało moje życie, po raz pierwszy tak się bałem. Najgorsza była myśl, że mógłbym już więcej nie zobaczyć ciebie - przyznałem, spoglądając na nią z niepewnością. - Już nigdy więcej nie objąć cioci, nie powiedzieć reszcie jak bardzo ich uwielbiam, nigdy nie porozmawiać z Baymaxem. To byłby koniec. Po prostu. W tej chwili myślałem tylko o Tadashim - wyznałem, czując, że GoGo sztywnieje zaskoczona. Uścisnąłem pewniej jej dłoń, chcąc dodać jej otuchy, choć tak naprawdę to ja jej bardziej potrzebowałem. - Myślałem o tym, że sam grał w tą samą grę - i przegrał. Nie chciałem zrobić tego, co on. Nie chciałem się zastanawiać nad tym, co robię, bo wybrałbym tak jak on - źle.
   GoGo pokręciła przecząco głową, zwracając na siebie moją uwagę.
- Dobrze wiesz, że to nie... - rzekła, ale przerwałem jej.
- Tadashim kierowały ludzkie odruchy. Chciał pomóc Callaghanowi. - powiedziałem otwarcie. Nie było sensu się oszukiwać. - Gdybym ja kierował się ludzkim instynktem, skończyłbym w tym magazynie, zabity przez jednego z ludzi Maysona.
   Dłoń GoGo zacisnęła się mocno na mojej własnej, jakby chciała mnie tym gestem zmusić, bym wycofał moje słowa. Ale tego nie zrobiłem. W chwili tego potwornego wieczora coś pękło w tym dawnym Hiro Hamadzie, pozostawiając po sobie skażonego egoizmem człowieka, którym się stałem. W chwili wzięcia od strażnika broni, zaprzeczyłem wszystkim swoim zasadom, które w sobie zbudowałem po złapaniu Callaghana. Ta dzika furia, która owładnęła mnie wtedy, gdy chciałem zmusić Baymaxa do zabicia profesora, powróciła ze zwiększoną mocą, sprawiając, że w tamtej chwili całkiem straciłem nad sobą kontrolę. Liczyło się tylko przetrwanie.
- Wasabi wyznał mi, że go nie poznałeś - przerwała w końcu ciszę GoGo. Spojrzałem na nią z zaskoczeniem, a ona podniosła głowę. - Mówił, że mierzyłeś do niego. On ci tego nie powie, ale w tamtym momencie był przerażony.
- Nie bardziej ode mnie - odpowiedziałem bez mocy. - Nie zrobiłbym mu krzywdy, GoGo. Dobrze to wiesz.
- To co w takim razie się zmieniło? - zapytała cicho. - Zabiłeś czterech ludzi, ale gdy zobaczyłeś Wasabiego, zemdlałeś. Co stało się w tamtym momencie?
   Nie odpowiadałem długą chwilę, zastanawiając się nad tym pytaniem, a GoGo mnie nie ponaglała. Mieliśmy czas, dużo czasu, który sobie wywalczyłem tamtej nocy.
- Chyba uświadomiłem sobie wtedy, po co to zrobiłem. - wyszeptałem w końcu. - Kiedy zauważyłem Wasabiego... czułem taką ulgę, że nie potrafię jej nawet opisać. Dopiero wtedy pomyślałem o tych ludziach, których zabiłem i to poczucie odebrało mi siły.
   GoGo przysunęła się jeszcze bliżej i chwyciła mój podbródek, przyciągając mnie do siebie.
- Hiro, ludzie robią gorsze rzeczy, gdy są zniewoleni. - powiedziała, patrząc mi czujnie w oczy, jakby starała się dostrzec każdy mój ruch. Zauważyłem cień jej tuszu, rozmazanego pod oczami, ale nawet z tą drobną niedogodnością wyglądała przepięknie. Jej oczy błyszczały od łez, ale usta układały się w łagodny uśmiech, jakby chciała mnie uspokoić. Nie sądziłem, że potrafiłaby zrobić dla mnie tak wiele, ile robiła teraz, słuchając tego wszystkiego. - Nie jesteś zabójcą. Jesteś ofiarą. To nie ty skrzywdziłeś ich, ale oni ciebie.
- A ja im się odwdzięczyłem. - odparłem krótko. GoGo pokręciła głową i już otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale nie dałem jej ku temu sposobności. - Przez długi czas po powrocie ze szpitala zastanawiałem się, czy po tym wszystkim powinienem dalej służyć Agendzie. Nie przez to, przez co przeszedłem, ale przez to, jaki się stałem. Co jeżeli przestałem odczuwać jakąkolwiek litość, jeśli w chwili, kiedy najbardziej potrzebna będzie mi empatia, mi po prostu jej zabraknie?
   GoGo pokręciła stanowczo głową, siląc się, by mi nie przerwać. Widziałem, że kompletnie nie zgadza się z moim tokiem rozumowania, ale spodziewałem się, że będzie chciała mnie bronić. Ja nie byłem co do siebie taki wyrozumiały.
- Hiro, ty się nie zmieniłeś. Wciąż jesteś tym samym człowiekiem... - zaczęła, a gdy próbowałem się wtrącić, zakryła mi usta dłonią. - Pamiętasz Larę i Naomi? To co dla nich zrobiłeś? Dzięki tobie jeszcze w ogóle żyją... A co z Jamesem i pozostałymi? Nikt z nas nie dałby im szansy, a ty im zaufałeś. Tylko ty, Hiro. Nawet Baymax by tak nie postąpił, choć przecież nie potrafi oceniać ludzi. A co z tymi setkami ludzi, którym prawdopodobnie ocaliliśmy życie tego dnia, gdy Wave wypuścił na miasto swojego robota? Myślałeś o tym? Nie, bo nawet się nie zastanawiałeś, gdy z nim walczyłeś. Nie wspominając już nawet, ile razy ocaliłeś mnie albo choćby Abigail. Patrz, ilu ludzi zawdzięcza ci życie. A ty twierdzisz, że brak ci empatii?
- GoGo... - spróbowałem znowu, wstając, ale GoGo znów mi przerwała, stając przede mną.
- Nie przerywaj mi - odgryzła się stanowczo. - Jeżeli chcesz, to zrezygnuj z Agendy, my zrobimy to samo, ale nie wmawiaj mi, że się zmieniłeś, bo nigdy w to nie uwierzę. - mówiąc to zbliżyła się do mnie tak bardzo, że jej usta znajdowały się nagle na poziomie mojej brody. - Gdyby tak było, nie chciałbyś założyć fundacji, Hiro. To jest wystarczający dowód na to, że wciąż jesteś tą samą osobą, co wtedy, kiedy cię poznałam.
- Go... - przerwałem jej znowu, tym razem mniej pewnie. Jej oczy świdrowały moje własne, jakby chciały wydobyć z nich choć cień wątpliwości.
- Co? - warknęła, przygotowywując się do kolejnej argumentacji.
- Kocham cię - wyszeptałem, a cała jej maska zażyłości i impulsywności pękła, rozwalona przez te dwa słowa. Otworzyła szeroko oczy, kompletnie nie spodziewając się, że znów je przytoczę.
   Przytuliłem ją mocno, kładąc głowę w zagłębieniu jej szyi. GoGo odwzajemniła uścisk, głaszcząc mnie delikatnie palcami po karku. Nie potrafiłem wyrazić tego, jak wielkie uczucie do niej żywię. Nawet te dwa słowa wydały się nagle błahe i pozbawione wnętrza, jakby straciły wartość. Kto inny przejąłby się na tyle moim losem, by wchodzić ze mną w najczarniejsze zakamarki mojej duszy, o których od dawna próbowałem zapomnieć?
- Nigdy nie zapominaj, że masz jeszcze mnie - wyszeptała drżącym głosem. - Cokolwiek się wydarzy, Hiro.
   Musnąłem ustami jej kark, zaczesując przy tym w tył jej bujne, czarne włosy. Gdy moje usta znalazły się na wysokości jej ucha, wyszeptałem tylko jedno krótkie słowo:
- Dziękuję.






Mam nadzieję, że nie wstrząsnęłam wami za bardzo ;oo tak jak obiecałam, mamy weekend, więc nexcik - trochę długi bo w końcu się przełamałam *owacje na stojąco* XD

Widzimy się za tydzień, a ja znów postaram się was zaskoczyć, być może kolejnym rozdziałem o Hirogo, a może o czymś innym ;)

~Just Dreamie, która właśnie kładzie się spać

PS: Dobranocka :*

12/09/2016

Miły wieczór

https://www.youtube.com/watch?v=0yW7w8F2TVA

   Siedzieliśmy wygodnie na sofie, oglądając jakiś nużący horror. Zauważyłem, że oczy GoGo już dwukrotnie się zamykały, ale była twarda i otwierała je za każdym razem, gdy sen prawie ją wciągnął. W trakcie oglądania filmu zdołałem zjechać z oparcia kanapy, tak że moje stopy były teraz oparte o mały podnóżek, a całe ciało rozciągnięte nad ziemią. GoGo leżała prostopadle do mnie, ułożywszy głowę na moim brzuchu. Zanim wróciliśmy do domu, zwróciłem uwagę, że trochę zmarzła, dlatego od razu przykryłem ją kocem. Nic dziwnego, że prawie zasnęła.
   Zerknąłem na nią, ale zdołałem tylko zobaczyć bok jej twarzy, na którym spoczęło białe światło z telewizora. Uśmiechnąłem się i pogłaskałem ją po policzku, mając pewność, że śpi. Usłyszałem w odpowiedzi ciche westchnięcie, które po części mnie rozbawiło, a po części zasmuciło. Wolałbym, żeby się zdrzemnęła po dzisiejszej kłótni z Emmą.
- Jeszcze nie śpisz? - spytałem, a jej głowa poruszyła się lekko w odpowiedzi.
- Nie potrafię - odpowiedziała tak cicho, że równie dobrze mógłbym to uznać za pomruk.
- Go, nie myśl już o tym... - zacząłem, ale GoGo zerwała się z kanapy, siadając obok. Wyprostowałem się, żeby nie mówiła nade mną.
- Pracowałam z nią ponad pół roku i nie domyśliłam się niczego, Hiro - powiedziała z przejęciem. - Niczego! To moja wina, powinnam była ją od razu wyrzucić, kiedy miałam ku temu okazję...
- Nie myśl, co mogłaś zrobić, a czego nie - odpowiedziałem, ściszając telewizor, na którym para właśnie uciekała przed jakimś zmutowanym potworem. Miałem pecha jeśli chodziło o wybór filmów i GoGo niestety też. - Takie zadręczanie się nic ci nie da, bo to już się stało.
   GoGo spojrzała w bok ze złością malującą się na jej twarzy. O ile w warsztacie wszystko ukrywała za maską obojętności, tak teraz ukazywała swoje prawdziwe oblicze - oblicze dziewczyny, która została zdradzona przez własną przyjaciółkę.
- Chyba masz rację... - zaczęła nieśmiało, gdy objąłem jej talię. - Mam tylko ochotę zrobić jej coś gorszego niż zepsucie projektów, które i tak ma pewnie gdzieś rozrysowane...
- Chcesz się zniżyć do jej poziomu? - spytałem, spoglądając w jej ciemne oczy. GoGo wyglądała jak mała dziewczynka, obrażona na rodziców za to, że nie rozumieją jej problemów.
- Chcę ją upokorzyć tak jak ona mnie - warknęła, krzyżując ramiona. Oto cała moja złośnica.
   Przysunąłem się bliżej niej i pocałowałem ją namiętnie w usta. Czułem jak mięknie pod wpływem moich pocałunków, co sprawiało mi przyjemność. Film był małoistotny, w tej chwili byliśmy za bardzo skupieni na sobie. Koc opadł z jej ramion, którymi mnie objęła. Stanęła na kolanach, przewyższając mnie tym o kilka centymetrów. Czułem w ustach jej oddech, płonący oddech, któremu nie mogłem się oprzeć.
   Usłyszałem brzdęk spadającego ze stolika pustego kubka, gdy GoGo wyciągnęła pospiesznie nogę i przełożyła przez moje ciało, siadając mi na kolanach. Zaczynało brakować mi tlenu, ale jej bliskość była czymś, czego potrzebowałem o wiele bardziej do przetrwania. Objąłem ją jedną ręką, druga zaś powędrowała wzdłuż jej pleców, wsuwając się pod cienką bluzkę. Poczułem jak przechodzi ją pozytywny dreszcz, który pochłonął także mnie i w tym momencie zrozumiałem, co właściwie robimy.
   Zakończyłem pocałunek i spojrzałem jej w oczy, wyswobadzając rękę spod jej bluzki. Nie chciałem, żeby to się stało zbyt wcześnie. Jeszcze miesiąc temu marzyłem o tym, by zdobyć się na odwagę i powiedzieć jej, że ją kocham, a dziś całowałem się z nią na mojej kanapie. Miałem wrażenie, że to się dzieje zbyt szybko... nie żebym tego nie chciał. W jej oczach pojawiło się coś na kształt potulności, jakby bezgłośnie zgodziła się z moją decyzją.
- Najbardziej ją upokorzysz jak wygrasz to zakichane Grand Prix - wymruczałem centymetr przed jej twarzą. GoGo uśmiechnęła się, a w jej brązowych oczach mignęły jasne promyki.
- Naprawdę wierzysz, że mi się uda? - zapytała, patrząc na mnie jak sokół na swoją ofiarę. Jakby nie było, mnie udało jej się upolować.
- Znam cię - odparłem wprost. - Nikt inny bardziej na to nie zasługuje.
   GoGo pochyliła się i mnie pocałowała, jednak dużo krócej i mniej gorąco niż ja ją wcześniej. Cały czas ją poznawałem od tej nikomu nie znanej strony. Była pełna impulsywności i życia, ale w większości bardziej intymnych chwil po prostu się wycofywała, jakby rezygnowała. Z jednej strony cieszyło mnie to, że nie muszę z nią walczyć, z drugiej jednak strony wolałbym więcej zaangażowania z jej strony. Nie mogłem jednak oczekiwać czegoś ponad jej siły. Prawdopodobnie byłem pierwszym chłopakiem po Ithanim, do którego się tak przywiązała, więc nie mogłem od razu wymagać od niej zbyt wiele.
- Wiesz czym najbardziej zirytowała mnie dzisiaj Emma? - zapytała, kładąc dłoń na moim policzku. Miałem ochotę zmienić temat, byleby tylko nie rozmawiać już o tej zdradzieckiej projektantce, ale coś w jej uśmiechu mnie zaciekawiło.
- Hmm?
- Sprawy warsztatu to jedno - powiedziała szybko. - Ale włączanie w to ciebie... To był cios poniżej pasa.
- Najwyraźniej wiedziała, że to cię rozwścieczy - odparłem znudzonym głosem. Teraz to ja poczułem senność.
- Chyba każdego rozwścieczyłoby, gdyby ktoś jej pokroju zalecał się do czyjegoś chłopaka... - zauważyła, a moja senność minęła niezauważalnie, gdy usłyszałem to jedno, krótkie słowo.
- Chłopaka? - spytałem z zaciekawieniem, a GoGo się zawahała. Rzadko kiedy widywałem na jej twarzy takie zmieszanie. Byłem pewien, że gdyby nie ciemność w salonie, z pewnością zauważyłbym na jej policzkach rumieńce.
   GoGo obróciła głowę i roześmiała się trochę nerwowo, a ja przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem w szyję.
- Jak bardzo się wygłupiłam? - zapytała wesoło, a ja spojrzałem jej w oczy, gładząc przy tym czarne jak noc włosy.
- Ty mi powiedz - odpowiedziałem wymijająco. - Jesteśmy parą?
   Kącik jej ust poruszył się, po czym moje usta zalała fala nowych pocałunków, tym bardziej dużo mniej pokornych niż te ostatnie. Czułem na ustach dotyk jej spragnionego języka, a jej ciało zbliżało się do mojego coraz bardziej. Trwało to jednak zaledwie sekundę, po czym GoGo odsunęła się, patrząc na moje rozleniwione spojrzenie.
- Czy to ci starczy za odpowiedź? - wymruczała, spoglądając w głąb mojej duszy. Uśmiechnąłem się szeroko.
- Jeśli tak mają wyglądać nasze rozmowy na poważne tematy, to możemy robić to częściej - wydukałem, a GoGo pokręciła głową z uśmiechem.
   Siedziała przez chwilę w milczeniu, a jej uśmiech gasł niczym gasnący promyk. Zmarszczyłem brwi i pogłaskałem ją po policzku. GoGo wtuliła się w moją ciepłą dłoń, jakby szukała w niej oparcia.
- Hej, co jest? - zapytałem cicho. GoGo zerknęła na mnie i odetchnęła cicho, jakby chciała to ukryć przed moim słuchem.
- Co jeśli... jeśli to się nie uda, Hiro? - spytała z obawą. Widziałem to w jej oczach. Naprawdę się bała. - Jeśli coś tym popsujemy między nami?
   Objąłem ją, opierając jej głowę na moim ramieniu. Automatycznie przytuliła mnie w pasie, jakby tylko na to czekała. Może było to trochę małomęskie, ale uwielbiałem ją przytulać, czuć bicie jej serca odbijające się od mojego torsu bezgłośną kakofonią. Odczuwałem wtedy taki błogi spokój, jak nigdy dotąd, jakbym oderwał się od mojej rzeczywistości.
- Nigdy - poprzysiągłem jej. - Zawsze będziesz dla mnie kimś wyjątkowym... - wyszeptałem, kierując swoje słowa w pobliżu jej ucha. Wiedziałem, że moje słowa wywołały uśmiech na twarzy mojej przyjaciółki.
- A ty dla mnie - usłyszałem w odpowiedzi.





   Lotty siedziała na kanapie, przełączając co rusz kanały w moim małym telewizorze. Nie mogłam dać po sobie poznać, że się czymś stresuję, bo nie chciałam jej włączać w swoje sprawy. Choć ewidentnie jej też dotyczyły.
   Cały dzień próbowałam dodzwonić się do naszych rodziców. Zmieniałam telefon, próbowałam trzech numerów, ale nic nie działało, mimo przecież tak rozwiniętej technologii. Telefon do nich z Japonii do Francji powinien zająć mniej niż ułamek sekundy. Coś było nie tak, czułam to.
   Kolorowy obraz telewizora malował na twarzy mojej siostry spokojne obrazy. Chociaż ona jedna mogła cieszyć się spokojem.
   Wtem obie usłyszałyśmy dzwonek do drzwi, ale to ja pobiegłam do przedpokoju.
- Ja otworzę - powiedziałam, gdy Lotty ruszyła się z miejsca. Naprawdę czuła się u mnie jak w domu, co jednocześnie mnie satysfakcjonowało i martwiło. Powinna być w domu, z rodzicami a nie ze starszą siostrą, która zaszyła się gdzieś na krańcu świata...
   W drzwiach stanął Freddie z okruszynami śniegu na swojej zimowej czapce.
- Można? - zapytał, ale zanim jeszcze zdołał przekroczyć próg mojego domu, rzuciłam mu się na szyję. Drgnął nieco zaskoczony, po czym odwzajemnił mój uścisk. Nie dawałam sama rady z tym wszystkim. Lotty, kłótnie z Robbem i świadomość o braku kontaktu z rodzicami przytłaczały mnie tak bardzo, że potrzebowałam osoby, która mogłaby unieść ze mną ten ciężar. Naprawdę nie wiem, dlaczego wybrałam Freda.
- Przepraszam, może nie powinnam była dzwonić tak późno - powiedziałam, stając prosto. Choć często przytulałam moich przyjaciół, więc takie gesty nie były zaskoczeniem, to Fred spoglądał na mnie niepewnie swoimi niebieskawymi oczami.
- Przestań, jest okej - odparł Fred, chowając ręce do kieszeni, choć na jego twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech. - Aż tak źle?
   Westchnęłam ciężko, oglądając się za siebie. Miałam nadzieję, że Lotty pochłonęła telewizja.
- Martwię się. Nie mam żadnego kontaktu z rodzicami - odparłam, przepuszczając go w drzwiach. Freddie wszedł i zdjął z siebie kurtkę. Ujęłam ją i zawiesiłam na wieszaku, po czym weszliśmy do mojego skromnego saloniku.
- Zrobić ci herbatę? - zapytałam, gdy nagle moja siostra zauważyła naszego gościa.
- Salut, Freddie! - wykrzyknęła z uśmiechem Lotty, zrywając się z kanapy. Fred otworzył ramiona tuż przed tym, gdy wleciała w nie Charlotte, uśmiechając się szeroko.
- Dobrze cię widzieć - powiedziała po angielsku, choć jeszcze dość niewyraźnie. Zauważyłam, że i tak od przyjazdu do Japonii zrobiła spore postępy. Cieszyło mnie to, w końcu jeśli Lotty zdecyduje się zostać ze mną w San Fransokyo, to przyda jej się znajomość obcego języka.
- Ja też się cieszę, Lotty - odpowiedział ze śmiechem Fred. - Rany, wszystkie Francuzki są takie ładne, czy tylko ty i twoja siostra? - zapytał, spoglądając na mnie. Obie wybuchnęłyśmy śmiechem, a ja przez moment zapomniałam o problemie moich rodziców.
   Porozmawialiśmy chwilę całą trójką, przy czym Lotty ćwiczyła swój angielski. Pierwszy raz w życiu widziałam Freda w roli nauczyciela i szczerze mówiąc, trochę mi to zaimponowało. Zdziwiło mnie, że potrafi być taki cierpliwy i wyrozumiały. Dziwiło mnie również to, że nie zwróciłam uwagi na obie te cechy, choć znałam Freda przecież bardzo dobrze... a przynajmniej tak mi się zdawało.
   Potem poprosiłam Lotty, by zostawiła nas samych. Spodziewałam się buntu, ale moja młodsza siostra tylko uśmiechnęła się porozumiewawczo i ruszyła w kierunku sypialni, którą obie dzieliłyśmy.
- Zawsze chciałem mieć jakieś rodzeństwo - zagadnął mnie Freddie. - Powiedz, jak to jest?
- Czasem ciężko - przyznałam szczerze. Zwłaszcza kiedy musiałam zacząć utrzymywać siebie i ją. - Ale oddałabym za nią wszystko...
- To widać - odparł Fred, popijając herbatę. - O co chodzi z rodzicami? - spytał przyciszonym głosem.
   Spojrzałam na blat mojego kuchennego stolika ze smutną miną i zerknęłam tęsknie na leżący obok telefon.
- Nie rozmawiałam z nimi ponad dwa lata... - zaczęłam, a Fred otworzył szeroko oczy.
- Nie dzwoniłaś do nich? - zapytał, a ja się skrzywiłam. Wiedziałam, że w jego oczach pewnie nie zdałam jako córka. Sama zdawałam sobie sprawę z mojego błędu.
- Dzwoniłam, wiele razy... Próbowałam pisać, ale nie wiedziałam, co dokładnie. Problem leży w tym, że straciłam z nimi kontakt. Boję się, że coś się stało, dlatego przysłali tu Charlotte. Wiedzieli, że ze mną będzie bezpieczna.
- Zaraz, momencik - powstrzymał mnie Fred, unosząc dłonie. - Nie wiesz tego, możesz tylko zakładać.
- Podpytałam trochę Lotty... - dodałam, przełykając głośno ślinę. - I mam pewną teorię. Okazuje się, że rodzice nie dostawali wysyłanych przeze mnie pieniędzy, które dostawałam za odkrycia naukowe w Instytucie. Myślę, że między mną, a nimi jest ktoś, kto zarabia na naszej rozłące...
- Myślisz, że to on zgarnął kasę, tak? - zapytał Fred, marszcząc jasne brwi. Skinęłam głową. - To bez sensu - powiedział krzepiąco. - Niby po co ktoś miałby się skupiać na twojej rodzinie?
- Przelewy nie były tak w stu procentach... legalne - wytłumaczyłam, czując się coraz mniej pewnie. - Kiedy przyleciałam do Japonii, nie chciałam zawierzać się firmom do tego służącym, bo bałam się, że większość z i tak moich małych dochodów wpłynie na ich konto.
- Więc w jaki sposób przesyłałaś pieniądze? - zapytał Fred, patrząc na mnie z troską. Chyba wyczuł, że boję się poruszać ten temat i że nie sprawia mi on ulgi, gdy mówię o tym głośno.
- Moi rodzice mieli przyjaciela w Ameryce. Jego brat załatwił mi tu studia. To przez nich przesyłaliśmy sobie pieniądze. Poza tym Christopher również wspierał finansowo moją rodzinę...
- Aa... masz kontakt z tym gościem? - spytał nagle mój przyjaciel. Zmarszczyłam brwi.
- Co masz na myśli? - zdziwiłam się. Początkowo myślałam, że Freddie jest zazdrosny, ale gdy poznałam po jego minie, że chodzi o coś całkiem innego, poczułam się głupio.
- Jeżeli tylko ten koleś miał dostęp do twoich pieniędzy to ta sprawa zaczyna się na nim. Kiedy ostatnio się z nim widziałaś?
- W poprzednim miesiącu - zaczęłam, nie wiedząc dalej, o co mu chodzi. - Ale co to ma...?
- Co jeśli ten Christopher cię okrada i wcale nie wysyła kasy twoim rodzicom? - wyjaśnił swoje przypuszczenia Fred. Pokręciłam stanowczo głową. - Pomyśl, jeżeli on jest jedyną osobą między wami, to kto inny może za tym stać?
- Nie, Christopher jest lojalny wobec moich rodziców. Nie zrobiłby tego...
- Dawałaś mu listy do rodziców, czy wysyłałaś je pocztą? - spytał pośpiesznie. Chyba zrozumiałam do czego zmierza.
- Nie korzystałam z poczty... - odparłam, a Fred zastukał dźwięcznie o blat stołu, naśladując dźwięk werbli.
- I dziwisz się, że twoi rodzice nie odpowiadają? - zapytał. Poczułam się głupio. Christopher był wieku mojego ojca i obaj traktowali się jak bracia. Nie potrafiłam uwierzyć, że mógłby zdobyć się na coś tak podłego. Doskonale wiedział, że moi rodzice mają problemy, a ja jestem ich jedynym źródłem utrzymania. Problem w tym, że dopiero kilka miesięcy temu dostałam tu obywatelstwo...
   Odetchnęłam głośno, a mój głos przeszedł w nerwowy szloch. Oczy Freda rozszerzyły się, a ja ukryłam twarz w dłoniach. Nie miałam już na to siły. Pozostałam sama. Brakowało mi w tej chwili Tadashiego. On by wiedział, co robić. Sam pracował ponad rok nad tym, bym dostała obywatelstwo w Japonii i sam mnie do tego namawiał. Nie po to, by mnie tu zatrzymać, ale po to by ułatwić mi życie w Japonii. Doskonale znał moje problemy i zawsze był chętny, by mi pomóc. Tak jak teraz Freddie...
- Heej, Honey - wyszeptał gładko mój przyjaciel, ściskając moje dłonie. Spojrzałam na niego spod załzawionych powiek, dusząc w gardle kolejną falę szlochu. - Skontaktujemy się z tym Christopherem. Jeśli to się nie uda, poszukamy pomocy w Agendzie... Albo porozmawiamy z Hiro. On na pewno będzie wiedział, co robić. Nie możesz się tak zadręczać. Przecież znajdziemy wyjście - mówił, starając się mnie wesprzeć. - W końcu kiedy go nie znaleźliśmy?
- A co jeśli masz rację? - spytałam cicho. - Co jeśli rzeczywiście Christopher zdradził moją rodzinę?
- Wtedy polecimy do Ameryki, spuścimy mu manto, a potem odwiedzimy twoich rodziców, dostarczając im pieniądze osobiście - odpowiedział Fred, wzruszywszy ramionami.
   Roześmiałam się przez łzy, słysząc jego luźny ton.
- Żeby to było takie proste, Freddie... - westchnęłam. Zauważyłam, że wciąż trzyma mnie za dłonie. Nie wyrwałam mu się.
- To jest takie proste, Honey... Znaczy Margo - uśmiechnął się. Odzwyczaiłam się od słuchania mojego prawdziwego imienia, zwłaszcza w ustach moich przyjaciół. Nawet Tadashi mówił do mnie po prostu Honey. - Tylko niepotrzebnie sobie to utrudniasz.




Siemankoo! To co, zaczynamy weekendzik? Ja go zaczęłam w ten sposób :33 Postaram się dodawać jakoś co weekend bo się ostatnio odzwyczaiłam jakiś "zasad" jeśli chodzi o tego bloga, a nie chcę tu bezprawia :oo No, ciekawi mnie jak podoba wam się rozwój relacji Honey-Fred, o który prosiła mnie Piwonia :') I przede wszystkim jak odbieracie związek Hirogo :33 czekam na komy :P

~Just Dreamie Pierwsza Tego Imienia (XD)

11/30/2016

Zemsta

https://www.youtube.com/watch?list=PL92B44799EAAD02C1&v=NEjKoz_YbmU

   GoGo namówiła mnie, by odwiedzić jej warsztat. Szczerze mówiąc, troszkę się obawiałem spotkania z jej współpracownikami - w głównej mierze dlatego, że oderwałem ją od pracy niemal na dwa tygodnie. Domyślałem się, że raczej nie przyjmą mnie z otwartymi ramionami, tym bardziej, że oboje zawaliliśmy w tym czasie warsztat. Nieważne, że był to wypadek. Chciałem powrócić do normalnego świata, więc musiałem zmierzyć się z normalną codziennością i obietnicami, które złożyłem, a jedna z nich dotyczyła właśnie warsztatu mojej przyjaciółki.
   GoGo otworzyła drzwi do warsztatu, a ja wszedłem za nią do środka jak cień, ledwie widoczny w południowej szarości nieba. Może miałem nadzieję, że nikt nie zwróci na mnie większej uwagi.
- To tylko ja! - wykrzyknęła GoGo, uświadamiając resztę o swoim przybiciu. W progu gabinetu Emmy pojawił się nagle Stike. Jego ciemne oczy błysnęły z ekscytacji.
- Hiro! - wykrzyknął, podbiegając do nas i biorąc mnie w ramiona. Spojrzałem na GoGo ze zdziwieniem, czując się nieco dziwnie, obejmowany przez innego faceta. GoGo roześmiała się głośno. - Stary, co się z tobą działo? GoGo twierdziła, że dałeś się porwać. Nie wierzę...
   Zanim zdołałem odpowiedzieć, na jego miejsce wkroczył Jared, uśmiechając się do mnie przyjaźnie. Ten jednak postanowił nie rzucać mi się na szyję - wystarczyło mu tylko poklepanie mnie po ramieniu.
   Wskazał kilka gestów, które zdołałem przetłumaczyć jako radość z mojego powrotu.
- Wierz mi, wolałbym nie przechodzić tego drugi raz - odpowiedziałem Stike'owi i odwzajemniłem uśmiech Jareda. GoGo stała przy mnie niewzruszona, rozglądając się po swoim warsztacie jak król po powrocie z wojny, oceniając straty i plan strategiczny na przyszłe lata - w tym przypadku miesiące.
   Po chwili z gabinetu wyszła również Emma, idąc w moją stronę niespiesznie.Jej twarz była blada, jakby wyzbyła się wszelkich możliwych emocji, zastępując ją szarą pustką. Jednak, gdy spojrzała na mnie, jej oczy roziskrzyły się gwałtownie, jakby dostała olśnienia.
- Stike, coś mi się wydaje, że nie takiego przywitania się spodziewał - powiedziała, po czym podeszła do mnie i bez skrupułów zostawiła długi pocałunek na moim policzku. Odsunąłem się z opóźnieniem, spoglądając mimowolnie na GoGo, z której twarzy zniknęły wszystkie kolory. Wyglądała, jakby wszystkimi siłami hamowała się przed uderzeniem Emmy.
   Zdołałem zauważyć, że Stike, który przecież większość czasu przebywał z Emmą, zmarszczył podejrzliwie brwi, zdziwiony zachowaniem swojej współpracownicy. Coś mi tu nie grało, pomyślałem, odnajdując nerwowe spojrzenia na twarzach otaczających mnie ludzi. Czułem się, jakby nagle wszyscy wymienili się telepatycznie jakąś tajemnicą, nie uświadomiwszy mnie o niej.
- Cześć, Hiro. Tęskniliśmy - wymruczała dźwięcznie Emma, ani razu nie zerkając na GoGo, która wręcz kipiała z wściekłości. Naraz poczułem, że wolę nie znajdować się pomiędzy obiema dziewczynami.
   Moje oczy wędrowały od Stike'a do Jareda i od Jareda po GoGo, jakbym nie mógł się zdecydować, na kogo patrzeć. Wątpiłem, bym kiedykolwiek czuł się tak zakłopotany. A wszystko z powodu tej pustki i ciszy, która wypełniła cały warsztat.
- Emm, możemy porozmawiać? - spytała sztywno GoGo, wpatrując się w rudowłosą dziewczynę. Emma wzruszyła ramionami, żując przy tym obojętnie gumę. Nie wyglądała, jakby czegokolwiek żałowała. GoGo wręcz przeciwnie.
- Za późno, Tomago. - odwarknęła nieprzyjemnie. Pierwszy raz usłyszałem taki ton w głosie Emmy, mimo że przecież spędziłem długie tygodnie w warsztacie i spędziłem z nią dość czasu, by ją poznać. Naraz miałem wrażenie, że wcale nie znam tej rudowłosej dziewczyny, która przed chwilą pocałowała mnie w obecności GoGo.
   Stike odchrząknął i pociągnął mnie za ramię w stronę gabinetu, ratując z nieco zagrożonej pozycji. Nie byłem pewien, czy zostawianie Emmy i GoGo samych było dobrym pomysłem. W wielkiej sali, łączącej gabinety wszystkich fachowców atmosfera zgęstniała tak bardzo, że przeczuwałem, że zwykłe odpalenie zapalniczki spowodowałoby wybuch całego warsztatu. Poza tym znałem Go i potrafiłem poznać po jej minie, że dzieli ją naprawdę niewiele, by rzucić się na jej przyjaciółkę.
- Chodź, one powinny ze sobą porozmawiać... - rzekł do mnie Stike, a ja zrozumiałem, że mają niezałatwione sprawy, w które nie powinienem się wtrącać.
   Jared powłóczył za nami nogami, znikając jako ostatni z pola bitwy. Zamknął za sobą drzwi i przeszedł na drugi koniec gabinetu, żeby nie podsłuchiwać. Stike podszedł bezpośrednio do biurka Emmy i usiadł na nim, dyndając nogami nad ziemią. Rozejrzałem się po niedawno odwiedzanym przeze mnie pokoju i z szokiem stwierdziłem, że Emma w te kilka tygodni zrobiła naprawdę wiele. Pod pustą ścianą stało pięć manekinów - każdy z innym kostiumem na motocykl. Kolory zależały od światła padającego od dołu manekina, dość ciekawy pomysł. Materiał był wykorzystywany jak płachta do projektora, która odzwierciedlała dokładnie ten wzór, jaki zamarzyła sobie projektantka. Albo Emma poza projektowaniem ciuchów miała w zanadrzu ukryte talenty, albo GoGo znów pobawiła się elektroniką. Skłaniałbym się raczej ku tej drugiej wersji.                                                   
- O co im idzie? - spytałem Stike, nie mogąc już wytrzymać w niepewności. W pokoju obok zrobiło się niepokojąco cicho. Jared skubał palcami swoją gęstą, krótkoprzystrzyżoną brodę, wbijając wzrok w podłogę.
- Zdaje się, że wiem, o co może chodzić Emmie - wyszeptał Stike, wygładzając dłonią swojego ciemnego irokeza. Podszedłem bliżej niego, by lepiej słyszeć. - Myślałem, że jej wybaczyła...
- GoGo? - zdziwiłem się. - Co miała jej wybaczać?
   Nagle zapadła cisza. Stike i Jared spojrzeli po sobie z zaniepokojonymi minami, jakbym zapytał ich o tajemnice państwowe. W końcu Stike westchnął i odpowiedział spiętym głosem.
- Chodzi o Ithaniego. Każdy wiedział, że Emma była w nim zakochana. Z tego, co słyszałem przed poznaniem jej, to Ithani się nią zabawił, a potem porzucił ją dla GoGo. To dlatego Emma zachowała się tak w stosunku do ciebie. Myślę, że chciała w ten sposób... coś udowodnić GoGo.
- Dlaczego wplątała mnie w ich zatargi? - zapytałem, nie rozumiejąc jakim cudem Stike doszedł do takich wniosków. Ja bym w życiu nie pomyślał, że chodziło o zwykłą zemstę między obiema dziewczynami. Irytowało mnie z kolei to, że znów obecność Ithaniego w życiu GoGo zaczynała wpływać na jej przyszłość, jakby zamknięcie tego rozdziału w jej życiu było niewykonalne.
   Jared spojrzał na mnie, jakbym zapytał o coś banalnego, a Stike uśmiechnął się szeroko, jakby rozbawiła go moja dezorientacja w tej całej sytuacji.
- Jesteście ze sobą, co nie? - spytał, a ja otworzyłem szeroko usta ze zdziwienia. Aha, więc o to chodzi...
   Podrapałem się po głowie, zastanawiając się nad odpowiedzią. W sumie nawet nie wiedziałem, jak się sprawy mają, bo nie zaczynałem jeszcze z GoGo tego tematu, ale obserwując nas łatwo było dojść do takich wniosków. Poza tym między nami było coś zbyt luźnego, by nazwać to od razu związkiem...
   Otworzyłem usta, by odpowiedzieć, ale Stike zrozumiał mnie bez słów.
- Czyli wszystko jasne - dodał, a ja zamknąłem się na dobre. Musiałem przyznać, że projektant już nie pierwszy raz pozytywnie mnie zaskoczył swoją wnikliwością. Stike spojrzał na mnie uważnie, jakby spróbował wydobyć coś z mojej twarzy, po czym wyszeptał: - GoGo nie jest zwykłą dziewczyną, Hiro. Nie popełnij tego błędu, co Ithani...
   Pomyślałem zaraz o tych łzach, które pojawiały się w oczach GoGo, gdy wspominała o swoim byłym chłopaku, albo jej reakcję, gdy widywała go w Agendzie - ten dreszcz rozgoryczenia. Musiałbym być największym idiotą na świecie, żeby potraktować w ten sposób kogoś takiego jak GoGo. Zbyt wiele razy napatrzyłem się na smutek mojej przyjaciółki, by obiecać sobie, że nigdy jej nie zranię.
- Nigdy - odpowiedziałem poważnie, gdy wtem usłyszeliśmy głośny trzask zamykanych drzwi od warsztatu. Jego echo rozeszło się po całym warsztacie. Jared ruszył w kierunku sali i przekroczył próg, rozglądając się dokoła. Stike i ja ruszyliśmy za nim, ciekawi tego, co zaraz ujrzymy.
   GoGo stała na środku sali, obrócona przodem do wyjścia. Jej sylwetka wyglądała, jakby była wyżłobiona z kamienia, taka nieruchoma i cicha. Podszedłem do niej, niepewien, jaką minę ujrzę, gdy GoGo się obróci.
   Stanąłem za nią, ale się nie odwróciła. Patrzyła przed siebie, jakby jej umysł nie zdążył jeszcze zarejestrować, że Emma właśnie opuściła warsztat. Objąłem ją mocno i pocałowałem w policzek, starając się nie myśleć, że Stike i Jared na nas patrzą.
- Wszystko okej? - spytałem ją, szepcząc do ucha. GoGo nagle drgnęła, jakbym obudził ją z długiego, zimowego snu i obróciła się w moich ramionach z tą samą kamienną twarzą, która idealnie pasowała do reszty ciała.
   Spojrzała na mnie krótko swoimi ciemnymi, groźnymi oczami i odeszła, wyswobodziwszy się z moich ramion.
- Musimy znaleźć nowego projektanta - rzuciła tylko, zanim zniknęła w swoim gabinecie. Zamknęła za sobą drzwi, a ja i moi dwaj towarzysze spojrzeliśmy po sobie w milczeniu. Sala znów stała się pusta, a emocje, które jeszcze chwilę temu się w niej kłębiły, nagle wyparowały.
   Nie potrzebowałem żadnej sugestii. Dobrze wiedziałem, co powinienem zrobić. Ruszyłem z miejsca i poszedłem za GoGo, starając się usilnie wierzyć w to, że może jednak się myliła i że Emma wróci tu, gdy tylko przemyśli swoje zachowanie we wnętrzu własnego domu. Przemknąłem za nią do jej własnych czterech ścian, w których się ukryła przed resztą świata. Niestety, nie przede mną.
- Co się stało, Go? - zapytałem, obserwując ją uważnie, jakby zaraz miała wyskoczyć na mnie z pazurami.
   GoGo stała na wprost drzwi, oparta tyłem o biurko ze skrzyżowanymi ramionami. Jej wzrok był wbity w podłogę i jakby trochę nieobecny, przez co pomyślałem, że kłótnia z Emmą naprawdę ją dotknęła. Najgorsze jest to, że nie znałem szczegółów, a nie chciałem być na tyle nachalny, by o wszystko naraz wypytywać. Z drugiej jednak strony, jeżeli się tego nie dowiem, nie będę mógł jej pomóc.
   Moja przyjaciółka wciąż nie odpowiadała, więc postanowiłem jednak się do niej zbliżyć. Objąłem ją troskliwie ramionami i pocałowałem dwukrotnie - najpierw w policzek, potem w szyję. GoGo odetchnęła głośno i odepchnęła mnie, jednak nie na tyle stanowczo, bym całkiem ją puścił.
- Hiro... - westchnęła, patrząc mi w oczy. Gdybym znalazł w jej spojrzeniu choćby jeden ślad, wskazujący na to, że jest poirytowana bądź znudzona moim zachowaniem wobec niej, naprawdę bym przestał. Ale tak nie było.
   Wtuliłem twarz w jej szyję, muskając raz po raz jej odkryty kark. GoGo położyła dłoń na moim ramieniu, jakby chciała mnie odepchnąć, ale zawahała się, po czym przyciągnęła mnie do siebie dosyć nieśmiało. Nieco rozbawiło mnie to, że potrafię kilkoma pocałunkami sprawić, że problemy GoGo chociaż na chwilę znikną, ale obiecałem sobie, że zachowam ten sposób na nią tylko w razie konieczności. Choć musiałem przyznać, że oglądanie jak jej rozdrażnienie zmienia się w czystą przyjemność nigdy mi się nie znudzi.
- Powiesz mi, o co chodzi? - spytałem ją, szepcząc jej do ucha. GoGo położyła głowę na moim ramieniu i chwilę milczała. Nie spieszyłem się. Wiedziałem, że prędzej czy później i tak mi to powie.
   Trzymałem ją w ramionach, zastanawiając się, jak w tej chwili czują się Jared i Stike. Na pewno muszą być zdezorientowani, w końcu ich dwie partnerki rozwaliły ich całą ekipę jedną kłótnią. Nie potrafiłem uwierzyć, że mogło być aż tak źle, że GoGo musiałaby zastępować Emmę kimś innym.
- Mogę cię o coś prosić? - zapytała mnie nagle zamiast odpowiadać, biorąc moją twarz w obie dłonie. Uśmiechnąłem się do niej łagodnie.
- Jasne - odparłem wprost. Kącik jej ust drgnął w oczekiwaniu, po czym GoGo przyciągnęła moją twarz i pocałowała mnie krótko, ale z uczuciem.
- Nie zbliżaj się do Emmy. Ani teraz, ani nigdy. - przez ułamek sekundy myślałem, że żartuje, ale powaga malująca się na jej twarzy mówiła jasno, że się myliłem. A Stike miał najwyraźniej rację. Emma mogła chcieć wykorzystać mnie do zemsty na GoGo.
- Po co miałbym się do niej zbliżać? - zapytałem z uśmiechem. - Chcę tylko ciebie...
   GoGo uśmiechnęła się tym razem nieco pewniej i objęła moją szyję.
- Planowała to od dawna - wyznała tym samym obojętnym tonem, którym oznajmiła, że będzie musiała znaleźć nową projektantkę.
   Zmarszczyłem brwi.
- Pocałować mnie? - zapytałem ze zdziwieniem, a GoGo zaprzeczyła ruchem głowy.
- Przez ostatnie... wydarzenia nie przeglądałam aktualności z Grand Prix. Nie jestem jedyną kobieta, która startuje. Jest jeszcze Jahimi Jon, dziewczyna dużo starsza ode mnie.
  Nie wiedziałem, co to ma właściwie oznaczać. Co ma wspólnego rywalka GoGo z osobą Emmy?
- Wczoraj pod nieobecność Emmy, zostałam sama w warsztacie i przeglądałam jej stroje... Wszystkie były świetne, ale... Nie mój rozmiar. - powiedziała spokojnie, choć jej oczy płonęły złością.
- Chcesz powiedzieć, że Emma planowała odwrócić się od ciebie tuż przed Grand Prix? - spytałem z niedowierzaniem. A więc Emma potajemnie projektowała dla tej całej Jahimi, która dopiero teraz zdecydowała się na jawne zgłoszenie do wyścigu... Nic dziwnego, że GoGo była taka wściekła.
   GoGo skinęła głową, a ja puściłem ją, mocno rozzłoszczony. GoGo przyglądała mi się obojętnie, jakby przejęła się tą sprawą w mniejszym stopniu niż ja.
- Co za... - zacząłem, ale nie dokończyłem, wydechując skumulowaną w moim ciele złość i szok. - Jak można zrobić coś takiego?
- Można, jeśli ma się ku temu dostateczne powody - odpowiedziała GoGo. Spojrzałem na nią czujnie, zastanawiając się, czy to koniec zemsty Emmy, czy ta ruda oszustka zaplanowała dla niej coś jeszcze.
- Masz na myśli Ithaniego... - powiedziałem, nawet nie próbując zgadywać. GoGo nie była zaskoczona faktem, że wiem o tej sprawie wystarczająco wiele. Przeczuwałem, że im bliżej znajdę się GoGo, tym więcej się dowiem o jej przeszłości, ale nie sądziłem, że przy okazji dowiem się o każdej osobie z jej wybranego grona. - Przecież nic jej nie zrobiłaś!
- Ithani zostawił ją dla mnie. - dopowiedziała spokojnie. Na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. - Dowiedziałam się o tym długo po naszym rozstaniu.
- Od Stike'a - zgadłem. GoGo przytaknęła. - To dlaczego dopiero teraz Emma sobie o tym przypomniała? Dlaczego cały ten czas udawała przyjaźń i wplątała się w twój udział w Grand Prix?
- Kobiety potrafią długo ukrywać niechęć - zaznaczyła GoGo, przyglądając mi się z uwagą. - Emma najwyraźniej nie chciała tylko zemsty. Chciała zostawić mnie na lodzie i zrobiła to. Na trzy miesiące przed światowymi wyścigami, w które się włączyła.
   Byłem jednocześnie pod wrażeniem jak i przerażony myślą o postępowaniu Emmy. Naprawdę potrafiła spędzić tyle czasu w towarzystwie znienawidzonej przez siebie osoby tylko po to, by na koniec zostawić ją bez pomocy? Kto tak postępuje?! Nawet nasi wrogowie, z którymi walczyliśmy za sprawą Agendy nie wykazaliby się takim uporem i cierpliwością w dążeniu do zemsty, co ta rudowłosa projektantka.
- Uspokój się - poradziłem GoGo, głaszcząc ją czule po policzku. - Zostaw tę sprawę i odpocznij. To ci dobrze zrobi po dzisiejszych wydarzeniach...
- Mam nadzieję, że Baymax ma w zanadrzu jakieś środki odstresowujące - mruknęła pod nosem GoGo, masując swoje skronie. - Rany, trzy miesiące przed Grand Prix, bez promocji ani tym bardziej perspektyw na jej zaplanowanie... W skali od jednego do dziesięciu, jak bardzo mam przekichane?
  Spodziewałem się, że jeśli chodzi o uliczne wyścigi motocyklowe, żaden projektant nie był potrzebny. Co innego Grand Prix. To prawdziwa walka nie tylko między motocyklistami, ale także ich osobowościami i temperamentami. Chodziło o to, by wypromować się za pomocą wyglądu i przedstawienia, które odbędzie się na miesiąc przed wyścigami. Każdy z ponad tysiąca zawodników musi pokazać się z jak najlepszej strony, przejść przez wywiady i pokazać się w jak najlepszym świetle. Tylko najlepszych pokazywano w telewizji, co zapewniało uwagę sponsorów wyścigów, a z ich pomocą wygrana w wyścigach była dziecinną igraszką.
   GoGo znajdowała się w dobrym położeniu, z tego prostego względu, że była jedyną... teraz już jedną z dwóch kobiet biorących udział w Grand Prix. Wierzyłem, że ten fakt będzie istotny i że GoGo z łatwością ukaże się na pierwszych stronach gazet.
- Damy sobie radę - pocieszyłem ją. - Zawsze możemy spróbować sił w szukaniu dobrego projektanta, a jeśli to nie wyjdzie, to...
- To zostanę bez promocji - oznajmiła bezbarwnie GoGo, patrząc mi w oczy. - Świetnie...
   Odetchnąłem, obejmując GoGo jeszcze mocniej.
- Nie marudź, Tomago - wyszeptałem jej do ucha. - Na razie zrób pierwszy krok - spróbuj się zrelaksować. Nie daj się wytrącić z równowagi, a znajdziesz jakieś rozwiązanie.
   GoGo wywróciła oczami, dotykając chłodną dłonią mojego karku.
- Kolejny z genialnych cytatów twojego brata? - zapytała. Pokręciłem przecząco głową.
- To Robert Callaghan - odparłem i na moment zapadła między nami cisza. Temat naszego profesora chyba już na zawsze zapadnie nam w pamięci jako ciężkie wspomnienie śmierci Tadashiego i naszej pierwszej misji. Z drugiej jednak strony, poniekąd jego osoba zbliżyła do siebie całą naszą szóstkę i powinniśmy być mu za to wdzięczni. - Mam propozycję. Pójdziemy do mnie, otrzeźwiejemy po tej całej awanturze, obejrzymy jakiś film...
- Twoja ciocia nie będzie miała za złe, że przebywam u was tak często? - spytała pospiesznie GoGo, choć widziałem po jej drobnym uśmiechu, że pasował jej taki plan.
- Moja ciocia dzisiaj nie wraca na noc - odpowiedziałem wprost, Wzruszywszy ramionami. - Wyjechała do Tokyo.
- Potrafisz przekonywać, Hamada - zaśmiała się pochmurnie GoGo i pocałowała mnie szybko w policzek. - Najpierw tylko muszę coś zrobić... - mówiąc to, puściła mnie i ruszyła sztywnym krokiem w kierunku wyjścia z jej gabinetu.
   Poszedłem za nią, zastanawiając się, co znowu wymyśli choć jednocześnie lubiłem w niej ten żywy zapał i wieczną energię, której nigdy jej nie brakowało. Przeszedłem przez wspólny pokój i znalazłem się znów w gabinecie Emmy, w którym przesiadywali już Jared i Stike z niepewnymi minami. GoGo zatrzymała się przed biurkiem i otworzyła szufladę. Przez chwilę poczułem przerażenie, widząc w jej ręku myśliwski nóż. Stike również otworzył szeroko oczy, patrząc na GoGo, jakby był nie do końca pewien, co zamierza.
   GoGo obróciła się na pięcie w taneczny sposób i ruszyła ku manekinom, mrucząc coś pod nosem. Nim zdołaliśmy ją powstrzymać, pierwszy kostium został przerwany na pół przez migotliwe ostrze, a drobne odłamki materiału spadły na podłogę.
- Tomago, co ty robisz?! - spytał z przerażeniem Stike, łapiąc się za głowę. Tylko Jared się uśmiechał.
- Nie uznaję rozwiązania umowy za porozumieniem stron - powiedziała GoGo, a jej głos odbił się od ścian gabinetu. W jednym momencie spojrzałem na nią z podziwem i dumą, rozumiejąc, co tak naprawdę robi. Skoro i tak kostiumy miały być własnością innej motocyklistki przy udziale Emmy, to GoGo postanowiła jej tego nie ułatwiać. - Niech to będzie wiadomość dla Jahimi Jon. Nie zamierzam się poddać.
   Stike klasnął w dłonie z zadowoleniem, podczas gdy GoGo rozrywała i siekała kolejne strzępy materiału, a w jej oczach pojawiały się i znikały ogniste błyski jak u małego dziecka zajętego zabawą. Ja i Jared staliśmy niewzruszeni, patrząc na siebie jak dwa posągi, niebiorące udziału w zdarzeniach dziejących się wokół nas. GoGo skończyła swoją robotę i odrzuciła nóż, trafiając w środek wiszącej obok biurka tablicy korkowej. Stike uśmiechnął się szeroko, jakby w ogóle nie dostrzegł, że ostrze mignęło tylko kilka stóp od jego głowy.
- Jared, mógłbyś spalić te śmieci? - spytała GoGo niewinnym głosem. - Wiem, że tylko po twoim ognisku nie będzie śladów.
   Jared zaśmiał się bezgłośnie i z radością chwycił pierwsze strzępki materiałów, leżące pod jego stopami. GoGo ruszyła w moim kierunku, ale po drodze zatrzymał ją Stike.
- GoGo, wiesz dlaczego jesteś moja faworytką w tym wyścigu? - zapytał, łapiąc ją za ramię. GoGo zamrugała gwałtownie, patrząc na przyjaciela ze zdziwieniem. Przez moment poczułem się zazdrosny. - Nigdy się nie poddajesz - odpowiedział na swoje pytanie, wskazując brodą na nagie manekiny z wyblakłymi i poszarzałymi ze wstydu sylwetkami.
   GoGo odwzajemniła jego uśmiech i chwyciła go w ramiona. Pożegnała się z obojgiem swoich przyjaciół, po czym chwyciła mnie za rękę, ciągnąc w kierunku wyjścia z ożywionego jej zachowaniem warsztatu.
   Wyszliśmy na zewnątrz przywitani przez chłodny podmuch zimowego wiatru. Był to chyba ostatni z jej zwiastunów, nie licząc wielkich kałuż, powstałych po roztopieniu się śniegu. Szliśmy wolno, wcale się nie spiesząc, choć przenikający nas chłód nie dawał poczucia satysfakcji ze spaceru.
- Stike jest w ciebie wpatrzony jak w obrazek - zauważyłem, gdy wyszliśmy na główną drogę. GoGo spojrzała na mnie tajemniczo spod wełnianej czapki.
- Jemu najpewniej powierzyłabym cały warsztat - oznajmiła, uśmiechając się lekko.
- Aż tak mu ufasz? - zapytałem ostrożnie, mając nadzieję, że nie wybada moich prawdziwych intencji. Z drugiej strony Stike już nie pierwszy raz dzisiejszego dnia udowodnił, że można mu ufać, choćby wyjawiając mi prawdę o relacjach pomiędzy Emmą i Ithanim.
   GoGo przystanęła nagle, wpatrując się we mnie z rozbawieniem.
- Jesteś o niego zazdrosny, Hiro? - wydusiła z siebie, nie kryjąc rozbawienia, jakie ją ogarnęło. Zmarszczyłem brwi nieco skonsternowany jej wesołością.
- Może trochę - burknąłem. GoGo zaśmiała się głośno, zbliżywszy się do mnie bliżej.
- Nie masz się o co martwić, Hiro - wyznała cicho. - Stike jest gejem.
   Otworzyłem szeroko oczy, choć musiałem przyznać, że to wiele wyjaśniało. Przede wszystkim to, dlaczego był z GoGo tak blisko, tak jakby nie przejmował się wcale atrakcyjnością mojej przyjaciółki czy popłochem, jaki wywoływała wśród przeciwnej płci. Poza tym wyjaśniało to również jego bezpośredni kontakt ze mną...
- Nie mów, że nie zauważyłeś - dodała GoGo, napawając się moim zmieszaniem.
- Chyba za bardzo skupiłem się na tobie - odparłem wymijająco, a GoGo zachichotała.
   Ruszyliśmy w dalszą drogę do kawiarni, rozmawiając o rzeczach niekoniecznie związanych z warsztatem. Starałem się uważać, by nie zepsuć GoGo jej poprawionego niszczeniem kostiumów nastroju. W końcu nie chciałem, by znów myślała o Emmie. Projektantka już wystarczająco namieszała w jej karierze, by mieszać jej jeszcze w głowie.


Taak, wiem że mega długo czekaliście i przepraszam was za to :( ale na przemian jestem raz smutna i nie chce mi się w ogóle pisać, raz chora, tak jak właśnie w tej chwili i nie mogę zwlec się z łóżka. Mam nadzieję, że udało mi się was przeprosić tym rozdziałem :33

~Wasza Just

11/16/2016

Plan na przyszłość

https://www.youtube.com/watch?v=S2oxFIsENgM

   GoGo przyszła wcześniej niż zwykle. Spodziewałem się jej dopiero koło dziesiątej, kiedy w kawiarni robił się większy ruch. Wtedy łatwiej było się zwinąć, gdy pracownice cioci miały pełne ręce roboty. Nie obawiałem się, że zostawię je z natłokiem pracy - radziły sobie o wiele lepiej ode mnie, głównie z tego powodu, że były kobietami. Nawet, jakbym był mistrzem świata w przyrządzaniu kawy i wykładaniu tacek ze świeżymi ciastami na wystawę, to nie potrafiłbym ogarnąć przy tym masy zamówień, kasy i dodatkowo rozmów ze stałymi klientami tak jak one.
- Hiro, mógłbyś podać mi numer do tego adwokata, który był tu w zeszły weekend? - zapytała mnie Alissa. Była może dwa lata starsza ode mnie, a działała tak sprawnie, jakby miała pięć par rąk zamiast jednej. - Powinien leżeć koło kasy.
   Akurat stałem obok, więc nie było problemem namierzenie małej, białej karteczki z wypisanymi cyframi. Na razie w kawiarni zajęte były tylko trzy stoliki, gdzie ludzie z nieco zaspanymi spojrzeniami sączyli kawę z białych kubków i czytali poranną gazetę. Pani Yaki-Yo, która odwiedzała nas w każdy wtorek, siedziała tuż przed kasą na wysokim stołku, rozmawiając żywo o polityce ze stojącą na kasie Mary. Kobieta obróciła się w moją stronę i uśmiechnęła się, gdy ująłem w ręce drobny świstek.
- Czyżbyś miała problemy z prawem? - spytałem z uśmiechem Alissę, dołączając do niej na zapleczu. Miała w dłoni telefon, a przed nią leżał plik dokumentów.
   Jej ciemne loki spływające po ramionach zawsze kojarzyły mi się z cocker spanielami, ale nie byłem na tyle śmiały, by podzielić się z nią moją uwagą. Jeszcze wyłapałbym ręcznikiem, który zawsze nosiła na ramieniu. Mimo iż była starsza ode mnie, sięgała mi ledwie do ramion ze swoją drobną sylwetką. Czasem naprawdę nie potrafiłem uwierzyć, jakim cudem przemierza kawiarnię w takim tempie. Albo miała w rodzinie zawodowego biegacza, albo często chodziła na siłownię, a może i jedno, i drugie. Wiedziałem na pewno, że odkąd pojawiła się w kawiarni, starała się najbardziej ze wszystkich pracownic. Próbowałem ją kilka razy zagadywać, ale była dość małomówna, mimo że z jej twarzy nigdy nie schodził uśmiech.
- Niee, to dla mojego taty... - odpowiedziała, po czym zerknęła na mnie i spuściła wzrok, jakby powiedziała coś nie tak.
- Wszystko gra? - spytałem ją, ale pokiwała tylko głową i wyszła z zaplecza tak szybko, jak się pojawiła. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się nad jej reakcją. Pierwszy raz widziałem ją taką podminowaną. Postanowiłem, że gdy ruch się nieco zmniejszy, to spytam ją o to ponownie. Wyraźnie widziałem, że potrzebowała z kimś porozmawiać, a ja byłbym w stanie jej pomóc, skoro już nie raz robiłem dużo trudniejsze rzeczy. W końcu, praktycznie rzecz biorąc, raz nawet zeznawałem w postaci obrońcy w sądzie, więc mógłbym sobie dopisać prawo do moich licznych doświadczeń.
- Hiro, ktoś do ciebie - zawołała do mnie Mary zza kasy. Ruszyłem obojętnie w kierunku wnętrza kawiarni i od razu zobaczyłem GoGo stojącą przed Mary po drugiej stronie kasy. Uśmiechnąłem się szeroko na sam jej widok. Akurat moja przyjaciółka była osobą, z której widoku zawsze będę się cieszył.
   Odwiązałem fartuch z moich bioder i położyłem pod ladą. Mary raczej nie będzie miała mi za złe jeśli na trochę zniknę. Pod nieobecność cioci to ona tu rządziła, aczkolwiek uwielbiała mnie najbardziej ze wszystkich, bo jako jedyny maskowałem jej liczne podwędzanie deserów z półki przed moją ciocią.
   GoGo odpowiedziała coś kasjerce i podeszła do mnie, zarzucając mi ręce za szyję. Pocałowałem ją krótko, czując, że przy niej jestem w stanie zapomnieć o wszystkim, nawet o wczorajszym wieczorze.
- Wyglądasz na wypoczętą - zauważyłem, patrząc jej w oczy. Miała na sobie luźną bluzę i gładkie legginsy w stonowany wzór, który tylko podkreślał jej zgrabne nogi. GoGo uśmiechnęła się w odpowiedzi i złapała mnie za ręce.
- Przemyślałam to, co wczoraj mówiłeś - powiedziała, patrząc mi w oczy. Jej własne tryskały energią, którą starała się mnie zarazić. - Masz rację. Powinieneś zażyć trochę ruchu... Ja na twoim miejscu już dawno bym się zwinęła z domu.
- Chcesz mi to zaproponować czy raczej odradzić? - spytałem ostrożnie. W odpowiedzi uśmiechnęła się do mnie jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów.
- Mary mówiła, że twoja ciocia wybyła z miasta... - dodała z nutą zadziorności w głosie.
- Naprawdę Tomago namawia mnie do złego? - spytałem, nie dowierzając w to, co widzę. Rozległ się cichy dźwięk dzwonka, oznaczający wejście następnego klienta. Czułem, że z godziny na godzinę ten dzwonek będzie dzwonił coraz częściej, aż w końcu Mary i reszta nie dadzą sobie rady...
   GoGo stanęła na palcach i pocałowała mnie w taki sposób, że poczułem na policzkach rumieńce. Nie musiałem zgadywać, by wiedzieć, że Mary na nas patrzy.
- Nie w kawiarni! - usłyszałem jej donośny głos, przebijający się przez połowę lokalu. Część stałych klientów witających tu co rano zachichotała, widząc zbulwersowany wzrok kasjerki.
- Dobra - burknąłem w jej kierunku, gdy GoGo się ode mnie odsunęła. Gdyby nie to, że rzeczywiście staliśmy w kawiarni, najchętniej w ogóle bym nie kończył tego pocałunku. - Go, nie wiem czy to dobry pomysł, wiesz... - zacząłem nieśmiało przyciszonym głosem. Cały czas miałem na uwadze wydarzenia wczorajszego wieczora i nie chciałem dokładać mojej cioci problemów. Poza tym zaczynałem się zastanawiać czy nie trzyma mnie w domu specjalnie, dowiedziawszy się o tym, jakie ryzyko wiązało się z pracą w Agendzie...
- Wiem z doświadczenia, że lepiej prosić o przebaczenie niż pozwolenie - zauważyła GoGo. Jej pełne usta wygięły się w łuk. - Poza tym to ja cię porywam, więc to ja wezmę to na siebie.
- Tak to nazywasz? - wymruczałem, zastanawiając się czy wyjaśnienie, że moja dziewczyna porwała mnie z domu nie byłoby lekką przesadą. Objąłem ją w talii i przysunąłem do siebie, muskając ustami jej odsłonięte ucho.
- Hiro... - jęknęła znowu Mary, gdy GoGo odchyliła kark w zapraszającym geście.
- Okej, wiem - odparłem, a GoGo się roześmiała, widząc moją minę. Chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem za sobą do mieszkania, mając nadzieję, że tam nam już nikt nie przeszkodzi.
   Przeszliśmy przez niski korytarz, zamykając za sobą starannie drzwi. GoGo obejrzała się za siebie, jakby wciąż czuła na plecach wzrok Mary. Zanim jednak zdołała się obrócić i spojrzeć na mnie, przykułem ją do ściany całując tak, jak zrobiła to ona na oczach pracownicy mojej cioci. GoGo drgnęła nieco zaskoczona, ale długo nie pozostała mi obojętna. Poczułem zimny dotyk jej dłoni na moim karku, gdy dziewczyna pociągnęła mnie jeszcze bliżej, jakby dystans dzielący ją ode mnie był stanowczo zbyt wielki. Nasze gorące oddechy mieszały się ze sobą, a bicie serc przyspieszyło do nieprawdopodobnej szybkości. Pomimo że moje oczy pozostawały zamknięte, odczuwałem naraz tyle bodźców, że ledwie dawałem radę je zarejestrować. Smak jej ust, ciepło jej oddechu, ta pociągająca bliskość...
   GoGo przerwała nasz pocałunek, przygryzając nieznacznie moją wargę. Spojrzałem na nią i prawie wybuchnąłem śmiechem, widząc że nie potrafi dojść do siebie. Zamrugała gwałtownie, patrząc na mnie tak, jakby widziała mnie po raz pierwszy na oczy.
- To jest ten Hiro, którego znam - stwierdziła, nie ukrywając uśmiechu. Roześmiałem się głośno, obejmując jej zmarznięte, okryte kurtką ciało.
- Cieszę się, że cię mam - wyszeptałem jej do ucha, gdy nasze rozbawienie minęło. Moje mieszkanie w porównaniu do kawiarni było oazą spokoju. Nic dziwnego, że szybko dopadło mnie znużenie - w końcu nie spałem całą noc.
   GoGo nagle odepchnęła mnie i ujęła moją twarz w obie dłonie, wpatrując się we mnie badawczo, jak wybitny rzeczoznawca. Jej czarne włosy błyszczały w jaskrawym świetle poranka.
- Co się dzieje? - spytała poważnie. Odetchnąłem głośno, domyśliwszy się, że jeżeli GoGo potrafiła wychwycić mój podły nastrój po jednym wypowiedzianym przeze mnie zdaniu, to z pewnością rozgryzie to po mojej minie.
   Zaproponowałem GoGo przejście do salonu, jako mój przedpokój nie był najlepszym miejscem na tego typu rozmowy. GoGo jednak stanowczo odmówiła, każąc mi mówić w tym momencie. Opowiedziałem jej więc przebieg całego wczorajszego wieczoru, łącznie z moim... dziwnym zachowaniem. Gdy wspomniałem, że w tamtej chwili niezbyt nad sobą panowałem, oczy GoGo rozszerzyły się, ale nic nie powiedziała. Stała jednak w jednym miejscu, nie uciekła, więc nie mogło być tak źle. Skończyłem na tym, że od rana nie widziałem mojej cioci, bo ponoć wyjechała po nowy towar, także nie wiem, czego mogę się spodziewać.
- Wróciła do pracy - zauważyła GoGo, gdy skończyłem. - Może niekoniecznie się martwisz, Hiro. Przynajmniej nie leży w łóżku i nie rozpacza...
- Powiedziała tak Mary - odparłem, mając złe przeczucia. - Co jeśli wcale nie zajęła się pracą? Może to tylko wymówka, żeby...
- Och, Hiro - jęknęła GoGo, głaszcząc mnie po policzku. - Za bardzo panikujesz. Zaczynasz sam przypominać swoją ciocię, wiesz?
   Obróciłem głowę, czując, że jej słowa wcale mi nie pomagają. Może byłem lekko przewrażliwiony, ale ciocia dałaby mi znać, gdyby miała wybyć z domu zaraz po świcie. Dlaczego podała mi informację przez Mary? Czyżby nie chciała mi spojrzeć w oczy po tym, co powiedziałem?
- Nie pomagasz, Go - wyszeptałem. GoGo westchnęła, patrząc na mnie surowo, po czym chwyciła mnie za ręce.
- Jeszcze nie, ale zamierzam to zrobić - powiedziała entuzjastycznie. - Zabieram cię stąd, zanim całkiem stracisz głowę. Potrzeba ci zmiany otoczenia. Siedzenie samemu w ciasnych ścianach nic ci nie da...
- Wolałbym siedzieć z tobą w tych ciasnych ścianach - odpowiedziałem, całując ją czule w policzek. GoGo roześmiała się, przekrzywiając głowę. Jej włosy sięgały już do ramion i naprawdę jej pasowały. Widziałem ją kiedyś na jakimś zdjęciu w długich włosach, ale prawdę powiedziawszy przyzwyczaiłem się do naszej, krótkowłosej GoGo.
- Ubieraj się - zarządziła, zapinając swoją zimową kurtkę. - Tylko najlepiej jeszcze zamelduj się u Mary. Nie żeby coś, ale ja sama nabrałabym podejrzeń, gdybyśmy zamknęli się w twoim mieszkaniu na cały dzień...



   Spacerowaliśmy po San Fransokyo dwie godziny. Nie spieszyło nam się nigdzie, a z GoGo mógłbym rozmawiać całe wieki. Szliśmy tak przez odśnieżone ulice, trzymając się za ręce i łapiąc pierwsze promienie słońca po srogiej zimie. Śnieg zaczynał powoli ustępować kwiatom, a na drzewach pojawiały się małe pączki. W końcu niedługo miała przyjść najbardziej pokochana przez Japończyków pora roku - wiosna.
   Dowiedziałem się, że ekipa GoGo planuje pierwsze jazdy próbne zaraz po polepszeniu się pogody z tego względu, że główny tor ćwiczeniowy Grand Prix w Tokyo znajduje się na otwartej przestrzeni. Każdy zgłoszony będzie musiał przejść szereg testów, tak samo i jego sprzęt. Zauważyłem, że GoGo wydaje się dziwnie spięta, gdy o nich wspomina.
- Są aż takie straszne? - zapytałem ją, obejmując ramieniem. Na jej twarzy pojawił się grymas.
- Nie jestem pewna czy twoje... modyfikacje przejdą. - jęknęła. - Mają bardzo surowe zasady. Jeśli uda się przejść przez testy bez większych problemów, to już mamy połowę problemów z głowy.
- Uda się - odparłem, cmoknąwszy ją w policzek. GoGo spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
- Wiesz ile kasy mógłbyś zgarnąć, gdyby twoje silniki okazały się strzałem w dziesiątkę? - spytała mnie, a jej oczy błysnęły w szczerym zainteresowaniu. Nawet tak o tym nie myślałem, choć w sumie rzeczywiście mogłoby się okazać, że o mój projekt walczyliby inwestorzy. Już raz tak się zdarzyło i wywołało to tylko kłopoty. Rynek nauki był naprawdę ciężkim interesem...
- Nie zależy mi na kasie... - zacząłem, choć nie do końca było to prawdą. GoGo chyba to zauważyła, bo zmarszczyła brwi. - No dobra, mam taki jeden pomysł...
- Słucham - odpowiedziała, skupiając na mnie swoje bystre spojrzenie. Grzywka, która wychodziła jej z czapki, zasłaniała jej jedno oko. - Co to za pomysł?
   Podrapałem się po głowie, niepewien jak mam zacząć.
- Chciałbym... założyć fundację. - powiedziałem wreszcie, a GoGo przystanęła z szeroko otwartymi oczami.
   Byłem przygotowany, że ją zaskoczę, ale nie sądziłem, że aż tak bardzo.
- Fundację? - wykrztusiła, a ja złapałem ją za ręce.
- Jeszcze nie teraz... - usprawiedliwiłem się. - Nie mam zdolności prawnej i nie mógłbym sam o niej decydować, dlatego na razie oszczędzam pieniądze z Agendy. Trochę się uzbierało na moim koncie, mówiąc szczerze - dodałem z uśmiechem. - Poza tym po przypadku z Naomi i Larą... Nie chcę pozbawiać ludzi możliwości, tylko dlatego, że nie wiem co zrobić z pieniędzmi.
   GoGo wspięła się na palce i pocałowała mnie mocno, przez co poczułem, że chyba jest za tym pomysłem. Koło nas przejechał tramwaj, jęcząc głośno na oblodzonych torach. Go puściła mnie, a kącik jej ust drgnął w uśmiechu.
- Czyli, że jesteś na tak? - upewniłem się, jako że po jej twarzy ciężko było rozpoznać aprobatę.
- Pod jednym warunkiem - wyszeptała, zbliżając się bardzo blisko mojej twarzy. - Pozwolisz mi sobie pomóc.
   Roześmiałem się głośno, słysząc jej warunek. Nawet mógłbym na niego przystać, choć zastanawiało mnie to, że GoGo ma w głowie jeszcze parę pomysłów na przyszłość... parę kosztownych pomysłów na przyszłość. Przykładowo Grand Prix, na które pójdzie jej pewnie sporo zaoszczędzonych środków.
- Ale nie finansowo - zgodziłem się i przysunąłem się do niej, chcąc ją pocałować, ale GoGo się odsunęła.
- A-a - pokręciła głową. - Mówię poważnie. Jeżeli chcesz stworzyć fundację, to chcę to zrobić z tobą. - nagle posmutniała. - Nie przestajesz mnie zadziwiać, Hiro. I jestem chyba jedną z wielu osób, które przy tobie mają niską samoocenę o sobie.
- Okej, w takim razie to nasz wspólny plan - zgodziłem się. - Ale nie wmawiaj mi, że robię coś innego niż wszyscy...
- Bo tak jest - powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu i wzruszyła obojętnie ramionami. Jej policzki nieco się zaróżowiły od chłodu, przez co uznałem, że powinniśmy znaleźć jakieś miejsce, żeby się ogrzać.
- Dobra, chodź uparciuchu - zarządziłem, ciągnąc ją za sobą. - Dość dyskusji jak na jeden dzień.
  GoGo zaśmiała się dźwięcznie, wpatrując się we mnie z miną zwycięzcy.
- A masz już może jakąś nazwę? - dopytywała się. Nie lubiłem, gdy moje pomysły to tylko chwilowe myśli, więc tak naprawdę w sprawie fundacji zaplanowałem już niemal wszystko. Wystarczyło tylko poczekać do odpowiedniego wieku.
   Odetchnąłem ciężko, czując, że niepotrzebnie odkrywam przed kimś moje karty. Z drugiej strony była to GoGo, a ja nienawidziłem mieć przed nią tajemnic - w końcu ostatnim razem źle to się dla mnie skończyło.
- Ehmm... Co powiesz na... Fundację Tadashiego? - zapytałem. GoGo otworzyła szeroko usta ze zdziwienia.
   Dokoła pojawiało się coraz więcej ludzi spieszących się do pracy czy szkoły, a auta trąbiły na siebie z pretensją, gdy ktoś zanadto się wlókł. Najwyraźniej chłód nie przeszkadzał im w codziennych nerwach. Miałem wrażenie, że wszystko, co zwyczajne, dzieje się wokół mnie, a ja sam zostałem pochłonięty przez tunel bez dna. Wierzyłem w inną rzeczywistość i to było jedynym tego powodem.
- On byłby zachwycony - powiedziała wreszcie, gdy zdołaliśmy przejść połowę ulicy. - Fundacja z jego nazwiskiem... Hiro, wiesz, że gdy Wasabi, Honey i Fred o tym usłyszą, to będą chcieli się w to włączyć?
- Mają własne potrzeby - wzruszyłem ramionami. - Poza tym już wystarczająco czasu poświęcili na moje pomysły, nie uważasz? Ty zresztą też...
- O nie - GoGo pokręciła głową, patrząc na mnie w taki sposób, który zachęcał mnie by ją pocałować. - Poświęciłam ci stanowczo za mało czasu...
   Nachyliłem się nad nią, gdy wtem usłyszałem czyiś głos.
- Och, Hiro, GoGo - poznałem ją po głosie, jeszcze zanim zdołałem ją zobaczyć. Honey pojawiła się przed nami jak duch. Miała na sobie jasny, optymistyczny płaszcz, który wyróżniał się na tle szarej ulicy. Za nią stała niska dziewczyna ubrana w sposób, który nie często widywaliśmy w San Fransokyo. Większość jej sylwetki przykrywała wielka chustka o fioletowej barwie, a jej jasne loki spływały złota kaskadą po wąskich ramionach.
- Honey - ucieszyłem się, obejmując ją. Nie widziałem jej przez ostatni tydzień, nie licząc rozmów przez telefon. Nic dziwnego, ze tak ucieszyłem się z tego spotkania. - Już myślałem, że cię wcięło.
   Honey roześmiała się, spoglądając na mnie i GoGo z tajemniczą miną. No tak, nakryła nas w trochę zaskakującej sytuacji. Poza tym nikt z naszych przyjaciół nie widział jeszcze, jak się całujemy, więc nic dziwnego, że jest to dla nich dość spory szok.
- Mnie? - spytała, mrugając szybko. Od jakiegoś czasu przestała nosić okulary, a zaczęła soczewki. pamiętam, że zazwyczaj zakładała je, gdy spotykała się z Tadashim, ale to było już bardzo dawno temu. - Skąd... A właśnie, chciałabym wam kogoś przedstawić.
   Obróciła się i objęła swoją niską towarzyszkę ramieniem. Dopiero po chwili zauważyłem, że dziewczyna ma ten sam kolor i kształt oczu, co nasza przyjaciółka.
- To jest Charlotte, moja siostra - przedstawiła nas z dumą Honey. Widziałem, że nie jest uradowana, jakby obecność siostry nieco ją speszyła. Przypomniałem sobie, że przecież Honey pochodzi z Francji i że przesyła rodzinie pieniądze. Z tego, co mi wspominała, mają ogromne długi... - Charlotte, to są moi przyjaciele, o których ci mówiłam - odezwała się do niej po francusku. GoGo opadła szczęka, jako że pierwszy raz słyszeliśmy jak nasza przyjaciółka posługuje się tym językiem.
   Charlotte uśmiechnęła się do nas szeroko, choć jej policzki skryły rumieńce. Domyślałem się, że nie mówi w języku angielskim.
- Bardzo mi miło - odezwałem się do niej, używając francuskiego po raz pierwszy od kilku lat. Honey i GoGo spojrzały na mnie ze zdziwieniem. - No co?
- Kolejny argument, dlaczego marnujesz się w Instytucie - westchnęła GoGo, przymykając oczy. Zaśmiałem się i objąłem ją ramieniem.
- Ty jesteś GoGo Tomago? - zapytała nagle Charlotte, uśmiechając się szeroko. Honey chciała poprawić jej chustkę, ale dziewczyna ją odepchnęła. - Jesteś taka podobna do swojej mamy!
- Co ona mówi? - zapytała nas GoGo z uprzejmym uśmiechem, nie rozumiejąc słów Charlotte.
- Ehh, może Honey powinna ci to wyjaśnić - odparłem, spoglądając na naszą blondwłosą przyjaciółkę.
   Honey potarła sobie ramiona, a na jej ustach pojawił się łagodny grymas.
- Charlotte interesuje się sztuką - wyznała. - Uwielbiała dzieła twojej mamy, a gdy powiedziałam jej, że przyjaźnię się z tobą, chciała cię poznać. Twierdzi, że bardzo przypominasz mamę.
   Spodziewałem się, że GoGo zareaguje smutkiem, albo chociaż irytacją, ale jej twarz nagle rozjaśniła się do takiego stopnia, jakby usłyszała, że wygrała los na loterii. Spojrzała na Charlotte i uśmiechnęła się do niej najprzyjaźniej, jak tylko potrafiła - a musiałem przyznać, że wyglądała z tym uśmiechem nadzwyczaj pięknie.
- W takim razie będę musiała szybko nauczyć się francuskiego - odparła, a wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Nawet Charlotte, gdy Honey wyjaśniła jej słowa GoGo.
   Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, głównie po angielsku, bo Charlotte wolała się nie odzywać. Nie dziwiłem się jej. Na miejscu siostry Honey też czułbym się wyobcowany w Japonii, słysząc dokoła nieznajomy język. Zauważyłem jednak, że robiła to samo, co Honey - spoglądała to na mnie, to na GoGo, jakby łączyła nas w swojej głowie. Zaczynałem się zastanawiać, o co im chodzi i co takiego nagadała jej o nas GoGo.
- Dobra, musimy lecieć z Lotty - oznajmiła Honey, poprawiając torebkę. Charlotte spojrzała na nią i zamrugała swoimi wielkimi, zielonymi oczami, które wyglądały bardzo znajomo.
- Lotty - powtórzyła GoGo. - Jak słodko...
   Charlotte uśmiechnęła się do niej, choć przez większość czasu patrzyła na nią z wyraźnym uwielbieniem, jakby patrzyła na samą Ayami Tomago, a nie na jej córkę. Domyśliłem się też, że nastolatka zapunktowała u GoGo, wspominając o jej mamie na samym początku znajomości. To jedno chociaż je łączyło - szacunek dla zmarłej artystki.
- Zobaczymy się później - obiecała Honey, ignorując uwagę GoGo. Mrugnęła przy tym znacząco, więc domyśliłem się, że ma na myśli Agendę. Zacząłem się zastanawiać, kiedy ostatnio odwiedziłem budynek instytucji... Poza tym dawno nie widziałem też Sam - dziwnie się czułem, myśląc o tym, w jaki sposób ją wykorzystałem, choć dziewczyna zapewniła mnie, że nie ma do mnie pretensji i że sama postąpiłaby w ten sposób na moim miejscu, gdyby chodziło o jej bliskich. - Nie chcę wam przeszkadzać, gołąbki. Trzymajcie się!
   Uśmiechnęliśmy się w odpowiedzi, żegnając się z dwiema Francuzkami. Swoją drogą z wyjątkiem wzrostu naprawdę mało je dzieliło. Nawet sylwetki miały podobne.
- Honey nigdy nie mówiła nic o swojej rodzinie - zauważyła GoGo. - Nawet nie wiedziałam, że ma siostrę.
- Ja też nie - odpowiedziałem, patrząc na nią z satysfakcją. Łatwo było poznać, że spotkanie z miłośniczką jej mamy poprawiło jej humor. - Naprawdę zamierzasz uczyć się francuskiego?
- I tak zamierzałam to zrobić - odparła obojętnie GoGo, wzruszając ramionami. Jej ręce były schowane w kieszeniach, by nie dopuścić do nich uporczywego mrozu.
- Wcale nie chodzi o to, że chcesz mi dorównać? - zapytałem z pobłażaniem. Trochę znałem GoGo Tomago i zauważyłem, że nie lubi zostawać w tyle, co nie dotyczyło tylko wyścigów.
- Nie schlebiaj sobie - mruknęła, a ja objąłem ją ze śmiechem. - Poza tym i tak miałabym z tym spory kłopot.
- Nie sądzę - odpowiedziałem sekundę przed naszym pocałunkiem.




Dobra, jak za słodko to mówcie :D ale myślę, że wcale nie jest dziwne to, że Hiro i GoGo tak się do siebie zbliżyli po tym, przez co przeszli... no i po tym jak ich odłączono :P czekam na Wasze opinie :33


~Justie