9/25/2016

Nowa twarz

https://www.youtube.com/watch?v=5hDZbroaQDc

   Leżałam na sofie w apartamencie, zerkając na szare cienie na przeciwległej ścianie. Honey zostawiła żaluzje nieco odsłonięte, tak że przepuszczały światła nocnego miasta. Leżałam tu tak od kilku godzin, mając nadzieję, że ból w moim sercu zelżeje, ale nie czułam nic. Żadnej zmiany. Hiro, myślałam, że jesteś mądrzejszy. Jak mogłeś dać się podpuścić Maysonowi? Jak mogłeś mnie zostawić?
   Znów wpadłam w cichy półsen, z którego łatwo mogłabym się wyrwać w razie rozpoczynających się koszmarów. Tak w sumie, to przestałam się ich bać. Najstraszniejszy właśnie się dział. A ja nie mogłam się obudzić, by go przerwać. Bałam się, że już zawsze będę tak spała na jawie, pogrążona w najgorszym koszmarze, jaki mógł mi się przyśnić.
- GoGo - usłyszałam głos, który wyrwał mnie z tej pustki. Zamrugałam leniwie, nie ruszając się z miejsca.
- To ty, Baymax? - spytałam z chrypą w głosie. Usłyszałam ciche kroki, gdy robot omijał sofę, by do mnie podejść.
- Zdaje się, że namierzyłem Hiro. - powiedział.
   Leżałam dalej, bo sens tych słów do mnie nie docierał. Słyszałam tylko imię Hiro, przywołujące masę rozmaitych wspomnień. Potrzebowałam chwili, żeby ogarnąć, co robot właśnie do mnie powiedział. Zerwałam się z sofy jak rażona prądem i spojrzałam na robota z szokiem.
- Co ty właśnie powiedziałeś? - spytałam go, otwierając szeroko moje sklejone ze zmęczenia oczy.
- Namierzyłem Hiro. Jest na krańcu miasta w piwnicy starego motelu To-Rigyo. - odpowiedział robot. Zeskoczyłam z kanapy i chwyciłam Baymaxa za rękę, ciągnąc go w stronę korytarza.
- Szybko, musimy powiadomić o tym Yoko! - krzyknęłam, a robot posłusznie podążył za mną.




   Pędziliśmy za Yoko po wąskim korytarzu pod Hotelem Akiyo i chociaż kobieta miała na nogach obcasy, to i tak ciężko nam było za nią nadążyć. Najwidoczniej przejęła się zlokalizowaniem Hiro.
- Musimy się pospieszyć - mruczała pod nosem, gdy akurat nie wydawała rozkazów. Sam szła tuż obok mnie, trzymając mnie za rękę. Nie odepchnęłam jej, głównie szczęśliwa z faktu, że nasz problem odnalezienia Hiro rozwiązał się sam. Najwyraźniej mojemu przyjacielowi udało się zniszczyć antynadajnik.
- Robb, weźmiesz Harleya, Wickenberga i Rollsa - Yoko instruowała swojego podwładnego, zerkając z napięciem na boki, do gabinetów. Robb szedł tuż obok niej, a jego ciężkie buty stukały w równym tempie o pastowaną podłogę.
- A Ithani? - zapytał chłopak, a ja otworzyłam szeroko oczy. Ku mojej uldze, Yoko pokręciła pewnie głową i wymruczała pod nosem kilka słów. Prezes Agendy nagle skręciła do średniej wielkości sali konferencyjnej, mogącej pomieścić stu ludzi. Weszliśmy tam my, całą naszą piątką, Sam, Robb i Yoko, oraz dwójka asystentów, którzy mieli spisywać wszystko, co Yoko powiedziała. Gdy zamknęły się za nami drzwi, do środka weszło jeszcze trzech wysokich mężczyzn ubranych w garnitury.
   Yoko stanęła po drugiej stronie długiego stołu, patrząc na nas wszystkich bardzo uważnie, jakbyśmy mieli rozłożyć skrzydła i odlecieć. Mężczyźni stanęli za nami, a ja domyśliłam się, że są to trzej agenci, których nazwiska wspomniała przed chwilą Yoko. Dziwne było to, jakim cudem przybyli tu tak szybko. Zerknęłam na Sam i moje wątpliwości zostały rozwiązane, gdy widziałam jej pełen satysfakcji uśmiech na widok tej trójki.
- Och, szybko się zjawiliście - powiedziała zaskoczona Yoko.
   Jeden z mężczyzn, ten najwyższy z czarną, krótkoprzystrzyżoną brodą skinął uprzejmie głową.
- Dostaliśmy informację, że jesteśmy potrzebni. - odparł, a Yoko od razu zerknęła na Sam.
- Doskonale - skwitowała, powracając do swojego wcześniejszego nastroju. - Jak pewnie wiecie, namierzyliśmy miejsce, gdzie przetrzymywany jest agent Hamada.
- Moment - przerwał jej Wasabi z zaniepokojonym wyrazem twarzy. - Zamierza pani wysłać ich trzech zamiast nas?
   Yoko pokręciła głową ze stoickim spokojem.
- Zamierzam wysłać trójkę najlepszych agentów razem z wami. - podkreśliła. - Nie zamierzam ryzykować bezpieczeństwa Hiro.
- Ilu ludzi przypuszczalnie znajduje się w tej kryjówce? - zapytał drugi z mężczyzn, ten najniższy z czarnymi oczkami.
- Około szesnastu. Czterech z nich jest poszukiwanych listem gończym. Dzisiaj do tej listy doszedł także Carlos Mayson. - powiedziała rzeczowo pani prezes.
- Czy mamy pozwolenie na eliminację? - spytał ten pierwszy z poważną miną.
- Na eliminację? - zapytała Honey z szokiem.
- Na zabójstwo wrogów w trudnych sytuacjach - wyjaśniła ze spokojem Yoko. - Tak, macie moje pełne pozwolenie. Broń dostaniecie tuż przed misją...
- Co? - wykrzyknęła Honey. Wasabi też wyglądał na mocno zdziwionego tym zezwoleniem.
- Jestem pacyfistą - odparł obronnie, a trzej agenci spojrzeli na nich, jakby zobaczyli dziecko z karabinem w ręku.
- Dajcie spokój - warknął nagle Fred ze skrzyżowanymi rękoma. - Zapomnieliście, że chodzi tu o Hiro? Nie możemy ryzykować, że coś mu się stanie, kiedy wy będziecie się bawić w superbohaterów...
   W tej chwili miałam ochotę rzucić mu się na szyję za ten tekst. Nie odzywałam się, czekając na pozostałe informacje w sprawie misji, ale mówiąc szczerze, miałam ochotę skończyć tę naradę już teraz, byleby tylko dostać się do Hiro jak najszybciej.
   Yoko omawiała szczegóły misji, podczas gdy ja usilnie przyglądałam się trójce agentów. Widziałam, że są profesjonalni, ale nie pasowało mi coś w ich wyrazie twarzy. Tak jakby zajmowali się zdejmowaniem kota z dachu, a nie ratowaniem człowieka z łap oprawców. W końcu, gdy Yoko opowiedziała już wszystko, rozejrzała się po naszych twarzach, jakby poszukiwała w nich niezadanych pytań.
   Gdy spojrzała na mnie, jej wzrok uległ zmianie, jakby zobaczyła mnie po raz pierwszy.
- GoGo, zapomniałam ci powiedzieć. Życzyłabym sobie, żebyś pozostała w Agendzie na czas misji. - powiedziała.
   Czułam, że szczęka zaraz wypadnie mi z zawiasów. Mój najlepszy przyjaciel jest więziony, prawdopodobnie torturowany, o ile jeszcze żyje, a ja miałam zostać w Agendzie i cierpliwie czekać na wieści od moich przyjaciół, jak powiodła im się misja? Niedoczekanie...
   Już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, gdy Yoko uniosła rękę, uciszając mnie w jednym momencie.
- Nie planowałam tego, ale nie uszło mojej uwadze, jak wiele cię to kosztuje - rzekła z zawodowym spokojem, jakby wypowiadała te słowa nie po raz pierwszy. - Nigdy nie miałam w zwyczaju pozwalać rodzinie ofiary na udział w misji ratunkowej, a wiem, że jesteś dla Hiro równie bliska jak rodzina.
   Gdyby wiedziała, pomyślałam sobie w duchu. Byliśmy sobie znacznie bliżsi niż rodzina, o tym na pewno byłam przekonana. Myśl o tym, że mogłoby mnie nie być przy jego uwolnieniu, sprawiała, że poczułam się dziwnie stłamszona i opuszczona, ale wyczuwałam jakąś logikę w postępowaniu Yoko. Jej też zależy na bezpieczeństwie Hiro, pomyślałam, patrząc na tę wiekową, ale ze zdrową cerą twarz. Gdyby tak nie było, nie zgarnęłaby tych trzech, pomyślałam, spoglądając z lekkim niesmakiem na przystojnych agentów, którzy wyglądali, jakby szykowali się do biura, a nie na misję.
- Wasabi - Yoko położyła dokumenty na stole i spojrzała na przyjaciela dość oficjalnie. - Chcę, żebyś poprowadził tę misję.
   Wszystkie oczy zwróciły się ku przyjacielowi, który sam nie dowierzał w to, co właśnie usłyszał. Yoko zerknęła na mnie, jakby się obawiała, że podczas nieobecności Hiro to ja będę chciała przejąć kontrolę nad nasza paczką, ale nie było ku temu żadnych powodów. Czułam, że Wasabi jest w stanie wykonać to zadanie. Cóż,  na pewno zdawał sobie sprawę z kim miałby potem do czynienia, jeśliby mu się to nie powiodło...
- Pani prezes, obawiam się, że... - zaczął niepewnie, ale Yoko pokręciła głową.
- Wiesz dobrze, że Agenda obserwuje każdego swojego agenta i wie na jego temat tyle, że jest w stanie wyciągnąć wnioski, kto nadaje się do prowadzenia misji, a kto nie.
   Wasabi nie wyglądał na przekonanego, a raczej przestraszonego na myśl o tym, że miałby zastąpić Hiro. Honey uśmiechnęła się lekko i położyła dłoń na ramieniu wysokiego przyjaciela, jakby ten gest miałby sprawić, że Wasabi magicznie się skurczy.
- Wiesz, że Hiro by tego chciał - usłyszałam jej cichy głos. - Poza tym naszej piątce najbardziej zależy na ocaleniu Hiro, więc na pewno razem damy sobie radę.
   Wasabi skrzywił się lekko, ale kiwnął głową, zgadzając się na decyzję Yoko. Prezes Agendy dokładniej omówiła plan, który udało jej się nakreślić w ciągu zaledwie piętnastu minut i przedstawiła go nam mimo wszystko nie prosząc, żebym wyszła. Ja sama miałam opory przed tym, by opuścić tę dziwną naradę, ale postanowiłam, że wiedza o tym, co Wasabi i reszta mają robić, by ocalić Hiro będzie dla mnie bardziej uspokajająca niż jej brak.
   Trójka agentów zadała kilka pytań, po czym zamilkła, jakby skończyła już swoją rolę w tym całym przedstawieniu. Yoko poleciła, żeby za kwadrans wszyscy zgromadzili się na dachu hotelu, na którym miał wylądować helikopter, po czym wszyscy rozeszli się w swoje kierunki. Sama nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Czułam, że kolejne godziny będą dla mnie najgorszym momentem oczekiwania w życiu. Bo równie dobrze ktoś może skrzywdzić Hiro jak i moich przyjaciół, chcących mu pomóc.
   Sam spojrzała na mnie z zaalarmowaniem, jakbym miała odejść i po chwili wyskoczyć z okna wieżowca. Widziała, że się waha, czy do mnie podejść czy nie, choć mój wzrok błądził po podłodze. W końcu jednak zaryzykowała i ruszyła w moją stronę.
- Chcesz zostać sama, gdy oni odlecą, czy wolisz, żeby ktoś z tobą był? - spytała z troską. Dziwiło mnie to, jak diametralnie zmieniła się nasza relacja przez porwanie Hiro. Tak jakbyśmy z wrogów stały się prawie przyjaciółkami.
   Zatrzymałam się, zastanawiając się nad tymi słowami, aż w końcu odetchnęłam cicho.
- Byłoby mi miło, gdybyś mogła dotrzymać mi towarzystwa - powiedziałam w końcu. Sam skinęła głową i ruszyła do swojego gabinetu odnieść garść papierów.
   Stanęłam na opustoszałym korytarzu, bijąc się z myślami. Najchętniej po prostu wbiłabym do tego helikoptera i poleciałabym razem z nimi, ale wiedziałam, że mogłabym tylko zepsuć ich harmonogram i w rezultacie opóźnić całą misję, nie mówiąc już o gniewie Yoko.
   Ruszyłam wolno w kierunku windy, zastanawiając się, w jaki sposób mam przetrwać te kilka godzin. Może tabletki nasenne? Nie, pomyślałam, przypominając sobie, że już jestem po uspokajających. Nie chciałam przegiąć z substancjami chemicznymi w moim organizmie. Już raz wylądowałam na czyszczeniu żołądka i nie było to miłe wspomnienie.
- GoGo - usłyszałam za sobą krzyk Wasabiego. Obróciłam się i zobaczyłam, że mój przyjaciel biegnie w moim kierunku swobodnym truchtem. Zatrzymał się przede mną, patrząc dokłądnie tak jak wszyscy - z litością. - Jak się czujesz?
- A jak mam się czuć? - spytałam go słabym głosem. Wasabi zawahał się przez chwilę, po czym wyciągnął ramię i przytulił mnie do siebie jak malutką dziewczynkę. Nie odepchnęłam go, czując się trochę bezsilna po tym wszystkim, przez co przeszłam w ciągu ostatnich trzech dni.
- Nie martw się, GoGo, znajdziemy go - obiecał. Skinełam potulnie głową, zakrywając twarz. Nie chciałam, żeby kolejna osoba zobaczyła jak płaczę. Wystarczyli mi Hiro i Honey. - Zrobię wszystko, żeby Hiro do nas wrócił.
- Wiem, że to zrobisz - wyszeptałam, skupiając się na normalnej barwie mojego głosu. Otarłam szybko łzy z policzków, zanim Wasabi zdołał je zauważyć i uśmiechnęłam się do niego krzepiąco. - Poradzisz sobie w tej roli, jestem o tym przekonana.
   Wasabi odwzajemnił uśmiech, ale dużo smutniej. Przyszło mi na myśl, że nie jestem zbyt dobrą osobą do przekazywania pozytywnych bodźców, skoro sama wyglądam jak kościotrup z pobielałą tkanką. Wystarczyło mi troskliwych spojrzeń już chyba na zawsze, gdy ludzie na mnie spoglądali jak na kogoś umierającego. W sumie tak się właśnie czułam - jakbym umierała z dnia na dzień. Ciekawe tylko czy ten proces skończy się dziś wieczorem, czy będzie postępował...


*Hiro

   Spróbowałem otrzeć krew z dłoni, ale nic nie poradziłem na to, że spływała po mnie strumieniami. Nie wiem jeszcze, jakim cudem się nie wykrwawiłem. Najwyraźniej, gdy traciłem przytomność, ludzie Maysona musieli mi ją tamować, bym mógł pocierpieć jeszcze trochę...
   Oparłem się o ścianę, siadając prosto i odetchnąłem, jakbym właśnie wyszedł z basenu po kilkuminutowym pobycie pod wodą. Maysona nie było u mnie, odkąd rozgniótł nogą urządzenie przeszkadzające w namierzeniu mnie, przez co czułem się dość nieswojo. Każdy na moim miejscu ucieszyłby się, gdyby nie widział swojego oprawcy przez ostatnie godziny, ale nie ja. Czułem, że Carlos szykuje dla mnie coś gorszego niż zwykłe kopniaki i uderzenia. Skoro myślał, że można było mnie namierzyć przez nadajnik, pewnie nie będzie ryzykował, trzymając mnie tutaj.Dlatego też nie spodziewałem się, że następna osoba, która tu przyjdzie, będzie chciała mi po prostu dać jeść.
   Westchnąłem, zagryzając zęby, po czym rzuciłem się z powrotem na podłogę i podczołgałem w kierunku szybu wentylacyjnego. Słyszałem cichy, znajomy odgłos wiatraka ukrytego za kratką do szybu i zbliżyłem się jeszcze bardziej, starając się nie uszkodzić siebie jeszcze bardziej, choć i tak ból powodował czarne plamy przed moimi oczami. Muszę przetrwać, myślałem, wątpiąc w mój plan. Ująłem lekko w moje nabrzmiałe palce kratę i pociągnąłem ją do siebie. Dwie śruby ustąpiły dopiero za trzecią próbą, gdy moje złamane żebra zaczęły domagać się uzupełnienia braku powietrza w płucach.
   Nie mieli po co dokręcać tej kraty, skoro i tak nikt z więźniów nie zdołałby uciec przez szyb. Po pierwsze, bo żadna głowa nie zmieściłaby się w wąskim szybie, po drugie, wiatrak stanowił niemałą przeszkodę. Policzyłem w myślach do trzech i zacząłem przysuwać moje związane nadgarstki do śmigieł wiatraka. Robiłem to bardzo spokojnie, choć czułem, jak drżą mi ręce. Wystarczy, że zrobiłbym to za szybko, a śmigła wydarłyby mi skórę z rąk. Był to jedyny sposób na przecięcie lin, na jaki wpadłem. Usłyszałem cichy świst i zatrzymałem dłonie dokładnie w tej odległości. Zimny prąd owiewał moje czerwone z krwi palce, grożąc zbyt bliskim spotkaniem.
   Odczekałem chwilę i przysunąłem ręce z powrotem. Liny zdołały się tylko trochę przetrzeć, ale potrzebowałem zbliżyć się jeszcze bliżej, by wirujące śmigło było w stanie je przeciąć. Podjąłem kolejną próbę i tym razem jeden sznur zdołał ulec sile urządzenia. Były ich jednak trzy, a ja nie miałem czasu. Siedziałem przy wiatraku dobry kwadrans, modląc się, by w tej chwili nie wszedł ten facet, który przynosił mi zimny i niesmaczny posiłek każdego dnia.
   W końcu chyba udało mi się doprowadzić liny do osłabienia, a nawet zadrzeć sobie kawałek skóry z kciuka i rozplątałem liny. Miałem ochotę wykrzyknąć z radości, widząc moje wolne od skrępowania dłonie. Widok był jednak dużo bardziej koszmarny niż się spodziewałem. Przez liny moje nadgarstki wyglądały jak miękka bibuła, poprzeplatana plamami krwi. Gdzieniegdzie liny starły skórę, pozostawiając zaczerwienienia. Odsunąłem od siebie moje dłonie, bojąc się, że zaraz zwymiotuję od nadmiaru oglądania mojej krwi i skupiłem się tym razem na więzach na nogach.
   Musiałem przyznać, że zawiązali je bardzo profesjonalnie. Rozplątanie ich zajęło mi całe pięć minut. Poruszałem nogami w miejscu, nieco zdziwiony, że jeszcze mam z nimi kontakt. Przez większość czasu drętwiały mi tak bardzo, że nie odczuwałem ich niemal całkowicie. Odczekałem chwilę, aż oswoją się z sytuacją i spróbowałem na nie wstać.
   Z chwilą przeniesienia ciężaru ciała na moje bezwładne nogi, moje kończyny ugięły się, a ja prawie poleciałbym na podłogę, gdyby nie pobliska ściana. Jęknąłem, czując po raz kolejny złamane żebra i odczekałem znowu chwilę, by przestało kręcić mi się w głowie. Zastanawiałem się, ile czasu stracę na te wszystkie próby unormowania mojej funkcjonalności.
   W końcu stanąłem na nogi i poszedłem na drugą stronę za drzwiami, doszlifowując w głowie plan. Co miałem do dyspozycji? Tylko moje i tak już ledwie sprawne dłonie obdarte ze skóry jak król z szat w jednej azjatyckiej bajce.
   Moje rozmyślania przerwał rytmiczny stukot ciężkich butów o podłogę korytarza. Jeden strzał, pomyślałem, przypominając sobie kurs obrony, na który chodziliśmy razem z Tadashim. Dopiero zaczęły mi się przypominać wszystkie lekcje karate, których udzielił mi mój brat.
- A wiesz, jaka jest twoja najpotężniejsza broń? - spytał mnie, gdy znów udało mu się powalić mnie na podłogę. Podparłem się na łokciach i spojrzałem na niego z irytacją. Przestawały mi się podobać te wszystkie ćwiczenia.
- Niby jaka? - mruknąłem, korzystając z pomocy brata, gdy wystawił do mnie rękę. Wstałem i otrzepałem się, nie za bardzo interesując się jego odpowiedzią.
- Spojrzenie - powiedział poważnie mój brat. - Sprawia, że przeciwnik czuje się nieswojo i zaczyna myśleć. To jest impuls do działania. - rzucił i zanim zdołałem się obejrzeć, znowu leżałem na podłodze, a mój brat śmiał się z satysfakcją, że znów wykorzystał moją nieuwagę.
   Niestety, mój przeciwnik nie zobaczy mojego spojrzenia, pomyślałem, czując dreszcz podniecenia, gdy drzwi się uchyliły. Zanim ten sam człowiek, który przynosił mi co dzień jedzenie, zdołał wejść do środka i zobaczyć, że mnie nie ma, ja zaskoczyłem go z drugiej strony i uderzyłem otwarta dłonią w miejsce obok kręgu szyjnego, powodując natychmiastową utratę przytomności.
   Facet padł głucho na podłogę, prosto na posiłek, który miał mi przynieść. Kopnąłem go nogą, sprawdzając, czy rzeczywiście jest nieprzytomny, po czym przykucnąłem obok niego i zacząłem przeszukiwać jego kieszenie. Prędzej, Hiro, myślałem gorączkowo. Wystarczyło, żeby ktoś zaglądnął do środka mojej celi, gdy będzie przechodził korytarzem.
   Szybko jednak znalazłem to, czego szukałem. Musiał być uzbrojony, w końcu wchodził sam do celi więźnia. Zacisnąłem palce na pistolecie, ignorując piskliwy głosik w mojej głowie pytający, czy naprawdę chcę to zrobić. Czy na pewno jestem gotów, by zabić człowieka. Pomyślałem o moim ojcu, o jego łagodnym, pełnym empatii uśmiechu, na jednym ze zdjęć, które dostałem od Daishiego. Tadashi uśmiechał się tak samo, a jednak mimo to nie oparł się śmierci. Jak to możliwe, że ci najniewinniejsi ponoszą konsekwencje działań innych? Pomyślałem tez od razu o mojej matce. Czy była tak arogancka czy głupia, żeby sprowadzić na naszą rodzinę coś takiego?
   Sprawdziłem szybko magazynek i zauważyłem, że jest pełen. Musieli nie ufać gościowi, który był moim klawiszem, skoro wypełnili mu magazynek. Wprawnemu strzelcowi wystarczyłby tylko jeden strzał...
   Wyszedłem na korytarz, biorąc głęboki wdech. Wyciągnąłem przed siebie ręce z pistoletem w dłoni. Moje ciało wciąż pulsowało, pozwalając bólowi na swobodne przemieszczenie się po całym organizmie. Przynajmniej aż tak nie krwawiłem, pomyślałem sobie, zauważając, że na moim i tak brudnym z potu, brudu i krwi ubraniu nie było nowych plam.
   Usłyszałem alarm - głośny jęk nad moją głową i zielone światła ewakuacyjne, które wskazywały mi drogę ucieczki. Ruszyłem nią najszybciej jak potrafiłem, skupiając się przy tym na nienadwyrężaniu moich potłuczonych mięśni. Wkrótce jednak, za zakrętem wyleciał na mnie wprost jeden z tych gangsterów, którzy mnie torturowali. Gdy mnie zauważył, sięgnął do kieszeni po swój pistolet, ale nie zdążył. Dopiero, gdy jego ciało osunęło się bezwładnie na podłogę, zrozumiałem, że to ja oddałem strzał.
   Otworzyłem szeroko usta, a z gardła wydobył się pełen szoku wydech. Już znalazłem się na tej drodze, pomyślałem sobie, nie myśląc o jakichkolwiek konsekwencjach tego, co właśnie zrobiłem. Pomyślałem o tym człowieku, o tym, że pewnie miał rodzinę, która będzie go opłakiwać, ale nawet pomimo to nie odczułem współczucia ani żalu. Torturował mnie, bił i napawał się moja porażką przez ostatnie dni, a teraz strzeliłby do mnie bez zastanowienia, gdyby tylko mógł.
   Nie zatrzymywałem się, marząc tylko o tym, by wydostać się z tego bagna. Doleciałem do drzwi i uchyliłem je lekko, zaglądając ostrożnie do środka. Otwierały się na zewnątrz, więc musiałem być bardzo ostrożny, żeby nikt nie pociągnął ich do siebie.
- Ktoś tam jest! - usłyszałem czyjś głos i zdrętwiałem, widząc napastnika, strzelającego w szparę w drzwiach, w której przed chwilą znajdowała się moja głowa.
   Cholera, pomyślałem, wiedząc dobrze, że zaraz przyjdą tu następni. Mój instynkt działał za mnie, jakbym był zaprogramowany na jedną operację: przeżycie. Wykorzystałem moment przerwy, gdy napastnik zbliżał się w moją stronę, wychyliłem się przez szparę i strzeliłem do niego dwa razy.
   Za pierwszym razem chybiłem, bo kula przeleciała mu obok głowy, ale za drugim trafiłem perfekcyjnie w środek czoła. Poczułem mdłości na widok kolejnej opadającej na podłogę głowy. Co dziwne, za drugim razem wydawało mi się to łatwiejsze. Już miałem przejść przez drzwi do dużej sali wypełnionej nowoczesnymi samochodami o ciemnej karoserii, gdy usłyszałem czyjeś krzyki na schodach prowadzących z parkingu na górę.
   Raz, dwa, trzy, odliczyłem, gdy rozległy się kolejne strzały. Czułem, że te drzwi długo nie wytrzymają. Odchyliłem się i zacząłem strzelać, ale mój cel był za daleko. Mężczyzna biegł prosto na mnie, a w miarę jak się zbliżał, dłonie zaczęły mi coraz bardziej drżeć. W końcu go trafiłem w ramię, a facet stracił kontrole nad nogami i upadł na kolana, przytrzymując ranny bok. Mimo to dalej strzelał, pełen jakiejś pasji. Kula przeleciała tuż obok mojej stopy i znów schowałem się za próg, wiedząc dobrze, że moi przeciwnicy mogą wylecieć też z tej drugiej strony. Byłem jak w zasadzce.
   Strzeliłem mu w pierś, zakończając jego męki i wyszedłem z korytarza na otwarty parking. Podbiegłem do pierwszego samochodu i ukryłem się za jego maską, nasłuchując. Kroki wydawały się odległe, jakby dobiegały z bardzo daleka.
   Nagle coś usłyszałem. Głos Honey? - pomyślałem, ale szybko odrzuciłem tę myśl. Hiro, znowu masz omamy, warknąłem do siebie w myślach i skupiłem się na schodach i na drzwiach - jedynych miejscach, z których mogli wylecieć moi wrogowie. Wrogowie, powtórzyłem w myśli. Jeszcze nigdy nikogo w ten sposób nie nazwałem. Ithani był dla mnie rywalem, ale nie wrogiem. Dopiero Carlos Mayson pobudził we mnie nieznane uczucie nienawiści, tak potężnej, że miałem ochotę od razu pobiec za nim, byleby go dorwać i zabić. Za rodziców.
   Na schodach pojawił się kolejny mężczyzna ubrany w czarny strój. Na jego szyi błyszczał srebrny łańcuch z wielkimi ogniwami. Tego również pamiętałem z jego wizyt w mojej celi. Zagryzłem wargę i położyłem dłonie na masce, celując w jego pierś. Nagle jednak facet obrócił się do mnie plecami, jakby pozwalał mi na wykonanie strzału, a jego kule leciały w kierunku góry schodów. Kolejny mężczyzna schylił się i padł obok poręczy, unikając zręcznie ciosów. Nie czekając, strzeliłem a mój oprawca z łańcuchem stał się martwy i zabrudził gładką posadzkę parkingu swoją brudną krwią.
   Wybiegłem przed siebie, mając przed sobą tylko tego następnego gościa. Celowałem w jego pierś, tak jak poprzedniego, bo ich umięśnione sylwetki były najłatwiejszym celem.
- Hiro! - usłyszałem głos, ale kompletnie go nie poznawałem. To, że znał moje imię przerwało w moim umyśle falę śmierci. Trzymałem pistolet, ale nie potrafiłem strzelić, bo coś z całej sili nakazywało mi się powstrzymać. Ten głos... - Hiro, to ty?
   Nie widziałem jego twarzy, bo stał tyłem do światła. Był równie postawny jak cała reszta, ale nie miał na sobie czarnego stroju, co całkiem mnie zmyliło. Uniósł dłonie do góry i zaczął iść w moim kierunku, tak ostrożnie jak skradająca się puma. Jego twarz była tak ciemna, że nie potrafiłem zobaczyć nic więcej. Czułem pustkę w moim umyśle. To amnezja? - zastanawiałem się. Co oni mi dali do tego jedzenia, myślałem sobie. Może gdy spałem wstrzykiwali mi jakieś narkotyki? Cokolwiek?!
   Nagle dłonie mężczyzny się zaświeciły, oznajmiając mojemu umysłowi, że znów mam omamy. Jego dłonie lśniły na zielono, tak jak żarówki pod sufitem nakazujące ewakuację. Coś mi przypominało to światło.
- Hiro, to ja! - usłyszałem. - Wasabi!
   Zmarszczyłem brwi, przypominając sobie mojego przyjaciela. Rzeczywiście, to był on - dopiero teraz zauważyłem schowane za opaską dredy, wysokie buty i ostrza na dłoniach, dające słaby blask i oświetlające jego łagodną twarz. Był tutaj, naprawdę tu był...
   Potem pojąłem to, co on widział. Zakrwawionego chłopaka w brudnych ubraniach z pistoletem w dłoniach. Przerażonego chłopaka. Kim się stałem przez mój upór, pomyślałem z przerażeniem, patrząc na swoje dłonie. Mordercą. Takim samym jak Carlos Mayson.
   Moje dłonie samowolnie opadły wzdłuż ciała z pistoletem w ręku. Czułem się jak zahipnotyzowany. Chciałem podbiec do mojego przyjaciela, objąć go i powiedzieć, jak bardzo się cieszę z tego spotkania. Opowiedzieć o tym, przez co przeszedłem, co pokonałem i jaki się stałem. po prostu podziękować.
   Ale zamiast tego moje ciało nagle odmówiło posłuszeństwa, wstrząsane drgawkami, które ustąpiły, gdy osunąłem się na podłogę. Pistolet wypadł z mojej słabej dłoni i uderzył z hukiem o podłogę. Dźwięku swojego własnego upadku już nie pamiętałem. Jak przez mgłę słyszałem czyjeś krzyki i nawoływania. Moje ciało podniosło się na małą odległość, po czym znów opadło spokojnie na podłogę. Byłem wyczerpany, ale szczęśliwy. Przeżyłem przez to piekło. I wszystko wskazywało na to, że wrócę do swojego poprzedniego życia.


















Wybaczcie mi ten dzień zwłoki ale muszę się usprawiedliwić tym, że moje życie jest szalone 😄 w każdym razie za to za 5 dni bd next w ramach "przeprosin" 😄 tak więc dzień szybciej, tak jak miałam w grafiku

7 komentarzy:

  1. Zwłoki. Zwłoki!!!
    Wszędzie flaki, wiedziałam! Nie było możliwości żeby to się inaczej potoczyło. O w mordę, tylko, że Hiro sobie psychikę zrył. Ej. O w mordę. Czy to on spełni moje marzenie o kutnięciu dziewoi??? ⎝óᴥò⎠⎝óᴥò⎠
    I tylko GoGo siedzi i czeka. W sumie, może i lepiej że Yoko jej nie puściła... Nawet chce towarzystwa Sam...
    Zdziwiło mnie tylko, że:
    1. bez wcześniejszego korzystania z broni tak ich pięknie powybijał. Cóż, prawo konia.
    2. nie ogarnął że Wasabi to Wasabi. Chociaż poprawka, trauma pourazowa. Możliwe.
    Nie rozumiem tytułu... Nowa twarz? Czy to chodzi o to, że w tak krótkim czasie Hiro tak bardzo się zmienił?
    Zauważyłam, że coraz częściej, chociaż troszeczkę ale jednak wprowadzasz Freda do akcji. Czy to oznacza, że możemy liczyć na HxF?
    Just-sama, wiesz czego chcę. Chcę kutnięcia GoGo, albo przynajmniej ogólnej rąbaniny z jej udziałem.
    A tak naprawdę to po prostu chciałabym kilku spoilerów które rozpalą moją wyobraźnię (ó ͜ʖò) (ó ͜ʖò)
    ~Piwo
    Co tam się u ciebie dzieje że życie twe stało się szalone? :D :D :D (óᴥò)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak:
      1) nikt nie powiedział że to był pierwszy kontakt Hiro z bronią 😊 on i Tadashi próbowali różnych rzeczy w tym wspominane karate, spływy kajakowe i wiele innych dziedzin więc możliwe że wylądowali raz czy dwa na strzelnicy. Poza tym pragnę podkreślić że Hiro jest mistrzem wszelkiego rodzaju gier, możliwe też że tych strzelanek 😉
      2) Tak jak mówisz, zadziałał szok, poza tym Hiro nie spodziewał się pomocy - co prawda zniszczył antynadajnik ale spróbował sam sobie pomóc i uciec bo pomoc mogła nadejść zbyt późno.
      Co do Freda to i owszem, chcę się skupić trochę bardziej na reszcie Szóstki bo mam wrażenie że ich trochę pomijam, zanadto skupiając się na Hirogo 😉
      Nazwałam to 'Nowa twarz' bo ten moment trochę wpłynie na życie Hiro

      Usuń
    2. A co do mojego życia to w ciągu jednego dnia znalazłam się w trzech (w sumie czterech z moim) miastach, biegałam po górach w botkach i wróciłam o 12 w nocy bo ksiądz mnie odwoził 😅😅

      Usuń
  2. zarąbiaszczy next, aczkolwiek miałam ochotę udusić Yoko za to, że nie pozwoliła Go uczestniczyć w misji. A ta się nawet nie spierała! ;) Hahah Sam i GoGo już normalnie jak bff gadają. Ulala ile się w ich relacjach pozmieniało xD. Ogółem bardzo dobrze napisany rozdział. Świetnie oddałaś emocje Hiro. Na prawdę genialnie ^^. Jesteś świetną pisarką i dziękuję ci że masz siłę dla nas pisać :*
    Do nna <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. GoGo była poniekąd zmęczona 😉 poza tym wiedziała że kłótnie z Yoko zajmą czas którego nie mają. A co do relacji GoGo - Sam to nie byłabym tego taka pewna. Z czasem się dogadają ale teraz nie ma co na to liczyć 😄 przynajmniej nie na długo

      Usuń
  3. Jeśli dobrze liczę to rozdział powinien pojawić się już jutro 😊
    A tak w ogóle to twój blog jest najlepszy z tych które czytam i nie chodzi tu o to że uwielbiam wielką szóstkę tylko o to że jest najlepiej napisany.😊 Pozdrowienia 😊

    Ps. Mam takie pytanie trochę z innej beczki ale dlaczego nie dodajesz już od dawna rozdziałów na czkastrid ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbia tą piosenkę😊 https://www.youtube.com/watch?v=5hDZbroaQDc

    OdpowiedzUsuń