10/07/2015

Tajemnice

   Następnego dnia postanowiłem nie myśleć o wczorajszym dniu i o Sam, chociaż prawdę mówiąc przychodziło mi to z trudem. Cały czas zastanawiałem się, co czuję wobec niej. Było to o tyle trudne, że nie mogłem za nic znaleźć na to odpowiedzi. Może cała ta sytuacja na wybrzeżu była tylko pod wpływem chwili? - pomyślałem sobie, gdy czytałem jeden z licznych podręczników Callaghana odnośnie robotyki.
   Baymax siedział przy oknie i oglądał ludzi spacerujących ulicą. Mnie taka czynność by nudziła, ale jemu bardzo się podobała, tym bardziej, że aktualnie nie miał co robić.
- Stresujesz się misją na wyspie Isla Menor? - zapytał robot, przerywając mi czytanie.
- Eee, nie? - odparłem, wbijając wzrok z powrotem w litery.
- To może chodzi o profesor Yoko? - spytał Baymax dociekliwie.
- Po co te pytania? - zmarszczyłem brwi. Baymax wstał od okna i usiadł obok mnie.
- Mam wpisane w program twoje odczucia dotyczące GoGo, ale nie potrafię zanalizować twoich myśli z chwili obecnej. Coś cię trapi, Hiro?
   Zarumieniłem się na wzmiance o GoGo. Czułem się więźniem we własnym umyśle, jeśli Baymax potrafił rozróżnić moje poszczególne stany emocjonalne. Miałem nad nim o tyle przewagę, że nie wiedział, co zawraca mi głowę w tym momencie. No, chyba że przejrzałby moje wspomnienia dotyczące tamtej chwili na wybrzeżu, a tego nie potrafił.
- Każdego nękasz analizami stanu emocjonalnego, czy tylko mnie? - mruknąłem, patrząc na robota zmęczonym spojrzeniem.
- Staram się pomagać wszystkim ludziom - odpowiedział Baymax, nie wyczuwając, że jest to pytanie retoryczne.
- Ta? I inni też mają takie dylematy, jak ja? - parsknąłem śmiechem, gładząc kartkę książki.
- Tak, w większości. Zwłaszcza twoi przyjaciele.
   Jego wypowiedź bardzo mnie zainteresowała. Odłożyłem książkę i obróciłem się w stronę robota.
- Taa? Ciekawe, którzy?
- Ludzie posiadają dwie sfery emocjonalne - mówił robot z miną profesora. - Jedną zewnętrzną i jedną wewnętrzną. Można powiedzieć, że każdy z twoich przyjaciół ma inaczej skonstruowane sfery, co czyni ich bardzo zróżnicowanymi.
- Co ty nie powiesz? - mruknąłem. - A potrafisz wybadać, kto ma jaką?
- Sporządziłem wstępne badania, gdy jeszcze ścigaliśmy profesora Callaghana. - wyznał Baymax.
- I? - dopytywałem się z ciekawością.
- Natura Wasabiego ma wiele ze stoicyzmu. Jego wewnętrzna jak i zewnętrzna sfera emocjonalna jest impresjonistyczna, co sprawia, że Wasabi w większości skrywa swoje uczucia bądź przeżywa je nieco łagodniej niż reszta ludzi. Fred i Honey są od siebie całkowicie różni - Honey Lemon ma rozwiniętą część wewnętrzną, zaś Fred zewnętrzną. Różnią się od siebie tym, że Honey większość emocji przeżywa w swojej bardziej impresjonistycznej części mózgu, a tylko niektóre emocje wychodzą na zewnątrz. Fred zaś jest odmiennym typem, bo jego wewnętrzna sfera emocjonalna jest mało podatna na wstrząsy emocjonalne, zaś więcej oddziałuje zewnętrzną sferą, przez co wydaje się, że Fred jest spontaniczny, choć wewnętrznie ma wiele wspólnego z naturą stoicyzmu.
- Doprawdy? - spytałem, słuchając z zaciekawieniem robota. - A GoGo?
- GoGo i ty jesteście do siebie bardzo podobni. Oboje operujecie wewnętrzną i zewnętrzną sferą bardzo ekspresjonistycznie, czyli jesteście emocjonalnie przeciwni Wasabiemu. Sprawia to, że tobie i GoGo ciężko jest utrzymać emocje i łatwo mogą je zauważyć osoby z waszego otoczenia.
- Ach, tak? Myślałem, że GoGo dość dobrze ukrywa emocje.
- Jest to pozycja obronna, którą obrała prawdopodobnie ze względu na pewne wydarzenia z jej życia. - powiedział robot, a ja drgnąłem, pewny, że ma rację. To przez Ithaniego. GoGo musi się pewnie bać, że znów ktoś ją skrzywdzi.
   Baymax przechylił głowę, przyglądając mi się.
- Martwisz się - zawyrokował.
- Trochę - przyznałem. - Interesujące, że to odkryłeś.
- Są to ostatnie poprawki twojego brata, które dodał do mojej karty. - odparł Baymax, czym zakończył ten temat.
   Siedziałem na łóżku pogrążony w rozmyślaniach na temat sfer emocjonalnych, które rozróżniał Baymax. Nic dziwnego, że zazwyczaj tak trafnie rozróżniał ludzkie emocje, skoro jego czujniki były skoncentrowane tak dokładnie na odruchach innych.
   Nagle usłyszałem, że ktoś biegnie po schodach do mojego pokoju i po chwili zauważyłem w progu GoGo z szeroko otwartymi oczami i szerokim uśmiechem na ustach. Miała na sobie czerwoną koszulkę na ramiączkach i spodnie dresowe, przez co wyglądała, jakby zerwała się z joggingu. Jej czarno-fioletowe włosy sterczały, każde w innym kierunku, jakby biegła dłuższy czas.
- Popatrz Baymax, jak to ludzie nie szanują czyjeś prywatności - mruknąłem pod nosem, gdy GoGo podeszła do mnie i chwyciła mnie za nadgarstek, ciągnąc w stronę schodów.
- Hiro, musisz coś koniecznie zobaczyć! - wykrzyknęła z taką radością, że sam się zdziwiłem. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie, toteż chwyciłem pospiesznie bluzę i zbiegłem na dół.
- Baymax, idziesz? - zapytałem, obracając się w ostatnim momencie, ale robot zaprzeczył ruchem głowy i uśmiechnął się po swojemu.
- I tak bym was nie dogonił.
   Zbiegając po schodach pomyślałem, że przed misją na Isla Menor rzeczywiście powinienem mu polepszyć napęd. GoGo ciągnęła mnie wciąż za rękę, tak że mało się nie wywróciłem, zakładając w pośpiechu buty. W przedpokoju minęła nas ciocia Cass, patrząc ze zdziwieniem na GoGo.
- GoGo, coś się stało, kochanie? - zapytała z uśmiechem. Najwyraźniej to było zaraźliwe. Szkoda, że nie wiedziałem, o co biega, no ale cóż - byłem tylko facetem.
- Wypożyczę na chwilę Hiro, okej? - zaszczebiotała, przypominając mi nieco zachowaniem Honey.
- Dobra, ale nie wróćcie znowu tak późno - ciocia Cass zaśmiała się pod nosem, patrząc, jak znikamy w drzwiach. Czułem się w tej chwili naprawdę jak wypożyczany przedmiot.
- Hiro, no chodź! - wołała GoGo, ale udało mi się zatrzymać ją siłą na miejscu.
- GoGo, co się do cholery dzieje? - spytałem, patrząc jej ze zdziwieniem w oczy. Przez moment mierzyliśmy się spojrzeniami, aż w końcu GoGo westchnęła.
- Ciężko jest mi to powiedzieć... Musisz to zobaczyć, zaufaj mi. - powiedziała w końcu GoGo, po czym ruszyła biegiem po chodniku, mijając po drodze poirytowanych przechodniów.
- GoGo, czekaj! - krzyknąłem za nią, po czym ruszyłem za nią, ignorując to, że mam rozwiązane buty. Pewnie za jakieś kilka minut i tak się wywalę, co powinno już być moja specjalnością. Że też Baymax z nami nie poszedł, pomyślałem z westchnieniem, przynajmniej miałby przy sobie plastry.
   Przechodnie mruczeli coś pod nosem, albo patrzyli na nas nieprzychylnie, gdy przebiegaliśmy obok, ale GoGo nie przestawała biec. To, że była tak wysportowana dodatkowo utrudniało mi dogonienie jej, co już i tak było trudne i bez tego. Samochody mijały nas wolno, podczas gdy moja przyjaciółka nie przystanęła ani na moment, mijając schludnie wyglądające wystawy sklepowe. W końcu, gdy się z nią zrównałem, zdołałem ja spytać:
- Gdzie ty biegniesz?
- Do parku Linnei - powiedziała, oddychając miarowo. Cały czas na jej ustach gościł śnieżnobiały uśmiech. Nie potrafiłem zobaczyć w niej dawnej GoGo, gdy wciąż się uśmiechała, tak jakbym zobaczył rozrywkowego Wasabiego. Coś tu nie pasowało, po prostu.
   Biegliśmy spory czas wciąż naprzód, aż w końcu GoGo skręciła, tak jak mówiła do parku Linnei. Cieszyłem się w duchu, że park nie mieścił się dalej od mojego domu, bo czułem, że zaraz padnę. Moje gardło orzeźwiał mi zimny podmuch powietrza, który chcąc nie chcąc i tak wdychałem do zapotrzebowanych płuc.
   Zieleń parku była jak ożywczy deszcz dla moich zmęczonych szarością ulic oczu. Wokół panował zapach późnej jesieni, który jednocześnie dodawał odwagi i odbierał energię, jakby chcąc odmienić nastrój wszystkich spacerowiczów w parku jednym tchnieniem powoli zasypiającej przyrody.
   Wreszcie, gdy dobiegliśmy do dużego stawu, który znajdował się pośrodku parku, GoGo stanęła, oddychając wciąż równo, gdy ja zipałem od wysiłku. Oparłem się o kolana, oddychając ciężko i szybko. Nic dziwnego, skoro przebiegliśmy razem z GoGo niemal pół miasta. Dość spory wyczyn na moją aktywność fizyczną, nie mówiąc o tym, że gdybym chciał, sam bym poprosił o mały trening.
- Musiałaś... tak szybko... biec? - zapytałem z rozdrażnieniem. Nie wiem, co chciała mi pokazać GoGo, ale zaczynałem coraz mniej podzielać jej entuzjazm przed moje wykończenie. - To nie mogło poczekać?
   GoGo wyprostowała się oddychając szybko, ale obdarzyła mnie tylko tajemniczym spojrzeniem
- Zaraz ci coś pokażę - powiedziała, stając do mnie bokiem i wcisnęła przycisk na swoim nadgarstku, który uruchamiał jej lśniący, żółty kostium, nakładając się na poszczególne części ciała. Gdy w końcu kask nałożył się sam od tyłu głowy GoGo, zamykając się na jej czole i zakrywając twarz, moja przyjaciółka spojrzała w dół na swoje stopy niepewnie.
   Skrzyżowałem ręce, patrząc na nią ze zdziwieniem. GoGo jednak westchnęła i cofnęła się. Krok. Dwa. Doszło do kilkunastu. W końcu uśmiechnęła się do mnie po raz ostatni i śmignęła mi przed nosem, kierując się wprost do... stawu.
- Go..! - krzyknąłem, po czym zobaczyłem coś niemożliwego.
   GoGo biegła po cienkiej tafli, wciąż unosząc się nad wodą, która pryskała za nią niczym peleryna. Byłem w szoku. Sam fakt, że udało jej się osiągnąć taką prędkość, by móc zrobić takiego. Więc to dlatego była taka szczęśliwa, pomyślałem od razu. Praktycznie odkąd ją poznałem, wciąż pracowała nad prędkością. Chyba w tym miejscu zakończy swoje eksperymenty, pomyślałem z uznaniem. Jak dotąd nie słyszałem, by komuś innemu udało się biegać po wodzie.
   Ludzie w całym parku zatrzymywali się i patrzyli na GoGo z szokiem, wskazując ją sobie palcami. A ja stałem jak wryty, uśmiechając się tak, jak wcześniej GoGo, gdy ciągnęła mnie przez pół miasta. Patrzyłem na nią z zachwytem, nie mogąc wydusić ani słowa. Woda wydawała się spokojna i gładka, nie licząc liżącego ją delikatnie wiatru, zaś tempo GoGo niesamowicie rozwalało jej składność i prostotę, jakby dziewczyna była stworzona do niewiarygodnej prędkości.
   W końcu GoGo przemknęła tuż obok mnie i zatrzymała się z rozmachem, tnąc biały piach, który pokrywał przejście dla spacerujących. Przyjaciółka ściągnęła kask i wyłączyła swój kostium tym samym przyciskiem na przedramieniu, którym uruchomiła go sekundę wcześniej.
- I jak ci się podoba? - zapytała, patrząc mi w oczy z ciekawością.
- Jak ci się to... - wydukałem tylko, wciąż wstrząśnięty tym, co zobaczyłem. - To było niesamowite, GoGo! - wykrzyknąłem, gdy GoGo rzuciła mi się na szyję ze śmiechem.
   Podniosłem ją i zakręciłem dokoła, wdychając w płuca piżmowy zapach jej włosów. Może zabrzmi to dziwnie, ale mogłem je wąchać godzinami i wciąż ten zapach przypominałby mi o niej. GoGo objęła mocno moją szyję, śmiejąc się swobodnie do mojego ucha. Wiatr zaszumiał wśród drzew w parku, wyrównując wszystkie normy, jakie panowały w parku przed pojawieniem się w nim GoGo.
- Jak ci się to udało? - spytałem ją w końcu, gdy emocje opadły i gdy udało nam się rozdzielić.
- To długa historia - odparła GoGo, wzruszając ramionami skromnie. - Hiro, tyle wymyślania, doskonalenia... Nie sądziłam, że to w ogóle jest możliwe.
- Bo nie było - przyznałem, patrząc na nią z uznaniem, po czym chwyciłem z czułością jej gładkie dłonie - Aż do teraz.
   Zaraz podeszła do nas grupka ludzi, wypytująca GoGo o to, co zrobiła. Wszyscy byli zdziwieni o wiele bardziej od nas, jakby GoGo sklonowała człowieka na ich oczach. Był tam też jeden dziennikarz, który próbował się przepchać przez powiększający się tłum ludzi wokół mojej przyjaciółki. GoGo najwyraźniej nie chciała z nim rozmawiać, bo wyminęła go sprawnie, po czym wciąż nie puszczając moich rąk, wyciągnęła mnie z tłumu gapiów tuż za sobą.
   Szliśmy dość szybko, by już niedługo dziennikarz dał sobie spokój. To, co zrobiła GoGo było w pewien sposób nielegalne, bo studenci Instytutu nie powinni wychodzić ze swoimi wynalazkami na zewnątrz uczelni, więc wszelkie rozgłosy dotyczące osiągnięcia dziewczyny mogły tylko przysporzyć jej kłopotów. Choć wyszliśmy już dawno z parku, GoGo wciąż trzymała moją dłoń, jakby zapomniała, że w ogóle kiedykolwiek ją chwyciła.
- Kurczę, Hiro - stęknęła nagle, poważniejąc. - Nad czym ja teraz będę pracować?
   Wybuchnąłem śmiechem, widząc jej udręczone spojrzenie, które szybko się rozpromieniło. Była zbyt zadowolona ze swojego odkrycia, by się teraz przejmować takimi niedogodnościami jak brak zajęcia. Jej czarne kosmyki powiewały lekko na wietrze, poza jednym - tym fioletowym, który niesfornie opadał jej na czoło.
- Chyba nie widziałem ciebie jeszcze takiej szczęśliwej - powiedziałem wprost, na co GoGo chyba się zdziwiła. Fioletowy kosmyk niemal wpadł jej do oka, więc chwyciła go z delikatnością i zaplątała wokół ucha, by wiatr nie mógł go zerwać.
- Naprawdę? Aż taka ze mnie nudziara? - spytała, pokazując mi język.
- Nie, nie to miałem na myśli. - odparłem ze śmiechem. - Ale jednak wolę cię taką szczęśliwą.
   GoGo popatrzyła na mnie z wdzięcznością swoimi piwnymi oczami, po czym odetchnęła głośno, jakby przez jedno dzieło, nad którym pracowała od kilku lat, jej świat obrócił się do góry nogami, a może rzeczywiście tak było.
- Co u twojego taty? - zapytałem, zmieniając nagle temat.
- Wszystko w porządku - odpowiedziała GoGo. Jej oczy wciąż lśniły szczęściem, przez co miałem wrażenie, że moja przyjaciółka zaraz skoczy i odleci, tak jak w przedziwny sposób biegła po wodzie. - No, dobra, nawet bardziej niż w porządku. Ostatnio powróciłam do moich obrazów i... chyba to go ucieszyło.
   Zdziwiłem się tym niemal bardziej niż jej wyczynami na stawie w parku Linnei. Przypomniałem sobie hol w domu GoGo i jego niezwykłe ściany ozdobione licznymi obrazami GoGo i jej mamy. Aż nie mogłem się nadziwić, że znów odważyła się powrócić do dawnej pasji. Zawsze kojarzyłem ją tylko z pasji do motoryzacji, podczas gdy ona tak umiejętnie chowała swój talent.
- Żartujesz? - spytałem, unosząc brwi. - Naprawdę?
- Dobra, już się tak nie podniecaj - zgasiła mnie szybko. - Naszkicowałam tylko trzy, ale mojemu ojcu najwyraźniej wystarczyło, skoro co chwilę o to pyta.
- Przecież to dobrze - powiedziałem. - Powinnaś to robić.
   GoGo uniosła jedną brew do góry, przyglądając mi się uważnie.
- Tak myślisz? - zapytała, jakby wystawiała mnie na próbę.
- Pewnie, że tak - odparłem. - Pod warunkiem, że pokażesz mi te swoje szkice - dodałem szybko. GoGo zaśmiała się krótko i w tym momencie chyba zauważyła, że wciąż trzymamy się za ręce, bo puściła moją, kryjąc lekki rumieniec.
- Chyba trochę na nie poczekasz - skończyła temat. - Hmm, zjadłabym coś. Co ty na to, żeby jakoś uczcić ten dzień?
- Nie musisz mnie długo przekonywać - uśmiechnąłem się, chowając ręce do kieszeni.



   Chodziliśmy przez pełną godzinę, szukając dobrej knajpy, dopóki GoGo nie zmarzła na tyle, że nawet moja bluza jej nie pomogła i zdecydowaliśmy się zawrócić do jej domu, który w tym momencie znajdował się dość blisko, by GoGo mogła się cieplej ubrać.
- Jak tam twoja przyjaźń z Sam? - zapytała GoGo, trąc swoje zimne ramiona skryte pod cienką warstwą mojej bluzy. Choć było mi bardzo zimno, nie chciałem jej tego pokazać, bo najpewniej oddałaby mi moją bluzę, a wolałem się rozchorować niż ją przyjąć z powrotem.
   Spojrzałem na GoGo ze zdziwieniem, choć zadała mi to pytanie ze spokojem, bez żadnych aluzji czy niechęci. Miałem ochotę w tym momencie zrobić nawet najgłupszą rzecz, byle uwolnić się od wyrzutów sumienia, które mnie nagle dopadły. Zachowywałem się jak kretyn. Co ja sobie myślałem w związku z Sam, skoro i tak wciąż myślę o GoGo? Nawet jeśli i tak nie mam żadnych szans, to nie powinienem dawać Sam nadziei, a sam zaczynałem się zastanawiać, czy właśnie tego nie zrobiłem.
   GoGo spojrzała na mnie z troską, po czym zatrzymała na środku chodnika.
- Hiro, coś się stało? - zapytała, patrząc mi z taką empatią w oczy, że miałem ochotę odwrócić wzrok.
- Nie, nic - skłamałem, machając ręką. - Po prostu, trochę mi przykro, że przenieśli Sam do innej sprawy, wiesz... Teraz nie będzie mogła nam dłużej pomagać.
   Spadasz z dna w dno, warczałem do siebie w myślach, ale co niby innego miałem powiedzieć GoGo? Widziałem, jak bardzo irytowała ją wzmianka o blondynce, więc wolałem po prostu sprzedać jej nawet słabe kłamstwo i zakończyć temat, nim GoGo odkryłaby, że coś ukrywam. Poza tym jak zareagowałaby, gdybym opowiedział jej wczorajszy dzień? Nagle zacząłem się nad tym zastanawiać z narastającą ciekawością, jakbym chciał, żeby się dowiedziała, jakbym wyczekiwał tej reakcji.
- Hiro? - GoGo pstryknęła mi palcami przed oczami. - Strasznie dzisiaj zamyślony jesteś. - odparła, przypatrując mi się badawczo.
- A dziwisz się? W końcu tyle się dzisiaj wydarzyło - mruknąłem, chowając lodowate dłonie w kieszenie. Pomimo moich wysiłków, GoGo zauważyła to, jak zmarzłem i od razu podjęła ten temat.
- Nie powinnam była brać twojej bluzy - mruknęła, rozsuwając zamek najwyraźniej zamierzając ją ściągnąć.
- Nie! - zatrzymałem ją. - Jestem i tak cieplej ubrany niż ty.
- Przecież widzę, że zmarzłeś - fuknęła, patrząc na mnie jak ciocia Cass, gdy jako dziecko wyjadałem ciastka schowane w głębi szafki.
- No właśnie. - odparłem. - Jeśli teraz oddasz mi bluzę, zmarzniemy oboje, a tak chociaż tobie będzie ciepło.
   GoGo zamilkła, patrząc przed siebie. W końcu westchnęła i uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością, otulając jeszcze ciaśniej moją bluzą. Za każdym razem, gdy miała ją na sobie, a już kilka razy się to zdarzyło, potem cały czas miałem przy sobie jej zapach, który szczerze uwielbiałem. Nawet zaczynałem się powoli dziwić, że ciocia Cass wciąż nie wyczuła perfum GoGo na mojej bluzie, co pewnie serio by ją zdziwiło.
- Kochany jesteś - szepnęła cicho GoGo, krzyżując ręce. Zauważyłem, że musiała mieć krótsze ręce od moich, albo moja bluza musiała się tak rozciągnąć, bo rękawy bluzy zakrywały jej całe ręce, jedynie wystawały z nich długie, gładkie paznokcie.
   Mruknąłem coś w odpowiedzi, patrząc na przeciwną stronę ulicy z zainteresowaniem. Choć w San Fransokyo rzadko coś się zmieniało, próbowałem wychwycić jakiekolwiek zmiany, byle nie musieć krzyżować spojrzeń z GoGo. Musieliśmy przejść jeszcze cztery ulice, by dojść do domu GoGo, a ja wolałem już nie okazać słabości przy przyjaciółce, żeby znowu nie zaczęła się wykłócać o tą bluzę.
   Nagle poczułem jak ktoś opatula mnie swoimi ciepłymi ramionami i gdy obróciłem głowę, zauważyłem nikogo innego, tylko właśnie moją przyjaciółkę.
- Eee, GoGo, co ty robisz? - spytałem ją, po części domyślając się odpowiedzi.
- Nie chciałeś swojej bluzy, więc nie mam zamiaru dopuścić, żebyś zamarł - powiedziała z powagą, jakby to było przecież oczywiste. Uniosłem brwi, uśmiechając się tylko pod nosem, choć musiałem przyznać, że naprawdę zrobiło mi się cieplej, choć wiatr wcale nie przestał posyłać swoje zimno wzdłuż ulic miasta.
   Objąłem lekko GoGo, przysuwając ją do siebie i tak szliśmy aż do jej domu, nie odzywając się do siebie ani słowem. Zdawałem sobie sprawę, jak mogliśmy wyglądać, idąc pustym chodnikiem wtuleni do siebie jak para, ale po pierwsze byłoby mi głupio odpychać GoGo, a po drugie wcale nie chciałem tego robić i to nie tylko z konieczności ciepła.
   Gdy wreszcie dotarliśmy do wielkiego domu GoGo, poczułem się jak za każdym razem mały w porównaniu z miejscem, w którym ona żyła na co dzień. Mój kąt nad kawiarnią cioci Cass nie mógł się równać z tą wspaniałą budowlą, która wbijała mnie w ziemię, gdy tylko zbliżyłem się zanadto blisko. GoGo jednak zdawała się być rozluźniona, gdy przekroczyła próg swoich znajomych czterech kątów.
   Niemal od razu po wejściu do wielkiego holu, GoGo zdjęła szybko moją bluzę, odsłaniając odkryte ramiona, po czym wręczyła mi ją z podziękowaniem. Westchnąłem tylko, biorąc do ręki bluzę i spojrzałem na przyjaciółkę.
- Jaki jest najgłupszy pomysł na jaki można wpaść? - spytałem ją, uśmiechając się lekko.
- Obejmować przyjaciela w miejscu publicznym? - zapytała mnie GoGo, wyciągając z szafy bluzę o wiele grubszą niż moja własna i ciepły, szaro-błękitny koc.
- Chciałem odpowiedzieć, że spacer po mieście w samej bluzce na ramiączkach w taką pogodę, ale chyba mnie przebiłaś - przyznałem, a GoGo wręczyła mi bluzę i koc. - Co ty robisz? - spytałem ją, obserwując uważnie jej poczynania.
- Przecież nie pozwolę ci wrócić znowu na ten wiatr - burknęła pod nosem, dmuchając w ciemną grzywkę.
- Co ty, Go... - zacząłem, ale GoGo zakryła mi usta swoją zimną ręką.
- Ani słowa. Idź do salonu, a ja zrobię herbatę. Twoja ciocia chyba mnie zabiję, jak się przeze mnie rozchorujesz...
   GoGo odeszła, mrucząc coś pod nosem, podczas gdy ja wywróciłem umiejętnie oczami, kierując się rzeczywiście w stronę salonu. Po drodze obejrzałem znów liczne obrazy GoGo i jej mamy rozmieszczone w całym holu, bo wiedziałem, że gdy GoGo wróci, nie da mi się nimi nacieszyć.
   Poszedłem więc za rozkazem gospodyni do jasnego salonu, oświetlonego dodatkowo blaskiem zapalonych w kącie licznych świec. Choć dochodziło może południe, to gęsta warstwa chmur przykryła słońce na tyle, że wydawać by się mogło, że nadszedł już wieczór. Jednak coś w kącie pełnym świec przykuło moją uwagę. Taki sam kąt miałem w swoim własnym domu, dokładniej na jednej z półek należących kiedyś do Tadashiego.
   Zbliżyłem się i spojrzałem na zdjęcie mamy GoGo. Była niezwykle piękną kobietą, a takich samych, ukośnych oczach i wąskich ustach. Jej czarne włosy były spięte w uroczy, kobiecy kok, ale coś w jej wyrazie twarzy nadawało jej wyraz współczucia i smutku, jak w mimice Mona Lisy, którą niejednokrotnie miałem okazję oglądać. Uśmiechała się lekko, smutno, ale jej uśmiech nadawał jej właściwego uroku, jak mocny aromat kwitnącym na wiosnę kwiatom. Tak naprawdę GoGo o wiele bardziej przypominała z wyglądu swoją mamę, niż ojca, pomyślałem. Co do charakteru, to nie zdołałem poznać pani Tomago, ani nie znałem zanadto jej ojca, by stwierdzić, którego cechy odziedziczyła.
   Zauważyłem jedną, niepalącą się świeczkę, stojąca na brzegu i zapaliłem ją od płomienia reszty świec, po czym postawiłem przed wizerunkiem mamy mojej przyjaciółki. Schyliłem lekko głowę w geście szacunku, jak należało w naszej tradycji, po czym obróciłem się i wróciłem na białą sofę, na której zostawiłem koc i bluzę.
   Gdy się jednak obróciłem, spostrzegłem, że za mną stoi GoGo, patrząc wciąż na zdjęcie mamy z uwagą. Nad dwoma kubkami stojącymi na szklanym stoliku unosiła się ciepła para, którą aż miło mi się oglądało, w porównaniu z wichurą za oknem.
- Jesteś bardzo podobna do swojej mamy - powiedziałem, jakby chcąc się usprawiedliwić za wtargnięcie w sacrum domu. Wargi GoGo wygięły się nieco w uśmiechu.
- Gdybyś ją bliżej poznał, zauważyłbyś, że wiele nas różni. - odparła, biorąc do ręki bluzę i zakładając na siebie.
   Usiadłem na sofie, wpatrując się wciąż w światło świec wokół zdjęcia pani Tomago, gdy poczułem na ramionach ciepły dotyk koca.
- Dzięki - powiedziałem, patrząc na GoGo, a ona mrugnęła tylko do mnie z uśmiechem. Nagle coś sobie przypomniałem. - Aaaa... nie miałaś mi czegoś przypadkiem pokazać? - zapytałem ją, mierząc pewnym spojrzeniem.
   GoGo wywróciła oczami i oparła się o oparcie sofy, krzyżując ręce.
- Poważnie chcesz je zobaczyć? - zapytała niemal z jękiem w głosie.
- Odkąd mi o nich powiedziałaś - przyznałem, dobijając ją z satysfakcją.
   GoGo westchnęła głośno, po czym ruszyła do holu i na górę po schodach po swoje prace, o których mi mówiła. Tak szczerze to nie mogłem się doczekać, żeby je zobaczyć. Wiem, że wiele osób potrafi przez to, co tworzy objawić, co leży im na sercu. Rysunki GoGo jeszcze z czasów, gdy malowała wspólnie z mamą potrafiły zachwycić, choć wiedziałem, że na pewno nie będą miały za dużo wspólnego z tymi, które namalowała teraz, po tak długim czasie.
   Spojrzałem z zamyśleniem na stół i dopiero spostrzegłem pęk różnorakich kartek, nieco wybrudzonych węglem, z których wystawały gładkie szkice. Skorzystałem z okazji, gdy GoGo szukała na górze swoich prac i zerknąłem w stertę chciwie, ale nigdy nie domyśliłbym się, co mógłbym w niej zobaczyć.
   Zerknąłem na pierwszy lepszy szkic z kilkunastu rodzajów linii, jednych grubszych, drugich cieńszych, wszystkich połączonych w idealnych proporcjach. A szkic ten przedstawiał... mnie. Miałem wrażenie, jakby ktoś zrobił mi zdjęcie, gdy pracowałem w mojej pracowni w Instytucie - rysunek był tak dokładny. Widziałem, że ręka GoGo robiła to na szybko, co udało się poznać po wyostrzonych konturach, ale to nie zmieniało faktu, że jej szkic wyglądał wciąż jak żywa, czarno-biała fotografia.
   GoGo wydawała się uchwycić wszystko - od mojej chudej sylwetki, po bujną, czarną czuprynę sterczącą na boki. Stałem nad biurkiem, bokiem do osoby, która mnie malowała, a na twarzy miałem skupione spojrzenie spod gęstych ciemnych brwi. Nawet nie mógłbym sobie wyobrazić, że to tak wyglądam w czasie zajęć, gdyby nie to, że miałem na to żywy dowód.
   Ale po co GoGo miałaby rysować mnie? - pomyślałem sobie nagle. Zacząłem przeglądać resztę jej szkiców i co prawda, co jakiś czas potrafiłem zobaczyć uśmiechającą się Honey, czy machającego Baymaxa, nawet śpiącego Freda na długim fotelu w Instytucie, ale i tak co jakiś czas znów natrafiałem na swoje podobizny, niektóre mniej, inne bardzie dopracowane, jakby nie starczało GoGo czasu na dopracowanie detali. Za każdym razem przeżywałem szok i czułem się dość niekomfortowo, jakby GoGo śledziła każdy mój krok, ale z drugiej jednak strony czułem rozchodzące się po moim ciele ciepło, gdy znów natrafiałem na swoje szkice.
- Musiałam je zostawić w Instytucie, przepraszam, Hiro - mruknęła GoGo, schodząc po schodach i wpatrując się w trzymane przez nią prace. Słysząc jej głos, spanikowałem, układając jej szkice mniej więcej tak, jak wyglądały wcześniej, zanim zacząłem je przeglądać.
   Gdy GoGo wróciła, ja uśmiechałem się do niej głupawo, popijając gorącą herbatę, która od razu poparzyła mnie w język. Jednak pomimo nawet moich najszczerszych chęci, mojej przyjaciółki ani na moment nie zmyliła moja bezbronna mina, a nawet wręcz przeciwnie.
- Co zbroiłeś? - spytała, mierząc mnie spojrzeniem spod teatralnie zmarszczonych brwi.
- Ja? Nic - odparłem. - A ty mnie przypadkiem nie wrabiasz w to, że zostawiłaś swoje najlepsze rysunki w Instytucie? - zagadnąłem, wystawiając ją na próbę.
- Skąd - GoGo prychnęła, po czym usiadła koło mnie, przykrywając się tym samym, zagrzanym przeze mnie kocem. - Nawet nie próbuj mi zachorować, bo ci tą twoją bluzę wsadzę do gardła - burknęła, na co ja zareagowałem głośnym śmiechem.
- Tak jest, generale - mruknąłem, popijając herbatę, która naprawdę mnie rozgrzewałą.
   Nagle zapadła cisza, która wyjątkowo mi nie przeszkadzała, gdy obok była GoGo. Cieszyłem się jej obecnością o wiele bardziej niż samą rozmową z nią - najlepiej zatrzymałbym czas i zachował ten moment na długo. Niestety zawsze coś w takiej chwili musi się zepsuć. Do głowy przyszła mi dość smutna myśl, która odebrała mi radość z towarzystwa przyjaciółki.
- Coś się stało? - spytała mnie GoGo, obserwując mnie uważnie swoimi bystrymi oczyma. Westchnąłem cicho i oplotłem palcami swój kubek, jednocześnie je ogrzewając.
- Cały czas myślę o Isla Menor... Może popełniłem błąd, stawiając na swoim? Może lepiej byłoby słuchać Yoko?
   GoGo prychnęła z arogancją, wymierzoną w naszą byłą dyrektorkę Instytutu. Już wystarczająco nas wkurzała na tamtym stanowisku, a jako główna prezes AZN-u była jeszcze bardziej irytująca.
- Taa, i pozwolić się prowadzać po Agendzie jak małe dziecko - warknęła, patrząc w dal. Nagle przeniosła swój wściekły wzrok na mnie i jej spojrzenie natychmiast złagodniało. - Jeśli o mnie chodzi, to ja jestem z ciebie dumna, Hiro. W końcu powiedziałeś jej to, co wszyscy myślimy, nawet Wasabi. - mruknęła, biorąc łyk gorącej herbaty.
- Dzięki - wyszeptałem, uśmiechając się słabo. Słowa pociechy z ust GoGo magicznym sposobem zawsze do mnie trafiały, być może dlatego, że bardzo sobie ceniłem jej szczerość.
   GoGo położyła głowę na moim ramieniu wpatrując się tęsknie w zdjęcie mamy oświetlone blaskiem świec. Zastanawiałem się, czy tęskniła za swoja mamą mocniej, niż ja za Tadashim, o ile to w ogóle było możliwe. Nie znałem uczucia tęsknoty za rodzicami, bo nie do końca odczuwałem ich brak. Co prawda, gdy byłem dzieciakiem naprawdę mnie to bolało, ale dzięki Tadashiemu i cioci udało mi się przez to przejść, a potem nie wiedziałem już, czym jest prawdziwa rodzina.
- Myślę, że Yoko zrobiła to specjalnie - zacząłem cicho, a GoGo oderwała się od mojego ramienia, patrząc na mnie ze zdziwieniem. - Pomyśl tylko - próbowałem ją przekonać - chce nas wysłać na wyspę, na której nie ma nic, oprócz dziczy. Tak naprawdę nic z naszych umiejętności nie będzie tam przydatne. Nie sądzisz, że chce nam przez to coś udowodnić?
- Może i masz rację - przyznała niechętnie GoGo. - Ale co Agenda zyskałaby, gdyby nam się coś stało? Nic! Yoko to doskonale wie i myślę, że nie jest na tyle głupia, by wysyłać nas w miejsce, które jest poza naszymi możliwościami.
- Przepraszam - mruknąłem, patrząc się smętnie na złą przyjaciółkę. - Zepsułem ci humor.
- Przestań, Hiro. - GoGo wywróciła oczami. - Masz rację. Powinniśmy się skupić na naszej misji, a nie na naszych codziennych zajęciach.
   Spojrzałem na nią z szokiem, rozumiejąc w pełni, co to oznacza.
- GoGo, nie mówisz chyba o tym, że chcesz znów porzucić swoje obrazy? - zapytałem z niedowierzaniem.
- Hiro, ty ich nawet nie widziałeś - zaśmiała się GoGo, ale szybko spoważniała, widząc moje skonsternowaną minę. Próbowałem przybrać obojętną twarz, ale GoGo była jak wykrywacz kłamst - nic nie uszło jej uwadze. W dodatku mój wzrok niby to przypadkowo powędrował w kierunku stołu, na którym leżały rysunki GoGo, przykryte kilkoma zeszytami, co działało niemal tak samo, jak przyznanie się do winy.
- Hiro... - zaczęła GoGo groźnie, ale w tym samym momencie usłyszeliśmy kroki i po chwili w progu salonu stanął pan Tomago z nieco zmęczonym, ale uszczęśliwionym na widok córki wyrazem twarzy.
- Och, Hiro. Jak dobrze cię widzieć - powiedział, przenosząc wzrok na mnie.
- Pana również - odparłem z uśmiechem. GoGo ucichła, ale wciąż patrzyła się na mnie spod byka, jakbym rzeczywiście zrobił coś złego. Do głowy przyszło mi, że być może czerwone rumieńce na jej gładkich policzkach nie są wynikiem złości na mnie, ale zawstydzenia, że zobaczyłem coś, czego miałem nie widzieć.
- Zmarzliście, co? - spytał Daishi Tomago, stawiając swoją skórzaną teczkę na szafce tuż obok drzwi. - Może zaparzyć wam herbaty?
- Właśnie ją dopijamy - poinformowała go GoGo, pokazując mu swój kubek. Pan Tomago kiwnął spokojnie głową i usiadł w fotelu , po drugiej stronie stolika.
- Padam z sił. - wyznał, westchnąwszy głośno. - Ale przynajmniej mam już za sobą duży projekt. A jak wam idzie? Jakiś mały sukces w Instytucie?
   Nie wiem, czemu, ale bardzo lubiłem Daishiego, być może przez to, że dawniej przyjaźnił się z moim ojcem, a może po prostu ceniłem go za te same wartości, co mój ojciec. Przypomniałem sobie swoje słowa w szpitalu, dy pan Tomago przeszedł zawał. Powiedziałem wtedy GoGo, że chciałbym mieć takiego ojca, co było w stu procentach prawdą. Daishi był szczery, dobry i troskliwy. Poza tym nie dociekał, jak moja ciocia za każdym razem, gdy usłyszała na mój temat jakieś sensacyjne wieści od koleżanek w kawiarni, i podziwiał w GoGo jej intelekt i niezwykłe umiejętności.
- GoGo udało się dzisiaj coś wielkiego - uśmiechnąłem się, ale napotkałem jedynie piorunujące spojrzenie dziewczyny, które wbiło mnie w fotel. O co jej chodziło? Co ja takiego znowu powiedziałem?
- Och, naprawdę? - zapytał pan Tomago ze szczerym zainteresowaniem. Jego siwe włosy sterczały na boki zasłaniając czarne, młode kosmyki, ale mimo to wyglądał niezwykle schludnie i elegancko.
- Tak - odpowiedziała za mnie GoGo. - Pokazywałam Hiro moje obrazy i chyba mu się spodobały.
   Nie odezwałem się ani słowem, nie rozumiejąc jej reakcji. Jak mogła nie powiedzieć swojemu ojcu o tak wspaniałym osiągnięciu, jak możliwość przemieszczania się po tafli wody? Nadal tego nie pojmowałem. Ja na bank podzieliłbym się tym z ciocią, choć być może nie zrozumiałaby, w jaki sposób mi sie to udało.
- Chyba będę leciał - mruknąłem, wstając.
- Może cię odwieźć? - zaproponował Daishi, patrząc na mnie troskliwie. Wyglądałem na az tak zabiedzonego, pomyślałem z rozbawieniem.
- Nie, dziękuję - odparłem. - Przejdę się. To mi dobrze zrobi.
- Odprowadzę go.
   GoGo wstała wraz ze mną, kierując się w stronę wyjścia. Tylko siłą woli powstrzymałem się, by nie obrócić się w tył i nie rzucić GoGo zaskoczonego i rozgniewanego spojrzenia. Dlaczego tak na mnie naskoczyła, gdy próbowałem powiadomić jej ojca o jej dzisiejszym biegu po stawie.
   Gdy tylko znaleźliśmy się za drzwiami, obróciłem się tak szybko, że prawie się pośliznąłem i skrzyżowałem ręce z poirytowaniem.
- Co to właściwie było? - warknąłem. GoGo wydawała się być przejęta o wiele bardziej niż ja, patrząc na jej reakcję wtedy w salonie.
- A jak myślisz? - warknęła przyciszonym głosem, sprawdzając, czy dobrze zamknęła drzwi. - Myślisz, że czemu każdy mój motor albo zostawiam w Instytucie, albo robię w wersji, którą na spokojnie da się zmieścić do plecaka, hę? Mój ojciec o niczym nie wie, mądralo! I dobrze by było, gdyby tak zostało.
- Nie rozumiem tylko, czemu - naskoczyłem na nią. - Co jest złego w dzieleniu się z ojcem tak ważnymi dla ciebie rzeczami. Twój ojciec ma coś do motoryzacji? Czy to kolejny sekret, który przed nim ukrywasz?
   Dłonie GoGo zacisnęły się w pięści, choć jej twarz pozostała obojętna.
- Nie twoja sprawa, Hiro - warknęła, patrząc mi ze złością w oczy. - Sam byś to ukrywał, gdybys wiedział...
- Co wiedział? - zapytałem ze złością w głosie.
   Nastała cisza. GoGo wpatrywała się z niedowierzaniem we mnie, po czym jej oczy zaszkliły się lekko, choć jej głos ani trochę nie osłabł.
- Gdybyś wiedział, że najlepszy przyjaciel twojego ojca i jego żona zginęli w wypadku samochodowym. - wyszeptała.
   Odetchnąłem głośno, przecierając twarz dłońmi. Musiałem pomyśleć, by odpowiedzieć coś mądrego. W końcu odrzuciłem wszystkie opcje, pozostawiając jedna, która najbardziej wyrażałaby moje uczucia, jakie czułem w tym momencie.
- Nie sądzisz, że w takim razie to ja powinienem nienawidzić motoryzacji, a nie on? - zapytałem, patrząc w ciemnobrązowe oczy GoGo. - A jednak nie powstrzymuję cię przed robieniem tego, co kochasz.
- Niby czemu miałbyś mnie powstrzymywać? - spytała GoGo, marszcząc brwi. Przez moment poczułem, że się cały rumienię, gdy usłyszałem w swojej głowie odpowiedź, którą sugerowało mi serce. W końcu jednak wybrałem tę właściwą.
- Bo jesteś moją najlepszą przyjaciółką - odparłem. - I martwię się o ciebie.
  GoGo patrzyła mi w oczy dobrą chwilę, jakby próbowała wychwycić, czy to, co mówię jest prawdą, czy tylko próbuję ją zwieźć. W końcu jednak objęła mnie, wtulając się w moje ramię.
- Przepraszam, Hiro. - wyszeptała cicho. - Nie powinnam była na ciebie tak naskakiwać.
- Pomyśl, czy warto mieć przed kimś tajemnice - odpowiedziałem tylko, kończąc uścisk i schodząc po schodkach z werandy. GoGo wodziłą za mną smutnymi oczyma, jakby odprowadzała mnie aż do ulicy.
   W końcu obróciłem się i pomachałem jej lekko, a na jej twarzy pojawił się mały uśmiech. To mi wystarczyło, żebym mógł odejść. Nie chciałem zostawić jej zdołowanej, w końcu nigdy bym sobie nie wybaczył, gdybym zepsuł jej szczęśliwy dzień.
   Ruszyłem wzdłuż ulicy, okrywając się ciaśniej moją bluzą. Dobrze, że GoGo nie mogła mnie już widzieć, bo pewnie znów stękałaby na to, że zmarznę. Westchnąłem, uśmiechając się mimowolnie po dzisiejszym wspólnie spędzonym dniu z moja przyjaciółką. Już niemal zapomniałem o wczorajszej sytuacji z Sam, a nawet jeśli nie, to i tak głowę zaprzątały mi myśli o GoGo. Pomyśl, czy warto mieć przed kimś tajemnice, pomyślałem i zaraz poczułem narastający gniew i uczucie wstydu. Ale ze mnie hipokryta. Staram się być dobrym przyjacielem i pomagać GoGo, podczas gdy sam nie wypełniam swoich rad. W idealnym świecie pewnie powiedziałbym GoGo prawdę. Ale idealny świat to tylko fikcja, ja nie mam tyle odwagi, a teraz właśnie stoję samotnie na ulicy, marznąc od chłodnego północnego wiatru.

I jak? Spodobało się? ;) chciałam Wam nieco urozmaicić po tej Sam, ale jak czytam tego rozdziała to sama mam takie jeeej, ale to słodkie *o* sory, to chyba jakieś samouwielbienie xdd no, nieważne, ważne że Just dała sobie radę z dniami, w których miała mieć łącznie 7 testów ^^ dlatego nie było mnie tak długo, wybaczcie ;**

Chciałabym Was zachęcić do przeczytania mojego nowego bloga:

http://moja-droga-swiadectwo.blogspot.com/

4 komentarze:

  1. Słodycze!!!
    Cieszę się, że w końcu nadszedł dzień z nextem :D A samouwielbienie po napisaniu tak zarąbistego nexta nie jest niczym złym. Ja uważam to za całkowicie normalne. Hi hi, no i znowu Hiro wpadł jak śliwka w kompot. Te jego rady...
    Tak ogólnie, to jak szkoła?

    OdpowiedzUsuń
  2. Aww, jak słodko! *o*
    Oni są tacy mega słodcy!!! <333
    Ile ja wyczekiwałam na next'a to nawet sobie nie wyobrażasz xd Ale się doczekałam, i jestem mega zadowolona! ^^ Wróciłam ze spaceru, na którym zaliczyłam glebę (heh, tak to jest gdy śmiejesz się z nauczycielki od matmy ;')) siedzę z herbatką, paczam, i widzę rozdział u ciebie to tak mi się humor poprawił, że nie wiem jak to opisać XD
    No, ale reasumując, rozdział mega mi się podoba, jest mega słodki i w ogóle.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG, jak uroczo ! *u*
    http://tworczoscgabrielaanastazji.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. godzina 8:45 budze sie i wiem ze przez caly dzien nie wstane bo czuje sie jak gowno i jestem na 9 tabletkach dziennie wiec co robic hmm...moze wpadne zobaczyc co u just przeciez ona ma kilka blogow przegladam i widze W6 ale co to jest??? no to raz dwa tablet w lapy i seansik gdy skonczylem ogladac to wkurzylem sie ze jestem cory przebiegl bym sie pare kilometrow takie mna targaly emocje ale cuz jak po kazdej takiej histori czulem niedosyt no to zpowrotem do just i czytam iczytam i widze ze historia z kazdym rozdzialem jest coraz bardziej zajebista az dotarlem az tu godzina 2:20 DZIEKI TO CO ROBISZ JEST WIELKIE TWORZ DALEJ BLAGAM!!!!!!!!!!(sory za pismo tel);)

    OdpowiedzUsuń