7/31/2016

Wyznanie

   Tańczyliśmy do samego rana, bawiąc się z cudowną rodziną Abigail. Nawet raz zdarzyło mi się zatańczyć z samym Callaghanem, który zdołał się nieco rozluźnić. Najbardziej wzruszającym tańcem okazał się ten z jego córką i tego nigdy nie zapomnę. Łzy, które spływały mi po policzkach nie były wcale sztuczne, gdy widziałam, jak Abigail błyszczą się oczy, gdy patrzy na swojego ojca, jakby miała go już nigdy więcej nie zobaczyć. Scena ta była tym smutniejsza, że jej ojciec jutrzejszego dnia miał wrócić za kratki, więc ich dość symboliczny taniec oznaczał prawdziwe rozstanie.
   Hiro spoglądał w moim kierunku prawie cały czas, a ja nie mogłam zaprzestać odwzajemniania tych spojrzeń. Choć wśród gości tańczyliśmy całkiem normalnie, jak przyjaciele, to to, w jaki sposób na siebie patrzyliśmy, zdradzało wszystko. Jednocześnie żałowałam tego, co się wydarzyło, choć z drugiej strony nie chciałam tego przerywać. Bałam się, że gdy wrócimy do San Fransokyo, znów będzie tak samo. Najgorsze było w tym wszystkim to, że nie wiedziałam, czego chcę. Bycie z Hiro napawało mnie jednocześnie strachem jak i podnieceniem. Pozostawała jednak kwestia naszej różnicy wieku. Serce podpowiadało mi, że to nieistotne, zaś rozsądek nakazywał dokładne przemyślenie tej opcji. Hiro był młodszy ode mnie dwa lata, ale rzadko kiedy zwracałam na to uwagę. Fakt, że zazwyczaj spędzał czas z osobami starszymi od niego, sprawił, że po jego zachowaniu ciężko było wywnioskować wiek, nie mówiąc już o jego dojrzałym wyglądzie.
   Starałam się myśleć nad tym, ale gdy był blisko, myślenie stawało się pojęciem względnym. To tak, jakbym próbowała nabrać wody w dłoń. Zawsze część wyślizgiwała się małą strużką z moich rąk.
- Polubiłeś już taniec? - zapytałam go, gdy tańczyliśmy ze sobą po raz kolejny. Hiro radził sobie w tańcu tak dobrze, jakby tylko to robił przez całe życie. Przeczuwałam, że to sprawka Tadashiego, w końcu jego brat również doskonale tańczył. Być może udzielił swojemu braciszkowi jakiś lekcji.
   Hiro uśmiechnął się wesoło i zakręcił mną wkoło, po czym zatrzymał moje biodra, gdy stałam tyłem do niego i objął swoimi ciepłymi ramionami. Poczułam, jak po moim ciele przechodzi pozytywny prąd.
- Może trochę - wyznał mi do ucha, bo muzyka była naprawdę głośna. Choć, podejrzewałam, że gdyby nawet grali dużo ciszej, to i tak by to zrobił. Jego usta załaskotały mnie w ucho. - Chyba rzeczywiście zależy to od partnerki.
   Może to głupie, ale zastanawiałam się nad jego słowami. "My będziemy decydować o tym, co powinniśmy". Chodziło mu o naszą przyjaźń? Cały czas chodziło mi to po głowie. Co jeśli on nie zauważał problemu w naszej przyjacielskiej relacji i dla niego nie stanowiło różnicy, czy dalej byliśmy przyjaciółmi, czy pojawiło się między nami coś więcej? Nie chciałam tego. Nie chciałam, by traktował mnie jak zabawkę, którą można odłożyć na półkę, a w tej chwili czułam wątpliwości co do jego zamiarów.
   Skończyliśmy nad ranem. Abigail złapała nas, zanim wsiedliśmy do taksówki i odjechaliśmy do Saint Palace i obiecała, że jutro nas odwiedzi i zabierze nas do hotelowej kawiarni. Najwidoczniej wolała poświęcić czas nam, niż swojej rodzinie, co wydawało mi się dość dziwne.
   Gdy wróciłam do naszego pokoju dzielonego z Honey, nagle wszystkie moje myśli powróciły, jakby zajmowały miejsce coraz mniej odczuwalnego alkoholu. Położyłam się na moim łóżku i zapatrzyłam w sufit, zastanawiając się, czemu to ja mam takiego pecha w życiu. Mój pierwszy chłopak wykorzystywał mnie, bił i poniżał, a gdy już zdołałam się wyleczyć z nieszczęśliwej miłości, trafiłam na kolejnego chłopaka, tym razem całkowicie odmiennego, do którego nie wiedziałam nawet, co czuję. Co gorsza, nie byłam nawet pewna tego, co on czuje do mnie.
   Zagryzłam wargę, myśląc o naszym pocałunku. Tak bardzo tego pragnęłam, że gdy w końcu się to stało, zaczęłam mieć poważne obawy co do naszej relacji. Co jeśli to wpłynie na naszą przyjaźń, myślałam sobie. Nie wybaczyłabym i sobie, i jemu, gdyby jeden pocałunek miał to wszystko zepsuć. No dobra, może trochę więcej niż jeden, niewinny pocałunek.
- GoGo, coś taka spięta? - spytała mnie Honey, odrzucając na bok swoje szpilki. Narzekała, że całkowicie ją obtarły. Wyglądała, jakby przeszła w nich cały maraton, a nie małą altankę na pięćset osób.
   Zerknęłam na nią i skrzywiłam się. Nie wiedziałam, jak mam jej to powiedzieć. Wkurzy się, czy raczej ucieszy? Honey zobaczyła moją minę i usiadła obok mnie, na krawędzi łóżka, ściągając przy tym swoje złote kolczyki.
- Mów zaraz, bo zaczynam się bać. - powiedziała poważniej, patrząc na mnie zmęczonym wzrokiem. Zamknęłam oczy, podświadomie pragnąc znaleźć się w innym miejscu. Jednocześnie wiedziałam, że Honey mi nie odpuści, więc im szybciej zaspokoję jej ciekawość, tym lepiej dla mnie.
- Hiro i ja... - zaczęłam, ale głos mi się nieco załamał. Jak miałam jej to powiedzieć? Honey zamrugała jak sowa tymi swoimi jaskrawozielonymi oczami.
- Powiedział ci coś? - dopytywała się z zainteresowaniem. Zerknęłam na drzwi, upewniając się, że są szczelnie zamknięte. Jeszcze tego brakowało, żeby Hiro to usłyszał. - Pokłóciliście się? No dawaj, bo nie wytrzymam!
- Całowaliśmy się - rzuciłam krótko, a wielkie oczy Honey stały się jeszcze ogromniejsze. Spojrzała na mnie, jakby patrzyła na zielonego stwora, który przyleciał z kosmosu, by rozwalić Ziemię. Byłam przekonana, że tej odpowiedzi raczej się nie spodziewała.
   Skoczyłam szybko i zdążyłam zakryć jej usta, zanim wydobył się z nich piskliwy krzyk. Znałam ją tak dobrze, że przeczuwałam, że dokładnie tak mogłaby się zachować, tym bardziej, że od początku namawiała mnie, bym dała szansę Hiro.
- Zamknij się, bo cię usłyszą - syknęłam z rozbawieniem, ale przyjaciółka chichotała radośnie.
- Nasz Hiro? - pisnęła dużo ciszej niż jej pierwszy wybuch radości, który zdążyłam nieco ucieszyć. - Żartujesz sobie...
- Nie - powiedziałam poważnie, siadając na łóżku prosto. Honey spojrzała na mnie z zastanowieniem. Zdołałam usłyszeć chrapanie Wasabiego w pokoju obok. Miałam nadzieję, że Hiro również śpi, zmęczony wydarzeniami nocy.
- To skąd ta mina? - zapytała moja przyjaciółka, jakby nie rozumiała mojej reakcji. - Źle całował?
   Roześmiałam się szczerze i cisnęłam w nią drugą poduszką. Jakby nie było, straciłam już amunicję. Lemon usiadła na czubku mojego łóżka, jakby bała się, że zamiast poduszek, następna pójdzie w ruch moja lampka nocna.
- Żartujesz sobie? - prychnęłam, przypominając sobie dotyk jego niezaspokojonych ust. Miałam ochotę się roztopić na samo wspomnienie, a to, co czułam w tamtym momencie, było wprost nie do opisania... - To było... niesamowite.
- To w czym problem? - spytała mnie Honey, marszcząc brwi, jakby kompletnie tego nie rozumiała. Jej biała sukienka zgniotła się, gdy usiadła po turecku na eleganckiej pościeli.
- Honey, jesteśmy przyjaciółmi - w tym problem - moja przyjaciółka wywróciła oczami, po czym westchnęła ciężko.
- Przecież to z przyjaźni rodzą się najpiękniejsze romanse - odparła i tym razem to ja miałam ochotę wywrócić ze znudzeniem oczami.
- Naczytałaś się zbyt dużo książek - mruknęłam, a Honey wspięła się po łóżku i usiadła naprzeciw mnie, chwytając moje dłonie w swoje własne.
   Nigdy nie miałam starszej siostry i chyba nie musiałam jej mieć. Honey zastępowała mi ją w stu procentach. To jej mogłam się wyżalić o każdej porze dnia i nocy nawet z najgłupszych, najbardziej błahych spraw i ona zawsze mnie wysłuchiwała, a kiedy trzeba było, potrafiła mnie ochrzanić, że za bardzo się przejmuję. Tak też było i w tym momencie.
- Skarbie - powiedziała, patrząc mi w oczy. - Skoro byłaś szczęśliwa, to czemu się martwisz? Hiro nie jest Ithanim i dobrze o tym wiesz, w końcu to ty znasz go najlepiej. Dlaczego nie chcesz dać wam szansy?
   Właśnie trafiła w sedno. Chowałam się za moimi argumentami, ale tak naprawdę były one tylko wymówką na to, że ja bałam się zaangażowania. Mojego zaangażowania. Bałam się powtórki z Ithanim i tylko dlatego nie potrafiłam dać szansy Hiro. Wiedziałam, że ma dobre serce, że jest troskliwy i że nigdy by mnie nie skrzywdził, ale to samo myślałam o Ithanim, gdy się w nim zakochałam. Prawda okazała się całkiem inna, ale wtedy było już za późno, by zrobić krok wstecz i wrócić do tego, co było.
- Honey... To nie takie proste - zaczęłam, nieco zażenowana. Nie wiedziałam, co mam jej odpowiedzieć.
- Nie, GoGo - kłóciła się ze mną, przysuwając się jeszcze bliżej, jakby chciała, by nikt oprócz mnie nie usłyszał jej słów. Popatrzyłam jej w oczy i ta spokojna zieleń nieco mnie uspokoiła. - To jest proste. Trudniejsze było dla was uciekanie od tego, co was łączy. Powiedz mi, czułaś się dobrze w jego towarzystwie, licząc na coś więcej? Pewnie oboje staraliście się to ukryć przed resztą świata.
   Honey mówiła tak, jakby była z nami we wszystkich tych momentach, gdy nasza przyjaźń stawała się tak elastyczna, że nasze gesty i słowa przestały być tylko przyjacielskie. Najlepsze w tym wszystkim było to, że nasi przyjaciele w ogóle nigdy nie widzieli nas w takiej sytuacji, ponieważ zachowywaliśmy się tak dopiero od niedawna. W sumie, jeśli na to spojrzeć, to zaczęło się to od świąt i od pocałunku Hiro z Sam. Przypomniałam sobie o tym i sięgnęłam po nową falę argumentów.
- A co, jeśli on czuje coś do Sam? - zapytałam ją głosem skarconego psa. Moje dłonie zaczynały się pocić, choć rzadko kiedy odczuwałam stres. Przeczuwałam, że tej nocy prawdopodobnie nie zasnę.
   Honey spojrzała na mnie, jakbym wyznała, że pragnę tańczyć balet.
- To w takim razie dlaczego cię przepraszał po tej sytuacji? - spytała i część ciężaru, który dźwigałam spadł nieodwracanie. - Dlaczego mówił ci, że tego żałuje?
- Powiedział, że żałuje, że to widziałam - zauważyłam. - Może wcale nie żałował tego, co się między nimi wydarzyło?
   Jeśli ktoś pytałby, czemu nie lubię Sam, miał tu usprawiedliwienie. U Honey byliśmy wszyscy, a ona wybrała moment najgorszy z możliwych, no chyba że chciała zrobić mi na złość.
   Hiro tego nie zauważał, ale często patrzyła na mnie, jakby chciała, bym poczuła się gorzej. Tak też było za pierwszym razem, gdy poznaliśmy ją wtedy w Agendzie. Może zdołałabym ją polubić, gdyby wtedy nie spojrzała na mnie tak oschle. Nie jestem osobą konfliktową, ale Sam od początku wpisała się w moją czarną listę i to drukowanymi literami.
- Jest tylko jeden sposób, by się tego dowiedzieć - odpowiedziała Honey, jakby nie wiedziała, że to właśnie tej odpowiedzi obawiam się najbardziej.
   Uniosłam ręce, jakbym chciała odepchnąć od siebie sens tych słów.
- O nie - zaczęłam, kręcąc głową. - Nie zapytam go.
- Powiedz mi - Honey mówiła ze spokojem i rozsądkiem, a to były dwie rzeczy, które bardzo łatwo potrafiły mnie rozzłościć. - Czy chociaż raz rozmawialiście o waszej przyjaźni, o tym, co do siebie czujecie?
   Te słowa sprawiły, że poczułam się zakłopotana.
- Nie - odparłam krótko.
- A czy kiedykolwiek ktoś z was chciał zacząć ten temat?
- Nie.
- No to na co czekasz, GoGo - zaśmiała się Honey przyjemnym dla ucha chichotem. - Możesz siedzieć tu i się zastanawiać, albo spróbować się dowiedzieć, co Hiro do ciebie czuje. No dalej, w końcu co ci szkodzi?
- Nasza przyjaźń - mruknęłam smętnie i walnęłam się z powrotem na łóżko. Od tego zaczynały się nasze problemy i na tym się kończyły. Próba rozgryzienia naszej relacji wyglądała jak przenoszenie szkła. Wystarczyło zrobić jeden błąd, by szkło rozbiło się na setki małych kawałeczków i nigdy już nie powróciło do wcześniejszej formy.
   Honey westchnęła głośno.
- Nie wiem, co ci powiedzieć, skarbie, a już na pewno nie o tej porze. Pozwolisz, że przesuniemy tę rozmowę na jutro? - powiedziała, po czym ziewnęła przeciągle. Ja sama także czułam się wykończona całonocnym tańcem i rozmowami.
- W porządku - mruknęłam, ale Honey nie zdołała mnie uspokoić.
   Położyłyśmy się zaraz potem, ale ja dalej nie mogłam spać. Cały czas rozmyślałam o Hiro, a gdy to robiłam, moje usta układały się w niewyraźny uśmiech. Próbowałam przypomnieć sobie jego rozbawione spojrzenie, pewny uśmiech, zmysłowy dotyk i tym trudniej było mi zasnąć. Rozglądałam się po ciemku po naszej sypialni, szukając jakichkolwiek wskazówek dla mojego problemu na szarych, zaciemnionych ścianach pogrążonych w mroku. Słyszałam oddech Honey, która zasnęła z chwilą położenia swojej głowy na poduszce. Ja zasnęłam dużo później, znacznie bardziej zmęczona niż Honey kiedykolwiek, a przynajmniej tak mi się wydawało.




   Obudziły mnie delikatne promienie słońca przedzierające się przez jasne zasłony. Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się, jednocześnie starając się nie myśleć, że może być już grubo po południu. Nie chciałam wychodzić na śpiocha, ale po prostu ostatnio kompletnie się nie wysypiałam. Jednak uspokoiłam się, gdy spojrzałam w bok i ujrzałam długą sylwetkę Honey, przykrytą kołdrą. A więc nie jest jeszcze ze mną tak źle, pomyślałam.
   Chciałam ubrać się w jakieś luźne ciuchy, ale jednocześnie nie chciałam wyjść na dziewczynę bez gustu. Rany boskie, co ta Honey ze mną zrobiła! Otworzyłam szafę jeszcze raz, mając ochotę oprzeć się z bezradnością o jej drzwiczki, gdy nagle moim oczom ukazał się jakiś gładki materiał na mojej półce, którego nie zdołałam poznać.
   Przewróciłam na bok spodnie i wydostałam spod sterty koszulek na ramiączkach białą sukienkę z kieszeniami na biuście, przez co wyglądała jak przedłużona koszula. Nie pamiętałam, bym ją kupiła, gdy wtem przypomniało mi się, że dostałam ją od Honey na moje ostatnie urodziny. Co mi strzeliło do łba, by ją zabrać ze sobą do Bayu-Ville? Ach, no tak. Była jedyną sukienką, jaka miałam, nie licząc tej wczorajszej, którą założyłam na wesele, a uznałam, że lepiej mieć pod ręką coś, w czym można wyglądać elegancko.
   Ubrałam ją szybko i przejrzałam się w lustrze. Zdziwiło mnie to, że nie założyłam jej wcześniej. Albo podczas wykonywania makijażu, Honey wszczepiła mi do głowy jakiś czip zmieniający myślenie, albo naprawdę spodobało mi się chodzenie w sukienkach. Mi, GoGo Tomago.
   Odetchnęłam i ruszyłam do naszego wspólnego salonu, odrzucając na bok moją ochotę, by obudzić Honey w ten sam sposób, w który obudziła mnie wczoraj. Wyglądała na bardzo zmęczoną, gdy kładłyśmy się spać dzisiejszego ranka. Poza tym chyba obawiałam się, że znów poruszy nasz ostatni temat, a ja wolałam go ukryć w dolnej szufladce mojego umysłu. Przynajmniej na razie.
   Przy stole siedział Freddie z zapadniętymi oczami i z kremowym kubkiem w jego długich dłoniach.
- Cześć, GoGo - przywitał się słabo. Na jego widok uśmiechnęłam się złośliwie. Ocho, ktoś tu przeholował z alkoholem.
- Siemka, Freddie - uśmiechnęłam się szeroko, choć rzadko kiedy reagowałam tak na Freda. Głównie nie mieliśmy ze sobą zbyt wiele wspólnego, może to stąd moja lekka niechęć wobec chłopaka. A być może brało się też to z faktu, że żyliśmy w całkiem inny sposób, nawet jeśli wiele nas łączyło. - Jak tam po weselu?
- Wyglądasz, jakbyś przespała całą noc i wstała wypoczęta - zauważył z odrętwieniem i upił łyk kawy. Dopiero teraz zauważyłam Baymaxa, który wstał ze swojego miejsca w salonie i ruszył do kuchni, by przygotować śniadanie. Pomimo że chciał dobrze, czułam, że jeśli go nie przypilnujemy, może podpalić pół hotelu.
- Nie balowałam tak jak ty - odparłam i popatrzyłam na robota. - Hiro już wstał?
- Tak, wyszedł na spacer - odpowiedział Baymax, otwierając górną półkę z czystymi kubkami. - Chcesz coś do picia? Polecam herbatę miętową - mówił, a ja uśmiechnęłam się ciepło. Cieszyłam się, że jesteśmy tutaj razem. Fred zerknął na robota, jakby nie zgadzał się z jego gustem.
- Próbowałeś? - spytałam ze śmiechem, a Baymax pokręcił głową.
- Nie, ale znam skład. Dobrze wpływa na żołądek i obniża stres. Zrobić ci? - zapytał, a ja pokręciłam głowa, wstając od stołu.
- Nie, Baymax, dzięki. Nie wiesz, gdzie poszedł Hiro? - spytałam, a Freddie wbił wzrok w blat, ukrywając uśmiech. - No co? - burknęłam, a przyjaciel pokręcił głową.
- Nic, nic - odparł. - Ale chyba widziałem, jak się szwęda po plaży - odparł, a ja nie ruszyłam się o krok, wyczuwając jakiś podstęp, Gdy jednak nie poznałam po Fredzie żadnego ukrytego haczyka, postanowiłam pójść za jego radą. Zawsze mogłam powiedzieć, że zapragnęłam zażyć świeżego powietrza.
   Opuściłam hotel i zeszłam kamiennymi stopniami na plażę poniżej klifu. Wiatr lekko muskał moje ciało ukryte pod lekką sukienką i ciepłą bluzą. Z tego, co wiedziałam, byliśmy umówieni z Abigail za jakieś trzy godziny. Była więc masa czasu, by się potem ogarnąć. Albo, żeby porozmawiać.
   Wiatr posyłał łagodne fale ku plaży, jakby chciał nakłonić je do bliskości z lądem. Fale jednak powracały, nieugięte, jakby nie chciały ugiąć się przed nieznośnym przypływem. Ich błękit wyróżniał się ciemniejszą linią na tle bezchmurnego nieba. Rozglądałam się dokoła tak spacerując, gdy wtem dostrzegłam znaną sobie sylwetkę, spacerującą dalej, przy linii złączenia ziemi z morzem. Nawet z tej odległości widziałam czarne, gęste włosy Hiro, które układał wiatr.
   Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w jego kierunku, czując nieodpartą chęć, by stąd jak najszybciej zwiać. Co miałam mu powiedzieć? Hej, słuchaj, to co między nami wczoraj zaszło... chciałabym wiedzieć, co jest grane. Chyba nie w ten sposób załatwia się tak delikatne sprawy.
   Miałam nadzieję, że nasi przyjaciele nie siedzą w oknach, a nawet jeżeli, to i tak nie zdołaliby nas zobaczyć. Hiro udał się w tę część plaży, którą dzieliła ściana liści i drzew. Może to i lepiej, pomyślałam, czując na sobie wzrok i wsparcie Honey.
   Hiro nie zauważył mnie, stojąc prawie po kolana w zimnej wodzie, którą spychały na brzeg fale. Oczy miał lekko przymknięte, a jego usta układały się w delikatny uśmiech. Jedynie jego szalejące wśród wiatru czarne włosy wyróżniały się na tle jego spokojnie stojącej postaci.
- Zwariowałeś? - spytałam, okrywając się bluzą. Hiro zerknął na mnie zdziwiony i uśmiechnął się szerzej. - Ta woda jest lodowata.
- Nie jest tak zimna jak myślisz - odpowiedział i wyciągnął do mnie rękę. Kilka sekund zajęło mi zastanawianie się, czy powinnam ładować się w lodowatą toń wody i to na dodatek o tej porze roku.
   Odetchnęłam w końcu i ściągnęłam z nóg moje półbuty, po czym chwyciłam dłoń mojego przyjaciela, zastanawiając się, czy aby nie oszalałam.
- Jak przez ciebie zachoruję... - zaczęłam, a Hiro się roześmiał.
- To wtedy znów będę do ciebie przychodził - odparł i oboje się roześmialiśmy. Fale odeszły w kierunku oceanu, dzięki czemu mogłam stanąć na mokrym piasku, bez konieczności
dotyku z chłodną wodą. Hiro przyciągnął mnie do siebie i nie puścił mojej ręki, wpatrując się w ocean z wrażeniem zadumy. Dopiero teraz zrozumiałam sens w tej całej głupocie.
- Nie wiedziałam, że tak lubisz ocean - powiedziałam cicho, a jego wargi wygięły się w uśmiech, po czym chwycił pewniej moją dłoń.
- Nieczęsto mam szansę się nim nacieszyć - odparł wprost. - Nawet jeśli mamy do niego tak blisko.
   Miał rację. W końcu San Fransokyo leżało nad oceanem. Pomyślałam, że pewnie chodzi o jego brak czasu i poczułam się głupio, jako że ostatni czas spędzał głównie ze mną. Lekko drgnęłam, mając ochotę wyswobodzić swoją dłoń z jego ręki, choć tak naprawdę w głębi serca wcale tego nie pragnęłam. Było mi tu dobrze, tak z dala od świata i ludzi. Gdzie nikt nie patrzył na to, jaka jestem i co robię. Gdzie nie było Ithaniego, Sam i całej Agendy. Byłam tylko ja i on.
   Nagle, gdy zaczynałam już podzielać z Hiro jego harmonię, fale powróciły ze zdwojoną siłą, zalewając moje nogi z szybkością wiatru. Zareagowałam stłumionym piskiem, a Hiro drgnął, choć nie ruszył się z miejsca ani o milimetr. Popatrzył na mnie i roześmiał się głośno.
- Czyżbyś bała się wody? - spytał, a ja spojrzałam na niego rozzłoszczona. Woda rzeczywiście nie była taka zimna, jak przy pierwszym spotkaniu z nią, ale nie chciałam mu tego powiedzieć, udając obrażoną. Zamiast tego zrobiłam coś innego. Nachyliłam się nad pozostającą na plaży falą i posłałam kaskadę lodowatej wody wprost na niego.
   Hiro puścił moją dłoń, ale nie zdążył się zakryć, bo woda przywarła do jego cienkich ubrań, jak metal przyciągnięty przez magnes. Otworzył ramiona, spoglądając na swoją morką, czarną bluzkę, podczas gdy ja wyczułam dobry moment i zaczęłam uciekać w głąb lądu, byle z dala od wody, którą mógłby użyć przeciwko mnie.
- O nie - mruknął pod nosem rozbawiony. - Już nie żyjesz, Tomago - powiedział i ruszył za mną.
   Zdołałam uciec zaledwie kilka metrów, bo piasek ciężko znosił moje gibkie kroki. Często wpadałam w drobne dziury i inne zakamarki, które szybciej zauważał Hiro, omijając je ostrożnie. W końcu jednak potknęłam się o jakąś wystającą gałązkę, gdy próbowałam zerknąć za siebie na goniącego mnie przyjaciela i zdążyłam tylko podeprzeć się dłońmi, zanim upadłam na plecy. Nie wstawałam jednak, śmiejąc się głośno z mojego upadku. Hiro również przystanął, wtórując mi. Można powiedzieć, że w ten sposób zakończyła się nasza wojna.
   Leżałam na chłodnym piasku, nie mając siły ani ochoty wstawać. Hiro podszedł do mnie i wyciągnął dłoń, chcąc pomóc mi wstać. Chwyciłam ją bez zamyślenia i ruszyłam się z miejsca, otrzepując z włosów piasek. Hiro pomógł mi pozbyć się resztek drobinek i spojrzał na mnie swoimi głębokimi oczami, w których utonęłabym o wiele łatwiej niż w bezdennym oceanie.
- Chciałam cię o coś spytać - usłyszałam czyjś głoś, dopóki nie pojęłam, że to mój własny. Mój charakter dał znać o sobie i jak zwykle musiał zepsuć tak nadzwyczajną chwilę. Z drugiej jednak strony najwyższy czas coś z tym zrobić, zanim zabrniemy za daleko.
   Hiro kiwnął głowę, jakby nie odczytał nostalgii w moim głosie. Patrzyłam na jego twarz, z trudem starając się powściągnąć moje emocje. Robiłam rzeczy niemożliwe. Byłam kobietą, która pokonywała własne słabości, która wygrywała z mężczyznami w męskich sportach i nie raz pokazywała, że jest w stanie znieść więcej, niż wygląda. Nagle pojawiła się przede mną nowa słabość, której nawet ja pokonać nie mogłam.
- Słucham - powiedział spokojnie.
   Spojrzałam na swoje stopy nieco zaskoczona jego opanowaniem. Może rzeczywiście to wszystko było tylko jednym wielkim żartem, skierowanym przeciwko mnie?
- Chciałabym wiedzieć... - zaczęłam, ale zawahałam się. Nie potrafiłam mu spojrzeć w oczy, jakby jego spojrzenie było w stanie rozwiać moje myśli, utrudniając mi ich zebranie. - Hiro, właściwie co jest między nami? To, co zdarzyło się wczoraj... - nagle zauważyłam, że spoważniał, jakby zrozumiał, co mam na myśli. Z jednej strony czułam ulgę, z drugiej strony jednak jego reakcja nie była tą, której się spodziewałam. - Chcę, żebyś zrozumiał - zaczęłam ponownie, obracając głowę na bok. Jego widok utrudniłby mi wypowiedzenie tego, co chciałam powiedzieć. - Nie chcę pakować się dwa razy do tej samej rzeki. Nie chcę być ofiarą jakiegoś kolejnego żartu...
- Myślisz, że to był żart? - usłyszałam tak cicho, że przez chwilę myślałam, że się przesłyszałam. To wystarczyło, by wytrącić mnie z myśli na dobre. Spojrzałam mu w oczy ten jeden raz i zdziwiłam się jak bardzo jest poruszony moimi słowami. Jego opanowanie zniknęło, jakbym magicznie pstryknęła palcami.
   Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć, więc staliśmy dłuższą chwilę w ciszy. Hiro patrzył na mnie, jakby chciał doszukać się odpowiedzi w mojej twarzy. Z trudem utrzymywałam z nim kontakt wzrokowy, wiedząc, że jeśli ucieknę gdzie indziej, to nie będę potrafiła spojrzeć w oczy sama sobie.
   Fale starały się nas dotknąć, ale były zbyt daleko, by móc nas dosięgnąć. Słyszałam ich szum w lewej strony i wiatr z prawej, a oba te żywioły przenikały się tworząc tajemniczy nastrój wypełniający ciszę między nami.
- Nie wiem - przyznałam w końcu, a Hiro poruszył się, jakbym wybudziła go z jakiegoś snu. Zerknął w bok, jakby próbował zebrać myśli, podczas gdy ja próbowałam poszukiwać argumentów. Staliśmy teraz po dwóch stronach barykady, jakbyśmy toczyli ze sobą wojnę, a było to nowe uczucie, ponieważ zawsze byliśmy sojusznikami. Bez niego czułam się, jakbym była z góry skazana na porażkę.
   W końcu westchnął i spojrzał na mnie ponownie, biorąc mnie za rękę. Nie zaprotestowałam, ciekawa tego, co mi powie.
- Go, wiesz, że nigdy nie zrobił bym ci czegoś takiego - powiedział poważnie, patrząc mi w oczy. Odwróciłam wzrok, czując gorycz zbierającą się w moich ustach. Nie wiedziałam, czy mu wierzyć, choć jednocześnie już to zrobiłam. Znałam go przecież najlepiej, problem leżał w tym, że znałam go jako przyjaciela. Skąd miałam wiedzieć, co czuje do mnie poza przyjaźnią? Może po prostu dobrze spędzało mu się ze mną czas, a skrycie chciał ze mną postąpić tak jak Ithani?
   Hiro ujął delikatnie mój podbródek i skierował go w taki sposób, bym znów spojrzała w te ciemne, kojące oczy.
- Obiecałem, że nigdy cię nie skrzywdzę - dodał nieco głośniej, jakby chciał mnie co do tego przekonać. Wyrwałam się w jego dłoni, czując, że jego dotyk mnie pali. Znałam dobrze to uczucie, bo czułam to za każdym razem, gdy mnie dotykał, jednak tym razem ten gorąc miał w sobie coś nieprzyjemnego. Coś jak wspomnienie pięknego, wzbijającego się w powietrze samolotu na sekundę przed jego upadkiem.
- Powiedz mi, po co to wszystko - poprosiłam, choć mój głos zabrzmiał twardo. Moje włosy co jakiś czas pojawiały się na mojej twarzy, ale przestałam je układać, jakbym bała się ruszyć choćby o milimetr. Hiro cały czas trzymał mnie za rękę, a ja o dziwo nie pomyślałam, by ją puścić, czując, że jeśli stracę ostatni filar przytrzymujący mnie na ziemi, to runę w otchłań. - Po co mi pomagasz przy warsztacie, albo wtedy gdy zwichnęłam kostkę? Dlaczego przepraszałeś mnie za Sam i czemu starasz się być zawsze blisko mnie wtedy, gdy cię potrzebuję? Jesteśmy przyjaciółmi, ale nie rozumiem, dlaczego mnie traktujesz inaczej niż resztę. Chcesz mi coś udowodnić, czy po prostu robisz to ze współczucia, bo dowiedziałeś się o Ithanim?
   Hiro patrzył na mnie, jakbym była jedynym obiektem na tej plaży wartym uwagi. Jego wargi wygięły się w subtelnym uśmiechu, jakby wiedział coś, czego ja nie wiedziałam. W jego oczach zamigotały dwie gwiazdy w ciemności jego tęczówek.
- Naprawdę się nie domyśliłaś? - zapytał cicho.
   Miałam ochotę pokręcić głową, ale nie zrobiłam tego zbyt skupiona na jego nieco rozbawionej twarzy. Kompletnie nie rozumiałam, co to oznacza.
- Niby czego? - zapytałam dość nieprzyjemnie. Byłam gotowa na ostre słowa, nawet na to, że powie mi, że udawał mojego przyjaciela przez ten cały czas. Tak naprawdę nawet nie wzięłam pod uwagi innej opcji.
   Hiro przysunął się do mnie bliżej, spoglądając na mnie z nieco nieobecną miną. Dotyk jego dłoni przestawał mnie uspokajać. Czułam, że moje serce zaczęło bić szybciej, gdy poczułam na twarzy jego ciepły oddech.
- Kocham cię, Go - wyszeptał.


No, kochani, muszę wam powiedzieć że jednak zdecydowałam się pójść na pielgrzymkę ^^ ale i tu dobra wiadomość - nie zamierzam was na ten czas zostawić 😉 dalej będę dodawała posty, łuhu! Brawo ja xD
~Dreamie







7/26/2016

Zmiana na lepsze

   Ślub Abigail był zaplanowany w każdym szczególe, dlatego odczuwałem głęboki szacunek dla konsultantów ślubnych, którzy wzięli sobie na cel rozplanowanie całej uroczystości. Abigail wyglądała jak królewna ze swoim srebrnym diademem przytrzymującym długi welon i w śnieżnobiałej sukni z rękawami z delikatnej koronki. Eric nie opuszczał jej nawet na krok, przytulając ją troskliwie, jakby obawiał się, że zaraz ktoś wpadnie na pomysł porwania jego nowej małżonki.
   Pomimo jednak, że panna młoda wyglądała tak pięknie, mój wzrok cały czas wędrował w innym kierunku. GoGo uśmiechała się uprzejmie w stronę witających się z nią kuzynek Abigail, trzymając w jednej dłoni kieliszek z szampanem, zaś w drugiej złapany przez nią bukiet. Wyglądała oszałamiająco. Szczerze mówiąc, wcześniej nawet nie potrafiłem wyobrazić jej sobie w sukience i może właśnie dlatego jej wygląd robił na mnie takie wrażenie.
   Zareagowałem dość dziwnie na jej metamorfozę. Odwaga, którą nabyłem w ciągu ostatnich kilku miesięcy opuściła mnie właśnie teraz i nie potrafiłem jej odzyskać. Myślałem już kilka razy, by do niej podejść, ale to, w jaki sposób na mnie działała, jeszcze bardziej mieszało mi w głowie. Poza tym za każdym razem pojawiał się ktoś, kto koniecznie chciał mnie poznać i kto odstawiał na bok moje plany.
   Honey wędrowała między stolikami, rozmawiając z Wasabim na temat wystroju stolików w altanie, które rozstawione były w półokręgu, by pozostawić dużo miejsca tańczącym. Na razie jednak nikomu nie zbierało się na taniec, ponieważ wszyscy czekali, aż młoda para zacznie go jako pierwsza. Abigail rozmawiała ze swoim ojcem przy wejściu do altany, trzymając za rękę swojego męża.
   Większość gości wymieniała się uwagami, popijając elegancko szampana.
- Cześć, ty pewnie musisz być Hiro - usłyszałem za swoimi plecami, gdy chciałem wziąć kolejny łyk słodkiego napoju. Zerknąłem w bok i zobaczyłem dwie śliczne dziewczyny o tym samym kolorze włosów, co Abigail. Nie musiałem zgadywać, że były to jej kuzynki, które kręciły się tu i ówdzie, zabawiając gości rozmową. Zdołałem się już dowiedzieć, że choć Callaghan nie miał rodzeństwa, to jego zmarła żona miała pięć sióstr. Najwyraźniej w rodzinie Callaghanów panowała jakaś klątwa, skoro przeważała tu płeć żeńska.
- Jestem aż tak sławny? - spytałem z pewnym uśmiechem, a obie zachichotały. Poznałem je dopiero po chwili po opaskach na rękach przypominających bukiet panny młodej. - Jesteście druhnami - zauważyłem wskazując na identyczne bransolety.
- Tak, w końcu panna młoda musi mieć przy sobie swoją świtę - odpowiedziała  niższa z kręconymi włosami.
   Zerknąłem na bok w kierunku GoGo i wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Poczułem, że powoli zapominam jak się oddycha, gdy jej piękne oczy spoczęły na mnie. Potem spojrzała na kuzynki Abigail stojące ze mną i obróciła się do niskiego chłopaka w smokingu, który do niej zagadał. Przełknąłem głośno ślinę i wróciłem spojrzeniem do druhen, ignorując coraz większą chęć do rozmowy z nią.
- Jestem Claudia, a to Teresa - przedstawiła się wyższa, której zielone oczy błyskały radośnie. Ta z kolei miała włosy ułożone w ciasnego koka, które spływały z niego kaskadą skręconych pasm. Obie miały takie same, białe sukienki z akcentami beżu, które pasowały do sukni panny młodej.
- Miło mi was poznać - odparłem, podając dłoń Claudii. - Abigail musi mieć szczęście, mając takie druhny.
   Claudia uśmiechnęła się do mnie nieśmiało i zamrugała rzęsami, a Teresa znów zachichotała.
- Słyszałyśmy, że to dzięki tobie mamy ją z powrotem, Hiro. - odezwała się w końcu roześmiana Teresa. - Cała nasza rodzina nigdy ci tego nie zapomni.
- Zaczynam się czuć wyjątkowo - odparłem i obie znów zareagowały śmiechem.
   Jeśli ktoś miał problem z powodzeniem u dziewczyn, zawsze mógł pójść na czyiś ślub. Gwarantuję skuteczność. W ciągu jednej godziny zdołałem poznać siedem kuzynek Abigail, nie mówiąc już o jej licznych koleżankach ze studiów. Wszystkie wybuchały nerwowym chichotem w moim towarzystwie lub mrugały szybko długimi rzęsami. Ktoś na moim miejscu pewnie ucieszyłby się z takiej sytuacji, ale ja cały czas szukałem spojrzeniem GoGo, nawet nie próbując myśleć o ślicznych dziewczętach kręcących się wokół mnie.
   Gdy Abigail i Eric zaczęli pierwszy taniec, wszyscy wpatrywali się w nich z zachwytem. Wyglądali idealnie, zarówno ona jak i jej mąż. Nigdy nie widziałem bardziej doskonałej pary niż ta, która tańczyła przede mną na połyskliwym parkiecie. Potem przyszła kolej na druhny, które kolejno zapraszały do tańca. Claudia od razu podeszła do mnie, wyprzedzając swoją, jak się okazało, siostrę Gabriellę.
- Hiro, zatańczysz? - spytała, rumieniąc się lekko. Przypomniałem sobie rozmowę z GoGo na temat stresu przed tym całym wydarzeniem i o moich umiejętności tanecznych, ale nie zamierzałem się chować w kącie całe wesele. Zgodziłem się i razem z Claudią dołączyliśmy do tańczących pośrodku par.
   Szczere mówiąc, nie wiem, co mną kierowało. Czy chciałem, by GoGo poczuła się zazdrosna, czy dobrze się bawić? A może i jedno, i drugie? Jeden z drużb zaprosił do tańca Honey, która bez wahania przyjęła zaproszenie. Była od niego sporo wyższa, ale nic dziwnego, skoro miała wzrost modelki, a na dodatek tańczyła w szpilkach. Poczułem pustkę, gdy naszła mnie myśl, że był tylko jeden chłopak, który ją stale przewyższał i był nim mój brat.
- Co się stało, Hiro? - zagadnęła mnie Claudia, ujmując za brodę i przyciągając moje spojrzenie. Przypomniałem sobie o Sam i nagle pojąłem, że mi ją przypomina. Miałem ochotę odepchnąć ją i uciec, nie chcąc popełnić drugi raz tego samego błędu. Nie zrobiłem jednak tego, kontynuując taniec, niczym robot nastawiony na nieukazywanie uczuć.
- Nic mi nie jest - odparłem, starając się ukryć moje myśli za maską uśmiechu. Przez moment zobaczyłem GoGo, której spojrzenie zatrzymało się na mnie, gdy wtem ktoś inny zaprosił ją do tańca.



   Wesele mijało dość wesoło i choć byłem w centrum każdego towarzystwa, to czułem się wewnętrznie rozdarty. Miałem ochotę jednocześnie tu być i uciekać, a moje oczy cały czas kierowały się w kierunku Go. Śmiałem się z żartów kolegów Callaghana, wznoszących toasty za jego córkę, rozmawiałem z masą różnych gości, ale tak naprawdę nie odczuwałem nic przypominającego prawdziwą radość. Honey i Wasabi, którzy trzymali się razem przez pół tego wieczora, chichrając się co rusz z jakiś zasłyszanych żartów, podeszli do mnie, gdy zdołali przejść już całą altanę.
   Ozdoby sali, które głównie stanowiły białe lilie i srebrne dzwonki, miały też swoją drugą funkcję. Gdy tylko zdołało się ściemnić, dokoła altany na wysokiej półściance zaświecono białe lampki przypominające te choinkowe, które były przewiązane tiulem. Ich naręcza łączyły się na środku, pod dachem przy ogromnym, kryształowym żyrandolu, spajającym je w jedną, jasną całość.
- ... wcale, że nie, on był pierwszy - kłóciła się Honey, a Wsabi zarechotał, najwyraźniej odpuszczając w ich sprzeczce. - Cześć, Hiro. Gdzie zgubiłeś Claudię?
  Wywróciłem oczami, unosząc moją lampkę szampana. Powoli traciłem rachubę, ile lampek zdołałem opróżnić. Nieważne, i tak nie pomogło.
- Uciekłem jej - przyznałem wprost, a Wasabi zaśmiał się głośno, widząc moją minę. Honey jednak skrzywiła się, jakby zajrzała pod moją maskę. - Znając życie pewnie i tak jej siostry doniosą jej, gdzie jestem.
- Chyba nie najlepiej się bawisz, co? - zapytała cicho, oparłszy się obok mnie przy stole. Wasabi nie odzywał się, poważniejąc nagle. Wziąłem łyk szampana i schowałem dłoń do kieszeni.
- Skąd, wszystko okej - odparłem, gdy wtem zobaczyłem GoGo, kręcącą się pośrodku parkietu w towarzystwie tego samego partnera, który poprosił ją do tańca na samym początku. Widziałem, że doskonale się bawiła, a poza tym niesamowicie tańczyła. Nie usiadła ani na chwilę, bo każdy pragnął poprosić ją do tańca.
   Skrzywiłem się nieznacznie i wziąłem kolejny łyk, ale Honey zdołała zauważyć, w którym kierunku spoglądam.
- Hiro, musisz jej powiedzieć, co czujesz - upierała się, patrząc na mnie poważnie swoimi spokojnymi, zielonymi oczami, które wydawały się nieco mniejsze, gdy nie nosiła okularów. Wasabi zerknął na mnie ze zdziwieniem, jakby nie dowierzał, że zakochałem się w naszej wspólnej przyjaciółce.
   Pokręciłem przecząco głową.
- Na to już trochę za późno, Honey - powiedziałem, a mój głos zabrzmiał bardzo sucho, jak na kogoś, kto bardzo często miał zapełnioną lampkę. - Mogłem to zrobić wcześniej...
- Hiro, przestań - przekonywała mnie Honey, kładąc rękę na moim ramieniu. - Wszyscy widzimy, że coś was łączy i to już nie jest przyjaźń. Dlaczego nikt z was nie chce zrobić tego kroku?
   Odstawiłem lampkę i wskazałem na GoGo.
- Spójrz na nią. Jest szczęśliwa. Niby do czego byłbym jej potrzebny? - spytałem z pewnością w głosie.
   W oczach Honey zalśniły łzy. Nie wiedziałem, czy to moja wina, czy po prostu była zbyt wrażliwą osobą. Przeczuwałem jednak, że temat GoGo i jej szczęścia nie był jej obcy, w końcu poznała ją wcześniej ode mnie.
- Hiro, nie znałeś jej takiej jak my. - powiedziała z powagą tak cicho, że mogłem usłyszeć ją tylko ja. - Ithani wyrządził jej taką krzywdę, że nawet nie potrafisz sobie tego wyobrazić. Od momentu, gdy ty pojawiłeś się w jej życiu... Hiro, my ci tego nigdy nie wynagrodzimy. Czasem wydaje mi się, że tak musiało być...
- Niby co? - spytałem, obawiając się jej złowróżbnego tonu.
   Honey spojrzała znowu na mnie, a zieleń jej oczu była dziwnie niespokojna, jak łąka w czasie wichury.
- Że to, co przydarzyło się Tadashiemu... że tak musiało być, po to, byście wy mogli się zbliżyć.
   Otworzyłem szeroko oczy, wpatrując się ponuro w podłogę. Myślałem, że się przesłyszałem. Nie wiedziałem, czy chcę uderzyć Honey za to, co powiedziała, czy raczej ją przytulić i podziękować. Nie była pierwszą osobą, która twierdziła, że pomogłem GoGo stać się szczęśliwą. To samo mówił jej ojciec. Nie po raz pierwszy zacząłem sobie wyobrażać, jakby to było, gdyby Tadashi żył. Czy wtedy przyjaźń moja i GoGo byłaby tak silna? Czy wtedy zdołałbym się w niej zakochać?
   Poczułem bezdenną pustkę, w której łatwo było się pogubić. Nie wiedziałem już, co powinienem w tej chwili czuć. Wiedziałem natomiast, że wpłynąłem w jakiś sposób na dziewczynę, która traciła już nadzieję na szczęście. Ta sama dziewczyna tańczyła teraz pośrodku parkietu z szerokim uśmiechem na twarzy, podczas gdy ja wciąż trzymałem się na uboczu, wypatrując jej ze skrywanym zachwytem. Co było ze mną nie tak, że bałem się powiedzieć jej, że ją kocham?
- Siemka - usłyszałem znajomy głos, który rozwiał moje myśli niczym chłodny podmuch. Freddie stanął koło nas z ręką w kieszeni, drugą zaś miał złożona na piersi w taki sposób, że jego towarzyszka mogła wziąć go pod bok. - Co wy tacy smętni? Do tańca!
- Fred, chyba przegiąłeś przy barze - skomentowała Honey, wpatrując się w niego z zażenowaniem. Wasabi roześmiał się głośno.
   Ku mojemu zaskoczeniu Fred rzeczywiście wyglądał na nieco zamroczonego. Jego partnerka trzymała się go, jakby potrafił pomóc jej zachować równowagę. Poznałem, że to siostra Claudii, Gabrielle. Miała jakieś piętnaście lat i również nie wyglądała zbyt trzeźwo. Ciekawe, co powiedzą na to jej rodzice, którzy pewnie kręcą się gdzieś po altanie.
- Żartujesz sobie ze mnie, Honey? - zapytał, lekko chwiejąc się na nogach. Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem, widząc, w jakim jest stanie. Przeczuwałem, że nie będę zazdrościł mu jutrzejszego ranka. - Nie tknąłem alkoholu, przysięgam.
- Chodź tańczyć, Freddie - poprosiła go Gabrielle, ciągnąć w stronę parkietu.
   Zniknęli tak szybko, jak się pojawili, zostawiając nas z ogłupiałymi minami. W końcu przerwałem ciszę i wybuchnąłem śmiechem. Jak dla mnie Fred wygrał w całej tej niezręcznej sytuacji. Honey spojrzała na mnie ze zdziwieniem i mruknęła coś o tym, że nasz kumpel mógłby się zachowywać.
   Wasabi zawtórował mi po krótkiej chwili.
- Jesteście pewni, że tego bukietu nie powinna złapać Gabrielle? - zaśmiał się, a Honey uśmiechnęła się szeroko. - Fred miałby nieco większe szanse.
   Nagle z tłumu tańczących wyłoniła się GoGo dokładnie w momencie, w którym piosenka się skończyła. Szła normalnie, tak jak zawsze, ale coś w jej ruchach działało na mnie w tak hipnotyzujący sposób, że nie potrafiłem oderwać oczu od jej zgrabnych, poruszających się po parkiecie nóg. Jej sukienka falowała lekko za nią, tworząc różową chmurę tiulu.
- To był Freddie? - spytała, podchodząc do nas ze zdziwioną miną. Jej policzki były zaróżowione od wysiłku. Taniec potrafił wykończyć każdego, nawet takiego sportowca jak moja przyjaciółka. - Przypomnijcie mi, żeby go nagrać, jak będzie skakał z mostu w Riverrun, żeby pokazać to Gabrielle.
   Zaśmialiśmy się głośno, widząc jej pewną siebie minę. GoGo stanęła naprzeciw mnie i uśmiechnęła się do mnie ciepło. Gdyby nie to, że stała przede mną istna perfekcja, pewnie zaprosiłbym ją w tej chwili do tańca.
   Już nawet otwierałem usta, żeby to zrobić, gdy wtem poczułem dłoń na moim ramieniu. Obróciłem się, spodziewając się Claudii, ale moim oczom ukazała się poszarzała twarz Callaghana, którą przecinały liczne zmarszczki. Mimo to mężczyzna się uśmiechał.
- Hiro, moglibyśmy porozmawiać? - spytał, a w jego głosie nie było ani grama złych intencji. Mimo to moi przyjaciele spojrzeli na mnie z rezerwą, jakby obawiali się, że nasz były profesor chowa za plecami sztylet.
- Jasne - odparłem i ruszyłem za nim ku wyjściu z altany.
   Noc była chłodna, choć oczywiście wnętrze altany było doskonale ogrzane. Dokoła rosły gęste krzewy i drzewa, których chmarę przecinały wstęgi wąskich rzeczek, przez które dało się przejść eleganckimi mostkami, które uwielbiali japońscy projektanci. Stanęliśmy na jednym z takich mostów i wpatrzyliśmy się w ciemną wodę, która płynęła swobodnie pod nami.
   Spojrzałem na Callaghana, przypominając sobie, jak płakał wzruszony podczas ślubu. Jeśli na tym świecie było coś, czego byłem w stu procentach pewny, to na pewno była tym jego miłość do córki, która nie przestawała mnie zadziwiać. Wyglądał dużo lepiej, gdy się uśmiechał, jakby trudy więzienia wcale nie odcisnęły na nim swojego piętna. Pamiętałem, że ponad rok temu, gdy widziałem go podczas naszego spotkania, miał pod oczami ciemne plamy, a jego wargi układały się w ponury grymas, nie mówiąc o oczach, z których zniknęło światło. Teraz przypominał kogoś, komu dano drugą szansę.
- Gratuluję - odezwałem się jako pierwszy, przerywając ciszę. - Musi być pan dumny ze swojej córki.
   Callaghan uśmiechnął się do mnie, a jego zmarszczki na moment prawie zniknęły.
- Cieszę się, że jest szczęśliwa. Od teraz będzie miała własną rodzinę. - powiedział i nieco spochmurniał. - Mam tylko nadzieję, że pozwoli mi poznać moje wnuki.
   Spojrzałem na niego ze współczuciem, zastanawiając się, co ja czułbym na jego miejscu. Abigail nie miała powodów, by go nienawidzić. Chciał ja pomścić i to jedyny powód, za który trafił za kratki.
- Ile jeszcze zostało panu do odsiadki? - spytałem wprost, domyślając się, że jest tu na tymczasowym zwolnieniu dzięki łasce władz.
- Skrócono mi wyrok o połowę - odpowiedział posępnie. - Zamiast piętnastu lat, odsiedzę jedynie siedem. Nie żałuj mnie, Hiro. Zasłużyłem na to. Dobrze zrobiłeś, sprowadzając mnie na ziemię. Poza tym, gdyby nie ty... Moja córka byłaby dalej pogrążona w hiperśnie. - powiedział i zerknął zagadkowo na altanę, w której bawili się goście.
- O czym chciał pan ze mną porozmawiać? - zapytałem, starając się znaleźć sens w tej dyskusji. Czułem, że znów zaczynam lubić mojego byłego profesora i nie podobało mi się to. Wolałem zachować zdrowy dystans do człowieka, który kiedyś był moim wzorem.
- Cóż, chciałem powiedzieć, że w ogóle cię nie poznałem. Kiedy ostatnio rozmawialiśmy, byłeś o połowę mniejszy i chudszy. Teraz jeszcze bardziej przypominasz mi swojego brata.
   Przełknąłem głośno ślinę. Coraz mniej podobała mi się ta rozmowa.
- Nie o tym chciał pan ze mną porozmawiać, prawda? - naciskałem. Callaghan westchnął.
- Przepraszam. Zawsze byłeś bystrzejszy od reszty. - powiedział spokojnie, patrząc mi w oczy. - Doszły mnie słuchy, że zdołałeś poznać już Ithaniego.
   Odetchnąłem. Więc o to mu chodziło. No tak, w końcu to był temat naszej rozmowy kilkanaście miesięcy temu. Mogłem się domyślić, że będzie pragnął do niego powrócić. Oparłem się o barierkę mostu i spojrzałem w toń. Do moich uszu docierały głośne śmiechy i skoczna muzyka grana przez miejscowy zespół.
- Aż nadto - mruknąłem pod nosem, a Callaghan pokiwał ze zrozumieniem.
- Eve Yoko to moja bliska przyjaciółka. Chodziła ze mną do klasy, zanim znaleźliśmy się w dwóch różnych miejscach. Ja - w Instytucie, ona w AZN-ie. Nie kłopocz się, wspomagałem tą organizację, dlatego doskonale wiem o jej istnieniu. Tak samo zdaję sobie sprawę, że ty także ją znasz.
   Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia. Yoko pewnie nie spodziewała się, że jej bliski znajomy mógłby zrobić taki numer i spróbować zabić najbogatszego człowieka w mieście w ramach zemsty. Gdyby to podejrzewała, z pewnością by temu zapobiegła. Nie musiała jednak, bo w tamtym miejscu zjawiliśmy się my.
- Popełniamy te same błędy, Hiro. Nieważne, kim jesteśmy. Dajemy szansę tym, którzy nie powinni jej otrzymać. Jesteśmy tylko ludźmi.
   Nagle przypomniałem sobie słowa GoGo. Twierdziła, że w każdym widzę dobro i każdemu chciałbym dać szansę. Problem w tym, że kompletnie nie widziałem w niej osoby, którą warto by przekreślić.
   Twarz Callaghana stężała, ale spróbował to przede mną ukryć, patrząc przed siebie. Przyszło mi do głowy, że wcale nie wiele się od siebie różniliśmy. Oboje byliśmy oderwani od tańczących, bawiących się ludzi w altanie, rozmawiając o przeszłości. O czymś, co nie powinno mieć nigdy miejsca, a co połączyło na zawsze nasze dwa, całkiem różne losy.
- Miałem kiedyś ucznia. Bardzo dobrego ucznia. Był całkiem bystry i pojętny. Często mi go przypominasz, Hiro. - mówił dalej Callaghan, jakby był w transie. - Przede wszystkim miał pewność siebie i charakter, a to rzadkie w ludziach naszego, naukowego pokroju. Spotykał się jedną z uczennic na wydziale profesora Sawako. Znasz ją doskonale, bo bawi się za naszymi plecami - powiedział, kiwając głową w stronę altany, a ja znieruchomiałem. - Wierzyłem w niego. Przeczuwałem, że będzie kimś wielkim. Zawsze chciałem mieć syna, którego mógłbym wprowadzić w mój świat. Abigail... zawsze lubiła stawiać na swoim. Ithani był inny. Był uprzejmy i nigdy się nie buntował przeciwko mnie. - Callaghan znów uciekł spojrzeniem, jakby wstydził się czegoś wyznać. - Rzeczywistość jednak bywa inna, niż podejrzewamy.
   Nie przerywałem mu, zaciekawiony jego słowami. Byłem pewien, o kim mowa, ale o dziwo nie odczuwałem gniewu, nawet gdy myślałem o tym, co zrobił GoGo. Gdy Callaghan opowiadał, miałem wrażenie, że mówi o całkiem innej osobie, wyznaje mi historię, którą sam sobie wymyślił.
- Któregoś dnia jeden z wykładowców zauważył Ithaniego podpalającego sale chemiczne. Doskonale wiedział, że ukrywaliśmy w nich łatwopalne substancje. Spłonęło pół Instytutu, ale ja nie wierzyłem, by była to jego sprawka, mimo iż miałem na to dowody. Miałem świadka.
   Ithani zaklinał na wszystko, że nie chciał doprowadzić do pożaru, a ja nie mogłem postąpić inaczej. Wykreśliłem go z listy uczniów. Cały czas jednak czułem wyrzuty sumienia. Nie mogłem uwierzyć, że mój najlepszy uczeń byłby w stanie zrobić coś tak szalonego. Nie Ithani. Dałem mu więc szansę. Nie mogłem pozwolić mu na powrót do Instytutu, ale mogłem dać mu coś więcej: współpracę.
- I to Ithani miał podpalić salę kongresową? - spytałem, przeczuwając, że znam tę historię.
- Nie - Callaghan pokręcił głową. - Miał zabrać z sali mikroboty, a ja miałem zająć się ogniem. Wyszło całkiem inaczej, niż zaplanowaliśmy. Ithani zbuntował się i zniknął, a ja zabrałem twój neuroprzekaźnik. Wtedy Ithani wrócił w kanistrem z benzyną w momencie, w którym w sali pojawił się twój brat. Zrozumiał wszystko i pobiegł w kierunku Ithaniego by go powstrzymać, ale chłopak zdążył rzucić zapałkę i uciec tylnymi drzwiami. 
   Byłem tak spanikowany, że nie myślałem nad tym, co robię. Mogłem uratować twojego brata, a tego nie zrobiłem. Ledwie panowałem nad sobą na tyle, by uratować siebie samego. Usłyszałem tylko wybuch, a gdy mikroboty mnie stamtąd zabrały, spojrzałem w tył na płonący Instytut. To, co zobaczyłem, jeszcze bardziej zmotywowało mnie do działania.
- Czyli Ithani nie zamierzał panu pomóc? Zamierzał pana... - zacząłem a Callaghan kiwnął głową.
- Powiedział mi, że mnie nienawidzi i że cały ten czas czekał na moment, by mnie zniszczyć. Myślał, że spłonę wtedy w sali, ale mylił się. Gdy zabierała mnie policja, gdy wy mi przeszkodziliście... Widziałem go. Stał daleko, wśród gapiów i patrzył na ciebie. To dlatego chciałem cię ostrzec, Hiro.
   Odetchnąłem głośno. A jednak Ithani wykonywał rozkazy Yoko i pozwolił nam bawić się w kotka i myszkę, gdy my go poszukiwaliśmy. Callaghan nieopatrznie doprowadził do naszego spotkania się. Gdyby nie powiedział mi wtedy o Ithanim, nigdy nie zapragnąłbym go znaleźć, ale nie chciałem mu już o tym wspominać, by nie dołować starszego profesora.
- Wiem, że Yoko popełnia błąd. - powiedział tylko Callaghan, obracając się w stronę altany. - I chcę, byś był czujny, bo może się okazać, że zbyt późno Eve przejrzy na oczy.
   To były jego ostatnie słowa, zanim zniknął na ścieżce prowadzącej do świetlistej altany. Obróciłem się w stronę rzeki, myśląc nad słowami profesora. Teraz wszystko powoli układało mi się w całość. Ithani nie był tak idealny, jak myślała Yoko, a Callaghan o tym wiedział i dlatego chciał mnie ostrzec. Wtedy, gdy rozmawialiśmy po raz ostatni, nie mógł mi jeszcze powiedzieć o Agendzie. Musiał dotrzymać tajemnicy, nawet jeśli siedząc w więzieniu nie miał już zbyt wiele wspólnego z tą organizacją. Robert Callaghan. Człowiek, który stał się ofiarą własnego dowcipu. Chciał ukraść moje mikroboty i zabić Kreia, a Ithani ukradł mu jego serce i nieumyślnie zabił mojego brata. To było tak komiczne, że aż miałem ochotę się roześmiać. Czułem jednak, że gdyby doszło to do uszu profesora, to na pewno nie przyjąłby tego za dobrze.
   Drgnąłem, gdy poczułem dotyk na moim ramieniu, jako że już zupełnie zapomniałem, że egzystuję na tej planecie. Obróciłem się i ujrzałem GoGo, która wpatrywała się we mnie z chłodnym spokojem, przypominającym ciszę przed burzą.
- Wszystko w porządku, Hiro? - spytała, patrząc mi w oczy. Zamrugałem, zbyt oszołomiony jej wyglądem, by przypomnieć sobie, jak się używa języka.
- Tak, wszystko gra, Go. - odparłem, zezując w bok z zawstydzeniem. Naprawdę nie wiedziałem, co mi się dzisiaj stało, ale nie potrafiłem być sobą. Dzisiaj rano śmialiśmy się z kuchni Wasabiego, a teraz nie potrafiłem nawet spojrzeć jej w oczy bez zarumienionych policzków.
- Unikasz mnie? - zapytała, unosząc lekko brew. Była dalej tą samą GoGo Tomago pod tą całą warstwą makijażu i lśniącą sukienką. Śmiała się z Freda, bawiła się z innymi i nie zamykała ust, nawet wtedy, gdy w głowie zaświtały jej jakieś kąśliwe uwagi.
- Ja? - spytałem z uśmiechem. - Skąd.
   GoGo oparła się o barierkę ze stanowczą miną. Przeczuwałem, że chyba mi nie uwierzyła. Poza tym za bardzo mnie znała, bym zdołał ją oszukać. Czułem, że ta wiedza działała w dwie strony i że ja również zdołałbym wyczaić z daleka jej kłamstwo.
   Patrzyłem na nią jak zahipnotyzowany, zauważając wszystkie, nawet najdrobniejsze zmiany w jej wyglądzie. Jak dla mnie zawsze była piękna, ale teraz pokonywała samą siebie. Uśmiechnęła się pewnie, jakby chciała mi zaraz dokopać i spojrzała na mnie tak, jakby utkała w swojej głowie sposób, w jaki mogłaby to zrobić.
- Powinnam się na ciebie obrazić - rzekła, a ja zmarszczyłem brwi. GoGo zachichotała, a jej lśniące, skręcone włosy zostały porwane przez chłodny wiatr. Zauważyłem, że jej sukienka nie ma ramion i że ona sama stara się je rozgrzać, więc bez zamyślenia zdjąłem z pleców moją marynarkę i okryłem ją, by nie zmarzła.
   GoGo przyjęła ją chętnie i skinęła głową w podziękowaniu.
- Niby z jakiego powodu? - zapytałem, powracając do tematu.
- Tańczyłeś chyba ze wszystkimi w tej sali - odparła, kiwnąwszy w stronę altany. Jej słaby blask ledwie do nas docierał, jakbyśmy znajdowali się bardzo daleko. - Oprócz mnie.
   Zaśmiałem się i ukłoniłem teatralnie, wyciągając zapraszająco dłoń.
- Racz mi wybaczyć, pani - powiedziałem, przeciągając nieco głos dla większego efektu. Ktoś uznałby, że robię z siebie durnia, ale GoGo się śmiała, więc było to warte każdej głupoty. - Mogę prosić?
   GoGo uśmiechnęła się szeroko i chwyciła moją dłoń. Muzyka brzmiąca z oświetlonego, zadaszonego podwyższenia stała się wolniejsza, bardziej swobodna, jakby goście nieco znudzili się ciągłym hasaniem w tę i we w tę. Położyłem dłoń na talii GoGo, wybudzony z mojego nieśmiałego snu, zaś drugą objąłem lekko jej rękę i zaczęliśmy poruszać się wolno, skupieni na muzyce.
   Na samą myśl, że była tak blisko, czułem, jakby ktoś podpalił moje żyły, skazując mnie na falę gorąca. Parzył mnie zarówno jej dotyk, jak i oddech, mimo że na dworze utrzymywała się temperatura zamarzania wody.
- Nie jest ci zimno? - spytałem z troską, ale GoGo pokręciła głową. Jej ciemne oczy wpatrywały się we mnie, mrugając wolno i swobodnie, jakby czas się dla nas zatrzymał.
- Mówiłeś, że nie umiesz tańczyć - zaśmiała się w końcu GoGo, gdy zakręciłem nią lekko, po czym znów przyciągnąłem do siebie. Miałem wrażenie, że znajdujemy się teraz nieco bliżej siebie.
- Mówiłem, że nie lubię tańczyć - poprawiłem ją. - Jesteś na dobrej drodze, by to zmienić - powiedziałem, a GoGo posłała mi zagadkowy uśmiech. Moja marynarka zakrywała jej nagie ramiona, ale co jakiś czas zsuwała się i musiała ją poprawiać.
- A co z Claudią? - spytała z rozbawieniem, choć jej oczy nie wskazywały na to, by było jej do śmiechu. - W końcu to ona najczęściej z tobą tańczyła. W sumie nie tańczy nawet tak tragicznie...
- Go, błagam - westchnąłem, wywracając mimowolnie oczami. Obecność Claudii zaczynała mnie już wkurzać. Tak samo jak jej irytujące siostry. Miałem nadzieję, że już na dobre zainteresowały się Fredem i że dadzą mi spokój. - Niby dlaczego cały wieczór staram się jej unikać?
   GoGo zaśmiała się, spoglądając mi w oczy z rozbawieniem. W jej własnych migotały białe światełka altany, niczym samotne gwiazdy na ciemnym niebie.
- Dlaczego? Jest ładna, mądra... Całkiem w twoim typie. - powiedziała, a ja zahamowałem się, by znowu nie westchnąć.
- A skąd ty wiesz, jaki jest mój typ? - zapytałem, a GoGo wzruszyła ramionami nieco zażenowana. Nasz taniec zmienił się w wolne kroki, zbliżające nas do siebie.
- No nie wiem, myślałam, że ktoś w rodzaju Sam... - zaczęła i wyczułem, że również musiała trochę wypić, skoro potrafiła swobodnie rozmawiać o dziewczynie, której szczerze nienawidziła. Pokręciłem głową.
- Sam nie jest w moim typie - odparłem, a GoGo była wyraźnie zdziwiona. - Nieważne, możemy porozmawiać o czymś innym? - poprosiłem nieco rozdrażniony. GoGo skinęła ledwie zauważalnie.
- Nie chciałam cię wkurzyć - powiedziała z powagą, wpatrując się we mnie, jakby mnie skrzywdziła. Zaczynałem już żałować mojej prośby.
    Pokręciłem głową, nieco zagubiony. Świeże powietrze nieco pomogło orzeźwić mi umysł po wypitym szampanie, ale nie pomogło się uspokoić. Cały czas myślałem o Callaghanie i o tym, co mi powiedział. Mógł nie psuć mi tego dnia, pomyślałem, ale z drugiej strony domyślałem się, że nie miał za dużo czasu. Przy rozmowie z Abigail dowiedziałem się, że jej wesele zostało zaplanowane o tej porze roku właśnie ze względu na przepustkę jej ojca. Tym bardziej podziwiałem ją za to, że potrafiła tyle poświęcić tylko po to, by sprawić mu przyjemność i umożliwić mu obecność na jej własnym ślubie.
- Przepraszam cię, Go - odezwałem się, starając uspokoić. Patrzyła na mnie ze skruszoną miną, jakby zrobiła coś złego, kiedy to przecież ja zepsułem jej dobry humor. - Chyba nie jestem dziś w nastroju...
- Zauważyłam - odezwała się, a jej wargi wygięły się w lekki łuk. - Może spróbuję ci go naprawić?
- Niby w jaki sposób? - spytałem z zaciekawieniem. GoGo wzruszyła ramionami.
   W końcu jednak zawahała się, a jej usta ułożyły się w teatralny grymas.
- Nie wiem, jestem w tym beznadziejna - stękała, kręcąc głową. - Tak jak Wasabi w gotowaniu.
   Wybuchnąłem niekontrolowanym śmiechem, który usłyszała para, wchodząca po schodkach do altany. GoGo zerknęła na mnie, jakby chciała mnie uciszyć, ale jednocześnie też próbowała powstrzymać śmiech.
- Przestań, bo nas wyrzucą - mruknęła pod nosem, co rozbawiło mnie jeszcze bardziej.
- Chyba jednak potrafisz poprawiać nastrój - odezwałem się, a GoGo puściła moją dłoń, po czym splotła ręce wokół mojego karku, zbliżając się do mnie jeszcze bardziej. Nie zaprotestowałem, zadowolony z takiego obrotu sprawy. Objąłem jej wąską talię, przypominając sobie, jak zrobiłem to po raz pierwszy, wsiadając za GoGo na motor. Z tym, że wtedy czułem tylko zawstydzenie, a teraz pragnąłem przyciągnąć ją do siebie jak najbliżej.
   Jednak to, w jaki sposób zmienił się nasz taniec, wpłynął też na to, jak się zachowywaliśmy. Nagle staliśmy się bardziej spięci i baliśmy się sobie spojrzeć w oczy, bo znajdowały się tak blisko. Wystarczyła chwila nieuwagi, żebyśmy trącili się nosami.
- Pięknie wyglądasz, Go - wyszeptałem jej do ucha i poczułem jak drży pod wpływem mojego głosu. Nie miało to nic wspólnego z chłodem, a raczej z moją obecnością. Byłem pewien, że nie czuliśmy tego po raz pierwszy. Nie raz wzdrygaliśmy się pod swoim dotykiem, jakbyśmy poparzyli się łagodnym napięciem.
   GoGo położyła głowę na moim ramieniu, przytulając się do mnie, a ja zatopiłem twarz w jej czarnych, pachnących włosach. Praktycznie przestaliśmy tańczyć, nie mówiąc o tym, że muzyka już dawno przestała grać. Byliśmy tylko my, pogrążeni w dobrze nam znanej melodii, która szumiała nam w uszach.
- Nie chcę przestawać - usłyszałem tak cichy głos, że pomyślałem, że się przesłyszałem. GoGo miała przymknięte oczy, położone tuż pod moją brodą. Gdybym tylko schylił głowę, mógłbym pocałować jej czoło.
- Nie musimy przestawać - odpowiedziałem równie cicho, choć mój głos był zbyt wyraźny, by go zignorować.
   GoGo uniosła głowę i spojrzała mi w oczy. Jej usta wygięły się w uroczym uśmiechu. Nagle zbliżyliśmy się do siebie jeszcze bardziej, tak że stykaliśmy się ciałami. Pochyliłem się, przymykając oczy, w chwili, gdy GoGo zerknęła na moje usta. Czułem, że ktoś wyłączył w nas logiczne myślenie, jakby wyłączył światło w pomieszczeniu jednym muśnięciem przełącznika. Dotyk jej ust sprawił, że wyłączyłem się całkiem na to, co działo się dokoła mnie. Jej dłonie spoczywające na moim karku powędrowały wyżej, zatapiając się w moich włosach. Go chciała przyciągnąć mnie jeszcze bliżej, ale nie zdążyła, bo zareagowałem za nią. Objąłem ją pewniej, jakbym obawiał się, że ucieknie i pocałowałem z jeszcze większym uczuciem, czując, że nagromadzone we mnie emocje całej uroczystości ulatują z muśnięciem jej słodkich warg. GoGo nie ustępowała ani na moment, a ja czułem się coraz bardziej rozbawiony tą sytuacją. Właśnie całowałem się z dziewczyną, o której marzyłem od jakiegoś roku. Z dziewczyną, której jedno spojrzenie wystarczyło, abym czuł w brzuchu stado trzepoczących skrzydłami motyli.
   GoGo odsunęła się ode mnie, ale tylko na tyle, by mogła coś powiedzieć. Wciąż czułem w ustach jej rozpalony oddech, który sprawiał, że traciłem zmysły.
- Hiro... Nie powinniśmy, przecież... - zaczęła, ale zgubiła wątek. Uchyliłem lekko powieki, zauważając, że ona sama nawet nie spróbowała otworzyć swoich oczu. Dobrze wiedziałem, że tego pragnęła, tak samo jak ja.
   Pocałowałem ją krótko, przyciągając do siebie i spojrzałem na jej rozmarzoną minę.
- My będziemy decydować o tym, co powinniśmy - odparłem, a GoGo otworzyła na chwilę swoje oczy, gubiąc spojrzenie na mojej twarzy. Nie minęła nawet sekunda, zanim pocałowała mnie tak namiętnie, że straciłem oddech.
   Czułem się jak w jakimś śnie, który zdołał się ziścić właśnie w tym momencie. Chrzanić to, że byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, że przez dłuższy czas traktowaliśmy się prawie jak rodzeństwo. Właśnie to stanowiło największy problem, a przecież nie musiało tak być. Nie musieliśmy niszczyć tego, co zbudowaliśmy. Wystarczyło tylko nieco odwagi, by zmienić to w coś piękniejszego.
- Hiro! - usłyszałem głos Abigail, który wydobył mnie z tej toni. Odsunęliśmy się od siebie z GoGo, dysząc ciężko, jak po przebiegnięciu długiego maratonu. Przyjaciółka patrzyła mi w oczy z roztargnieniem, które musiało się również malować ma mojej twarzy. Oboje wybudziliśmy się ze snu, który oznaczał dla nas spotkanie się z brutalną rzeczywistością, w której byliśmy dalej przyjaciółmi.
   Abigail rozglądała się przy wejściu do altany, poszukując mnie. Nie chciałem zostawiać GoGo. Spojrzałem na nią z rozmarzeniem, ale moja przyjaciółka zdołała się już ogarnąć po tym, co się przed chwilą między nami wydarzyło.
- Idź już - poprosiła, ukrywając uśmiech - Nie warto narażać się pannie młodej w dniu jej ślubu.
   Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w policzek. GoGo zmrużyła oczy, po czym zatrzepotała rzęsami, skupiając wzrok na mnie. Nagle przypomniała sobie o mojej marynarce i spróbowała ją zdjąć z ramion, ale powstrzymałem ją.
- Nie, weź. - odparłem, zatrzymując uśmiech na twarzy. - Tobie bardziej się przyda.
   Dziewczyna skinęła głową i odprowadziła mnie wzrokiem. Szedłem ścieżką w kierunku Abigail, myśląc tylko o GoGo. Najchętniej rzuciłbym wszystko i wrócił do niej, byleby tylko znowu mieć ją blisko, wdychać w płuca jej słodki zapach i czuć na wargach smak jej ust. Abigail spojrzała na mnie ze zdziwieniem i zerknęła na moją przyjaciółkę.
- Czy dobrze widziałam? - spytała zarówno wstrząśnięta, jak i uszczęśliwiona. - Ty i GoGo...
   Zarumieniłem się i podałem jej ramię.
- Twój mąż nie urwie mi głowy, jeśli zaproszę cię do tańca? - spytałem, a Abigail zachichotała.
- Eric z pewnością nie, ale co do GoGo, to nie jestem tego taka pewna. - zaśmiała się, a ja poczułem, że całkiem się czerwienię.






1)Dedykuję ten rozdział Piwonii za jej ciągłą obecność i wspieranie mnie w pisaniu :33 (*rany, jak oficjalnie o.o *) Dziękuję Ci za wszystko słońce, mam nadzieję, że już nie hejtujesz Hiro za jego zachowanie xD

2) Mój blog osiągnął 20.000 wyświetleń!! <3 rany, dziękuję wam wszystkim, którzy przyczyniliście się do tego osiągnięcia :3 Jestem mega szczęśliwa że mogę dla was tworzyć, to jest bardzo budujące że chcecie mnie w dalszym ciągu czytać ^^

3) Za tydzień ruszam na pielgrzę, ale nie zamierzam was zostawić :33 Toteż za 6 dni (nieco przeciągnę terminowość dodawania postów z 5 dni na 6) dodam nexta, nieważne, że pewnie będę się zwijać z bólu spowodowanego wykończeniem stawów mięśni i wgl ;)))

4) Z racji tego że mam jutro imieniny, mam dla was prośbę - dla tych wszystkich, którzy czytają i nie komentują, ani nigdy nie pomyśleli, by skrobnąć od siebie parę zdań - sprawcie mi tę mega radość i napiszcie coś od siebie na temat tego rozdziału, ogólnie bloga, czegokolwiek. Uwielbiam czytać czyjeś komy i to mi pomaga w dalszym pisaniu dlatego każdy kom jest dla mnie na wagę złota :)

To wszystko od Just, mam nadzieję, że gdziekolwiek się nie znajdę będę miała net żeby stale wam odpisywać na komy albo chociaż je czytać :pp

PS: Jak macie jakieś intencje to dawać ;33 będę miała dużo czasu żeby je wymodlić :p

7/23/2016

Zaślubiny

- GoGo, wstawaj, bo nie zdążymy! - usłyszałam nad swoją głową, którą zaraz zakryłam poduszką. Honey, zabiję cię, przyrzekłam sobie, po czym na potwierdzenie moich słów, poczułam na głowie miękki, puchaty materiał, który prawdopodobnie pochodził z łóżka przyjaciółki.
- Lemon, już nie żyjesz - mruknęłam, przecierając oczy wewnętrzną stroną dłoni. Usłyszałam głośny śmiech, po czym rozległy się kroki i zostałam sama w naszej sypialni.
   Wtuliłam się w jedwabną pościel i ponownie zamknęłam swoje oczy, dopóki nie usłyszałam chichotu tuż nad sobą. Już miałam znów krzyknąć na Honey, by dała mi święty spokój, gdy wtem spostrzegłam się, że na brzegu mojego łóżka siedzi Hiro w zielonej bluzie i prostych jeansach. Aha, czyli najwyraźniej każdy już zdążył wstać, tylko nie ja.
- Dzień dobry, śpiąca królewno - przywitał mnie szerokim uśmiechem. Westchnęłam głośno i opadłam zrezygnowana na poduszkę. Zaśmiał się znowu. Akurat jego głos był dźwiękiem, którego mogłabym słuchać w nieskończoność.
- Nie chcę nigdzie iść - burknęłam, chyba nie do końca świadoma moich słów.
   Hiro nachylił się tak, że poczułam jego ciepły oddech tuż nad moim uchem.
- Radziłbym ci wstać, zanim Honey tu wróci - poradził mi cicho, a ja otworzyłam jedno oko, spoglądając na niego spode łba. - Wygląda na spiętą.
- Powiedz mi coś, czego nie wiem - odparłam, ale wstałam, zmuszona nieco jego obecnością. Miałam na sobie prostą koszulkę z dekoltem, który zawsze odkrywał jedno moje ramię i krótkie spodenki. Usiadłam na brzegu łóżka i przeciągnęłam się, zamykając oczy. Nie musiałam ich otwierać, by mieć pewność, że Hiro na mnie patrzy. Miałam ochotę się uśmiechnąć, czując to zawstydzające mnie uczucie. - Co to za zapach? - spytałam nagle, marszcząc brwi. Albo ktoś coś przypalał, albo Honey próbowała naprostować sobie włosy.
   Hiro wstał i roześmiał się.
- Wasabi robi dzisiaj śniadanie. - odparł. - Lepiej zachowaj dla siebie uwagi na temat jego gotowania - taka mała rada. Fred zdążył już dzisiaj go wkurzyć.
- Zaczynam tęsknić za twoimi śniadaniami - powiedziałam, a Hiro zarumienił się lekko.
- Ty wiesz, że ja też - rzekł, zanim opuścił naszą sypialnię.


   Eric poprosił Wasabiego, Hiro i Freda o pomoc przy drobnych pracach fizycznych, jak wyładowanie sprzętu nagrywającego i głośników z bagażnika jego samochodu. Zdecydowali, że to dobry pomysł, bo, jak to określił Freddie, "dadzą nam chwilę na ogarnięcie się". Zaczynałam się już obawiać pomysłów Honey, która obiecała, że zrobi mnie na bóstwo. Abigail nie potrzebowała jej pomocy - mówiła, że ma sporo kuzynek, które uparły się, że pomogą jej przy poprawkach do sukni ślubnej.
   Śmiałam się pół ranka, widząc jak chłopcy starają się zapanować nad swoimi muszkami i krawatami. O dziwo, jedyną osobą, która to ogarniała był Fred, nie licząc oczywiście Honey, która krążyła wokół nich jak pszczoła na łące pełnej kwiatów. Uparła się nawet, że przewiąże czarną wstążkę wokół głowy Baymaxa i zawiąże ją na kształt muchy. Robot zgodził się, wyczuwając chyba, że z Honey nie ma żartów w sprawach mody.
- Wasabi, nieźle ci w tej muszce - parsknęłam śmiechem, stojąc w progu. Fred miał przylizane gładko włosy i szary garnitur, w którym powiem szczerze było mu całkiem do twarzy.
- Dzięki, GoGo. - odparł, dbając o każdy najmniejszy element swojego wyglądu.
- Ty chyba nie jarzysz, co to sarkazm? - spytałam, a Freddie zaśmiał się złośliwie, trącając go w ramię.
   Spojrzałam na Hiro z lekkim roztargnieniem. Stał przy oknie, poprawiając kołnierz swojej jasnoniebieskiej koszuli. Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku, gdy był w smokingu. Czerń pasowała do niego idealnie, jakby był dla niej stworzony. Na samą myśl, jak męsko wyglądał, moje policzki oblewały rumieńce. Miałam ochotę się głośno roześmiać, widząc, jak stara się zawiązać swój krawat.
- Czekaj, pomogę ci - zaśmiałam się, podchodząc do niego. Spojrzał na mnie swoimi głębokimi, ciemnymi oczami i uśmiechnął się lekko, nieco zażenowany. GoGo, opanuj się, myślałam, oddychając nieco płycej, gdy stałam naprzeciw niego.
   Odwiązałam jego granatowy krawat i spróbowałam zawiązać go powtórnie. Udało mi się za pierwszym razem.
- Jest coś, czego nie potrafisz, Go? - spytał mnie z rozbawieniem, spoglądając z tym samym uśmieszkiem, co zwykle. Starałam się unikać wzrokiem jego ust, ale od ostatniej sytuacji w moim domu nie było to wcale takie proste.
- Nie potrafię komplementować - przyznałam szczerze, układając krawat na jego gładkiej koszuli. Przez krótką chwilę moje dłonie pozostały na jego torsie. Szybko jednak spostrzegłam się i przyciągnęłam je do siebie, jakby poparzył mnie jego dotyk przez cienki materiał koszuli. Hiro patrzył na mnie spokojnie, jakby wcale się nie spieszyli do pomocy Erickowi. - Wyglądasz bardzo przystojnie - powiedziałam wbrew moim wcześniejszym słowom, w porę nie ugryzłszy się w język.
   Hiro uśmiechnął się do mnie, gdy wtem dołączył się do nas Wasabi, który stał obok.
- To też sarkazm, GoGo? - zapytał, a ja zarumieniłam się.
- Nie, to akurat prawda - odparłam, a Hiro roześmiał się. Wasabi spojrzał zagadkowo na mnie i na niego, po czym wrócił do swojej niesfornej muszki z dość dziwną miną.
- Nie spóźnijcie się tylko - powiedział Hiro, puściwszy do mnie oko. Wywróciłam oczami, po czym nachyliłam się do niego i odrzekłam cicho:
- Powiedz to Honey.
   Akurat im wyszykowanie się zabrało zaledwie godzinkę i to całej czwórce. Ja i Honey miałyśmy większy problem, a już szczególnie ja. Usiadłam na stołku przy wielkiej toaletce i obróciłam się w kierunku Honey z przestraszoną miną.
- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? - spytałam. - Nienawidzę siebie w sukience. Jeszcze możemy się wycofać...
- GoGo, przestań marudzić - Honey machnęła ręką, szukając w torbie tuszy do rzęs i cieni. - Jesteś śliczna! Nie masz powodu, by się tym przejmować. Poza tym będziemy tam gośćmi, więc pewnie i tak nikt nie zwróci na nas większej uwagi.
   Masz rację, pomyślałam z zażenowaniem. To tak, jakbym to ja brała ślub, a nie Abigail. Problem w tym, że ja jeszcze nigdy nie brałam udziału w takiej uroczystości i stres zżerał mnie od środka. Nie byłam dziewczyną do przyjęć, wręcz przeciwnie. Źle się czułam w towarzystwie, ale bałam się najbardziej, że ktoś zauważy, że się wyróżniam. Grunt to nie pokazywać tego po sobie, pomyślałam i zamknęłam oczy, gdy Honey malowała je cieniami.
   Siedziałam chyba w nieskończoność na tym twardym stołku, aż zapomniałam jak się nazywam. W końcu Honey odskoczyła ode mnie zadowolona.
- Już! - powiedziała, odrzucając na bok błyszczyk. - Nie, nie patrz jeszcze do lustra - powiedziała, łapiąc mnie za ramię tak, bym nie obróciła się przodem do toaletki. - Załóż sukienkę.
   Wzruszyłam ramionami i wykonałam jej prośbę. Zauważyłam, że w tym czasie zdołała mi jeszcze zakręcić włosy w miękkie, czarne fale, wijące się wokół twarzy. Pogładziłam je lekko dłońmi i tym bardziej zaciekawiłam się moim nowym wyglądem. Jeszcze nigdy nie kręciłam włosów, jeśli już to je prostowałam, dlatego zżerała mnie momentalna ciekawość.
   Wyciągnęłam z szafy moją jasnoróżową sukienkę i ubrałam ją szybko. Gdy wygładzałam jej dół, Honey chwyciła duże lustro stojące w kącie i przekierowała je tak, bym mogła się w nim przejrzeć. Zerknęłam w bok i zdrętwiałam.
   Dziewczyna, którą widziałam w odbiciu miała delikatnie pomalowane oczy w kolorze mojej sukienki i długie, czarne jak noc rzęsy. Honey zdołała też znaleźć w swojej pokaźnej kosmetyczce szminkę o tym samym, jaskrawofioletowym kolorze, co pasma moich włosów. Nie mogłam się nadziwić umiejętnościom mojej przyjaciółki. Wyglądałam pięknie i to było jedyne określenie, jakie przychodziło mi do głowy. Musnęłam dłonią moje sięgające ramion fale, które błyszczały w słońcu. Honey tylko odpuściła kręcenie mojej grzywki, którą przetykały fioletowe pasma. Nagle wyobraziłam sobie siebie bez tych pasm, po których kojarzyli mnie moi znajomi. Może wymyślę coś z tym, jak wrócę do San Fransokyo, pomyślałam.
   Obróciłam się w swojej sukience, a tiul uniósł się lekko jak puchowa pierzyna. Honey wpatrywała się we mnie z zadowoleniem.
- Honey, masz talent - stwierdziłam, obejmując ją mocno. - Dziękuję.
   Dotychczas moim wyglądem chciałam po prostu pokazać, że jestem twarda, ale teraz czułam się zagubiona, patrząc do lustra. Chyba bardziej wyobrażałam sobie siebie w stroju motocyklowym, glanach i ciemnej szmince niż w zwiewnej, kolorowej sukience i brokacie we włosach.


- Szybciej, Honey, spóźnimy się! - wykrzyknęłam, biegnąc do małej kapliczki położonej w centrum olbrzymiego parku Bayu-Ville, w którym miało dojść do zaślubin. Miałam na nogach półbuty w przeciwieństwie do mojej przyjaciółki, która ku mojemu zdziwieniu biegła w szpilkach.
   Obie byłyśmy już spóźnione. Przypomniały mi się słowa Hiro i tym bardziej pospieszyłam w kierunku starej, japońskiej kapliczki. Od wczoraj zdążyłam się przyzwyczaić, że zima wygląda tu całkiem inaczej. Miałam na sobie jedynie lekki płaszcz, a nie czułam w ogóle chłodu. Abigail uspokoiła nas, że altana, w której zaplanowali wesele, będzie na pewno ogrzewana, dlatego będziemy mogli bawić się bez kurtek zimowych i płaszczy.
   Wzięłam przyjaciółkę za rękę i zaciągnęłam przez boczne wejście do kapliczki. Wszyscy już siedzieli, wpatrując się w parę pośrodku kościoła, dlatego zdołałyśmy wślizgnąć się niezauważone. Jedyne dwa miejsca, jakie zauważyłam znajdowały się bardziej z tyłu, ale nie zamierzałam narzekać. Pociągnęłam za sobą Honey i obie usiadłyśmy, poprawiając sukienki. Zdołałam poznać naszych przyjaciół siedzących tuż w trzecim rzędzie dzięki Baymaxowi, który jak zwykle wyróżniał się białym materiałem.
- Patrz, to Abigail - wyszeptała do mnie Honey, machnąwszy kilkakrotnie długimi rzęsami. Miała prostego blond kucyka z podtapirowaną grzywką. W jej uszach drżały długie złote okręgi, pasujące idealnie do jej śnieżnobiałej sukienki.
   Zerknęłam we wskazywany przez nią kierunek i rzeczywiście zauważyłam Abigail ubraną w koronkową, białą suknię, której tył sięgał do połowy schodków kapliczki. Obok niej stał pan młody, nie ukrywając swojego uśmiechu na widok Abigail. Zobaczyłam drżenie łez w jej oczach, gdy patrzyli na siebie ze swoim przyszłym mężem i uśmiechnęłam się lekko. Pewnie bardzo się stresuje w tej chwili, gdy wszyscy na nią patrzą, pomyślałam. Przynajmniej ja tak bym się właśnie czuła. Nagle naszła mnie głupia myśl - co ja czułabym w takiej chwili. Radość? Czy raczej strach? Małżeństwo to poważna decyzja, dużo poważniejsza niż choćby wybór studiów czy zakup mieszkania. To coś, co wpływało bezpośrednio na twoje uczucia.
   Zerknęłam w kierunku Hiro i zauważyłam, że prawdopodobnie nas szuka, rozglądając się dokoła. Machnęłam do niego dłonią, gdy jego spojrzenie znalazło się w pobliżu, ale kompletnie nie zwrócił na mnie uwagi. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, czy Honey przypadkiem nie zrobiła ze mnie całkiem innej osoby, skoro nawet mój najlepszy przyjaciel nie potrafił mnie poznać.
   Sama uroczystość potrwała tylko chwilę. Abigail i Eric powiedzieli sobie ślubne "tak" i wymienili się błyszczącymi obrączkami. Gdy para się pocałowała, wybuchły brawa i okrzyki, zagłuszające rozmowy poruszonych ciotek i znajomych. Dopiero wtedy dostrzegłam Callaghana stojącego przy swojej córce, który ocierał cieknące po jego policzkach łzy. Na jego widok mnie samej zebrało się na płacz. Oczami wyobraźni widziałam mojego własnego ojca w takim momencie. Mając jedyną córkę, musiał przechodzić to jako nowy moment w jego życiu. Jeśli dla Abigail była to szczególna chwila, to jej ojciec musiał przeżywać ją jeszcze bardziej głęboko.
   Honey ocierała wielkie łzy chusteczką, starając się nie rozmazać swojego makijażu. Nagle wszyscy goście ruszyli w stronę wyjścia, pozostawiając parę młodą bezpośrednio pośrodku kapliczki. Ruszyłam z tłumem, spoglądając co jakiś czas w tył na Abigail, która promieniała jak gwiazda, obejmując się czule ze swoim mężem.
   Stanęłam z boku, by zobaczyć jak najwięcej. Widziałam, że wszyscy czekają, aż Abigail i Eric opuszczą kapliczkę. Honey stała obok mnie, trzymając w dłoni koszyk ze świeżymi płatkami róż, by obsypać nimi nowożeńców.
   Gdy para wyszła z kaplicy, wybuchła wrzawa i oklaski, wszędzie fruwały pachnące płatki kwiatów. Ciotki Abigail pobiegły do niej jako pierwsze, ściskając ją tak mocno, że ja w tamtym momencie na bank bym wysiadła. Nagle ktoś rzucił hasło o bukiecie panny młodej i mężczyźni cofnęli się, zostawiając miejsce dla pań. Honey chwyciła mnie pod ramię. Czułam się, jakby urwała się z innej bajki, która jednocześnie zachwycała mnie swoją formą.
   Abigail obróciła się tyłem i chwyciła swój bukiet lilii. Jej liczne kuzynki wybiegły ze wszystkich zakamarków, skacząc pokracznie na swoich szpilkach. Roześmiałam się i odeszłam na bok, gdy Honey na mnie nie patrzyła. To nie dla mnie, pomyślałam w tamtej chwili, czując się jeszcze mniej pewnie niż wcześniej.
   Nagle ktoś krzyknął i coś śmignęło mi przed twarzą. W ostatniej chwili wyciągnęłam dłonie, inaczej prawdopodobnie oberwałabym w bok głowy. Spojrzałam na swoje ręce i roześmiałam się głośno, czując, że chyba ten ślub zapamiętam na długo. W dłoniach trzymałam bukiet Abigail, o który biły się wszystkie te wystrojone dziewczyny. Do moich uszu wpierw dotarł śmiech Honey, która wyglądała, jakby już zaczynała obmyślać w głowie plan mojej sukni ślubnej. Wasabi i Fred dojrzeli mnie wśród tłumu i również ryknęli śmiechem, jakby nie dowierzali, żebym mogła złapać bukiet panny młodej. Miło chłopcy, mruknęłam w myślach.
   Uśmiechnęłam się szeroko do Abigail, która wyglądała na zadowoloną, że to właśnie ja złapałam jej bukiet. Oczywiście nie byłam idiotką i wiedziałam, co to symbolicznie oznacza. Czyli cały ten sen ślubny wkrótce mnie dopadnie, pomyślałam sobie, gdy wtem tłum się przerzedził i zobaczyłam stojącego nieopodal Hiro.
   On również zdołał mnie zauważyć, ale ułamek sekundy zajęło mu rozpoznanie mnie. Widziałam, jak emocje przepływają przez jego twarz, która nie potrafiła zatrzymać tej fali. Uśmiechnął się do mnie delikatnie, biorąc głęboki wdech. Próbowałam wmówić sobie, że jestem zapatrzona w siebie, ale prawda była taka, że widziałam w jego oczach szczery zachwyt, jakby oglądał coś, czego nie widział całe swoje życie. Pomachałam mu nieśmiało, a jego policzki zaróżowiły się. Przez ten jeden moment, gdy nasze spojrzenia się spotkały, miałam wrażenie, że łączy nas dużo krótsza odległość. A może dzieliło nas znacznie mniej niż przypuszczałam?







Dodałam to zdjęcie up there ^ bo... w sumie nwm :D kojarzy mi się z zaślubinami no i jest słodkie Hirogo :33 słyszałam jakieś donosy że jest za mało Hirogo także dla tych spragnionych romansów bd rozdział za 5 dni ;) i to mam nadzieję taki, który pozostanie wam w pamięci :33


Tak więc to małe wprowadzonko mam nadzieję że wam się podobało ;) jeśli nieskładnie składam zdania to wybaczcie, ale tak to jest jak Kolumbijczycy stawiają ci piwo :))

~Thank u <3 Justie






7/20/2016

Podróż

   Abigail odezwała się dzień później. Siedziałam wtedy z Hiro w moim pokoju, a jego zainteresowanie tym razem spoczęło na moich pracach. Gdy napotykał na swoją podobiznę, jego usta układały się w lekkim uśmiechu, a on spoglądał na mnie z rozbawieniem. Mówiąc szczerze jego towarzystwo sprawiało, że naprawdę czułam się lepiej. Każdego dnia opowiadał mi o postępach w warsztacie oraz o plotkach w Agendzie. Naprawdę nie wiedziałam, jakim cudem to wszystko łączył, dlatego tym bardziej doceniałam to, że tu był.
- Dlaczego akurat Instytut Robotyki, a nie Wyższa Szkoła Artystyczna? - spytał mnie, odkładając arkusz na mój stolik nocny. Oboje leżeliśmy na moim łóżku, pogrążeni żywo w dyskusji. Cieszyłam się, że jego nagłe zainteresowanie moimi starymi zdjęciami z dzieciństwa minęło, bo od tamtej pory bałam się go zostawiać samego w moim pokoju.
- Z tego powodu, co ty - odparłam, wrzucając arkusz do szuflady w biurku. - Mógłbyś przecież dostać się do wszystkich uczelni w tym kraju, a jednak wybrałeś robotykę - zauważyłam. Hiro jakiś czas spoglądał na mnie z zastanowieniem, kiedy nagle jego telefon dał znać o sobie długim sygnałem.
   Mój przyjaciel usiadł prosto i spojrzał na wyświetlacz. Zdołałam zauważyć, że jego twarz wyrażała zaskoczenie.
- Tak? - spytał i pogrążył się w rozmowie, chodząc po moim pokoju. Obserwowałam go z ciekawością, zastanawiając się, czy to Yoko, czy może słodziutka Sam przypomniała sobie o jego istnieniu. W sumie nie powinno cię to obchodzić, usłyszałam głos rozsądku w mojej głowie, który szybko zakończył moje dalsze rozmyślania. - Nie ma sprawy, odezwę się, dzięki. - powiedział w końcu i zerknął na mnie z tajemniczym uśmiechem.
- I jak? Ciocia zaczęła się martwić? - zagadnęłam go, wiedząc dobrze, że z ciocią rozmawiałby na pewno inaczej. Położyłam się na plecach, składając ręce za głową. Hiro usiadł koło mnie i uśmiechnął się ponownie w taki sposób, że miałam ochotę zmusić go, by powiedział, co jest grane.
- To Abigail - odpowiedział w końcu, a ja zamrugałam szybko, zdziwiona.
- Serio?
- No. Chyba... nie tak wyobrażaliśmy sobie jej wesele - powiedział, drapiąc się po swoich lśniących włosach. Patrzyłam na niego, jakby mówił w innym języku. - Jej narzeczony mieszka ponad czterysta kilometrów stąd. - dodał, a ja poczułam, że tracę całą moją chęć uczestnictwa w całej tej ceremonii.
   Na zewnątrz wiatr huczał nieprzerwanie, owiewając mój dom chłodnymi podmuchami. Był to poniekąd pretekst, by zatrzymać Hiro w tym miejscu, choć czułam się nieco winna, że spędza ze mną tak dużo czasu. Nie chciałam go powstrzymywać od jego zajęć, a już i tak wystarczająco się dla mnie poświęcał. Moim jedynym usprawiedliwieniem na bycie taką egoistką było to, że Hiro sam proponował swoją pomoc, choć prawdę powiedziawszy w ogóle mnie to nie usprawiedliwiało.
   Zaczęłam rysować linie na miękkim kocu w kwiaty wiśni, który okrywał moją pościel, zastanawiając się, czy kilkugodzinna jazda samochodem będzie warta całego tego wesela.
- Nie podoba mi się to - mruknęłam, a Hiro trącił mnie lekko w ramię.
- Hej, teraz najlepsze - odparł, niczym prezenter telewizyjny, którego każdy chce udusić za przedłużanie momentów wyczekiwania. - Abigail załatwiła nam bilety na samolot. Wszystko w ramach zaproszenia, jak to stwierdziła.
- I twierdzisz, że latanie samolotem jest dobrym pomysłem? - zapytałam. - Przecież wiesz, że Wasabi nie znosi latać.
   Ledwie zniósł podróż na Isla Menor, przypomniałam sobie, starając się wymazać z pamięci jego narzekania. Gdybym nie znała Hiro, mogłabym powiedzieć, że to właśnie Wasabi był najbardziej irytującą osobą we wszechświecie.
   Hiro parsknął śmiechem, myśląc pewnie o tym samym i spojrzał na mnie swoimi wielkimi, ciemnobrązowymi oczami, które jak zwykle mnie onieśmielały.
- To tylko dwie godzinki, Go, a myślę, że warto dla takiej imprezy. Poza tym Abigail brzmiała, jakby naprawdę jej zależało na naszej obecności. - czasami miałam ochotę go udusić za to, że każde słowa w jego ustach brzmiały tak rozsądnie. Sprawiał, że każdy przy nim mógłby się poczuć jak skończony idiota. Poza tym ten jego pewny siebie uśmieszek doprowadzał mnie często do furii, nawet jeśli tak bardzo mnie pociągał.
- Trochę dziwna sprawa - odparłam z zamyśleniem, nie ruszając się w miejsca. Hiro siedział obok, spoglądając na mnie z rozbawieniem. Naprawdę nie wiedziałam, co go tak śmieszyło. - Wiesz, ty i Baymax uratowaliście jej życie, a nasza czwórka przyczyniła się do wpakowania jej ojca za kratki. Myślisz, że to dobry powód, by nas zapraszać?
   Hiro roześmiał się swoim uroczym śmiechem. W gruncie rzeczy miałam rację, ale pewnie za tym śmiechem kryło się rozmyślanie nad moimi słowami i poszukiwanie kontry. Wzięłam spokojny wdech, czekając na odpowiedź.
- Abigail doskonale wie, że trzymamy się całą paczką. Poza tym, gdyby nie wy, nie udałoby nam się pokonać Callaghana i uratować Abigail. Dobrze o tym wiesz, Go - mówił z lekkim znudzeniem malującym się na jego twarzy. - A poza tym - zaczął nieco niższym głosem, kładąc się obok mnie. - Dalej czekamy na rozstrzygnięcie waszego zakładu z Fredem.
   Zaśmiałam się wesoło. A, więc o to mu chodziło, pomyślałam, rozbawiona tym, że mojego przyjaciela tak interesował widok mnie w sukience. W sumie nawet mi to schlebiało.
- Aż tak cię to ciekawi? - spytałam, a Hiro uśmiechnął się szeroko.
- Wierz mi, coś czuję, że widok Wasabiego w stroju Pikachu byłby mniej spektakularny - powiedział z łobuzerskim uśmieszkiem, a ja chwyciłam pierwszą lepszą poduszkę i walnęłam go w głowę. - Eej! - krzyknął i w ostatniej chwili zdołał zasłonić się przed kolejnym uderzeniem. Zabrało mi się na śmiech, gdy widziałam, jak nieudolnie stara się odpierać moje ataki.
   W końcu jednak zdołał złapać mnie za nadgarstki, starając się zmusić mnie, bym opuściła moją prowizoryczną broń. Jego włosy sterczały na boki, nieco naelektryzowane przy zetknięciu z materiałem poduszki. Śmiałam się jeszcze chwilę, dopóki nie dotarło do mnie, że Hiro spogląda z pragnieniem na moje usta. Na sam ten widok moje serce stanęło. No dalej, zrób to, słyszałam głosik w mojej głowie, ale nie wiedziałam, czy jest skierowany do mnie, czy do mojego przyjaciela. Hiro jednak spojrzał na bok, a kąciki jego ust wygięły się w delikatnym uśmiechu.
- Czas na mnie - powiedział, wstając. Czułam się zagubiona. Jednocześnie się z nim zgadzałam, ale z drugiej jednak strony wolałabym, żeby był blisko. Nie potrafiłam się zdecydować. Kiwnęłam głową i odprowadziłam go do wyjścia z niezbyt uszczęśliwioną miną.



   Kolejne dni spędziłam na pakowaniu się. Hiro powiadomił resztę przyjaciół i opowiedział nam szczegóły całego wyjazdu, łącznie z tym, że będziemy mieszkali w drogim apartamentowcu nad oceanem. W pierwszym momencie zamarłam, czując się niewiarygodnie głupio w całej tej sytuacji. Właściwie kto opłaca to całe wesele, pomyślałam, ale w końcu Callaghan był naukowcem znanym na całym świecie, a jego córka też nieźle sobie dorabiała w dziedzinie naukowej. Musiało się to wiązać z niesamowitą fortuną, więc równie dobrze mogli szastać pieniędzmi na prawo i lewo. Poza tym Hiro powiedział, że Abigail zapewniła go, że wszyscy goście będą mieli wynajęte pokoje w tym samym hotelu.
   Honey wydzwaniała do mnie po kilka razy dziennie, pytając o różne szczegóły dotyczące pakowania się. Za jednym razem pytała o ilość sukienek i o rzeczy niezbędne na samo wesele, innym razem o to, jak powinna się przygotować na pozostałe trzy dni pobytu w małym miasteczku narzeczonego Abigail, Bayu-Ville. Tak, okazało się, że pakiet weselny sprowadza się do czterech dni, czyli niemalże do wakacyjnego wypoczynku.
   Panna młoda martwiła się jednak o nasze zajęcia. Nie chciała, byśmy przez jej wesele mieli problemy na uniwerku. Wychodziło jednak, że ominą nas tylko dwa wykłady, z których jeden doskonale znał Hiro, a drugi Wasabi, więc nawet nie będziemy musieli ich nadrabiać, jeśli zdołamy wymienić się potem wiedzą.
   Dwa dni później każdy z nas przyjechał na lotnisko ze swoimi rzeczami. Honey miała ich najwięcej, co wcale mnie nie zdziwiło. Baymax dźwigał większą część z nich, zostawiając blondynce jedynie małą torebkę. Wasabi zaśmiał się wesoło na ten widok.
- Honey, chcesz, by Baymax znienawidził te twoje torby? - spytał, gdy Hiro starał się schować uśmiech. Ostatnio coraz rzadziej widywałam go z jego robotem. Albo zrobił coś, co obraziło Baymaxa, albo specjalnie go unikał, co było również możliwe. Postanowiłam, że go o to spytam, gdy będziemy sami.
- Sam zaproponował pomoc, w przeciwieństwie do was, dżentelmeni - mruknęła, a Wasabi i Hiro spoważnieli nagle, jakby wzięli sobie jej słowa do serca. Szłam za Honey i Baymaxem, dlatego początkowo nie zwrócili na mnie uwagi.
- Hej wszystkim - przywitałam się, a Hiro jako pierwszy zwrócił na mnie uwagę, witając mnie uśmiechem.
- Cześć, Go - odpowiedział wesoło.
- Tylko jedna torba? - spytał Wasabi, patrząc na mnie ze zdziwieniem. Musiałam wyglądać śmiesznie przy pakiecie Honey i Baymaxa.
- Ej, - zaczęłam obrażonym tonem. - Nie każda dziewczyna musi mieć przy sobie zaraz pół szafy - powiedziałam, a moi przyjaciele wybuchnęli śmiechem, łącznie z wpatrzoną we mnie Honey.
   Czekaliśmy długą chwilę na Freda, który o mało co spóźnił się na samolot. Okazało się, że chyba pobił rekord Honey o jedną walizkę. Jego lokaj musiał mu pomóc przytargać na lotnisko cały jego bagaż, a gdy zobaczyliśmy ich wyłaniających się zza ściany, ja jako pierwsza wybuchnęłam głośnym śmiechem, przypomniawszy sobie mój komentarz. Niezła pokazówka, Freddie, pomyślałam, gdy stanął przed nami i wpatrywał się w nasze wstrzymujące śmiech miny.
   Samolot przyleciał punktualnie, a my zostaliśmy już wpisani w listę podróżnych dzięki Abigail, która miała na nas czekać na lotnisku w Bayu-Ville. Trochę ciekawiła mnie ta miejscowość - w końcu miała być to malutka mieścinka, a jednak mieszkańcy posiadali tam całkiem spore lotnisko. Czego jeszcze dowiemy się po przylocie?
   Zajęliśmy miejsca tak blisko siebie, jak to było możliwe. Wasabi od razu zasnął ze słuchawkami na uszach, oparty o ramię Baymaxa. O dziwo, między Honey, Wasabim a Fredem wybuchła sprzeczka o to, kto będzie siedział koło robota, a wszystko z tego prostego powodu, że Baymax mógłby im robić za poduszkę w czasie podróży. Ogarnęliśmy to z Hiro dopiero wtedy, gdy Fred wyciągnął najmniejszy los, przez co musiał siedzieć obok nas, a nie przy Baymaxie. Obraził się, ale tylko na moment, bo wkrótce zainteresował się przekąskami, roznoszonymi przez stewardessy w białych uniformach.
- Szukasz dziewczyny, Freddie? - spytałam, szturchnąwszy go w ramię. Hiro siedział po mojej prawej stronie, zaglądając z rozbawieniem na kumpla. - Myślę, że te panie są zbyt zajęte pracą, by zwrócić na ciebie uwagę.
- Bardziej spodobał mi się bufet, GoGo, ale dzięki, że interesujesz się moim życiem towarzyskim - odparł Fred, a Hiro obok mnie wstrzymał śmiech na widok mojej miny.
- Agencja matrymonialna Tomago i spółka służy pomocą - mruknęłam, a Freddie zachichotał, ucinając naszą pogawędkę.
   Czas spędzaliśmy różnie - Wasabi większość drogi przespał, a Honey czytała książki i oglądała kolorowe magazyny. Nasza trójka, siedząca przed nimi, głównie oglądała filmy na słuchawkach i rozmawiała na różne tematy. Fred dużo opowiedział nam o swojej uczelni. Dowiedzieliśmy się, że wraz z nim szkoli się tam ponad trzystu młodych reżyserów i pół tysiąca aktorów. Te liczby mówiły same za siebie - najwyraźniej Fred bardzo poważnie myślał o swojej przyszłości.
- Myślicie, że dużo osób będzie na weselu? - spytałam nagle w trakcie jakiegoś nudniejszego filmu. Poprzedni spodobał mi się o wiele bardziej, nawet jeśli był komedią romantyczną.
   Hiro zerknął na mnie z ukosa.
- Aż tak cię to martwi? - spytał cicho, podczas gdy Fred wpatrzony był w ekran. Ściągnęłam słuchawki i spojrzałam na Hiro z odrętwieniem.
- Nie wiem, co mam o tym myśleć. Im dłużej lecimy, tym bardziej się stresuję. - powiedziała, a Hiro ścisnął moją dłoń.
- W takim razie wyobraź sobie, co musi czuć Abigail - zauważył i uśmiechnął się do mnie ze wsparciem. Nie widziałam, by informacja o weselu w jakikolwiek sposób na niego wpłynęła. Pewnie musiał czuć wiszący nad nami entuzjazm, ale kompletnie nic na to nie wskazywało. - Poza tym też nie czuję się zbyt pewnie - powiedział mi do ucha, a ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- Ty?
   Hiro roześmiał się cicho, by nie przeszkadzać reszcie podróżujących.
- Nie lubię tańczyć - przyznał szczerze.
   Spojrzałam na niego z zaskoczeniem. No proszę, czyli Hiro Hamada wcale nie był tak idealny, za jakiego uważali go inni.
- Nigdy nie tańczyłeś? - zapytałam, a Hiro pokręcił głową.
- Nie, to nie tak. - odpowiedział z tym samym tajemniczym uśmiechem. - Tańczyłem, ale niezbyt mi się to podobało.
- Może trafiłeś na złą partnerkę - podsunęłam, unosząc brwi, a Hiro zachichotał.
- Możliwe  - odparł, a Fred zsunął z uszu słuchawki.
- Ej, przegapicie najlepsze - rzucił do nas z obrażoną miną, jako że to on wybierał film.
   Wymieniliśmy spojrzenia z Hiro i założyliśmy słuchawki, starając się skupić na filmie, jednak nasze myśli całkowicie od niego odbiegały. W ciągu lotu złapaliśmy się kilka razy za ręce i choć robiliśmy to wcześniej tyle razy, to jednak pierwszy raz poczuliśmy się nieco zawstydzeni, może przez obecność Freda, który zaglądał na nas ciekawie. Byłam przekonana, że nasi przyjaciele chyba nie do końca wiedzą, co jest między nami. Co zabawniejsze, my również nie.


   Po przybyciu na miejsce, zauważyliśmy, że Bayu-Ville to rzeczywiście małe miasto, które nawet w porównaniu z San Fransokyo zdawało się być małe niczym główka od szpilki. Lotnisko znajdowało się kilka kilometrów od miasta, z którym łączyła je tylko nazwa.
   Na lotnisku czekała na nas Abigail wraz z wysokim, przystojnym mężczyzną o czarnych, wygładzonych włosach i błękitnych oczach. Jego wygląd był dość niecodzienny, w końcu bardzo rzadko widuje się Azjatę, który ma jasne oczy. Abigail trzymała go za rękę, a gdy nas tylko zobaczyła, zamachała nam na przywitanie, ciągnąc swojego przyszłego męża w naszą stronę. Zmieniła się od czasu, gdy widzieliśmy ją po raz ostatni. Wyglądała dużo poważniej, choć z jej ust nie schodził uśmiech. Jej ciemnobrązowe włosy były zaczesane w ciasnego kucyka, a twarz miała gładką i niepomalowaną żadnym kosmetykiem. Jak zwykle wstrząsnęło mną jej podobieństwo do ojca, zwłaszcza jeśli chodziło o te przeszywające zielone oczy.
- Abigail! - wykrzyknął Hiro, zanim brunetka rzuciła mu się na szyję. - Jak dobrze cię widzieć!
- Rany, zaczynałam się już martwić, że nie przylecicie - odpowiedziała Abigail, wędrując po naszych twarzach i przytulając się do każdego z osobna. Baymax uniósł ją do góry, gdy spróbowała go przytulić, przez co wszyscy wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Jej partner stał raczej z boku i uśmiechał się szeroko na nasz widok.
- Cieszymy się, że możemy być z tobą w takim dniu, Abigail - powiedział robot, odstawiając dziewczynę na gładką posadzkę.
   Gdy nadeszła moja kolej, Abigail chwyciła mnie mocno w ramiona jak najlepsza przyjaciółka. Zawsze traktowała nas niezwykle ciepło, dlatego czuliśmy się tak dobrze w jej towarzystwie.
- GoGo, ledwie cię poznałam - powiedziała, puszczając mnie. Zmarszczyłam brwi. Wcale się nie zmieniłam od naszego ostatniego spotkania, pomyślałam. - A Hiro, to już w ogóle. Kiedy widzieliśmy się ostatnim razem, sięgałeś mi do ramienia - powiedziała, a Hiro roześmiał się, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
- Jejku, Abigail, wyglądasz ślicznie - westchnęła Honey, poprawiając okulary na nosie. - Będziesz piękną panną młodą.
   Abigail roześmiała się. Była tak radosna, że tryskała szczęściem. Patrząc na nią, każdy miał ochotę się uśmiechnąć.
- Nie wygłupiaj się, Honey - odparła, po czym zerknęła do tyłu na swojego narzeczonego i przyciągnęła go do nas, splatając z nim dłonie. - Przedstawiam wam Erica, mojego przyszłego męża - powiedziała, a chłopak uśmiechnął się ponownie i skinął głową.
- Cieszę się, że mogę was poznać. Wiele wam zawdzięczam - odezwał się dość niskim głosem. - Gdyby nie wy, nie poznałbym mojej Abi. - dziewczyna zmarszczyła nos, jakby chciała mu się pokrzywić i pocałowała go krótko w usta.
- Pokażę wam Saint Palace, spodoba wam się - zarządziła i ruszyliśmy w kierunku wyjścia z lotniska.
   Na zewnątrz czekały już dwie wielkie taksówki, przypominające limuzyny. Zapakowaliśmy bagaże z pomocą Erica, który na wszystkie sposoby starał się nam pomóc. Honey niezbyt chętnie korzystała z jego pomocy ze swoimi bagażami, czując się pewnie głupio, że tyle ze sobą wzięła, za to Fred nie przejął się tym wcale, najwyraźniej zadowolony z uczynności nowopoznanego kolegi.
   Pojechałam w limuzynie z Baymaxem, Abigail i Honey, a nasz podział wyszedł w sumie przypadkiem. Hiro szybko znalazł wspólny język z Erickiem, a do ich rozmowy wkrótce dołączyli Fred i Wasabi. Czaiłam, że mają pewnie do pogadania o męskich sprawach, dlatego cieszyłam się, że będę mogła pobyć w towarzystwie Abigail.
- Nie stresujesz się? - zapytałam ją, gdy jechaliśmy do Saint Palace, apartamentowca, w którym mieliśmy zamieszkać na te kilka dni. Dziewczyna ożywiła się tematem.
- Chyba powinnam, prawda? - spytała. - Właściwie nie czuję na razie nic, jakby to do mnie nie docierało. Na razie próbuję się oswoić z tym, że będę miała inne nazwisko.
- Już nie będziesz Abigail Callaghan - dodała Honey, wzdychając głośno. Zauważyłam, że atmosfera ślubu przywarła do niej na dobre.
- Już nie - Abigail uśmiechnęła się szeroko. - Od jutra będę nazywać się Abigail Richardson.
   Jechaliśmy jakieś pół godziny - przed nami cały czas majaczyła czarna limuzyna z białym pasem, którą jechali chłopcy. W ciągu całej tej drogi rozmawiałyśmy z Abigail. Skarżyła nam się na natłok tych wszystkich przygotowań i brak czasu dla Erica. Powiedziała też, że jej ojciec powinien zjawić się na uroczystości, co zaskoczyło zarówno mnie jak i Honey. Przeczuwałam, że Hiro nie będzie zadowolony z tej wieści.
   Saint Palace był wielkim, bogato zdobionym budynkiem postawionym tuż przy skarpie nad brzegiem oceanu. Dokoła wiał mocny, północny wiatr, który przechylał lekko drzewa i porywał zasłony w wejściu. Lokaje pomogli nam z rzeczami, a Abigail załatwiła sprawę zakwaterowania tak szybko, że nawet nie zwróciłam uwagi, że jej przy nas nie ma. Mieliśmy jeden wspólny apartament z trzema sypialniami. Jedna należała do mnie i Honey, druga do Freda i Wasabiego, trzecia do Hiro i Baymaxa. Łatwo było zgadnąć, kto z nas miał najwięcej miejsca dla siebie.
   Pomieszczenia były umeblowane bardzo bogato, a ludzie zajmujący się tym hotelem najwyraźniej dbali o każdy najmniejszy element wystroju. Czułam się jak w jakimś prawdziwym pałacu, a nie w czterogwiazdkowym hotelu z widokiem na rozbijające się o skały fale oceanu. Podbiegłam od razu do okna i spojrzałam na ten niesamowity widok zapierający dech w piersiach. Podobno hotel miał tylne wyjście, z którego kamienne schody prowadziły prosto na szarą, spokojną plażę. Nie wiedziałam kiedy, ale byłam pewna, że odwiedzę ją podczas pobytu w tym mieście.
- Pięknie, co? - spytał Hiro, stojąc obok mnie. On również patrzył na plażę, a jego oczy błyszczały jak dwa ciemne koraliki. Uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam znów przed siebie, biorąc głęboki wdech. Czułam, że zapamiętam te kilka dni spędzone tutaj.







Wybaczcie mi nieco to opóźnienie (miało być co 5 dni, wyszedł tydzień) ale biorę udział w projekcie MAGIS w moim mieście i oprowadzam pielgrzymów z Korei, Tajwanu, Chile, Zambii, Francji itd. i nie za bardzo mam czas by tu wbić i poogarniać co niecoś ;) dobrze że napisałam ten rozdział wcześniej ;33

Mogę tylko obiecać wam że postaram się opisać wesele Abi jak najlepiej <3 :3

~Just Dreamie