2/21/2015

Złe wspomnienia

   Następnego dnia, gdy pomagałem Wasabiemu przy projekcie szybu jądrowego, gdy niespodziewanie do gabinetu przyjaciela weszła GoGo. Miała na sobie skórzaną kurtkę o kolorze nocnego nieba i ciemnofioletowe legginsy. Oparła się o jedną z lad i skrzyżowała ręce na piersi.
- Potrzebujesz czegoś? - zapytał Wasabi. Przez dwa dni dowiedziałem się, że tak naprawdę Wasabi bardzo często współpracował z GoGo. I tu nie chodziło o to, że korzystali z tych samych narzędzi, ale również mogli na siebie liczyć, gdy potrzebowali jakiejś opinii.
   Dziewczyna dalej żuła gumę, jakby nie usłyszała pytania. W końcu zapytała:
- Nie będzie ci przeszkadzać, jak zabiorę ci na chwilkę Hiro? - otworzyłem szeroko oczy. Wkurzyło mnie, że w dalszym ciągu traktowała mnie jak przedmiot, więc mruknałem pod nosem:
- Nie, Hiro jest zajęty. - Wasabi zrobił obojętną minę, wskazując na mnie. Dosłyszał to, co powiedziałem.
   GoGo westchnęła, po czym podeszła do mnie i powiedziała cicho:
- Dalej będziesz się gniewał za wczoraj? - odłożyłem na miejsce klucze francuskie trzymane w dłoniach. Wcale nie tak łatwo było to po prostu "odłożyć", bo Wasabi miał swój specjalny system układania narzędzi.
- A myślisz, że nie mam za co? - warknąłem, nie patrząc na przyjaciółkę. Nachyliła się bliżej, czułem zapach jej gumy.
- Hiro, przepraszam. Nawet nie wiesz, jakie to dla mnie ważne - szepnęła. Wreszcie spojrzałem na nią, dalej przybierając minę obrażonego. Nie chciałem się załamywać ani pod jej spojrzeniem, ani słodkimi prośbami. Wiem, jak kończą się takie wyścigi, bo pamiętam moje walki botów, gdzie nie raz niemal nie dostałem manta od wysokich i silnych kolesi, bo mój robot był po prostu za dobry. - Zastanów się - poprosiła, po czym po prostu wyszła z gabinetu.
   Odprowadziłem ją smutnym spojrzeniem. Wasabi zagwizdał pod nosem.
- Co? - czułem się zażenowany tą sytuacją.
- Nic, po prostu jeszcze nie słyszałem z jej ust słowa "przepraszam". Dodam to do kolekcji dziwnych sytuacji z twoim udziałem - obiecał Wasabi. Uśmiechnąłem się. Przypomniała mi się scena naszej ucieczki przed zamaskowanym Callaghanem i moimi mikrobotami. Tak, rzeczywiście, tych sytuacji było sporo. - A właśnie - zaczął Wasabi - co porabia nasz Baymax, gdy ty jesteś tu, w uniwerku, hę?
   Podrapałem się po głowie.
- Yyy, ciocia Cass powiedziała, że znajdzie mu jakieś zajęcie - co było równoznaczne z pomocą w kawiarni, dodałem w myślach.
   Ciocia Cass początkowo nie była zachwycona pojawieniem się Baymaxa w naszej rodzinie, ale po obejrzeniu filmu z Tadashim, który próbował go uruchomić kilkadziesiąt razy chyba zmieniła zdanie. Choć to na mnie skupiała więcej uwagi, to Tadashi był dla niej wzorem idealnego syna. Może tak naprawdę zgodziła się na pozostanie Baymaxa w naszym domu tylko ze względu na mojego brata. Tak czy inaczej, robot mieszkał razem z nami i raczej nie sprawiał większych kłopotów niż nękanie Mohera, czy obijanie się po półkach z książkami przy chodzeniu.


...

- Chce ktoś ciasto cynamonowe, kochani? - spytała ciocia Cass.
   Po uniwerku najczęściej spotykaliśmy się właśnie w kawiarni, żeby porozmawiać o dzisiejszym dniu. Zaraz ciocia usłyszała okrzyki: "Ja chcę", "Mi też" i tak dalej, więc po prostu wyszła do małej kuchni.
   W kawiarni siedziało jeszcze kilka osób, ale raczej nikt nie zwracał na nas większej uwagi, niż to było konieczne. W powietrzu roznosił się zapach cukru i wanilii. Ach, mogłem tu siedzieć bez końca.
- No dobra, mam do każdego z was pytanie... Z wyjątkiem Hiro - powiedziała Honey, mrugając do mnie. Wszyscy pozostali wyciągnęli się na stole, oczekując od Honey wyjasnień.
- Dawaj, tylko nie pytaj, przez ile dni nie zmieniałem skarpet - mrugnął do niej Fred. Honey zrobiła minę, jakby miała za chwilę zwymiotować.
- Gościu, nie kończ - zwrócił się do niego Wasabi. - No dobra, Hon, co to za pytanie?
   Dziewczyna wzięła łyk zielonej herbaty, po czym powiedziała:
- Tak myślałam o Hiro i zastanowiło mnie, czy tylko on dostał się na uniwersytet wcześniej niż powinien. Wiecie, o co mi chodzi - gdy pozostali kiwnęli głowami, dodała: - Po prostu nie wiem, ile macie lat - zaśmiała się.
- Myślałem, że wiecie na swój temat więcej - wtrąciłem się, patrząc na pozostałych. W tym gronie to ja byłem najmłodszy, nie licząc Baymaxa, więc sądziłem, że pozostali znają się bardziej.
- Tego nie - ocenił Fred. Dobra, ja zaczynam. Mam osiemnaście lat.
   Baymax spojrzał na niego, po czym powiedział:
- Skanowanie zakończone. Fred nie kłamie.
- Taak! - wykrzyknął Fred, rozkładając się na fotelu, który został tu przytaszczony przez ciocię, żebyśmy wszyscy mogli się pomieścić. Po jednej stronie stolika siedziałem ja, Baymax i Honey, a po drugiej GoGo i Wasabi. Spojrzeliśmy na Freda, jakby urwał się z choinki. - No co, powiedzcie, że byście mi uwierzyli na słowo.
- Coś w tym jest - skwitował Wasabi. On również popijał herbatę, jak Honey. Reszta czekała na gorącą czekoladę.
- Dobra, nieważne, teraz ty - wskazałem na Wasabiego. Popatrzył na mnie miną pokerzysty po czym powiedział cierpko:
- Dwadzieścia trzy.
   Otworzyliśmy wszyscy oczy, po czym usłyszeliśmy głos Baymaxa:
- Wasabi nie kłamie.
   Ciemnoskóry przyjaciel oparł się o oparcie, wykonując ten sam gest, co Fred, tylko trochę spokojniej.
- Nie żartuj - powiedziałem w końcu. Reszta chyba nie potrafiła przemówić.
- Więc powinieneś w takim razie kończyć uniwerek, a nie go zaczynać - powiedziała Honey, trzymając w dłoni swój ulubiony, zielony kubek. Ciocia zawsze podawała jej herbatę w tym samym kubku.
   Właśnie w tym momencie przyszła ciocia Cass z ciastem i trzema kubkami czekolady dla mnie, GoGo i Freda.
- Smacznego - mrugnęła do nas, a my podziękowaliśmy chórem.
- Niektórzy późno podejmują decyzje - powiedział Wasabi, kończąc poprzedni temat.
- No to co, teraz ty, Honey - powiedziałem. Chciałem wiedzieć, ile miał lat każdy z nich, a oni znali mój wiek, więc byłem poza pytaniem. Obrałem więc rolę zadawacza pytań.
   Dziewczyna uśmiechnęła się i powiedziała wprost:
- Osiemnaście.
- Honey nie kłamie - dodał Baymax.
- Tyle samo, co ja, to musi być przeznaczenie - Fred teatralnym gestem położył swoją dłoń na dłoni Honey. Dziewczyna szybko zabrała ją ze stołu, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie, na co wszyscy zareagowaliśmy śmiechem. Wszyscy, oprócz GoGo, która była zajęta przeglądaniem jakiegoś magazynu. Nagle oczy wszystkich skierowały się w jej kierunku.
- Dwadzieścia - mruknęła.
   Baymax wyciągnął do góry palec.
- Nieprawda. Masz siedemnaście lat i jedenaście miesięcy.
   Spojrzeliśmy na nią z szokiem. Najbardziej chyba ten fakt wstrząsnął mną. Znaczy... GoGo była na uniwersytecie już rok. Znaczy, że dostała się tam w wieku szesnastu lat. Musiała przeskoczyć co najmniej dwie klasy, uświadomiłem to sobie z szokiem.
- Siedemnaście?! - zapytała Honey, patrząc na nią ze zdziwieniem spod swoich okularów.
   GoGo wzruszyła ramionami. Była starsza ode mnie jedynie o dwa lata.
- Dobra, ja muszę się zbierać - powiedział Fred, wstając. Po czym mruknął do mnie - Powiedz cioci, że uwielbiam jej ciasto.
- Nie zjadłeś nawet kawałka. - zauważyłem. Fred zerknął najpierw na talerz z ciastem, potem na mnie.
- Bo ja mam ten... alergię. - po czym zniknął za drzwiami.
   Nastała cisza, nikt jej nie przerywał, chyba że Wasabi siorbaniem zielonej herbaty. Wziąłem swój czerwony kubek do ręki. Zaczęliśmy rozmawiać na błahe tematy, tylko po to, by utrzymać jakiś kontakt. Nikt nie mówił tego głośno, ale dzięki Fredowi w naszych szeregach było nieco weselej. Był podstawowym fundamentem naszej przyjaźni.
   W końcu po jakimś czasie Honey wstała i założyła na siebie płaszcz.
- Było miło, ale chyba będziemy już szli. Odprowadzisz nas, Baymax? - zapytała. Robot wstał i ruszył za Honey i Wasabim. GoGo nawet się nie ruszyła z miejsca.
- Hiro, nie wpakuj się w kłopoty - pouczył mnie Baymax. Uśmiechnąłem się.
- Chyba wytrzymam przez dwie minuty - odpowiedziałem, dopijając czekoladę, która została w moim kubku.
   Kiedy zostaliśmy sami, a kawiarnia powoli zaczynała świecić pustkami, GoGo odłożyła swoją gazetę i spojrzała na mnie.
   Spytałem pierwszy.
- Czemu skłamałaś?
- Dużo by zmieniło, gdybym powiedziała prawdę?
- Tak, dość sporo - warknąłem, obracając głowę. GoGo nachyliła się do mnie tak, jak wtedy w gabinecie Wasabiego. Zaczynałem podejrzewać, że nie robiła tego, żeby nie usłyszał jej nikt inny oprócz mnie, więc po co? Nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi. Popatrzyłem na nią niepewnie.
- Słuchaj, Hiro. Wcale nie chcę, żeby ktokolwiek brał mnie za kujonkę. Chcę czegoś więcej od życia. - mówiła spokojnym, miękkim głosem. Kiedy byłem z nią sam zmieniała się o sto osiemdziesiąt stopni z pewnej siebie, sarkastycznej GoGo na wrażliwą i miłą dziewczynę, której wcale nie znałem, ale którą chciałem poznać.
- Ale ty nie jesteś tylko kujonką - powiedziałem, wywracając oczami. - Robisz coś więcej, pamiętasz? Ocaliliśmy Abigail, złapaliśmy Callaghana, a ty mówisz, że jesteś tylko kujonką?
- To ty ocaliłeś Abigail, Hiro. - A co do złapania profesora, to nie przyczyniliśmy się do tego za bardzo, bo to Baymax go złapał.
   Usiadłem prosto, patrząc przyjaciółce w oczy. Była warta o wiele więcej, niż przypuszczała, tego byłem pewny. Tylko jak jej to miałem powiedzieć?
- W takim razie, jeśli ty jesteś jedynie studentką szkoły kujonów to ja jestem smarkaczem, któremu cudem się udało, jedynie przez genialnego brata... - mówiłem.
- Nie mów tak - przerwała mi GoGo, ale bezskutecznie.
- ... a moim jedynym wysiłkiem było, jak to powiedziałaś, powiększanie mojego ego przez walki botów, tak, miałaś rację - warknąłem, wstając. GoGo złapała mnie za ramię, próbując powstrzymać.
- Nie, Hiro, wiesz, że tak nie myślę... - w tym momencie usłyszeliśmy huk i okna w kawiarni cioci rozprysnęły się przez siłę wybuchu, która odrzuciła nas pod stół.
   Spojrzałem na GoGo zaalarmowany. Na policzku miała ślady krwi. Odwróciłem się i zobaczyłem podłogę pełną szkła. Modliłem się, by ciocia Cass siedziała w kuchni.
   W oknach kawiarni nie było szkła, więc widziałem dokładnie budynek naprzeciwko. Wstałem szybko z podłogi i ruszyłem biegiem w stronę domu Collemanów, który cały płonął. Uderzyło mnie podobieństwo z przeszłości. I zaalarmowane spojrzenie Tadashiego, który ruszył wprost do płonącego budynku bez cienia strachu.
- Hiro, stój! - krzyknęła GoGo, ale ja byłem już na zewnątrz. Biegłem w kierunku płonącego domu, jednocześnie obawiając się, że zobaczę ten sam czarny scenariusz, co rok temu.
   Stanąłem pod budynkiem, z którego ogień wypluwał części elewacji i tynku. Ktoś złapał mnie za rękę. To była GoGo. Nie potrafiłem się ruszyć, wpatrując się w ogień, mimo że GoGo ciągnęła mnie z całej siły w stronę kawiarni.
- Hiro, chodź - błagała.
   Wspomnienia przelewały się przez mój umysł. Czapka Tadashiego lecąca wolno na schody i mój brat znikający za drzwiami.
   Obudziłem się z tego koszmaru, widząc rozpacz starszej kobiety, klęczącej obok. Wskazywała na budynek. GoGo dalej próbowała mnie stamtąd zabrać, ale bezskutecznie. Chciałem biec w tamtą stronę i to nie dlatego, że Tadashi tak by właśnie postąpił na moim miejscu. Po prostu czułem, że muszę coś zrobić. Cokolwiek.
   Słyszałem w głowie syrenę policyjną i dźwięki straży pędzącej w naszym kierunku. Nie wiem, ile tam stałem, skoro służby zdążyły tam przyjechać. W końcu jakiś policjant pchnął mnie, zabezpieczając teren. Do GoGo dołączyła ciocia Cass. Obydwie w końcu dały radę zabrać mnie z miejsca wypadku.

...

   Nie pamiętam momentu, gdy wszedłem do swojego pokoju. Siedziałem na łóżku. Pamiętam tylko, że czułem na policzku czyjeś łzy. To była ciocia Cass, ściskająca mnie mocno. Po drugiej stronie siedziała GoGo. Ona również mnie przytulała i również płakała. Pierwszy raz widziałem łzy na twarzy GoGo.
   Ciocia nagle puściła mnie i ruszyła ku schodom, rzucając coś, że zaraz zrobi herbatę. Przyjaciółka popatrzyła na mnie ze smutkiem w oczach.
- Hiro, co się z tobą dzieje? - nie potrafiłem odpowiedzieć, nie wiedziałem, co mi jest. Czułem pustkę, obojętność. Jak po śmierci Tadashiego. GoGo znów zaczęła. - Od śmierci Tadashiego minął rok, nie możesz wiecznie to wspominać, musisz zapomnieć...
   Nastała chwila ciszy, przetrawiłem w końcu to, co powiedziała do mnie i zauważyłem obecność Baymaxa, który stał nade mną, przyglądając mi się.
- Nie zapomnę o Tadashim - mruknąłem. Mój głos wydawał się tak chrapliwy, jakbym nie mówił kilka dni.
   GoGo dotknęła mojego policzka i obróciła moją twarz w swoją stronę.
- Hiro, my także o nim nie zapomnimy. Ale musisz wiedzieć, że ta sytuacja nie powinna wpływać na twoje zachowanie, powinieneś coś z tym zrobić.
- Co się stało Collemanom? - spytałem, jakbym nie słyszał tego, co do mnie mówiła. Tak naprawdę nie skupiałem się nawet na jej słowach.
   GoGo rzuciła mi współczujące spojrzenie.
- Nikt nie przeżył wybuchu. - wstałem i podszedłem do okna. GoGo nie zatrzymywała mnie. Widziałem strażaków gaszących pożar i zbiorowisko gapiów, którzy zebrali się tam, by obserwować. Przecież ja również tylko stałem i patrzyłem, czemu czułem do nich niesmak.
- Byłem tam pierwszy - mój głos drżał. - mogłem pomóc.
   GoGo podbiegła do mnie, po czym zasłoniła żaluzje w oknie, uniemożliwiając mi dalsze obserwowanie.
- Hiro, nikt tego od ciebie nie oczekiwał. - mówiła. Znowu zebrało jej się na płacz. Wyglądałem tak paskudnie, czy aż tak mi współczuła? To jej policzek był poorany przez fragmenty szkła wybitego przez wybuch.
- Tak zrobiłby Tadashi - odpowiedziałem.

2 komentarze:

  1. To było super
    Ciągle to przeżywam
    Czekam na next :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, wiele się dowiedziałam w tym rozdziale, a końcówka taka smutna...Pisz, pisz, pisz. Poczekam cierpliwie :)

    OdpowiedzUsuń