5/15/2016

Fabryka

   Siedzieliśmy w odrzutowcu Agendy, lecącym nad Japonią niczym wielki, czarny nietoperz. W środku było parno, choć na zewnątrz hulała śnieżyca. Musiałem zdjąć swoją grubą bluzę, bo pot lał się ze mnie strumieniami. Zaczynałem już podejrzewać, że mój organizm może nie reagował tak na temperaturę, ale na to, co się z nami stanie w ciągu następnej godziny. Nie ukrywałem, że się bałem - było to naturalne odczucie w obecnej sytuacji.
   Wiedziałem tyle, że mieliśmy złapać Wave'a. O tym, jak mieliśmy to zrobić, nie mieliśmy zielonego pojęcia. To nie Isla Menor, tutaj wszystkie chwyty są dozwolone. Poza tym na wyspie mieliśmy dużego farta, że doszło do porozumienia między nami, a więźniami - Wave raczej nie będzie skory do współpracy.
   Yoko zdołała nam już opisać plan działania. Mieliśmy przejść jakieś trzy czwarte fabryki, w której (o zgrozo) było tylko jedno wyjście. Martinez powinien znajdować się po drugiej stronie od wejścia do fabryki, więc powinniśmy mu odciąć drogę ucieczki, gdy tylko się tam pojawimy. Byłem jednak pewien, że uciekinier się nas spodziewa, dlatego przejście przez pole fabryki może być pułapką. To tak jak skradanie się do niedźwiedzia w jego gawrze - nie wiemy, co może kryć się za murami fabryki, ani czy przypadkiem nasz wróg nie zaskoczy nas atakiem. Miałem w kieszeni przygotowaną videokamerę, ale jej dotyk nie pomagał mi w ogarnięciu kilku kwestii. Wciąż miałem za mało danych, by czuć się swobodnie w tej sytuacji - już wiem, co czuł za każdym razem Wasabi, gdy upierał się nad jakimś doskonalszym planem.
   Wszedłem do małej kabiny, której drzwi rozsunęły się przede mną, zapraszając do środka. Zajrzałem do wewnątrz i zobaczyłem GoGo siedzącą na podłużnej kanapie przypominającej siedzenia w pociągu. Podwinęła nogi do siebie, szkicując coś w skupieniu. Na mój widok uśmiechnęła się lekko, ale dalej niepewnie, jakby czuła się niezbyt swobodnie w moim towarzystwie. Bardzo mnie to smuciło, ale wiedziałem, że oboje potrzebujemy czasu, by zatrzeć całą tę sprawę z Sam. Może wtedy uda mi się odzyskać zaufanie GoGo.
- Znudziło ci się marudzenie Wasabiego? - zapytała cicho, odkładając szkicownik na bok. Tak naprawdę wzięła go z naszego apartamentu, gdy Yoko kazała nam się przygotować. W innych okolicznościach można by to uznać za dość śmieszne posunięcie, ale ja wcale tak na to nie patrzyłem. Rysowanie działało na GoGo odstresowująco, a teraz wszyscy mieliśmy aż nadmiar tego nieprzyjemnego uczucia.
- Mówisz tak, jakbym je uwielbiał - odpowiedziałem, przytrzymując sobie nogą drzwi, by się nie zamknęły. W dłoniach trzymałem dwa kubki z parującą kawą, które już teraz powoli parzyły wnętrze moich rąk. Podałem jeden z kubków GoGo, wiedząc, że pewnie przyda się jej dawka kofeiny przed misją.
- Och, dzięki - odparła, biorąc do ręki kubek i chuchając w niego, by pozbyć się gorącej pary.
   Usiadłem obok, zastanawiając się co mam powiedzieć. Odczuwałem niewielką różnicę w naszych stosunkach po tym całym zajściu i nie byłem z tego zadowolony. Na pewno jednak nie zamierzałem narzekać, skoro sam doprowadziłem do tej całej sytuacji.
- Robb twierdzi, że za jakiś kwadrans będziemy w Tokyo - powiedziałem bez entuzjazmu. Nie wiem, czy wolałbym, żeby do tego czasu Wave uciekł ze swojej kryjówki, choć ułatwiłoby to nam całą tę misję. Czułem jednak, że jest to trochę niedojrzałe myślenie, bo uciekanie od problemu nie sprawi, że on zniknie, a już szczególnie, gdy dotyczył on Agendy.
- Szybko - skomentowała GoGo, skupiając wzrok na przeciwległej ścianie. Choć temperatura w odrzutowcu była nader wysoka, to GoGo dalej siedziała w swoim ciepłym, szarym cardiganie, w którym wyglądała nadzwyczaj naturalnie, jakby ledwie wyszła z domu. Nieczęsto miałem okazję oglądać ją w takim stroju, tym bardziej, że styl GoGo opierał się raczej na skórze i czarnych koszulkach.
   Wzięła łyk gorącej kawy i zamrugała gwałtownie, jakby była zaskoczona jej smakiem.
- Robb ją zrobił? - zapytała ze zdziwieniem. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że ja swojej nawet nie spróbowałem. Spojrzałem na kubek dość nieufnie, nie wiedząc, czy powinienem teraz spróbować gorącego napoju. - Nie minął się czasem z powołaniem? - mruknęła GoGo. - Powinien zostać baristą...
   Zaśmiałem się krótko. Najwyraźniej Agenda nie doceniała talentów, które trzymała pod swoim dachem.
- Miałam kiedyś takiego przyjaciela - zaczęła GoGo, opierając głowę o ścianę. - Nazywał się Ray-Ho. Grał na basie, był niesamowity. - mówiąc to uśmiechnęła się smutno, jakby wspominała go w dość nieprzyjemny sposób. - Szkoda, że jego rodzice nie zobaczyli w nim talentu.
- Jak skończył? - zapytałem ją, próbując swojej kawy. Musiałem przyznać, że GoGo wcale się nie myliła. Robb naprawdę świetnie ją przyrządził.
   GoGo wzruszyła ramionami, patrząc przed siebie niewzruszonym wzrokiem.
- Jest prawnikiem - powiedziała smętnie, najwyraźniej niepocieszona z tego faktu. Westchnęła cicho i zaczesała w tył swoje czarne jak noc włosy. Jak zwykle jej fioletowy kosmyk oddalił się od reszty i spoczął na jej czole, jakby zignorował to, że jego właścicielka chce go od siebie odepchnąć. - Szkoda mi ludzi, którzy kończą w ten sposób.
- A co gdyby twój ojciec nie posłał ciebie do Instytutu? - zagadnąłem z zaciekawieniem. - Gdyby wybrał ci jakieś inne studia, nie związane z motoryzacją?
   GoGo spojrzała na mnie, jakbym zaproponował jej coś niewiarygodnie głupiego. Najwyraźniej nawet nie rozważała takiej opcji.
- Myślisz, że miał prawo mieć jakiekolwiek zdanie na ten temat? - powiedziała, uśmiechając się jednym ze swoich znanych uśmiechów, gdy wydymała w przód dolną wargę. Na samą myśl, że znów myślę o jej wargach poczułem się szczerze zażenowany moim zachowaniem.
- Cała buntownicza Tomago - skwitowałem, popijając kawę. GoGo zaśmiała się. - A co gdy skończysz Instytut? - zapytałem ją. - Zamierzasz mu powiedzieć o motoryzacji?
    Twarz GoGo uległa zmianie, jakby to pytanie zabrało jej resztki optymizmu.
 - Kiedyś na pewno - odpowiedziała wolno. - Na razie wiem, że wyprowadzę się do Kyoto.
   Na samą myśl prawie się zachłysnąłem. GoGo w Kyoto? Po moich plecach przeszedł lodowaty dreszcz, gdy pomyślałem sobie, że mogłaby mieszkać jakieś trzysta kilometrów ode mnie. Jak dla mnie cztery przecznice to było dużo, co dopiero mieszkanie w dwóch różnych miastach.
- Dlaczego akurat Kyoto? - zapytałem łagodnie, choć w moim głosie i tak zadźwięczał smutek. Hiro, ogarnij się, pomyślałem. Może to tylko pomysł taki, jak każdy inny. Równie dobrze ty możesz planować o pracy w Tokyo.
   GoGo spojrzała mi w oczy, a w jej własnych zobaczyłem coś na kształt niewinności, jakbym patrzył w oczy dziecka. Dziewczyna szybko zatrzepotała rzęsami, ukrywając przede mną coś, co myślałem, było ważne. Najwyraźniej sprawa Kyoto miała jakieś drugie dno. Dopiero po chwili mnie oświeciło.... Katastrofa, jej mama. Mówiła mi, że mieszkała tam kiedyś z ojcem. W każdym razie Kyoto na pewno nie było jej obce.
- Mam tam wykupiony dom - powiedziała, po czym wzięła spory łyk kawy. Dobrze, że nie zauważyła mojej miny - poczułem się, jakby ktoś walnął mnie pięścią w brzuch. Nie, nie mogę jej stracić, myślałem sobie, czując, że jeżeli nie znajdę jakiejś iskry nadziei, to zaraz zwariuję. Skoro miała już wykupiony dom w Kyoto, to najwyraźniej nie zamierzała zmieniać swoich planów. - Znajdę pracę, może się ustatkuję, kto wie?
- Dlaczego nie San Fransokyo? - zapytałem znów, tym razem starając się zapanować nad drżeniem w moim głosie. Nie chciałem, by GoGo odkryła, jak bardzo przeraża mnie wizja o utracie kontaktu z nią.
   GoGo tymczasem piła spokojnie swoją kawę, jakby zatapiała się w marzeniach o przyszłości. Moje właśnie runęły, ale to było mało istotne.
- Po pierwsze nienawidzę tego miasta - odpowiedziała wprost, wyliczając na palcach. - Po drugie nie chcę drzeć kotów z moim ojcem, po trzecie coś mnie ciągnie do Kyoto. Nie wiem co, ale to jest silniejsze ode mnie.
- Nie będzie ci szkoda tego wszystkiego, co tu zostawisz? - drążyłem dalej, choć wiedziałem, że nic nie wskóram. Doprawdy, kontynuowanie tego tematu było jak kopanie leżącego.
   GoGo westchnęła cicho, jakby brała już to pod uwagę. Czułem się jakbym stał na skraju przepaści i tylko czekał, aż grunt się pode mną zawali, posyłając moje ciało w skaliste czeluści. Nie, to nie tak miało być, myślałem mocno zaniepokojony. Mieliśmy jeszcze dwa lata do ukończenia studiów, nie powinniśmy jeszcze myśleć o przyszłości, nie tak... Skoro GoGo tak wszystko zaplanowała, to mogło oznaczać tyle, że zamierzała się tego trzymać.
- Czy ja wiem... - zaczęła, kompletnie nie zauważając, w jakim jestem stanie, co upewniło mnie w przekonaniu, że jestem dobrym aktorem. Nie zamierzałem pokazać jej, jak bardzo mnie to zasmuca. - W San Fransokyo wiele się wydarzyło... Poznałam was - mówiąc to, spojrzała na mnie i uśmiechnęła się do mnie nieśmiało. - Odkryłam motoryzację, poznałam Ithaniego...
- To o niego chodzi? - zapytałem, wciąż nie rozumiejąc, dlaczego akurat Kyoto. - Chcesz uciec od tego, co między wami było?
   GoGo pokręciła stanowczo głową.
- Nie - odparła lekko. - Zamknęłam już tamten rozdział. Nie chodzi o San Fransokyo, chodzi o Kyoto.
   Westchnąłem, zastanawiając się, jak to możliwe, że nasz gatunek sprowadzał się do pochodzenia z dwóch różnych planet. Jeśli po Ziemi chodził mężczyzna, który w pełni rozumiał kobiety, to albo miał coś nie tak ze swoją orientacją, albo był prawdziwym geniuszem.
- Masz jeszcze dwa lata - rzuciłem lekko, zadowolony z tonu mojego głosu nieukazującego dosłownie niczego. Wziąłem do ręki kubek i upiłem trochę kawy, która ku mojemu niezadowoleniu zdołała już ostygnąć.
   GoGo kiwnęła głową ze zmęczeniem, ale gdy spojrzała na mnie, mało nie wybuchnęła śmiechem. Zmarszczyłem brwi, czując się dziwnie, gdy moja przyjaciółka miała ze mnie niezły ubaw.
- Co? - spytałem, nie rozumiejąc.
    Dziewczyna skończyła się ze mnie śmiać, gdy jej dłoń pojawiła się nagle na moim policzku, a jej smukłe palce przejechały po mojej górnej wardze. Zdążyłem się zarumienić, po czym dopiero zrozumiałem, że gdy piłem kawę, nad wargą pozostała mi kremowa piana, którą GoGo starła kciukiem. Mimo to miałem wrażenie, że jej palce pozostały na moich wargach odrobinę za długo...
   GoGo natychmiast spoważniała, patrząc mi w oczy i zdjęła rękę z mojej twarzy, jakby się poparzyła. Nie zareagowała dziwnie, w końcu byliśmy przyjaciółmi, a tego typu gest raczej nie leżałby w zwyczajnej, koleżeńskiej relacji. Uśmiechnąłem się na widok jej zaczerwienionych policzków, które szybko odzyskały swój dawny kolor.
   Objąłem ją ramieniem, wprawiając ją w jeszcze większe zakłopotanie, ale gdy moje palce natrafiły na szkicownik, leżący po jej drugiej stronie szybko się wycofałem. GoGo spojrzała na mnie początkowo ze zdziwieniem, ale gdy zauważyła, co trzymam w dłoniach, jej twarz szybko stężała.
- Oddawaj! - krzyknęła, choć w jej głosie nie było ani odrobiny złości. - Hiro!
- Nie pokażesz mi? - spytałem, starając się otworzyć notes, ale nie było to takie łatwe, gdy GoGo machała dokoła swoimi rękami. W końcu wstałem i zrobiłem unik przed jej ramionami, starającymi się usilnie wyrwać mi szkicownik.
- Hiro, oddaj to - prosiła, ale zaprzestała dalszej walki o zeszyt. Tym razem nie odpuściłem jej tak łatwo - moja przyjaciółka miała talent do szkicu, a ja nawet nie obejrzałem jej prac - nie licząc tych, na które przypadkowo natrafiłem w jej domu, ale nie powinny się one liczyć.
- Ani mi się śni - odpowiedziałem, zachowując się nad wyraz bezczelnie, ale nie miałem innego wyjścia. GoGo usuwała wszelkie ślady swojej plastycznej działalności.
   Dziewczyna stanęła naprzeciw mnie i skrzyżowała ręce, jakby pogodziła się z faktem, że i tak zobaczę jej prace.
   Natrafiłem na trzy rysunki - i tak dość sporo biorąc pod uwagę fakt, że siedziała tu może jakieś pół godziny. Pierwszy, najszybszy szkic przedstawiał budynek hotelu Akiyo - niezwykle dokładny, jakby GoGo doskonale pamiętała wszystkie detale. Drugim z nich była Honey w swoim jasnym, zimowym płaszczu, uśmiechająca się wśród padającego wokół śniegu. Trzeci nie powinien mnie zdziwić, a jednak to zrobił - byłem tam ja siedzący na kanapie w naszym apartamencie z zamyśloną miną. Cóż, nawet nie podejrzewałem, że wyglądam w ten sposób, gdy nad czymś rozmyślam, gdyby nie to, że miałem przed sobą swoje odzwierciedlenie.
   GoGo stała obojętnie, na pewno zdając sobie sprawę, na który szkic zwróciłem największą uwagę. Spojrzałem na nią, nie mogąc ukryć uśmiechu.
- Często mnie rysujesz? - zapytałem miękko. GoGo pokiwała głową z pobłażaniem, po czym podeszła i odebrała mi szkicownik. Wcale nie walczyłem - już i tak przejrzałem jego zawartość.
 - Nie schlebiaj sobie, Hiro - odpowiedziała pewnie, mrużąc przy tym oczy, by wyglądać groźniej. Szkoda, że nie wiedziała, jak bardzo mi się wtedy podoba.
   Jak zwykle w takim momencie drzwi do środka otworzyły się bez zapowiedzi, a w progu stanął Robb. Zaczynało mnie już niemal irytować to, że zawsze nam ktoś przerywa - zwłaszcza wtedy, gdy nasza rozmowa nabiera tempa. Wcześniej w Agendzie przeszkodził nam Wasabi, teraz Robb. Kogo jeszcze miałbym się spodziewać dzisiejszego dnia? Honey, czy Freda?
- Lądujemy - ogłosił Robb bez zbędnego mydlenia nam oczu. Był zawsze szczery, nawet jeśli lepiej byłoby lepiej nagiąć trochę prawdy dla lepszego odbioru - w tej kwestii naprawdę bardzo różnił się od naszej Honey.
   Spojrzeliśmy z GoGo po sobie i jak zwykle zauważyłem w jej oczach coś na skraju troski i determinacji, która napawała mnie poczuciem, że w jakie kłopoty bym nie wpadł, Go zawsze będzie ze mną. Na nią zawsze mogłem liczyć - szkoda, że to ja musiałem ją zawieźć, ten jeden głupi raz.
- Już idziemy - powiedziałem, skinąwszy głową. Robb uśmiechnął się pocieszająco i obdarzył nas oboje takim właśnie poczuciem. Z tego, co mówiła nam Yoko, Robb tym razem miał nam towarzyszyć, co nie do końca zadowoliło Honey. Pewnie wolałaby, żeby bezpiecznie wrócił do San Fransokyo, zamiast ryzykował, starając się ocalić nam skórę.
   Drzwi do pomieszczenia trzasnęły cichutko, upewniając nas, że są zamknięte. Nastała cisza. Adrenalina, którą zaczynałem czuć w Agendzie nasiliła się i teraz czułem, jak wypełnia całe moje ciało. To samo czułem, gdy lecieliśmy na Isla Menor. Wtedy jednak nie byliśmy pewni, z czym się borykamy. Wyspa nas zmieniła, a już zwłaszcza mnie. Choć powinienem czuć się twardszy, czułem się zagubiony, nie mając pewności, czy powinienem szefować naszej Szóstce. Może to Robb powinien zająć moje stanowisko i przyłączyć się do nas? Dziwnie byłoby słuchać poleceń, zamiast je obmyślać, ale wtedy przynajmniej nie czułbym poczucia winy, gdyby coś się nie udało.
   GoGo podeszła do mnie cicha jak cień i splotła swoje palce z moimi. Spojrzałem na nią i od razu poczułem się pewniej, widząc jej zdecydowanie. W obecnym świetle jej twarz przysłonięta czarnymi kosmykami wywiniętymi w kilka kierunków wyglądała niemal mrocznie, ale o dziwo kojąco.
- Gotowy? - zapytała, nie puszczając mojej dłoni. Szczerze mówiąc, myślałem, że pocałunek z Sam sprawi, że nie będzie chciała mnie znać. Najwyraźniej się myliłem, bo w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin staliśmy się sobie bliżsi o jeden mały krok.
   Uśmiechnąłem się bez entuzjazmu i zacisnąłem delikatnie jej dłoń na znak akceptacji.
- Teraz tak - odpowiedziałem cicho, patrząc jej w oczy.


   Wybiegliśmy z odrzutowca i ruszyliśmy truchtem w kierunku fabryki. Budynek był ogromny - Yoko wcale nie przesadzała z jego wielkością, gdy pokazywała nam go w videokamerze. Jego dach był spadzisty, nie licząc trzech kominów wystających z wnętrza. Jeden z nich, najwyższy, był umieszczony na samym końcu fabryki. Możliwe, że Wave znajdował się tuż przy ujściu z tego komina.
   Noc rządziła się swoimi prawami, napawając to opuszczone miejsce niemal upiornym urokiem. Ten budynek musiał być nieużywany jednak krótko, skoro nie został jeszcze zrównany z ziemią - w moim kraju nie było miejsc opuszczonych, chyba że rzeczywiście ludzie mówili o nim, że straszy. Każdy nieużyty metr kwadratowy był zastępowany czymś innym, co mogłoby służyć społeczeństwu. Myślę, że był to skutek albo psychiki i kultury mojego narodu, albo po prostu faktem, że nasza wyspa nie była wielkich rozmiarów, a rząd nie chciał marnować wolnego miejsca.
   Przeszliśmy przez wielkie, pordzewiałe drzwi, które otworzyli dla nas Robb i Wasabi. W środku panował zaduch, jakby nikt nie otwierał okien przez co najmniej miesiąc. Jednak woleliśmy to i zapach stęchlizny unoszący się w powietrzu niż stanie na mrozie w naszych strojach. Gwarantowały nam wiele, ale na pewno nie ochronę przed zimnem.
- Gdzie teraz? - spytała Honey, stając obok mnie w swoim różowym stroju. Próbowała się ogrzać, pocierając ramiona, ale najwyraźniej nie było to takie proste. Robb i Wasabi zostali z tyłu, by zamknąć ciężkie odrzwia, ale pozostali utworzyli wokół mnie krąg.
   Gdy drzwi się zamknęły, zostaliśmy w zupełnej ciemności. Wyciągnąłem z kieszeni videokamerę i uruchomiłem ją przyciskiem z boku. Małe okienko uchyliło się i posłało migoczące niebieskie światło, obrazujące przestrzeń fabryki. Na początku wszyscy zgodnie osłoniliśmy oczy, ale gdy przyzwyczailiśmy się do światła, ujrzeliśmy cały budynek skupiony na jednym wycinku hologramu. Dalej nie mogłem się nadziwić geniuszowi człowieka, który stworzył to urządzenie.
   Musnąłem palcami kilka pomieszczeń bezpośrednio na wprost od wielkiego przedsionka, w którym staliśmy i powiększyły się one, jakbym zmienił skalę widzenia fabryki. Widzieliśmy przed sobą kilka takich samych wielkością pomieszczeń gospodarczych, a już to jedno potrafiło pomieścić jeden dworzec główny San Fransokyo. GoGo westchnęła ze zmartwieniem.
- Mogę was wyprzedzić i sprawdzić teren zanim tam dojdziecie - oznajmiła bezinteresownie, wyglądając na rozluźnioną. Od razu pokręciłem głową, odrzucając ten pomysł.
- Nie - odparłem krótko. - Zostań blisko. Nie możemy się teraz rozdzielać.
   Robb kiwnął głową, zachodząc mnie od tyłu.
- Hiro ma rację - potwierdził, klepiąc mnie po plecach. - Lepiej wyruszajmy od razu, bo ten spacer może chwilę potrwać.
   Nie powiedziałem mu tego, ale cieszyłem się, że tu jest. Yoko nie bez przyczyny właśnie jemu powierzyła dopilnowanie tej misji. Wiedziała, że mamy dobre stosunki z Robbem i że jesteśmy mu wdzięczni za pomoc na Isla Menor. Gdy my byliśmy przerażeni przed zadaniem, on zdołał nas uspokoić i zaznajomić z całą tą sytuacją. Sam była równie pomocna, ale pracowała głównie przy biurku - Robb był raczej typem człowieka, który wolał działać niż planować.
   Szliśmy szybkim krokiem, ale nie zbyt szybkim, by się zanadto nie zmęczyć. Gdy przeszliśmy przez pierwsze pomieszczenie, chłód na zewnątrz przebijający się przez cienkie ściany fabryki wcale nam już nie przeszkadzał. Przez ten spacer poczuliśmy, jak krew szybciej pulsuje w naszych żyłach, miał też niezwykle kojące działanie, co było wielce pomocne przy obecnym stresie.
- Jak to jest być prawą ręką Yoko? - zagadnął Robba Fred po dłuższej chwili ciszy. Nie był osobą, która chętnie się w tej ciszy zatapiała. Honey zerknęła na niego ciekawie. Gdyby nie światło videokamery pozostalibyśmy w mroku.
   Robb wyglądał na rozbawionego.
- Praca jak praca - oznajmił bez ogródek. - Skoro mogę się na coś przydać, to po prostu to robię.
- Czyli coś w rodzaju wolontariusza? - zachichotał Wasabi. Robb zaprzeczył ruchem głowy z uśmiechem.
- Skąd. Wolontariuszowi nie płacą, mi tak - odpowiedział wprost. Nie dziwiłem mu się. W San Fransokyo było wiele zdolnych osób, ale tylko kilka łapało okazję, jaka im się trafiała. Robb nie wyglądał na osobę, która by ją przepuściła, bez względu na koszty.
- Ale chyba kręci cię to, że ratujesz innych z opresji, nie? - zagadnął go Freddie leniwym głosem, jakby temat przestał go już interesować. Mnie jednak zaintrygował bardziej.
   Robb uśmiechnął się niepewnie do wtóru naszych kroków.
- Można tak powiedzieć - oznajmił z obojętnością, chociaż wątpiłem, że los ludzi, którym pomagał był mu obojętny. Mógł być bez problemu przyjęty do wojska, a działał w Agendzie. Po co? Czy miało to coś wspólnego z Yoko tak jak w przypadku Sam, czy jego współpraca z tą instytucją narodziła się z winy przypadku? - A wy? Pewnie nie wymyśliliście sobie od tak bycia superbohaterami, co? - rzucił z nutą rozbawienia w głosie, ale pytał poważnie. Sądziłem, że Agenda zawiadomiła go o szczegółach naszej działalności, ale być może były informacje, które Yoko pominęła przy przedstawianiu mu nas.
- Nie całkiem - odpowiedziała Honey, a na jej ustach zagościł grymas. Czuliśmy się tak samo na myśl, jak to się wszystko zaczęło, gdy nasze myśli skoncentrowały się wokół Tadashiego.
   Robb rozejrzał się po naszych minach i zmarkotniał.
- To skąd ten pomysł? - zapytał ciszej, jakby chciał dowiedzieć się jakiegoś sekretu. W sumie miał prawo wiedzieć - współpracował z nami. Poza tym mieliśmy do niego pełne zaufanie.
   Odetchnąłem i zabrałem głos.
- Ścigaliśmy zabójcę mojego brata - odparłem bez przekonania, jakbym mówił o pogodzie. Mimo to w sercu czułem rosnącą gorycz, której smak przypominał mi o bardzo bolesnym doświadczeniu w moim życiu. - Tak to się dokładnie zaczęło.
   Nastała wroga cisza. Robb spojrzał na mnie ze współczuciem, wymalowanym na jego twarzy niebieską barwą videokamery. Nie musiałem pytać, by mieć pewność, że Yoko go o tym nie powiadomiła. Ciekawe, ile rzeczy wiedziała o nas Agenda. Czy skupiała się tylko na konkretnych faktach, które wpływały na naszą współpracę, czy gromadziła też dane niekonkretnie związane z naszą działalnością? Jak na przykład moje relacje z Sam...
   Nagle poczułem dotyk na ramieniu, który wywołał dreszcz na moich plecach. Był to jednak tylko Baymax.
- Co jest, stary? - spytałem, obracając się do niego z zagadkową miną. Robot stał jak wryty, rozglądając się czujnie dokoła. Nasi przyjaciele również przystanęli, zauważając zmianę, jaka zaszła w Baymaxie. Nie podobało mi się to.
- Namierzyłem kogoś - przyznał wprost, gdy jego wzrok zatrzymał się z powrotem na mnie.
   Nie musieliśmy długo czekać na dowód. W całej fabryce coś zatrzeszczało żałośnie jak zardzewiała dźwignia uruchomiona do dalszej pracy. W całej hali zaświeciło się światło, oślepiając nas na dłuższą chwilę. Słyszałem jęki GoGo i Freda pocierających oczy. Moje również piekły od nagłego przeistoczenia.
- Co jest? - zapytał Wasabi z irytacją, rozglądając się po przestrzeni. Miał rację - coś tu nie grało. I chyba nie chciałem się przekonać, co to właściwie było.
- Stańcie w kręgu - poleciłem szybko, rozglądając się dokoła, by przewidzieć atak. Koleś mógł być wszędzie, dopiero po zaświeceniu się świateł zobaczyłem piętro nad nami, otwierające się na halę. Równie dobrze moglibyśmy zostać zaatakowani z góry, albo co gorsza - z dołu z cienia rzucanego nam przez piętro. Wszystko wskazywało na to, że ktoś przewidział nasze ruchy. Może Agenda miała jakichś szpiegów, a może po prostu Wave był sprytniejszy od nas wszystkich, tego nie wiedziałem.
- Patrzcie - wyszeptała GoGo stojąca tuż obok mnie. Wpatrywała się w punkt w cieniu, który zamigotał przy głębszym przyjrzeniu się.
   Najpierw zarejestrowałem odnóża - sam nie wiem, skąd wiedziałem, że tym właśnie były. Cienkie, stalowe nogi przytwierdzone do kręgosłupa. Potem zauważyłem czułki, niezbyt dopracowane, wyglądały jak spiłowane pilnikiem, by nadać im odpowiedniego kształtu. Najgorszy był łeb, który wychylił się z cienia zaraz po czułkach. W czerwonych źrenicach owada nie czaiło się nic pozytywnego, od razu przypomniał mi się Baymax, gdy odebrałem mu kartę Tadashiego. Wyglądał wtedy tak samo monstrualnie, jak to, co mieliśmy właśnie przed sobą.
- To roboty! - wykrzyknąłem, zauważając tułowia zanurzające się w świetle żarówek niczym w kojącym prysznicu. Ich srebrne włókna lśniły, jakby machiny nie zostały jeszcze użyte. Więc mieliśmy być ich pierwszym celem...






Nie wiem, jak wy ale ja uwielbiam tę dwójkę, a zwłaszcza ich kłótnie ;DD postaram się dodać ich więcej może w kolejnych rozdziałach (to tyle do gifa) ;33

Słuchajcie, postaram się wciąż dodawać na bieżąco ale proszę o zrozumienie :/ Mam problemy z oczami i nie mogę ich przemęczać przed komputerem, mam nadzieję, że to zrozumiecie - dlatego postaram się teraz dodawać rzadziej na Czkastrid, ale nie odpuszczę tutaj :) głównie dlatego, że mam już ułożony plan na BH6 a na Czkastrid... no też, ale tam działam raczej bardziej spontanicznie ;)


Tak czy siak, postaram się być obowiązkowa, ale jeśli mi nie wyjdzie, to nie zabijajcie Just :)) serio, stają na rzęsach, żeby dodawać regularnie ale mam w sumie trzy blogi na których pisze (plus jeden, który na razie wstrzymałam) więc proszę o wyrozumiałość :)

Z góry dzięki, Wasza Just z pogarszającą się wadą wzroku ://

10 komentarzy:

  1. Oczywiście, że zrozumiałe jest to, że nie możesz zbyt często dodawać rozdziałów ze wzgl. na wadę. Myślę, że nikt by tego od cb nie wymagał zważając na oczy xd. I tak bardzo się starasz (co widać ;) ) i dziękuję ci z całego serca, że mimo wszystko piszesz i tworzysz tak wspaniałe historie :D. Wchodzę na twojego bloga i mogę szczerze powiedzieć, że warto się od cb uczyć. Jesteś świetną pisarką, a twoje opowiadania zawsze są zaskakujące, piękne no i oczywiście świetne :).
    Hahahah Wasabi i GoGo to rzeczywiście fantastyczni przyjaciele a ich sprzeczki są zawsze rozbrajające i wywołujące (przynajmniej u mnie) średnio kontrolowane napady śmiechu.
    Ulala Just, ale się tajemniczo zrobiło. Coś czuję ,że następny rozdział będzie istną bombą!
    Mimo wszystko mnie dalej nurtuje ta sprawa z Ithanim. Mam nadzieję, że to się rozwiąże, ale znając cb i twój styl pisania i prowadzenia blogów, mogę mieć pewność, że nie zostawisz tak tego wątku xd.
    Huhuhuh już się nie mogę doczekać nn! Dużooooo weny życzę i oczywiście zdrowych oczu (yyyyy...tak się mówi? whatever...nie słuchaj mnie....jestem szurniętą idiotką xd ;D )
    W każdym razie...tak.
    Żeby twoja twórczość dalej była tak świetna i żebyś czerpała z niej jak najwięcej radości.
    -Pass :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ithaniego nie odpuszczę ;D a raczej... to on nie odpuści GoGo ;)) bardzo ci dziękuję za miłe słowa :) cieszę się że widać, ile pracy pochłania moje pisanie blogów i że naprawdę się staram :) bez was bym tego nie robiła ;)
      Nie martw się, ja też jestem szurnięta :D najwyraźniej w blogosferze to norma XD
      Mam nadzieję, że nie tyle można będzie się ode mnie uczyć, co brać przykład, że warto spróbować, nawet jeśli pisanie wydawałoby się jakimś odległą rzeczywistością ;))) ja sama zaczynałam od zeszytu w kratkę na nudnych lekcjach w szóstej klasie, więc...

      Jeszcze raz wielkie dzięki <3 ;) Just.

      Usuń
  2. Tylko... Czy tylko mi przychodzą jakieś dziwaczne myśli związane z Ithanim i GoGo? *rape face*
    Misiek, rób jak możesz, serio. Daj odpocząć czasem oczom, może weź jakieś zioła albo cuś. Marchewka i świetlik lekarski mogą pomóc.
    Waaaaa, roboty, fabryka, następny tydzień to będzie petarda! I następny po następnym. I tak dalej ;)
    Zadam pytanko (znowu): czy czytałaś może Sword Art Online? Polecam, wyszedł 9 tom, w czerwcu 10 będzie. Na tym powstało anime, i chociaż wiem, że nie każdy lubi, to warto. Odcinki można obejrzeć na wbijam.pl
    Lokuję produkt. Świetnie...
    Weny!
    Piwo :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, następny to tak - może być ciekawy :))
      Powiem szczerze że nigdy mnie nie kręciło anime ku rozpaczy niektórych XD jakoś nie za bardzo za tym przepadam, po prostu, choć wierzę na słowo, że to może być fajne :)
      Ithani i GoGo? w sensie? :D zaczynam się bać tych twoich skojarzeń haha

      Usuń
    2. Chodzi mi raczej o to, że to Ithani może mieć jakieś głupie myśli. He he.

      Usuń
    3. Oj ma, o to się nie bój 😉

      Usuń
  3. super super super wielka fabryka roboty co dalej co dalej ALE... ZNOWU IM PRZERWANO za jakie grzechy czy teraz już zawsze gdy gogo i hiro zaczynają poważnie rozmawiać lub po prostu są na osobności ktoś musi im przerwać??!! Dbaj o czy wiem coś o nich (całe życie w okularach) :) a poza tym i tak masz świetne tępo jak na 3 blogi i wrzucasz regularnie więc luz nie przemęczaj się. Czekam na akcje w niedalekiej przyszłości i pozdro jesteś najlepsza :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję ci toudi za miłe słowa :) obiecuję że będę o siebie dbać 😊 a co do naszej parki - cóż, prędzej czy później zostaną sami...

    OdpowiedzUsuń
  5. Po pierwsze super next , po drógie znowu przerwano (co mnie zaczyna irytować ) a po trzecie nie wiem co Ithaniemu chodzi po głowie i nie chce wiedzieć (aż mnie to przeraża ).😊

    OdpowiedzUsuń