Założyłem kaptur na głowę i ruszyłem w kierunku ciemnej dzielnicy przemysłowej San Fransokyo. Było już późno, a słońce o tej porze roku znikało z widnokręgu bardzo szybko. Ziemia pachniała wilgocią od tnącego powietrze deszczu. Schowałem dłonie w kieszenie, czując narastające zimno.
Na ulicy, po której szedłem, stały zaparkowane cztery samochody i to nie byle jakie - wyglądały jakby były sprowadzone tutaj z najlepszych salonów w Japonii. Dość dziwne, że znajdowały się w tak biednej dzielnicy.
Światła czarnego mercedesa na końcu drogi zabłyszczały ostrą czerwienią, a ja schowałem się za maską bliższego pojazdu. Usłyszałem otwierane drzwi i zajrzałem zaciekawiony, doskonale wiedząc, kto siedział w tym samochodzie.
Udało mi się dziś wyśledzić Maysona przy jednej z podejrzanych knajp w centrum, gdzie załatwiał interesy. Nie wierzyłem, jakim cudem ani policja, ani Agenda nic na niego nie miała, skoro facet nawet nie próbował zacierać za sobą śladów. Albo miał lojalnych współpracowników, albo po prostu olbrzymiego farta.
Z mercedesa rzeczywiście wyszedł Carlos Mayson w grubej kurtce, przez którą wyglądał, jakby był jeszcze bardziej otyły. Był wysokiego wzrostu, więc musiał uważać przy wychodzeniu z samochodu. Reflektory wyostrzały jego sylwetkę, osłaniając ją przed ciemnością nocy. Za nim z samochodu wysiadło czterech olbrzymich facetów, którzy szli za nim jak za żywą tarczą. Oczywiście tylko w przenośni, bo to oni mieli być ochroną dla przestępcy.
Odczekałem, aż zniknęli za pobliskim budynkiem, a samochód odjechał, po czym ruszyłem za Maysonem, skradając się jak prawdziwy agent. To, co robiłem, było chore. Yoko na pewno by mnie ukarała, że pcham się do jamy wilka, ale po prostu nie potrafiłem siedzieć w miejscu, wiedząc, że ten człowiek mógł mieć coś wspólnego z nagłą śmiercią moich rodziców. Śledziłem go od dwóch dni, umiejętnie starając się nie wspominać nic GoGo o moich planach. Na szczęście nie wypytywała mnie o nie, więc nie złamałem mojej obietnicy. Przeczuwałem jednak, że jeżeli GoGo nabierze podejrzeń co do moich wieczornych zajęć, to będę musiał ją oszukać... dla jej własnego dobra.
- Stev, Max, stańcie na czatach - usłyszałem chrypliwy głos Maysona, który wszedł do mieszkania za zaułkiem. Dwóch mężczyzn stanęło przy drzwiach, a pozostała dwójka weszła za swoim szefem.
Skryłem się za ścianą na końcu ulicy i podsunąłem rękaw kurtki do góry, ukazując gładki kawał metalu przypominający bransoletę, po czym wcisnąłem dwa przyciski i poczułem delikatne drżenie na mojej skórze, jak zawsze gdy stawałem się niewidzialny. Pomyślałem, że dobrze, że udało mi się skonstruować coś takiego, bo inaczej śledzenie Maysona stałoby się zadaniem niemożliwym do wykonania.
Ruszyłem w kierunku mieszkania, stąpając najciszej, jak tylko potrafiłem. To, że byłem niewidoczny, nie oznaczało, że byłem też niesłyszalny. Udało mi się przekraść pod czujnymi oczyma dwóch strażników i uchyliłem lekko drzwi, mając nadzieję, że dwaj goryle uznają to za zwykły przeciąg. Wszedłem na korytarz, zostawiając za sobą uchylone drzwi. Gdybym je zamknął, strażnicy spostrzegliby się, że jest coś nie tak. Stanąłem w cieniu i usłyszałem ich przyciszone rozmowy, po czym drzwi zamknęły się za moimi plecami z cichym brzdęknięciem.
Odetchnąłem cicho, czując przypływ adrenaliny. Byłem między młotem a kowadłem, otoczony wrogami. Nie było już powrotu.
Przeszedłem przez ciasny korytarz, nasłuchując. Usłyszałem głosy daleko, w innym pomieszczeniu i zacząłem macać dokoła po ścianach, starając się skierować w tamtym kierunku. Znajdowałem się w całkowitej ciemności, więc nie było to takie proste zadanie. Tym bardziej, że gdybym się o coś potknął, ludzie Carlosa Maysona zdołaliby mnie usłyszeć.
- ...błagam, Adam nie ma z tym nic wspólnego - usłyszałem, gdy zdołałem się nieco zbliżyć. Ujrzałem słabe światło, dosłownie jedną żarówkę, której blask został przemycony przez uchylone drzwi do pomieszczenia. Wszędzie czułem wilgoć i przeczuwałem, że Mayson specjalnie wybrał miejsce, którego nikt nie odwiedzał. To mieszkanie nie nadawało się do użytku, a co dopiero do zamieszkania.
Nagle usłyszałem głuchy trzask i kobieta, która przed chwilą wypowiedziała te słowa, jęknęła cicho, jak zraniony pies. Spojrzałem przez szczelinę i zamrugałem, nie mogąc przyzwyczaić się z powrotem do światła.
Carlos Mayson stał na środku z rękami w kieszeniach, a wokół niego znajdowały się cztery postacie, przyczajone w mroku jak grzechotniki, czekające na rozkaz ataku. Naprzeciw, pod żarówką, siedziała dwójka ludzi na krzesłach, do których byli przywiązani. Kobieta była obrócona w moim kierunku, a ciemne włosy przysłaniały jej twarz. Widziałem, że drżała, prawdopodobnie ze strachu, podczas gdy jej towarzysz zdawał się być pogrążony we śnie.
Mechanicznym ruchem wyjąłem z kieszeni kamerkę wielkości połowy mojej dłoni, która bez problemu mieściła się w każdej bluzie. Odblokowałem ją niemo i przytrzymałem tak, by nakamerować wszystko, co tutaj widziałem.
Mayson sapnął i przejechał swoją dłonią po twarzy, jakby był na skraju cierpliwości.
- Adam doskonale wiedział, co robił, Samantho. Szkoda tylko, że zadarł nie z tym człowiekiem, co trzeba. - powiedział dość łagodnie.
Samantha, która przestała drżeć, usiadła prosto i spojrzała na Maysona, jakby mężczyzna miał zaraz do niej podbiec i uderzyć ją ponownie.
- Miał problem. Chciał wyjść z hazardu, ale nie potrafił. Błagam, daj nam jeszcze trochę czasu... - błagała, ale Carlos westchnął. Jego ciemne wąsy w świetle żarówki wyglądały dość zabawnie, nawet jeśli jego spojrzenie nie miało z zabawą nic wspólnego. Ustawiłem kamerę tak, by nagrać jego i stałem tam nadal, nasłuchując.
- Już to słyszałem - mruknął i ruszył leniwie ręką, a jeden z jego ludzi podszedł do związanej dwójki z pistoletem w ręku. Na sam widok uzbrojonego mężczyzny, zamarłem z kamerą w ręku, która wszystko dalej nagrywała.
- Carlosie, błagam - szlochała kobieta. Jej towarzysz uniósł głowę, ale widok pistoletu nad jego głową wcale go nie zdziwił. - Jaimie nie ma z tym nic wspólnego. To Adam nas w to wszystko wplątał.
- Współczuję waszej rodzinie, Samantho - powiedział obojętnym tonem Carlos. - Gdybym tylko znalazł Adama, nie musiałbym porywać waszej dwójki. Nie lubię, gdy ludzie nadszarpują mojego zaufania. Długi zawsze powinny być spłacone.
- Ale Jaimie nie miał z tym nic wspólnego - powtarzała kobieta, jak w jakimś transie, kręcąc głową. - Błagam, tylko nie mój brat...
Jej błagania były beznadziejne, a Jaimie zrozumiał to jako pierwszy. Zanim Samantha zdołała cokolwiek powiedzieć, ciszę rozdarł odgłos wystrzału, a nieruchoma głowa chłopaka opadła między żebra. Samantha obróciła się i wrzasnęła, jakby obdzierano ją ze skóry. Carlos nie odezwał się ani słowem, patrząc na ciało chłopaka niemal z satysfakcją.
Oddychałem płytko, nie wiedząc, co mam właściwie robić. Właśnie zobaczyłem, jak ludzie Maysona zabijają człowieka. Byłem świadkiem morderstwa. Czułem się tak zszokowany, że nawet nie pomyślałem, by wyłączyć kamerę. Po prostu tam stałem, czując, że cały drętwieję od środka, jakby moje ciało zmieniło się w kawałek suchego drewna.
Jeden z mężczyzn podbiegł do Samanthy i uderzył ją ponownie w twarz, tym razem po to, by przestała krzyczeć. Carlos stał w miejscu, jakby nic nie potrafiło pozbawić go jego opanowania.
- Ty potworze - jęknęła Samantha, kręcąc się w miejscu, jakby przebywanie w tym samym miejscu, co zabójcy jej brata, przyprawiało ją o mdłości. Bezwładne ciało Jaimiego w dalszym ciągu siedziało na krześle, związane linami. Poczułem przygniatającą troskę o tę kobietę. Czułem, że gdyby nie fakt, że siedziała do brata plecami, jego śmierć pomieszałaby jej w głowie. I tak wyglądała, jakby była o krok od szaleństwa.
- Adam, jak mogłeś - usłyszałem spomiędzy wielu słów, które mruczała pod nosem, jakby była nawiedzona. Jej błędne spojrzenie spoczywało na podłodze tuż przede mną, a po policzkach sączyły się łzy.
Poczułem lekkie drżenie na moim ciele, jakby przeszedł po nim prąd. Samantha podniosła wzrok i wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Właściwie nie wiem, jakim cudem. Byłem niewidoczny. Za późno zrozumiałem, że mechanizm przestał działać, bo jeden z ludzi Maysona podszedł do progu, przy którym stałem. Wyłączyłem kamerę i schowałem ją do kieszeni kurtki, podczas gdy mężczyzna zdążył mnie już zauważyć i chwycić za ubrania, podnosząc do góry.
- Puszczaj - warknąłem i uderzyłem go z pięści prosto w twarz. Facet zawahał się na moment, który zdołałem wykorzystać, zeskakując na podłogę. Czułem narastające przerażenie, starając się jednocześnie nie myśleć, że to tylko jeden z siedmiu wrogów, wśród których się znalazłem.
- Intruz - ryknął mój napastnik, dotykając swojej zakrwawionej twarzy, ale ja nie zamierzałem czekać, aż przybędą pozostali. Wiedziałem, że drzwi na ulicę strzeże tamta dwójka i niechybnie mnie złapią, gdy stałem się zauważalny.
Wahałem się sekundę, zanim wypatrzyłem drzwi za zakrętem korytarza i popędziłem w tamtym kierunku. Z pomieszczenia, w którym była przetrzymywana Samantha, wyleciało dwóch kolesi, którzy zaczęli się rozglądać po ciemnym korytarzu. Wpadłem do pokoju i zatrzasnąłem za sobą drzwi, ale nie znalazłem żadnego zamka.
- Cholera - warknąłem, ale, gdy się obróciłem, zauważyłem schody prowadzące na górę.
Nigdy nie uciekaj na górę, pomyślałem, przypominając sobie pierwszą zasadę pościgu. Z tym, że nie miała ona sensu, jeżeli miałem moje silniki. Problem polegał na tym, że nie wiedziałem, czy wysiadł tylko promień, czy także cały mój sprzęt.
Zacząłem biec po schodach w momencie, gdy przez drzwi wpadli mężczyźni. W ostatniej chwili wbiegłem na górę, bo tuż obok mojej nogi przemknęła kula. Słyszałem wystrzały tuż za moimi plecami, ale starałem się nie myśleć o mojej niechybnej śmierci, jeśli nie uda mi się uciec. Byłem świadkiem. Musieli mnie sprzątnąć, myślałem gorączkowo. Nie było co myśleć o ugodowym rozwiązaniu sprawy.
Wbiegłem na piętro i zawahałem się. Zobaczyłem dwa okna i tak naprawdę była to jedyna droga ucieczki. Nie zauważyłem żadnych drzwi ani kolejnych schodów, więc byłem po prostu uwięziony na pierwszym piętrze.
Obróciłem się przodem do wbiegających po schodach bandziorów i podszedłem tyłem do pierwszego okna. Słyszałem w oddali silniki samochodów przemykających po ulicach miasta i poczułem kojący spokój. Pomyślałem zaraz o cioci i o GoGo. Co zrobią, gdy się dowiedzą? Czy GoGo będzie za mną tęsknić? Czy ciocia się załamie po utracie kolejnego zaadoptowanego dziecka?
Na piętro wbiegło dwóch gości z pistoletami w dłoniach. Wypatrzyli mnie i uśmiechnęli się zdradziecko, unosząc swoje bronie. Powoli podniosłem ręce do góry, starając się uspokoić oddech.
- Mamy go, szefie - powiedział jeden z gości. Mayson odepchnął ich i wyszedł przed szereg.
- I po co się w to wplątywałeś, młody? - prychnął mężczyzna, patrząc na mnie z pogardą. Dwóch z jego podwładnych poświeciło na mnie swoimi latarkami. Bałem się, że ich światło mnie całkowicie otumani, a akurat koncentracja była mi w tej chwili najbardziej potrzebna.
- Zabijecie mnie? - spytałem, starając się zachować spokój.
Mayson udawał, że się zastanawia.
- Nie mamy wyboru. - powiedział łagodnie. - Jeszcze mógłbyś szepnąć coś władzom.
- Ma kamerę - przypomniał ten facet, którego uderzyłem. Mayson zmarszczył brwi.
- Zawrzyjmy układ. - rzekł spokojnie. - Oddasz ją nam, a my pozwolimy ci uciec.
Roześmiałem się. Żałowałem, że wcześniej nie schowałem tej głupiej kamery. Wtedy podwładny Maysona by jej nie zauważył. Czułem pustkę, a wszelki strach pozostawił mnie na pastwę losu. I tak stałem się dla nich celem, pomyślałem sobie. Nieważne, co i w jaki sposób mówiłem.
- Myślicie, że jestem idiotą? - spytałem, marszcząc brwi. - I tak jej nie oddam.
- Sami ją sobie weźmiemy - odparł Mayson, a mężczyzna przy jego boku wystrzelił ze swojej broni.
W tym momencie sam nie wiedziałem, co się stało. Moje ciało zadziałało szybciej niż umysł otumaniony całą tą sytuacją. Zdążyłem przekręcić lekko metal na moim nadgarstku, uruchamiając błyszczącą, laserową tarczę, która posyłała białe światło w różnych kierunkach. Pocisk odbił się od niej i upadł na podłogę, wprawiając w spore zaskoczenie moich napastników. Zanim zdołali drgnąć, obróciłem się i rzuciłem się na okno, przebijając szybę moją tarczą. Siła mojego wyskoku sprawiła, że szkło pękło z głuchym trzaskiem, sypiąc się w dół, na ulicę.
Zacząłem spadać, ale szybko przestawiłem mechanizmy na bransolecie i już po chwili leciałem nad ziemią z pomocą moich silników. Wyminąłem zręcznie dzielnicę, w której wciąż znajdował się Mayson i poleciałem w górę, by przelecieć nad miastem. Dobrze wiedziałem, gdzie miałem lecieć.
Godzinę później sterczałem na dworcu. Czułem przeraźliwy chłód, który sprawiał, że moje nogi drżały, ale dzisiejszej nocy nie doskwierał mi mróz. Cały czas myślałem o Maysonie. Czułem, że nie będę bezpieczny, dopóki ten mężczyzna jest na wolności. Wiedział, że byłem świadkiem tego, co zrobił. Co gorsza, miałem na to dowody. Wystarczyło tylko zanieść je na policję. Zasadniczo mógłbym to zrobić, gdybym nie znał funkcjonariuszy w naszym mieście. Miałem już z nimi co nieco do czynienia i przeczuwałem, że albo nie uwierzyliby mi w moją wersję wydarzeń, albo nie zajęliby się tą sprawą na poważnie. Nie. W tej sprawie mogła pomóc tylko Agenda.
Ruszyłem się w miejsca dopiero, gdy zobaczyłem sylwetkę Sam, poruszającej się szybko po chodniku. Jej włosy nieprzytrzymywane przed czapkę rozwiewał wiatr, a płaszcz przypominał flagę, porywaną przez powiewy powietrza. Zauważyła mnie od razu i podeszła do mnie, omijając biegnącego w kierunku taksówki przechodnia.
- Dzięki, że przyszłaś tak szybko - powiedziałem, chwytając ją mocno w ramiona. Sam drgnęła, ale nie odepchnęła mnie, spoglądając na mnie z zaskoczeniem.
- Co się stało, Hiro? - spytała głosem wypranym z emocji, patrząc na mnie podejrzliwie.
Znów zachowywałem się jak totalny dupek. Sam fakt, że poprosiłem ją o pomoc po tym wszystkim, co się między nami wydarzyło, sprawiał, że czułem się koszmarnie. Problem polegał na tym, że nie mogłem poprosić o pomoc nikogo innego. Tylko Sam ze wszystkich moich przyjaciół pozostawała pod całkowitą ochroną Agendy, więc teoretycznie powinna być bezpieczna. Czysto teoretycznie.
- Muszę wybyć na jakiś czas - powiedziałem zdenerwowanym głosem. W kieszeni trzymałem moją kamerę i krótki list, który wepchnąłem do jej wnętrza. - Proszę cię, miej oko na resztę.
Sam zmarszczyła brwi. Jej spojrzenie było jednocześnie pełne sceptyzmu i troski.
- W co ty się wpakowałeś? - spytała ponownie. Miałem ochotę powiedzieć jej wszystko, tak bardzo potrzebowałem się komuś wygadać... GoGo nie dzwoniła, dobrze wiedząc, że jestem zajęty. Całe szczęście, że nie wiedziała czym, bo inaczej pewnie wróciłaby do San Fransokyo pierwszym pociągiem, byleby przemówić mi do tego pustego łba.
- Nic, po prostu... - podrapałem się po głowie. Ile mogłem jej powiedzieć, jednocześnie nie wplątując jej w całą sprawę? - Sam, wybacz mi, ale nie mogę ci nic powiedzieć.
- Więc jakim sposobem mam ci pomóc? - mruknęła, nieco poirytowana.Westchnąłem głośno i złapałem ją za ręce. Sam spojrzała na mnie z rezerwą.
- Nie powinnaś mi w ogóle pomagać po tym, co ci zrobiłem - wyszeptałem, a oczy Sam na moment stały się tak samo niewinne jak zawsze. - Dlatego tym ciężej jest mi o tą pomoc prosić. Nikt inny nie jest w stanie mi pomóc, tylko ty.
Sam przez moment stała naprzeciw, wlepiając we mnie swoje wielkie jak księżyce oczy, po czym zacisnęła dłonie na moich własnych, chcąc dodać mi otuchy.
- Co mam zrobić? - zapytała cicho.
Uśmiechnąłem się lekko i chwyciłem ją w ramiona, jakbym się z nią żegnał. Sam znów zaszokowała się moim zachowaniem, ale mnie nie odepchnęła. Zastanawiałem się, czy zdołałaby mnie uderzyć, czy wciąż byłaby taka potulna, gdybym postanowił ją w tym momencie pocałować.
Zaczesałem jej włosy w tył i położyłem usta przy jej uchu.
- Proszę cię, idź do Agendy i nie wychodź stamtąd, dopóki po ciebie nie wrócę, cokolwiek by się stało. - szeptałem poddenerwowany. - Nie wchodź głównym wejściem, tylko tym ukrytym. Najlepiej kręć się wokół Yoko. Wtedy będziesz najbezpieczniejsza.
- Aż tak zależy ci na moim bezpieczeństwie? - spytała Sam cicho.
W tym czasie zdołałem otworzyć zamek jej torebki i wrzucić jej moją kamerkę. Miałem nadzieję, że na razie niczego nie zauważy. Wystarczyło tylko, żeby przemyciła ją do Agendy. Mayson nie mógł wiedzieć, że mam cokolwiek wspólnego z AZN-em, inaczej zaszyłby się pod ziemię. Wyglądało to tak, jakbym chciał uciec przed wilkiem, chroniąc się za niedźwiedziem. Trochę słaba taktyka, ale czułem, że to ma sens. Przynajmniej nie narażałem GoGo.
- Pewnie, że tak - odparłem wprost, zapinając niezauważalnie torebkę.
- I tylko w ten sposób mogę ci pomóc? - zapytała Sam z nutą zdziwienia. Prośba o to, by sama się zabezpieczyła była dość dziwnym rodzajem pomocy, ale jeżeli Sam znajdzie kamerę, to wszystko ułoży jej się w całość.
- Tak - odpowiedziałem. - To jest wszystko, co możesz zrobić... - powiedziałem, ale zawahałem się. - Miej jeszcze oko na Honey i GoGo. Powinny jutro wrócić z Tokyo. Nie chcę, żeby wiedziały, że się z tobą widziałem.
Sam skinęła głową.
- Czyli nie powiesz mi, co narozrabiałeś? - dopytywała się. Pokręciłem głową.
- Wybacz mi, nie chcę cię w to zanadto wplątywać. - odparłem. Sam podeszła do mnie, patrząc mi w oczy.
- Boję się o ciebie, Hiro - rzekła wprost, a jej twarz wydała mi się jaśniejsza niż przedtem. Dokoła dudnił wiatr i szalały samochody, podczas gdy my staliśmy pod dachem dworca, rozmawiając jak para dobrych przyjaciół. - Obiecaj, że będziesz ostrożny.
Pokiwałem głową ochoczo, czując, że nasze spotkanie się przeciąga. Jeśli Sam szybko stąd nie zniknie, sama może wpaść w kłopoty.
- Obiecuję. - przyrzekłem.
Sam zamrugała, po czym podeszła do mnie i złożyła pocałunek na moich ustach. Miałem ochotę ją odepchnąć, ale nie zrobiłem tego tylko dlatego, że jej potrzebowałem. Po raz kolejny ją wykorzystywałem, przez co naprawdę czułem się jak ostatni śmieć. Co mogłaby sobie pomyśleć po takiej prośbie? Że mi na niej zależy. Znów robiłem jej nadzieję.
Stałem jak skamieniały, gdy Sam odsunęła się ode mnie, uśmiechając się lekko. Pomyślałem od razu o GoGo i o tym, jak bardzo pragnę z nią teraz być. Znów myśleć tylko o niej, a nie o tym, jak bardzo chcę przetrwać.
- Do zobaczenia - powiedziała dziewczyna i ruszyła gibkim krokiem w kierunku zaułku, którym kiedyś poprowadziła nas Yoko przy naszym pierwszym spotkaniu z Agendą.
Oparłem się o ścianę, czując, jak cały mój stres przed tą rozmową ucieka. Nie wiedziałem, czy jestem z GoGo i co lepsze, czy ją zdradziłem. Wszystko kołatało mi się w głowie, jakbym zbudził się w jakimś koszmarze. Niestety, sprawa z Sam była zaledwie pyłkiem przy reszcie moich problemów.
Nie mogłem wrócić do domu, obawiając się, że ściągnę Maysona na moją ciocię. Miałem wrażenie, że cały czas jestem śledzony, a nie było to wcale miłe poczucie. Ruszyłem w dalszą drogę w kierunku obrzeży San Fransokyo, mając nadzieję, że Sam szybko zauważy kamerkę. Jeśli to zrobi, Yoko postara się, by jej ludzie znaleźli Maysona. Nie wybaczyłbym jej tylko, gdyby wplątała w to moich przyjaciół. A zwłaszcza GoGo, którą przez cały czas starałem się chronić. Najłatwiejszym byłoby teraz do niej zadzwonić i powiedzieć jej o wszystkim. Zrobiłbym tak, gdybym myślał tylko o sobie. Jej dobro było jednak ważniejsze niż moje własne.
Usiadłem w rogu ulicy przy zamkniętym podwórku i odpiąłem metalową bransoletę. Nie miałem moich narzędzi, ani niczego, co mogłoby mi pomóc naprawić promień, więc spróbowałem zrobić to gołymi rękami. Naprawdę marzyłem o gorącej herbacie i ciepłym łóżku, ale na razie było to niemożliwe. Musiałem spróbować zniknąć na parę dni, tym bardziej, że obawiałem się, że Mayson mógł mnie rozpoznać. Moja ostrożność wprowadzała mnie w osłupienie, ale czułem się, jakbym był zamknięty w klatce, czekając tylko na atak z góry. Ciekawiło mnie tylko, kiedy nastąpi.
:)
OdpowiedzUsuńFajna akcja hiro tylko czemu ten kretyn ten półdebil ta sklonowana owca znoowu pszła do @#!% Sam jakby nie miał żadnej innej opji i na ptwierdzenie swojej inteligencjji daje jej znoowu nadzieje... nie mam slów na niego zastanawiam się tylko jak gogo zaraaguje...
UsuńPs: pozdro jesteś najlepsza :)
Nie ma się co zastanawiać :D trzeba tylko poczekać XD
UsuńCo za mały skurwiel z tego Hiro. Tak sobie po prostu wejdzie do leża Wściekłego Pana Windykatora Ogromnych Długów i chce przeżyć nikogo przy tym nie narażając? Niedoczekanie jego...
OdpowiedzUsuńSam nie skomentuję. Tylko bym się zdenerwowała jeszcze XD
O, wiem! No daj się Fredowi zakochać w Honey. Najlepiej niech jej broni przed PWOD Maysonem. Chcę zobaczyć u niego ciężkie obrażenia :D
Jestem brutalna.
~Piwo
Może wyobrażał to sb inaczej - w końcu gościu potrafi być niewidzialny! Heloł?! Jak to wykorzystać jak nie na szpiegowaniu? XDD
UsuńOOj z tym Freddim mi marudzicie, cierpliwości xD
A będę marudzić dopóki nie zobaczę mojego pragnienia:D
UsuńSłuchajcie, rosół rybny z makaronem udon jest dużo lepszy niż ramen. Problemem są tylko pałeczki 😝
A co z tego że może być niewidzialny? W końcu każda rzecz może przestać działać...
Pamiętaj, liczę na Freda.
;-;
UsuńJprdl!!!!! Hiro ty mała łajzo!!! Co to miało być do chuja?! że się tak brzydko wyrażę. GoGo ledwo pojechała a ten się tu całuje z Sam?! Której zachowania nie trawię kompletnie...Zrzuciłabym ją z dachu Agendy z zepsutym spadochronem!
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!
Dobra już się uspokoiłam. Just jakie ty emocje wyzwalasz w ludziach! Hahaha, next cudowny. Już myślałam, że będzie BUM! i po Hiro, ale nie przeżył i jeszcze przemycił kamerę do Agendy z pomocą tej głupiej zdziry. Ciekawa jestem tylko za jaką cenę. A może coś się stanie Go w ramach zemsty? Hahah lubię ją, ale jeszcze bardziej lubię jak odnosi jakieś obrażenia xD. Taki paradoks... W każdym razie nexxt genialny. Na prawdę nie wiem jak wyczarowujesz tak zajebiste rozdziały, ale na prawdę są genialne!
Ciekawi mnie jak to się wszystko rozwiąże i chociaż sytuacja Sam i Hiro wkurzyła mnie doszczętnie, to....proszę o więcej xD. Tak wiem jestem tępa i nie umiem się zdecydować ale mimo tego, że moje emocje do nich robią się negatywne to z drugiej strony fajne jest takie zawirowanie. Dlatego też więcej sytuacji z Sam byłoby spk, moim zdaniem. Hehehhe :,) się rozpisuję....
No dobrze więc, next genious, bella, fantastico, oby tak dalej.
Aaaaaa jak ja kocham jak ty piszesz ^^
Do nna ;)
Tak w sumie to Sam znów pocałowała Hiro :/ on był w trochę kiepskiej sytuacji tak powiem żeby go usprawiedliwić, bo gdyby ją odepchnął być może nie chciałaby mu pomóc ;))
UsuńSam też ma swój rozum, nawet jeśli ogarnia nieco później, to w końcu zrozumie jak wielkie szanse ma u Hiro... czyli żadne XDD
Ja też kocham pisac dla Was :* Fenks <3