10/25/2015

Skłamana obietnica

   Przez następne dni próbowałem dodzwonić się do GoGo, ale za każdym razem ignorowała połączenie. W końcu dałem sobie spokój i skupiłem się na misji, choć głowę i tak zaprzątały mi wyrzuty sumienia, jakie odczuwałem od tamtego wieczora. Honey wpadała co jakiś czas do mojej samotni, spoglądając na moje plany, ale wydaje mi się, że bardziej interesowało ją to, jak się czuje niż ile udało mi się wymyślić od jej ostatniej obecności.
   Osobiście bardzo mi pomagała. Opracowaliśmy razem projekt na nogawice w kostiumie Freda, dzięki którym mógłby skakać po drzewach bez najmniejszego oporu oraz mógł mieć lepszą przyczepność do powierzchni, jeśli chciał się na niej zatrzymać. Nad Baymaxem natomiast dalej myśleliśmy.
- Po co mi jakieś ulepszenia, Hiro? - zapytał robot, patrząc na pustą kartkę, nad którą siedzieliśmy razem z Honey. Blondynka uśmiechnęła się i szturchnęła mnie lekko.
- Ej, on ma rację, Hiro. Baymax jest i tak niezastąpiony, więc po co chcesz go ulepszać?
   Spojrzałem na robota z dystansem, jakby badając, czy byłaby jeszcze sytuacja, w której nie mógłby sobie poradzić. Może Honey miała rację? Ja sam nie mogłem wpaść na to, w jaki sposób Baymax mógłby zostać ulepszony. Jak dla mnie był robotem idealnym.
- Chyba macie rację - dodałem po chwili myślenia, spoglądając pustym wzrokiem w kartki.
   Z resztą zespołu nie miałem jak się widywać - Fred zatrudnił swojego lokaja do wyszukiwania informacji o Isla Menor i razem wyszukiwali danych w służbowym komputerze jego ojca. Wasabi zaś dalej pracował nad projektem pól siłowych, przy których miała pomagać mu GoGo, ale z tego, co słyszałem od Honey, mają oni wystarczająco dużo pracy, żeby ślęczeć nad planami podczas zajęć oraz poza nimi.
   Chyba już odpuściłem, myśląc o tym, że GoGo pomaga Wasabiemu. To było głupie z mojej strony, że byłem zazdrosny o jej czas, skoro i tak pęknięcie w moim sercu tylko by się pogłębiało. Wciąż powtarzałem sobie, że GoGo jest dla mnie jedynie przyjaciółką, ale z każdym naszym spotkaniem, rozmową, zaczynałem mieć nadzieję, która i tak okazywała się nic nie warta, jak domek z kart, który w końcu został zdmuchnięty przez podmuch zimnego wiatru.
   Zaczynaliśmy jednak powoli planować misję, głownie dzięki Honey, która składała nasze informacje w całość. Freddiemu udało się odkryć, że Isla Menor leży przy zwrotniku, tak więc na południu Japonii i jest najdalej położoną wyspą. Musieliśmy przewidzieć to, że w dzień może być niesamowicie gorąco, zaś w nocy masakrycznie zimno. W takim razie powinniśmy być przygotowani na obie pory dnia, tak aby nie zamarznąć, ale też nie mieć zbyt wielkiego bagażu, który musielibyśmy nieść przy takim upale.
   Poza tym wiedzieliśmy też dzięki temu, jaka flora i fauna może występować na Isla Menor, a to dawało nam naprawdę wiele do myślenia. Poza tym ja sam próbowałem wcześniej wyszukać wyspę na różnych mapach, ale żadna z nich nie nakreślała jej dokładnego położenia, albo Isla Menor w ogóle nie występowała na mapach, co mnie bardzo zastanawiało. Chcieli ukryć wyspę, którą i tak dostrzegą satelity? - pomyślałem. Była w tym pewna logika, skoro mieściło się na niej więzienie, czyli miejsce, które najchętniej zostałoby wyłączone z archipelagu Japonii, ale musieli zastosować cenzury w satelitach, skoro część map nie odzwierciedla prawdziwej kartografii terenu. Najwyraźniej Agenda miała szeroki wachlarz układów, skoro mieli kontakty z satelitami. Jedynie te amerykańskie mapy zaznaczały umiejscowienie Isla Menor, choć w różnych miejscach - zawsze niezgodnych z wcześniejszymi zapisami, jakby wyspa się poruszała. Ciekawe, czy w tej sprawie maczali palce Japończycy...
   Mapy Freda były niezwykle dokładne - doprawdy nie wiem, jakim cudem ojciec Freda ma do nich dostęp. Musi być kimś ważnym w polityce, skoro ma dostęp do takich informacji, pomyślałem.
   Cóż, brakowało nam jedynie informacji o niebezpieczeństwach ze strony zbiegłych więźniów, których mielibyśmy tak schwytać. A to było naprawdę ważne, bo od tego zależało powodzenie naszej misji.
- Co tam, Hiro? GoGo wciąż nie odpowiada? - zagadnęła mnie pewnego dnia Honey, widząc moją minę. Przyniosła ze sobą następne ustalenia od Freda, które pewnie znowu dadzą mi do myślenia.
- Zgadnij - burknąłem tylko, siedząc przy biurku. Niechętnie zaczynałem z nią ten temat, bo wtedy budziły się moje wyrzuty sumienia, które najchętniej bym w sobie zniszczył.
   Honey przytuliła mnie, gdy siedziałem na fotelu, machając nade mną swoim długim kucykiem.
- Oj, Hiro. Nie powinieneś się tak zamartwiać. To i tak ci nic nie da. Idź i ją przeproś.
   Popatrzyłem na nią z ironią, jakby traktowała mnie jak idiotę.
- Myślisz, że nie próbowałem? Albo Pan Tomago świetnie kłamie, albo GoGo za każdym razem nie było w domu.
   Honey zrobiła grymas i opadła na moje łóżko ze zrezygnowaniem. Miała niesamowicie długie nogi - czułem się przy niej, jakbym był bardzo niski, choć i tak nie byłem już najniższym członkiem naszej ekipy. Poza tym Lemon zazwyczaj zakładała bury na grubym obcasie, które dodawały jej jeszcze więcej wzrostu. Przypomniałem sobie wspomnienia Honey dotyczące mojego brata i zrobiło mi się smutno. Myślałem, że nikt nie może zrozumieć, co czułem, gdy Tadashi odszedł. Chyba powinienem zmienić zdanie na temat mojej przyjaciółki.
- Czemu mi się tak przyglądasz? - zapytała Honey, marszcząc jasne brwi.
- Nic, po prostu... - zacząłem, wstając, ale oboje usłyszeliśmy stukanie przy schodach, jakby ktoś imitował pukanie do drzwi.
- Można? - głowa Sam wychyliła się, a usta dziewczyny rozświetlił nagły uśmiech na nasz widok.
   Honey zrobiła minę, jakby do głowy wpadł jej jakiś pomysł i wstała szybko z mojego łóżka, jakby z podskokiem, podchodząc z radością do Sam.
- Sam! Jak to dobrze, że jesteś! - wykrzyknęła, niemal wciągając oniemiałą blondynkę do mojego pokoju. Sam zamrugała nerwowo, jakby ze zdziwieniem i spojrzała na mnie, marszcząc brwi.
   Miałem ochotę ryknąć śmiechem, widząc minę Sam i zachowanie Honey. Ta ostatnia, jakby coś knuła, ale nigdy nie domyśliłbym się czego, zwłaszcza, gdy mnie ostatnio prosiła o to, bym uważał co mówię i przy kim.
- Coś się stało, Honey? - spytała Sam, patrząc na nią niemal z troską.
- Nie mi, ale Hiro potrzebuje pomocy - odparła, wskazując na mnie wzrokiem. Zmarszczyłem brwi, patrząc z niedowierzaniem na przyjaciółkę.
- Yyy, że co?
- Mogłabyś go wyrwać w końcu z domu, bo niedługo nam tu korzenie zapuści - mruknęła Honey, mrugając do mnie, gdy Sam na nią nie patrzyła.
   Nie rozumiałem już nic. Najpierw Honey ostrzega mnie, żebym nie prowokował GoGo moją znajomością z Sam, a teraz sama mnie do niej nakłania. Mogłem się uczyć przez lata, ale nigdy nie zrozumiałbym kobiet.
- Właśnie miałam pytać, czy wszystko gra... - zaczęła Sam, która czuła się co najmniej głupio w tej sytuacji. I wcale się jej nie dziwiłem.
- Nic mi nie jest, Honey - warknąłem, z naciskiem na imię przyjaciółki.
- Tobie nigdy nic nie jest, Hiro - Honey wywróciła oczami, patrząc na mnie jednocześnie z naciskiem, jakby próbowała mi coś przez to przekazać. - Nawet po śmierci Tadashiego nic ci nie było. - dodała cicho.
   Sam otworzyła szeroko oczy i spojrzała na mnie ostrożnie, jakby bała się mojej reakcji. A ja siedziałem po prostu na swoim fotelu nieruchomo, jakbym naraz stał się posągiem. Może rzeczywiście od tamtego czasu coś we mnie upadło i pozostawiło pustkę w moim sercu.
   Nastała cisza. Honey wpatrywała się w podłogę, nie zmieniając swojego obojętnego wyrazu twarzy. W końcu Sam westchnęła i wycofała się zgrabnie, jakby chciała odejść.
- Nie powinnam była przychodzić. Przepraszam. - powiedziała, uśmiechając się słabo, przepraszająco.
- Nie! - odpowiedzieliśmy wspólnie z Honey, patrząc na siebie ze zdziwieniem. Wstałem z mojego fotela i podszedłem do Sam, wymijając ledwie zauważalnie moją przyjaciółkę. - To ja cię przepraszam. To nie twoja wina, że nie mam humoru.
- W takim razie pozwól mi go naprawić - Sam mrugnęła do mnie z uśmiechem.
- Wiesz co, sam nie wiem... - czułem się zakłopotany tym, że naszą rozmowę wciąż słyszała Honey. - Mamy tutaj trochę roboty i...
- Ja się wszystkim zajmę - zawołała od razu moja przyjaciółka, zgarniając z mojego biurka wygniecione kartki i skoroszyty do swojej torby. - I tak mam już dość roznoszenia informacji - mruknęła, stąpając dumnie w swoich wysokich, jasnożółtych butach.
- Eee Honey? - zaczepiłem ją, zanim zdołała zejść po schodach.
- Tak, Hiro? - spytała blondynka, obracając się do mnie. Dlaczego zawsze, gdy chcę komuś powiedzieć coś prosto z serca, to nie potrafię znaleźć właściwych słów?
- Dzięki - powiedziałem cicho. - Wiesz, za wszystko.
   Sam spojrzała na mnie z uwagą, jakbym powiedział coś dziwnego, ale nie odezwała się ani słowem, patrząc znów w dół schodów na stojącą poniżej Honey Lemon.
- Nie ma za co - odpowiedziała Honey śpiewnie, zbiegając z charakterystycznym stukotem po drewnianych schodach.


   Siedzieliśmy z Sam w cichej knajpie bliżej centrum, w której, według Sam, podawano            wyśmienite jedzenie. Musiałem przyznać, że udało mi się nieco rozluźnić w towarzystwie dziewczyny. Nie rozumiem, jak to robiła. Za każdym razem, gdy spędzałem z nią czas, jakbym zapominał kim jestem i jakie mam obowiązki. Nie liczyła się już Agenda, zdanie moich przyjaciół, czy nawet Baymax...
- Stało się coś poważnego? - zapytała wreszcie od niechcenia Sam, rozczesując dłonią swoje gęste, proste włosy.
   Popatrzyłem na nią ze zniechęceniem, bo nie chciałem jej wspominać o GoGo. Chociaż w sumie, nawet gdybym jej o tym powiedział, to nie zareagowałaby tak, jak moja przyjaciółka, gdy mówię o Sam. Więc nawet nie mogłem być wobec GoGo całkowicie szczery, zastanawiałem się, mieszając łyżeczką w kubku parującej herbaty.
- Nic - odpowiedziałem z wahaniem, ale Sam przechyliła głowę z niedowierzaniem, patrząc na mnie z dosyć zabawną miną.
- Tak? I Honey dzwoniłaby po mnie, gdyby nic się nie stało? - zapytała mnie wprost.
   Zamarłem. Honey do niej dzwoniła? Po co? Zadałem oba pytania Sam, która skrzywiła się nieco, zaglądając do własnego gorącego kubka.
- Prosiła mnie po prostu, żebym do ciebie przyszła. Choć i tak miałam zamiar to zrobić. - powiedziała, otulając się swoim beżowym swetrem. - No to jak?
   Podrapałem się po głowie z westchnieniem, czując się jak ranny generał, otoczony ze wszystkich stron przez wrogie oddziały. Czułem, że po prostu wokół mnie wszystkie dziewczyny spiskują, jakby nie miały nic konkretnego do roboty.
- Powiedzmy, że... Że zdałem sobie sprawę z tego, że coś, co robiłem do tej pory było całkowicie bez sensu... Poza tym chyba straciłem osobę, na której mi bardzo zależy - dodałem, obawiając się reakcji Sam. Na moje szczęście chyba nie odkryła, o kim mówię, bo po jej wyrazie twarzy nie było widać nic z wyjątkiem wsparcia.
- Ta osoba jeszcze może wrócić - odparła z tym samym entuzjazmem, który wlała w siedzibę Agendy. - Nie zawsze tracąc coś, tracimy to na zawsze.
- Chyba, że powie się o jedno słowo za dużo - mruknąłem, patrząc w gęstą parę, unoszącą się nad moim kubkiem. Słabe światło rzucane ze smętnych żyrandoli sprawiało, że czułem się jak zamknięty w klatce. Może i było tu dobre jedzenie, ale nie dbali tu zupełnie o komfort klientów.
   Sam dotknęła mojej dłoni, patrząc mi z naciskiem w oczy.
- Każde słowo można zmienić, Hiro. Wiesz mi, akurat w tej sprawie mam doświadczenie. - powiedziała.
- Tsaa? - prychnąłem, opierając głowę o wolną rękę. Chyba najzwyczajniej w świecie nie chciałem, by Sam puszczała mojej dłoni, czego zresztą nie zrobiła.
   Blondynka spojrzała na mnie spojrzeniem, które zmroziło mi krew w żyłach. Nie było wściekłe, rozgoryczone, czy smutne. Było po prostu odległe, jakby puste. Gdy próbowałem zaglądnąć w duszę dziewczyny, zobaczyłem w niej jedynie bezkresną otchłań ciemności, jakby nie znajdowały się tam żadne emocje.
- Jestem adoptowana, Hiro - powiedziała bezbarwnym głosem, który przerażał mnie jeszcze bardziej niż jej spojrzenie. - Jako małe dziecko miałam żal do moich rodziców, że mnie zabrali. Wolałam... wolałam gnić w domu dziecka i czekać, aż moi rodzice po mnie wrócą. Wciąż miałam taką nadzieję.
   Przerwała na moment, jakby próbując dobrać słowa. Patrzyłem na nią wstrząśnięty, nie wiedząc czy bać się tej niesamowitej szczerości, czy ucieszyć się z zaufania, jakim obdarzyła mnie przyjaciółka. Sam w końcu drgnęła, jakby rozbudzona z potwornego snu i spojrzała na mnie, muskając długimi rzęsami swoje powieki.
- Kiedyś popełniłam błąd i powiedziałam o kilka słów za dużo. Nie wiedziałam, jaki ból sprawiłam moim rodzicom. I nie wiedziałam, że chcieli dać mi prawdziwy dom. Nie to, co czekało mnie w domu dziecka.
   Zaraz pomyślałem o cioci Cass. Czy gdyby Sam miała kogoś takiego w swojej rodzinie, to jej los mógłby się odmienić? Może właśnie o czymś takim wciąż marzyła - o kimś, kto stanowiłby dla niej prawdziwą rodzinę. Zastanawiałem się, które z nas zostało bardziej skrzywdzone przez los - ja, nie mając rodziców, ale kochającą mnie ciotkę, czy Sam, której biologiczni rodzice wciąż żyli, ale wychowywali ją obcy dla niej ludzie.
   Splotłem swoje palce z jej palcami, chcąc przez ten gest dodać jej otuchy. Sam spojrzała na mnie oczami, które skrywały się pod zasłoną szklanych łez.
- Ale jednak twoi rodzice ci wybaczyli, prawda? - zapytałem, chcąc znaleźć w tej opowieści choć jeden mało smutny wątek. Sam otarła łzy wewnętrzną stroną dłoni i uśmiechnęła się gorzko.
- Tak, ale sama świadomość, że ich skrzywdziłam po tym, co dla mnie zrobili... - Sam zagryzła wargę, starając się nie rozpłakać. Naszła mnie nagle ochota, by ją przytulić - dodać jej otuchy i pocieszyć. Ja też często potrzebowałem w takich momentach czyjeś obecności i bardzo pomagał mi Baymax. To on nauczył mnie, że przez zwykłe bycie przy kimś, można zmienić wiele w życiu tej osoby.
- Może tak się musiało stać - próbowałem ją przekonać. - Może musiałaś zrobić coś takiego, by się przekonać, ile znaczy rodzina.
   Sam skrzywiła się nagle, marszcząc brwi. Mimo że na jej policzkach wciąż były smugi słonej cieczy, a jej oczy wydawały się być rozbiegane, jakby czegoś dobitnie poszukiwały, to jej uroda i tak potrafiła pokonać te bariery.
- Przepraszam. Ja mówię o rodzinie, kiedy ty...
- Daj spokój - odparłem. - Każde z nas ma rodzinę. Kochającą rodzinę.
   Sam spojrzała znów na stół pustym spojrzeniem, jakby moje słowa dały jej do myślenia. Jednak strumień emocji, który z niej wypłynął nagle zmienił kurs, a wargi dziewczyny zacięły się w grymasie beznadziejnej złości. Już gdy miałem zapytać, czy wszystko gra, dziewczyna odezwała się nagle znów tym samym, upiornym głosem:
- W końcu spotkałam moich rodziców. Pomogła mi w tym praca w Agendzie. Znalazłam ich, zaczęłam obserwować. Moja biologiczna matka jest wysoko cenionym przedsiębiorcą, a mój ojciec jej menadżerem. Nie rozmawiają ze sobą, jakby byli dla siebie obcy. Najbardziej bolało mnie to, gdy spojrzałam mojej matce w oczy, Hiro - mówiąc to, spojrzała w moje własne, jakby chciała ująć całe swoje rozgoryczenie w tym jednym geście. - Nie poznała mnie. Jakbym się dla niej nie liczyła. Tak jak wtedy, gdy mnie oddała.
   Zawahałem się, nie wiedząc, co powiedzieć. Cholera, ja naprawdę nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Czułem się, jakbym poznał całkiem nową osobę, nie Sam Namato z San Fransokyo. Nie sądziłem, że ta na pozór uśmiechnięta i rozentuzjazmowana dziewczyna, którą widywałem prawie każdego dnia, gdy wstępowałem do Agendy, kryje w sobie tak gęsty mrok i żal do najbliższych jej osób.
   Kelnerka podała na stół parujące sukiyaki, po czym wycofała się w rytm muzyki ze swoich słuchawek. W końcu zebrałem myśli i zdołałem wymyślić coś, czym mógłbym pocieszyć dziewczynę.
- Sam - zwróciłem się do niej w końcu, wciąż nie puszczając jej delikatnej dłoni. - potrafię sobie wyobrazić, jak jest ci ciężko, ale nie możesz mieć pretensji do samej siebie. To nie jest twoja wina, ani wina twoich przyszywanych rodziców. Poza tym sama widzisz, że odnalezienie mamy i tak nie pomogło twoim problemom, a jeszcze pogorszyło sprawę.
   Sam przetarła jeszcze raz swoje policzki, jakby chciała upewnić się, że nikt nie zauważy po nich śladu łez.
- Mówisz, jakbyś sam nie popełniał tego błędu. Sam chciałeś wiedzieć, co Mayson ma wspólnego ze śmiercią twoich rodziców. Przecież ta wiedza i tak nic nie zmieni.
- To coś więcej niż wiedza - odparłem chłodno, patrząc na Sam. Nie byłem na nią zły, po prostu nie rozumiała, co chciałem zrobić z informacjami na temat Carlosa Maysona. Jeśli przez tego gościa moi rodzice mieli ten wypadek, to nie puszczę mu tego płazem.
   Sam spojrzała na mnie z niedowierzaniem i strachem w oczach, puszczając szybko moją dłoń.
- Chyba nie zamierzasz...
- Najpierw skupię się na naszej misji - przerwałem jej, chcąc skończyć ten temat.
   Pomyślałem zaraz o cioci Cass i Tadashim. Jeśli Mayson jest winny śmierci moich rodziców, to przez niego moja rodzina tyle przeżyła. Ciocia Cass musiała z nami uciekać z San Fransokyo na pewien czas. W dodatku jak musiał czuć się Tadashi, który był świadom wypadku i tęsknoty za rodzicami, których w przeciwieństwie do mnie zdołał już poznać. Ja pamiętałem tylko nieliczne elementy. Ciepły głos mamy, jej zapach. To wszystko, co posiadałem, a mógłbym mieć więcej, gdyby nie Mayson. Wiem na razie tyle, że gdyby nie on, moi rodzice nie musieliby się włóczyć po mieście w tę pamiętną noc. Potrzebuję jeszcze tylko bezpośredniego dowodu, że mężczyzną, który prowadził ten drugi samochód był on...
- Ale ja ci pomagałam w tym wszystkim. Jestem teraz za to odpowiedzialna - Sam wstała nagle, patrząc na mnie, jak na jakiegoś potwora. Spojrzałem w stół z dezaprobatą. Najwyraźniej Sam nie spodziewała się po mnie takiej reakcji.
- Za nic nie jesteś odpowiedzialna. Poza tym nie tylko ty mi pomagałaś.
    Oczy Sam zwęziły się nagle we wściekłości.
- GoGo?
- Nieważne.
- Powiedz mi. Może ona cię przekona, żebyś przestał, skoro ja nie mogę. - wstałem od stołu, jak wcześniej Sam, chcąc ją jakoś uspokoić. Przez chwilę naprawdę wystraszyłem się, że dziewczyna będzie próbowała się w jakiś sposób skontaktować z GoGo, co mogło tylko sprowadzić na mnie większe kłopoty.
   Ludzie w knajpie popatrzyli na nas ze zdziwieniem i złością, jakby oglądali tani seans. Nie obchodziło mnie to. Żałowałem, że powiedziałem przy Sam o jedno słowo za dużo.
- GoGo nie ma z tym nic wspólnego. Ty też nie. Sam, nie zrobię nic głupiego. - podszedłem do dziewczyny, jakbym chciał ją zatrzymać, po czym chwyciłem znów za ręce. - Zaufaj mi.
- Obiecaj mi - warknęła Sam, patrząc mi ze złością i strachem w oczy. - Obiecaj, że nie będziesz ścigał Maysona.
   Ludzie dokoła nas zaczęli znów ze sobą rozmawiać, ignorując naszą obecność. Znów zawrzało jak w ulu - ludzie chichotali, krzyczeli, bądź zwyczajnie rozmawiali a stare żarówki syczały zawzięcie, jakby próbowały ich zagłuszyć. Gdzieniegdzie krzątały się kelnerki, które wydawały się niezbyt zajęte swoją pracą, jakby bardziej skupiały się na swoim wyglądzie, czy na muzyce, która grzmiała z głośników, schowanych w kątach pomieszczenia.
- Obiecuję - powiedziałem, patrząc Sam w oczy, jednocześnie zastanawiając się, jak mogę się wywinąć z mojej bezsensownej prośby. Wiedziałem, że gdyby Sam była w takiej sytuacji, również planowałaby zemstę. Być może odpuściłem Callaghanowi, ale nie chciał śmierci Tadashiego, nawet jeśli do niej doprowadził, zaślepiony swoim własnym gniewem wobec Krei'a.
   Sam w końcu spojrzała na mnie niepewnie i usiadła, wzdychając przy tym ciężko, jakby ta sytuacja naprawdę ją przeraziła. Byłem zdziwiony tym, jak bardzo mi ufała. Wystarczyła moja jedna obietnica, by ją uspokoić. GoGo wciąż byłaby czujna i uważałaby na mnie, ale moja przyjaciółka przede wszystkim bardzo dobrze mnie znała i potrafiłaby ocenić, czy kłamię. Sam nie posiadała takiej umiejętności. W ogóle czemu wciąż porównuję Sam do GoGo, pytałem siebie ze zdziwieniem. Dobrze wiem, że jedna totalnie się od drugiej różni. Po co to jeszcze podkreślać?
- Jak idzie wam planowanie misji? - zapytała w końcu Sam, mieszając w swojej misce na sukiyaki pałeczkami.
- Nie najgorzej. - przyznałem, umiejętnie stosując wobec niej nieco egoistyczną taktykę. - Ale szłoby nam lepiej, gdybyśmy wiedzieli coś więcej na temat Isla Menor.
   Sam westchnęła i spojrzała na mnie z zamyśleniem.
- Hiro, wiesz, że nie mogę...
- A ja cię o nic nie proszę - odparłem, wzruszając ramionami.
   Siedzieliśmy tak niemal kwadrans, delektując się wołowiną, tofu i warzywami. Przez cały czas widziałem jednak skupienie, malujące się na twarzy Sam. Pewnie myślała na temat naszej misji. Doprawdy nie wiem, jak ona ze mną wytrzymywała. Ja wobec niej miałem ogromny dług wdzięczności przez jej pomoc przy starcie w Agendzie. W dodatku wciąż go powiększałem.
   Niedługo niektóre żarówki zostały pogaszone, a ciasnej knajpie zrobiło się więcej miejsca, gdy zadowoleni klienci wychodzili na mroźny deszcz, owijając się swoimi kurtkami. Rozmowy również przycichły, jakby stanowiły jedynie skromne pogawędki, a nie głośne kłótnie, jak moja i Sam przed chwilą.
- Isla Menor jest starożytna. - powiedziała Sam, nie patrząc na mnie. Na tą informację niemal się zachłysnąłem.
- Że co?
   Sam spojrzała na mnie złowrogo, odsuwając od siebie już pustą miskę. Jej brązowe oczy zabłyszczały z gniewu i porażki, jaką poniosła w naszym małym starciu.
- To, co słyszałeś. Wyspę zamieszkiwali starożytni. Dlatego nie ma jej na większości map. Naukowcy się jej boją, nawet najodważniejsi słysząc jej nazwę, wieją gdzie pieprz rośnie.
   Przełknąłem głośno ślinę, słysząc słowa przyjaciółki. Być może miało mi to pomóc, ale na razie czułem tylko większy, związany z naszą misją stres. Już nawet nie miałem ochoty jeść.
- Jeśli zamieszkiwali ją jacyś ludzie, to musi być tam choć trochę cywilizacji, prawda? - spytałem cicho. Sam zacmokała, obracając głowę.
- To nie był... normalny lud. Cała wyspa stanowiła jedno wielkie pole walki. Nie zdziw się, jeśli znajdziesz tam potłuczone kości.
   Teraz to naprawdę czułem się przerażony. Yoko chce nas wysłać na wyspę, na którą boją się popłynąć naukowcy? To się w głowie nie mieści... Pewnie właśnie z tego powodu zrobili tam więzienie dla najgorszych przestępców Japonii, pomyślałem od razu, analizując sens działań Agendy. Ciekawe, czy wielki Ithani byłby w stanie sam zgłosić się na tę misję, gdyby wiedział, na co się targa. Skoro Yoko go tam nie posłała, to w takim razie musi nas chyba przeceniać.
   Podzieliłem się tymi myslami z Sam, która uśmiechnęła się szeroko na te słowa.
- Yoko wysłała tam Ithaniego dwa razy. Z każdym razem jednak wracał z niczym. Były to chyba jego jedyne porażki.
   Uśmiechnąłem się z wyższością, słysząc to.
- Ale jednak porażki - warknąłem. Nie byłem pewny, czy nam się to uda, ale musiałem wierzyć w umiejętności mojej ekipy. W końcu to ja byłem za nich odpowiedzialny jako leader.
   Sam uśmiechnęła się, jakby już zapomniała o naszej wcześniejszej sprzeczce. Blond kosmyki wirowały w zabawny sposób wokół jej bladej twarzy.
- Nie lubisz go, co?
- Nie - odparłem krótko. Ale czy naprawdę powinienem? Poza zazdrością o GoGo i wstąpieniem do Agendy nie łączyło mnie z nim nic. I tak naprawdę stosunki między nim a moją przyjaciółką nie powinny mnie interesować. Nawet, jeśli złamał jej serce...
    Ale jednak mnie to interesowało z jednego prostego powodu - chciałem szczęścia dla GoGo a wiedziałem, że im bliżej niej jest Ithani, tym bardziej nieszczęśliwa jest moja przyjaciółka. Współpraca z Agendą była na to dowodem.
- Hej, nie smuć się - zaczepiła mnie Sam z tym samym uśmiechem. - Bo w takim razie jestem tu zbędna, skoro nie potrafię cię uszczęśliwić.
   Moje wargi wygięły się w łuk na te słowa. No tak, przecież to Honey poprosiła Sam, by przerwała moje rozmyślania o GoGo, nawet gdy Sam o nich nie wiedziała. Choć przy dziewczynie powinienem wydawać się mniej zdołowany, by jej nie skrzywdzić.
   Potem spacerowaliśmy jeszcze godzinę, rozmawiając. W gruncie rzeczy cieszyłem się, że Sam wyrwała mnie z domu. W końcu mogłem odsapnąć od planów i myślenia o GoGo. A naprawdę potrzebowałem odpoczynku, zwłaszcza od tego drugiego zajęcia.
   Sam potrafiła mówić naprawdę dużo, ale miło się ją słuchało, bo miała intrygujący głos i nie mówiła o byle czym. Dowiedziałem się wiele o jej życiu na co dzień - nie wiem, dlaczego właśnie w tym momencie się na mnie otworzyła, ale być może uznała, że skoro wiem już o tym, że jest adoptowana, to więcej informacji na jej temat nic już nie zmieni. poza tym ja również zadawałem jej dużo pytań. Dowiedziałem się na przykład o tym, że Sam ma starszego, niebiologicznego brata o imieniu Yavi i że studiuje prawo. Poza tym to on załatwił jej pracę w Agendzie, bo Yoko to jego wykładowczyni. Nawet nie wiedziałem, że Yoko mogłaby wykładać prawo, ale cóż, najwyraźniej powinienem trzymać język za zębami i nie dziwić się niczemu, co mógłbym zobaczyć.
   Gdy szliśmy tak przez ciemne ulice San Fransokyo nawet nie zauważyłem momentu, w którym zacząłem trzymać ją za rękę. Sam wydawała się tego nawet nie zauważyć, a ja zauważyłem to dopiero po fakcie. Cały czas coś mnie do niej ciągnęło. Siła, która to robiła była tak mocna jak ta, która mnie jednocześnie od niej odpychała, przybliżając bliżej GoGo. W tym momencie jednak ta druga zawiodła, a ja sam nie potrafiłem zapanować nad sobą, jakbym sterował jakimś zbuntowanym robotem, a nie własnym ciałem.   
   Tym razem to Sam odprowadziła mnie do domu - jej tato był w pobliżu i miał po nią przyjechać. Staliśmy więc pod drzwiami mojego domu, obserwując najbliższe pojazdy i rozmawiając jeszcze, zanim mieliśmy się rozstać.
- Yoko nie jest wcale taka zła, jak się wydaje - powiedziała Sam, mrużąc zabawnie oczy. - Może jest stanowcza i nieco...
- ...wredna? - dokończyłem za nią, a Sam wybuchnęła śmiechem.
- No dobra, wredna. Ale jednak nadaje się na swoje stanowisko.
- Znam przynajmniej dziesięć osób, które by ją lepiej zastąpiły. - odparłem z pewnością. Widziałem już, co zrobiła z Instytutu Robotyki, gdy była w nim przez krótszy czas dyrektorką, dlatego ciężko było mi uwierzyć w słowa Sam.
- Zdziwiłbyś się, jak pasuje na to stanowisko - odpowiedziała Sam, patrząc mi w oczy. - Nie jeden by uciekł, gdyby zobaczył to, co ona.
- Praca w Agendzie jest aż tak zła? - spytałem z ciekawością.
- Nie, ale gdy już zaczniesz, nie możesz podjąć się innej. - odpowiedziała Sam. - Chyba, że chcesz odwiedzić gości, których wpakowałeś na Isla Menor...
- Aha - wypowiedziałem tylko z szokiem. - Na pewno musi być jakieś inne wyjście...
- Nie ma - Sam pokręciła głową z pewną siebie miną. - Dlatego Agenda tak dobrze płaci.
- Czyli, że już nigdy nie będziesz mogła zmienić pracy? - zapytałem, choć to pytanie brzmiało głupio i bezsensownie. Sam wzruszyła ramionami.
- Wiedziałam, na co się piszę. Chyba, że Agenda pozwoliłaby mi zacząć karierę w innym miejscu i miałaby na mnie oko, ale to rzadkie przypadki. Ludzie pracujący za długo w AZN-ie zaczynają bzikować, wierz mi.
   Zastanowiłem się nad jej słowami, starając się wyobrazić sobie byłych pracowników Agendy. Z jakiegoś powodu Yoko nie powiadomiła mnie o tym małym punkcie naszej umowy. Więc, gdy dowiedzieliśmy się o AZN-ie i Yoko pytała nas, czy chcemy wejść w tę organizację, to tak naprawdę nie mieliśmy za bardzo wyboru, pomyślałem z wściekłością.
- Och, to mój tato - mruknęła nagle Sam, całując mnie w policzek. - Muszę już lecieć.
- Sam, dzięki za to, że mnie wyciągnęłaś z domu - powiedziałem, zanim blondynka odeszła do czarnego samochodu z zacieniowanymi szybami.
- Mam nadzieję, że było warto - krzyknęła tylko, wsiadając do auta. Schowałem dłonie do kieszeni, patrząc na znikający z ulicy samochód, w którym siedziała dziewczyna. Dopiero potem wyszeptałem:
- Było warto.


Ktoś z was chyba zgadł, że Sam znów przyczepi się do Hiro, ale już nie pamiętam kto :D ale nie martwcie się, tak nie będzie za każdym razem, bo byłoby nudno. Sam po prostu ma przeczucie, albo wie, kiedy się wkręcić ;) no, to udanego weekendu, a raczej jego końcówki i sił na przyszły tydzień! ;) ahaa i coś dla oczu:



Mniej więcej tak wyobrażałabym sb Sam :33 mam nadzieję, że nie zepsułam wam wizji twórczej ;dd

7 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. hm troche durzo tej Sam hm...kurde przez moment myslalem ze po tym jak Hiro wygadal sie sam po co zbiera info o maysonie to ona poleci do gogo zeby ona przekonala hiro ale w sumie to i bez tego jej obiecal ze nie bedzie go scigal hm czekam na nexta z gogo:) (prawie dokladnie tak wyobrazalem sobie sam;)

      Usuń
    2. hahahahah o ile teraz będzie GoGo ;) troche jej podpadł tym co powiedział :dd

      Usuń
  2. O w rzyć, o w rzyć, o w rzyć.
    Wydaje mi się, że Hiro zaczyna się bawić w, no, jakby to powiedzieć, "nieszczęśliwą kobiecinę, która nie może się zdecydować, którego zalotnika woli". Czemu przyrównuję do kobiety? Bo mogę :D
    Albo kłamie, albo wali o jedno chędożone zdanie za dużo. Heh, może będzie mu się bardzo podobało na tej wyspie, co?
    Tak czy inaczej, wolę udany romans z GoGo niż z Sam. Takie skakanie od dziewy do dziewy bywa śmieszne, chociaż za bardzo mi przypomina uwielbianą przez Siostrusia "Klątwę Tygrysa"...
    Wybrany przez ciebie obrazek rzeczywiście, dosyć trafnie odpowiada mojemu wyobrażeniu Sam. A teraz propozycja: następnym razem daj coś w stylu GoGo, no nie wiem, albo jak mogła wyglądać wcześniej, albo jak ją widzisz później. Moja imaginacja potrzebuje odskoczni...
    Łał, niezłe wyzwanie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, myślę że nasz Hiro po prostu trochę zagubiony jest w swoich uczuciach i sam nie wie, czego chce ;) musi się po prostu ogarnąć i tyle :pp

      Usuń
  3. SUPER! Dawaj szybko następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O w dusze.
    Sam... Znowu Sam. Trochę jej za dużo, no ale, że GoGo strzeliła focha, pozwalam. Skoro ona ma go gdzieś i nie chce nawet jego przeprosin, no to trudno. Później zobaczy jaki błąd popełniła XD A kto wie, może byliby teraz na jakimś spacerze w parku... Jezu, jakie marzenia XD
    Just, piszesz niesamowicie. Zawsze jestem pod wrażeniem, gdy czytam twój rozdział. Tu czy na JWS. Oby tak dalej! ^^ Czekam na kolejny rozdział, a teraz zmykam do szkoły :*

    OdpowiedzUsuń