https://www.youtube.com/watch?v=_65tLeIWtx0
Siedziałam w apartamencie, trzymając Sam za rękę i drżąc za każdym razem, gdy usłyszałam kroki niedaleko drzwi, tak jakbym czekała na to, że Yoko przyjdzie i z szerokim uśmiechem oświadczy nam, że misja się powiodła.
Byłam już naszpikowana lekami uspokajającymi, ale mimo to czułam się niespokojnie. Od stresu kręciło mi się w głowie, ale ani na chwilę nie poprosiłam Sam, bym mogła odpocząć. Obie trwałyśmy w niemym oczekiwaniu na to, co miała przynieść misja Wasabiego.
- Czy agenci często mają specjalne przyzwolenie na zabijanie? - spytałam beznamiętnie, chcąc zacząć jakikolwiek temat. Ta cisza powodowała, że czułam się jeszcze gorzej. Sam spojrzała na mnie z zaskoczeniem, jakby oczekiwała, że nie odezwę się aż do powrotu moich przyjaciół.
- Bardzo często, zwłaszcza ci, którzy otrzymują trudne misje. - powiedziała spokojnie, jakby recytowała jakąś formułkę z książki. - Agenda chce zapewnić jak najlepszą możliwą opiekę agentom, a często bez najprostszej formy obrony jest to bardzo trudne.
Zamilkłam. Nie miałam pomysłu, jak kontynuować ten temat. Tak naprawdę słabo mnie to interesowało. Chciałam po prostu słyszeć czyiś głos, inaczej moje myśli całkiem pociągnęłyby mnie na dno.
- Naprawdę go kochasz, co? - spytała nagle Sam, patrząc na mnie czujnym wzrokiem dziewczyny, która była w stanie wychwycić wszystko z mojej bladej twarzy.
Przygryzłam wargę. Byłam pewna, że tak, ale nie wiedziałam czy powinnam jej to mówić. Nadal jej nie ufałam, zresztą mogłaby wykorzystać ten fakt przeciw mnie.
Moje myśli powróciły do Hiro. Jak mogłam nie kochać kogoś, kogo brak wywrócił moje życie do góry nogami? I to w ciągu zaledwie trzech dni. Co on musiał znieść przez ten czas?
- Powinnam cię przeprosić - zaczęła Sam. - Chyba znowu weszłam między was...
Spojrzałam na nią ze zdziwieniem, zastanawiając się, czy ta rozmowa w ogóle ma sens. Chłopak, którego kochamy obie właśnie był w olbrzymim niebezpieczeństwie, a my rozmawiamy na temat naszych uczuć wobec niego. To było żałosne.
- Wtedy, kiedy spotkałam się z nim pod dworcem... - zaczęła, najwyraźniej niechętnie rozpoczynając ten temat. - Naprawdę miałam nadzieję na to, że zmienił zdanie, nawet go wtedy pocałowałam... - miałam nadzieję, że Sam nie zobaczyła oburzenia w mojej minie, bo próbowałam go jak najdokładniej zamaskować. Niestety, ostatnio moje próby ukrycia jakichkolwiek uczuć były zazwyczaj nieudolne. - A potem ta kartka. On myślał o tobie, kiedy to pisał. O mnie nie pomyślał ani przez chwilę. Potrzebował tylko kogoś, kto mógłby tą informację dostarczyć do Agendy. Razem z nagraniem.
- Dlaczego mi to mówisz? - spytałam ją podejrzliwie.
- Bo nie jestem osobą, za którą mnie masz - powiedziała, patrząc mi w oczy. Zauważyłam, że w trakcie tej rozmowy przestałyśmy się trzymać wspierająco za ręce. - Naprawdę nie wiedziałam, że coś między wami jest. Zależało mi na Hiro jak na nikim innym i to wtedy u Honey... Gdybym wiedziała, że tak zareagujesz, nigdy bym tego nie zrobiła, przysięgam.
- A więc mimo to spróbowałaś po raz drugi wtedy pod dworcem? - spytałam, nie widząc ładu w jej tłumaczeniach. Nie interesowały mnie. Może ona czuła się zobowiązana mi to wytłumaczyć, ale ja wcale nie chciałam znać szczegółów jej relacji z Hiro. Najchętniej po prostu zamknęłabym ten rozdział. Sam chyba tego nie rozumiała.
- Właśnie za to cię przepraszam. - odparła. - Nie powinnam była tego robić. Rozmawiałam potem z Honey i wspomniała, że w ostatnim czasie bardzo zbliżyliście się z Hiro. - jej wzrok błądził między mną a małym stolikiem do kawy. - Chcę po prostu, żebyś była pewna, że z jego strony...
- Sam, skończ - nakazałam, odzyskując swój dawny charakter. Nie miałam siły na tego typu rozmowy. - Nie mam siły, by o tym rozmawiać.
Sam skinęła posłusznie głową nieco zakłopotana faktem, że sama ten temat zaczęła. Pochyliłam się nad moimi kolanami i ukryłam twarz w dłoniach, czując macki migreny zaciskające się wokół mojej głowy. Jeszcze tego mi brakowało, pomyślałam.
- Zrobię ci coś ciepłego do picia - rzuciła pod nosem Sam i poszła do kuchni. W sumie cieszyłam się, że zostawiła mnie samą. Nie chciałam być wobec niej niegrzeczna tym bardziej, że w ostatnim czasie jej ciągła troska o mój stan nieco pomogła mi znieść tę całą sytuację.
Siedziałam w jednej pozycji tak długo, że moje plecy zaczęły mi ciążyć, a ramiona dziwnie pobolewać. Nie spałam jakieś dwadzieścia cztery godziny, o ile za sen można było uznać moją drzemkę w naszej wspólnej sypialni. Nie potrafiłam jednak zasnąć, myśląc o tym, czy kiedykolwiek jeszcze ujrzę mojego najlepszego przyjaciela. Tak naprawdę stale nazywałam tak Hiro, choć nasza relacja ostatnimi czasy bardzo się zmieniła z silnej przyjaźni na coś o wiele głębszego.
Wypiłam herbatę zrobioną dla mnie przez Sam i poczułam się nieco lepiej. W dalszym ciągu nachodziły mnie dziwne myśli, ale przynajmniej mój żołądek nieco się uspokoił. Sam zaproponowała, że zrobi mi coś do jedzenia, ale podziękowałam, wiedząc dobrze, że nie będę w stanie przełknąć czegokolwiek.
Siedziałyśmy jakiś czas w ciszy, potem Sam zaczęła małoistotny temat maszyn, które gwarantuje Agenda przy misji. Mówiła o licznych helikopterach (o dziwo, znając ich wszystkie nazwy), śmigłowcach i innych bardziej zaawansowanych maszynach, które wykupowali co roku od najdroższej firmy lotniczej świata.
Początkowo mówiła wolno i ostrożnie, ale szybko zauważyła, że gdy mówi, czuję się lepiej, więc zaczęła trajkotać od rzeczy. Byłam jej wdzięczna za te próby. Naprawdę serio zaczynałam ją lubić. Może zachowała się nie fair w stosunku mnie i Hiro, ale nadrabiała to teraz swoją osobą, sprawiając, że do tej pory jeszcze się nie załamałam.
- Planuję wziąć udział w Grand Prix - wyznałam w końcu, gdy temat spoczął na technologii maszyn, o której Sam wiedziała naprawdę sporo. Sama nie wiem, dlaczego jej to powiedziałam. To po prostu ze mnie wypłynęło, jakby od dawna cisnęło się na moje usta. Poza tym chyba potrzebowałam komuś o tym powiedzieć, skoro żaden z moich znajomych, nie licząc naszej Szóstki o tym nie wiedział.
Sam wytrzeszczyła oczy, patrząc na mnie z podziwem.
- Serio? Łał, nie wiedziałam, że jesteś tak odważna. - rzekła z uznaniem. - Znaczy wiedziałam coś o tym, że interesujesz się motoryzacją, ale nie wiedziałam, że również jeździsz.
- Hiro dużo mi pomógł - wyznałam jej, dziwnie ukojona tym tematem. Wsparcie Hiro było czymś, czym można było tylko się pochwalić, bo nie każdy ma szanse mieć tak wspaniałego przyjaciela jak on. - Od początku był za. Potem zaczął pomagać mi w warsztacie. - uśmiechnęłam się na wspomnienie jego pierwszej wizyty u Skandara. - Na początku dużo się mylił, ale szybko ogarnął to, co robimy. Teraz... nie wyobrażam sobie, żeby go z nami nie było. Jest już członkiem mojej ekipy.
Nagle pomyślałam, co właśnie powiedziałam i zrozumiałam, dlaczego zrobiło mi się lepiej. Cały czas wątpiliśmy, czy Hiro w ogóle żyje. Rozmawianie o nim, o tym, co robił, gdy był tu z nami, sprawiało, że znów zaczynaliśmy wierzyć w to, że tu wróci.
Sam uśmiechnęła się delikatnie, dość krzepiąco.
- Szkoda, że nie polubiłyśmy się od początku - powiedziała nieśmiało. - Może wszystko inaczej by się potoczyło.
Ja również się uśmiechnęłam, choć wątpiłam, by ten uśmiech wyglądał ładnie z moimi podkrążonymi oczami.
Nagle drzwi otworzyły się szeroko, a my podskoczyłyśmy z miejsca, jakby ktoś przyłapał nas na czymś, co łamało przepisy. Gdy zobaczyłam Yoko w progu, aż zadrżałam z przejęcia. Prezes zamknęła za sobą drzwi, dziwnie zasmucona. Poczułam, że moje nogi zaczynają drżeć w napięciu, jakbym już po minie kobiety przewidziała to, co ma nam do powiedzenia.
- Misja się udała - powiedziała wprost, patrząc na nas z ulgą w jej szarych, silnych oczach.
Westchnęłam tak ciężko, jakby z pleców spadł mi kilkutonowy kamień. Zakryłam usta dłonią i usiadłam na kanapie, podczas gdy Sam wydawała z siebie odgłosy ulgi.
- Jak się czuje? - zapytała, a ja spojrzałam na Yoko z ciekawością.
Pani prezes usiadła w fotelu i zerknęła na swoją podwładną i jednocześnie siostrzenicę. Sam chyba znała to spojrzenie, bo nagle stała się bardziej oficjalna.
- Na razie jest w szpitalu, ale jego stan jest w normie. - odpowiedziała rzeczowo, po czym skierowała wzrok na mnie.
- Sam, mogłabyś nas zostawić? - spytała, a dziewczyna skinęła głowa i w pośpiechu wyszła, zabierając ze sobą swoje rzeczy.
Drzwi zamknęły się cichutko, a Yoko odetchnęła, splatając swoje długie palce z wypielęgnowanymi paznokciami o kolorze beżu. Patrzyłam na nią niepewnie, jakby to, co powiedziała przedtem wcale nie było prawdą i jakby kobieta chciała mi teraz opowiedzieć, w jaki sposób przegrali misję.
- Hiro jest w dużo gorszym stanie niż przypuszczaliśmy - usłyszałam w jej głosie prawdziwy smutek, jakby przejęła się losem Hiro. - Co prawda, jego organizm funkcjonuje jak najbardziej poprawnie, ale obrażenia...
Moje oczy otwierały się coraz szerzej, a ja straciłam głos. Nie potrafiłam wydobyć z siebie ani jednego dźwięku, jakby ktoś zakleił mi usta taśmą. Prezes wyglądała na dziwnie zakłopotaną, ale wyczułam, że chce mi to powiedzieć.
- Ma złamane cztery żebra, liczne rany cięte i ciało pokryte siniakami. Nie zdążyłam go jeszcze zobaczyć, bo Wasabi zdecydował o tym, żeby lądować przy szpitalu. Pokrótce zdążył opisać mi, co tam się wydarzyło i szczerze mówiąc, bardziej martwię się o stan psychiczny Hiro.
- Kiedy będę mogła go zobaczyć? - spytałam, a mój głos był tak cichy, że przypominał szelest. Herbata, której nie zdążyłam wypić, już ostygła, a jej ciepło dziwnie opuściło moje ciało, wstrząsane niepokojącym dreszczem.
- Myślę, że powinnaś przede wszystkim wypocząć, GoGo - zarządziła Yoko. - Hiro też należy się chwila odpoczynku, po tym, co przeszedł. - gdy posmutniałam, prezes nachyliła się i ścisnęła mnie za dłoń w geście wsparcia. Jeszcze nigdy nie widziałam, by tak bardzo emanowała uczuciami. - Ja też się o niego martwię, ale lekarze są dobrego zdania. Mówili, że ludzie wychodzili z gorszego stanu i powracali do normalnego życia. Hiro jest silny, poza tym ma duże wsparcie - uśmiechnęła się łagodnie, puszczając moją dłoń. Byłam jej wdzięczna za to, w jaki sposób zajęła się tą sprawą. Nie raz słyszałam od Sam, że informatycy dostawali burę za brak informacji na temat tego porwania.
- Zawrzyjmy układ - rzekła prezes, powracając do swojej neutralnej postawy wysoko postawionej zarządczyni. - Prześpisz co najmniej cztery godziny, to wtedy Robb podwiezie cię pod same drzwi szpitala.
- Wolałabym przespać się już w szpitalu... - zaczęłam, nawet jeśli zabrzmiało to dość dziwnie. Przypomniałam sobie o zawale mojego ojca i długiej chwili, gdy myślałam, że więcej go nie zobaczę. Hiro był ze mną przez cały czas. Wyznanie Honey nieco ubarwiło to wspomnienie - dopiero teraz przypomniałam sobie rumieńce chłopaka, gdy nasza przyjaciółka zastała nas splecionych ze sobą we śnie.
- Nie zamierzasz odpuścić, co? - zaśmiała się Yoko. - Hiro już nic nie grozi, jest bezpieczny. Możesz spać spokojnie, moja droga.
Yoko wstała, a ja razem z nią. Czułam się dużo lepiej, jakbym dostała nowe życie. Hiro był, może nie zdrowy, ale w dobrym stanie, z tego, co twierdzili lekarze, więc może rzeczywiście nie było powodów do niepokoju? Z drugiej jednak strony coś ciągnęło mnie ku szpitalowi, jakby nie wierzyło w słowa Yoko.
- Dziękuję pani za wszystko - powiedziałam cicho, a dyrektorka uśmiechnęła się ciepło i wyszła, zostawiając mnie samą.
Pomyślałam, że nie ma co tracić czasu i że jeżeli chce opuścić ten budynek, to powinnam się jak najszybciej wyspać. Położyłam się w ubraniu i usnęłam z chwilą zetknięcia mojej głowy z poduszką. Byłam wykończona, ale szczęśliwa. Odzyskam Hiro, myślałam z nadzieją. Już nikt mi go nie odbierze, a już zwłaszcza nie Carlos Mayson.
Weszłam do szpitala, doskonale wiedząc, w którym kierunku mam iść. Robb żegnając się ze mną, zdradził mi, gdzie leży Hiro. Przeszłam szybko przez recepcję, podpisując się na liście odwiedzających i niemal popędziłam na drugie piętro, do pokoju numer 604.
Już na korytarzu zauważyłam moich przyjaciół, ubranych w swoje stroje. Wasabi miał na łokciu ślad krwi, ale nie sądziłam, żeby to była jego krew. Fred wyglądał na podłamanego, a twarz Honey przyjęła kolor kredy.
Spojrzałam na nich i poczułam, jak mój żołądek się wywraca. Ich miny nie zdradzały nic dobrego.
- GoGo - jęknęła głośno Honey i podbiegła do mnie, biorąc mnie w ramiona. Z chwilą gdy położyła głowę na moim ramieniu jej ciało zadrgało, wstrzymując cichy szloch.
- Jak on się czuje? - spytałam podchodzącego do mnie Wasabiego. Jego mina miała w sobie coś z żołnierza - hamowała wszelkie emocje.
- Nie najlepiej. - powiedział z chrypą w głosie. - Na razie śpi. Miejmy nadzieję, że wydobrzeje, bo to naprawdę nie wygląda dobrze.
Twarz Freda poszarzała, gdy Honey mnie puściła. Zgadywałam, że pomimo że misja się powiodła, to moi przyjaciele mocno ją przeżyli. Samo przyzwolenie na zabijanie wrogów musiało wywołać w nich szok, tym bardziej że nie wyobrażałam sobie mojej przyjaciółki z bronią w ręku.
- GoGo, chyba powinienem z tobą porozmawiać, zanim tam wejdziesz - zaczął Wasabi, spoglądając ze smutkiem na drzwi do sali, na której leżał Hiro. Dzieliło mnie od niego tak mało, pomyślałam, ale z drugiej strony i tak pewnie spał, a Wasabi wyglądał, jakby miał mi do przekazania coś naprawdę ważnego.
Zgodziłam się i przeszliśmy do małej kawiarenki - tej samej, w której kupiliśmy z Hiro kawę zaledwie rok temu, gdy mój ojciec leżał na jednej z sali.
Wasabi usiadł na krześle przy okrągłym, szklanym stoliku i oparł się o niego. Spojrzałam niepewnie na szkło, zastanawiając się czy wytrzyma nacisk łokci mojego przyjaciela.
- Jak ci poszło przewodzenie misją? - spytałam, a Wasabi westchnął w odpowiedzi.
- Hiro robi to lepiej - przyznał szczerze.- Chcesz kawy?
Pokręciłam przecząco głową. Chyba wyczuł, że chcę przejść bezpośrednio do tematu, bo odchrząknął i wyprostował się, jakby przygotowywał się do rozmowy.
- Pewnie zauważyłaś, że ta misja była dla nas serio trudna, nie? - pogładził ręką swoje dredy, unikając spojrzeń innych ludzi, którzy przyglądali się ze zdziwieniem jego strojowi. W końcu nie wytrzymał i przekręcił bransoletę na nadgarstku, pozostając w swoich wcześniejszych ubraniach, czyli luźnym dresie.
- Rozmawiałem z Rollsem i twierdził, że gdyby Hiro nie uciekł z celi, misja by się nie powiodła...
Przypomniałam sobie trzech agentów, którzy im pomagali i zrozumiałam, że miał na myśli jednego z nich.
- Jak to? - zapytałam ze zdziwieniem. Hiro uciekł z celi? Jakim cudem?
- Wszystko szło sprawnie, oczyściliśmy teren, tak jak kazała nam Yoko i ruszyłem w kierunku dolnej partii budynku, tam gdzie wcześniej namierzony został Hiro. Rolls z resztą gonili w tym czasie ludzi Maysona, którzy zaczęli uciekać w kierunku tylnego wyjścia.
Przerwał na chwilę, żeby odetchnąć i spojrzał mi w oczy. Widziałam, że rozmowa ze mną przychodzi mu ciężko.
- Zbiegłem na dół, na parking na przejście łączące główny budynek z celami. Ponoć wcześniej służyły za noclegownie dla tych, którzy zostawiali swoje samochody na parkingu, ale Mayson zmienił to miejsce w coś koszmarnego.
Nagle się zatrzymał i mocno skrzywił, jakby to wspomnienie wywoływało u niego nieprzyjemne uczucia.
- Usłyszałem strzały i schowałem się za poręczą. Ktoś do mnie celował z dołu. Poznałem, że to Hiro i zacząłem do niego krzyczeć, ale on ani drgnął. Przez chwilę myślałem, że mnie zabije. W końcu upadł i stracił przytomność, a do mnie dołączyła Honey. To, co zobaczyliśmy, gdy dotarliśmy na dół...
Poczułam wilgoć w kącikach oczu. Hiro miałby zabić Wasabiego? - zastanawiałam się z szokiem. Najwyraźniej przebywał wśród wrogów tak długo, że nie poznał nawet przyjaciół. Przeraziłam się na myśl, że mógłby nie poznać nawet mnie...
- Hiro leżał na podłodze cały zakrwawiony. - wyznał cicho przyjaciel. - Obok niego leżał pistolet, zabił prawdopodobnie trzech lub czterech ludzi, zanim wydostał się na parking.
Rolls się pomylił. Ci, których gonił, mieli za zadanie zabić Hiro. Mayson wysłał tam trzech snajperów, ale nie wykonali zadania, bo Rolls złapał ich w przejściu. Harley został postrzelony w nogę, ale niezbyt poważnie. Lekarze opatrzyli go i Yoko wysłała z Agendy kogoś, kto odwiózł go do domu.
- A jak z Hiro? - pytałam, szczerze mówiąc, nie interesując się losem agentów, których nawet nie znałam. - Odzyskał przytomność?
- Na chwilę. - przyznał Wasabi, kiwając głową. - Mamrotał coś pod nosem, a potem znowu zemdlał. Teraz jest już chyba po badaniach i ma zszyte rany, więc ma szansę, żeby się wyspać. To był dla niego ciężki czas...
Westchnęłam i wstałam szybko od stołu. Wasabi spojrzał na mnie z lekkim zaskoczeniem, jakby myślał, że po tym, co mi powiedział, będę wolała zostać w kawiarni.
- Muszę do niego iść - rzuciłam, ale przyjaciel chwycił mnie za nadgarstek, próbując zatrzymać w miejscu.
- GoGo, nie chcę, by to był dla ciebie szok - odparł z dobrze mi znaną troską. Ostatnio patrzył na mnie tylko w ten sposób.
- Chcę przy nim być - rzuciłam pewnie i odeszłam, zanim znów spróbował mnie zatrzymać.
Trafiłam bez problemu na ten sam korytarz i zauważyłam, że Honey i Fred rozmawiają z dwiema pielęgniarkami na końcu przejścia.
Wykorzystałam moment, że nikt nie spróbuje mnie zatrzymać i weszłam do środka. Sala kryła się za dużymi szklanymi drzwiami, w których stanął lekarz w niebieskim uniformie.
- Pani do kogo? - spytał, patrząc na mnie, jakbym przyszła tu, żeby coś ukraść.
- Do Hiro Hamady - wtrąciłam, spoglądając przez ramię lekarza na szklaną ścianę, za którą prawdopodobnie był mój przyjaciel. Niestety, nie widziałam go, bo szkło było wykonane z chropowatej materii, przez którą obraz był nieco zamazany.
Ciemna brew starszego lekarza uniosła się w górę, jakby czekał na to, że coś dodam.
- Jestem jego dziewczyną - rzuciłam, zdając sobie sprawę, że tylko wtedy mnie do niego wpuszczą. Z drugiej jednak strony nawet nie musiałam udawać jego dziewczyny. Nasza relacja była naprawdę skomplikowana.
- Skoro tak, to może pani wejść - rzekł wolno, spoglądając w swoje papiery. - Proszę się tylko podpisać. - mówiąc to podał mi swoje papiery i cienki długopis.
Podpisałam się szybko, nieco rozmazując mój podpis swoją spoconą ze stresu dłonią i wyminęłam lekarza, który otworzył mi drzwi.
Sala była niewielka, ale bardzo jasna przez duże okno po prawej stronie, z którego do pomieszczenia wpadało światło księżyca. Przy łóżku ze śnieżnobiałą pościelą stała wysoka lampka ze srebrną szyjką. Rzucała delikatną poświatę na leżącego w łóżku Hiro.
Miał bladą twarz, zmęczoną tym, przez co przeszedł. Ledwie go poznałam przez cienie pod oczami, wychudzone policzki i spierzchnięte usta. Po prawej stronie szczęki znajdował się spory siniak sięgający aż do policzka. Jego kości policzkowe były bardziej widoczne, jakby warunki, w jakich ostatnio funkcjonował, odcisnęły się na jego ciele. Nie miałam odwagi, by odkryć mu ramiona i spojrzeć na jego rany, ale domyślałam się, że twarz musiała być najmniejszym problemem.
Usiadłam obok niego na łóżku, uważając na jego skrępowane pościelą ciało. Wpatrywałam się w niego z melancholią, ledwie dostrzegając w nim cień dawnego Hiro. Moja warga zadrżała, a po policzkach spłynęły łzy. Spodziewałam się, jak może wyglądać, ale mimo to jego stan wprowadził mnie w szok. Jego klatka unosiła się i opadała ledwie zauważalnie. Spał jak zabity, jakby dalej znajdował się tam, a nie w szpitalu z dwudziestoczterogodzinną opieką.
Nachyliłam się i musnęłam jego policzek dłonią. Próbowałam powstrzymać łzy, ale wciąż kapały na czystą pościel.
- Hiro, jak mogłeś mi to zrobić - wyszeptałam cicho, zdając sobie sprawę z tego, że mnie nie usłyszy. Siedziałam przy nim, wodząc delikatnie palcami po jego twarzy.
Czułam jednocześnie miażdżące uczucie ulgi i strach. Był tutaj, cały i zdrowy, odzyskałam go, ale skąd miałam mieć pewność czy wciąż jest taki sam, czy wydarzenia ostatnich dni go nie zniszczyły? Yoko wspominała, że Mayson torturował go również psychicznie, poza tym nie poznał Wasabiego, więc nie miałam pewności co do tego, jak się zachowa, gdy się obudzi.
Ujęłam delikatnie jego dłoń, leżącą na pościeli i przyjrzałam się poranionym palcom opatrzonym świeżym bandażem. Uniosłam jego dłoń do moich ust i pocałowałam czule. Przypomniałam sobie, że zrobił to samo, gdy uratował mnie od tego robota i znalazł przy karetce. Pamiętałam również jak mnie wtedy pocałował, pozostawiając pod werandą. Tak nieśmiało i delikatnie, jakby miałby mi zrobić tym gestem krzywdę.
A jednak nie mogłam patrzeć na jego czułe, ciepłe ręce, nie myśląc o tym, co zrobił. Czy to możliwe, że Hiro mógłby zabić czwórkę ludzi? W głowie mi się to nie mieściło. Znałam go. Nie skrzywdziłby muchy, miał po prostu zbyt dobre serce. A jednak sposób, w jaki Wasabi mi to opowiedział kazało mi się jeszcze raz nad tym zastanowić. Ludzie robią różne rzeczy, gdy znajdują się w potrzasku. Poza tym Hiro raz prawie odpowiadał za śmierć Callaghana a miał wtedy zaledwie piętnaście lat, więc co mogłoby mu przyjść do głowy w wieku siedemnastu?
Dobra, tak jak obiecałam - dodaję :D mam nadzieję, że jesteście zadowoleni z takiego początku weekendu :*
9/30/2016
9/25/2016
Nowa twarz
https://www.youtube.com/watch?v=5hDZbroaQDc
Leżałam na sofie w apartamencie, zerkając na szare cienie na przeciwległej ścianie. Honey zostawiła żaluzje nieco odsłonięte, tak że przepuszczały światła nocnego miasta. Leżałam tu tak od kilku godzin, mając nadzieję, że ból w moim sercu zelżeje, ale nie czułam nic. Żadnej zmiany. Hiro, myślałam, że jesteś mądrzejszy. Jak mogłeś dać się podpuścić Maysonowi? Jak mogłeś mnie zostawić?
Znów wpadłam w cichy półsen, z którego łatwo mogłabym się wyrwać w razie rozpoczynających się koszmarów. Tak w sumie, to przestałam się ich bać. Najstraszniejszy właśnie się dział. A ja nie mogłam się obudzić, by go przerwać. Bałam się, że już zawsze będę tak spała na jawie, pogrążona w najgorszym koszmarze, jaki mógł mi się przyśnić.
- GoGo - usłyszałam głos, który wyrwał mnie z tej pustki. Zamrugałam leniwie, nie ruszając się z miejsca.
- To ty, Baymax? - spytałam z chrypą w głosie. Usłyszałam ciche kroki, gdy robot omijał sofę, by do mnie podejść.
- Zdaje się, że namierzyłem Hiro. - powiedział.
Leżałam dalej, bo sens tych słów do mnie nie docierał. Słyszałam tylko imię Hiro, przywołujące masę rozmaitych wspomnień. Potrzebowałam chwili, żeby ogarnąć, co robot właśnie do mnie powiedział. Zerwałam się z sofy jak rażona prądem i spojrzałam na robota z szokiem.
- Co ty właśnie powiedziałeś? - spytałam go, otwierając szeroko moje sklejone ze zmęczenia oczy.
- Namierzyłem Hiro. Jest na krańcu miasta w piwnicy starego motelu To-Rigyo. - odpowiedział robot. Zeskoczyłam z kanapy i chwyciłam Baymaxa za rękę, ciągnąc go w stronę korytarza.
- Szybko, musimy powiadomić o tym Yoko! - krzyknęłam, a robot posłusznie podążył za mną.
Pędziliśmy za Yoko po wąskim korytarzu pod Hotelem Akiyo i chociaż kobieta miała na nogach obcasy, to i tak ciężko nam było za nią nadążyć. Najwidoczniej przejęła się zlokalizowaniem Hiro.
- Musimy się pospieszyć - mruczała pod nosem, gdy akurat nie wydawała rozkazów. Sam szła tuż obok mnie, trzymając mnie za rękę. Nie odepchnęłam jej, głównie szczęśliwa z faktu, że nasz problem odnalezienia Hiro rozwiązał się sam. Najwyraźniej mojemu przyjacielowi udało się zniszczyć antynadajnik.
- Robb, weźmiesz Harleya, Wickenberga i Rollsa - Yoko instruowała swojego podwładnego, zerkając z napięciem na boki, do gabinetów. Robb szedł tuż obok niej, a jego ciężkie buty stukały w równym tempie o pastowaną podłogę.
- A Ithani? - zapytał chłopak, a ja otworzyłam szeroko oczy. Ku mojej uldze, Yoko pokręciła pewnie głową i wymruczała pod nosem kilka słów. Prezes Agendy nagle skręciła do średniej wielkości sali konferencyjnej, mogącej pomieścić stu ludzi. Weszliśmy tam my, całą naszą piątką, Sam, Robb i Yoko, oraz dwójka asystentów, którzy mieli spisywać wszystko, co Yoko powiedziała. Gdy zamknęły się za nami drzwi, do środka weszło jeszcze trzech wysokich mężczyzn ubranych w garnitury.
Yoko stanęła po drugiej stronie długiego stołu, patrząc na nas wszystkich bardzo uważnie, jakbyśmy mieli rozłożyć skrzydła i odlecieć. Mężczyźni stanęli za nami, a ja domyśliłam się, że są to trzej agenci, których nazwiska wspomniała przed chwilą Yoko. Dziwne było to, jakim cudem przybyli tu tak szybko. Zerknęłam na Sam i moje wątpliwości zostały rozwiązane, gdy widziałam jej pełen satysfakcji uśmiech na widok tej trójki.
- Och, szybko się zjawiliście - powiedziała zaskoczona Yoko.
Jeden z mężczyzn, ten najwyższy z czarną, krótkoprzystrzyżoną brodą skinął uprzejmie głową.
- Dostaliśmy informację, że jesteśmy potrzebni. - odparł, a Yoko od razu zerknęła na Sam.
- Doskonale - skwitowała, powracając do swojego wcześniejszego nastroju. - Jak pewnie wiecie, namierzyliśmy miejsce, gdzie przetrzymywany jest agent Hamada.
- Moment - przerwał jej Wasabi z zaniepokojonym wyrazem twarzy. - Zamierza pani wysłać ich trzech zamiast nas?
Yoko pokręciła głową ze stoickim spokojem.
- Zamierzam wysłać trójkę najlepszych agentów razem z wami. - podkreśliła. - Nie zamierzam ryzykować bezpieczeństwa Hiro.
- Ilu ludzi przypuszczalnie znajduje się w tej kryjówce? - zapytał drugi z mężczyzn, ten najniższy z czarnymi oczkami.
- Około szesnastu. Czterech z nich jest poszukiwanych listem gończym. Dzisiaj do tej listy doszedł także Carlos Mayson. - powiedziała rzeczowo pani prezes.
- Czy mamy pozwolenie na eliminację? - spytał ten pierwszy z poważną miną.
- Na eliminację? - zapytała Honey z szokiem.
- Na zabójstwo wrogów w trudnych sytuacjach - wyjaśniła ze spokojem Yoko. - Tak, macie moje pełne pozwolenie. Broń dostaniecie tuż przed misją...
- Co? - wykrzyknęła Honey. Wasabi też wyglądał na mocno zdziwionego tym zezwoleniem.
- Jestem pacyfistą - odparł obronnie, a trzej agenci spojrzeli na nich, jakby zobaczyli dziecko z karabinem w ręku.
- Dajcie spokój - warknął nagle Fred ze skrzyżowanymi rękoma. - Zapomnieliście, że chodzi tu o Hiro? Nie możemy ryzykować, że coś mu się stanie, kiedy wy będziecie się bawić w superbohaterów...
W tej chwili miałam ochotę rzucić mu się na szyję za ten tekst. Nie odzywałam się, czekając na pozostałe informacje w sprawie misji, ale mówiąc szczerze, miałam ochotę skończyć tę naradę już teraz, byleby tylko dostać się do Hiro jak najszybciej.
Yoko omawiała szczegóły misji, podczas gdy ja usilnie przyglądałam się trójce agentów. Widziałam, że są profesjonalni, ale nie pasowało mi coś w ich wyrazie twarzy. Tak jakby zajmowali się zdejmowaniem kota z dachu, a nie ratowaniem człowieka z łap oprawców. W końcu, gdy Yoko opowiedziała już wszystko, rozejrzała się po naszych twarzach, jakby poszukiwała w nich niezadanych pytań.
Gdy spojrzała na mnie, jej wzrok uległ zmianie, jakby zobaczyła mnie po raz pierwszy.
- GoGo, zapomniałam ci powiedzieć. Życzyłabym sobie, żebyś pozostała w Agendzie na czas misji. - powiedziała.
Czułam, że szczęka zaraz wypadnie mi z zawiasów. Mój najlepszy przyjaciel jest więziony, prawdopodobnie torturowany, o ile jeszcze żyje, a ja miałam zostać w Agendzie i cierpliwie czekać na wieści od moich przyjaciół, jak powiodła im się misja? Niedoczekanie...
Już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, gdy Yoko uniosła rękę, uciszając mnie w jednym momencie.
- Nie planowałam tego, ale nie uszło mojej uwadze, jak wiele cię to kosztuje - rzekła z zawodowym spokojem, jakby wypowiadała te słowa nie po raz pierwszy. - Nigdy nie miałam w zwyczaju pozwalać rodzinie ofiary na udział w misji ratunkowej, a wiem, że jesteś dla Hiro równie bliska jak rodzina.
Gdyby wiedziała, pomyślałam sobie w duchu. Byliśmy sobie znacznie bliżsi niż rodzina, o tym na pewno byłam przekonana. Myśl o tym, że mogłoby mnie nie być przy jego uwolnieniu, sprawiała, że poczułam się dziwnie stłamszona i opuszczona, ale wyczuwałam jakąś logikę w postępowaniu Yoko. Jej też zależy na bezpieczeństwie Hiro, pomyślałam, patrząc na tę wiekową, ale ze zdrową cerą twarz. Gdyby tak nie było, nie zgarnęłaby tych trzech, pomyślałam, spoglądając z lekkim niesmakiem na przystojnych agentów, którzy wyglądali, jakby szykowali się do biura, a nie na misję.
- Wasabi - Yoko położyła dokumenty na stole i spojrzała na przyjaciela dość oficjalnie. - Chcę, żebyś poprowadził tę misję.
Wszystkie oczy zwróciły się ku przyjacielowi, który sam nie dowierzał w to, co właśnie usłyszał. Yoko zerknęła na mnie, jakby się obawiała, że podczas nieobecności Hiro to ja będę chciała przejąć kontrolę nad nasza paczką, ale nie było ku temu żadnych powodów. Czułam, że Wasabi jest w stanie wykonać to zadanie. Cóż, na pewno zdawał sobie sprawę z kim miałby potem do czynienia, jeśliby mu się to nie powiodło...
- Pani prezes, obawiam się, że... - zaczął niepewnie, ale Yoko pokręciła głową.
- Wiesz dobrze, że Agenda obserwuje każdego swojego agenta i wie na jego temat tyle, że jest w stanie wyciągnąć wnioski, kto nadaje się do prowadzenia misji, a kto nie.
Wasabi nie wyglądał na przekonanego, a raczej przestraszonego na myśl o tym, że miałby zastąpić Hiro. Honey uśmiechnęła się lekko i położyła dłoń na ramieniu wysokiego przyjaciela, jakby ten gest miałby sprawić, że Wasabi magicznie się skurczy.
- Wiesz, że Hiro by tego chciał - usłyszałam jej cichy głos. - Poza tym naszej piątce najbardziej zależy na ocaleniu Hiro, więc na pewno razem damy sobie radę.
Wasabi skrzywił się lekko, ale kiwnął głową, zgadzając się na decyzję Yoko. Prezes Agendy dokładniej omówiła plan, który udało jej się nakreślić w ciągu zaledwie piętnastu minut i przedstawiła go nam mimo wszystko nie prosząc, żebym wyszła. Ja sama miałam opory przed tym, by opuścić tę dziwną naradę, ale postanowiłam, że wiedza o tym, co Wasabi i reszta mają robić, by ocalić Hiro będzie dla mnie bardziej uspokajająca niż jej brak.
Trójka agentów zadała kilka pytań, po czym zamilkła, jakby skończyła już swoją rolę w tym całym przedstawieniu. Yoko poleciła, żeby za kwadrans wszyscy zgromadzili się na dachu hotelu, na którym miał wylądować helikopter, po czym wszyscy rozeszli się w swoje kierunki. Sama nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Czułam, że kolejne godziny będą dla mnie najgorszym momentem oczekiwania w życiu. Bo równie dobrze ktoś może skrzywdzić Hiro jak i moich przyjaciół, chcących mu pomóc.
Sam spojrzała na mnie z zaalarmowaniem, jakbym miała odejść i po chwili wyskoczyć z okna wieżowca. Widziała, że się waha, czy do mnie podejść czy nie, choć mój wzrok błądził po podłodze. W końcu jednak zaryzykowała i ruszyła w moją stronę.
- Chcesz zostać sama, gdy oni odlecą, czy wolisz, żeby ktoś z tobą był? - spytała z troską. Dziwiło mnie to, jak diametralnie zmieniła się nasza relacja przez porwanie Hiro. Tak jakbyśmy z wrogów stały się prawie przyjaciółkami.
Zatrzymałam się, zastanawiając się nad tymi słowami, aż w końcu odetchnęłam cicho.
- Byłoby mi miło, gdybyś mogła dotrzymać mi towarzystwa - powiedziałam w końcu. Sam skinęła głową i ruszyła do swojego gabinetu odnieść garść papierów.
Stanęłam na opustoszałym korytarzu, bijąc się z myślami. Najchętniej po prostu wbiłabym do tego helikoptera i poleciałabym razem z nimi, ale wiedziałam, że mogłabym tylko zepsuć ich harmonogram i w rezultacie opóźnić całą misję, nie mówiąc już o gniewie Yoko.
Ruszyłam wolno w kierunku windy, zastanawiając się, w jaki sposób mam przetrwać te kilka godzin. Może tabletki nasenne? Nie, pomyślałam, przypominając sobie, że już jestem po uspokajających. Nie chciałam przegiąć z substancjami chemicznymi w moim organizmie. Już raz wylądowałam na czyszczeniu żołądka i nie było to miłe wspomnienie.
- GoGo - usłyszałam za sobą krzyk Wasabiego. Obróciłam się i zobaczyłam, że mój przyjaciel biegnie w moim kierunku swobodnym truchtem. Zatrzymał się przede mną, patrząc dokłądnie tak jak wszyscy - z litością. - Jak się czujesz?
- A jak mam się czuć? - spytałam go słabym głosem. Wasabi zawahał się przez chwilę, po czym wyciągnął ramię i przytulił mnie do siebie jak malutką dziewczynkę. Nie odepchnęłam go, czując się trochę bezsilna po tym wszystkim, przez co przeszłam w ciągu ostatnich trzech dni.
- Nie martw się, GoGo, znajdziemy go - obiecał. Skinełam potulnie głową, zakrywając twarz. Nie chciałam, żeby kolejna osoba zobaczyła jak płaczę. Wystarczyli mi Hiro i Honey. - Zrobię wszystko, żeby Hiro do nas wrócił.
- Wiem, że to zrobisz - wyszeptałam, skupiając się na normalnej barwie mojego głosu. Otarłam szybko łzy z policzków, zanim Wasabi zdołał je zauważyć i uśmiechnęłam się do niego krzepiąco. - Poradzisz sobie w tej roli, jestem o tym przekonana.
Wasabi odwzajemnił uśmiech, ale dużo smutniej. Przyszło mi na myśl, że nie jestem zbyt dobrą osobą do przekazywania pozytywnych bodźców, skoro sama wyglądam jak kościotrup z pobielałą tkanką. Wystarczyło mi troskliwych spojrzeń już chyba na zawsze, gdy ludzie na mnie spoglądali jak na kogoś umierającego. W sumie tak się właśnie czułam - jakbym umierała z dnia na dzień. Ciekawe tylko czy ten proces skończy się dziś wieczorem, czy będzie postępował...
*Hiro
Spróbowałem otrzeć krew z dłoni, ale nic nie poradziłem na to, że spływała po mnie strumieniami. Nie wiem jeszcze, jakim cudem się nie wykrwawiłem. Najwyraźniej, gdy traciłem przytomność, ludzie Maysona musieli mi ją tamować, bym mógł pocierpieć jeszcze trochę...
Oparłem się o ścianę, siadając prosto i odetchnąłem, jakbym właśnie wyszedł z basenu po kilkuminutowym pobycie pod wodą. Maysona nie było u mnie, odkąd rozgniótł nogą urządzenie przeszkadzające w namierzeniu mnie, przez co czułem się dość nieswojo. Każdy na moim miejscu ucieszyłby się, gdyby nie widział swojego oprawcy przez ostatnie godziny, ale nie ja. Czułem, że Carlos szykuje dla mnie coś gorszego niż zwykłe kopniaki i uderzenia. Skoro myślał, że można było mnie namierzyć przez nadajnik, pewnie nie będzie ryzykował, trzymając mnie tutaj.Dlatego też nie spodziewałem się, że następna osoba, która tu przyjdzie, będzie chciała mi po prostu dać jeść.
Westchnąłem, zagryzając zęby, po czym rzuciłem się z powrotem na podłogę i podczołgałem w kierunku szybu wentylacyjnego. Słyszałem cichy, znajomy odgłos wiatraka ukrytego za kratką do szybu i zbliżyłem się jeszcze bardziej, starając się nie uszkodzić siebie jeszcze bardziej, choć i tak ból powodował czarne plamy przed moimi oczami. Muszę przetrwać, myślałem, wątpiąc w mój plan. Ująłem lekko w moje nabrzmiałe palce kratę i pociągnąłem ją do siebie. Dwie śruby ustąpiły dopiero za trzecią próbą, gdy moje złamane żebra zaczęły domagać się uzupełnienia braku powietrza w płucach.
Nie mieli po co dokręcać tej kraty, skoro i tak nikt z więźniów nie zdołałby uciec przez szyb. Po pierwsze, bo żadna głowa nie zmieściłaby się w wąskim szybie, po drugie, wiatrak stanowił niemałą przeszkodę. Policzyłem w myślach do trzech i zacząłem przysuwać moje związane nadgarstki do śmigieł wiatraka. Robiłem to bardzo spokojnie, choć czułem, jak drżą mi ręce. Wystarczy, że zrobiłbym to za szybko, a śmigła wydarłyby mi skórę z rąk. Był to jedyny sposób na przecięcie lin, na jaki wpadłem. Usłyszałem cichy świst i zatrzymałem dłonie dokładnie w tej odległości. Zimny prąd owiewał moje czerwone z krwi palce, grożąc zbyt bliskim spotkaniem.
Odczekałem chwilę i przysunąłem ręce z powrotem. Liny zdołały się tylko trochę przetrzeć, ale potrzebowałem zbliżyć się jeszcze bliżej, by wirujące śmigło było w stanie je przeciąć. Podjąłem kolejną próbę i tym razem jeden sznur zdołał ulec sile urządzenia. Były ich jednak trzy, a ja nie miałem czasu. Siedziałem przy wiatraku dobry kwadrans, modląc się, by w tej chwili nie wszedł ten facet, który przynosił mi zimny i niesmaczny posiłek każdego dnia.
W końcu chyba udało mi się doprowadzić liny do osłabienia, a nawet zadrzeć sobie kawałek skóry z kciuka i rozplątałem liny. Miałem ochotę wykrzyknąć z radości, widząc moje wolne od skrępowania dłonie. Widok był jednak dużo bardziej koszmarny niż się spodziewałem. Przez liny moje nadgarstki wyglądały jak miękka bibuła, poprzeplatana plamami krwi. Gdzieniegdzie liny starły skórę, pozostawiając zaczerwienienia. Odsunąłem od siebie moje dłonie, bojąc się, że zaraz zwymiotuję od nadmiaru oglądania mojej krwi i skupiłem się tym razem na więzach na nogach.
Musiałem przyznać, że zawiązali je bardzo profesjonalnie. Rozplątanie ich zajęło mi całe pięć minut. Poruszałem nogami w miejscu, nieco zdziwiony, że jeszcze mam z nimi kontakt. Przez większość czasu drętwiały mi tak bardzo, że nie odczuwałem ich niemal całkowicie. Odczekałem chwilę, aż oswoją się z sytuacją i spróbowałem na nie wstać.
Z chwilą przeniesienia ciężaru ciała na moje bezwładne nogi, moje kończyny ugięły się, a ja prawie poleciałbym na podłogę, gdyby nie pobliska ściana. Jęknąłem, czując po raz kolejny złamane żebra i odczekałem znowu chwilę, by przestało kręcić mi się w głowie. Zastanawiałem się, ile czasu stracę na te wszystkie próby unormowania mojej funkcjonalności.
W końcu stanąłem na nogi i poszedłem na drugą stronę za drzwiami, doszlifowując w głowie plan. Co miałem do dyspozycji? Tylko moje i tak już ledwie sprawne dłonie obdarte ze skóry jak król z szat w jednej azjatyckiej bajce.
Moje rozmyślania przerwał rytmiczny stukot ciężkich butów o podłogę korytarza. Jeden strzał, pomyślałem, przypominając sobie kurs obrony, na który chodziliśmy razem z Tadashim. Dopiero zaczęły mi się przypominać wszystkie lekcje karate, których udzielił mi mój brat.
- A wiesz, jaka jest twoja najpotężniejsza broń? - spytał mnie, gdy znów udało mu się powalić mnie na podłogę. Podparłem się na łokciach i spojrzałem na niego z irytacją. Przestawały mi się podobać te wszystkie ćwiczenia.
- Niby jaka? - mruknąłem, korzystając z pomocy brata, gdy wystawił do mnie rękę. Wstałem i otrzepałem się, nie za bardzo interesując się jego odpowiedzią.
- Spojrzenie - powiedział poważnie mój brat. - Sprawia, że przeciwnik czuje się nieswojo i zaczyna myśleć. To jest impuls do działania. - rzucił i zanim zdołałem się obejrzeć, znowu leżałem na podłodze, a mój brat śmiał się z satysfakcją, że znów wykorzystał moją nieuwagę.
Niestety, mój przeciwnik nie zobaczy mojego spojrzenia, pomyślałem, czując dreszcz podniecenia, gdy drzwi się uchyliły. Zanim ten sam człowiek, który przynosił mi co dzień jedzenie, zdołał wejść do środka i zobaczyć, że mnie nie ma, ja zaskoczyłem go z drugiej strony i uderzyłem otwarta dłonią w miejsce obok kręgu szyjnego, powodując natychmiastową utratę przytomności.
Facet padł głucho na podłogę, prosto na posiłek, który miał mi przynieść. Kopnąłem go nogą, sprawdzając, czy rzeczywiście jest nieprzytomny, po czym przykucnąłem obok niego i zacząłem przeszukiwać jego kieszenie. Prędzej, Hiro, myślałem gorączkowo. Wystarczyło, żeby ktoś zaglądnął do środka mojej celi, gdy będzie przechodził korytarzem.
Szybko jednak znalazłem to, czego szukałem. Musiał być uzbrojony, w końcu wchodził sam do celi więźnia. Zacisnąłem palce na pistolecie, ignorując piskliwy głosik w mojej głowie pytający, czy naprawdę chcę to zrobić. Czy na pewno jestem gotów, by zabić człowieka. Pomyślałem o moim ojcu, o jego łagodnym, pełnym empatii uśmiechu, na jednym ze zdjęć, które dostałem od Daishiego. Tadashi uśmiechał się tak samo, a jednak mimo to nie oparł się śmierci. Jak to możliwe, że ci najniewinniejsi ponoszą konsekwencje działań innych? Pomyślałem tez od razu o mojej matce. Czy była tak arogancka czy głupia, żeby sprowadzić na naszą rodzinę coś takiego?
Sprawdziłem szybko magazynek i zauważyłem, że jest pełen. Musieli nie ufać gościowi, który był moim klawiszem, skoro wypełnili mu magazynek. Wprawnemu strzelcowi wystarczyłby tylko jeden strzał...
Wyszedłem na korytarz, biorąc głęboki wdech. Wyciągnąłem przed siebie ręce z pistoletem w dłoni. Moje ciało wciąż pulsowało, pozwalając bólowi na swobodne przemieszczenie się po całym organizmie. Przynajmniej aż tak nie krwawiłem, pomyślałem sobie, zauważając, że na moim i tak brudnym z potu, brudu i krwi ubraniu nie było nowych plam.
Usłyszałem alarm - głośny jęk nad moją głową i zielone światła ewakuacyjne, które wskazywały mi drogę ucieczki. Ruszyłem nią najszybciej jak potrafiłem, skupiając się przy tym na nienadwyrężaniu moich potłuczonych mięśni. Wkrótce jednak, za zakrętem wyleciał na mnie wprost jeden z tych gangsterów, którzy mnie torturowali. Gdy mnie zauważył, sięgnął do kieszeni po swój pistolet, ale nie zdążył. Dopiero, gdy jego ciało osunęło się bezwładnie na podłogę, zrozumiałem, że to ja oddałem strzał.
Otworzyłem szeroko usta, a z gardła wydobył się pełen szoku wydech. Już znalazłem się na tej drodze, pomyślałem sobie, nie myśląc o jakichkolwiek konsekwencjach tego, co właśnie zrobiłem. Pomyślałem o tym człowieku, o tym, że pewnie miał rodzinę, która będzie go opłakiwać, ale nawet pomimo to nie odczułem współczucia ani żalu. Torturował mnie, bił i napawał się moja porażką przez ostatnie dni, a teraz strzeliłby do mnie bez zastanowienia, gdyby tylko mógł.
Nie zatrzymywałem się, marząc tylko o tym, by wydostać się z tego bagna. Doleciałem do drzwi i uchyliłem je lekko, zaglądając ostrożnie do środka. Otwierały się na zewnątrz, więc musiałem być bardzo ostrożny, żeby nikt nie pociągnął ich do siebie.
- Ktoś tam jest! - usłyszałem czyjś głos i zdrętwiałem, widząc napastnika, strzelającego w szparę w drzwiach, w której przed chwilą znajdowała się moja głowa.
Cholera, pomyślałem, wiedząc dobrze, że zaraz przyjdą tu następni. Mój instynkt działał za mnie, jakbym był zaprogramowany na jedną operację: przeżycie. Wykorzystałem moment przerwy, gdy napastnik zbliżał się w moją stronę, wychyliłem się przez szparę i strzeliłem do niego dwa razy.
Za pierwszym razem chybiłem, bo kula przeleciała mu obok głowy, ale za drugim trafiłem perfekcyjnie w środek czoła. Poczułem mdłości na widok kolejnej opadającej na podłogę głowy. Co dziwne, za drugim razem wydawało mi się to łatwiejsze. Już miałem przejść przez drzwi do dużej sali wypełnionej nowoczesnymi samochodami o ciemnej karoserii, gdy usłyszałem czyjeś krzyki na schodach prowadzących z parkingu na górę.
Raz, dwa, trzy, odliczyłem, gdy rozległy się kolejne strzały. Czułem, że te drzwi długo nie wytrzymają. Odchyliłem się i zacząłem strzelać, ale mój cel był za daleko. Mężczyzna biegł prosto na mnie, a w miarę jak się zbliżał, dłonie zaczęły mi coraz bardziej drżeć. W końcu go trafiłem w ramię, a facet stracił kontrole nad nogami i upadł na kolana, przytrzymując ranny bok. Mimo to dalej strzelał, pełen jakiejś pasji. Kula przeleciała tuż obok mojej stopy i znów schowałem się za próg, wiedząc dobrze, że moi przeciwnicy mogą wylecieć też z tej drugiej strony. Byłem jak w zasadzce.
Strzeliłem mu w pierś, zakończając jego męki i wyszedłem z korytarza na otwarty parking. Podbiegłem do pierwszego samochodu i ukryłem się za jego maską, nasłuchując. Kroki wydawały się odległe, jakby dobiegały z bardzo daleka.
Nagle coś usłyszałem. Głos Honey? - pomyślałem, ale szybko odrzuciłem tę myśl. Hiro, znowu masz omamy, warknąłem do siebie w myślach i skupiłem się na schodach i na drzwiach - jedynych miejscach, z których mogli wylecieć moi wrogowie. Wrogowie, powtórzyłem w myśli. Jeszcze nigdy nikogo w ten sposób nie nazwałem. Ithani był dla mnie rywalem, ale nie wrogiem. Dopiero Carlos Mayson pobudził we mnie nieznane uczucie nienawiści, tak potężnej, że miałem ochotę od razu pobiec za nim, byleby go dorwać i zabić. Za rodziców.
Na schodach pojawił się kolejny mężczyzna ubrany w czarny strój. Na jego szyi błyszczał srebrny łańcuch z wielkimi ogniwami. Tego również pamiętałem z jego wizyt w mojej celi. Zagryzłem wargę i położyłem dłonie na masce, celując w jego pierś. Nagle jednak facet obrócił się do mnie plecami, jakby pozwalał mi na wykonanie strzału, a jego kule leciały w kierunku góry schodów. Kolejny mężczyzna schylił się i padł obok poręczy, unikając zręcznie ciosów. Nie czekając, strzeliłem a mój oprawca z łańcuchem stał się martwy i zabrudził gładką posadzkę parkingu swoją brudną krwią.
Wybiegłem przed siebie, mając przed sobą tylko tego następnego gościa. Celowałem w jego pierś, tak jak poprzedniego, bo ich umięśnione sylwetki były najłatwiejszym celem.
- Hiro! - usłyszałem głos, ale kompletnie go nie poznawałem. To, że znał moje imię przerwało w moim umyśle falę śmierci. Trzymałem pistolet, ale nie potrafiłem strzelić, bo coś z całej sili nakazywało mi się powstrzymać. Ten głos... - Hiro, to ty?
Nie widziałem jego twarzy, bo stał tyłem do światła. Był równie postawny jak cała reszta, ale nie miał na sobie czarnego stroju, co całkiem mnie zmyliło. Uniósł dłonie do góry i zaczął iść w moim kierunku, tak ostrożnie jak skradająca się puma. Jego twarz była tak ciemna, że nie potrafiłem zobaczyć nic więcej. Czułem pustkę w moim umyśle. To amnezja? - zastanawiałem się. Co oni mi dali do tego jedzenia, myślałem sobie. Może gdy spałem wstrzykiwali mi jakieś narkotyki? Cokolwiek?!
Nagle dłonie mężczyzny się zaświeciły, oznajmiając mojemu umysłowi, że znów mam omamy. Jego dłonie lśniły na zielono, tak jak żarówki pod sufitem nakazujące ewakuację. Coś mi przypominało to światło.
- Hiro, to ja! - usłyszałem. - Wasabi!
Zmarszczyłem brwi, przypominając sobie mojego przyjaciela. Rzeczywiście, to był on - dopiero teraz zauważyłem schowane za opaską dredy, wysokie buty i ostrza na dłoniach, dające słaby blask i oświetlające jego łagodną twarz. Był tutaj, naprawdę tu był...
Potem pojąłem to, co on widział. Zakrwawionego chłopaka w brudnych ubraniach z pistoletem w dłoniach. Przerażonego chłopaka. Kim się stałem przez mój upór, pomyślałem z przerażeniem, patrząc na swoje dłonie. Mordercą. Takim samym jak Carlos Mayson.
Moje dłonie samowolnie opadły wzdłuż ciała z pistoletem w ręku. Czułem się jak zahipnotyzowany. Chciałem podbiec do mojego przyjaciela, objąć go i powiedzieć, jak bardzo się cieszę z tego spotkania. Opowiedzieć o tym, przez co przeszedłem, co pokonałem i jaki się stałem. po prostu podziękować.
Ale zamiast tego moje ciało nagle odmówiło posłuszeństwa, wstrząsane drgawkami, które ustąpiły, gdy osunąłem się na podłogę. Pistolet wypadł z mojej słabej dłoni i uderzył z hukiem o podłogę. Dźwięku swojego własnego upadku już nie pamiętałem. Jak przez mgłę słyszałem czyjeś krzyki i nawoływania. Moje ciało podniosło się na małą odległość, po czym znów opadło spokojnie na podłogę. Byłem wyczerpany, ale szczęśliwy. Przeżyłem przez to piekło. I wszystko wskazywało na to, że wrócę do swojego poprzedniego życia.
Leżałam na sofie w apartamencie, zerkając na szare cienie na przeciwległej ścianie. Honey zostawiła żaluzje nieco odsłonięte, tak że przepuszczały światła nocnego miasta. Leżałam tu tak od kilku godzin, mając nadzieję, że ból w moim sercu zelżeje, ale nie czułam nic. Żadnej zmiany. Hiro, myślałam, że jesteś mądrzejszy. Jak mogłeś dać się podpuścić Maysonowi? Jak mogłeś mnie zostawić?
Znów wpadłam w cichy półsen, z którego łatwo mogłabym się wyrwać w razie rozpoczynających się koszmarów. Tak w sumie, to przestałam się ich bać. Najstraszniejszy właśnie się dział. A ja nie mogłam się obudzić, by go przerwać. Bałam się, że już zawsze będę tak spała na jawie, pogrążona w najgorszym koszmarze, jaki mógł mi się przyśnić.
- GoGo - usłyszałam głos, który wyrwał mnie z tej pustki. Zamrugałam leniwie, nie ruszając się z miejsca.
- To ty, Baymax? - spytałam z chrypą w głosie. Usłyszałam ciche kroki, gdy robot omijał sofę, by do mnie podejść.
- Zdaje się, że namierzyłem Hiro. - powiedział.
Leżałam dalej, bo sens tych słów do mnie nie docierał. Słyszałam tylko imię Hiro, przywołujące masę rozmaitych wspomnień. Potrzebowałam chwili, żeby ogarnąć, co robot właśnie do mnie powiedział. Zerwałam się z sofy jak rażona prądem i spojrzałam na robota z szokiem.
- Co ty właśnie powiedziałeś? - spytałam go, otwierając szeroko moje sklejone ze zmęczenia oczy.
- Namierzyłem Hiro. Jest na krańcu miasta w piwnicy starego motelu To-Rigyo. - odpowiedział robot. Zeskoczyłam z kanapy i chwyciłam Baymaxa za rękę, ciągnąc go w stronę korytarza.
- Szybko, musimy powiadomić o tym Yoko! - krzyknęłam, a robot posłusznie podążył za mną.
Pędziliśmy za Yoko po wąskim korytarzu pod Hotelem Akiyo i chociaż kobieta miała na nogach obcasy, to i tak ciężko nam było za nią nadążyć. Najwidoczniej przejęła się zlokalizowaniem Hiro.
- Musimy się pospieszyć - mruczała pod nosem, gdy akurat nie wydawała rozkazów. Sam szła tuż obok mnie, trzymając mnie za rękę. Nie odepchnęłam jej, głównie szczęśliwa z faktu, że nasz problem odnalezienia Hiro rozwiązał się sam. Najwyraźniej mojemu przyjacielowi udało się zniszczyć antynadajnik.
- Robb, weźmiesz Harleya, Wickenberga i Rollsa - Yoko instruowała swojego podwładnego, zerkając z napięciem na boki, do gabinetów. Robb szedł tuż obok niej, a jego ciężkie buty stukały w równym tempie o pastowaną podłogę.
- A Ithani? - zapytał chłopak, a ja otworzyłam szeroko oczy. Ku mojej uldze, Yoko pokręciła pewnie głową i wymruczała pod nosem kilka słów. Prezes Agendy nagle skręciła do średniej wielkości sali konferencyjnej, mogącej pomieścić stu ludzi. Weszliśmy tam my, całą naszą piątką, Sam, Robb i Yoko, oraz dwójka asystentów, którzy mieli spisywać wszystko, co Yoko powiedziała. Gdy zamknęły się za nami drzwi, do środka weszło jeszcze trzech wysokich mężczyzn ubranych w garnitury.
Yoko stanęła po drugiej stronie długiego stołu, patrząc na nas wszystkich bardzo uważnie, jakbyśmy mieli rozłożyć skrzydła i odlecieć. Mężczyźni stanęli za nami, a ja domyśliłam się, że są to trzej agenci, których nazwiska wspomniała przed chwilą Yoko. Dziwne było to, jakim cudem przybyli tu tak szybko. Zerknęłam na Sam i moje wątpliwości zostały rozwiązane, gdy widziałam jej pełen satysfakcji uśmiech na widok tej trójki.
- Och, szybko się zjawiliście - powiedziała zaskoczona Yoko.
Jeden z mężczyzn, ten najwyższy z czarną, krótkoprzystrzyżoną brodą skinął uprzejmie głową.
- Dostaliśmy informację, że jesteśmy potrzebni. - odparł, a Yoko od razu zerknęła na Sam.
- Doskonale - skwitowała, powracając do swojego wcześniejszego nastroju. - Jak pewnie wiecie, namierzyliśmy miejsce, gdzie przetrzymywany jest agent Hamada.
- Moment - przerwał jej Wasabi z zaniepokojonym wyrazem twarzy. - Zamierza pani wysłać ich trzech zamiast nas?
Yoko pokręciła głową ze stoickim spokojem.
- Zamierzam wysłać trójkę najlepszych agentów razem z wami. - podkreśliła. - Nie zamierzam ryzykować bezpieczeństwa Hiro.
- Ilu ludzi przypuszczalnie znajduje się w tej kryjówce? - zapytał drugi z mężczyzn, ten najniższy z czarnymi oczkami.
- Około szesnastu. Czterech z nich jest poszukiwanych listem gończym. Dzisiaj do tej listy doszedł także Carlos Mayson. - powiedziała rzeczowo pani prezes.
- Czy mamy pozwolenie na eliminację? - spytał ten pierwszy z poważną miną.
- Na eliminację? - zapytała Honey z szokiem.
- Na zabójstwo wrogów w trudnych sytuacjach - wyjaśniła ze spokojem Yoko. - Tak, macie moje pełne pozwolenie. Broń dostaniecie tuż przed misją...
- Co? - wykrzyknęła Honey. Wasabi też wyglądał na mocno zdziwionego tym zezwoleniem.
- Jestem pacyfistą - odparł obronnie, a trzej agenci spojrzeli na nich, jakby zobaczyli dziecko z karabinem w ręku.
- Dajcie spokój - warknął nagle Fred ze skrzyżowanymi rękoma. - Zapomnieliście, że chodzi tu o Hiro? Nie możemy ryzykować, że coś mu się stanie, kiedy wy będziecie się bawić w superbohaterów...
W tej chwili miałam ochotę rzucić mu się na szyję za ten tekst. Nie odzywałam się, czekając na pozostałe informacje w sprawie misji, ale mówiąc szczerze, miałam ochotę skończyć tę naradę już teraz, byleby tylko dostać się do Hiro jak najszybciej.
Yoko omawiała szczegóły misji, podczas gdy ja usilnie przyglądałam się trójce agentów. Widziałam, że są profesjonalni, ale nie pasowało mi coś w ich wyrazie twarzy. Tak jakby zajmowali się zdejmowaniem kota z dachu, a nie ratowaniem człowieka z łap oprawców. W końcu, gdy Yoko opowiedziała już wszystko, rozejrzała się po naszych twarzach, jakby poszukiwała w nich niezadanych pytań.
Gdy spojrzała na mnie, jej wzrok uległ zmianie, jakby zobaczyła mnie po raz pierwszy.
- GoGo, zapomniałam ci powiedzieć. Życzyłabym sobie, żebyś pozostała w Agendzie na czas misji. - powiedziała.
Czułam, że szczęka zaraz wypadnie mi z zawiasów. Mój najlepszy przyjaciel jest więziony, prawdopodobnie torturowany, o ile jeszcze żyje, a ja miałam zostać w Agendzie i cierpliwie czekać na wieści od moich przyjaciół, jak powiodła im się misja? Niedoczekanie...
Już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, gdy Yoko uniosła rękę, uciszając mnie w jednym momencie.
- Nie planowałam tego, ale nie uszło mojej uwadze, jak wiele cię to kosztuje - rzekła z zawodowym spokojem, jakby wypowiadała te słowa nie po raz pierwszy. - Nigdy nie miałam w zwyczaju pozwalać rodzinie ofiary na udział w misji ratunkowej, a wiem, że jesteś dla Hiro równie bliska jak rodzina.
Gdyby wiedziała, pomyślałam sobie w duchu. Byliśmy sobie znacznie bliżsi niż rodzina, o tym na pewno byłam przekonana. Myśl o tym, że mogłoby mnie nie być przy jego uwolnieniu, sprawiała, że poczułam się dziwnie stłamszona i opuszczona, ale wyczuwałam jakąś logikę w postępowaniu Yoko. Jej też zależy na bezpieczeństwie Hiro, pomyślałam, patrząc na tę wiekową, ale ze zdrową cerą twarz. Gdyby tak nie było, nie zgarnęłaby tych trzech, pomyślałam, spoglądając z lekkim niesmakiem na przystojnych agentów, którzy wyglądali, jakby szykowali się do biura, a nie na misję.
- Wasabi - Yoko położyła dokumenty na stole i spojrzała na przyjaciela dość oficjalnie. - Chcę, żebyś poprowadził tę misję.
Wszystkie oczy zwróciły się ku przyjacielowi, który sam nie dowierzał w to, co właśnie usłyszał. Yoko zerknęła na mnie, jakby się obawiała, że podczas nieobecności Hiro to ja będę chciała przejąć kontrolę nad nasza paczką, ale nie było ku temu żadnych powodów. Czułam, że Wasabi jest w stanie wykonać to zadanie. Cóż, na pewno zdawał sobie sprawę z kim miałby potem do czynienia, jeśliby mu się to nie powiodło...
- Pani prezes, obawiam się, że... - zaczął niepewnie, ale Yoko pokręciła głową.
- Wiesz dobrze, że Agenda obserwuje każdego swojego agenta i wie na jego temat tyle, że jest w stanie wyciągnąć wnioski, kto nadaje się do prowadzenia misji, a kto nie.
Wasabi nie wyglądał na przekonanego, a raczej przestraszonego na myśl o tym, że miałby zastąpić Hiro. Honey uśmiechnęła się lekko i położyła dłoń na ramieniu wysokiego przyjaciela, jakby ten gest miałby sprawić, że Wasabi magicznie się skurczy.
- Wiesz, że Hiro by tego chciał - usłyszałam jej cichy głos. - Poza tym naszej piątce najbardziej zależy na ocaleniu Hiro, więc na pewno razem damy sobie radę.
Wasabi skrzywił się lekko, ale kiwnął głową, zgadzając się na decyzję Yoko. Prezes Agendy dokładniej omówiła plan, który udało jej się nakreślić w ciągu zaledwie piętnastu minut i przedstawiła go nam mimo wszystko nie prosząc, żebym wyszła. Ja sama miałam opory przed tym, by opuścić tę dziwną naradę, ale postanowiłam, że wiedza o tym, co Wasabi i reszta mają robić, by ocalić Hiro będzie dla mnie bardziej uspokajająca niż jej brak.
Trójka agentów zadała kilka pytań, po czym zamilkła, jakby skończyła już swoją rolę w tym całym przedstawieniu. Yoko poleciła, żeby za kwadrans wszyscy zgromadzili się na dachu hotelu, na którym miał wylądować helikopter, po czym wszyscy rozeszli się w swoje kierunki. Sama nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Czułam, że kolejne godziny będą dla mnie najgorszym momentem oczekiwania w życiu. Bo równie dobrze ktoś może skrzywdzić Hiro jak i moich przyjaciół, chcących mu pomóc.
Sam spojrzała na mnie z zaalarmowaniem, jakbym miała odejść i po chwili wyskoczyć z okna wieżowca. Widziała, że się waha, czy do mnie podejść czy nie, choć mój wzrok błądził po podłodze. W końcu jednak zaryzykowała i ruszyła w moją stronę.
- Chcesz zostać sama, gdy oni odlecą, czy wolisz, żeby ktoś z tobą był? - spytała z troską. Dziwiło mnie to, jak diametralnie zmieniła się nasza relacja przez porwanie Hiro. Tak jakbyśmy z wrogów stały się prawie przyjaciółkami.
Zatrzymałam się, zastanawiając się nad tymi słowami, aż w końcu odetchnęłam cicho.
- Byłoby mi miło, gdybyś mogła dotrzymać mi towarzystwa - powiedziałam w końcu. Sam skinęła głową i ruszyła do swojego gabinetu odnieść garść papierów.
Stanęłam na opustoszałym korytarzu, bijąc się z myślami. Najchętniej po prostu wbiłabym do tego helikoptera i poleciałabym razem z nimi, ale wiedziałam, że mogłabym tylko zepsuć ich harmonogram i w rezultacie opóźnić całą misję, nie mówiąc już o gniewie Yoko.
Ruszyłam wolno w kierunku windy, zastanawiając się, w jaki sposób mam przetrwać te kilka godzin. Może tabletki nasenne? Nie, pomyślałam, przypominając sobie, że już jestem po uspokajających. Nie chciałam przegiąć z substancjami chemicznymi w moim organizmie. Już raz wylądowałam na czyszczeniu żołądka i nie było to miłe wspomnienie.
- GoGo - usłyszałam za sobą krzyk Wasabiego. Obróciłam się i zobaczyłam, że mój przyjaciel biegnie w moim kierunku swobodnym truchtem. Zatrzymał się przede mną, patrząc dokłądnie tak jak wszyscy - z litością. - Jak się czujesz?
- A jak mam się czuć? - spytałam go słabym głosem. Wasabi zawahał się przez chwilę, po czym wyciągnął ramię i przytulił mnie do siebie jak malutką dziewczynkę. Nie odepchnęłam go, czując się trochę bezsilna po tym wszystkim, przez co przeszłam w ciągu ostatnich trzech dni.
- Nie martw się, GoGo, znajdziemy go - obiecał. Skinełam potulnie głową, zakrywając twarz. Nie chciałam, żeby kolejna osoba zobaczyła jak płaczę. Wystarczyli mi Hiro i Honey. - Zrobię wszystko, żeby Hiro do nas wrócił.
- Wiem, że to zrobisz - wyszeptałam, skupiając się na normalnej barwie mojego głosu. Otarłam szybko łzy z policzków, zanim Wasabi zdołał je zauważyć i uśmiechnęłam się do niego krzepiąco. - Poradzisz sobie w tej roli, jestem o tym przekonana.
Wasabi odwzajemnił uśmiech, ale dużo smutniej. Przyszło mi na myśl, że nie jestem zbyt dobrą osobą do przekazywania pozytywnych bodźców, skoro sama wyglądam jak kościotrup z pobielałą tkanką. Wystarczyło mi troskliwych spojrzeń już chyba na zawsze, gdy ludzie na mnie spoglądali jak na kogoś umierającego. W sumie tak się właśnie czułam - jakbym umierała z dnia na dzień. Ciekawe tylko czy ten proces skończy się dziś wieczorem, czy będzie postępował...
*Hiro
Spróbowałem otrzeć krew z dłoni, ale nic nie poradziłem na to, że spływała po mnie strumieniami. Nie wiem jeszcze, jakim cudem się nie wykrwawiłem. Najwyraźniej, gdy traciłem przytomność, ludzie Maysona musieli mi ją tamować, bym mógł pocierpieć jeszcze trochę...
Oparłem się o ścianę, siadając prosto i odetchnąłem, jakbym właśnie wyszedł z basenu po kilkuminutowym pobycie pod wodą. Maysona nie było u mnie, odkąd rozgniótł nogą urządzenie przeszkadzające w namierzeniu mnie, przez co czułem się dość nieswojo. Każdy na moim miejscu ucieszyłby się, gdyby nie widział swojego oprawcy przez ostatnie godziny, ale nie ja. Czułem, że Carlos szykuje dla mnie coś gorszego niż zwykłe kopniaki i uderzenia. Skoro myślał, że można było mnie namierzyć przez nadajnik, pewnie nie będzie ryzykował, trzymając mnie tutaj.Dlatego też nie spodziewałem się, że następna osoba, która tu przyjdzie, będzie chciała mi po prostu dać jeść.
Westchnąłem, zagryzając zęby, po czym rzuciłem się z powrotem na podłogę i podczołgałem w kierunku szybu wentylacyjnego. Słyszałem cichy, znajomy odgłos wiatraka ukrytego za kratką do szybu i zbliżyłem się jeszcze bardziej, starając się nie uszkodzić siebie jeszcze bardziej, choć i tak ból powodował czarne plamy przed moimi oczami. Muszę przetrwać, myślałem, wątpiąc w mój plan. Ująłem lekko w moje nabrzmiałe palce kratę i pociągnąłem ją do siebie. Dwie śruby ustąpiły dopiero za trzecią próbą, gdy moje złamane żebra zaczęły domagać się uzupełnienia braku powietrza w płucach.
Nie mieli po co dokręcać tej kraty, skoro i tak nikt z więźniów nie zdołałby uciec przez szyb. Po pierwsze, bo żadna głowa nie zmieściłaby się w wąskim szybie, po drugie, wiatrak stanowił niemałą przeszkodę. Policzyłem w myślach do trzech i zacząłem przysuwać moje związane nadgarstki do śmigieł wiatraka. Robiłem to bardzo spokojnie, choć czułem, jak drżą mi ręce. Wystarczy, że zrobiłbym to za szybko, a śmigła wydarłyby mi skórę z rąk. Był to jedyny sposób na przecięcie lin, na jaki wpadłem. Usłyszałem cichy świst i zatrzymałem dłonie dokładnie w tej odległości. Zimny prąd owiewał moje czerwone z krwi palce, grożąc zbyt bliskim spotkaniem.
Odczekałem chwilę i przysunąłem ręce z powrotem. Liny zdołały się tylko trochę przetrzeć, ale potrzebowałem zbliżyć się jeszcze bliżej, by wirujące śmigło było w stanie je przeciąć. Podjąłem kolejną próbę i tym razem jeden sznur zdołał ulec sile urządzenia. Były ich jednak trzy, a ja nie miałem czasu. Siedziałem przy wiatraku dobry kwadrans, modląc się, by w tej chwili nie wszedł ten facet, który przynosił mi zimny i niesmaczny posiłek każdego dnia.
W końcu chyba udało mi się doprowadzić liny do osłabienia, a nawet zadrzeć sobie kawałek skóry z kciuka i rozplątałem liny. Miałem ochotę wykrzyknąć z radości, widząc moje wolne od skrępowania dłonie. Widok był jednak dużo bardziej koszmarny niż się spodziewałem. Przez liny moje nadgarstki wyglądały jak miękka bibuła, poprzeplatana plamami krwi. Gdzieniegdzie liny starły skórę, pozostawiając zaczerwienienia. Odsunąłem od siebie moje dłonie, bojąc się, że zaraz zwymiotuję od nadmiaru oglądania mojej krwi i skupiłem się tym razem na więzach na nogach.
Musiałem przyznać, że zawiązali je bardzo profesjonalnie. Rozplątanie ich zajęło mi całe pięć minut. Poruszałem nogami w miejscu, nieco zdziwiony, że jeszcze mam z nimi kontakt. Przez większość czasu drętwiały mi tak bardzo, że nie odczuwałem ich niemal całkowicie. Odczekałem chwilę, aż oswoją się z sytuacją i spróbowałem na nie wstać.
Z chwilą przeniesienia ciężaru ciała na moje bezwładne nogi, moje kończyny ugięły się, a ja prawie poleciałbym na podłogę, gdyby nie pobliska ściana. Jęknąłem, czując po raz kolejny złamane żebra i odczekałem znowu chwilę, by przestało kręcić mi się w głowie. Zastanawiałem się, ile czasu stracę na te wszystkie próby unormowania mojej funkcjonalności.
W końcu stanąłem na nogi i poszedłem na drugą stronę za drzwiami, doszlifowując w głowie plan. Co miałem do dyspozycji? Tylko moje i tak już ledwie sprawne dłonie obdarte ze skóry jak król z szat w jednej azjatyckiej bajce.
Moje rozmyślania przerwał rytmiczny stukot ciężkich butów o podłogę korytarza. Jeden strzał, pomyślałem, przypominając sobie kurs obrony, na który chodziliśmy razem z Tadashim. Dopiero zaczęły mi się przypominać wszystkie lekcje karate, których udzielił mi mój brat.
- A wiesz, jaka jest twoja najpotężniejsza broń? - spytał mnie, gdy znów udało mu się powalić mnie na podłogę. Podparłem się na łokciach i spojrzałem na niego z irytacją. Przestawały mi się podobać te wszystkie ćwiczenia.
- Niby jaka? - mruknąłem, korzystając z pomocy brata, gdy wystawił do mnie rękę. Wstałem i otrzepałem się, nie za bardzo interesując się jego odpowiedzią.
- Spojrzenie - powiedział poważnie mój brat. - Sprawia, że przeciwnik czuje się nieswojo i zaczyna myśleć. To jest impuls do działania. - rzucił i zanim zdołałem się obejrzeć, znowu leżałem na podłodze, a mój brat śmiał się z satysfakcją, że znów wykorzystał moją nieuwagę.
Niestety, mój przeciwnik nie zobaczy mojego spojrzenia, pomyślałem, czując dreszcz podniecenia, gdy drzwi się uchyliły. Zanim ten sam człowiek, który przynosił mi co dzień jedzenie, zdołał wejść do środka i zobaczyć, że mnie nie ma, ja zaskoczyłem go z drugiej strony i uderzyłem otwarta dłonią w miejsce obok kręgu szyjnego, powodując natychmiastową utratę przytomności.
Facet padł głucho na podłogę, prosto na posiłek, który miał mi przynieść. Kopnąłem go nogą, sprawdzając, czy rzeczywiście jest nieprzytomny, po czym przykucnąłem obok niego i zacząłem przeszukiwać jego kieszenie. Prędzej, Hiro, myślałem gorączkowo. Wystarczyło, żeby ktoś zaglądnął do środka mojej celi, gdy będzie przechodził korytarzem.
Szybko jednak znalazłem to, czego szukałem. Musiał być uzbrojony, w końcu wchodził sam do celi więźnia. Zacisnąłem palce na pistolecie, ignorując piskliwy głosik w mojej głowie pytający, czy naprawdę chcę to zrobić. Czy na pewno jestem gotów, by zabić człowieka. Pomyślałem o moim ojcu, o jego łagodnym, pełnym empatii uśmiechu, na jednym ze zdjęć, które dostałem od Daishiego. Tadashi uśmiechał się tak samo, a jednak mimo to nie oparł się śmierci. Jak to możliwe, że ci najniewinniejsi ponoszą konsekwencje działań innych? Pomyślałem tez od razu o mojej matce. Czy była tak arogancka czy głupia, żeby sprowadzić na naszą rodzinę coś takiego?
Sprawdziłem szybko magazynek i zauważyłem, że jest pełen. Musieli nie ufać gościowi, który był moim klawiszem, skoro wypełnili mu magazynek. Wprawnemu strzelcowi wystarczyłby tylko jeden strzał...
Wyszedłem na korytarz, biorąc głęboki wdech. Wyciągnąłem przed siebie ręce z pistoletem w dłoni. Moje ciało wciąż pulsowało, pozwalając bólowi na swobodne przemieszczenie się po całym organizmie. Przynajmniej aż tak nie krwawiłem, pomyślałem sobie, zauważając, że na moim i tak brudnym z potu, brudu i krwi ubraniu nie było nowych plam.
Usłyszałem alarm - głośny jęk nad moją głową i zielone światła ewakuacyjne, które wskazywały mi drogę ucieczki. Ruszyłem nią najszybciej jak potrafiłem, skupiając się przy tym na nienadwyrężaniu moich potłuczonych mięśni. Wkrótce jednak, za zakrętem wyleciał na mnie wprost jeden z tych gangsterów, którzy mnie torturowali. Gdy mnie zauważył, sięgnął do kieszeni po swój pistolet, ale nie zdążył. Dopiero, gdy jego ciało osunęło się bezwładnie na podłogę, zrozumiałem, że to ja oddałem strzał.
Otworzyłem szeroko usta, a z gardła wydobył się pełen szoku wydech. Już znalazłem się na tej drodze, pomyślałem sobie, nie myśląc o jakichkolwiek konsekwencjach tego, co właśnie zrobiłem. Pomyślałem o tym człowieku, o tym, że pewnie miał rodzinę, która będzie go opłakiwać, ale nawet pomimo to nie odczułem współczucia ani żalu. Torturował mnie, bił i napawał się moja porażką przez ostatnie dni, a teraz strzeliłby do mnie bez zastanowienia, gdyby tylko mógł.
Nie zatrzymywałem się, marząc tylko o tym, by wydostać się z tego bagna. Doleciałem do drzwi i uchyliłem je lekko, zaglądając ostrożnie do środka. Otwierały się na zewnątrz, więc musiałem być bardzo ostrożny, żeby nikt nie pociągnął ich do siebie.
- Ktoś tam jest! - usłyszałem czyjś głos i zdrętwiałem, widząc napastnika, strzelającego w szparę w drzwiach, w której przed chwilą znajdowała się moja głowa.
Cholera, pomyślałem, wiedząc dobrze, że zaraz przyjdą tu następni. Mój instynkt działał za mnie, jakbym był zaprogramowany na jedną operację: przeżycie. Wykorzystałem moment przerwy, gdy napastnik zbliżał się w moją stronę, wychyliłem się przez szparę i strzeliłem do niego dwa razy.
Za pierwszym razem chybiłem, bo kula przeleciała mu obok głowy, ale za drugim trafiłem perfekcyjnie w środek czoła. Poczułem mdłości na widok kolejnej opadającej na podłogę głowy. Co dziwne, za drugim razem wydawało mi się to łatwiejsze. Już miałem przejść przez drzwi do dużej sali wypełnionej nowoczesnymi samochodami o ciemnej karoserii, gdy usłyszałem czyjeś krzyki na schodach prowadzących z parkingu na górę.
Raz, dwa, trzy, odliczyłem, gdy rozległy się kolejne strzały. Czułem, że te drzwi długo nie wytrzymają. Odchyliłem się i zacząłem strzelać, ale mój cel był za daleko. Mężczyzna biegł prosto na mnie, a w miarę jak się zbliżał, dłonie zaczęły mi coraz bardziej drżeć. W końcu go trafiłem w ramię, a facet stracił kontrole nad nogami i upadł na kolana, przytrzymując ranny bok. Mimo to dalej strzelał, pełen jakiejś pasji. Kula przeleciała tuż obok mojej stopy i znów schowałem się za próg, wiedząc dobrze, że moi przeciwnicy mogą wylecieć też z tej drugiej strony. Byłem jak w zasadzce.
Strzeliłem mu w pierś, zakończając jego męki i wyszedłem z korytarza na otwarty parking. Podbiegłem do pierwszego samochodu i ukryłem się za jego maską, nasłuchując. Kroki wydawały się odległe, jakby dobiegały z bardzo daleka.
Nagle coś usłyszałem. Głos Honey? - pomyślałem, ale szybko odrzuciłem tę myśl. Hiro, znowu masz omamy, warknąłem do siebie w myślach i skupiłem się na schodach i na drzwiach - jedynych miejscach, z których mogli wylecieć moi wrogowie. Wrogowie, powtórzyłem w myśli. Jeszcze nigdy nikogo w ten sposób nie nazwałem. Ithani był dla mnie rywalem, ale nie wrogiem. Dopiero Carlos Mayson pobudził we mnie nieznane uczucie nienawiści, tak potężnej, że miałem ochotę od razu pobiec za nim, byleby go dorwać i zabić. Za rodziców.
Na schodach pojawił się kolejny mężczyzna ubrany w czarny strój. Na jego szyi błyszczał srebrny łańcuch z wielkimi ogniwami. Tego również pamiętałem z jego wizyt w mojej celi. Zagryzłem wargę i położyłem dłonie na masce, celując w jego pierś. Nagle jednak facet obrócił się do mnie plecami, jakby pozwalał mi na wykonanie strzału, a jego kule leciały w kierunku góry schodów. Kolejny mężczyzna schylił się i padł obok poręczy, unikając zręcznie ciosów. Nie czekając, strzeliłem a mój oprawca z łańcuchem stał się martwy i zabrudził gładką posadzkę parkingu swoją brudną krwią.
Wybiegłem przed siebie, mając przed sobą tylko tego następnego gościa. Celowałem w jego pierś, tak jak poprzedniego, bo ich umięśnione sylwetki były najłatwiejszym celem.
- Hiro! - usłyszałem głos, ale kompletnie go nie poznawałem. To, że znał moje imię przerwało w moim umyśle falę śmierci. Trzymałem pistolet, ale nie potrafiłem strzelić, bo coś z całej sili nakazywało mi się powstrzymać. Ten głos... - Hiro, to ty?
Nie widziałem jego twarzy, bo stał tyłem do światła. Był równie postawny jak cała reszta, ale nie miał na sobie czarnego stroju, co całkiem mnie zmyliło. Uniósł dłonie do góry i zaczął iść w moim kierunku, tak ostrożnie jak skradająca się puma. Jego twarz była tak ciemna, że nie potrafiłem zobaczyć nic więcej. Czułem pustkę w moim umyśle. To amnezja? - zastanawiałem się. Co oni mi dali do tego jedzenia, myślałem sobie. Może gdy spałem wstrzykiwali mi jakieś narkotyki? Cokolwiek?!
Nagle dłonie mężczyzny się zaświeciły, oznajmiając mojemu umysłowi, że znów mam omamy. Jego dłonie lśniły na zielono, tak jak żarówki pod sufitem nakazujące ewakuację. Coś mi przypominało to światło.
- Hiro, to ja! - usłyszałem. - Wasabi!
Zmarszczyłem brwi, przypominając sobie mojego przyjaciela. Rzeczywiście, to był on - dopiero teraz zauważyłem schowane za opaską dredy, wysokie buty i ostrza na dłoniach, dające słaby blask i oświetlające jego łagodną twarz. Był tutaj, naprawdę tu był...
Potem pojąłem to, co on widział. Zakrwawionego chłopaka w brudnych ubraniach z pistoletem w dłoniach. Przerażonego chłopaka. Kim się stałem przez mój upór, pomyślałem z przerażeniem, patrząc na swoje dłonie. Mordercą. Takim samym jak Carlos Mayson.
Moje dłonie samowolnie opadły wzdłuż ciała z pistoletem w ręku. Czułem się jak zahipnotyzowany. Chciałem podbiec do mojego przyjaciela, objąć go i powiedzieć, jak bardzo się cieszę z tego spotkania. Opowiedzieć o tym, przez co przeszedłem, co pokonałem i jaki się stałem. po prostu podziękować.
Ale zamiast tego moje ciało nagle odmówiło posłuszeństwa, wstrząsane drgawkami, które ustąpiły, gdy osunąłem się na podłogę. Pistolet wypadł z mojej słabej dłoni i uderzył z hukiem o podłogę. Dźwięku swojego własnego upadku już nie pamiętałem. Jak przez mgłę słyszałem czyjeś krzyki i nawoływania. Moje ciało podniosło się na małą odległość, po czym znów opadło spokojnie na podłogę. Byłem wyczerpany, ale szczęśliwy. Przeżyłem przez to piekło. I wszystko wskazywało na to, że wrócę do swojego poprzedniego życia.
Wybaczcie mi ten dzień zwłoki ale muszę się usprawiedliwić tym, że moje życie jest szalone 😄 w każdym razie za to za 5 dni bd next w ramach "przeprosin" 😄 tak więc dzień szybciej, tak jak miałam w grafiku
9/18/2016
Cień szansy
https://www.youtube.com/watch?v=3PdILZ_1P74
Przespałam się, ale tylko chwilę. Całą noc miałam przed oczami Hiro - jego pewny siebie uśmiech, błyszczące oczy i pełne troski spojrzenie. Nie mogłam dopuścić myśli, że jego wspomnienie będzie ostatnim, co mi po nim zostanie. Leżałam w sypialni, w której znajdowało się pięć łóżek. Łóżko Honey było puste, Wasabiego też, za to Freddie spał jak zabity, chrapiąc pod nosem. Już kilka razy rzuciłam go moją poduszką, ale nawet nie drgnął ani - co gorsza - nie przestał chrapać.
Gdy przyszedł świt, w moich słonych oczach pojawiły się nowe łzy. Słońce oświetliło puste łóżko, należące do Hiro. Nie potrafiłam wytrzymać cienia jego obecności, wspomnienia, że tu był, siedział na tym samym łóżku jeszcze kilka tygodni temu i śmiał się z żartów Freda.
Zamknęłam oczy, wtapiając twarz w poduszkę. Odwagi, GoGo, myślałam stanowczo, ale moje ciało drgało nerwowo. Powinnam pójść do Richarda, ale chłopak pewnie w dalszym ciągu nic nie znalazł, a moje przeszkadzanie mu w pracy na pewno nie pomoże. Mogłabym także pójść do Sam, ale akurat jej towarzystwo nie było tym, czego w tej chwili potrzebowałam. Moje serce pragnęło Hiro. A że go po ludzku nie miało, to rozpadało się na kawałki, jak rzucony kawałek szkła.
Zdecydowałam jednak, że pójdę na dół do kawiarni i posiedzę w spokoju, rozmyślając o tym, co udało nam się ustalić. Założyłam na ramiona bluzę, unikając myśli, że jest to bluza należąca do Hiro, którą mi podarował jeszcze przed zimą, gdy odprowadzał mnie do domu. Właściwie nie wiem, czemu ją wzięłam. Wtedy pewnie bym się nie przyznała, ale teraz wiem na pewno, że chciałam mieć przy sobie jego zapach.
Czasem nawet, przed naszymi obietnicami, gdy budziłam się w nocy zlana zimnym potem, sam jej dotyk sprawiał, że przesypiałam do końca całą noc. Ale to był sekret, którego nie powierzyłam nawet Honey, nie mówiąc już o Hiro.
Nawet nie przyszło mi do głowy, by pójść do łazienki i przejrzeć się w lustrze. Po prostu nie chciałam widzieć szczątek człowieka, zniszczonego przez ciągły strach. Tak, bałam się. Ja, GoGo Tomago po raz pierwszy tak się trzęsłam o życie mojego przyjaciela.
Wyszłam na korytarz, zdając sobie sprawę, że pewnie każdy jeden włos na mojej głowie sterczy w innym kierunku, ale nie zdążyłam nawet wyjść na korytarz, gdy zauważyłam sylwetkę Sam biegnącej w moim kierunku. Chyba po raz pierwszy poczułam taką radość na jej widok.
- Wiesz coś? - spytałam z napięciem. Poczułam suchość na języku, jakbym nie piła nic od wielu godzin. Pewnie ciągłe wydzielanie łez musiało osuszyć mój organizm.
Sam przystanęła przede mną, a jej elegancka spódniczka z falbanami zafalowała. Wyglądała całkiem inaczej niż ja - jakby wstała pewnego pięknego, zimowego poranka i po prostu wróciła do pracy. Nawet ubrania miała świeże, podczas gdy ja nie byłam w domu już dwa dni.
- Tak. - odpowiedziała dziewczyna, lekko dysząc. Mimo to jej fryzura ani drgnęła. Nic dziwnego, że patrząc na nią, czułam mdlące uczucie zazdrości. - Dostaliśmy informację od policji o akcie zgonu Jaimiego. Dzisiaj rano funkcjonariusze znaleźli jego ciało przy śmietnikach na Timeline Square.
Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Członkowie mafii Maysona najwyraźniej nie trudzili się zakopywaniem zwłok. W tym mieście i tak zbyt wielu ginęło późną porą na ulicach, więc jedne dodatkowe zwłoki nie zrobiłyby różnicy, nawet jeśli Jaimie nie wyglądał jakby należał do licznych narkomanów i imprezowiczów w San Fransokyo.
- Już wiedzą, jak miał na nazwisko? - spytałam cicho. Mój głos brzmiał, jakbym próbowała wykrzesać z siebie jakiś entuzjazm, mimo że w środku aż cała z niego kipiałam. To może być szansa na odnalezienie Hiro!
- Johnson. Jaimie Johnson - odpowiedziała Sam, kiwając głową. Miałam ochotę zaklaskać ze szczęścia. W końcu jakiś trop. - Problem w tym, że Samantha była zamężna...
- No nie - jęknęłam, modląc się o to, żebyśmy znów nie stanęli w poszukiwaniach.
- Nie martw się - uspokoiła mnie Sam, kładąc ręce na moich ramionach. - Akurat ją możemy łatwo znaleźć po jej pierwszym nazwisku. To nie robi żadnej różnicy.
Westchnęłam. Miałam już dość tej ciągłej nadziei, która znów okazywała się zbudowana na piasku. Chciałam mieć dowody na to, że to, co nagrał Hiro, działo się naprawdę, a jak na razie dostałam tylko imiona Samanthy i Jaimiego.
- Więc nie traćmy czasu - skwitowałam, mijając ją dość obojętnie i ruszając w kierunku windy.
Richard rzeczywiście odnalazł Jaimiego. Okazało się, że jego ciało odnaleziono przy śmietniku na jednej z miejskich ulic. Najwyraźniej Mayson nie przejmował się tym, że ktoś może go posądzić o morderstwo, albo po prostu wiedział, że w San Fransokyo co noc ginie kilku narkomanów i imprezowiczów, omylnie zamordowanych przez członków miejscowych gangów. Ktoś taki jak Carlos Mayson był tak naprawdę osobą, która jako ostatnia mogła być połączona z morderstwem Jaimiego.
Siedziałam tuż obok informatyka, a Sam znajdowała się po jego drugiej stronie. Na monitorze widniały setki danych, które nic nam nie mówiły, lecz mimo to obie wpatrywałyśmy się z nadzieją w ekran.
- Dobra, teraz już wiemy przynajmniej, kogo szukamy - odezwał się Richard po raz któryś, stukając rytmicznie w klawiaturę. Sam wywróciła oczami.
- Samanthy Crossford - powiedziała znudzonym głosem. - Powtórzyłeś nam to już kilka razy.
- Gdy to sobie powtarzam, łatwiej mi się skupić - przyznał chłopak, uśmiechając się leciutko pod nosem. Zauważyłam, że na jego brodzie pojawiły się krótkie włoski i przyszło mi na myśl, że poświęca dla tej sprawy więcej niż my, skoro nawet nie ma czasu na to, by się ogolić.
Richard przez chwilę milczał, aż w końcu na ekranie pojawiło się zdjęcie dziewczyny, której profil najprawdopodobniej pasował do nagrania od Hiro. Miała duże, niebieskie oczy i blond włosy, ale najgorsze było to, że kompletnie nie przypominała tej przerażonej kobiety na skraju wytrzymałości psychicznej. Nic dziwnego, skoro wtedy, gdy robiono jej zdjęcie, nie musiała patrzeć na śmierć swego brata.
- To ta? - spytał, a Sam ochoczo pokiwała głową.
- Tak, to na pewno ona. Prawda, Go? - zapytała, patrząc na mnie z uwagą.
- Nie mów tak do mnie - poprosiłam cicho, tamując łzy. Nie chciałam być złośliwa w stosunku do tej dziewczyny. Po prostu... mówiły tak do mnie dwie najważniejsze osoby w moim życiu. Nie chciałam, by Sam zrobiła z tego coś całkiem zwyczajnego.
Zastępczyni Yoko zerknęła na mnie, jakbym wybiła ją z rytmu i skrzywiła się nieznacznie.
- Przepraszam, już nie będę - obiecała dość potulnie. Przyszło mi na myśl, że to ja powinnam ją przeprosić, ale szybko skupiłam się na naszym zadaniu.
- Tak, myślę, że to ona - rzuciłam szczerze. - Ma ten sam zarys twarzy i podobny kolor oczu.
Richard wyglądał na usatysfakcjonowanego.
- Zaginęła cztery dni temu - dopowiedział, kiwając mechanicznie głową w rytm, wystukiwany przez zręczne palce na klawiaturze. - Razem z Jaimiem.
- Wiadomo, w którym miejscu została widziana po raz ostatni? - zapytałam pierwsza, choć usta Sam już się otwierały, by zadać to pytanie. Dziwiło mnie to, że przez ostatnie godziny myślałyśmy podobnie.
- W pobliżu plaży - odezwał się Richard swoim łagodnym tonem. - Potem wracała Aleją Bohaterów w kierunku centrum wraz z bratem, ale nie dotarła do domu. W połowie drogi ktoś musiał ją porwać.
- Tak, jak Hiro - westchnęła Sam. Zerknęłam na dziewczynę z ukosa, po raz pierwszy zastanawiając się, czy jej uczucia są szczere.
- Gdzie jest najbliższy punkt, w którym widziano ludzi Maysona? - spytałam, a oboje popatrzyli na mnie, jakbym spadła z księżyca. - Mapa, Sam - przypomniałam jej, a dziewczyna skinęła głową i wyjęła z kieszeni swój przenośny tablet. Kliknęła z niego kilka razy i podała mi go.
Zobaczyłam znajome czerwone punkty, w których mógł ukrywać się Mayson, przeszedł mi po plecach chłodny dreszcz. Było ich tak wiele, a my musieliśmy mieć pewność, gdzie zaatakować. Sam zdążyła nakreślić prawdopodobną mapę od plaży do domu Samanthy w Riston Reach na północy miasta. Musiałam przyznać, że Samantha była dość odważna, by iść późnym wieczorem taką drogę, mając za towarzysza jedynie swojego brata. Najwyraźniej prosiła się o kłopoty.
- Ta zielona linia to droga, którą miała pokonać Samantha? - zapytałam, a Sam skinęła głową.
- Tu - pokazała pewne miejsce swoim długim, wypielęgnowanym palcem. - Prawdopodobnie została porwana. Sprawdziliśmy kamery z witryn sklepowych i wszystkie w tej okolicy zostały przerwane na równo cztery i pół minuty.
- Czyli, że mogła zostać porwana do tego miejsca? - spytałam, wskazując najbliższy czerwony punkt. Sam i Richard spojrzeli po sobie, przez co utwierdziłam się w przekonaniu, że powiedziałam coś bardzo głupiego.
- GoGo - zaczęła łagodnie Sam. - Równie dobrze mogli porwać Samanthę do najdalszego miejsca od tej ulicy, żeby zetrzeć ślady...
- Najprawdopodobniej tak właśnie zrobili - przerwał jej Richard, wpatrzony w ekran.
- Albo mogli wpierw porwać ją do jednego miejsca, w drugim mogli ją przesłuchiwać i mordować Jaimiego, a w trzecim może znajdować się Hiro. - zaproponowała. Poczułam, że moje ciśnienie wzrasta po raz kolejny. Podałam jej drżącą dłonią tablet i ruszyłam prosto do wyjścia, zaciskając dłonie w pięści.
- GoGo - zawołał za mną Richard, obracając się od swojego komputera. Usłyszałam za sobą kroki i po chwili Sam złapała mnie za nadgarstek.
- GoGo, co się stało? - spytała, patrząc na mnie z troską.
- Myślicie, że mamy czas na zgadywanie? - warknęłam, patrząc na nich z furią. Richard wyglądał na wstrząśniętego. - Tu nie chodzi o jakąś waszą głupią misję, odnalezienia zaginionego przestępcy, choć nawet to wam nie wychodzi!
Przybliżyłam się do Sam tak blisko, że prawie stykałyśmy się nosami.
- Jeśli coś się stanie Hiro, gdy wy będziecie poszukiwać Samanthy, to zyskacie nowego wroga, to wam gwarantuję - wycedziłam. Sam pobladła, więc najwyraźniej uwierzyła w moje słowa. - Bo chyba zapomnieliście, kogo właściwie szukamy i znów jesteśmy w martwym punkcie.
- Doskonale wiemy, kogo szukamy - odpowiedziała spokojnie Sam, choć w jej wielkich, błyszczących oczach kręciły się łzy. - GoGo, ja też martwię się o Hiro, ale robimy, co możemy.
- Szukacie Samanthy - wtrąciłam w odpowiedzi. - Genialny sposób na odszukanie najlepszego agenta waszej instytucji.
Richard otworzył szeroko oczy, najwyraźniej zdziwiony moim wybuchem. Miałam to gdzieś. Cieszyłam się każdym nowym kawałkiem tej układanki, który udawało nam się znaleźć, ale prawda była taka, że coraz bardziej oddalaliśmy się od osoby Hiro. Jaki więc sens miało poszukiwanie Samanthy, podczas gdy Hiro znajdował się teraz w znacznie większym niebezpieczeństwie?
- Nie jestem specem od taktyki - odpowiedziałam po dłuższej chwili spędzonej w całkowitej ciszy. Sam podniosła na mnie swój wzrok, jakby obawiała się tego, co mam do powiedzenia. - Ale wiem, że jeżeli odnajdziecie Samanthę, a Hiro będzie przetrzymywany w innym miejscu, to Mayson nie pozwoli, żebyście go znaleźli.
Niemal usłyszałam, jak Sam przełyka głośno ślinę. Nie chciałam być samolubna - Samanthę też musieliśmy znaleźć i zapewnić jej bezpieczeństwo, ale prawda była taka, że wtedy przełamalibyśmy element zaskoczenia. A Mayson miał takie wtyki, że uciszyłby Hiro jak najszybciej, byleby sprawa z Jaimiem nie ujrzała światła dziennego. O ile Hiro jeszcze żyje...
Obróciłam się i odeszłam, wiedząc dobrze, że pozostawiam tę dwójkę z przeraźliwą prawdą. Gdy wyszłam na korytarz, moje zmęczone oczy ukryły się za ścianą łez. Byłam bliska popadnięcia w depresję, nic nie było mi w stanie pomóc. Czułam się jak w pułapce bez wyjścia. Tak, jakbyśmy tylko czekali, że następnym ciałem znalezionym przypadkowo na ulicy, będzie ciało Hiro.
- GoGo, proszę, zaczekaj - usłyszałam za sobą. Drgnęłam nieco zaskoczona, bo nie słyszałam kroków Sam. A może byłam zbyt otumaniona własnym smutkiem, by usłyszeć cokolwiek?
- Czego chcesz? - spytałam, ale mój głos w pewnym momencie się załamał. Sam patrzyła na mnie z taką troską, że nawet nie myślałam, że tak potrafi.
- Znajdziemy go, to tylko kwestia czasu. - powiedziała, próbując mnie przekonać. - Jeżeli się nie złamie, to nic mu nie grozi.
- Ale czy on o tym wie? - jęknęłam, unosząc ręce. Naprawdę jego życie miało zależeć od tego, czy powie tym bandziorom to, czego chcą? Nie chciałam nawet myśleć, w jaki sposób mogliby go zmusić do ujawnienia informacji...
- On wie o wszystkim - spojrzenie dziewczyny kazało mi jej posłuchać. Zastanawiałam się, dlaczego w ogóle stara się mnie wesprzeć. Nie przepadałyśmy ze sobą, nawet nie potrafiłyśmy się znieść, a w ciągu ostatnich kilku dni stałyśmy się sobie bliższe niż ja i Honey. A co najdziwniejsze, łączył nas Hiro. - Inaczej nie podrzuciłby mi nagrania... Inaczej nie zostawiłby was. Wiedział, że jest zagrożony.
Zagryzłam wargę, hamując nową falę łez. Miałam ich już dość.
- Dlaczego dał to nagranie tobie? - zapytałam tylko z nutą wyrzutu w głosie. Sam posmutniała nagle, jakby przypomniała sobie o czymś smutnym.
- Na początku... - zaczęła nieśmiało, spoglądając na mnie z poczuciem strachu. Skrzyżowała ręce na piersi, jakby stworzyła w ten sposób niewidzialną barierę oddzielającą mnie od niej. - Kiedy się spotkaliśmy, miałam nadzieję, że zmienił zdanie. Ale potem znalazłam to nagranie... i list. - wyglądała na zmieszaną. - On to robił dla ciebie, GoGo.
- Co? - spytałam, nie rozumiejąc kompletnie nic z tego jej bełkotu.
- Nie spotkał się z tobą, żeby cię chronić - powiedziała wolno Sam, przymykając przy tym oczy. - Teraz to wiem.
- I wybrał moment, gdy nie było mnie w San Fransokyo - dodałam, powoli wszystko rozumiejąc. Co dziwne, Sam mi w tym pomogła.
- Przepraszam cię, GoGo - powiedziała cicho Sam, patrząc w swoje otwarte dłonie, jakby miała na nich ślady jakiejś okropnej zbrodni. - To moja wina. Mogłam go powstrzymać.
- Nic nie mogłaś zrobić - odparłam, mówiąc całkiem szczerze. - Jeśli Hiro miał to w planie, to nie byłoby siły, która by go powstrzymała.
- Masz rację - skinęła Sam, patrząc mi w oczy. Chyba po raz pierwszy byłyśmy wobec siebie tak szczere.
*Hiro
Korzystałem z resztek mojej świadomości, starając się zachować w pełni zdrowy umysł, nawet jeżeli pogrążenie się w przytłaczającej mnie ciemności miałoby przynieść mi ulgę. Uniosłem się o kilka milimetrów z podłogi, starając się ignorować dotyk ciepłej cieczy pod moją twarzą.
Cholera, znów straciłem przytomność, pomyślałem, uświadamiając sobie bolesne fragmenty rozmów z Maysonem. Przychodził do mnie co kilka godzin, przepytując z tych kilku godzin między naszym spotkaniem wtedy w mieszkaniu, gdzie więzili Jaimiego i Samanthę oraz momentem, gdy złapali mnie jego ludzie. Zazwyczaj towarzyszyło mu trzech, dwaj znęcali się nade mną, gdy nie odpowiadałem, jeden stał przy drzwiach, by pewnie w razie potrzeby móc polecieć po resztę.
Bicie i okaleczanie zaczęło mi wchodzić już w nawyk. Początkowo jeszcze osłaniałem się przed ciosami, teraz starałem się nadstawiać głowę, by jak najszybciej stracić przytomność. Budziłem się ze związanymi rękami i znów miałem czas dla siebie, by odpocząć od ciągłego niepokoju.
Nie wiedziałem, jak długo jeszcze to zniosę, ale przeczuwałem, że Maysonowi prędzej znudzi się przepytywanie mnie. Minęło czterdzieści osiem godzin (o ile moje obliczenia były prawidłowe), a on nie dowiedział się ode mnie niczego poza tym, że nagranie jest w rękach dziewczyny o blond włosach. Równie dobrze mógłby pomyśleć o Honey, oprzytomniałem nagle ze strachem, ale jeżeli jeden z ludzi Maysona widział Sam, to na pewno nie pomyślałby, że mogłaby być nią Honey, choćby ze względu na różnicę wzrostu obu dziewczyn.
Znajdowałem się w pomieszczeniu z jedną mrużącą lampą, bez żadnych mebli czy dekoracji. Dokoła mnie błyszczała się stal, sięgająca do połowy ścian, o ile nie brudziły jej ślady mojej krwi. Próbowałem wymyślić, gdzie się znajduję, ale żadne miejsce nie przychodziło mi do głowy. Czułem się jak w więzieniu, choć dziwnym było, żeby ktoś taki jak ja mógł się w nim znaleźć.
Obróciłem się na plecy, ignorując potężną falę bólu i zaczepiłem związane nadgarstki o kolano w taki sposób, by utworzyć dźwignię. Usiadłem wolno, zagryzając zęby, by nie krzyknąć z bólu. Jeszcze jakaś godzina, myślałem, trzęsąc się na myśl o powrocie tamtych. Tak naprawdę stan mojego ciała i moje obrażenia były najmniej ważne. To moja psychika była najbardziej ranna. W nocy, gdy towarzyszyła mi cisza, miałem wrażenie, że słyszę głuche kroki, jak za każdym razem, gdy odwiedzał mnie Mayson ze swoimi przyjaciółmi. Czasem wyobrażałem sobie, że słyszę Yoko, wykrzykującą rozkazy na korytarzu, podczas gdy jej ludzie rozbiegają się w różne strony w poszukiwaniu mnie. Jeszcze indziej, patrząc na ścianę przede mną, wydawało mi się, że z granicy metalu spływa czarna ciecz, podobna do mojej krwi, tu, na posadzce. Te wizje były koszmarne. Nie chciałem jeść, bojąc się, że Mayson mógł dać mi jakieś narkotyki lub coś jeszcze gorszego, piłem równie mało. Głównie dzięki przychodzącemu dwa razy dziennie facetowi, który był odpowiedzialny za dokarmianie mnie, jeszcze nie zgubiłem rachuby w mierzeniu czasu. Od mojej klaustrofobicznej celi wychodziło dwoje drzwi - jedne ku wolności, bo to stamtąd zawsze przychodził Mayson, drugie prowadziły do ciasnej toalety. Dziwne, że zadbali tutaj o sprawy fizjologiczne, a nie dali mi choćby pryczy, na której mógłbym spędzić noc. Akurat jeśli chodziło o brak wyspania i bolące plecy, był to tylko czubek góry lodowej.
Podciągnąłem się z moimi związanymi nogami do miejsca, w którym zawsze siadałem, gdy pozostawałem sam. Oparłem się o chłodną stal i odetchnąłem głośno, niemal rozpaczliwie. Już niedługo, GoGo. Albo nie wytrzymam ja, albo wy mnie odnajdziecie. A byłem pewien, że jedna z tych opcji się przytrafi. To tylko kwestia czasu.
Zamknąłem oczy i wróciłem do moich jedynych zdrowych myśli, które przez ostatni czas ratowały mnie od szaleństwa. Przypomniałem sobie białą pianę na wybrzeżu przy Saint Palace, GoGo w swojej zwiewnej sukience, wyglądającą jak anioł wśród szumu gniewnych fal. Pamiętałem jej urzekający uśmiech, błysk w jej oczach i niedowierzanie malujące się na jej pięknej twarzy, gdy wyznałem, że ja kocham. Wytrzymasz to, Hiro, przysięgałem sobie. Dla niej.
Moje rozmyślania skończyły się, gdy usłyszałem znajome kroki na korytarzu za dużymi, stalowymi drzwiami. Zamknąłem drzwi, wsłuchując się w ich dźwięk. Nie bałem się. To, co miało nastąpić i tak nastąpi. Mogłem jedynie marzyć o tym, że znów zobaczę GoGo, że będę mógł ją objąć i spędzić z nią choćby jeden dodatkowy dzień mojego dość krótkiego życia, ale strach nie odmieniłby w żadnym stopniu mojej sytuacji.
Drzwi otworzyły się, a w progu stanął Mayson. Miał na sobie czarny garnitur, jakby przygotowywał się na czyjś pogrzeb, a przednią kieszeń wypełniał pistolet. Siedząc tutaj, sam, znalazłem sobie nowe hobby - próbowałem odnaleźć każdą broń, jaką mieli przy sobie moi oprawcy. Co prawda, nigdy jej przy mnie nie używali, bo wystarczały im gołe pięści, ale jej odszukanie zajmowało mój czas i nieco rozbiegane myśli.
- Witaj, Hamada - powiedział z niesmakiem mężczyzna, a zza jego pleców wyłoniło się dwóch rosłych goryli. Co, trzeci spękał? - pomyślałem sobie z kpiną. - Nieźle wyglądasz z tą pękniętą wargą.
- Wymyśliłbym jakąś ripostę, ale tak się składa, że mam lepsze zajęcia niż komplementowanie gościa, który doprowadził mnie do tego stanu - roześmiałem się radośnie. Albo byłem na skraju załamania nerwowego, albo rzeczywiście dodawali mi coś do tego ledwie zjadliwego posiłku.
Mayson spojrzał na mnie groźnie swoimi ciemnymi oczami, wyglądającymi jak dwa czarne węgielki. Dwaj goście ruszyli w moim kierunku gniewnie, jakby znieważeni moją uwagą, ale szef powstrzymał ich ruchem dłoni.
- Myślałem, że jesteś bardziej rozsądny, Hiro - powiedział głębokim głosem. Podziwiałem ruch kurzu, połyskującego pod lampą, starając się ignorować jego słowa. - Twoja matka nie byłaby zadowolona z tego, jak postępujesz.
Nie odzywałem się. Temat mojej matki zaczynał za każdym razem, gdy tu przychodził, jakby miał nadzieję, że w ten sposób zmusi mnie do gadania. Mylił się. Byłem silniejszy niż mu się wydawało. Nie wiem tylko, czy zniósłbym temat Tadashiego.
- Za to twój ojciec był całkiem inny - Mayson wyjął z kieszeni swoje kubańskie cygaro grubości jego pulchnego kciuka i zapalił je. - Zrobiłby dla tej kretynki wszystko, co chciałem, bylebym zostawił ją w spokoju.
Spojrzałem na niego z rosnącą nienawiścią. Mógł komentować wszystko, ale nie moją rodzinę.Tym bardziej, że jej większa część już nie żyła.
- Co takiego zrobił? - zapytałem, zaczynając powoli żałować, że przerwałem moją passę braku zainteresowania.
Mayson ożywił się, najwyraźniej zadowolony z takiego obrotu sprawy. Włożył rękę do kieszeni spodni i zaciągnął się swoim cygarem, jakby nigdzie mu się nie spieszyło.
- Wplątał się w jej sprawę, tak jak ty. - odpowiedział, jakby to była najprostsza odpowiedź na świecie. - Jestem prostym biznesmenem. Jeżeli ktoś pcha się z łapami w moje interesy, to nie zostaję mu obojętny.
- Co mu zrobiłeś? - nie mogłem powstrzymać mojej ciekawości. Nie myślałem, że mój ojciec miał coś wspólnego z Maysonem, skoro mężczyzna wspominał o nim po raz pierwszy. Jakby na to nie spojrzeć, moi rodzice zginęli razem, więc mój ojciec musiał być powiązany z matką.
Mayson wypuścił z ust obłoczek czarnego dymu i spojrzał na mnie swoim pustym spojrzeniem, w którym bez sensu było szukać jakiegokolwiek sumienia.
- Była mi winna dwieście tysięcy dolarów - powiedział obojętnie. Czułem, że cały drętwieję. Niby po co potrzebowała takiej sumy? - Nie spłacała długu, wymykała się moim ludziom za każdym razem, gdy ją ponaglali. Aż w końcu przyszedł czas na Keijiego. On nie wiedział, że jego żoneczka prowadzi takie życie, więc nieco się zdziwił, gdy znaleźli go moi ludzie. Dwa dni potem pojawiła się u mnie Sayuri, prosząc, żebym zostawił twojego ojca w spokoju.
Przerwał na moment, zaciągając się po raz drugi, a jego brzuch powiększył się jeszcze bardziej. W końcu wypuścił całość tytoniu ze swoich płuc i uśmiechnął się z zadowoleniem.
- To było niemożliwe, żeby to spłaciła. Bywały osoby, które pożyczyły ode mnie mniej, a i tak musiałem je sprzątnąć, bo czekałem zbyt długo. Zazwyczaj byli to drobni dilerzy i bankierzy. Twoja matka - wskazał na mnie z goryczą w głosie. - Była całkiem inną osobą. Dotychczas nie wiem, dlaczego potrzebowała tej sumy.
Zdziwiłem się. Sądziłem, że będzie to historia o hazardzie, uzależnieniu od narkotyków czy coś podobnego. Po co moja matka pożyczała tak niewiarygodną sumę pieniędzy od miejscowych bandziorów, skoro zdawała sobie sprawę, że tego nie spłaci?
Hiro, opanuj się, myślałem sobie. Skąd miałem mieć pewność, że Mayson mówił prawdę? Równie dobrze mógł wykorzystywać swoje sztuczki, by zmusić mnie do mówienia.
- Zabiłeś ją? - spytałem, czując suchość w ustach. Zastanawiałem się, czy zniosę tę prawdę. Byłem o krok od rozwiązania, prawie pewny swojej teorii. Nie wiem, dlaczego uwierzyłem, że Mayson się przyzna.
- Nie - pokręcił głową, uradowany. - Miałem taki zamiar, ale wtedy pojawił się twój ojciec. Istnieją gorsze rzeczy niż śmierć. - wzruszył obojętnie ramionami. - Na przykład śmierć kochanej osoby.
Przeniosłem swój ciężar na nogi i wstałem, podpierając się o ścianę. Czułem, że kręci mi się w głowie i że zaraz zwymiotuję od ilości uczuć, kłębiących się pod moją czaszką.
- Nie zrobiłeś tego... - zacząłem, a Mayson wpatrywał się we mnie z satysfakcją, patrząc jak cierpię. Pozostała dwójka miała stalowe twarze, niezdolne do żadnych emocji.
Mój oddech stał się tak płytki, że przypominał cichy świst. Mayson wciąż stał niewzruszony.
- Zabiłeś mojego ojca! - wrzasnąłem, a oczy zaszkliły mi się od łez. Po raz pierwszy zobaczyłem na twarzy tego człowieka uśmiech, a był to tak przeraźliwy widok, jak ujrzenie krwawego wschodu słońca.
Ludzie Maysona chwycili mnie pod ramiona i pociągnęli w stronę Carlosa, dopalającego swoje cygaro. Wokół panował dziwny zaduch od czarnego dymu. Przestawałem się dziwić, że w kącie znajdował się mały wylot do szybu wentylacyjnego, za którym znajdował się tnący powietrze wiatrak, skoro Mayson zazwyczaj coś palił, nawet w obecności swoich zakładników.
- A chcesz znać ciąg dalszy? - spytał Mayson z uśmiechem na twarzy, trzymając w dwóch dłoniach swoje dopalające się cygaro. - Gdy Sayuri przestała wrzeszczeć, moi ludzie wsadzili ją do samochodu z nakierowanym celem, jakim była krawędź mostu Red Gate. Ciało twojego ojca posadzili na miejscu kierowcy, tak żeby wyglądało to na wypadek.
- Kłamiesz! - wykrzyknąłem, wyrywając się dwóm gangsterom, byleby tylko dostać w swoje łapy tego potwora. Nie potrafiłem znieść jego wyrazu twarzy, tej satysfakcji z tego, że może się z kimś podzielić swoim sekretem. Uświadomiłem sobie w tej chwili jedno - jeżeli mi to mówił, to znaczyło, że nie brał pod uwagę opcji, że mógłbym wyjść na wolność. Musiał być pewien, że jego sekret pozostanie tu, w tym miejscu.
Zerknąłem mimowolnie na pistolet w jego kieszeni i zamarłem. Nie, to nie może się tak skończyć, pomyślałem, mając ochotę cofnąć się w czasie i zapobiec mojemu pechowi z promieniem.
- Nie, to nie może być prawda - jęknąłem pod nosem, starając się wyrwać, ale ci dwaj trzymali mnie mocno. W końcu jeden z nich znieruchomiał i sięgnął do kieszeni mojej zakrwawionej bluzy.
- Co to jest? - usłyszałem jego cichy głos, gdy wyciągnął z kieszeni mój antynadajnik.
Błagam, zniszczcie to, krzyczałem w myślach, jakbym miał prawo coś tu zmienić. Mayson chwycił małe urządzonko tak szybko, jakby miało dostać nóg i uciec, po czym rzucił je o podłogę i przydeptał mocno swoją czarną jak noc podeszwą. Zrobił tak trzykrotnie, upewniając się, że jest całkowicie rozwalony, po czym złapał mnie za ubrania i przyciągnął do siebie z furią wymalowaną na twarzy.
- Co to było? - warknął, patrząc na mnie jak rozjuszone zwierzę.
Uśmiechnąłem się szeroko, chichocząc pod nosem. Tak jest Baymax, znajdź mnie, błagałem. Mayson prawdopodobnie pomyślał, że z niego kpię, bo uderzył mnie w twarz niezbyt mocno i obrócił się w kierunku drzwi. Dwójka jego ludzi stała w miejscu, niezbyt pewna, co ma właściwie robić.
- Zostawcie go - mruknął Carlos Mayson, obracając się do nich szybko. - Zabieramy się stąd, jazda.
Jego ludzie puścili mnie, a raczej rzucili z powrotem na podłogę i popędzili za nim na korytarz, po czym zatrzasnęli skrzętnie drzwi. Musnąłem dłonią szczątki mojego urządzenia i zaśmiałem się jeszcze raz, jak jakiś psychol. Coś było ze mną nie tak, pomyślałem jednak. Po tym, co usłyszałem, śmiech musiał być ostatnią reakcję na prawdę o moich rodzicach, a jednak to robiłem - śmiałem się do rozpuku jak małe dziecko.
- Miłej ucieczki, Mayson - wyszeptałem, kładąc głowę na brudnej podłodze. - I tak cię znajdę...
Przespałam się, ale tylko chwilę. Całą noc miałam przed oczami Hiro - jego pewny siebie uśmiech, błyszczące oczy i pełne troski spojrzenie. Nie mogłam dopuścić myśli, że jego wspomnienie będzie ostatnim, co mi po nim zostanie. Leżałam w sypialni, w której znajdowało się pięć łóżek. Łóżko Honey było puste, Wasabiego też, za to Freddie spał jak zabity, chrapiąc pod nosem. Już kilka razy rzuciłam go moją poduszką, ale nawet nie drgnął ani - co gorsza - nie przestał chrapać.
Gdy przyszedł świt, w moich słonych oczach pojawiły się nowe łzy. Słońce oświetliło puste łóżko, należące do Hiro. Nie potrafiłam wytrzymać cienia jego obecności, wspomnienia, że tu był, siedział na tym samym łóżku jeszcze kilka tygodni temu i śmiał się z żartów Freda.
Zamknęłam oczy, wtapiając twarz w poduszkę. Odwagi, GoGo, myślałam stanowczo, ale moje ciało drgało nerwowo. Powinnam pójść do Richarda, ale chłopak pewnie w dalszym ciągu nic nie znalazł, a moje przeszkadzanie mu w pracy na pewno nie pomoże. Mogłabym także pójść do Sam, ale akurat jej towarzystwo nie było tym, czego w tej chwili potrzebowałam. Moje serce pragnęło Hiro. A że go po ludzku nie miało, to rozpadało się na kawałki, jak rzucony kawałek szkła.
Zdecydowałam jednak, że pójdę na dół do kawiarni i posiedzę w spokoju, rozmyślając o tym, co udało nam się ustalić. Założyłam na ramiona bluzę, unikając myśli, że jest to bluza należąca do Hiro, którą mi podarował jeszcze przed zimą, gdy odprowadzał mnie do domu. Właściwie nie wiem, czemu ją wzięłam. Wtedy pewnie bym się nie przyznała, ale teraz wiem na pewno, że chciałam mieć przy sobie jego zapach.
Czasem nawet, przed naszymi obietnicami, gdy budziłam się w nocy zlana zimnym potem, sam jej dotyk sprawiał, że przesypiałam do końca całą noc. Ale to był sekret, którego nie powierzyłam nawet Honey, nie mówiąc już o Hiro.
Nawet nie przyszło mi do głowy, by pójść do łazienki i przejrzeć się w lustrze. Po prostu nie chciałam widzieć szczątek człowieka, zniszczonego przez ciągły strach. Tak, bałam się. Ja, GoGo Tomago po raz pierwszy tak się trzęsłam o życie mojego przyjaciela.
Wyszłam na korytarz, zdając sobie sprawę, że pewnie każdy jeden włos na mojej głowie sterczy w innym kierunku, ale nie zdążyłam nawet wyjść na korytarz, gdy zauważyłam sylwetkę Sam biegnącej w moim kierunku. Chyba po raz pierwszy poczułam taką radość na jej widok.
- Wiesz coś? - spytałam z napięciem. Poczułam suchość na języku, jakbym nie piła nic od wielu godzin. Pewnie ciągłe wydzielanie łez musiało osuszyć mój organizm.
Sam przystanęła przede mną, a jej elegancka spódniczka z falbanami zafalowała. Wyglądała całkiem inaczej niż ja - jakby wstała pewnego pięknego, zimowego poranka i po prostu wróciła do pracy. Nawet ubrania miała świeże, podczas gdy ja nie byłam w domu już dwa dni.
- Tak. - odpowiedziała dziewczyna, lekko dysząc. Mimo to jej fryzura ani drgnęła. Nic dziwnego, że patrząc na nią, czułam mdlące uczucie zazdrości. - Dostaliśmy informację od policji o akcie zgonu Jaimiego. Dzisiaj rano funkcjonariusze znaleźli jego ciało przy śmietnikach na Timeline Square.
Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Członkowie mafii Maysona najwyraźniej nie trudzili się zakopywaniem zwłok. W tym mieście i tak zbyt wielu ginęło późną porą na ulicach, więc jedne dodatkowe zwłoki nie zrobiłyby różnicy, nawet jeśli Jaimie nie wyglądał jakby należał do licznych narkomanów i imprezowiczów w San Fransokyo.
- Już wiedzą, jak miał na nazwisko? - spytałam cicho. Mój głos brzmiał, jakbym próbowała wykrzesać z siebie jakiś entuzjazm, mimo że w środku aż cała z niego kipiałam. To może być szansa na odnalezienie Hiro!
- Johnson. Jaimie Johnson - odpowiedziała Sam, kiwając głową. Miałam ochotę zaklaskać ze szczęścia. W końcu jakiś trop. - Problem w tym, że Samantha była zamężna...
- No nie - jęknęłam, modląc się o to, żebyśmy znów nie stanęli w poszukiwaniach.
- Nie martw się - uspokoiła mnie Sam, kładąc ręce na moich ramionach. - Akurat ją możemy łatwo znaleźć po jej pierwszym nazwisku. To nie robi żadnej różnicy.
Westchnęłam. Miałam już dość tej ciągłej nadziei, która znów okazywała się zbudowana na piasku. Chciałam mieć dowody na to, że to, co nagrał Hiro, działo się naprawdę, a jak na razie dostałam tylko imiona Samanthy i Jaimiego.
- Więc nie traćmy czasu - skwitowałam, mijając ją dość obojętnie i ruszając w kierunku windy.
Richard rzeczywiście odnalazł Jaimiego. Okazało się, że jego ciało odnaleziono przy śmietniku na jednej z miejskich ulic. Najwyraźniej Mayson nie przejmował się tym, że ktoś może go posądzić o morderstwo, albo po prostu wiedział, że w San Fransokyo co noc ginie kilku narkomanów i imprezowiczów, omylnie zamordowanych przez członków miejscowych gangów. Ktoś taki jak Carlos Mayson był tak naprawdę osobą, która jako ostatnia mogła być połączona z morderstwem Jaimiego.
Siedziałam tuż obok informatyka, a Sam znajdowała się po jego drugiej stronie. Na monitorze widniały setki danych, które nic nam nie mówiły, lecz mimo to obie wpatrywałyśmy się z nadzieją w ekran.
- Dobra, teraz już wiemy przynajmniej, kogo szukamy - odezwał się Richard po raz któryś, stukając rytmicznie w klawiaturę. Sam wywróciła oczami.
- Samanthy Crossford - powiedziała znudzonym głosem. - Powtórzyłeś nam to już kilka razy.
- Gdy to sobie powtarzam, łatwiej mi się skupić - przyznał chłopak, uśmiechając się leciutko pod nosem. Zauważyłam, że na jego brodzie pojawiły się krótkie włoski i przyszło mi na myśl, że poświęca dla tej sprawy więcej niż my, skoro nawet nie ma czasu na to, by się ogolić.
Richard przez chwilę milczał, aż w końcu na ekranie pojawiło się zdjęcie dziewczyny, której profil najprawdopodobniej pasował do nagrania od Hiro. Miała duże, niebieskie oczy i blond włosy, ale najgorsze było to, że kompletnie nie przypominała tej przerażonej kobiety na skraju wytrzymałości psychicznej. Nic dziwnego, skoro wtedy, gdy robiono jej zdjęcie, nie musiała patrzeć na śmierć swego brata.
- To ta? - spytał, a Sam ochoczo pokiwała głową.
- Tak, to na pewno ona. Prawda, Go? - zapytała, patrząc na mnie z uwagą.
- Nie mów tak do mnie - poprosiłam cicho, tamując łzy. Nie chciałam być złośliwa w stosunku do tej dziewczyny. Po prostu... mówiły tak do mnie dwie najważniejsze osoby w moim życiu. Nie chciałam, by Sam zrobiła z tego coś całkiem zwyczajnego.
Zastępczyni Yoko zerknęła na mnie, jakbym wybiła ją z rytmu i skrzywiła się nieznacznie.
- Przepraszam, już nie będę - obiecała dość potulnie. Przyszło mi na myśl, że to ja powinnam ją przeprosić, ale szybko skupiłam się na naszym zadaniu.
- Tak, myślę, że to ona - rzuciłam szczerze. - Ma ten sam zarys twarzy i podobny kolor oczu.
Richard wyglądał na usatysfakcjonowanego.
- Zaginęła cztery dni temu - dopowiedział, kiwając mechanicznie głową w rytm, wystukiwany przez zręczne palce na klawiaturze. - Razem z Jaimiem.
- Wiadomo, w którym miejscu została widziana po raz ostatni? - zapytałam pierwsza, choć usta Sam już się otwierały, by zadać to pytanie. Dziwiło mnie to, że przez ostatnie godziny myślałyśmy podobnie.
- W pobliżu plaży - odezwał się Richard swoim łagodnym tonem. - Potem wracała Aleją Bohaterów w kierunku centrum wraz z bratem, ale nie dotarła do domu. W połowie drogi ktoś musiał ją porwać.
- Tak, jak Hiro - westchnęła Sam. Zerknęłam na dziewczynę z ukosa, po raz pierwszy zastanawiając się, czy jej uczucia są szczere.
- Gdzie jest najbliższy punkt, w którym widziano ludzi Maysona? - spytałam, a oboje popatrzyli na mnie, jakbym spadła z księżyca. - Mapa, Sam - przypomniałam jej, a dziewczyna skinęła głową i wyjęła z kieszeni swój przenośny tablet. Kliknęła z niego kilka razy i podała mi go.
Zobaczyłam znajome czerwone punkty, w których mógł ukrywać się Mayson, przeszedł mi po plecach chłodny dreszcz. Było ich tak wiele, a my musieliśmy mieć pewność, gdzie zaatakować. Sam zdążyła nakreślić prawdopodobną mapę od plaży do domu Samanthy w Riston Reach na północy miasta. Musiałam przyznać, że Samantha była dość odważna, by iść późnym wieczorem taką drogę, mając za towarzysza jedynie swojego brata. Najwyraźniej prosiła się o kłopoty.
- Ta zielona linia to droga, którą miała pokonać Samantha? - zapytałam, a Sam skinęła głową.
- Tu - pokazała pewne miejsce swoim długim, wypielęgnowanym palcem. - Prawdopodobnie została porwana. Sprawdziliśmy kamery z witryn sklepowych i wszystkie w tej okolicy zostały przerwane na równo cztery i pół minuty.
- Czyli, że mogła zostać porwana do tego miejsca? - spytałam, wskazując najbliższy czerwony punkt. Sam i Richard spojrzeli po sobie, przez co utwierdziłam się w przekonaniu, że powiedziałam coś bardzo głupiego.
- GoGo - zaczęła łagodnie Sam. - Równie dobrze mogli porwać Samanthę do najdalszego miejsca od tej ulicy, żeby zetrzeć ślady...
- Najprawdopodobniej tak właśnie zrobili - przerwał jej Richard, wpatrzony w ekran.
- Albo mogli wpierw porwać ją do jednego miejsca, w drugim mogli ją przesłuchiwać i mordować Jaimiego, a w trzecim może znajdować się Hiro. - zaproponowała. Poczułam, że moje ciśnienie wzrasta po raz kolejny. Podałam jej drżącą dłonią tablet i ruszyłam prosto do wyjścia, zaciskając dłonie w pięści.
- GoGo - zawołał za mną Richard, obracając się od swojego komputera. Usłyszałam za sobą kroki i po chwili Sam złapała mnie za nadgarstek.
- GoGo, co się stało? - spytała, patrząc na mnie z troską.
- Myślicie, że mamy czas na zgadywanie? - warknęłam, patrząc na nich z furią. Richard wyglądał na wstrząśniętego. - Tu nie chodzi o jakąś waszą głupią misję, odnalezienia zaginionego przestępcy, choć nawet to wam nie wychodzi!
Przybliżyłam się do Sam tak blisko, że prawie stykałyśmy się nosami.
- Jeśli coś się stanie Hiro, gdy wy będziecie poszukiwać Samanthy, to zyskacie nowego wroga, to wam gwarantuję - wycedziłam. Sam pobladła, więc najwyraźniej uwierzyła w moje słowa. - Bo chyba zapomnieliście, kogo właściwie szukamy i znów jesteśmy w martwym punkcie.
- Doskonale wiemy, kogo szukamy - odpowiedziała spokojnie Sam, choć w jej wielkich, błyszczących oczach kręciły się łzy. - GoGo, ja też martwię się o Hiro, ale robimy, co możemy.
- Szukacie Samanthy - wtrąciłam w odpowiedzi. - Genialny sposób na odszukanie najlepszego agenta waszej instytucji.
Richard otworzył szeroko oczy, najwyraźniej zdziwiony moim wybuchem. Miałam to gdzieś. Cieszyłam się każdym nowym kawałkiem tej układanki, który udawało nam się znaleźć, ale prawda była taka, że coraz bardziej oddalaliśmy się od osoby Hiro. Jaki więc sens miało poszukiwanie Samanthy, podczas gdy Hiro znajdował się teraz w znacznie większym niebezpieczeństwie?
- Nie jestem specem od taktyki - odpowiedziałam po dłuższej chwili spędzonej w całkowitej ciszy. Sam podniosła na mnie swój wzrok, jakby obawiała się tego, co mam do powiedzenia. - Ale wiem, że jeżeli odnajdziecie Samanthę, a Hiro będzie przetrzymywany w innym miejscu, to Mayson nie pozwoli, żebyście go znaleźli.
Niemal usłyszałam, jak Sam przełyka głośno ślinę. Nie chciałam być samolubna - Samanthę też musieliśmy znaleźć i zapewnić jej bezpieczeństwo, ale prawda była taka, że wtedy przełamalibyśmy element zaskoczenia. A Mayson miał takie wtyki, że uciszyłby Hiro jak najszybciej, byleby sprawa z Jaimiem nie ujrzała światła dziennego. O ile Hiro jeszcze żyje...
Obróciłam się i odeszłam, wiedząc dobrze, że pozostawiam tę dwójkę z przeraźliwą prawdą. Gdy wyszłam na korytarz, moje zmęczone oczy ukryły się za ścianą łez. Byłam bliska popadnięcia w depresję, nic nie było mi w stanie pomóc. Czułam się jak w pułapce bez wyjścia. Tak, jakbyśmy tylko czekali, że następnym ciałem znalezionym przypadkowo na ulicy, będzie ciało Hiro.
- GoGo, proszę, zaczekaj - usłyszałam za sobą. Drgnęłam nieco zaskoczona, bo nie słyszałam kroków Sam. A może byłam zbyt otumaniona własnym smutkiem, by usłyszeć cokolwiek?
- Czego chcesz? - spytałam, ale mój głos w pewnym momencie się załamał. Sam patrzyła na mnie z taką troską, że nawet nie myślałam, że tak potrafi.
- Znajdziemy go, to tylko kwestia czasu. - powiedziała, próbując mnie przekonać. - Jeżeli się nie złamie, to nic mu nie grozi.
- Ale czy on o tym wie? - jęknęłam, unosząc ręce. Naprawdę jego życie miało zależeć od tego, czy powie tym bandziorom to, czego chcą? Nie chciałam nawet myśleć, w jaki sposób mogliby go zmusić do ujawnienia informacji...
- On wie o wszystkim - spojrzenie dziewczyny kazało mi jej posłuchać. Zastanawiałam się, dlaczego w ogóle stara się mnie wesprzeć. Nie przepadałyśmy ze sobą, nawet nie potrafiłyśmy się znieść, a w ciągu ostatnich kilku dni stałyśmy się sobie bliższe niż ja i Honey. A co najdziwniejsze, łączył nas Hiro. - Inaczej nie podrzuciłby mi nagrania... Inaczej nie zostawiłby was. Wiedział, że jest zagrożony.
Zagryzłam wargę, hamując nową falę łez. Miałam ich już dość.
- Dlaczego dał to nagranie tobie? - zapytałam tylko z nutą wyrzutu w głosie. Sam posmutniała nagle, jakby przypomniała sobie o czymś smutnym.
- Na początku... - zaczęła nieśmiało, spoglądając na mnie z poczuciem strachu. Skrzyżowała ręce na piersi, jakby stworzyła w ten sposób niewidzialną barierę oddzielającą mnie od niej. - Kiedy się spotkaliśmy, miałam nadzieję, że zmienił zdanie. Ale potem znalazłam to nagranie... i list. - wyglądała na zmieszaną. - On to robił dla ciebie, GoGo.
- Co? - spytałam, nie rozumiejąc kompletnie nic z tego jej bełkotu.
- Nie spotkał się z tobą, żeby cię chronić - powiedziała wolno Sam, przymykając przy tym oczy. - Teraz to wiem.
- I wybrał moment, gdy nie było mnie w San Fransokyo - dodałam, powoli wszystko rozumiejąc. Co dziwne, Sam mi w tym pomogła.
- Przepraszam cię, GoGo - powiedziała cicho Sam, patrząc w swoje otwarte dłonie, jakby miała na nich ślady jakiejś okropnej zbrodni. - To moja wina. Mogłam go powstrzymać.
- Nic nie mogłaś zrobić - odparłam, mówiąc całkiem szczerze. - Jeśli Hiro miał to w planie, to nie byłoby siły, która by go powstrzymała.
- Masz rację - skinęła Sam, patrząc mi w oczy. Chyba po raz pierwszy byłyśmy wobec siebie tak szczere.
*Hiro
Korzystałem z resztek mojej świadomości, starając się zachować w pełni zdrowy umysł, nawet jeżeli pogrążenie się w przytłaczającej mnie ciemności miałoby przynieść mi ulgę. Uniosłem się o kilka milimetrów z podłogi, starając się ignorować dotyk ciepłej cieczy pod moją twarzą.
Cholera, znów straciłem przytomność, pomyślałem, uświadamiając sobie bolesne fragmenty rozmów z Maysonem. Przychodził do mnie co kilka godzin, przepytując z tych kilku godzin między naszym spotkaniem wtedy w mieszkaniu, gdzie więzili Jaimiego i Samanthę oraz momentem, gdy złapali mnie jego ludzie. Zazwyczaj towarzyszyło mu trzech, dwaj znęcali się nade mną, gdy nie odpowiadałem, jeden stał przy drzwiach, by pewnie w razie potrzeby móc polecieć po resztę.
Bicie i okaleczanie zaczęło mi wchodzić już w nawyk. Początkowo jeszcze osłaniałem się przed ciosami, teraz starałem się nadstawiać głowę, by jak najszybciej stracić przytomność. Budziłem się ze związanymi rękami i znów miałem czas dla siebie, by odpocząć od ciągłego niepokoju.
Nie wiedziałem, jak długo jeszcze to zniosę, ale przeczuwałem, że Maysonowi prędzej znudzi się przepytywanie mnie. Minęło czterdzieści osiem godzin (o ile moje obliczenia były prawidłowe), a on nie dowiedział się ode mnie niczego poza tym, że nagranie jest w rękach dziewczyny o blond włosach. Równie dobrze mógłby pomyśleć o Honey, oprzytomniałem nagle ze strachem, ale jeżeli jeden z ludzi Maysona widział Sam, to na pewno nie pomyślałby, że mogłaby być nią Honey, choćby ze względu na różnicę wzrostu obu dziewczyn.
Znajdowałem się w pomieszczeniu z jedną mrużącą lampą, bez żadnych mebli czy dekoracji. Dokoła mnie błyszczała się stal, sięgająca do połowy ścian, o ile nie brudziły jej ślady mojej krwi. Próbowałem wymyślić, gdzie się znajduję, ale żadne miejsce nie przychodziło mi do głowy. Czułem się jak w więzieniu, choć dziwnym było, żeby ktoś taki jak ja mógł się w nim znaleźć.
Obróciłem się na plecy, ignorując potężną falę bólu i zaczepiłem związane nadgarstki o kolano w taki sposób, by utworzyć dźwignię. Usiadłem wolno, zagryzając zęby, by nie krzyknąć z bólu. Jeszcze jakaś godzina, myślałem, trzęsąc się na myśl o powrocie tamtych. Tak naprawdę stan mojego ciała i moje obrażenia były najmniej ważne. To moja psychika była najbardziej ranna. W nocy, gdy towarzyszyła mi cisza, miałem wrażenie, że słyszę głuche kroki, jak za każdym razem, gdy odwiedzał mnie Mayson ze swoimi przyjaciółmi. Czasem wyobrażałem sobie, że słyszę Yoko, wykrzykującą rozkazy na korytarzu, podczas gdy jej ludzie rozbiegają się w różne strony w poszukiwaniu mnie. Jeszcze indziej, patrząc na ścianę przede mną, wydawało mi się, że z granicy metalu spływa czarna ciecz, podobna do mojej krwi, tu, na posadzce. Te wizje były koszmarne. Nie chciałem jeść, bojąc się, że Mayson mógł dać mi jakieś narkotyki lub coś jeszcze gorszego, piłem równie mało. Głównie dzięki przychodzącemu dwa razy dziennie facetowi, który był odpowiedzialny za dokarmianie mnie, jeszcze nie zgubiłem rachuby w mierzeniu czasu. Od mojej klaustrofobicznej celi wychodziło dwoje drzwi - jedne ku wolności, bo to stamtąd zawsze przychodził Mayson, drugie prowadziły do ciasnej toalety. Dziwne, że zadbali tutaj o sprawy fizjologiczne, a nie dali mi choćby pryczy, na której mógłbym spędzić noc. Akurat jeśli chodziło o brak wyspania i bolące plecy, był to tylko czubek góry lodowej.
Podciągnąłem się z moimi związanymi nogami do miejsca, w którym zawsze siadałem, gdy pozostawałem sam. Oparłem się o chłodną stal i odetchnąłem głośno, niemal rozpaczliwie. Już niedługo, GoGo. Albo nie wytrzymam ja, albo wy mnie odnajdziecie. A byłem pewien, że jedna z tych opcji się przytrafi. To tylko kwestia czasu.
Zamknąłem oczy i wróciłem do moich jedynych zdrowych myśli, które przez ostatni czas ratowały mnie od szaleństwa. Przypomniałem sobie białą pianę na wybrzeżu przy Saint Palace, GoGo w swojej zwiewnej sukience, wyglądającą jak anioł wśród szumu gniewnych fal. Pamiętałem jej urzekający uśmiech, błysk w jej oczach i niedowierzanie malujące się na jej pięknej twarzy, gdy wyznałem, że ja kocham. Wytrzymasz to, Hiro, przysięgałem sobie. Dla niej.
Moje rozmyślania skończyły się, gdy usłyszałem znajome kroki na korytarzu za dużymi, stalowymi drzwiami. Zamknąłem drzwi, wsłuchując się w ich dźwięk. Nie bałem się. To, co miało nastąpić i tak nastąpi. Mogłem jedynie marzyć o tym, że znów zobaczę GoGo, że będę mógł ją objąć i spędzić z nią choćby jeden dodatkowy dzień mojego dość krótkiego życia, ale strach nie odmieniłby w żadnym stopniu mojej sytuacji.
Drzwi otworzyły się, a w progu stanął Mayson. Miał na sobie czarny garnitur, jakby przygotowywał się na czyjś pogrzeb, a przednią kieszeń wypełniał pistolet. Siedząc tutaj, sam, znalazłem sobie nowe hobby - próbowałem odnaleźć każdą broń, jaką mieli przy sobie moi oprawcy. Co prawda, nigdy jej przy mnie nie używali, bo wystarczały im gołe pięści, ale jej odszukanie zajmowało mój czas i nieco rozbiegane myśli.
- Witaj, Hamada - powiedział z niesmakiem mężczyzna, a zza jego pleców wyłoniło się dwóch rosłych goryli. Co, trzeci spękał? - pomyślałem sobie z kpiną. - Nieźle wyglądasz z tą pękniętą wargą.
- Wymyśliłbym jakąś ripostę, ale tak się składa, że mam lepsze zajęcia niż komplementowanie gościa, który doprowadził mnie do tego stanu - roześmiałem się radośnie. Albo byłem na skraju załamania nerwowego, albo rzeczywiście dodawali mi coś do tego ledwie zjadliwego posiłku.
Mayson spojrzał na mnie groźnie swoimi ciemnymi oczami, wyglądającymi jak dwa czarne węgielki. Dwaj goście ruszyli w moim kierunku gniewnie, jakby znieważeni moją uwagą, ale szef powstrzymał ich ruchem dłoni.
- Myślałem, że jesteś bardziej rozsądny, Hiro - powiedział głębokim głosem. Podziwiałem ruch kurzu, połyskującego pod lampą, starając się ignorować jego słowa. - Twoja matka nie byłaby zadowolona z tego, jak postępujesz.
Nie odzywałem się. Temat mojej matki zaczynał za każdym razem, gdy tu przychodził, jakby miał nadzieję, że w ten sposób zmusi mnie do gadania. Mylił się. Byłem silniejszy niż mu się wydawało. Nie wiem tylko, czy zniósłbym temat Tadashiego.
- Za to twój ojciec był całkiem inny - Mayson wyjął z kieszeni swoje kubańskie cygaro grubości jego pulchnego kciuka i zapalił je. - Zrobiłby dla tej kretynki wszystko, co chciałem, bylebym zostawił ją w spokoju.
Spojrzałem na niego z rosnącą nienawiścią. Mógł komentować wszystko, ale nie moją rodzinę.Tym bardziej, że jej większa część już nie żyła.
- Co takiego zrobił? - zapytałem, zaczynając powoli żałować, że przerwałem moją passę braku zainteresowania.
Mayson ożywił się, najwyraźniej zadowolony z takiego obrotu sprawy. Włożył rękę do kieszeni spodni i zaciągnął się swoim cygarem, jakby nigdzie mu się nie spieszyło.
- Wplątał się w jej sprawę, tak jak ty. - odpowiedział, jakby to była najprostsza odpowiedź na świecie. - Jestem prostym biznesmenem. Jeżeli ktoś pcha się z łapami w moje interesy, to nie zostaję mu obojętny.
- Co mu zrobiłeś? - nie mogłem powstrzymać mojej ciekawości. Nie myślałem, że mój ojciec miał coś wspólnego z Maysonem, skoro mężczyzna wspominał o nim po raz pierwszy. Jakby na to nie spojrzeć, moi rodzice zginęli razem, więc mój ojciec musiał być powiązany z matką.
Mayson wypuścił z ust obłoczek czarnego dymu i spojrzał na mnie swoim pustym spojrzeniem, w którym bez sensu było szukać jakiegokolwiek sumienia.
- Była mi winna dwieście tysięcy dolarów - powiedział obojętnie. Czułem, że cały drętwieję. Niby po co potrzebowała takiej sumy? - Nie spłacała długu, wymykała się moim ludziom za każdym razem, gdy ją ponaglali. Aż w końcu przyszedł czas na Keijiego. On nie wiedział, że jego żoneczka prowadzi takie życie, więc nieco się zdziwił, gdy znaleźli go moi ludzie. Dwa dni potem pojawiła się u mnie Sayuri, prosząc, żebym zostawił twojego ojca w spokoju.
Przerwał na moment, zaciągając się po raz drugi, a jego brzuch powiększył się jeszcze bardziej. W końcu wypuścił całość tytoniu ze swoich płuc i uśmiechnął się z zadowoleniem.
- To było niemożliwe, żeby to spłaciła. Bywały osoby, które pożyczyły ode mnie mniej, a i tak musiałem je sprzątnąć, bo czekałem zbyt długo. Zazwyczaj byli to drobni dilerzy i bankierzy. Twoja matka - wskazał na mnie z goryczą w głosie. - Była całkiem inną osobą. Dotychczas nie wiem, dlaczego potrzebowała tej sumy.
Zdziwiłem się. Sądziłem, że będzie to historia o hazardzie, uzależnieniu od narkotyków czy coś podobnego. Po co moja matka pożyczała tak niewiarygodną sumę pieniędzy od miejscowych bandziorów, skoro zdawała sobie sprawę, że tego nie spłaci?
Hiro, opanuj się, myślałem sobie. Skąd miałem mieć pewność, że Mayson mówił prawdę? Równie dobrze mógł wykorzystywać swoje sztuczki, by zmusić mnie do mówienia.
- Zabiłeś ją? - spytałem, czując suchość w ustach. Zastanawiałem się, czy zniosę tę prawdę. Byłem o krok od rozwiązania, prawie pewny swojej teorii. Nie wiem, dlaczego uwierzyłem, że Mayson się przyzna.
- Nie - pokręcił głową, uradowany. - Miałem taki zamiar, ale wtedy pojawił się twój ojciec. Istnieją gorsze rzeczy niż śmierć. - wzruszył obojętnie ramionami. - Na przykład śmierć kochanej osoby.
Przeniosłem swój ciężar na nogi i wstałem, podpierając się o ścianę. Czułem, że kręci mi się w głowie i że zaraz zwymiotuję od ilości uczuć, kłębiących się pod moją czaszką.
- Nie zrobiłeś tego... - zacząłem, a Mayson wpatrywał się we mnie z satysfakcją, patrząc jak cierpię. Pozostała dwójka miała stalowe twarze, niezdolne do żadnych emocji.
Mój oddech stał się tak płytki, że przypominał cichy świst. Mayson wciąż stał niewzruszony.
- Zabiłeś mojego ojca! - wrzasnąłem, a oczy zaszkliły mi się od łez. Po raz pierwszy zobaczyłem na twarzy tego człowieka uśmiech, a był to tak przeraźliwy widok, jak ujrzenie krwawego wschodu słońca.
Ludzie Maysona chwycili mnie pod ramiona i pociągnęli w stronę Carlosa, dopalającego swoje cygaro. Wokół panował dziwny zaduch od czarnego dymu. Przestawałem się dziwić, że w kącie znajdował się mały wylot do szybu wentylacyjnego, za którym znajdował się tnący powietrze wiatrak, skoro Mayson zazwyczaj coś palił, nawet w obecności swoich zakładników.
- A chcesz znać ciąg dalszy? - spytał Mayson z uśmiechem na twarzy, trzymając w dwóch dłoniach swoje dopalające się cygaro. - Gdy Sayuri przestała wrzeszczeć, moi ludzie wsadzili ją do samochodu z nakierowanym celem, jakim była krawędź mostu Red Gate. Ciało twojego ojca posadzili na miejscu kierowcy, tak żeby wyglądało to na wypadek.
- Kłamiesz! - wykrzyknąłem, wyrywając się dwóm gangsterom, byleby tylko dostać w swoje łapy tego potwora. Nie potrafiłem znieść jego wyrazu twarzy, tej satysfakcji z tego, że może się z kimś podzielić swoim sekretem. Uświadomiłem sobie w tej chwili jedno - jeżeli mi to mówił, to znaczyło, że nie brał pod uwagę opcji, że mógłbym wyjść na wolność. Musiał być pewien, że jego sekret pozostanie tu, w tym miejscu.
Zerknąłem mimowolnie na pistolet w jego kieszeni i zamarłem. Nie, to nie może się tak skończyć, pomyślałem, mając ochotę cofnąć się w czasie i zapobiec mojemu pechowi z promieniem.
- Nie, to nie może być prawda - jęknąłem pod nosem, starając się wyrwać, ale ci dwaj trzymali mnie mocno. W końcu jeden z nich znieruchomiał i sięgnął do kieszeni mojej zakrwawionej bluzy.
- Co to jest? - usłyszałem jego cichy głos, gdy wyciągnął z kieszeni mój antynadajnik.
Błagam, zniszczcie to, krzyczałem w myślach, jakbym miał prawo coś tu zmienić. Mayson chwycił małe urządzonko tak szybko, jakby miało dostać nóg i uciec, po czym rzucił je o podłogę i przydeptał mocno swoją czarną jak noc podeszwą. Zrobił tak trzykrotnie, upewniając się, że jest całkowicie rozwalony, po czym złapał mnie za ubrania i przyciągnął do siebie z furią wymalowaną na twarzy.
- Co to było? - warknął, patrząc na mnie jak rozjuszone zwierzę.
Uśmiechnąłem się szeroko, chichocząc pod nosem. Tak jest Baymax, znajdź mnie, błagałem. Mayson prawdopodobnie pomyślał, że z niego kpię, bo uderzył mnie w twarz niezbyt mocno i obrócił się w kierunku drzwi. Dwójka jego ludzi stała w miejscu, niezbyt pewna, co ma właściwie robić.
- Zostawcie go - mruknął Carlos Mayson, obracając się do nich szybko. - Zabieramy się stąd, jazda.
Jego ludzie puścili mnie, a raczej rzucili z powrotem na podłogę i popędzili za nim na korytarz, po czym zatrzasnęli skrzętnie drzwi. Musnąłem dłonią szczątki mojego urządzenia i zaśmiałem się jeszcze raz, jak jakiś psychol. Coś było ze mną nie tak, pomyślałem jednak. Po tym, co usłyszałem, śmiech musiał być ostatnią reakcję na prawdę o moich rodzicach, a jednak to robiłem - śmiałem się do rozpuku jak małe dziecko.
- Miłej ucieczki, Mayson - wyszeptałem, kładąc głowę na brudnej podłodze. - I tak cię znajdę...
9/12/2016
Zgoda rywalek
Cała się trzęsłam od przytłumionego płaczu. Nie wiedziałam, co mam robić i byłam w takim dołku, że tylko on potrafiłby mnie z niego wyciągnąć. A teraz nie było przy mnie nawet jego.
Czułam, że wraz ze łzami wychodzi ze mnie cała pustka, jaka siedziała w moim wnętrzu. Musiałam uzewnętrznić moje przerażenie, zagubienie i szok, a płacz był ich najprostszą formą. Powlokłam się do sofy i usiadłam na niej w ciemności, ukrywając twarz w dłoniach. Próbowałam wrócić do rozsądku, zacząć myśleć nad tym, co mogę zrobić, by ocalić Hiro, ale moja głowa przypominała istne tornado - nic nie trzymało się kupy i zmieniało położenie z każdym wietrznym prądem.
Wtem uchyliły się drzwi do naszego apartamentu i przez światło przenikające do wewnątrz zauważyłam sylwetkę Honey. Blondynka zaświeciła światła, oślepiając mnie tym na krótką chwilkę.
- Och, GoGo - jęknęła, zamykając za sobą drzwi, po czym podbiegła do mnie i objęła mnie mocno.
Poczułam ciepło, gdy Honey głaskała mnie po plecach, przytulając mnie jak rodzona siostra, choć tak naprawdę w tej chwili potrzebowałam bliskości kogo innego.
- Honey, co jeśli... - wyjąkałam, ocierając policzki z łez. - Jeśli ja go już nigdy... - nie potrafiło mi to przejść przez gardło. Nie, Hiro musi żyć, powtarzałam sobie. Nie chcę, by Bayu-Ville pozostało w mojej pamięci jako jedyne miejsce, w którym byliśmy sobie tak bliscy. To nie miało tak być.
Honey pogłaskała mnie po moich splątanych włosach z łagodnym uśmiechem.
- GoGo, on nie umarł - powiedziała, przekrzywiając moją twarz tak, by spojrzeć mi w oczy. - Walcz do końca. Wszyscy będziemy walczyć.
Przygryzłam wargę i znowu zaczęłam szlochać, jakby jej słowa do mnie nie docierały. Mój ojciec bał się Maysona. Chciał pomóc Keijiemu i jego żonie, ale trzymał się od tej sprawy daleko, byle nie narazić mnie i mamy. Nie sądziłam, by mężczyzna, którego bali się wszyscy, którzy słyszeli jego nazwisko, miał tyle skrupułów, by zachować przy życiu siedemnastolatka.
- Boję się, Honey - wyszeptałam, tak jakby wypowiedzenie tych słów głośno miało zabrzmieć jak przekleństwo.
- Kto by się nie bał, skarbie? - spytała Honey, patrząc mi w oczy. - Wierz mi, że każdy z nas czuje się, jakby stał na szubienicy.
Pokręciłam głowę.
- Honey, ty nie rozumiesz... Jeśli jemu coś się stanie. Cokolwiek. Ja... ja już nie zacznę od nowa - powiedziałam twardo, patrząc jej w oczy. Byłam na granicy załamania nerwowego. Honey wytrzeszczyła oczy i złapała mnie za rękę, przestraszona bardziej niż kiedykolwiek.
- Nawet nie mów takich rzeczy. - odparła, patrząc na mnie swoimi mądrymi, zielonymi oczyma.
- Wcale nie żartuję - dodałam, zmywając łzy z twarzy. Honey patrzyła na mnie, jakby usłyszała ode mnie, że zamierzam zabić Maysona i jego wspólników własnymi rękoma. Zresztą nie powiedziałam, że bym tego nie pragnęła, zwłaszcza teraz, gdy porwali mojego przyjaciela.
A ja mówiłam prawdę. Jeśli Hiro coś się stanie, ja odejdę również. I nie będzie mnie obchodziło, czy Honey będzie zdawała sobie z tego sprawę, czy też nie. Nie miałam już siły na to by szukać szczęścia ponownie - nie, skoro już je znalazłam. Ile czasu można grać w tę samą grę ze świadomością, że nasze starania są pozbawione sensu, bo i tak zawsze znajdzie się ktoś, kto odbierze nam to, co osiągnęliśmy?
Honey otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale zamknęła je w chwili, gdy usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Wiedziałam, że to z pewnością nie chłopcy, bo apartament należał do nich tak samo jak i do nas i wcale nie musieli pukać, żeby wejść do środka.
- Proszę - krzyknęła moja przyjaciółka, podczas gdy ja próbowałam przywrócić moje oczy do normalnego stanu.
Drzwi uchyliły się, a w progu stanęła Sam. Miałam ochotę spytać złośliwie: "A ty tu czego?", ale zwyczajnie zabrakło mi na to siły. Nie było sensu udawać, że jest się twardym, kiedy cały twój świat nagle rozsypał się w drobny mak.
- Mogę porozmawiać z GoGo? - zapytała dziewczyna, zerkając na mnie, jakbym miała wyskoczyć na nią z pazurami. Honey powlokła spojrzeniem od Sam do mnie, po czym odchrząknęła krótko i wstała z zamiarem opuszczenia lokum. Chciałam poprosić ją, by została, ale czułam, że Sam ma mi do powiedzenia coś więcej niż to, jak bardzo mnie nie znosi.
- Czego chcesz? - spytałam, wstając. Nie czułam się w jej towarzystwie na tyle komfortowo, by choćby usiąść - cała chodziłam od nadmiaru emocji.
Sam trzymała w dłoniach swój tablet, patrząc na mnie jak jagnię w oczy wilczycy. Jej jasne włosy spływały po gładkich ramionach ubranych w jedwabną koszulę.
- Nie przyszłam się tu kłócić, GoGo - zaczęła łagodnie, ale jej spojrzenie nie wskazywało na to, by zamierzała ze mną pertraktować. Zresztą i tak było mi już wszystko jedno. Sam usiadła elegancko na kanapie, muskając palcami ekran tabletu.
Obejrzałam się na panoramę za oknem, na liczne światła miasta i rzeki samochodów, które ciągnęły się nieustannie w kierunku centrum. Noc dopiero zapadła, zostawiając szarość mgły nad miastem, niczym cichą zapowiedź śnieżycy.
- Smutne, wydawało mi się, że nie potrafisz nic innego - warknęłam, a Sam zacisnęła usta w wąską linię.
- Ja tylko staram się pomóc Hiro... - zaczęła, a ja nie wytrzymałam.
- Doskonale wiem, jak ta pomoc się objawiała. - wysyczałam, stając nad nią. - Powiedz mi, ile dla niego zrobiłaś poza wplątywaniem się w jego życie i ciągłe komplikowanie naszej znajomości? Ile zrobiłaś poza dostarczeniem mu informacji o Maysonie?
Sam nagle rzuciła swój tablet na sofę i wstała, patrząc na mnie z wściekłością. Nie sądziłam, że grzeczna Sam potrafiła spoglądać na kogoś w taki sposób, w jaki teraz patrzyła na mnie. Była o pół głowy niższa ode mnie, nie mówiąc już o jej pożal się Boże figurze modelki, z którą połamałabym ją w ciągu kilku minut. Mimo to szanowałam ją za odwagę.
- Ty też dostarczyłaś mu informacje! Nie zwalaj winy na mnie. Obie w tym siedzimy.
- Tylko, że ja uświadomiłam go o tym, że nasi ojcowie byli kiedyś przyjaciółmi, przed wypadkiem jego rodziców, a nie podawałam mu dane z Agendy, na litość boską! - kłóciłam się. Jeszcze chwila, a wydrapię jej oczy, pomyślałam, wpatrując się w dziewczynę z pogardą. - To zasadnicza różnica!
- Nie ma żadnej różnicy! Ślad to ślad! - krzyczała dziewczyna podniesionym głosem. - Przyznaj, że wcale nie chodzi ci o to. Wkurzało cię to, że gdyby nie twoja osoba, Hiro i ja...
- No właśnie - mruknęłam, kładąc ręce na biodrach w zaczepnym geście. - Powiedz mi, co wtedy by się stało. - Sam na moment umilkła, patrząc na mnie z szokiem. - Myślisz, że wtedy bylibyście razem, tak? - spytałam ze wzgardą, a dziewczyna zbladła. Przez sekundę poczułam wyrzuty sumienia na widok jej zagubionej twarzy, za którą czaiła się porażka. - Skoro stałam ci na drodze, to dlaczego jeszcze tu jesteś?
Sam zagryzła zęby i rozejrzała się po pomieszczeniu, jakby szukała odpowiedzi na jasnych ścianach. Zauważyłam w jej oczach łzy i naprawdę poczułam odzew mojego sumienia, które jak dotąd sprawiło sobie cichutką drzemkę.
- Jestem tu, bo chcę mu pomóc - wycedziła, choć w jej głosie nie było ani cienia złości. Czułam, że jeżeli dodam choć słowo do poprzedniego tematu, to dziewczyna ucieknie z płaczem. Nagle wrócił mój rozsądek, uświadamiając mi, że mój przyjaciel znajdował się w ogromnych tarapatach, a ja wolałam się kłócić z dziewczyną, która próbowała mi go odebrać. Najwidoczniej bez skutku. - Pomyślałam, że ty chcesz tego samego, ale najwyraźniej się myliłam.
Sam schyliła się po swój tablet i ruszyła w kierunku wyjścia, ale nie przeszła nawet połowy kroku, bo złapałam ją za ramię, przytrzymując w miejscu. Dziewczyna spojrzała na mnie takim wzrokiem, jakbym właśnie uderzyła ją w twarz.
- Przepraszam cię, Sam - powiedziałam, patrząc jej w oczy. Zawsze mówiłam to, o czym myślałam, więc przepraszanie nie było mi obce. Zdawałam sobie sprawę z tego, że przegięłam i że kłótnia z dziewczyną, która miała wtyki w całej Agendzie, nie miała najmniejszego sensu. - Po prostu... nie wiem, co mam robić.
Dziewczyna przystanęła i obróciła się w moją stronę, jak robot zaprojektowany po to, by gasić swoim spojrzeniem. Zastanawiałam się, czy Hiro kiedykolwiek poznał jej drugą naturę, tą znacznie mniej łagodną. Patrzyłyśmy na siebie dłuższą chwilę, jakbyśmy badały, która z nas łże. W końcu Sam odetchnęła i uruchomiła swój tablet.
- Mayson prawdopodobnie nie skrzywdzi go, dopóki wie, że kamerka mogła trafić w niepowołane ręce. Jeżeli Hiro wyjawi, że nagranie znajduje się w Agendzie, Mayson z pewnością się go pozbędzie i ucieknie z kraju jak najszybciej, byleby nie zostać złapanym przez naszą instytucję - powiedziała z fachową duma, jakby nie mówiła o naszym Hiro.
- Skąd ta pewność? - spytałam z powątpieniem.
Sam spojrzała na mnie, jakbym pytała ją, ile to dwa plus dwa. Domyślałam się, że od dawna nie była już żółtodziobem w swoim zawodzie.
- Pracujemy z przestępcami, GoGo - odparła. - Po kilkudziesięciu takich samych przypadkach naprawdę można domyślić się tego, jak działają umysły gangsterów.
Przełknęłam głośno ślinę. Jeżeli Sam miała rację, to Hiro będzie musiał dołożyć wszelkich sił, by zachować tajemnicę przekazania nagrania do Agendy.
- A co, jeżeli się dowiedzą, że Hiro jest agentem Agendy? - spytałam hipotetycznie. Sam skrzywiła się na samą myśl, dlatego uznałam, że wystarczy mi to zamiast odpowiedzi. - Więc jaki masz pomysł? - zadałam następne pytanie.
Obie stałyśmy pośrodku cichego salonu oświetlonego przez jasne lampy pod sufitem. Pora była dość uzasadniona na plany odbicia naszego przyjaciela. Sam postukała trochę w swoim tablecie, jakby satysfakcjonowało ją to, że czekam.
- Nie możemy go namierzyć, jeśli o to ci chodzi - zaczęła, naciskając w skupieniu klawisze pojawiające się na ekranie.
- Jak to?
Sam podniosła głowę znad swojego urządzenia i spojrzała na mnie ze zmęczeniem. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na cienie pod jej oczami. Przeczuwałam, że nie tylko ja miałam ciężki czas, o ile jej uczucia wobec Hiro były szczere.
- Hiro skonstruował urządzenie, które działało jak nadajnik, tyle że miało odwrotną funkcję - zamazywało dane na wszystkich GPS-ach, przez co namierzenie go stało się niemożliwe. Musiał się nieźle namęczyć, skoro nasi hakerzy nie dali rady temu ustrojstwu. Odkryliśmy to wtedy, w centrum, gdy walczyliście z tym robotem, a Yoko w końcu udało się przełamać to ustrojstwo na tyle, by móc się z nim komunikować. Dalej jednak nie wiedzieliśmy o jego istnieniu do czasu, gdy Baymax wyznał nam, że rzeczywiście, Hiro stworzył ten antynadajnik, żeby robot nie mógł go kontrolować.
To składało się w całość, pomyślałam, gdy przypomniałam sobie, że Hiro kilka razy narzekał na to, że Baymax zna każdy jego ruch i że nie może wyjść z domu, by robot go nie odnalazł - w końcu miał wyniki wszystkich jego badań, a takie dane ciężko pomylić z jakąkolwiek inną osobą.
Sam dalej klikała na ekranie, pozostawiając mi chwilę na to, bym pogodziła się z tą sytuacją. Odnalezienie Hiro stawało się zadaniem niemal niemożliwym. Westchnęłam głośno, starając się uspokoić skołatane nerwy.
- A masz może chociaż Maysona na tym swoim ekranie? - spytałam, wskazując przedmiot ruchem głowy.
Sam zerknęła na mnie i obróciła go w dłoniach tak, żebym mogła zobaczyć, co dokładnie wybadała. Widziałam mapę, przypominającą schemat GPS, w którym świeciły się jaskrawo cztery odmienne punkty - każdy w innej dzielnicy miasta.
- To wszystkie możliwe miejsca? - zapytałam, a Sam pokręciła głową i powiększyła mapę tak, że zobaczyłam około dwunastu czerwonych punktów zaznaczonych w granicach naszego miasta.
Zakryłam usta dłonią, starając się uspokoić oddech. Po prostu świetnie, Hiro nam tego nie ułatwił, a Mayson może się znajdować dosłownie wszędzie? Chyba gorzej już być nie mogło.
- Nie jest tak źle - powiedziała z cieniem entuzjazmu Sam, znów przybliżając mapę. - Te cztery punkty, które widzisz, to miejsca, w których ostatnio widziano Maysona, bądź bliskich mu współpracowników, a to oznacza, że nie zdążył opuścić miasta. Musiał się zaszyć gdzieś na przedmieściach.
- Skąd masz te dane? - zapytałam ze zdziwieniem. Musiałam przyznać, że Sam była naprawdę dobra w swoim zawodzie.
- Agenda ma do dyspozycji około stu dwudziestu wykwalifikowanych agentów, łącznie z waszą szóstką. - odparła ze spokojem. - Gdy dowiedzieliśmy się o porwaniu Hiro, około trzydziestu z nich zgłosiło się na ochotników, by śledzić ludzi Maysona. Musicie się cieszyć dobrą opinią - mruknęła na koniec, spoglądając na mnie spod linii ciemnych rzęs.
Wreszcie jakaś dobra wiadomość, pomyślałam z przejęciem.
- Czyli mamy jakiś punkt zaczepienia? - spytałam. Sam kiwnęła głową i zerknęła na drzwi niepewnie.
- GoGo, lepiej byłoby gdybyśmy przeniosły się do mojego gabinetu - zaproponowała. - Tam mam cały sprzęt. Nie skazuj mnie na pracę na tym zawieszającym się tablecie - jęknęła, a ja pokiwałam głową bez cienia sprzeciwu.
Widzisz Hiro, pomyślałam z ironią, skoro rozejm z Sam to nie jest poświęcenie, to ja już sama nie wiem, co nim jest.
Zamknęłam za sobą drzwi, a Sam zasiadła w swoim fotelu, podsuwając wysoki taboret z białej skóry. Usiadłam na nim bez słowa i zerknęłam na ekran przypominający bardziej telewizor niż monitor od komputera.
Sam szybko podpięła swój tablet do ekranu i po sekundzie miałyśmy pełen wgląd na mapę. Zauważyłam, że dziewczyna była w swoim żywiole. Może myliłam się co do niej w kilku sprawach, pomyślałam, przypominając sobie, jak oskarżałam ją o to, że wykorzystała nasza misję na Isla Menor, by awansować. Najprawdopodobniej zasługiwała na tę posadę.
- Dobra, mamy wgląd - mruknęła pod nosem Sam, zamrugawszy szybko. - Musisz wiedzieć, że zbadanie tych miejsc nie jest wcale proste. - pouczyła mnie. - Mayson może się domyślić, że Agenda się nim zainteresowała i łatwo to połączy z sytuacją Hiro.
Po raz kolejny dzisiejszego dnia, czułam jak moje włosy stają dęba. Jeśli to się skończy i Hiro będzie bezpieczny, to odetchnę pełną piersią, obiecałam sobie w duchu.
- Więc co możemy zrobić? - spytałam, gdy nagle wpadło mi coś do głowy. - Ludzie Maysona znają agentów Agendy, prawda? To dlatego boicie się ich wysłać bezpośrednio w te cztery lokacje?
Sam zerknęła na mnie, jakby oczekiwała, że wyskoczę z jakimś szalonym pomysłem. Istotnie była bardzo blisko prawdy.
- Nie znają naszej... piątki - powiedziałam, w ostatniej chwili, przypominając sobie, że bez Hiro nie jesteśmy już szóstką. Nie stanowimy już żadnej całości. - Wyślijcie tam mnie.
Sam pokręciła głową stanowczo.
- Nie, Yoko nigdy się na to nie zgodzi. Wystarczy jej, że Hiro jest w niebezpieczeństwie. - powiedziała pewnie.
Położyłam dłoń na jej ramieniu.
- Sam, proszę - jęknęłam, patrząc na nią ze skruszoną miną. - Muszę coś zrobić, bo zwariuję z tej bezczynności...
- GoGo, - kręciła głową z namysłem, choć widziałam po jej spojrzeniu, że się zastanawia. - Ja również jestem przeciwna. Nie możesz się bezpodstawnie narażać, nawet jeśli chodzi o niego.
Westchnęłam i usiadłam prosto, zrezygnowana. Nie miałam już pomysłów na to, jak pomóc Hiro. Nie chciałam siedzieć bezczynnie i czekać, aż Mayson znudzi się jego osobą i sam podrzuci go pod Agendę. Na to bym nie liczyła. Poza tym musiał być jakiś punkt zaczepienia oprócz kilku przypuszczeń, pomyślałam.
- Sam... - zaczęłam, przypominając sobie o nagraniu. - Badałaś, kim jest ta kobieta z nagrania? - zapytałam, a dziewczyna mechanicznie pokręciła głową.
- Yoko zleciła to Richardowi z grupy zwiadowczej - odpowiedziała, zmieniając obraz na listę cyfr, które rysowały się wiersz po wierszu. - Ma zbadać zarówno tą Samanthę jak i Jaimiego.
- Niech sprawdzi Adama - zwróciłam się do niej. Sam zmarszczyła brwi i spojrzała na mnie tym samym wzrokiem, jakby myślała, że nie mam bladego pojęcia o strategii. Cóż, może i nie byłam pracownicą Agendy, nie siedziałam w dokumentach i nie raportowałam każdej misji, ale kierowałam się logiką, a to wystarczało, by móc wpaść na jakiś dobry pomysł.
- Niby po co? - spytała Sam, a jej dłonie zdrętwiały nad klawiaturą na moment.
Oparłam się o blat jej biurka, patrząc na nią z przekonaniem.
- Czy to nie proste? - zapytałam z tonem, którym ona poprzednio mieszała moje pomysły z błotem. - Jeśli Agenda odnajdzie Adama, może go użyć jako przynęty, by wywabić Maysona z kryjówki w zamian za obietnicę ochrony. Wtedy łatwiej będzie nam znaleźć Hiro, a przynajmniej będziemy mieli pewność, że on i Mayson będą rozdzieleni.
Sam przez chwilę patrzyła na mnie, jak na białą zjawę, która zawitała o tej porze w Agendzie. Zamrugała wolno, spoglądając w bok, jakby łączyła w głowie wątki na temat mojego pomysłu - pewnie zastanawiała się nad sensem tych operacji.
- To jest genialne, GoGo - powiedziała w końcu z uznaniem. - Na pewno nie powinnaś pracować w dziale strategii?
- Wolę ryzyko - mruknęłam, wstając z taboretu. - Nie wiesz, w której części Agendy może znajdować się ten Richard? - spytałam, odchodząc.
- Dolny sektor, poziom A, pokój 14 - odpowiedziała Sam, poprawiając swoje długie włosy.
Skinęłam głową i ruszyłam w kierunku drzwi, mając zamiar odnaleźć tego speca od szukania jednostek i wypytać go o wyniki jego poszukiwań.
- GoGo... - zawołała za mną Sam, kiedy moja dłoń dotknęła klamki. Obróciłam się i spojrzałam na dziewczynę, oczekując jeszcze jakiś innych informacji.
- Hmm?
Sam zawahała się, po czym powiedziała cicho:
- Dzięki.
- Za co? - spytałam ze zdziwieniem. Nie sądziłam, że kiedykolwiek usłyszę to słowo z jej ust, wypowiedziane bezpośrednio do mnie.
- Za to, że chcesz ze mną współpracować. - odpowiedziała szczerze Sam. Nie miała w głosie żadnej kpiny, czy ironii, wręcz przeciwnie - patrzyła mi w oczy, gdy to mówiła. Pokręciłam głową i nacisnęłam klamkę.
- Nie ma za co - mruknęłam, nie wiedząc, co mam odpowiedzieć i wyszłam na korytarz. Zaczęłam się zastanawiać, czy gdyby nie dzielący nas Hiro, byłybyśmy w stanie się polubić.
Może.
Znalazłam Richarda bez problemu, choć zaczynałam nabierać przypuszczeń, czy Sam nie podała mi złego miejsca. Z drugiej jednak strony to działanie nie miałoby sensu, bo jedynie spowolniłoby naszą akcję poszukiwawczą. A nam obu bardzo zależało, by się powiodła.
Richard był patyczkowatym chłopakiem kilka lat starszym ode mnie o krótkich, ciemnych włosach i okularach, za którymi kryło się zawstydzone spojrzenie. Widziałam wielu chłopców tego typu w moim liceum i zazwyczaj kończyli oni na informatyce, ci bardziej zdolni zdobywali posady w jakiś większych firmach, a ten najwyraźniej miał to szczęście w nieszczęściu, że natrafił na Agendę. Nic dziwnego, że wyglądał na bardzo skupionego, gdy siedział przy swoim biurku.
- Cześć... - zawahałam się, unosząc dłoń. - Richard?
Chłopak spojrzał za siebie na drzwi, w których stałam i uśmiechnął się nieśmiało.
- GoGo Tomago? - spytał cicho. - Nie myślałem, że cię kiedyś tu zobaczę.
- Znasz mnie? - zdziwiłam się, wchodząc do środka.
- Pewnie - odparł. - Kojarzyłem cię wcześniej z liceum, ale tutaj każdy cię zna. W końcu jesteś w Wielkiej Szóstce.
Przytaknęłam grzecznie, rozglądając się po pomieszczeniu. W przeciwieństwie do schludnego biura Sam wyglądało ono, jakby Richard został tu przeniesiony na szybko. W kącie stały trzy kartony z rzeczami, a pod biurkiem walały się rzesze kabli i innych narzędzi.
- Słyszałam, że szukasz informacji na temat Samanthy i Jaimiego z tego nagrania, które zostawił Hiro. - twarz Richarda zmarkotniała.
- Nie idzie mi za dobrze - przyznał. - Mam tylko imiona i niewyraźne profile ich twarzy. Może to zająć całą wieczność, zanim przeszukam wszystkich mieszkańców San Fransokyo.
- Powiązanie tej dwójki może nieco zmniejszyć okrąg naszych poszukiwań - powiedziałam, patrząc na chłopaka z nadzieją. - Byli rodzeństwem - przypomniałam.
Richard pokręcił głową.
- To nie jest takie proste. Musiałbym stworzyć specjalny program do wyszukiwania ludzi po ich genealogii, a do tego potrzebowałbym sporo czasu. Nie sądzę, byście go mieli - zauważył, patrząc na mnie niemal ze strachem. Nie, z podziwem, uświadomiłam sobie. Najwyraźniej nasza pozycja w Agendzie musiała być tak mocna, że ludzie traktowali nas tutaj jak gwiazdy filmowe. No, Freddiemu na pewno by się to spodobało.
- Jest też inna możliwość - dodał po chwili namysłu Richard. - Mógłbym spróbować namierzyć nazwisko Jaimiego po akcie zgonu, ale do tego potrzebne jest odnalezienie jego zwłok i wkład policji. Nie wiemy, gdzie Hiro Hamada nagrał ten film, dlatego nie wiemy, gdzie tych zwłok szukać. Może znajdą je dziś, może jutro, a może nikt go nigdy nie znajdzie - zauważył. Skrzywiłam się. Było gorzej niż źle. Tyle możliwości, a wszystkie zamknięte. Coś tu nie grało. Nie ma zbrodni idealnej, pomyślałam sobie.
- Musi być jeszcze jakaś inna opcja - powiedziałam pod nosem, patrząc w bok. Richard westchnął.
- Próbowałem też namierzyć telefon Hiro, ale straciłem zasięg. - powiedział chłopak, jakby czytał mi w myślach. - Prawdopodobnie ktoś go rozwalił.
- Nawet nie myślałam, że to mogłoby być takie łatwe - przyznałam, uśmiechając się smutno.
Richard zauważył moją minę i wstał od biurka.
- Hej, - zaczął nieśmiało, stając przede mną. - Nie martw się. Dołożę wszelkich starań, by znaleźć jakiekolwiek informacje. Oprócz mnie, czterech informatyków szuka informacji o Carlosie Maysonie. Możliwe, że jest coś, co Sam pominęła, a co może nam się przydać.
- Jak na razie nie mamy nic - powiedziałam szczerze, uśmiechając się do niego z nutą wdzięczności, choć prawdopodobnie w moim wykonaniu wyszedł z tego jedynie grymas. - Proszę cię, daj mi znać, jeśli coś znajdziesz.
Richard przytaknął głową.
- Dowiesz się pierwsza - obiecał. - No dobrze, może druga. Pani Yoko urwałaby mi głowę, w końcu jestem w pracy.
Uśmiechnęłam się tym samym, smutnym uśmiechem. Jeżeli Hiro się nie odnajdzie to chyba już nigdy nie uśmiechnę się szczerze.
- Dzięki - odparłam i wyszłam znów na korytarz. Musiałam przypominać ćmę lecącą do światła, gdy tak wędrowałam między poszczególnymi gabinetami w poszukiwaniu informacji o Hiro. Jak dotąd niczego się nie dowiedziałam, pomyślałam, czując bezsensowność całych naszych poszukiwań. Jak można znaleźć kogoś, kto dla bezpieczeństwa innych zaszył się pod ziemię?
Pomyślałam zaraz o kartce paragonu, który podała mi Sam w gabinecie Yoko. "Przekaż GoGo, że nie złamałem mojej obietnicy." Zagryzłam wargę, czując napływające do oczu łzy. Mógłbyś ją złamać, do cholery, bylebyś teraz był tutaj ze mną, bezpieczny, myślałam. Czułam się zagubiona. Zrobiłam już chyba wszystko, szukałam możliwości we wszystkich miejscach. Jedyne, co jeszcze mogłam zrobić, to wziąć latarkę i przeszukiwać teraz każdy zakamarek miasta w poszukiwaniu młodego chłopaka i zbrodniarza, który poprzedniej nocy rozkazał zabić przywiązanego do krzesła mężczyznę.
Siedziałam na kanapie w naszym apartamencie, chowając głowę między rozłożone nogi. Zaczynałam odczuwać lekkie zawroty głowy przez ten cały stres. Wyobrażałam sobie Hiro na miejscu tego Jaimiego, przywiązanego do krzesła i czekającego na ostateczny wyrok. Co, jeśli już teraz jego serce stawało w biciu, a ja siedziałam tutaj, bezpieczna, wśród przyjaciół. Nie mogłam znieść tych myśli, a od czasu, gdy dowiedziałam się o jego porwaniu, towarzyszyły mi ciągle.
- GoGo, śpisz? - spytała mnie łagodnie siedząca obok mnie Honey, ponieważ nie ruszałam się z miejsca dłuższą chwilę. Wyprostowałam się i spojrzałam na nią pusto.
- Nie - odpowiedziałam krótko.
Nade mną świeciła tylko jedna lampa, ustawiona w tryb nocny. Moi przyjaciele robili wszystko, co tylko mogli, by pomóc mi zasnąć, ale nie było to takie proste, jeśli za każdym razem, gdy zamykałam oczy widziałam uśmiechniętą twarz Hiro. Te ciemne oczy doprowadzą mnie na skraj szaleństwa, pomyślałam, wybudzając się z muśniętej przez mój umysł drzemki.
- Powinnaś się zdrzemnąć, GoGo - usłyszałam głos Wasabiego za moimi plecami. Nawet się nie odwróciłam, wiedząc dobrze, że jego twarz ma teraz troskliwy wyraz.
- Wy się zdrzemnijcie - odparłam krótko. - Wam też przyda się sen.
- GoGo, skarbie - Honey głaskała mnie po włosach, zakładając mi je za ucho. Nie reagowałam, patrząc przed siebie pustym wzrokiem. - Co jeśli okaże się, że coś znaleźli i Yoko wezwie nas do misji, a ty będziesz tak zmęczona, że nie będziesz mogła z nami jechać? Odpocznij.
Pokręciłam przecząco głową.
- Yoko nas nie wyśle. - powiedziałam, przypominając sobie liścik Hiro. - Wystarczająco już panikuje, że Hiro zaginął. Nie chce stracić i nas.
- I tak jesteśmy już w okrojonym składzie - zauważył Wasabi, przechodząc po salonie, by stanąć naprzeciw mnie i Honey. - Bez Hiro nie będzie sensu dalej wchodzić w układy z Agendą. Nic nie będzie miało sensu. Równie dobrze możemy już rezygnować.
- Wasabi! - krzyknęła Honey, patrząc na niego surowo. - Hiro się znajdzie i przestać nawet tak mówić! Gdyby chcieli zrobić mu krzywdę, zrobiliby to dawno. Jeżeli Hiro im się wymknął po tym nagraniu, bo potem widział się z Sam, to może dalej się wymyka, a my nie mamy o tym pojęcia i myślimy, że zaginął. Może nic mu nie jest, a my wymyślamy najgorsze scenariusze...
- Agenda jest pewna, że został porwany - przypomniałam jej.
- A niby skąd ma tą pewność? - kłóciła się Honey. Wasabi nie wyglądał na przekonanego.
Nagle drzwi otworzyły się bez pukania, a do środka wbiegła Sam. Wyglądała na bardzo zmęczoną, ale na jej twarzy malowała się ekscytacja. Dziwnie było zobaczyć taką mieszankę.
- Wybaczcie, że nie pukałam, ale przybiegłam tu najszybciej, jak mogłam - zawołała, przechodząc od razu do mnie. Nie pytając o pozwolenie, usiadła obok mnie i pokazała mi swój tablet. - Przed chwilą człowiek Richarda coś znalazł. To jest film z kamery ze sklepu z odzieżą na podniszczonej dzielnicy San-Vei nad rzeką.
Nie mówiąc już nic więcej, pokazała mi film. Honey nachyliła się zza mojego ramienia, a Wasabi stanął za moimi plecami, by też zobaczyć to, co odkryła Sam.
Był to krótki wycinek drogi i zaułku leżącego przy rzece, bez żadnych zapór i zabezpieczeń, tak że pojazd, który wpadłby w poślizg, mógłby od razu wylądować w czarnej toni rzeki. Przez chwilę czarno-biały ekranik drżał, jakby kręcenie przerywał mu delikatny wietrzyk, po czym pojawiła się na nim czyjaś sylwetka w kapturze, pędząca w stronę rzeki. Bez najmniejszego problemu poznałam, kto to taki.
- Hiro! - wykrzyknęła Honey.
Postać nie wahała się ani chwilę, jakby miała dokładny plan działania i musiała go tylko wykonać. Hiro wyciągnął coś z kieszeni i zatrzymał się tylko na moment tuż przy krawędzi rzeki, by wyrzucić to coś w ciemną otchłań. Nie stał długo w miejscu, bo obrócił się nagle za siebie, jakby widział już tych, którzy go ścigali i ruszył w lewo prostą drogą, znikając z rzutu kamery.
- To na pewno on? - spytała podejrzliwie Sam, patrząc na nas, jakbyśmy nie potrafili poznać naszego przyjaciela.
- Tak - odpowiedziałam bez cienia wątpliwości. - To na pewno on.
- Ma nawet tą samą kurtkę, w której zawsze chodził - zauważyła Honey, wskazując na zakończony fragment z kamerki, jakby Hiro stał tam nadal. Skinęłam głową, przytakując słowom mojej przyjaciółki.
Sam również kiwnęła, biorąc do ręki swój tablet.
- Wiecie, musiałam się upewnić - usprawiedliwiła się.
- Jaki jest czas tego nagrania? - spytałam, rzeczywiście zauważając, że na ekranie nie pojawiła się domyślnie wprowadzona data.
- Piąta szesnaście - odparła Sam. - Rano. Kamera uchwyciła to wczoraj.
- Tuż po waszym spotkaniu - zauważyłam, wiedząc dobrze, że Hiro spotkał się z Sam koło północy. Dziewczyna przytaknęła. - Czyli, że wiemy na razie tyle, że jakieś dwadzieścia cztery godziny temu Hiro uciekał przed ludźmi Maysona. - westchnęłam, czując brak tlenu w moim wycieńczonym emocjonalnie organizmie.
Sam zerknęła na mnie z rezerwą, jakby chciała coś dodać, ale, patrząc na mój stan, zrezygnowała z tego pomysłu.
- Co Hiro wrzucił wtedy do wody? - zapytał zza moich pleców Wasabi. Zauważyłam, że wciąż jest zaskoczony tym, co zobaczył na nagraniu. Najwyraźniej świadomość zaginięcia naszego przyjaciela dopiero teraz odcisnęła się w naszym umyśle, pokrzepianym nieco przez mozolne próby Honey.
- Prawdopodobnie był to telefon - odparła Sam z pewnością w głosie. - To dlatego Richard nie mógł go przez niego namierzyć.
- Po co to robił? - zapytała Honey, nie rozumiejąc tego wszystkiego. - Tylko utrudnił nam swoje znalezienie.
Sam otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale zrobiłam to za nią.
- Bo w telefonie miał numery do nas, do Agendy, do swojej cioci. Gdyby Mayson znalazł jego telefon, miałby łatwy dostęp do wszystkich osób, które znały Hiro.
Honey skinęła głową dość niechętnie.
- Jest w tym jakaś logika - przyznała.
- Masz coś jeszcze? - spytałam Sam. Dziewczyna posmutniała.
- To wszystko, na co wpadliśmy, ale Richard dalej szuka Samanthy i Jaimiego. Możliwe, że wpadnie na jakiś trop. - powiedziała, ale ja czułam, że to i tak bezcelowe. Skoro nie znalazł nic do tej pory, to niby dlaczego miałoby się to zmienić? - Yoko każe mi iść się przespać.
- Mam nadzieję, że w Agendzie - powiedział Wasabi, patrząc na nią ostrożnie. - Nie chcemy, żebyś wpadła przypadkiem na ludzi Maysona.
Sam uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Nie martw się, Yoko nie wypuści mnie nawet na metr od Agendy - odparła, po czym spojrzała na mnie dość krzepiąco. - Ty też powinnaś się zdrzemnąć, GoGo. Wyglądasz na zmęczoną.
Westchnęłam na głos. Musiałam wyglądać jak chodzący zombie, skoro każdy mi to mówił.
- Próbowałam, ale chyba lepszym pomysłem będzie czekanie, aż Richard coś znajdzie - powiedziałam. Sam zawahała się, po czym podeszła do mnie i położyła dłoń na moim ramieniu w geście wsparcia. Czułam, że Honey i Wasabi muszą być w szoku, widząc, że nie skaczemy sobie do gardeł.
- Znajdziemy go - powiedziała na odchodnym dziewczyna i ruszyła w kierunku korytarza.
Gdy zniknęła z apartamentu, Wasabi odsapnął.
- A jednak cuda się zdarzają - mruknął i poszedł w kierunku sypialni, w której już od godziny chrapał Fred. Doskonale wiedziałam, że są tam jeszcze trzy wolne łózka. Jedno na bank zostanie puste.
Westchnęłam głośno. Honey złapała mnie za rękę, chcąc dodać otuchy.
- Nie zamartwiaj się, bo wątpię, żeby twoja skóra mogła być jeszcze bledsza - powiedziała, spoglądając na mnie spokojnie.
- Aż tak źle wyglądam? - zapytałam wprost.
- Gdyby potrzebowali statystów do filmów o upiorach, to moglibyśmy cię zgłosić - odpowiedziała z cieniem uśmiechu.
Wzruszyłam ramionami. I tak było mi wszystko jedno.
- GoGo, to jest ta chwila, w której powinnaś uprzejmie zaśmiać się z mojego żartu - zauważyła, posyłając mi sójkę. - No dawaj. Przestań być taka smutna.
- Wybacz, Honey - mruknęłam, patrząc przed siebie. Czułam na sobie zaniepokojony wzrok mojej przyjaciółki.
- Boże, ty naprawdę musisz go mocno kochać - wyszeptała, a ja zerknęłam na nią z zagubieniem. Miała wysokiego koczka, z którego wylewały się jej jasne włosy i wybraną na szybko bluzkę z falbankami wokół dekoltu.
Nagle poczułam zimno na całym ciele, przez które zaczęłam nerwowo trzeć ramiona.
- Wiesz co sobie obiecaliśmy przed naszym wyjazdem do Tokyo? - zapytałam, a w oczach Honey pojawiło się zainteresowanie. - Hiro kazał mi obiecać, że za każdym razem, gdy będę miała koszmary i obudzę się z płaczem, mam do niego zadzwonić. - uśmiechnęłam się ledwie zauważalnie. - Chyba tylko on potrafi mieć humor o tak późnej porze.
- Dlatego się nie kładziesz? - zapytała mnie sennie. - Boisz się, że nie będziesz miała jak dotrzymać tej obietnicy, kiedy zaczniesz mieć złe sny?
Spojrzałam na nią ze łzami w oczach.
- Jeżeli coś mu się stanie, to i tak te obietnice będą nic nie warte - odpowiedziałam.
Przez twarz Honey przeszła zauważalna troska i przyjaciółka chwyciła mnie mocno w ramiona, za nim na dobre zdążyłam się rozpłakać. Jej obecność wcale nie pomagała na poczucie pustki, które czułam w sercu. To tak, jakby ktoś wbił mi w serce nóż, a teraz za każdym razem, gdy myślałam o Hiro, ten nóż przemieszczał się, raniąc mnie bardziej. Problem w tym, ze nie było minuty, w której nie myślałabym o moim przyjacielu.
- A co on ci obiecał? - zapytała nagle Honey, patrząc mi w oczy.
- Że mnie nie okłamie - powiedziałam, ocierając łzy.
Honey sprawiała wrażenie, jakby wszystko zrozumiała.
- To stąd ten list - westchnęła. - Sama widzisz, że cię nie okłamał.
- Ale ukrył przede mną to, że zamierzał śledzić Maysona, gdy ja bawiłam się z tobą w Tokyo - burknęłam, niezadowolona. - Zastanawia mnie tylko to, dlaczego nie chciał, bym o tym wiedziała.
- Bo byś mu przeszkodziła - podsunęła moja przyjaciółka.
- Pewnie tak - przyznałam ze szczerością. - Ale to i tak nie poprawia mi humoru.
https://www.youtube.com/watch?v=8wxOVn99FTE
Taka mała nowość ^ pod postem będę umieszczała piosenki, które kojarzą mi się z rozdziałem albo pojedynczą sceną ;)) jeśli chcecie, możecie z tego skorzystać. Czekam tylko na opinię, czy pasuje wam że link jest na dole, czy wolicie przed postem? Jestem otwarta na propozycje :))
I jeszcze proszę o jedną opinię - dotyczącą wyglądu bloga, co już pewnie zauważyliście :D mogę Wam się pochwalić że tak, nagłówek robiłam ja sama :33 korzystałam z poradników na yt i jak na pierwszy raz to jestem raczej zadowolona :33 i dzięki za koma toudi na ten temat ;) oczywiście, nie zostanie to tak na zawsze, jeśli po pewnym czasie mi się znudzi to to zmienię :D albo znudzi się Wam, na te opinie także czekam ;))
~Just Dreamie
Czułam, że wraz ze łzami wychodzi ze mnie cała pustka, jaka siedziała w moim wnętrzu. Musiałam uzewnętrznić moje przerażenie, zagubienie i szok, a płacz był ich najprostszą formą. Powlokłam się do sofy i usiadłam na niej w ciemności, ukrywając twarz w dłoniach. Próbowałam wrócić do rozsądku, zacząć myśleć nad tym, co mogę zrobić, by ocalić Hiro, ale moja głowa przypominała istne tornado - nic nie trzymało się kupy i zmieniało położenie z każdym wietrznym prądem.
Wtem uchyliły się drzwi do naszego apartamentu i przez światło przenikające do wewnątrz zauważyłam sylwetkę Honey. Blondynka zaświeciła światła, oślepiając mnie tym na krótką chwilkę.
- Och, GoGo - jęknęła, zamykając za sobą drzwi, po czym podbiegła do mnie i objęła mnie mocno.
Poczułam ciepło, gdy Honey głaskała mnie po plecach, przytulając mnie jak rodzona siostra, choć tak naprawdę w tej chwili potrzebowałam bliskości kogo innego.
- Honey, co jeśli... - wyjąkałam, ocierając policzki z łez. - Jeśli ja go już nigdy... - nie potrafiło mi to przejść przez gardło. Nie, Hiro musi żyć, powtarzałam sobie. Nie chcę, by Bayu-Ville pozostało w mojej pamięci jako jedyne miejsce, w którym byliśmy sobie tak bliscy. To nie miało tak być.
Honey pogłaskała mnie po moich splątanych włosach z łagodnym uśmiechem.
- GoGo, on nie umarł - powiedziała, przekrzywiając moją twarz tak, by spojrzeć mi w oczy. - Walcz do końca. Wszyscy będziemy walczyć.
Przygryzłam wargę i znowu zaczęłam szlochać, jakby jej słowa do mnie nie docierały. Mój ojciec bał się Maysona. Chciał pomóc Keijiemu i jego żonie, ale trzymał się od tej sprawy daleko, byle nie narazić mnie i mamy. Nie sądziłam, by mężczyzna, którego bali się wszyscy, którzy słyszeli jego nazwisko, miał tyle skrupułów, by zachować przy życiu siedemnastolatka.
- Boję się, Honey - wyszeptałam, tak jakby wypowiedzenie tych słów głośno miało zabrzmieć jak przekleństwo.
- Kto by się nie bał, skarbie? - spytała Honey, patrząc mi w oczy. - Wierz mi, że każdy z nas czuje się, jakby stał na szubienicy.
Pokręciłam głowę.
- Honey, ty nie rozumiesz... Jeśli jemu coś się stanie. Cokolwiek. Ja... ja już nie zacznę od nowa - powiedziałam twardo, patrząc jej w oczy. Byłam na granicy załamania nerwowego. Honey wytrzeszczyła oczy i złapała mnie za rękę, przestraszona bardziej niż kiedykolwiek.
- Nawet nie mów takich rzeczy. - odparła, patrząc na mnie swoimi mądrymi, zielonymi oczyma.
- Wcale nie żartuję - dodałam, zmywając łzy z twarzy. Honey patrzyła na mnie, jakby usłyszała ode mnie, że zamierzam zabić Maysona i jego wspólników własnymi rękoma. Zresztą nie powiedziałam, że bym tego nie pragnęła, zwłaszcza teraz, gdy porwali mojego przyjaciela.
A ja mówiłam prawdę. Jeśli Hiro coś się stanie, ja odejdę również. I nie będzie mnie obchodziło, czy Honey będzie zdawała sobie z tego sprawę, czy też nie. Nie miałam już siły na to by szukać szczęścia ponownie - nie, skoro już je znalazłam. Ile czasu można grać w tę samą grę ze świadomością, że nasze starania są pozbawione sensu, bo i tak zawsze znajdzie się ktoś, kto odbierze nam to, co osiągnęliśmy?
Honey otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale zamknęła je w chwili, gdy usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Wiedziałam, że to z pewnością nie chłopcy, bo apartament należał do nich tak samo jak i do nas i wcale nie musieli pukać, żeby wejść do środka.
- Proszę - krzyknęła moja przyjaciółka, podczas gdy ja próbowałam przywrócić moje oczy do normalnego stanu.
Drzwi uchyliły się, a w progu stanęła Sam. Miałam ochotę spytać złośliwie: "A ty tu czego?", ale zwyczajnie zabrakło mi na to siły. Nie było sensu udawać, że jest się twardym, kiedy cały twój świat nagle rozsypał się w drobny mak.
- Mogę porozmawiać z GoGo? - zapytała dziewczyna, zerkając na mnie, jakbym miała wyskoczyć na nią z pazurami. Honey powlokła spojrzeniem od Sam do mnie, po czym odchrząknęła krótko i wstała z zamiarem opuszczenia lokum. Chciałam poprosić ją, by została, ale czułam, że Sam ma mi do powiedzenia coś więcej niż to, jak bardzo mnie nie znosi.
- Czego chcesz? - spytałam, wstając. Nie czułam się w jej towarzystwie na tyle komfortowo, by choćby usiąść - cała chodziłam od nadmiaru emocji.
Sam trzymała w dłoniach swój tablet, patrząc na mnie jak jagnię w oczy wilczycy. Jej jasne włosy spływały po gładkich ramionach ubranych w jedwabną koszulę.
- Nie przyszłam się tu kłócić, GoGo - zaczęła łagodnie, ale jej spojrzenie nie wskazywało na to, by zamierzała ze mną pertraktować. Zresztą i tak było mi już wszystko jedno. Sam usiadła elegancko na kanapie, muskając palcami ekran tabletu.
Obejrzałam się na panoramę za oknem, na liczne światła miasta i rzeki samochodów, które ciągnęły się nieustannie w kierunku centrum. Noc dopiero zapadła, zostawiając szarość mgły nad miastem, niczym cichą zapowiedź śnieżycy.
- Smutne, wydawało mi się, że nie potrafisz nic innego - warknęłam, a Sam zacisnęła usta w wąską linię.
- Ja tylko staram się pomóc Hiro... - zaczęła, a ja nie wytrzymałam.
- Doskonale wiem, jak ta pomoc się objawiała. - wysyczałam, stając nad nią. - Powiedz mi, ile dla niego zrobiłaś poza wplątywaniem się w jego życie i ciągłe komplikowanie naszej znajomości? Ile zrobiłaś poza dostarczeniem mu informacji o Maysonie?
Sam nagle rzuciła swój tablet na sofę i wstała, patrząc na mnie z wściekłością. Nie sądziłam, że grzeczna Sam potrafiła spoglądać na kogoś w taki sposób, w jaki teraz patrzyła na mnie. Była o pół głowy niższa ode mnie, nie mówiąc już o jej pożal się Boże figurze modelki, z którą połamałabym ją w ciągu kilku minut. Mimo to szanowałam ją za odwagę.
- Ty też dostarczyłaś mu informacje! Nie zwalaj winy na mnie. Obie w tym siedzimy.
- Tylko, że ja uświadomiłam go o tym, że nasi ojcowie byli kiedyś przyjaciółmi, przed wypadkiem jego rodziców, a nie podawałam mu dane z Agendy, na litość boską! - kłóciłam się. Jeszcze chwila, a wydrapię jej oczy, pomyślałam, wpatrując się w dziewczynę z pogardą. - To zasadnicza różnica!
- Nie ma żadnej różnicy! Ślad to ślad! - krzyczała dziewczyna podniesionym głosem. - Przyznaj, że wcale nie chodzi ci o to. Wkurzało cię to, że gdyby nie twoja osoba, Hiro i ja...
- No właśnie - mruknęłam, kładąc ręce na biodrach w zaczepnym geście. - Powiedz mi, co wtedy by się stało. - Sam na moment umilkła, patrząc na mnie z szokiem. - Myślisz, że wtedy bylibyście razem, tak? - spytałam ze wzgardą, a dziewczyna zbladła. Przez sekundę poczułam wyrzuty sumienia na widok jej zagubionej twarzy, za którą czaiła się porażka. - Skoro stałam ci na drodze, to dlaczego jeszcze tu jesteś?
Sam zagryzła zęby i rozejrzała się po pomieszczeniu, jakby szukała odpowiedzi na jasnych ścianach. Zauważyłam w jej oczach łzy i naprawdę poczułam odzew mojego sumienia, które jak dotąd sprawiło sobie cichutką drzemkę.
- Jestem tu, bo chcę mu pomóc - wycedziła, choć w jej głosie nie było ani cienia złości. Czułam, że jeżeli dodam choć słowo do poprzedniego tematu, to dziewczyna ucieknie z płaczem. Nagle wrócił mój rozsądek, uświadamiając mi, że mój przyjaciel znajdował się w ogromnych tarapatach, a ja wolałam się kłócić z dziewczyną, która próbowała mi go odebrać. Najwidoczniej bez skutku. - Pomyślałam, że ty chcesz tego samego, ale najwyraźniej się myliłam.
Sam schyliła się po swój tablet i ruszyła w kierunku wyjścia, ale nie przeszła nawet połowy kroku, bo złapałam ją za ramię, przytrzymując w miejscu. Dziewczyna spojrzała na mnie takim wzrokiem, jakbym właśnie uderzyła ją w twarz.
- Przepraszam cię, Sam - powiedziałam, patrząc jej w oczy. Zawsze mówiłam to, o czym myślałam, więc przepraszanie nie było mi obce. Zdawałam sobie sprawę z tego, że przegięłam i że kłótnia z dziewczyną, która miała wtyki w całej Agendzie, nie miała najmniejszego sensu. - Po prostu... nie wiem, co mam robić.
Dziewczyna przystanęła i obróciła się w moją stronę, jak robot zaprojektowany po to, by gasić swoim spojrzeniem. Zastanawiałam się, czy Hiro kiedykolwiek poznał jej drugą naturę, tą znacznie mniej łagodną. Patrzyłyśmy na siebie dłuższą chwilę, jakbyśmy badały, która z nas łże. W końcu Sam odetchnęła i uruchomiła swój tablet.
- Mayson prawdopodobnie nie skrzywdzi go, dopóki wie, że kamerka mogła trafić w niepowołane ręce. Jeżeli Hiro wyjawi, że nagranie znajduje się w Agendzie, Mayson z pewnością się go pozbędzie i ucieknie z kraju jak najszybciej, byleby nie zostać złapanym przez naszą instytucję - powiedziała z fachową duma, jakby nie mówiła o naszym Hiro.
- Skąd ta pewność? - spytałam z powątpieniem.
Sam spojrzała na mnie, jakbym pytała ją, ile to dwa plus dwa. Domyślałam się, że od dawna nie była już żółtodziobem w swoim zawodzie.
- Pracujemy z przestępcami, GoGo - odparła. - Po kilkudziesięciu takich samych przypadkach naprawdę można domyślić się tego, jak działają umysły gangsterów.
Przełknęłam głośno ślinę. Jeżeli Sam miała rację, to Hiro będzie musiał dołożyć wszelkich sił, by zachować tajemnicę przekazania nagrania do Agendy.
- A co, jeżeli się dowiedzą, że Hiro jest agentem Agendy? - spytałam hipotetycznie. Sam skrzywiła się na samą myśl, dlatego uznałam, że wystarczy mi to zamiast odpowiedzi. - Więc jaki masz pomysł? - zadałam następne pytanie.
Obie stałyśmy pośrodku cichego salonu oświetlonego przez jasne lampy pod sufitem. Pora była dość uzasadniona na plany odbicia naszego przyjaciela. Sam postukała trochę w swoim tablecie, jakby satysfakcjonowało ją to, że czekam.
- Nie możemy go namierzyć, jeśli o to ci chodzi - zaczęła, naciskając w skupieniu klawisze pojawiające się na ekranie.
- Jak to?
Sam podniosła głowę znad swojego urządzenia i spojrzała na mnie ze zmęczeniem. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na cienie pod jej oczami. Przeczuwałam, że nie tylko ja miałam ciężki czas, o ile jej uczucia wobec Hiro były szczere.
- Hiro skonstruował urządzenie, które działało jak nadajnik, tyle że miało odwrotną funkcję - zamazywało dane na wszystkich GPS-ach, przez co namierzenie go stało się niemożliwe. Musiał się nieźle namęczyć, skoro nasi hakerzy nie dali rady temu ustrojstwu. Odkryliśmy to wtedy, w centrum, gdy walczyliście z tym robotem, a Yoko w końcu udało się przełamać to ustrojstwo na tyle, by móc się z nim komunikować. Dalej jednak nie wiedzieliśmy o jego istnieniu do czasu, gdy Baymax wyznał nam, że rzeczywiście, Hiro stworzył ten antynadajnik, żeby robot nie mógł go kontrolować.
To składało się w całość, pomyślałam, gdy przypomniałam sobie, że Hiro kilka razy narzekał na to, że Baymax zna każdy jego ruch i że nie może wyjść z domu, by robot go nie odnalazł - w końcu miał wyniki wszystkich jego badań, a takie dane ciężko pomylić z jakąkolwiek inną osobą.
Sam dalej klikała na ekranie, pozostawiając mi chwilę na to, bym pogodziła się z tą sytuacją. Odnalezienie Hiro stawało się zadaniem niemal niemożliwym. Westchnęłam głośno, starając się uspokoić skołatane nerwy.
- A masz może chociaż Maysona na tym swoim ekranie? - spytałam, wskazując przedmiot ruchem głowy.
Sam zerknęła na mnie i obróciła go w dłoniach tak, żebym mogła zobaczyć, co dokładnie wybadała. Widziałam mapę, przypominającą schemat GPS, w którym świeciły się jaskrawo cztery odmienne punkty - każdy w innej dzielnicy miasta.
- To wszystkie możliwe miejsca? - zapytałam, a Sam pokręciła głową i powiększyła mapę tak, że zobaczyłam około dwunastu czerwonych punktów zaznaczonych w granicach naszego miasta.
Zakryłam usta dłonią, starając się uspokoić oddech. Po prostu świetnie, Hiro nam tego nie ułatwił, a Mayson może się znajdować dosłownie wszędzie? Chyba gorzej już być nie mogło.
- Nie jest tak źle - powiedziała z cieniem entuzjazmu Sam, znów przybliżając mapę. - Te cztery punkty, które widzisz, to miejsca, w których ostatnio widziano Maysona, bądź bliskich mu współpracowników, a to oznacza, że nie zdążył opuścić miasta. Musiał się zaszyć gdzieś na przedmieściach.
- Skąd masz te dane? - zapytałam ze zdziwieniem. Musiałam przyznać, że Sam była naprawdę dobra w swoim zawodzie.
- Agenda ma do dyspozycji około stu dwudziestu wykwalifikowanych agentów, łącznie z waszą szóstką. - odparła ze spokojem. - Gdy dowiedzieliśmy się o porwaniu Hiro, około trzydziestu z nich zgłosiło się na ochotników, by śledzić ludzi Maysona. Musicie się cieszyć dobrą opinią - mruknęła na koniec, spoglądając na mnie spod linii ciemnych rzęs.
Wreszcie jakaś dobra wiadomość, pomyślałam z przejęciem.
- Czyli mamy jakiś punkt zaczepienia? - spytałam. Sam kiwnęła głową i zerknęła na drzwi niepewnie.
- GoGo, lepiej byłoby gdybyśmy przeniosły się do mojego gabinetu - zaproponowała. - Tam mam cały sprzęt. Nie skazuj mnie na pracę na tym zawieszającym się tablecie - jęknęła, a ja pokiwałam głową bez cienia sprzeciwu.
Widzisz Hiro, pomyślałam z ironią, skoro rozejm z Sam to nie jest poświęcenie, to ja już sama nie wiem, co nim jest.
Zamknęłam za sobą drzwi, a Sam zasiadła w swoim fotelu, podsuwając wysoki taboret z białej skóry. Usiadłam na nim bez słowa i zerknęłam na ekran przypominający bardziej telewizor niż monitor od komputera.
Sam szybko podpięła swój tablet do ekranu i po sekundzie miałyśmy pełen wgląd na mapę. Zauważyłam, że dziewczyna była w swoim żywiole. Może myliłam się co do niej w kilku sprawach, pomyślałam, przypominając sobie, jak oskarżałam ją o to, że wykorzystała nasza misję na Isla Menor, by awansować. Najprawdopodobniej zasługiwała na tę posadę.
- Dobra, mamy wgląd - mruknęła pod nosem Sam, zamrugawszy szybko. - Musisz wiedzieć, że zbadanie tych miejsc nie jest wcale proste. - pouczyła mnie. - Mayson może się domyślić, że Agenda się nim zainteresowała i łatwo to połączy z sytuacją Hiro.
Po raz kolejny dzisiejszego dnia, czułam jak moje włosy stają dęba. Jeśli to się skończy i Hiro będzie bezpieczny, to odetchnę pełną piersią, obiecałam sobie w duchu.
- Więc co możemy zrobić? - spytałam, gdy nagle wpadło mi coś do głowy. - Ludzie Maysona znają agentów Agendy, prawda? To dlatego boicie się ich wysłać bezpośrednio w te cztery lokacje?
Sam zerknęła na mnie, jakby oczekiwała, że wyskoczę z jakimś szalonym pomysłem. Istotnie była bardzo blisko prawdy.
- Nie znają naszej... piątki - powiedziałam, w ostatniej chwili, przypominając sobie, że bez Hiro nie jesteśmy już szóstką. Nie stanowimy już żadnej całości. - Wyślijcie tam mnie.
Sam pokręciła głową stanowczo.
- Nie, Yoko nigdy się na to nie zgodzi. Wystarczy jej, że Hiro jest w niebezpieczeństwie. - powiedziała pewnie.
Położyłam dłoń na jej ramieniu.
- Sam, proszę - jęknęłam, patrząc na nią ze skruszoną miną. - Muszę coś zrobić, bo zwariuję z tej bezczynności...
- GoGo, - kręciła głową z namysłem, choć widziałam po jej spojrzeniu, że się zastanawia. - Ja również jestem przeciwna. Nie możesz się bezpodstawnie narażać, nawet jeśli chodzi o niego.
Westchnęłam i usiadłam prosto, zrezygnowana. Nie miałam już pomysłów na to, jak pomóc Hiro. Nie chciałam siedzieć bezczynnie i czekać, aż Mayson znudzi się jego osobą i sam podrzuci go pod Agendę. Na to bym nie liczyła. Poza tym musiał być jakiś punkt zaczepienia oprócz kilku przypuszczeń, pomyślałam.
- Sam... - zaczęłam, przypominając sobie o nagraniu. - Badałaś, kim jest ta kobieta z nagrania? - zapytałam, a dziewczyna mechanicznie pokręciła głową.
- Yoko zleciła to Richardowi z grupy zwiadowczej - odpowiedziała, zmieniając obraz na listę cyfr, które rysowały się wiersz po wierszu. - Ma zbadać zarówno tą Samanthę jak i Jaimiego.
- Niech sprawdzi Adama - zwróciłam się do niej. Sam zmarszczyła brwi i spojrzała na mnie tym samym wzrokiem, jakby myślała, że nie mam bladego pojęcia o strategii. Cóż, może i nie byłam pracownicą Agendy, nie siedziałam w dokumentach i nie raportowałam każdej misji, ale kierowałam się logiką, a to wystarczało, by móc wpaść na jakiś dobry pomysł.
- Niby po co? - spytała Sam, a jej dłonie zdrętwiały nad klawiaturą na moment.
Oparłam się o blat jej biurka, patrząc na nią z przekonaniem.
- Czy to nie proste? - zapytałam z tonem, którym ona poprzednio mieszała moje pomysły z błotem. - Jeśli Agenda odnajdzie Adama, może go użyć jako przynęty, by wywabić Maysona z kryjówki w zamian za obietnicę ochrony. Wtedy łatwiej będzie nam znaleźć Hiro, a przynajmniej będziemy mieli pewność, że on i Mayson będą rozdzieleni.
Sam przez chwilę patrzyła na mnie, jak na białą zjawę, która zawitała o tej porze w Agendzie. Zamrugała wolno, spoglądając w bok, jakby łączyła w głowie wątki na temat mojego pomysłu - pewnie zastanawiała się nad sensem tych operacji.
- To jest genialne, GoGo - powiedziała w końcu z uznaniem. - Na pewno nie powinnaś pracować w dziale strategii?
- Wolę ryzyko - mruknęłam, wstając z taboretu. - Nie wiesz, w której części Agendy może znajdować się ten Richard? - spytałam, odchodząc.
- Dolny sektor, poziom A, pokój 14 - odpowiedziała Sam, poprawiając swoje długie włosy.
Skinęłam głową i ruszyłam w kierunku drzwi, mając zamiar odnaleźć tego speca od szukania jednostek i wypytać go o wyniki jego poszukiwań.
- GoGo... - zawołała za mną Sam, kiedy moja dłoń dotknęła klamki. Obróciłam się i spojrzałam na dziewczynę, oczekując jeszcze jakiś innych informacji.
- Hmm?
Sam zawahała się, po czym powiedziała cicho:
- Dzięki.
- Za co? - spytałam ze zdziwieniem. Nie sądziłam, że kiedykolwiek usłyszę to słowo z jej ust, wypowiedziane bezpośrednio do mnie.
- Za to, że chcesz ze mną współpracować. - odpowiedziała szczerze Sam. Nie miała w głosie żadnej kpiny, czy ironii, wręcz przeciwnie - patrzyła mi w oczy, gdy to mówiła. Pokręciłam głową i nacisnęłam klamkę.
- Nie ma za co - mruknęłam, nie wiedząc, co mam odpowiedzieć i wyszłam na korytarz. Zaczęłam się zastanawiać, czy gdyby nie dzielący nas Hiro, byłybyśmy w stanie się polubić.
Może.
Znalazłam Richarda bez problemu, choć zaczynałam nabierać przypuszczeń, czy Sam nie podała mi złego miejsca. Z drugiej jednak strony to działanie nie miałoby sensu, bo jedynie spowolniłoby naszą akcję poszukiwawczą. A nam obu bardzo zależało, by się powiodła.
Richard był patyczkowatym chłopakiem kilka lat starszym ode mnie o krótkich, ciemnych włosach i okularach, za którymi kryło się zawstydzone spojrzenie. Widziałam wielu chłopców tego typu w moim liceum i zazwyczaj kończyli oni na informatyce, ci bardziej zdolni zdobywali posady w jakiś większych firmach, a ten najwyraźniej miał to szczęście w nieszczęściu, że natrafił na Agendę. Nic dziwnego, że wyglądał na bardzo skupionego, gdy siedział przy swoim biurku.
- Cześć... - zawahałam się, unosząc dłoń. - Richard?
Chłopak spojrzał za siebie na drzwi, w których stałam i uśmiechnął się nieśmiało.
- GoGo Tomago? - spytał cicho. - Nie myślałem, że cię kiedyś tu zobaczę.
- Znasz mnie? - zdziwiłam się, wchodząc do środka.
- Pewnie - odparł. - Kojarzyłem cię wcześniej z liceum, ale tutaj każdy cię zna. W końcu jesteś w Wielkiej Szóstce.
Przytaknęłam grzecznie, rozglądając się po pomieszczeniu. W przeciwieństwie do schludnego biura Sam wyglądało ono, jakby Richard został tu przeniesiony na szybko. W kącie stały trzy kartony z rzeczami, a pod biurkiem walały się rzesze kabli i innych narzędzi.
- Słyszałam, że szukasz informacji na temat Samanthy i Jaimiego z tego nagrania, które zostawił Hiro. - twarz Richarda zmarkotniała.
- Nie idzie mi za dobrze - przyznał. - Mam tylko imiona i niewyraźne profile ich twarzy. Może to zająć całą wieczność, zanim przeszukam wszystkich mieszkańców San Fransokyo.
- Powiązanie tej dwójki może nieco zmniejszyć okrąg naszych poszukiwań - powiedziałam, patrząc na chłopaka z nadzieją. - Byli rodzeństwem - przypomniałam.
Richard pokręcił głową.
- To nie jest takie proste. Musiałbym stworzyć specjalny program do wyszukiwania ludzi po ich genealogii, a do tego potrzebowałbym sporo czasu. Nie sądzę, byście go mieli - zauważył, patrząc na mnie niemal ze strachem. Nie, z podziwem, uświadomiłam sobie. Najwyraźniej nasza pozycja w Agendzie musiała być tak mocna, że ludzie traktowali nas tutaj jak gwiazdy filmowe. No, Freddiemu na pewno by się to spodobało.
- Jest też inna możliwość - dodał po chwili namysłu Richard. - Mógłbym spróbować namierzyć nazwisko Jaimiego po akcie zgonu, ale do tego potrzebne jest odnalezienie jego zwłok i wkład policji. Nie wiemy, gdzie Hiro Hamada nagrał ten film, dlatego nie wiemy, gdzie tych zwłok szukać. Może znajdą je dziś, może jutro, a może nikt go nigdy nie znajdzie - zauważył. Skrzywiłam się. Było gorzej niż źle. Tyle możliwości, a wszystkie zamknięte. Coś tu nie grało. Nie ma zbrodni idealnej, pomyślałam sobie.
- Musi być jeszcze jakaś inna opcja - powiedziałam pod nosem, patrząc w bok. Richard westchnął.
- Próbowałem też namierzyć telefon Hiro, ale straciłem zasięg. - powiedział chłopak, jakby czytał mi w myślach. - Prawdopodobnie ktoś go rozwalił.
- Nawet nie myślałam, że to mogłoby być takie łatwe - przyznałam, uśmiechając się smutno.
Richard zauważył moją minę i wstał od biurka.
- Hej, - zaczął nieśmiało, stając przede mną. - Nie martw się. Dołożę wszelkich starań, by znaleźć jakiekolwiek informacje. Oprócz mnie, czterech informatyków szuka informacji o Carlosie Maysonie. Możliwe, że jest coś, co Sam pominęła, a co może nam się przydać.
- Jak na razie nie mamy nic - powiedziałam szczerze, uśmiechając się do niego z nutą wdzięczności, choć prawdopodobnie w moim wykonaniu wyszedł z tego jedynie grymas. - Proszę cię, daj mi znać, jeśli coś znajdziesz.
Richard przytaknął głową.
- Dowiesz się pierwsza - obiecał. - No dobrze, może druga. Pani Yoko urwałaby mi głowę, w końcu jestem w pracy.
Uśmiechnęłam się tym samym, smutnym uśmiechem. Jeżeli Hiro się nie odnajdzie to chyba już nigdy nie uśmiechnę się szczerze.
- Dzięki - odparłam i wyszłam znów na korytarz. Musiałam przypominać ćmę lecącą do światła, gdy tak wędrowałam między poszczególnymi gabinetami w poszukiwaniu informacji o Hiro. Jak dotąd niczego się nie dowiedziałam, pomyślałam, czując bezsensowność całych naszych poszukiwań. Jak można znaleźć kogoś, kto dla bezpieczeństwa innych zaszył się pod ziemię?
Pomyślałam zaraz o kartce paragonu, który podała mi Sam w gabinecie Yoko. "Przekaż GoGo, że nie złamałem mojej obietnicy." Zagryzłam wargę, czując napływające do oczu łzy. Mógłbyś ją złamać, do cholery, bylebyś teraz był tutaj ze mną, bezpieczny, myślałam. Czułam się zagubiona. Zrobiłam już chyba wszystko, szukałam możliwości we wszystkich miejscach. Jedyne, co jeszcze mogłam zrobić, to wziąć latarkę i przeszukiwać teraz każdy zakamarek miasta w poszukiwaniu młodego chłopaka i zbrodniarza, który poprzedniej nocy rozkazał zabić przywiązanego do krzesła mężczyznę.
Siedziałam na kanapie w naszym apartamencie, chowając głowę między rozłożone nogi. Zaczynałam odczuwać lekkie zawroty głowy przez ten cały stres. Wyobrażałam sobie Hiro na miejscu tego Jaimiego, przywiązanego do krzesła i czekającego na ostateczny wyrok. Co, jeśli już teraz jego serce stawało w biciu, a ja siedziałam tutaj, bezpieczna, wśród przyjaciół. Nie mogłam znieść tych myśli, a od czasu, gdy dowiedziałam się o jego porwaniu, towarzyszyły mi ciągle.
- GoGo, śpisz? - spytała mnie łagodnie siedząca obok mnie Honey, ponieważ nie ruszałam się z miejsca dłuższą chwilę. Wyprostowałam się i spojrzałam na nią pusto.
- Nie - odpowiedziałam krótko.
Nade mną świeciła tylko jedna lampa, ustawiona w tryb nocny. Moi przyjaciele robili wszystko, co tylko mogli, by pomóc mi zasnąć, ale nie było to takie proste, jeśli za każdym razem, gdy zamykałam oczy widziałam uśmiechniętą twarz Hiro. Te ciemne oczy doprowadzą mnie na skraj szaleństwa, pomyślałam, wybudzając się z muśniętej przez mój umysł drzemki.
- Powinnaś się zdrzemnąć, GoGo - usłyszałam głos Wasabiego za moimi plecami. Nawet się nie odwróciłam, wiedząc dobrze, że jego twarz ma teraz troskliwy wyraz.
- Wy się zdrzemnijcie - odparłam krótko. - Wam też przyda się sen.
- GoGo, skarbie - Honey głaskała mnie po włosach, zakładając mi je za ucho. Nie reagowałam, patrząc przed siebie pustym wzrokiem. - Co jeśli okaże się, że coś znaleźli i Yoko wezwie nas do misji, a ty będziesz tak zmęczona, że nie będziesz mogła z nami jechać? Odpocznij.
Pokręciłam przecząco głową.
- Yoko nas nie wyśle. - powiedziałam, przypominając sobie liścik Hiro. - Wystarczająco już panikuje, że Hiro zaginął. Nie chce stracić i nas.
- I tak jesteśmy już w okrojonym składzie - zauważył Wasabi, przechodząc po salonie, by stanąć naprzeciw mnie i Honey. - Bez Hiro nie będzie sensu dalej wchodzić w układy z Agendą. Nic nie będzie miało sensu. Równie dobrze możemy już rezygnować.
- Wasabi! - krzyknęła Honey, patrząc na niego surowo. - Hiro się znajdzie i przestać nawet tak mówić! Gdyby chcieli zrobić mu krzywdę, zrobiliby to dawno. Jeżeli Hiro im się wymknął po tym nagraniu, bo potem widział się z Sam, to może dalej się wymyka, a my nie mamy o tym pojęcia i myślimy, że zaginął. Może nic mu nie jest, a my wymyślamy najgorsze scenariusze...
- Agenda jest pewna, że został porwany - przypomniałam jej.
- A niby skąd ma tą pewność? - kłóciła się Honey. Wasabi nie wyglądał na przekonanego.
Nagle drzwi otworzyły się bez pukania, a do środka wbiegła Sam. Wyglądała na bardzo zmęczoną, ale na jej twarzy malowała się ekscytacja. Dziwnie było zobaczyć taką mieszankę.
- Wybaczcie, że nie pukałam, ale przybiegłam tu najszybciej, jak mogłam - zawołała, przechodząc od razu do mnie. Nie pytając o pozwolenie, usiadła obok mnie i pokazała mi swój tablet. - Przed chwilą człowiek Richarda coś znalazł. To jest film z kamery ze sklepu z odzieżą na podniszczonej dzielnicy San-Vei nad rzeką.
Nie mówiąc już nic więcej, pokazała mi film. Honey nachyliła się zza mojego ramienia, a Wasabi stanął za moimi plecami, by też zobaczyć to, co odkryła Sam.
Był to krótki wycinek drogi i zaułku leżącego przy rzece, bez żadnych zapór i zabezpieczeń, tak że pojazd, który wpadłby w poślizg, mógłby od razu wylądować w czarnej toni rzeki. Przez chwilę czarno-biały ekranik drżał, jakby kręcenie przerywał mu delikatny wietrzyk, po czym pojawiła się na nim czyjaś sylwetka w kapturze, pędząca w stronę rzeki. Bez najmniejszego problemu poznałam, kto to taki.
- Hiro! - wykrzyknęła Honey.
Postać nie wahała się ani chwilę, jakby miała dokładny plan działania i musiała go tylko wykonać. Hiro wyciągnął coś z kieszeni i zatrzymał się tylko na moment tuż przy krawędzi rzeki, by wyrzucić to coś w ciemną otchłań. Nie stał długo w miejscu, bo obrócił się nagle za siebie, jakby widział już tych, którzy go ścigali i ruszył w lewo prostą drogą, znikając z rzutu kamery.
- To na pewno on? - spytała podejrzliwie Sam, patrząc na nas, jakbyśmy nie potrafili poznać naszego przyjaciela.
- Tak - odpowiedziałam bez cienia wątpliwości. - To na pewno on.
- Ma nawet tą samą kurtkę, w której zawsze chodził - zauważyła Honey, wskazując na zakończony fragment z kamerki, jakby Hiro stał tam nadal. Skinęłam głową, przytakując słowom mojej przyjaciółki.
Sam również kiwnęła, biorąc do ręki swój tablet.
- Wiecie, musiałam się upewnić - usprawiedliwiła się.
- Jaki jest czas tego nagrania? - spytałam, rzeczywiście zauważając, że na ekranie nie pojawiła się domyślnie wprowadzona data.
- Piąta szesnaście - odparła Sam. - Rano. Kamera uchwyciła to wczoraj.
- Tuż po waszym spotkaniu - zauważyłam, wiedząc dobrze, że Hiro spotkał się z Sam koło północy. Dziewczyna przytaknęła. - Czyli, że wiemy na razie tyle, że jakieś dwadzieścia cztery godziny temu Hiro uciekał przed ludźmi Maysona. - westchnęłam, czując brak tlenu w moim wycieńczonym emocjonalnie organizmie.
Sam zerknęła na mnie z rezerwą, jakby chciała coś dodać, ale, patrząc na mój stan, zrezygnowała z tego pomysłu.
- Co Hiro wrzucił wtedy do wody? - zapytał zza moich pleców Wasabi. Zauważyłam, że wciąż jest zaskoczony tym, co zobaczył na nagraniu. Najwyraźniej świadomość zaginięcia naszego przyjaciela dopiero teraz odcisnęła się w naszym umyśle, pokrzepianym nieco przez mozolne próby Honey.
- Prawdopodobnie był to telefon - odparła Sam z pewnością w głosie. - To dlatego Richard nie mógł go przez niego namierzyć.
- Po co to robił? - zapytała Honey, nie rozumiejąc tego wszystkiego. - Tylko utrudnił nam swoje znalezienie.
Sam otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale zrobiłam to za nią.
- Bo w telefonie miał numery do nas, do Agendy, do swojej cioci. Gdyby Mayson znalazł jego telefon, miałby łatwy dostęp do wszystkich osób, które znały Hiro.
Honey skinęła głową dość niechętnie.
- Jest w tym jakaś logika - przyznała.
- Masz coś jeszcze? - spytałam Sam. Dziewczyna posmutniała.
- To wszystko, na co wpadliśmy, ale Richard dalej szuka Samanthy i Jaimiego. Możliwe, że wpadnie na jakiś trop. - powiedziała, ale ja czułam, że to i tak bezcelowe. Skoro nie znalazł nic do tej pory, to niby dlaczego miałoby się to zmienić? - Yoko każe mi iść się przespać.
- Mam nadzieję, że w Agendzie - powiedział Wasabi, patrząc na nią ostrożnie. - Nie chcemy, żebyś wpadła przypadkiem na ludzi Maysona.
Sam uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Nie martw się, Yoko nie wypuści mnie nawet na metr od Agendy - odparła, po czym spojrzała na mnie dość krzepiąco. - Ty też powinnaś się zdrzemnąć, GoGo. Wyglądasz na zmęczoną.
Westchnęłam na głos. Musiałam wyglądać jak chodzący zombie, skoro każdy mi to mówił.
- Próbowałam, ale chyba lepszym pomysłem będzie czekanie, aż Richard coś znajdzie - powiedziałam. Sam zawahała się, po czym podeszła do mnie i położyła dłoń na moim ramieniu w geście wsparcia. Czułam, że Honey i Wasabi muszą być w szoku, widząc, że nie skaczemy sobie do gardeł.
- Znajdziemy go - powiedziała na odchodnym dziewczyna i ruszyła w kierunku korytarza.
Gdy zniknęła z apartamentu, Wasabi odsapnął.
- A jednak cuda się zdarzają - mruknął i poszedł w kierunku sypialni, w której już od godziny chrapał Fred. Doskonale wiedziałam, że są tam jeszcze trzy wolne łózka. Jedno na bank zostanie puste.
Westchnęłam głośno. Honey złapała mnie za rękę, chcąc dodać otuchy.
- Nie zamartwiaj się, bo wątpię, żeby twoja skóra mogła być jeszcze bledsza - powiedziała, spoglądając na mnie spokojnie.
- Aż tak źle wyglądam? - zapytałam wprost.
- Gdyby potrzebowali statystów do filmów o upiorach, to moglibyśmy cię zgłosić - odpowiedziała z cieniem uśmiechu.
Wzruszyłam ramionami. I tak było mi wszystko jedno.
- GoGo, to jest ta chwila, w której powinnaś uprzejmie zaśmiać się z mojego żartu - zauważyła, posyłając mi sójkę. - No dawaj. Przestań być taka smutna.
- Wybacz, Honey - mruknęłam, patrząc przed siebie. Czułam na sobie zaniepokojony wzrok mojej przyjaciółki.
- Boże, ty naprawdę musisz go mocno kochać - wyszeptała, a ja zerknęłam na nią z zagubieniem. Miała wysokiego koczka, z którego wylewały się jej jasne włosy i wybraną na szybko bluzkę z falbankami wokół dekoltu.
Nagle poczułam zimno na całym ciele, przez które zaczęłam nerwowo trzeć ramiona.
- Wiesz co sobie obiecaliśmy przed naszym wyjazdem do Tokyo? - zapytałam, a w oczach Honey pojawiło się zainteresowanie. - Hiro kazał mi obiecać, że za każdym razem, gdy będę miała koszmary i obudzę się z płaczem, mam do niego zadzwonić. - uśmiechnęłam się ledwie zauważalnie. - Chyba tylko on potrafi mieć humor o tak późnej porze.
- Dlatego się nie kładziesz? - zapytała mnie sennie. - Boisz się, że nie będziesz miała jak dotrzymać tej obietnicy, kiedy zaczniesz mieć złe sny?
Spojrzałam na nią ze łzami w oczach.
- Jeżeli coś mu się stanie, to i tak te obietnice będą nic nie warte - odpowiedziałam.
Przez twarz Honey przeszła zauważalna troska i przyjaciółka chwyciła mnie mocno w ramiona, za nim na dobre zdążyłam się rozpłakać. Jej obecność wcale nie pomagała na poczucie pustki, które czułam w sercu. To tak, jakby ktoś wbił mi w serce nóż, a teraz za każdym razem, gdy myślałam o Hiro, ten nóż przemieszczał się, raniąc mnie bardziej. Problem w tym, ze nie było minuty, w której nie myślałabym o moim przyjacielu.
- A co on ci obiecał? - zapytała nagle Honey, patrząc mi w oczy.
- Że mnie nie okłamie - powiedziałam, ocierając łzy.
Honey sprawiała wrażenie, jakby wszystko zrozumiała.
- To stąd ten list - westchnęła. - Sama widzisz, że cię nie okłamał.
- Ale ukrył przede mną to, że zamierzał śledzić Maysona, gdy ja bawiłam się z tobą w Tokyo - burknęłam, niezadowolona. - Zastanawia mnie tylko to, dlaczego nie chciał, bym o tym wiedziała.
- Bo byś mu przeszkodziła - podsunęła moja przyjaciółka.
- Pewnie tak - przyznałam ze szczerością. - Ale to i tak nie poprawia mi humoru.
https://www.youtube.com/watch?v=8wxOVn99FTE
Taka mała nowość ^ pod postem będę umieszczała piosenki, które kojarzą mi się z rozdziałem albo pojedynczą sceną ;)) jeśli chcecie, możecie z tego skorzystać. Czekam tylko na opinię, czy pasuje wam że link jest na dole, czy wolicie przed postem? Jestem otwarta na propozycje :))
I jeszcze proszę o jedną opinię - dotyczącą wyglądu bloga, co już pewnie zauważyliście :D mogę Wam się pochwalić że tak, nagłówek robiłam ja sama :33 korzystałam z poradników na yt i jak na pierwszy raz to jestem raczej zadowolona :33 i dzięki za koma toudi na ten temat ;) oczywiście, nie zostanie to tak na zawsze, jeśli po pewnym czasie mi się znudzi to to zmienię :D albo znudzi się Wam, na te opinie także czekam ;))
~Just Dreamie
Subskrybuj:
Posty (Atom)