10/16/2016

Siostra

https://www.youtube.com/watch?v=bMpFmHSgC4Q

   Siedziałam w Lucky Cat Cafe, popijając słodką latte, przygotowaną przez ciocię Hiro i czytając gazetę. Fred zajął miejsce naprzeciwko, patrząc ciekawie na ulicę widoczną przez ledwie wstawioną, nową szybę, jakby oglądał ten widok po raz pierwszy.
- Powinniśmy do niego pójść - zwróciłam się do przyjaciela. Czułam, że powinniśmy teraz być przy Hiro, a nie przesiadywać w ciepłej i spokojnej kawiarni, rozmawiając o rzeczach, które nie miały większego sensu.
   Freddie uśmiechnął się tajemniczo, odstawiając na bok swoją herbatę. Świt pozostawiał na jego twarzy łagodne cienie. Pani Cass chodziła po kawiarni, rozkładając serwetki i cukier, tym samym przygotowując swój lokal do kolejnego dnia. Na razie byliśmy sami, ale już wkrótce mieli pojawić się tutaj pierwsi klienci.
- Nie sądzisz, że Hiro ma już towarzystwo? - spytał mnie Fred, sugerując obecność GoGo. Zerknęłam na panią Cass, zastanawiając się, czy wie już na temat Hiro i GoGo wszystko, czy mój przyjaciel właśnie zdradził ich relację.
- I to jakie - dodała Cass, wycierając swoje dłonie o czystą ścierkę, która zazwyczaj leżała na jej lewym ramieniu. - Cieszę się, że GoGo zgodziła się z nim zostać. Przynajmniej mam pewność, że jest pod stałą opieką.
   Z kuchni dochodziły nas dźwięki zaparzanej w czajnikach wody i rozmów pracownic pani Cass, które opowiadały sobie żarty i wymieniały się najnowszymi plotkami. Z tego, co słyszałam, ciocia Hiro była dobrą szefową a jej pomocnice czuły się w tej kawiarni jak w domu. Może to stanowiło podstawę sukcesu osiągniętego przez kawiarnię.
- Pod najlepszą - skwitował Fred, a ja posłałam mu sójkę w bok. Najwyraźniej mojemu przyjacielowi odezwał się dziś jego nieprzewidywalny humor.
   Pani Cass podeszła do naszego podwyższonego stolika i usiadła na jednym ze stołków. Lubiłam tą kobietę. Hiro o tym nie wiedział, ale często, gdy miałam problem, to siedziałyśmy we dwie właśnie przy tym stoliku i omawiałyśmy go wspólnie. Ten zwyczaj wszedł mi w nawyk jeszcze wtedy, gdy żył Tadashi i nie potrafiłam się jego oduczyć, nawet jeżeli GoGo była gotowa nieść mi pomoc.
- Wciąż nie mogę się do tego przyzwyczaić - wyznała nam, splatając dłonie na blacie stolika. - Czuję się winna. Nie podejrzewałam, że za częstym opuszczaniem domu przez Hiro może kryć się... wasze zajęcie - dodała przyciszonym głosem. - Poza tym nawet nie zauważyłam, że coś go łączy z GoGo.
- Proszę się nie obwiniać - odezwał się ku mojemu zaskoczeniu Freddie. - Ciężko było ogarnąć, że w ogóle coś ich łączy.
   Zerknęłam na niego ze zdziwieniem, wiedząc dobrze, że GoGo i Hiro kręcili ze sobą już od dawna, ale tego domyśliliśmy się tylko ja i Wasabi. No, może jeszcze Baymax.
- A właśnie, gdzie jest Baymax? - zapytałam, przypominając sobie dopiero o przyjacielu. Pani Cass odetchnęła, posyłając oddech w kierunku swojej nieokiełznanej, ciemnej grzywki.
- Wasabi pokazał mi wczoraj, jak go ładować. Słowo daję, że nie znam się na tych wszystkich ustrojstwach. - powiedziała, pocierając swoje ramię. - Nic dziwnego, w końcu zawsze robił to Hiro... - pani Cass znowu posmutniała. - Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak takie przerażające przeżycie uświadamia nas o braku drugiej osoby.
   Współczułam jej. Hiro i jego ciocia tworzyli niesamowitą rodzinę. Z tego, co opowiadała mi Cass, to bez pomocy Hiro przy księgowości, sama nie dałaby sobie rady. Druga sprawa, że gdyby nie jego ciocia, nasz przyjaciel raczej nie miałby nic wspólnego z kuchnią.
- Znam to uczucie - wyrwało mi się, zanim zdołałam ugryźć się w język.
   Minęły już cztery lata. Cztery bardzo długie lata. Tyle się wydarzyło od tego czasu - poznałam Robba, zaczęłam działać dla Agendy, tyle osiągnęłam... a jednak cały czas stałam w miejscu. Cały czas byłam jak mimoza, która uciekała przed dotykiem. Nie potrafiłam stworzyć z Robbem prawdziwej relacji - choć dzięki niemu udało mi się pobudzić niektóre uśpione we mnie uczucia. Poza tym od czasu jego wypadku, nie rozmawialiśmy, nie licząc krótkiej wymiany zdań w Agendzie podczas poszukiwania Hiro. Bałam się zaczynać ten temat, bo wiedziałam, że coś przede mną ukrywa. Nie znosiłam tego. Może właśnie tym zdobył mnie Tadashi - on nigdy nie miał przede mną tajemnic.
   Cass domyśliła się tego, co mam na myśli i nagle posmutniała.
- Muszę wracać do kuchni - rzuciła uprzejmie i wyszła, pozostawiając naszą dwójkę przy stoliku. Fred zmarszczył brwi, patrząc na mnie, jakby stało się coś poważnego.
- Wszystko gra? - zapytał z troską. Skinęłam głową i obróciłam głowę w kierunku ulicy, ukrywając przed nim pojawiające się w moich oczach łzy. Chwyciłam niedbale moją filiżankę i opróżniłam ją szybkim ruchem, zupełnie niepodobnym do mnie.
   Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi za moimi plecami i pomyślałam, że to pewnie pierwszy klient, który odwiedził kawiarnię, ale twarz Freda natychmiast pobladła.
- Patrz - wyszeptał do mnie poufnie. - Ta dziewczyna jest do ciebie bardzo podobna...
   Obróciłam się i w tej chwili zdrętwiałam. W progu stała niska blondynka o rozpuszczonych, kręconych włosach, gładkiej cerze i wielkich, zielonych oczach, które były takie podobne do moich własnych. Miała na sobie prostą, fioletową sukienkę i ciemny płaszcz, który zupełnie nie pasował do mody w Japonii. Jej twarz usiana była drobnymi, brązowymi piegami, przez które wyglądała jak mała dziewczynka.
- Margot! - wykrzyknęła na mój widok, otwierając szeroko oczy. Zeskoczyłam z krzesła i podbiegłam do niej, chwytając ją mocno w ramiona.
   Przytuliłam ją tak mocno, jakbym chciała zmusić tym gestem moje łzy do powrotu do kanalików, ale one spływały obficie, zostawiając pasma wilgoci na mojej twarzy. Charlotte również płakała, a jej łzy mieszały się z moimi. Nie wierzyłam, że to naprawdę ona - kiedy widziałam ją po raz ostatni była nieśmiałą dwunastolatką, z którą razem zbierałyśmy kwiaty na brzegu Sekwany i robiłyśmy wianki dla mamy.
- Wreszcie cię znalazłam - rzekła do mnie po francusku, a jej głos zadrżał. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Miałam w głowie tyle pytań: co ona tu robiła? czy coś się stało?, ale tymczasem moje całe ciało zalała fala autentycznej, siostrzanej miłości.
   Puściłam ją w końcu, ocierając łzy z policzków. Była taka dorosła, pomyślałam, widząc jej piękną twarz i zgrabną sylwetkę. Mimo to dalej wyglądała jak ta Charlotte, którą zostawiłam w Paryżu, opuszczając Francję.
- Tak za tobą tęskniłam, Charlotte - wyszeptałam, używając mojego ojczystego języka po raz pierwszy od sześciu lat.
   Fred wstał od stołu i przyglądał nam się w szoku, zapewne zauważając nasze podobieństwo - w końcu to on wypatrzył ją jako pierwszy.
- Charlotte, poznaj Freda - zwróciłam się do mojej siostry w języku, który dobrze znała. Co prawda, uczyła się angielskiego, ale nigdy nie była z niego za dobra. Poza tym dobre szkoły w Paryżu kosztowały, a moi rodzice nie mieli na nie pieniędzy. - Fred - zmusiłam się do ponownej zmiany języka, czując się jak tłumaczka. - Poznaj moją siostrę, Charlotte.
   Fred wyglądał na jeszcze bardziej zdziwionego.
- Nie wiedziałem, że masz siostrę - powiedział, przenosząc swoje spojrzenie na Charlotte. - Miło cię poznać - zwrócił się do niej, wyciągając rękę.
   Już zamierzałam jej to wytłumaczyć, gdy moja siostra nagle podeszła do Freda tak szybko, jak rusałka i złożyła po jednym pocałunku na obu jego policzkach.
- Mnie też miło cię poznać - odpowiedziała po angielsku z ciężkim, francuskim akcentem. Freddie zarumienił się, spoglądając na mnie niepewnie, jakby myślał, że zdziwi mnie to przywitanie.
- Francuzi witają się w ten sposób - wytłumaczyłam mu, a jego uśmiech nieco pociemniał. - Co ty tutaj robisz, skarbie? - spytałam moją siostrę, głaszcząc ją po policzku.
  Charlotte uśmiechnęła się do mnie szeroko, w taki sam sposób, w jaki robiła to, gdy byłyśmy jeszcze małe. Czułam ulgę, że nie zmieniłą się tak bardzo, inaczej prawdopodobnie bym jej nie poznała.
- Jak to co? - zapytała. - Szukałam cię. Chciałam się do ciebie wprowadzić.
   Jej odpowiedź mnie zszokowała. Moja siedemnastoletnia siostra przyleciała do mnie z Paryża, żeby się do mnie wprowadzić? Dlaczego rodzice nie napisali, że Charlotte zamierza przylecieć do San Fransokyo?
- Charlotte... Skąd ten pomysł? - zapytałam ostrożnie. - Rodzice znowu mają problemy?
   Zignorowałam pytające spojrzenie Freda, który nie wiedział o moich problemach rodzinnych. Wiedziała o nich tylko GoGo i też rzadko z nią na ten temat rozmawiałam. Pojawienie się Charlotte wywołało zamęt w mojej głowie. Gdyby chciała po prostu przyjechać, to jestem pewna, że rodzice napisaliby mi maila, żebym mogła się przygotować na lokatorkę.
- Niee - odpowiedziała z wahaniem Charlotte, spoglądając na Freda, po czym kolejne słowa wypowiedziała już w języku francuskim, jakby nie wiedziała, jak wypowiedzieć je po angielsku. - Myślałam, że się bardziej ucieszysz...
- Och, cieszę się, słoneczko - rzekłam, obejmując ją. - Ale jestem po prostu w szoku, nie mówiłaś, że przyjeżdżasz. Tak bym się może jakoś przygotowała...
- Nie chciałam, żebyś się przygotowywała - odpowiedziała Charlotte, rozglądając się dokoła po kawiarni. - Chciałam zobaczyć, jak ci się żyje w San Fransokyo.
   Westchnęłam, czując się, jakbym stała na przegranej pozycji. Nie potrafiłam skupić myśli. Nie chciałam, żeby moja siostra pomyślała, że nie cieszą się z jej przyjazdu, ale za bardzo znałam rodziców, by mieć pewność, że nie wypuściliby ją z Paryża bez powodu.
- Freddie, podwieziesz nas? - spytałam, a przyjaciel zerknął na mnie, jakby wybudził się z jakiegoś snu. Nieco żałowałam, że nie mogę mu teraz wszystkiego wyjaśnić, ale obecność Charlotte wszystko komplikowała.
- Jasne - odparł, wyciągając z kieszeni kluczyki do swojego samochodu.




   Dojechaliśmy do mojej kamienicy po piętnastu minutach. Charlotte była dużo cichsza ode mnie. Próbowałam zająć ją rozmową na temat miasta, opisując jej krok po kroku wszystkie mijane przez nas miejsca. Musiałam niestety skazywać Freda na ponowne wysłuchiwanie francuskiego, ale podejrzewałam, że właśnie w taki sposób będę dogadywać się z siostrą.
- Jesteśmy - rzucił Fred, przystając przed budynkiem. Charlotte chyba go zrozumiała, bo otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz, podziwiając mój dom.
- Dzięki - powiedziałam, ale Fred złapał mnie za ramię.
- Honey, wszystko w porządku? - zapytał mnie, spoglądając na mnie ostrożnie, jakbym się miała zaraz rozpłakać. Skinęłam głową.
- Tak, pewnie. Wyjaśnię ci wszystko później - obiecałam, uśmiechając się do niego krzepiąco. Fred kiwnął głową i pożegnał się, choć prawdę powiedziawszy, zdołałam zauważyć po jego wyrazie twarzy, że miał do mnie wiele pytań. Obiecałam sobie, że odpowiem na wszystkie.
   Fred odjechał, a ja stanęłam obok Charlotte.
- To twój chłopak? - spytała, patrząc na mnie swoimi wielkimi, błyszczącymi oczami. Zrozumiałam pytanie dopiero po niespełna minucie.
- Freddie? Skąd... - parsknęłam, a brew Charlotte uniosła się wysoko, jakby mi nie wierzyła.
- Szkoda, dość miły - odpowiedziała, ukrócając temat. Nie wiedziałam, co mam właściwie powiedzieć, jakby wyrwała mi kartkę, na której już przygotowywałam kontrargumenty.
- To chodź - rzuciłam tylko, wyciągając z torebki moje klucze.
   Weszłyśmy na pierwsze piętro i otworzyłam przed nią drzwi do mieszkania. Charlotte rozglądała się dokoła z szeroko otwartymi oczami. Dopiero teraz zauważyłam, że w ogóle nie ma walizki.
- Lotty, nie masz żadnych rzeczy? - zapytałam, a dziewczyna pokręciła głową, nie patrząc na mnie.
- Przyleciałam tu, żeby rozpocząć nowe życie, więc po co mi one? - spytała, podbiegając do obrazu w ramce, który był prezentem od pewnej przyjaciółki. - Nie wiedziałam, że zbierasz dzieła.
- To mojej przyjaciółki - odparłam, przystając obok. Oczy Lotty zwiększyły się, gdy zobaczyła podpis z dołu obrazu.
- Tomago?! - zapytała z szokiem. - Masz obraz Ayami Tomago?
   Zamrugałam gwałtownie, uświadamiając sobie, że ma na myśli mamę GoGo.
- Niee, jej córki. Jest moją najlepszą przyjaciółką - odpowiedziałam, patrząc na panoramę miasta, którą GoGo szkicowała przez miesiąc. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że da mi to na urodziny. Musiałam przyznać, że był to piękny prezent. Podejrzewałam, że Hiro chyba nie wiedział, że GoGo dzieliła się ze mną swoimi pracami.
- Ayami była wspaniałą artystką - zwróciła się do mnie Charlotte. - Jej śmierć to wielka strata.
   Nie dziwiłam się, że moją siostrę interesują dzieła sztuki. Zawsze tak miała - od małego. Często wraz ze swoją przyjaciółką, Celis, skradały się do Luwru dzięki pomocy zaprzyjaźnionego strażnika, żeby leżeć na podłodze i podziwiać najbardziej niesamowite dzieła na świecie.
- Nawet nie wiesz, jak wielka - pomyślałam, zastanawiając się, jak potoczyłyby się losy mojej przyjaciółki, gdyby była przy niej jej mama.
- Szkoda, że tak mało osób ją poznało - Lotty wzruszyła ramionami i zdjęła z pleców płaszcz. Wzięłam go i powiesiłam na wieszaku w przedpokoju. - Nie opowiadasz za dużo o tym, jak ci się tu żyje. Ostatnie listy przesłałaś nam cztery lata temu.
   Przełknęłam głośno ślinę, doskonale wiedząc, dlaczego zerwałam wtedy kontakty z rodziną. Nie chciałam pisać im o śmierci Tadashiego i o tym, jak ją przeżyłam. Moi rodzice i tak nie wiedzieli, że się zakochałam, a pisanie im o tym, jak śmierć najdroższej mi osoby na mnie wpłynęła nie byłą zbyt dobrym pomysłem przy ich kłopotach finansowych. Później nawet nie wiedziałam jak zacząć listy... próbowałam kilkadziesiąt razy, ale wydawało mi się, że są tak beznadziejne, że zanim zdołałam napisać je do końca, lądowały w śmietniku. Rodzice byli raczej romantykami, co nie było dziwne przy ich stuprocentowym, francuskim pochodzeniu - woleli więc zwykłe listy od tych elektronicznych, nawet jeśli mieliby czekać na nie kilka miesięcy.
   Usiadłam na kanapie, patrząc ze wstydem na swoje dłonie. Charlotte trafiła w punkt.
- Ostatnio dużo się działo... - powiedziałam cicho. - Nie chciałam zawracać wam głowy.
   Mądre spojrzenie Lotty skupiło się na mojej twarzy. Zawsze miałam wrażenie, że pomimo jej wieku, wie więcej i rozumie więcej ode mnie. Tak było, gdy byłyśmy młodsze i tak jest teraz.
- Rodzice się martwili - odrzekła. - Myśleli, że coś ci się stało. Pisali do ciebie, ale nie odpowiadałaś...
   Spojrzałam na nią i zmarszczyłam brwi.
- W ciągu tych czterech lat nie dostałam ani jednego listu - wyszeptałam, a Lotty zdziwiła się jeszcze bardziej.
- Widziałam, jak je wysyłali - usiadła wolno koło mnie, mocno przestraszona.
- Może ktoś je przeoczył - odpowiedziałam, wzruszając ramionami. Szczerze mówiąc, byłam zbyt zmęczona, żeby ogarniać to, co się działo. Wczoraj cały dzień spędziłam przy Hiro, a w nocy nie spałam za dobrze, nawet po środkach nasennych.
   Nagle ktoś zadzwonił do drzwi, a ja podbiegłam do nich, jakby to miała być Yoko we własnej osobie. Chyba nie podobała mi się niezręczność, którą współodczuwałam z moją siostrą.
   W drzwiach stanął Robb, nie wahając się ani przez moment przy przekraczaniu mojego progu.
- Jak Hiro się trzyma? - zapytał bez przywitania. Dziwne dość, zwłaszcza, że nie widzieliśmy się kilka dni.
   Spojrzałam na niego z poirytowaniem i zamknęłam drzwi.
- Nie najgorzej. - odparłam, po czym postanowiłam zadziałać jak GoGo. - Wypadałoby się przywitać - mruknęłam, krzyżując ręce. Robb podszedł do mnie z zamiarem pocałowania mnie, ale obróciłam głowę, więc złożył na moim policzku krótki pocałunek.
   Moja relacja z Robbem bardzo się pogorszyła. Rozmawialiśmy bardzo mało, praktycznie wcale, a co najzabawniejsze, Robb ani nie pisał, ani nie dzwonił, a gdy się ze mną widział, zachowywał się, jakby nic się nie stało.
    Jego ciemne oczy spojrzały w bok, nieco zmieszane.
- On... on musi się o czymś dowiedzieć - powiedział, a ja zmarszczyłam brwi.  - Tylko problem w tym, że Agenda nie za bardzo wie, czy przekazanie mu tej informacji nie wpłynie negatywnie na jego zdrowie.
- Agenda, czy Yoko? - spytałam złośliwie, zachowując się naprawdę jak GoGo. W sumie miała rację twierdząc, że Robb zachowuje się jak kompletny dupek.
   Robb spojrzał mi w twarz, a jego przystojne rysy uwydatniły się, gdy światło poranka oświetliło połowę jego ciemnej twarzy.
- Mayson nie żyje - powiedział wprost, a ja otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Nie wiedziałam, co wstrząsnęło mną bardziej - nagłe pojawienie się mojej siostry czy śmierć prześladowcy mojego przyjaciela. - Dziś nad ranem popełnił samobójstwo w areszcie.
   Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Oparłam się o ścianę, czując, że tracę grunt pod nogami. Jeżeli reagowałam tak ja, to jak mógł zareagować sam Hiro?
- Wiedział, że złapała go Agenda? - spytałam, spoglądając na mojego chłopaka. Robb schował dłonie do kieszeni.
- Wiedział, że jest na przegranej pozycji. Chyba domyślił się, że zadarł nie z tą osobą. Możliwe, że to wiadomość o tym, że Hiro jest agentem Agendy spowodowała u niego taką decyzję. - powiedział spokojnie.
   Odetchnęłam. Agenda naprawdę musiała mieć siłę, by zmiażdżyć prawnie oprawców Hiro, skoro Mayson uznał za stosowne zakończyć swoje życie.
- Hiro nie jest gotowy, żeby to usłyszeć - odpowiedziałam w końcu, a światło dnia przenikające z okien salonu nagle osłabło.
- Kto to jest Hiro? - usłyszałam głos Charlotte, o której prawie zapomniałam. Stała teraz w przedpokoju, patrząc na Robba ze szczerym zdziwieniem. - Może i nie mówię po angielsku, ale rozumiem każde słowo, Margo.
   Ugryzłam się w język, ale było już za późno. Miałam tylko nadzieję, że Lotty zapomni o tym, co powiedziałam wcześniej o Agendzie, inaczej zaczęłaby zadawać niewygodne pytania.
- Robb, to jest moja siostra, Charlotte. - przedstawiłam ich. - Lottty, to jest Robb.
   Lotty uścisnęła mu sztywno rękę, najwyraźniej nie chcąc witać się z nim tak jak z Fredem wtedy w kawiarni. Prawdopodobnie moja siostra nie miałaby odwagi, by ucałować mojego wysokiego, czarnoskórego chłopaka.
- A kto to ten Hiro? - zapytała, spoglądając na mnie z ciekawością.
- Mój przyjaciel - powiedziałam, nie wiedząc, co mam odpowiedzieć. Z Hiro łączyło mnie coś więcej niż przyjaźń, po śmierci Tadashiego zbliżyliśmy się do siebie jak prawdziwe rodzeństwo, dlatego tłumaczenie tego Charlotte zajęłoby co najmniej jeden dzień. - Jest teraz w szpitalu.
- Jest chory? - spytałam, a ja zagryzłam wargę. Robb spoglądał niemo to na mnie, to na moja siostrę.
- W pewnym sensie. - odparłam, obracając się do chłopaka. - Myślę, że to zły pomysł, żeby go o tym informować. Przynajmniej na razie.
   Robb skinął głową i uśmiechnął się do Lotty.
- Miło było ciebie poznać. Jesteś bardzo podobna do swojej siostry - powiedział i wyszedł, nie odzywając się do mnie ani słowem. Po raz kolejny poczułam, jak ostrza przejeżdżają po moim złamanym sercu, raniąc je jeszcze bardziej. Zamknęłam za nim drzwi, po raz kolejny obiecując sobie, że następnym razem nie odezwę się do niego ani słowem. Nie mogłam znieść tego, że przez moją troskę traktował mnie jak wroga. Wiedziałam, że ukrywa przede mną coś ważnego, a gdy mu to wyjawiłam, on zaczął zachowywać się wobec mnie, jakby był moim znajomym.
- Masz tu dużo znajomych - oznajmiła Lotty, chowając ręce do kieszeni swojej eleganckiej sukienki. - Mogłabym poznać tę twoją przyjaciółkę, córkę Ayami? - zapytała nagle. - Bardzo chciałabym z nią porozmawiać.
- Myślę, że to nie byłoby problemem - odparłam i przeszłam do kuchni, by zrobić nam herbatę. - Teraz powiedz mi, co słychać u rodziców.
   Lotty wędrowała po moim mieszkaniu, przecierając meble, jakby sprawdzała wysokość kurzu i przypatrując się nielicznym obrazom w moim salonie, które zdołałam tam umieścić za namową Tadashiego, który uważał, że to miejsce wygląda na puste, pozbawione wnętrza.
- Nic nowego - mruknęła tylko odpowiedzi, choć miałam nadzieję, że usłyszę coś więcej. - Pracujesz?
- Nie, kończę studia - odparłam, a Charlotte skinęła głową. Ta jej małomówność zaczynała mnie już irytować. - Lotty, powiedz mi, o co ci chodzi.
- O nic - odparła moja siostra, siadając w fotelu, w którym kiedyś zasiadał Tadashi. Hiro o tym nie wiedział, ale zazwyczaj również wybierał to samo miejsce, gdy przychodził do mnie od czasu do czasu na herbatę. - Chciałam po prostu odwiedzić moją siostrę, ale wygląda na to, że ci przeszkadzam.
- Nie przeszkadzasz, Lotty - westchnęłam ciężko. - Po prostu kompletnie się tego nie spodziewałam. Poza tym ostatnio... mam dużo problemów na głowie.
- Na przykład? - zapytała mnie Charlotte.
   Nachyliłam się nad blatem, myśląc nad odpowiedzią. W końcu jednak postanowiłam powiedzieć jej prawdę.
- Kilka dni temu Hiro został porwany i torturowany. Przedwczoraj... służby zdołały go namierzyć i uratować. To dlatego przebywa teraz w szpitalu. - wyznałam, a oczy Charlotte zrobiły się wielkie jak spodki. Czułam, że chyba czekała na to, że wyznam jej prawdę.
- Przepraszam, nie wiedziałam... - zaczęła nieśmiało, a ja pokręciłam głową.
- Miałaś prawo wiedzieć, w końcu chciałaś zobaczyć, jak żyję. Kiedy Hiro wyjdzie ze szpitala, a mam nadzieję, że stanie się to niebawem, to cię z nim poznam.
- Naprawdę tego chcesz? - zapytała ze zdziwieniem.
- Jasne - odparłam, nalewając wrzątku do dwóch kolorowych kubków. - Poza tym chciałaś poznać GoGo Tomago, a raczej wątpię, żebyś nie poznała od razu Hiro.
- Jak to? - spytała Charlotte, biorąc do ręki kubek z ledwie zaparzoną herbatą, aby ogrzać dłonie.
- W pewnym sensie są parą - odparłam, chuchając do mojego kubka, by odeprzeć gorącą parę.
- W pewnym sensie? - spytała Lotty, posyłając w górę jedną brew.
- Bo oni nie zdają sobie z tego sprawy - odpowiedziałam z satysfakcją.






Dobra, to jest taki "testowy" rozdział :3 chcę was spytać czy chcecie żebym wplotła też historie innych członków W6 w moje opko żeby było bardziej ciekawie :3 jeżeli wam się podoba to mówcie :D Zdecydowałam się na opowieść Honey z powodu Tadashiego ;)) chce was obdarować wspomnieniami o nim :3

4 komentarze:

  1. Rozdział świetny moja droga ,jasne że możesz wplatac takie historie , wtedy twoje opko stanie się bardziej ze tak powiem kolorowe , ja jestem całkowicie za tm pomysłem słońce . Swoja droga bardzo ciekawy next , zaskoczyłaś mnie ta siostra Honey , ciekawe co ukrywa na temat rodziców bo podejrzewam ze tak , a z tego Robba to się totalny cham zrobił, no traktować tak swoja dziewczyne no to po prostu jest żałosne . I chciałam jeszcze dodac bo wcześniej nie napisałam ze supr ci wyszedł nagłówek , pełen ppodziw i szacun .
    Dobra trza spać , ja lece , bo jutro bd jak zombie , matko mam osiem lekcji , a ostatnie dwie to rozszerzone bilogie , zdycham ,bleee ,hahah
    No to ten , do nna , trzymaj się kochana i jak najwięcej weny życzę :-* :-* <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam jutro 8 lekcji w tym trzy ostatnie to rachunkowości :/ także nic tylko współczuć...
      Dziękuję bardzo za docenienie nagłówka i dziękuję też za to że spodobał ci się pomysł z Honey 😊😊 nie mam jednak w zamiarze odpuścić Hirogo, o nie 😄

      Usuń
  2. świetny rozdział i genialny pomysł na te rozdziały zperpektywy innych członków w6. Bardzo mi się podoba to jak rozwinął się ten blog w końcu w nie tak długim czasie. Z pewnością rozwinie się jeszczze bardziej ale chcę żebyś wiedziała że jest już na serio genialnie. Ohohoohhh widze że Freddy i Honey już już ten teges może coś....no wiesz o co chodzi xddd. A więc do następnego. Z ciekawości, kiedy będzie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno nie w najbliższym czasie :/ potrzebuję urlopu żeby poogarniać swoje sprawy... Zwłaszcza te sercowe. Dziękuję za miłe słowa 😊 staram się nie stać w miejscu, stąd te zmiany ^^

      Usuń