- Czy ja dobrze rozumiem, że potrzebujecie szkolenia? - spytała Yoko, wysłuchawszy naszych słów. Nie wyglądała na zadowoloną, ale nie mieliśmy wyboru.
GoGo westchnęła, opuszczając głowę. Tak naprawdę to był jej pomysł z całym tym przedsięwzięciem, ale niby gdzie mieliśmy ćwiczyć? Może w moim garażu?
- Tak, tłumaczyliśmy już pani, dlaczego tak uważamy. Być może ta misja się udała, ale nie poszła po naszej myśli, a przy następnym zadaniu możemy nie mieć drugiej szansy.
Yoko siedziała w swoim skórzanym fotelu i piła kawę, przypatrując się nam badawczo. Nie potrafiłem poznać po niej, o czym myśli, co mnie niezwykle irytowało. Była bardzo powściągliwa, jeśli chodzi o emocje, co utrudniało nam z nią kontakt. Eve wypiła do końca swoją kawę i założyła nogę na nogę, jakby prezentując swoje nowe obcasy.
- Szczerze mówiąc, wasze szkolenie już jest w toku. Ta dwójka była podstawiona, a wszystkie ładunki wybuchowe dokoła elektrowni... cóż, to dzieło Ithaniego.
Otworzyłem szeroko oczy nie dowierzając w to, co usłyszałem.
- Co?! - krzyknęła GoGo, jakby reagując za nas wszystkich. Widziałem po moich przyjaciołach zniechęcenie i gniew.
- Dlaczego pani nam to zrobiła? - zapytała Honey, chwytając się swoich minimalnych zasobów cierpliwości. - Przecież zdaliśmy wszystkie testy...
- No właśnie - powiedziała Yoko, wstając ze swojego szarego, obitego fotela. - Ale testy to nie wszystko. Sami widzieliście, że zdaliście testy, a jednak mimo to nie do końca poradziliście sobie podczas pierwszego zadania.
- Czyli wszystko znowu poszło na marne? - jęknął Wasabi. Nienawidził robić czegoś bezsensownie. Ja także nie.
Nagle wybuchła wrzawa, każdy miał do powiedzenia kilka gniewnych słów, które nie do końca spodobałyby się Yoko, gdyby nas wszystkich wysłuchała. Ona natomiast stała tam, przypatrując się nam z gorzkim uśmiechem, aż wreszcie podniosła obie ręce, uciszając nas.
- Poradziliście sobie, stawiając sobie wysokie wymagania. O to nam właśnie chodziło - nauczyć was trzeźwo myśleć. Agenda zbiera najlepszych agentów Japonii. Myślicie, że ilu ich jest? Myślicie, ilu z nich zginęło w trakcie misji? Musimy cały czas dokształcać i doświadczać naszych agentów, bo bez tego ponosilibyśmy zbyt wielkie straty. A każdy z was jest na wagę złota. Tak, to była wasza pierwsza misja i potraktujcie ją poważnie. Zobaczyliście, jak funkcjonuje nasz system. Nikt nie będzie wam mówił, kiedy i gdzie rozpoczniecie zadanie i gdzie jesteście potrzebni, więc musicie być przygotowani na wszystko. Staramy się, badamy wszystkie aspekty waszych zadań, ale nawet naszej Agendzie nie zawsze się to udaje. Za bardzo was cenimy, by wysłać was na tak niebezpieczną misję od razu.
- Zaraz... jeśli wam zależy, to dlaczego Honey, Fred i Wasabi prawie zginęli? - zapytała GoGo, zaciskając pięści. Nie dziwiłem się jej, choć miałem przeczucie, że jeżeli GoGo się zaraz nie uspokoi, Yoko mogłaby od niej oberwać cios w nos.
- Nie zginęliby - zapewniła nas Yoko spokojnym i opanowanym głosem. - Mieliśmy na wszystko oko, a wynajęci przez nas "przestępcy" - dyrektorka zrobiła palcami cudzysłów - dostali znak, kiedy mogą wysadzić elektrownię. Powiem szczerze, że wybuch i tak sięgnąłby maksymalnie półtora kilometra, ale Wasabi świetnie sobie poradził ze swoimi dystrybutorami. Kiedy to wymyśliłeś? - zapytała Yoko ciekawym głosem.
- Miałem przy sobie kilka części, jak zawsze, gdybym czegoś potrzebował. Udało mi się to dość szybko zbudować, gdy już stałem w odpowiedniej pozycji. Wolałbym jednak to wszystko przemyśleć, bo i tak nie byłem pewny, czy to zadziała. Stąd poleciłem Honey, żeby w razie potrzeby użyła swojej bariery, gdybyśmy wciąż stali w obszarze wybuchu.
Yoko pogładziła się po policzku, patrząc na niego bystro szarymi oczami.
- Hmmm, sprytnie...
Usiadłem w końcu na jednym z trzech foteli, nie mogąc uporać się ze wszystkimi informacjami, które zebrałem. Już miałem dość tych wszystkich prób i testów. Chciałem zaczął popełniać własne błędy, a nie kroki w scenariuszu, o którym nie wiedziałem.
- Czy na tym szkoleniu też będziecie nas kontrolować? - spytałem poważnym głosem. Honey usiadła na drugim fotelu, spoglądając na mnie troskliwie. No tak, pewnie pod wpływem tych wszystkich emocji musiałem wyglądać jak wariat.
Yoko uśmiechnęła się lekko, złośliwie.
- Nie i nigdy was nie kontrolowaliśmy.
- Chodzi mi o to, czy dalej będziecie wszystko aranżować. - wytłumaczyłem. Yoko zapatrzyła się na mnie swoim przenikliwym spojrzeniem. Pasowało jej to jak żmii rozdwojony język, pomyślałem z obrzydzeniem.
- Nie. Chcemy wysłać was na wyspę Isla Menor, gdzie nasza Agenda w żaden sposób nie będzie mogła was wesprzeć. Co więcej, na tej wyspie nie ma wyjątkowo rozwiniętej cywilizacji, więc będzie to wymagało od was twórczego myślenia. - znowu czułem się zdziwiony, nie wiem, który raz z rzędu. Chcą nas wysłać na jakąś wyspę? Niby po co?
- Czyli taki mały surwiwalik? - spytał Fred, zacierając ręce. No tak, jemu nie przeszkadzały żadne niedogodności, choć właściwie to jemu powinny najbardziej przeszkadzać, bo w końcu nie każdy mieszka w jednej z największych willi San Fransokyo.
- Nie chodzi tylko o przetrwanie - mruknęła Eve, wciąż trzymając się przy nas swojej cierpliwości. No tak, musieliśmy być strasznie irytujący, nie wiedząc tak naprawdę niczego, co działo się wokół nas, pomyślałem z przekąsem. - Na tą wyspę są zsyłani przestępcy. Tam będziecie się mogli odpowiednio wyszkolić.
- Co? - zapytała GoGo, nakładając na siebie maskę pewności siebie. - To ma być jakiś żart?
Poczułem ciarki na plecach, myśląc o tym zadaniu. My mielibyśmy złapać niebezpiecznych przestępców żyjących w dziczy, gdy Agenda nie ufa nam nawet na tyle, by powierzyć nam zadania w San Fransokyo? Czułem, że nie rozumiem logiki postępowania Yoko. Co tak naprawdę chciała osiągnąć, wpychając nas w paszczę lwa?
- Nie, to nie jest żart, panno Tomago - mruknęła Yoko, patrząc uważnie na GoGo. - Na Isla Menor znajduje się zakład karny, z którego uciekło ostatnio szesnastu więźniów. Z tego, co wiem, są uzbrojeni. Potrzeba ich tylko znaleźć, unieszkodliwić i dostarczyć zakładowi, a tamtejsi funkcjonariusze się nimi zajmą. Tyle, że...
- Że co? - spytała Honey wystraszonym głosem.
- Wyspa Isla Menor nie jest taka, jak inne. Oprócz zakładu, nie mieści się tam nic innego, choć wyspa jest rozległa. Możliwe, że już teraz, zbiegłych przestępców wykończyły warunki bądź dzikie zwierzęta.
- Aha, to super - mruknąłem pod nosem.
- Coś chcesz dodać, Hiro? - zapytała Yoko, unosząc brew.
- Tak, chcę coś dodać - warknąłem. - Nie rozumiem Agendy. Po co chcecie nas zesłać na tą wyspę, skoro nie ufacie nam nawet na tyle, by złapać dwóch niegroźnych przestępców w okolicach miasta...
- Hiro... - przerwała mi Yoko stanowczo, ale byłem zbyt rozdrażniony, żeby jej się to udało.
- Nie. Mam dość robienia za waszą marionetkę. Nie na to się umawialiśmy, zgadzając się na współpracę z Agendą. Mieliśmy robić to, co zawsze, tyle że z waszą pomocą, podczas, gdy wasza pomoc kończy się na załatwianiu nam większych kłopotów.
Nastała cisza, podczas której moi przyjaciele wpatrywali się we mnie z szokiem.
- A więc rozumiesz to w taki sposób - Yoko przerwała w końcu ciężką ciszę. - Dobrze, więc przy tym zadaniu Agenda daje wam słowo, że nie będzie interweniować w żaden sposób w wasze zadanie. Czy tego właśnie chcesz?
- Tak - odparłem wprost, widząc, że moi przyjaciele są temu przeciwni.
- Hiro - sapnął Wasabi, gładząc twarz. Honey też jęknęła, ale GoGo uśmiechnęła się do mnie szczerze. Wiedziałem, że w pełni mnie popiera. Ja też przestawałem już ufać Agendzie.
- Przestańcie! - krzyknąłem do nich ubolewającym głosem. - Może chcecie to w ogóle zawiesić? Nie po to poświęciliśmy tyle czasu na wymyślanie nowych projektów, by to teraz wszystko porzucić!
GoGo oparła się o fotel, na który przed chwilą usiadła z pewną siebie miną i spojrzała na mnie z uśmiechem.
- No, ja na to nie znajdę argumentu - przyznała. Miałem wrażenie, że Yoko ledwie widocznie się uśmiecha.
- Słuchajcie, Hiro ma rację - przyznał w końcu niemal nieugięty Wasabi. - Kiedy zaczynamy?
Brew Yoko powędrowała do góry, po czym dyrektorka spojrzała na mnie z czymś na kształt szacunku. Serio powiedziałem coś tak mocnego?
- Masz siłę przebicia, Hiro. - powiedziała szczerze.
- Nie da się ukryć - mruknęła GoGo z westchnieniem, puszczając do mnie oko.
- Naprawdę wam pozwoliła?! - wykrzyknęła Sam, zakrywając usta dłonią, gdy uświadomiła sobie, o czym rozmawiamy.
Staliśmy właśnie oboje na wybrzeżu, jak zresztą zwykle, gdy chciałem z nią porozmawiać. Ona uwielbiała morze, a ja uwielbiałem czasem odpocząć od tłocznego San Fransokyo. W sumie nam obojgu było to na rękę.
- Tak, co w tym dziwnego? - spytałem, rzucając przed siebie małego kamyka, który zniknął w spienionych falach.
Sam dotknęła mojego ramienia, patrząc mi w oczy w taki sposób, że miałem ochotę spojrzeć wszędzie dokoła, byle nie odwzajemniać jej spojrzenia. Bujne włosy blondynki powiewały na wietrze.
- Hiro, znam procedury Agendy na wyrywki - wyszeptała, marszcząc brwi. - Zazwyczaj Agenda sprawdza swoich agentów przynajmniej dwa lata, zanim daje im prawo do pełnego funkcjonowania w strukturach.
Przemyślałem jej słowa. Chyba rzeczywiście powiedziałem coś, co Yoko niezwykle zdziwiło. Reszta Agentów pewnie wolała żyć w kłamstwie, że są superbohaterami, podczas gdy ich misje są wyimaginowane przez Agendę, by sprawdzić ich możliwości. Ja wolałem mieć pewność, że to, co robię, nie jest tylko kolejnym testem, a czymś więcej, co może rzeczywiście pomóc innym.
- Skoro tak, to czy Ithani jest kimś więcej w organizacji Agendy, czy tylko zwykłym agentem? - spytałem ją, chowając dłonie do kieszeni. Zastanawiało mnie, czemu zawsze, gdy przypominam sobie o Ithanim, czuję złość. Co prawda uczestniczył w wypadku, w którym zginął mój brat, ale tak naprawdę wciąż był to wypadek, a nie zabójstwo. Może chodziło o GoGo? - pomyślałem sobie i zaraz z palącego gniewu moje nastawienie zmieniło się na dziwne otępienie i smutek. Nie za bardzo zaczynałem kontrolować swoje emocje.
- Zwykłym Agentem? - spytała mnie Sam. - Hiro, Agenci są najważniejsi! To wy tworzycie Agendę, my nią tylko zarządzamy - mówiąc "my" miała pewnie na myśli szereg naukowców, badaczy i techników, których zawsze mijaliśmy, idąc długimi korytarzami Agendy. - Ale Ithani... No tak, jest jednym z głównych Agentów. Wybił się dość ładnie w jego młodym wieku - przyznała.
- Młodym? - spytałem z coraz większym zainteresowaniem. - To jaki jest średni wiek Agenta AZN-u?
Sam wydawała się być zamyślona.
- Czy ja wiem... Najstarszy z nich, Leo Manu ma siedemdziesiąt dwa lata i trzyma się całkiem nieźle.
Siedemdziesiąt dwa lata! Nie mogłem w to uwierzyć. Przecież w tym wieku typowy Japończyk siedział przed kominkiem i czytał stare gazety, bądź ewentualnie rozmawiał z przyjaciółmi o starych dziejach a nie jeździł po kraju w poszukiwaniu najbardziej niebezpiecznych zbirów.
- Żartujesz! I co on właściwie robi w takim wieku? - coraz więcej pytań piętrzyło się w mojej głowie, choć wiedziałem, że niedługo i tak Sam przestanie na nie odpowiadać. Niektóre sprawy musiała przed nami zatuszować i niestety musiałem to wiedzieć.
Sam jednak zamiast odpowiedzieć, uśmiechnęła się do mnie promiennie i skrzyżowała ręce na piersi. Oho, właśnie skończyła się pula na pytania, pomyślałem z irytacją.
- Hiro, za dużo chcesz wiedzieć. - powiedziała, przekrzywiając głowę jak kotka. Czasem zastanawiałem się, czy nie marnuje się przy tych wszystkich papierach Agendy. Była naprawdę ładna. Znałem dziewczyny z mojego liceum, które w tym samym wieku wysyłały swoje zdjęcia do wielkich firm modelingowych, a nie bawiły się w księgową tajnej organizacji.
- Ty też chciałaś wszystko wiedzieć, gdy mnie poznałaś - wytknąłem jej. Sam położyła ręce na biodrach, przyglądając mi się z udawaną złością, po czym odpowiedziała, nie przestając się uśmiechać.
- Gdybyś tkwił w biurze od rana do nocy na pewno byś się zdziwił, znajdując taki materiał. Jesteście wyjątkami od wszystkich innych agentów AZN-u. Nie zdziwię się, jak za jakiś czas sami nie zaczną was ścigać.
Przełknąłem głośno ślinę, przyjmując te słowa na poważnie. Pierwszy Agent, który przyszedł mi do głowy to oczywiście Ithani, zresztą miał więcej powodów, by nas ścigać od innych na przykłąd to, że podczas testów Agendy dość mocno go poturbowałem.
Usiadłem na skałach, spoglądając na zachodzące słońce. Ciocia Cass niedługo pewnie zacznie za mną wydzwaniać, pomyślałem sobie. Przypomniałem sobie moment, gdy wróciłem do domu nad ranem po naszej ostatniej akcji, prawie przez nas zaliczonej do pierwszej misji.
Otworzyłem cicho drzwi do domu swoim zgrzytającym kluczem, modląc się w duchu, żeby ciocia Cass jednak spała. Wolałem nie budzić jej odgłosem moich kroków po schodach. Gdy jednak przekroczyłem próg, od razu usłyszałem jej poddenerwowany głos.
- Hiro! Wreszcie jesteś! Miałam już dzwonić na policję... - zanim zdołałem wypowiedzieć choć słowo, ciocia Cass zacisnęła swoje ramiona w śmiertelnym uścisku wokół mojej szyi.
- Tak, widzisz, cały i zdrowy. Wciąż ten sam ja. To dobranoc - powiedziałem, próbując jakoś wymknąć się silnym ramionom cioci i wejść na górę, ale ciocia złapała mnie za ramię i uważnie mi się przyjrzała.
- Co ci się stało? - zapytała z przerażeniem w oczach, oglądając mój lewy policzek. Przetarłem go od razu dłonią i poczułem ukłucie bólu.
- Nic, tylko... Upadłem na ulicy. - skłamałem, zakrywając to miejsce dłonią i z trudem wytrzymując pieczenie. No tak, wybuch, przypomniałem sobie.
- Nie kłam. - wyszeptała ciocia łaskawym głosem. Nie była na mnie zła tylko... wystraszona. - Ta skóra jest przypalona. Co robiłeś w nocy?
Westchnąłem, patrząc cioci w oczy. Nie potrafiłem jej okłamać. Tak naprawdę był to pierwszy moment, od czasu mojej kłótni z ciocią, gdy udało mi się zamienić dłuższy dialog niż "jak minął dzień?" - "dobrze, zjem u siebie". Popatrzyłem z bólem na kobietę, która przyjęła mnie pod dach po śmierci moich rodziców i nagle moje sumienie pękło, wraz ze wszystkim, czym je napełniłem, a ja sam rzuciłem się ciotce na szyję.
- Przepraszam - wyszeptałem, czując łzy na moim zranionym policzku. - Nie mogę ci powiedzieć, ciociu. Nawet, gdybym bardzo chciał.
Ciocia Cass odwzajemniła uścisk, nie odzywając się do mnie ani słowem. Po chwili poczułem jej własne łzy na mojej szyi.
- To ja cię przepraszam, Hiro. - odparła ciocia. - Nie powinnam była tak cię wtedy potraktować. Przecież mogłam się domyślić, że będziesz chciał szukać odpowiedzi.
Spojrzałem na nią, ocierając bez uczucia wstydu łzy, które nagromadziły się na mojej zadrapanej twarzy.
- Nie wiedziałem, że to dla ciebie takie trudne - wyznałem. Ciocia Cass również otarła swoje łzy, uśmiechając się lekko.
- Usiądź w salonie. Zaraz zrobię herbatę i porozmawiamy - powiedziała, idąc do kuchni.
Zmarszczyłem brwi, spoglądając na kobietę, która zniknęła za ladą. Było grubo po trzeciej a moja ciocia zapragnęła rozmowy przy herbacie. Nagle uświadomiłem sobie z szokiem, co to wszystko znaczy, bo moje szare komórki o tej porze pracowały naprawdę wolno. Przeskoczyłem przez schody niemal w jednym skoku i pognałem na górę do łazienki, by umyć swoją twarz. Musiałem naprawdę nieźle wyglądać, skoro udało mi się przestraszyć moją ciocię nie na żarty.
Przy okazji spojrzałem w lustro i aż podskoczyłem z wrażenia. Nie potrafiłem poznać siebie we własnym odbiciu. Coś było nie tak. Skóra na moim policzku rzeczywiście była mocno zaczerwieniona na skutek wybuchu i gorąca płomieni, ale nie to sprawiło, że przestraszyłem się osoby naprzeciw mnie. W moich oczach pojawiło się coś, czego wcześniej w sobie nie widziałem. Determinacja, upór i dzikość, która zszokowała mnie o wiele bardziej niż drobne rany mojej twarzy.
Gdy udało mi się już zmyć z twarzy warstwę brudu i zaschniętej krwi, którą przed powrotem do domu starałem się zamaskować, trąc po twarzy rękawem bluzy, wróciłem do salonu, w którym siedziała już ciocia Cass, a przy niej stał imbryk z gorącą herbatą, unosząc w stronę sufitu kłęby pary.
Usiadłem w spokoju i wychyliłem herbatę z kubka, zapominając o tym, jaka jest wrząca. Poparzyłem sobie lekko język, ale nie zwróciłem na to zanadto uwagi, bo bardziej interesowałem się dziwną miną cioci, która wpatrywała się z założonymi rękami w podłogę.
- Masz do mnie żal, że nigdy nie mówiłam ci o twoich rodzicach - przemówiła wreszcie, patrząc na mnie udręczonym wzrokiem. - Bardzo kochałam twoją mamę. Byłyśmy niemal idealnymi siostrami. Zawsze mogłyśmy na siebie liczyć w razie problemów. Ale twoja mama zawsze ładowała się w kłopoty. I co gorsza, zawsze mnie w nie wciągała. Często miałam do niej o to żal, ale wciąż starałam się jej pomóc, widząc, że sobie nie radzi. Potem... pojawił się twój ojciec. Nie spotkałam jeszcze takiego człowieka. Miły, dystyngowany, przede wszystkim inteligentny, ale nie w ten sposób, co twoja mama. Ona... wykorzystywała swoje pomysły w złym celu, zawsze przewracając szalę na drugą stronę. Twój ojciec natomiast wiedział, do czego dąży i miał poukładane życie. Z Daishim zresztą było bardzo podobnie. Poznałam go na weselu twoich rodziców, ale jeszcze wtedy nie był takim szychą, jak teraz - ciocia Cass zaśmiała się cicho, spoglądając na mnie z zainteresowaniem. Więc stąd ciocia Cass znała ojca GoGo, pomyślałem, słuchając dalej. - Któregoś dnia twoja mama zadzwoniła do mnie ze Stanów, gdzie pojechała z twoim ojcem na jakieś badania. Pracowali wtedy chyba w Covert Garden nad botaniką roślin i użycia ich w medycynie. Tym zajmował się twój ojciec. Zaś twoją mamę bardziej interesowały zjawiska z przeszłości. Pamiętam, że wszystkie daty i opowieści bardzo łatwo przychodziły jej do głowy. Tak czy siak, twoja mama poprosiła mnie, bym odebrała przesyłkę od jej zaufanego przyjaciela. Wtedy... Wtedy nie wiedziałam, kim jest ten człowiek. Od tamtego czasu czułam, że ktoś mnie śledzi. Nawet raz ktoś próbował mnie zaatakować, gdy wracałam nocą do domu i wtedy postanowiłam wypytać twoją mamę, kim był ten mężczyzna.
- Czy to był Carlos Mayson? - spytałem najciszej, jak potrafiłem. Ciocia Cass spojrzała na mnie ze zgrozą. - Tak, czy nie?
- Daishi?
- Nie, pan Tomago nie chce mi o tym nic powiedzieć. Czy to był ten mężczyzna?
- Niee wieem - zająknęła się ciocia, przełykając głośno ślinę. Coś było nie tak, pomyślałem od razu, a ciocia odchrząknęła. - Gdy dowiedziałam się, że twoja mama ma jakieś długi, zerwałam z nią kontakt, bo... bałam się. To stawało się coraz bardziej niebezpieczne, ale twoja mama mnie nie słuchała. Gdy twój ojciec nie skorzystał z mojej oferty pomocy, wolałam zostawić to Sayuri, mając nadzieję, że wie, co robi.
Dopiero, gdy usłyszałam o narodzinach Tadashiego coś mnie tknęło. Strasznie tęskniłam za twoją mamą i postanowiłam, że spróbuję ją wyciągnąć z tego bagna. Ale to nie było takie proste... Daishi również chciał im pomóc, ale wtedy... Coś się stało, po prostu to czułam. Twoja mama chodziła niewyspana, zapłakana i jakby wystraszona. Pewnego dnia, gdy się spotkałyśmy powiedziała, że nie chce mnie widzieć i że nie zamierza mi się zwierzać ze swoich problemów. Powiedziała mi tyle złych słów... Hiro, nie wiedziałam, że... że wtedy widzimy się po raz ostatni. Nawet nie wiedziałam, że się urodziłeś. Twoja mama odgrodziła się ode mnie murem i nie dopuszczała do mnie żadnej informacji o sobie. Próbowałam, dzwoniłam, rozmawiałam z Daishim... Ale okazało się, że twój ojciec również z nim się nie kontaktował. Kiedy usłyszałam o wypadku... - głos cioci Cass się załamał, a ona sama ukryła twarz w dłoniach. Przytuliłem ją, czując ten sam ciężar, co ona, gdy mówiła mi to wszystko. To nie jej wina. I czułem też, że to nie wina mojej mamy. Może ktoś ja zastraszał? Może zerwała kontakt z ciocią dla jej dobra?
- Nikt ciebie nie posądza, ciociu - powiedziałem, podając jej chusteczkę higieniczną. Ciocia przetarła nią zapłakane oczy i spojrzała na mnie ze smutkiem.
- Może gdybym nie dała jej wtedy spokoju... Gdybym nie zerwała z nią wcześniej kontaktu... Powinnam była jej pomóc.
- Zrobiłaś wszystko, co mogłaś - próbowałem ją pocieszyć, chociaż sam czułem się dziwnie pusty. Wiedziałem, że za problemami mojej mamy stał Mayson, ale jak miałem to udowodnić? Wszystko składało się w całość, ale jednocześnie nie miałem na niego żadnych dowodów.
- Potem dostaliście się z Tadashim do domu dziecka i dostałam możliwość walki o prawa rodzicielskie. - kontynuowała. - Wtedy po raz pierwszy dowiedziałam się, że moja Sayuri miała dwóch synów. To, że was wtedy wzięłam było najlepszą decyzją mojego życia - wyznała, uśmiechając się do mnie słabo przez łzy. Przytuliłem ją znów, opierając głowę o jej ramię. Czułem niewyobrażalną pustkę, która wolno zapełniała się wspomnieniami z mojego dzieciństwa, dotyczącymi Tadashiego i cioci. Tyle im zawdzięczam...
Nagle ktoś ujął mnie lekko za podbródek i obrócił moją twarz w swoją stronę. Zauważyłem przed sobą ciemne oczy Sam, patrzące na mnie z uwagą.
- Hiro, coś się stało? - zapytała, gładząc lekko mój policzek.
- Nie, wszystko gra - odpowiedziałem, odpychając delikatnie jej dłoń od mojej twarzy. Sam najwyraźniej uznała to za chęć zamknięcia tematu, a nie moją zwykłą nieśmiałość.
- Nie chcę się narzucać, ale wiesz, że... że jeżeli będziesz chciał się wygadać, to możesz na mnie liczyć?
Popatrzyłem na nią z wdzięcznością, ujmując jej dłoń, jakby zapomniawszy, że przed chwilą ją odepchnąłem. Przez chwilę, gdy wtedy na mnie patrzyła, miałem nadzieję, że gdy obrócę głowę, zobaczę GoGo siedzącą obok, ale widok Sam jakoś mnie nie uspokoił. Nie chciałem jej jednak o tym mówić. Zachowałbym się wtedy jak dupek, a tego nie chciałem.
- Yoko przeniosła mnie do innej sprawy - powiedziała Sam, odgarniając włosy za ucho. Lubiłem patrzeć, gdy to robiła. Czasem wydawała się jak mała dziewczynka, zamknięta w domku dla lalek, a czasem zachowywała się o wiele dojrzalej niż ja kiedykolwiek. Myślę, że na tym właśnie polegała jej niezwykłość.
- Czyli już nie będziesz mogła nam pomagać? - spytałem ją cicho. Sam popatrzyła na nasze splecione dłonie i westchnęła.
- Nawet nie będę wiedziała, co się z wami dzieje. Hiro, obiecaj mi, że będziesz ostrożny. - powiedziała, mrugając swoimi błyszczącymi oczami. Przez chwilę miałem ochotę ją objąć i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.
- Martwisz się o mnie? - spytałem zamiast tego, dziwiąc się, że Sam tak bardzo się interesuje moim losem, co mnie jednak trochę podnosiło na duszy.
- Pewnie, że tak, Hiro - odparła, patrząc mi w oczy z niepokojem.
Odwzajemniłem jej spojrzenie, a po chwili jej twarz zbliżyła się do mojej, jakby Sam chciała mnie pocałować. Co dziwne, ja też tego chciałem, zmrużyłem oczy i gdy nasze usta dzieliły milimetry, poczułem lodowatą wodę na całym moim ciele, od której cały się zatrząsłem. Skałę, na której siedzieliśmy, zalała wysoka fala, zimnej, morskiej wody. Miałem przemoczone ubranie i mokre włosy, ale zanim zwróciłem uwagę na Sam, najpierw usłyszałem jej wysoki, dźwięczny śmiech.
Ona sama okrywała się ramionami, będąc cała mokra. Jej blond włosy spływały kaskadami po zimnych ramionach, którymi próbowała się jakoś opatulić. Najwyraźniej podczas naszej rozmowy nie zauważyliśmy, że fale zaczęły się podnosić. Sam jednak zdawała się nie przejmować tym, że jest jej zimno i jest cała mokra, ale dalej się śmiała z zaistniałej sytuacji, a jej śmiech odbijał się echem o pobliskie skały. Zacząłem się śmiać wraz z nią, próbując wykręcić wodę z mojej mokrej bluzy.
- Może już wracajmy? - zaproponowała Sam, gdy zdołaliśmy pozbyć się choć części słonej wody z mokrych ubrań.
- Chętnie - przyznałem, nakładając swoją bluzę na ramiona.
Pomimo zaistniałej sytuacji, całą drogę przegadaliśmy w lekkiej atmosferze, choć bardziej wyobrażałem sobie, że nie będziemy się do siebie odzywać, cały czas myśląc o zajściu wtedy na wybrzeżu. Cholera, co mi się wtedy stało? Przecież gdyby nie ta fala... Już sam nie wiedziałem, co mam myśleć na temat Sam. Z jednej strony wmawiałem sobie, że jest tylko przyjaciółką, choć z drugiej strony coraz częściej zauważałem, że traktuję Sam jak kogoś bliższego. A może tak naprawdę chciałem, by Sam była dla mnie kimś bliższym? Nie wiem, czułem się w tej kwestii zagubiony, jakbym sam nie wiedział, czego chcę.
- To tutaj - odparła Sam, stając przed swoim domem. Pomimo że zawsze odprowadzałem ją niemal pod same drzwi, to nigdy nie pamiętałem, gdzie mieści się jej dom, bo zawsze szliśmy do niego inną drogą. Najwyraźniej Sam znała tę część miasta lepiej ode mnie.
Przystanęliśmy, patrząc na światła w oknach. Rodzice Sam pewnie na nią czekali.
- Kiedy wyjeżdżacie? - spytała, pochmurniejąc od razu.
- Nie wiem - wzruszyłem ramionami. - Yoko powinna nam dać przynajmniej tydzień, może dwa na zaplanowanie tej misji.
- Uda wam się - powiedziała, uśmiechając się szczerze. - Jestem tego pewna.
- Też mam taką nadzieję - przyznałem, żegnając się z nią wspólnym uściskiem. Choć za każdym razem żegnaliśmy się w ten sposób, miałem wrażenie, że tym razem trzymałem w ramionach Sam nieco dłużej, niż powinienem.
- Cześć, Hiro. - pomachała mi, znikając w tych samych drzwiach.
- Cześć, Sam - odparłem cicho, patrząc na zamykające się drzwi. Cóż, czekała mnie droga do domu pełna ciągłego rozmyślania na temat dzisiejszego dnia, pomyślałem z goryczą, po czym ruszyłem w kierunku serca miasta.
Haaa, pewnie większość ma teraz takie wtf? albo co to było, Just?! albo jeeej, jak słodko!! albo jeszcze inne reakcje :D piszcie o nich bo jestem straaasznie ciekawa! buziaczki dla was :*
PS: Mam nadzieję, że odpowiedziałam na twój kom blogerkarenia :D
Oczywiście, że WTF??? Nio bez przesady, ale tak lecieć na dwa fronty... Normalnie jak Geralt w Wiedźminie. Oj tam, bardzo fajnie :D
OdpowiedzUsuńWTF ? DZIEWCZYNO, MOJA MINA TO TAKIE : KURCZACZKI, DAWAĆ MI KOCYK I HERBATKĘ , BO MUSZE SIĘ WYPŁAKAĆ ! JAK ON TAK MOŻE ! ZŁY HIRO, ZŁY .....
OdpowiedzUsuńhttp://world-by-ous.blogspot.com/ http://tworczoscgabrielaanastazji.blogspot.com/
Just! W ogóle, jak mogłaś?! Weź, zawał miałam XD. Ja tu happy z zakupów z Empika wracam i myślę sobie ,,ohoho sprawdzę blogger'a, może ktoś dodał rozdział". Wchodzę i pacze, rozdział u ciebie. To jeszcze bardziej happy wbijam i myślę ,,O! Może w końcu coś się stanie miedzy Hiro a GoGo?" a ty tu ranisz mnie! XD Chciałam krzyczeć w ogóle na cały samochód, mama już się na mnie patrzyła jak na idiotkę, weź szkoda gadać. XD Przepraszam, ale naprawdę nienawidzę Sam ;-; Mam dziwne wrażenie, że ona chce uwieść Hiro! W ogóle co do niego.... Mógłby wreszcie łaskawie ruszyć swoje cztery litery i porozmawiać do GoGo, co? XD Jezu, całe szczęście, że ta fala ich zalała! Ohh, Posejdonie dziękuję! Zabiłabym cię wtedy XD Ale Posejdon wie, że tylko GoGo jest przeznaczona dla naszego Hiro <3 (Jeju, przepraszam za tego Posejdona, po prostu czytam za dużo Percy'ego Jackson'a XD) Ja w ogóle nie rozumiem Hiro ;-;. Raz chce się całować z GoGo, raz z Sam! Nie ładnie tak do obu ;-; Zdecyduj się mały, kogo kochasz ;-; Wiem, że czasem jest trudno wybrać no ale błagam ;-; Ja i tak trzymam kciuki za Hiro i GoGo <3
OdpowiedzUsuńDobra, chyba skończyłam wywód na ten temat XD. Jejku, ja nie wiem co jeszcze napisać ;-;
Rozdział świetny. ^^ Dobra, ja zmykam odrobić jeszcze chemię. Życzę weny ;* ~ Avis :*****
Kurczę, najpierw Więzień teraz Percy. Kochana czytasz mi w myślach, śledzisz mnie? O.o
UsuńSpoko, czekałam na hejty. Hejtują Dashnera bo Newt. Martina bo Jon Snow. Collins bo Finnick i Prim. Skoro zaczynają się hejty to chyba nareszcie dostałam się na szczyt hahaha ! Ale jestem tępa ja nie mg xDD hahaha, ale wierzyć trzeba ;3
Spoko, mam takie plany że zlecicie z krzeseł, to wam mg obiecać! ;* dziękuję
A co do Hiro to też trzeba go trochę zrozumieć. GoGo ma na niego wywalone, za to Sam nie i chyba to mu się w niej spodobało ;)
UsuńSuper było czekam na nowy dział ;)
UsuńJeśli mamy zlecieć z krzeseł, to na taką odpowiedź czekałam XD. Dobra, bo ja wbiłam tylko na chwilę a teraz wracam do oglądania jakże super połączenia jakim jest Newtmas :')
UsuńEee tam, ja wolę Thomalię i to w realu :)))) tsa, żyć w przekonaniu, że Sangster kiedyś zainteresuje się dziewczyną z Polski, tak bardzo :)))
UsuńFajne było. :)
OdpowiedzUsuńNie było mnie u Ciebie chyba kilka miesięcy. Tyle do nadrobienia xD
OdpowiedzUsuńNo, nic. Ten rozdział był naprawdę ciekawy. Z niecierpliwością czekam na więcej ^^
guardiansoflostsoul.blogspot.com
Wow, wow, wow!!! Coś ty tu nawymyślała Just?! Ja chyba myślami zesłałam tą falę na tych dwoje. Ten mały pierun Hiro! Oj nie ładnie, choć go trochę rozumiem, Go Go zachowuje się w stosunku do niego jakby chciała, ale nie mogła. Boże oni zabierają się do siebie jak pies do jeża! Niech się dziewczyna pospieszy, bo ta mała flądra Sam zwinie mu go sprzed nosa. :P! Umiesz wprowadzać napięcie do opowiadanie nie ma co. Za tą Sam to cię chyba zastrzelę! Ładnie to tak doprowadzać ludzi do zawału serca? :) Hmm..., a i jeszcze co odwala ta cała Agenda? Wnerwiłam się kiedy wyszło, że ta akcja w elektrowni to było tylko jakieś przedstawianie. No kurczę! Jak tak można ludzi oszukiwać?! Rozumiem Hiro, że się wściekł. Ale martwię się czy o tą misję na wyspie z tym całym zakładem karnym i przestępcami. Chyba nic poważnego się nie stanie nikomu z W6? Czy może wprowadzić odrobinę dramatyzmu? O i może podczas tej misji Hiro jeszcze bardziej zbliży się do Go Go? :) Aż się trzęsę na myśl jak będie wyglądać pobyt W6 na wyspie pełniej przestępców.
OdpowiedzUsuńWeny ci życzę ;)
Hmmm zawsze jakiś pomysł się znajdzie, jak zwykle wszystko na spontanie xD
UsuńHahah idealnie przerwany pocałunek *.*
OdpowiedzUsuńJesteś genialna :D