Obudziłem się rano w rogu ulicy, schowany za wysoką latarnią. Pomimo ciepłej zimowej kurtki, moje całe ciało drżało od chłodu, który mnie złapał w ciągu nocy. Zdołałem przespać zaledwie kilka godzin od spotkania z Sam, pomyślałem, przypominając sobie z niesmakiem, jak mnie pocałowała. Powinienem był wtedy stanowczo zareagować, pomyślałem sobie, ale było już za późno.
Wstałem i spróbowałem się rozruszać, starając się zmusić moją krew do szybszego obiegu. Zastanawiałem się, jakim cudem po nocy spędzonej na ulicy, nie złapałem zapalenia płuc, albo czegoś jeszcze gorszego.Najwyraźniej adrenalina działała na mnie niczym benzyna spalająca mnie od środka. Ten płomień powoli przygasał, pozostawiając po sobie pustkę.
Wyciągnąłem z kieszeni urządzonko wielkości połowy mojego najmniejszego paznokcia wyglądające jak damski kolczyk. Był to czip, który skonstruowałem, gdy Baymax stał się zbyt natarczywy i zaczął mnie śledzić, korzystając z danych na swoim dysku. Ten czip wyglądał całkiem inaczej niż reszta i służył dokładnej odwrotności - zamiast namierzać, załamywał wszelkie dane, jakby moja lokalizacja w ogóle nie istniała. Mogłem więc bez problemu robić co chciałem, gdziekolwiek byłem, nie bojąc się, że Baymax mnie znajdzie. Miało też to oczywiście złe strony - Baymax nie byłby w stanie mi pomóc, gdybym tej pomocy potrzebował.
Schowałem czip z powrotem do kieszeni i ruszyłem na miasto, założywszy kaptur, by ludzie nie zobaczyli, jak koszmarnie wyglądam. Chyba każdy po takiej nocy bałby się spojrzeć w lustro. Czułem, że zobaczę tam całkiem innego człowieka.
Przez cały dzień nie potrafiłem nic ze sobą zrobić. Cały czas myślałem o domu i o tym, jak bardzo chciałbym do niego wrócić. Problem polegał na tym, że wolałem uciec i odciągnąć od cioci Maysona niż pojawić się w mojej dzielnicy. Obawiałem się, że przez moje uczestnictwo w walkach botów Mayson szybko mnie namierzy. Możliwe, że sam stawiał na mnie podczas walk...
Zmierzch przyniósł ze sobą kolejne wątpliwości. Skuliłem się pod ścianą jednej ze schowanych przed główną ulicą restauracji i spojrzałem na swój wyłączony telefon z poczuciem pustki. Cały czas wydzwaniała do mnie ciocia, nie mówiąc o tym, że prawdopodobnie skontaktowała się już z GoGo, skoro dziewczyna zdołała już zadzwonić do mnie kilkanaście razy. Za każdym razem miałem ochotę odebrać ten cholerny telefon, ale prędzej bym go wyrzucił, niż to zrobił. Ukryłem się w kurtce i zasnąłem, mając przed oczami wciąż to samo ciało Jaimiego, który stracił życie wczorajszej nocy. Czy mogłem coś zrobić, by mu pomóc? Oczywiście, że nie. Byłem jedynie chłopcem, któremu odbiło na tyle, by śledzić groźnego przestępcę.
Przymknąłem oczy na moment, by zaraz po chwili zasnąć w głębokim śnie.
Obudziłem się po jakiejś godzinie, męczony zimnem. Opatuliłem się ciaśniej kurtką i ruszyłem przed siebie, unikając światła, które mogłoby mnie zdradzić. Gdzieniegdzie mijałem przechodniów, ale im dalej szedłem, tym mniej ludzi spotykałem na swojej drodze. W końcu zostałem sam na długiej ulicy, która przypominała aleję przez rosnące po dwóch stronach tuje.
Moje nogi błagały o wypoczynek, ale ciało pragnęło ciągłego ruchu, by nie zamarznąć w tym chłodzie, dlatego nie zamierzałem przystawać. Zostałem sam pośród ciemności, która otaczała mnie ze wszystkich stron. Usłyszałem za plecami ryk samochodu i za chwilę blask reflektorów oślepił drogę przede mną. Obróciłem się w kierunku nadjeżdżającego pojazdu i od razu tego pożałowałem.
Zarzuciłem kaptur na głowę i zacząłem biec w momencie, gdy samochód przyspieszył, pędząc za mną po gładkiej jezdni. Nie wiem, po czym poznałem czarnego mercedesa. Mayson musiał mieć wiele aut, nie musiał używać tylko jednego. Jakieś poczucie towarzyszące pragnieniu mojego przetrwania krzyknęło nagle: "Uciekaj!" w głąb mojego umysłu, który w tej chwili był otwarty na wszelkie sugestie.
Popędziłem przed siebie, po czym skręciłem w bok w ciasną uliczkę, dobrze wiedząc, że samochód się przez nią nie przeciśnie. Wyrwałem w przód i skręciłem ponownie, pojawiając się nagle tuż przy brzegu rzeki. Przystanąłem na moment, wystraszony, po czym chwyciłem w dłoń mój telefon i cisnąłem go w ciemną toń. Gdy usłyszałem cichy plusk, ruszyłem w dalszy bieg, starając się ignorować odgłosy goniącego mnie samochodu, które towarzyszyły mi z każdym krokiem.
Nie pamiętam, jak długo biegłem, ale adrenalina dodawała mi sił. Po pewnym czasie kilku kolesi wyskoczyło z samochodu i zaczęło za mną biec. Byłem szybki, ale zmęczony. Skręciłem znowu dwa razy i wpadłem w ślepą uliczkę, przez którą poczułem, że osuwa mi się grunt pod nogami. Już miałem się poddać, słysząc kroki za sobą, gdy nagle jakby znikąd przypomniały mi się słowa Tadashiego. Myśl nieszablonowo, Hiro. Obróciłem głowę i ujrzałem wejście do kamienicy, której drzwi nie były zabezpieczone przez żaden zamek. Wpadłem do środka i zatrzasnąłem za sobą drzwi. Ruszyłem po omacku przed siebie, starając się nie wpaść na drzwi do jakiegoś mieszkania. Biegnij w górę, rozkazałem sam sobie i odnalazłem w ciemności schody. Dachy w tej dzielnicy były połączone, dzięki czemu miałbym szansę wydostać się z tego budynku.
Pobiegłem na górę, potykając się przy tym z co najmniej cztery razy, jednak gdy usłyszałem otwierane drzwi, zmęczenie zamarło po raz kolejny, dając wolną rękę determinacji. Wbiegłem na drugie piętro, po czym odnalazłem w ciemności stalowe schody prowadzące na dach. Czułem na plecach ciepły oddech moich prześladowców.
Dalej, Hiro, myślałem gorączkowo. Wydostałem się znów na zewnątrz. Zimne powietrze owiewało moje ciało tym bardziej, że byłem odkryty na jego podmuchy. Nie chroniły mnie żadne ulice, żadne ściany. Tylko ja i pogoda.
Obróciłem się w kierunku sąsiednich dachów i zamarłem. Dwie postaci stały na dachu razem ze mną. Dyszałem ciężko i czułem, jak świat przewraca mi się do góry nogami, ale zdołałem je poznać. Poczułem, że cała ta walka, cała ucieczka były bezsensowne. Cała moja droga była bezsensowna.
Mayson stał z rękami w kieszeniach, a jego wspólnik trzymał pistolet skierowany w moim kierunku.
- Nie doceniłem cię - powiedział z powagą. Po schodach wbiegli moi prześladowcy, przystając za moimi plecami. Czekali na rozkazy swojego szefa. - Myślałem, że jesteś przypadkową osobą, która znalazła się w złym miejscu o złej porze.
Usłyszałem, jak mężczyzna stojący po jego prawej ładuje swoją broń i serce stanęło mi w gardle.
- Trzeba było nie wchodzić mi w drogę, młody Hamado - dodał Mayson.
Nie zdążyłem się ruszyć, bo jeden z mężczyzn stojących za mną, uderzył mnie z całej siły w bok, powalając mnie na ziemię. Upadłem, zwijając się z bólu, a świat zamigotał mi przed oczami. Poczułem kolejny cios, wymierzony w moje plecy, a ból przeszył całe moje ciało jak dawka wysokiego napięcia pokonująca wielki obszar w ułamku sekundy. Kazałem sobie wstać, ale moje ciało nie reagowało, stłumione cierpieniem. Każda komórka mojego organizmu pragnęła, by przestali, ale czerń szybko odebrała im tę sposobność. Ból stawał się coraz słabszy aż w końcu zniknął, razem z moją przytomnością.
Usłyszałem swój ciężki oddech i poczułem smak własnej krwi na języku. Dobrze wiedziałem, co się ze mną stało od chwili, gdy zdołałem odzyskać przytomność. GoGo, pomyślałem, ale dopiero zdążyłem sobie przypomnieć, że mój telefon wylądował w rzece i że świadomość o mojej relacji z dziewczyną ma szansę pozostać ukryta.
Ciemność znajdowała się wokół mnie i była tak nieprzebrana, że nie od razu pojąłem, że zdołałem powrócić do mojej utraconej przytomności. Poruszyłem się niespokojnie w miejscu, ale coś pętało moje nadgarstki. Przypomniałem sobie o związanej Samancie i pomyślałem, że ze mną musieli zrobić to samo. Dlaczego mnie nie zabili? Odpowiedź była prosta. Dając Sam kamerę, uratowałem swoje życie. Potrzebowali mnie. Chcieli wiedzieć, co zrobiłem z nagraniem.
Nagle w pomieszczeniu zabłysła słaba jarzeniówka, która sprawiła, że na moment przymknąłem oczy. Jej blask był tak silny, że nie potrafiłem ich otworzyć jeszcze kilka sekund. Usłyszałem donośne kroki i zmusiłem się, by spojrzeć w kierunku osoby, która je powodowała.
- Witaj, Hiro - usłyszałem głos Maysona. Stał przede mną, patrząc zimnym spojrzeniem, jakby przyglądał się przedmiotowi. Jego ciemne wąsy skręciły się pod wpływem wilgoci pod prostym nosem. - Szybko odzyskałeś przytomność.
Odetchnąłem głośno i splunąłem na bok, chcąc pozbyć się krwi z moich ust.
- Nie myślałem, że będziesz tak podobny do matki - powiedział spokojnie mężczyzna, po czym chwycił moją twarz w silny uścisk i przyciągnął ją do światła. Spojrzałem w jego oczy z taką nienawiścią, że dziwiłem się, dlaczego wciąż jeszcze stoi w tym samym miejscu. - To przypadek, że mnie znalazłeś, czy chodziło o nią?
Wyrwałem się z jego dłoni i obróciłem głowę. Nie zamierzałem się odzywać, mając nadzieję, że rozwinie ten temat. Mayson zacmokał i pokręcił głową. Ze zdziwieniem zauważyłem, że był ze mną sam.
- Chciałem dać ci szansę. Ale ty wolałeś podzielić się naszym sekretem z kimś jeszcze. - powiedział spokojnie. - Gdzie jest dziewczyna?
Nie odpowiadałem, choć w mojej głowie szykowało się koło dziesięciu ciętych ripost, które mógłbym mu sprzedać. Czułem palący ból w miejscu, gdzie dostałem pierwsze uderzenia. Możliwe, że złamano mi żebra.
Z twarzy Maysona zniknął pewny siebie uśmieszek, pozostawiając za sobą brutalną twarz mężczyzny. Zamachnął się i uderzył mnie z całej siły w twarz, zanim zdołałem pożałować, że nic nie powiedziałem.
Jęknąłem cicho, czując kolejną falę bólu, przecinającą moją twarz. Czułem, że dłużej tego nie zniosę. Przypomniałem sobie o czipie w mojej kieszeni i miałem ochotę trzepnąć się w całej siły w czoło, jako że nie zdołałem się go pozbyć. Wciąż byłem niewykrywalny dla sensorów Baymaxa.
- Zadałem ci pytanie, chłopcze - warknął Mayson. - Nie każ mi go powtarzać.
- Z nikim się nie widziałem - odparłem ochoczo, a Mayson uderzył mnie po raz drugi, tym razem słabiej.
- Nie kłam - warknął. Splunąłem ponownie, czując, że krew nie pochodzi już z moich ust, ale ze zranionego nosa. - Widziałeś się wczorajszej nocy z pewną blondynką. Mój człowiek cię widział. Dałeś jej coś?
- Widziałem się z moją dziewczyną - powiedziałem, nie wiedząc, czemu ściągam na Sam takie niebezpieczeństwo. Pomyślałem, że jeżeli przedstawię Carlosowi Maysonowi Sam jako moją dziewczynę, jeszcze bardziej zdołam go zmylić i nie doprowadzić go do GoGo. Żeby ją uchronić, musiałem spalić wszystkie mosty, jakie nas łączyły, podczas tej jednej, przerażającej nocy. Jak to możliwe, że te dwadzieścia cztery godziny postawiły mój świat do góry nogami? Pomyślałem sobie, że gdyby mój promień nie nawalił, prawdopodobnie byłbym teraz bezpieczny. Siedziałbym w Agendzie i przedstawiał Yoko dowody przeciwko Maysonowi.
- Jak długo? - zapytał wprost mężczyzna, obchodząc krzesło, na którym siedziałem dokoła, niczym puma, mająca przed nosem zdobycz.
- Jakiś kwadrans - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Nie dlatego, że bałem się kolejnego uderzenia ze strony przesłuchującego - skoro widział nas jeden z ludzi Maysona, to moje kłamstwa nie miały sensu. Może i nawet ten facet widział, jak wsuwałem kamerkę do torby Sam, ale nie zmieniało to faktu, że teraz była bezpieczna.
- Dałeś jej coś? - zapytał, a ja znów zamilkłem. Zastanawiałem się, czy wie i upewnia się, czy naprawdę chce się tego dowiedzieć. Mayson nachylił się nad moją twarzą i skrzywił się z obrzydzeniem. - Dałeś jej nagranie?
To nie było pytanie. Poznał to po mojej minie. Byłem zbyt zmęczony i obolały, by myśleć logicznie. Nie mogłem nawet przygotować się do tej rozmowy, bo Mayson zachował się bardzo rozsądnie, przychodząc tu zaraz po moim przebudzeniu. A może to czysty fart?
- Nie znajdziesz jej - odparłem z chichotem, oczekując kolejnego uderzenia. Twarz Maysona pociemniała, ale mężczyzna nie uderzył mnie. Zmierzył mnie gniewnie i ruszył ku drzwiom, jakby nigdzie się nie spieszył.
Zanim zdążył wyjść, obrócił się i spojrzał na mnie raz jeszcze.
- Przypomnij sobie więcej szczegółów z tego spotkania, gdy wrócę. Chcę wiedzieć, dokąd poszła i gdzie to zaniosła. Chyba, że wolisz spędzić tu kolejny dzień. - powiedział i zatrzasnął za sobą drzwi.
Odetchnąłem głośno. Tuż po jego wyjściu światła zgasły, a ja znów zostałem pogrążony w ciemności. Słyszałem mój przerażony oddech, który dopiero teraz mógł zabrzmieć prawdziwie. Czułem narastająca panikę. Byłem teraz zakładnikiem, pionkiem, którego w każdej chwili można usunąć. Jeśli znudzę się Maysonowi, jedna kula może wystarczyć, bym nigdy nie zobaczył GoGo.
Poczułem łzy spływające po moich policzkach. Teraz, gdy zostałem już całkiem sam, nic nie miało znaczenia. Zagryzłem zęby, ale to spowodowało tylko kolejną falę łez. Co ja właściwie zrobiłem? Wpakowałem się w zatargi bandziorów przez moją arogancję i brak ostrożności. Możliwe, że już nigdy nie ujrzę GoGo, nie usłyszę jej głosu i nie obejmę jej tak, jak wtedy na plaży w Bayu-Ville. Stałem na krawędzi i wystarczyłby tylko moment, by spaść. A moje życie zaczęło od kogoś zależeć. Od kogoś, kto znał moją matkę i kto teraz znał już mnie.
Witam słoneczka :** wróciłam z sm, gdzie było po prostu świetnie ^^ iii... wróciłam do was ;DD także muszę kontynuować tą historię, co nie? Trzymajcie kciuki za Hiro, przydadzą mu się ;))
~ Pisarka Kryminałów Just Dreamie XDD
8/31/2016
8/26/2016
Świadek
Założyłem kaptur na głowę i ruszyłem w kierunku ciemnej dzielnicy przemysłowej San Fransokyo. Było już późno, a słońce o tej porze roku znikało z widnokręgu bardzo szybko. Ziemia pachniała wilgocią od tnącego powietrze deszczu. Schowałem dłonie w kieszenie, czując narastające zimno.
Na ulicy, po której szedłem, stały zaparkowane cztery samochody i to nie byle jakie - wyglądały jakby były sprowadzone tutaj z najlepszych salonów w Japonii. Dość dziwne, że znajdowały się w tak biednej dzielnicy.
Światła czarnego mercedesa na końcu drogi zabłyszczały ostrą czerwienią, a ja schowałem się za maską bliższego pojazdu. Usłyszałem otwierane drzwi i zajrzałem zaciekawiony, doskonale wiedząc, kto siedział w tym samochodzie.
Udało mi się dziś wyśledzić Maysona przy jednej z podejrzanych knajp w centrum, gdzie załatwiał interesy. Nie wierzyłem, jakim cudem ani policja, ani Agenda nic na niego nie miała, skoro facet nawet nie próbował zacierać za sobą śladów. Albo miał lojalnych współpracowników, albo po prostu olbrzymiego farta.
Z mercedesa rzeczywiście wyszedł Carlos Mayson w grubej kurtce, przez którą wyglądał, jakby był jeszcze bardziej otyły. Był wysokiego wzrostu, więc musiał uważać przy wychodzeniu z samochodu. Reflektory wyostrzały jego sylwetkę, osłaniając ją przed ciemnością nocy. Za nim z samochodu wysiadło czterech olbrzymich facetów, którzy szli za nim jak za żywą tarczą. Oczywiście tylko w przenośni, bo to oni mieli być ochroną dla przestępcy.
Odczekałem, aż zniknęli za pobliskim budynkiem, a samochód odjechał, po czym ruszyłem za Maysonem, skradając się jak prawdziwy agent. To, co robiłem, było chore. Yoko na pewno by mnie ukarała, że pcham się do jamy wilka, ale po prostu nie potrafiłem siedzieć w miejscu, wiedząc, że ten człowiek mógł mieć coś wspólnego z nagłą śmiercią moich rodziców. Śledziłem go od dwóch dni, umiejętnie starając się nie wspominać nic GoGo o moich planach. Na szczęście nie wypytywała mnie o nie, więc nie złamałem mojej obietnicy. Przeczuwałem jednak, że jeżeli GoGo nabierze podejrzeń co do moich wieczornych zajęć, to będę musiał ją oszukać... dla jej własnego dobra.
- Stev, Max, stańcie na czatach - usłyszałem chrypliwy głos Maysona, który wszedł do mieszkania za zaułkiem. Dwóch mężczyzn stanęło przy drzwiach, a pozostała dwójka weszła za swoim szefem.
Skryłem się za ścianą na końcu ulicy i podsunąłem rękaw kurtki do góry, ukazując gładki kawał metalu przypominający bransoletę, po czym wcisnąłem dwa przyciski i poczułem delikatne drżenie na mojej skórze, jak zawsze gdy stawałem się niewidzialny. Pomyślałem, że dobrze, że udało mi się skonstruować coś takiego, bo inaczej śledzenie Maysona stałoby się zadaniem niemożliwym do wykonania.
Ruszyłem w kierunku mieszkania, stąpając najciszej, jak tylko potrafiłem. To, że byłem niewidoczny, nie oznaczało, że byłem też niesłyszalny. Udało mi się przekraść pod czujnymi oczyma dwóch strażników i uchyliłem lekko drzwi, mając nadzieję, że dwaj goryle uznają to za zwykły przeciąg. Wszedłem na korytarz, zostawiając za sobą uchylone drzwi. Gdybym je zamknął, strażnicy spostrzegliby się, że jest coś nie tak. Stanąłem w cieniu i usłyszałem ich przyciszone rozmowy, po czym drzwi zamknęły się za moimi plecami z cichym brzdęknięciem.
Odetchnąłem cicho, czując przypływ adrenaliny. Byłem między młotem a kowadłem, otoczony wrogami. Nie było już powrotu.
Przeszedłem przez ciasny korytarz, nasłuchując. Usłyszałem głosy daleko, w innym pomieszczeniu i zacząłem macać dokoła po ścianach, starając się skierować w tamtym kierunku. Znajdowałem się w całkowitej ciemności, więc nie było to takie proste zadanie. Tym bardziej, że gdybym się o coś potknął, ludzie Carlosa Maysona zdołaliby mnie usłyszeć.
- ...błagam, Adam nie ma z tym nic wspólnego - usłyszałem, gdy zdołałem się nieco zbliżyć. Ujrzałem słabe światło, dosłownie jedną żarówkę, której blask został przemycony przez uchylone drzwi do pomieszczenia. Wszędzie czułem wilgoć i przeczuwałem, że Mayson specjalnie wybrał miejsce, którego nikt nie odwiedzał. To mieszkanie nie nadawało się do użytku, a co dopiero do zamieszkania.
Nagle usłyszałem głuchy trzask i kobieta, która przed chwilą wypowiedziała te słowa, jęknęła cicho, jak zraniony pies. Spojrzałem przez szczelinę i zamrugałem, nie mogąc przyzwyczaić się z powrotem do światła.
Carlos Mayson stał na środku z rękami w kieszeniach, a wokół niego znajdowały się cztery postacie, przyczajone w mroku jak grzechotniki, czekające na rozkaz ataku. Naprzeciw, pod żarówką, siedziała dwójka ludzi na krzesłach, do których byli przywiązani. Kobieta była obrócona w moim kierunku, a ciemne włosy przysłaniały jej twarz. Widziałem, że drżała, prawdopodobnie ze strachu, podczas gdy jej towarzysz zdawał się być pogrążony we śnie.
Mechanicznym ruchem wyjąłem z kieszeni kamerkę wielkości połowy mojej dłoni, która bez problemu mieściła się w każdej bluzie. Odblokowałem ją niemo i przytrzymałem tak, by nakamerować wszystko, co tutaj widziałem.
Mayson sapnął i przejechał swoją dłonią po twarzy, jakby był na skraju cierpliwości.
- Adam doskonale wiedział, co robił, Samantho. Szkoda tylko, że zadarł nie z tym człowiekiem, co trzeba. - powiedział dość łagodnie.
Samantha, która przestała drżeć, usiadła prosto i spojrzała na Maysona, jakby mężczyzna miał zaraz do niej podbiec i uderzyć ją ponownie.
- Miał problem. Chciał wyjść z hazardu, ale nie potrafił. Błagam, daj nam jeszcze trochę czasu... - błagała, ale Carlos westchnął. Jego ciemne wąsy w świetle żarówki wyglądały dość zabawnie, nawet jeśli jego spojrzenie nie miało z zabawą nic wspólnego. Ustawiłem kamerę tak, by nagrać jego i stałem tam nadal, nasłuchując.
- Już to słyszałem - mruknął i ruszył leniwie ręką, a jeden z jego ludzi podszedł do związanej dwójki z pistoletem w ręku. Na sam widok uzbrojonego mężczyzny, zamarłem z kamerą w ręku, która wszystko dalej nagrywała.
- Carlosie, błagam - szlochała kobieta. Jej towarzysz uniósł głowę, ale widok pistoletu nad jego głową wcale go nie zdziwił. - Jaimie nie ma z tym nic wspólnego. To Adam nas w to wszystko wplątał.
- Współczuję waszej rodzinie, Samantho - powiedział obojętnym tonem Carlos. - Gdybym tylko znalazł Adama, nie musiałbym porywać waszej dwójki. Nie lubię, gdy ludzie nadszarpują mojego zaufania. Długi zawsze powinny być spłacone.
- Ale Jaimie nie miał z tym nic wspólnego - powtarzała kobieta, jak w jakimś transie, kręcąc głową. - Błagam, tylko nie mój brat...
Jej błagania były beznadziejne, a Jaimie zrozumiał to jako pierwszy. Zanim Samantha zdołała cokolwiek powiedzieć, ciszę rozdarł odgłos wystrzału, a nieruchoma głowa chłopaka opadła między żebra. Samantha obróciła się i wrzasnęła, jakby obdzierano ją ze skóry. Carlos nie odezwał się ani słowem, patrząc na ciało chłopaka niemal z satysfakcją.
Oddychałem płytko, nie wiedząc, co mam właściwie robić. Właśnie zobaczyłem, jak ludzie Maysona zabijają człowieka. Byłem świadkiem morderstwa. Czułem się tak zszokowany, że nawet nie pomyślałem, by wyłączyć kamerę. Po prostu tam stałem, czując, że cały drętwieję od środka, jakby moje ciało zmieniło się w kawałek suchego drewna.
Jeden z mężczyzn podbiegł do Samanthy i uderzył ją ponownie w twarz, tym razem po to, by przestała krzyczeć. Carlos stał w miejscu, jakby nic nie potrafiło pozbawić go jego opanowania.
- Ty potworze - jęknęła Samantha, kręcąc się w miejscu, jakby przebywanie w tym samym miejscu, co zabójcy jej brata, przyprawiało ją o mdłości. Bezwładne ciało Jaimiego w dalszym ciągu siedziało na krześle, związane linami. Poczułem przygniatającą troskę o tę kobietę. Czułem, że gdyby nie fakt, że siedziała do brata plecami, jego śmierć pomieszałaby jej w głowie. I tak wyglądała, jakby była o krok od szaleństwa.
- Adam, jak mogłeś - usłyszałem spomiędzy wielu słów, które mruczała pod nosem, jakby była nawiedzona. Jej błędne spojrzenie spoczywało na podłodze tuż przede mną, a po policzkach sączyły się łzy.
Poczułem lekkie drżenie na moim ciele, jakby przeszedł po nim prąd. Samantha podniosła wzrok i wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Właściwie nie wiem, jakim cudem. Byłem niewidoczny. Za późno zrozumiałem, że mechanizm przestał działać, bo jeden z ludzi Maysona podszedł do progu, przy którym stałem. Wyłączyłem kamerę i schowałem ją do kieszeni kurtki, podczas gdy mężczyzna zdążył mnie już zauważyć i chwycić za ubrania, podnosząc do góry.
- Puszczaj - warknąłem i uderzyłem go z pięści prosto w twarz. Facet zawahał się na moment, który zdołałem wykorzystać, zeskakując na podłogę. Czułem narastające przerażenie, starając się jednocześnie nie myśleć, że to tylko jeden z siedmiu wrogów, wśród których się znalazłem.
- Intruz - ryknął mój napastnik, dotykając swojej zakrwawionej twarzy, ale ja nie zamierzałem czekać, aż przybędą pozostali. Wiedziałem, że drzwi na ulicę strzeże tamta dwójka i niechybnie mnie złapią, gdy stałem się zauważalny.
Wahałem się sekundę, zanim wypatrzyłem drzwi za zakrętem korytarza i popędziłem w tamtym kierunku. Z pomieszczenia, w którym była przetrzymywana Samantha, wyleciało dwóch kolesi, którzy zaczęli się rozglądać po ciemnym korytarzu. Wpadłem do pokoju i zatrzasnąłem za sobą drzwi, ale nie znalazłem żadnego zamka.
- Cholera - warknąłem, ale, gdy się obróciłem, zauważyłem schody prowadzące na górę.
Nigdy nie uciekaj na górę, pomyślałem, przypominając sobie pierwszą zasadę pościgu. Z tym, że nie miała ona sensu, jeżeli miałem moje silniki. Problem polegał na tym, że nie wiedziałem, czy wysiadł tylko promień, czy także cały mój sprzęt.
Zacząłem biec po schodach w momencie, gdy przez drzwi wpadli mężczyźni. W ostatniej chwili wbiegłem na górę, bo tuż obok mojej nogi przemknęła kula. Słyszałem wystrzały tuż za moimi plecami, ale starałem się nie myśleć o mojej niechybnej śmierci, jeśli nie uda mi się uciec. Byłem świadkiem. Musieli mnie sprzątnąć, myślałem gorączkowo. Nie było co myśleć o ugodowym rozwiązaniu sprawy.
Wbiegłem na piętro i zawahałem się. Zobaczyłem dwa okna i tak naprawdę była to jedyna droga ucieczki. Nie zauważyłem żadnych drzwi ani kolejnych schodów, więc byłem po prostu uwięziony na pierwszym piętrze.
Obróciłem się przodem do wbiegających po schodach bandziorów i podszedłem tyłem do pierwszego okna. Słyszałem w oddali silniki samochodów przemykających po ulicach miasta i poczułem kojący spokój. Pomyślałem zaraz o cioci i o GoGo. Co zrobią, gdy się dowiedzą? Czy GoGo będzie za mną tęsknić? Czy ciocia się załamie po utracie kolejnego zaadoptowanego dziecka?
Na piętro wbiegło dwóch gości z pistoletami w dłoniach. Wypatrzyli mnie i uśmiechnęli się zdradziecko, unosząc swoje bronie. Powoli podniosłem ręce do góry, starając się uspokoić oddech.
- Mamy go, szefie - powiedział jeden z gości. Mayson odepchnął ich i wyszedł przed szereg.
- I po co się w to wplątywałeś, młody? - prychnął mężczyzna, patrząc na mnie z pogardą. Dwóch z jego podwładnych poświeciło na mnie swoimi latarkami. Bałem się, że ich światło mnie całkowicie otumani, a akurat koncentracja była mi w tej chwili najbardziej potrzebna.
- Zabijecie mnie? - spytałem, starając się zachować spokój.
Mayson udawał, że się zastanawia.
- Nie mamy wyboru. - powiedział łagodnie. - Jeszcze mógłbyś szepnąć coś władzom.
- Ma kamerę - przypomniał ten facet, którego uderzyłem. Mayson zmarszczył brwi.
- Zawrzyjmy układ. - rzekł spokojnie. - Oddasz ją nam, a my pozwolimy ci uciec.
Roześmiałem się. Żałowałem, że wcześniej nie schowałem tej głupiej kamery. Wtedy podwładny Maysona by jej nie zauważył. Czułem pustkę, a wszelki strach pozostawił mnie na pastwę losu. I tak stałem się dla nich celem, pomyślałem sobie. Nieważne, co i w jaki sposób mówiłem.
- Myślicie, że jestem idiotą? - spytałem, marszcząc brwi. - I tak jej nie oddam.
- Sami ją sobie weźmiemy - odparł Mayson, a mężczyzna przy jego boku wystrzelił ze swojej broni.
W tym momencie sam nie wiedziałem, co się stało. Moje ciało zadziałało szybciej niż umysł otumaniony całą tą sytuacją. Zdążyłem przekręcić lekko metal na moim nadgarstku, uruchamiając błyszczącą, laserową tarczę, która posyłała białe światło w różnych kierunkach. Pocisk odbił się od niej i upadł na podłogę, wprawiając w spore zaskoczenie moich napastników. Zanim zdołali drgnąć, obróciłem się i rzuciłem się na okno, przebijając szybę moją tarczą. Siła mojego wyskoku sprawiła, że szkło pękło z głuchym trzaskiem, sypiąc się w dół, na ulicę.
Zacząłem spadać, ale szybko przestawiłem mechanizmy na bransolecie i już po chwili leciałem nad ziemią z pomocą moich silników. Wyminąłem zręcznie dzielnicę, w której wciąż znajdował się Mayson i poleciałem w górę, by przelecieć nad miastem. Dobrze wiedziałem, gdzie miałem lecieć.
Godzinę później sterczałem na dworcu. Czułem przeraźliwy chłód, który sprawiał, że moje nogi drżały, ale dzisiejszej nocy nie doskwierał mi mróz. Cały czas myślałem o Maysonie. Czułem, że nie będę bezpieczny, dopóki ten mężczyzna jest na wolności. Wiedział, że byłem świadkiem tego, co zrobił. Co gorsza, miałem na to dowody. Wystarczyło tylko zanieść je na policję. Zasadniczo mógłbym to zrobić, gdybym nie znał funkcjonariuszy w naszym mieście. Miałem już z nimi co nieco do czynienia i przeczuwałem, że albo nie uwierzyliby mi w moją wersję wydarzeń, albo nie zajęliby się tą sprawą na poważnie. Nie. W tej sprawie mogła pomóc tylko Agenda.
Ruszyłem się w miejsca dopiero, gdy zobaczyłem sylwetkę Sam, poruszającej się szybko po chodniku. Jej włosy nieprzytrzymywane przed czapkę rozwiewał wiatr, a płaszcz przypominał flagę, porywaną przez powiewy powietrza. Zauważyła mnie od razu i podeszła do mnie, omijając biegnącego w kierunku taksówki przechodnia.
- Dzięki, że przyszłaś tak szybko - powiedziałem, chwytając ją mocno w ramiona. Sam drgnęła, ale nie odepchnęła mnie, spoglądając na mnie z zaskoczeniem.
- Co się stało, Hiro? - spytała głosem wypranym z emocji, patrząc na mnie podejrzliwie.
Znów zachowywałem się jak totalny dupek. Sam fakt, że poprosiłem ją o pomoc po tym wszystkim, co się między nami wydarzyło, sprawiał, że czułem się koszmarnie. Problem polegał na tym, że nie mogłem poprosić o pomoc nikogo innego. Tylko Sam ze wszystkich moich przyjaciół pozostawała pod całkowitą ochroną Agendy, więc teoretycznie powinna być bezpieczna. Czysto teoretycznie.
- Muszę wybyć na jakiś czas - powiedziałem zdenerwowanym głosem. W kieszeni trzymałem moją kamerę i krótki list, który wepchnąłem do jej wnętrza. - Proszę cię, miej oko na resztę.
Sam zmarszczyła brwi. Jej spojrzenie było jednocześnie pełne sceptyzmu i troski.
- W co ty się wpakowałeś? - spytała ponownie. Miałem ochotę powiedzieć jej wszystko, tak bardzo potrzebowałem się komuś wygadać... GoGo nie dzwoniła, dobrze wiedząc, że jestem zajęty. Całe szczęście, że nie wiedziała czym, bo inaczej pewnie wróciłaby do San Fransokyo pierwszym pociągiem, byleby przemówić mi do tego pustego łba.
- Nic, po prostu... - podrapałem się po głowie. Ile mogłem jej powiedzieć, jednocześnie nie wplątując jej w całą sprawę? - Sam, wybacz mi, ale nie mogę ci nic powiedzieć.
- Więc jakim sposobem mam ci pomóc? - mruknęła, nieco poirytowana.Westchnąłem głośno i złapałem ją za ręce. Sam spojrzała na mnie z rezerwą.
- Nie powinnaś mi w ogóle pomagać po tym, co ci zrobiłem - wyszeptałem, a oczy Sam na moment stały się tak samo niewinne jak zawsze. - Dlatego tym ciężej jest mi o tą pomoc prosić. Nikt inny nie jest w stanie mi pomóc, tylko ty.
Sam przez moment stała naprzeciw, wlepiając we mnie swoje wielkie jak księżyce oczy, po czym zacisnęła dłonie na moich własnych, chcąc dodać mi otuchy.
- Co mam zrobić? - zapytała cicho.
Uśmiechnąłem się lekko i chwyciłem ją w ramiona, jakbym się z nią żegnał. Sam znów zaszokowała się moim zachowaniem, ale mnie nie odepchnęła. Zastanawiałem się, czy zdołałaby mnie uderzyć, czy wciąż byłaby taka potulna, gdybym postanowił ją w tym momencie pocałować.
Zaczesałem jej włosy w tył i położyłem usta przy jej uchu.
- Proszę cię, idź do Agendy i nie wychodź stamtąd, dopóki po ciebie nie wrócę, cokolwiek by się stało. - szeptałem poddenerwowany. - Nie wchodź głównym wejściem, tylko tym ukrytym. Najlepiej kręć się wokół Yoko. Wtedy będziesz najbezpieczniejsza.
- Aż tak zależy ci na moim bezpieczeństwie? - spytała Sam cicho.
W tym czasie zdołałem otworzyć zamek jej torebki i wrzucić jej moją kamerkę. Miałem nadzieję, że na razie niczego nie zauważy. Wystarczyło tylko, żeby przemyciła ją do Agendy. Mayson nie mógł wiedzieć, że mam cokolwiek wspólnego z AZN-em, inaczej zaszyłby się pod ziemię. Wyglądało to tak, jakbym chciał uciec przed wilkiem, chroniąc się za niedźwiedziem. Trochę słaba taktyka, ale czułem, że to ma sens. Przynajmniej nie narażałem GoGo.
- Pewnie, że tak - odparłem wprost, zapinając niezauważalnie torebkę.
- I tylko w ten sposób mogę ci pomóc? - zapytała Sam z nutą zdziwienia. Prośba o to, by sama się zabezpieczyła była dość dziwnym rodzajem pomocy, ale jeżeli Sam znajdzie kamerę, to wszystko ułoży jej się w całość.
- Tak - odpowiedziałem. - To jest wszystko, co możesz zrobić... - powiedziałem, ale zawahałem się. - Miej jeszcze oko na Honey i GoGo. Powinny jutro wrócić z Tokyo. Nie chcę, żeby wiedziały, że się z tobą widziałem.
Sam skinęła głową.
- Czyli nie powiesz mi, co narozrabiałeś? - dopytywała się. Pokręciłem głową.
- Wybacz mi, nie chcę cię w to zanadto wplątywać. - odparłem. Sam podeszła do mnie, patrząc mi w oczy.
- Boję się o ciebie, Hiro - rzekła wprost, a jej twarz wydała mi się jaśniejsza niż przedtem. Dokoła dudnił wiatr i szalały samochody, podczas gdy my staliśmy pod dachem dworca, rozmawiając jak para dobrych przyjaciół. - Obiecaj, że będziesz ostrożny.
Pokiwałem głową ochoczo, czując, że nasze spotkanie się przeciąga. Jeśli Sam szybko stąd nie zniknie, sama może wpaść w kłopoty.
- Obiecuję. - przyrzekłem.
Sam zamrugała, po czym podeszła do mnie i złożyła pocałunek na moich ustach. Miałem ochotę ją odepchnąć, ale nie zrobiłem tego tylko dlatego, że jej potrzebowałem. Po raz kolejny ją wykorzystywałem, przez co naprawdę czułem się jak ostatni śmieć. Co mogłaby sobie pomyśleć po takiej prośbie? Że mi na niej zależy. Znów robiłem jej nadzieję.
Stałem jak skamieniały, gdy Sam odsunęła się ode mnie, uśmiechając się lekko. Pomyślałem od razu o GoGo i o tym, jak bardzo pragnę z nią teraz być. Znów myśleć tylko o niej, a nie o tym, jak bardzo chcę przetrwać.
- Do zobaczenia - powiedziała dziewczyna i ruszyła gibkim krokiem w kierunku zaułku, którym kiedyś poprowadziła nas Yoko przy naszym pierwszym spotkaniu z Agendą.
Oparłem się o ścianę, czując, jak cały mój stres przed tą rozmową ucieka. Nie wiedziałem, czy jestem z GoGo i co lepsze, czy ją zdradziłem. Wszystko kołatało mi się w głowie, jakbym zbudził się w jakimś koszmarze. Niestety, sprawa z Sam była zaledwie pyłkiem przy reszcie moich problemów.
Nie mogłem wrócić do domu, obawiając się, że ściągnę Maysona na moją ciocię. Miałem wrażenie, że cały czas jestem śledzony, a nie było to wcale miłe poczucie. Ruszyłem w dalszą drogę w kierunku obrzeży San Fransokyo, mając nadzieję, że Sam szybko zauważy kamerkę. Jeśli to zrobi, Yoko postara się, by jej ludzie znaleźli Maysona. Nie wybaczyłbym jej tylko, gdyby wplątała w to moich przyjaciół. A zwłaszcza GoGo, którą przez cały czas starałem się chronić. Najłatwiejszym byłoby teraz do niej zadzwonić i powiedzieć jej o wszystkim. Zrobiłbym tak, gdybym myślał tylko o sobie. Jej dobro było jednak ważniejsze niż moje własne.
Usiadłem w rogu ulicy przy zamkniętym podwórku i odpiąłem metalową bransoletę. Nie miałem moich narzędzi, ani niczego, co mogłoby mi pomóc naprawić promień, więc spróbowałem zrobić to gołymi rękami. Naprawdę marzyłem o gorącej herbacie i ciepłym łóżku, ale na razie było to niemożliwe. Musiałem spróbować zniknąć na parę dni, tym bardziej, że obawiałem się, że Mayson mógł mnie rozpoznać. Moja ostrożność wprowadzała mnie w osłupienie, ale czułem się, jakbym był zamknięty w klatce, czekając tylko na atak z góry. Ciekawiło mnie tylko, kiedy nastąpi.
Na ulicy, po której szedłem, stały zaparkowane cztery samochody i to nie byle jakie - wyglądały jakby były sprowadzone tutaj z najlepszych salonów w Japonii. Dość dziwne, że znajdowały się w tak biednej dzielnicy.
Światła czarnego mercedesa na końcu drogi zabłyszczały ostrą czerwienią, a ja schowałem się za maską bliższego pojazdu. Usłyszałem otwierane drzwi i zajrzałem zaciekawiony, doskonale wiedząc, kto siedział w tym samochodzie.
Udało mi się dziś wyśledzić Maysona przy jednej z podejrzanych knajp w centrum, gdzie załatwiał interesy. Nie wierzyłem, jakim cudem ani policja, ani Agenda nic na niego nie miała, skoro facet nawet nie próbował zacierać za sobą śladów. Albo miał lojalnych współpracowników, albo po prostu olbrzymiego farta.
Z mercedesa rzeczywiście wyszedł Carlos Mayson w grubej kurtce, przez którą wyglądał, jakby był jeszcze bardziej otyły. Był wysokiego wzrostu, więc musiał uważać przy wychodzeniu z samochodu. Reflektory wyostrzały jego sylwetkę, osłaniając ją przed ciemnością nocy. Za nim z samochodu wysiadło czterech olbrzymich facetów, którzy szli za nim jak za żywą tarczą. Oczywiście tylko w przenośni, bo to oni mieli być ochroną dla przestępcy.
Odczekałem, aż zniknęli za pobliskim budynkiem, a samochód odjechał, po czym ruszyłem za Maysonem, skradając się jak prawdziwy agent. To, co robiłem, było chore. Yoko na pewno by mnie ukarała, że pcham się do jamy wilka, ale po prostu nie potrafiłem siedzieć w miejscu, wiedząc, że ten człowiek mógł mieć coś wspólnego z nagłą śmiercią moich rodziców. Śledziłem go od dwóch dni, umiejętnie starając się nie wspominać nic GoGo o moich planach. Na szczęście nie wypytywała mnie o nie, więc nie złamałem mojej obietnicy. Przeczuwałem jednak, że jeżeli GoGo nabierze podejrzeń co do moich wieczornych zajęć, to będę musiał ją oszukać... dla jej własnego dobra.
- Stev, Max, stańcie na czatach - usłyszałem chrypliwy głos Maysona, który wszedł do mieszkania za zaułkiem. Dwóch mężczyzn stanęło przy drzwiach, a pozostała dwójka weszła za swoim szefem.
Skryłem się za ścianą na końcu ulicy i podsunąłem rękaw kurtki do góry, ukazując gładki kawał metalu przypominający bransoletę, po czym wcisnąłem dwa przyciski i poczułem delikatne drżenie na mojej skórze, jak zawsze gdy stawałem się niewidzialny. Pomyślałem, że dobrze, że udało mi się skonstruować coś takiego, bo inaczej śledzenie Maysona stałoby się zadaniem niemożliwym do wykonania.
Ruszyłem w kierunku mieszkania, stąpając najciszej, jak tylko potrafiłem. To, że byłem niewidoczny, nie oznaczało, że byłem też niesłyszalny. Udało mi się przekraść pod czujnymi oczyma dwóch strażników i uchyliłem lekko drzwi, mając nadzieję, że dwaj goryle uznają to za zwykły przeciąg. Wszedłem na korytarz, zostawiając za sobą uchylone drzwi. Gdybym je zamknął, strażnicy spostrzegliby się, że jest coś nie tak. Stanąłem w cieniu i usłyszałem ich przyciszone rozmowy, po czym drzwi zamknęły się za moimi plecami z cichym brzdęknięciem.
Odetchnąłem cicho, czując przypływ adrenaliny. Byłem między młotem a kowadłem, otoczony wrogami. Nie było już powrotu.
Przeszedłem przez ciasny korytarz, nasłuchując. Usłyszałem głosy daleko, w innym pomieszczeniu i zacząłem macać dokoła po ścianach, starając się skierować w tamtym kierunku. Znajdowałem się w całkowitej ciemności, więc nie było to takie proste zadanie. Tym bardziej, że gdybym się o coś potknął, ludzie Carlosa Maysona zdołaliby mnie usłyszeć.
- ...błagam, Adam nie ma z tym nic wspólnego - usłyszałem, gdy zdołałem się nieco zbliżyć. Ujrzałem słabe światło, dosłownie jedną żarówkę, której blask został przemycony przez uchylone drzwi do pomieszczenia. Wszędzie czułem wilgoć i przeczuwałem, że Mayson specjalnie wybrał miejsce, którego nikt nie odwiedzał. To mieszkanie nie nadawało się do użytku, a co dopiero do zamieszkania.
Nagle usłyszałem głuchy trzask i kobieta, która przed chwilą wypowiedziała te słowa, jęknęła cicho, jak zraniony pies. Spojrzałem przez szczelinę i zamrugałem, nie mogąc przyzwyczaić się z powrotem do światła.
Carlos Mayson stał na środku z rękami w kieszeniach, a wokół niego znajdowały się cztery postacie, przyczajone w mroku jak grzechotniki, czekające na rozkaz ataku. Naprzeciw, pod żarówką, siedziała dwójka ludzi na krzesłach, do których byli przywiązani. Kobieta była obrócona w moim kierunku, a ciemne włosy przysłaniały jej twarz. Widziałem, że drżała, prawdopodobnie ze strachu, podczas gdy jej towarzysz zdawał się być pogrążony we śnie.
Mechanicznym ruchem wyjąłem z kieszeni kamerkę wielkości połowy mojej dłoni, która bez problemu mieściła się w każdej bluzie. Odblokowałem ją niemo i przytrzymałem tak, by nakamerować wszystko, co tutaj widziałem.
Mayson sapnął i przejechał swoją dłonią po twarzy, jakby był na skraju cierpliwości.
- Adam doskonale wiedział, co robił, Samantho. Szkoda tylko, że zadarł nie z tym człowiekiem, co trzeba. - powiedział dość łagodnie.
Samantha, która przestała drżeć, usiadła prosto i spojrzała na Maysona, jakby mężczyzna miał zaraz do niej podbiec i uderzyć ją ponownie.
- Miał problem. Chciał wyjść z hazardu, ale nie potrafił. Błagam, daj nam jeszcze trochę czasu... - błagała, ale Carlos westchnął. Jego ciemne wąsy w świetle żarówki wyglądały dość zabawnie, nawet jeśli jego spojrzenie nie miało z zabawą nic wspólnego. Ustawiłem kamerę tak, by nagrać jego i stałem tam nadal, nasłuchując.
- Już to słyszałem - mruknął i ruszył leniwie ręką, a jeden z jego ludzi podszedł do związanej dwójki z pistoletem w ręku. Na sam widok uzbrojonego mężczyzny, zamarłem z kamerą w ręku, która wszystko dalej nagrywała.
- Carlosie, błagam - szlochała kobieta. Jej towarzysz uniósł głowę, ale widok pistoletu nad jego głową wcale go nie zdziwił. - Jaimie nie ma z tym nic wspólnego. To Adam nas w to wszystko wplątał.
- Współczuję waszej rodzinie, Samantho - powiedział obojętnym tonem Carlos. - Gdybym tylko znalazł Adama, nie musiałbym porywać waszej dwójki. Nie lubię, gdy ludzie nadszarpują mojego zaufania. Długi zawsze powinny być spłacone.
- Ale Jaimie nie miał z tym nic wspólnego - powtarzała kobieta, jak w jakimś transie, kręcąc głową. - Błagam, tylko nie mój brat...
Jej błagania były beznadziejne, a Jaimie zrozumiał to jako pierwszy. Zanim Samantha zdołała cokolwiek powiedzieć, ciszę rozdarł odgłos wystrzału, a nieruchoma głowa chłopaka opadła między żebra. Samantha obróciła się i wrzasnęła, jakby obdzierano ją ze skóry. Carlos nie odezwał się ani słowem, patrząc na ciało chłopaka niemal z satysfakcją.
Oddychałem płytko, nie wiedząc, co mam właściwie robić. Właśnie zobaczyłem, jak ludzie Maysona zabijają człowieka. Byłem świadkiem morderstwa. Czułem się tak zszokowany, że nawet nie pomyślałem, by wyłączyć kamerę. Po prostu tam stałem, czując, że cały drętwieję od środka, jakby moje ciało zmieniło się w kawałek suchego drewna.
Jeden z mężczyzn podbiegł do Samanthy i uderzył ją ponownie w twarz, tym razem po to, by przestała krzyczeć. Carlos stał w miejscu, jakby nic nie potrafiło pozbawić go jego opanowania.
- Ty potworze - jęknęła Samantha, kręcąc się w miejscu, jakby przebywanie w tym samym miejscu, co zabójcy jej brata, przyprawiało ją o mdłości. Bezwładne ciało Jaimiego w dalszym ciągu siedziało na krześle, związane linami. Poczułem przygniatającą troskę o tę kobietę. Czułem, że gdyby nie fakt, że siedziała do brata plecami, jego śmierć pomieszałaby jej w głowie. I tak wyglądała, jakby była o krok od szaleństwa.
- Adam, jak mogłeś - usłyszałem spomiędzy wielu słów, które mruczała pod nosem, jakby była nawiedzona. Jej błędne spojrzenie spoczywało na podłodze tuż przede mną, a po policzkach sączyły się łzy.
Poczułem lekkie drżenie na moim ciele, jakby przeszedł po nim prąd. Samantha podniosła wzrok i wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Właściwie nie wiem, jakim cudem. Byłem niewidoczny. Za późno zrozumiałem, że mechanizm przestał działać, bo jeden z ludzi Maysona podszedł do progu, przy którym stałem. Wyłączyłem kamerę i schowałem ją do kieszeni kurtki, podczas gdy mężczyzna zdążył mnie już zauważyć i chwycić za ubrania, podnosząc do góry.
- Puszczaj - warknąłem i uderzyłem go z pięści prosto w twarz. Facet zawahał się na moment, który zdołałem wykorzystać, zeskakując na podłogę. Czułem narastające przerażenie, starając się jednocześnie nie myśleć, że to tylko jeden z siedmiu wrogów, wśród których się znalazłem.
- Intruz - ryknął mój napastnik, dotykając swojej zakrwawionej twarzy, ale ja nie zamierzałem czekać, aż przybędą pozostali. Wiedziałem, że drzwi na ulicę strzeże tamta dwójka i niechybnie mnie złapią, gdy stałem się zauważalny.
Wahałem się sekundę, zanim wypatrzyłem drzwi za zakrętem korytarza i popędziłem w tamtym kierunku. Z pomieszczenia, w którym była przetrzymywana Samantha, wyleciało dwóch kolesi, którzy zaczęli się rozglądać po ciemnym korytarzu. Wpadłem do pokoju i zatrzasnąłem za sobą drzwi, ale nie znalazłem żadnego zamka.
- Cholera - warknąłem, ale, gdy się obróciłem, zauważyłem schody prowadzące na górę.
Nigdy nie uciekaj na górę, pomyślałem, przypominając sobie pierwszą zasadę pościgu. Z tym, że nie miała ona sensu, jeżeli miałem moje silniki. Problem polegał na tym, że nie wiedziałem, czy wysiadł tylko promień, czy także cały mój sprzęt.
Zacząłem biec po schodach w momencie, gdy przez drzwi wpadli mężczyźni. W ostatniej chwili wbiegłem na górę, bo tuż obok mojej nogi przemknęła kula. Słyszałem wystrzały tuż za moimi plecami, ale starałem się nie myśleć o mojej niechybnej śmierci, jeśli nie uda mi się uciec. Byłem świadkiem. Musieli mnie sprzątnąć, myślałem gorączkowo. Nie było co myśleć o ugodowym rozwiązaniu sprawy.
Wbiegłem na piętro i zawahałem się. Zobaczyłem dwa okna i tak naprawdę była to jedyna droga ucieczki. Nie zauważyłem żadnych drzwi ani kolejnych schodów, więc byłem po prostu uwięziony na pierwszym piętrze.
Obróciłem się przodem do wbiegających po schodach bandziorów i podszedłem tyłem do pierwszego okna. Słyszałem w oddali silniki samochodów przemykających po ulicach miasta i poczułem kojący spokój. Pomyślałem zaraz o cioci i o GoGo. Co zrobią, gdy się dowiedzą? Czy GoGo będzie za mną tęsknić? Czy ciocia się załamie po utracie kolejnego zaadoptowanego dziecka?
Na piętro wbiegło dwóch gości z pistoletami w dłoniach. Wypatrzyli mnie i uśmiechnęli się zdradziecko, unosząc swoje bronie. Powoli podniosłem ręce do góry, starając się uspokoić oddech.
- Mamy go, szefie - powiedział jeden z gości. Mayson odepchnął ich i wyszedł przed szereg.
- I po co się w to wplątywałeś, młody? - prychnął mężczyzna, patrząc na mnie z pogardą. Dwóch z jego podwładnych poświeciło na mnie swoimi latarkami. Bałem się, że ich światło mnie całkowicie otumani, a akurat koncentracja była mi w tej chwili najbardziej potrzebna.
- Zabijecie mnie? - spytałem, starając się zachować spokój.
Mayson udawał, że się zastanawia.
- Nie mamy wyboru. - powiedział łagodnie. - Jeszcze mógłbyś szepnąć coś władzom.
- Ma kamerę - przypomniał ten facet, którego uderzyłem. Mayson zmarszczył brwi.
- Zawrzyjmy układ. - rzekł spokojnie. - Oddasz ją nam, a my pozwolimy ci uciec.
Roześmiałem się. Żałowałem, że wcześniej nie schowałem tej głupiej kamery. Wtedy podwładny Maysona by jej nie zauważył. Czułem pustkę, a wszelki strach pozostawił mnie na pastwę losu. I tak stałem się dla nich celem, pomyślałem sobie. Nieważne, co i w jaki sposób mówiłem.
- Myślicie, że jestem idiotą? - spytałem, marszcząc brwi. - I tak jej nie oddam.
- Sami ją sobie weźmiemy - odparł Mayson, a mężczyzna przy jego boku wystrzelił ze swojej broni.
W tym momencie sam nie wiedziałem, co się stało. Moje ciało zadziałało szybciej niż umysł otumaniony całą tą sytuacją. Zdążyłem przekręcić lekko metal na moim nadgarstku, uruchamiając błyszczącą, laserową tarczę, która posyłała białe światło w różnych kierunkach. Pocisk odbił się od niej i upadł na podłogę, wprawiając w spore zaskoczenie moich napastników. Zanim zdołali drgnąć, obróciłem się i rzuciłem się na okno, przebijając szybę moją tarczą. Siła mojego wyskoku sprawiła, że szkło pękło z głuchym trzaskiem, sypiąc się w dół, na ulicę.
Zacząłem spadać, ale szybko przestawiłem mechanizmy na bransolecie i już po chwili leciałem nad ziemią z pomocą moich silników. Wyminąłem zręcznie dzielnicę, w której wciąż znajdował się Mayson i poleciałem w górę, by przelecieć nad miastem. Dobrze wiedziałem, gdzie miałem lecieć.
Godzinę później sterczałem na dworcu. Czułem przeraźliwy chłód, który sprawiał, że moje nogi drżały, ale dzisiejszej nocy nie doskwierał mi mróz. Cały czas myślałem o Maysonie. Czułem, że nie będę bezpieczny, dopóki ten mężczyzna jest na wolności. Wiedział, że byłem świadkiem tego, co zrobił. Co gorsza, miałem na to dowody. Wystarczyło tylko zanieść je na policję. Zasadniczo mógłbym to zrobić, gdybym nie znał funkcjonariuszy w naszym mieście. Miałem już z nimi co nieco do czynienia i przeczuwałem, że albo nie uwierzyliby mi w moją wersję wydarzeń, albo nie zajęliby się tą sprawą na poważnie. Nie. W tej sprawie mogła pomóc tylko Agenda.
Ruszyłem się w miejsca dopiero, gdy zobaczyłem sylwetkę Sam, poruszającej się szybko po chodniku. Jej włosy nieprzytrzymywane przed czapkę rozwiewał wiatr, a płaszcz przypominał flagę, porywaną przez powiewy powietrza. Zauważyła mnie od razu i podeszła do mnie, omijając biegnącego w kierunku taksówki przechodnia.
- Dzięki, że przyszłaś tak szybko - powiedziałem, chwytając ją mocno w ramiona. Sam drgnęła, ale nie odepchnęła mnie, spoglądając na mnie z zaskoczeniem.
- Co się stało, Hiro? - spytała głosem wypranym z emocji, patrząc na mnie podejrzliwie.
Znów zachowywałem się jak totalny dupek. Sam fakt, że poprosiłem ją o pomoc po tym wszystkim, co się między nami wydarzyło, sprawiał, że czułem się koszmarnie. Problem polegał na tym, że nie mogłem poprosić o pomoc nikogo innego. Tylko Sam ze wszystkich moich przyjaciół pozostawała pod całkowitą ochroną Agendy, więc teoretycznie powinna być bezpieczna. Czysto teoretycznie.
- Muszę wybyć na jakiś czas - powiedziałem zdenerwowanym głosem. W kieszeni trzymałem moją kamerę i krótki list, który wepchnąłem do jej wnętrza. - Proszę cię, miej oko na resztę.
Sam zmarszczyła brwi. Jej spojrzenie było jednocześnie pełne sceptyzmu i troski.
- W co ty się wpakowałeś? - spytała ponownie. Miałem ochotę powiedzieć jej wszystko, tak bardzo potrzebowałem się komuś wygadać... GoGo nie dzwoniła, dobrze wiedząc, że jestem zajęty. Całe szczęście, że nie wiedziała czym, bo inaczej pewnie wróciłaby do San Fransokyo pierwszym pociągiem, byleby przemówić mi do tego pustego łba.
- Nic, po prostu... - podrapałem się po głowie. Ile mogłem jej powiedzieć, jednocześnie nie wplątując jej w całą sprawę? - Sam, wybacz mi, ale nie mogę ci nic powiedzieć.
- Więc jakim sposobem mam ci pomóc? - mruknęła, nieco poirytowana.Westchnąłem głośno i złapałem ją za ręce. Sam spojrzała na mnie z rezerwą.
- Nie powinnaś mi w ogóle pomagać po tym, co ci zrobiłem - wyszeptałem, a oczy Sam na moment stały się tak samo niewinne jak zawsze. - Dlatego tym ciężej jest mi o tą pomoc prosić. Nikt inny nie jest w stanie mi pomóc, tylko ty.
Sam przez moment stała naprzeciw, wlepiając we mnie swoje wielkie jak księżyce oczy, po czym zacisnęła dłonie na moich własnych, chcąc dodać mi otuchy.
- Co mam zrobić? - zapytała cicho.
Uśmiechnąłem się lekko i chwyciłem ją w ramiona, jakbym się z nią żegnał. Sam znów zaszokowała się moim zachowaniem, ale mnie nie odepchnęła. Zastanawiałem się, czy zdołałaby mnie uderzyć, czy wciąż byłaby taka potulna, gdybym postanowił ją w tym momencie pocałować.
Zaczesałem jej włosy w tył i położyłem usta przy jej uchu.
- Proszę cię, idź do Agendy i nie wychodź stamtąd, dopóki po ciebie nie wrócę, cokolwiek by się stało. - szeptałem poddenerwowany. - Nie wchodź głównym wejściem, tylko tym ukrytym. Najlepiej kręć się wokół Yoko. Wtedy będziesz najbezpieczniejsza.
- Aż tak zależy ci na moim bezpieczeństwie? - spytała Sam cicho.
W tym czasie zdołałem otworzyć zamek jej torebki i wrzucić jej moją kamerkę. Miałem nadzieję, że na razie niczego nie zauważy. Wystarczyło tylko, żeby przemyciła ją do Agendy. Mayson nie mógł wiedzieć, że mam cokolwiek wspólnego z AZN-em, inaczej zaszyłby się pod ziemię. Wyglądało to tak, jakbym chciał uciec przed wilkiem, chroniąc się za niedźwiedziem. Trochę słaba taktyka, ale czułem, że to ma sens. Przynajmniej nie narażałem GoGo.
- Pewnie, że tak - odparłem wprost, zapinając niezauważalnie torebkę.
- I tylko w ten sposób mogę ci pomóc? - zapytała Sam z nutą zdziwienia. Prośba o to, by sama się zabezpieczyła była dość dziwnym rodzajem pomocy, ale jeżeli Sam znajdzie kamerę, to wszystko ułoży jej się w całość.
- Tak - odpowiedziałem. - To jest wszystko, co możesz zrobić... - powiedziałem, ale zawahałem się. - Miej jeszcze oko na Honey i GoGo. Powinny jutro wrócić z Tokyo. Nie chcę, żeby wiedziały, że się z tobą widziałem.
Sam skinęła głową.
- Czyli nie powiesz mi, co narozrabiałeś? - dopytywała się. Pokręciłem głową.
- Wybacz mi, nie chcę cię w to zanadto wplątywać. - odparłem. Sam podeszła do mnie, patrząc mi w oczy.
- Boję się o ciebie, Hiro - rzekła wprost, a jej twarz wydała mi się jaśniejsza niż przedtem. Dokoła dudnił wiatr i szalały samochody, podczas gdy my staliśmy pod dachem dworca, rozmawiając jak para dobrych przyjaciół. - Obiecaj, że będziesz ostrożny.
Pokiwałem głową ochoczo, czując, że nasze spotkanie się przeciąga. Jeśli Sam szybko stąd nie zniknie, sama może wpaść w kłopoty.
- Obiecuję. - przyrzekłem.
Sam zamrugała, po czym podeszła do mnie i złożyła pocałunek na moich ustach. Miałem ochotę ją odepchnąć, ale nie zrobiłem tego tylko dlatego, że jej potrzebowałem. Po raz kolejny ją wykorzystywałem, przez co naprawdę czułem się jak ostatni śmieć. Co mogłaby sobie pomyśleć po takiej prośbie? Że mi na niej zależy. Znów robiłem jej nadzieję.
Stałem jak skamieniały, gdy Sam odsunęła się ode mnie, uśmiechając się lekko. Pomyślałem od razu o GoGo i o tym, jak bardzo pragnę z nią teraz być. Znów myśleć tylko o niej, a nie o tym, jak bardzo chcę przetrwać.
- Do zobaczenia - powiedziała dziewczyna i ruszyła gibkim krokiem w kierunku zaułku, którym kiedyś poprowadziła nas Yoko przy naszym pierwszym spotkaniu z Agendą.
Oparłem się o ścianę, czując, jak cały mój stres przed tą rozmową ucieka. Nie wiedziałem, czy jestem z GoGo i co lepsze, czy ją zdradziłem. Wszystko kołatało mi się w głowie, jakbym zbudził się w jakimś koszmarze. Niestety, sprawa z Sam była zaledwie pyłkiem przy reszcie moich problemów.
Nie mogłem wrócić do domu, obawiając się, że ściągnę Maysona na moją ciocię. Miałem wrażenie, że cały czas jestem śledzony, a nie było to wcale miłe poczucie. Ruszyłem w dalszą drogę w kierunku obrzeży San Fransokyo, mając nadzieję, że Sam szybko zauważy kamerkę. Jeśli to zrobi, Yoko postara się, by jej ludzie znaleźli Maysona. Nie wybaczyłbym jej tylko, gdyby wplątała w to moich przyjaciół. A zwłaszcza GoGo, którą przez cały czas starałem się chronić. Najłatwiejszym byłoby teraz do niej zadzwonić i powiedzieć jej o wszystkim. Zrobiłbym tak, gdybym myślał tylko o sobie. Jej dobro było jednak ważniejsze niż moje własne.
Usiadłem w rogu ulicy przy zamkniętym podwórku i odpiąłem metalową bransoletę. Nie miałem moich narzędzi, ani niczego, co mogłoby mi pomóc naprawić promień, więc spróbowałem zrobić to gołymi rękami. Naprawdę marzyłem o gorącej herbacie i ciepłym łóżku, ale na razie było to niemożliwe. Musiałem spróbować zniknąć na parę dni, tym bardziej, że obawiałem się, że Mayson mógł mnie rozpoznać. Moja ostrożność wprowadzała mnie w osłupienie, ale czułem się, jakbym był zamknięty w klatce, czekając tylko na atak z góry. Ciekawiło mnie tylko, kiedy nastąpi.
8/21/2016
Osobno
Wróciłam do domu i zdjęłam z siebie kurtkę. Od razu poczułam ciepło w zetknięciu z moją zmarzniętą skórą. Uśmiechnęłam się na myśl, w jaki sposób pożegnałam się z Hiro. Cały dzień kusiło mnie, by odwołać wyjazd z Honey, ale z drugiej strony potrzebowałam czasu, żeby to sobie przemyśleć. I osoby, która pomogłaby mi te myśli posegregować.
Zdjęłam lekko przemoczone buty i postawiłam je koło grzejnika cienkiego jak kartka papieru. Zobaczyłam słabe światło w kuchni i ruszyłam jego śladem, jak ćma pędząca do lampy.
Mój ojciec siedział na krześle w kuchni, popijając gorącą herbatę i czytając gazetę. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego, by go przywitać.
- Cześć, tato - mruknęłam, całując go w policzek. Widziałam, że musiał wrócić z pracy już dawno, bo nie miał na sobie garnituru, jedynie lekki cardigan i proste spodnie, jak zawsze gdy spędzał czas w domu.
- Witaj, Gogiyo. - odparł, uśmiechając się jakoś dziwnie. - Wcześnie wróciłaś.
Zdjęłam z pleców szal i położyłam na ladzie, podchodząc do czajnika. Włączyłam go szybkim ruchem i wyjęłam z górnej szafki kubek. Czułam zapach miodu i cynamonu, który wyjątkowo pasował do tej pory roku.
- Byłeś w Lucky Cat Cafe? - spytałam.
- Nie. - odparł mój ojciec, biorąc głośny łyk herbaty.
Obróciłam się ze zdziwieniem.
- Sam piekłeś?
- Próbowałem - przyznał mój ojciec, uśmiechając się słabo. Ach, więc stąd ten uśmiech, pomyślałam z ulgą, przypominając sobie słowa Hiro. - Tobie idzie to lepiej niż mnie.
Czajnik się zagotował, więc nalałam sobie wrzątku do kubka, zalewając liście melisy. Lubiłam ten smak. Ciocia Hiro szybko zauważyła, że uwielbiam herbatę z melisy i robiła mi ją za każdym razem, gdy u nich byłam.
- Jak chcesz, mogę ci coś upiec - odpowiedziałam, wzruszając obojętnie ramionami. Postawiłam kubek na ladzie i siadłam na stołku, tak by widzieć mojego ojca.
Od śmierci mamy jeszcze nigdy nie usiadłam z nim do stołu. To było coś, co nie zmieniło się od tamtej chwili. Gdy miałam pełną rodzinę, jedliśmy razem każdy posiłek, siedząc przy malutkim stoliku w naszej rodzinnej kuchni. Tu, w San Fransokyo posiłki jadałam albo w swoim pokoju, albo przy ladzie, podczas gdy mój ojciec zawsze siadał w tym samym miejscu przy długim, nowocześnie wyglądającym stole ze szklanym blatem, do którego cholernie przyczepiał się kurz.
- Mówisz to tak po prostu? - zapytał mnie podejrzliwie ojciec, a ja wzruszyłam ramionami. - Masz bardzo dobry humor - zauważył, a ja podniosłam wzrok i spojrzałam na niego normalnie. Jego spojrzenie miało w sobie coś z lisa. - To z powodu Hiro?
Odstawiłam kubek na ladę, patrząc na niego z zaskoczeniem. O rany, widział nas, pomyślałam, a mój ojciec uśmiechnął się chytrze, jakby właśnie udała mu się kradzież stulecia.
- Nie myślałem, że jeszcze kiedyś tego dożyję. - powiedział, patrząc na mnie z łagodną miną, jakbym sprawiła mu przyjemność. - Chciałbym zobaczyć minę Keiji'ego...
- Widziałeś nas? - zapytałam, choć tak naprawdę nie musiałam tego robić. Jego reakcja mnie totalnie zaskoczyła. Mój ojciec uśmiechnął się, a jego zmarszczki zniknęły niezauważalnie.
- Cieszę się, że układasz sobie życie, kochanie - powiedział po dłuższej chwili. Nie wytrzymałam i uśmiechnęłam się lekko. Widział nie raz jak płakałam z powodu Ithaniego. Nie był złym człowiekiem, ale jednak nie reagował na moją krzywdę. Nie wiedziałam, że tak ucieszy się z mojego szczęścia. - Zasługujesz na to.
Szłam przez mokrą, pełną kałuż dzielnicę Ralpha-Yui na krańcu San Fransokyo. Co tydzień odbywały się tu wyścigi, ale w tę noc było tu nadzwyczaj spokojnie. Powietrze było wilgotne i parowało w kierunku nieba, czułam ciepło nawet pod moją skórzaną kurtką.
Zobaczyłam lśniący motocykl stojący na środku słabooświetlonej ulicy i silną sylwetkę, opierającą się o maszynę. Znałam dobrze tę sylwetkę, na jej widok czułam na skórze chłodny dreszcz, jednocześnie pozytywny, jak i negatywny.
- Cześć, skarbie - przywitałam się, całując go w usta. Ithani przyciągnął mnie do siebie i pozwolił mi usiąść okrakiem na jego kolanach. Dopiero teraz zauważyłam, że pod czarną skórą ma jedynie cienki srebrny łańcuszek, który dałam mu na urodziny.
- Siemka, Tomago - przywitał się, muskając ustami moją szyję. Zamknęłam z przyjemnością oczy, gładząc dłońmi jego nagi tors. Byliśmy sami pośrodku ciemnej dzielnicy. - Tęskniłem za tobą, wiesz?
Przyciągnęłam go do siebie jeszcze bliżej i pocałowałam w usta łapczywie. Nie widziałam go cały ten tydzień, nie wiedziałam, gdzie się znajduje, ani czy jest bezpieczny. Gregor śledził każdy nasz krok, a Ithani należał do ludzi ostrożnych.
Jego dłoń przejechała po moim kręgosłupie i dotarła do pośladków. Spojrzałam mu w oczy z pragnieniem. Tak bardzo go kochałam. Jego ciemne oczy wpatrywały się we mnie chytrze, jakby miał w ramionach coś, czego pragnął od dawna.
- Mój ojciec o ciebie pytał - powiedziałam, a jego oblicze nagle pociemniało. Zabrał dłonie z mojego ciała, jakby poparzyło go miejsce zetknięcia z moją skórą.
- Chodziło mu o pieniądze? - spytał pochmurnie, a ja pożałowałam, że w ogóle zaczęłam ten temat. Czułam się w jego ramionach jak nigdy przedtem. Nie chciałam tego zmieniać.
- Tak, pytał, kiedy zwrócisz mu pożyczkę. - odparłam, brnąc dalej w ten temat. Czułam, że stąpam po cienkim lodzie. Najbardziej ze wszystkiego, nie chciałam go rozwścieczyć. Uwielbiałam ten pewny siebie uśmieszek na jego twarz. Druga sprawa, że gdy się złościł, zaczynałam się go bać. Wiedziałam, że jest zdolny do wszystkiego.
- A ja mówiłem, że gdy znajdę kasę - warknął, patrząc na mnie ze złością. - Nie dociera to do ciebie?
Zeszłam z jego kolan i stanęłam naprzeciw, spoglądając na niego, jakbym zrobiła coś nie tak. Jak mogłam zepsuć tę chwilę, pomyślałam z wyrzutem do samej siebie. Ithani tu był ze mną, byliśmy razem, a ja jak zwykle musiałam wszystko zepsuć. Byłam jak mysz, która chowała się do swojej nory, gdy widziała kota.
- Wybacz, nie powinnam o tym mówić. - powiedziałam, wpatrując się w mokrą ziemię.
Ithani westchnął, nabierając powietrza do swojej nagiej piersi. Miał silne, idealnie wyrzeźbione mięśnie, jakby spędzał na siłowni każda wolną chwilę. Uwielbiałam na nie patrzeć, co stawało się powoli moim hobby.
- Myślałem, że go nienawidzisz - powiedział nagle, jakby nie pragnął skończyć tego tematu. Spojrzałam mu w oczy z szokiem. Rzadko kiedy rozmawialiśmy o mojej rodzinie. Wiedział, że nie mam matki, ale nigdy nie pytał dlaczego, a ja nie chciałam mu opowiadać o tamtym zamachu. Kilku spraw się jednak dowiedział na jej temat. - Dość dziwne są zażyłości w twojej rodzinie.
Skrzyżowałam ręce na piersi nieusatysfakcjonowana.
- Nie przyszłam tu, by rozmawiać z tobą o ojcu - warknęłam, a Ithani skinął głową. Chłopak skinął głową i wstał ze swojego motoru, podchodząc do mnie. Gdy szedł, wyglądał jak grecki Adonis.
- Jasne, Tomago - powiedział, patrząc mi zaczepnie w oczy. Objął mnie, kładąc dłonie na moje biodra, by przyciągnąć mnie bliżej siebie. Spojrzałam na niego z niezadowoleniem, które powoli wygasało, jak płomień bez drwa. - Chcę, żebyś coś dla mnie zrobiła.
- Znów kasa? - zapytałam, mając dość jego natarczywości. Ostatnio zbierałam sporą sumkę dla Gregora. Dziś Ithani sam zaproponował spotkanie. Miałam nadzieję na coś więcej niż łechtanie jego materializmu.
- Tylko kilka baniek - poprosił słodko, przysuwając twarz do mojej. Patrzyłam mu w oczy niepewnie.
- Nie mam już nic, Ithani. Nie okradnę ojca ponownie. - postanowiłam. I tak okropnie czułam się z tym ostatnim razem na sumieniu.
- Wierz, że on tego nie potrzebuje - powiedział rozsądnie. Zmarszczyłam brwi. Nie podobała mi się ta rozmowa.
- Nie okradnę go już nigdy więcej, zrozumiałeś? - spytałam z rosnącą siłą w moim głosie.
Ithani parsknął uwodzicielskim śmiechem.
- Słodka Tomago. - szepnął, przyciągając mnie do siebie i całując namiętnie. Czułam, jak jego spragniony język głaszcze moją dolną wargę. Przez moment nawet poczułam się rozluźniona. Nagle odsunął się do mnie i dodał: - Zawsze możesz sprzedać kilka obrazków mamuśki, nie?
Otworzyłam szeroko oczy i odsunęłam się od niego, czując, że moje serce zamiera. Przez moment nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa.
- Skąd o tym wiesz? - zapytałam drżącym głosem, akcentując każdy wyraz. Miałam ochotę się rozpłakać, ale zagryzłam stanowczo zęby. Nie mówiłam mu, że była malarką, myślałam spanikowana. Jak się dowiedział?
- Ma się te wtyki tu i tam - odparł z pewnym uśmiechem. - Daj spokój, rodzinka to jeden wielki żart. Możemy ukrywać na jej temat wiele, ale w końcu i tak prawda wyjdzie na jaw. To jak, chyba się nie obrazi zza grobu jak sprzedasz kilka jej dzieł, nie? - spytał, głaszcząc mnie po policzku.
Złapałam jego rękę i spojrzałam mu z zimnem w oczy. Czułam się jak kukiełka na sznurkach, sterowana przez kogoś innego.
- Nigdy więcej nie obrazisz mojej matki - wysyczałam tak jadowicie, że sama byłam w szoku. Emocje wypłynęły ze mnie falą, potrafiącą rozbić mur swoim nurtem. Ithani spojrzał na mnie z zaskoczeniem, jakby pierwszy raz widział mnie w takim stanie. Po raz pierwszy jawnie mu się sprzeciwiłam. Po raz pierwszy powróciłam do przeszłości.
- Wyluzuj, skarbie, nie chciałem - powiedział, choć w jego twarzy nic nie wskazywało na skruchę. - Powinienem użyć innych sformułowań...
- Myślisz, że to jest śmieszne? - warknęłam, zaciskając pięści. Nie potrafiłam uwierzyć w to, co słyszę. Chciał sprzedać obrazy mojej matki, by móc zabawić się z kilkoma gośćmi w Tokyo. - Wolałabym uznać, że tego nie słyszałam. - Ithani uniósł dłonie, jakby starał się mnie uspokoić. - Co byś poczuł, gdybym zaczęła mówić w ten sposób o twoim ojcu, pijaku? Może miałbyś pieniądze, gdybyś nie przepijał ich tak jak on!
Nagle coś między nami pękło. Cienka granica, której Ithani ani razu jeszcze nie przekroczył. Poczułam ból na moim policzku i dopiero to do mnie dotarło. Dotknęłam obolałej części twarzy i spojrzałam na Ithaniego z szokiem. Jeszcze nigdy mnie nie uderzył. Ani razu nawet nie próbował. Oddychałam płytko, czując palący ból w miejscu zetknięcia z jego dłonią. Ithani spojrzał na mnie, jakby nie wierzył, że sam tego dokonał.
- GoGo... - zaczął, ale było za późno. Obróciłam się na pięcie i zaczęłam biec. Przed siebie. Nieważne, że biegłam w kierunku całkiem przeciwnym niż dzielnica, w której mieszkałam.
Uciekałam uliczkami, przez które Ithani nie dałby rady przejechać na motocyklu. Dobrze znałam tę dzielnicę. Kilka miesięcy temu sama uciekałam tędy przed bandziorami, którzy chcieli mnie skrzywdzić. Znów zostałam sama, a goniło mnie moje rozczarowanie.
Czułam łzy na policzkach, które nie potrafiły zaschnąć, napędzane przez nowe. Wstrzymywałam oddech, pędząc przed siebie z takim tempem, że nie powstydziłby się go najlepszy biegacz świata. Dopiero, gdy dobiegłam do domu Aleha, mojego przyjaciela z podstawówki, który się powiesił, przystanęłam i dotknęłam dłonią ściany kamienicy. Nagle nogi się pode mną ugięły.
Upadłam na kolana i zaszlochałam żałośnie, wiedząc dobrze, że Ithani mnie nie usłyszy. Siedziało to we mnie od dawna. Kilka tygodni temu nakryłam go w hotelowym pokoju z Emily, słodką pokojówką o blond włosach, łagodnym uśmiechu i długich nogach. Ithani tłumaczył się, że to nie to, co myślałam, ale ja zamknęłam się na emocje. Wybaczyłam mu, głównie dlatego, że miłość do niego rozrywała mnie od środka, jak połknięty sztylet. Nie myślałam, że niedługo pożałuję mojej decyzji.
Zatopiłam dłonie w moje gęste włosy i zaczesałam je w tył. Łzy spływały obficie po mojej twarzy.
- To nie tak, GoGo - słyszałam stłumiony głos w mojej głowie. Moje wargi zadrżały, ale był to jedyny ruch na całym moim ciele. Znów powróciłam do przeszłości, drżąc z poczucia przeżytego cierpienia.
Ithani złapał mnie za nadgarstki i próbował skupić na sobie moje zabłądzone spojrzenie, podczas gdy Emily zbierała swoje rzeczy z podłogi. Czułam się jak człowiek, z którego uszło życie.
Jak mogłam być taka naiwna, by mu wybaczyć? Jak?!
Powtarzałam sobie to jedno słowo wiele razy, ale dotychczas nie znalazłam odpowiedzi. Czułam łzy na policzkach i cała się trzęsłam. Kiedy je otworzyłam, zobaczyłam bardzo dobrze mi znane białe szafy i szarawą pościel, oświetlaną przez słaby blask księżyca, zakrywanego przez śnieżne chmury.
Oparłam się na nadgarstkach, czując, że to wszystko mnie przytłacza. Naprawdę płakałam, jakbym przyniosła coś z przeszłości. Nie, to nie przeszłość. Łzy były ze mną przez całe życie, były niemal jak pasożyt, który uczepił się mnie i nie chciał zostawić. Płakałam tyle razy, że statystyczny człowiek powinien powiedzieć w tym momencie, że wypłakał już wszystko. A ja miałam dziewiętnaście lat. Nie byłam nawet w połowie życia, a czułam się jak starzec, który wycierpiał aż nadto w swoim życiu.
Otarłam łzy z powiek i nagle sobie o czymś przypomniałam. Chwyciłam za telefon i wybrałam znajomy numer, nie myśląc nawet, co robię. W głowie szumiała mi myśl o mojej obietnicy, ale nie pomyślałam ani przez chwilę o tym, że Hiro jest pewnie zmęczony i że jest tak późno. Nawet nie sprawdziłam godziny przed zadzwonieniem do niego i może to i dobrze, bo prawdopodobnie zrezygnowałabym z tego pomysłu.
Odebrał po trzech sygnałach.
- Halo? - spytał sennym głosem. - Coś się stało?
Roześmiałam się przez łzy, czując ulgę, gdy usłyszałam jego głos. Otarłam z policzka nową łzę, wpatrując się w ciemność w moim pokoju.
- Wypełniam obietnicę - powiedziałam nieco drżącym głosem. Odpowiedziała mi cisza. Byłam pewna, że Hiro zapomniał już o tym, co kazał mi obiecać. Odezwał się po chwili.
- Zły sen? - spytał miłym głosem. Miałam ochotę przytulić go za ten ton. Wypowiedział zaledwie sześć słów, a ja czułam, jak całe napięcie ze mnie spada.
- Mniej więcej - odparłam, starając się zachować twardszy głos. - Jakieś wskazówki?
Hiro zamyślił się na moment.
- Wyobraź sobie, że jestem tam z tobą - powiedział w końcu. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Mam słabą wyobraźnię. - wyznałam szczerze, chcąc by powiedział cokolwiek więcej. Chciałam po prostu słyszeć jego głos w tej ciemności.
Hiro roześmiał się cicho, jakby się bał, że kogoś zbudzi. Rzeczywiście, ta pora nie była zbyt dobra na rozmowy.
- Jeśli chcesz, mogę przyjechać - zaoferował się z rozbawieniem. Przez chwilę myślałam, że to tylko żart.
- Zrobiłbyś to? - spytałam z tonem, jakbym nie wierzyła w jego słowa.
- A zakład? - usłyszałam w odpowiedzi. Uśmiechnęłam się ponownie przez łzy. Jeżeli Hiro nie potrafił naprawić nawet mojego najgorszego nastroju, to nie wiem, kto mógłby posiadać taką umiejętność.
- Mój ojciec wczoraj nas widział - odpowiedziałam, przypominając sobie o wieczorze. - Uważaj, bo jeszcze zmieni zdanie na twój temat.
Hiro roześmiał się cicho. Miał doskonały śmiech. Męski, pełen charakteru i jednocześnie wesoły, jakby nie przestawał się śmiać.
- Nic nie mów, moja ciocia też zrobiła mi niezłe przesłuchanie - wyznał, a ja otworzyłam usta ze zdziwienia. No ładnie.
- Czyli, że mam omijać Lucky Cat Cafe? - zapytałam, a Hiro westchnął cicho.
- Jeśli nie chcesz, by ciocia wzięła cię w ramiona i pogratulowała dołączenia do naszej rodziny, to nie jest to taki zły pomysł. - odparł, a ja zaśmiałam się radośnie. Niemal już zapomniałam o moim koszmarze. - Chociaż z drugiej strony zawsze cię uwielbiała. Dziwi mnie tylko to, że nie znasz jakiś kompromitujących momentów z mojego życia.
- Przypomnę sobie o tym, gdy następnym razem u ciebie zawitam - obiecałam, a Hiro na moment zamilkł. Wyobraziłam sobie, jak teatralnie wywraca oczami.
- Uważaj, Tomago, bo ja również mam niezłe układy z twoim ojcem. Poza tym już raz widziałem twoje zdjęcia z dzieciństwa. Wyglądałaś naprawdę uroczo. Co się z tobą stało?
Uśmiechnęłam się. Powinnam zmienić miejsce chowania moich starych zdjęć z szuflady w biurku na dół szafy, postanowiłam. Nie chciałam, by Hiro znów trafił na moje słodkie zdjęcia w pieluchach.
- Powinnam cię teraz udusić, wiesz o tym?
- Czekam - usłyszałam w odpowiedzi. Sam ten pomysł miał w sobie coś kuszącego.
- Masz szczęście, że zobaczymy się dopiero za dwa dni - powiedziałam, a Hiro się roześmiał.
- Szczęście? Chyba kierunki ci się pomyliły - Hiro najwyraźniej nawet o tej porze nocy potrafił tryskać humorem. Schowałam twarz w poduszkę, chichocząc wesoło. Co on ze mną robił?
Hiro westchnął, najwyraźniej nie słysząc mojego śmiechu.
- Sprawiłeś, że jeszcze bardziej będę za tobą tęskniła przez te dwa dni - wyznałam, czując, że chciałabym, by był tu, obejmował mnie i szeptał mi do ucha pozytywne słowa. Nigdy nie czułam wobec kogoś takiej wdzięczności. Myślałam, że poznałam i zobaczyłam już wszystko na tym świecie, ale Hiro był skarbem, którego odnalezienie mogło się równać z cudem.
- A ja za tobą - usłyszałam. Zatopiłam się w tym głosie, czując, że myśli o Ithanim są wypierane przez humor Hiro. Ktoś tam na górze chyba doskonale wiedział, czego potrzebowałam, skoro zesłał mi mojego przyjaciela. - Zawrzyjmy nowy układ - zadzwonisz, gdy zirytuje cię Honey...
Roześmiałam się stłumionym śmiechem.
- Istnieje może jakaś darmowa infolinia czy coś? Musiałabym ci zabierać cały wolny czas. - Hiro odpowiedział mi śmiechem. Doskonale wiedział, co myślę o zakupach z moją przyjaciółką.
- I tak należy do ciebie - odparł, ale zawahał się przy tym. - Ale wieczory będę miał zajęte.
- Kombinujesz coś? - spytałam, udając zazdrosną. W sumie brzmiało to dość niepokojąco. Miałam nadzieję, że nie próbuje znowu swoich sił w walkach botów.
- Podoba mi się ten ton - wyznał ze śmiechem. - Nie, po prostu... Mam trochę roboty.
Przełknęłam ślinę, przypominając sobie o jego obietnicy, o tym, że mnie nie okłamie. Nie chciałam być wścibska. Zresztą nigdy nie lubiłam pytać wprost o tego typu sprawy. Ludzie mają różne tajemnice.
- To w takim razie mam nadzieję, że pomyślisz o mnie czasem przy tej swojej robocie - wyszeptałam i niemal czułam, jak uśmiecha się po drugiej stronie.
- Przez cały czas - obiecał, mrucząc swoim kochanym głosem.
Wędrowałyśmy po ulicy Tokyo, szukając konkretnej uliczki prowadzącej do Muzeum, ale gdy wreszcie natrafiłyśmy na pożądany budynek, okazało się, że następne wejście grupy z przewodnikiem zaczyna się za dwie godziny. Kupiłyśmy z Honey bilety i wymyśliłyśmy, że skoczymy w tym czasie na kawę do pobliskiej kawiarni, którą minęłyśmy, gdy szłyśmy do gmachu Muzeum Sztuki Współczesnej.
- Widzę, że znów spoglądasz na telefon - odezwała się Honey, spoglądając obrażonym wzrokiem na moje dłonie, w których trzymałam urządzenie. - Hiro?
Uśmiechnęłam się, starając się ukryć przed nią swoje zaangażowanie i schowałam telefon do kieszeni kurtki. Nic nie mogłam poradzić, że tęskniłam za nim od naszej nocnej rozmowy. A raczej od naszego pocałunku pod moim domem.
Usiadłyśmy w rogu kawiarni, zbyt skrępowane, by zająć główne stoliki. I tak zwracałyśmy na siebie zbyt wiele uwagi jako turystki.
- No, to powiedz mi, jak tam się u was układa - powiedziała Honey, spoglądając na mnie z ciekawością. Jeden pens z jej złożonych starannie w kucyku włosów opadł jej na czoło. Zdjęłam swoją kurtkę i powiesiłam na fotelu, na którym siedziałam. Nie zdołałam wypatrzyć nigdzie wieszaka, na którym mogłabym powiesić mój element garderoby.
W kawiarni czuło się słodki zapach ciast i kawy, który sprawiał, że od razu nabrałam ochoty na coś słodkiego. Z drugiej jednak strony chyba powinnam przejść na dietę przed Grand Prix...
- U nas? - zapytałam, udając głupią. Honey wywróciła oczami.
- U ciebie i Hiro - odparła, jakby uwierzyła, że jestem idiotką. - Przecież od wesela Abi zachowujecie się... jakoś dziwnie. Każdy z nas to zauważył.
Przygryzłam wargę. Staraliśmy się raczej ukrywać przed naszymi przyjaciółmi to, co nas łączyło. Nie chciałam, by zaczęli panikować, a zmiana naszych relacji mogłaby też wpłynąć na naszą pracę w Agendzie.
- Dziwnie to mało powiedziane... - wyznałam, chowając kosmyk za ucho. Przypomniałam sobie zaraz o Hiro i zaśmiałam się nerwowo. Rzeczywiście, był to wkurzający nawyk.
Honey uśmiechnęła się do mnie, jakby chciała wyrwać mi z głowy wszystkie moje myśli. Była bardzo ciekawą osobą, ale jednocześnie nie chciała pokazywać po sobie tej cechy. Tylko przy mnie taka była. Poza tym znałyśmy się tak długo, że nie powinno to nikogo dziwić.
- Mów, Tomago. - nakazała, gdy wtem pojawiła się kelnerka.
- Witam, podać coś? - zapytała, wiodąc po nas smętnym spojrzeniem. Za uchem miała drobny ołówek, który chwyciła w swoje długie, pomalowane na czarno paznokcie i ustawiła tak, by z łatwością notować zamówienie.
- Dwie małe latte - odparła za mnie Honey. - Z polewą karmelową.
- Jedną z polewą - poprawiłam, a przyjaciółka spojrzała na mnie z zaskoczeniem. Wiedziała, że lubię karmel.
- Dobrze, zapisałam - powiedziała kelnerka, dla której okazanie wykazanie odrobiny entuzjazmu musiało igrać z cudem. - To wszystko?
- Tak - odpowiedziałyśmy zgodnie z moją przyjaciółką. Kelnerka najwyraźniej wyczaiła, że przeszkadza nam w rozmowie, dlatego szybko się oddaliła.
- Rozmawialiśmy - oznajmiłam Honey spokojnie, mląc w dłoniach kawałek serwetki.
- I?
- Powiedział, że mnie kocha - odpowiedziałam i spojrzałam przyjaciółce w oczy. Czułam się... szczęśliwa. Wierzyłam Hiro. Cały czas miałam w głowie wyraz jego twarzy, gdy to mówił. Może byłam naiwna, zwłaszcza, że kiedyś już słyszałam te słowa, ale nie zamierzałam oceniać każdego napotkanego faceta miarą Ithaniego. A już na pewno nie Hiro.
Honey nie wyglądała na zdziwioną. Nagle podskoczyła, wyrzucając dłonie do góry.
- Taak! - zapiszczała radośnie. - Nareszcie!!
Ludzie obrócili się w naszym kierunku, patrząc, jakby Honey ogłosiła publicznie, że nie zmienia bielizny.
- Przepraszam, przyjaciółce urodziła się siostrzenica - mruknęłam, a ludzie wrócili do swoich rozmów.
Honey zignorowała moje słowa, ściskając mnie mocno za dłonie. W jej oczach kryła się prawdziwa radość, jakby wygrała los na loterii. Uśmiechnęłam się mimowolnie, czując, że zawsze mogę liczyć na moją przyjaciółkę. Kiedyś ktoś mądry mi powiedział, że prawdziwego przyjaciela nie zdradzają nasze upadki, ale to, jak świętują nasze sukcesy. Honey była osobą, którą zawsze cieszyło moje szczęście.
- Jesteście razem? - zapytała, mrugając szybko. Zarumieniłam się.
- Na to wygląda... - zaczęłam, a Honey w ostatniej chwili powstrzymała swój kolejny wybuch radości. Złapałam ją za nadgarstki i zmusiłam ją, by spojrzała mi w oczy. - Honey, musisz mi pomóc.
- Co się stało? - zaniepokoiła się moja przyjaciółka, poważniejąc nagle.
- Nie wiem, czy dobrze robię. - jęknęłam, czując, że mogę jej wylać wszystkie moje obawy. Chęć opowiedzenia komuś o moich wątpliwościach była silniejsza ode mnie.
- Chodzi o Hiro? - zapytała, jakbym zdołała zmienić temat.
- Co jeśli... Jeśli on się zaangażuje, a ja no wiesz... - wyjąkałam. Nie wiedziałam, jak mam jej to powiedzieć. Honey patrzyła na mnie uważnie, nie przerywając mi ani na moment, jakby czekała, aż zbiorę myśli. - Honey, ja nie wiem, co ja do niego czuję. Nie chcę go zranić.
- Może warto zaryzykować? - spytała mnie poważnie. Zawsze była taka rozsądna, pełna rezerwy. Zazdrościłam jej tego. Ja sama, myśląc o Hiro, miałam w głowie stado przeróżnych myśli, które były tak potężne, że przez nie nie mogłam spać. - GoGo, jesteś z nim szczęśliwa. Zamierzasz to zepsuć?
- Zamierzam wybrać to, co jest lepsze dla niego - powiedziałam szczerze. Byliśmy wciąż przyjaciółmi, a jego szczęście znaczyło dla mnie więcej niż moje własne. Ja wycierpiałam już tyle, że nie zrobi mi to różnicy. I tak byłam już zepsuta od środka. Nie chciałam zepsuć i jego... - Czasem zaczynam żałować, że nie wybrał Sam. Byliby dobrą parą...
- Przestań - prychnęła Honey. Kelnerka podeszła do nas z tacą i postawiła przed nią jej karmelową kawę. Mój kubek miał nieskazitelnie białą piankę z kawałkami migdałów. - Nigdy nie był nią zainteresowany.
- Skąd ta pewność? - spytałam, marszcząc brwi. Spróbowałam kawy i szczerze mówiąc, zatęskniłam za smakiem tej z Lucky Cat Cafe. Ciocia Hiro znała co najmniej dziesięć sposobów na jej parzenie.
- Bo zwierza mi się od roku? - zapytała Honey, kręcąc głową, jakby rozmawiała z małym dzieckiem. Odstawiłam kubek nieco za głośno, przez co ludzie przy sąsiednim stoliku drgnęli, zaniepokojeni dziwnym odgłosem.
- Co? - wydusiłam. - Od roku...?
Honey ujęła ostrożnie swój kubek i wzruszyła ramionami.
- Bo jakoś od roku jest w tobie zakochany - wyjaśniła. Otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia. A ja niczego nie widziałam, pomyślałam sobie. Rozmawiał ze mną, spędzał czas, a w głębi duszy był we mnie zakochany? Przypomniałam sobie, jaki był wtedy nieśmiały i układanka zaczęła nabierać kształtów. - Dziwię się, że tego nie zauważyłaś.
Oparłam się o fotel, czując, że nie mogę wydobyć z siebie słowa. Ta informacja powaliła mnie na kolana. Honey zauważyła to i chwyciła mnie za rękę.
- Wszystko w porządku? - zapytała z troską. - Zbladłaś.
Nic dziwnego, pomyślałam z ironią.
- Hiro kochał się we mnie od roku, a ja nic o tym nie wiedziałam? - czułam się jak totalna idiotka. Jak mogłam tego nie zauważyć? Przecież nie należałam do osób skrajnie pozbawionych emocji. Musiałam cokolwiek zauważyć.
- Bał się, jak zareagujesz - wyznała Honey spokojnie. Patrzyłam na nią, jakby właśnie oznajmiła, że jest w ciąży. - Nawet na weselu u Abigail był skołowany. Namawiałam go, żeby powiedział ci prawdę i najwyraźniej mnie posłuchał. Jak zareagowałaś?
Przełknęłam głośno ślinę. Honey o wszystkim wiedziała i nie raczyła mnie powiadomić? Z drugiej jednak strony była jego przyjaciółką, nic więc dziwnego, że była wobec niego lojalna. Raz powiedziała, że Hiro chyba jest we mnie zakochany, ale potraktowałam to jako żart. Nasz Hiro? Chyba jej się coś pomyliło. A jednak, w tym wariactwie było źródło prawdy.
- Nie tak, jak to sobie wyobrażał - odpowiedziałam głosem wypranym z emocji.
- Czyli? - dopytywała się Honey.
- Powiedziałam, że w takim razie jestem szczęściarą - powiedziałam i nagle ten tekst zabrzmiał naprawdę głupio w moich ustach. Honey uśmiechnęła się szeroko, usatysfakcjonowana moją odpowiedzią.
Odetchnęłam. Co tu było nie tak? Właśnie się dowiedziałam, że mój najlepszy przyjaciel, który sprawił, że po raz pierwszy od rozstania z Ithanim czułam się lepiej, jest we mnie zabójczo zakochany. Ten sam przyjaciel, który troszczył się o mnie i traktował mnie z taką czułością, jak nikogo innego. Ten sam, który patrzył na mnie z zachwytem za każdym razem, gdy byłam w zasięgu jego wzroku. Co z tobą nie tak, GoGo?
- Nie wiem, czy jestem gotowa na związek - powiedziałam szczerze, trąc swoje przedramiona w nieśmiałym geście. - I nie wiem, czy jestem w stanie się otworzyć na kogoś w ten sposób...
Honey westchnęła i złapała mnie za dłonie, chcąc dodać mi otuchy.
- Nie miej co do siebie szczególnych wymagań, skarbie - wyszeptała ciepło. Nie miała na nosie okularów, odkąd zaczęła nosić kontakty. Musiałam przyznać, że miałam piękną przyjaciółkę. - Po prostu daj mu szansę, nie patrz na przyszłość, a gwarantuję, że nie pożałujesz. Wszyscy znamy Hiro. Poza tym sama zobacz, co z tobą zrobił przez ten rok.
Uśmiechnęłam się słabo, czując łzy zamknięte w kanalikach moich oczu. Płakałam często, zbyt często, ale pierwszy raz od dawna czułam takie wzruszenie.
- Masz rację, Honey - odpowiedziałam, ściskając jej dłonie. Był to dla mnie niemal symbol. Symbol nowej obietnicy, którą przyrzekłam sama sobie. Nieważna była przeszłość, ważna była teraźniejszość, a ta wyglądała w ten sposób, że nie mogłam żyć bez Hiro.
Dzieeeń dobry! :33 mam nadzieję że macie dobre humorki, to może poprawicie mi mój ;D
Muszę wam podziękować, że po mojej ostatniej prośbie zaczęliście bardziej komentować, mam nadzieję, że to się utrzyma ;))
Zdjęłam lekko przemoczone buty i postawiłam je koło grzejnika cienkiego jak kartka papieru. Zobaczyłam słabe światło w kuchni i ruszyłam jego śladem, jak ćma pędząca do lampy.
Mój ojciec siedział na krześle w kuchni, popijając gorącą herbatę i czytając gazetę. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego, by go przywitać.
- Cześć, tato - mruknęłam, całując go w policzek. Widziałam, że musiał wrócić z pracy już dawno, bo nie miał na sobie garnituru, jedynie lekki cardigan i proste spodnie, jak zawsze gdy spędzał czas w domu.
- Witaj, Gogiyo. - odparł, uśmiechając się jakoś dziwnie. - Wcześnie wróciłaś.
Zdjęłam z pleców szal i położyłam na ladzie, podchodząc do czajnika. Włączyłam go szybkim ruchem i wyjęłam z górnej szafki kubek. Czułam zapach miodu i cynamonu, który wyjątkowo pasował do tej pory roku.
- Byłeś w Lucky Cat Cafe? - spytałam.
- Nie. - odparł mój ojciec, biorąc głośny łyk herbaty.
Obróciłam się ze zdziwieniem.
- Sam piekłeś?
- Próbowałem - przyznał mój ojciec, uśmiechając się słabo. Ach, więc stąd ten uśmiech, pomyślałam z ulgą, przypominając sobie słowa Hiro. - Tobie idzie to lepiej niż mnie.
Czajnik się zagotował, więc nalałam sobie wrzątku do kubka, zalewając liście melisy. Lubiłam ten smak. Ciocia Hiro szybko zauważyła, że uwielbiam herbatę z melisy i robiła mi ją za każdym razem, gdy u nich byłam.
- Jak chcesz, mogę ci coś upiec - odpowiedziałam, wzruszając obojętnie ramionami. Postawiłam kubek na ladzie i siadłam na stołku, tak by widzieć mojego ojca.
Od śmierci mamy jeszcze nigdy nie usiadłam z nim do stołu. To było coś, co nie zmieniło się od tamtej chwili. Gdy miałam pełną rodzinę, jedliśmy razem każdy posiłek, siedząc przy malutkim stoliku w naszej rodzinnej kuchni. Tu, w San Fransokyo posiłki jadałam albo w swoim pokoju, albo przy ladzie, podczas gdy mój ojciec zawsze siadał w tym samym miejscu przy długim, nowocześnie wyglądającym stole ze szklanym blatem, do którego cholernie przyczepiał się kurz.
- Mówisz to tak po prostu? - zapytał mnie podejrzliwie ojciec, a ja wzruszyłam ramionami. - Masz bardzo dobry humor - zauważył, a ja podniosłam wzrok i spojrzałam na niego normalnie. Jego spojrzenie miało w sobie coś z lisa. - To z powodu Hiro?
Odstawiłam kubek na ladę, patrząc na niego z zaskoczeniem. O rany, widział nas, pomyślałam, a mój ojciec uśmiechnął się chytrze, jakby właśnie udała mu się kradzież stulecia.
- Nie myślałem, że jeszcze kiedyś tego dożyję. - powiedział, patrząc na mnie z łagodną miną, jakbym sprawiła mu przyjemność. - Chciałbym zobaczyć minę Keiji'ego...
- Widziałeś nas? - zapytałam, choć tak naprawdę nie musiałam tego robić. Jego reakcja mnie totalnie zaskoczyła. Mój ojciec uśmiechnął się, a jego zmarszczki zniknęły niezauważalnie.
- Cieszę się, że układasz sobie życie, kochanie - powiedział po dłuższej chwili. Nie wytrzymałam i uśmiechnęłam się lekko. Widział nie raz jak płakałam z powodu Ithaniego. Nie był złym człowiekiem, ale jednak nie reagował na moją krzywdę. Nie wiedziałam, że tak ucieszy się z mojego szczęścia. - Zasługujesz na to.
Szłam przez mokrą, pełną kałuż dzielnicę Ralpha-Yui na krańcu San Fransokyo. Co tydzień odbywały się tu wyścigi, ale w tę noc było tu nadzwyczaj spokojnie. Powietrze było wilgotne i parowało w kierunku nieba, czułam ciepło nawet pod moją skórzaną kurtką.
Zobaczyłam lśniący motocykl stojący na środku słabooświetlonej ulicy i silną sylwetkę, opierającą się o maszynę. Znałam dobrze tę sylwetkę, na jej widok czułam na skórze chłodny dreszcz, jednocześnie pozytywny, jak i negatywny.
- Cześć, skarbie - przywitałam się, całując go w usta. Ithani przyciągnął mnie do siebie i pozwolił mi usiąść okrakiem na jego kolanach. Dopiero teraz zauważyłam, że pod czarną skórą ma jedynie cienki srebrny łańcuszek, który dałam mu na urodziny.
- Siemka, Tomago - przywitał się, muskając ustami moją szyję. Zamknęłam z przyjemnością oczy, gładząc dłońmi jego nagi tors. Byliśmy sami pośrodku ciemnej dzielnicy. - Tęskniłem za tobą, wiesz?
Przyciągnęłam go do siebie jeszcze bliżej i pocałowałam w usta łapczywie. Nie widziałam go cały ten tydzień, nie wiedziałam, gdzie się znajduje, ani czy jest bezpieczny. Gregor śledził każdy nasz krok, a Ithani należał do ludzi ostrożnych.
Jego dłoń przejechała po moim kręgosłupie i dotarła do pośladków. Spojrzałam mu w oczy z pragnieniem. Tak bardzo go kochałam. Jego ciemne oczy wpatrywały się we mnie chytrze, jakby miał w ramionach coś, czego pragnął od dawna.
- Mój ojciec o ciebie pytał - powiedziałam, a jego oblicze nagle pociemniało. Zabrał dłonie z mojego ciała, jakby poparzyło go miejsce zetknięcia z moją skórą.
- Chodziło mu o pieniądze? - spytał pochmurnie, a ja pożałowałam, że w ogóle zaczęłam ten temat. Czułam się w jego ramionach jak nigdy przedtem. Nie chciałam tego zmieniać.
- Tak, pytał, kiedy zwrócisz mu pożyczkę. - odparłam, brnąc dalej w ten temat. Czułam, że stąpam po cienkim lodzie. Najbardziej ze wszystkiego, nie chciałam go rozwścieczyć. Uwielbiałam ten pewny siebie uśmieszek na jego twarz. Druga sprawa, że gdy się złościł, zaczynałam się go bać. Wiedziałam, że jest zdolny do wszystkiego.
- A ja mówiłem, że gdy znajdę kasę - warknął, patrząc na mnie ze złością. - Nie dociera to do ciebie?
Zeszłam z jego kolan i stanęłam naprzeciw, spoglądając na niego, jakbym zrobiła coś nie tak. Jak mogłam zepsuć tę chwilę, pomyślałam z wyrzutem do samej siebie. Ithani tu był ze mną, byliśmy razem, a ja jak zwykle musiałam wszystko zepsuć. Byłam jak mysz, która chowała się do swojej nory, gdy widziała kota.
- Wybacz, nie powinnam o tym mówić. - powiedziałam, wpatrując się w mokrą ziemię.
Ithani westchnął, nabierając powietrza do swojej nagiej piersi. Miał silne, idealnie wyrzeźbione mięśnie, jakby spędzał na siłowni każda wolną chwilę. Uwielbiałam na nie patrzeć, co stawało się powoli moim hobby.
- Myślałem, że go nienawidzisz - powiedział nagle, jakby nie pragnął skończyć tego tematu. Spojrzałam mu w oczy z szokiem. Rzadko kiedy rozmawialiśmy o mojej rodzinie. Wiedział, że nie mam matki, ale nigdy nie pytał dlaczego, a ja nie chciałam mu opowiadać o tamtym zamachu. Kilku spraw się jednak dowiedział na jej temat. - Dość dziwne są zażyłości w twojej rodzinie.
Skrzyżowałam ręce na piersi nieusatysfakcjonowana.
- Nie przyszłam tu, by rozmawiać z tobą o ojcu - warknęłam, a Ithani skinął głową. Chłopak skinął głową i wstał ze swojego motoru, podchodząc do mnie. Gdy szedł, wyglądał jak grecki Adonis.
- Jasne, Tomago - powiedział, patrząc mi zaczepnie w oczy. Objął mnie, kładąc dłonie na moje biodra, by przyciągnąć mnie bliżej siebie. Spojrzałam na niego z niezadowoleniem, które powoli wygasało, jak płomień bez drwa. - Chcę, żebyś coś dla mnie zrobiła.
- Znów kasa? - zapytałam, mając dość jego natarczywości. Ostatnio zbierałam sporą sumkę dla Gregora. Dziś Ithani sam zaproponował spotkanie. Miałam nadzieję na coś więcej niż łechtanie jego materializmu.
- Tylko kilka baniek - poprosił słodko, przysuwając twarz do mojej. Patrzyłam mu w oczy niepewnie.
- Nie mam już nic, Ithani. Nie okradnę ojca ponownie. - postanowiłam. I tak okropnie czułam się z tym ostatnim razem na sumieniu.
- Wierz, że on tego nie potrzebuje - powiedział rozsądnie. Zmarszczyłam brwi. Nie podobała mi się ta rozmowa.
- Nie okradnę go już nigdy więcej, zrozumiałeś? - spytałam z rosnącą siłą w moim głosie.
Ithani parsknął uwodzicielskim śmiechem.
- Słodka Tomago. - szepnął, przyciągając mnie do siebie i całując namiętnie. Czułam, jak jego spragniony język głaszcze moją dolną wargę. Przez moment nawet poczułam się rozluźniona. Nagle odsunął się do mnie i dodał: - Zawsze możesz sprzedać kilka obrazków mamuśki, nie?
Otworzyłam szeroko oczy i odsunęłam się od niego, czując, że moje serce zamiera. Przez moment nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa.
- Skąd o tym wiesz? - zapytałam drżącym głosem, akcentując każdy wyraz. Miałam ochotę się rozpłakać, ale zagryzłam stanowczo zęby. Nie mówiłam mu, że była malarką, myślałam spanikowana. Jak się dowiedział?
- Ma się te wtyki tu i tam - odparł z pewnym uśmiechem. - Daj spokój, rodzinka to jeden wielki żart. Możemy ukrywać na jej temat wiele, ale w końcu i tak prawda wyjdzie na jaw. To jak, chyba się nie obrazi zza grobu jak sprzedasz kilka jej dzieł, nie? - spytał, głaszcząc mnie po policzku.
Złapałam jego rękę i spojrzałam mu z zimnem w oczy. Czułam się jak kukiełka na sznurkach, sterowana przez kogoś innego.
- Nigdy więcej nie obrazisz mojej matki - wysyczałam tak jadowicie, że sama byłam w szoku. Emocje wypłynęły ze mnie falą, potrafiącą rozbić mur swoim nurtem. Ithani spojrzał na mnie z zaskoczeniem, jakby pierwszy raz widział mnie w takim stanie. Po raz pierwszy jawnie mu się sprzeciwiłam. Po raz pierwszy powróciłam do przeszłości.
- Wyluzuj, skarbie, nie chciałem - powiedział, choć w jego twarzy nic nie wskazywało na skruchę. - Powinienem użyć innych sformułowań...
- Myślisz, że to jest śmieszne? - warknęłam, zaciskając pięści. Nie potrafiłam uwierzyć w to, co słyszę. Chciał sprzedać obrazy mojej matki, by móc zabawić się z kilkoma gośćmi w Tokyo. - Wolałabym uznać, że tego nie słyszałam. - Ithani uniósł dłonie, jakby starał się mnie uspokoić. - Co byś poczuł, gdybym zaczęła mówić w ten sposób o twoim ojcu, pijaku? Może miałbyś pieniądze, gdybyś nie przepijał ich tak jak on!
Nagle coś między nami pękło. Cienka granica, której Ithani ani razu jeszcze nie przekroczył. Poczułam ból na moim policzku i dopiero to do mnie dotarło. Dotknęłam obolałej części twarzy i spojrzałam na Ithaniego z szokiem. Jeszcze nigdy mnie nie uderzył. Ani razu nawet nie próbował. Oddychałam płytko, czując palący ból w miejscu zetknięcia z jego dłonią. Ithani spojrzał na mnie, jakby nie wierzył, że sam tego dokonał.
- GoGo... - zaczął, ale było za późno. Obróciłam się na pięcie i zaczęłam biec. Przed siebie. Nieważne, że biegłam w kierunku całkiem przeciwnym niż dzielnica, w której mieszkałam.
Uciekałam uliczkami, przez które Ithani nie dałby rady przejechać na motocyklu. Dobrze znałam tę dzielnicę. Kilka miesięcy temu sama uciekałam tędy przed bandziorami, którzy chcieli mnie skrzywdzić. Znów zostałam sama, a goniło mnie moje rozczarowanie.
Czułam łzy na policzkach, które nie potrafiły zaschnąć, napędzane przez nowe. Wstrzymywałam oddech, pędząc przed siebie z takim tempem, że nie powstydziłby się go najlepszy biegacz świata. Dopiero, gdy dobiegłam do domu Aleha, mojego przyjaciela z podstawówki, który się powiesił, przystanęłam i dotknęłam dłonią ściany kamienicy. Nagle nogi się pode mną ugięły.
Upadłam na kolana i zaszlochałam żałośnie, wiedząc dobrze, że Ithani mnie nie usłyszy. Siedziało to we mnie od dawna. Kilka tygodni temu nakryłam go w hotelowym pokoju z Emily, słodką pokojówką o blond włosach, łagodnym uśmiechu i długich nogach. Ithani tłumaczył się, że to nie to, co myślałam, ale ja zamknęłam się na emocje. Wybaczyłam mu, głównie dlatego, że miłość do niego rozrywała mnie od środka, jak połknięty sztylet. Nie myślałam, że niedługo pożałuję mojej decyzji.
Zatopiłam dłonie w moje gęste włosy i zaczesałam je w tył. Łzy spływały obficie po mojej twarzy.
- To nie tak, GoGo - słyszałam stłumiony głos w mojej głowie. Moje wargi zadrżały, ale był to jedyny ruch na całym moim ciele. Znów powróciłam do przeszłości, drżąc z poczucia przeżytego cierpienia.
Ithani złapał mnie za nadgarstki i próbował skupić na sobie moje zabłądzone spojrzenie, podczas gdy Emily zbierała swoje rzeczy z podłogi. Czułam się jak człowiek, z którego uszło życie.
Jak mogłam być taka naiwna, by mu wybaczyć? Jak?!
Powtarzałam sobie to jedno słowo wiele razy, ale dotychczas nie znalazłam odpowiedzi. Czułam łzy na policzkach i cała się trzęsłam. Kiedy je otworzyłam, zobaczyłam bardzo dobrze mi znane białe szafy i szarawą pościel, oświetlaną przez słaby blask księżyca, zakrywanego przez śnieżne chmury.
Oparłam się na nadgarstkach, czując, że to wszystko mnie przytłacza. Naprawdę płakałam, jakbym przyniosła coś z przeszłości. Nie, to nie przeszłość. Łzy były ze mną przez całe życie, były niemal jak pasożyt, który uczepił się mnie i nie chciał zostawić. Płakałam tyle razy, że statystyczny człowiek powinien powiedzieć w tym momencie, że wypłakał już wszystko. A ja miałam dziewiętnaście lat. Nie byłam nawet w połowie życia, a czułam się jak starzec, który wycierpiał aż nadto w swoim życiu.
Otarłam łzy z powiek i nagle sobie o czymś przypomniałam. Chwyciłam za telefon i wybrałam znajomy numer, nie myśląc nawet, co robię. W głowie szumiała mi myśl o mojej obietnicy, ale nie pomyślałam ani przez chwilę o tym, że Hiro jest pewnie zmęczony i że jest tak późno. Nawet nie sprawdziłam godziny przed zadzwonieniem do niego i może to i dobrze, bo prawdopodobnie zrezygnowałabym z tego pomysłu.
Odebrał po trzech sygnałach.
- Halo? - spytał sennym głosem. - Coś się stało?
Roześmiałam się przez łzy, czując ulgę, gdy usłyszałam jego głos. Otarłam z policzka nową łzę, wpatrując się w ciemność w moim pokoju.
- Wypełniam obietnicę - powiedziałam nieco drżącym głosem. Odpowiedziała mi cisza. Byłam pewna, że Hiro zapomniał już o tym, co kazał mi obiecać. Odezwał się po chwili.
- Zły sen? - spytał miłym głosem. Miałam ochotę przytulić go za ten ton. Wypowiedział zaledwie sześć słów, a ja czułam, jak całe napięcie ze mnie spada.
- Mniej więcej - odparłam, starając się zachować twardszy głos. - Jakieś wskazówki?
Hiro zamyślił się na moment.
- Wyobraź sobie, że jestem tam z tobą - powiedział w końcu. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Mam słabą wyobraźnię. - wyznałam szczerze, chcąc by powiedział cokolwiek więcej. Chciałam po prostu słyszeć jego głos w tej ciemności.
Hiro roześmiał się cicho, jakby się bał, że kogoś zbudzi. Rzeczywiście, ta pora nie była zbyt dobra na rozmowy.
- Jeśli chcesz, mogę przyjechać - zaoferował się z rozbawieniem. Przez chwilę myślałam, że to tylko żart.
- Zrobiłbyś to? - spytałam z tonem, jakbym nie wierzyła w jego słowa.
- A zakład? - usłyszałam w odpowiedzi. Uśmiechnęłam się ponownie przez łzy. Jeżeli Hiro nie potrafił naprawić nawet mojego najgorszego nastroju, to nie wiem, kto mógłby posiadać taką umiejętność.
- Mój ojciec wczoraj nas widział - odpowiedziałam, przypominając sobie o wieczorze. - Uważaj, bo jeszcze zmieni zdanie na twój temat.
Hiro roześmiał się cicho. Miał doskonały śmiech. Męski, pełen charakteru i jednocześnie wesoły, jakby nie przestawał się śmiać.
- Nic nie mów, moja ciocia też zrobiła mi niezłe przesłuchanie - wyznał, a ja otworzyłam usta ze zdziwienia. No ładnie.
- Czyli, że mam omijać Lucky Cat Cafe? - zapytałam, a Hiro westchnął cicho.
- Jeśli nie chcesz, by ciocia wzięła cię w ramiona i pogratulowała dołączenia do naszej rodziny, to nie jest to taki zły pomysł. - odparł, a ja zaśmiałam się radośnie. Niemal już zapomniałam o moim koszmarze. - Chociaż z drugiej strony zawsze cię uwielbiała. Dziwi mnie tylko to, że nie znasz jakiś kompromitujących momentów z mojego życia.
- Przypomnę sobie o tym, gdy następnym razem u ciebie zawitam - obiecałam, a Hiro na moment zamilkł. Wyobraziłam sobie, jak teatralnie wywraca oczami.
- Uważaj, Tomago, bo ja również mam niezłe układy z twoim ojcem. Poza tym już raz widziałem twoje zdjęcia z dzieciństwa. Wyglądałaś naprawdę uroczo. Co się z tobą stało?
Uśmiechnęłam się. Powinnam zmienić miejsce chowania moich starych zdjęć z szuflady w biurku na dół szafy, postanowiłam. Nie chciałam, by Hiro znów trafił na moje słodkie zdjęcia w pieluchach.
- Powinnam cię teraz udusić, wiesz o tym?
- Czekam - usłyszałam w odpowiedzi. Sam ten pomysł miał w sobie coś kuszącego.
- Masz szczęście, że zobaczymy się dopiero za dwa dni - powiedziałam, a Hiro się roześmiał.
- Szczęście? Chyba kierunki ci się pomyliły - Hiro najwyraźniej nawet o tej porze nocy potrafił tryskać humorem. Schowałam twarz w poduszkę, chichocząc wesoło. Co on ze mną robił?
Hiro westchnął, najwyraźniej nie słysząc mojego śmiechu.
- Sprawiłeś, że jeszcze bardziej będę za tobą tęskniła przez te dwa dni - wyznałam, czując, że chciałabym, by był tu, obejmował mnie i szeptał mi do ucha pozytywne słowa. Nigdy nie czułam wobec kogoś takiej wdzięczności. Myślałam, że poznałam i zobaczyłam już wszystko na tym świecie, ale Hiro był skarbem, którego odnalezienie mogło się równać z cudem.
- A ja za tobą - usłyszałam. Zatopiłam się w tym głosie, czując, że myśli o Ithanim są wypierane przez humor Hiro. Ktoś tam na górze chyba doskonale wiedział, czego potrzebowałam, skoro zesłał mi mojego przyjaciela. - Zawrzyjmy nowy układ - zadzwonisz, gdy zirytuje cię Honey...
Roześmiałam się stłumionym śmiechem.
- Istnieje może jakaś darmowa infolinia czy coś? Musiałabym ci zabierać cały wolny czas. - Hiro odpowiedział mi śmiechem. Doskonale wiedział, co myślę o zakupach z moją przyjaciółką.
- I tak należy do ciebie - odparł, ale zawahał się przy tym. - Ale wieczory będę miał zajęte.
- Kombinujesz coś? - spytałam, udając zazdrosną. W sumie brzmiało to dość niepokojąco. Miałam nadzieję, że nie próbuje znowu swoich sił w walkach botów.
- Podoba mi się ten ton - wyznał ze śmiechem. - Nie, po prostu... Mam trochę roboty.
Przełknęłam ślinę, przypominając sobie o jego obietnicy, o tym, że mnie nie okłamie. Nie chciałam być wścibska. Zresztą nigdy nie lubiłam pytać wprost o tego typu sprawy. Ludzie mają różne tajemnice.
- To w takim razie mam nadzieję, że pomyślisz o mnie czasem przy tej swojej robocie - wyszeptałam i niemal czułam, jak uśmiecha się po drugiej stronie.
- Przez cały czas - obiecał, mrucząc swoim kochanym głosem.
Wędrowałyśmy po ulicy Tokyo, szukając konkretnej uliczki prowadzącej do Muzeum, ale gdy wreszcie natrafiłyśmy na pożądany budynek, okazało się, że następne wejście grupy z przewodnikiem zaczyna się za dwie godziny. Kupiłyśmy z Honey bilety i wymyśliłyśmy, że skoczymy w tym czasie na kawę do pobliskiej kawiarni, którą minęłyśmy, gdy szłyśmy do gmachu Muzeum Sztuki Współczesnej.
- Widzę, że znów spoglądasz na telefon - odezwała się Honey, spoglądając obrażonym wzrokiem na moje dłonie, w których trzymałam urządzenie. - Hiro?
Uśmiechnęłam się, starając się ukryć przed nią swoje zaangażowanie i schowałam telefon do kieszeni kurtki. Nic nie mogłam poradzić, że tęskniłam za nim od naszej nocnej rozmowy. A raczej od naszego pocałunku pod moim domem.
Usiadłyśmy w rogu kawiarni, zbyt skrępowane, by zająć główne stoliki. I tak zwracałyśmy na siebie zbyt wiele uwagi jako turystki.
- No, to powiedz mi, jak tam się u was układa - powiedziała Honey, spoglądając na mnie z ciekawością. Jeden pens z jej złożonych starannie w kucyku włosów opadł jej na czoło. Zdjęłam swoją kurtkę i powiesiłam na fotelu, na którym siedziałam. Nie zdołałam wypatrzyć nigdzie wieszaka, na którym mogłabym powiesić mój element garderoby.
W kawiarni czuło się słodki zapach ciast i kawy, który sprawiał, że od razu nabrałam ochoty na coś słodkiego. Z drugiej jednak strony chyba powinnam przejść na dietę przed Grand Prix...
- U nas? - zapytałam, udając głupią. Honey wywróciła oczami.
- U ciebie i Hiro - odparła, jakby uwierzyła, że jestem idiotką. - Przecież od wesela Abi zachowujecie się... jakoś dziwnie. Każdy z nas to zauważył.
Przygryzłam wargę. Staraliśmy się raczej ukrywać przed naszymi przyjaciółmi to, co nas łączyło. Nie chciałam, by zaczęli panikować, a zmiana naszych relacji mogłaby też wpłynąć na naszą pracę w Agendzie.
- Dziwnie to mało powiedziane... - wyznałam, chowając kosmyk za ucho. Przypomniałam sobie zaraz o Hiro i zaśmiałam się nerwowo. Rzeczywiście, był to wkurzający nawyk.
Honey uśmiechnęła się do mnie, jakby chciała wyrwać mi z głowy wszystkie moje myśli. Była bardzo ciekawą osobą, ale jednocześnie nie chciała pokazywać po sobie tej cechy. Tylko przy mnie taka była. Poza tym znałyśmy się tak długo, że nie powinno to nikogo dziwić.
- Mów, Tomago. - nakazała, gdy wtem pojawiła się kelnerka.
- Witam, podać coś? - zapytała, wiodąc po nas smętnym spojrzeniem. Za uchem miała drobny ołówek, który chwyciła w swoje długie, pomalowane na czarno paznokcie i ustawiła tak, by z łatwością notować zamówienie.
- Dwie małe latte - odparła za mnie Honey. - Z polewą karmelową.
- Jedną z polewą - poprawiłam, a przyjaciółka spojrzała na mnie z zaskoczeniem. Wiedziała, że lubię karmel.
- Dobrze, zapisałam - powiedziała kelnerka, dla której okazanie wykazanie odrobiny entuzjazmu musiało igrać z cudem. - To wszystko?
- Tak - odpowiedziałyśmy zgodnie z moją przyjaciółką. Kelnerka najwyraźniej wyczaiła, że przeszkadza nam w rozmowie, dlatego szybko się oddaliła.
- Rozmawialiśmy - oznajmiłam Honey spokojnie, mląc w dłoniach kawałek serwetki.
- I?
- Powiedział, że mnie kocha - odpowiedziałam i spojrzałam przyjaciółce w oczy. Czułam się... szczęśliwa. Wierzyłam Hiro. Cały czas miałam w głowie wyraz jego twarzy, gdy to mówił. Może byłam naiwna, zwłaszcza, że kiedyś już słyszałam te słowa, ale nie zamierzałam oceniać każdego napotkanego faceta miarą Ithaniego. A już na pewno nie Hiro.
Honey nie wyglądała na zdziwioną. Nagle podskoczyła, wyrzucając dłonie do góry.
- Taak! - zapiszczała radośnie. - Nareszcie!!
Ludzie obrócili się w naszym kierunku, patrząc, jakby Honey ogłosiła publicznie, że nie zmienia bielizny.
- Przepraszam, przyjaciółce urodziła się siostrzenica - mruknęłam, a ludzie wrócili do swoich rozmów.
Honey zignorowała moje słowa, ściskając mnie mocno za dłonie. W jej oczach kryła się prawdziwa radość, jakby wygrała los na loterii. Uśmiechnęłam się mimowolnie, czując, że zawsze mogę liczyć na moją przyjaciółkę. Kiedyś ktoś mądry mi powiedział, że prawdziwego przyjaciela nie zdradzają nasze upadki, ale to, jak świętują nasze sukcesy. Honey była osobą, którą zawsze cieszyło moje szczęście.
- Jesteście razem? - zapytała, mrugając szybko. Zarumieniłam się.
- Na to wygląda... - zaczęłam, a Honey w ostatniej chwili powstrzymała swój kolejny wybuch radości. Złapałam ją za nadgarstki i zmusiłam ją, by spojrzała mi w oczy. - Honey, musisz mi pomóc.
- Co się stało? - zaniepokoiła się moja przyjaciółka, poważniejąc nagle.
- Nie wiem, czy dobrze robię. - jęknęłam, czując, że mogę jej wylać wszystkie moje obawy. Chęć opowiedzenia komuś o moich wątpliwościach była silniejsza ode mnie.
- Chodzi o Hiro? - zapytała, jakbym zdołała zmienić temat.
- Co jeśli... Jeśli on się zaangażuje, a ja no wiesz... - wyjąkałam. Nie wiedziałam, jak mam jej to powiedzieć. Honey patrzyła na mnie uważnie, nie przerywając mi ani na moment, jakby czekała, aż zbiorę myśli. - Honey, ja nie wiem, co ja do niego czuję. Nie chcę go zranić.
- Może warto zaryzykować? - spytała mnie poważnie. Zawsze była taka rozsądna, pełna rezerwy. Zazdrościłam jej tego. Ja sama, myśląc o Hiro, miałam w głowie stado przeróżnych myśli, które były tak potężne, że przez nie nie mogłam spać. - GoGo, jesteś z nim szczęśliwa. Zamierzasz to zepsuć?
- Zamierzam wybrać to, co jest lepsze dla niego - powiedziałam szczerze. Byliśmy wciąż przyjaciółmi, a jego szczęście znaczyło dla mnie więcej niż moje własne. Ja wycierpiałam już tyle, że nie zrobi mi to różnicy. I tak byłam już zepsuta od środka. Nie chciałam zepsuć i jego... - Czasem zaczynam żałować, że nie wybrał Sam. Byliby dobrą parą...
- Przestań - prychnęła Honey. Kelnerka podeszła do nas z tacą i postawiła przed nią jej karmelową kawę. Mój kubek miał nieskazitelnie białą piankę z kawałkami migdałów. - Nigdy nie był nią zainteresowany.
- Skąd ta pewność? - spytałam, marszcząc brwi. Spróbowałam kawy i szczerze mówiąc, zatęskniłam za smakiem tej z Lucky Cat Cafe. Ciocia Hiro znała co najmniej dziesięć sposobów na jej parzenie.
- Bo zwierza mi się od roku? - zapytała Honey, kręcąc głową, jakby rozmawiała z małym dzieckiem. Odstawiłam kubek nieco za głośno, przez co ludzie przy sąsiednim stoliku drgnęli, zaniepokojeni dziwnym odgłosem.
- Co? - wydusiłam. - Od roku...?
Honey ujęła ostrożnie swój kubek i wzruszyła ramionami.
- Bo jakoś od roku jest w tobie zakochany - wyjaśniła. Otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia. A ja niczego nie widziałam, pomyślałam sobie. Rozmawiał ze mną, spędzał czas, a w głębi duszy był we mnie zakochany? Przypomniałam sobie, jaki był wtedy nieśmiały i układanka zaczęła nabierać kształtów. - Dziwię się, że tego nie zauważyłaś.
Oparłam się o fotel, czując, że nie mogę wydobyć z siebie słowa. Ta informacja powaliła mnie na kolana. Honey zauważyła to i chwyciła mnie za rękę.
- Wszystko w porządku? - zapytała z troską. - Zbladłaś.
Nic dziwnego, pomyślałam z ironią.
- Hiro kochał się we mnie od roku, a ja nic o tym nie wiedziałam? - czułam się jak totalna idiotka. Jak mogłam tego nie zauważyć? Przecież nie należałam do osób skrajnie pozbawionych emocji. Musiałam cokolwiek zauważyć.
- Bał się, jak zareagujesz - wyznała Honey spokojnie. Patrzyłam na nią, jakby właśnie oznajmiła, że jest w ciąży. - Nawet na weselu u Abigail był skołowany. Namawiałam go, żeby powiedział ci prawdę i najwyraźniej mnie posłuchał. Jak zareagowałaś?
Przełknęłam głośno ślinę. Honey o wszystkim wiedziała i nie raczyła mnie powiadomić? Z drugiej jednak strony była jego przyjaciółką, nic więc dziwnego, że była wobec niego lojalna. Raz powiedziała, że Hiro chyba jest we mnie zakochany, ale potraktowałam to jako żart. Nasz Hiro? Chyba jej się coś pomyliło. A jednak, w tym wariactwie było źródło prawdy.
- Nie tak, jak to sobie wyobrażał - odpowiedziałam głosem wypranym z emocji.
- Czyli? - dopytywała się Honey.
- Powiedziałam, że w takim razie jestem szczęściarą - powiedziałam i nagle ten tekst zabrzmiał naprawdę głupio w moich ustach. Honey uśmiechnęła się szeroko, usatysfakcjonowana moją odpowiedzią.
Odetchnęłam. Co tu było nie tak? Właśnie się dowiedziałam, że mój najlepszy przyjaciel, który sprawił, że po raz pierwszy od rozstania z Ithanim czułam się lepiej, jest we mnie zabójczo zakochany. Ten sam przyjaciel, który troszczył się o mnie i traktował mnie z taką czułością, jak nikogo innego. Ten sam, który patrzył na mnie z zachwytem za każdym razem, gdy byłam w zasięgu jego wzroku. Co z tobą nie tak, GoGo?
- Nie wiem, czy jestem gotowa na związek - powiedziałam szczerze, trąc swoje przedramiona w nieśmiałym geście. - I nie wiem, czy jestem w stanie się otworzyć na kogoś w ten sposób...
Honey westchnęła i złapała mnie za dłonie, chcąc dodać mi otuchy.
- Nie miej co do siebie szczególnych wymagań, skarbie - wyszeptała ciepło. Nie miała na nosie okularów, odkąd zaczęła nosić kontakty. Musiałam przyznać, że miałam piękną przyjaciółkę. - Po prostu daj mu szansę, nie patrz na przyszłość, a gwarantuję, że nie pożałujesz. Wszyscy znamy Hiro. Poza tym sama zobacz, co z tobą zrobił przez ten rok.
Uśmiechnęłam się słabo, czując łzy zamknięte w kanalikach moich oczu. Płakałam często, zbyt często, ale pierwszy raz od dawna czułam takie wzruszenie.
- Masz rację, Honey - odpowiedziałam, ściskając jej dłonie. Był to dla mnie niemal symbol. Symbol nowej obietnicy, którą przyrzekłam sama sobie. Nieważna była przeszłość, ważna była teraźniejszość, a ta wyglądała w ten sposób, że nie mogłam żyć bez Hiro.
Dzieeeń dobry! :33 mam nadzieję że macie dobre humorki, to może poprawicie mi mój ;D
Muszę wam podziękować, że po mojej ostatniej prośbie zaczęliście bardziej komentować, mam nadzieję, że to się utrzyma ;))
8/16/2016
Wieści
Przechadzałem się po San Fransokyo, myśląc o całej wczorajszej podróży. Nie myślałem, że ciocia tak bardzo ucieszy się na mój widok, ale z drugiej strony ja również się za nią stęskniłem. Musiałem to zrozumieć - w końcu teraz miała tylko mnie. Wypytywała mnie dosłownie o wszystko - od ubioru panny młodej do wyposażenia w naszym apartamencie. Opowiedziałem jej wszystko z ogromną dozą cierpliwości, pomijając jednak fakt, co stało się między mną a GoGo. Nie chodziło o to, że wstydzę się mówić takie rzeczy cioci, ale po prostu sam nie chciałem robić sobie nadziei. Domyślałem się, co może myśleć sobie GoGo i nie traktowałem tej sprawy tak, jakbyśmy byli razem. Może to był czysty przypadek? Łut szczęścia, że znaleźliśmy się w takich okolicznościach. Kochałem ją, ale nie zamierzałem traktować tego, jakbyśmy już coś sobie obiecali. Nawet, jeśli bardzo tego chciałem.
Szedłem przez centrum, rozglądając się roztargnionym spojrzeniem po wystawach sklepowych, gdy wtem zauważyłem postać na końcu ulicy, którą poznałbym od razu. GoGo spacerowała w moim kierunku w swojej jasnofioletowej kurtce, czarnych legginsach i krótkich kozaczkach. Rozglądała się wokół, jakby wcale się ze mną nie umówiła, co tylko spowodowało u mnie uśmiech.
- Cześć, Hiro - odezwała się wesoło na przywitanie, całując mnie w chłodny policzek. Objąłem ją na przywitanie, tym razem tylko jako przyjaciel. Co dziwne, wcale nie skakaliśmy z ról - przyjaciel, dziewczyna, wręcz przeciwnie. To wszystko dopełniało się w spójną całość, bo byliśmy wszystkim. Nasza przyjaźń była tak mocna jak nigdy przedtem.
Spojrzałem na jej twarz i uśmiechnąłem się. Pomimo że wyglądała dość normalnie, to na jej ustach gościł błyszczyk. Co ta Honey ci zrobiła, Go?
-Hej, Go - powiedziałem cicho. - Jak tam powrót?
GoGo odetchnęła i ujęła mnie pod ramię, ruszając wolnym krokiem w kierunku oceanu.
- Dobrze - odpowiedziała. - Zdziwisz się, ale spędziłam wczoraj pół wieczora na opowiadanie ojcu o weselu. Kurczę, nawet nie wiedziałam, że jestem taka rozmowna.
- No widzisz - odparłem, przyciągając ją bliżej siebie, byleby jak najbardziej zakryć ją przed zimnem. Nieco odzwyczailiśmy się od tutejszej pogody, dlatego ciężko było nam powrócić do grubych zimowych kurtek i ciepłych rękawiczek. - Cieszę się, że coraz więcej razem rozmawiacie.
- To gdzie idziemy, Hamada? - zapytała, patrząc na mnie, jakby spodziewała się jakiejś zaskakującej odpowiedzi.
- Zależy od ciebie - odparłem z uśmiechem. - Zgłodniałaś?
- Strasznie - odpowiedziała szczerze z szerokim uśmiechem.
Wracaliśmy o zmierzchu, spoglądając tęsknie na słońce zachodzące nad plażą. Spędziliśmy miło czas w restauracji prowadzonej przez mojego przyjaciela, Gancio, którego poznałem przez przypadek na jednej z wymian. Widziałem po GoGo, że bawiła się dobrze, poza tym miała przez całe popołudnie dobry humor, dlatego cieszyłem się, że potrafiłem go choćby utrzymać.
- Jak ci się podobało? - zapytałem, trzymając ją za rękę i spacerując po południowej części miasta. GoGo szła wolno, jakby wcale nie spieszyła się do domu. Jej policzki zaczerwieniły się od mrozu, ale mimo to wyglądała, jakby nie narzekała na brak ciepła.
- Było miło - odpowiedziała, patrząc na mnie z lekkim uśmiechem. - Masz wielu znajomych z różnych miejsc. Nie wiedziałam, że jesteś tak popularny.
Roześmiałem się, nie wierząc w to, co słyszę.
- Ja? Popularny? Skąd... - odpowiedziałem, ale GoGo cały czas patrzyła na mnie z tym samym podziwem w oczach, jakby nie słyszała tego, co mówię.
- Ale ludzie cię szanują - odparła swobodnie, spoglądając na jasnoróżowe niebo.
- To nie ja jeżdżę na motorze i wygrywam wyścigi - zauważyłem, spoglądając na nią, jakby nie do końca wiedziała, o czym mówi. GoGo westchnęła cicho.
- Hiro, jest mało osób, które szanują mnie... Prawdziwą mnie, a nie Tomago. Czasami myślę, jakbym była kompletnie inną osobą niż ta, którą próbuję grać. - nagle zerknęła na mnie i stała się bardziej spięta, jakby powiedziała coś nie tak. - Przepraszam, nie powinnam mówić takich rzeczy.
- Nie masz za co mnie przepraszać - odpowiedziałem, patrząc jej w oczy. Gdy byliśmy sami, jej spojrzenie zdawało się miękkie i ciepłe, niczym roztopiona czekolada w chłodne, zimowe wieczory, takie jak ten.
Stanęliśmy pod domem GoGo, jakby nasz wspólny czas dobiegł końca. Zauważyłem na podjeździe samochód jej ojca, dlatego byłem pewien, że już sama sobie poradzi. Raczej niezbyt lubiłem, gdy zostawała sama w domu, nawet jeśli była dorosła. Samotna dziewczyna w dużym, pustym domu to nie lada zachęta zarówno dla złodziei jak i o wiele gorszych typów.
- Honey chce jutro jechać na dwa dni do Tokyo - powiedziała wprost, patrząc mi w oczy niepewnie. - Wymyśliła, że odwiedzimy Muzeum Sztuki Współczesnej i pójdziemy na zakupy.
- Dobry plan - potwierdziłem, choć niezbyt podobał mi się pomysł o dwóch dniach spędzonych bez niej. - Muzeum powinno ci się spodobać. Byłem tam i nawet na mnie zrobiło wrażenie.
GoGo przysunęła się do mnie i objęła mnie wokół szyi, tak jak wtedy, w naszym tańcu. Na samo wspomnienie tamtej chwili miałem ciarki. Musnąłem dłonią jej talię okrytą grubą kurtką, ciesząc się, że mogę mieć ją przy sobie, w moich ramionach.
- Wolałabym spędzić ten czas z tobą - powiedziała wprost, patrząc mi w oczy. Czułem, jakby czytała mi w myślach. Nachyliłem się i pocałowałem ją w policzek, zatrzymując się przy jej ciepłej skórze na dłuższy moment.
- Zobaczymy się za dwa dni - obiecałem. - A lepiej, żeby Honey nie miała ci za złe, że z nią nie pojechałaś.
GoGo uśmiechnęła się słabo, po czym przybliżyła się do mnie i pocałowała mnie czule w usta. Ciepło rozeszło się po moim ciele, jakbyśmy wcale nie stali na mrozie. Moje wargi wygięły się w uśmiechu, gdy poczułem smak jej błyszczyka. Pomyślałem sobie, że dobrze, że nie użyła szminki, bo ciocia zaczęłaby wypytywać, gdyby zobaczyła jej ślady na moich ustach.
Odsunąłem się od niej na chwilę, gdy przypomniałem sobie o zaparkowanym na podjeździe samochodzie.
- Twój ojciec nas zobaczy - powiedziałem jej z rozbawieniem, a GoGo zaśmiała się tylko.
- No to co? - mruknęła i przyciągnęła mnie do siebie ponownie. Zaczynałem się zastanawiać, jak zareagowałby Daishi, gdyby nas razem zobaczył, ale z drugiej strony, jak twierdziła GoGo, przecież mnie uwielbiał, więc nie powinno być tak źle. Trochę dziwna była sytuacja, że byłem synem jego najlepszego przyjaciela.
Całowaliśmy się tak, jakbyśmy robili to po raz pierwszy, choć z drugiej strony, każdy raz był tym pierwszym. Jakbyśmy stale zaczynali od nowa, na tej samej płaszczyźnie. Jej dotyk i bliskość, uświadamiały mnie, jak bardzo jej pragnę. Ciekawiło mnie tylko, czy GoGo domyśla się, jaka moc drzemie w tym uczuciu.
GoGo odsunęła się jako pierwsza, patrząc mi w oczy z rozmarzeniem. Wokół nas słońce zniknęło już na dobre, podczas gdy my nie potrafiliśmy się od siebie oderwać. Wpadło mi do głowy, że dobrze, że stoimy przed domem GoGo, a nie na przykład w jej pokoju, bo nie wiadomo, jakby skończyły się nasze pocałunki.
- Idź, bo za chwilę Daishi urwie mi głowę - wymruczałem, a GoGo zaśmiała się krótko.
- Boisz się go? - zapytała, unosząc brwi.
- Boję się tego, co mógłby zobaczyć - odparłem nisko, całując ją w odsłonięty kawałek szyi. Go pogłaskała mnie po policzku, jakby naprawdę się ze mną żegnała.
- To do zobaczenia - wyszeptała, patrząc mi w oczy, jakby chciała mnie nimi przyciągnąć bliżej siebie. Złapaliśmy się za dłonie, puszczając stopniowo, im dalej GoGo odchodziła.
- Do zobaczenia - wyszeptałem, patrząc za nią. Stałem tak, dopóki dziewczyna nie weszła na werandę i nie zamknęła za sobą drzwi. Gdy tak się stało, odetchnąłem głośno, jakbym przez cały ten czas wstrzymywał oddech. Ten dzień był niesamowity, tylko dlatego, że spędziłem go z najbardziej niesamowitą osobą.
- Cześć, ciociu! - krzyknąłem od progu. Odpowiedział mi stłumiony głos z kuchni. Obstawiałem, że ciocia robi kolację z pomocą Baymaxa, który powinien był już wrócić ze swojej zmiany w szpitalu. Rzuciłem klucze na stolik przy drzwiach wejściowych i zdjąłem z siebie kurtkę i buty.
Przeszedłem przez schody, kierując się na górę do złączonego salonu i kuchni, z której słyszałem głosy.
- Wreszcie jesteś - powiedziała ciocia, która miała biały fartuch owinięty wokół bioder. Tak naprawdę rzadko widziałem ją bez jakiegoś fartucha. - Baymax zaczął się już niecierpliwić.
- Dzięki za troskę, Baymax - odparłem, opierając się o ścianę przy schodach. Robot pakował muffinki na tackę, dzięki czemu pojąłem, że ciocia wcale nie robiła kolacji. - To na jutrzejszą promocję? - zapytałem, podchodząc do cioci. - Pomóc ci coś?
- Nie trzeba - odparła ciocia, nakładając krem do wypieczonych przez nią ciastek. Nachyliłem się nad miską z waniliowym kremem i przejechałem palcem po krawędzi, próbując kremu. - Hiro! - wykrzyknęła z rozbawieniem ciocia. Ja i Tadashi zawsze tak robiliśmy, gdy ciocia piekła. Nie moja wina, że robiła tak pyszne desery.
Zanim jednak zdołałem się odsunąć, oberwałem po nodze rękawicą do wyciągania blaszek z pieca. Ciocia nie wyglądała, jakby była zdenerwowana, ale jednak coś w jej ruchach kazało mi pomyśleć, że stresuje się przed jutrzejszym dniem.
- Pani Blinding jest na zwolnieniu? - zapytałem, marszcząc brwi. Dokoła mnie na ladach stały tacki z różnymi ciastkami, wypieczonymi przez ciocię. Przeczuwałem, że zrobiła to wszystko sama i żałowałem, że nie mogłem jej pomóc.
- Owszem, ale zaoferowała się, że pomoże mi z wuzetkami. - odparła ciocia, odkładając miskę do zlewu. - Przynajmniej jeden problem z głowy.
- Na pewno nie potrzebujesz pomocy? - spytałem, zabierając się do mycia naczyń. Ciocia pokręciła stanowczo głową.
- Nie, już skończyłam. W tym roku Dzień Wypieków będzie nieco skromniejszy. Nie mamy pieniędzy, żeby tak szaleć, poza tym teraz będę musiała skupić się na drugiej kawiarni.
Ciocia miała za tydzień podpisać umowę na lokal pod swoją nową kawiarnię. Byłem z niej naprawdę dumny, że postanowiła zaryzykować i powiększyć swoje przedsiębiorstwo.
- Wiesz, że jeżeli będziesz czegokolwiek potrzebowała... - zacząłem, ale ciocia skinęła szybko głową i pocałowała mnie w policzek.
- Mam się do ciebie zgłosić - dokończyła. - Tak, wiem, Hiro, ale wiesz, że nie lubię prosić kogokolwiek o pomoc.
- A w kwestiach finansowych? - spytałem, patrząc na ciocię. Widziałem, że zdębiała. Przeczuwała, że miałem dość sporo zaoszczędzonej kasy na moim koncie, ale najwyraźniej nie spodziewała się, że wyskoczyłbym z taką propozycją. - Ciociu, nie zostawię cię na lodzie. Jeżeli będziesz miała jakiekolwiek długi, albo będziesz potrzebowała pieniędzy, to wiesz, że zawsze masz mnie.
Ciocia przez chwilę stała w miejscu, patrząc na mnie, jakby zobaczyła ducha. Zauważyłem, że jej brązowe włosy przetykają pasma siwizny. Ja dojrzewałem, ale moja ciocia również nie stała w miejscu. Oboje się zmienialiśmy, ja i ona. W końcu ciocia ruszyła się z miejsca i objęła mnie mocno.
- Sama nie wiem, jakim cudem wychowałam takie złote dziecko - powiedziała, a ja uśmiechnąłem się szeroko. - Poza tym znowu urosłeś. Jesteś już wyższy ode mnie.
- Troszeczkę - odparłem, również zauważywszy tę małą zmianę. Tadashi również był wysoki, więc nie było to ani trochę dziwne.
- Co dzisiaj robiłeś? - zapytała ciocia, powracając do swoich wypieków. Baymax spakował już wszystkie ciastka, jakie znalazł w kuchni, dlatego przydałoby się znaleźć mu jakieś zajęcie.
- Baymax, nałożyłeś lukier? - zapytałem, a robot zawahał się, chowając ostatnie ciastko do torebek.
Ciocia spojrzała na robota i walnęła się brudną z masy dłonią w czoło.
- Lukier! - wykrzyknęła, a ja zaśmiałem się głośno.
- W porządku, zajmę się tym - obiecałem, a ciocia zauważyła swoje brudne czoło i szybko zmyła z niego masę pod bieżącą wodą. - A co do moich dzisiejszych zajęć... To byłem z GoGo.
Znalazłem kolorowy lukier w paczuszkach w górnej szafce i rozpakowałem. Wyjąłem muffinki z torebek i ułożyłem na tacce, przygotowując do dekorowania. Ciocia przystanęła nagle przy mnie i spojrzała, jakbym coś przed nią ukrywał.
- Bardzo dużo czasu spędzacie razem - zauważyła. Wzruszyłem obojętnie ramionami, ale prawdopodobnie zdradziły mnie rumieńce na policzkach na myśl, w jaki sposób spędzamy ten wspólny czas.
- Również w Bayu-Ville - odparł Baymax, a ja posłałem mu wściekłe spojrzenie, którego, miałem nadzieję, nie zauważyła moja ciocia. Właśnie wkopał mnie mój własny kumpel, pomyślałem, zauważając ku mojemu zdziwieniu uśmieszek na twarzy Baymaxa. Nie wiedziałem, że tak potrafił.
- W Bayu-Ville? - spytała podejrzliwie ciocia, krzyżując ręce. Nagle zainteresowała się mną, a nie swoimi ciastkami. Starałem się nie odrywać od pracy, choć czułem, że przez jej przeszywające spojrzenie wszystko leci mi z rąk. Równocześnie nie mogłem ukryć uśmiechu. - Czekaj, to o nią ci chodziło, kiedy mi mówiłeś o tej dziewczynie? Chodziło ci o naszą GoGo?
- Jakich kolorów lukru użyć? - spytałem, jakbym nie słyszał tych pytań. Wiedziałem, że ciocia nie ustąpi. - Rok temu stawiałaś na niebieski.
- Czyli to prawda! - ucieszyła się ciocia, obejmując mnie mocno. Ku mojemu zdziwieniu ucieszyła ją ta informacja. - Rany, nie wierzę... Spotykacie się?
- Ciociu... - westchnąłem, czując, że za chwilę dostanę skurczu mięśni policzkowych przez ukrywanie uśmiechu.
- Baymax, ty na pewno wiesz. Jak to jest? - zapytała go ciocia, podlatując do robota, jakby obawiała się, że robot zacznie szemrać coś pod nosem, czego nie usłyszy.
- Sam chciałbym wiedzieć - powiedział wprost mój przyjaciel, a ja poczułem, że powinienem go udusić za to, że mnie sypnął.
- Hiro! - jęknęła moja ciocia. - Nie każ mi dłużej czekać w niepewności! Już ostatnio wymigałeś się od odpowiedzi, pamiętasz?
Westchnąłem głośno i obróciłem się do niej przodem, oparłszy się o ladę.
- Co chcesz wiedzieć? - zapytałem moją ciocię, patrząc na nią zmęczonym wzrokiem.
- To o tej dziewczynie mówiłeś przed świętami? - ciocia ani na chwilę nie chciała dać za wygraną.
- Tak - odparłem wprost z kamienną twarzą. Baymax, jutro się rozliczymy...
- Spotykacie się?
Uśmiechnąłem się i pokręciłem głową, wycierając ręce w kuchenny ręcznik.
- Ciężko stwierdzić - powiedziałem, uśmiechając się mimowolnie. Ciocia nagle złagodniała, widząc moją minę.
- To skąd ten uśmiech? - spytała, jakby wyczerpała się jej ciekawość.
Przetarłem dłonią twarz, mając nadzieję, że nie zafarbuję jej pozostałym na dłoniach lukrem. Życie z moją ciocią było niezłym testem na męską wytrzymałość. Coś czułem, że będę uodporniony na lata.
- Od kiedy? - zapytała, nie mogąc się powstrzymać.
- Od wesela Abi - odpowiedziałem. - To wszystkie pytania?
- Mam ich jeszcze sporo - wyznała, podchodząc do mnie. - Hiro, czemu mi nie powiedziałeś?
- Bo widzisz jak reagujesz - odparłem, wskazując na nią, jakby w całej jej postaci kryła się odpowiedź. - Nie chciałem, żebyś mnie od razu wypytywała. Poza tym, co miałem ci powiedzieć? Sam nie wiem, czy coś z tego będzie...
- Ale zależy ci co? - spytała ciocia Cass, uśmiechając się do mnie ciepło. To był uśmiech, przed którym nie było ucieczki, choćbym nie wiadomo jak był na nią obrażony, ciocia zawsze znajdywała sposób, by mnie sobie zjednać.
Spojrzałem jej w oczy w odpowiedzi. Ciocia Cass klasnęła w dłonie i chwyciła mnie w ramiona, przytulając mocno, jakbym zrobił coś dobrego.
- Keiji byłby zachwycony - zawołała, a ja zdrętwiałem. Jeszcze nigdy sama nie wyszła z inicjatywą, by wspominać moich rodziców, a zwłaszcza mojego ojca, o którym naprawdę rzadko mówiła. Podejrzewałem, że albo mało go znała, albo po prostu nie przypadł jej do gustu, dlatego te słowa sprawiły, że opadła mi szczęka. - Spotykasz się z córką jego najlepszego przyjaciela. Daishi wie cokolwiek na ten temat?
- Nie i mam nadzieję, że szybko się nie dowie - odparłem, myśląc o tym, że dzisiaj całowaliśmy się pod oknami jego domu. Jeżeli tego nie zobaczył, to mogłem liczyć na łut szczęścia. Nie chciałem, by wszyscy o nas wiedzieli. Jeszcze nie.
Heej, no co z wami? :(( gdyby Piwonia i Passion nie trzymały ręki na pulsie to komentarzy nie byłoby wcale :(( to mnie troszkę smuci ;cc
Ale, mówi się trudno, jeśli nie chcecie komentować to nie, ja już i tak robię co mg 😊
A jak na razie to życzę pozytywnego tygodnia ^^
Szedłem przez centrum, rozglądając się roztargnionym spojrzeniem po wystawach sklepowych, gdy wtem zauważyłem postać na końcu ulicy, którą poznałbym od razu. GoGo spacerowała w moim kierunku w swojej jasnofioletowej kurtce, czarnych legginsach i krótkich kozaczkach. Rozglądała się wokół, jakby wcale się ze mną nie umówiła, co tylko spowodowało u mnie uśmiech.
- Cześć, Hiro - odezwała się wesoło na przywitanie, całując mnie w chłodny policzek. Objąłem ją na przywitanie, tym razem tylko jako przyjaciel. Co dziwne, wcale nie skakaliśmy z ról - przyjaciel, dziewczyna, wręcz przeciwnie. To wszystko dopełniało się w spójną całość, bo byliśmy wszystkim. Nasza przyjaźń była tak mocna jak nigdy przedtem.
Spojrzałem na jej twarz i uśmiechnąłem się. Pomimo że wyglądała dość normalnie, to na jej ustach gościł błyszczyk. Co ta Honey ci zrobiła, Go?
-Hej, Go - powiedziałem cicho. - Jak tam powrót?
GoGo odetchnęła i ujęła mnie pod ramię, ruszając wolnym krokiem w kierunku oceanu.
- Dobrze - odpowiedziała. - Zdziwisz się, ale spędziłam wczoraj pół wieczora na opowiadanie ojcu o weselu. Kurczę, nawet nie wiedziałam, że jestem taka rozmowna.
- No widzisz - odparłem, przyciągając ją bliżej siebie, byleby jak najbardziej zakryć ją przed zimnem. Nieco odzwyczailiśmy się od tutejszej pogody, dlatego ciężko było nam powrócić do grubych zimowych kurtek i ciepłych rękawiczek. - Cieszę się, że coraz więcej razem rozmawiacie.
- To gdzie idziemy, Hamada? - zapytała, patrząc na mnie, jakby spodziewała się jakiejś zaskakującej odpowiedzi.
- Zależy od ciebie - odparłem z uśmiechem. - Zgłodniałaś?
- Strasznie - odpowiedziała szczerze z szerokim uśmiechem.
Wracaliśmy o zmierzchu, spoglądając tęsknie na słońce zachodzące nad plażą. Spędziliśmy miło czas w restauracji prowadzonej przez mojego przyjaciela, Gancio, którego poznałem przez przypadek na jednej z wymian. Widziałem po GoGo, że bawiła się dobrze, poza tym miała przez całe popołudnie dobry humor, dlatego cieszyłem się, że potrafiłem go choćby utrzymać.
- Jak ci się podobało? - zapytałem, trzymając ją za rękę i spacerując po południowej części miasta. GoGo szła wolno, jakby wcale nie spieszyła się do domu. Jej policzki zaczerwieniły się od mrozu, ale mimo to wyglądała, jakby nie narzekała na brak ciepła.
- Było miło - odpowiedziała, patrząc na mnie z lekkim uśmiechem. - Masz wielu znajomych z różnych miejsc. Nie wiedziałam, że jesteś tak popularny.
Roześmiałem się, nie wierząc w to, co słyszę.
- Ja? Popularny? Skąd... - odpowiedziałem, ale GoGo cały czas patrzyła na mnie z tym samym podziwem w oczach, jakby nie słyszała tego, co mówię.
- Ale ludzie cię szanują - odparła swobodnie, spoglądając na jasnoróżowe niebo.
- To nie ja jeżdżę na motorze i wygrywam wyścigi - zauważyłem, spoglądając na nią, jakby nie do końca wiedziała, o czym mówi. GoGo westchnęła cicho.
- Hiro, jest mało osób, które szanują mnie... Prawdziwą mnie, a nie Tomago. Czasami myślę, jakbym była kompletnie inną osobą niż ta, którą próbuję grać. - nagle zerknęła na mnie i stała się bardziej spięta, jakby powiedziała coś nie tak. - Przepraszam, nie powinnam mówić takich rzeczy.
- Nie masz za co mnie przepraszać - odpowiedziałem, patrząc jej w oczy. Gdy byliśmy sami, jej spojrzenie zdawało się miękkie i ciepłe, niczym roztopiona czekolada w chłodne, zimowe wieczory, takie jak ten.
Stanęliśmy pod domem GoGo, jakby nasz wspólny czas dobiegł końca. Zauważyłem na podjeździe samochód jej ojca, dlatego byłem pewien, że już sama sobie poradzi. Raczej niezbyt lubiłem, gdy zostawała sama w domu, nawet jeśli była dorosła. Samotna dziewczyna w dużym, pustym domu to nie lada zachęta zarówno dla złodziei jak i o wiele gorszych typów.
- Honey chce jutro jechać na dwa dni do Tokyo - powiedziała wprost, patrząc mi w oczy niepewnie. - Wymyśliła, że odwiedzimy Muzeum Sztuki Współczesnej i pójdziemy na zakupy.
- Dobry plan - potwierdziłem, choć niezbyt podobał mi się pomysł o dwóch dniach spędzonych bez niej. - Muzeum powinno ci się spodobać. Byłem tam i nawet na mnie zrobiło wrażenie.
GoGo przysunęła się do mnie i objęła mnie wokół szyi, tak jak wtedy, w naszym tańcu. Na samo wspomnienie tamtej chwili miałem ciarki. Musnąłem dłonią jej talię okrytą grubą kurtką, ciesząc się, że mogę mieć ją przy sobie, w moich ramionach.
- Wolałabym spędzić ten czas z tobą - powiedziała wprost, patrząc mi w oczy. Czułem, jakby czytała mi w myślach. Nachyliłem się i pocałowałem ją w policzek, zatrzymując się przy jej ciepłej skórze na dłuższy moment.
- Zobaczymy się za dwa dni - obiecałem. - A lepiej, żeby Honey nie miała ci za złe, że z nią nie pojechałaś.
GoGo uśmiechnęła się słabo, po czym przybliżyła się do mnie i pocałowała mnie czule w usta. Ciepło rozeszło się po moim ciele, jakbyśmy wcale nie stali na mrozie. Moje wargi wygięły się w uśmiechu, gdy poczułem smak jej błyszczyka. Pomyślałem sobie, że dobrze, że nie użyła szminki, bo ciocia zaczęłaby wypytywać, gdyby zobaczyła jej ślady na moich ustach.
Odsunąłem się od niej na chwilę, gdy przypomniałem sobie o zaparkowanym na podjeździe samochodzie.
- Twój ojciec nas zobaczy - powiedziałem jej z rozbawieniem, a GoGo zaśmiała się tylko.
- No to co? - mruknęła i przyciągnęła mnie do siebie ponownie. Zaczynałem się zastanawiać, jak zareagowałby Daishi, gdyby nas razem zobaczył, ale z drugiej strony, jak twierdziła GoGo, przecież mnie uwielbiał, więc nie powinno być tak źle. Trochę dziwna była sytuacja, że byłem synem jego najlepszego przyjaciela.
Całowaliśmy się tak, jakbyśmy robili to po raz pierwszy, choć z drugiej strony, każdy raz był tym pierwszym. Jakbyśmy stale zaczynali od nowa, na tej samej płaszczyźnie. Jej dotyk i bliskość, uświadamiały mnie, jak bardzo jej pragnę. Ciekawiło mnie tylko, czy GoGo domyśla się, jaka moc drzemie w tym uczuciu.
GoGo odsunęła się jako pierwsza, patrząc mi w oczy z rozmarzeniem. Wokół nas słońce zniknęło już na dobre, podczas gdy my nie potrafiliśmy się od siebie oderwać. Wpadło mi do głowy, że dobrze, że stoimy przed domem GoGo, a nie na przykład w jej pokoju, bo nie wiadomo, jakby skończyły się nasze pocałunki.
- Idź, bo za chwilę Daishi urwie mi głowę - wymruczałem, a GoGo zaśmiała się krótko.
- Boisz się go? - zapytała, unosząc brwi.
- Boję się tego, co mógłby zobaczyć - odparłem nisko, całując ją w odsłonięty kawałek szyi. Go pogłaskała mnie po policzku, jakby naprawdę się ze mną żegnała.
- To do zobaczenia - wyszeptała, patrząc mi w oczy, jakby chciała mnie nimi przyciągnąć bliżej siebie. Złapaliśmy się za dłonie, puszczając stopniowo, im dalej GoGo odchodziła.
- Do zobaczenia - wyszeptałem, patrząc za nią. Stałem tak, dopóki dziewczyna nie weszła na werandę i nie zamknęła za sobą drzwi. Gdy tak się stało, odetchnąłem głośno, jakbym przez cały ten czas wstrzymywał oddech. Ten dzień był niesamowity, tylko dlatego, że spędziłem go z najbardziej niesamowitą osobą.
- Cześć, ciociu! - krzyknąłem od progu. Odpowiedział mi stłumiony głos z kuchni. Obstawiałem, że ciocia robi kolację z pomocą Baymaxa, który powinien był już wrócić ze swojej zmiany w szpitalu. Rzuciłem klucze na stolik przy drzwiach wejściowych i zdjąłem z siebie kurtkę i buty.
Przeszedłem przez schody, kierując się na górę do złączonego salonu i kuchni, z której słyszałem głosy.
- Wreszcie jesteś - powiedziała ciocia, która miała biały fartuch owinięty wokół bioder. Tak naprawdę rzadko widziałem ją bez jakiegoś fartucha. - Baymax zaczął się już niecierpliwić.
- Dzięki za troskę, Baymax - odparłem, opierając się o ścianę przy schodach. Robot pakował muffinki na tackę, dzięki czemu pojąłem, że ciocia wcale nie robiła kolacji. - To na jutrzejszą promocję? - zapytałem, podchodząc do cioci. - Pomóc ci coś?
- Nie trzeba - odparła ciocia, nakładając krem do wypieczonych przez nią ciastek. Nachyliłem się nad miską z waniliowym kremem i przejechałem palcem po krawędzi, próbując kremu. - Hiro! - wykrzyknęła z rozbawieniem ciocia. Ja i Tadashi zawsze tak robiliśmy, gdy ciocia piekła. Nie moja wina, że robiła tak pyszne desery.
Zanim jednak zdołałem się odsunąć, oberwałem po nodze rękawicą do wyciągania blaszek z pieca. Ciocia nie wyglądała, jakby była zdenerwowana, ale jednak coś w jej ruchach kazało mi pomyśleć, że stresuje się przed jutrzejszym dniem.
- Pani Blinding jest na zwolnieniu? - zapytałem, marszcząc brwi. Dokoła mnie na ladach stały tacki z różnymi ciastkami, wypieczonymi przez ciocię. Przeczuwałem, że zrobiła to wszystko sama i żałowałem, że nie mogłem jej pomóc.
- Owszem, ale zaoferowała się, że pomoże mi z wuzetkami. - odparła ciocia, odkładając miskę do zlewu. - Przynajmniej jeden problem z głowy.
- Na pewno nie potrzebujesz pomocy? - spytałem, zabierając się do mycia naczyń. Ciocia pokręciła stanowczo głową.
- Nie, już skończyłam. W tym roku Dzień Wypieków będzie nieco skromniejszy. Nie mamy pieniędzy, żeby tak szaleć, poza tym teraz będę musiała skupić się na drugiej kawiarni.
Ciocia miała za tydzień podpisać umowę na lokal pod swoją nową kawiarnię. Byłem z niej naprawdę dumny, że postanowiła zaryzykować i powiększyć swoje przedsiębiorstwo.
- Wiesz, że jeżeli będziesz czegokolwiek potrzebowała... - zacząłem, ale ciocia skinęła szybko głową i pocałowała mnie w policzek.
- Mam się do ciebie zgłosić - dokończyła. - Tak, wiem, Hiro, ale wiesz, że nie lubię prosić kogokolwiek o pomoc.
- A w kwestiach finansowych? - spytałem, patrząc na ciocię. Widziałem, że zdębiała. Przeczuwała, że miałem dość sporo zaoszczędzonej kasy na moim koncie, ale najwyraźniej nie spodziewała się, że wyskoczyłbym z taką propozycją. - Ciociu, nie zostawię cię na lodzie. Jeżeli będziesz miała jakiekolwiek długi, albo będziesz potrzebowała pieniędzy, to wiesz, że zawsze masz mnie.
Ciocia przez chwilę stała w miejscu, patrząc na mnie, jakby zobaczyła ducha. Zauważyłem, że jej brązowe włosy przetykają pasma siwizny. Ja dojrzewałem, ale moja ciocia również nie stała w miejscu. Oboje się zmienialiśmy, ja i ona. W końcu ciocia ruszyła się z miejsca i objęła mnie mocno.
- Sama nie wiem, jakim cudem wychowałam takie złote dziecko - powiedziała, a ja uśmiechnąłem się szeroko. - Poza tym znowu urosłeś. Jesteś już wyższy ode mnie.
- Troszeczkę - odparłem, również zauważywszy tę małą zmianę. Tadashi również był wysoki, więc nie było to ani trochę dziwne.
- Co dzisiaj robiłeś? - zapytała ciocia, powracając do swoich wypieków. Baymax spakował już wszystkie ciastka, jakie znalazł w kuchni, dlatego przydałoby się znaleźć mu jakieś zajęcie.
- Baymax, nałożyłeś lukier? - zapytałem, a robot zawahał się, chowając ostatnie ciastko do torebek.
Ciocia spojrzała na robota i walnęła się brudną z masy dłonią w czoło.
- Lukier! - wykrzyknęła, a ja zaśmiałem się głośno.
- W porządku, zajmę się tym - obiecałem, a ciocia zauważyła swoje brudne czoło i szybko zmyła z niego masę pod bieżącą wodą. - A co do moich dzisiejszych zajęć... To byłem z GoGo.
Znalazłem kolorowy lukier w paczuszkach w górnej szafce i rozpakowałem. Wyjąłem muffinki z torebek i ułożyłem na tacce, przygotowując do dekorowania. Ciocia przystanęła nagle przy mnie i spojrzała, jakbym coś przed nią ukrywał.
- Bardzo dużo czasu spędzacie razem - zauważyła. Wzruszyłem obojętnie ramionami, ale prawdopodobnie zdradziły mnie rumieńce na policzkach na myśl, w jaki sposób spędzamy ten wspólny czas.
- Również w Bayu-Ville - odparł Baymax, a ja posłałem mu wściekłe spojrzenie, którego, miałem nadzieję, nie zauważyła moja ciocia. Właśnie wkopał mnie mój własny kumpel, pomyślałem, zauważając ku mojemu zdziwieniu uśmieszek na twarzy Baymaxa. Nie wiedziałem, że tak potrafił.
- W Bayu-Ville? - spytała podejrzliwie ciocia, krzyżując ręce. Nagle zainteresowała się mną, a nie swoimi ciastkami. Starałem się nie odrywać od pracy, choć czułem, że przez jej przeszywające spojrzenie wszystko leci mi z rąk. Równocześnie nie mogłem ukryć uśmiechu. - Czekaj, to o nią ci chodziło, kiedy mi mówiłeś o tej dziewczynie? Chodziło ci o naszą GoGo?
- Jakich kolorów lukru użyć? - spytałem, jakbym nie słyszał tych pytań. Wiedziałem, że ciocia nie ustąpi. - Rok temu stawiałaś na niebieski.
- Czyli to prawda! - ucieszyła się ciocia, obejmując mnie mocno. Ku mojemu zdziwieniu ucieszyła ją ta informacja. - Rany, nie wierzę... Spotykacie się?
- Ciociu... - westchnąłem, czując, że za chwilę dostanę skurczu mięśni policzkowych przez ukrywanie uśmiechu.
- Baymax, ty na pewno wiesz. Jak to jest? - zapytała go ciocia, podlatując do robota, jakby obawiała się, że robot zacznie szemrać coś pod nosem, czego nie usłyszy.
- Sam chciałbym wiedzieć - powiedział wprost mój przyjaciel, a ja poczułem, że powinienem go udusić za to, że mnie sypnął.
- Hiro! - jęknęła moja ciocia. - Nie każ mi dłużej czekać w niepewności! Już ostatnio wymigałeś się od odpowiedzi, pamiętasz?
Westchnąłem głośno i obróciłem się do niej przodem, oparłszy się o ladę.
- Co chcesz wiedzieć? - zapytałem moją ciocię, patrząc na nią zmęczonym wzrokiem.
- To o tej dziewczynie mówiłeś przed świętami? - ciocia ani na chwilę nie chciała dać za wygraną.
- Tak - odparłem wprost z kamienną twarzą. Baymax, jutro się rozliczymy...
- Spotykacie się?
Uśmiechnąłem się i pokręciłem głową, wycierając ręce w kuchenny ręcznik.
- Ciężko stwierdzić - powiedziałem, uśmiechając się mimowolnie. Ciocia nagle złagodniała, widząc moją minę.
- To skąd ten uśmiech? - spytała, jakby wyczerpała się jej ciekawość.
Przetarłem dłonią twarz, mając nadzieję, że nie zafarbuję jej pozostałym na dłoniach lukrem. Życie z moją ciocią było niezłym testem na męską wytrzymałość. Coś czułem, że będę uodporniony na lata.
- Od kiedy? - zapytała, nie mogąc się powstrzymać.
- Od wesela Abi - odpowiedziałem. - To wszystkie pytania?
- Mam ich jeszcze sporo - wyznała, podchodząc do mnie. - Hiro, czemu mi nie powiedziałeś?
- Bo widzisz jak reagujesz - odparłem, wskazując na nią, jakby w całej jej postaci kryła się odpowiedź. - Nie chciałem, żebyś mnie od razu wypytywała. Poza tym, co miałem ci powiedzieć? Sam nie wiem, czy coś z tego będzie...
- Ale zależy ci co? - spytała ciocia Cass, uśmiechając się do mnie ciepło. To był uśmiech, przed którym nie było ucieczki, choćbym nie wiadomo jak był na nią obrażony, ciocia zawsze znajdywała sposób, by mnie sobie zjednać.
Spojrzałem jej w oczy w odpowiedzi. Ciocia Cass klasnęła w dłonie i chwyciła mnie w ramiona, przytulając mocno, jakbym zrobił coś dobrego.
- Keiji byłby zachwycony - zawołała, a ja zdrętwiałem. Jeszcze nigdy sama nie wyszła z inicjatywą, by wspominać moich rodziców, a zwłaszcza mojego ojca, o którym naprawdę rzadko mówiła. Podejrzewałem, że albo mało go znała, albo po prostu nie przypadł jej do gustu, dlatego te słowa sprawiły, że opadła mi szczęka. - Spotykasz się z córką jego najlepszego przyjaciela. Daishi wie cokolwiek na ten temat?
- Nie i mam nadzieję, że szybko się nie dowie - odparłem, myśląc o tym, że dzisiaj całowaliśmy się pod oknami jego domu. Jeżeli tego nie zobaczył, to mogłem liczyć na łut szczęścia. Nie chciałem, by wszyscy o nas wiedzieli. Jeszcze nie.
Heej, no co z wami? :(( gdyby Piwonia i Passion nie trzymały ręki na pulsie to komentarzy nie byłoby wcale :(( to mnie troszkę smuci ;cc
Ale, mówi się trudno, jeśli nie chcecie komentować to nie, ja już i tak robię co mg 😊
A jak na razie to życzę pozytywnego tygodnia ^^
8/11/2016
Claudia
Zapiąłem torbę dwoma zamkami i postawiłem przy drzwiach szafy. Baymax chodził za mną, co chwilę pytając, czy może mi pomóc, choć przecież doskonale dawałem sobie radę. Poza tym nie miałem tak dużo rzeczy.
- Idź, spytaj dziewczyn - poleciłem mu, gdy po raz kolejny zadał to samo pytanie. Robot skinął głową i wyszedł z pokoju.
Stanąłem przy oknie i odsunąłem zasłonę, wpatrując się w błękit oceanu. Będę tęsknił za tym widokiem, pomyślałem. Patrzyłem na białą plażę, rozmywaną przez fale, wyobrażając sobie parę stojącą na brzegu we własnych objęciach. Czułem, że tak właśnie zapamiętam to miejsce.
Nagle usłyszałem głuchy dźwięk, który rozszedł się po całym apartamencie, jakby ktoś uderzył w blaszany dzwon.
- Auu - jęknął Wasabi z kuchni. - Cholerna lampa!
Nie wytrzymałem i wybuchnąłem śmiechem. W ciągu naszego pobytu zaczepił o nią głową co najmniej cztery razy. I chociaż Honey była podobnego wzrostu, to jednak nigdy nie udało jej się przydzwonić w jedną z nisko zawieszonych lamp. Tylko Wasabi miał to szczęście.
- Wszystko dobrze? - usłyszałem przez drzwi rozbawiony głos Honey. Starała się być troskliwa, ale każdy w tej sytuacji by wymiękł.
- Wszystko gra - burknął Wasabi i usłyszałem kroki tuż przed moim pokojem. Spodziewałem się, że to wkurzony przyjaciel, który prawdopodobnie usłyszał mój śmiech, ale gdy się obróciłem, zauważyłem schowaną za drzwiami GoGo.
Uśmiechnęła się do mnie i zastukała w drzwi.
- Można? - zapytała.
Zaśmiałem się cicho, co uznała za przytaknięcie.
- Spakowana? - spytałem, a GoGo wzruszyła ramionami, cały czas trzymając dłonie w kieszeniach krótkich pasiastych spodenek. Nie myślałem, że jedna mała metamorfoza zaowocuje zmianą jej codziennego stroju, ale mówiąc szczerze, niezbyt na to narzekałem. Miała na sobie białą, lnianą bluzkę, krótkie szorty i czarne rajstopy, które uwydatniały jej niesamowite nogi.
GoGo usiadła na moim łóżku i założyła nogę na nogę.
- Tak myślę - odparła, wzruszając ramionami. - Nie miałam wielu rzeczy.
- A jak Honey?- podszedłem do niej i przejechałem dłonią po zagłówku łóżka.
Dziewczyna wywróciła oczami.
- Jeśli się nie spóźni na samolot to będzie cud. - odparła, a ja się roześmiałem. - Freddie jej pomaga. I Wasabi, jak zresztą słyszałeś - dopowiedziała i uśmiechnęła się porozumiewawczo.
Ach, no tak, lampa. Usiadłem obok niej i westchnąłem cicho.
- Będę trochę tęsknił za tym miejscem - powiedziałem, a GoGo zerknęła na mnie z rozbawieniem.
- W San Fransokyo też masz plażę. - odpowiedziała z pobłażaniem, a ja uśmiechnąłem się do siebie.
- Nie o plażę mi chodziło - mruknąłem, a uśmiech zgasł z ust mojej przyjaciółki. Oboje wpatrzyliśmy się w podłogę z zamyśleniem. Co będzie, gdy wrócimy do San Fransokyo? Zostawimy to wszystko, co tu się zdarzyło? Będziemy udawać, że nic między nami nie zaszło?
GoGo zerknęła na mnie i musnęła dłonią moją opartą o łóżko rękę. Drzwi się otworzyły, a w progu stanął Fred. Go błyskawicznie odsunęła swoją dłoń, tak że nasz kumpel niczego nie zauważył.
- Spakowany? - zapytał od progu, spoglądając na moją walizkę stojącą obok szafy.
- Pewnie - odpowiedziałem, wstając. - Pomóc ci ze znoszeniem bagaży?
- Nie trzeba - Fred położył ręce na swoich biodrach i rozejrzał się dokoła. - Obsługa hotelu się tym zajmie. A propos, chyba Eric podjechał na dół po bagaże.
Skinąłem głową i ruszyłem w kierunku drzwi.
- To w takim razie pomogę mu je zapakować - odparłem. Miałem nadzieję, że GoGo nie będzie mi miała za złe, że ją zostawiam.
Staliśmy już na lotnisku z biletami na samolot i rozmawialiśmy z Abigail i jej rodziną, która postanowiła nas pożegnać. Czułem się nieco osaczony przez kuzynki Callaghan, które koniecznie chciały zamienić ze mną kilka słów. Miałem nadzieję, że już więcej ich nie zobaczę, a już na pewno Claudii.
- Hiro, nie chciałbyś przyjechać do nas na wakacje razem z Abigail? - zapytała Gabrielle, która wypatrywała naszego Freda. Czyżby nasz dziedzic zgubił się w kilkudziesięciometrowej hali wylotów, podczas gdy sam mieszkał z kilkusetmetrowej willi z dwoma basenami?
Zawahałem się. Nigdy nie byłem typem asertywnym i w tym przypadku stanowiło to niemały problem.
- Dobry pomysł, Gabri - odparła Claudia, mrugając swoimi długimi, sztucznymi rzęsami. - Pokazałybyśmy ci Sama-Hiko i Plażę Małży...
- Bardzo mi miło - przerwałem jej uprzejmie, czując, że jeśli zaraz czegoś nie powiem, to Abigail będzie musiała załatwiać mi drugie bilety. - Ale tak się składa, że wakacje mam zajęte.
- No tak, w końcu ktoś taki jak ty musi mieć pełno różnych planów - uśmiechnęła się do mnie Gabrielle, która miała podobny uśmiech do jej starszej siostry.
- Gabri, nie bądź niemiła - powiedziała jej Claudia, zachowując postawę starszej siostry. Pomyślałem, że troszkę przypominały mi o relacji mojej i Tadashiego. - Jeśli cokolwiek by się zmieniło, to nasze zaproszenie jest dalej aktualne - dopowiedziała i uśmiechnęła się uprzejmie.
W wakacje odbywało się Grand Prix, a ja chciałem być przy GoGo, bo wiedziałem, że będzie tego potrzebować. Poza tym nie zniósłbym myśli, że mógłbym wypoczywać, podczas gdy ona miałaby się zapracowywać na śmierć w swoim warsztacie. Czasami zastanawiałem się, czy dobrze robię. Sam przykładam rękę do jej planów, podczas gdy nie miały one z bezpieczeństwem za wiele wspólnego.
- Zapamiętam - obiecałem i rozejrzałem się po hali. Tak się składało, że zostałem sam z kuzynkami Abigail, a reszta już poszła. Spojrzałem na duży, płaski zegar wiszący przy suficie i uspokoiłem się, widząc, że mam jeszcze sporo czasu do odlotu samolotu. - Chyba mnie zostawili - zauważyłem, a Claudia i Gabrielle też zaczęły się rozglądać.
- Pewnie poszli coś przekąsić do kafejki. - odparł, wzruszywszy ramionami. - Nie martw się, z nami się nie zgubisz.
Roześmiałem się szczerze. A szkoda, pomyślałem nieco złośliwie. Rozmawiałem z dziewczynami jeszcze chwilę na różne tematy. W sumie nie były takie złe, ale wkurzało mnie to, jak Claudia na mnie patrzyła. Jak mogłem pokazać jej, że nie jestem nią zainteresowany? Na razie nic nie przychodziło mi do głowy, a nie potrafiłem być wprost opryskliwy.
- O, to nie jest twoja przyjaciółka? - zagadnęła mnie Gabrielle, wskazując na wejście do hali.
Rzeczywiście, GoGo szła do mnie dość szybkim krokiem, jakby bała się, że spóźnimy się na samolot, choć mieliśmy jeszcze sporo czasu. Już z daleka zdołałem zobaczyć jej minę i przeczuwałem, że nie jest zadowolona, że spędzam czas z Claudią. Cóż, w tym akurat oboje się zgadzaliśmy.
Nagle jej oczy zabłyszczały, jakby coś przeszło jej przez myśl i nieco zwolniła swoje tempo. Gdy stanęła naprzeciw Gabrielle i Claudii, uśmiechnęła się do nich ciepło, jakby jej wcześniejsza mina w ogóle nie istniała.
- Cześć wam - powiedziała miło, po czym jej oczy spoczęły na mnie.
Zanim zdołałem cokolwiek powiedzieć, przyciągnęła mnie do siebie i pocałowała na oczach kuzynek Abigail w taki sposób, że czułem, jak miękną mi nogi. Nie potrafiłem kompletnie zrozumieć, skąd ta nagła wylewność w jej zachowaniu, ale mówiąc szczerze podobało mi się to. Gdy oderwała się od moich warg, miałem spory problem ze skupieniem mojego rozbieganego spojrzenia na jej twarzy.
- Chodź, bo się spóźnimy, skarbie - wymruczała i pociągnęła mnie za sobą.
Ruszyłem za nią, jakby rzuciła na mnie jakiś urok, ale zerknąłem ostatni raz na kuzynki Abigail, które stały oniemiałe pośrodku holu. Dopiero teraz pojąłem, co zrobiła moja przyjaciółka i zachciało mi się głośno śmiać. Zdołałem się jednak powstrzymać, aż wyszliśmy na korytarz prowadzący wprost do wyjścia na plac startowy.
- Serio, Go? - spytałem, chichocząc. GoGo spojrzała na mnie, jakby chciała ukryć śmiech. - Jesteś niewiarygodna!
- Chciałeś się ich pozbyć, prawda? - zapytała, udając, że niczego nie rozumie. - Jeśli chcesz, możemy tam wrócić i wyjaśnić im całą tę sytuację...
- Nie, nie - zaprotestowałem gwałtownie i objąłem ją ramieniem. GoGo już nie wytrzymała i roześmiała się głośno. - Jeśli o mnie chodzi, to mogłabyś to robić częściej - przyznałem, a GoGo spojrzała na mnie zagadkowo. Przez chwilę nawet sądziłem, że się nad tym zastanawia, ale zaraz jej usta rozświetlił jasny uśmiech.
Dotarliśmy do San Fransokyo szybciej, niż gdy lecieliśmy do Bayu-Ville. Może po prostu przyzwyczailiśmy się do czasu spędzonego w chmurach na tyle, że minął nam tak prędko. Siedzieliśmy na tych samych miejscach, więc GoGo zaczynała coraz częściej narzekać na chrapanie Freda, który spał tuż obok niej.
- Słowo daję, zaraz mu coś wrzucę do tej otwartej gęby - mruknęła z obrzydzeniem, a ja stłumiłem śmiech. Po dzisiejszym zachowaniu GoGo, mogłem stwierdzić tylko tyle, że była nie do pobicia.
- Zły pomysł - powiedziałem jej na ucho, udając powagę. - Baymax siedzi za nami. Zdoła go reanimować, zanim na dobre się zakrztusi.
GoGo roześmiała się i spojrzała na mnie z zaskoczeniem.
- Hiro Hamada i niecne plany? No proszę, czego jeszcze o tobie nie wiem? - spytała, przekrzywiając lekko głowę.
- Nie wiesz o mnie wielu rzeczy - odparłem wprost, wzruszywszy ramionami.
GoGo ułożyła się wygodnie w swoim fotelu z miną, jakby wcale jej to nie przeszkadzało.
- Teraz już przynajmniej wiem, że jesteś świetnym tancerzem - odparła, patrząc na mnie spod przymkniętych powiek. - i że genialnie całujesz... - dodała nieco ciszej.
Spojrzałem na nią z zaskoczeniem i uśmiechnąłem się. Coś mi się zdawało, że nie miała pojęcia o swoich umiejętnościach, zwłaszcza w tej drugiej kategorii. Ułożyłem się także w moim fotelu i zamknąłem oczy, starając się przespać chociaż chwilę lotu, by nie czuć się na ziemi jak wyprany z energii. Poczułem na swojej twarzy chłodny powiew i uznałem, że stewardessy musiały uruchomić klimatyzację.
GoGo dotknęła lekko mojej dłoni, jakby chciała mnie obudzić.
- Hiro - zaczęła cicho, myśląc że śpię. Otworzyłem lewe oko i zerknąłem na nią z rozbawieniem. - Nie śpisz?
Odetchnąłem wolno, jakbym napawał się sztucznie schłodzonym powietrzem.
- Nie - odpowiedziałem wprost. - Boję się, że jak zacznę chrapać to skończę z wykałaczką w gardle.
GoGo zachichotała, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
- Nie zrobiłabym ci tego - powiedziała obrażonym tonem, jakbym sugerował jej coś złego. - Najwyżej po prostu bym cię obudziła.
- To czemu nie obudzisz Freda, skoro wkurza cię jego chrapanie? - zapytałem, czując, że ta dyskusja ma coraz mniej sensu. GoGo spojrzała na mnie, jakbym wziął ją za osobę beznadziejnie ułomną.
- Bo kiedy mówi jest bardziej irytujący, niż gdy chrapie - odparła, jakby to było logiczne. Obróciłem głowę, starając się uporać z moim napadem śmiechu. Przechodząca stewardessa spojrzała na mnie, jakby mi coś dolegało.
- Ktoś ci mówił, że jesteś genialna? - zapytałem, a GoGo skinęła głową.
- Czasem zastanawiam się, czemu słyszę to częściej niż swoje imię - rzekła. Musiała mieć naprawdę dobry humor. - W sumie powinnam się cieszyć, nienawidzę swojego imienia.
Spojrzałem na nią ze zdziwieniem.
- Gogiyo to piękne imię - nie zgodziłem się. GoGo spojrzała na mnie, jakbym kazał jej teraz pocałować śpiącego Freda. - No tak, nie patrz tak na mnie.
- Próbujesz mi się podlizać, Hamada? - spytała, patrząc na mnie podejrzliwie. Zauważyłem, że chyba dzisiaj malowała ją Honey, bo miała dużo lżejszy i jaśniejszy makijaż. Jak dla mnie nawet bez niego wyglądała niesamowicie.
Usiadłem wygodnie i oparłem kostkę na kolanie w taki sposób, by zmieścić się przed poprzedzającym mnie siedzeniem.
- Nie od dzisiaj, skarbie - odparłem pewnie, akcentując lekko ostatni wyraz. GoGo zmarszczyła brwi, ale tylko na sekundę, bo przypomniała sobie o Claudii i Gabrielle, które zostawiliśmy w hali. Na to przypomnienie zaśmiała się wesoło.
- Żałuję, że nie widziałam ich min - wyznała, patrząc na sufit samolotu z poczuciem porażki.
- Ja widziałem - przyznałem, zerkając na nią z zainteresowaniem. - Coś czuję, że się do mnie nie odezwą. A zwłaszcza Claudia.
- Jest ci z tego powodu przykro? - zagadnęła mnie ciekawie GoGo. Pokręciłem głową.
- Szczerze mówiąc, to nie - odpowiedziałem, zastanawiając się przy tym, co by się stało, gdybym odpowiedział całkiem inaczej. Zazdrość GoGo była czymś, co mi naprawdę schlebiało. - Ale miło wiedzieć, że ktoś się mną interesuje.
- Mało ci zainteresowania? - zapytała z rozdrażnieniem GoGo, patrząc na mnie spod rzęs.
Uśmiechnąłem się do niej, jakbym wygrał los na loterii.
- Nie narzekam - odpowiedziałem, a usta GoGo ułożyły się w coś pomiędzy grymasem, a uśmiechem.
Utwór który kojarzy mi się z tym postem:
https://www.youtube.com/watch?v=qDRORgoZxZU
:D
No to tak - wróciłam z pielgrzy - nogi bolą ale i tak jest zajebiście :D chciałabym przeprosić bo obiecałam że będę obecna na blogu a niestety brak internetu mi na to nie pozwolił. Dopiero wczoraj skomentowałam wasze komy :// także mam nadzieję, że mi wybaczycie ;)
To za 5 dni ;)
~Just Dreamie
- Idź, spytaj dziewczyn - poleciłem mu, gdy po raz kolejny zadał to samo pytanie. Robot skinął głową i wyszedł z pokoju.
Stanąłem przy oknie i odsunąłem zasłonę, wpatrując się w błękit oceanu. Będę tęsknił za tym widokiem, pomyślałem. Patrzyłem na białą plażę, rozmywaną przez fale, wyobrażając sobie parę stojącą na brzegu we własnych objęciach. Czułem, że tak właśnie zapamiętam to miejsce.
Nagle usłyszałem głuchy dźwięk, który rozszedł się po całym apartamencie, jakby ktoś uderzył w blaszany dzwon.
- Auu - jęknął Wasabi z kuchni. - Cholerna lampa!
Nie wytrzymałem i wybuchnąłem śmiechem. W ciągu naszego pobytu zaczepił o nią głową co najmniej cztery razy. I chociaż Honey była podobnego wzrostu, to jednak nigdy nie udało jej się przydzwonić w jedną z nisko zawieszonych lamp. Tylko Wasabi miał to szczęście.
- Wszystko dobrze? - usłyszałem przez drzwi rozbawiony głos Honey. Starała się być troskliwa, ale każdy w tej sytuacji by wymiękł.
- Wszystko gra - burknął Wasabi i usłyszałem kroki tuż przed moim pokojem. Spodziewałem się, że to wkurzony przyjaciel, który prawdopodobnie usłyszał mój śmiech, ale gdy się obróciłem, zauważyłem schowaną za drzwiami GoGo.
Uśmiechnęła się do mnie i zastukała w drzwi.
- Można? - zapytała.
Zaśmiałem się cicho, co uznała za przytaknięcie.
- Spakowana? - spytałem, a GoGo wzruszyła ramionami, cały czas trzymając dłonie w kieszeniach krótkich pasiastych spodenek. Nie myślałem, że jedna mała metamorfoza zaowocuje zmianą jej codziennego stroju, ale mówiąc szczerze, niezbyt na to narzekałem. Miała na sobie białą, lnianą bluzkę, krótkie szorty i czarne rajstopy, które uwydatniały jej niesamowite nogi.
GoGo usiadła na moim łóżku i założyła nogę na nogę.
- Tak myślę - odparła, wzruszając ramionami. - Nie miałam wielu rzeczy.
- A jak Honey?- podszedłem do niej i przejechałem dłonią po zagłówku łóżka.
Dziewczyna wywróciła oczami.
- Jeśli się nie spóźni na samolot to będzie cud. - odparła, a ja się roześmiałem. - Freddie jej pomaga. I Wasabi, jak zresztą słyszałeś - dopowiedziała i uśmiechnęła się porozumiewawczo.
Ach, no tak, lampa. Usiadłem obok niej i westchnąłem cicho.
- Będę trochę tęsknił za tym miejscem - powiedziałem, a GoGo zerknęła na mnie z rozbawieniem.
- W San Fransokyo też masz plażę. - odpowiedziała z pobłażaniem, a ja uśmiechnąłem się do siebie.
- Nie o plażę mi chodziło - mruknąłem, a uśmiech zgasł z ust mojej przyjaciółki. Oboje wpatrzyliśmy się w podłogę z zamyśleniem. Co będzie, gdy wrócimy do San Fransokyo? Zostawimy to wszystko, co tu się zdarzyło? Będziemy udawać, że nic między nami nie zaszło?
GoGo zerknęła na mnie i musnęła dłonią moją opartą o łóżko rękę. Drzwi się otworzyły, a w progu stanął Fred. Go błyskawicznie odsunęła swoją dłoń, tak że nasz kumpel niczego nie zauważył.
- Spakowany? - zapytał od progu, spoglądając na moją walizkę stojącą obok szafy.
- Pewnie - odpowiedziałem, wstając. - Pomóc ci ze znoszeniem bagaży?
- Nie trzeba - Fred położył ręce na swoich biodrach i rozejrzał się dokoła. - Obsługa hotelu się tym zajmie. A propos, chyba Eric podjechał na dół po bagaże.
Skinąłem głową i ruszyłem w kierunku drzwi.
- To w takim razie pomogę mu je zapakować - odparłem. Miałem nadzieję, że GoGo nie będzie mi miała za złe, że ją zostawiam.
Staliśmy już na lotnisku z biletami na samolot i rozmawialiśmy z Abigail i jej rodziną, która postanowiła nas pożegnać. Czułem się nieco osaczony przez kuzynki Callaghan, które koniecznie chciały zamienić ze mną kilka słów. Miałem nadzieję, że już więcej ich nie zobaczę, a już na pewno Claudii.
- Hiro, nie chciałbyś przyjechać do nas na wakacje razem z Abigail? - zapytała Gabrielle, która wypatrywała naszego Freda. Czyżby nasz dziedzic zgubił się w kilkudziesięciometrowej hali wylotów, podczas gdy sam mieszkał z kilkusetmetrowej willi z dwoma basenami?
Zawahałem się. Nigdy nie byłem typem asertywnym i w tym przypadku stanowiło to niemały problem.
- Dobry pomysł, Gabri - odparła Claudia, mrugając swoimi długimi, sztucznymi rzęsami. - Pokazałybyśmy ci Sama-Hiko i Plażę Małży...
- Bardzo mi miło - przerwałem jej uprzejmie, czując, że jeśli zaraz czegoś nie powiem, to Abigail będzie musiała załatwiać mi drugie bilety. - Ale tak się składa, że wakacje mam zajęte.
- No tak, w końcu ktoś taki jak ty musi mieć pełno różnych planów - uśmiechnęła się do mnie Gabrielle, która miała podobny uśmiech do jej starszej siostry.
- Gabri, nie bądź niemiła - powiedziała jej Claudia, zachowując postawę starszej siostry. Pomyślałem, że troszkę przypominały mi o relacji mojej i Tadashiego. - Jeśli cokolwiek by się zmieniło, to nasze zaproszenie jest dalej aktualne - dopowiedziała i uśmiechnęła się uprzejmie.
W wakacje odbywało się Grand Prix, a ja chciałem być przy GoGo, bo wiedziałem, że będzie tego potrzebować. Poza tym nie zniósłbym myśli, że mógłbym wypoczywać, podczas gdy ona miałaby się zapracowywać na śmierć w swoim warsztacie. Czasami zastanawiałem się, czy dobrze robię. Sam przykładam rękę do jej planów, podczas gdy nie miały one z bezpieczeństwem za wiele wspólnego.
- Zapamiętam - obiecałem i rozejrzałem się po hali. Tak się składało, że zostałem sam z kuzynkami Abigail, a reszta już poszła. Spojrzałem na duży, płaski zegar wiszący przy suficie i uspokoiłem się, widząc, że mam jeszcze sporo czasu do odlotu samolotu. - Chyba mnie zostawili - zauważyłem, a Claudia i Gabrielle też zaczęły się rozglądać.
- Pewnie poszli coś przekąsić do kafejki. - odparł, wzruszywszy ramionami. - Nie martw się, z nami się nie zgubisz.
Roześmiałem się szczerze. A szkoda, pomyślałem nieco złośliwie. Rozmawiałem z dziewczynami jeszcze chwilę na różne tematy. W sumie nie były takie złe, ale wkurzało mnie to, jak Claudia na mnie patrzyła. Jak mogłem pokazać jej, że nie jestem nią zainteresowany? Na razie nic nie przychodziło mi do głowy, a nie potrafiłem być wprost opryskliwy.
- O, to nie jest twoja przyjaciółka? - zagadnęła mnie Gabrielle, wskazując na wejście do hali.
Rzeczywiście, GoGo szła do mnie dość szybkim krokiem, jakby bała się, że spóźnimy się na samolot, choć mieliśmy jeszcze sporo czasu. Już z daleka zdołałem zobaczyć jej minę i przeczuwałem, że nie jest zadowolona, że spędzam czas z Claudią. Cóż, w tym akurat oboje się zgadzaliśmy.
Nagle jej oczy zabłyszczały, jakby coś przeszło jej przez myśl i nieco zwolniła swoje tempo. Gdy stanęła naprzeciw Gabrielle i Claudii, uśmiechnęła się do nich ciepło, jakby jej wcześniejsza mina w ogóle nie istniała.
- Cześć wam - powiedziała miło, po czym jej oczy spoczęły na mnie.
Zanim zdołałem cokolwiek powiedzieć, przyciągnęła mnie do siebie i pocałowała na oczach kuzynek Abigail w taki sposób, że czułem, jak miękną mi nogi. Nie potrafiłem kompletnie zrozumieć, skąd ta nagła wylewność w jej zachowaniu, ale mówiąc szczerze podobało mi się to. Gdy oderwała się od moich warg, miałem spory problem ze skupieniem mojego rozbieganego spojrzenia na jej twarzy.
- Chodź, bo się spóźnimy, skarbie - wymruczała i pociągnęła mnie za sobą.
Ruszyłem za nią, jakby rzuciła na mnie jakiś urok, ale zerknąłem ostatni raz na kuzynki Abigail, które stały oniemiałe pośrodku holu. Dopiero teraz pojąłem, co zrobiła moja przyjaciółka i zachciało mi się głośno śmiać. Zdołałem się jednak powstrzymać, aż wyszliśmy na korytarz prowadzący wprost do wyjścia na plac startowy.
- Serio, Go? - spytałem, chichocząc. GoGo spojrzała na mnie, jakby chciała ukryć śmiech. - Jesteś niewiarygodna!
- Chciałeś się ich pozbyć, prawda? - zapytała, udając, że niczego nie rozumie. - Jeśli chcesz, możemy tam wrócić i wyjaśnić im całą tę sytuację...
- Nie, nie - zaprotestowałem gwałtownie i objąłem ją ramieniem. GoGo już nie wytrzymała i roześmiała się głośno. - Jeśli o mnie chodzi, to mogłabyś to robić częściej - przyznałem, a GoGo spojrzała na mnie zagadkowo. Przez chwilę nawet sądziłem, że się nad tym zastanawia, ale zaraz jej usta rozświetlił jasny uśmiech.
Dotarliśmy do San Fransokyo szybciej, niż gdy lecieliśmy do Bayu-Ville. Może po prostu przyzwyczailiśmy się do czasu spędzonego w chmurach na tyle, że minął nam tak prędko. Siedzieliśmy na tych samych miejscach, więc GoGo zaczynała coraz częściej narzekać na chrapanie Freda, który spał tuż obok niej.
- Słowo daję, zaraz mu coś wrzucę do tej otwartej gęby - mruknęła z obrzydzeniem, a ja stłumiłem śmiech. Po dzisiejszym zachowaniu GoGo, mogłem stwierdzić tylko tyle, że była nie do pobicia.
- Zły pomysł - powiedziałem jej na ucho, udając powagę. - Baymax siedzi za nami. Zdoła go reanimować, zanim na dobre się zakrztusi.
GoGo roześmiała się i spojrzała na mnie z zaskoczeniem.
- Hiro Hamada i niecne plany? No proszę, czego jeszcze o tobie nie wiem? - spytała, przekrzywiając lekko głowę.
- Nie wiesz o mnie wielu rzeczy - odparłem wprost, wzruszywszy ramionami.
GoGo ułożyła się wygodnie w swoim fotelu z miną, jakby wcale jej to nie przeszkadzało.
- Teraz już przynajmniej wiem, że jesteś świetnym tancerzem - odparła, patrząc na mnie spod przymkniętych powiek. - i że genialnie całujesz... - dodała nieco ciszej.
Spojrzałem na nią z zaskoczeniem i uśmiechnąłem się. Coś mi się zdawało, że nie miała pojęcia o swoich umiejętnościach, zwłaszcza w tej drugiej kategorii. Ułożyłem się także w moim fotelu i zamknąłem oczy, starając się przespać chociaż chwilę lotu, by nie czuć się na ziemi jak wyprany z energii. Poczułem na swojej twarzy chłodny powiew i uznałem, że stewardessy musiały uruchomić klimatyzację.
GoGo dotknęła lekko mojej dłoni, jakby chciała mnie obudzić.
- Hiro - zaczęła cicho, myśląc że śpię. Otworzyłem lewe oko i zerknąłem na nią z rozbawieniem. - Nie śpisz?
Odetchnąłem wolno, jakbym napawał się sztucznie schłodzonym powietrzem.
- Nie - odpowiedziałem wprost. - Boję się, że jak zacznę chrapać to skończę z wykałaczką w gardle.
GoGo zachichotała, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
- Nie zrobiłabym ci tego - powiedziała obrażonym tonem, jakbym sugerował jej coś złego. - Najwyżej po prostu bym cię obudziła.
- To czemu nie obudzisz Freda, skoro wkurza cię jego chrapanie? - zapytałem, czując, że ta dyskusja ma coraz mniej sensu. GoGo spojrzała na mnie, jakbym wziął ją za osobę beznadziejnie ułomną.
- Bo kiedy mówi jest bardziej irytujący, niż gdy chrapie - odparła, jakby to było logiczne. Obróciłem głowę, starając się uporać z moim napadem śmiechu. Przechodząca stewardessa spojrzała na mnie, jakby mi coś dolegało.
- Ktoś ci mówił, że jesteś genialna? - zapytałem, a GoGo skinęła głową.
- Czasem zastanawiam się, czemu słyszę to częściej niż swoje imię - rzekła. Musiała mieć naprawdę dobry humor. - W sumie powinnam się cieszyć, nienawidzę swojego imienia.
Spojrzałem na nią ze zdziwieniem.
- Gogiyo to piękne imię - nie zgodziłem się. GoGo spojrzała na mnie, jakbym kazał jej teraz pocałować śpiącego Freda. - No tak, nie patrz tak na mnie.
- Próbujesz mi się podlizać, Hamada? - spytała, patrząc na mnie podejrzliwie. Zauważyłem, że chyba dzisiaj malowała ją Honey, bo miała dużo lżejszy i jaśniejszy makijaż. Jak dla mnie nawet bez niego wyglądała niesamowicie.
Usiadłem wygodnie i oparłem kostkę na kolanie w taki sposób, by zmieścić się przed poprzedzającym mnie siedzeniem.
- Nie od dzisiaj, skarbie - odparłem pewnie, akcentując lekko ostatni wyraz. GoGo zmarszczyła brwi, ale tylko na sekundę, bo przypomniała sobie o Claudii i Gabrielle, które zostawiliśmy w hali. Na to przypomnienie zaśmiała się wesoło.
- Żałuję, że nie widziałam ich min - wyznała, patrząc na sufit samolotu z poczuciem porażki.
- Ja widziałem - przyznałem, zerkając na nią z zainteresowaniem. - Coś czuję, że się do mnie nie odezwą. A zwłaszcza Claudia.
- Jest ci z tego powodu przykro? - zagadnęła mnie ciekawie GoGo. Pokręciłem głową.
- Szczerze mówiąc, to nie - odpowiedziałem, zastanawiając się przy tym, co by się stało, gdybym odpowiedział całkiem inaczej. Zazdrość GoGo była czymś, co mi naprawdę schlebiało. - Ale miło wiedzieć, że ktoś się mną interesuje.
- Mało ci zainteresowania? - zapytała z rozdrażnieniem GoGo, patrząc na mnie spod rzęs.
Uśmiechnąłem się do niej, jakbym wygrał los na loterii.
- Nie narzekam - odpowiedziałem, a usta GoGo ułożyły się w coś pomiędzy grymasem, a uśmiechem.
Utwór który kojarzy mi się z tym postem:
https://www.youtube.com/watch?v=qDRORgoZxZU
:D
No to tak - wróciłam z pielgrzy - nogi bolą ale i tak jest zajebiście :D chciałabym przeprosić bo obiecałam że będę obecna na blogu a niestety brak internetu mi na to nie pozwolił. Dopiero wczoraj skomentowałam wasze komy :// także mam nadzieję, że mi wybaczycie ;)
To za 5 dni ;)
~Just Dreamie
8/05/2016
Koszmary
GoGo otworzyła szeroko oczy, patrząc na mnie, jakbym powiedział coś zaskakującego, przez co naprawdę uwierzyłem, że o niczym nie widziała. Nie domyślała się, że mógłbym zakochać się we własnej przyjaciółce.
Szczerze mówiąc, z chwilą wypowiedzenia tych słów cały stres i ciężar spadł z moich pleców, sprawiając, że moje płuca wypełniły się po brzegi powietrzem, które dotąd wstrzymywałem. Wreszcie jej to powiedziałem. Po tak długim czasie. Nie obchodziło mnie już, jak zareaguje. Ważne było to, że powiedziałem jej coś, o czym powinna wiedzieć już dawno.
Dziewczyna puściła moją dłoń i spojrzała na bok zmieszana. Widziałem, że musi być w sporym szoku, więc nie zamierzałem jej mieszać w głowie jeszcze bardziej.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - spytała cicho, a morskie fale prawie zagłuszyły jej słodki głos. GoGo uniosła głowę i spojrzała mi w oczy. W jej własnych błyszczała wilgoć, ale sam nie wiedziałem, czy spowodowana pogodą, czy emocjami.
Uśmiechnąłem się lekko, patrząc na swoje dłonie.
- Bo nie chciałem zepsuć naszej przyjaźni - przyznałem szczerze. Przeczuwałem, że chyba nigdy nie byłem wobec niej tak szczery. - Poza tym wiem, co byś sobie o mnie pomyślała...
- Niby co? - spytała cierpliwie Go, podchodząc do mnie bliżej. Przełknąłem głośno ślinę, zastanawiając się, czy to nie podstęp i czy zaraz nie zarobię w twarz.
- Pomyślałabyś sobie, że jestem twoim przyjacielem tylko dlatego, że na coś liczę - odpowiedziałem, zastanawiając się, skąd ta nagła szczerość. Spojrzenie GoGo było tak przeszywające, że miałem wrażenie, że nie zdołam przed nią nic zataić.
- Nie pomyślałabym - odparła wprost, nie przestając się we mnie wpatrywać. Miałem ochotę się cofnąć, ale zamiast tego stałem jak wryty, jakbym był zakopany do połowy w piasku.
- Albo byś mnie wyśmiała - dodałem, a GoGo pokręciła z pobłażaniem głową. Wyglądała po prostu cudownie w tej białej sukience podwiewanej przez wiatr. Starałem się wpatrywać w jej piękne, ciemne oczy, ale tak naprawdę nie mogłem, bo nie tylko one wprawiały mnie z spore zakłopotanie.
- Wyglądam, jakby zbierało mi się na śmiech? - zapytała zamiast tego, a ja się uśmiechnąłem.
- To w takim razie co myślisz? - zapytałem, a GoGo zbliżyła się jeszcze odrobinę, tak że nasze dłonie zaczęły się stykać. Nie wierzyłem w to, co się dzieje. Myśl, że GoGo była tu ze mną i że wie, co do niej czuję, przyprawiała mnie o takie szczęście, że nie miałem ochoty wracać do San Fransokyo. Nie, jeśli wiązałoby się to z powrotem do tego, co było przed weselem Abigail.
GoGo uśmiechnęła się ze sprytem w oczach, po czym stanęła na palcach i pocałowała mnie w usta. Niewiele myśląc, odwzajemniłem jej pocałunek, obejmując nieśmiało jej talię. GoGo oderwała się ode mnie i pogłaskała mnie kciukiem po policzku, patrząc mi czule w oczy.
- Myślę, że jestem szczęściarą - odpowiedziała cicho.
Zamurowało mnie. Czułem beznadziejność całej tej sytuacji. Przez tyle czasu bałem się powiedzieć jej, że ją kocham, a ona najzwyczajniej w świecie jest z tego powodu szczęśliwa? Poczułem się żałośnie.
Położyłem dłoń na jej policzku i musnąłem wargami jej wargi, czując kojącą pustkę w moim umyśle. Bez żadnych wątpliwości, pytań, bez całego tego zamieszania. Była tylko ona i, szczerze mówiąc, w pełni mi to wystarczało.
GoGo położyła dłoń na moim torsie i przesunęła ją w okolice szyi, muskając miejsce zakończenia mojej koszulki, jakby napawała się dotykiem mojego nagiego ciała. Całowaliśmy się czule, jakbyśmy się obawiali, że jedno z nas zrobione jest z kryształu, który może pęknąć przy ostrzejszym doznaniu - po wczorajszym dniu, byłem pewien, że mogłoby do tego dojść. Szum fal rozbrzmiewał wokół nas, jakbyśmy byli zakryci przed morzem i jego odgłosami.
W końcu Go odsunęła się ode mnie na kilka milimetrów i spojrzała mi głęboko w oczy. W jej własnych czaiło się coś między zamyśleniem, a głębiej skrywaną energią. Pogłaskałem ją po policzku, czując rozchodzące się po jej skórze ciepło.
GoGo odetchnęła i objęła mnie, wtulając twarz w zagłębienie mojej szyi. Staliśmy tak dłuższą chwilę - GoGo przytulona do mojego ramienia, moja dłoń, głaszcząca jej bujne włosy. Przysiągłbym, że nigdy nie czułem się tak szczęśliwy. Może dlatego, że byłem w niej tak zakochany. Każdy jej uśmiech był dla mnie na wagę złota. Nie potrafiłbym znieść myśli, że mogłoby jej się coś stać.
Saint Palace miał dolne piętro, na którym mieściła się spora kawiarnia. Siedzieliśmy w niej przy dużym stoliku dzielonym z Abigail i Erickiem i rozmawialiśmy żywo do wtóru muzyki brzmiącej z panina, na którym grał przygarbiony Kanadyjczyk z przymkniętymi powiekami, napawający się swoimi sonetami.
Zająłem miejsce tuż przy Abigail, a GoGo siedziała naprzeciw mnie. Patrzyliśmy na siebie tak, jakby powierzchnia jednego stołu była dla nas zbyt wielka. Abigail w którymś momencie podchwyciła moje spojrzenie i szturchnęła mnie porozumiewawczo w ramię.
- Hiro, pójdziesz ze mną po kelnera? - spytała, a w jej głosie pobrzmiewała nuta sugestii. Kiwnąłem głową, czując, że wcale kelner nie będzie nam potrzebny.
Abigail wyszła głównym wejściem i weszła do holu, który o tej porze dnia był całkowicie opustoszały. Jej błękitna sukienka z licznymi falbanami powiewała za nią jak peleryna superbohatera.
- O co chodzi, Abi? - zapytałem ją, przystając przed dużym, szklanym oknem z widokiem na ocean wielkości całej ściany.
Panna młoda podparła się pod boki i spojrzała na mnie dość niecierpliwie, jakby chciała ze mnie coś wydusić. Skrzywiłem się, gdy okazało się, że to prawda.
- O co chodzi z tą GoGo? - spytała ciekawsko. -Jesteście w końcu razem czy nie?
Roześmiałem się szczerze, widząc jej minę. Kobiety, pomyślałem i sięgnąłem myślami do najpiękniejszej kobiety, która siedziała zaraz za ścianą. Abigail zamrugała swoimi zielonymi oczami i skrzyżowała ręce na piersi.
- Hiro, nie wiedziałam, że wy... Honey wie? Aa to się dzieje od dawna? - pytała, a ja stawałem się coraz bardziej rozbawiony.
W końcu westchnąłem głośno, przerywając jej dywagacje.
- Wy kobiety zawsze jesteście takie upierdliwe? - spytałem, a Abigail zmarszczyła brwi. Niezły ruch, Hiro, pomyślałem, przypominając sobie wczorajszą rozmowę z jej ojcem. Raczej nie chciałem stać się wrogiem Callaghanów.
- Po prostu nie wiedziałam, że was coś łączy. - odezwała się nieco spokojniej. - Hiro, od kiedy to trwa?
- Mówiąc krótko od wczoraj - odparłem, a Abigail wytrzeszczyła oczy. Pisałem z nią często i rozmawiałem przez kamerkę, ale to nie to samo, co rozmowy w rzeczywistości, twarzą w twarz. Poza tym Abigail jako jedyna z moich przyjaciół chyba nie domyślała się, co czuję do GoGo, tylko dlatego, że po prostu mnie przy niej nie widziała.
- Jejku, najpierw widzę jak łapie bukiet, a potem... no wiesz. Nie sądzisz, że to przeznaczenie? Może za jakiś czas to ja będę się bawić na waszym ślubie?
Tym razem nie potrafiłem powstrzymać śmiechu. Widok GoGo trzymającej bukiet panny młodej chyba zostanie mi w pamięci na długo. Oparłem się o ścianę, próbując się uspokoić, podczas gdy obok przechodzili nieco zdziwieni kelnerzy. Abigail uśmiechała się ciepło, jakby nie zauważyła ironii w swoich słowach.
- Ej, po kolei. - powiedziałem, unosząc dłonie w bezbronnym geście. - Na razie jeszcze nawet nie jesteśmy razem.
- Jak to? - zaciekawiła się Abigail. Nie sądziłem, że jest taka ciekawska. Jej ojciec był raczej powściągliwy w emocjach.
- Tak to - odparłem, wzruszywszy ramionami. - A teraz wybacz, ale po chwili się skapną, że nie poszliśmy po żadnego kelnera...
Abigail złapała mnie za ramię i spojrzała na mnie ze zdumieniem.
- To powiedz mi chociaż czy ty chciałbyś z nią być? - zapytała, a ja uśmiechnąłem się odważnie. Po tym, co zaszło godzinę temu na plaży i nie miałem żadnych wątpliwości.
- To chyba zbyt proste pytanie, Abi - odpowiedziałem, a twarz dziewczyny rozjaśniła się w uśmiechu.
- A już chciałam podać twój numer Claudii... - westchnęła, kręcąc głową. - Chyba zrezygnuję z tego pomysłu.
Wyobraziłem sobie reakcję GoGo i pomyślałem, że to stanowczo zły pomysł. Może nie byliśmy razem, ale jednak sytuacja z Sam czegoś mnie nauczyła.
Wróciliśmy zgodnie do pozostałych i usiedliśmy na swoich miejscach, tłumacząc się, że kelnerom skończył się etat i mają teraz zmianę. GoGo spojrzała na mnie podejrzliwie, ale nie powiedziała ani słowa, popijając słodkie chianti.
Siedzieliśmy przy stoliku rozmawiając i wygłupiając się, jak to robiliśmy dwa lata temu, jeszcze gdy Abigail mieszkała w San Fransokyo. Odwiedzała nas wtedy często w kawiarni, wspominając czasami o swoim ojcu i o tym, co słychać u niego w więzieniu. Teraz jednak każdy z nas się zmienił od tego czasu i pomimo widocznej zmiany zarówno w naszych charakterach jak i w wyglądzie, wciąż byliśmy tą samą paczką, która chętnie spędzała ze sobą czas. Może dlatego baliśmy się z GoGo wybić z naszej grupki, nawet jeśli oboje chcieliśmy być razem.
- A jak tam u ciebie, Honey? - zapytała Abigail, nachylając się nad stołem w kierunku blondynki. - Znalazłaś sobie kogoś?
Honey spoważniała nagle i wzięła swoją latte, starając się wymigać od odpowiedzi piciem kawy. GoGo zauważyła to od razu i postanowiła jej pomóc.
- Honey chyba nie za bardzo chce się chwalić swoimi podbojami - powiedziała, udając, że żartuje. Grała tak dobrze, że Abigail jej uwierzyła. Tylko my wiedzieliśmy, co jest grane i dlaczego Honey nie chce rozmawiać o swoim chłopaku. Fred i Wasabi pewnie zdziwili się, że GoGo starała się zmienić temat dla Honey, ale nie ja. Dobrze wiedziałem, że GoGo jest pierwszą osobą, która zechciałaby pomóc naszej Lemon. - Poza tym w naszym Instytucie nie ma na kogo zwrócić uwagi.
Spojrzałem na GoGo ze zdziwieniem, a ona mrugnęła do mnie ledwie zauważalnie, cały czas wpatrując się w Abigail. Obróciłem głowę na bok, by schować przed resztą moje rozbawienie. Ująłem moja filiżankę i wziąłem łyk gorącej herbaty.
- Jak to nie ma? - zapytała zaskoczona Abigail. - A Hiro?
Wszyscy popatrzyli na mnie, po czym ryknęli śmiechem, widząc moją minę. Eric śmiał się z nimi, ale przysunął się bliżej swojej nowej żony, jakby wziął sobie do serca jej słowa. Gdyby nie to, że Abigail była ode mnie grubo starsza i że byłem zakochany w innej dziewczynie to jasne, czemu nie.
- Skarbie, chyba powinienem poczuć się zazdrosny - wtrącił, a Honey i Fred zachichotali zgodnie.
Abigail wywróciła oczami i złożyła pocałunek na jego ustach.
- Mówię o Instytucie, Eric. Gdybym mówiła o Japonii, to jak dla mnie byłbyś zwycięzcą. - odpowiedziała, a Eric uśmiechnął się szeroko. Zauważyłem, że rzadko się odzywał, a jeśli już to robił, to bardzo uprzejmie, jakby zwracał uwagę na każdy szczegół swojej wypowiedzi. - A tak mówiąc poważnie, to gdybyś był moim młodszym bratem, Hiro, to chyba codziennie miałabym problem z natarczywymi dziewczynami, walącymi do drzwi.
Zakrztusiłem się popijaną przeze mnie herbatą, a reszta znów wybuchnęła śmiechem. Być synem Callaghana? No świetny pomysł, Abi. Szkoda, że o tym nie pomyślałem. Zerknąłem na GoGo i zauważyłem, że z trudem hamuje śmiech. W sumie jakby tak na to spojrzeć nie była w żadnym stopniu natarczywa...
- Na razie ma na koncie tylko jedną - mruknął Wasabi, a ja rzuciłem mu rozzłoszczone spojrzenie. Nie, tylko nie zaczynaj z Sam, błagałem w myślach, z drugiej strony doskonale wiedząc, że Wasabi przecież nie wiedział o całej tej sprawie z pocałunkiem.
- Raczej dwie - dodała Honey i wszyscy przy stoliku się roześmiali. Wszyscy oprócz mnie i GoGo, której policzki zapłonęły. Patrzyliśmy sobie w oczy, porozumiewając się w myślach, że warto jak najszybciej zakończyć ten temat.
- A co tam u Carry, hę? - zapytałem, przygryzając wargę. GoGo spojrzała na bok, by ukryć swoje zmieszanie. - Miała przylecieć z nami...
- A no właśnie - przypomniała sobie Abigail, spoglądając z zapytaniem na Wasabiego. Wyglądał dość nadzwyczajnie w swojej krótkiej marynarce o niebieskawej barwie. - Początkowo miałeś przylecieć z osobą towarzyszącą. Co się stało?
Wasabi posłał mi małoprzychylne spojrzenie i zwrócił się do Abigail. Oko za oko, stary, pomyślałem z rozbawieniem.
- Carry wypadła dzisiaj sesja do magazynu i musiała koordynować dwa wybiegi. - odpowiedział nieco znudzonym głosem. Spojrzeliśmy na niego z szokiem.
- Moment, to Carry jest modelką? - zapytała ze zdziwieniem Honey, stawiając głośno swoją filiżankę na malusieńki talerzyk, podczas gdy my wpatrywaliśmy się w kumpla z zamiarem wyduszenia z niego wszystkich szczegółów dotyczących jego dziewczyny, o której niestety rzadko wspominał.
- Nie, jest projektantką - odparł, a wszyscy wlepiliśmy wzrok w zastawiony stolik. Znany w Japonii fizyk o skłonnościach do perfekcjonizmu i projektantka mody, artystka. No, to się dobrali.
Spojrzałem na GoGo i uśmiechnąłem się do niej ciepło, po czym powiedziałem bezgłośnie "jak Emma", a dziewczyna odwzajemniła mój uśmiech. Czyli wychodzi na to, że mieliśmy wśród grona naszych znajomych dwie różne projektantki zajmujące się całkiem czym innym. Nie myślałem, że zawód projektanta ubrań jest tak popularnym zajęciem w San Fransokyo.
Abigail niestety uchwyciła nasz kontakt, choć prawdopodobnie nie zrozumiała moich słów i uśmiechnęła się do mnie z sugestią. Szczerze mówiąc, Honey była mniej mecząca niż córka Callaghana, choć już raz spróbowała zeswatać mnie z Sam. Z drugiej jednak strony nie powinienem zwalać winy na moją przyjaciółkę, skoro sam zawiniłem, całując się z dziewczyną.
- Mnie dziwi jedno - wtrącił się Fred, tak że wszyscy zwróciliśmy na niego uwagę. - Jak ona z tobą wytrzymuje? - zapytał poważnie, rozkładając ręce.
Wybuchnęliśmy śmiechem, widząc zirytowaną twarz Wasabiego, który nerwowo trzymał swój kubeczek z kawą. Rozmawialiśmy aż do zachodu słońca, po czym Abigail i Eric wstali i podziękowali nam za wszystko, obiecując, że jutro przyjdą, by nas pożegnać na lotnisku. Wróciliśmy do naszego apartamentu, rozmawiając żywo o popołudniu spędzonym z Abigail. Honey trajkotała o tym, jak to Abigail pięknie w błękicie, co podzielał z zainteresowaniem Wasabi. Miałem nadzieję, że Carry nie była skora do zazdrości, inaczej nasz kumpel mógłby mieć przechlapane.
Zjedliśmy kolację przygotowaną nam przez Honey i zaczęliśmy się z wolna pakować, planując rano wyjechać na lotnisko. Oczywiście nie byłem zdziwiony tym, że po jakiejś chwilce do naszego pokoju wparowała Honey, pytając o lokówkę, którą zostawiła w łazience. Miałem nadzieję tylko, że nie korzystał z niej Freddie. Więcej nie mogłem jej powiedzieć.
Baymax nie miał żadnych bagaży, nie licząc swojej ładowarki, toteż spakowanie się zajęło mi jakiś kwadrans. Czułem się nadal zmęczony po wczorajszej uroczystości, dlatego pragnąłem tylko tego, by położyć się do łóżka.
Ułożyłem się w miękkiej pościeli, słysząc przytłumione głosy Freda i Wasabiego za ścianą, ale nie potrafiłem zmrużyć oka. Wiedziałem, że ma to związek z GoGo i przeczuwałem, że tej nocy mogę mieć problem z zaśnięciem.
Baymax usiadł obok mnie na łóżku w zupełnej ciemności, a ja usłyszałem jak materac się lekko ugina.
- Nie możesz spać, Hiro? - zapytał troskliwie. - Myślałem, że będziesz wykończony po dzisiejszym dniu.
Westchnąłem cicho, podkładając ręce pod głowę.
- Nie do końca - odparłem, wpatrując się w sufit, którego nie potrafiłem dostrzec. Baymax poruszył się niespokojnie.
- Coś się stało? - zapytał mnie, a ja uśmiechnąłem się do siebie.
- Mogę ci powierzyć sekret, Baymax? - spytałem cicho, a robot przytaknął. Opowiedziałem mu o wszystkim z wczorajszego i z dzisiejszego dnia. Czułem, że ciemność w moim pokoju pomaga mi w tej rozmowie, bo przynajmniej nie musiałem się martwić, że robot cokolwiek po mnie zauważy. Wysłuchał mnie bez przerywania, aż pomyślałem, że może wysiadły mu baterie i po prostu się wyłączył, nawet jeśli ładowałem go dziś rano.
- To bardzo interesujące, Hiro - odezwał się po dłuższej chwili milczenia. Spoglądnąłem ciekawie w miejsce, w którym prawdopodobnie się znajdował.
- Co takiego?
- To, w jaki sposób ludzie reagują na miłość. Byłeś już nie raz przybity, skonsternowany, a nawet załamany, a mimo to czujesz się szczęśliwy, będąc w towarzystwie GoGo. Dlaczego?
To pytanie mnie zadziwiło. Rzeczywiście nie było w tym wszystkim sensu. Miłość była i pozytywnym, i negatywnym naskórnikiem - zależała jedynie od tej drugiej strony. Jeśli była nieodwzajemniona, mogła doprowadzić nawet do depresji, zaś jeśli ktoś czuł do ciebie to samo, co ty do niego, sprawiało, że świat wydawał się stokroć piękniejszy.
- Sam nie wiem - wzruszyłem ramionami. - Tego się chyba nie da zrozumieć.
- I mówisz to ty, Hiro? - zapytał mnie z rozbawieniem Baymax, a ja od razu się uśmiechnąłem. Rzeczywiście, miłość to była jedyna sprawa, której nie rozumiałem. Przynajmniej na razie.
Nastała głucha cisza. Cieszyłem się, że jest ze mną Baymax i mogłem się z nim tym wszystkim podzielić. Jego obecność sprawiała mi ulgę, jakbym czuł przy sobie stałe oparcie kogoś bliskiego. Był moim najlepszym przyjacielem.
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwy, Hiro - powiedział robot, przerywając ciszę. Moje wargi ponownie drgnęły w uśmiechu.
- Dziękuję ci za wszystko, Baymax - odpowiedziałem niskim głosem, po czym przypomniałem sobie o czymś. - Jestem zadowolony z mojej opieki.
Robot automatycznie odszedł na bok i wyłączył się, zapadając w swój sen. Czułem, że on również potrzebuje odpoczynku po wydarzeniach dzisiejszego dnia. Miałem nadzieję, że nie myśli, że go zaniedbuję. Może zrozumiał, że dorosłem i że mam własne życie. Baymax zawsze był typem nadopiekuńczości, co szczerze mówiąc, często mi przeszkadzało. Cieszyłem się, że w pewnym sensie zastępuje mi Tadashiego, ale często potrzebowałem chwili, by pobyć sam, a on nie dawał mi takiej możliwości.
Przymknąłem oczy, gdy wtem usłyszałem cichy płacz. Otworzyłem je nagle i wstałem, nieco przestraszony. Poznałem ten głos. Ruszyłem po omacku do naszego salonu, w którym świeciło się słabe światło samotnej żarówki.
Stanąłem w progu i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Drzwi do mojego pokoju wychodziły niemal z kuchni złączonej z salonem. Na kuchennej ladzie stała owa lampka, posyłająca słabe światło we wszystkie strony. Zauważyłem cień siedzący na kanapie, który obrócił się, gdy usłyszał moje kroki.
- Co się stało? - zapytałem cierpliwie, spoglądając z troską na Go, która próbowała szybko zmyć z twarzy swoje łzy. Obszedłem dokoła kanapę i usiadłem obok niej, marszcząc brwi.
- Nic mi nie jest, Hiro - odpowiedziała, ale ująłem ostrożnie jej twarz i przyciągnąłem do siebie. Czułem przez skórę jej mokre policzki, których nie zdążyła zmazać.
- Płakałaś - wyszeptałem, wpatrując się w jej ciemną, ledwie oświetloną twarz. GoGo pokręciła głową, ale zagryzła wargę, starając się ponownie nie rozpłakać. Chwyciłem ją mocno w ramiona i przyciągnąłem do siebie. GoGo wtuliła twarz w moje ramię, drżąc cicho pod wpływem swojego szlochu.
Głaskałem ją po plecach, zastanawiając się przy tym, co mogło się stać. Czyżby chodziło jej o to, co powiedzieli nasi przyjaciele na temat dziewczyn, które rzekomo się wokół mnie kręciły? Odpowiedź jednak była dużo prostsza niż się spodziewałam.
- Wybacz, Hiro - mruknęła GoGo, gdy odzyskała stanowczość w swoim głosie. - Po prostu często miewam koszmary.
Spojrzałem jej w twarz i otarłem ponownie jej nowe łzy, starając się zrobić to najczulej, jak potrafiłem. GoGo patrzyła mi w oczy swoimi szklanymi oczyma. Znów zacząłem myśleć o tym, jaka była piękna. Cokolwiek by nie robiła, jakkolwiek by nie wyglądała, była dla mnie uosobieniem kobiecości.
- Powiesz mi, co ci się śniło? - zapytałem łagodnie, ale GoGo stanowczo zaprzeczyła głową. Jej dolna warga zadrżała jak u małej dziewczynki, która drzemała w niej głęboko pod warstwą motocyklistki i inżynierki zdolnej zdziałać cuda.
- Przepraszam cię, ale nie mogę - wyszeptała bardzo cicho. Objąłem ją jeszcze raz, chwytając przy tym za dłoń i zaciskając w ramach wsparcia. GoGo odwzajemniła uścisk, jakby nasze męskie chwycenie się za dłoń dodawało jej otuchy.
- Zawrzyjmy układ - powiedziałem na głos to, co nagle pojawiło się w mojej myśli. GoGo, która akuratnie opierała się o moje ramię spojrzała mi w oczy z lekkim zaskoczeniem. Siedzieliśmy tak pogrążeni niemal w ciemności, którą oświetlała samotna lampka. - Za każdym razem, gdy przyśni ci się jakiś koszmar, zadzwonisz do mnie. Nieważne, jaka będzie wtedy godzina.
GoGo roześmiała się dość nerwowo i usiadła prosto.
- Nie mogę ci tego obiecać - powiedziała poważnie, przeczesując dłonią swoje rozczochrane włosy. Spojrzałem na nią z ironią.
- Dlaczego nie? - zapytałem, marszcząc brwi.
- Bo już wystarczająco cię wykorzystuję - odpowiedziała, pocierając swoje ramię. - Pomagasz mi w warsztacie, jesteś za każdym razem, gdy tego chcę...
- I co z tego? - mruknąłem nieco zirytowany jej odpowiedzią. To tak jakby była mi cokolwiek dłużna. Robiłem to przecież z własnej woli. - Jesteśmy przyjaciółmi.
GoGo pokręciła głową, utrzymując ze mną kontakt wzrokowy. Poczułem się tak jak wtedy, gdy całowaliśmy się pod oświetloną altaną. To nie sam pocałunek był czymś intymnym, ale raczej sposób, w jaki spoglądaliśmy sobie w oczy, jakbyśmy zaglądali sobie w dusze. Kochałem ją i chciałem znać każdą jej myśl, nieważne jak bardzo zwariowana i bezpośrednia by była. Znałem jej wady i kompletnie mi one nie przeszkadzały, a były jedynie dopełnieniem jej idealnej całości.
- Jesteś kimś więcej niż przyjacielem, Hiro i dobrze to wiesz - powiedziała poważnie. Uśmiechnąłem się i splotłem palce z jej złączonymi dłońmi.
Oparłem się o kanapę, wpatrując się w GoGo i rozmyślając nad jej słowami. Owszem, byliśmy kimś więcej niż przyjaciółmi. Może Honey miała rację, może to przeznaczenie, że mogliśmy się spotkać. Może tak było zapisane w gwiazdach. Byłem pewien jednego - mojego uczucia wobec dziewczyny.
GoGo westchnęła ciężko.
- Dobrze, obiecuję, że zadzwonię do ciebie za każdym razem, gdy przyśni mi się koszmar, ale obiecaj mi jedno - zaczęła, a ja usiadłem prosto, by lepiej ją widzieć.
- Co takiego?
GoGo pochyliła się i musnęła moje wargi. Miałem ochotę przyciągnąć ją do siebie i odwzajemnić ten pocałunek najmocniej, jak tylko umiałem, ale zamiast tego siedziałem spokojnie, zastanawiając się, co GoGo chce mi powiedzieć.
- Obiecaj mi, że nigdy mnie nie okłamiesz. - powiedziała i spojrzała mi w oczy, jakby czytała mi w myślach.
Poczułem się, jakby uderzyła mnie w twarz. Właśnie to robiłem przez ostatni czas. Wizyta u Lary i Naomi? Zepsuty telefon? Ile wymyśliłem kłamstw, by oddzielić ją od moich planów względem Maysona? Powtarzałem sobie, że muszę to zrobić, ale to usprawiedliwienie wcale nie pomagało. Powiedziałem jej, że ją kocham, a bałem się jej powiedzieć, że chcę wsadzić za kratki prawdopodobnego zabójcę moich rodziców. Może pan Tomago miał rację, co do mnie? Bardziej przypominałem moją mamę, której jedyną słabością było wplątywanie się w kłopoty?
Dopiero teraz pojąłem, jak długa chwila minęła od tej prośby. GoGo wciąż patrzyła mi w oczy, jakby nie domyślała się, że już złamałem tę przysięgę. Coś we mnie pękło, widząc, jaka jest niewinna.
Uniosłem nasze złączone dłonie i pocałowałem jej własne, jakbym się z nią żegnał.
- Obiecuję, że cię nie okłamię - powiedziałem, czując suchość w ustach. Wargi GoGo ułożyły się w łagodny uśmiech, jakby dziewczyna czuła się w pełni usatysfakcjonowana. - Czy teraz pójdziesz spać spokojnie? - zapytałem z rozbawieniem, ale GoGo tylko objęła mnie ramieniem i wtuliła się we mnie jak mała dziewczynka.
- Ufam ci, Hiro - wyszeptała i poczułem, że moje wyrzuty sumienia zaczęły narastać. Za niedługo będę się bał spojrzeć jej w oczy. Co ja właściwie robiłem? Czy naprawdę musiałem ścigać Maysona? Nie mogłem załatwić tego w inny sposób?
Objąłem ją ostrożnie i pocałowałem w czoło, odsuwając ustami jej grzywkę. GoGo odetchnęła cicho, jakby z ulgą. Odepchnąłem na bok wszelkie myśli, skupiając się tylko na jednej. Na tej, że GoGo znajdowała się tak blisko i że byłem z nią szczęśliwy. Tak, jak to określił Baymax.
Szczerze mówiąc, z chwilą wypowiedzenia tych słów cały stres i ciężar spadł z moich pleców, sprawiając, że moje płuca wypełniły się po brzegi powietrzem, które dotąd wstrzymywałem. Wreszcie jej to powiedziałem. Po tak długim czasie. Nie obchodziło mnie już, jak zareaguje. Ważne było to, że powiedziałem jej coś, o czym powinna wiedzieć już dawno.
Dziewczyna puściła moją dłoń i spojrzała na bok zmieszana. Widziałem, że musi być w sporym szoku, więc nie zamierzałem jej mieszać w głowie jeszcze bardziej.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - spytała cicho, a morskie fale prawie zagłuszyły jej słodki głos. GoGo uniosła głowę i spojrzała mi w oczy. W jej własnych błyszczała wilgoć, ale sam nie wiedziałem, czy spowodowana pogodą, czy emocjami.
Uśmiechnąłem się lekko, patrząc na swoje dłonie.
- Bo nie chciałem zepsuć naszej przyjaźni - przyznałem szczerze. Przeczuwałem, że chyba nigdy nie byłem wobec niej tak szczery. - Poza tym wiem, co byś sobie o mnie pomyślała...
- Niby co? - spytała cierpliwie Go, podchodząc do mnie bliżej. Przełknąłem głośno ślinę, zastanawiając się, czy to nie podstęp i czy zaraz nie zarobię w twarz.
- Pomyślałabyś sobie, że jestem twoim przyjacielem tylko dlatego, że na coś liczę - odpowiedziałem, zastanawiając się, skąd ta nagła szczerość. Spojrzenie GoGo było tak przeszywające, że miałem wrażenie, że nie zdołam przed nią nic zataić.
- Nie pomyślałabym - odparła wprost, nie przestając się we mnie wpatrywać. Miałem ochotę się cofnąć, ale zamiast tego stałem jak wryty, jakbym był zakopany do połowy w piasku.
- Albo byś mnie wyśmiała - dodałem, a GoGo pokręciła z pobłażaniem głową. Wyglądała po prostu cudownie w tej białej sukience podwiewanej przez wiatr. Starałem się wpatrywać w jej piękne, ciemne oczy, ale tak naprawdę nie mogłem, bo nie tylko one wprawiały mnie z spore zakłopotanie.
- Wyglądam, jakby zbierało mi się na śmiech? - zapytała zamiast tego, a ja się uśmiechnąłem.
- To w takim razie co myślisz? - zapytałem, a GoGo zbliżyła się jeszcze odrobinę, tak że nasze dłonie zaczęły się stykać. Nie wierzyłem w to, co się dzieje. Myśl, że GoGo była tu ze mną i że wie, co do niej czuję, przyprawiała mnie o takie szczęście, że nie miałem ochoty wracać do San Fransokyo. Nie, jeśli wiązałoby się to z powrotem do tego, co było przed weselem Abigail.
GoGo uśmiechnęła się ze sprytem w oczach, po czym stanęła na palcach i pocałowała mnie w usta. Niewiele myśląc, odwzajemniłem jej pocałunek, obejmując nieśmiało jej talię. GoGo oderwała się ode mnie i pogłaskała mnie kciukiem po policzku, patrząc mi czule w oczy.
- Myślę, że jestem szczęściarą - odpowiedziała cicho.
Zamurowało mnie. Czułem beznadziejność całej tej sytuacji. Przez tyle czasu bałem się powiedzieć jej, że ją kocham, a ona najzwyczajniej w świecie jest z tego powodu szczęśliwa? Poczułem się żałośnie.
Położyłem dłoń na jej policzku i musnąłem wargami jej wargi, czując kojącą pustkę w moim umyśle. Bez żadnych wątpliwości, pytań, bez całego tego zamieszania. Była tylko ona i, szczerze mówiąc, w pełni mi to wystarczało.
GoGo położyła dłoń na moim torsie i przesunęła ją w okolice szyi, muskając miejsce zakończenia mojej koszulki, jakby napawała się dotykiem mojego nagiego ciała. Całowaliśmy się czule, jakbyśmy się obawiali, że jedno z nas zrobione jest z kryształu, który może pęknąć przy ostrzejszym doznaniu - po wczorajszym dniu, byłem pewien, że mogłoby do tego dojść. Szum fal rozbrzmiewał wokół nas, jakbyśmy byli zakryci przed morzem i jego odgłosami.
W końcu Go odsunęła się ode mnie na kilka milimetrów i spojrzała mi głęboko w oczy. W jej własnych czaiło się coś między zamyśleniem, a głębiej skrywaną energią. Pogłaskałem ją po policzku, czując rozchodzące się po jej skórze ciepło.
GoGo odetchnęła i objęła mnie, wtulając twarz w zagłębienie mojej szyi. Staliśmy tak dłuższą chwilę - GoGo przytulona do mojego ramienia, moja dłoń, głaszcząca jej bujne włosy. Przysiągłbym, że nigdy nie czułem się tak szczęśliwy. Może dlatego, że byłem w niej tak zakochany. Każdy jej uśmiech był dla mnie na wagę złota. Nie potrafiłbym znieść myśli, że mogłoby jej się coś stać.
Saint Palace miał dolne piętro, na którym mieściła się spora kawiarnia. Siedzieliśmy w niej przy dużym stoliku dzielonym z Abigail i Erickiem i rozmawialiśmy żywo do wtóru muzyki brzmiącej z panina, na którym grał przygarbiony Kanadyjczyk z przymkniętymi powiekami, napawający się swoimi sonetami.
Zająłem miejsce tuż przy Abigail, a GoGo siedziała naprzeciw mnie. Patrzyliśmy na siebie tak, jakby powierzchnia jednego stołu była dla nas zbyt wielka. Abigail w którymś momencie podchwyciła moje spojrzenie i szturchnęła mnie porozumiewawczo w ramię.
- Hiro, pójdziesz ze mną po kelnera? - spytała, a w jej głosie pobrzmiewała nuta sugestii. Kiwnąłem głową, czując, że wcale kelner nie będzie nam potrzebny.
Abigail wyszła głównym wejściem i weszła do holu, który o tej porze dnia był całkowicie opustoszały. Jej błękitna sukienka z licznymi falbanami powiewała za nią jak peleryna superbohatera.
- O co chodzi, Abi? - zapytałem ją, przystając przed dużym, szklanym oknem z widokiem na ocean wielkości całej ściany.
Panna młoda podparła się pod boki i spojrzała na mnie dość niecierpliwie, jakby chciała ze mnie coś wydusić. Skrzywiłem się, gdy okazało się, że to prawda.
- O co chodzi z tą GoGo? - spytała ciekawsko. -Jesteście w końcu razem czy nie?
Roześmiałem się szczerze, widząc jej minę. Kobiety, pomyślałem i sięgnąłem myślami do najpiękniejszej kobiety, która siedziała zaraz za ścianą. Abigail zamrugała swoimi zielonymi oczami i skrzyżowała ręce na piersi.
- Hiro, nie wiedziałam, że wy... Honey wie? Aa to się dzieje od dawna? - pytała, a ja stawałem się coraz bardziej rozbawiony.
W końcu westchnąłem głośno, przerywając jej dywagacje.
- Wy kobiety zawsze jesteście takie upierdliwe? - spytałem, a Abigail zmarszczyła brwi. Niezły ruch, Hiro, pomyślałem, przypominając sobie wczorajszą rozmowę z jej ojcem. Raczej nie chciałem stać się wrogiem Callaghanów.
- Po prostu nie wiedziałam, że was coś łączy. - odezwała się nieco spokojniej. - Hiro, od kiedy to trwa?
- Mówiąc krótko od wczoraj - odparłem, a Abigail wytrzeszczyła oczy. Pisałem z nią często i rozmawiałem przez kamerkę, ale to nie to samo, co rozmowy w rzeczywistości, twarzą w twarz. Poza tym Abigail jako jedyna z moich przyjaciół chyba nie domyślała się, co czuję do GoGo, tylko dlatego, że po prostu mnie przy niej nie widziała.
- Jejku, najpierw widzę jak łapie bukiet, a potem... no wiesz. Nie sądzisz, że to przeznaczenie? Może za jakiś czas to ja będę się bawić na waszym ślubie?
Tym razem nie potrafiłem powstrzymać śmiechu. Widok GoGo trzymającej bukiet panny młodej chyba zostanie mi w pamięci na długo. Oparłem się o ścianę, próbując się uspokoić, podczas gdy obok przechodzili nieco zdziwieni kelnerzy. Abigail uśmiechała się ciepło, jakby nie zauważyła ironii w swoich słowach.
- Ej, po kolei. - powiedziałem, unosząc dłonie w bezbronnym geście. - Na razie jeszcze nawet nie jesteśmy razem.
- Jak to? - zaciekawiła się Abigail. Nie sądziłem, że jest taka ciekawska. Jej ojciec był raczej powściągliwy w emocjach.
- Tak to - odparłem, wzruszywszy ramionami. - A teraz wybacz, ale po chwili się skapną, że nie poszliśmy po żadnego kelnera...
Abigail złapała mnie za ramię i spojrzała na mnie ze zdumieniem.
- To powiedz mi chociaż czy ty chciałbyś z nią być? - zapytała, a ja uśmiechnąłem się odważnie. Po tym, co zaszło godzinę temu na plaży i nie miałem żadnych wątpliwości.
- To chyba zbyt proste pytanie, Abi - odpowiedziałem, a twarz dziewczyny rozjaśniła się w uśmiechu.
- A już chciałam podać twój numer Claudii... - westchnęła, kręcąc głową. - Chyba zrezygnuję z tego pomysłu.
Wyobraziłem sobie reakcję GoGo i pomyślałem, że to stanowczo zły pomysł. Może nie byliśmy razem, ale jednak sytuacja z Sam czegoś mnie nauczyła.
Wróciliśmy zgodnie do pozostałych i usiedliśmy na swoich miejscach, tłumacząc się, że kelnerom skończył się etat i mają teraz zmianę. GoGo spojrzała na mnie podejrzliwie, ale nie powiedziała ani słowa, popijając słodkie chianti.
Siedzieliśmy przy stoliku rozmawiając i wygłupiając się, jak to robiliśmy dwa lata temu, jeszcze gdy Abigail mieszkała w San Fransokyo. Odwiedzała nas wtedy często w kawiarni, wspominając czasami o swoim ojcu i o tym, co słychać u niego w więzieniu. Teraz jednak każdy z nas się zmienił od tego czasu i pomimo widocznej zmiany zarówno w naszych charakterach jak i w wyglądzie, wciąż byliśmy tą samą paczką, która chętnie spędzała ze sobą czas. Może dlatego baliśmy się z GoGo wybić z naszej grupki, nawet jeśli oboje chcieliśmy być razem.
- A jak tam u ciebie, Honey? - zapytała Abigail, nachylając się nad stołem w kierunku blondynki. - Znalazłaś sobie kogoś?
Honey spoważniała nagle i wzięła swoją latte, starając się wymigać od odpowiedzi piciem kawy. GoGo zauważyła to od razu i postanowiła jej pomóc.
- Honey chyba nie za bardzo chce się chwalić swoimi podbojami - powiedziała, udając, że żartuje. Grała tak dobrze, że Abigail jej uwierzyła. Tylko my wiedzieliśmy, co jest grane i dlaczego Honey nie chce rozmawiać o swoim chłopaku. Fred i Wasabi pewnie zdziwili się, że GoGo starała się zmienić temat dla Honey, ale nie ja. Dobrze wiedziałem, że GoGo jest pierwszą osobą, która zechciałaby pomóc naszej Lemon. - Poza tym w naszym Instytucie nie ma na kogo zwrócić uwagi.
Spojrzałem na GoGo ze zdziwieniem, a ona mrugnęła do mnie ledwie zauważalnie, cały czas wpatrując się w Abigail. Obróciłem głowę na bok, by schować przed resztą moje rozbawienie. Ująłem moja filiżankę i wziąłem łyk gorącej herbaty.
- Jak to nie ma? - zapytała zaskoczona Abigail. - A Hiro?
Wszyscy popatrzyli na mnie, po czym ryknęli śmiechem, widząc moją minę. Eric śmiał się z nimi, ale przysunął się bliżej swojej nowej żony, jakby wziął sobie do serca jej słowa. Gdyby nie to, że Abigail była ode mnie grubo starsza i że byłem zakochany w innej dziewczynie to jasne, czemu nie.
- Skarbie, chyba powinienem poczuć się zazdrosny - wtrącił, a Honey i Fred zachichotali zgodnie.
Abigail wywróciła oczami i złożyła pocałunek na jego ustach.
- Mówię o Instytucie, Eric. Gdybym mówiła o Japonii, to jak dla mnie byłbyś zwycięzcą. - odpowiedziała, a Eric uśmiechnął się szeroko. Zauważyłem, że rzadko się odzywał, a jeśli już to robił, to bardzo uprzejmie, jakby zwracał uwagę na każdy szczegół swojej wypowiedzi. - A tak mówiąc poważnie, to gdybyś był moim młodszym bratem, Hiro, to chyba codziennie miałabym problem z natarczywymi dziewczynami, walącymi do drzwi.
Zakrztusiłem się popijaną przeze mnie herbatą, a reszta znów wybuchnęła śmiechem. Być synem Callaghana? No świetny pomysł, Abi. Szkoda, że o tym nie pomyślałem. Zerknąłem na GoGo i zauważyłem, że z trudem hamuje śmiech. W sumie jakby tak na to spojrzeć nie była w żadnym stopniu natarczywa...
- Na razie ma na koncie tylko jedną - mruknął Wasabi, a ja rzuciłem mu rozzłoszczone spojrzenie. Nie, tylko nie zaczynaj z Sam, błagałem w myślach, z drugiej strony doskonale wiedząc, że Wasabi przecież nie wiedział o całej tej sprawie z pocałunkiem.
- Raczej dwie - dodała Honey i wszyscy przy stoliku się roześmiali. Wszyscy oprócz mnie i GoGo, której policzki zapłonęły. Patrzyliśmy sobie w oczy, porozumiewając się w myślach, że warto jak najszybciej zakończyć ten temat.
- A co tam u Carry, hę? - zapytałem, przygryzając wargę. GoGo spojrzała na bok, by ukryć swoje zmieszanie. - Miała przylecieć z nami...
- A no właśnie - przypomniała sobie Abigail, spoglądając z zapytaniem na Wasabiego. Wyglądał dość nadzwyczajnie w swojej krótkiej marynarce o niebieskawej barwie. - Początkowo miałeś przylecieć z osobą towarzyszącą. Co się stało?
Wasabi posłał mi małoprzychylne spojrzenie i zwrócił się do Abigail. Oko za oko, stary, pomyślałem z rozbawieniem.
- Carry wypadła dzisiaj sesja do magazynu i musiała koordynować dwa wybiegi. - odpowiedział nieco znudzonym głosem. Spojrzeliśmy na niego z szokiem.
- Moment, to Carry jest modelką? - zapytała ze zdziwieniem Honey, stawiając głośno swoją filiżankę na malusieńki talerzyk, podczas gdy my wpatrywaliśmy się w kumpla z zamiarem wyduszenia z niego wszystkich szczegółów dotyczących jego dziewczyny, o której niestety rzadko wspominał.
- Nie, jest projektantką - odparł, a wszyscy wlepiliśmy wzrok w zastawiony stolik. Znany w Japonii fizyk o skłonnościach do perfekcjonizmu i projektantka mody, artystka. No, to się dobrali.
Spojrzałem na GoGo i uśmiechnąłem się do niej ciepło, po czym powiedziałem bezgłośnie "jak Emma", a dziewczyna odwzajemniła mój uśmiech. Czyli wychodzi na to, że mieliśmy wśród grona naszych znajomych dwie różne projektantki zajmujące się całkiem czym innym. Nie myślałem, że zawód projektanta ubrań jest tak popularnym zajęciem w San Fransokyo.
Abigail niestety uchwyciła nasz kontakt, choć prawdopodobnie nie zrozumiała moich słów i uśmiechnęła się do mnie z sugestią. Szczerze mówiąc, Honey była mniej mecząca niż córka Callaghana, choć już raz spróbowała zeswatać mnie z Sam. Z drugiej jednak strony nie powinienem zwalać winy na moją przyjaciółkę, skoro sam zawiniłem, całując się z dziewczyną.
- Mnie dziwi jedno - wtrącił się Fred, tak że wszyscy zwróciliśmy na niego uwagę. - Jak ona z tobą wytrzymuje? - zapytał poważnie, rozkładając ręce.
Wybuchnęliśmy śmiechem, widząc zirytowaną twarz Wasabiego, który nerwowo trzymał swój kubeczek z kawą. Rozmawialiśmy aż do zachodu słońca, po czym Abigail i Eric wstali i podziękowali nam za wszystko, obiecując, że jutro przyjdą, by nas pożegnać na lotnisku. Wróciliśmy do naszego apartamentu, rozmawiając żywo o popołudniu spędzonym z Abigail. Honey trajkotała o tym, jak to Abigail pięknie w błękicie, co podzielał z zainteresowaniem Wasabi. Miałem nadzieję, że Carry nie była skora do zazdrości, inaczej nasz kumpel mógłby mieć przechlapane.
Zjedliśmy kolację przygotowaną nam przez Honey i zaczęliśmy się z wolna pakować, planując rano wyjechać na lotnisko. Oczywiście nie byłem zdziwiony tym, że po jakiejś chwilce do naszego pokoju wparowała Honey, pytając o lokówkę, którą zostawiła w łazience. Miałem nadzieję tylko, że nie korzystał z niej Freddie. Więcej nie mogłem jej powiedzieć.
Baymax nie miał żadnych bagaży, nie licząc swojej ładowarki, toteż spakowanie się zajęło mi jakiś kwadrans. Czułem się nadal zmęczony po wczorajszej uroczystości, dlatego pragnąłem tylko tego, by położyć się do łóżka.
Ułożyłem się w miękkiej pościeli, słysząc przytłumione głosy Freda i Wasabiego za ścianą, ale nie potrafiłem zmrużyć oka. Wiedziałem, że ma to związek z GoGo i przeczuwałem, że tej nocy mogę mieć problem z zaśnięciem.
Baymax usiadł obok mnie na łóżku w zupełnej ciemności, a ja usłyszałem jak materac się lekko ugina.
- Nie możesz spać, Hiro? - zapytał troskliwie. - Myślałem, że będziesz wykończony po dzisiejszym dniu.
Westchnąłem cicho, podkładając ręce pod głowę.
- Nie do końca - odparłem, wpatrując się w sufit, którego nie potrafiłem dostrzec. Baymax poruszył się niespokojnie.
- Coś się stało? - zapytał mnie, a ja uśmiechnąłem się do siebie.
- Mogę ci powierzyć sekret, Baymax? - spytałem cicho, a robot przytaknął. Opowiedziałem mu o wszystkim z wczorajszego i z dzisiejszego dnia. Czułem, że ciemność w moim pokoju pomaga mi w tej rozmowie, bo przynajmniej nie musiałem się martwić, że robot cokolwiek po mnie zauważy. Wysłuchał mnie bez przerywania, aż pomyślałem, że może wysiadły mu baterie i po prostu się wyłączył, nawet jeśli ładowałem go dziś rano.
- To bardzo interesujące, Hiro - odezwał się po dłuższej chwili milczenia. Spoglądnąłem ciekawie w miejsce, w którym prawdopodobnie się znajdował.
- Co takiego?
- To, w jaki sposób ludzie reagują na miłość. Byłeś już nie raz przybity, skonsternowany, a nawet załamany, a mimo to czujesz się szczęśliwy, będąc w towarzystwie GoGo. Dlaczego?
To pytanie mnie zadziwiło. Rzeczywiście nie było w tym wszystkim sensu. Miłość była i pozytywnym, i negatywnym naskórnikiem - zależała jedynie od tej drugiej strony. Jeśli była nieodwzajemniona, mogła doprowadzić nawet do depresji, zaś jeśli ktoś czuł do ciebie to samo, co ty do niego, sprawiało, że świat wydawał się stokroć piękniejszy.
- Sam nie wiem - wzruszyłem ramionami. - Tego się chyba nie da zrozumieć.
- I mówisz to ty, Hiro? - zapytał mnie z rozbawieniem Baymax, a ja od razu się uśmiechnąłem. Rzeczywiście, miłość to była jedyna sprawa, której nie rozumiałem. Przynajmniej na razie.
Nastała głucha cisza. Cieszyłem się, że jest ze mną Baymax i mogłem się z nim tym wszystkim podzielić. Jego obecność sprawiała mi ulgę, jakbym czuł przy sobie stałe oparcie kogoś bliskiego. Był moim najlepszym przyjacielem.
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwy, Hiro - powiedział robot, przerywając ciszę. Moje wargi ponownie drgnęły w uśmiechu.
- Dziękuję ci za wszystko, Baymax - odpowiedziałem niskim głosem, po czym przypomniałem sobie o czymś. - Jestem zadowolony z mojej opieki.
Robot automatycznie odszedł na bok i wyłączył się, zapadając w swój sen. Czułem, że on również potrzebuje odpoczynku po wydarzeniach dzisiejszego dnia. Miałem nadzieję, że nie myśli, że go zaniedbuję. Może zrozumiał, że dorosłem i że mam własne życie. Baymax zawsze był typem nadopiekuńczości, co szczerze mówiąc, często mi przeszkadzało. Cieszyłem się, że w pewnym sensie zastępuje mi Tadashiego, ale często potrzebowałem chwili, by pobyć sam, a on nie dawał mi takiej możliwości.
Przymknąłem oczy, gdy wtem usłyszałem cichy płacz. Otworzyłem je nagle i wstałem, nieco przestraszony. Poznałem ten głos. Ruszyłem po omacku do naszego salonu, w którym świeciło się słabe światło samotnej żarówki.
Stanąłem w progu i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Drzwi do mojego pokoju wychodziły niemal z kuchni złączonej z salonem. Na kuchennej ladzie stała owa lampka, posyłająca słabe światło we wszystkie strony. Zauważyłem cień siedzący na kanapie, który obrócił się, gdy usłyszał moje kroki.
- Co się stało? - zapytałem cierpliwie, spoglądając z troską na Go, która próbowała szybko zmyć z twarzy swoje łzy. Obszedłem dokoła kanapę i usiadłem obok niej, marszcząc brwi.
- Nic mi nie jest, Hiro - odpowiedziała, ale ująłem ostrożnie jej twarz i przyciągnąłem do siebie. Czułem przez skórę jej mokre policzki, których nie zdążyła zmazać.
- Płakałaś - wyszeptałem, wpatrując się w jej ciemną, ledwie oświetloną twarz. GoGo pokręciła głową, ale zagryzła wargę, starając się ponownie nie rozpłakać. Chwyciłem ją mocno w ramiona i przyciągnąłem do siebie. GoGo wtuliła twarz w moje ramię, drżąc cicho pod wpływem swojego szlochu.
Głaskałem ją po plecach, zastanawiając się przy tym, co mogło się stać. Czyżby chodziło jej o to, co powiedzieli nasi przyjaciele na temat dziewczyn, które rzekomo się wokół mnie kręciły? Odpowiedź jednak była dużo prostsza niż się spodziewałam.
- Wybacz, Hiro - mruknęła GoGo, gdy odzyskała stanowczość w swoim głosie. - Po prostu często miewam koszmary.
Spojrzałem jej w twarz i otarłem ponownie jej nowe łzy, starając się zrobić to najczulej, jak potrafiłem. GoGo patrzyła mi w oczy swoimi szklanymi oczyma. Znów zacząłem myśleć o tym, jaka była piękna. Cokolwiek by nie robiła, jakkolwiek by nie wyglądała, była dla mnie uosobieniem kobiecości.
- Powiesz mi, co ci się śniło? - zapytałem łagodnie, ale GoGo stanowczo zaprzeczyła głową. Jej dolna warga zadrżała jak u małej dziewczynki, która drzemała w niej głęboko pod warstwą motocyklistki i inżynierki zdolnej zdziałać cuda.
- Przepraszam cię, ale nie mogę - wyszeptała bardzo cicho. Objąłem ją jeszcze raz, chwytając przy tym za dłoń i zaciskając w ramach wsparcia. GoGo odwzajemniła uścisk, jakby nasze męskie chwycenie się za dłoń dodawało jej otuchy.
- Zawrzyjmy układ - powiedziałem na głos to, co nagle pojawiło się w mojej myśli. GoGo, która akuratnie opierała się o moje ramię spojrzała mi w oczy z lekkim zaskoczeniem. Siedzieliśmy tak pogrążeni niemal w ciemności, którą oświetlała samotna lampka. - Za każdym razem, gdy przyśni ci się jakiś koszmar, zadzwonisz do mnie. Nieważne, jaka będzie wtedy godzina.
GoGo roześmiała się dość nerwowo i usiadła prosto.
- Nie mogę ci tego obiecać - powiedziała poważnie, przeczesując dłonią swoje rozczochrane włosy. Spojrzałem na nią z ironią.
- Dlaczego nie? - zapytałem, marszcząc brwi.
- Bo już wystarczająco cię wykorzystuję - odpowiedziała, pocierając swoje ramię. - Pomagasz mi w warsztacie, jesteś za każdym razem, gdy tego chcę...
- I co z tego? - mruknąłem nieco zirytowany jej odpowiedzią. To tak jakby była mi cokolwiek dłużna. Robiłem to przecież z własnej woli. - Jesteśmy przyjaciółmi.
GoGo pokręciła głową, utrzymując ze mną kontakt wzrokowy. Poczułem się tak jak wtedy, gdy całowaliśmy się pod oświetloną altaną. To nie sam pocałunek był czymś intymnym, ale raczej sposób, w jaki spoglądaliśmy sobie w oczy, jakbyśmy zaglądali sobie w dusze. Kochałem ją i chciałem znać każdą jej myśl, nieważne jak bardzo zwariowana i bezpośrednia by była. Znałem jej wady i kompletnie mi one nie przeszkadzały, a były jedynie dopełnieniem jej idealnej całości.
- Jesteś kimś więcej niż przyjacielem, Hiro i dobrze to wiesz - powiedziała poważnie. Uśmiechnąłem się i splotłem palce z jej złączonymi dłońmi.
Oparłem się o kanapę, wpatrując się w GoGo i rozmyślając nad jej słowami. Owszem, byliśmy kimś więcej niż przyjaciółmi. Może Honey miała rację, może to przeznaczenie, że mogliśmy się spotkać. Może tak było zapisane w gwiazdach. Byłem pewien jednego - mojego uczucia wobec dziewczyny.
GoGo westchnęła ciężko.
- Dobrze, obiecuję, że zadzwonię do ciebie za każdym razem, gdy przyśni mi się koszmar, ale obiecaj mi jedno - zaczęła, a ja usiadłem prosto, by lepiej ją widzieć.
- Co takiego?
GoGo pochyliła się i musnęła moje wargi. Miałem ochotę przyciągnąć ją do siebie i odwzajemnić ten pocałunek najmocniej, jak tylko umiałem, ale zamiast tego siedziałem spokojnie, zastanawiając się, co GoGo chce mi powiedzieć.
- Obiecaj mi, że nigdy mnie nie okłamiesz. - powiedziała i spojrzała mi w oczy, jakby czytała mi w myślach.
Poczułem się, jakby uderzyła mnie w twarz. Właśnie to robiłem przez ostatni czas. Wizyta u Lary i Naomi? Zepsuty telefon? Ile wymyśliłem kłamstw, by oddzielić ją od moich planów względem Maysona? Powtarzałem sobie, że muszę to zrobić, ale to usprawiedliwienie wcale nie pomagało. Powiedziałem jej, że ją kocham, a bałem się jej powiedzieć, że chcę wsadzić za kratki prawdopodobnego zabójcę moich rodziców. Może pan Tomago miał rację, co do mnie? Bardziej przypominałem moją mamę, której jedyną słabością było wplątywanie się w kłopoty?
Dopiero teraz pojąłem, jak długa chwila minęła od tej prośby. GoGo wciąż patrzyła mi w oczy, jakby nie domyślała się, że już złamałem tę przysięgę. Coś we mnie pękło, widząc, jaka jest niewinna.
Uniosłem nasze złączone dłonie i pocałowałem jej własne, jakbym się z nią żegnał.
- Obiecuję, że cię nie okłamię - powiedziałem, czując suchość w ustach. Wargi GoGo ułożyły się w łagodny uśmiech, jakby dziewczyna czuła się w pełni usatysfakcjonowana. - Czy teraz pójdziesz spać spokojnie? - zapytałem z rozbawieniem, ale GoGo tylko objęła mnie ramieniem i wtuliła się we mnie jak mała dziewczynka.
- Ufam ci, Hiro - wyszeptała i poczułem, że moje wyrzuty sumienia zaczęły narastać. Za niedługo będę się bał spojrzeć jej w oczy. Co ja właściwie robiłem? Czy naprawdę musiałem ścigać Maysona? Nie mogłem załatwić tego w inny sposób?
Objąłem ją ostrożnie i pocałowałem w czoło, odsuwając ustami jej grzywkę. GoGo odetchnęła cicho, jakby z ulgą. Odepchnąłem na bok wszelkie myśli, skupiając się tylko na jednej. Na tej, że GoGo znajdowała się tak blisko i że byłem z nią szczęśliwy. Tak, jak to określił Baymax.
Subskrybuj:
Posty (Atom)