- Przepraszam – mruknęła tylko pod nosem. Nie potrafiłem
uwierzyć, że ktoś tak zdecydowany, tak pewny siebie jak ona, stał się cieniem
samej siebie po jednej rozmowie z Ithanim. Najwyraźniej albo wciąż jej na nim
zależało, albo musiał ją bardzo mocno skrzywdzić, gdy jeszcze byli ze sobą.
- To przez Ithaniego, tak? – zapytałem, patrząc jej w oczy.
Na pewno nie dałbym jej teraz uciec.
GoGo spojrzała na
mnie bez jakiegokolwiek zaskoczenia, choć jej oczy zamigotały od łez. Hotel
opustoszał, a recepcjonista chrapał na swoim miejscu w najlepsze.
Pracownicy Akiyo na
pewno przyzwyczaili się już do naszej tu obecności, bo nikt nigdy nie spytał
mnie, co tu właściwie robię. Poza tym na pierwszym piętrze znajdowała się
luksusowa restauracja, do której przychodzili nie tylko przebywający w hotelu,
ale także ludzie z miasta, więc łatwo było nas pomylić z jakimś stałym
klientem restauracji. Choć, gdyby zobaczył nas o tej porze szwędających się po hotelu,
zapewne byłby pełen podejrzeń.
- Słyszałeś to wszystko? – zapytała cicho. W tej chwili
wyglądała jak mała dziewczynka ze swoimi zaczerwienionymi oczami i niewinnym grymasem na ustach.
- Ciężko było tego nie słyszeć – powiedziałem szczerze. GoGo zawsze stawiała na prawdę i wiedziałem, że nie ma sensu jej oszukiwać. Pewnie pół
Agendy słyszało ich kłótnię i już plotkowało na temat jednego z najlepszych
agentów instytucji i jego byłej dziewczyny. - Powiesz mi, o co chodzi? –
spytałem.
GoGo nieco się
zawahała. Rozejrzała się dokoła niby obojętnie, aż w końcu jej wzrok spoczął na mnie,
jakby czuła się przyciśnięta do muru. Obiecałem sobie, że nie odpuszczę i
dowiem się tego, o czym mówił Ithani wtedy w kawiarni. Nie interesowało mnie
to, co myślała Sam i nie miałem wyrzutów sumienia, że drążę ten temat wbrew jej
woli. Poza tym i tak ta sprawa nie powinna ją dotyczyć.
- Ithani bierze udział w Grand Prix – powiedziała obojętnym
tonem, jakby ten temat w ogóle ją nie ruszał. – Próbował… nakłonić mnie do
zrezygnowania.
Ta wiadomość mnie
oszołomiła. Wiedziałem, że Ithaniego i GoGo w pierwszym rzędzie łączyła
motoryzacja i że startowali razem w wyścigach, ale nie sądziłem, że oboje
zdecydują się na takie wyzwanie. Musieli być do siebie bardziej podobni niż mi
się wydawało albo po prostu oboje uwielbiali ryzyko i adrenalinę.
- Zwariował? – spytałem z kpiną w głosie. Widziałem GoGo
zarówno na motorze jak i za kierownicą i byłem pełen podziwu dla jej talentu. Gdy kierowała, stawała się częścią swojej maszyny,
rozumiała ją idealnie, jakby był częścią jej sprawnego ciała, a nie kawałkiem
metalu. Poza tym nie widziałem jeszcze, by przeraziła ją prędkość. Była
niezłomna i twarda.
- Groził mi – dodała GoGo, wzruszając ramionami. – Musi się
bać rywalizacji ze mną, innego powodu nie widzę.
- Pewnie, że się boi – prychnąłem ze złością. – Zna ciebie i
wie, że nie dorasta ci do pięt.
GoGo otworzyła oczy
i spojrzała na mnie z zaciekawieniem, jakby zdążyła już zapomnieć, że jeszcze
chwilę temu roniła łzy. Wiedziałem, o co spyta, zanim jeszcze otworzyła usta.
- Naprawdę tak myślisz? – spytała, przymrużywszy lekko swoje
ciemne, przyciągające oczy. Uśmiechnąłem się nieśmiało pod jej spojrzeniem.
Dopiero teraz zwróciłem uwagę, jak bardzo się rozpędziłem przez złość na Ithaniego.
Podrapałem się po głowie, starając się uniknąć wzroku GoGo, którego nie
powstydziłby się żaden szanujący się detektyw.
- Ja też zdążyłem cię już poznać – odpowiedziałem
wymijająco, nie czując się wygodnie w roli pytanego. GoGo uśmiechnęła się lekko, wręcz ledwie
zauważalnie, po czym ziewnęła przeciągle. Po chwili ja również zacząłem ziewać,
jakby zarażony jakimś zaspanym wirusem. Nic dziwnego, w końcu była czwarta
rano. – Masz chwilę? – zapytałem. – Moglibyśmy porozmawiać?
- To jedno z pytań, których zawsze będę się bała – odparła
GoGo, a kąciki jej ust uniosły się o kilka milimetrów. – Ale to chyba nie jest
dobre miejsce, wiesz?
Zaśmiałem się,
rozglądając się po opuszczonym holu. Przy wejściu znajdowało się dwóch
ochroniarzy, patrolujących teren hotelu, skrytych przed pogodą szalejącą na
zewnątrz. Oni również wyglądali na znudzonych. Nie widzieli nas, bo byli w
przedsionku, ale pewnie zdziwiliby się spotkaniem z nami o tej porze.
- A znasz takie, w którym nie będzie wiało i gdzie wpuszczą
nas o czwartej nad ranem? – zapytałem rozsądnie, widząc przez szklane drzwi
sylwetki ochroniarzy.
- Tak – odpowiedziała wprost, patrząc na mnie z wyzwaniem. –
Mój dom.
Na widok moich
uniesionych brwi, uniosła ręce w geście obrony.
- Hej, w końcu jesteś u mnie na imprezie rodzinnej, tak? –
zaśmiała się dźwięcznie. Cieszyłem się, że zdołałem odwieźć jej myśli od tematu
Ithaniego. Chociaż na tyle mogłem się przydać.
- A twój tato? – zapytałem z powątpieniem.
GoGo westchnęła,
wywracając przy tym oczami.
- Widzę, że nie zdajesz sobie sprawy, że Daishi Tomago pracuje także w
okresie świątecznym – powiedziała, jakby recytowała jakąś formułkę. Poczułem
rozbawienie, widząc jej znudzony wyraz twarzy. Dopiero po chwili uświadomiłem
sobie, co to znaczy. Nie dziwię się, co mogłaby pomyśleć ciocia, słysząc, że
spędziłem tę noc u GoGo. Miałem tylko nadzieję, że pan Daishi podtrzyma tę
wymówkę za namową mojej przyjaciółki.
Siedziałem w kuchni
GoGo, w której wiecznie pachniało najróżniejszymi zapachami. Pierwszy raz widziałem
moją przyjaciółkę w roli kucharki i musiałem przyznać, że zaskoczył mnie ten
widok. W kuchni działała aż nader sprawnie, jakby była obeznana z gastronomią
na równi z motoryzacją. Naszła mnie smutna myśl, że pewnie śmierć jej mamy
musiała być powodem jej obycia gospodyni.
- Ciekawe, jak czuje się Robb – powiedziała, stojąc przy
kuchence z nieobecnym wzrokiem. Upiłem łyk gorącej herbaty, drżąc na myśl o
powrocie na zewnątrz, na zimowe wiatrzysko, przez które musieliśmy przebrnąć, by dostać się do domu rodziny Tomago.
Dobrze, że GoGo mieszkała niedaleko Agendy.
- Myślę, że dojdzie do siebie – odparłem, nie do końca pewny
moich słów. Naprawdę chciałem w nie wierzyć, ale widok posoki krwi na brzuchu
Robba chyba zostanie mi w pamięci na długo.
GoGo westchnęła
cicho i nałożyła dwie porcje jajecznicy z bekonem na talerze. Obróciła się do
lady i podała mi moje przygotowane przez nią śniadanie. Spojrzałem na nią z
teatralną niepewnością.
- Nie zatruję się? – spytałem, a GoGo uśmiechnęła się mimowolnie.
Przez nasz chłodny spacer nieco zdołałem poprawić jej humor, ale brałem pod
uwagę możliwość, że wciąż myśli o kłótni z Ithanim. Cholera, że ze wszystkich
miejsc w San Fransokyo, Ithani musiał trafić akurat do Agendy… Zaczynałem
przestawać się dziwić GoGo, że chciała opuścić to miasto.
- Jedz i nie marudź – mruknęła, siadając naprzeciwko mnie.
Jej dłonie wciąż były zaczerwienione od zimna. Nie zaczęła jeść, czekając, aż
spróbuję pierwszy. Niemal się roześmiałem, widząc jej wyzywającą minę.
Spróbowałem i
musiałem przyznać, że moja ciocia nie robi lepszej. Najwyraźniej GoGo miała
swoją własną kombinację przypraw, której ja nie znałem. Jednak pomimo to
roześmiałem się głośno, przypominając sobie, gdy mój brat po raz pierwszy
buszował w kuchni, gdy byłem mały. Tadashi miał wiele talentów, ale gotował
marnie. Jego pierwsze danie padło na jajecznicę i mówiąc szczerze gorzko
pożałowałem, że namówił mnie do jej zjedzenia.
- Co? – spytała GoGo niepewnie, widząc moją minę.
Opowiedziałem jej
pokrótce drobną wtopę Tadashiego z dzieciństwa, w gruncie rzeczy ciesząc się,
że mnie teraz nie słyszy, bo pewnie wkurzyłby się, że rozpowiadam jego znajomym o tego typu sytuacjach. Już widziałem jak wywraca oczami i stęka na swojego irytującego,
małego braciszka, którym zawsze dla niego byłem.
GoGo również
parsknęła śmiechem, spoglądając na mnie swoimi pięknymi oczami, w których
migotały iskierki rozbawienia.
- Uwielbiam, gdy o nim mówisz – wyznała, patrząc na mnie z
zadowoleniem. Napiłem się herbaty i spojrzałem na nią pytająco.
- Czemu?
- Bo jako jedyny mówisz o nim tak, jakiego go znaliśmy –
powiedziała, uśmiechając się lekko. – Uwielbialiśmy twojego brata, ale całe te
gadki… O tym, jaki był bohaterski… Nie zrozum mnie źle, Hiro, wiem, że zachował
się jak bohater, ale ludzie bardziej potrzebują zwyczajnych wspomnień, by
pamiętać bliskich, nie tych, które wryły się nam w pamięć.
Przemyślałem to w
ciszy, zajadając się daniem GoGo. Czułem, że po raz pierwszy powiedziała coś,
do czego ja doszedłem zaraz po pogrzebie mojego brata. Widząc te wszystkie łzy,
smutne spojrzenia, kondolencje… Nie znosiłem ich. Oczyma wyobraźni widziałem
Tadashiego, który byłby wręcz zmęczony tymi wszystkimi uprzejmościami. I ja tak właśnie się czułem.
- Powiesz mi, o czym chciałeś porozmawiać? – zapytała delikatnie,
spoglądając na mnie zza swoich długich rzęs. Nad San Fransokyo dopiero
wschodziło słońce, więc siedzieliśmy w pełnej ciszy i zaciemnienia kuchni
Tomagowów, rozkoszując się chwilą spokoju.
- Nie wiem, znaczy… - czy teraz, gdy miała lepszy humor,
miałbym dołować ją rozmową o Ithanim? Widziałem jednak po jej minie, że nie
zamierzała odpuścić. – Podsłuchałem pewną rozmowę. Niewiele z niej zrozumiałem,
ale dotyczyła ciebie.
GoGo spojrzała na
mnie ze zdziwieniem, mrugając szybko. Widziałem, że nie spodziewała się takiego
tematu rozmowy. Wzięła łyk herbaty i odstawiła swój pusty talerz na bok, nachylając
się do mnie z zaciekawieniem.
- Więc co chcesz wiedzieć? – zapytała. Czułem się niemal
przytłoczony jej niekończącym się przyglądaniem, ale równocześnie bardzo podobało
mi się to, że jestem w centrum jej uwagi. To było tak chore i pokręcone, że
ledwie się w tym połapywałem.
Opowiedziałem jej o
rozmowie Ithaniego z jakimś Gregorem, unikając włączenia małego faktu, jakim
była obecność Sam. Nie podobało mi się to, że twarz mojej
przyjaciółki bladła w miarę upływu czasu i tego, ile jej powiedziałem. W końcu wyglądała
jak biała dama, a nie żywa istota. Przeczesała dłonią włosy
dość nerwowym ruchem i spojrzała na mnie jeszcze raz, tym razem ze strachem,
jakbym był przyczyną tego wszystkiego.
- Wolałabym, żebyś nie znał odpowiedzi na te pytania –
powiedziała z napięciem. Na jej twarzy niemal malowało się błaganie.
- Obiecuję, że nie ucieknę – odparłem z uśmiechem, ale nie
udało mi się jej rozbawić. Siedziała na swoim krześle jak sparaliżowana,
błądząc wzrokiem między mną, a jadalnią za moimi plecami. W końcu zamknęła oczy
i odpowiedziała, nie otworzywszy ich:
- Gdybyś mnie wtedy znał, nie chciałbyś mieć ze mną
cokolwiek wspólnego. – jej głos zadrżał, jakby ten fakt ją zasmucił.
Uśmiechnąłem się lekko. Nie wiem, czy znalazłoby się coś, co mogłoby zniszczyć
moje zdanie o niej. Nawet jeśli popełniła błąd, to wiem, jaka była teraz i
tylko to się dla mnie liczyło.
Ująłem jej dłonie w
swoje własne i zacisnąłem, czując, że są wciąż lodowate. GoGo otworzyła oczy,
jakby zaskoczona tym gestem, ale nie odepchnęła moich rąk.
- Znam cię teraz i za nic w świecie nie chciałbym tego przerwać. To o co chodziło Ithaniemu? – zapytałem ze skupieniem,
patrząc jej w oczy. Nagle jakby bariera jej wyższości nade mną pękła, bo teraz
to ona uciekała przed moim wzrokiem, jakbym ją onieśmielał.
GoGo westchnęła i obróciła wzrok, jakby bała mi się spojrzeć w oczy. Tym bardziej zaczynałem obawiać się tego, co powie, skoro tyle ją to kosztowało.
- Trzy lata temu, gdy byłam z Ithanim, to całkiem się stoczyłam. - powiedziała tak zimnym tonem, jakby mówiła o jakiejś znienawidzonej przez siebie osobie, a nie na swój temat. Zmarszczyłem brwi, słuchając w skupieniu. - Wyścigi, narkotyki, alkohol, dużo imprez... Sama nie wiem, jakim cudem mój ojciec przymykał na to oko... No tak, - powiedziała, zaciskając wargi. - Miał to gdzieś.
Wyobraziłem ją sobie z czasów sprzed zerwania z Ithanim, zanim jeszcze się poznaliśmy i nie potrafiłem porównać tych dwóch GoGo Tomago, które nie miały ze sobą nic wspólnego. Patrzyłem w jej smutne oczy, chcąc przelać na nią swój spokój, ale jak zwykle w takich sprawach, byłem bezbronny. To wspomnienia GoGo, a ja czułem się, jakbym miał związane ręce.
- Potrzebowałam wtedy pieniędzy... Głównie raczej często kradliśmy, ale Gregor, jeden z kumpli Ithaniego zaproponował napad na pewne biuro na obrzeżach San Fransokyo. Wiedział, że ma słabą ochronę i że dużo tam znajdzie, bo miał wtyki we wszystkich miejscach w mieście.
Początkowo byłam przeciwna, ale potem sprawy się pokomplikowały. Musiałam... pomóc kilku osobom, poza tym pewnego dnia zobaczyłam w muzeum aukcję na obrazy mamy... Nie chciałam, by ktoś miał w domu część jej duszy. To tak, jakby ktoś sprzedał coś, należącego do niej, nie pytając nas o zdanie. Zgodziłam się, ale akcja miała przebiec po cichu. Zanim stamtąd uciekliśmy, policja już zdążyła nas otoczyć.
Trafiliśmy do aresztu, a potem wszyscy dostali po wyroku. Tylko ja dostałam z zawieszeniem...
- Bo pomógł ci twój ojciec? - zapytałem dla pewności. GoGo pokiwała smętnie głową.
- Nigdy nie widziałam u niego tak zbolałej miny jak wtedy, gdy zobaczył mnie w kajdankach. - wyszeptała drżącym głosem. - Wtedy uświadomiłam sobie, że sprawy zaszły za daleko... Nie wiem, czy kiedykolwiek zdołam to naprawić.
Poczułem się zaalarmowany, widząc łzy spływające po jej policzkach, ale kompletnie nie wiedziałem, co mam zrobić. Wyznanie GoGo kompletnie mnie zszokowało, choć skromnej części już zdołałem się domyślić.
- On cię kocha - powiedziałem z pewnością, że to co mówię jest prawdą. Zdołałem już poznać Daishiego, ale gołym okiem było widać, że całym sercem jest za swoją jedyną córką. - Na pewno ci to wybaczył.
- A czy wybaczył mi to, że okradałam go przez tamten rok? - zapytała łamiącym się głosem. - Że łamałam wszystkie zasady, jakich mnie nauczył? Nie mówił nic i to jest właśnie najgorsze. On nigdy nic nie mówi, a ja wszystko odczytuję z jego twarzy. Napatrzyłam się u niego tyle bólu i zniechęcenia, że nawet teraz mogę sobie wyobrazić jak zareaguje, gdy dowie się o Grand Prix. - o ile wcześniej mówiła dość niechętnie, teraz się tylko rozkręcała. - Myślisz, że nie chciałabym tego naprawić? - pokręciła głową. - Naiwny jesteś, Hiro. Tacy ludzie jak ja się nie zmieniają.
Opanował mnie dziwny spokój, którego nie potrafiłem przełamać, a może był to jakiś dar, żebym mógł wspomóc GoGo. Patrzyła na mnie swoim zbolałym wzrokiem, a ja wciąż obejmowałem jej chłodne dłonie, które drżały jak u kogoś, kto postał na mrozie cały dzień.
- I cokolwiek teraz powiem, będziesz utrzymywała tą teorię? - zapytałem nieco obojętnie, choć od środka rozpierały mnie przeróżne uczucia: strach, troska, współczucie, zdziwienie, smutek.
GoGo zmarszczyła lekko brwi, ale nie odpowiedziała, jakbym zbił ją z tropu. Nachyliłem się nad ladą, patrząc jej głęboko w oczy.
- No to teraz wysłuchaj mnie - odparłem ze spokojem, który dziwił nawet mnie. - Każdy człowiek może się zmienić, niezależnie od tego, jaki był. Wierzę, że wszystko, co mi teraz powiedziałaś zdarzyło się naprawdę i że brałaś w tym udział. Ale nie uwierzę, że robiłaś to dla siebie. Nigdy nie zrobiłaś nic dla siebie i myślisz, że tego nie zauważyłem? Wtedy chodziło o Ithaniego, teraz chodzi o twojego ojca, a potem? - GoGo wpatrywała się we mnie, jakbym mówił do niej w innym języku. - Zacznij w końcu żyć Go. Grand Prix to dopiero początek. Zrób to, ale nie żeby udowodnić Ithaniemu, że jesteś lepsza, ani by pokazać ojcu, ile jesteś warta. Zrób to dla siebie, zacznij postrzegać siebie w inny sposób. Najlepiej w taki, jak ja cię postrzegam.
Nastała cisza. Zauważyłem z ulgą, że GoGo przyjęła te słowa i że się nad nimi zastanawia. Mógłbym przysiąc, że nie wiedziałem, co mi się stało. Słowa wypłynęły ze mnie kompletnie niekontrolowane przez mój umysł, bo pochodziły prosto z serca. GoGo jednak zamrugała swoimi długimi rzęsami i spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
- A jak ty mnie postrzegasz? - zapytała, gdy dopiero uświadomiłem sobie, jak się wkopałem. Widziałem jednak, że czeka na odpowiedź, a ja nie miałem żadnej szansy ucieczki. Cała pewność, z którą powiedziałem to ostatnie, nagle mnie opuściła, pozostawiając mnie na lodzie.
Niemal się roześmiałem, wiedząc w jakiej znalazłem się sytuacji. Puściłem lekko jej dłonie, czując się jak ostatni tchórz, który umyka przed wyzwaniem.
- Kiedyś ci powiem - odparłem wymijająco, popijając herbatę, ale GoGo tylko skrzyżowała ręce, jakby urządzała mi niezłe przesłuchiwanie.
- Czemu nie teraz? - zapytała chytrze, kryjąc delikatny uśmiech. - Ja powiedziałam ci to, co chciałeś wiedzieć.
Jesteś idiotą, Hiro, myślałem z irytacją, czując, że kończy mi się czas na rozmyślanie. Nie znajdywałem na tyle odwagi, by powiedzieć jej, co do niej czuję - przynajmniej jeszcze nie teraz. Tylko co miałem powiedzieć jej w zamian?
- A i tak musiałem trochę poczekać - odparłem wymijająco. - Ty też spróbuj. Trochę cierpliwości może ci się przydać.
Z Sam by mi to uszło, pomyślałem, reagując nieco boleśnie na to stwierdzenie. GoGo była trudniejszym typem człowieka, który nigdy się nie poddawał, gdy wziął sobie coś za cel. A najwyraźniej teraz jej celem byłem ja.
Nachyliła się nad ladą tak, że nasze twarze dzieliło kilkanaście centymetrów. Żałowałem, że nie mogę się nacieszyć widokiem jej cudnych oczu z tak bliska, bo wiedziałem, że niosą one ciekawość, z którą nie zwyciężę. Mimo to wciąż wpatrywałem się w jej twarz jakby otumaniony.
- Słucham - powiedziała wyczekująco, jakby nie słyszała mojej wcześniejszej wypowiedzi. - Co o mnie myślisz, Hamada?
Zaśmiałem się cicho z wyrazu jej twarzy, rozmyślając nad odpowiedzią. Mógłbym powiedzieć jej po prostu, że moim zdaniem jest ideałem i że nie spotkałem nigdy tak niesamowitej dziewczyny. Mógłbym opisać ją na wiele sposobów, a żaden nie oddawałby tego, co do niej czułem.
- Jesteś moją najlepszą przyjaciółką - zacząłem wyliczać, starając się uspokoić na myśl, że nasze twarze dzieli tak mały dystans. Byłem przekonany, że GoGo nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo mnie onieśmiela swoją osobą. A przynajmniej miałem nadzieję, że nie sprawiam takiego wrażenia. - Uparcie dążysz do celu, jesteś nieugięta, sceptyczna i ostrożna, ale gdy trzeba komuś pomóc, robisz to bez wahania. Nigdy nie pokazujesz swoich emocji, zwłaszcza wobec tych, na których ci zależy. Chcesz być jak twoja mama, ale bardziej przypominasz swojego ojca i to cię drażni. Może dlatego zaczęłaś malować... Żeby choć trochę ją przypominać.
GoGo otworzyła szeroko oczy ze zdumienia, ale nie przerwała mi, słuchając cierpliwie.
- Mów dalej - poprosiła. Uśmiechnąłem się do niej, nieco pewniejszy kierunku, jaki obrałem. Nie potrafiłem uwierzyć, że znów udało mi się wyjść cało z takiej sytuacji.
- Uwielbiasz motoryzację i to jest twój cel w życiu, ale boisz się reakcji innych, zwłaszcza swojego ojca. Jesteś sentymentalna, może stąd to zainteresowanie Kyoto... W każdym razie nie jesteś racjonalistką, bardziej romantyczką o zamiłowaniu do wyrabiania sobie opinii na jakiś temat, zanim jeszcze go poznasz.
- Nieprawda - wtrąciła, poważniejąc.
- A Sam? - zauważyłem, przypominając sobie, że od samego początku była wobec niej oschła. Początkowo chodziło o Agendę, której była przeciwna, ale potem wszystko skoncentrowało się wokół mnie.
GoGo wzruszyła ramionami.
- Akurat jej przypadek jest wyjątkiem od reguły. - powiedziała, pijąc herbatę.
- Bo dotyczy mnie? - zapytałem, starając się zapomnieć o wydarzeniu w dzień Gwiazdki.
- A jak ty mnie postrzegasz? - zapytała, gdy dopiero uświadomiłem sobie, jak się wkopałem. Widziałem jednak, że czeka na odpowiedź, a ja nie miałem żadnej szansy ucieczki. Cała pewność, z którą powiedziałem to ostatnie, nagle mnie opuściła, pozostawiając mnie na lodzie.
Niemal się roześmiałem, wiedząc w jakiej znalazłem się sytuacji. Puściłem lekko jej dłonie, czując się jak ostatni tchórz, który umyka przed wyzwaniem.
- Kiedyś ci powiem - odparłem wymijająco, popijając herbatę, ale GoGo tylko skrzyżowała ręce, jakby urządzała mi niezłe przesłuchiwanie.
- Czemu nie teraz? - zapytała chytrze, kryjąc delikatny uśmiech. - Ja powiedziałam ci to, co chciałeś wiedzieć.
Jesteś idiotą, Hiro, myślałem z irytacją, czując, że kończy mi się czas na rozmyślanie. Nie znajdywałem na tyle odwagi, by powiedzieć jej, co do niej czuję - przynajmniej jeszcze nie teraz. Tylko co miałem powiedzieć jej w zamian?
- A i tak musiałem trochę poczekać - odparłem wymijająco. - Ty też spróbuj. Trochę cierpliwości może ci się przydać.
Z Sam by mi to uszło, pomyślałem, reagując nieco boleśnie na to stwierdzenie. GoGo była trudniejszym typem człowieka, który nigdy się nie poddawał, gdy wziął sobie coś za cel. A najwyraźniej teraz jej celem byłem ja.
Nachyliła się nad ladą tak, że nasze twarze dzieliło kilkanaście centymetrów. Żałowałem, że nie mogę się nacieszyć widokiem jej cudnych oczu z tak bliska, bo wiedziałem, że niosą one ciekawość, z którą nie zwyciężę. Mimo to wciąż wpatrywałem się w jej twarz jakby otumaniony.
- Słucham - powiedziała wyczekująco, jakby nie słyszała mojej wcześniejszej wypowiedzi. - Co o mnie myślisz, Hamada?
Zaśmiałem się cicho z wyrazu jej twarzy, rozmyślając nad odpowiedzią. Mógłbym powiedzieć jej po prostu, że moim zdaniem jest ideałem i że nie spotkałem nigdy tak niesamowitej dziewczyny. Mógłbym opisać ją na wiele sposobów, a żaden nie oddawałby tego, co do niej czułem.
- Jesteś moją najlepszą przyjaciółką - zacząłem wyliczać, starając się uspokoić na myśl, że nasze twarze dzieli tak mały dystans. Byłem przekonany, że GoGo nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo mnie onieśmiela swoją osobą. A przynajmniej miałem nadzieję, że nie sprawiam takiego wrażenia. - Uparcie dążysz do celu, jesteś nieugięta, sceptyczna i ostrożna, ale gdy trzeba komuś pomóc, robisz to bez wahania. Nigdy nie pokazujesz swoich emocji, zwłaszcza wobec tych, na których ci zależy. Chcesz być jak twoja mama, ale bardziej przypominasz swojego ojca i to cię drażni. Może dlatego zaczęłaś malować... Żeby choć trochę ją przypominać.
GoGo otworzyła szeroko oczy ze zdumienia, ale nie przerwała mi, słuchając cierpliwie.
- Mów dalej - poprosiła. Uśmiechnąłem się do niej, nieco pewniejszy kierunku, jaki obrałem. Nie potrafiłem uwierzyć, że znów udało mi się wyjść cało z takiej sytuacji.
- Uwielbiasz motoryzację i to jest twój cel w życiu, ale boisz się reakcji innych, zwłaszcza swojego ojca. Jesteś sentymentalna, może stąd to zainteresowanie Kyoto... W każdym razie nie jesteś racjonalistką, bardziej romantyczką o zamiłowaniu do wyrabiania sobie opinii na jakiś temat, zanim jeszcze go poznasz.
- Nieprawda - wtrąciła, poważniejąc.
- A Sam? - zauważyłem, przypominając sobie, że od samego początku była wobec niej oschła. Początkowo chodziło o Agendę, której była przeciwna, ale potem wszystko skoncentrowało się wokół mnie.
GoGo wzruszyła ramionami.
- Akurat jej przypadek jest wyjątkiem od reguły. - powiedziała, pijąc herbatę.
- Bo dotyczy mnie? - zapytałem, starając się zapomnieć o wydarzeniu w dzień Gwiazdki.
GoGo odstawiła obojętnie kubek i spojrzała mi z powrotem w oczy.
- Bo Sam to kłamliwa żmija, która doskonale wiedziała, jak cię omotać. Nie kłopocz się, nie zmienię o niej zdania.
Pokiwałem ostrożnie głową, nie próbując rozwijać tego tematu. O Sam myślałem całkiem inaczej, przede wszystkim miałem wobec niej wyrzuty sumienia i czułem troskę o jej los. Była moją przyjaciółką, ale nie potrafiłem wyzbyć się dziwnego poczucia, że sytuacja, w jakiej postawiła mnie z GoGo przez nasz pocałunek sprawiła jej przyjemność.
- No to wiesz o mnie dosyć sporo... - westchnęła GoGo, myśląc, że skończyłem.
- No to wiesz o mnie dosyć sporo... - westchnęła GoGo, myśląc, że skończyłem.
- To nie wszystko - przerwałem jej ze śmiechem. Moja przyjaciółka znów wyglądała na zainteresowaną. - Masz skłonność do rysowania czegoś, co cię aktualnie interesuje, choć o dziwo zazwyczaj nie jest to motoryzacja.
- Twierdzisz, że jestem tobą aktualnie zainteresowana? - zapytała ze śmiechem. W ciągu ostatniej godziny zdołałem przerwać jej płacz dwa razy. Może miałem ukryty dar rozbawiania ludzi albo po prostu dobrze ją znałem, by wiedzieć, co może ją odwieźć od takich myśli.
- Wiemy, że tak jest - potwierdziłem z sarkazmem, ale twarz GoGo wyglądała, jakby nie wyczuła ironii w moich słowach. Na jej policzkach pojawił się pudrowy róż, a ich właścicielka spojrzała w bok nieco skrępowana. Nie chciałem jednak być taki obcesowy i pytać o jej reakcję. - Zawsze słodzisz herbatę dwiema łyżeczkami cukru, ale wolisz pić kawę. Czasem popijasz też sake, jeśli masz gorszy nastrój.
- O tym też wiesz? - zapytała ze zdziwieniem.
- Pewnie - wzruszyłem ramionami, choć nie czułem się zbyt komfortowo. Fakt, że wiem nawet takie szczegóły pewnie zmusił GoGo do zastanawiania się, dlaczego zapamiętuję to wszystko. - Lubisz porządek, ale łatwo odnajdujesz się w bałaganie. Nie jesteś osobą, która specjalnie na niego narzeka, dlatego masz przechlapane u Wasabiego, bo nigdy nie potrafi znaleźć u ciebie swoich narzędzi. Działasz szybko, instynktownie, często tylko po to, by nie mieć wyrzutów sumienia. Lubisz zwierzęta, zwłaszcza psy.
- A to niby skąd wiesz? - zaśmiała się GoGo, chwiejąc się na swoim krześle.
- Pamiętasz jak szliśmy raz koło schroniska do kina i jak przystanęliśmy, bo Honey rozmawiała przez telefon? - GoGo kiwnęła głową, marszcząc brwi. Było to dawno, chyba nawet gdy jeszcze nie czułem do GoGo nic poza przyjaźnią. - Głaskałaś wtedy przez siatkę jakiegoś psa, który szczekał na Freda. Poza tym zawsze, gdy do mnie przychodzisz, Moher nie opuszcza cię na krok, a ty zawsze się z nim witasz. Naprawdę nie wiem, skąd ten kocur wie, że może łazić ci pod nogami i nic mu nie zrobisz.
- Jeszcze jakieś fakty o mnie? - zapytała GoGo ze zniechęceniem.
- Nie masz uporządkowanych notatek wykładowych - powiedziałem, przechylając głowę. - Istnieje w nich chaos. To akurat wiem od Honey, ale też zdołałem zauważyć, bo siedzę z tobą na AP. Ale wiem też, że jesteś jedyną osobą, która sprząta u ciebie w domu i nigdy nie widziałem u ciebie ani pyłku kurzu. - GoGo roześmiała się radośnie, a był to najpiękniejszy odgłos, jaki słyszałem.
- Dobra, przyznaję, że zaczynam się obawiać - powiedziała, starając się spoważnieć. - Skończyłeś, czy mam czekać na kolejną zaskakującą informację, o której sama pewnie nie zdawałam sobie sprawy?
W sumie do głowy przychodziły mi setki faktów o GoGo. Tak naprawdę dziwiło mnie to, ile wiem, ale starałem się zachować obojętnie wobec tego faktu. Poza tym nie mieliśmy całego dnia, a oboje byliśmy już bardzo zmęczeni całonocną pracą w Agendzie.
- Często zakładasz sobie kosmyk za ucho w ten sposób - powiedziałem cicho, ilustrując to na mojej przyjaciółce. GoGo drgnęła, gdy dotknąłem jej twarzy, ale nie odepchnęła mojej dłoni, która gładziła czule jej policzek, chowając jej włosy za uchem - Ale wyglądasz wtedy zbyt łagodnie, więc zawsze poprawiasz go z powrotem.
Mimo moich słów zostawiłem nawinięty przeze mnie kosmyk za uchem przyjaciółki, odsłaniając w ten sposób pół jej twarzy. Oderwałem spokojnie rękę, przyglądając się, jak uroczo wygląda. GoGo tym razem nie poprawiła włosów z powrotem, wpatrując się we mnie z udręczeniem i szokiem - sam nie wiem, czy wywołałem to moim czułym gestem, czy tym co powiedziałem. Patrzyłem w jej brązowe oczy z upodobaniem, jak wykładowca po zakończeniu swojej mowy.
- Dalej nie powiedziałeś mi, co o mnie myślisz - zauważyła cicho. Rzeczywiście, mówiłem o niej, ale oględnie, jakbym czytał coś z książki. Miałem nadzieję, że jednak nie zwróci uwagi na to, że nie odpowiedziałem na jej pytanie. - No więc?
Przyglądałem się jej w milczeniu. Patrzyłem na zaciekawione, pełne zmęczenia oczy, ukryte za warstwą czarnych rzęs. Na jej zaróżowione od zimna policzki i wąskie wargi, na które tak często spoglądałem z pragnieniem. Na czarne włosy, obrazujące w pełni jej dynamiczny charakter, ale i fioletowe kosmyki, tak różne od reszty, jak jej zainteresowanie sztuką wobec pasji motoryzacji. Była jak odzwierciedlenie absurdu, połączenia, które u nikogo innego nie mogły mieć miejsca. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego akurat zakochałem się w niej, ale wiedziałem, że różni się od pozostałych. To poczucie było silniejsze ode mnie i czułem, że w tej sprawie się nie mylę.
- Myślę, że jesteś najbardziej niesamowitą osobą, jaką w życiu spotkałem - wyszeptałem z uśmiechem, starając się powstrzymać od chęci dopowiedzenia jeszcze dwóch ważnych słów. Czułem, że dla GoGo to i tak dość spore zaskoczenie i nie chciałem, by poczuła się przygnieciona tym, co dzisiaj ode mnie usłyszała. Sam fakt, że jej najlepszy przyjaciel znał ją tak dobrze, musiał ją odrobinę stresować. Co dopiero, gdyby dowiedziała się, że ten sam przyjaciel skrycie się w niej podkochuje.
GoGo patrzyła mi w oczy z miną, jakby szukała w nich czegoś tylko sobie znanego. Widziałem po niej, że kompletnie nie spodziewała się mojej odpowiedzi, jakbym wyprzedził jej najśmielsze oczekiwania.
- Myślałam, że był nią Tadashi - odezwała się z napięciem. Z zadowoleniem zauważyłem, że moje słowa wprawiły ją w zakłopotanie. Lubiłem być górą podczas naszych rozmów, co zdarzało się ostatnio coraz częściej, bo zyskiwałem coraz więcej pewności w towarzystwie GoGo.
- Tadashi to mój brat - odparłem rozluźnionym tonem. - Kochałem go, ale nie uważałem za osobę wartą szczególnej uwagi... - uśmiechnąłem się, przypominając sobie nasze ciągłe kłótnie i przekomarzanki. Poza tym Tadashi... był częścią mnie. Czułem, że nie powinienem go wliczać do osób, którymi mógłbym się wyjątkowo zachwycać.
- Ach tak? - spytała podejrzliwie GoGo. - Więc ja jestem warta szczególnej uwagi?
- Potrafisz być uszczypliwa - westchnąłem, wywróciwszy oczami w geście irytacji. GoGo parsknęła śmiechem, widząc, że po raz kolejny nie mam drogi ucieczki.
Gdy nastała cisza, GoGo oparła się o swój nadgarstek z rozmarzeniem.
- Szkoda, że nigdy nie miałam rodzeństwa - wyznała szczerze, mrużąc oczy jak kotka. Nasze herbaty zdążyły już wystygnąć, podczas gdy na zewnątrz zaczynało świecić nieco odważniej pomarańczowe słońce. - Nie miałam się z kim kłócić, dogryzać, za kogo bić...
- Zawsze masz mnie - zaproponowałem ze śmiechem. GoGo uśmiechnęła się delikatnie, ze zmęczeniem. Mimo to, zaprzeczyła głową, jakby nie był to dobry pomysł.
- Nie, nie potrafiłabym cię traktować jak brata - powiedziała łagodnie. Zaczynałem też powoli odczuwać zmęczenie, w końcu nie spaliśmy całą noc. W dodatku wykończyły nas te wszystkie emocje - strach, smutek, adrenalina, złość, wyrzuty sumienia... To nie była łatwa noc i spodziewałem się, że powrót do domu będzie równie nieprzyjemny.
- Niby dlaczego nie? - zapytałem przyjaciółkę.
GoGo nie odpowiedziała, ale zamiast tego tradycyjnie nawinęła kosmyk na palec i schowała go za ucho. Gdy zrozumiała, co zrobiła, zaczęła się głośno śmiać na równi ze mną, a jej pusty dom w końcu wypełniła jakaś cząstka radości. GoGo nie musiała poprawiać swoich włosów, które same wróciły na swoje miejsce. Nie uszło mojej uwadze, że teraz miała je nieco dłuższe, sięgające prawie ramion.
- Och, w końcu słyszę w tym domu śmiechy - usłyszeliśmy głos od progu, który przerwał nasz wybuch śmiechu. Daishi Tomago stał przy wejściu do kuchni, spoglądając na nas z ulgą. Pewnie nie spodziewał się, że wrócimy z zadania tak szybko. - Jak poszła misja? - zapytał, spoglądając na mnie z sympatią. - Chyba nieźle, skoro macie siłę się śmiać.
Nagle spoważnieliśmy, patrząc na siebie w przypływie porozumienia. Poczułem się głupio, że jest nam tak wesoło, podczas gdy Honey i Baymax siedzą z Robbem w szpitalu, mając nadzieję, że agent jak najszybciej wyzdrowieje. Daishi zmarszczył brwi, najwyraźniej wyczuwając nasze ponure myśli. W dłoni trzymał czarną aktówkę, którą zaraz postawił na niskim krześle przy progu kuchni.
- Potem ci opowiem - obiecała mu GoGo, przełykając głośno ślinę. Z jednej strony nie wiedzieliśmy do końca, ile jej ojciec może wiedzieć o Agendzie i pewnie zdawała sobie z tego sprawę, z drugiej jednak strony czułem ulgę, widząc nić porozumienia między członkami rodziny Tomago. Gdy poznałem Daishiego, od razu zraził mnie chłodny stosunek GoGo wobec niego. Teraz dało się zauważyć różnicę po kilku miesiącach od zawału jej taty.
Daishi podszedł do niej i pocałował ją czule w czoło, co trwało może sekundę. GoGo nie zrobiła kompletnie nic, ale też go nie odepchnęła. Zaczynałem się zastanawiać, co siedzi jej w głowie w tym momencie.
- Dobrze, że jesteście cali - odparł wprost, uśmiechając się do mnie. - Żadne ratowanie świata nie jest warte waszej krzywdy.
Skrzywiłem się, myśląc o Robbie. Ciekawe, czy myślał tak jak Daishi - chyba raczej nie, skoro postanowił zaryzykować. Jego postawa pomimo całej bohaterskiej otoczki miała w sobie coś ze ślepego oddania. Czułem, że w jego pracy chodzi o coś więcej niż wysoki zarobek i sam fakt zatrudnienia. Robb coś ukrywał, coś, co tak naprawdę sprawiało, że był prawą ręką prezes Agendy.
Spojrzałem na zegarek i dopiero zwróciłem uwagę, że dochodziła ósma. Ciocia na pewno nie spała całą noc, zastanawiając się, co się ze mną dzieje, podczas gdy ja gawędziłem sobie z GoGo w jej domu.
- O nie... - szepnąłem, zrywając się z miejsca. GoGo zmarszczyła brwi w przypływie zrozumienia.
- Tato, mamy prośbę... - zaczęła, wstając za mną z własnego krzesła. Daishi wyglądał na zaskoczonego, ale doprawdy nie wiedziałem, czy zdziwiło go to, że GoGo ma do niego prośbę, czy że wyraża to w liczbie mnogiej. W każdym razie zrobił minę, która wyglądała jak żywa kopia pewnej siebie miny jego córki. Pierwszy raz zobaczyłem między nimi tak wielkie podobieństwo.
- Cass, tak? - zapytał, krzyżując ręce w geście oczekiwania. Spojrzeliśmy po sobie z GoGo, spodziewając się raczej sceptyzmu niż domysłu co do naszego planu u przedsiębiorcy.
- Skąd ty...? - zaczęła GoGo, ale Daishi uśmiechnął się szeroko, patrząc na mnie.
- Twoja ciocia wie, że coś was zatrzymało - mówiąc to mrugnął do mnie jednym okiem. - Oczywiście nic nie wie o Agendzie, ale zawsze czuje się bardziej uspokojona niż gdyby miała się tego sama domyślać. Usprawiedliwiłem cię tuż po wyjściu GoGo.
- Wiedziałeś, że ruszamy na misję? - zapytała GoGo, wpatrując się w swojego ojca z podziwem. Daishi kiwnął obojętnie głową, luzując na szyi swój granatowy krawat.
- Coś tam czasem do mnie dociera z Akiyo... Nie żebym wiedział więcej od was. - odparł skromnie. No ładnie, pomyślałem sobie. Przedsiębiorca, ojciec i na dodatek szpieg - czego jeszcze nie wiem o Daishim Tomago?
- Co pan powiedział mojej cioci? - spytałem, stojąc przed nim zbyt szokowany, by pytać teraz o cokolwiek innego. Fakt, że byłem dłużnikiem ojca mojej przyjaciółki raczej nie za bardzo mnie cieszył, choć odczuwałem ulgę, że po powrocie do domu nie będę miał wiecznego szlabanu.
- Że zamierzacie wybrać się do Harren's Hook wieczorem i że znając moją córkę, to nie wrócicie za szybko. - GoGo spoważniała nagle, czerwieniejąc na twarzy. Harren's Hook to nazwa największego z klubów w San Fransokyo, w którym grały najlepsze zespoły w mieście. Wiem też, że raz do roku organizują tam całonocną rockową bitwę, ale prawdę mówiąc nigdy tam nie byłem. Mimo to przeczuwałem, że moja przyjaciółka dobrze znała tę nazwę. - Szepnij jej o kilku szczegółach z koncertu i myślę, że nie będzie specjalnie wypytywać.
Byłem zdziwiony, że tato GoGo potrafi być świetnym konfidentem, ale mówiąc szczerze śmieszyła mnie sytuacja, że dorosły krył moje wybryki. GoGo uśmiechała się tylko, najwyraźniej zadowolona z rozwoju sytuacji.
- Dziękuję - powiedziałem w osłupieniu. - Nawet pan nie wie, jak mi pan pomógł.
- Nie ma za co - Daishi machnął ręką obojętnie, ukrywając ziewnięcie. Dopiero teraz zobaczyłem cienie pod jego oczami i przyszło mi na myśl, że miał pewnie równie bezsenną noc, jak my. Dziwnym byłoby gdyby spał, podczas gdy jego córka ryzykowała życie. - Podrzucić cię? - spytał, wyciągając z kieszeni klucze do samochodu.
GoGo odłożyła naczynia do zlewu i rozciągnęła się, próbując odepchnąć od siebie zmęczenie. Moje powieki także zaczynały mi ciążyć i nawet nie potrafiłem grzecznie podziękować Daishiemu za propozycję i ruszyć piechotą, wyobrażając sobie zimno towarzyszące mi w drodze powrotnej.
- To ja jadę z wami - powiedziała sennie moja przyjaciółka, ale jej ojciec ją powstrzymał łagodnie.
- Lepiej się połóż - odparł z troską, ale po chwili na jego twarzy wystąpił chytry uśmieszek. - W takim stanie z pewnością nie wygrasz korony miss Japonii, Gogiyo.
Zarechotałem, widząc minę GoGo, która ze wszystkich sił starała się nie roześmiać, udając obrażoną. Daishi uśmiechnął się z zadowoleniem, przez co uznałem, że przy lepszych nastrojach pewnie docinają tak sobie częściej.
Nagle GoGo chyba pojęła, że przez pewien czas będę sam na sam z jej ojcem i chyba przeraziła ją ta myśl, bo spojrzała na Daishiego z ostrożnością. Pożegnaliśmy się z GoGo krótkim objęciem, po czym ruszyłem leniwym krokiem za jej ojcem w kierunku podjazdu, na którym zaparkował swój samochód. Nie muszę ukrywać, że zdawałem sobie sprawę, że pewnie samochód Wasabiego przy pojeździe należącym do jednego z najbogatszych ludzi w mieście musi wyglądać jak totalny gruchot. Mimo to odczułem lekkie skrępowanie, widząc lśniącego, czarnego mercedesa, który zamigotał światłami po otworzeniu drzwi przez przycisk przy kluczyku.
Usiadłem obok kierowcy, czując mocny zapach odświeżacza, który kojarzył mi się z połączeniem woni lasu i oleju napędowego. Daishi przekręcił kluczyk w stacyjce, zachowując się tak, jakby moja obecność wcale go nie krępowała, co nieco mnie rozluźniło.
- Yoko musi w tobie widzieć wielki potencjał - powiedział ot tak, jakby mówił o pogodzie. Spojrzałem na niego ze zdziwieniem.
- Tak pan myśli?
- Pewnie - odparł, wykręcając z podwórka. - Znam ją ze szkoły i wiem, że nie należy do łatwych ludzi. Eve zawsze wzbudzała te najgorsze odczucia, ale moją sympatię wzbudziła. Jednak muszę przyznać, że rzadko kiedy się myli, zwłaszcza do ludzi. Jest czujna niemal tak samo jak moja Gogiyo.
Wątpiłem, by Yoko była taka nieomylna, skoro wszyscy dzisiaj ponieśliśmy porażkę, pomyślałem, pochmurniejąc. Zainteresował mnie fakt, że Daishi musiał chodzić z naszą panią prezes do szkoły, ale nie chciałem go rozwijać, bo przyszło mi do szkoły coś innego.
- Chyba nie na tyle, by w porę poznać się na Ithanim. - mruknąłem niechętnie, w porę nie ugryzłszy się w język. Daishi zerknął na mnie, posmutniawszy. Miałem nadzieję, że nie odebrał tych słów opacznie. Pan Tomago jednak myślał pewną chwilę, zanim odpowiedział, jakby ten temat go sporo kosztował.
- To ja popełniłem błąd, nie GoGo. - powiedział z powagą. - Wiedziałem, że jeśli mu się sprzeciwię, to ją stracę. Była zakochana, nie myślała racjonalnie... ale mogłem to przerwać, a tego nie zrobiłem.
- Więc on... - zmarszczyłem brwi, dochodząc do pewnego wniosku. - Miał pana w garści przez GoGo, tak?
- Potworny dzieciak - warknął Daishi, patrząc przy tym na drogę. - Mam nadzieję, że będzie się smażył w piekle za to, co jej zrobił.
Westchnąłem, w pełni przyznając rację panu Tomago w tym temacie. Na myśl, ile krzywd sprawił GoGo jej były chłopak, każdy z jej bliskich miał ochotę dorwać go i rozszarpać na strzępy gołymi rękami. Przeczuwałem, że to jeszcze nie koniec, skoro Ithani zainteresował się uczestnictwem GoGo w Grand Prix. Co więcej, nie zamierzałem stać z założonymi rękami i patrzeć, jak po raz kolejny Ithani niszczy jej życie.
- Tak jak pan powiedział - potwierdziłem, pozostając w rozmyślaniu nad tematem Ithaniego. - Była zakochana.
Daishi zerknął na mnie niepewnie, ale nie odpowiedział nic, mijając znajome mi ulice. Śnieg zaścielił wszystkie chodniki, zmuszając przechodniów do omijania tych miejsc, których jeszcze nie oczyściły maszyny drogowe. Cały krajobraz miasta zmienił się w biały, smętny i zimny, jak twarze mieszkańców. Widok ten działał na moje oczy jak rosnąca pokusa snu, przygniatająca moje powieki. Modliłem się, by teraz nie zasnąć, ale miękkie, skórzane fotele dawały taką wygodę, że czułem się jak w swoim własnym łóżku.
Gdy Daishi zajechał pod kawiarnię cioci, od razu się ożywiłem na myśl o tym, że w końcu wrócę do domu po tych ciężkich dwudziestu czterech godzinach. Mercedes zwolnił, a ja zacząłem odpinać pas, przygotowując się do opuszczenia samochodu. Już miałem podziękować, gdy głos pana Tomago wyrwał mnie z tego zamiaru jak jakiegoś intruza.
- Muszę przyznać, że od początku miałem co do ciebie dobre przeczucie - powiedział kompletnie bez emocji, patrząc przed siebie. Tęskniłem za momentem, gdy miał naprawdę dobry humor wtedy, w kuchni. Spojrzałem na niego ze zdziwieniem, kładąc dłoń na klamce. Daishi obrócił się i spojrzał na mnie z roztargnieniem. - Miałem nadzieję, że pomożesz mojej córce otrząsnąć się po tym chłopaku, ale ty zrobiłeś coś więcej. Sprawiłeś, że po raz pierwszy od śmierci jej mamy widzę ją szczęśliwą.
Siła spojrzenia tego człowieka spiorunowała mnie z taką mocą, że nie potrafiłem powiedzieć ani słowa. W jego oczach nie czaiła się wrogość, ani gniew, ale coś, co widziałem w oczach Lary - szczera wdzięczność, której na pewno nie spodziewałem się u pana Tomago.
- Dziękuję za podwózkę, panie Tomago - odparłem po chwili tępego gapienia się w niego, jakbym widział go po raz pierwszy. Daishi jednak kiwnął głową, powracając do swojego wcześniejszego humoru, gdy zastał mnie w swoim domu, jakby nasza rozmowa w ogóle nie zaistniała.
- Nie ma za co - powtórzył drugi raz w ciągu tego samego dnia. - Cieszę się, że mogłem ci pomóc.
Wyszedłem z samochodu, słysząc chrzest kół po mokrym, ubitym śniegu. W mojej głowie aż szumiało od nadmiaru myśli. Czy naprawdę Daishi Tomago właśnie powiedział mi coś takiego na temat naszej przyjaźni z GoGo? Czy może po prostu byłem zbyt zmęczony, by wyłapać jakiś ukryty sens w tych słowach? Tak czy siak, podobała mi się myśl, że naprawdę mógłbym to zrobić - sprawić, by dzięki mnie GoGo znów była szczęśliwa.
Ruszyłem pewnym siebie krokiem w stronę wejścia do kawiarni, wcale nie czując kłującego mrozu przez ogarniające mnie wewnętrzne ciepło tej wizji.
- Twierdzisz, że jestem tobą aktualnie zainteresowana? - zapytała ze śmiechem. W ciągu ostatniej godziny zdołałem przerwać jej płacz dwa razy. Może miałem ukryty dar rozbawiania ludzi albo po prostu dobrze ją znałem, by wiedzieć, co może ją odwieźć od takich myśli.
- Wiemy, że tak jest - potwierdziłem z sarkazmem, ale twarz GoGo wyglądała, jakby nie wyczuła ironii w moich słowach. Na jej policzkach pojawił się pudrowy róż, a ich właścicielka spojrzała w bok nieco skrępowana. Nie chciałem jednak być taki obcesowy i pytać o jej reakcję. - Zawsze słodzisz herbatę dwiema łyżeczkami cukru, ale wolisz pić kawę. Czasem popijasz też sake, jeśli masz gorszy nastrój.
- O tym też wiesz? - zapytała ze zdziwieniem.
- Pewnie - wzruszyłem ramionami, choć nie czułem się zbyt komfortowo. Fakt, że wiem nawet takie szczegóły pewnie zmusił GoGo do zastanawiania się, dlaczego zapamiętuję to wszystko. - Lubisz porządek, ale łatwo odnajdujesz się w bałaganie. Nie jesteś osobą, która specjalnie na niego narzeka, dlatego masz przechlapane u Wasabiego, bo nigdy nie potrafi znaleźć u ciebie swoich narzędzi. Działasz szybko, instynktownie, często tylko po to, by nie mieć wyrzutów sumienia. Lubisz zwierzęta, zwłaszcza psy.
- A to niby skąd wiesz? - zaśmiała się GoGo, chwiejąc się na swoim krześle.
- Pamiętasz jak szliśmy raz koło schroniska do kina i jak przystanęliśmy, bo Honey rozmawiała przez telefon? - GoGo kiwnęła głową, marszcząc brwi. Było to dawno, chyba nawet gdy jeszcze nie czułem do GoGo nic poza przyjaźnią. - Głaskałaś wtedy przez siatkę jakiegoś psa, który szczekał na Freda. Poza tym zawsze, gdy do mnie przychodzisz, Moher nie opuszcza cię na krok, a ty zawsze się z nim witasz. Naprawdę nie wiem, skąd ten kocur wie, że może łazić ci pod nogami i nic mu nie zrobisz.
- Jeszcze jakieś fakty o mnie? - zapytała GoGo ze zniechęceniem.
- Nie masz uporządkowanych notatek wykładowych - powiedziałem, przechylając głowę. - Istnieje w nich chaos. To akurat wiem od Honey, ale też zdołałem zauważyć, bo siedzę z tobą na AP. Ale wiem też, że jesteś jedyną osobą, która sprząta u ciebie w domu i nigdy nie widziałem u ciebie ani pyłku kurzu. - GoGo roześmiała się radośnie, a był to najpiękniejszy odgłos, jaki słyszałem.
- Dobra, przyznaję, że zaczynam się obawiać - powiedziała, starając się spoważnieć. - Skończyłeś, czy mam czekać na kolejną zaskakującą informację, o której sama pewnie nie zdawałam sobie sprawy?
W sumie do głowy przychodziły mi setki faktów o GoGo. Tak naprawdę dziwiło mnie to, ile wiem, ale starałem się zachować obojętnie wobec tego faktu. Poza tym nie mieliśmy całego dnia, a oboje byliśmy już bardzo zmęczeni całonocną pracą w Agendzie.
- Często zakładasz sobie kosmyk za ucho w ten sposób - powiedziałem cicho, ilustrując to na mojej przyjaciółce. GoGo drgnęła, gdy dotknąłem jej twarzy, ale nie odepchnęła mojej dłoni, która gładziła czule jej policzek, chowając jej włosy za uchem - Ale wyglądasz wtedy zbyt łagodnie, więc zawsze poprawiasz go z powrotem.
Mimo moich słów zostawiłem nawinięty przeze mnie kosmyk za uchem przyjaciółki, odsłaniając w ten sposób pół jej twarzy. Oderwałem spokojnie rękę, przyglądając się, jak uroczo wygląda. GoGo tym razem nie poprawiła włosów z powrotem, wpatrując się we mnie z udręczeniem i szokiem - sam nie wiem, czy wywołałem to moim czułym gestem, czy tym co powiedziałem. Patrzyłem w jej brązowe oczy z upodobaniem, jak wykładowca po zakończeniu swojej mowy.
- Dalej nie powiedziałeś mi, co o mnie myślisz - zauważyła cicho. Rzeczywiście, mówiłem o niej, ale oględnie, jakbym czytał coś z książki. Miałem nadzieję, że jednak nie zwróci uwagi na to, że nie odpowiedziałem na jej pytanie. - No więc?
Przyglądałem się jej w milczeniu. Patrzyłem na zaciekawione, pełne zmęczenia oczy, ukryte za warstwą czarnych rzęs. Na jej zaróżowione od zimna policzki i wąskie wargi, na które tak często spoglądałem z pragnieniem. Na czarne włosy, obrazujące w pełni jej dynamiczny charakter, ale i fioletowe kosmyki, tak różne od reszty, jak jej zainteresowanie sztuką wobec pasji motoryzacji. Była jak odzwierciedlenie absurdu, połączenia, które u nikogo innego nie mogły mieć miejsca. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego akurat zakochałem się w niej, ale wiedziałem, że różni się od pozostałych. To poczucie było silniejsze ode mnie i czułem, że w tej sprawie się nie mylę.
- Myślę, że jesteś najbardziej niesamowitą osobą, jaką w życiu spotkałem - wyszeptałem z uśmiechem, starając się powstrzymać od chęci dopowiedzenia jeszcze dwóch ważnych słów. Czułem, że dla GoGo to i tak dość spore zaskoczenie i nie chciałem, by poczuła się przygnieciona tym, co dzisiaj ode mnie usłyszała. Sam fakt, że jej najlepszy przyjaciel znał ją tak dobrze, musiał ją odrobinę stresować. Co dopiero, gdyby dowiedziała się, że ten sam przyjaciel skrycie się w niej podkochuje.
GoGo patrzyła mi w oczy z miną, jakby szukała w nich czegoś tylko sobie znanego. Widziałem po niej, że kompletnie nie spodziewała się mojej odpowiedzi, jakbym wyprzedził jej najśmielsze oczekiwania.
- Myślałam, że był nią Tadashi - odezwała się z napięciem. Z zadowoleniem zauważyłem, że moje słowa wprawiły ją w zakłopotanie. Lubiłem być górą podczas naszych rozmów, co zdarzało się ostatnio coraz częściej, bo zyskiwałem coraz więcej pewności w towarzystwie GoGo.
- Tadashi to mój brat - odparłem rozluźnionym tonem. - Kochałem go, ale nie uważałem za osobę wartą szczególnej uwagi... - uśmiechnąłem się, przypominając sobie nasze ciągłe kłótnie i przekomarzanki. Poza tym Tadashi... był częścią mnie. Czułem, że nie powinienem go wliczać do osób, którymi mógłbym się wyjątkowo zachwycać.
- Ach tak? - spytała podejrzliwie GoGo. - Więc ja jestem warta szczególnej uwagi?
- Potrafisz być uszczypliwa - westchnąłem, wywróciwszy oczami w geście irytacji. GoGo parsknęła śmiechem, widząc, że po raz kolejny nie mam drogi ucieczki.
Gdy nastała cisza, GoGo oparła się o swój nadgarstek z rozmarzeniem.
- Szkoda, że nigdy nie miałam rodzeństwa - wyznała szczerze, mrużąc oczy jak kotka. Nasze herbaty zdążyły już wystygnąć, podczas gdy na zewnątrz zaczynało świecić nieco odważniej pomarańczowe słońce. - Nie miałam się z kim kłócić, dogryzać, za kogo bić...
- Zawsze masz mnie - zaproponowałem ze śmiechem. GoGo uśmiechnęła się delikatnie, ze zmęczeniem. Mimo to, zaprzeczyła głową, jakby nie był to dobry pomysł.
- Nie, nie potrafiłabym cię traktować jak brata - powiedziała łagodnie. Zaczynałem też powoli odczuwać zmęczenie, w końcu nie spaliśmy całą noc. W dodatku wykończyły nas te wszystkie emocje - strach, smutek, adrenalina, złość, wyrzuty sumienia... To nie była łatwa noc i spodziewałem się, że powrót do domu będzie równie nieprzyjemny.
- Niby dlaczego nie? - zapytałem przyjaciółkę.
GoGo nie odpowiedziała, ale zamiast tego tradycyjnie nawinęła kosmyk na palec i schowała go za ucho. Gdy zrozumiała, co zrobiła, zaczęła się głośno śmiać na równi ze mną, a jej pusty dom w końcu wypełniła jakaś cząstka radości. GoGo nie musiała poprawiać swoich włosów, które same wróciły na swoje miejsce. Nie uszło mojej uwadze, że teraz miała je nieco dłuższe, sięgające prawie ramion.
- Och, w końcu słyszę w tym domu śmiechy - usłyszeliśmy głos od progu, który przerwał nasz wybuch śmiechu. Daishi Tomago stał przy wejściu do kuchni, spoglądając na nas z ulgą. Pewnie nie spodziewał się, że wrócimy z zadania tak szybko. - Jak poszła misja? - zapytał, spoglądając na mnie z sympatią. - Chyba nieźle, skoro macie siłę się śmiać.
Nagle spoważnieliśmy, patrząc na siebie w przypływie porozumienia. Poczułem się głupio, że jest nam tak wesoło, podczas gdy Honey i Baymax siedzą z Robbem w szpitalu, mając nadzieję, że agent jak najszybciej wyzdrowieje. Daishi zmarszczył brwi, najwyraźniej wyczuwając nasze ponure myśli. W dłoni trzymał czarną aktówkę, którą zaraz postawił na niskim krześle przy progu kuchni.
- Potem ci opowiem - obiecała mu GoGo, przełykając głośno ślinę. Z jednej strony nie wiedzieliśmy do końca, ile jej ojciec może wiedzieć o Agendzie i pewnie zdawała sobie z tego sprawę, z drugiej jednak strony czułem ulgę, widząc nić porozumienia między członkami rodziny Tomago. Gdy poznałem Daishiego, od razu zraził mnie chłodny stosunek GoGo wobec niego. Teraz dało się zauważyć różnicę po kilku miesiącach od zawału jej taty.
Daishi podszedł do niej i pocałował ją czule w czoło, co trwało może sekundę. GoGo nie zrobiła kompletnie nic, ale też go nie odepchnęła. Zaczynałem się zastanawiać, co siedzi jej w głowie w tym momencie.
- Dobrze, że jesteście cali - odparł wprost, uśmiechając się do mnie. - Żadne ratowanie świata nie jest warte waszej krzywdy.
Skrzywiłem się, myśląc o Robbie. Ciekawe, czy myślał tak jak Daishi - chyba raczej nie, skoro postanowił zaryzykować. Jego postawa pomimo całej bohaterskiej otoczki miała w sobie coś ze ślepego oddania. Czułem, że w jego pracy chodzi o coś więcej niż wysoki zarobek i sam fakt zatrudnienia. Robb coś ukrywał, coś, co tak naprawdę sprawiało, że był prawą ręką prezes Agendy.
Spojrzałem na zegarek i dopiero zwróciłem uwagę, że dochodziła ósma. Ciocia na pewno nie spała całą noc, zastanawiając się, co się ze mną dzieje, podczas gdy ja gawędziłem sobie z GoGo w jej domu.
- O nie... - szepnąłem, zrywając się z miejsca. GoGo zmarszczyła brwi w przypływie zrozumienia.
- Tato, mamy prośbę... - zaczęła, wstając za mną z własnego krzesła. Daishi wyglądał na zaskoczonego, ale doprawdy nie wiedziałem, czy zdziwiło go to, że GoGo ma do niego prośbę, czy że wyraża to w liczbie mnogiej. W każdym razie zrobił minę, która wyglądała jak żywa kopia pewnej siebie miny jego córki. Pierwszy raz zobaczyłem między nimi tak wielkie podobieństwo.
- Cass, tak? - zapytał, krzyżując ręce w geście oczekiwania. Spojrzeliśmy po sobie z GoGo, spodziewając się raczej sceptyzmu niż domysłu co do naszego planu u przedsiębiorcy.
- Skąd ty...? - zaczęła GoGo, ale Daishi uśmiechnął się szeroko, patrząc na mnie.
- Twoja ciocia wie, że coś was zatrzymało - mówiąc to mrugnął do mnie jednym okiem. - Oczywiście nic nie wie o Agendzie, ale zawsze czuje się bardziej uspokojona niż gdyby miała się tego sama domyślać. Usprawiedliwiłem cię tuż po wyjściu GoGo.
- Wiedziałeś, że ruszamy na misję? - zapytała GoGo, wpatrując się w swojego ojca z podziwem. Daishi kiwnął obojętnie głową, luzując na szyi swój granatowy krawat.
- Coś tam czasem do mnie dociera z Akiyo... Nie żebym wiedział więcej od was. - odparł skromnie. No ładnie, pomyślałem sobie. Przedsiębiorca, ojciec i na dodatek szpieg - czego jeszcze nie wiem o Daishim Tomago?
- Co pan powiedział mojej cioci? - spytałem, stojąc przed nim zbyt szokowany, by pytać teraz o cokolwiek innego. Fakt, że byłem dłużnikiem ojca mojej przyjaciółki raczej nie za bardzo mnie cieszył, choć odczuwałem ulgę, że po powrocie do domu nie będę miał wiecznego szlabanu.
- Że zamierzacie wybrać się do Harren's Hook wieczorem i że znając moją córkę, to nie wrócicie za szybko. - GoGo spoważniała nagle, czerwieniejąc na twarzy. Harren's Hook to nazwa największego z klubów w San Fransokyo, w którym grały najlepsze zespoły w mieście. Wiem też, że raz do roku organizują tam całonocną rockową bitwę, ale prawdę mówiąc nigdy tam nie byłem. Mimo to przeczuwałem, że moja przyjaciółka dobrze znała tę nazwę. - Szepnij jej o kilku szczegółach z koncertu i myślę, że nie będzie specjalnie wypytywać.
Byłem zdziwiony, że tato GoGo potrafi być świetnym konfidentem, ale mówiąc szczerze śmieszyła mnie sytuacja, że dorosły krył moje wybryki. GoGo uśmiechała się tylko, najwyraźniej zadowolona z rozwoju sytuacji.
- Dziękuję - powiedziałem w osłupieniu. - Nawet pan nie wie, jak mi pan pomógł.
- Nie ma za co - Daishi machnął ręką obojętnie, ukrywając ziewnięcie. Dopiero teraz zobaczyłem cienie pod jego oczami i przyszło mi na myśl, że miał pewnie równie bezsenną noc, jak my. Dziwnym byłoby gdyby spał, podczas gdy jego córka ryzykowała życie. - Podrzucić cię? - spytał, wyciągając z kieszeni klucze do samochodu.
GoGo odłożyła naczynia do zlewu i rozciągnęła się, próbując odepchnąć od siebie zmęczenie. Moje powieki także zaczynały mi ciążyć i nawet nie potrafiłem grzecznie podziękować Daishiemu za propozycję i ruszyć piechotą, wyobrażając sobie zimno towarzyszące mi w drodze powrotnej.
- To ja jadę z wami - powiedziała sennie moja przyjaciółka, ale jej ojciec ją powstrzymał łagodnie.
- Lepiej się połóż - odparł z troską, ale po chwili na jego twarzy wystąpił chytry uśmieszek. - W takim stanie z pewnością nie wygrasz korony miss Japonii, Gogiyo.
Zarechotałem, widząc minę GoGo, która ze wszystkich sił starała się nie roześmiać, udając obrażoną. Daishi uśmiechnął się z zadowoleniem, przez co uznałem, że przy lepszych nastrojach pewnie docinają tak sobie częściej.
Nagle GoGo chyba pojęła, że przez pewien czas będę sam na sam z jej ojcem i chyba przeraziła ją ta myśl, bo spojrzała na Daishiego z ostrożnością. Pożegnaliśmy się z GoGo krótkim objęciem, po czym ruszyłem leniwym krokiem za jej ojcem w kierunku podjazdu, na którym zaparkował swój samochód. Nie muszę ukrywać, że zdawałem sobie sprawę, że pewnie samochód Wasabiego przy pojeździe należącym do jednego z najbogatszych ludzi w mieście musi wyglądać jak totalny gruchot. Mimo to odczułem lekkie skrępowanie, widząc lśniącego, czarnego mercedesa, który zamigotał światłami po otworzeniu drzwi przez przycisk przy kluczyku.
Usiadłem obok kierowcy, czując mocny zapach odświeżacza, który kojarzył mi się z połączeniem woni lasu i oleju napędowego. Daishi przekręcił kluczyk w stacyjce, zachowując się tak, jakby moja obecność wcale go nie krępowała, co nieco mnie rozluźniło.
- Yoko musi w tobie widzieć wielki potencjał - powiedział ot tak, jakby mówił o pogodzie. Spojrzałem na niego ze zdziwieniem.
- Tak pan myśli?
- Pewnie - odparł, wykręcając z podwórka. - Znam ją ze szkoły i wiem, że nie należy do łatwych ludzi. Eve zawsze wzbudzała te najgorsze odczucia, ale moją sympatię wzbudziła. Jednak muszę przyznać, że rzadko kiedy się myli, zwłaszcza do ludzi. Jest czujna niemal tak samo jak moja Gogiyo.
Wątpiłem, by Yoko była taka nieomylna, skoro wszyscy dzisiaj ponieśliśmy porażkę, pomyślałem, pochmurniejąc. Zainteresował mnie fakt, że Daishi musiał chodzić z naszą panią prezes do szkoły, ale nie chciałem go rozwijać, bo przyszło mi do szkoły coś innego.
- Chyba nie na tyle, by w porę poznać się na Ithanim. - mruknąłem niechętnie, w porę nie ugryzłszy się w język. Daishi zerknął na mnie, posmutniawszy. Miałem nadzieję, że nie odebrał tych słów opacznie. Pan Tomago jednak myślał pewną chwilę, zanim odpowiedział, jakby ten temat go sporo kosztował.
- To ja popełniłem błąd, nie GoGo. - powiedział z powagą. - Wiedziałem, że jeśli mu się sprzeciwię, to ją stracę. Była zakochana, nie myślała racjonalnie... ale mogłem to przerwać, a tego nie zrobiłem.
- Więc on... - zmarszczyłem brwi, dochodząc do pewnego wniosku. - Miał pana w garści przez GoGo, tak?
- Potworny dzieciak - warknął Daishi, patrząc przy tym na drogę. - Mam nadzieję, że będzie się smażył w piekle za to, co jej zrobił.
Westchnąłem, w pełni przyznając rację panu Tomago w tym temacie. Na myśl, ile krzywd sprawił GoGo jej były chłopak, każdy z jej bliskich miał ochotę dorwać go i rozszarpać na strzępy gołymi rękami. Przeczuwałem, że to jeszcze nie koniec, skoro Ithani zainteresował się uczestnictwem GoGo w Grand Prix. Co więcej, nie zamierzałem stać z założonymi rękami i patrzeć, jak po raz kolejny Ithani niszczy jej życie.
- Tak jak pan powiedział - potwierdziłem, pozostając w rozmyślaniu nad tematem Ithaniego. - Była zakochana.
Daishi zerknął na mnie niepewnie, ale nie odpowiedział nic, mijając znajome mi ulice. Śnieg zaścielił wszystkie chodniki, zmuszając przechodniów do omijania tych miejsc, których jeszcze nie oczyściły maszyny drogowe. Cały krajobraz miasta zmienił się w biały, smętny i zimny, jak twarze mieszkańców. Widok ten działał na moje oczy jak rosnąca pokusa snu, przygniatająca moje powieki. Modliłem się, by teraz nie zasnąć, ale miękkie, skórzane fotele dawały taką wygodę, że czułem się jak w swoim własnym łóżku.
Gdy Daishi zajechał pod kawiarnię cioci, od razu się ożywiłem na myśl o tym, że w końcu wrócę do domu po tych ciężkich dwudziestu czterech godzinach. Mercedes zwolnił, a ja zacząłem odpinać pas, przygotowując się do opuszczenia samochodu. Już miałem podziękować, gdy głos pana Tomago wyrwał mnie z tego zamiaru jak jakiegoś intruza.
- Muszę przyznać, że od początku miałem co do ciebie dobre przeczucie - powiedział kompletnie bez emocji, patrząc przed siebie. Tęskniłem za momentem, gdy miał naprawdę dobry humor wtedy, w kuchni. Spojrzałem na niego ze zdziwieniem, kładąc dłoń na klamce. Daishi obrócił się i spojrzał na mnie z roztargnieniem. - Miałem nadzieję, że pomożesz mojej córce otrząsnąć się po tym chłopaku, ale ty zrobiłeś coś więcej. Sprawiłeś, że po raz pierwszy od śmierci jej mamy widzę ją szczęśliwą.
Siła spojrzenia tego człowieka spiorunowała mnie z taką mocą, że nie potrafiłem powiedzieć ani słowa. W jego oczach nie czaiła się wrogość, ani gniew, ale coś, co widziałem w oczach Lary - szczera wdzięczność, której na pewno nie spodziewałem się u pana Tomago.
- Dziękuję za podwózkę, panie Tomago - odparłem po chwili tępego gapienia się w niego, jakbym widział go po raz pierwszy. Daishi jednak kiwnął głową, powracając do swojego wcześniejszego humoru, gdy zastał mnie w swoim domu, jakby nasza rozmowa w ogóle nie zaistniała.
- Nie ma za co - powtórzył drugi raz w ciągu tego samego dnia. - Cieszę się, że mogłem ci pomóc.
Wyszedłem z samochodu, słysząc chrzest kół po mokrym, ubitym śniegu. W mojej głowie aż szumiało od nadmiaru myśli. Czy naprawdę Daishi Tomago właśnie powiedział mi coś takiego na temat naszej przyjaźni z GoGo? Czy może po prostu byłem zbyt zmęczony, by wyłapać jakiś ukryty sens w tych słowach? Tak czy siak, podobała mi się myśl, że naprawdę mógłbym to zrobić - sprawić, by dzięki mnie GoGo znów była szczęśliwa.
Ruszyłem pewnym siebie krokiem w stronę wejścia do kawiarni, wcale nie czując kłującego mrozu przez ogarniające mnie wewnętrzne ciepło tej wizji.
Dobra, mordeczki ;33 mam nadzieję, że wam się podoba :)) ten weekend trochę wcześnie, ale mam dobry humor więc wstawię ;)) szkoda tylko że tak was mało :// mam wrażenie że ostatnio nikogo nie ma na tym bloggerze -.- może się polepszy po wystawieniu ocen - oby :3
~Pozdrawiam, Wasza Just
~Pozdrawiam, Wasza Just
Czy ja jestem nikim??? Przecież jestem i piszę, do trolla pana!!! Znowu, staram się, i DUPA CZARNA!!!
OdpowiedzUsuńPoza tym, Just, sake to nie jest sake! To ogólna nazwa "alkohol". Poprawnie tenże trunek nazywa się nihonshu :D
Mam za tydzień sprawdzian całoroczny z matmy, możliwe predatorowanie każdego zeszytu przez nauczycieli, zaliczenie z chemii... Może się polepszy. Z naciskiem na MOŻE.
Fajny rozdzialik, przyjemny, taka odskocznia od "rozpaczy" poprzedniego. Łi... Prochy! Czemu ten głupek nie mógł jej powiedzieć co o niej myśli tak właściwie i konkretnie???
Widzisz, jeszcze nie mam (znowu) wyrobionego o Hiro zdania. Właśnie, kiedy zrobisz relacyję z Grand Prix? To będzie coś naprawdę ciekawego...
~Piwo
P.S: Jestem wkurwiona. Znowu. Przecież ja jestem, halo, wchodzę!!! Może jestem tu zbędna? *warczy*
P.P.S: Nakłonisz moją siostrę, żeby szybciej uwinęła się z upragnionym przeze mnie wpisem? *demoniczny śmiech*
Oczywiście że widzę że tu jesteś Piwo 😃 ale ostatnio po prostu łączny wskaźnik zarówno wejść jak i komów stanowczo się zmniejszył - o to mi chodziło 😉 mam nadzieję że poogarniasz to wszystko i będziesz miała to z głowy
UsuńSpokojnie Just, zawsze jeszcze zostajemy ci my! Buehuehuehue nie wiem czy powinnaś się cieszyć czy wręcz przeciwnie ale twoje opka są zdecydowanie za dobre żeby przejść koło nich obojętnie ;). Wciągają każdego bez wyjątku także nie masz się co martwić o małą liczbę komów i wejść :D Zawsze znajdzie się kilkadziesiąt porąbanych debili którzy z pewnością będą tu zaglądać (ekhem..np.ja ekhem...)
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału
Naprawdę świetnie opisałaś tą rozmowę Go i Hiro. No po prostu miód na oczy xd. Ale dlaczego, do jasnej cholery dlaczego?! On nie może jej powiedzieć!!!!????
Już się nie mogę doczekać rozdziału z Grand Prix i jestem mega ciekawa co u Robba no i mimo całej mojej niechęci do jej osoby, to zastanawia mnie jaką rolę odegra Sam w następnych przygodach wielkiej szóstki.
Piszesz na prawdę cudnie! Oby tak dalej!
~Pass
Hahahaha dziękuję kochana 😊 na was zawsze mogę liczyć ❤ jednak do Grand Prix musicie zaczekać - przygotowania trochę potrwają, przynajmniej kilka miesięcy 😉 także trzymajcie kciuki żebym dalej miała chęć do pisania na tym blogu bo ostatnio wszystko jest chyba przeciw mnie 😩 no nic, cieszę się że jeszcze tu zaglądacie 😉
UsuńNo... To było super. :D
OdpowiedzUsuńJuż od dawna czytam twoje blogi, ale zawsze z anonima, teraz postanowiłam, że założę konto, by móc komentować twoje opowiadania. Tak jak piszę na swojej stronce, po 4 latach wyszłam z zakamarków internetu, by wreszcie stać się jego pełnoprawną częścią...
Opowiadanie jest super, co tu dużo gadać :P.
Pozdrowionka, Nieznajoma (to ta co ma bzika na punkcie serii Darów Anioła :D)
Właśnie widzę profilowe xdd jejku, bardzo fajnie że mogę poznać kolejnego członka blogosfery ^^ mam nadzieję że jeszcze się usłyszymy i dziękuję bardzo :3
UsuńPs: Wybacz ale Just jest ślepa jak kret i nie widziała wcześniej twojego koma :/ mam nadzieję że mi wybaczysz xdd
Usuńwow napisałaś coś wspaniałego mam nadzieje że relacje Gogo Hiro dalej będą szły w dobrym kierunku :)
OdpowiedzUsuńps: POzdro JestEś najlepsza ;)
UsuńZobaczymy toudi ;) i wielkie dzięki :D
UsuńJustie, żeby Cię uspokoić to powiem, że nadrobię wszystkie komentarze (TAK WSZYSTKIE) po "dead line" czyli 10 czerwca. Na razie całe moje życie to matma i walczę aby przejść do 3 klasy. Pomijając fakt że wszyscy nauczyciele nagle zorientowali się o naszym "braku" ocen z odpowiedzi ustnych, kartkówek itp
OdpowiedzUsuńNa dodatek jutro mają mi przyjść 3 tomy "Więźnia Labiryntu" i muszę walczyć z pokusą aby się za nie nie zabrać :D
Także spokojnie, myślę że wszyscy wrócą we wakacje.
Tobie też życzę abyś wszystko zaliczyła i dużo, dużo weny! <3
xoxo
Raczej u mnie z ocenami spoko, nawet egzaminami się nie przejmuję 😉 mam nadzieję że ty będziesz miała równie spokojne zakończenie roku ^^
Usuń