3/27/2016

W poszukiwaniu prawdy

   Patrzyłem na tykający w oddali zegar, modląc się, żeby w końcu ostatni wykład tego roku się skończył. Siedziałem wraz z Wasabim przy wysokim biurku a na podeście, który znajdował się jakieś kilkanaście rzędów przed nami stał wykładowca. Notowałem coś leniwie w notesie, zastanawiając się, czy pan Hoppkins zawsze miał taką wadę wymowy. Spojrzałem na swoje ubogie notatki i uznałem, że dalsze zapiski są bezsensowne. Miałem dobrego nauczyciela rozszerzonej matematyki w liceum, dlatego większość z twierdzeń podawanych przez wykładowcę już znałem.
   Zerknąłem przez ramię Wasabiemu i zdziwiłem się, jakim cudem zapełnił już połowę swojego notatnika po jednym, krótkim wykładzie, podczas gdy ja miałem zaledwie kilka zdań. Wasabi zauważył moją zaskoczoną minę i uśmiechnął się.
- Lepiej zapamiętuję, gdy coś sobie zapiszę. - wyjaśnił. Wzruszyłem ramionami i wróciłem do swoich nudnych rozmyślań, zastanawiając się, co by było, gdybym nie wyłapywał informacji ze słuchu. Cóż, pewnie musiałbym pracować nadgarstkiem nad moim potarganym zeszytem, jak Wasabi, z tym że jego zeszyt przy moim wyglądał, jakby był użyty po raz pierwszy.
   Mimowolnie mój wzrok powędrował dalej, ku ławce po mojej lewej stronie, nieco bliżej podestu wykładowcy, gdzie siedziały GoGo i Honey. Uśmiechnąłem się, widząc wyraźne znużenie siedzącej na krawędzi GoGo. Miała na sobie czarną bluzę znanego zespołu pop-rockowego z Kyoto i gładkie legginsy ze srebrnymi wstawkami na kieszeniach. Opierała głowę na lewym nadgarstku, tak że jej fioletowe kosmyki zasłaniały jej oczy, wpatrzone w kartkę przed nią. Znałem ten ruch ręki i raczej wątpiłem w to, że robi notatki w tak schludny sposób jak Wasabi. Prawdopodobnie rysowała.
   Przyglądałem się jej jakiś czas, niemal zapominając o tym, że cały czas siedzę na wykładzie. Rzadko kiedy miałem okazję na to, by ją podziwiać, więc wykorzystywałem każdą nadarzającą się chwilę. Patrzyłem z roztargnieniem na jej różowe wargi zaciśnięte w wąską linię, gładkie policzki, sprytne dłonie radzące sobie z najbardziej drobiazgowymi przekładkami w jej ręcznie projektowanych silnikach, proste ramiona nachylone nad biurkiem, smukła talia... Jejku, czasem naprawdę odczuwałem ulgę, że GoGo nie słyszała moich myśli. Mogłaby się nieco zdziwić, gdyby dowiedziała się, w jaki sposób zdarza mi się o niej myśleć.
   Zastanawiałem się, czy dalej jest tak podłamana, jak wczoraj, gdy spotkałem ją w Agendzie i postanowiłem ją o to spytać po zakończeniu zajęć. Jednak tamta kłótnia musiała być dla niej naprawdę trudna, skoro była wczoraj tak smutna.
   Jej ręka poruszała się szybko po białej kartce papieru, kreśląc linie. Przypomniałem sobie o szybkich szkicach znalezionych u niej w domu, które pewnie nakreśliła na innych wykładach, nudząc się tak jak dzisiaj. Fakt, że na części widniała moja podobizna skłaniał mnie ku zastanowieniu, czy teraz GoGo nie szkicuje właśnie mnie. Już miałem odrzucić ten absurdalny pomysł, gdy oczy przyjaciółki zwróciły się w moim kierunku i znieruchomiały, gdy nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Na pewno nie spodziewała się, że na nią patrzę, bo zareagowała mieszaniną zagubienia i wstydu. Więc jednak moje przypuszczenia co do jej szkiców nie były takie bezpodstawne...
   GoGo uśmiechnęła się lekko, a jej policzki zaróżowiły się, jakby je przypudrowała. Odwzajemniłem uśmiech automatycznie, jakby moje ciało było pozbawione panowania, co zresztą działo się za każdym razem, gdy w pobliżu była GoGo. Ciekawe, czy kiedykolwiek jeszcze będę potrafił przy niej zapanować nad sobą - nie chciałbym zrobić czegoś, czego bym żałował.
   Moja przyjaciółka obróciła się w końcu z chytrym uśmiechem w stronę wykładowcy, jednak jej wzrok nie spoczął na nauczycielu. Odrzuciła na bok swój ołówek, jakby zrezygnowała z prób szkicu.
   Zdałem sobie sprawę, że wciąż się w nią wpatruję jak ostatni kretyn, gdy poczułem łokieć Wasabiego w moim boku. Złapałem się w tym miejscu, czując jak zgięcie kości przyjaciela pozostawia nieprzyjemne uczucie na moim ciele.
- Auu - syknąłem, zerkając ze zdziwieniem na Wasabiego. Wasabi wskazał wzrokiem na GoGo i uśmiechnął się do mnie z pewnością.
- Hiro, skup się lepiej na nauce - mruknął, najwyraźniej rozbawiony moim zachowaniem.
    Wymruczałem coś w odpowiedzi, skupiając się znów na moim prawie pustym notatniku i próbując zakryć moje zażenowanie przed kumplem, który hamował chichot. Żałowałem, że nie mogę zrobić czegoś, co by go obruszyło, tylko po to by go zirytować tak, jak on mnie teraz.


  Sala wykładowa niemal opustoszała, gdy wyszedłem wreszcie przez próg na korytarz. Choć od pierwszego roku i tak sporo urosłem, to większość studentów ku mojemu rozdrażnieniu dalej była wyższa ode mnie - przykładowo Honey i Wasabi. Szedłem wraz z tłumem, zastanawiając się nad przyszłymi świętami. Cóż, prawdopodobnie mama Naomi wyjdzie już wtedy ze szpitala, więc spędzę je z ciocią, albo skorzystam z propozycji Honey i dołączę do reszty. Wizja spędzenia świąt z GoGo i resztą moich przyjaciół była jak dotąd najlepszą ze wszystkich, jakie zdołałem sobie wyobrazić.
   Mimo to nie chciałem też zostawiać na ten czas cioci Cass i Baymaxa - nawet jeśli nasza trzyosobowa kolacja niemiłosiernie przypominałaby mi o tym, jak z Tadashim rozśmieszaliśmy się przy wspólnym posiłku i jak ubieraliśmy razem choinkę.
- Hej - przywitałem się, podchodząc w końcu do GoGo i Honey, które zdołałem wyłapać wśród tłumu studentów. Stały z boku korytarza, przy oknie i przyglądały się wychodzącym. Wasabi szedł za mną z rękami w kieszeniach, oglądając się dokoła z zaciekawieniem.
- Cześć, Hiro - odpowiedziała z uśmiechem Honey. - Jak minął wam wykład?
- Co tam wykład - GoGo machnęła ręką, wyraźnie zadowolona. - Czaicie, że mamy pełne dwa tygodnie wolnego?
- Mówisz, jakbyś ostatni czas spędziła przed książkami - zauważył Wasabi. No tak, Isla Menor nieco popsuła ciąg naszej edukacji. GoGo skrzyżowała ręce i wpatrzyła się w niego w geście wyzwania.
- Mówisz, jakby wcale nie cieszyło cię spędzenie pełnych dwóch tygodni ze swoją nową dziewczyną - odszczeknęła, a oczy moje i Honey zwróciły się na niego w oczekiwaniu na rozwinięcie. Wasabi podrapał się po głowie i uśmiechnął, jakby wcale nie chciał zaprzeczać słowom GoGo.
- Was, ty masz dziewczynę? - ucieszyła się Honey.
- I nic nam nie mówisz? - dodałem, krzyżując ręce podobnie do GoGo. - Nieładnie, stary.
- Nie ma na razie o czym - przyznał Wasabi, rzucając GoGo nieco rozeźlone spojrzenie. - Carry to tylko.. przyjaciółka.
- Którą swoją drogą mógłbyś nam przedstawić - nie ustępowała GoGo, wpatrując się w swoje wypielęgnowane paznokcie. - no chyba, że masz coś przeciwko...
   Nastała cisza, gdy czekaliśmy na odpowiedź Wasabiego. Wykładowca wyszedł z sali w oddali korytarza i zamknął drzwi, po czym odszedł, zostawiając całe gromady studentów pogrążone w rozmowie. Wasabi roześmiał się i spojrzał na nas po kolei.
- Jeju, prawie już zapomniałem, jacy jesteście uparci - skomentował, ale nadal nie odpowiedział na propozycję GoGo, która nie wyglądała, jakby miała się poddać.
- Może zaproś ją jako osobę towarzyszącą na wesele do Abigail - zaproponowała Honey lekkim głosem, jakby jej propozycja nie zobowiązywała biednego Wasabiego w taki sposób, jak sugestia GoGo.
- W sumie już o tym myślałem - wyznał Wasabi, spoglądając na mnie, jakby oczekiwał ode mnie pomocy w starciu z dwiema przyjaciółkami. Nic z tego - ja też byłem ciekawy dziewczyny mojego kumpla.
- Jaka ona jest? - dopytywała się Honey z ekscytacją, która chyba nigdy w niej nie gasła. GoGo opierała się o parapet i spoglądała z zainteresowaniem to na Honey, to na Wasabiego, podsłuchując ich dialogu. Nie mogłem uwierzyć, jaka była sprytna. Wystarczy, że zaczęła temat, a potem czekała, wychwytując informacje, podczas gdy Honey przejęła pałeczkę złego gliny nad przyjacielem.
- Cóż, jest... - zaczął Wasabi, po którym widać było zmęczenie od tych ciągłych pytań. - Miła, mądra...
- Ładna? - spytała GoGo ze znużeniem, zgadując w lot nasze myśli. Wasabi zaśmiał się, a jego policzki stały się nagle czerwone, co zdarzało się u niego naprawdę rzadko.
- Bardzo - odparł Wasabi skromnie. GoGo i Honey spojrzały po sobie z wymalowanymi uśmiechami na twarzy, więc postanowiłem wkroczyć w obronie, widząc, że najwyraźniej wygrywają tę bitwę z miażdżącą przewagą.
- Chodźmy już na tą herbatę - westchnąłem, machając do Wasabiego. Zawsze po wykładach szliśmy się ogrzać i zjeść coś ciepłego do Lucky Cat i tym razem raczej nie chcieliśmy robić wyjątku. Fred zazwyczaj już tam na nas czekał, gawędząc sobie wesoło z moją ciocią tuż przy ladzie. - Kobiety - mruknąłem, przechodząc obok Wasabiego, który wybuchnął śmiechem, widząc jak wywracam znacząco oczami.
   Słońce wreszcie wyszło zza chmur, ale na krótko, bo zdążyliśmy przejść przez długi trawnik prowadzący aż do głównej ulicy, gdy znów schowało się za szarością. A dzień zapowiadał się tak pięknie. Honey szła przede mną z Wasabim, gadając o chemii, a ja szedłem z tyłu z GoGo, jako że byliśmy niezbyt w temacie cząsteczek i atomów.
- Czyli, że... - zacząłem, spoglądając nieśmiało na GoGo. - Gwiazdkę spędzasz u Honey?
   Wasabi już jasno określił, że nie da rady wyrwać się na święta, bo jedzie do rodziny do Depeche-San i nie wraca aż do sylwestra, na którego prawdopodobnie wybiera się z ową Carry. Fred od razu zapewnił, że znajdzie czas, więc zostaliśmy tylko ja i Go - z tym, że GoGo chyba już zdecydowała, skoro sama podsunęła ten pomysł Honey.
- Chciałabym - dodała, cicho wzdychając. - Wolałabym to niż kolejne użalanie się mojego ojca nad tym, jak to bardzo przypominam mu moją matkę.
   Spojrzałem na nią z dystansem, ale nie zauważyłem po niej żadnych nieprzyjemnych uczuć, jedynie chłodną obojętność, którą opanowała niemal do perfekcji. Jej długie rzęsy poruszały się szybko, jakby chciały odepchnąć dręczące ją myśli.
- Była aż tak dobra w tym, co robiła? - spytałem. GoGo powiedziała mi, że była malarką, co w jej domu niemal graniczyło z czcią, więc byłem ciekawy, czy gdybym znalazł się przez przypadek w muzeum sztuki współczesnej, to czy natrafiłbym na malarkę o nazwisku Tomago. GoGo spojrzała mi w oczy, w których czaił się cień dumy.
- Najlepsza - oznajmiła bez ogródek. - Jej obrazy wiszą w muzeach w całej Japonii, część jest w Nowym Jorku i w Sydney. Mój ojciec kilka wykupił, ale... chyba zrezygnował, widząc że ich wartość wzrosła po jej śmierci.
   Czułem, że nigdy nie zrozumiem sztuki. Dlaczego wartość dzieł wzrastała, gdy artyście coś się działo? Przecież to nie określało ich wykonania, jedynie stratę, jaką dla świata sztuki musiała wyrządzić jego śmierć. GoGo schowała ręce do kieszeni i patrzyła ponuro w chodnik, podczas gdy Honey i Wasabi zaśmiali się przed nami z jakiegoś żartu.
- Zaprosisz Sam na wesele do Abigail? - spytała mnie GoGo bezbarwnym głosem, wciąż wpatrując się w drogę.
- Nie wiem - odparłem, chociaż ani razu nie przeszło mi to przez myśl. W sumie, gdyby nie zaproszono GoGo, to pewnie spytałbym najpierw ją... - Nie myślałem nad tym. A ty z kimś idziesz?
   GoGo spojrzała w niebo, a na jej ustach zagościł kpiący uśmiech.
- Chyba nie miałabym kogo, szczerze mówiąc - odparła z uśmiechem. - Moi znajomi raczej... nie nadają się na tego typu imprezy. Z wyjątkiem was, ale my idziemy wszyscy razem - powiedziała, wzruszając ramionami. Pomyślałem o tym, czy zaprosić GoGo, ale szybko odrzuciłem ten pomysł. Nie, to naprawdę był bardzo zły pomysł.
- Twoi przyjaciele od wyścigów? - zapytałem, a GoGo przystanęła nagle, patrząc na mnie podejrzliwie.
- Taak - odpowiedziała z wahaniem. - Z tym, że teraz chyba nie będą brali udziału. Obiecali pomóc mi przy... takim jednym moim pomyśle.
   I tak oto GoGo Tomago wymigała się od przyznania prawdy, że wciąż bierze udział w wyścigach, pomyślałem z nutą irytacji, ale skupiłem się jednak na jej obronie, która mnie zaintrygowała.
- Jakim pomyśle? - zapytałem, chyba bojąc się odpowiedzi. GoGo zawinęła kosmyk włosów za ucho, który trwał w tym miejscu, dopóki sobie o nim nie przypomniała i nie ułożyła włosów z powrotem w swój gładki nieład.
- Chcę wziąć udział w Grand Prix - powiedziała bez ogródek, a Honey i Wasabi, słysząc to, przystanęli i obrócili się do nas z wyrazami zaskoczenia wymalowanymi na ich tak różnych twarzach.
- Grand Prix? - zapytał Wasabi z szokiem. - Zmiażdżą cię tam, GoGo...
- Dzięki, że we mnie wierzysz, Was - odpowiedziała, marszcząc brwi. - Chyba mnie jednak nie doceniasz.
   Wiedziałem, że mówi prawdę. Wystarczyło widzieć ją raz za kierownicą, wtedy, gdy ścigał nas Callaghan, by wiedzieć, że GoGo nie była osobą, której trudno przychodziła szybka jazda. Choć pierwszym moim odczuciem w stosunku do udziału GoGo w Grand Prix była troska i strach, że naprawdę będzie tego żałowała, to mimo to czułem, że chcę ją wesprzeć i że właśnie tego potrzebuje teraz moja przyjaciółka.
- GoGo, ty chyba nie wiesz, na co się targasz - powiedziała łagodnie Honey, a w jej oczach widziałem zaniepokojenie.
- A ja myślę, że to dobry pomysł - zacząłem, a oczy wszystkich skierowały się na mnie z szokiem. GoGo była chyba najbardziej zaskoczona, ale wyraźnie ucieszyła się moją reakcją. - Na pewno dałabyś sobie radę.
- Hiro, oszalałeś? - syknął Wasabi, ale GoGo wyglądała, jakby wcale go nie słuchała. Musiała być w niezłym szoku, bo nie odrywała ode mnie swoich ciemnych oczu.
- Ej, no weźcie - próbowałem ich przekonać. - Nie sądzicie, że GoGo też przyda się nieco rozrywki? Jednak Instytut to trochę za mało, żeby się rozwijać.
   Wiedziałem, co mówię. Zaraz po świętach ruszały kolejne walki botów, a ja postanowiłem, że wbrew temu, co obiecałem Tadashiemu, wezmę w nich udział. Głównie dlatego, by udowodnić GoGo, że jeśli sobie coś obiecujemy, to powinniśmy to dotrzymywać, ale także chciałem sprawdzić swoje możliwości po tych dwóch latach, gdy brałem w nich udział po raz ostatni. Nie zamierzałem jednak wystawiać Baymaxa - nie byłbym tak głupi. Robot stworzony do opieki medycznej to nie najlepsza opcja na tego typu walkach, ale zamierzałem wykorzystać niektóre pomysły mojego brata i te, które sam zastosowałem, przy Baymaxie jak odpowiednie ruchy i funkcje. Z tym, że nieco ostrzejsze.
- Naprawdę tak myślisz? - spytała GoGo z powątpieniem, jakby nie dowierzała, że mógłbym się z nią w czymkolwiek zgadzać. Wzruszyłem lekko ramionami.
- Jeśli chcesz, to mogę ci pomóc, ale będziesz musiała mnie w to wszystko wprowadzić, bo moja wiedza na temat motoryzacji jest... trochę nikła. - GoGo zaśmiała się, a ja widziałem po niej, że chyba naprawdę ucieszyły ją moje słowa. Akurat Grand Prix żyła cała Japonia i wiedziałem, że powinny odbywać się pod koniec lata, a to oznaczało, że GoGo zostało mało czasu, żeby się przygotować. Chyba, że planowała to już od dawna.
- Świry - mruknął Wasabi, idąc dalej ścieżką, podczas gdy Honey wpatrywała się w naszą dwójkę z przerażeniem. Wiedziałem, że z czasem może zmieni zdanie, ale jak na razie pewnie będzie próbowała wszelkich sił, by przekonywać GoGo do zmiany decyzji. Znała ją jednak dość dobrze, żeby wiedzieć, że jej próby będą bezsensowne, skoro nasza przyjaciółka już zdecydowała.
   Honey westchnęła ciężko i ruszyła za Wasabim, próbując go dogonić, a ja i GoGo spojrzeliśmy po sobie. Chłodny, zimowy wiatr zawiał od strony Instytutu i uderzył nas, owiewając nasze sylwetki mroźnym oddechem.
- Serio? - spytała mnie, owijając się ciaśniej swoją ciepłą kurtką. Wasabi i Honey zdążyli już dojść do głównej bramy. - A gdzie się podziało: " Nie próbuj, GoGo, bo to nie dla ciebie"?
   Zaśmiałem się lekko i spojrzałem przed siebie, starając się zmusić swoje ciało do dalszego spaceru, ale w sumie nie chciałem tego robić, wiedząc, że jeśli dogonię Honey i Wasabiego, to nie będę z GoGo sam na sam.
- Hmmm, jest opcja, że albo zrozumiałem, że to nic nie da, więc przestałem próbować, albo przestało mi na tobie zależeć i nic mnie nie obchodzi, co planujesz. Jak słabo brzmiała ta druga opcja? - zapytałem, robiąc poważną minę. GoGo przez chwilę się wstrzymywała, ale wkrótce wybuchła głośnym śmiechem.
- Tak słabo, że nawet w nią nie uwierzyłam. - przyznała, po czym przytuliła mnie mocno, jakby chciała mnie okryć przed chłodem. W sumie trochę jej to wyszło, bo czułem jak ciepło rozchodzi się po mojej skórze, gdy stałem z nią w objęciu. - Dziękuję, Hiro. Wiem, że na tobie mogę zawsze polegać.
   Przylgnąłem do niej, napawając się tą bliskością, kiedy usłyszałem zirytowany głos Wasabiego. Puściliśmy się z GoGo wolno i spojrzeliśmy oboje w stronę bramy, przy której stali nasi przyjaciele.
- Sory, że przeszkadzam, ale może się ruszycie, zanim zamarzniemy z Honey? - zapytał Wasabi, pocierając swoje ramiona, żeby dać upust swojego zniecierpliwienia. Wywróciłem oczami, a GoGo pokręciła głową z miną, jakby nie do końca przejęła się tym, że Wasabi mógłby zamarznąć. Cóż, szkoda biedaka.
- Przypomnij mi, żebym mu w końcu oddała te kontrolery - mruknęła do mnie, ruszając w stronę Wasabiego. - Będzie się tak na mnie wściekał dopóki nie znajdą się w jego szufladzie.
- Więc to chodzi o kontrolery? - spytałem, śmiejąc się. Wiedziałem, że GoGo często podwędza Wasabiemu sprzęt, ale nie wiedziałem, że aż tak go to drażni. Głównie zdążył już się przyzwyczaić.
- No i taka mała rada od twojej dziewczyny - dopowiedziała, tamując śmiech. Dopiero po chwili zrozumiałem, że chodzi o ostatnie pytanie Naomi. - Lepiej go nie drażnij do końca tygodnia.
- Od mojej dziewczyny? - zaśmiałem się, a GoGo mi zawtórowała. - Ach, no tak, zapomniałem, że Naomi nadal myśli, ze jesteśmy parą. Nie zdążyłaś jej tego wyjaśnić.
   GoGo jednak wzruszyła ramionami z obojętnością. Wiatr znów zawiał, tym razem łagodniej, posyłając jej grzywkę prosto na przyciągające uwagę ciemnobrązowe oczy.
- I chyba nie zamierzam próbować ponownie - powiedziała, uśmiechając się do mnie łagodnie.



   Szedłem wolnym krokiem przez park Riverrun, gdy zimne podmuchy wiatru owiewały moje zmarznięte ciało. Choć niedawno zaczęła się zima, to dzisiejsza pogoda i tak była jedną z lepszych tego miesiąca. Nie potrafiłem zrozumieć, jakim cudem nastała tak sroga zima w kraju, w którym zazwyczaj ledwie się pojawiała. Tylko czekać aż spadnie śnieg...
- Ten spacer, to chyba nie był najlepszy pomysł - powiedziała Sam, otulając się swoim grubym płaszczem. Jej blond kosmyki fruwały wokół twarzy niczym przestraszone żółte kanarki.
- Nie jest tak źle - skłamałem, nie chcąc jej zrobić przykrości. W końcu to był jej pomysł. - Spacer jak najbardziej nam się przyda po całodziennym siedzeniu w Agendzie.
   Sam spojrzała na mnie i uśmiechnęła się ciepło.
- Kto siedział, ten siedział - odparła i rozciągnęła się w miejscu, starając się doprowadzić mięśnie pleców do rozluźnienia.
- Yoko chyba daje wam sporo pracy, co? - zagadnąłem ją, obejmując przy tym ramieniem. Nie wiem właściwie, dlaczego to zrobiłem, bo na pewno nie dlatego, że dziewczynie było najwyraźniej zimno. Kąciki ust Sam uniosły się w rozbawionym uśmiechu, gdy jej ramię powędrowało na moje plecy.
- Odkąd awansowałam, to w sumie ani na krok nie wstaję od biurka. - przyznała, a jej mina nagle ukazała pełnię jej zmęczenia. Pewnie domyślała się, że awans oznaczał więcej pracy, ale była na tyle ambitna, że nie wyglądała, jakby się tym specjalnie przejęła.
- Zmieniłaś się - wyszeptałem, patrząc na nią z lekkim zdumieniem. Ta Sam, którą znałem przed Isla Menor była nieśmiała, ale ciekawa życia, niczym odkrywca ruszający na swoją pierwszą wyprawę. Teraz nie tylko wyglądała dojrzalej, ale i była dużo dojrzalsza. Miała w sobie coś elektryzującego, co sprawiało, że ludzie zaczynali bardziej wierzyć w swoje marzenia, patrząc teraz na panią v-ce prezes Agendy, która miała całe szesnaście lat.
   Sam spojrzała mi w oczy, ale nie zarumieniła się tym razem, tylko patrzyła na mnie z naciskiem, jakby chciała przekonać się, czy wytrzymam jej spojrzenie. Poczułem falę wyrzutów sumienia, gdy w moje myśli wkradła się GoGo. Co robiłem tutaj, z Sam? Dlaczego nie było mnie przy niej? Nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi na oba te pytania. Chciałem być teraz tutaj, z Sam i nie było żadnego usprawiedliwienia dla moich decyzji, nawet jeśli popełniałem błąd.
   Dziewczyna przechyliła lekko głowę i przyjrzała mi się z uśmiechem, mrużąc oczy.
- Ja się zmieniłam? Bo wydaje mi się, że jest na odwrót - odpowiedziała, z tym samym chytrym uśmieszkiem. Nie wiedzieć, czemu, jej mina od razu znów boleśnie przypomniała mi o GoGo. Pocieszała mnie myśl, że i tak nie miałem najmniejszych szans u mojej przyjaciółki i że nie byliśmy parą, więc w teorii moje relacje z Sam nie powinny jej w ogóle dotyczyć.
- Masz na myśli mnie? - spytałem ze zdziwieniem, bo nie zauważyłem w sobie istotnej zmiany. GoGo też tak mówiła, odezwał się irytujący głosik w mojej głowie, zanim wyciszyłem go na dobre.
- Tak - Sam skinęła głową z pewnością, patrząc mi w oczy. - Po Isla Menor. Nie zauważyłeś?
- Poczekaj - przystanąłem na chwilę, chcąc wybadać nieco więcej. Opinia, że się zmieniłem to trochę mało, chciałem znać więcej szczegółów. - Niby w czym się zmieniłem?
  Sam uśmiechnęła się ponownie jednym z tych swoich uśmiechów, z którym bez problemów mogłaby trafić na okładki czasopism. Przez chwilę stała bez słowa, myśląc nad odpowiedzią.
- Stałeś się bardziej poważny i odpowiedzialny, ale nie za bardzo - mówiąc to, szturchnęła mnie porozumiewawczo w ramię. - Poza tym... - znów się zawahała, zastanawiając się. - Poza tym sprawiasz wrażenie, jakbyś wiedział, czego chcesz od życia.
   Ta odpowiedź, mówiąc szczerze, nieco mnie zagięła. Byłem pewnych dwóch rzeczy - tego, że w przyszłości chcę pomagać innym dzięki mojemu genialnemu umysłowi i kontynuować dzieło mojego brata, oraz tego, że chcę uszczęśliwiać moich bliskich. To, jak chcę to robić, nadal pozostawało jednak zagadką. Zmarszczyłem brwi, myśląc nad słowami Sam, gdy wiatr znów zawiał, biegnąc naszą ścieżką w stronę osiedli. Nie było co się dłużej oszukiwać - to naprawdę nie była dobra pogoda na spacer.
- Wiesz, w tej chwili chcę jednego - odparłem, przekrzykując wiatr, gdy Sam schowała twarz w kapturze, stając tyłem do gnającego przez park wiatru. - Gorącej czekolady w jakimś ciepłym lokalu.
   Sam roześmiała się szczerze i zerknęła na mnie zza kaptura, spod którego spływały jej złote loki.
- To dobry plan - uznała i oboje skierowaliśmy się szybkim krokiem do centrum miasta.
   San Fransokyo wyglądało koszmarnie, jakby zima pozbawiła je tego tajemniczego, japońskiego klimatu, który wprawiał w zachwyt turystów. Ulice opanowała smutna szarość, która jeszcze bardziej wprawiała mieszkańców w podłe humory, o ile nie zrobiła tego paskudna pogoda. Przeszliśmy dwie przecznice i zatrzymaliśmy się przy drzwiach kawiarni Hansa Micassa, który był dobrym znajomym mojej cioci. Otworzyłem drzwi przed Sam i wślizgnąłem się zaraz po niej do ciepłego pomieszczenia, czując jak moim ciałem wstrząsa dreszcz od zmiany temperatury. Sam również się wzdrygnęła i zdjęła z siebie płaszcz, siadając w miejscu jak najdalej od drzwi, z których wydobywał się ten sam chłodny powiew, z którym walczyliśmy ponad godzinę.
   Usiadłem naprzeciw niej i powiesiłem swoją zimową kurtkę na oparciu krzesła. Zaraz pojawiła się obok nas młoda kelnerka, która przyjęła od nas zamówienie i odeszła szybkim krokiem, by obsłużyć resztę tak samo zmarzniętych klientów. Gdy zniknęła, nachyliłem się do Sam, kierując swoje spojrzenie na ladę tuż przy barze.
- Ej, to nie Ithani? - zapytałem z nutą złości w głosie. Chociaż o tej porze w kawiarni znajdowało się dużo różnych klientów, to jednak pewna znajoma postać przyciągnęła moją uwagę. Wygląd i sylwetka pasowały, choć mogłem widzieć tylko jego plecy. Osoba rozmawiała przy ladzie z jakimś wysokim, barczystym mężczyzną, który popijał jakiś trunek, podany mu przez barmana. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, czy powinienem spróbować podsłuchać ich rozmowę.
   Sam otworzyła szeroko oczy i spojrzała na mnie z zaalarmowaniem.
- Hiro, nawet nie próbuj - warknęła, ale w jej głosie nie było wystarczająco mocy, by te słowa mogły do mnie dotrzeć. Mimowolnie nasunęło mi się porównanie jej i GoGo - ta druga na pewno postawiłaby na swoim, nieważne, czy ściągnęłaby na siebie uwagę swojego byłego chłopaka.
- Ithani Evans w takim miejscu jak to? - spytałem sucho. Sam wyglądała, jakby wychodziła z siebie, szukając argumentów, by mnie powstrzymać. Czułem, że coś tu nie pasuje. Trafiliśmy na pierwszą lepszą kawiarnię, ale i tak zdziwił mnie motłoch, przez który ledwie przecisnęliśmy się, wchodząc. W Lucky Cat nigdy nie było tylu klientów, a wiadomo, że jeżeli w pewnych miejscach przebywa dużo ludzi, to łatwo wtedy zostać niezauważonym.
   Wstałem od stołu, a Sam automatycznie zrobiła to samo. W kącie kawiarni na błyszczącej plazmie sześciu mężczyzn oglądało mecz koszykówki, popijając piwo. Może mi się wydawać, ale chyba znaleźliśmy się w kawiarni, nie w jakimś barze - no, chyba że Hans Micasso lubił gościć u siebie podejrzanych typów i częstować ich alkoholem. Druga sprawa, że było już koło dziewiątej wieczorem, więc nazwa kawiarni mogła być tu tylko przykrywką.
- Hiro, błagam - Sam ścisnęła mnie za rękę, patrząc na mnie wymownie swoimi ciemnymi jak noc oczami. - Nie rób nic głupiego.
- To nie jest głupie - odparłem, odpychając delikatnie jej troskliwą dłoń. Nie chciałem jej urazić, ale czułem wypełniająca mnie ciekawość, która nie potrafiła ustąpić rozsądkowi. W końcu Ithani mógł się tu spotkać nawet ze znajomym, a ja mógłbym podejrzewać go o nie wiadomo co...
   Sam rzuciła mi tylko pełne paniki spojrzenie, ale nie ruszyła się z miejsca, podczas gdy ja obszedłem zgrabnie nasz stolik i przeszedłem wolnym krokiem obok lad, starając się obracać głowę, gdy znajdowałem się blisko siedzących na wysokich stołkach klientów. Zbliżałem się coraz bardziej do Ithaniego, a im bliżej byłem, tym bardziej odzywała się bardziej brutalna część mnie. Miałem ochotę zrzucić go z tego taboretu i obsypać pięściami, ale wiedziałem, że prędzej czy później doszłoby to do uszu Yoko, a mnie dostałoby się po głowie.
- ...Yoko nic nie wie, nie domyśla się - usłyszałem najbardziej znienawidzony głos, jaki kiedykolwiek zdołałem usłyszeć. Obróciłem się tyłem i obszedłem ich dokoła, udając, że rozglądam się za kelnerką. - Teraz jej grafik jest nieco napięty, dlatego łatwo pomija błahe sprawy.
- Błahe? - zaśmiał się jego rozmówca. - Tak nazywasz swoją konkurencję? - głos miał naprawdę nieprzyjemny, jakby chciał odchrząknąć i warknąć zarazem.
- Konkurencję? - zaśmiał się Ithani, patrząc na barmankę z dziwną miną. - Nie nazwałbym tak słodkiej Tomago.
   Czułem, jak cierpną mi dłonie, zaciskające się wolno w pięści. Więc chodziło o GoGo, nie o mnie...
- Gdyby była tak słodka, jak mówisz, to nie wpakowałaby twoją paczkę w kłopoty - warknął jego towarzysz. - Nieźle was wtedy urządziła... Sprzedała was glinom?
- Nie sprzedała - Ithani wzruszył obojętnie ramionami. - Nie powiedziała nic, wypuścili ją następnego dnia, gdy przyjechał po nią ojciec.
- I co na to stary Tomago? - zarechotał barczysty mężczyzna.
   O czym oni do cholery mówią? - zastanawiałem się, czując coraz większe przerażenie i grozę. Czyżby GoGo dalej spotykała się z Ithanim? Czy chodziło o coś sprzed lat? Powoli ogarniał mnie ból bezsilności i niewiedzy, coś bardzo dobrze znanego dla osoby oszukiwanej. Dlaczego GoGo nic mi o tym nie powiedziała? Tyle pytań, a ja wciąż siedziałem w tej obskurnej kawiarence i podsłuchiwałem byłego mojej przyjaciółki.
- Bronił jej, to proste - Ithani wyglądał na mocno znudzonego tą dyskusją. Na szczęście nie obrócił się do tyłu, inaczej zdziwiłby się, że stoję tuż za nim. Wiedziałem, że Sam w tym czasie pewnie odchodzi od zmysłów. - Było do przewidzenia, że GoGo się wywinie. Gorzej z resztą.
- Henry był bardzo wkurzony? - spytał mężczyzna.
- Bardzo? Gdyby nie ja, z mojej dziewczyny zostałaby mokra plama. - Ithani nieco się obruszył, bynajmniej nie z troski o los GoGo. - Musiałem coś zrobić.
- A co z kasą?
- Niech ją diabli wezmą, Gregor - warknął Ithani, po czym wziął swój kufel i napił się łapczywie.
   Czułem, że nic z tego nie rozumiem. GoGo znalazła się prawdopodobnie w areszcie... ale za co? Czy to dlatego ostatnio pokłóciła się z ojcem? Okłamała mnie, że chodziło o obrazy? Coraz więcej elementów składało się w całość.
   Ithani tymczasem położył coś na blacie i podsunął w kierunku towarzysza, który wpatrywał się w niego z ponurą miną. Koperta.
   Zanim zdołałem zobaczyć coś więcej, ktoś mocno ścisnął mnie za rękaw i pociągnął w stronę drzwi wyjściowych. Obróciłem się i zauważyłem Sam, która wciskała mi do rąk kurtkę. Otworzyłem szeroko oczy, widząc jak bardzo jest spanikowana.
- Chodź stąd - nagliła, pchając mnie w kierunku drzwi. Obróciłem się jeszcze raz w stronę lady, ale koperty już tam nie było, a Ithani i jego towarzysz, zapewne o imieniu Gregor znów rozmawiali normalnie. Być może nawet zerknęliby w moim kierunku, gdyby kibice siedzący w kącie kawiarni nie krzyknęli z radością na widok rzutu za trzech punktów gospodarzy.
- Sam... - zacząłem, ale już stałem na progu kawiarni z ogłupiałą miną. Po głowie chodziły mi setki różnych możliwości, dzięki którym mógłbym lepiej zrozumieć treść rozmowy obu mężczyzn. Wiedziałem, że chodziło im o GoGo i że Ithani najwyraźniej nie dał sobie z nią spokoju. Czułem, że szybko muszę wymyślić, co jest grane, inaczej oszaleję, czekając, aż plan Evansa się powiedzie, jakikolwiek by nie był.
- Hiro, nigdy nie rób podobnych rzeczy - Sam patrzyła na mnie tak twardym spojrzeniem, że aż zadrżałem od siły jego przekazu. Opatuliła się ciepło płaszczem, ale i tak zadrżała i wątpiłem, że przyczyną był chłód zimy. - Nie chcesz zadzierać z Ithanim, naprawdę... Yoko może i zapewnia wam ochronę, ale nie od siebie nawzajem. Wiesz w jakiej stawiasz sytuacji siebie, Yoko i GoGo?
   Nagle mnie olśniło. Spojrzałem na Sam, jakbym zobaczył ją po raz pierwszy w życiu i położyłem dłonie na jej ramiona w geście rozpaczy. Moje myśli szalały w obłąkańczym tempie, czułem, że jeśli nie skoncentruję się na faktach, to całkiem stracę rozum.
- Sam, ty... ty masz dostęp do naszych danych! Powiedz mi, o co chodziło Ithaniemu? W co wpakowała się GoGo? - dziewczyna spojrzała na mnie, jakbym uderzył ją w twarz i skrzywiła się, a ja dopiero później zrozumiałem, że chodziło jej o moją przyjaciółkę.
- GoGo... Nic jej nie jest, to przeszłość, Hiro. - mówiła w obronie, przerażona faktem, że zasypuję ją pytaniami. Jej ciemne oczy mówiły jasno - przegiąłem.
   Puściłem ją i spróbowałem się rozluźnić, ale cały czas drżały mi ręce. Myśl, że GoGo mogło coś grozić, wyniszczała mnie od środka niczym żrący kwas, którego nie potrafiłem od siebie odepchnąć. Staliśmy na pustym chodniku. Gdzieniegdzie przechodzili co prawda przechodnie, ale byli skryci w czerni nocy i rzadko kiedy wyjmowali głowy z kapturów. Czas jakby stanął w miejscu. Byłem tylko ja i Sam. I moje myśli, które zabierały mi dech w piersiach.
- Hiro... - zaczęła Sam troskliwym tonem, ujmując moje drżące ręce. Spojrzałem jej w oczy, oczekując, że znajdę w nich coś więcej, jakiś ślad, który wskaże mi kierunek, w którym mógłbym pójść, by dowiedzieć się prawdy. GoGo miałaby mieć coś wspólnego z łamaniem prawa? W mojej głowie pojawiła się nieco kojąca myśl, że być może złapano ją na wyścigach razem z resztą uczestników, w końcu mi też się to raz przydarzyło. Fragment z pieniędzmi też by się zgadzał - w końcu w takich miejscach często dochodziło do zakładów. Coś jednak budziło moje wątpliwości - skoro złapano ich wszystkich jednocześnie, to dlaczego winili GoGo? W co jeszcze się wpakowała, że kumple Ithaniego chcieli zrobić jej krzywdę? Wyglądało to na układankę, w której brakuje tylko jednego elementu - relacji samej Go.
   Gdy nie zareagowałem, Sam ujęła moją twarz w obie dłonie i zmusiła mnie bym spojrzał jej w oczy.
- To o czym mówił Ithani to przeszłość, słyszysz mnie? GoGo nic nie grozi.
   Te słowa brzmiały pusto w jej ustach, ale i tak czułem, że zalewa mnie spokojna fala ulgi, która powoli przygotowywała się na odpływ.
- Jesteś tego pewna? - spytałem tak słabym głosem, że przez chwilę myślałem, że powiedział to ktoś inny. Oczy Sam zalśniły od łez, gdy kiwnęła głową. Dopiero teraz pojąłem, jak bardzo ją skrzywdziłem. Potraktowałem ją jak źródło informacji, chciałem ją wykorzystać, by pomóc GoGo. Ach, Hiro, warknąłem do siebie w myślach, gdzie się nie obrócisz, tam ranisz innych.
   Sam puściła mnie delikatnie i zerknęła w bok, starając się zamaskować malująca się na jej twarzy melancholię. Adrenalina i panika, które czułem przed chwilą, zniknęły, pozostawiając za sobą smutne oczy Sam i wyrzuty sumienia. Żałowałem, że nie mógłbym porozmawiać z Tadashim o całej tej sytuacji, zapytać go, co by zrobił na moim miejscu. Jednej rzeczy byłem jednak pewien - natychmiast kazałby mi przeprosić Sam, bez względu na to, czy potrafiłem jeszcze coś zrobić czy nie.
   Ująłem delikatnie policzek Sam i spojrzałem jej w oczy. Naprawdę nie chciałem jej skrzywdzić, myślałem, starając się skupić swoje myśli tylko na moich wyrzutach sumienia. Jasne włosy dziewczyny łaskotały jej twarz, powiewając na wietrze. W jednej chwili zapomniałem o mojej trosce o GoGo, a zastąpiło ją nowe, nieznane mi dotąd uczucie. Miałem dość ciągłych kłamstw GoGo, jej obecności w moim życiu i braku możliwości odwzajemnienia tej życzliwości. GoGo nigdy nie chciała być wobec mnie szczera - Sam była inna. Popełniła błąd, gdy nie powiedziała nam o jej pracy na Isla Menor i współpracy z Ithanim, ale od razu starała się go naprawić, nie zakrywała go kolejnymi kłamstwami. Po raz pierwszy poczułem, że miałem wybór - mogłem wybrać Sam, a moje życie nie musiałoby być przewrócone do góry nogami, jak zawsze, gdy wplątywała się w nie GoGo.
- Przepraszam cię, Sam - wyszeptałem, skupiając się na jej szczerych, łagodnych oczach.
   Przez moment myślałem, że Sam odepchnie mnie i odejdzie, płacząc, ale jej oblicze znów stało się obojętne, jakby skrywała swoje prawdziwe uczucia za maską. Zabolało mnie to, że wolała schować przede mną swoje myśli, byleby tylko mnie uszczęśliwić. Nie chciałem tego. Wolałem przyjąć nawet jej najgorszą reakcję, byleby tylko wiedzieć, czy między nami wciąż jest wszystko okej.
- Nieważne - odpowiedziała tonem Sam-vce prezes Agendy. Przez moment jej oczy wędrowały w dół mojej twarzy - Zapomnijmy o tym.


Wesołych świąt! :D Mam nadzieję, że czekaliście na nexta i nie zapomnieliście o mnie, bo ja o was na pewno nie zapomniałam ;)) Czekam na komy :)

3/19/2016

Sztalugi

   Pogoda w San Fransokyo zmieniała się co chwilę - najpierw śnieg, potem deszcz, tworząc jedną wielką mokrą plamę z tego miasta. Wiatr co chwilę targał moje i tak skołtunione włosy, których już nawet nie próbowałam przeczesywać dłonią. Naciągnęłam tylko kaptur na głowę i brnęłam dalej w tę ulewę. Aż pożałowałam, że odmówiłam pani Cass podwózki - przynajmniej nie musiałabym teraz moknąć.
   Wszystko przez to, co powiedziała Naomi. Poczułam się nieco głupio w domu Hiro - rzeczywiście byliśmy tylko przyjaciółmi. Czy wyglądaliśmy jak para? Na samą myśl miałam ochotę stanowczo zaprzeczyć, ale tak naprawdę zrobiłabym to dla siebie. To ja chciałam stanowczo zaprzeczyć, że nic między nami nie ma, nawet jeśli coś zaszło. Coraz częściej łapałam się na tym, że myślałam o Hiro - ot, takie proste myśli typu: co robi?, czy myśli o mnie?. Kurczę, znowu to robiłam. Może powinnam znowu zerwać z nim kontakt na jakiś czas, zastanawiałam się, gdy wiatr nagle zmienił kierunek i zimne krople deszczu padały mi na twarz.
   Dobrze wiesz, że nie potrafisz, odpowiedział złośliwy głos w mojej głowie. Ostatnio byłam jak pasożyt - bez Hiro nie funkcjonowałam normalnie. Czułam, że go wykorzystuję, że fakt, że cały czas jest przy mnie to moja wina. To ja zmuszam go do mojego towarzystwa, tłumacząc się przyjaźnią. 
   Skręciłam w lewo w bramę mojego domu i zatrzasnęłam ją, słysząc cichy stukot, oznaczający zatrzaśnięcie. Nienawidziłam tego domu. Z całą stanowczością wolałam już Instytut lub Agendę niż siedzenie w tych czterech ścianach. To nie był dom, nieważne, jak miło mój ojciec go nazywał. Bez mojej matki nic już nie mogło się tak nazywać.
- Jestem! - wykrzyknęłam, zatrzaskując za sobą drzwi. Zawsze dawałam znać o sobie, choć rzadko kiedy ktoś mi odpowiadał. Najczęściej mój ojciec był w tym czasie na ważnym spotkaniu albo ślęczał nad dokumentami swoich licznych firm. Nie obchodziło mnie to, choć szczerze mówiąc wolałabym, by więcej czasu spędzał jednak w domu.
   Zrzuciłam przemoczoną kurtkę i rzuciłam ją niedbale na wieszak. I tak pewnie jutro posprzątam w przedpokoju, gdy nie będę miała nic innego do roboty, poza nadrabianiem materiału z wykładów, na których mnie nie było. Znowu naszły mnie myśli o Hiro i o tym, że chciałabym go jutro odwiedzić i z nim pogadać. Co ze mną było nie tak? Jakoś nie za bardzo tęskniłam za towarzystwem Honey, choć była moją najlepszą przyjaciółką, więc dlaczego tęskniłam za Hiro? To wszystko robiło się zbyt dziwne, by w to włazić, a ja wolałam to ominąć, jak zawsze, gdy ktoś podrzucał mi pod nogi kłody. Cała ja, GoGo Tomago.
- Jestem na górze - usłyszałam głos taty, którego w ogóle się nie spodziewałam. Jeśli odpowiadał, to robił to od razu, a skoro odpowiedziała mi cisza, uznałam, że go nie ma. Cóż, najwyraźniej taki stary przedsiębiorca jak on, potrafi jeszcze zaskoczyć.
   Zrzuciłam buty i pobiegłam na boso po schodach. Coś mnie zastanawiało. Gdyby mnie wołał ze swojej sypialni, głosy usłyszałabym z innego kierunku. Jeśli tak, to mógł być tylko...
- Co ty robisz w moim pokoju? - zapytałam go ze złością. Wiedział, że to moje sacrum i że nie jestem zadowolona, gdy ktoś je narusza. Mimo to mój ojciec siedział na moim łóżku jakby nigdy nic i przyglądał się stojącym naprzeciw niego sztalugom.
- Wróciłaś do malowania? - to zabrzmiało bardziej jak zdanie, niż pytanie, ale i tak je zadał. Poczułam jeszcze większą złość. Co go to właściwie interesuje? Maluję już od kilku miesięcy, a on dopiero to zauważył?
- Nic ci do tego - mruknęłam, wieszając na szafie mokrą bluzę. - Możesz mnie zostawić?
- Nie malowałaś odkąd się przeprowadziliśmy - powiedział, w ogóle nie słuchając tego, co mówię. Głos miał posępny, jakby był o wiele starszy niż te jego czterdzieści siedem lat. Tak naprawdę nigdy nie porzuciłam malowania, ale dopiero ostatnio za sprawą Hiro zaczęłam to robić znacznie częściej.
   Zatrzymałam się tyłem do niego z bluzą w ręku. Poczułam łzy napływające do moich oczu, ale zacisnęłam mocno zęby, starając się je zahamować. W tym domu rzadko mówiliśmy o mamie, a ojciec domyślał się, że mój związek ze sztuką był jej sprawką. Tak naprawdę, gdyby nie ja, w salonie nie stałoby nawet jej zdjęcie. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego mój ojciec chce zatrzeć wszelkie ślady tego, że kiedyś miałam dwójkę rodziców i nie byłam sierotą.
- To Kyoto, prawda? - zapytał bezbarwnym głosem, którego zazwyczaj używał w swoich zawodowych naradach, a nie w roli troskliwego rodzica. Po tak męczącym dniu jak ten, wolałam od razu wskoczyć do miękkiego łóżka i popijać gorącą herbatę przy wtórze moich ulubionych utworów w słuchawkach, zamiast słuchać jego głosu i czuć się obco we własnym pokoju. Nic mu do tego, co malowałam. Nawet, jeśli była to panorama Kyoto.
- Możesz wyjść? - spytałam po raz drugi, ale znów nie drgnął. Ta cecha akurat nas łączyła - byliśmy niewiarygodnie uparci.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - to pytanie zabrzmiało w jego ustach bardzo smutno. O mały włos złapałabym się na wyrzutach sumienia.
- Bo nie pytałeś - odwarknęłam, poirytowana jego obecnością.
   Mój ojciec wstał i westchnął. Obróciłam się przodem do niego i zauważyłam, że przygląda mi się z tym samym ciężarem, co zwykle. Cokolwiek by robił, nigdy nie wiedziałby o mnie wszystkiego i ja nigdy nie włączyłabym go do swojego świata. Dobrze o tym wiedział, a i tak próbował. Zazdrościłam Hiro jego przyjaźni z własną ciocią - mieli tak dobry kontakt, że nie raz słyszałam od niego, że w trudnych chwilach może jej wyznać, co mu leży na sercu. Pewnie czuje się podle, ukrywając przed ciocią prawdę o Agendzie.
- GoGo, wiesz, że chcę to zmienić. - powiedział do mnie ojciec, podchodząc bliżej. - Daj mi szansę.
- Gdybyś nie zajrzał do mojego pokoju nawet nie wiedziałbyś, że wróciłam do malarstwa - warknęłam, czując jak czara goryczy się przelewa i jak łzy spływają mi po policzkach. To już nie było istotne. - Nie wiesz, co robię, z kim się spotykam, ani czym się interesuję. Gdyby nie to, że wspierasz Agendę nawet nie wiedziałbyś, że byłam na Isla Menor. I ty mi mówisz, że chcesz to zmienić?
   Mój ojciec nie zrobił nic. Stał i patrzył, jak po moich policzkach ciekły spokojnie łzy, które pojawiły się zresztą z jego udziałem. Westchnął tylko jak zawsze, po czym ruszył się z miejsca i wyszedł, wreszcie spełniając moją prośbę. Gdy tylko zniknął, łzy całkiem przysłoniły mi widok panoramy Kyoto, na którą teraz patrzyłam. Jednocześnie nienawidziłam i kochałam to miejsce. Zabrało mi wszystko, co posiadałam, a potem przyszła kolej na San Fransokyo. Tu znów dostałam obietnicę troski i miłości i znów ktoś mi ją odebrał. Tak bardzo przyzwyczaiłam się już do straty, że nie miałam siły, by z tym walczyć. Czułam, że jeśli stracę Hiro, rozsypię się zupełnie.
   Położyłam się w łóżku w moich ciuchach i przycisnęłam głowę do poduszki. Głowę zalała mi fala wspomnień, uśmiech mamy, ciepło jej spojrzenia, nasze długie wieczorne rozmowy. Zawsze przy mnie była. Teraz pozostały mi po niej nagie sztalugi i chęć zmiany, która narastała we mnie z każdym rokiem.




   Agenda zawsze zdawała mi się zbyt tłoczna jak na tajne miejsce. Zastanawiało mnie, czy klienci hotelu Akiyo nie bywali zaciekawieni ubytkiem kilku pięter w przyciskach windy. Mimo to zawsze czekałam, aż zostanę sama i dopiero wbijałam znaną mi kombinację cyfr, którą pokazała nam Yoko.
- Cześć, GoGo - usłyszałam, gdy wkroczyłam do tej samej windy. Podniosłam głowę i dopiero zauważyłam moją przyjaciółkę, opartą o wielkie lustro z poręczą po lewej stronie windy. - Jejku, co się stało? Wyglądasz jak sto nieszczęść.
   Westchnęłam. Trochę się namęczyłam rano, by zatuszować cienie pod oczami i ślady łez, ale najwyraźniej bez skutku. Honey potrafiła rozgryźć wszystko, jeśli naprawdę jej na tym zależało.
- Ojciec - mruknęłam tylko, opierając się o lustro plecami. Honey wcisnęła przyciski i objęła mnie ramieniem, próbując wesprzeć.
- Pokłóciłaś się z nim? - spytała, najwyraźniej niezbyt zaskoczona. Wysłuchiwała moich narzekań od dobrych kilku lat i dobrze wiedziała, czego się spodziewać.
- Można tak to ująć - mruknęłam, czując jednocześnie ulgę, że Honey jest przy mnie. Gdyby nie ona, z pewnością załamałabym się po rozstaniu z Ithanim. Honey i Tadashi byli przy mnie, gdy całkiem się rozsypałam. Zaczęłam studia i nagle przestałam chodzić na wykłady - a wszystko przez Ithaniego. Tadashi pomógł mi zdać rok, a Honey tchnęła we mnie resztki nadziei, których ja już nie posiadałam.
- Chcesz o tym porozmawiać? - zagadnęła mnie, starając się sprawić, żebym się uśmiechnęła. - Znam świetną knajpę niedaleko, jak oddamy Yoko dokumenty, to możemy tam zajść.
   Ach, tak. Protokoły i takie tam. Dopiero teraz przypomniałam sobie o żółtej teczce, z którą weszłam śmiało do Agendy. Yoko poprosiła nas, żebyśmy jak najdokładniej opisali jeszcze raz całą misję, tym razem pisemnie, a ona doda to do naszych zeznań z rozprawy i uzupełni resztę dokumentów sama. Nie wiedziałam, że Agenda tak dba o część księgową, ale wątpiłam, że dane trzymają tutaj. Pewnie mają jakiś specjalny rządowy schron czy coś w tym rodzaju, gdzie chowają podobne dokumenty.
- W sumie czemu nie - odparłam, chcąc zabrzmieć entuzjastycznie, ale dość kiepsko mi to wyszło. Dawno nie byłam tak rozgoryczona.
   Winda się otworzyła i nagle mój podły nastrój się pogorszył. Na końcu korytarza zauważyłam Hiro rozmawiającego z tą śliską Sam. Na jej widok całe moje opanowanie zniknęło.
- O proszę, miss San Fransokyo - syknęłam do Honey, dobrze wiedząc, że ta dwójka mnie nie usłyszy.
   Honey zmarszczyła brwi, ale nie odpowiedziała. Przez dłuższy czas próbowała mnie przekonać, że Hiro jest we mnie zakochany, w co oczywiście nie uwierzyłam. Widziałam, jak patrzył na Sam i to mi wystarczyło, żeby zanegować jej słowa.
   Sam zaśmiała się z jakiegoś żartu Hiro, niby przypadkiem muskając jego rękę. Miałam ochotę wydrapać jej oczy, gdy widziałam, jak okręca go sobie wokół palca, ale czułam się bezradna. Cały czas ilekroć wspomniałam o tej tępej blondynce mówił, że wcale jej nie znam i żebym przestała się o nią wściekać. Może i byłam zazdrosna, ale tak się składa, że wokół Ithaniego nie raz kręciły się takie dziewczyny, więc dobrze wiedziałam, czego można się po nich spodziewać.
- Najwyraźniej nie dał sobie z nią spokoju - skomentowała tylko ponuro Honey. Wiedziałam, że nie żywi do Sam żadnej urazy i stara się być dla niej miła, ale ją też zastanawia zachowanie dziewczyny.
- Chodź, nie chcę na to patrzeć - zwróciłam się ponuro do przyjaciółki. Wczorajsza kłótnia z ojcem wystarczająco popsuła mi nastrój. Nie chciałam, żeby niejednoznaczne zachowanie Sam w stosunku do Hiro jeszcze bardziej go zepsuło.
   Przeszłyśmy przez korytarz i zostawiłyśmy dokumenty na biurku Yoko, która, według słów jej nowej pomocnicy, wybyła na jakieś ważne spotkanie.
- Yoko dość często wyjeżdża, nie uważasz? - zagadnęła mnie Honey, poprawiając okulary na swoim nosie.
- Może - wzruszyłam ramionami. Tak naprawdę wcale nie obchodziły mnie wyjazdy pani prezes. No, chyba że zabrałaby swoją słodką Sam ze sobą.
- Myślałam nad świętami - powiedziała z uśmiechem Honey, chcąc tchnąć we mnie resztki entuzjazmu. - Moi rodzice wyjeżdżają do Paryża, więc spędzę je sama.
   W jej głosie wyczułam nutę smutku. Honey była bardzo rodzinną osobą i pewnie nie uśmiechała się na myśl o samotnej Gwiazdce.
- Mogę ci potowarzyszyć, jeśli chcesz - powiedziałam bez entuzjazmu choć w głębi duszy uśmiechałam się na myśl o świętach bez ojca.
- Dzięki, właśnie miałam to zaproponować - zaśmiała się Honey, trącając mnie lekko w ramię. - Myślałam o tym, żebyśmy spędzili te święta tak inaczej - całą szóstką, no wiesz...
- Nie zapraszasz Robba? - zagadnęłam ją, a Honey uśmiechnęła się lekko.
- Cóż, może to dobry pomysł... - odpowiedziała wolno z cieniem zainteresowania. - W takim razie całą siódemką... Ale co ja mu powiem?
   Nieco śmieszyło mnie zainteresowanie Honey pracownikiem Agendy, ale tak naprawdę cieszyłam się na myśl o tym, że w końcu ogarnęła się po śmierci Tadashiego. Wiem, że bardzo go kochała, dlatego jego strata tak bardzo ją zabolała. Pamiętam, że często się spotykali i że Tadashi często o niej wspominał, uśmiechając się przy tym w łobuzerski sposób.
   Westchnęłam teatralnie, ale chętnie przejęłam temat.
- Cześć, Robb. Chciałbyś spędzić ze mną ten specjalny czas, jakim są święta? - mówiąc to zamrugałam czarująco, irytując tym moją blondwłosą przyjaciółkę.
- Przestań, mówię poważnie. - wywróciła przy tym znacząco swoimi jasnozielonymi oczami.
- No i ja też. - broniłam się. - Co w tym trudnego?
- Ach, to że to trochę niestosowne zaproszenie, nie uważasz? Święta spędza się z bliskimi, z rodziną...
   Ja zazwyczaj siedziałam na święta u babci pijąc tradycyjną sake i otwierając prezenty. Mój ojciec wybywał z pracy tylko na Gwiazdkę, a w następne dni świątecznego wypoczynku znów powracał do obowiązków.
- A ty spędzisz je sama - dokończyłam za nią bezceremonialnie. - No idź do niego, co ci szkodzi?
   Honey skrzywiła się nieznacznie, po czym westchnęła i ruszyła w drugą stronę korytarza do biura należącego do jej przyjaciela. Słyszałam, że po Isla Menor spotkali się kilka razy i Robb okazał się ciekawym rozmówcą, niestety Honey nie powiedziała mi nic więcej.
- Zaczekasz na mnie? - zapytała Honey, obracając się do mnie z niepewnym uśmiechem.
- Pewnie - odparłam, czując się zwycięsko. - Nie przepuściłabym okazji, żeby cię o niego wypytać.
   Zostałam sama w korytarzu, więc postanowiłam poczekać na nią w naszym apartamencie, zamiast sterczeć tu i podsłuchiwać rozmowy telefonicznej pracowników.
   Weszłam do luksusowego mieszkania i zastałam pustkę. No tak, Fred i Wasabi pewnie wybyli jak co sobotę do kina, a Hiro błąkał się gdzieś z Sam. Świetnie, na samą myśl o tej żmii robiło mi się niedobrze.
   Stanęłam przed dużym oknem, za którym rozciągał się widok na San Fransokyo. Ulice w tej części miasta nigdy nie świeciły pustkami- zawsze znajdowali się kierowcy, którzy potrzebowali tędy przejechać. Kolory przeróżnych witryn sklepowych i małych knajp sprawiały, że pobliskie przecznice nie wyglądały tak ponuro, jak powinny o tej porze roku. Nienawidziłam zimy - dużo bym dała by zastąpić ją słoneczną i spokojną wiosną, ale jak na razie nic się na to nie zapowiadało.
   Pomyślałam zaraz o ojcu i o tym, że o tej porze siedzi pewnie w swoim gabinecie w Rotton Square. Czy myślał o naszej wczorajszej kłótni? Czy żałował, że przeszukiwał mój pokój? Stanęłam bokiem do szyby i położyłam na niej głowę, czując rozpływające się po moim ciele zimno szkła.
- Cześć, Go - usłyszałam głos, który bardzo chciałam w tej chwili usłyszeć. Obróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego Hiro, wchodzącego do apartamentu. Na widok mojej miny od razu spoważniał. - Coś się stało?
- Nie - skłamałam. Nie chciałam go teraz zarzucać moimi problemami. - Honey planuje nas zaprosić na święta, bo jej rodzice wyjeżdżają i zastanawiam się, co jej kupić.
- Nas? W sensie naszą szóstkę? - spytał mnie z lekkim uśmiechem. Jego błyszczące, ciemne oczy wpatrywały się we mnie ze skupieniem.
- Tak, prawdopodobnie Robb też przyjdzie - oznajmiłam, zadowolona że to kupił. Hiro kiwnął głową i przybliżył się do mnie wolno.
- To miło z jej strony - odparł, wpatrzony w podłogę z zamyśleniem. Nagle jego oczy spoczęły z powrotem na mnie. - A teraz mów, o co chodzi.
   Westchnęłam i obróciłam głowę, czując się jak kompletna idiotka. Mogłam się spodziewać, że tu wejdzie i jakoś zamaskować mój podły nastrój. Robiłam to od lat, więc dlaczego teraz miałam z tym takie trudności?
- Pokłóciłam się z ojcem. On... Przeszukiwał wczoraj mój pokój i znalazł sztalugi. - nie chciałam wspominać mu, że zostawiłam na nich akurat panoramę Kyoto. Hiro nie wiedział o tym, że coś ciągnęło mnie do tego miasta i ja nie chciałam go o tym powiadamiać. Przynajmniej na razie.
   Hiro spojrzał na mnie spokojnym spojrzeniem. Zawsze ujmowało mnie, że był taki czuły. Dbał o mnie jak brat, którego nigdy nie miałam. Zupełnie jak Tadashi. Z tym, że jego brat był dla mnie tylko przyjacielem, a relacji z Hiro przestawałam być pewna.
- Nie powiedziałaś mu, że malujesz? - spytał mnie delikatnie, a ja westchnęłam ciężko, przypominając sobie, że o niczym nie wie.
- Moja mama była malarką - odpowiedziałam, zamykając przy tym oczy, jakby mnie tu kompletnie nie było. - Mój ojciec chce zamazać o mojej matce wszelkie wspomnienia, więc powinnam się domyślić, że nie będzie tym faktem zadowolony. Chce o mnie więcej wiedzieć, to wszystko - wzruszyłam przy tym ramionami, dając mu do zrozumienia, że nic więcej ode mnie nie wyciągnie. I tak wiedział więcej niż Honey.
   Hiro patrzył na mnie jakiś czas w ciszy, aż w końcu westchnął i objął mnie mocno, chcąc dodać mi otuchy. Wczepiłam się w niego, jakbym nie widziała go od dłuższego czasu, choć obejmowałam go jeszcze wczoraj. Tym bardziej zastanawiało mnie to, że tak bardzo pragnę jego bliskości, choć zazwyczaj winą obarczałam moją tęsknotę za postacią mężczyzny w moim życiu.
- Nie przejmuj się tym - powiedział ciepło kilka centymetrów od mojego ucha. - Na pewno nie chciał cię skrzywdzić.
   Nie chciał, ale to zrobił, pomyślałam złośliwie. Jak zawsze. Zalepienie tylu lat jego braku obecności kilkoma chwilami zainteresowania było niemożliwe.
- Co u Naomi? - zapytałam go, wycierając szybko łzę z mojego prawego oka. Na szczęście niczego nie zauważył.
   Puścił mnie i patrzył mi teraz w oczy, jakby lekko zdziwiło go to pytanie.
- Rozmawiałem z jej mamą - powiedział niezbyt wesoło. - Zgodziła się, żeby Naomi została u nas, dopóki nie wyjdzie ze szpitala.
- Więc skąd u ciebie taka mina? - zapytałam, myśląc o tym, że role się nagle obróciły - teraz to ja chciałam wybadać z twarzy Hiro więcej szczegółów.
   Westchnął i podrapał się po swoich bujnych czarnych włosach, co miał w zwyczaju, gdy szukał jakiegoś rozwiązania.
- Przypuszczam, że gdy Lara wyjdzie ze szpitala, to ona i Naomi nie będą miały się gdzie podziać. - wyznał, nie kryjąc zainteresowania tą sytuacją, choć ktoś z zewnątrz mógłby powiedzieć, że zrobił już dość. Właśnie tą cechę w nim uwielbiałam - był bardzo empatyczny, nawet gdy miał własne problemy. Szkoda, że ja nie potrafiłam taka być.
- A ty nie zostawisz ich na lodzie, mam rację? - zagadnęłam. Hiro uśmiechnął się do mnie słabo, jakbym dokładnie znała jego myśli.
- Myślałem o całej tej sytuacji i... Wiesz, i tak nie mam w co na razie inwestować tych pieniędzy z Agendy, więc... - otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Rozumiałam, że chciał pomagać, ale nie sądziłam, że aż tak mu na tym zależy.
- Ta mama Naomi - Lara, tak? - Myślę, że raczej się na to nie zgodzi - powiedziałam szczerze, wyobrażając sobie, co bym czuła w takiej sytuacji.
- Wiem - Hiro skinął głową z zamyśleniem w jego mądrych oczach. Na pewno zdawał sobie z tego sprawę. - Ale to tylko w razie, gdyby nie miały się, gdzie podziać. Rozmawiałem z dzielnicowym i większość mieszkańców miała wykupione ubezpieczenie, więc jeśli Lara ma zapewnione środki to nie wyskoczę z tą propozycją. Tylko...
- Tylko co? - zagadnęłam go. Hiro skrzywił się lekko zauważalnie i potarł po przedramieniu bluzy.
- Znam te okolice i nie są zbyt... zagrażające życiu. Wyjątkiem był ten ostatni wypadek, ale... gdyby ciocia nie zakupiła kawiarni, to też nie ubezpieczałaby budynku, więc...
- Po prostu wątpisz, że Lara wykupiła to ubezpieczenie, tak czy nie? - spytałam zniecierpliwiona. W tej całej sprawie było zbyt wiele "ale". Widziałam, że Hiro wie, co robić, ale brak mu motywacji. Pewnie czuł się głupio proponując pomoc osobie, która nie miała zbyt większego wyboru.
   Hiro spojrzał mi w oczy i kiwnął głową z poważną miną. Cóż, jeśli się temu dobrze przyjrzeć, to Naomi i Lara były niemal sąsiadkami Hiro, dlatego nic dziwnego, że chłopak znał dobrze swoje okolice.
   Westchnęłam i złapałam go za dłonie, chcąc dodać mu wsparcia.
- Hiro, przecież nie chcesz ich w żaden sposób urazić - przekonywałam go. Dobrze wiedziałam, że w życiu trzeba robić kroki, nie można stać, a on właśnie się zatrzymał. - To... piękne, co robisz i myślę, że nawet najgorszy człowiek byłby ci wdzięczny. Pamiętasz Isla Menor? Przecież dla tych więźniów stałeś się niemal przyjacielem, ludzie doceniają to, co robisz. Ja to doceniam.
   Nie wiem, po co dodałam to ostatnie, ale kiedy to zrobiłam, pożałowałam, że nie ugryzłam się w język. Hiro spojrzał mi głęboko w oczy i uśmiechnął się lekko, splatając swoje dłonie z moimi. Czułam, jak po skórze rozchodzi mi się ciepło od jego spojrzenia.
- Dzięki, Go - wyszeptał tylko. Za każdym razem, gdy tak do mnie mówił miałam ochotę rzucić mu się na szyję i rozpłakać. Wiedziałam, że nie zdaje sobie z tego sprawy, ale w ten sposób mówiła do mnie tylko moja mama. Mimo to nie chciałam, żeby przestał tak się do mnie zwracać, to było całkiem przyjemne.
- No, podobno miałaś na mnie czekać, GoGo - usłyszałam naglący głos Honey z progu. Nawet nie słyszałam, kiedy weszła. Oboje z Hiro puściliśmy swoje ręce w naturalny sposób nieco zażenowani obecnością Honey, choć domyślałam się, że i tak to widziała.
- Jak pogawędka z Robbem? - zagadnęłam ją zamiast tego, krzyżując ręce w pewny siebie sposób. Hiro posłał mi rozbawione spojrzenie, które natychmiast zakrył przed Honey, idącą do nas swoim krokiem modelki.
- Niestety, powiedział, że Yoko wysyła go wtedy do Tokyo - Honey nie wyglądała jednak na tak załamaną.
- Ale? - dopytywałam się, unosząc brew.
- Ale powiedział też, że mi to wynagrodzi - odparła, wzruszając przy tym ramionami, jakby nie do końca wiedziała, co to może znaczyć.
- Fred będzie załamany - parsknął Hiro, a ja ledwie powstrzymałam wybuch śmiechu. Freddie startował do naszej Honey już od ponad roku, ale najwyraźniej bez skutku.
   Honey wywróciła tylko oczami, jakby nie przyzwyczaiła się do humoru swojego genialnego przyjaciela.
- Zabawne, Hiro - mruknęła pod nosem niezbyt zachwycona wzmianką o przyjacielu. - Nie masz nic innego do roboty?
   Hiro udał, że się zastanawia.
- Hmm, właściwie to tak. Naomi na mnie czeka, mieliśmy iść odwiedzić Larę w szpitalu. - mówiąc to podszedł do Honey i objął ją na pożegnanie. Dziewczyna wyglądała, jakby chciała to cofnąć, ale Hiro najwyraźniej już zdecydował. Nie było sensu go zatrzymywać - chyba za dużo czasu spędzał ze mną, skoro stał się tak uparty.
   Potem podszedł do mnie i objął mnie nieco dłużej niż moją przyjaciółkę. Poczułam jego ciepły oddech na moim karku, od którego moje serce zaczęło szybciej być.
- Trzymajcie się - zwrócił się do nas, machając nam na pożegnanie.
 Gdy tylko drzwi zdążyły się za nim zatrzasnąć, Honey spojrzała na mnie zaciekawionym wzrokiem, którym obdarowywała mnie za każdym razem, gdy chciała wyciągnąć ode mnie informacje. Tym razem dotyczyły one Hiro.
- Daj sobie spokój, okej? - mruknęłam, obracając się do niej tyłem, by pozbierać rzucone przeze mnie niedbale dokumenty na stolik. Gdy tylko moja twarz zniknęła z jej pola widzenia mimowolnie się uśmiechnęłam, nie czując już tej goryczy, z którą weszłam do Agendy.



No to obiecany rozdziałek z GoGo ;* mam nadzieję że ciepło go przyjmiecie :)) jej wątek jest nieco zbyt... tajemniczy dlatego chcę co nieco zdradzić elementów z jej przeszłości, zwłaszcza rozwiać temat Kyoto, ale to kiedy indziej, wybaczcie ;))

A teraz proszę o komy, bo naprawdę bardzo ale to bardzo mi się przydadzą, bo chcę wiedzieć, co myślicie o wątku z GoGo i czy chcecie go więcej ;*

Buziaki, Just ^^

3/11/2016

Zdradliwa mapa

   Szedłem szybkim krokiem po korytarzu czwartego piętra Hotelu San Akiyo, słysząc kroki Freddiego tuż za mną. Zakładałem, że reszta moich przyjaciół już jest w naszym apartamencie i nie zdziwiłem się, gdy po otwarciu drzwi zauważyłem całą trójkę siedzącą na miękkich, skórzanych kanapach. Mimo miłego otoczenia wyglądali raczej na spiętych, niż usatysfakcjonowanych niespodziewaną wypłatą.
   Fred zamknął za sobą drzwi i pozostaliśmy w ciszy pomieszczenia, gdy dźwięki z korytarza nie mogły już przejść przez grube drewno. Ciocia Cass wzięła Naomi na spacer, gdy zapewniłem je, że wrócę do południa i razem pójdziemy do szpitala, by odwiedzić mamę dziewczynki. W końcu jej to obiecałem. Baymax został z nimi, bo po pierwsze sprawy pieniężne kompletnie go nie dotyczyły a po drugie, wolałem, by miał oko na Naomi i ciocię. Nie żeby jego obecność przy naszych kłótniach nie dodawała mi otuchy.
- Czyli, że jednak chodzi o Agendę - mruknęła GoGo na nasz widok, gdy nasza obecność dawała jasno znać, że wszyscy jesteśmy w to zamieszani.
- Gdzie jest Yoko? - spytałem, rozglądając się, gdy wtem drzwi do naszego apartamentu otworzyły się, a do środka weszła sama pani dyrektor.
- Przepraszam, że dopiero teraz, ale miałam ważne spotkanie - powiedziała spiętym głosem, zamykając za sobą drzwi. Wyglądała, jakby ostatnie kilka godzin spędziła w ogromnym stresie, co zresztą nie byłoby takie dziwne, skoro była główną prezes Agendy Zjednoczenia Narodowego. Zastanawiałem się, czy ta nazwa nie skrywała czegoś jeszcze. - Chcieliście mnie o coś spytać?
- Tak - odpowiedziałem, zajmując miejsce naprzeciw Yoko zaraz po tym, gdy usiadła. Przyjaciele patrzyli na mnie ze zmieszaniem, pewnie nie przyzwyczaili się do tego, że ktoś dziękuje im pieniężnie za dobrze wykonaną robotę. - Chcieliśmy zapytać, o to, czy to Agenda w ostatnim czasie przesłała nam pieniądze...
- To było w umowie - przerwała mi Yoko spokojnym głosem, uśmiechając się nieznacznie.
- Czytałem umowę - nie potrafiłem się z nią zgodzić. Nie byłem idiotą, by nie czytać regulaminów podejrzanych organizacji, a już zwłaszcza takich, z którymi miałem współpracować. - I nie było tam mowy o żadnej wypłacie.
   Nastąpiła cisza. Wszyscy wpatrywali się z uporem w Yoko, która zastanawiała się chwilę nad odpowiedzią. Na jej twarzy pojawiły się drobne zmarszczki. Zacząłem się zastanawiać, ile mogła mieć lat - czterdzieści? Pięćdziesiąt? Trzymała się nieźle, była zawsze energiczna i gibka, ale coś w jej wyglądzie kazało mi myśleć, że nie miałem do czynienia z młodą i niedoświadczoną dyrektorką.
- Myślicie, że zostaliście oszukani? Wciąż nie mogę zrozumieć, dlaczego mnie o to pytacie - wydawała się zaskoczona. - Ktoś inny wziąłby pieniądze, nieważne, skąd pochodzą, a wy chodzicie i pytacie... Nie żeby wasza postawa nie była godna szacunku.
- Nie robimy tego dla pieniędzy - powiedziała wolno GoGo, kręcąc głową. Wpatrywała się w Yoko, jakby była o krok od rozwiązania zagadki. Tę samą minę widziałem u niej za każdym razem, gdy pracowała nad swoimi wynalazkami. Zawsze odnajdywała odpowiedź i miałem nadzieję, że tym razem również jej się to uda.
- Wiem o tym - Yoko kiwnęła spokojnie głową. - To tylko mała namiastka tego, jak dobrze poradziliście sobie na Isla Menor. - jej wzrok spoczął na mnie. - Hiro dostał podwójną stawkę, bo jest odpowiedzialny za Baymaxa. Zdaję sobie sprawę, że wszystko - łącznie z waszymi strojami i gadżetami - jest fundowane z waszej kieszeni. Czułabym się nieprofesjonalnie, gdybym nie wypłaciła wam wynagrodzenia. Poza tym misja na Isla Menor była wam narzucona przez Agendę. Musieliście pozwalniać się ze studiów na pewien okres czasu, teraz musicie to wszystko nadrabiać. Nie mówiąc o waszym stanie zdrowia i wysiłku, jaki włożyliście w całą misję. - tu spojrzała wymownie na GoGo, przypominając jej o zarażeniu miejscowym wirusem. - Za każdą misję są wynagrodzenia, odpowiednie do poziomu trudności i wysiłku oraz zaangażowania. Miałam nadzieję, że choć z tego zdawaliście sobie sprawę.
- Chyba nam to umknęło - przyznał Wasabi nieco złośliwym tonem.
- I wiem też - nie ustępowała Yoko - o ostatnim wypadku w okolicach domu Hiro i o tym, co zrobiliście. Chcę was prosić o jedno - unikajcie rozgłosu w takich sytuacjach. Nie chcę, żeby jakiekolwiek informacje o Agendzie wyszły na światło dzienne - spojrzała na każdego z nas z osobna swoimi zimnymi, poważnymi oczami, jakby upewniła się, że nie puścimy pary z ust. - Poza tym zadania poza Agendą nie będą wam wypłacane, więc chciałabym, żebyście mieli jasność - nie zapłacimy wam za akty odwagi poza misjami Agendy.
- Co za ulga - prychnęła GoGo, co można było różnie zrozumieć. Ja jednak wiedziałem, że wynagrodzenie Agendy bulwersowało ją tak jak mnie, choć powinniśmy czuć się zadowoleni. Nie robiliśmy tego dla pieniędzy, myślałem z uporem, czując się jak ostatni cham. To tak, jakby nasza empatia nie była bezinteresowna. Na pewno nie będę się czuł usatysfakcjonowany pracą dla Agendy, gdy będę przez to zarabiał - bo co to za pomoc? Nie, miałem lepszy pomysł na wykorzystanie tych pieniędzy.
   Yoko zignorowała komentarz GoGo i skupiła uwagę na mnie.
- Zdążyłam was już poznać i wiem, że nawet, gdybyśmy wam nie zapłacili, to i tak byście chcieli pomagać innym, naprawdę o tym wiem, Hiro. I nie zmienię o was zdania, a szczególnie po tym, jak zachowaliście się w stosunku do tych więźniów z Isla Menor. To było... sama nie wiem, jak to nazwać. Zadziwiające? Pełne podziwu?
- Powinno być normalne - odparłem ponuro, skupiając na siebie uwagę, jako że po raz pierwszy zabrałem głos.
- A nie jest - westchnęła smutno Yoko, patrząc w dal za szklanymi szybami. - A nie jest - powtórzyła.
   Siedzieliśmy jakiś czas w ciszy, myśląc nad tym, co przed chwilą usłyszeliśmy. Sam miała rację co do Yoko i teraz czułem do niej większy respekt. Nie chciała nas w żaden sposób urazić tym, że nam płaci i dała nam to jasno do zrozumienia. Sęk w tym, że moje sumienie odbierało to inaczej. Na co miałbym przeznaczyć pieniądze zdobyte przez pomoc innym ludziom? Do głowy przychodziła mi tylko jedna opcja - na pomoc kolejnym osobom.
   Wstałem z kanapy, pamiętając o kawałku papieru pokrytym wodoodporną powłoką schowanym w tylnej kieszeni moich spodni. Musiałem się zbierać, Naomi czekała, aż pójdziemy odwiedzić jej mamę, a my prawdopodobnie już skończyliśmy rozmowę.
- Dzięki, że poświęciła nam pani chwilę - rzuciłem przez ramię, ruszając w stronę drzwi.
- A ciebie gdzie niesie? - zapytał Fred.
- Muszę coś jeszcze załatwić - odpowiedziałem krótko i wyszedłem, zamykając za sobą drzwi.
   Przeszedłem energicznym krokiem przez czysty, jasny korytarz i wszedłem do windy. Przy przyciskach zawahałem się jednak. Patrzyłem na liczby, wśród których nie znalazłem tej, którą chciałem znaleźć. Zdążyłem już nauczyć się kombinacji do pięter Agendy i powciskałem kilka przycisków z zamiarem udania się na dziesiąte piętro.
   Winda ruszyła, a ja oparłem się o ścianę, zerkając na sufit windy. Pomimo że od powrotu do San Fransokyo minął tydzień, to czułem się przemęczony, jak nigdy wcześniej. Mój umysł zalewało tyle informacji, że sam z trudem się w nich łapałem. Isla Menor, Agenda, Naomi. A gdzie czas na studia? Zamierzałem w ogóle zdać ten rok? Powinienem się bardziej przyłożyć, pomyślałem, odliczając w myślach wykłady, które pominąłem. Muszę porozmawiać z profesorem Hardwickiem o możliwości zaliczenia semestru. GoGo, Fred, Wasabi i Honey na pewno dadzą sobie radę na drugim roku - w końcu przyzwyczaili się już do takiego nawału nauki. Choć wszyscy widzieli we mnie geniusza, to nawet nie domyślali się, ile wymagało to ode mnie zaangażowania. Bystry umysł to jedno, a ciężka praca to drugie.
   Drzwi windy otworzyły się nagle, zanim na dobre zagłębiłem się w moich myślach. Korytarz wyglądał podobnie, jak ten na czwartym piętrze, z tą jednak różnicą, że był pusty. Słyszałem strzępki rozmów z gabinetów, ale wszystkie zdawały się być zagmatwane, płytkie, a korytarz zalewała uspokajająca cisza. Mimo to ja nie czułem się spokojnie. Przeszedłem przez przejście i zatrzymałem się przed drzwiami z nazwiskiem: Evans.
   Wszedłem do środka bez pukania i zobaczyłem od razu Ithaniego, siedzącego przed białym, gładkim biurkiem z jakąś książką w dłoni. Wyglądał na skupionego, ale od razu znieruchomiał na mój widok, co wyraźnie starał się ukryć. Jego czarne włosy były ułożone starannie, a twarz pozbawiona wyrazu. Patrząc na niego, nie potrafiłem się nie zastanawiać, dlaczego GoGo tak bardzo go kochała. I czy wciąż coś do niego czuła...
- Uprzejmie byłoby zapukać - powiedział opryskliwie, odkładając książkę na bok biurka. Spojrzałem na niego z wściekłością i rzuciłem mu na biurko kawałek papieru, który wyciągnąłem z kieszeni. 
   Mapa Isla Menor. Ithani wziął ją do ręki z zimną obojętnością, po czym kącik jego warg wygiął się w uśmiechu. Rozumiał, o co mi chodzi.
- Dzięki wielkie za pomoc - warknąłem, patrząc mu w twarz. Nie wiem, dlaczego tak go nienawidziłem. Chodziło o pomoc przy podłożeniu ognia pod Instytut, w którym zginął mój brat, o same zgrzyty w Agendzie, czy o jego stosunki z GoGo? Nie miałem pojęcia, ale czułem, że te sprawy składają się w całość, sprawiając, że gardziłem Ithanim Evansem, jak nikim innym w moim życiu. A wiele osób mogło walczyć o pierwsze miejsce na mojej czarnej liście. - Chodziło o Yoko czy o zemstę na nas?
- Nie wiem, o co ci chodzi, Hamada - odpowiedział Evans bez krzty uczuć, drąc mapę na pół, jakby nie była pokryta substancją zabezpieczającą przed takim właśnie potraktowaniem. Najwyraźniej wymagała jeszcze wielu udogodnień, by być niezniszczalną. - Gdyby nie ja, w ogóle byście nie mieli tej mapy.
- Która i tak była wykonana błędnie - dodałem z naciskiem. Jak mógł robić ze mnie idiotę? Przecież wiedzieliśmy o tym, że była fałszywa. Odkryliśmy to na Isla Menor.
- I uważasz, że zrobiłem to specjalnie? - prychnął Ithani z rozbawieniem. - Nie wiedziałem, że dane były błędne.
- Nie wierzę ci - odpowiedziałem, obracając się na pięcie i ruszając do wyjścia. Po co w ogóle tu przyłaziłem? Chciałem pogadać? Z nim? Nie. Myślę, że miałem nadzieję, że Evans zrobi coś, za co bez żadnych wyrzutów sumienia mógłbym mu przyłożyć.
   Byłem o kilka kroków od drzwi, gdy usłyszałem za plecami poruszenie.
- Hiro? - obróciłem się na głos Ithaniego, który stał przy swoim biurku, ściskając w dłoniach kawałki mapy. Nie wyglądał na tak rozluźnionego, jak przedtem, gdy przede mną grał. - Sława przemija - mówił, a w jego oczach zgasł ostatni promyk uprzejmości, który próbował zachować. - Pamiętaj o tym.
- Dzięki za radę - burknąłem, trzaskając za sobą drzwiami.
   Wkroczyłem z powrotem do windy, unikając spojrzenia jakiejś pracownicy, którą minąłem w korytarzu, a która patrzyła na mnie, jakbym przebywał tu nielegalnie. Gdy drzwi się zatrzasnęły, wreszcie pozwoliłem, by pulsująca we mnie wściekłość zdołała się wydostać na zewnątrz. Uderzyłem o ściankę pozbawioną przycisków, słysząc w odpowiedzi ciche stuknięcie metalu. Miałem nadzieję, że nie przydarzy mi się teraz taki wypadek, jak na przykład zatrzymanie się windy. Odpuść mu, Hiro, usłyszałem głos spokoju we własnej głowie. Skup się teraz na Naomi.
   Cyfry poszczególnych pięter zmniejszały się kolejno, a ja oczekiwałem w końcu na numer jeden. Mój oddech przyspieszył w chwili, gdy drzwi windy otworzyły się ponownie, a po ich drugiej stronie stała GoGo z rękami w kieszeniach futrzanej furtki. Wyglądała, jakby tam na mnie czekała.
- Co? - spytałem, zdziwiony jej obecnością.
   Jej wąskie brwi zmarszczyły się w odpowiedzi. GoGo spojrzała na mnie podejrzliwie i skrzyżowała ręce na piersi.
- Byłeś u Ithaniego? - zapytała od razu. Gdyby nie to, że właśnie wychodziłem z zamykającej się windy, to pewnie przystanąłbym ze zdziwienia. Skąd ona o tym wiedziała?
- Skąd ty... ? - zacząłem, chcąc ją o to zapytać, ale nawet nie dała mi dokończyć.
- Wiedziałam, że mu nie odpuścisz - odparła, jakby było to najbanalniejsze w świecie. - Poza tym widać było po twojej minie, co planujesz.
   Westchnąłem, obracając głowę na bok. Było coś, o czym nie wiedziała, albo czego się nie domyśliła? Fakt, że mój wyraz twarzy był dla niej jak otwarta księga nieco mnie ograniczał. GoGo najwyraźniej jeszcze nie czuła się zwyciężczynią, bo podeszła do mnie ze zdecydowaną miną.
- Mam nadzieję, że nie zrobiłeś czegoś, czego miałbyś potem żałować - powiedziała poważnie. Spojrzałem jej w oczy i zobaczyłem, że musiała się martwić, czekając tutaj na mnie. Wiedziała, co zamierzałem i czekała. Myślała, że wyjdę sam, czy że zrobią to ochroniarze?
- Wierz mi - odparłem chłodno. - Nie żałowałbym.
   GoGo westchnęła i wywróciła tylko oczami.
- Idziesz teraz po Naomi? - zapytała, zmieniając temat. Miałem się spodziewać, że wyczuła to po mojej minie?
- Tak - odpowiedziałem wprost, wzruszając ramionami. - A co?
- To w takim razie zabieram się z tobą, nerwusie - powiedziała, łapiąc mnie pod ramię z uśmiechem. - Ktoś musi poprawić ci nastrój.
   Zaśmiałem się. Przez chwilę zabrzmiała dokładnie jak Honey.
- I to masz być ty, tak? - spytałem dla pewności. GoGo przeczesała swoje gęste, czarne włosy dłonią i kiwnęła głową na znak zgody.
- A ktoś inny potrafi? - odpowiedziała pytaniem, patrząc mi w oczy. Z każdym zdaniem coraz bardziej mnie przerażało, ile wie. Nawet teraz się nie myliła. Rzeczywiście, starczył jej jeden uśmiech, a ja sam zapominałem, co przed chwilą powodowało u mnie złość i niepokój.
- Nie sądzę - odpowiedziałem szczerze, otwierając przed nią drzwi. GoGo przeszła przez nie pewnym krokiem i rozejrzała się po szumiącej miejskimi odgłosami ulicy. Samochody przejeżdżały przed nami i jechały dalej, nie zwracając na nas kompletnej uwagi. Przechodnie także byli skupieni na wielu innych rzeczach. Ten stan rzeczy mnie uspokajał - lubiłem być w centrum uwagi, ale jeszcze bardziej uwielbiałem spokój, którego ostatnio mi brakowało.
- Przeraża mnie to, że nie potrafię nic przed tobą ukryć - wyznałem GoGo, gdy skręciliśmy w kierunku tej bardziej spokojniejszej części miasta, po której nie pędziły tak tłocznie samochody. Nad drzwiami hotelu znajdował się aksamitny pawilon, który trzepotał w ruch wiatru. Ochroniarza nawet nie zdziwił fakt, że widział nas w ostatnim czasie trochę zbyt często. Pewnie nie wiedział dużo o Agendzie, ale domyślał się, że niektórzy klienci lubili przychodzić do hotelu dość często.
   GoGo spojrzała na mnie z zaskoczeniem, a jej usta rozświetlił uśmiech, którego nawet nie mogła zgasić ponura pogoda. Nad nami zbierało się na deszcz.
- Mam się czuć wyjątkowa? - zapytała zamiast tego ze śmiechem. Zastanawiałem się chwilę nad odpowiedzią.
- A powinnaś? - nie ustępowałem. - Aż tak łatwo poznać, co siedzi w mojej głowie?
- Sądzę, że nie - odparła GoGo, przybliżając się do mnie z powodu chłodu. - Fred, Wasabi i Honey nie zauważyli, że coś kombinujesz. Czyli, że jednak jestem wyjątkiem.
   Spojrzałem jej w oczy i przez chwilę nasze spojrzenia się złączyły. Miałem wrażenie, że minęły wieki, a trwało to zaledwie kilka sekund. Coraz bardziej opuszczała mnie nieśmiałość w stosunku do GoGo, a zastępowała ją determinacja. Chciałem o nią walczyć i zrobiłbym wszystko, żeby ją uszczęśliwić. Kiedyś w takiej chwili pewnie spiekłbym raka i odwrócił wzrok, ale teraz nie zrobiłem żadnej z tych dwóch rzeczy. Coś się we mnie zmieniło, pomyślałem, gdy GoGo obróciła głowę jako pierwsza.
- Nie wiem, jak ciebie, ale mnie oburzyło to, że nam nie zapłacili za tą akcję z tym budynkiem - GoGo nadąsała się teatralnie. Choć dobrze grała, ukrywając przede mną niektóre rzeczy, to jednak nigdy nie widziałem jej w roli aktorki, aż do teraz. - Za kogo oni nas mają?
   Roześmiałem się na głos na widok jej wyrazu twarzy. Miała rację, poprawiała mi humor. Aż zdołałem zapomnieć o tym całym Ithanim i jego nieudolnych próbach sabotażu. Przechodnie patrzyli na mnie ze zdziwieniem, jakby nieczęsto mieli okazję słuchać czyjegoś głośnego śmiechu.
- Co? - spytała GoGo z rozbawieniem, najwyraźniej kończąc na dziś ze swoim teatralnym drykiem.
- Chyba właśnie udał ci się twój plan - oznajmiłem, tamując śmiech. GoGo napuszyła się z dumą, nieco przesadnie, ukrywając cień uśmiechu.
- A nie mówiłam, że tak będzie?


   Ciocia Cass obeszła z Naomi połowę parku i wróciła, gdy zimno dało jej się we znaki. Weszliśmy z GoGo do domu w momencie, w którym dziewczynka piła herbatę z imbirem, by się rozgrzać. Na mój widok zeskoczyła z krzesła i podbiegła do mnie, próbując zarzucić mi swoje krótkie ręce na szyję.
- Hiro! - krzyknęła z radością, gdy wziąłem ją na ręce. - Szkoda, że nie poszedłeś z nami. Karmiłyśmy łabędzie i rzucałyśmy się śnieżkami.
   Zerknąłem porozumiewawczo na ciocię, która wzruszyła tylko z uśmiechem ramionami. Bitwa na śnieżki? Nie było jej mało chwil, gdy ja i Tadashi obrzuciliśmy ją tyloma śnieżkami, że wracała do domu przemoczona? Na samą myśl miałem ochotę zaśmiać się głośno, jak wtedy, gdy rozśmieszyła mnie GoGo.
- No to widzę, że ciekawie wam beze mnie - odpowiedziałem, a Naomi zachichotała. Miała zimne dłonie, ale nie zimniejsze od moich. Najwyraźniej ledwie co wróciły ze spaceru.
- Cześć, GoGo - przywitała się dziewczynka, zerkając na moją towarzyszkę niepewnie.
- Cześć, Naomi - GoGo mówiła rozluźnionym i pełnym ciepła głosem. - Musiałaś chyba zmarznąć, co?
- Niee - postawiłem dziewczynkę na podłodze, a ona machnęła ręką w kierunku przyjaciółki. - Ciocia dała mi rękawiczki.
   GoGo zmarszczyła brwi ledwie zauważalnie na słowo "ciocia" przy pierwszym odruchu. Nie było potrzeby tłumaczyć dziewczynce, dlaczego tak zwracam się do mojej cioci - w końcu dzieci nie pojmują takich istotnych różnic. Tak oto moja ciocia stała się ciocią Naomi, a dziewczynka niemal moją siostrą i ani jednemu członkowi naszej rodziny to nie przeszkadzało.
- Wypij herbatę do końca, to przyniosę ciastka z kremem z kawiarni. - obiecała jej ciocia, mrugając do mnie zaczepnie. Wiedziała, że to moje ulubione.
- A kiedy odwiedzimy moją mamę? - zapytała Naomi, patrząc za nią, gdy znikała na schodach. Ciocia Cass obróciła się i obdarzyła ją łagodnym spojrzeniem ciemnych oczu.
- Chyba dasz się zagrzać Hiro i GoGo przed wyjściem, prawda? - spytała, po czym zniknęła, gdy Naomi pokiwała smętnie główką. Pewnie nie mogła doczekać się spotkania z mamą. Cóż, jeśli chodzi o mnie, to mogłem iść, nawet teraz, ale przeczuwałem, że ciocia chce zatrzymać u nas Naomi jak najdłużej, a moja obietnica nieco to zepsuła. Wiadomo, że jej mama na pewno nie zdążyła wypocząć w ciągu jednego dnia, możliwe, że nawet jeszcze się nie obudziła, więc odwiedzanie jej nie miało większego sensu. Teraz zaczynałem żałować mojej obietnicy danej dziewczynce.
   GoGo zsunęła z ramion kurtkę, którą powiesiłem na wieszaku obok mojej. W całym domu pachniało cynamonem i imbirem, przez co czułem, jak zimno przestaje mi dokuczać. Gwiazdka zbliżała się wielkimi krokami, dlatego ten zapach jeszcze bardziej wpłynął na mój świąteczny nastrój.
- Jak się spało, Naomi? - moja przyjaciółka zagadnęła dziewczynkę, gdy wchodziły po schodach.
   Ruszyłem za nimi, rozmyślając o planach na przerwę świąteczną. Pewnie będę siedział nad książkami i próbował zdać ten rok, pomyślałem, choć ktoś z zewnątrz mógłby się dziwić, że wielki Hiro Hamada może nie zdać. Instytut Robotyki był jednym z najlepszych uniwersytetów na wschodniej części Japonii. Nic dziwnego, że nawet ja miałem problemy z materiałem - zwłaszcza po dwóch tygodniach wyjętych z życiorysu.
- Dobrze - odpowiedziała entuzjastycznie dziewczynka. - Hiro ma bardzo miękkie łóżko.
- Akurat z tym się zgodzę - mruknęła do mnie GoGo przez ramię. Dopiero po chwili przypomniałem sobie, gdy pomagała mi przy dodatkach do naszych strojów i zasnęła na moim łóżku po całonocnych próbach. No nieźle, pomyślałem ze śmiechem, mam prawie siedemnaście lat a w moim łóżku zdążyły już spać dwie dziewczyny. - Nie przeszkadzał ci Baymax?
- Niee - zaśmiała się Naomi podbiegając do stolika, na którym stał jej kubek z herbatą. - Całą noc spał obok mnie i nawet nie chrapał.
- Bo ty spałaś w moim pokoju - przekonywałem ją z udawaną powagą. - Przy mnie chrapie non stop.
   GoGo uśmiechnęła się i usiadła w fotelu.
- Nie, on chyba nie potrafi chrapać - stwierdziła poważnie Naomi, pociągając łyk ze swojego kubka.
- Za to Hiro potrafi i powinnaś się cieszyć, że spał na kanapie - wtrąciła się GoGo, mrugając do dziewczynki. Naomi spojrzała na mnie i zaśmiała się szczerze, jakby nie dowierzała słowom przyjaciółki.
   Z kawiarni dobiegały głośne rozmowy i odgłos kroków. Ciocia pewnie, znając życie, nie mogła znaleźć tych ciastek, które gdzieś zapodziała. Dzisiaj był piątek, więc nic dziwnego, że w kawiarni było mnóstwo ludzi. Dobrze, że ciocia postanowiła zatrudnić pracowników, bo inaczej ciągle biegałaby wokół klientów zamiast zajmować małą Naomi.
   Dziewczynka przyglądała się GoGo, wpatrzona w nią jak w obrazek.  Była do niej nieco podobna - te same różowe policzki i czarne pasma włosów pokrywające czoło. Różniły się jednak całkiem kształtem i wyglądem oczu - Naomi miały w sobie coś, przez co łatwo było poznać skrywaną przez dziewczynkę ciekawość do świata. Oczy GoGo wyglądały przy nich smutnie, jakby widziała już zbyt wiele i wcale nie była z tego faktu zadowolona.
- Chcesz coś ciepłego do picia? - spytałem GoGo, ruszając do kuchni.
- Pewnie - odpowiedziała niezbyt entuzjastycznie, starając się zagadać myślącą o mamie Naomi.
Kiedy wróciłem z dwoma kubkami, Naomi śmiała się z kolejnego żartu, przez co śmiałem sądzić, że Go znowu powiedziała coś o mnie.
- Dzięki - rzuciła, biorąc swój kubek z parującą melisą. Gdzie ta ciocia, zastanawiałem się, siadając w fotelu naprzeciwko GoGo. Naomi siedziała na kanapie, dyndając krótkimi nóżkami nad podłogą.
- Jesteś dziewczyną Hiro? - zagadnęła w końcu GoGo, jakby chciała zadać to pytanie już od dawna. GoGo spojrzała na mnie ze zdziwieniem, na widok którego miałem ochotę się roześmiać.
- Ciebie zapytała - przypomniałem jej z uśmiechem, biorąc łyk herbaty.
Kąciki ust GoGo wygięły się w uśmiechu, gdy wreszcie obmyśliła odpowiedź.
- Nie, ja...
   Nagle do salonu wbiegła ciocia Cass, której kroki rozbrzmiewały na schodach od pewnego czasu. Miała przy uchu telefon i rozmawiała z kimś dość nerwowo, ale uprzejmie. Wywnioskowałem, że to raczej nie księgowy.
- Dobrze, dobrze. Proszę jej przekazać, że zaraz tam będziemy. - odpowiedziała ciocia i po chwili wyłączyła telefon. Na jej twarzy malowała się ulga i strach jednocześnie.
- Coś się stało? - spytałem, zastanawiając się, kto to mógł być.
   Ciocia Cass przybrała swoją minę: "Nie, nie, wszystko gra" i uśmiechnęła się do Naomi, ukrywając targające nią uczucia.
- Naomi, słonko, twoja mama chce cię zobaczyć. - powiedziała do niej, na co Naomi prawie wpadła na stolik do kawy, zeskakując z kanapy.


   Szpital ział tą samą pustką i smutkiem, co zawsze. Jego białe ściany przypominały spowite w prześcieradła duchy. Pielęgniarka otwierała przed nami wszystkie szklane drzwi, wpuszczając nas do środka. GoGo wróciła już do domu, uznawszy, że jej obecność tutaj jest bezsensowna, z czym wcale się nie zgadzałem. Poza tym nie byliśmy pewni, czy lekarze wpuszczą do mamy Naomi mnie i ciocię, a co dopiero GoGo. W sumie nasza obecność w szpitalu miała bardziej wesprzeć Naomi niż sprawić jej mamie radość.
- Dobrze, to tutaj - zatrzymała nas otyła pielęgniarka tuż przy szklanych drzwiach. - Wejdziesz sama? - zwróciła się do małej.
   Naomi stanęła na palcach i sięgnęła do klamki, ale nie mogła jej nacisnąć, więc pomogła jej pielęgniarka.
   Dziewczynka zniknęła za drzwiami czym prędzej, usatysfakcjonowana spotkaniem z mamą, a ja i ciocia zajęliśmy miejsca przy ścianie na plastikowych krzesłach.
- Nie jest zadowolona, że Naomi była u nas, prawda? - zapytałem, a ciocia westchnęła w odpowiedzi.
- Nie, to nie tak - odpowiedziała cicho, patrząc na mnie z przygnębieniem. - Po prostu gdy się obudziła, to spanikowała, że Naomi nie ma przy niej.
- Więc nie powinna chcieć nam nic zarzucić? - zapytałem ją wolno. Choć to pytanie było bez sensu, to wiedziałem, że czasem zdarzają się tacy rodzice.
   Ciocia Cass pokręciła głową stanowczo.
- Uratowałeś życie jej i Naomi. - powiedziała pewnie, patrząc mi w oczy. - Nawet najbardziej nadopiekuńczy rodzic powinien odpuścić.
- Na przykład taki, który siedzi obok mnie - zaśmiałem się, ale ciocia spojrzała na mnie z uwagą.
- Myślisz, że jestem nadopiekuńcza? - spytała, łapiąc mnie za słówko.
- Nie - odpowiedziałem łagodnie, nie chcąc jej urazić. - Ale od czasu śmierci Tadashiego stałaś się bardziej opiekuńcza dla mnie.
   Niby powinienem doskonale wiedzieć, dlaczego, ale i tak czułem, że to non sens. Nie potrzebowałem opieki, nawet jeśli ciocia chciała dla mnie jak najlepiej. Poza tym i tak nie wiedziała o mnie wszystkiego, na przykład że jestem tajnym agentem.
   Ciocia Cass westchnęła i objęła mnie ramieniem.
- Wiesz, że chce dla ciebie jak najlepiej. Nawet jeśli niespecjalnie mi to idzie. - ciocia nie raz narzekała przez fakt, że często odwoziła nas policja, albo lądowała u dyrektora przez przypadkową bójkę ze szkolnymi łobuzami. Nawet mój brat często miał przechlapane w szkole, choć nie był uważany za takiego kujona jak ja skoro rozpoczął studia w normalnym wieku - nie mając tylko piętnastu lat.
- Jesteś najlepsza, ciociu, i dobrze to wiesz - odpowiedziałem z uśmiechem, przytulając ciocię. Teraz patrząc na to, ile przez nas przeszła miałem wyrzuty sumienia, że za rzadko jej to mówiłem. Nie chodziło tylko o to, że przygarnęła mnie i Tadashiego po śmierci rodziców - dała nam poczucie bezpieczeństwa i obdarzyła swoją miłością, a to więcej, niż zapewnienie czterech ścian i warunków do życia.
- Dzięki, że tak myślisz - odpowiedziała ciocia, odwzajemniając mocno uścisk. Wiedziałem, że gdy mnie mocno przytulała, to często tamowała łzy - tak jak gdy kończyłem liceum.
- Hiro Hamada? - spytała pielęgniarka, wychodząc z sali, na której leżała mama Naomi. Zmarszczyłem brwi i kiwnąłem głową. - Ktoś prosił o rozmowę z tobą - mówiąc to kiwnęła w stronę leżącej na sali pacjentki, po czym zniknęła w głębi korytarza.
   Wymieniłem zdziwione spojrzenia z ciocią i podszedłem nieco zlęknionym krokiem do drzwi. Nie wiedziałem, czego mam się spodziewać. Mama Naomi chciała ze mną porozmawiać? Sądząc po wcześniejszej rozmowie mojej cioci z ratownikami wywnioskowałem, że nie wyglądała na zadowoloną z faktu, że Naomi spędziła u nas noc.
   Przeszedłem przez drzwi i zamknąłem je za sobą szczelnie. Rozejrzałem się po sali, ale było tam tylko jedno łóżko, na którym leżała mama dziewczynki. Miała takie same duże, czarne, azjatyckie oczy jak Naomi i taki sam kształt nosa, jednak jej włosy musiały być przefarbowane, bo wśród czerni pojawiły się jasnobrązowe pasemka. Lekarze nałożyli jej opatrunek na skronie, który zajmował całą powierzchnię czoła kobiety. Oprócz tego miała lekko siną i pokrytą warstewką krwi wargę. Na jej przedramionach wiła się nieskończona ilość żyłek i połączeń do układu krwionośnego. Naomi siedziała obok niej na łóżku i przytulała się do niej, jakby chciała nadrobić stracony czas z mamą.
- Więc to ty jesteś Hiro - powiedziała łagodnie jej mama, patrząc na mnie z uwagą. Podszedłem niepewnie do łóżka i usiadłem na krześle ustawionym obok.
- Chciała pani ze mną rozmawiać? - zapytałem spokojnie.
- Chciałam ci podziękować - odparła, patrząc mi w oczy z cieniem uśmiechu na pokrytych krwią ustach. - Słyszałam od ratowników o tym, co zrobiłeś. W dodatku potem wzięliście Naomi...
- To nic takiego - odpowiedziałem. Uratowanie ich to naprawdę nie było nic wielkiego. Walka z tym przestępcą to było coś, czego wolałbym uniknąć, ale wolałem o tym jak najszybciej zapomnieć. Przynajmniej ten człowiek żył, nieważne jak bardzo odwaliło mu, gdy Wasabi i Fred chcieli go uratować.
- Naomi mówiła, że się nią zaopiekowaliście - kontynuowała dalej kobieta, głaskając córeczkę po głowie. - Twoja ciocia nie miała żadnych oporów, żeby się nią zaopiekować?
- Nie - uśmiechnąłem się, patrząc w swoje dłonie. - Tak się składa, że jest bardzo opiekuńcza i była świadkiem całego... zdarzenia.
- Wrócimy teraz do domu? - zapytała Naomi swoją mamę z zająknięciem. Widziałem smutek, który przemknął przez twarz kobiety. Musiała odpowiedzieć, nawet jeżeli nie chciała.
- Teraz znajdziemy nowy dom, skarbie - odpowiedziała szeptem, po czym pocałowała ją w czoło.
   Zastanawiałem się, czy jakaś opieka się nimi teraz zajmie. Z tego, co wiedziałem, nie miały jakiejś bliższej rodziny, skoro ratownicy chcieli od razu zadzwonić po opiekę społeczną, która zajęłaby się Naomi. Jeśli tak, to miały spory problem - poza tym pozostawała tez reszta mieszkańców tego budynku, która potrzebowała pomocy, a która zwróciła się wcześniej do pomocy społecznej.
- Właściwie... ile ty masz lat? - spytała mnie mama dziewczynki, marszcząc brwi z uśmiechem, za którym skrywała własne problemy. Wolała zmienić temat, żeby tylko nie niepokoić Naomi.
- Szesnaście - odpowiedziała za mnie Naomi, patrząc na mamę. - I ciocia mówiła, że chodzi na studia.
- W wieku szesnastu lat? - zapytała jej mama, patrząc na mnie z wrażeniem. Pomijając drobny fakt, że zacząłem te studia niemal dwa lata temu, to tak, może było to jakieś osiągnięcie. - Musisz być naprawdę utalentowanym człowiekiem.
- Twój brat też był utalentowany? - zarzuciła mnie nagle pytaniami Naomi, podążając za wzrokiem jej mamy. Uśmiechnąłem się skromnie.
- Tak, też chodził do Instytutu Robotyki. - przytaknąłem, a mama Naomi zagwizdała.
- Instytutu? Moja przyjaciółka pracowała tam jako sprzątaczka, ale słyszałam, że dostanie się na ten uniwersytet jest niemożliwe. - jej mama nie była wścibska. Zauważyłem, że po prostu chciała wiedzieć więcej u ludziach, u których jej córka spędziła czas podczas rehabilitacji. Wcale mnie to nie dziwiło - pewnie już na dzień dobry dostała wszystkie dane osobowe na temat mnie i cioci, gdy spytała o to, gdzie znajduje się jej córka. - Twój brat już ukończył studia, tak?
- On nie żyje - odparłem gorzko, ignorując zalewającą mnie falę smutku. Pogodziłem się ze śmiercią Tadashiego, ale i tak czułem ukłucie w sercu na wzmiankę o nim, gdy musiałem przyznawać się do tego przed ludźmi - tak jakbym, mówiąc, że nie żyje, uśmiercał go po raz kolejny.
   Mama Naomi uchyliła lekko usta, jakby pożałowała swoich słów.
- Wybacz, nie chciałam. - powiedziała z przykrością. Pokiwałem głową, wpatrując się w podłogę, jakbym chciał ukryć przed nią swoje prawdziwe uczucia.
- Ma pani jakieś plany odnośnie Naomi? - spytałem ją zamiast tego. - Wątpię, że wypiszą panią szybko w takim stanie, a ona nie może w tym czasie siedzieć tutaj z panią. - wolałem być szczery bez względu na wszystko. Tylko tym mogłem zdobyć zaufanie mamy Naomi.
- Tak, myślałam o tym - kobieta spojrzała na córkę i skrzywiła się ledwie zauważalnie, jakby dziewczynka miała ją w tej chwili opuścić. Przeczesała wolną ręką czarne włosy Naomi i westchnęła cicho.
- Naomi może zostać u nas jeszcze jakiś czas - zaproponowałem bez ogródek. - Moja ciocia nie będzie miała nic przeciwko, uwielbia ją. - uśmiechnąłem się do Naomi szeroko. - Poza tym codziennie będziemy ją do pani przywozić, dopóki pani nie wypiszą.
- To miło z waszej strony - odpowiedziała mama Naomi, kiwając głową. Zastanawiał mnie jej wiek. Nie wyglądała na statystyczną czterdziestkę, mogła mieć najwyżej trzydzieści lat. Dopiero teraz to odkryłem, bo przez jej liczne opatrunki i smutny wyraz twarzy wyglądała znacznie starzej. - Ale myślę, że i tak sprawiłyśmy wam spory kłopot. Czułabym się nie w porządku, gdybym nadużyła twojej cierpliwości - zwłaszcza twojej, bo przecież to ty byłeś inicjatorem tego pomysłu, o ile mi wiadomo.
- To żaden problem - powiedziałem, wzruszając ramionami. - Niedługo są święta, więc ciocia bierze urlop, a ja mam przerwę. Poza tym wątpię, że najlepszym wyjściem dla Naomi byłaby zmiana miejsca na dom pomocy społecznej.
- Tak, wiem - jęknęła mama dziewczynki, w chwili, gdy Naomi chciała coś powiedzieć. - A ty jak uważasz, Naomi? - spytała ją kobieta.
- Chcę zostać z Hiro i ciocią - odpowiedziała z radością. - Ale nie będziesz długo w tym szpitalu?
- Nie martw się - zaśmiała się jej mama, całując ją w czoło. - Postaram się wyjść jak najprędzej. lekarze zrobią mi tylko kilka badań.
- No to załatwione - westchnąłem z ulgą. - Z tego, co wiem, to zajmuje się panią Baymax, więc powinna pani szybko wrócić do zdrowia.
- Aaa, wiem, ten miły robot - zaśmiała się kobieta. - Przychodzi tu co kilka godzin i pyta, jak się czuję. Na początku myślałam, że to jakiś żart. Skąd go znasz?
- To dzieło mojego brata - odpowiedziałem niemal z dumą. - Baymax mieszka z nami, często pomaga w szpitalu. Najwyraźniej od wypadku zaczął panią traktować jak pacjentkę - zastanawiało mnie to. W sumie Tadashi jeszcze gdy żył ustawił za głównego pacjenta mnie, ale chyba po kilku próbach uświadomienia go, że nie potrzebuję pomocy, sam się przeprogramował na kogoś innego. Jakby żył własnym życiem...
- Jeszcze jedno - oznajmiła kobieta, stawiając Naomi na chłodnej posadzce. - Nie jestem dla ciebie żadną panią - obdarzyła mnie znów tym samym łagodnym uśmiechem i podała dłoń. - Jestem Lara.


Cześć, kochani :33 Just wróciła, tęskniliście?? :D chyba nie, bo obecność znacznie spadła :// cóż, szkoda ;cc

Mam już napisany rozdział na przyszły tydzień i postanowiłam jednak zmienić swoje plany - na Czkastrid będę dodawać co dwa tygodnie, a tutaj co tydzień - tak żeby nieco nadrobić. Może kiedyś będzie szansa takiego zainteresowania tym blogiem w równym stopniu co Czkastrid ^^

Uuu, i zaczynajcie uważać na drogach bo Wasza Just zapisuje się na egzamin teoretyczny (w końcu!) ;)) mam już dość tych stresów normalnie -.-"

PS: Aaaaa! Przypomniałam sobie coś - za tydzień dodam nexta który tym razem będzie myślami GoGo ;33 to tyle