5/22/2016

Rozpacz

- To roboty! - wykrzyknął Hiro, otwierając szeroko oczy ze zdumienia. Naprawdę nie rozumiałam, jak można coś jednocześnie podziwiać i zamierzać z tym czymś walczyć, ale on już nie pierwszy raz mnie zadziwił.
   Metalowe owady wyszły z cienia, poruszając czułkami w każdym kierunku, jakby badały, gdzie mają się udać najpierw. W blasku lamp zdołałam uchwycić ich pieczołowicie wykonane sylwetki. Mechaniczne mrówki wykonane przez Wave'a wyglądały niemal jak żywe, zalane srebrną farbą. Ich oczy wpatrywały się we mnie złowrogo, jakby wyobrażały już sobie swój kolejny posiłek.
   Przełknęłam głośno ślinę.
- Co to w ogóle jest?! - spanikował Wasabi, wskazując swoimi laserowymi dłońmi roboty. - Jakiś żart?
- Stańcie wszyscy wokół - rozkazał Hiro, cofając się o kilka kroków. Chwyciłam pewniej w dłonie dyski, zamierzając ich użyć, gdy tylko zajdzie taka potrzeba i posłuchałam go, czując, że zaraz Wasabi wejdzie mi na pięty. Tak naprawdę on i Honey byli w najlepszym położeniu - mieli czym się bronić. Moje dyski mogły tylko odpychać roboty Wave'a, ale nie niszczyć, a na tym nam właśnie zależało.
   Nagle owady zaryczały dziwnym, nienaturalnym głosem i wszystkie ruszyły błyskawicznie na nas, biegnąc na swoich sześciu długich odnóżach. Honey zareagowała najszybciej - rzuciła w dwa roboty białą kulą, która skleiła ich nogi do podłogi, unieruchamiając. Wasabi pomimo swojej wcześniejszej paniki, wybiegł im naprzeciw, zamachując się swoimi ostrzami. Wystarczyła chwila, by cztery owady straciły głowy i odwłoki. Baymax uderzał owady swoimi pięściami, posyłając je w tył, ale były nieugięte. I co gorsza, była ich masa.
   Miałam wrażenie, że stoimy w centrum jakiegoś mrowiska, nie starej fabryki w centrum Tokyo. Pierwsze dwie mechaniczne mrówki, które do mnie podbiegły, oberwały w czułki i głowę moimi dyskami. Prześlizgnęłam się między nimi i zaatakowałam kolejne, ale to nie działało. Przez chwilę poruszały nerwowo swoimi srebrnymi ciałkami, jakby otumanione, ale potem znów ruszały do ataku. Mogłam je tylko spowolnić, by poradzili sobie z nimi moi przyjaciele.
   Fred skoczył obok mnie wprost na ciało jednego z tych potworów, po czym uderzył je metalową barierką. Musiał ją odciąć z górnego piętra, uświadomiłam sobie i wtedy spojrzałam na Hiro. Miotał się i uciekał, starając się uniknąć ciosów, a robił to naprawdę błyskawicznie. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że on i Robb nie mają nic, czym mogliby się bronić. Robb także unikał ataków metalowych odnóży, wspomagany z jednej strony przez Honey. Hiro znalazł się poza naszym okręgiem, otoczony przez zgraję robotów Wave'a.
- Hiro! - krzyknęłam, podbiegając do niego. Podskoczyłam i podałam mu mój dysk, wiedząc, że nie zdążę mu pomóc na czas. Hiro złapał go bez problemu i uderzył nim pierwszego lepszego owada, który już stawał nad nim na swoich wysokich odnóżach. Drugiego z nich trafiłam ja.
  Wasabi również zauważył, w jakiej sytuacji znalazł się Hiro. Skoczył niedaleko nad nim i przeciął ostrzami barierkę, rozdzielając na dwie części. Jedna opadła obok Hiro, który przeturlał się pod ciałem metalowej mrówki i chwycił ją obiema rękami. Drugą z barierek Wasabi chwycił i podał Robbowi, który całkiem nieźle sobie radził w towarzystwie Honey. Freda i Baymaxa widziałam co jakiś czas skaczących nad gromadami mrówek, ale co do nich też byłam pewna, że sobie poradzą.
   Patrzyłam, jak Hiro walczy swoją krótką barierką, uderzając atakujące go stwory, ale robił to bez większego zainteresowania, cały czas rozglądając się po pomieszczeniu. Początkowo sądziłam, że szuka ukrytego w cieniu Wave'a, ale gdy po raz drugi robot prawie go uderzył, Hiro wcisnął jeden z przycisków na przedramieniu i momentalnie zniknął. Mrówki kręcące się wokół niego zaczęły się rozglądać w jego poszukiwaniu, ale nie potrafiły go dostrzec. Odetchnęłam z ulgą, ale tylko na chwilę.
   Nagle w pomieszczeniu zapanował chaos. Z cienia powychodziło więcej owadów, które wydawały się być jeszcze bardziej energiczne od swoich poprzedniczek. Wszędzie panował zaduch, nawet zauważyłam szary dym, wywołany sztuczną metodą. W tej chwili zrozumiałam, co to znaczy dla Hiro.
   Jego strój mógł go ukryć przed rubinowymi oczami robotów, ale nie przed zasłoną dymną. Wkrótce jego sylwetka zamajaczyła w centrum całego zajścia, jako migocząca smuga powietrza, nie owładniętego przed szarawy dym.
   Poczułam ukłucie w boku, gdy dostałam jednym z metalowych odnóży. Jęknęłam i obróciłam się, w ostatniej chwili unikając kolejnego ataku. Mój dysk wrócił do mojej dłoni siłą magnetyzmu, po czym rzuciłam nim w mojego prześladowcę, celując w głowę. Trafiłam idealnie. Robot ugiął się i wydał ów dziwny odgłos, co na początku. Położył się na podłodze, poruszając się nerwowo. Mimo to przeczuwałam, że nie zdążyłam go zepsuć. Cielska tych stworów wydawały się być zrobione z najlepszej stali, niemożliwe do rozwalenia.
   Skoczyłam na piętro i zaczęłam celować w owady, będące niżej. Próbowałam wspomóc moich przyjaciół, jednocześnie unikając kontaktu z tymi pasożytami. Wave najwyraźniej specjalnie wybrał postaci mrówek, ponieważ poruszały się błyskawicznie i precyzyjnie, niczym maszyny do zabijania. Hiro tymczasem walczył na środku, wspomagany przez Baymaxa, odpychając roboty swoją prowizoryczną bronią. Widziałam, że dalej się rozglądał, jakby znajdował się w jakimś muzeum. Już miałam krzyknąć, by zaczął się bronić, gdy nagle jego zamyślona mina zmieniła się w coś na kształt zrozumienia. Patrzyłam, jak przedziera się między robotami, niczym wprawny tancerz na parkiecie.
- Hiro! - wykrzyknął za nim Robb, wymachując swoją barierką. Ale Hiro wcale go nie słuchał. Gnał na oślep, ślizgając się pod ciałami stworów, albo je omijając.
    Biegł przed siebie wprost na ścianę, tuż obok wysokich drzwi, którymi tu weszliśmy. Zamarłam w bezruchu, starając się pojąć to, co właśnie robił. Gdy stał już obok ściany zamachnął się z całej siły swoją barierką niczym kijem baseballowym i uderzył w część ściany końcem barierki.
   Po całej sali rozległ się głuchy dźwięk pękającego metalu. Odgłos był tak silny, że stojący najbliżej, Robb i Honey zasłonili uszy rękami. Wtedy stało się coś niezwykłego. Wszystkie czerwone oczy robotów zgasły, jakby odłączono im zasilanie. Stanęły w bezruchu lub po prostu padły na podłogę, jakby nigdy się nie poruszały. Zeskoczyłam z piętra, rozglądając się dokoła z szokiem. Co tu się właściwie stało?
   Hiro stał naprzeciw ściany, dysząc ciężko. Barierka, którą uderzył w ścianę leżała obok, a metal, który rozwalił uderzeniem, odpadł, ukazując wgniecioną sieć niebieskich i czerwonych kabli, skręconych ze sobą. Teraz zostały z nich tylko przepalone obwody.
- Co to właściwie było? - spytał Wasabi, dysząc równie ciężko. - Ktoś... Ktoś może mi to wytłumaczyć?
   Hiro wziął głęboki wdech i wstał z podłogi, ale od razu zauważyłam, że roboty musiały go nieźle poturbować. Gdzieniegdzie jego strój był podziurawiony, ukazując zadrapania, poza tym wyglądał, jakby przeszedł przez istne tornado.
   Podszedł do reszty przyjaciół i już miał odpowiedzieć, gdy naszych uszu doszło głośne, wolne klaskanie.
   Rozejrzeliśmy się, nie od razu znajdując źródło tego dźwięku. Dopiero po chwili zauważyliśmy sylwetkę majaczącą na piętrze, tuż przy srebrnej barierce, nienaderwanej z tej strony przez Wasabiego.
   Gdy Wave pokazał swoją twarz do światła lamp, byłam nieco zaskoczona jego wyglądem. Spodziewałam się jakiegoś silnie zbudowanego mężczyzny o groźnym spojrzeniu, podobnemu do Jamesa. Martinez Tawior był wysokim, słabo zbudowanym człowiekiem o płomieniście rudych włosach, sterczących na wszystkie strony, rozbieganym spojrzeniu i ciemnej opaleniźnie. Nigdy nie trafiłabym, że jest Meksykaninem, ani że mógłby uchodzić za mózgowca.
- Oto cała Wielka Szóstka - powiedział łagodnym głosem. - Zaskakujące. Spodziewałem się, że nigdy nie odnajdziecie generatora moich robo-mrówek. Gratulacje. Jestem pełen podziwu, Hiro.
   Spojrzałam na przyjaciela, który zmarszczył brwi, słysząc swoje imię. Moglibyśmy się spodziewać, że o nas wie. W końcu większość więźniów, których ocaliliśmy, znała nasze imiona.
- Naprawdę chciało ci się uciekać z Isla Menor? - zapytał Wasabi, podbierając się pod boki. Wyglądał dużo pewniej niż na początku. Spojrzałam z troską na Hiro, ale na jego twarzy nie malowało się zupełnie nic.
   Nagle pojęłam, że Robb zniknął. Pewnie zachodził Wave'a od tyłu, pomyślałam sobie i wpatrywałam się w uciekiniera, udając zainteresowanie dialogiem.
- Tym bardziej, że zaraz tam wrócisz - dodał Fred z ironią.
- Naprawdę sądzicie, że zdołacie mnie schwytać? - spytał Martinez, śmiejąc się szczerze. Nie był przystojny, wręcz przeciwnie. Wyglądał jak gość, któremu w szkole kradłam kanapki.
- Nie sądzimy - przyznał Hiro z lekkim uśmiechem. - Walczyliśmy na Isla Menor by ci pomóc. Szkoda, że tego nie doceniłeś. Raczej nie chciałbym się znaleźć teraz w twojej skórze.
- Jesteś niezwykle elokwentny, Hiro - zarechotał Tawior, jakby słowa chłopaka go rozśmieszyły. - W moich stronach elokwencja nie skutkuje, muszę cię rozczarować. A Japonia coraz bardziej mi się podoba. Mógłbym tu zamieszkać, gdyby nie kilka rzeczy, które mi się tu nie podobają... Przede wszystkim Agenda.
   Hiro zmarszczył brwi, a ja niemal usłyszałam jego myśli. Pewnie Agenda od razu skojarzyła mu się z Sam, pomyślałam, próbując wykrzesać z siebie chociaż odrobinę współczucia dla zagrożonej instytucji i przede wszystkim tej dziewczyny. Ale nie potrafiłam. Szczerze jej nienawidziłam i nawet w tym momencie nie czułam wobec niej nic oprócz pogardy. Może choćby z tego względu nie powinnam działać w Wielkiej Szóstce.
- W sumie jestem wam wdzięczny, bo gdyby nie wy i wasz przewrót na Isla Menor - zaśmiał się znów gardłowo. - Dalej siedziałbym na tej wyspie, pilnowany przez strażników. Cóż, naprawdę to doceniam - powiedział, szczerząc się do Hiro jak kompletny wariat.
- Tego było ci za mało? - zapytał Hiro, nieco bardziej złośliwie, niż wcześniej. Najwyraźniej uwaga o jego elokwencji zdołała go wkurzyć. - Mogłeś odbyć spokojnie wyrok, nie doprowadzając do całej tej sytuacji. Teraz, gdy tam wrócisz, na pewno będą na ciebie bardziej uważać. - to ostatnie zdanie zabrzmiało niemal jak groźba.
   Wave roześmiał się ku naszemu rozgniewaniu, jakby wyśmiewał nas i słowa Hiro. Nas nie bawiła sytuacja, gdy nasz nowy wróg śmiał nam się prosto w twarz. Nagle w cieniu na górze zamajaczyła sylwetka Robba. Widziałam ją tylko ja przez mój kask. Reszta przyjaciół wpatrywała się w Tawiora, starając się wykrzesać z siebie jeszcze odrobinę cierpliwości.
- Naprawdę myślicie, że nie wiem, że Robb zachodzi mnie od tyłu? - zapytał jadowicie Wave, po czym odwrócił się tyłem do nas.
   Miny nas wszystkich zrzedły, ujęte strachem, ale Robb nie marnował ani chwili. Skoczył do Wave'a, próbując docisnąć Wave do podłogi i unieruchomić. Tawior jednak zrobił coś, co wstrząsnęło nami wszystkimi. Uniknął ataku Robba, jakby tylko to robił całe życie i wyciągnął zza pasa nóż, wbijając w brzuch agenta.
- Robb! - pisnęła w panice Honey, biegnąc na górę po schodach ukrytych w cieniu, podczas gdy my próbowaliśmy dostać się na piętro bezpośrednio nad barierką. Baymax zareagował najszybciej, a Hiro i Wasabi chwycili go, unosząc się nad ziemią. Fred skoczył po prostu w górę, a ja jako ostatnia przedostałam się na piętro, rozpędzając się po ścianie i łapiąc za barierkę.
   Gdy dostałam się na piętro, zobaczyłam najpierw leżącego na podłodze Robba, z głową opartą o nogi Honey oraz Baymaxa, kucającego przy nim w roli lekarza. Wasabi i Hiro rozglądali się wściekle dokoła, poszukując Wave'a.
- Do zobaczenia - doszedł nas głos Wave'a zza moich pleców. Nie myśląc dużo, ruszyłam biegiem w tamtym kierunku. Usłyszałam, jak woła mnie Hiro, ale nie mogłam się zatrzymać. To, co zrobił Robbowi... W moich żyłach zaczęła krążyć szybciej krew, jakby w przypływie furii, co tylko mnie przyspieszało.
   Schody piętra zaprowadziły mnie na jedyny korytarz, którym Wave mógł uciec. Usłyszałam za sobą ciężkie kroki. Nie musiałam zgadywać, że był to Fred - jako jedyny był w stanie mnie dogonić. Przynajmniej w pomieszczeniach o wysokich sufitach.
- Gdzie on jest? - warknęłam, przystając. Korytarz nagle rozwidlał się, ukazując trzy różne drogi. Fred stanął obok mnie i zrzucił kaptur, ukazując swoją twarz.
- Zniknął... - odparł, dziwiąc się na równi ze mną.
- Cholera - skomentowałam i zaczęłam mimowolnie wracać do przyjaciół. Robb potrzebował teraz naszej pomocy, a Wave i tak przepadł. Jeśli coś mu się stanie, nigdy sobie tego nie wybaczymy, a już w szczególności Hiro. Wiedziałam, że teraz będzie potrzebował czyjegoś wsparcia. Honey również, o ile nie bardziej - w końcu Robb był dla niej najbliższy.
   Wróciłam z Fredem korytarzem, bojąc się, że cios Wave'a może być śmiertelny. Na początku korytarza spotkaliśmy się z Hiro, który wyszedł nam naprzeciw. Na mój widok westchnął z ulgą. Jego twarz wyglądała na tak zmęczoną, że postarzyła go o kilka lat.
- Dzięki Bogu, nic wam nie jest - westchnął i wziął mnie w ramiona. Nie protestowałam, odwzajemniając uścisk. Czułam podłe poczucie ulgi na myśl, że to, co spotkało Robba, nie spotkało Hiro. Nie wiem, co bym bez niego zrobiła.
   Fred westchnął ciężko, gdy odsunęliśmy się od siebie. Oczy Hiro spoczęły na nim.
- Wave uciekł - odparł Freddie ze skwaszoną miną. - Hiro, co z Robbem?
- Baymax jest przy nim - odpowiedział Hiro, pewny możliwości swojego robota. - Wasabi zdążył już powiadomić Yoko. Zaraz tu będą.
- Czy on... - zaczęłam, ale nie potrafiłam tego skończyć. Hiro zmarszczył brwi, jakby nie brał pod uwagę nawet takiej możliwości.
- Nie, jest cały. Wave najwyraźniej nie chciał go skrzywdzić, tylko nas zająć. Wiedział, że przystąpimy do pomocy Robbowi, zamiast go gonić.
- I najwyraźniej się nie pomylił - dodałam ponuro, przechodząc obok w kierunku piętra, na którym leżał Robb. Po chwili usłyszałam kroki moich przyjaciół tuż za sobą.



   Agenda szybko nas znalazła w porzuconej fabryce. Robb stracił trochę krwi, ale jak to określił fachowo Baymax "żadne organy nie zostały naruszone". Poza tym gdyby nie pomoc robota, Robb z pewnością nie czułby się na tyle dobrze, by nie stracić przytomności. Obok niego cały czas była Honey, jak jakaś strażniczka, nieodstępująca go na krok. Mimo bólu, Robb uśmiechał się lekko, gdy do niego mówiła. Przeczuwałam, że słuchanie jej głosu przynosi mu ulgę.
   Atak na Robba wstrząsnął całą naszą Szóstką. Wasabi mruczał coś pod nosem, chodząc w tę i we w tę po pokoju w odrzutowcu Agendy, a Fred wyglądał na mocno przejętego, choć rzadko kiedy przejmował się czymkolwiek. Hiro natomiast zniknął zaraz po wejściu do odrzutowca. Baymax mówił, że znajduje się gdzieś przy kokpicie dowodzącym, a ja naprawdę nie chciałam wiedzieć, skąd to wie. Poza tym świadomość, że Baymax musiał mu zainstalować jakiś nadajnik albo coś w tym rodzaju, na pewno nie poprawiłaby mu humoru.
- Biedna Honey - westchnął Wasabi, wpatrzony wymownie w podłogę. - Musi to naprawdę ciężko znosić. Przeczuwałem, że obecność Robba na tej misji to zły pomysł.
- Trzeba było wtedy krzyczeć - mruknęłam, nieświadoma tego, że tylko ich dołuję.
- A ciebie to w ogóle nie rusza?! - spytał nerwowo Wasabi. - Nasz kumpel jest ranny, a twoja najlepsza przyjaciółka cierpi. Jak może cię to nie interesować?
   Spojrzałam na niego piorunująco. Ruszało mnie wiele rzeczy, w szczególności dotyczących Honey. To ja byłam przy niej, gdy Tadashi odszedł. Byłam przy niej, gdy zaczynała od nowa na Instytucie, nie mając żadnych przyjaciół. Byłam za każdym razem, gdy potrzebowała się komuś wygadać. Co mógł o tym wiedzieć Wasabi? Ledwie się domyślał, że Honey i Tadashi byli parą, nie wiedział, jak bardzo Lemon załamała się jego śmiercią. Jak mógł mi zarzucać coś takiego?!
- Was, odpuść - powiedział do niego Freddie, patrząc na mnie ze współczuciem. - Nie widzisz, że wszyscy jesteśmy podminowani?
   Czułam, że chyba muszę się odwdzięczyć Fredowi za ten tekst, choć zazwyczaj miałam ochotę go udusić za jego zachowanie. Najwyraźniej stan Robba i Honey przeraził go na tyle, że stracił resztki swojego luzackiego sposobu bycia.
- To może coś z tym zróbmy? - zapytał Wasabi. - Cokolwiek!
   Już miałam się odgryźć jakąś kąśliwą uwagą, ale ugryzłam się w język. To naprawdę nie był dobry moment na kłótnie. Odetchnęłam głośno, ruszając w kierunku drzwi.
- Idę poszukać Hiro - mruknęłam przed wyjściem, pozostawiając chłopaków samych sobie. Mam nadzieję tylko, że Wasabi nie zacznie się wyżywać psychicznie na Fredzie.
   Ruszyłam korytarzami, tamując łzy. Nie potrafiłam powiedzieć głośno, że zawaliliśmy. Wiedziałam, że muszę się szybko ogarnąć przed Hiro, by móc go wesprzeć, ale nie miałam na to siły. Mogłam coś zrobić - każdy z nas mógł - ale postanowiliśmy dać Robbowi wolną rękę. Hiro pewnie był świadomy zagrożenia, ale przeczuwałam, że nie chodziło tu o zwykłe pozwolenie na działanie Robbowi. Hiro nigdy nie stawiał się przed Agendą, nie licząc drobnych kłótni z Yoko. To ona sporządzała plany, ona je koordynowała. Na Isla Menor zostaliśmy pozostawieni sami sobie jedynie na próbę. A na to wszystko wciąż patrzyła Yoko. Przyglądała nam się pewnie nawet, gdy odkryliśmy położenie tubylców.
   Myśląc tak, już szykowałam słowa, którymi mogłabym wesprzeć mojego przyjaciela, ale umykały mi, jakbym próbowała uchwycić je w dziurawą siatkę. Współpraca z Agendą przynosiła też dużo dobrego. Gdybyśmy działali sami, Hiro byłby głównym winowajcą każdego naszego błędu. Teraz za nieudaną misję odpowiedzialność ponosiła Agenda. Yoko mogła przecież okrążyć Wave'a, nie dopuścić, by się wymknął - a postawiła na małą grupę, która miała go uchwycić. Niby jak? Gołymi rękami?
   Szłam przez korytarz, jakby wiedziona instynktem. Zadziwiało mnie, jak dużo wiedziałam o Hiro. Domyślałam się, że nie przesiadywał w stołówce, bo wolał uniknąć spojrzeń pracowników, ani nie mógł być przy kontrolerach, bo widok kolejnych planów misji, objętych ściśle tajnymi wytycznymi, pewnie by go zirytował. Musiał być w miejscu, gdzie mógłby odpocząć od wścibskich, pełnych zapytania spojrzeń.
   Znalazłam go dokładnie w tym samym pokoju, w którym siedzieliśmy przedtem. Hiro siedział swobodnie na podłodze pod ścianą, wpatrzony w malującą się pod nami panoramę Tokyo. Na jego twarzy malowała się tak głęboka frustracja, że od razu poczułam przemożną chęć, by go objąć i nie wypuścić z ramion, dopóki nie poczuje się lepiej.
- Wiem, co mi powiesz - mruknął, nawet nie spoglądając na drzwi. Na jego wargach pojawił się kpiący uśmiech, którego musiał nauczyć się ode mnie. - To nie moja wina.
   Zamknęłam drzwi, obmyślając cokolwiek, co mogłabym teraz powiedzieć, ale odnalazłam w moim umyśle pustkę. Pierwszy raz ja, GoGo Tomago, nie wiedziałam, co powiedzieć. Podeszłam do Hiro i usiadłam pod tą samą ścianą, przypominając sobie, że kilka godzin temu sama próbowałam skryć się przed czyimiś oczami w niedostępnym dla reszty miejscu.
- I to ja szukam miejsc, do których nikt nie przychodzi? - zapytałam łagodnie. Gdy wypowiedziałam te słowa poczułam się bardzo głupia. Jak mogłam powiedzieć coś takiego, po tym, co się stało?
   Mimo to Hiro uśmiechnął się lekko i spojrzał na mnie swoimi dużymi, piwnymi oczami. Nie chciałam przyznać przed samą sobą, że uwielbiałam te oczy. Miały w sobie tyle dojrzałości, tyle zrozumienia, tyle ciepła... Wciąż nie potrafiłam ogarnąć, jak to możliwe, że podobał mi się mój przyjaciel. Mój młodszy przyjaciel, pragnę podkreślić.
- Jak reszta? - zapytał cicho, nieco mniej zdołowanie niż początkowo. - Trzymają się?
   Wywróciłam oczami w odpowiedzi.
- Jeśli zaraz nie uspokoisz Wasabiego, to albo ja, albo Fred wyrzucimy go przez okno odrzutowca - na widok uśmiechu Hiro jeszcze bardziej się rozkręcałam. Chciałam, by się uśmiechał, nieważne, czy musiałabym serio wyrzucić Wasabiego przez to głupie okno. - Nie śmiej się, taka prawda.
- A Honey? - zapytał Hiro, poważniejąc. - Dalej jest z Robbem?
- Przez chwilę wykłócała się z Yoko, bo chciała mu towarzyszyć, ale myślę, że nasza prezes dała już sobie spokój. Z wkurzoną dziewczyną nikt nie wygra. - powiedziałam z satysfakcją. Hiro zaśmiał się cicho, patrząc na mnie z rozbawieniem.
- Chyba nawet coś o tym wiem - mruknął, kiwając na mnie. Ja również się zaśmiałam.
   Nastała cisza, którą przerywał tylko dźwięk niewiarygodnie cichych silników odrzutowca. Oceniałabym ich jakość bardzo wysoko, sądząc po funduszach, jakie posiadała Agenda. Najwyraźniej Yoko nie przebierała w środkach.
- Skąd wiedziałeś... - zaczęłam nieśmiało, widząc, że Hiro znów zatapia się w swoich myślach. - Z tym generatorem?
   Hiro spojrzał na mnie, jakbym zapytała go o coś prostego. Wciąż miałam przed oczami moment, gdy zamachnął się wyłamaną barierką i głuchy huk, gdy metal rozwalił wszystkie przewody jednym, celnym uderzeniem. To było naprawdę niesamowite.
- Każdy robot ma gdzieś ukryte przewody - powiedział lekko, jakby skracał mi jakiś mega prosty wykład. - Roboty typu Baymaxa mają ukryte je w sobie. Są ciężej wykrywalne i wymagają dużo pracy. Tą metodę stosuje się zazwyczaj przy małej liczbie robotów.
- A tych było więcej, czyli raczej nie wykorzystał tej metody? - zapytałam dla pewności.
- Tak - Hiro skinął głową. - Wave musiał umieścić generator w pobliżu, by roboty miały z nim zasięg. Co pewien czas ich ciała wyginały się w tamtym kierunku. Zacząłem szukać tego miejsca i zauważyłem nieco odgiętą płytę, jakby Wave umieszczał za nią generator na szybko. Najwyraźniej niezbyt mu zależało na tym, żeby zakryć miejsce ukrycia generatora.
- A ty go zauważyłeś - odparłam z podziwem w głosie. Hiro uśmiechnął się skromnie.
- To był czysty przypadek - mruknął w odpowiedzi, choć ja tak wcale nie myślałam. Nawet jeśli kryjówka generatora była źle ukryta, to i tak świadomość, że tam właśnie mogła się znajdować, nie trafiłaby do każdego agenta, który odwiedziłby to miejsce. Bardziej strzelałabym, że walczyłby z robotami do utraty tchu niż spróbował skoncentrować się na źródle tych wszystkich ruchów zabójczych maszyn.
   Hiro odetchnął na głos. Widziałam, że coś go trapi.
- Wave mówił... - zaczął, jakby nie do końca pewny, czy ma poruszać ze mną ten temat. - Cóż... Myślisz, że planuje znów zaatakować?
   Nagle domyśliłam się, o co mu chodzi. Tekst Tawiora, który brzmiał "Do zobaczenia" wisiał nad nami jak cicha groźba, że Wave wróci i znów namiesza w naszym życiu.
- Myślę, że tak - powiedziałam wprost. Czasem żałowałam, że jestem tak cholernie szczera. Hiro jednak patrzył mi w oczy bez najmniejszej urazy. - Ma w planie na pewno zamach na Agendę i to chyba próbował nam zasugerować.
   Hiro kiwnął głową, jakby nie interesowała go waga moich słów ani dobro Agendy.
- A teraz już wie, co potrafimy - powiedział cicho. Zmarszczyłam brwi, chcąc by rozwinął ten temat. - Zastanawiałem się, po co była cała ta szopka z tymi robotami - dodał z napięciem. - Widział nas w walce, mógł ocenić nasze słabe strony. Nie chodziło mu o to, by nas zniszczyć. Oglądał nas w akcji jak jakiś tani widz, a wszystko po to, by przygotować się do czegoś większego...
- Tak myślisz? - zapytałam, zdziwiona faktem, do którego doszedł Hiro. Cieszyłam się, że Agenda nie wypatrzyła w nim strategicznego talentu, inaczej na pewno by go wykorzystała do innych celów niż tajne misje.
   Hiro kiwnął głową z zamyśleniem, jakby myślami błądził zupełnie gdzie indziej.
- Więc nie wykorzystał jeszcze mechanizmu - zauważyłam. Czyli wbrew temu, co mówił Hiro, Wave nie próbował użyć mechanizmu do swoich robotów, bo gdyby tak zrobił, mechanizm za kilka milionów zostałby rozwalony jednym uderzeniem Hiro. Musiał użyć tańszego modelu lub jakiegoś zamiennika, a prawdziwy mechanizm przygotowywał na coś większego.
- Jeszcze nie - mruknął Hiro zdołowanym głosem. Wyglądał na tak wyzutego z sił do walki, że zbierało mi się przy nim na płacz. To on był najtwardszy z naszej Szóstki, zawsze bezwzględnie dążył do celu, przekonywał nas do śmiałości wytyczonych planów. Jeśli Hiro tracił poczucie sensu tej całej działalności, to co dopiero było z pozostałymi...
   Przyglądałam mu się w ciszy, czując, jak moja cała wola walki odpływa razem z jego determinacją. Hiro oparł głowę o ścianę tak, że jego czarne kosmyki pozostawiały ciemne cienie na białej farbie. Pod nami światła Tokyo przestały migotać, co oznaczało, że najpewniej opuściliśmy miasto i ruszaliśmy wprost do San Fransokyo. Za jakąś godzinę powinniśmy być znów w domu.
  


Hiro
   Po dokładnie trzech kwadransach nasz odrzutowiec zatrzymał się na lotnisku przy hotelu Akiyo. Naprawdę nie sądziłem, że tak mało czasu może się aż tak dłużyć. Robba bezzwłocznie przewieziono do szpitala wraz z Honey i Baymaxem, którzy zdawali się nie zostawiać go nawet na krok. Chętnie poszedłbym z nimi, gdyby nie fakt, że było przy nim wystarczająco dużo osób. Jeszcze w odrzutowcu zdołałem porozmawiać z Yoko. Była spięta, jakby nie potrafiła do siebie dopuścić myśli, że Agenda przegrała tę misję. My ją przegraliśmy. Starałem się nie unikać GoGo, ale prawda była taka, że potrzebowałem samotności, by to wszystko sobie poukładać. Mimo to byłem jej wdzięczny, że próbowała mnie pocieszyć.
- Pani Yoko, ma pani jakiś konkretny plan w związku z Tawiorem? - zaczepiłem ją, gdy wędrowała jeszcze po korytarzach odrzutowca w poszukiwaniu pomocnicy o imieniu Amy. Zatrzymała się nagle i spojrzała na mnie z zaskoczeniem, choć przez jej umysł musiało przerzucać się tysiące myśli, co oceniłem po zamglonych oczach.
- Na razie musicie wrócić do domu i wypocząć. Każdemu z nas przyda się teraz wypoczynek. - odpowiedziała.
   Nie chciałem być kąśliwy, ale zrobiła najmniej z nas w trakcie tej całej misji. Oczywiście, fizycznie. Mogła przejąć się stanem Robba, jako że był jej prawą ręką, ale nie zgodziłbym się, że wykończyło ją wyczekiwanie w odrzutowcu, podczas gdy my przeszukiwaliśmy fabrykę i walczyliśmy z robotami Wave'a.
   Zaraz po wejściu do hotelu Akiyo, każde z nas rozdzieliło się w poszukiwaniu albo mocnej kawy, albo czegoś mocniejszego na uspokojenie nerwów. Yoko zaproponowała nam spędzenie nocy w naszym apartamencie (w końcu mieliśmy tam nawet sypialnię), ponieważ wróciliśmy grubo po trzeciej. Raczej żaden z naszych opiekunów nie byłby zadowolony z tak późnego powrotu. Wasabi i Fred chętnie przystali na tę propozycję, odnajdując najwygodniejsze miejsca w Agendzie. Mnie i GoGo jednak wcale nie chciało się spać.
- Wracasz do domu? - zapytała z rękami w kieszeniach. Apartament dziwnie opustoszał bez reszty przyjaciół. Oczywiście słyszeliśmy pochrapywanie Freda i Wasabiego, ale to nie było to samo, co ich głośne przekomarzanki.
- Nie wiem - przyznałem, wyobrażając sobie minę cioci, gdy wrócę o trzeciej nad ranem. Już teraz obawiałem się spisu nieodebranych połączeń na moim telefonie. - Muszę coś załatwić - powiedziałem wymijająco, ruszając w kierunku korytarza.
   Sam może nie być u siebie, pomyślałem sennie, jednocześnie modląc się, by moje domysły były prawdą. Musiałem chociaż spróbować z nią porozmawiać, nawet jeśli oznaczałoby to przeszukanie Agendy i powrócenie do punktu wyjścia. Byłem jej winny chociaż tę jedną rozmowę.
   Stanąłem pod drzwiami i zapukałem, nasłuchując. O tej porze w Agendzie wrzało jak w ulu, co mnie nieco zaskoczyło. Pewnie sytuacja z Tawiorem zmusiła tych wszystkich ludzi do przyjścia do pracy.
- Proszę? - usłyszałem spokojny głos, którego się obawiałem. Odetchnąłem lekko i wszedłem do środka, mając nadzieję, że Sam nie wydrapie mi oczu przy pierwszym podejściu.
- Można? - spytałem, widząc, że Sam stoi tyłem do drzwi. Na dźwięk mojego głosu drgnęła i obróciła się szybko, kompletnie się mnie nie spodziewając. W jej oczach pojawiło się coś na kształt mieszaniny chłodu i bólu. Czułem jak zaraża mnie tymi emocjami. Znów obudziły się moje wyrzuty sumienia. To, jak się zachowałem wtedy u Honey... Ach, nawet nie znajduję słów, by się skarcić.
- Hiro... - wyszeptała, trzymając w dłoniach dokumenty. Jej mina nie wskazywała na to, by była zadowolona z mojej wizyty. Zamknąłem za sobą drzwi, myśląc nad tym, jak zacząć tę trudną rozmowę. - Słyszałam o Wave'ie - powiedziała jako pierwsza tym swoim obojętnym tonem biurokraty. - Nie martw się, każdemu zdarzają się upadki.
- Ale nie dwa w ciągu dwudziestu czterech godzin - przyznałem, a Sam stanęła w miejscu, odwrócona znów plecami. Najwyraźniej chciała ukryć przede mną swoją minę.
   Nastała ciężka cisza, która przygniatała nas niczym ważący tonę metal. Czułem, że jeśli jej nie przerwę, niedługo zostanie po mnie mokra plama.
- Sam, tak bardzo cię przepraszam - przeszedłem od razu do sprawy. Nie było sensu tego opisywać. - Wiem, że zachowałem się jak kompletny dupek. To się nie powinno stać... - miałem wrażenie, że na ostatnie zdanie wręcz zadrżała, ale nie obróciła się ani troszeczkę, przyciskając do siebie czerwoną teczkę z dokumentami.
- Powiedz mi. - przerwała mi, łamiącym się głosem. - Chodziło o nią, tak?
   Gdy się obróciła, zobaczyłem błyszczące w jej oczach łzy. Nawet nie wiecie, jakim wstydem jest zobaczyć łzy u jakiejkolwiek dziewczyny - tym bardziej ze świadomością, że są z twojego powodu. Miałem ochotę podejść i mocno ją objąć, ale odrzuciłem ten pomysł. Już wystarczająco ją skrzywdziłem.
- Kochasz ją?- spytała dla pewności, gdy wciąż milczałem. Nie potrafiłem wydobyć głosu, jakby czyjeś dłonie oplotły moje gardło. Mogłem tylko stać i wpatrywać się w nią w bezruchu.
   W końcu odetchnąłem bezgłośnie i kiwnąłem głową. Mogłem powiedzieć jej to wcześniej, mogłem przerwać naszą niezdrową relację, gdy jeszcze tylko mogłem. Dlaczego tego nie zrobiłem? Z prostego powodu - z mojej własnej arogancji. Cieszyłem się, że ktoś zwraca na mnie uwagę, może to właśnie poczucie przyciągnęło mnie bliżej Sam, wcale nie moja sympatia wobec tej dziewczyny.
   Sam otarła łzę wewnętrzną stroną dłoni, rozmazując po trosze swój dojrzały makijaż. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię, choć ona nie zrobiła właściwie nic, co mogłoby mnie zawstydzić. Po prostu tam stała, a z jej oczu wciąż kapały kolejne łzy. Zrozumiałem, że nie płakała dziś po raz pierwszy i ta myśl zdołowała mnie jeszcze bardziej.
- Mogłam się tego domyślić... - wyszeptała z żalem. Jej głos chwiał się, jakby miała za chwilę użyć go, by się na mnie wydrzeć. Byłem na to gotowy, ba, nawet wolałbym, żeby to zrobiła. Może wtedy poczułbym ulgę po naszej rozmowie, uznałbym, że temat jest już zamknięty. Jej reakcja jednak była jak sól na rany mojego sumienia. Zastanawiałem się, czy kiedykolwiek odzyskam spokój w tej kwestii. - A ja głupia, myślałam, że ci na mnie zależy!
- Bo zależy - powiedziałem spokojnie, chcąc uspokoić ją moim opanowaniem. - Ale nie tak, jak to pojęłaś.
   Sam zaśmiała się, jakbym powiedział coś szczególnie głupiego. A może rozśmieszyło ją jej wcześniejsze podejście wobec mnie, tego nie wiedziałem. Mogłem tylko wpatrywać, jak jej cienkie usta drżały przy każdej spływającej po jej policzku łzie.
   Nagle obeszła wolno swoje biurko i podeszła do mnie bardzo blisko. Oczekiwałem, że zaraz uderzy mnie w twarz albo coś takiego i nawet się nie zasłaniałem, chcąc mieć to już za sobą. Ale Sam stanęła naprzeciw mnie, patrząc mi głęboko w oczy.
- Nie widziałbyś... cienia szansy na to, żebyś ty... żebyśmy my... - w końcu przygryzła wargę, nie wiedząc, jak to określić w jednym zdaniu. Jednak pomimo to zrozumiałem, o co jej chodzi. Nawet przez moment próbowałem to sobie wyobrazić - co by się stało, gdybym dał nam szansę. Czy byłbym szczęśliwy z Sam? - Z pewnością nie. Kochałem GoGo i tylko z nią mogłem być szczęśliwy, akurat tego byłem pewny.
- Przykro mi, Sam - odparłem cicho, kręcąc głową. Sam zagryzła zęby, tamując kolejną falę łez, po czym obróciła głowę, jakby nie chciała już nawet na mnie patrzeć. Stałem przed nią, zbyt skołowany, by zrobić tak naprawdę cokolwiek, wszystko wydawało mi się tak bezsensowne i głupie. Mogłem jedynie dać jej czas, by oswoiła się z tą smutną prawdą.
- Wyjdź - poprosiła tylko, nawet na mnie nie spoglądając. Spojrzałem na nią z troską, ale spełniłem jej prośbę, ulatniając się z jej gabinetu niczym kurz. Miałem ochotę zniknąć i to nie tylko z jej sacrum, ale także z całej instytucji Agendy, odwołać nasza pisemną umowę oraz to, co razem przeszliśmy, zacząć od nowa. Ale na razie nie było mi to dane.
   Stanąłem na korytarzu, czując, jak moje ciało zalewa okrutna fala ulgi. Mogłem uznać wreszcie ten temat za zakończony. Nie wiedziałem jeszcze, jakie stosunki zamierzam zachować z Sam - czy uda nam się odnowić przyjaźń, czy lepiej trzymać się od siebie z daleka, choć jednej opcji bardzo pragnąłem, ale druga byłaby bezpieczniejsza.
   Gdy zamknęły się drzwi, odetchnąłem cicho, nabierając głęboko powietrza do płuc. Dopiero uświadomiłem sobie, że przez rozmowę z Sam prawie nie oddychałem. Nagle moich uszu dobiegły dźwięki, których raczej nie spodziewałem się usłyszeć. Ruszyłem przed siebie korytarzem, zastanawiając się, czy naprawdę chcę poznać źródło owych głosów. Jednak moja ciekawość zwyciężyła, ciągnąc mnie ku odgłosom kłótni, jakbym nie potrafił je zignorować.
- ... dobrze wiesz, że nie masz szans. Zrezygnuj, póki jeszcze możesz! - usłyszałem głos Ithaniego, na dźwięk którego przyspieszyłem zaalarmowany.
- Proszę, sam fakt, że mi to mówisz, świadczy o tym, jak wielkie mam szanse - warczała GoGo tak lodowatym tonem, że po plecach przeszły mi ciarki. Nie wiem, czy zdołałbym cokolwiek odpowiedzieć, gdyby zwracała się w ten sposób do mnie.
- Nie rozśmieszaj mnie, Tomago - wyszeptał wrogo Ithani. Wyjrzałem zza ściany i zobaczyłem, że stali naprzeciw siebie w zaułku korytarza, wpatrując się w siebie, jakby chcieli się rozszarpać na strzępy. W postawie GoGo wszystko pokazywało, że ledwie się hamuje, ale i tak postanowiła grać rozluźnioną. Spod jej ciemnej grzywki spoglądały czarne oczy, mające moc spalić Ithaniego na miejscu. Naprawdę dziwiłem się, że wytrzymywał to spojrzenie. - Nie masz ambicji. Twoje umiejętności kończą się na zabawie przy sprzęcie, którymi powinni zajmować się mężczyźni. Wróć lepiej do swoich szkicowników albo do zabawy w superbohaterów, okej?
- Wygram Grand Prix - syknęła GoGo, zaciskając pięści. - Pamiętasz Japan Contest? Wtedy też wmawialiście mi, że nie mam szans, a ja pokazałam wam co innego. Teraz znów to zrobię, a ty będziesz patrzył, jak pobija cię dziewczyna.
   Ithani nie wytrzymał i pchnął ramiona GoGo, jakby chciał ją przewrócić. Dziewczyna jednak zareagowała błyskawicznie, odpychając go o wiele mocniej, niż byłbym w stanie to sobie wyobrazić. Ithani jednak zdołał zachować równowagę, najwyraźniej rezygnując z bijatyki z Tomago. Jego czarne, przeszywające oczy wpatrywały się w nią z nienawiścią.
- Ostatni raz mnie tknąłeś - warknęła GoGo nieco mniej stanowczo niż poprzednio. - Spróbuj jeszcze raz, a gorzko tego pożałujesz.
   Patrzyłem z szokiem, jak Ithani uderza pięścią w znajdującą się za nim ścianę i odchodzi spiętym krokiem. GoGo stała w tym samym miejscu, oddychając głośno. Gdy jej rozmówca zniknął, jej ciało nagle zmalało, jakby opuściły ją wszelkie emocje. GoGo dotknęła ust dłonią, jakby pożałowała tych słów, ale natychmiast zauważyłem na jej twarzy błyszczące łzy, które kapały przez jej długie palce. Wyglądała jak istne wcielenie furii, które wypaliło się po potężnym wybuchu. Pierwszy raz widziałem ją w takim stanie, nie licząc jej wspomnienia o Ithanim, gdy przez moment o nim pomyślała, gdy przesyłała mi swoje myśli.
   Nagle zawróciła i pobiegła pędem w kierunku ukrytych w cieniu schodów, rezygnując z przejścia windą. Drgnąłem w miejscu i ruszyłem za nią, ale dobrze wiedziałem, że jest to jak walka z wiatrakami. Nie zdążyłbym jej dogonić, nawet gdyby ktoś zatrzymał ją w połowie drogi.
   Rzuciłem oko na windę i szybko zdecydowałem, by do niej wejść. W środku szybu starałem ogarnąć, co się właściwie stało. Potrafiłem tylko uświadomić sobie tyle, że Ithani w dalszym ciągu chce uprzykrzyć życie mojej przyjaciółce i że ich rozmowa (o ile można ją tak w ogóle nazwać) nie była pierwszą, która wyglądała w ten sposób. Po minie Ithaniego jednak wywnioskowałem, że po raz pierwszy to Go mu się postawiła.
   Poczułem się, jakby ktoś rozerwał mój umysł na kawałki. Czemu do nich nie podbiegłem? Czemu nie pomogłem GoGo? Odpowiedź byłą bardzo prosta - byłem w totalnym szoku. Pierwszy raz widziałem GoGo w takim wcieleniu - w nienawidzącej, zrozpaczonej dziewczynie, która wciąż w niej tam gdzieś była. Ta myśl napawała mnie smutkiem, naprawdę nie potrafiłem zrozumieć jak ktoś taki jak Ithani mógł ją doprowadzić do takiego stanu.
   Winda zadzwoniła, oznajmując koniec mojej krótkiej podróży w dół, a ja wypadłem z niej jak oparzony, poszukując po holu GoGo. W końcu zobaczyłem ją, jak wymyka się bokiem korytarza w stronę drzwi do hotelu. Nie myśląc zbyt wiele, puściłem się za nią biegiem, mając nadzieję, że uda mi się ją dogonić.
- GoGo! - krzyknąłem, łapiąc ją za ramię. Drgnęła, jakbym sparzył ją moim dotykiem, najwyraźniej oczekując, że będzie to Ithani. Jednak, gdy ujrzała mnie, jej zaczerwienione oczy otworzyły się szeroko w szczerym zdziwieniu.
   Nie potrafiłem powiedzieć ani słowa, widząc w jakim jest stanie. Czułem się, jakby ktoś zadawał mi cięcia gdzieś w moich wnętrznościach, za każdym razem pozbawiając mnie dawki życiodajnej krwi. Patrzyłem na GoGo w skupieniu, na jej mokre policzki, przestraszone oczy i drżące wargi, bojąc się, że cokolwiek bym jej teraz powiedział, nie zdołam jej pomóc. A tak naprawdę nie miałem w życiu jakiegoś bardziej determinującego celu jak pragnienie uszczęśliwienia jej a już szczególnie w chwili takiej jak ta.
   GoGo skrzywiła się, tamując szloch i opatuliła się wokół mojej szyi, płacząc bezgłośnie. Czułem jej spływające po moim karku łzy, jednocześnie żałując, że mam w tej sprawie związane ręce - cokolwiek bym zrobił w starciu z Ithanim tylko przysporzyłbym jej problemów i dobrze o tym wiedziałem, ale na pewno nie zamierzałem się poddać.
   Przytuliłem ją mocno do siebie, starając się sprawić, by choć na chwilę zapomniała o tej przeraźliwej kłótni. Miałem wrażenie, że to wszystko mi się śni, że siedzę w jakimś okropnym, przerażającym koszmarze, z którego nie mogłem się uwolnić. Ale była to rzeczywistość, a raczej jej najgorsza wymyślona przeze mnie forma.
- Jestem przy tobie - wyszeptałem, opierając o nią głowę. Czułem, że cała drży od wezbranych emocji. Szkoda, że nie znałem urządzenia, które mogłoby przelać te wszystkie emocje na mnie i pozbawić ją wszelkich problemów...





Hejka :D dodałam to zdj bo naprawdę przypomina mi GoGo i Ithaniego... - z wtedy, gdy byli parą, według mojej wyobraźni. Mam nadzieję, że się wyrobiłam i że wam się spodobało bo ostatnio coś tu pusto ;D

Buziaki i mam nadzieję widzimy się za tydzień ;)) ~Justie

6 komentarzy:

  1. Mordko, miśku, a ja myślałam, że ten tytuł...
    Oj tam, nieważne!!! Jest wpis! Na tym trzeba się skupić...
    Po pierwsze, primo, dlaczego (nawiązuję też do poprzedniego) te "głąby" nie weszły od razu tam, gdzie Wave mógł się ukrywać? Od czego Wasabi ma te swoje noże?
    Po drugie, primo, przynajmniej Hiro załatwił już sprawę z Sam. I okazuje zainteresowanie GoGo. Już prawie nie jest dla mnie dupkiem.
    Po trzecie, primo ultimo, WHAT??? Jakie wyścigi, jakie zamachy na Agendę? Mój mózg się jara, ludzie... Powiedz, proszę, czy zrobisz krzywdę dziewoi od motorków? Zrobisz??? Ja tak bardzo chcę... Prosim te!!! Ja chcę zobaczyć w następnych nextach krew, wino, łzy, emocje!
    Znowu będę z niecierpliwością oczekiwać następnego wpisu. A tak właściwie, co to ma być za tytuł? Jakie rozpaczanie? Prędzej załamanie...
    Aha, Just, czy... No nie wiem... Weź mi powiedz, że mam spiąć poślady i zacząć pisać to co chcę.
    I jeszcze jedno: czy rzeźba będzie dobrym sposobem na przekonanie rodziców, że na serio chcę się uczyć tworzenia (artystycznego, rzecz jasna)? Jak wyjdzie, to może wstawię fotkę...
    Weny!
    ~Piwo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomnij o tych dwóch ostatnich akapitach! Ich nie było!

      Usuń
    2. Hahahah spokojnie Piwo 😅 myślę że na razie starczy emocji i nie muszę tego roztrząsać 😉 w każdym razie Ithani raczej nie jest osobą która daje się łatwo spławić. A tytuł posta jest taki ponieważ dotyczy zarówno sytuacji z Robbem, przede wszystkim o Sam i jej uczucia ale też rozmowę Ithaniego i GoGo 😉

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. nie wiem co napisać jestem szczęśliwy i smutny szczęśliwy bo ciesze się że Hiro wyjaśnił sprawe z Sam smutny cóż chyba dla tego że nie mam pojęcia jak rozwiążę się ta cała sytuacja no cóż pozdro jesteś naj czekam na nexta.

      Usuń
    2. Właśnie taki miał być ten rozdział 😩 następny powinien być jeszcze smutniejszy...

      Usuń