11/22/2015

Mroczne sekrety wyspy

   Zderzyliśmy się z twardym gruntem tak boleśnie, że aż syknąłem z bólu. Co się do cholery stało? Moja przyjaciółka obok mnie krzyknęła jeszcze raz, głośno, po czym zaczęła jęczeć z bólu, zwijając się w kłębek.
- Hiro! Honey! - słyszeliśmy dźwięki dobiegające z góry, która znajdowała się co najmniej dziesięć metrów nad nami.
   Syknąłem, gdy spróbowałem się podnieść, ale zrobiłem to, czując przerażenie na myśl o Honey, która jako pierwsza uderzyła o twarde podłoże dołu, w który wpadliśmy.
- Honey, nic ci nie jest? - spytałem, gdy zdołałem się do niej podczołgać.
- Moja noga... - jęknęła, leżąc na plecach na posadce... Chwila, posadzce?
   Spojrzałem z szokiem na ledwie widoczne znaki i symbole wyryte w kamieniu, na który niefortunnie spadliśmy. To nie był jakiś tam dół. Zaraz przypomniałem sobie mapę, podarowaną nam przez Yoko i szereg starożytnych tuneli, które były naznaczone na kawałku papieru.
- Hiro, jesteście tam?! - krzyczał ze strachem Wasabi, wyraźnie nasłuchując. Widziałem jego głowę wychylającą się za krawędź dołu.
- Taak! - odkrzyknąłem, wciąż nie mogąc zobaczyć, co stało się z Honey. - Chodźcie tu szybko, Honey jest ranna.
- To tylko noga, Hiro. - powiedziała blondynka, siadając. Widziałem po jej minie, że ruch ten sprawił jej ból, tak jak mnie, gdy ruszyłem się z twardej ziemi.
- Okej, już schodzimy - usłyszałem odpowiedź ciemnoskórego przyjaciela.
- Nie wiesz, czy jest złamana? - zapytałem w tym czasie Honey, pomagając jej przeciągnąć obie nogi do światła. Najgorsze było to, że nie wiedziałem, w którą nogę zraniła się przyjaciółka. Dopiero, gdy Honey wbiła mi paznokcie w ramie, pojąłem, że coś stało się jej w prawa nogę.
- Skąd mam wiedzieć - mruknęła z wyrzutem Honey. - Ledwie nią ruszam!
- Spokojnie, zaraz powinien zejść tu Baymax - uspokoiłem ją, patrząc jednocześnie z niepokojem na górę, skąd nasi przyjaciele zrzucili linę, by móc po niej zejść.
   Ja sam czułem bardzo dziwne ogłupienie, jakby ktoś walnął mnie z całej siły w głowę. Wolałem nie sprawdzać, czy coś mi się stało, bojąc się tego, co mogę zauważyć. Zamiast tego skupiłem się na mojej przyjaciółce, towarzysząc jej, gdy reszta naszych przyjaciół, zjeżdżała w dół po linie.
- Upadłaś na nią? - spytałem cicho, biorąc w dłonie jej chudą nogę. Musiałem chociaż zbadać, które miejsce jest poszkodowane. Honey spojrzała na mnie z trwoga, ale nie powiedziała nic, zagryzając mocno zęby.
   W słabym świetle zdołałem zauważyć, że nie jest to złamanie otwarte. Tyle z tego dobrego. Taki upadek mógł się skończyć tragicznie, gdyby któreś nas upadło na kręgosłup bądź głowę. Dotknąłem lekko kolana Honey, uważając, by nie nadwyrężyć jej pogruchotanych kości.
- Boli? - spytałem. Honey zaprzeczyła ruchem głowy i wypuściła powietrze ustami.
- Nie, chyba mam coś z kostką - odparła, zamierając w bezruchu. Kiedy musnąłem ręką jej prawą kostkę, krzyknęła i złapała się za nogę, jakbym to ja zrobił jej krzywdę.
- Wybacz - mruknąłem, czekając wciąż, aż Baymax wreszcie raczy tu przyjść.
- Nie, to ja przepraszam - jęknęła Honey, patrząc na mnie swoimi dużymi, zielonymi oczyma. - Wciągnęłam cię w ten dół. Przeze mnie mogło ci się coś stać.
- Nic nie szkodzi, Honey - powiedziałem szczerze. Czułem ulgę, że mogłem jakoś pomóc mojej przyjaciółce tu, na dole. - Poza tym... to nie dół, tylko tunel. Jeden z tych, które odkryli ludzie z Agendy.
   Honey zamrugała, wpatrując się we mnie ze zdziwieniem. Pierwszy po linie zszedł Wasabi, podbiegając ochoczo do rannej przyjaciółki. Ukląkł przy niej, po czym wyciągnął z kieszeni latarkę i zaświecił ją, by dodać nieco światła naszemu ciemnemu więzieniu.
- Mam coś z kostką - opowiedziała mu Honey, tym razem nie dając przyjacielowi dotknąć jej rannej nogi.
- Myślę, że jest złamana - powiedziałem wprost, wstając. Baymax zdołał już do nas dołączyć, po czym podbiegł do przyjaciółki, jak wcześniej Was.
   Każdy z nas odsunął się niepewnie, dając pole do popisu naszemu robotowi i obserwując w skupieniu jego działania. Baymax nawet nie musiał podchodzić, by wydać diagnozę.
- Złamanie kości skokowej. Kuracja powinna potrwać jakieś trzy tygodnie przy normalnych warunkach.
- A przy Isla Menor? - spytał ze złością Wasabi. Nie dziwiłem mu się. Byliśmy w beznadziejnej sytuacji - Honey była ranna, a na dodatek potrzebowała opieki a nie udziału w misji.
- Będę dla was ciężarem - jęknęła Honey, patrząc z rozpaczą na swoją złamaną nogę.
    GoGo nie odzywała się ani słowem, zsunąwszy się po linie za Baymaxem. Widziałem też cień Freda, który zakrywał światło z powierzchni lądu. Wstałem i zrobiłem kilka kroków w stronę ciemności, która miałem przed oczami, stąpając ostrożnie.
- Baymax - powiedziałem cicho, patrząc nagle na robota. - Zaopiekujesz się Honey?
- Honey potrzebuje mojej pomocy - odparł wprost Baymax.
- Okej, w takim razie będziemy szli dalej. - powiedziałem, patrząc pewnie na przyjaciół. - Damy sobie radę.
- Skąd ta pewność? - spytała GoGo, ukryta w cieniu.
- Bo kiedy się nie rozdzielamy, nic nie może nas powstrzymać - mówiłem, starając się ich wesprzeć. - Może Honey nie będzie mogła chodzić, ale czy to coś zmienia?
- No, trochę - mruknęła sama Honey, obracając twarz w moim kierunku. Na policzkach błyszczały jej łzy. - Spowolnię was, o ile w ogóle nie zepsuję misji.
- Jesteś Honey Lemon - uśmiechnąłem się słabo. - Potrafisz wytworzyć minę z dwóch pierwiastków, a nie potrafisz poradzić sobie ze złamaną nogą?
   Czekałem, obserwując zacięte spojrzenia zatroskanych przyjaciół. Jeśli teraz zwątpimy, równie dobrze możemy próbować połączyć się z Robbem i błagać go, by po nas przyleciał. Jednak nie było misji, którą byśmy odrzucili, nieważne, jaka byłaby trudna.
   W końcu Honey odetchnęła głośno i wstała na jednej, zdrowej nodze, opierając się o ramię Baymaxa.
- Masz rację, Hiro - powiedziała z uśmiechem.
- To może lepiej wyjdźmy już na górę? - zapytała GoGo, wskazując kciukiem na krawędź dołu.
   Kiwnąłem głowa, wychodząc na krzywy okrąg światła, przedzierający się przez gęste gałęzie drzew ponad nami.
- Idźcie - powiedziałem, nie przestając zerkać na życiodajne światło, którego już zaczynało mi brakować. - Ja muszę coś sprawdzić.
    Fred jęknął, patrząc na linę, po której dopiero przed chwilą zjechał. Baymax wziął na ręce Honey, po czym odpalił swoje skrzydła, które jakimś cudem były mniejsze od średnicy dołu, przez który wpadliśmy z blondynką. Wasabi asekurował, niczym wprawny opiekun medyczny, starając się pomóc robotowi. Tylko GoGo stała cały czas w tym samym miejscu, nie wychodząc nawet w okrąg światła.
- Co? - spytałem ją, jednocześnie sugerując jej spojrzeniem wejście na górę.
   GoGo westchnęła, po czym podeszłą do mnie i ujęła moje policzki troskliwie. Przez chwilę myślałem, że mnie pocałuje, widząc w jaki sposób patrzy mi w oczy, ale ona obejrzała dokładnie moją twarz, po czym syknęła głośno, gdy spojrzała na moje czoło i skroń.
- Hiro, mówiłam ci już, że ty to masz szczęście? - spytała, obserwując wciąż prawą część mojej głowy.
- Co? - powtórzyłem, starając się jej wyrwać, ale GoGo mi na to nie pozwoliła.
- Nie wierć się. - warknęła, ale dość łagodnie, nawet jak na nią. - Powinieneś wrócić na górę. Baymax musi cię opatrzyć.
- Nic mi nie jest - burknąłem, obracając się do niej tyłem, ale GoGo najwyraźniej nie skończyła jeszcze mówić, bo chwyciła mnie za rękę i przyciągnęła do siebie.
- Wiem, co chcesz zrobić i ci na to nie pozwolę - powiedziała bardziej wrogim tonem, zdejmując z pleców swój plecak i szukając w nim czegoś. - A przynajmniej nie, kiedy chodzisz z rozbitą głową.
   Drgnąłem, po czym niemal od razu dotknąłem mojego czoła, dopiero teraz czując szkarłatną ciecz na moim czole. GoGo wyciągnęła z kieszeni kawałek gazy i namoczyła go w wodzie ze swojego pojemnika. Gdy dotknęła mojej skroni, jęknąłem, czując napływający ból z całego poobijanego ciała. GoGo spojrzała na mnie z troską w swoich błyszczących oczach, ale nie przestawała przemywać mi rany na czole.
- A podobno nic ci nie jest - bąknęła pod nosem, a ja od razu się uśmiechnąłem. Nie pomogła nawet ta sytuacja przy stawie, GoGo i tak zawsze stawiała na swoim i to się raczej nie zmieni.
   Spoglądałem co rusz w jej oczy, będące tak blisko moich własnych. Poczułem ponura satysfakcję, że GoGo była zbyt daleko, by Honey mogła ją chwycić i wciągnąć za sobą do tunelu. Nie zniósłbym myśli, że coś mogłoby się jej stać.
- Już - powiedziała cicho, gdy wzbroniłem się przed owinięciem mi głowy bandażem.
- Dobra, leć na górę, ja lecę coś załatwić - mruknąłem niecierpliwie, znów chcąc umknąć przyjaciółce w dalszą część tuneli, ale GoGo znów mnie powstrzymała, wyciągając z kieszeni latarkę.
- Ani mi się śni cię zostawiać - kłóciła się, oświetlając tunel swoją latarką. - Chyba upadłeś na głowę.
- Tak się składa, że owszem - zaśmiałem się cicho, a do GoGo dopiero dotarł sens jej słów i także się zaśmiała swoim dźwięcznym głosem.
- Idziecie, czy nie? - krzyknął Fred, wychylając się z góry.
- Dołączymy do was później - odpowiedziałem mu głośno. - Zajmijcie się Honey.
- Się robi - chyba taką odpowiedź usłyszałem, zanim Fred zniknął na powierzchni.
- To co? - spytała z ochoczym uśmiechem GoGo. - Spacer?
- Spacer - odpowiedziałem, żałując, że nie mogę jej siłą wnieść na górę i zostawić tam, by nie narażała się ze mną w nieznanych tunelach wyspy. Nie miałem na tyle sił, co więcej, obawiałem się, że zanim zdołam sprawdzić chociaż jedną część tuneli, to prędzej padnę z wycieńczenia. Dzięki mojemu upadkowi z wysokości stało się to jeszcze bardziej realne.
   Ruszyliśmy z GoGo tunelami, rozglądając się po rzeźbionych ścianach, które gdzieniegdzie tylko zdołały się rozsypać. To stąd ta twardość podłoża, którą zauważyła GoGo. Skoro tunele zostały wydrążone, musieli czymś wzmocnić sufit, żeby się nie zapadł. Gorzej, jeżeli to, co stabilizuje sufit tunelu się załamie - wtedy ktoś może skończyć tak, jak Honey albo mieć jeszcze mniej szczęścia.
- Naprawdę wierzysz, że damy sobie radę, jeśli Honey została ranna? - spytała mnie cicho GoGo. jasne, że nie spytałaby o to przy naszej przyjaciółce - musieliśmy wesprzeć Lemon, a nie ją dołować.
- Pewnie, że tak - odpowiedziałem szczerze. - Wypadek Honey nie powinien nam przeszkodzić w misji.
- Ale może ją utrudnić - mruknęła GoGo, patrząc z ciekawością na skalne ściany, na których cienkie linie tworzyły symbole i pismo. Jedna ze starych posypanych ścian dała się odczytać.
   Podszedłem bliżej, zaglądając przez ramię przyjaciółki, by móc się przyjrzeć starożytnym rysopisom, które wyglądały na bardzo stare. Takie fragmenty przekazów powinny znajdować się w muzeum, a nie na wyspie, na której znajdują się pozbawieni zmysłu piękna zbrodniarze.
- Od charamu Mahi-Yong, po kraj Wielkiej Puszczy krajem tym rządzi Seeba, cesarz wysp Wschodnich i Nahu-Kaan. - odczytała GoGo. - Co to znaczy?
- To chyba coś w rodzaju testamentu - mruknąłem, patrząc na te same, wyryte litery. - Myślę, że władcy jakoś naznaczali swoje terytoria.
- To na pewno - dodała GoGo. - Ale ciekawe, dlaczego w tunelach.
- Bo na powierzchni trwała wojna - przypomniałem sobie słowa Sam na temat Isla Menor. Mówiła, że cała ta wyspa była jednym, wielkim polem bitwy. Jakoś na razie nie znaleźliśmy żadnych dowodów, że jej słowa mogą być prawdziwe.
- Skąd to wiesz? - spytała mnie dziewczyna, patrząc na mnie zdziwionym spojrzeniem. Nie odpowiedziałem, wiedząc, że sama prędzej czy później dojdzie do odpowiedzi. Nie sądziłem jednak, że odgadnie to tak szybko. - Sam? - w jej głosie słychać było niechęć wobec posiadaczki tego imienia.
- Nic się przed tobą nie ukryje. - odpowiedziałem z westchnieniem, kierując moją latarkę na przeciwległą ścianę, by przyjrzeć się tamtejszym zapisom.
- To raczej przed twoją przyjaciółką - mówiąc to, słowo "przyjaciółka" zabrzmiało gorzko w jej ustach, niemal ze smutkiem. Zaskoczył mnie ten ton, ale wolałem się nie odzywać, wiedząc już, że nie warto zadzierać z dziewczynami. Zwłaszcza takimi, jak GoGo.
- Popatrz - niemal krzyknąłem, gdy moja latarka natrafiła na ogromne malowidło ścienne, sięgające trzech metrów. Widziałem na nim pole walki i umazanych czerwoną farbą ludzi. Krew lała się strumieniami, a całe malowidło wyglądało na dość dokładne, jak na dzieło starożytnych. Choć byli malowani z profilu i przypominali nieco kaligrafie starożytnych Egipcjan to wciąż budziły lęk i grozę.
- O mój... - szepnęła z szokiem GoGo, stając obok mnie. - Chyba ta twoja Sam miała rację co do tej wyspy...
- Żadna moja - poprawiłem ją z irytacją, ale nie potrafiłem odwrócić wzroku od mrożących krew w żyłach scen zadawania ciosów i ran.
   Dało się zauważyć, że lud ten musiał być niezwykle brutalny, bo sposoby walki wydawały się być wręcz potworne. Do walki stawały także kobiety, a nawet dzieci, a gdy padały, ich prawdopodobnie ojcowie deptali po nich, biegnąc na przeciwników i łamiąc im kości swoimi włóczniami. Na sam widok poczułem mdłości, nie chciałem tego więcej oglądać.
- Przerażające - wyszeptała GoGo, odwracając z niesmakiem wzrok.
- Może wolisz wrócić na górę? - spytałem ją z troską, ale GoGo najwyraźniej źle zrozumiała moje słowa, bo spojrzała na mnie ze złością.
- Już chcesz się mnie pozbyć? - mruknęła, maszerując dalej i przeglądając kolejne dzieła starożytnych. Nie miałem siły ani szans dyskusji, więc westchnąłem tylko z lekkim uśmiechem i ruszyłem za nią, żeby nie wpadła w jakieś większe kłopoty niż wpadnięcie do tuneli wydrążonych we wnętrzu wyspy.
- Nie, skąd - przyznałem ze śmiechem, ale jednak prawdziwie. Cieszyłem się, że GoGo postanowiła mi towarzyszyć, o ile nie wpadniemy razem w tarapaty.
   Szliśmy dalej, rzucając ledwie okiem na pozostałe przerażające sceny z bitew na Isla Menor. Zauważyłem, że często pojawiają się słowa "Kyo-Nang", przez co zaczynałem myśleć, że to właśnie tak tubylcy nazywali wyspę. Nie potrafiłem jednak określić, co to miałoby oznaczać, ale postanowiłem sprawdzić starożytny japoński, gdy tylko wrócę do San Fransokyo.
   Nagle GoGo krzyknęła i odskoczyła od ściany, łapiąc mnie za rękę. Zaświeciłem latarką w miejscu, na które patrzyła GoGo, ale zdołałem zobaczyć tam tylko szczura wielkości mojej ręki, który, porażony mocnym światłem latarki, uciekł na swoich małych nóżkach w głąb tunelu, byleby tylko znów nie być niepokojony przed zwiedzających.
   Spojrzałem na przyjaciółkę, która wciąż patrzyła z odrazą na gryzonia, po czym wybuchnąłem śmiechem, nie mogąc już dłużej wytrzymać. GoGo od razu puściła moją rękę, patrząc na mnie z gniewem.
- Z czego rżysz? - warknęła, idąc w przeciwną stronę, niż ta, w którą pobiegł szczur.
- Trzeba było uprzedzić, że boisz się szczurów - powiedziałem, ruszając za nią w kierunku ostrej łuny światła słonecznego, przez którą wpadliśmy z Honey do tunelu.
- Nie boję - mruknęła, obracając lekko głowę w bok, bym mógł ją słyszeć. - Ciekawe, co ty byś zrobił, gdyby coś takiego wleciało ci pod nogi.
   Podeszliśmy pod dół, z którego światło padało na nasze twarze, a ja wciąż śmiałem się z GoGo, która wyglądała na mocno wkurzoną. Nagle oboje usłyszeliśmy dźwięk, który natychmiastowo mnie uciszył. Jakby głosy... Właśnie tego spodziewałem się w tunelach.
   GoGo chwyciła mnie za rękę, tak samo, gdy chciała opatrzyć moją skroń.
- Hiro, nawet o tym nie myśl - warknęła szeptem, patrząc na mnie złowrogo.
- Gdybyś była poszukiwana na całej wyspie, gdzie byś się ukryła? - spytałem ją, wiedząc, że mam rację. - To muszą być uciekinierzy.
   GoGo spojrzała ze strachem w ciemność, z której dobiegały głosy. Widziałem po jej minie, że się waha. W końcu westchnęła cicho i spojrzała mi w oczy, jakby podjęła decyzję.
- Na razie nie stanowisz dla nich zagrożenia, kiedy jesteś ranny. - szepnęła. - Musimy wrócić na górę i po prostu zaczekać, a być może sami wpadną nam w ręce.
- Ale...
- Hiro, wypoczniecie z Honey, a potem przeszukamy tunele. Obiecuję. Na razie nie komplikuj sprawy. Dobrze wiesz, że mamy większe szanse, kiedy działamy razem.
   Nienawidziłem, gdy miała rację, ale musiałem przyznać, że nie czuje się najlepiej. Czułem ból w prawym ramieniu, na które upadłem, ale było to nic w porównaniu z szumami w mojej głowie, które przeszkadzały mi w trzeźwym myśleniu. Spojrzałem tęsknie w kierunku tuneli wiedząc, że gdyby mi się powiodło, nasza misja skończyłaby się szybciej.
- Dobra - zgodziłem się z niechęcią, patrząc na GoGo. - Niech ci będzie.
   GoGo uśmiechnęła się zwycięsko, po czym spojrzała w górę. Nie mogliśmy krzyknąć do Freda, jeśli nie chcieliśmy, żeby zbiegowie mogący znajdować się w tunelach nas usłyszeli. Ściągnąłem z pleców mój plecak, szukając liny.
   Wspinaczka na górę trochę potrwała, ale kiedy w końcu nam się udało, nasi przyjaciele spojrzeli na nas z ciekawością, jakbyśmy wrócili z Mount Everestu.
- Co tam tak długo robiliście? - zapytał Wasabi z ciekawą i nieco zaniepokojoną miną. Wystarczyło tylko na nas spojrzeć, żeby zauważyć, że coś znaleźliśmy.
   Usiedliśmy z GoGo przy prowizorycznym ognisku, które nasi przyjaciele zdołali już rozpalić, po czym opowiedzieliśmy im o tym, co znaleźliśmy na ścianach tuneli, oraz jaki ma to związek z przeszłością wyspy.
- Żebyście tylko widzieli te freski - powiedziała GoGo z obrzydzeniem. - Nie wiem, jakie ludy zamieszkiwały Isla Menor, ale wygląda na to, że mieli o co walczyć, skoro toczyli tu tak zacięte spory.
- GoGo ma rację - dodałem, dopiero uświadamiając sobie to, co przyjaciółka. - Na Isla Menor musi być coś jeszcze. Coś, czego nie znaleźli Japończycy, kiedy budowali tu zakład karny.
- A co jeśli te starożytne ludy zdołały to zabrać? - zasugerował Wasabi z zamyśloną miną. Widziałem po nim, że zainteresował się tematem wyspy bardziej od reszty. Honey drżała na samą myśl, gdy opisywaliśmy jej obrazy z fresków.
- Zamierzacie prowadzić tu badania archeologiczne, czy ścigać przestępców? - spytała z cieniem irytacji. Jej noga była już owinięta grubym bandażem, który powinien unieruchomić jej uszkodzona kostkę, choć zapewne nie mogła się sama poruszać. Fakt ten pewnie powodował u niej taką złość.
- Jest jeszcze coś - dodałem, wskazując na Honey, która sama zaczęła temat. - W tunelach prawdopodobnie chowają się zbiegowie.
- Co? - zapytał Fred, cały czas słuchając o naszych znaleziskach bez słowa, co zdarzało się u niego naprawdę rzadko. 
- Hiro usłyszał jakieś głosy w tunelach - podsunęła GoGo z poirytowaniem, drapiąc się po głowie. Jej czarne włosy splątały się wokół jej głowy tworząc ciemną aureolę. - Gdybym go nie zatrzymała, sam najchętniej poleciałby szukać tych typów.
- Przecież bym ich nie atakował - broniłem się. - Chciałem ich tylko poobserwować, zobaczyć ilu ich tam jest... A co jeśli tunele tworzą sieć, jeśli pod ziemią jest coś więcej niż tylko korytarze? Może tam mieszkała ludność, pomyślcie sobie, po co ktoś malowałby freski w podziemnych przejściach. Na pewno też nie stanowiły katakumb, może...
- Hiro chyba pojawił się we właściwym miejscu - skwitował Wasabi, śmiejąc się ze mnie, ale widziałem po jego minie, że podzielał moje przypuszczenia. - Tak czy siak, Hiro, możliwe, że poszukiwani sami wpadną nam w ręce.
- Jak to? - spytała GoGo z zaskoczeniem.
   Wasabi rozejrzał się w kierunku bystrego nurtu rzeki, który nie przestawał zagłuszać naszych rozmów. I dobrze, że tak było, bo gdybyśmy mówili zbyt głośno, nasze głosy mogłyby nieść się w tunelach, a tego nie chcieliśmy.
- Kiedy wy siedzieliście w tunelu, my obejrzeliśmy nieco mapę Yoko i okazało się, że przejścia zaznaczone na mapach są bardzo odległe i że jeśli nasi przestępcy będą chcieli zaczerpnąć wody, to najpewniej zrobią to tu, gdy zauważą wylot tunelu.
- Nie pomyślą, że ktoś ten tunel zawalił? - zapytała dla pewności Honey.
- Myślę, że nie - zdecydował Wasabi z pewną siebie miną. - Jeśli tunel mógł się pod tobą zapaść, to równie dobrze mógł się zapaść sam z siebie.
   Nastała cisza. Każdy myślał nad słowami Wasabiego, który najwyraźniej posprawdzał już wszystkie alternatywy. Może miał rację, pomyślałem, kalkulując w pamięci mapę, którą dane mi było zobaczyć tylko raz w życiu. Źródło ma swój obieg na północy, a sieć tuneli zaczyna się rozpraszać na południu, więc jedynym możliwym miejscem, gdzie ukrywający się w tunelach mogli nabrać pitnej wody, było właśnie to, w które wpadliśmy z Honey, torując im drogę.
- Dobrze, że rozbiliście obóz nieco dalej od wylotu tunelu - powiedziałem, patrząc w dal na rozchylone krzaki, za którymi ziemia zapadała się nieco ukazując przejście do podziemi. - Przynajmniej nie wykryją dymu z ogniska.
- Wierz mi, nie dlatego rozpaliłem ogień dalej - odparł Wasabi z uśmiechem. - Ziemia wokół włazu jest wciąż obluzowana, a nie chciałem, żebyśmy następnym razem wszyscy wpadli do tuneli.
   Spojrzałem na niebo, dziwiąc się, że wcześniej nie zauważyłem, jak nisko położone jest słońce. Wydawało się tylko jasną łuną, która czerwienieje z każdą chwilą, jakby nabierało dzikiej furii, by zgasnąć za wzniesieniami wyspy. Nie mieliśmy zbyt dużo czasu, by móc rozpocząć jakieś działania, pomyślałem, po czym spojrzałem na moich zmęczonych przyjaciół. Ostatniej nocy nie wypoczęli za dobrze, a mieliśmy jeszcze przed sobą wiele dni, podczas których od naszej energii może zależeć powodzenie misji. Poza tym GoGo i tak nie pozwoliłaby mi na cokolwiek oprócz odpoczynku w takim stanie.
- Chyba powinniśmy odpocząć - postanowiłem, mówiąc w końcu. - Słońce i tak niedługo zajdzie.
- W końcu z czymś się mogę zgodzić - powiedział Fred, wstając. - To jak? Szukamy coś do żarcia?
- Pomogę mu - zgłosił się Wasabi, wstając i otrzepując się z ziemi i pyłu. - Fred przeszukujący tę wyspę sam to zły pomysł.
- Dzięki, stary - zaśmiał się Fred, przechodząc nad kolczastym krzewem.
- Uważajcie tylko, gdzie stąpacie - powiedziałem, wyobrażając sobie, co by się stało, gdybyśmy musieli ściągać na powierzchnię kogoś o gabarytach Wasabiego. Z Honey nie było problemu - przyjaciółka jest lekka i smukła, ale kolejną dwójkę przyjaciół musielibyśmy chyba odesłać do Agendy.
- Się wie, Hiro - mrugnął do mnie Wasabi dziwnie ośmielony, jakby ta wyspa tak na niego wpływała. Choć zawsze wolał mieć wszystko zaplanowane, niż działać spontanicznie, to chyba udział w misji rozpalił w nim werwę, jakiej dawno nie widziałem w przyjacielu. Co do Freda, stał się bardziej pokorny i przestraszony, choć to on wcześniej upierał się, że nie może się doczekać misji. Najwyraźniej po prostu inaczej ją sobie wyobrażał.
   Ja również sądziłem inaczej o misji na Isla Menor. Nie myślałem, że pójdzie nam łatwo, ale nie wiedziałem, że ta wyspa chowa tyle tajemnic. Na samą myśl miałem ochotę porzucić naszą misje, by móc odkrywać kolejne artefakty skryte w kamiennych korytarzach. Możliwe, że przestępcy ich nie naruszyli...
- Hiro, co ci się stało w głowę? - spytała Honey, patrząc na mnie z ukosa z nutą współczucia.
   Nie zauważyłem, że rana wcześniej przemyta przez GoGo znów zaczęła krwawić z mojej prawej skroni. Syknąłem, gdy przetarłem dłonią po czole, widząc ślady świeżej krwi. No ładnie, jakbym nie mógł w spokoju wypocząć rzez te kilka następnych godzin.
   GoGo westchnęła i usiadła koło mnie, szukając czegoś w plecaku.
- Chciałam mu to opatrzyć już wcześniej, ale się uparł - mruknęła, znów dotykając mojego czoła.
- Przecież nawet tego nie czuję - próbowałem się usprawiedliwić, drgnąwszy, gdy poczułem na twarzy dłonie dziewczyny.
- Taa, poczujesz jak się w końcu wykrwawisz - odparła, kładąc sobie na kolanach lniany bandaż, który spakowała na drogę.
- Jak twoja noga? - spytałem Honey, obok której wciąż siedział Baymax. Chyba będę musiał podładować nieco robota, pomyślałem, gdy zauważyłem, że robot wydaje się zmęczony, a jego spojrzenie jakby schowane za mgłą.
- Na razie nie boli, Wasabi dał mi jakieś środki przeciwbólowe, które zabrał ze sobą. - blondynka wzruszyła ramionami, zezując co jakiś czas w stronę opatrującej mnie GoGo.
- Nie wierć się - syknęła ze śmiechem, starając się mnie w jakiś sposób zatrzymać.
   Nic na to nie poradziłem. Czułem się nieswojo, czując na policzku jej ciepły oddech. Poza tym, musiała znów obmyć moją ranę, co spowodowało nieco mniejszy ból niż za pierwszym razem. Baymax patrzył na mnie z ukosa zamyślonym wzrokiem, aż w końcu się wyłączył.
   Gdy GoGo skończyła, podszedłem do robota i podłączyłem go do przenośnej ładowarki w moim plecaku, po czym przepakowałem plecak, szukając w nim mapy, którą tam uprzednio schowałem. Musiałem zbadać teren tuneli, nawet jeśli miałbym to robić z powierzchni. Miałem tylko nadzieję, że dane Agendy okażą się pomocne i że nie będzie w niej żadnych błędów.
   Nagle usłyszeliśmy poruszenie z kierunku, w którym poszli Wasabi i Fred, po czym ujrzeliśmy ich samych, wychodzących zza wysokich, ciernistych krzaków, otaczających nasz prowizoryczny obóz.
- A wam co do diaska..? - syknęła GoGo, stając na nogi. Oboje dyszeli ciężko i zdawali się być przerażeni.
- Hiro... - wydyszał Wasabi, opierając się o swoje silne nogi. - Musisz... musisz coś zobaczyć.
- Co takiego? - spytałem, ale Fred usiadł koło Honey, patrząc szeroko otwartymi oczami w płomień ogniska.
- Fred - jęknęła Honey, próbując się czegokolwiek dowiedzieć.
- Chodźcie - pospieszył nas Wasabi, znikając znów za wysokimi roślinami. Spojrzeliśmy na siebie z GoGo z zaskoczeniem, ale szybko ruszyliśmy za nim, zostawiając w obozie Freda, ciekawą Honey i śpiącego Baymaxa.
   Wasabi szedł przed wytyczoną przez siebie wcześniej ścieżkę, jakby dokładnie znał położenie tego, co chciał nam pokazać. Słońce już niemal zaszło, czyniąc niebo mocno różowe. Czułem się, jak zamknięty w jakiejś pułapce, zewsząd otaczały nas jakieś tajemnice, a my mogliśmy tylko się przyglądać i próbować poskładać je ze sobą w jedną, spójną całość.
   W końcu Wasabi przeszedł przez ścianę liści, a my podążyliśmy za nim. To, co ujrzeliśmy wbiło nas w miękki grunt, pod którym zapewne wiła się sieć korytarzy.
   Z góry nie widziałem żadnej polany, ale musiała być wtedy ukryta za jakimś wzgórzem. Teraz jednak miałem przed sobą rozległą polanę o długości wielu kilometrów, ciągnącą się wzdłuż rzeki. Ziemia w tym miejscu była płowa z lekkim odcieniem zieleni, ale to nie dlatego Wasabi nas tu przywołał. Polana była cała zasłana kośćmi, niczym pogrążony w ciemności grobowiec. W kilku miejscach widać było zbite w ziemię dzidy i włócznie, czasem również bezpośrednio na ziemi bądź nią przysypane leżały ostrza noży czy niekształtnych mieczy. Zdawało się, jakby był tu istny grobowiec. Część prochów i ludzkich kości zostało przykryte przez szary pył, część pewnie zabrały mięsożerne zwierzęta, jednak wielkość pola bitwy i jej zaciekłość powalała na kolana.
- O Boże - wyszeptała GoGo, chwytając się za usta.
- Co to jest? - spytałem drżącym głosem, wpatrując się w to pogrążone w ciszy miejsce. Już wiem, co miała na myśli Sam, pomyślałem sobie. Cała wyspa jest jednym miejscem walki...
- Pewnie sceny z tych walk były przedstawione na freskach - powiedziała GoGo, patrząc w tył. Widziałem, że wstrzymywała wymioty. Wasabi też patrzył w innym kierunku, nie mogąc znieść tak przerażającego widoku.
- Ja na miejscu tych przestępców nawet bym nie uciekał - mruknął Wasabi, stając tyłem do szarej polany.
- Coś musiało tu być - powtórzyłem swoje słowa, nie odrywając wzroku od kawałków ludzkich ubrań i różnych rodzajów broni. - Niemożliwe, żeby zginęli przez zwykłe kłótnie.
- Hiro, daj już spokój... - mruknęła GoGo, gdy opanowała drżenie swojego głosu, ale wciąż starała się nie patrzeć na ludzkie szkielety.
- Nie. - odparłem hardo, przechodząc przez pole walk i patrząc na kości i czaszki z niesmakiem, ale i ciekawością. Odkryłem od razu, że większość czaszek była rozwalona, a w niektórych wciąż sterczały ostrza włóczni. - Zakład na pewno nie wie o tym, co znajduje się na wyspie.
- W to nie wątpię - powiedział Wasabi, krzyżując ręce. - Hiro, chodź już do obozu. Nie ma sensu szukać tu żywych.
   Posłuchałem przyjaciela i wróciłem za GoGo w kierunku zostawionych przez nas przyjaciół. Rzeczywiście, byłoby to głupie zostawiać ranną dziewczynę z chłopakiem samych z wyłączonym robotem, bo gdyby komuś udało się wyjść z tuneli, byliby w dużym niebezpieczeństwie. Nie powinniśmy się rozdzielać, przypomniałem sobie słowa GoGo. Miała rację.
  Gdy wróciliśmy, Honey wyglądała na uświadomioną o naszym znalezisku. W sumie dobrze się stało, że nie mogła iść tam i sama tego zobaczyć. Była z nas najbardziej wrażliwa, a już GoGo wyglądała nie najlepiej, wpatrując się w ślady walk starożytnych.
- Wygląda aż tak źle? - spytała, patrząc na bladą jak ściana GoGo. Dziewczyna kiwnęła tylko głową, nie odzywając się ani słowem.
- Koszmarnie - dodał Wasabi, siadając przy ognisku. - Słuchajcie, nie wiem, co jest z tym miejscem, ale coraz mniej mi się tu podoba.
- Mi też - warknęła GoGo, patrząc nam wszystkim po kolei w oczy. - Mieli nas tu wysłać po uciekinierów, a nie jako archeologów. Mogli to sprzątnąć, zanim tu przyjechaliśmy.
- No właśnie - skupiłem się na jej słowach. - Myślicie, że czemu Agenda się tym nie zainteresowała? Przecież na pewno mają u siebie dobrych historyków i archeologów. Mogli ich tu wysłać.
- Hiro, wszystko na tej wyspie jest dziwne - parsknął Wasabi, próbując się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego grymas.
- Dobra, nie ma sensu o tym dyskutować - przerwała nam GoGo, patrząc na słaby płomień ogniska. - Odkryliśmy cmentarzysko. I tyle. Skupmy się na misji.
- GoGo ma rację - przyznał Fred. - Mam dość szukania dziury w całym.
- Ja też - poparła go Honey.
- Hiro, połóż się spać - zwrócił się do mnie Wasabi. - Spałeś najmniej z nas tej nocy.
- I co z tego? - prychnąłem. - I tak już raczej nie zasnę.
- A powinieneś - mruknęła GoGo, po czym poszła w kierunku wejścia do tunelu, rozglądając się dokoła czujnie.
   W końcu przystałem na propozycję Wasabiego, a gdy tylko położyłem głowę na miękkim plecaku wbrew moim słowom moje oczy natychmiast się zamknęły. 


   Obudziła mnie GoGo, trącając w ramię delikatnie. Świat w moich zmęczonych oczach rozmywał się, jakbym znajdował się jeszcze w półśnie, który koił swoją lekkością. Rzeczywistość jednak była inna.
   Spojrzałem na zaalarmowaną przyjaciółkę i oceniłem szybko sytuację, porażony światłem ogniska. Zdołałem zauważyć, że reszta przyjaciół spała, a Baymax wciąż się ładował. Tylko Wasabi stał przy ognisku, rozglądając się dokoła czujnie.
- Uciekinierzy? - spytałem ją, przytomniejąc w ciągu sekundy.
- Nie - powiedziała GoGo. Widziałem po niej, że się boi. Nie podobało mi się to. GoGo nie należała do ludzi strachliwych. Poza tym Wasabi też nie wyglądał na zbyt rozluźnionego.
- To co jest? - spytałem, odpychając od siebie śpiwór, którym poprzednio się przykryłem.
- Zdawało nam się, że kogoś widzimy - powiedziała szczerze GoGo. - Ale to na pewno nie był żaden uciekinier. Widziałam jego twarz tylko przez chwilę.
- Żartujesz sobie ze mnie? - spytałem, kładąc się znów na swój miękki plecach, ale w tej chwili GoGo nie wytrzymała i kopnęła mnie w ramię. - Auuu - syknąłem, patrząc wściekle na dziewczynę.
- Hiro, GoGo ma rację - zwrócił się do mnie Wasabi, podchodząc bliżej. - Już od kilka godzin coś się dzieje. Słuchaj.
   Usiadłem ponownie, patrząc z politowaniem na moich przyjaciół i nasłuchując. Początkowo słyszałem jedynie trzask ognia i wycie oddalonych od nas małp, ale z czasem usłyszałem coś jeszcze... Bębny.
   Albo mi się to śni, albo moim przyjaciołom najwyraźniej zaszkodziło świeże powietrze.
- Pogięło was? To tylko bębny. Wielkie mi co.
   GoGo wyglądała, jakby miała wyjść z siebie.
- Taa, pewnie rozdawali je złodziejom na przepustce. Ogarnij się! Kto niby miałby tu mieć bębny?
   Dopiero po chwili jej słowa dotarły do mojego powolnie funkcjonującego umysłu. Rzeczywiście, był to niecodzienny odgłos, tym bardziej, że jak wiemy, na wyspie nie znajdowali się żadni tubylcy. No i oczywiście, jak to trafnie ujęła GoGo, przestępcy również nie mieliby skąd wziąć bębnów, a nawet gdyby je zdobyli, nie mieliby po co w nie bić w środku nocy.
- Obudź resztę - Wasabi szepnął do GoGo, która bez żadnych protestów wykonała jego prośbę. To mnie chyba zdziwiło jeszcze bardziej niż dziwne odgłosy w dżungli takiej, jak ta.
- Może nam się wydaje? - zapytałem. - W lesie mogą być różne dźwięki, może to nie bębny...
- Tak, oczywiście, pewnie to małpy - syknęła GoGo, wybudzając śpiącego Freda, który jęknął, gdy GoGo trąciła jego ramię.
- Jeszcze chwila... - mruknął, śpiąc dalej, ale GoGo nie traciła czasu i zaczęła budzić też Honey.
   Wywróciłem teatralnie oczami, po czym ruszyłem w kierunku Baymaxa.
 - Zaraz wam udowodnię, że tu nikogo nie ma. - powiedziałem ze złością. I nic dziwnego - każdy byłby mocno wkurzony, gdyby jego przyjaciele obudzili go w środku nocy z powodu dziwnych odgłosów lasu.
   Gdy robot ocknął się, odłączony od ładowarki, spojrzał na mnie swoimi czarnymi jak onyks ślepiami i zamrugał gwałtownie.
- Jak się czujesz, Baymax? - zapytałem go troskliwie. Na pewno już zdążył się naładować, nie to, co ja...
- Dobrze, Hiro. Moje baterie są naładowane. Czemu pytasz?
- Musisz nam pomóc, stary - odparłem, pomagając mu wstać. Pomimo że stałem się o wiele wyższy, niż gdy po raz pierwszy ujrzałem Baymaxa, to robot wciąż przewyższał mnie wzrostem o dość dużą wysokość. Zresztą nie tylko mnie, nawet Wasabiego.
- O co chodzi?
- Sprawdź, czy wyczuwasz w pobliżu jakiś ludzi. - powiedziałem mu, patrząc z wyrzutem na GoGo, która teraz tłumaczyła Honey, dlaczego ją budzi.
- Hiro, daj... - zaczął Wasabi, podchodząc do nas, ale Baymax mu przerwał.
- Oprócz was nie ma tu ludzi w pobliżu kilkunastu staj - zdecydował robot, patrząc na mnie.
- Sprawdź jeszcze jakieś zwierzęta. - poleciłem mu, ogrzewając się o płomień ogniska.
   Baymaxowi zajęło to sekundę, a gdy skończył, powiedział, że najbliższe stado małpiatek znajduje się o dwa kilometry od nas. Tak właśnie sądziłem, nasza obecność na pewno przestraszyła okoliczne zwierzęta i zmusiła je do ucieczki z tej części lasów. Byłem zły na GoGo, że mnie obudziła, ale nie sądziłem, że Wasabi może być tak samo łatwowierny, jak ona, w końcu był racjonalnie nastawiony do pewnych zjawisk.
- Mówiłem wam, że nie ma... - zacząłem, oglądając się w ciemny las, gdy coś dostrzegłem. Czyjąś twarz, ale nie potrafiłem rozpoznać dokładniej rysów. Widziałem tylko tyle, że postać była blada... a może to przez światło księżyca.
   Zanim jednak postać zniknęła, ja biegłem już w jej kierunku, przeskakując ukrócone pnie i okoliczne chwasty, wciąż podążając w kierunku tego, co zobaczyłem. Zwróciłem uwagę, że coraz bardziej zbliżam się do polany, więc od razu przystanąłem, nie chcąc wiedzieć pola walki w nocy. Było już wystarczająco przerażające w dzień. Postaci, którą zobaczyłem już nie było.
   Baymax nie wychwycił śladu żadnego człowieka, pomyślałem gorączkowo, coraz bardziej zaniepokojony tą sprawą. To niemożliwe...
   Usłyszałem szelest liści za moimi plecami, zza których wyszła spokojnym krokiem GoGo, patrząc na mnie z uwagą.
- Mówiłam ci - mruknęła z irytacją, patrząc w kierunku, w który spoglądałem ja, chcąc jeszcze raz ujrzeć tę tajemniczą zmorę. - Wracajmy do obozu.
   Gdy wróciliśmy, okazało się, że moi przyjaciele czekali już przygotowani z pełnymi strachu minami. Ja również nie czułem się wystarczająco bezpiecznie, choć przecież jeszcze przed chwilą myślałem co innego. Zdaje się, że przestępcy nie będą naszym jedynym problemem na Isla Menor.
- Nie ma co panikować - odparłem, starając się zabrzmieć przekonująco i opanowanie. - Mam pomysł. Siądźmy obok siebie wokół ogniska. Może jakoś uda nam się przespać noc.
   Nigdy jeszcze nie byłem w żadnym nawiedzonym miejscu, pomyślałem sobie i zaraz obudziła się we mnie ciekawość, która jednak była zbyt mała, by pokonać strach. Coś mi się zdaje, że będę miał o czym opowiadać swoim dzieciom na starość, gdy zostaną mi tylko wspomnienia z naszych misji, a Agenda nie będzie mogła mi zabronić opowiadać o tym, co przeżyłem. Na razie jednak muszę zachować dla siebie wszystko, co zobaczę na tej przeklętej wyspie.
     Wasabi opatulił się ciasno śpiworem i usiadł tyłem do ogniska. Za jego przykładem poszli pozostali, nie odzywając się ani słowem. Widziałem, że przyjaciele są przesiąknięci przerażeniem, ale sam nie potrafiłem nic na to poradzić. Sam się bałem.
   Usiadłem obok Baymaxa, czując jak ciepło ogniska rozchodzi się po moich plecach. GoGo wzięła swój śpiwór i usiadła koło mnie, obejmując rękami swoje nogi.
- Nie sądzę, żeby to w czymś pomogło - mruknęła, wyraźnie poruszona.
- Pierwszy raz w życiu widzę coś takiego - powiedziałem jej, słysząc za moimi plecami także ściszone rozmowy pozostałych przyjaciół. - To w ogóle możliwe? I... czy to ma jakiś związek z tą polaną?
- Na to wygląda - odparła GoGo, patrząc przed siebie swoim czujnym wzrokiem.
- Nie wydajesz się zaskoczona - powiedziałem, przyglądając się jej dokładnie. GoGo spojrzała na mnie, a jej blada ze strachu twarz sprawiła, że zaczynałem się zastanawiać, czy to jej nie powinienem się przestraszyć.
- Bo widziałam już coś takiego - wyszeptała, patrząc mi w oczy. - Nie potrafię ci tego wyjaśnić, ale wiem, że to, co widzimy jest prawdziwe.
- Niby skąd?
   GoGo usiadła bliżej mnie jak początkowo myślałem, żebym ją lepiej słyszał, ale ona przytuliła się o moje ramię, otulając cieplej śpiworem.
- Byłam kiedyś w liceum na wycieczce w górach. Okazało się, że hotel, w którym mieliśmy spać został zamknięty przez służby bezpieczeństwa, bo podobno znaleźli tam jakieś ładunki wybuchowe, więc przyjęli nas mnisi z zakonu Yang-Li z miejscowości niedaleko Kyoto. Całą świątynię zajmowało tylko trzech mnichów, którzy zachowywali się dziwnie. Przyjęli nas, ale gadali coś o tym, żebyśmy nie chodzili po korytarzach w nocy.
   Moja przyjaciółka zostawiła w głównym holu część swoich bagaży i przypomniała sobie o tym w środku nocy, a potrzebowała tych walizek, bo musiała wziąć leki, więc pomogłam znaleźć jej bagaż. Weszłyśmy do głównego holu świątyni, a drzwi po prostu się otworzyły. Nie było tam żadnych mnichów, tylko my dwie, a na zewnątrz szalała burza. Zignorowałyśmy to i chciałyśmy wrócić do naszego pokoju, ale nie mogłyśmy znaleźć drogi powrotnej.
- I co? - spytałem ją, udając powątpienie, choć jej słowa naprawdę mnie zainteresowały. - Nie mów, że widziałaś duchy.
   GoGo spojrzała na mnie z tą samą przerażająca powagą, z którą zbudziła mnie w nocy. Wcale nie żartowała.
- Okiennice same się otwierały i uderzały o ściany, gdy koło nich przechodziłyśmy, a na korytarzach słychać było kroki. To nie było normalne, Hiro.
   To, co mówiła przyjaciółka, zdawało się nadawać jeszcze większego znaczenia tego, co działo się wokół nas, a miałem wrażenie, że bębny, które wciąż słyszałem, stały się głośniejsze. Czy to możliwe, że były to wojenne werble? Sam już nie wiedziałem.
- Potem dużo czytałam o tym miejscu - kontynuowała GoGo sennym głosem. - Okazało się, że w tym klasztorze podczas drugiej wojny światowej zamordowano wszystkich mnichów i że ta trójka, która nas przyjęła wzięła nauki od jedynego ocalałego, który schował się w skrzyni.
   Spojrzała na mnie swoimi pięknymi, ale zaniepokojonymi oczyma.
- Hiro, nie sądzę, żeby to miejsce odkryte przez Wasabiego i Freda było przypadkowe.
   Objąłem lekko GoGo głównie po to, aby dodać jej otuchy, ale gdy przytuliła się do mojego ramienia, ja oparłem swój policzek o jej głowę, ignorując myśli, które biegały mi po głowie.
- Już jutro nas tu nie będzie - obiecałem jej, a może tak naprawdę samemu sobie.
   Bębny stawały się coraz bardziej głośno, rozbrzmiewały echem po całym lesie, niczym stłumione odgłosy, nagrane wieki temu i puszczane przez umieszczone gdzieś wysoko głośniki. Ach, wciąż myślę tylko o tym świecie, w którym się wychowałem. Świecie wolnym od odgłosów natury i prostego, logicznego myślenia. A tuż pod moim nosem znajdował się świat, którego nie dało się opisać słowami i przeanalizować twierdzeniami. To, co widziały moje oczy i słyszały moje uszy musiało należeć do tego obcego, strasznego świata, który przez cały czas unikałem, będąc w bezpiecznych ramionach cywilizacji. Cóż, przyszła kolej by zmierzyć się z prawdą.
   Co pewien czas oprócz bębnów słyszałem też poruszenie w wysokich krzewach rosnących tu bujnie jak na sawannie. Tak, jakby ktoś poruszał się po tym lesie, pomyślałem, czując dziwną obecność. To nie było normalne - mój umysł próbował przekreślić to, co napotkały moje zmysły. Całe to zamieszanie doprowadzało mnie do szału. Szukałem rozwiązania, ale bezskutecznie. Byliśmy tu tylko my i więźniowie oddaleni co najmniej kilka staj od nas. Jak to możliwe, że będąc w środku nieprzebytej ludzkiej stopą puszczy, można napotkać ślady bytności człowieka?
   Nie zobaczyłem już tej postaci, albo zignorowałem ją, gdy tylko napotkały ją moje zlęknione i pełne zmęczenia oczy. Po kilku godzinach GoGo, którą wciąż obejmowałem, wreszcie zdołała zasnąć oparta o mój tors. Zdołałem tez usłyszeć chrapanie Freda i rozmowy Wasabiego i Honey, nic jednak poza tym.
   W końcu ja sam zasnąłem, osuwając się z GoGo na ziemię. Nie chciałem, byśmy przez nieuwagę wpadli razem plecami do ogniska. Czułem, że muszę znaleźć rozwiązanie tej zagadki. Zagadki ze starożytnej wyspy Isla Menor.






Staram się nadążać, ale nie idzie mi to za dobrze, więc zdecydowałam się na razie odpuścić (tylko tymczasowo ;) )  Czkastrid, a zając się tym blogiem ;D jak widzicie, można :pp mam nadzieję, że zainteresowałam was co nieco :* to tak na dobry początek weekendu

Miłego pn ;)) hehe...

11/16/2015

Trudy misji

   Helikopter opadł chwiejnie na jedno z okolicznych wybrzeży. Robb poinformował nas o problemach z miejscowymi.
- Ci, którzy zdołali uciec z zakładu, chcą dostać się na jakikolwiek statek i wrócić do Japonii - powiedział poważnie, gdy przechodziliśmy znów przez dobrze nam znany korytarz. - Musimy uważać, żeby żaden nie dostał się na helikopter.
- Chyba im się nie dziwię - mruknęła GoGo, smutniejąc.
   Zeszliśmy po pokrywie helikoptera, skacząc prosto na szary, migoczący srebrem w blasku słońca piasek wybrzeża. Wasabi zszedł pierwszy, po czym zatrzymał się i kulturalnie pomógł przejść Honey, podając jej rękę. GoGo widząc to zeskoczyła sama z pokrywy, stając z gracją w miękkim piachu. Uśmiechnąłem się, widząc to. GoGo nie da sobie wmówić byle czego.
- Ja tam żadnych... - zaczęła Honey, ale zza wysokich krzaków, które rosły na linii między plażą a lasem, pojawił się jakiś gość, któremu nie zdołałem się przyjrzeć, bo zaraz zniknął między wysokimi trawami.
   Zanim jednak mu się to udało, GoGo rzuciła swoim dyskiem, który bezbłędnie trafił obcego w ramię, odpychając go w głąb lądu. Dysk obrócił się, rzucając ostre, złote światło i wrócił wprost w dłoń GoGo.
- Robb, chyba jednak miałeś rację - odparłem za resztę, schodząc po miękkiej pokrywie na plażę.
- Życzę wam powodzenia - krzyknął czarnoskóry pracownik Agendy z wnętrza helikoptera, machając nam z ciepłym uśmiechem.
- Trzymaj się, Robb! - odkrzyknęliśmy, machając do mężczyzny. Klapa zamknęła się, a helikopter wystartował, rzucając w naszym kierunku kolejne prądy powietrza, które plątały nam włosy i piętrzyły piasek na plaży, który unosił się dosłownie wszędzie koło nas.
   Patrzyliśmy, jak nasz nowy przyjaciel odlatuje wraz z niebieskim helikopterem Agendy i oddala się, lecąc w stronę Japonii. Nigdy wcześniej nie byłem tak daleko mojego kraju, pomyślałem sobie z narastającą ciekawością, przecierając bolące oczy, po czym spojrzałem na moich przyjaciół, którzy wciąż patrzyli na gładkie niebo.
- Honey, nie oglądaj się - zaśmiała się głośno GoGo, opierając się o swoje biodra. - Robb raczej po ciebie nie wróci.
- Yyy, że co? - spytała Lemon, marszcząc taeatralnie brwi, ale na jej policzkach zakwitły rumieńce.
- Że niby wcale nie gapiłaś się na niego przez pół podróży? - kontynuowała dręczenie przyjaciółki GoGo z dziwnym uśmiechem. - No błagam.
- Poważnie? Ja nic nie zauważyłem. - odparł Wasabi, idąc za GoGo środkiem plaży. Minęło kilka chwil i reszta również ruszyła w kierunku, w którym szła przyjaciółka, a Honey próbowała wciąż zakryć swoje zaróżowione policzki.
- Oj, dajcie spokój - mruknęła. - Był po prostu miły.
- Ja też jestem miły - wtrącił Fred, uśmiechając się do Honey. Na widok jego miny miałem ochotę się głośno roześmiać.
- Ej, mamy jakiś konkretny cel, czy po prostu zamierzacie przeczesać całą wyspę? - zapytałem, doganiając GoGo i Wasabiego, idących na czele drużyny.
- Zamierzam dorwać tego cwaniaczka, który wlepiał gały w helikopter, a co? - wzruszyła ramionami GoGo z dziwnie rozpromienioną miną. Zauważyłem, że adrenalina zmienia ją, jakby dodawała jej entuzjazmu i humoru.
- Nic, prowadź - wycofałem się, ciesząc się z jej podekscytowania.
   Za nami rozmawiali cicho Fred, Honey, którzy wypytywali Baymaxa o znane przez niego rośliny rosnące dokoła nich. Wiedziałem, że akurat w tym temacie robot będzie niezawodny, bo był naszym najlepszym informatorem w sprawie Isla Menor. Przed wyjazdem wgrałem w jego dysk wszystkie najpotrzebniejsze informacje, abyśmy w razie problemów mogli się do niego zwrócić. Już w helikopterze, gdy każdy z nas oceniał mapę, Baymax zdążył ją zeskanować i pobrać potrzebne informacje, które z pewnością nam się przydadzą. Poza tym, jeśli w jakiś sposób udałoby nam się zgubić bądź zniszczyć mapę, albo ktoś zrobiłby to za nas, moglibyśmy liczyć na kopię w bazie przyjaciela.
- Może chodźmy najpierw do tego całego więzienia i wypytajmy o uciekinierów - zaproponował Wasabi, starając się zabrzmieć wiarygodnie. GoGo cmoknęła, przedzierając się przez wysokie chaszcze.
- To nam zajmie za dużo czasu. Więzienie jest na drugim końcu wyspy.
- Ma rację - przyznałem. - Poza tym po drodze i tak moglibyśmy na kogoś natrafić, kogo dałoby się schwytać.
- Cóż, w sumie racja. - odparł wysoki przyjaciel, patrząc z jakim trudem GoGo radzi sobie z rosnącymi dokoła roślinami. - Może ja pójdę przodem?
- No, jakbyś mógł - westchnęła zrezygnowana GoGo, robiąc krok w tył.
   Szliśmy tak długo, aż sami nie wiedzieliśmy, o czym mieliśmy rozmawiać. Przyroda, która nas otaczała, zaczynała zachwycać nas coraz bardziej. Już wiem, dlaczego Robb mówił, że ta wyspa jest piękna. Tylko z zewnątrz wydawała się dzika i upiorna. Gdy jednak udało nam się zagłębić nieco dalej w nieprzebraną puszczę okazała się ona rajem dla oczu i płuc, gdy mogliśmy wdychać świeże powietrze i rozkoszować się intensywną zielenią roślin.
   Szliśmy tak wiele godzin, aż zaczynały boleć nas nogi i w końcu Wasabi stęknął coś o odpoczynku. Usiedliśmy w cieniu traw na miękkim mchu, zastanawiając się, jak daleko sięga wyspa.
- Ci, którzy zdołali uciec na pewno się teraz ukrywają - powiedziałem z zastanowieniem, a reszta zwróciła na mnie uwagę. Baymax usiadł najdalej, opierając się plecami o wysokie, rozłożyste drzewo, którego gatunku nie znałem. - Jeśli Agenda wysyłała wcześniej jakiś agentów, muszą wiedzieć, że mają ich na oku - specjalnie mówiłem ogólnikowo, by tylko nie wspominać o Ithanim przy GoGo.
- Możliwe - odpowiedział Wasabi, kładąc się na mchu i rozkładając nogi na pobliskim pniu. - W każdym razie na pewno będą wrogo nastawieni.
   Nastała cisza, przerywana wyciem w dali prawdopodobnie jakiegoś rodzaju małpiatek oraz burczeniem małych owadów, latających nad nami wśród gałęzi. A może to nie było burczenie owadów...
- Sory, to ja - mruknął Fred, sięgając do swojego plecaka po prowiant.
   Roześmialiśmy się wszyscy, patrząc jak Freddie zajada się kanapką z masłem orzechowym.
- Wiesz, że nie będziemy się dzielić, jak zjesz wszystko, co masz, nie? - zapytała go GoGo, mierząc poważnym spojrzeniem ciemnych oczu, choć jej kąciki wyginały się w jasnym uśmiechu.
- Spoko. Potrafię przeżyć na żarciu ze śmietnika, to tutaj też sobie poradzę. - odparł Fred z pełnymi ustami.
- Jadłeś żarcie ze śmietnika?
- Raz - odpowiedział. - To wtedy jak rodzice szukali mnie dwa tygodnie.
- Ach - westchnęła Honey, patrząc z politowaniem na przyjaciela. - To wtedy jak uciekłeś rodzicom, bo nie chcieli cię zapisać na lekcje gry na pianinie? - spytał, a GoGo zaśmiała się melodyjnie.
- Niee, to była inna sytuacja - Fred machnął ręką, jakby uciekał rodzicom co najmniej kilka razy. - Wtedy co znalazło mnie FBI w jakieś starej knajpie, jak pałaszowałem słodkie knedle. O stary, najlepsze żarcie, jakie jadłem.
- Poważnie szukało cię FBI? - spytałem z szokiem. Inni mieli podobne miny, ale czego właściwie mogliśmy się spodziewać po kumplu, którego w jego rezydencji nazywano paniczem.
- Noo, ale i tak znaleźli dopiero po dwóch dniach, co uważam za mój największy sukces - powiedział z dumą Fred, wykładając się na sterczącym z liści kamieniu.
- Dobrze, że to a nie noszenie trzydziestu rożnych skarpet na rękach. - mruknęła GoGo, a Honey zaśmiała się krótko.
- To też zrobiłeś? - spytała blondynka.
   I tak mijały swobodnie godziny na wspólnych rozmowach i żartach. Brakowało nam tego. Rzeczywiście, w naszej ekipie za dużo działaliśmy sami, a za mało współpracowaliśmy. Być może nawet nie znaliśmy się tak, jak myśleliśmy. Bądź co bądź spędzaliśmy ze sobą ostatnio tylko tyle czasu, ile było absolutnie potrzebne, a nic ponad, choć byliśmy przecież przyjaciółmi.
   Druga sprawa, że zaczynałem naprawdę uwielbiać tą wyspę. Nie liczył się tu czas, nikt z nas nawet nie spoglądał na zegarki. Obserwowaliśmy słońce i położenie cieni, jakby było to najbardziej naturalną rzeczą, zamiast wciąż zastanawiać się, jakie znaczenie ma czas i ile jeszcze rzeczy musimy zrobić przed zmrokiem. Było to miłe oderwanie od rzeczywistości, mógłbym nawet pozostać tam dłuższy czas, gdyby nie fakt, że mieliśmy tu coś do zrobienia.
   Przez cały dzień nie spotkaliśmy nikogo z poszukiwanych przestępców, ani nawet nie mieliśmy wrażenia, że ktoś nas obserwuje. Całkiem jakbyśmy byli tylko my i głucha przyroda, która otaczała nas z każdej strony. Słońce rozświetlało zieleń dokoła, dzięki której nasze oczy odpoczywały jak nigdy przedtem. Honey nawet w pewnym momencie wcisnęła przycisk przy swoim pół-kasku, który był zamiennikiem na jej okulary, a mała szybka przed jej oczami schowała się w osłonę, by przyjaciółka mogła lepiej skupiać się na odprężającym widoku lasu.
   Zauważyłem też, że temperatura tutaj była rzeczywiście wyższa, niż w Japonii. Dobrze, że zdołaliśmy to zauważyć i dostosować nasze kostiumy do wysokich temperatur, bo byłoby z nami naprawdę źle. I tak co chwilę przecierałem ręką czoło, usuwając z twarzy warstwę potu. GoGo i Honey w końcu zdjęły swoje kaski a ja poszedłem za ich przykładem. Jeśli nawet będą potrzebne, to jest to kwestia sekundy, by znów założyć je na głowy.
   Gdy zapadł zmrok, ustaliliśmy, że lepiej się zatrzymać i przespać noc, by nabrać sił, niż dalej posuwać się wciąż naprzód. Wasabi ustawił na środku małe urządzenie, które po włączeniu oświetliło teren dokoła na kilka metrów promienia. W  ten sposób znaleźliśmy się we wnętrzu półkuli z pola siłowego, tak, by gdy ktoś nas zaatakuje, podczas gdy będziemy wypoczywać, nikt z nas nie zdołałby oberwać. Poza tym oprócz tego zgłosiłem się jako pierwszy na wartę, by reszta mogła odespać dzień pełen chodzenia po nieznanej wyspie.
   Usiadłem w pobliżu krawędzi pola, obserwując z daleka ognisko, rozpalone przez Honey. Reszta przyjaciół zawinęła się ciasno w swoje ocieplane śpiwory, które wyciągnęli z plecaków, po czym położyli się wokół ognia, rozmawiając przyciszonymi głosami. Baymax położył się po prostu na trawie, zamykając oczy. Musiałem zabrać mu przenośną ładowarkę, którą nosił na plecach, inaczej mielibyśmy problem, gdyby baterie robota się wyczerpały.
   GoGo owinęła się w swój śpiwór i przez chwile gadała z Wasabim, po czym spojrzawszy na mnie, wstała i ruszyła w moim kierunku, idąc nieco zmęczonym krokiem.
- Jak ci się podoba Isla Menor? - spytała cicho, siadając po turecku obok mnie.
- Jak na razie jest nieźle - odparłem wprost, wzruszając ramionami. - Jeśli nie wpadniemy w jakieś kłopoty, mógłbym pomyśleć, że Yoko wysłała nas na wakacje.
   GoGo uśmiechnęła się, połyskując białymi zębami w ciemności. Oprócz tego, świeciły jej się oczy, rzucając w moim kierunku pełne sympatii przebłyski. Cieszyłem się, że już nie jest na mnie wściekła za to, co powiedziałem wtedy, u mnie w domu. Naprawdę tak nie myślałem, poza tym nie potrafiłbym, będąc wpatrzony w nią jak w obrazek.
   Znowu to robisz, oprzytomniałem, kierując swoje spojrzenie gdzie indziej, byle nie na nią.
- Zastanawiam się, o co chodzi z tymi tunelami - przyznałem w końcu. - Patrzyłem na mapę, ale nie jest składna i ciężko wywnioskować, gdzie są przejścia. Może to tam ukrywają się zbiegowie?
- W sumie nie byłoby to głupie. Nikt nie pomyślałby, żeby tam ich szukać - powiedziała, wciąż nie przestając mnie obserwować swoimi ciemnymi oczami, przez co czułem dreszcz na plecach. Jak ona to robi? - Nie jest ci zimno? - spytała z troską.
   Rzeczywiście, nawet nie zauważyłem, że temperatura naprawdę spadła, a ja jako jedyny nie siedzę owinięty w śpiwór.
- Nie - powiedziałem szczerze. - Nawet nie zauważyłem ochłodzenia.
   Nastała cisza, w której dało się wyraźnie słyszeć nocne koncerty lasu. Gdzieniegdzie rozbrzmiewało cykanie świerszczy bądź innych zwrotnikowych owadów, kilka razy nawet zauważyłem świetliki, przyczajone pod liśćmi drzew. W świetle ognia ciężko je było zauważyć.
- GoGo - zwróciłem się do przyjaciółki, zbierając się na odwagę. - Co do tego, co mi ostatnio powiedziałaś o Sam. Ja nie...
- Hiro, nie chciałam, żebyś poczuł się urażony - przerwała mi stanowczo z tym samym łagodnym uśmiechem, który towarzyszył jej przez cały dzień. - To twoja sprawa, sama nie wiem, po co to powiedziałam.
- Tak samo jak twoją sprawą jest Ithani - odparłem, a GoGo obróciła głowę w bok, a uśmiech zniknął z jej twarzy. - A ja mimo to się wtrącam.
- Wiem, ile dla mnie zrobiłeś, Hiro. I nie zamierzam tego ignorować. Poza tym jesteś moim przyjacielem. No i... ty jeden wiesz o Ithanim więcej niż inni - jej głos drżał, czułem jakbym rozmawiał z kimś innym, nie pewną siebie i dumną GoGo. Miałem ochotę ją objąć i zapewnić, że wszystko będzie dobrze. - Widziałeś moje wspomnienia.
- A nie powinienem - dodałem z poczuciem wstydu, przypominając sobie, jak pomysł z odświeżeniem naszych wspomnień o moim bracie zmienił się w istną tragedię z udziałem GoGo, która odświeżyła nie te wspomnienia, które powinna, przez co zobaczyłem, jak Ithani ją potraktował.
   Wciąż miałem przed twarzą obraz zrozpaczonej i pełnej furii GoGo, która zostaje odepchnięta na podłoże, po czym wstaje i wykrzykuje do chłopaka słowa przez łzy. Nigdy nie widziałem jej tak nieszczęśliwej i pewnie dlatego ten obraz mną wstrząsnął. Widziałem śmiech Ithaniego i jego pogardę wobec mojej przyjaciółki, po której policzkach płynęły obficie łzy. Na samą myśl ogarniała mnie złość i poczucie bezradności, że mnie wtedy tam nie było. Ale wtedy nie znałem GoGo i pewnie nie stanąłbym w jej obronie, bo nie zależało mi na niej tak bardzo jak w tym momencie.
- Przypominasz mi go - szepnęła nagle przyjaciółka, patrząc w dal na cienie czające się za wysokimi drzewami, które przekwitały, wydając bujne owoce.
   Spojrzałem na nią ze zdziwieniem i trwogą, zauważając łzy, które kręciły się w jej cudnych oczach. W głowie szalało mi tysiące myśli, jedne były gniewne, inne dość pozytywne - sam nie wiedziałem, jak mam odebrać jej słowa. Czułem się, jakbym nie rozumiał, czy dostałem komplement, czy powinienem się lepiej obrazić.
- Jak? - spytałem cicho, a mój głos wydał się dużo mocniejszy, niż powinien.
   Na twarzy GoGo pojawił się grymas, gdy przyjaciółka wzięła do rąk dużego liścia i zaczęła go składać w palcach, jakby był z papieru.
- Jako jedyny się mną interesujesz - powiedziała, patrząc mi w twarz z uporem. Zastanawiałem się znów, co znaczy ta odpowiedź i czy GoGo wie o moich uczuciach wobec niej. w końcu zrozumiałem, o co jej chodziło z nieukrywaną ulgą, gdy dopowiedziała: - Mój ojciec zaczął się mną przejmować dopiero, gdy wstąpiłam do Instytutu, który on wspiera finansowo.
- Przecież masz przyjaciół - powiedziałem, starając się ją wesprzeć. - Honey, Wasabiego...
   Kąciki ust GoGo drgnęły w sarkastycznym geście.
- Ale nie potrafiłabym im powiedzieć tego, co ty widziałeś w moim wspomnieniu - przyznała smutno. - Poza tym nie było ich zaraz po tym, kiedy ten pomysł z neuroprzekaźnikami nie wyszedł, nie byli przy zawale mojego taty, nawet nie wiedzieli, kiedy powróciłam do moich obrazów. Zawsze wtedy byłeś przy mnie tylko ty.
   Poczułem się nieco głupio, jakby wszędzie chodził za dziewczyną, co było poniekąd prawdą, ale w większości przypadków po prostu miałem farta, będąc w trudnych dla niej chwilach z moją przyjaciółką. Nie wiedziałem, co powiedzieć, zdziwiony znów szczerością GoGo. Nie wiedziałem, że tak doceniała to, ile dla niej poświęcałem, choć z mojego punktu widzenia nie był to wcale wyczyn. To normalne, że jest się przy osobach, które się kocha.
- Nie wiem, co mam odpowiedzieć - wyznałem, starając się ukryć jakoś zaskoczenie, jakim było dla mnie wyznanie dziewczyny.
- Nic nie mów - odparła GoGo, odrzucając na bok złożonego przez nią liścia, którego cały czas mięła. - Po prostu... chciałam ci podziękować. - widać, że ciężko przychodziło jej mówienie podobnych słów, bądź rzadko to robiła, bo widziałem po niej, że jest nieco zestresowana tą sytuacją.
- Wiesz, że nie masz za co - powiedziałem z lekkim uśmiechem. - Ty zrobiłabyś to samo dla mnie.
   GoGo uśmiechnęła się do mnie smutno, po czym oparła się o pobliski pień, wygięty w łuk, który wydawał się doskonałym oparciem.
- Szkoda, że nie mogę zrobić więcej - szepnęła w końcu.
   Rozmawialiśmy jeszcze przez jakąś godzinę, gdy reszta zasnęła w głębokim śnie. Wasabi chrapał najgłośniej, przez co Honey nie jednokrotnie zakrywała sobie uszy dłońmi, choć to i tak niewiele pomagało. Razem z GoGo omawialiśmy różne informacje z dzisiejszego dnia, ale wciąż byłem wstrząśnięty tym, co mi wcześniej powiedziała. Zrobiło mi się jej żal, w końcu ja miałem zawsze Tadashiego, na którego mogłem liczyć, potem pojawił się Baymax i moje życie znów stanęło na nogi. GoGo w tej sytuacji nie miała nikogo, na kim mogłaby polegać. Nic dziwnego, że stała się taka oschła i złośliwa w stosunku do innych, nie czując wsparcia z ich strony. Czułem się też w pewien sposób wyróżniony, choć nie wiem, czy było się z czego cieszyć, że zrozumiałem GoGo bardziej niż inni przez jej wspomnienie o Ithanim, którego nie powinienem widzieć. Tak czy siak, to się stało, a ja mogłem tylko to przeanalizować i spróbować pomóc mojej przyjaciółce. Najlepszej przyjaciółce.
   Nim się spostrzegłem, GoGo zasnęła z głową na ramieniu, a jej proste, czarne kosmyki, poprzyczepiały się do kory drzewa, na którym spała. Towarzyszył mi tylko jej spokojny oddech, podczas gdy ja obserwowałem czujnie okolicę. Nie raz zamknęły mi się oczy, ale starałem się jakoś opanować. W końcu Baymax się obudził i usiadł naprzeciw, obejmując wartę za mnie, a ja niemal od razu pogrążyłem się we śnie jeszcze w tym samym miejscu, w którym poprzednio strzegłem okolicy.
   Śnił mi się widok z góry nad San Fransokyo, gdy tak leciałem wśród chmur. Zauważyłem kawiarnię cioci oraz nieco dalej nasz Instytut, otoczony ogrodami i mostem, na którym po raz ostatni rozmawiałem z Tadashim. Potem obróciłem głowę nieco w bok i zauważyłem rezydencję Freda, a w przeciwnym kierunku mieścił się też dom GoGo. Ulice były spokojne, zero ruchu, jakby całe miasto zapadło w głębokim letargu. Odetchnąłem z ulgą, spoglądając na dworzec, przy którym mieściło się ukryte przejście do Agendy, gdy nagle zauważyłem biała ścianę, przemieszczająca się od wschodu i zalewającą całe miasto. Nie, to nie była ściana... Fala! Poczułem dreszcz paniki, widząc jak kolejne kaskady wody zalewają moje miasto. Próbowałem polecieć w tamtym kierunku, ale wciąż trzymałem się wysoko w górze, w tym samym miejscu, co przedtem, jakbym był uczepiony chmur. Zobaczyłem, jak ulice stają się jednym wielkim korytem rzecznym, a fala pokrywa i rozwala kolejne budynki, które stanęły jej na drodze. W końcu zobaczyłem dom GoGo, który roztrzaskał się przy spotkaniu z żywiołem.
- Nie! - wykrzyknąłem, wciąż nie mogąc się ruszyć.
   Fala natomiast zalewała kolejne okolice, podchodząc bliżej centrum. Spojrzałem z paniką na kawiarnię cioci i mój dom położony piętro wyżej. Nie, to się nie może tak skończyć. Woda jednak była głucha na moje okrzyki. Pół centrum zostało splądrowane przez niszczącą siłę oceanu, która wciąż posuwała się dalej. Patrzyłem jak Instytut traci dach i ściany, a z kawiarni cioci pozostają tylko szkła, a cały budynek zawala się, jak domek z kart, zdmuchnięty przez nikczemnego gracza.
- Nie!! - wykrzyknąłem, otwierając oczy, ale fala zniknęła. tak samo, jak całe San Fransokyo. Widziałem przed sobą tylko zieleń lasu i zaniepokojoną twarz GoGo, która spoglądała na mnie, przejęta troską. 
   To był tylko sen Hiro, powtarzałem sobie, czując pot na mojej skórze. To tylko sen...



- To tylko sen, Hiro - powtórzyła GoGo, patrząc na mnie spokojnym wzrokiem, jakby czytała mi w myślach.
   Usiadłem prosto, spoglądając na jasne niebo, przebijające się spomiędzy gęstych gałęzi i konarów drzew. Moi przyjaciele składali już swój dobytek do małych plecaków i przeciągali się, rozmawiając ze sobą przyciszonymi głosami. Zaobserwowałem, że musiało być kilka godzin po świcie, bo chłód jeszcze nie zdążył opaść, a słońce wciąż chowało się poniżej poziomu wysokich traw i dziko rosnących krzewów.
   Zauważyłem też, że jestem przykryty moim śpiworem, choć nie przypominałem sobie, żebym sam się nim okrywał. Obstawiałem GoGo albo Baymaxa.
- Co zamierzamy, Hiro? - zapytał Wasabi, podchodząc do mnie z nadąsaną miną. Najwyraźniej spanie na ziemi nie przypadło mu do gustu.
   Wzruszyłem ramionami, wstając i składając swój śpiwór.
- Ruszymy dalej - odparłem. W końcu musieliśmy trafić na jakiegoś zbiega
   Usłyszałem jęki i westchnienia ze strony Honey i Freda. Spojrzałem na nich ze zdziwieniem.
- Znowu będziemy tylko iść? - zapytał Fred, machając dłońmi. - Nie możemy zrobić czegoś nieco bardziej związanego z naszą misją?
- Jakieś pomysły, paniczu? - prychnęła GoGo. Też byłem ciekawy, co wymyślił Fred, ale on zarumienił się tylko lekko, po czym zajął się znów pakowaniem swojego drobnego dobytku, mrucząc coś pod nosem.
- Czyli proponuję tym razem iść na południe - powiedział ochoczo Wasabi, wskazując wybrany przez siebie kierunek. Zgodziłem się bez protestu, ciesząc się, że chociaż on podszedł do naszej misji z optymizmem, co i tak dość rzadko się u niego zdarzało.
   Obserwowaliśmy z zapałem, jak przyroda znów pobudza się do życia. Temperatura z godziny na godzinę stawała się coraz wyższa, ale nie zauważyliśmy, żeby tutejszej florze i faunie to przeszkadzało. Szliśmy nieustannie, zostawiając za sobą przetarty szlak, a towarzyszyły nam tylko odgłosy bujnej natury.
   W końcu usłyszeliśmy szum wody, który nas zainteresował. Nie powinno tu być wody, nie mogliśmy dotrzeć do morza, oddaliliśmy się za bardzo w głąb lądu, by natrafić na wybrzeże, pomyślałem, ale w tym momencie ujrzeliśmy dość spory, okrągły staw, połyskujący w świetle południowego słońca. Nad nim niczym samotny strażnik zwieszała się masywna skała, biegnąca przez dobre kilka staj w obie strony, a z jej wierzchołka płynęła źródlana woda czystym strumieniem. Widok wodospadu nas osłabił. W życiu nie widziałem czegoś tak pięknego. Honey podeszła bliżej granic stawu i wyjęła z plecaka swój pojemnik na płyny i zaczęła napełniać jego braki czystą wodą ze strumienia.
- Co tak stoicie? - spytała, gdy każdy z nas spoglądał na nią ze zdziwieniem.
- Jesteś... tego pewna? - spytała GoGo, zawahawszy się. Wasabi i Fred przykucnęli obok blondynki, robiąc to samo, co ona sama.
   Honey zerknęła pewnym wzrokiem na przyjaciółkę, po czym włożyła obie dłonie do wody i wyciągnęła je, nabrawszy wody, po czym wzięła duży łyk. GoGo patrzyła na nią niepewnie, ja i Baymax staliśmy obok.
- Jakoś jeszcze żyję - mruknęła Honey, przecierając swoimi mokrymi dłońmi spoconą twarz.
- Mogłaś po prostu spytać Baymaxa, czy woda jest dobra - odparła GoGo z grymasem na twarzy, po czym sama podeszła do przejrzystego stawu i postąpiła tak jak reszta naszych przyjaciół.
- Ach, nie ma to jak zimna woda w taki gorąc - rozmarzył się Fred, siadając na pobliskiej skale.
- Co jeśli nie natrafimy na wodę w pobliżu kilku staj? - zapytał cicho Wasabi, patrząc ze zmarszczonymi brwiami na życiodajny płyn.
- Myślę, że nie będzie takiego problemu - odparłem, zamykając swój pojemnik. - Wyspa nie jest odległa, a po samym strumieniu wodospadu można poznać, że jest to jakaś rzeka, nie byle jaki strumień, więc musi płynąć przez część wyspy. Poza tym zakład karny też musi mieć dostęp do wody pitnej, prawda?
- Ma rację - przyznała GoGo z dozą niechęci.
- Dzięki - odpowiedziałem, ciesząc się z poparcia z jej strony.
   Wasabi wyglądał na zamyślonego.
- Można by spróbować pójść wzdłuż rzeki - powiedział, pokazując w górę wodospadu. - przynajmniej cały czas będziemy mieć dostęp do wody.
- A przebywający na wyspie mogą pójść naszym śladem - zgodziła się GoGo, bawiąc się taflą wody. - O ile rzeka jest jedynym źródłem wody.
- Miejmy nadzieję - odparł Wasabi, wstając, po czym zaczął rozmawiać o czymś z Baymaxem przyciszonym głosem i wyjął jego pojemniki z plecaka. To jasne, że robot nie potrzebował wody, dlatego w jego plecaku mieściły się dodatkowe pojemniki, które mogłyby nam się przydać.
- Najwyżej, jeśli nasz geniusz się pomyli, a strumień się skończy, będziemy mogli go do niego wrzucić - odparła złośliwie GoGo, mierząc mnie chytrym wzrokiem. Wasabi uśmiechnął się, ale za pewne nie przypuszczał, że przystąpię do rewanżu.
   Zanim GoGo zdołała się obrócić, została ochlapana przeze mnie zimną wodą, która zmoczyła jej twarz i włosy. Wasabi zaczął się głośno śmiać, gdy GoGo spojrzała na mnie ze złością i niedowierzaniem. Z jej ciemnych kosmyków kapały krople wody, a dziewczyna zmarszczyła mokre brwi.
- Dalej chcesz mnie wrzucić? - spytałem, hamując ze wszystkich moich sił wybuch śmiechu. GoGo popatrzyła na mnie z zawziętością, po czym skoczyła ku mnie, próbując zepchnąć mnie do wody.
   Siłowaliśmy się jakiś czas, a Wasabi śmiał się w najlepsze. Nie chciałem wrzucać GoGo do wody, ale nie zamierzałem jej pozwolić, żeby wygrała, a musiałem przyznać małoskromnie, że pomimo siły mojej przyjaciółki nie miała ze mną najmniejszych szans.
- Ej, przestańcie zachowywać się jak dzieci - krzyknęła Honey, ale w jej głosie słychać było rozbawienie.
- No co ty - odparł Fred, gdy złapałem GoGo za nadgarstki, gdy próbowała mnie znów wepchnąć do przejrzystej wody stawu. - Należy jej się.
- Fred i ty przeciw mnie?! - wykrzyknęła dziewczyna, próbując się wyrwać, ale w tym momencie puściłem jeden z jej nadgarstków i podniosłem ją do góry jak lalkę, a GoGo przestała się szarpać, wiedząc, że jeśli wyrwie mi się z rąk, wpadnie do zimnej wody. - Dobra, już, poddaję się. - parsknęła w końcu śmiechem, przyczepiając się do mnie jak motyl, którego przybito szpilką do tablicy.
   Śmiałem się również, po czym postawiłem ją ostrożnie na ziemi, odchodząc od krawędzi stawu, gdzie woda stykała się z gładkimi, oczyszczonymi kamieniami wielkości ręki Baymaxa. Wasabi wciąż siedział na pniu, znajdującym się tuż przy krawędzi niewielkiego stawu i chichotał, patrząc to na mnie, to na GoGo.
- Jeszcze się z tobą policzę - obiecała, wskazując na mnie palcem. Choć wydawała się rozdrażniona, to w jej oczach tańczyły zabawne iskierki.
- No ja myślę - odparłem, śmiejąc się w głos i siadając obok Honey. Najwyższy czas na chwilę odpoczynku, pomyślałem, widząc moich zmęczonych przyjaciół. Choć każdy z nich zdawał się być wysportowany, to jednak nie był przyzwyczajony do długiej podróży o własnych nogach.
   GoGo jednak nie odpoczywała, a postanowiła zbadać teren dokoła stawu, jakby obawiała się ataku znienacka. Wiedziałem, że przyjaciółka po prostu musi pobyć chwilę sama, ale nie była na tyle głupia, by oddalać się z naszego zasięgu wzroku. Wciąż obserwowałem ją spod przymrużonych powiek, jak wspina się po gładkich kamieniach, uważając, by się nie poślizgnąć.
   Honey wyłapała moje spojrzenie i szturchnęła mnie, dławiąc się własnym śmiechem.
- Co? - spytałem ją, marszcząc brwi. Wasabi najwyraźniej czytał blondynce w myślach, bo znów się zaśmiał.
- Nic, Hiro. Czasem jesteś rozkoszny, wiesz? - Lemon znów zachichotała, mrużąc jasne oczy. Fred spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Ej, ludzie, o co chodzi? - zapytał, starając się wyłapać żart, z którego śmieje się Honey. Ja natomiast wolałem skończyć temat.
- Zabawne, Honey - mruknąłem, obserwując dla niepoznaki nurt wody, który w starciu z powierzchnią stawu tworzył śnieżnobiałą pianę.
- Nie jesteśmy ślepi, Hiro. - szepnęła do mnie przyjaciółka, mrugając porozumiewawczo. - Jesteście zgranym duetem i nie chodzi mi tylko o nasze misje, dobrze to wiesz.
- A nam chodzi tylko o misje - mruknąłem, wstając. Nie lubiłem rozmawiać o GoGo z Wasabim, czy Honey. Raz mówili jedno, raz drugie. Poza tym wystarczająco niewygodnie czułem się w ich towarzystwie, gdy patrzyli na każdy mój gest wobec mojej przyjaciółki.
- Ale kto, z kim? - dopytywał się Fred, dopóki Honey go nie uciszyła.
   Gdy GoGo wróciła, zebraliśmy się z naszego postoju, po czym ruszyliśmy w dalszą drogę, tym razem bardziej pod górę, szukając równej drogi wzdłuż strumienia, który według moich obliczeń powinien być już zwięzłą rzeką. Prawdopodobnie w stawie musiały być jakieś podziemne tunele, którymi odpływała woda, bo inaczej rzeka płynęłaby dalej, nieprzerwanie, a nie zatrzymywałaby się w jednym, okrągłym zalewie.
   Musieliśmy gdzieniegdzie przechodzić po nagich skałach, by znów znaleźć się na gładkiej ściółce i iść dalej. Poza tym oddaliliśmy się niechcący od szumu rzeki, za którym mieliśmy podążać, przez co czuliśmy złość. Moglibyśmy jedynie wybrać wcześniej bardziej stromą drogę i wspiąć się na skały wodospadu, ale graniczyło to z cudem, a my mogliśmy natrafić po drodze na potencjalnego zbiega.
- Hiro, może sprawdź drogę z góry - zaproponowała Honey, przeciskając się między dwoma, rosnącymi obok siebie drzewami.
- Nie - odparł twardo Wasabi, patrząc na nas do tyłu. - To nie jest dobry pomysł. Nie powinniśmy się rozdzielać.
- Racja - zgodziła się GoGo, nie odrywając wzroku z ziemi, po której stąpała.
- A gdybym ja miał sprawdzić teren, też byście tak o mnie walczyli? - wystawił na na próbę Fred. Popatrzyliśmy po sobie, uśmiechając się przebiegle, ale odpowiedziała za nas Honey.
- Oczywiście, że nie, głuptasie - zachichotała, widząc nasze pochmurne miny.
- Wszystko zepsułaś, Honey - nadąsała się GoGo, wciąż nie przestając oglądać ziemi.
- Podziwiasz pająki? - zaśmiałem się, widząc skupienie na twarzy dziewczyny. GoGo spojrzała na mnie ze zmarszczonymi brwiami, po czym poszła tuż za Wasabim, nie odezwawszy się ani słowem.
- Nie sądzicie, że coś tu nie gra? - spytała tylko szeptem, jakby ktoś mógł nas podsłuchiwać. - Ta ziemia jest za twarda. Wcześniej stąpaliśmy po bardziej miękkim gruncie.
- Tak czy siak, to lepiej dla nas - wzruszył ramionami Wasabi.
   Nagle usłyszałem znajomy krzyk i ktoś złapał mnie z całej siły za ramię, ciągnąc w tył. Nie zdołałem nawet krzyknąć, gdy poczułem, że tracę grunt pod nogami i spadam, a ziemia, na której wcześniej stałem, staje się jedynie wspomnieniem. Wszędzie widziałem ciemność, tylko zdołałem zauważyć jasny promyk światła, przenikający przez dół, w który spadałem coraz szybciej i szybciej.



Trochę długie i zapewne nudne, ale musiało takie być, miejcie litość :) akcja musi nabrać tempa, a to jest dopiero przedakcja ;D

Jejuuu, jak ja nie znoszę takiej nudnej, szarej codzienności. Dobrze, że zostaje jeszcze gra o tron, moje pisanie (mówiłam już, że uwielbiam dla was pisać? :D ) i następny odcinek top model ;dd inaczej bym zwariowała xd

Na koniec łapcie słodką Honey ;33 




11/09/2015

Podróż na Isla Menor

   Później po naszym zadaniu, które sprawiedliwie wygrał Baymax, biegaliśmy jeszcze kilka godzin po parku razem z Sam, która cały trening przegadała żywo z Wasabim, Honey i Fredem. GoGo nie odzywała się, bo nie rozmawiała z Sam, chyba że było to absolutnie konieczne, a Baymax nie był zbyt rozmowny w towarzystwie. Ja natomiast cały czas miałem w głowie słowa GoGo wtedy w alei magazynów. Ona naprawdę uwierzyła, że jestem zakochany w Sam, słyszałem wciąż jeden głos w mojej głowie, przebijający się przez nawał innych myśli. Jak miałem ją przekonać, że to nieprawda, że to na niej mi zależy? Czy naprawdę tego nie widziała?
   Wasabi podrzucił mnie i Baymaxa pod dom, więc zaoszczędziłem nieco czasu, nie musząc wracać przez pół miasta na piechotę. Wierzcie mi, albo nie, ale tak długi spacer z Baymaxem naprawdę potrafi wywołać zmęczenie, tym bardziej po takim treningu. W samochodzie GoGo siedziała na miejscu obok kierowcy i tak jak wcześniej nie odezwała się ani słowem, lecz tym razem na jej twarzy nie było gniewu, ale chłodna obojętność, która bolała mnie o wiele bardziej niż jej poprzednie wcielenie. Aż zatęskniłem za tą samą, roześmianą dziewczyną, która siedziała przy mnie z herbatą i potrafiła gawędzić o niczym, ciesząc się moim własnym towarzystwem.
   Wszedłem do pokoju, rzucając na łóżko mój plecak i opadając ciężko na fotel. Baymax dreptał tuż za mną, wpatrzony we mnie jak w obrazek. Roboty miały o tyle lepiej, że nie czuły zmęczenia, ani nie odczuwały żadnych innych emocji. Kolejny raz pożałowałem, że nie mogę się z Baymaxem wymienić.
   Ukryłem twarz w dłonie, przecierając ją z westchnięciem. Mój przyjaciel przysiadł na łóżku, odzywając się z troską:
- Hiro, nie wyglądasz najlepiej. - powiedział, dając mi szansę, bym sam opisał swój stan.
- Co ty nie powiesz - mruknąłem, ale po chwili opowiedziałem mu całą tą sytuację, ciesząc się, że mogę się komuś wyżalić. Choć miałem wspaniałych przyjaciół, to czułbym się zawstydzony rozmawiając o takich sprawach z Wasabim czy Honey. Poza tym robot miał to do siebie, że zawsze odnajdywał proste rozwiązania, których ja nie zauważałem, albo których nie brałem pod uwagę.
   Zachodzące słońce przebijało się przez rolety w moim pokoju, wpuszczając czerwono-pomarańczowe światło do wnętrza pomieszczenia. W promieniach słońca potrafiłem zobaczyć drobinki kurzu, dryfujące w prądach powietrza. Dobrze, że moja ciocia jeszcze nie wróciła, pomyślałem, umyślnie kojarząc kurz z ciocią Cass, która zawsze dbała, by mój pokój wyglądał przyzwoicie, nawet gdy ja nie do końca się tym przejmowałem.
   Gdy skończyłem, Baymax przechylił głowę, jakby chciał mi się lepiej przyjrzeć.
- Powinieneś być szczery z GoGo, Hiro - powiedział, choć sam doskonale zdawałem sobie z tego sprawę.
   Wywróciłem oczami, przekładając w dłoniach leżący na biurku ołówek.
- Jakbym sam o tym nie wiedział. - odparłem cicho, obracając się plecami do robota, który wstał cicho.
- Ale boisz się? - zapytał, jak zwykle trafiając w sedno.
- Przyjaźnimy się już dwa lata - mówiłem wciąż cicho, by mój głos nie zadrżał. - Nie chcę tego zniszczyć.
- GoGo by to zrozumiała. W końcu wybaczała ci gorsze rzeczy.
- Masz na myśli tą moją ostatnia gatkę, tak? - spytałem z niesmakiem, przypominając sobie cały ten czas, gdy myślałem tylko o tym, żeby ją przeprosić.
- Hiro, ty sam dobrze wiesz, co masz robić, nie potrzebujesz mojej rady.
   Nie odpowiedziałem, bo żadna odpowiedź nie miałaby większego znaczenia. Za każdym razem, gdy chciałem powiedzieć o moich uczuciach GoGo, pojawiała się w moim zachowaniu blokada, której nie potrafiłem przełamać. Było to co najmniej dziwne, bo nie należałem do nieśmiałych osób i uczucie to było mi obce. Jednak zdawało mi się, że przy GoGo zawsze zachowywałem się inaczej i ja sam czułem się tym strasznie poirytowany.
- Ale Ithani... - zacząłem, przypominając sobie byłego chłopaka GoGo.
- Nie utrzymuje z nim kontaktu, prawda? - próbował mnie wesprzeć Baymax.
- Nie wiem - przyznałem. Nagle coś przyszło mi do głowy, gdy przed oczami stanęła mi pewna siebie twarz chłopaka. - Baymax, ty przecież masz skany emocjonalne wszystkich dokoła siebie, co nie?
- Tak.
- Więc pewnie wiesz, co czuła GoGo przy naszym spotkaniu z Ithanim? - spytałem, jednocześnie zarzucając sobie, że wcześniej na to nie wpadłem. Baymax posmutniał.
- Hiro, nie mogę. Obowiązuje mnie tajemnica lekarska, tak jak chirurgów, czy innych lekarzy. Poza tym wiesz o tym, Tadashi ci o wszystkim powiedział.
   Zagryzłem wargę, spoglądając w bok. To by mi bardzo w tej chwili pomogło, ale rzeczywiście byłoby też bardzo nie fair. Za dwa dni lecisz na wyspę, na którą zsyłają najgorszych kryminalistów, pomyślałem sobie z uporem. Później będziesz się nad tym zastanawiał, na razie skup się na misji.
   Z tą myślą wstałem i zacząłem szukać wśród moich licznych książek czegoś, co mogłoby mi dać wskazówkę, co jeszcze potrzebowalibyśmy w głuszy Isla Menor. Poza tym musiałem też wypocząć, bo na samej wyspie za pewne nie czeka mnie zbyt wiele relaksacyjnych chwil. Baymax pomagał mi, analizując różne opcje, które mogłyby nam się przytrafić, gdy będziemy wypełniali naszą misję. Największym zagrożeniem i tak oczywiście było złapanie tych zbirów, bo za drobne kradzieże na pewno nie zostali tam zesłani. Tak więc potrzebowaliśmy przemyśleć jeszcze tyle rzeczy, a zostało nam tak mało czasu.


   W końcu nadszedł dzień wylotu z San Fransokyo. Oczywiście uprzedziłem moją ciocię, że wyjeżdżam na dodatkowe zajęcia z Instytutu poza nasze miasto (nie mogłem jej przecież powiedzieć prawdy) i przytuliłem ją mocno na pożegnanie, obiecując, że będę o siebie dbał. Cóż, nawet nie myślałem, jak bardzo mnie ta obietnica zwiąże, w końcu nie tak łatwo było dbać o siebie, otoczonym przez samych wrogów.
   Pod murami Agendy spotkałem resztę moich przyjaciół, którzy jak zwykle stojąc pod dworcem udawali, że czekają na pociąg. Sprytnie. Każdy z nich ubrał się dość ciepło, ale i wygodnie, bo nie braliśmy zbyt dużo bagażu i te ubrania, które mieliśmy na sobie musiały nam wystarczyć do końca naszej misji.
   Mimowolnie spojrzałem od razu na GoGo, która siedziała na murku w grubej, jesiennej kurtce o kolorze khaki i ciemnych spodniach. Wyglądała dość niecodziennie w takim stroju, ale dziwne gdyby na misję ubrała się w swoją cienką, czarną kurtkę i sportowe legginsy. Choć dwa dni temu rozmawialiśmy normalnie, a przynajmniej próbowaliśmy dopóki GoGo nie powiedziała tego o Sam, to dziś wyglądała, jakby naprawdę była na mnie obrażona. Patrzyła na ciemne kałuże zbierające się na chodnikach i ani razu nie spojrzała ani na mnie, ani na Baymaxa, co mnie naprawdę uderzyło.
 Reszta zaś przywitała nas niezwykle otwarcie.
- Cześć, Hiro! - zaszczebiotała Honey, biorąc mnie w ramiona starszej siostry. Miała na sobie długi, jasnożółty płaszcz, który podkreślał tylko jej ksywę. Deszcz lał obficie, dlatego przyjaciółka dygotała pod wpływem chłodnego wiatru. Przywitała się też z Baymaxem a Fred widząc, jaka jest zmarznięta, objął ją troskliwie ramieniem. Ku mojemu zdziwieniu, Honey go nie odepchnęła i wydawała się wdzięczna za pomoc.
- Jak nastrój? - zagadnął mnie Wasabi, gdy skryłem się pod dachem, unikając deszczu.
- Nieźle - odparłem, wzruszając obojętnie ramionami. - Chcę mieć to już za sobą.
- No, jak my wszyscy, stary - Fred uśmiechnął się smutno.
   Pod dworzec podjechała czarna limuzyna, która mogła należeć tylko do jednej osoby. Gdy drzwi otworzyły się w zapraszającym geście, ujrzeliśmy w środku poważną twarz Yoko, która kiwnęła do nas z przestrachem. Weszliśmy szybko do samochodu, żeby jak najszybciej odjechać, ale mieliśmy problem z wciśnięciem Baymaxa do niskiego samochodu. W końcu gdy robot spuścił nieco powietrza i usiadł obok mnie, szofer ruszył z piskiem opon z placu przed dworcem, zwracając na siebie jedynie niepotrzebną uwagę. Yoko spojrzała na niego do tyłu z gniewną miną.
- Za miastem czeka na was helikopter - powiedziała otwarcie, kładąc nogę na nogę w tych swoich irytujących szpilkach. - Mam nadzieję, że przygotowaliście się dobrze.
- My również mamy taką nadzieję, pani profesor - odparła Honey uprzejmie, siedząc w podobnej pozycji jak siwa pani prezes Agendy.
   Wasabi potarł dłońmi swoją twarz, jakby chciał odreagować stres.
- Tak więc wiecie o tym, że Isla Menor ma korzenie starożytne, prawda?
   Nie odpowiedziałem, dziwiąc się, skąd Yoko może o takich rzeczach wiedzieć. Czy szpiegowała nas? - pomyślałem, ale zaraz wpadła mi do głowy inna opcja, od której cały pobladłem. Poczułem naraz ogromną niechęć do Sam.
- Sam... - wyszeptałem, a Yoko uśmiechnęła się jadowicie.
- ... mówi wam tyle, na ile ja jej pozwolę. I lepiej, żebyście o tym pamiętali, zanim po raz kolejny będziecie próbowali się czegokolwiek od niej dowiedzieć. Jasne, Hiro?
   Oczy moich przyjaciół spoczęły na mnie. Wiedziałem, że prosząc Sam, narażam ją na gniew ze strony Agendy o udostępnianie mi informacji, ale nie sądziłem, że współdziała ona z Yoko na tyle, by mnie w ten sposób oszukiwać.
   Odwróciłem głowę, nie chcąc więcej patrzeć na Eve Yoko. Miałem dość tego braku współpracy między nami a szefową Agendy, która chyba powinna nas wspierać, skoro to obiecywała, a nie robić nam więcej kłopotów, niż to całe ratowanie Japonii jest warte. Myślałem, że inaczej będzie wyglądało to wszystko, ale najwyraźniej wszędzie byli szpiedzy AZN-u. Czułem się, jakbym był stale obserwowany a na dodatek irytowało mnie jeszcze bardziej to, że nie możemy już zrezygnować ze współpracy z Yoko i jej zasadami.
- Moi ludzie załatwili wam trochę sprzętu - powiedziała nagle była dyrektorka Instytutu, wyciągając spod swojego miękkiego fotela mały plecak, podobny do tych, które każdy z nas miał na własnych plecach. - Uważajcie tylko, bo nie był jeszcze uważany... i lepiej nie próbujcie go uruchamiać w ciasnym terenie. - Yoko podała plecak Wasabiemu, który obejrzał go z zewnątrz z narastającym zaciekawieniem i strachem, ale szefowa Agendy jeszcze nie skończyła. - Mam jeszcze to - mówiąc to, podała mi zwitek papieru, który mieścił się w jej małej kieszeni żakietu.
   Kiedy go rozwinąłem, zauważyłem mapę najprawdopodobniej Isla Menor. Technicy musieli ją przerobić, bo pomimo że papier zdawał się wyjątkowo twardy i odporny na wszelkie uszkodzenia, to naniesione dane kartograficzne były w kilku miejscach zatarte. Nie wiedziałem, czy mam to odebrać jako dobrą wróżbę, czy Yoko próbowała mi wcisnąć jakąś podpuchę, a jej ludzie zrobili fałszywą mapę wyspy.
- Co to za linie? - spytałem, wskazując na czerwone kreski, zajmujące mniejszą część całej wyspy. Nie widziałem nigdy takich znaków na jakiejkolwiek mapie, więc musiała być stara, albo miała własne oznakowania.
- Dobre pytanie - mruknęła Yoko, gdy Baymax i GoGo przysunęli się, by lepiej zobaczyć to, na co wskazuję. - Sam powiedziała ci, że wyspa jest starożytna, ale nie mówiła, że pod wyspą znajduje się sieć tuneli wybudowana za czasów cesarza Yamahuzdana IV. To właśnie nimi uciekli bandyci, a część tuneli jest na tyle słaba, że mogą się zawalić w każdej chwili, więc musicie być ostrożni.
- Aha, dzięki za podpowiedź - warknęła GoGo, wpatrując się z poirytowaniem w mapę. W pełni ją rozumiałem. Fakt, że informują nas o tym dopiero teraz wzbudzał więcej gniewu niż zdrada Sam.
- Dowiedzieliśmy się o tym wczoraj w nocy - wytłumaczyła się Yoko, przyjmując jeszcze zimniejszy ton, o ile to w ogóle było możliwe. - Moi ludzie badali artefakty z tej wyspy, a część historyków zaciekawiła się dziwnymi runami na powłokach niektórych przedmiotów. Mogłabyś chociaż spytać, panno Tomago.
- No dobrze, ale co rysunki na rzeźbach i dzbankach miały wspólnego z mapą? - spytał z napięciem Wasabi, marszcząc gęste, ciemnobrązowe brwi.
-  Wszystkie układały się w jedną całość. Było to o tyle dziwne, że każde miały inną wielkość i płaszczyznę. Dopiero po dokładnym odczytaniu stanowiły całość. Badaliśmy je od powrotu Ithaniego z Isla Menor i wciąż szukaliśmy wzorów. Powinniście się cieszyć, że w ogóle odnaleźliśmy te symbole i zdołaliśmy je odczytać po tak krótkim czasie i w dodatku jeszcze przed waszą misją.
   Honey wzięła ode mnie mapę, oglądając ją dokładnie.
- Nie wiedziałam, że ta wyspa jest tak wielka - powiedziała, robiąc wielkie oczy, gdy zapoznała się z treścią papieru.
- Istotnie. - Yoko kiwnęła głową i nie odezwała się potem ani słowem, aż gdy wieżowce za czarną szybą zmieniły się w płaski, nieco zarośnięty teren.
    Gdy wyszliśmy z limuzyny, od razu poczuliśmy mocne powiewy powietrza, które tarmosiły nasze włosy i rzucały okoliczne liście na wszystkie strony. Pośrodku małego, wojskowego placu stał ciemnoniebieski helikopter Agendy z logo instytucji. Był to ten sam, którym lecieliśmy, gdy po raz pierwszy rozmawialiśmy z Yoko po próbie schwytania Ithaniego. Zdołałem poznać go po zdumiewającej wielkości, jak na zwykły helikopter. Czasem zadziwiały mnie osiągnięcia mojego własnego kraju, zwłaszcza w sprawach inżynierii.
- Robb zawiezie was na miejsce - usłyszeliśmy potężny głos Yoko, gdy próbowała przekrzyczeć helikopter. Stała tuż przy limuzynie, trzymając się za swojego schludnego koka, który w prądach powietrza nie był już tak idealny jak wcześniej. - Jeśli nie dacie rady, moi ludzie po was przylecą. Agenda nie da was skrzywdzić.
- Nie bardziej niż to konieczne - syknęła GoGo, obracając się tyłem do Yoko. Na moich ustach pojawił się słaby uśmiech. Było w tym nieco prawdy.
   Tył helikoptera otworzył się, a z maszyny wyszedł potężnie zbudowany mężczyzna, machając do nas przyjaźnie. Nie myśląc wiele, podbiegliśmy do niego, wdrapując się do wnętrza helikoptera.
- Macie jeszcze jakieś bagaże? - spytał mężczyzna i dopiero zauważyłem, że miał on ciemniejszą karnację od Wasabiego.
- Nie - odkrzyknąłem krótko, gdy Honey weszła przede mną do helikoptera. Mężczyzna zdumiał się, po czym pomógł wejść pozostałym i wepchnął Baymaxa do środka maszyny. Klapa zamknęła się z hukiem, a my znaleźliśmy się w środku. Nie ma już odwrotu, pomyślałem sobie, wzdychając ciężko.
- Jestem Robb, pracownik Agendy - przedstawił się czarnoskóry, uśmiechając się do nas ciepło. No, choć jedna miła osoba w tej instytucji oprócz Sam, pomyślałem, ale zaraz przypomniałem sobie o tym jak fałszywa się okazała. Nie działała dla nas, dla mnie... ale cały czas mówiła tylko to, co kazała jej Yoko. Może cała nasza przyjaźń była tylko pod działania Agendy? - pomyślałem z narastającą złością.
- Miło cię poznać, Robb - odpowiedziała za nas Honey z tym samym, uprzejmym uśmiechem.
 - Chodźcie, to nie jest najlepsze miejsce na pogaduszki. - odparł tamten, po czym ruszył pierwszy po lecącej maszynie, kierując się ciasnym korytarzem, którego słabo oświetlały wąskie, sufitowe światła.
   Robb skręcił nagle w prawo i wszedł do tego samego luksusowego pomieszczenia, w którym rozmawialiśmy z Yoko jeszcze kilka pełnych miesięcy temu. Z góry zwieszał się błyszczący żyrandol, a podłogę pokrywał miękki, czerwony dywan. Kremowe sofy towarzyszyły każdej ścianie, a pośrodku stał ten sam, szklany stół, na którym stały pachnące przystawki. Usiedliśmy na sofach wygodnie, a Fred od razu skubnął coś z pełnego stołu.
- Freddie - jęknęła Honey cicho, a chłopak obrócił się ku niej z pełną buzią.
- No co, przecież wiecie, że uwielbiam darmowe żarcie.
   Robb usiadł naprzeciw nas, śmiejąc się z tej sytuacji. Miał małe, czarne oczy, w których tańczyły iskierki, niczym u małego dziecka. Był barczysty i silny, ale nie sprawiał wrażenia groźnego, choć przypuszczałem, że pewnie właśnie ze względu na swoje mięśnie został zatrudniony w Agendzie, co podkreślała jasnoniebieska koszula z logo instytucji.
 - Wreszcie mogę poznać Wielką Szóstkę z San Fransokyo - powiedział z widocznym podziwem. - Tyle o was słyszałem.
- Jesteśmy aż tak popularni? - zapytał go Wasabi z cieniem uśmiechu. Chyba wciąż dręczył go stres przed misją.
- Tak, bo ładnie zaczęliście. - kiwnął głową Robb. - Wiele agentów dałoby się posiekać za taką opinię, jaką zdążyliście zgarnąć.
- Pewnie się zmieni, po tej misji - parsknąłem, a reszta popatrzyła na mnie, jakbym spadł z kosmosu.
- Więc ty pewnie jesteś Hiro Hamada - odparł Robb, prostując się, jakby był w towarzystwie kogoś ważnego a nie... mnie.
- Skąd ty..?
- Pani Yoko kazała mi na ciebie uważać - Robb mrugnął do mnie przyjaźnie, pokazując rząd białych zębów.
- Uwaga, nadchodzi wielki Hiro Hamada - mruknął Freddie, zajadając się rurkami z kremem. Wszyscy w sali jednocześnie ryknęli śmiechem, nawet GoGo uśmiechnęła się, patrząc z politowaniem na przyjaciela.
- Z tym wielkim to nieco przesadziłeś, stary - odparłem ze śmiechem, a Robb klasnął w dłonie.
- Powiem wam szczerze, że spodziewałem się kogoś starszego i bardziej dumnego, ale to tylko dodaje wam punkty. Miałem tą przyjemność podróżowania z Ithanim Evansem i ta podróż nie należała do najprzyjemniejszych - powiedział z lekkim grymasem na twarzy.
   Spojrzałem szybko na GoGo, której twarz zamarła w bezruchu.
- Aż tak z nim źle? - spytała Honey, nie zauważywszy miny przyjaciółki.
- Taa, no trochę - mruknął Robb, wiedząc, że jeśli Ithani by się o tym od nas dowiedział nie byłby w za fajnej sytuacji.
- A i tak jest pupilkiem Yoko, nie? - spytał Fred szczerze. Robb kiwnął z niechęcią głową.
- No, tak to trochę wygląda - odparł. nastała cisza, podczas której obserwowaliśmy przez duże okno oddalającą się Japonię i otwarty przed nami największy z oceanów. Błękit tego widoku sprawił, że zaniemówiłem. Nawet najlepiej zrobione zdjęcia nie oddałyby ich uroku, pomyślałem, po czym mój wzrok skierował się na siedzącą najbliżej okna GoGo, a moje policzki zaróżowiły się, gdy pomyślałem o dziewczynie.
- Isla Menor to piękna wyspa - powiedział Robb, widząc nasze zachwycone miny. - Nie wiem, dlaczego akurat ją wybrali na więzienie. Gdyby to leżało w moim interesie, wybrałbym coś bardziej mrocznego, no wiecie.
- Podobno naukowcy boją się ją odwiedzać - wtrąciłem, odrywając spojrzenie od zamyślonej GoGo.
- Taa i mają ku temu powody. - kiwnął głową Robb. - Mówią, że tam straszy, ale ja bym nie słuchał tych bzdur.
   Honey i Wasabi otworzyli szerzej oczy, ale nie odezwali się ani słowem. Fred natomiast nie miał takiego problemu.
- Fajnie, nigdy nie miałem okazji, żeby odwiedzać nawiedzone miejsca.
- Ja też nie - odparłem z zaciekawieniem, a GoGo spojrzała na mnie z cieniem uśmieszku. Chyba niezbyt uwierzyła, że ciekawią mnie zjawiska paranormalne.
- To będziecie mieli taką sposobność, żeby sami to ocenić - powiedział Robb, a jego zegarek zamigotał jasnym światłem. - Och, wybaczcie, pilot mnie wzywa. Zjedzcie coś i zrelaksujcie się. Gdybyście czegoś potrzebowali, na drzwiach jest czerwony przycisk - Robb wskazał palcem na to miejsce, żebyśmy nie mogli go przeoczyć, po czym zniknął za drzwiami.
   Usłyszeliśmy głośne kroki mężczyzny na korytarzu, które ucichły, gdy szedł do kokpitu. Honey od razu spojrzała na mnie i sypytała, odkrywając swoją złość.
- Czyli Sam nas zdradziła, czy Yoko ją nakryła jak ci pomagała, bo nie rozumiem? - zapytała z wyrazem poirytowania. Dobrze ją rozumiałem.
   Skrzyżowałem ręce, z westchnieniem, które przeszło w warknięcie.
- Sam bym chciał wiedzieć - powiedziałem, ignorując dziwne spojrzenie GoGo.
   Helikopter leciał cały czas, nieprzerwanie, kiedy każde z nas zajęło nieco wygodniejsze miejsca niż gdy siedział z nami Robb. Fred rozłożył się całkiem na przeciwległej kanapie, a Wasabi usiadł na ciężkim fotelu. Zastanawiałem się, jak maszyna w ogóle unosi się w powietrzu, mając na pokładzie tak ciężkie meble, ale postanowiłem nie zastanawiać się nad takimi głupstwami.
- Ej, myślicie, że na Isla Menor serio straszy? - zagadnął nas Freddie, ściągnąwszy już swoją ocieplaną kurtkę. W helikopterze zaczynało być nawet odrobinę duszno, przez co każdy z nas musiał dostosować się do zmiennej temperatury. Nic dziwnego, w końcu zbliżaliśmy się do zwrotnika.
- Będziemy mieli szansę się o tym przekonać - uśmiechnąłem się do niego, podkładając sobie ręce pod głowę, żeby mi było wygodniej.
- A ja mam dość tego stresu - stęknęła Honey, podchodząc do okna. - Chcę mieć to już za sobą.
- No, jak my wszyscy - potwierdziła GoGo, opuszczając smutno kąciki warg.
- Dajcie spokój, a może będzie fajnie? - zapytałem, próbując wesprzeć moją ekipę.
- Kto jest za wyrzuceniem Hiro przez okno? - mruknęła GoGo, a każdy oprócz Baymaxa podniósł niemo rękę do góry.
- Dzięki - parsknąłem, patrząc na przyjaciółkę, która wzruszyła tylko ramionami.
- Gdyby to była przyjemność, to nie zsyłaliby tam zbirów. - odpowiedziała tylko z pomrukiem, a Wasabi westchnął tylko, kiwając głową.
- Ej, przestańcie. Mogło być gorzej.
   Nagle Honey, stojąca wciąż tyłem do mnie przy oknie, krzyknęła, wskazując na coś przed sobą. Miała najwyraźniej dużo lepszy wzrok niż moglibyśmy sądzić, bo dopiero po chwili zauważyliśmy to, co ona sama.
   Z mgły unoszącej się nad błękitną poświatą oceanu wyłoniła się wyspa całkiem inna niż jej towarzyszki. Szara, jałowa ziemia straszyła swoim wyglądem, a plaże wydawały się przerażająco samotne. W naturalnych warunkach nawet podczas powodzi plaże San Fransokyo były pełne ludzi, którzy chcieli wypocząć w promieniach słońca. Wybrzeża tej wyspy natomiast ziały pustką, która straszyła swoim samotnym widokiem. Dalej, w głąb wyspy znajdowały się gęste lasy, bez ani jednej polany, którą moglibyśmy zobaczyć z góry. Ciemne drzewa rosły dziko tuż obok siebie, zasłaniając nam widok na możliwych wrogów poukrywanych między gałęziami. Spojrzałem dalej i zauważyłem, że na wschodzie wyspy wznosi się mała budowla z szarego kamienia, przypominająca nieco smutne plaże, ale wybijająca się ponad zwrotnikowe lasy. Gdzieniegdzie teren unosił się i opadał, tworząc rozległe równiny i wąskie kotliny. Można by przypuszczać, że kiedyś wyspa była naprawdę piękna, gdyby nie tylko tak wielka ilość krwi przelanej w tym miejscu. Na samą myśl o słowach Sam o wojnach między miejscową ludnością, przeszły mnie ciarki. To miejsce ziało grozą.
- Będzie dobrze? - spytała GoGo z zaciętą miną, patrząc mi w oczy.
   Pod nami rozpościerała się starożytna wyspa Isla Menor.

Dobra, obiecałam to muszę dotrzymywać słowa :D Jeden rozdziałek w tygodniu tu i na Czkastrid, mam nadzieję że tyle wystarczy. Więcej naprawdę nie dam rady ;)

Oj, Just ma coraz większe problemy z bólami brzucha :// przez co pewnie będzie częściej przesiadywać na blogerze ku waszej uciesze :D nie tak poważnie, chyba wolałabym chodzić do szkoły i czuć się dobrze :/