11/07/2016

Niepoczytalność

https://www.youtube.com/watch?v=2fngvQS_PmQ

   Przyzwyczaiłem się już do mojej rekonwalescencji. Codziennie wpadała do mnie GoGo - raz przed lunchem i drugi raz wieczorem, gdy zazwyczaj kawiarnia pustoszała, a ciocia zajmowała się wyliczaniem utargu. Cieszyłem się, że mogę spędzić z nią trochę czasu, choć powoli irytowało mnie, że jestem poniekąd uwiązany w domu. Już myślałem nad tym, by wrócić na zajęcia, ale GoGo i ciocia stanowczo mi tego odradziły.
- To za wcześnie - odpowiedziała stanowczo ciocia, kręcąc głową. Widziałem, że zirytowałem ją tym pytaniem, choć nie miałem tego w planach. GoGo patrzyła na mnie z zaciętym spojrzeniem, grzejąc dłonie o kubek ciepłej czekolady. Siedzieliśmy w trójkę w opustoszałej kawiarni, dyskutując o różnych sprawach. Baymax miał jeszcze swój dyżur w szpitalu i raczej nie śpieszył się z powrotem.
- Powinienem się stąd ruszyć, to dobrze mi zrobi - powiedziałem, próbując je przekonać. Co prawda moje zrastające się żebra dalej przyprawiały mnie o tępy ból, którego nie łagodziły nawet leki, ale źle czułem się ze świadomością, że jestem tu, gdy dokoła mnie wszystko się dzieje.
- A co, jeżeli się poślizgniesz na lodzie i upadniesz na te żebra? - jęknęła moja ciocia, unosząc w dłoni banknoty, które w tej chwili liczyła. - Daj sobie czas, Hiro. Potrzebujesz regeneracji po tym, przez co przeszedłeś...
- Być może... - mruknąłem, na próżno szukając aprobaty u GoGo, która wyglądała, jakby nie interesowała ją cała ta dyskusja.
   Dopiero gdy ciocia zostawiła nas samych, GoGo odetchnęła głośno i poruszyła się na krześle, jakby ktoś wybudził ją z głębokiego snu. Coraz częściej widziałem ją tak zmęczoną i niepokoiło mnie to. Nie raz już zasnęła obok mnie na kanapie gdy oglądaliśmy film albo przymykała oczy przy rozmowie ze mną. Czułem, że muszę jej pomóc w warsztacie i to właśnie ta myśl w głównej mierze zachęciła mnie do przekonania cioci, że powinienem zacząć żyć normalnie.
- Dzięki - mruknąłem, nie patrząc na moją przyjaciółkę. - Mogłaś coś dodać. Wiesz, że moja ciocia liczy się z twoim zdaniem.
- Nie miałam co dodawać - odburknęła cicho. Spojrzałem na nią zrezygnowany.
- Co takiego? - zdziwiłem się.
- Ma rację - odparła, wzruszywszy ramionami, po czym odstawiła swój kubek. - Powinieneś jeszcze zostać w domu. Przynajmniej dwa tygodnie.
   Westchnąłem ciężko i oparłem się plecami o bar, czując, że zostałem na przegranej pozycji. Ja kontra dwie gwałtowne kobiety. Wynik był przesądzony.
- Nie usiedzę w domu dwa cholerne tygodnie - mruknąłem pod nosem, a GoGo uniosła brwi.
- Jak już sam to doskonale ująłeś, mogłeś się nie pakować w tą całą akcję z Maysonem - powiedziała rozsądnie. Gdy groza tej sytuacji nieco zelżała, GoGo zaczęła coraz częściej mi docinać z tego powodu, ale nigdy nie przeginała ze swoimi złośliwymi ripostami. Wiedziała, że nie tak wyobrażałem sobie śledzenie Maysona.
   Podeszła do mnie i zarzuciła mi ręce na szyję, patrząc mi w oczy. Mógłbym się w nią wpatrywać bez końca, pomyślałem, lustrując jej ciemne, głębokie oczy.
- A że ostatecznie musiałeś postawić na swoim, to teraz musisz pogodzić się ze skutkami - zakończyła, unosząc znacząco podbródek.
   Odetchnąłem, odczuwając niesamowity spokój, gdy była tak blisko. Gdyby nie to, że właśnie poruszaliśmy kwestię mojego porwania, chyba całkiem zapomniałbym o tym, co mi się przydarzyło.
- Dobrze, że jeszcze nie znudziło ci się odwiedzanie tej kawiarni - powiedziałem cicho, stykając się z nią czołem. - Bo całkiem bym oszalał.
- Zawsze byłeś odrobinkę szalony - parsknęła, a ja w odpowiedzi pocałowałem ją w usta. Nie trwało to długo, gdy usłyszeliśmy kroki mojej cioci, wracającej z nowym towarem z zaplecza.
   GoGo odsunęła się ode mnie gwałtownie, a jej policzki spłonęły, gdy próbowała uniknąć wzroku cioci.
- Nic nie widziałam! - oznajmiła ciocia, kierując się do kuchni. - Już mnie tu nie ma.
   Gdy opuściła kawiarnię, oboje roześmialiśmy się przyciszonymi głosami jak z jakiegoś tylko nam zrozumianego żartu. GoGo wyglądała na mocno zawstydzoną, co było u niej rzadkim widokiem. Jeśli chodzi o mnie, to przestałem się wstydzić przed moją ciocią tego co nas łączy już po tym, gdy Baymax zdradził mnie z moją skomplikowaną relacją z GoGo.
- Muszę już iść - oznajmiła, spojrzawszy krótko na moje usta. Miałem nadzieję, że pocałuje mnie na pożegnanie, ale najwyraźniej obecność cioci musiała wprawić ją w mocne zakłopotanie. GoGo stanęła na palcach i pocałowała mnie w policzek, zatrzymując na nim przez chwilę swoje słodkie usta. - Dobranoc - wyszeptała, puszczając stopniowo moją rękę.
- Dobranoc - odparłem, patrząc za nią jak stęskniony psiak za właścicielem.
   Gdy drzwi się zamknęły, ciocia weszła do kawiarni, jakby wyjście GoGo dało jej sposobność do powrotu do kasy. Stałem w tym samym miejscu, zastanawiając się czy spędzić jutrzejszy dzień na czytaniu i robieniu nowych projektów, czy raczej zignorować GoGo i ciocię i wyjść choćby na krótki spacer. Skoro Mayson siedzi w areszcie, raczej nie powinienem czuć się zagrożony...
- Słodko razem wyglądacie - powiedziała ciocia, oblizując z palców karmel, którym pewnie oblała świeżo wypieczone ciastka Alyssy, jej nowego pracownika. - Nie wiedziałam, że GoGo jest w tobie taka zakochana.
- Zakochana? - spytałem z powątpieniem, choć słowa cioci dały mi wiele do myślenia.
- Odwiedza cię każdego dnia odkąd wyszedłeś ze szpitala - zauważyła, siadając przede mną na stołku.
- To nic nie znaczy. - odparłem, wzruszając ramionami, choć po moim żołądku rozlało się ciepło.
- A w szpitalu spędzała przy tobie nawet całe noce - dokończyła ciocia, patrząc mi w oczy. Jej wzrok był nie do zignorowania.
- Ciociuu... - jęknąłem, starając się ukryć uśmiech.
- Taka prawda, Hiro - kłóciła się. Usłyszałem szmer przy drzwiach wejściowych tak znajomy dla Baymaxa. - Poza tym widzę to w jej oczach. Tak samo Sayuri patrzyła na twojego ojca.
   Przełknąłem głośno ślinę. Ciocia nigdy nic nie wspominała o moich rodzicach, a nawet jeśli to robiła to niechętnie. Czułem, że moje policzki stają się purpurowe. O mały włos nie zjechałem z barowego stołka, lądując przy tym na twardej podłodze.
- Moja mama? - spytałem z szokiem. Ciocia miała tak obojętną minę, jakby mówiła o utargu z dzisiejszego dnia. Baymax przywitał się z nami i usiadł głośno tuż obok mnie na podwyższanym stołku. Naprawdę nie wiem, jakim cudem jego masa się na nim zmieściła.
- Nom - odparła obojętnie, oblizując karmel z palców. - Dość łatwo się zakochiwała w różnych chłopakach, ale Keiji od początku był inny.
- Mów dalej - poprosiłem, nieprzyzwyczajony do tego, że mówi o moich rodzicach tak swobodnie.
- Spodobał ci się ten temat? - zapytała z uśmiechem, a ja kiwnąłem głową.
- Czekałem na niego siedemnaście lat, jakby nie patrzeć - odpowiedziałem, a ciocia zachichotała.
- No już dobrze, dobrze - zaśmiała się. - Wiem, że popełniłam błąd, że nie mówiłam ci o twoich rodzicach. Może gdybym to zrobiła wcześniej... Może nie szukałbyś Maysona...
- Nie o to chodziło - pokręciłem głową. Ciocia skupiła na mnie swoje spojrzenie bystrych, brązowych oczu. Pomyślałem sobie, że jeżeli każdy w mojej rodzinie był uważany za osobę inteligentną, to ciocia jak najbardziej nie była wyjątkiem.
- Więc o co? - zapytała szorstko.
   Odetchnąłem. Trafiła w punkt. Nie mogłem jej powiedzieć o tym, że Mayson zamordował moich rodziców. Mimo iż potrafiła wiele znieść... Dopiero gdy spojrzałem jej w oczy, uświadomiłem sobie, że podejrzewała, że miałem powód, by śledzić największego wroga moich rodziców.
- Myślę, że oboje wiemy - odpowiedziałem poważnie. Ciocia westchnęła, a między nami pojawiła się zapora nie do pokonania.
- Było warto? - zapytała mnie, a ja obróciłem wzrok. Miałem ochotę ukrócić tę rozmowę, ale to nie było teraz takie proste.- Hiro, proszę, odpowiedz mi...
- Jestem zmęczony - odparłem, wstając od baru. Baymax patrzył na mnie ze zmieszaniem. - Porozmawiamy jutro.
- Hiro, nie traktuj mnie jak wroga. - prosiła ciocia, prostując się na swoim krześle. Zabrałem bluzę z baru i już byłem w drodze do mieszkania. - Hiro!
   Nie odpowiedziałem jej aż wróciłem do swojego pokoju. Wystarczyło, żebym spojrzał na zdjęcie mojego brata oprawione w złotej ramce, bym całkiem się załamał. Usiadłem na podłodze przy zamkniętych drzwiach do mojego pokoju, starając się opanować drżenie rąk. Miałem przed oczami pełno obrazów, krwawych obrazów. Przypomniałem sobie twarz Maysona, gdy patrzył na martwe ciało Jaimiego. Nie mogłem znieść myśli, że z tą samą satysfakcją spoglądał na ciało mojego ojca, gdy po celi roznosiły się już nie krzyki Samanthy, ale mojej matki. Jeżeli mama naprawdę kochała mojego ojca, tak jak twierdziła moja ciocia, to co musiała poczuć w tamtej chwili? Co ja poczułbym, widząc GoGo, z której uszło życie?
   Ocknąłem się jakiś czas potem, zauważając, że po moich policzkach spływają łzy, a dłonie wciąż drżą, jakbym stał trzy godziny na mrozie. Potrzebowałem kolejnych minut, by uświadomić sobie, że Baymax od jakiegoś czasu woła do mnie zza drzwi. Jego głos odbijał się od cienkiego drewna, brzmiąc jakby wołał do mnie z daleka.
- Hiro, otwórz, bo zaraz wyważę drzwi - mimo że jego głos brzmiał bardzo spokojnie, to czułem, że pokłady cierpliwości mojego robota, zaczynają się kończyć.
   Wstałem dość chwiejnie i otworzyłem drzwi, wpuszczając Baymaxa do środka. Od razu domyśliłem się, że gdy stał pod moim pokojem, musiał przebadać mój stan psychiczny, który prawdę powiedziawszy nie był najlepszy. Czułem, że jest ze mną coś nie tak i nie za bardzo potrafię poradzić sobie z moimi emocjami, ale nie wiedziałem, w jaki sposób mógłbym sobie z tym poradzić. Co gorsza, ten problem zdawali się widzieć wszyscy z mojego otoczenia, łącznie ze mną, choć wciąż przekonywałem siebie, że potrafię to ukryć.
   Robot pokręcił się trochę po pokoju, jakby nie do końca potrafił znaleźć sobie miejsce.
- Jutro zarejestruję cię do doktor Privet na konsultację - oznajmił, przechodząc do swojej ładowarki.
- Dlaczego? - spytałem ze zdziwieniem, nie dowierzając, że mój robot zaczyna się rządzić. Jak dotąd był skłonny tylko do troskliwych propozycji, nie do pewnych siebie decyzji. Najwyraźniej wysłanie go do pomocy w szpitalu było złym pomysłem.
- Bo mam analizę twojej psychiki i wiem, że coś ukrywasz. Dlaczego nie chcesz porozmawiać ze swoją ciocią? Ona się bardzo martwi... - mówił, a ja zacisnąłem dłonie w pięści. To nie jego problem.
- Baymax, możemy już skończyć? - zapytałem nieprzyjemnie. - Nie chcę o tym rozmawiać...
- Jestem twoim przyjacielem, Hiro - powiedział twardo. - Już raz cię zawiodłem. Wiedziałem, że odłączyłeś siebie od mojego systemu namierzania, ale nic z tym nie zrobiłem.
- To nie twoja wina, Baymax - mruknąłem, stając nad łóżkiem. Nie czułem się zmęczony, a jednak wolałem chyba sen od rozmowy z moim przyjacielem. Poza tym cała ta regeneracja i odpoczynek powoli dawała rezultaty. Siniaki z mojego ciała znikały, a rany goiły się szybko. Już nie miałem głowy owiniętej bandażem a po kopniakach w skroń pozostała tylko ledwie widoczna blizna.
- Co się tam stało, gdy byłeś więziony? - spytał mnie robot.
- Nic, nieważne - burknąłem, mając dość tych pytań.
- To dlaczego ukrywasz to przed swoimi bliskimi? GoGo wie? - dopytywał się.
   Odczuwałem tak potężny gniew, że ledwie dawałem sobie radę go zahamować. Nie miałem pojęcia skąd się wziął, ale byłem pewien jednego - do kogo był skierowany. Moja granica samokontroli zdawała się nagle zniknąć, jakby pokryła ją gęsta mgła moich wspomnień z tortur. Czułem, że coś jest ze mną nie tak, ale nie potrafiłem tego w żaden sposób powstrzymać, jakby moja podświadomość odrzuciła mnie na bok i działała samotnie.
   Nie chciałem zranić Baymaxa, ale część mojego umysłu odłączyła się od myślenia, przechodząc w stan hibernacji, zastąpiona przez falę emocji. Skrajnych emocji, podobnych ludziom pozamykanych w pokojach bez klamek.
- Nie odpowiem na żadne pytanie. - wyszeptałem, a Baymax usiadł na moim łóżku, jakby jego sensory odpowiedzialne za słuchanie nagle zawiodły.
- Co się tam stało? - zapytał, a furia, która mnie trzymała, nagle postanowiła wyjść na zewnątrz, potężna jak erupcja wygasłego wulkanu. Cofnąłem się w tył jak rażony piorunem, wpatrując się w Baymaxa z nienawiścią.
- Chcesz wiedzieć, co się stało?! - krzyknąłem, nie myśląc w tej chwili o niczym oprócz paskudnej gęby mojego oprawcy. Carlos Mayson. Mordedca. Zabił nie tylko moich rodziców, ale także cząstkę mnie, która usilnie wpajała mi, że śmierć rodziców to rzeczywiście wypadek. Miałem przed oczami jego uśmiech, jego satysfakcję, jego potęgę, która sprawiała, że czułem się przegrany. - Mayson zamordował moich rodziców. - wysyczałem. - To się do cholery stało!
   Nagle usłyszałem głuchy dźwięk szkła odbitego od podłogi. Skierowałem swój wzrok za siebie i dostrzegłem moją ciocię stojącą w progu z szeroko otwartymi oczami. Wokół jej nóg leżało pełno szkła ze szklanki z wodą, którą mi zapewne niosła. Gdy uświadomiłem sobie, co właśnie powiedziałem, nogi mojej cioci zachwiały się i kobieta upadłaby na podłogę pokrytą drobnym szkłem, gdybym nie wyskoczył do przodu i nie złapał jej sekundę przed upadkiem w drobno rozbite tworzywo.
- Ciociu, ocknij się - błagałem, klepiąc ją delikatnie w policzek. W moich oczach ponownie stanęły łzy. Miałem wrażenie, że utkwiłem w jakimś okrutnym koszmarze, z którego nie potrafiłem się wydostać. - Przepraszam - jęknąłem, a mój głos się załamał. Nigdy w życiu nie czułem takiego wstydu, a zdołałem zrobić już masę głupich rzeczy...
   Baymax próbował przejść przez szkło i dołączyć do mnie, ale od razu go zatrzymałem.
- Nie!! - krzyknąłem, wyciągając w jego stronę rękę. - Przebijesz się. Stój w miejscu!
   O dziwo robot tym razem mnie posłuchał i nie ruszył się nawet o krok, wpatrując się we mnie z jakąś dziwną miną. Może czuł poczucie winy, zastanawiałem się, ale uświadomiłem sobie, że to niemożliwe. Był tylko robotem.
   Ręka mojej cioci wylądowała w szkle, które zraniło jej nadgarstek. Z niezbyt głębokiej rany pociekła ciemna krew, plamiąc zarówno moje spodnie jak i podłogę przy progu. Przeniosłem jej ciężar na drugą rękę i uniosłem ją lekko, uważając na zranioną rękę i przeszedłem ponownie przez szkło z ciałem cioci na rękach. Dotychczas nawet nie myślałem, że mógłbym ją unieść, choć przypominałem sobie, że Tadashi nie miał z tym problemów. Często, gdy ją przytulał, podnosił ją z podłogi, a ciocia wierciła się, karząc mu postawić się z powrotem na ziemi.
- Ciociuu - mówiłem, wpatrując się gorączkowo w jej twarz. Już nie raz zemdlała z nagromadzonego stresu, ale jeszcze nigdy nie na tak długo. Zazwyczaj przebudzała się po kilku minutach.
   Położyłem ją na moim łóżku, gdzie Baymax miał do niej łatwy dostęp. Jej ciemnobrązowe włosy rozlały się wokół twarzy jak ciemne promyki. Bladość twarzy nie wróżyła nic dobrego, ale nie było się co dziwić, po tym, co powiedziałem. Skończony ze mnie kretyn.
   W końcu ciocia poruszyła się i zadrżała, jakby opanował ją nagły chłód. Otworzyła oczy i spojrzała na mnie tak pustym i zagubionym spojrzeniem, jakby nie do końca wiedziała, gdzie się znajduje. Jej klatka piersiowa unosiła się wolno i niewyraźnie, przez co nie byłem pewien czy swobodnie oddycha.
- Dzięki Bogu - westchnąłem z ulgą i pocałowałem ją w czoło. Baymax w tym czasie ruszył w głąb pokoju i znalazł małą apteczkę, którą trzymałem początkowo w pogotowiu, zaś później ze względu na Baymaxa. Sprzęt medyczny w jego otoczeniu był równie dobrym pomysłem, co opiłki różnych metali i sprzęt laboratoryjny przy Honey. Nigdy nie wiadomo, co mogłoby się wydarzyć.
- Co, co się stało? - wydukała moja ciocia, zerkając na swoją zranioną rękę, z której ciekła krew. Baymax podał mi bandaże z opatrunkami, najwyraźniej zdając sobie sprawę, że wolałbym zrobić to sam i usunął się, chcąc zrobić cioci jak najwięcej miejsca.
   Chwyciłem bandaż i zacząłem opatrywać jej rękę, poprzednio zbadawszy czy nie ma w niej jeszcze drobinek szkła. Gdy skończyłem, owinąłem nadgarstek cioci bandażem i zawiązałem dość solidnie, by zatamować krew. Z ulgą stwierdziłem, że nie przesiąknął krwią, więc opatrunek musiał być zrobiony solidnie.
   Gdy jednak spojrzałem na ciocię, moje serce rozdarło się na jeszcze mniejsze kawałeczki, o ile było to w ogóle możliwe. Obróciła głowę w kierunku Baymaxa i zaczęła płakać, zakrywając wolną ręką swoje usta. Przeczuwałem, że przypomniała sobie moje słowa.
- Ciociu, ja... - zacząłem, ale nie było nic, co w tej sytuacji powinno się powiedzieć cierpiącej osobie. Spojrzałem na Baymaxa, mając nadzieję, że robot mi pomoże, ale on tylko wpatrywał się w potłuczoną szklankę. Chyba nie za bardzo zdawał sobie sprawę z tego, co się właśnie wydarzyło. - Pozbieram szkło - zaproponowałem, wstając z łóżka.



   Siedzieliśmy w kuchni pogrążeni w narastającej ciszy, będącej naszym największym wrogiem od czasu śmierci Tadashiego. Ta sama cisza sprawiała, że ciocia paplała zazwyczaj o rzeczach mało istotnych jak ubrania klientów, codzienna prasie zazwyczaj lądująca pod drzwiami kawiarni zamiast pod mieszkaniem, żarty które zasłyszała w trakcie rozmów jej pracowników. Teraz to ja odczuwałem obowiązek rozpoczęcia rozmowy, a było to tak skomplikowane jak wzniecenie ognia w Himalajach.
   Baymax został w pokoju w swojej ładowarce. Do końca dnia nie odezwał się do mnie ani słowem. Może i dobrze, zważywszy na to, że on spowodował to, co się wydarzyło. Nie miałem mu tego za złe - chciał mi pomóc. Nie spodziewał się, że tak zareaguję. Co zabawne, ja również się tego nie spodziewałem.
- Ciociu... - zacząłem, kładąc rękę na jej dłoni. Siedziała nad ladą z tak ponurą miną, jakby właśnie dowiedziała się, że moi rodzice umarli - jakby nie stało się to kilkanaście lat temu. - Naprawdę nie chciałem, żebyś dowiedziała się w ten sposób...
   Ciocia drgnęła, jakby dotyk mojej dłoni ją poparzył, ale nie obróciła głowy, wpatrzona w punkt poniżej lady. Teraz to ja zaczynałem się o nią martwić. Byłem przeszczęśliwy, gdy odzyskała przytomność, choć z drugiej strony, wiedziałem, że niesie to ze sobą świadomość o tym, co usłyszała.
- Jesteś tego pewny? - usłyszałem jej głos tak cicho, że w pierwszym momencie uznałem, że się przesłyszałem. Zauważyłem, że moje ręce drżą na wspomnienie słów Maysona i ukryłem je pod lada, korzystając z faktu, że moja ciocia nie zwraca na mnie uwagi. Chyba wolałbym, żeby patrzyła mi dobrodusznie w oczy, jak to robiła za każdym razem, gdy rozmawialiśmy.
   Odetchnąłem głośno. Powiedział mi to Mayson, choć z drugiej strony mógł mnie okłamać. Dlaczego mu uwierzyłem? Może sprawiły to próby, jakim mnie poddano, a może po prostu zobaczyłem w jego oczach satysfakcję, jaką czuje morderca po dokonanej zbrodni. Tak czy siak, pytanie cioci sprawiło, że po raz pierwszy poczułem zwątpienie.
- On mi to powiedział. - odparłem, ale za chwile przyszło mi coś do głowy. - Jeśli chcesz, mogę zbadać sprawę. mogę przeszukać dane z sekcji kryminalnej, na pewno coś mają...
- Hiro - przerwała mi ciocia Cass, patrząc czujnie w oczy. Wyglądała jak ponura wilczyca broniąca swoje młode przed groźniejszym drapieżnikiem. - Nie chcę słyszeć, że pakujesz się w tą sprawę. Nieważne, w jaki sposób zginęli twoi rodzice. To przeszłość, Hiro. Tak jak Tadashi... - w tym momencie jej głos się załamał, a ciocia ukryła twarz w obu dłoniach. Zerwałem się z krzesła i stanąłem nad nią, obejmując ją troskliwie, jakbym to ja się nią opiekował.
   Ciocia szlochała, najwyraźniej nie interesując się tym, że widzę jej cierpienie, a ja po części cieszyłem się, że nie ukrywa swoich uczuć. Bądź co bądź, ta sama strategia przyniosła mi napady furii, nad którymi nie potrafiłem zapanować. Nachyliłem się nad niziutką postacią cioci, czując jak cała rozpacz i smutek, który odczuwałem jeszcze w moim pokoju przeminęły, jakbym zostawił je za sobą. Może sprawiło to to, że zazwyczaj jeśli jedna osoba w rodzinie jest pogrążona w rozpaczy, to ta druga przyjmuje na siebie rolę jej pocieszyciela, a w tym wypadku to ciocia bardziej potrzebowała pomocy.
- Tak czy siak, chcę to wiedzieć, ciociu. - powiedziałem, a ciocia nagle obróciła głowę tak, żeby spojrzeć mi w oczy. W jej własnych chowały się pełne łzy, gotowe by spłynąć po śladach swoich poprzedniczek.
- Dlaczego? - spytała żałośnie. - Co ci to da?
- GoGo zadawała mi to samo pytanie - westchnąłem, siadając obok. Ciocia nie spuszczała mnie z oczu, jakbym był w centrum jej rozpaczy, którą poniekąd spowodowałem. - Nie potrafiłem od tego uciec. Nienawidzę niewiedzy. Po prostu - wzruszyłem ramionami. - Myślałem, że dowiem się, że moje domysły to kłamstwo, wrócę do domu i zakończę swoją misję. A stało się tak, że byłem świadkiem zabójstwa... Nie mogłem tego zostawić.
- Pani Yoko mi o tym mówiła - ciocia podciągnęła nosem, a ja ruszyłem w stronę salonu po chusteczki. Gdy je przyniosłem, podziękowała mi krótko i otarła nos. - Mówiła, że zachowałeś się bardzo odważnie, biorąc na siebie całe niebezpieczeństwo. Nie jeden uciekłby do Agendy, zostawiając za sobą rodzinę i bliskich. A ty wyszedłeś mu naprzeciw...
   Oczy cioci spotkały się z moimi i dopiero zrozumiałem, w jaki sposób przyjęła te wieści. Ze smutkiem i z niewiarygodną dumą. Od kiedy pamiętałem, czuła się dumna ze mnie i z Tadashiego, ponieważ wiedziała, że oboje mamy możliwości większe od naszych rówieśników. Bywało także, że odczuwała wstyd, zwłaszcza świecąc za nas oczami w gabinecie dyrektora, gdy coś przeskrobaliśmy. Jednak świadomość, że jej siostrzeniec stał się tajnym agentem musiała wstrząsnąć nią do głębi, skoro patrzyła na mnie teraz w ten sposób. Pierwszy raz widziałem w jej oczach tak silny blask i nie widziałem, czy powinienem czuć zadowolenie, czy raczej ostrożność.
- Hiro, nie muszę ci mówić, że zrobiłeś najgłupszą rzecz na świecie... - jęknęła, a ja chwyciłem ją mocno za rękę.
- Wiem, ciociu - odparłem pokornie.
- Jedno wciąż mnie zastanawia - skoro wiedziałeś, jaka jest sytuacja, dlaczego nie poprosiłeś o pomoc swoich przyjaciół? - spytała, marszcząc brwi. Szczerze mówiąc, bałem się wyjawić jej prawdę. Przy GoGo poszło to raczej łatwo, ponieważ to ona była głównym powodem mojego postępowania.
- Nie chciałem, by groziło im niebezpieczeństwo. - odpowiedziałem, drapiąc się po głowie. Czułem, że się rumienię. - Zwłaszcza GoGo. Dlatego zostawiłem list Sam...
- Wiem, widziałam go - odparła ciocia, ściskając moją dłoń. Poczułem ucisk w brzuchu, myśląc, o tym, że był skierowany do GoGo. Dobrze, że nie ośmieliłem się pisać czegoś bardziej intymnego...
- Ale i tak jesteś na mnie zła? - zapytałem ostrożnie. Ciocia Cass przypominała tykająca bombę. Wiedziałeś, że kiedyś wybuchnie, ale nie znałeś dnia ani godziny. Potrzebowałem kilku lat, by poznać, w których momentach jej wybuch jest najbardziej prawdopodobny. Tym razem jednak ciocia przypominała bardziej stałą, zimowa górę niż czekający na erupcję wulkan.
- Skąd, skarbie - odparła, puszczając moją dłoń i sięgając do mojej twarzy. Pozwoliłem jej, by pogłaskała mnie po policzku jak kiedyś, gdy byłem dzieckiem. - Mówiłam ci już, że nie nadążam za tobą... Ale nie sądziłam, że mój siostrzeniec jest w stanie ocalić nasz kraj...
- To lekka przesada - powiedziałem z uśmiechem.
- A ja niczego nie zauważyłam... - westchnęła ciocia, kontynuując, jakby mnie wcale nie słyszała. - Stałem się twardszy, wyobcowany, a ja myślałam, że to po prostu przez problemy na uczelni. Teraz wszystko stało się jasne...
- Więc nie masz nic przeciwko, że jestem w Agendzie? - zapytałem ostrożnie, uważając na eksplozję bomby. Ciocia zamrugała, jakby nie wiedziała, o co mi chodzi. Widziałem, że jest zmęczona, bo jej zapłakane oczy ciążyły jej niczym kilkutonowe kawałki metalu.
- Zawsze będę miała coś przeciwko, bo cię kocham - przyznała po chwili, cofając rękę. - Ale nie mogę cię zatrzymywać, Hiro. Wiesz, co dla ciebie dobre.
   Wziąłem do rąk jej ciepłe, matczyne dłonie i pocałowałem je w geście wdzięczności.
- Dziękuję, ciociu. - wyszeptałem z ulgą. To załatwiało kilka spraw. Przede wszystkim już nie musiałem przed nią kłamać. Z drugiej jednak strony świadomość cioci o planach Agendy sprawiała, że ona sama była w niebezpieczeństwie. Czułem, że muszę porozmawiać z Yoko w sprawie jej ochrony.
- Aż tak podoba ci się to, co robisz? - zapytała podejrzliwie ciocia. W słabym świetle wydobywającym się z kuchni, jej spojrzenie wydało się poniekąd straszne, gdybym jej nie znał. Wiedziałem, że jej reakcję powoduje jedynie troska o mnie.
- To, co robimy nie jest najłatwiejsze - wyznałem, patrząc na lśniący z czystości blat lady. - Ale tym bardziej chcę to robić - bo nikt inny nie jest w stanie zająć naszego miejsca. - spojrzałem w oczy mojej cioci, zastanawiając się, czy uda mi się ją przekonać. - Jesteśmy w tym naprawdę nieźli, ciociu. A możemy być jeszcze lepsi...
- Wierzę ci - ciocia użyła jedynie dwóch słów, by skończyć moje rozważania. W normalnych okolicznościach poczułbym rozbawienie, ale w tym momencie czułem się, jakbym stąpał po cienkim lodzie. - I wiem też, że nie chciałeś nic złego, śledząc Maysona - dodała cicho.
   Nie odezwałem się, mając nadzieję, że ciocia wyczyta wszystko z mojej twarzy.
- Gdybym sama miała na tyle odwagi, może też bym zaryzykowała... Dla Sayuri. - wyszeptała, ukrywając swoje dłonie, jakby naprawdę wstydziła się swojej postawy. - Ale dla mnie zawsze na pierwszym miejscu było wychowanie waszej dwójki. - w oczach cioci stanęły łzy. - Co zresztą i tak mi się nie udało...
- Przestań, ciociu. Tadashi był szczęśliwy. - czułem się dziwnie, używszy słów, którymi zazwyczaj ludzie przemawiali do mnie, zwłaszcza podczas pogrzebu. Dopiero teraz, pierwszy raz po jego śmierci zdołałem przekonać do nich siebie samego na tyle, by zapewnić moją ciocię. - Zresztą... myślę, że dalej jest, gdziekolwiek się teraz znajduje... Był dobrym człowiekiem.
   W moich ustach te zdanie wypadły dość blado, jakbym sam w nie nie wierzył. Choć w praktyce nie za bardzo wierzyłem, by było coś po śmierci, to jednak czułem, że mój brat cały czas jest przy mnie i czuwa zarówno nade mną jak i nad moją ciocią.
- Tak, masz rację - przyznała ciocia i zamrugała kilkakrotnie. - Powinnam się położyć... To za dużo jak dla mnie.
   Rozumiałem ją. Informacja o nieprzypadkowej śmierci moich rodziców musiała wywrzeć na niej potężne wrażenie, skoro zemdlała od razu, gdy usłyszała moje wyznanie.
- Pomogę ci - odparłem, biorąc ją pod ramię. Jej ręka była wciąż owinięta bandażem, który zdołałem jej już zmienić, zaraz po tym, gdy zdążyła się nieco uspokoić. Czułem, że jednak to nie koniec i że ciocia nie będzie potrafiła stanąć na nogi długie tygodnie - a to wszystko z mojej winy.
   Pomogłem cioci dostać się do jej pokoju, po czym podałem jej leki na uspokojenie, które znalazłem w kuchni i te, powodujące senność. Obecność Baymaxa w moim domu była przydatna, choćby dlatego, że dzięki niemu nauczyłem się, które lekarstwa mogłem ze sobą mieszać, a które nie. Teraz mógł sobie smacznie spać, o ile tak można było nazwać półświadomość w jego ładowarce, podczas gdy ja zajmowałem jego rolę ratownika medycznego w naszym domu.
- Przepraszam - wyszeptałem raz jeszcze, widząc zasypiającą ciocię, która zdołała się nieco rozluźnić po lekarstwach, które niedawno popiła. Mimo że mogła mnie nie słyszeć, czułem się zobowiązany, by powtórzyć jej to jedno słowo. Naprawdę żałowałem wszystkiego, co się stało. Mojego śledztwa, wpadki z moim sprzętem, śledzenia Maysona, ucieczki z domu, spotkania z Sam, uciekania przed goniącymi mnie ludźmi Carlosa... A wszystko po to, by zdobyć tylko kolejną skazę na mojej psychice, spowodowaną świadomością o prawdziwej przyczynie śmierci moich rodziców.
   Trzymając się za bolący mnie stale tors, ruszyłem w kierunku mojego pokoju, mając nadzieję, że nie zdążę już wejść w żaden odłamek szkła. Byłem pewien, że wyzbierałem je wszystkie, aczkolwiek wolałbym nie chodzić na boso po moim pokoju, zwłaszcza w pobliżu drzwi. Zmęczony padłem od razu na łóżko, ale nie mogłem zasnąć. Wciąż miałem przed oczami przerażoną i pełną szoku minę cioci, gdy usłyszała moje słowa. To moja wina, myślałem, widząc jeszcze raz jak na odtwarzanym od nowa filmie, jak ciocia nagle traci świadomość i pada, jakby całkiem upuściły ją siły.
   Już prawie zdołałem zapomnieć o tym, co dziś zrobiłem, a moje wspomnienie stało się wolne i niejasne, gdy usłyszałem głos z pewnością należący do Baymaxa. Dotychczas myślałem, że robot się ładuje, ale najwyraźniej się myliłem.
- Przepraszam cię, Hiro. - wyszeptał, a ja poczułem jak całkiem odpływam, zbyt zagubiony, by zastanawiać się, czy mu wybaczyć.



Przepraszam że tak późno :/ problem z weną mam i wgl z pisaniem :((

16 komentarzy:

  1. Nie widać żadnego problemu po tym rozdziale co jest już sztuką. Mieć problem to jedno, ale umieć go maskować wooooww. Gdybyś na końcu nie napisała, że masz problem z pisaniem nigdy w życiu nie przyszłoby mi to na myśl ;) Innymi słowy rozdział super jak zawsze, te relacje między Hiro i ciocią awwww ^^ sama słodycz, jak jedno martwi się o drugie. I ta GoGo. Czyżby mistrzostwa zbliżały się wielkimi krokami? hmmmm...znając Hiro to i tak wymyśli jakiś sprytny plan żeby wymknąć się z domu wcześniej, chociaż kto wie przy takich babach jak ciotka i Go.
    Reasumując kolejny świetny rozdział, lekkim spóźnieniem się nie przejmuj, każdemu się zdarza. Do nna kochana <3
    Weny, weny i jeszcze raz weny, zarąbistych pomysłów i radości z pisania co chyba najważniejsze ;)
    No więc pamiętaj :
    JESTEŚ ŚWIETNA!!! :* <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój problem z pisaniem polega na tym że każdy mój pomysł wydaje mi się słaby :/ przez co mam blokadę i nie mogę nic napisać bo kontynuowanie tego też byłoby bez sensu...
      Mistrzostwa są w lecie a na razie kończy się zima 😄 cierpliwości, jeszcze wiele czeka naszych agentów po drodze 😝 dziękuję za wszystkie miłe słowa 😊😊 i pomyśleć że ostatnio przychodzi mi do głowy żeby zakończyć tego bloga.. Ehh ://

      Usuń
    2. HAHAH nie ma za co. Miłe słowa są potrzebne każdemu ;)
      Jak to zakończyć?! Rozumiem, brak weny motywacji chęci, ale błagam cię nie rób tego xd. Co tydzień tylko czekam na nowy rozdział :,) Założę się że wszyscy czytelnicy czekają. Jeżeli musisz, potrzebujesz zrób sobie przerwę ale błagam nie kończ go! Jest cudowny,świetny i wgl same naj xD. Jeżeli oczywiście masz jednak choć odrobinę chęci, bo zmuszać cię przecież nie chce. Radości z pisania jak już wcześniej pisałam ;)

      Usuń
    3. Hahahahah 😄😄 cieszę się że tak mówisz, to naprawdę motywuje 😊 powiem tak - nie zamierzam kończyć bloga w tym roku szkolnym 😝

      Usuń
    4. Uffff na prawdę mi ulżyło xD :D

      Usuń
  2. I teraz wyjdę na nieuważną mordkę bo piszę komentarz dzień po publikacji...
    Just-sama, jeżeli potrzebujesz przerwy, to nie ma problemu, nie zmuszaj się do pisania czegoś czego już nie chcesz/nie możesz. Ludzka rzecz, brak weny i chęci.
    Nie rozumiem tego tytułu. "Niepoczytalność"? Ja tutaj nie widzę jakichś wielkich objawów chorób psychicznych. Niepoczytalny to mógł być Hiro jak w amoku mordował złoczyńców.
    A oprócz kryzysu weny co tam słychać? Szkoła, dom, jak ci to leci? Znowu mam sprawdzian z chemii, a także muszę wypełnić "list motywacyjny", którym mam przekonać nauczycieli żeby wybrali mnie do wyjazdu na wymianę z Brest. Ech, żyć nie umierać z tą szkołą... Ponadto będę się zaraz uczyć kumihimo i w końcu zrobię rękojeść do noża. Oby tylko nikt się nie skapnął...
    ~Piwo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piwonia, ja ciebie nie ogarniam 😄 mam wrażenie że masz dużo bardziej interesujące zainteresowania niż ja (takie trochę masło maślane 😂😂) a co do mnie to nie przeczytałam Lalki - dostałam 2 :// w dodatku przytyłam i mam ochotę się zapaść pod ziemię z tego powodu ;-; straciłam moją genialną, letnią sylwetkę :(

      Usuń
    2. Szczerze, to łapię co nowe rzeczy bo inaczej oszalałabym przez tę chędożoną szkołę... To naprawdę nie jest tak, że są bardziej interesujące od twoich. Po prostu odwracam swoją uwagę. A matematyka to zło. 😰

      Usuń
  3. Moja szyszunia ❤❤❤❤ wszystko na priv skarbie 😘

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wybacz że nie komentuje , popeostu nie jestem w tym najlpsza , aczasami zwyczajnie mam sie nie chce , jestem leń , ale wiedz , że czytam twoje wpisy cały czas I są naprawde świetne słońce I pisz dalej , nie poddawaj sie , a jeśli brakuje ci narazie weny to zrob sb przerwe , nic na siłe kochana.
    Jesteś najlepsza , ogrom weny w twkim razie życze I do nna słoneczko .
    :-* <3 :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wzajemnie 😘 każdy potrafi komentować myślę więc nie bój się aczkolwiek lenistwo jak najbardziej rozumiem, sama je mam XDD cieszę się że tego bloga odwiedzają wierni czytelnicy, aż serducho rośnie ❤

      Usuń