9/19/2017

Deszcz



   Siedziałem na trybunach, wypatrując mojej partnerki, która wkrótce miała się pojawić. Cała ekipa GoGo wynajmowała prywatny tor do ćwiczeń na obrzeżach miasta. Jako że GoGo już od dawna ćwiczyła ulicami San Fransokyo, Skandar stwierdził, że powinna przerzucić się na ziemny tor jak najszybciej. Obawiał się, że przy innym podłożu GoGo może nie dać rady. Ja byłem innego zdania.
- Wyluzuj, Skan - parsknęła, zakładając kask. - Opony to wytrzymają.
- Nie o opony się martwię - mruknął niepocieszony, ale na moją dziewczynę nie było mocnych.
   Kiedy pierwszy raz zobaczyłem tor, myślałem, że zemdleję. Wszędzie znajdowały się duże hopki- nawet do kilkunastu metrów, które musiały wyglądać z góry jak trawnik, do którego wkradły się krety, tworząc wysokie kopce. Nie powiedziałem jednak ani słowa, wiedząc, że GoGo mogłaby mieć mi za złe, że w nią nie wierzę. Nie potrafiłem jednak ukryć, że coraz mniej podobał mi się pomysł jej udziału w tych zawodach.
- Gotowa? - krzyknął Skandar przez megafon, stojąc nad linią startową. GoGo skinęła głową. Jej silnik był włączony już od paru minut. Stike siedzący obok mnie na trybunach zaczął trzymać za nią kciuki.
- Dajesz, mała - wyszeptał, wpatrując się w postać w czerwonym kostiumie treningowym.
   Stike machnął flagą, a po torze rozniosło się echo spowodowane wrzuceniem biegu. GoGo dosłownie unosiła się na swoim motorze. Wpatrywałem się w nią, przeszyty przerażeniem, jak pędziła coraz szybciej i szybciej, mierząc się z wiatrem.
   Zbliżał się pierwszy zakręt, ale ona ani na moment nie zwolniła. Motor położył się pod kątem, a ja przez moment miałem wrażenie, że ziemia porwie ją razem z maszyną. Jednak tak się nie stało. Nie potrafiłem powiedzieć, jakim cudem GoGo wyliczyła prawa fizyki, będąc jednocześnie kierowcą i instruktorem, ale kąt jaki zachowała na zakręcie wystarczył, by zachowała przyczepność maszyny do podłoża.
   Przyspieszyła jeszcze bardziej, gdy przed jej twarzą pojawiła się pierwsza góra. Była niewielka, ale prędkość, jaką zachowywała GoGo, mogła być dla niej zdradliwa. Patrzyłam z szokiem, jak wjeżdża po łuku na górę po czym leci prawie cztery metry i ląduje z lekkością motyla. Jej motor wydawał z siebie dźwięki, jakby tylko czekał, na lepsza manifestację siły ze strony toru.
   Każda kolejna hopka była większa i bardziej stroma, ale gdy przy przedostatniej GoGo zrobiła salto wraz z całą maszyną, omal nie zemdlałem. Gdy maszyna idealnie wylądowała, odbijając się lekko od podłoża, Stike skoczył na równe nogi i krzyknął ze szczęścia. Spojrzałem na niego z uśmiechem. To ich świat, pomyślałem z uczuciem zazdrości. GoGo i jej ekipę łączy pasja, która jest mi obca. Tak jakbym znalazł się pośrodku morza, nie umiejąc sprawnie pływać.
- Tak jest, GoGo! - wykrzyknął Stike. Jego irokez zafalował na wietrze. - To jest nasza dziewczyna!
   GoGo, która z pewnością nie mogła go usłyszeć, bo jej motor sprawnie zagłuszał wszelkie dźwięki z otoczenia, pędziła nadal, zbliżając się do dwóch szczytów oddalonych od siebie o dobrych sześć metrów. Żeby je przeskoczyć musiałaby zwiększyć prędkość, pomyślałem, lustrując jej maszynę. Zauważyłem, że istnieje druga droga, dokoła miejsca wyzwania, zajmująca z pewnością więcej czasu. Przez moment nawet miałem nadzieję, że GoGo ją wybierze. Przez moment.
   Jej maszyna minęła skręt z prędkością, którą ledwie dawało się zarejestrować. Poczułem irytację na myśl, jaka jest uparta. Przecież to dopiero ćwiczenia. Nie musiała od razu pokazywać wszystkiego, zwłaszcza że ten skok był zbyt ryzykowny.
   Czułem, że trzęsą mi się dłonie. GoGo dojechała na sam szczyt, podczas gdy jej maszyna traciła prędkość. W ostatnim jednak momencie GoGo dodała gazu i wyskoczyła, zostawiając za sobą chmarę ciemnej ziemi. Jej motor skoczył i wylądował dokładnie na skraju drugiej hopki, po czym odbił się i zleciał w dół. GoGo jednak, jako sprawny rajdowiec, zapanowała nad maszyną i ruszyła wprost w kierunku mety, przy której czekał już Skandar. Zeszliśmy oboje ze Stikiem z trybun, chcąc jak najszybciej dołączyć do GoGo. Widziałem po twarzy Stike'a, że był zachwycony jazdą GoGo. Cóż, jak na osobę, która widziała GoGo za kierownicą tyle razy, mógł sobie darować ten cały entuzjazm, pomyślałem z irytacją, choć bardzo lubiłem projektanta.
- Widziałeś jak ta maszyna frunęła? - zagadywał mnie, niemal unosząc się nad stopniami. - Istne arcydzieło! Żaden zawodnik nie będzie miał takich forów jak GoGo! O rany, jestem niesamowity!
   GoGo dojechała do mety i zrobiła obrót o sto osiemdziesiąt stopni, trzymając jedno koło w miejscu. Skandar pomachał dłonią przed twarzą, odpychając pył ziemi i zerknął na swój stoper. Byłem ciekawy tego, co powie.
- I jak? - zapytała GoGo, ściągając z głowy kask. Jej ciemne włosy zabłysły w świetle południowego słońca. Ostatnie promyki przed nadchodząca burzą, pomyślałem ze zniechęceniem, obserwując ciemne chmury, zza których wystawało beznadziejnie słońce.
- Czas niezły. Prawie dobiłaś do czasu, jaki miałaś ostatnim razem. Gdybyś darowała sobie te wszystkie skoki i popisy, mogłabyś pobić swój rekord. - powiedział Skandar ze znużeniem, chowając do kieszeni stoper. GoGo zmarszczyła brwi i wyłączyła silnik.
- Wiesz, że jazda na szybkość jest nudna - odparła tonem małego dziecka. - Dawno nie korzystałam z toru, musiałam wypróbować jego możliwości.
- Prawie wypadłaś z toru przy ostatnim wejściu - rzekł Stike, podchodząc do niej. Jego entuzjazm przygasł. Zastanawiałem się, jaki był tego powód.
- Prawie - zauważyła moja dziewczyna, po czym spojrzała na mnie. Nie do końca wiedziałem, jak mam zareagować. Z jednej strony siedziałem jak na szpilkach przez całą jazdę, z drugiej jednak strony cieszyłem się, że GoGo sprawia to satysfakcję. Miałem w głowie istny mętlik. GoGo podeszła do mnie z uśmiechem i chwyciła mnie za rękę.
- Coś nie tak? - zapytała, wpatrując się z powagą w moje oczy. Skandar i Stike zaczęli rozmowę gdzieś z boku, rozumiejąc, że potrzebujemy chwili sam na sam.
- Niee, - skłamałem, obejmując ją. Moje ciało i tak wydawało się sztywne, choć strach o moją ukochana, którą trzymałem w ramionach, powinien był minąć. - Po prostu... nie mogę zbytnio zebrać myśli, gdy widzę cię w tym stroju.
   GoGo pokręciła z pobłażaniem głową, choć to, co powiedziałem było po części prawdą. Nie wiem, jaki strój planowała ubrać na zawody, ale w tym czerwonym kostiumie, który opinał każdy milimetr jej ciała, mogła łatwo sprawić, że wszyscy inni zawodnicy płci męskiej bardziej zwróciliby uwagę na nią niż na swoją jazdę.
- Pogadamy później - rzuciła w odpowiedzi, choć na jej policzkach zakwitł lekki rumieniec. Stanęła na palcach i pocałowała mnie gorąco w usta. - Mam jeszcze cztery kółka na dziś. Co powiesz na wspólną kolację?
- Wiesz, że myślałem o tym samym? - zapytałem, a GoGo zdążyła obdarzyć mnie uśmiechem, zanim znów wpiłem się w jej wargi.
- Ej, zakochańce! - krzyknął Skandar. Stike zaśmiał się na głos, zapewne w reakcji na ton Skandara. Ten facet wciąż nie potrafił uwierzyć w to, że ja i GoGo byliśmy parą. Cóż, miałem nadzieję, że sam wybije sobie ją z głowy, inaczej będę musiał mu w tym pomóc, pomyślałem ze złością, odrywając się od mojej ukochanej. GoGo wyglądała na rozbawioną.
   Rzuciłbym jej powodzenia na odchodne, gdybym potrafił odczuwać w tej chwili cokolwiek innego, lżejszego niż troskę. Patrzyłem z lękiem na odchodzącą GoGo, mając w głowie jej słowa. Cztery okrążenia. Okej, wytrzymam, obiecałem sobie. W końcu dawała radę w jej stroju jako członka Wielkiej Szóstki, jeździła na swoich dyskach z taką szybkością, że potrafiła poruszać się po tafli wody. Czego właściwie się bałem?
   Spojrzałem na zwodnicze hopki i nierówny teren. Czy GoGo aby na pewno wiedziała co robi?
- Olej musi być zmieniony, silnik przetarty a tłoki wymienione. Tłumik trochę rwał przy ostatnim zakręcie - rzekła szybko GoGo, zbliżając się do swojej drugiej maszyny. Skandar zamontował w każdym z trzech motorów różne silniki, które zaprojektował. W jednej z tych maszyn znajdował się mój silnik, ale nie miałem pojęcia w której.
- No Skandar, znowu masz robotę - zaśmiał się Stike, klepiąc przyjaciela w ramię. Skandar nie wyglądał na specjalnie zadowolonego.
- Mówię mu na wypadek, gdybym czegoś zapomniała - powiadomiła go GoGo łagodnym tonem. - Skan wie, że lubię sama pilnować poprawek, prawda?
   Skandar obrócił głowę i zlustrował GoGo od stóp do głów w jej opiętym stroju. Gdyby nie to, że pomagał jej w warsztacie i był jej po prostu potrzebny, to najzwyczajniej w świecie bym podszedł i uderzył go w twarz z całej siły. Ten koleś był niemożliwy. Jak GoGo mogła tego nie widzieć, w jaki sposób on na nią patrzył? A może widziała, ale sposób w jaki odbierali ją inni faceci jej się podobał?
   Poczułem przypływ gniewu, ale nie miałem ochoty na więcej. Stike dołączył z powrotem do mnie a ja wymówiłem się jakimś sprawunkiem, który miałem do załatwienia i obiecałem, że przyjadę jak skończą trening. Gdy opuściłem tor poczułem do siebie wstręt i złość. Z jednej strony nie powinienem był być zazdrosny, z drugiej jednak widziałem w Skandarze konkurenta. Poza tym nie powinienem był opuszczać placu, pomyślałem sobie. Miałbym oko na tego gościa. Ale co by to dało, Hiro? Ughhh... Każda opcja wydawała się bez sensu. Przecież nie mógłbym tam wrócić i przyznać się Stike'owi, że musiałem ochłonąć. Cała moja zazdrość o GoGo wydała się w tej chwili żałosna.
   Przejechałem pół miasta samochodem cioci. Nie mogłem znaleźć dla siebie miejsca. Jako że nie miałem jeszcze prawka, musiałem unikać miejsc, w których często stacjonowała policja. Nie bałem się, jeździłem bardzo dobrze, co powiedziała mi nawet GoGo (co było dla mnie największym komplementem, jaki mogłem od niej usłyszeć). Po prostu zawsze istniała szansa, że gliniarze sprawdza mi dokumenty i odkryją, że ich nie posiadam. Ha, zabawne. Tajny agent, który łamie prawo. ironia losu, prawda?
   W końcu, gdy nie miałem już się gdzie podziać i zadzwoniła po mnie GoGo, wróciłem na tor z tak wielką niechęcią, że potrzebowałem chwili, by zmusić się do wyjścia z samochodu. Dotarłem do pomieszczenia gospodarczego po prawej stronie toru i pomogłem Skandarowi wpakować ciężki sprzęt do ciężarówki. Motory nie były ciężkie, ale i tak ani ja, ani on nie pozwolilibyśmy GoGo na pomoc. Stała więc z boku i patrzyła, jak sprzątamy po jej treningu. Stike w tym czasie oceniał szkody na lakierze i obmyślał już sposoby na uniknięcie przyszłych otarć na gładkiej powierzchni motoru.
- To wszystko - rzucił Skandar, podchodząc do GoGo. Nie miałem wątpliwości, że mnie ignorował.
- Dzięki za wszystko, Skan - odparła GoGo i pozwoliła się przytulić swojemu przyjacielowi. Spojrzała na mnie, a ja obróciłem głowę, udając, że przeglądam pozostawione na pace ciężarówki części. Stike odebrał telefon i odszedł na bok, rozmawiając z kimś przyciszonym głosem.
   Skandar przechylił się i wyszeptał GoGo coś do ucha, na co ona zareagowała wyraźnym sprzeciwem. Chłopak odszedł, wkładając sobie w uszy słuchawki, a GoGo wpatrywała się w niego z niedowierzaniem. Skandar wsiadł do ciężarówki i odjechał, pozostawiając tor w ciszy, przerywanej tylko rozmowami Stike'a.
- Coś się stało, Go? - spytałem, podchodząc do niej. GoGo pokręciła głową, marszcząc przy tym swoje ciemne brwi.
- Nic, co chciałbyś wiedzieć. - odpowiedziała krótko. Nie byłem usatysfakcjonowany z tej odpowiedzi. Ująłem lekko jej podbródek i uniosłem, wpatrując się w jej ciemne oczy.
- GoGo, powiedz mi. - rzuciłem nieco ostrzej. Widziałem jej reakcję na słowa chłopaka. poza tym zanadto się do niej przybliżał, jak na mój gust. Nawet ja nie przytulałem jej w taki sposób, będąc tylko jej przyjacielem, a już wtedy byłem w niej szaleńczo zakochany. - Bo inaczej wezmę auto, dogonię go i spytam.
   GoGo uśmiechnęła się lekko na tę myśl, ale pokręciła tylko głową, wyrywając mi się i ruszyła ku Stike'owi, chcąc pożegnać się również z drugim przyjacielem.
- Widzimy się jutro, mała - powiedział Stike, przytulając ją delikatnie.
- Nie chcesz, żebyśmy cie podrzucili? - zapytała GoGo. Stike pokręcił przecząco głowa.
- Nie, Jared zaraz po mnie przyjedzie. Mamy coś do załatwienia na mieście - odparł i skinął w moją stronę. - Do zobaczenia, Hiro. Dzięki, że przyjechałeś!
- Nie ma sprawy - rzekłem i razem z GoGo ruszyliśmy do samochodu, trzymając się za ręce. Moja mina pozostała jednak niewzruszona, mimo że GoGo kilka razy próbowała nawiązać rozmowę.
- Och, Hiro - jęknęła w końcu. Miała na sobie luźny dres i sportowe buty. Bez makijażu wyglądała nawet uroczo. - Zapomnij o Skandarze. Załatwię to.
- Ta? - spytałem, otwierając przed nią drzwi samochodu. GoGo wsiadła do środka z twarda miną, wiedząc, że właśnie się pogrążyła. - Niby co takiego załatwisz?
- Porozmawiam z nim... - dodała, gdy zająłem miejsce za kierownicą.
- Nie wydaje mi się - burknąłem pod nosem. Chmury pociemniały. Z ich krawędzi nie wystawały już promienie słońca, tak jakby cały świat został okryty szarą pościelą. Nie tak wyobrażałem sobie środek lata.
   Nastała cisza. GoGo siedziała z udręczoną twarzą, nie próbując już zaczynać żadnego tematu. Dobrze wiedziała, że każde jedno słowo może zostać przeze mnie użyte przeciwko niej.
- Jak silnik, który zaprojektowałem? - zapytałem ją po jakimś czasie. Deszcz padał coraz mocniej i mocniej, a wycieraczki prostowały się i zginały w szaleńczym tańcu, próbując odgonić kaskadę kropli. GoGo milczała przez moment, aż zastanawiałem się, czy nie powinienem był powtórzyć pytania.
- Działał najlepiej ze wszystkich - powiedziała z nuta melancholii w głosie. - Tylko ja wiedziałam, w którym motorze znajdował się twój silnik i na pewno Skandar nie będzie zadowolony, że go przebiłeś.
   Odczułem zadowolenie.
- Był cichszy niż poprzednie? - dopytywałem się.
- Taak, znacznie - powiedziała GoGo łagodnie. - Hiro, proszę, zjedź na bok.
   Jechaliśmy właśnie przez obrzeża miasta. Dokoła nas znajdowały się pola i małe łąki - dość niecodzienny widok jak na centrum Japonii. Stwierdziłem, że lepiej będzie nam objechać miasto dokoła niż lądować się w korki przy tak słabej pogodzie.
- Po co? - spytałem, marszcząc brwi, ale i tak wypełniłem prośbę. Z chwilą zahamowania, GoGo otworzyła drzwi i wyszła na deszcz. Wypatrywałem jej ze zdziwieniem, nie wiedząc, po co poprosiła mnie o zatrzymanie się na środku gołej drogi bez zabudowań. Dokoła trawa kładła się pod wpływem ciepłego, letniego wiatru, a woda spadająca z nieba ożywiała wysuszone trawy, które musiały mieć dość ostatnich upałów.
- GoGo! - krzyknąłem, ale ona szła nieprzerwanie przez deszcz w stronę samotnego drzewa na końcu gęstej łąki. Westchnąłem głośno i wyszedłem na zewnątrz, przeklinając przy tym dzień, w którym zdałem sobie sprawę, że kocham tę dziewczynę.
   Zamknąłem pośpiesznie auto i pobiegłem za nią, nakładając kaptur na głowę.
- Go, możesz mi powiedzieć, o co ci...? - zacząłem, ale obróciła się i spojrzała na mnie z irytacją.
- Nie, Hiro, to ty mi powiesz, o co ci chodzi. - odpowiedziała, krzyżując ręce na piersi. - Widziałam twoja minę po moim pierwszym zjeździe... Powiedz mi, co się stało?
- Nic, był dobry - odparłem, wzruszając ramionami. Moja bluza zaczynała przeciekać, a ja czułem na głowie chłód deszczu.
- Ale...?
   Westchnąłem ociężale.
- Ale przeginasz Go. - dopowiedziałem ku jej zaskoczeniu.
- Przeginam?
- Tak - odparłem, nabierając złości. - Przeginasz z brawurą. Jesteś naprawdę zdolna, znasz się na tym, ale ryzykujesz tam, gdzie nie powinnaś. Co to były w ogóle za triki?
   GoGo wpatrywała się we mnie z szokiem.
- Chodzi ci o to, że jeżdżę tak samo, jak jeździłam zanim cię jeszcze poznałam?! - wykrzyknęła ze złością. - O nie, Hiro. Rozmawialiśmy o tym. Namawiałeś mnie, bym wzięła udział w Grand, a teraz chcesz mi zabronić jeździć, bo co? Bo ty się boisz?
- To niebezpieczne, Go - podkreśliłem, będąc pewnym, że w tej sprawie mam rację.
- Niebezpieczne?! - krzyknęła, a jej głos niósł się echem po nierównym terenie. Włosy wokół jej twarzy, które wychodziły z kaptura skręciły się w mokre, czarne strąki. - Wiesz co jest niebezpieczne? Polowanie na gościa, który zamordował ci rodziców. Niebezpieczne jest ryzykowanie życia na drugim końcu świata. Ale nie, ty musiałeś doczepić się do jedynej pasji, jaką posiadam i jaka żyje. Gratuluję odwagi, naiwny hipokryto!
   Po tych słowach obróciła się i odeszła szybkim krokiem w kierunku drzewa, pozostawiając mnie samego. Deszcz wzmógł się jeszcze bardziej, jakby chciał dodatkowo podkreślić jej słowa. No świetnie, pomyślałem, ale poczułem w sercu ukłucie wstydu. Ona ma rację, pomyślałem, przypominając sobie to, przez co przeszedłem za sprawą Maysona. Nie powinienem był oceniać GoGo w ten sposób. Może i ryzykowała życie, ale będąc agentką robiła to i tak każdego dnia. Na czym polegała różnica? Że ja również byłem agentem i mogłem zadbać o jej bezpieczeństwo. Na torze miałem związane ręce i musiałem wierzyć, że GoGo poradzi sobie sama.
   Podszedłem do niej i objąłem ja od tyłu.
- Przepraszam - wyszeptałem cicho. - Nie powinienem był tak zareagować.
   GoGo westchnęła i obróciła się przodem do mnie.
- Naprawdę tak słabo we mnie wierzysz, Hiro? - spytała. Jej ciemne oczy nagle zrobiły się bardzo smutne.
- Wierzę... - odparłem, po czym dodałem - Po prostu martwię się, Go. Czasami wyjdzie ci coś tysiąc razy, ale za tysiąc pierwszym możesz się przeliczyć i...
- I co? - spytała GoGo, głaszcząc mnie po policzku. - Hiro, naprawdę myślisz, że bezmyślnie ryzykowałabym na torze, przekreślając w ten sposób naszą wspólną przyszłość?
    Zdziwiły mnie te słowa. Jak dotąd cieszyliśmy się chwilą i nie rozmawialiśmy z GoGo o naszej przyszłości. Nawet nie potrafiłem sobie wyobrazić nas razem za kilka dobrych lat. Te myśli po prostu były jeszcze zbyt odległe, a uczucie, które nas połączyło, zbyt świeże, by zawracać sobie tym głowę.
   Na widok mojej miny, GoGo zawahała się, a na jej policzkach zakwitły rumieńce.
- Myślałaś już o naszej przyszłości? - zapytałem ją, czując, że mnie również ogarnia zakłopotanie.
- Tak... - wymruczała pod nosem, patrząc w bok. - Trochę...
   Objąłem ja mocniej i ucałowałem w czoło. Deszcz przestał mi przeszkadzać.
- I co wymyśliłaś?
- Nic wielkiego... Mam nadzieję, że... no wiesz... - pierwszy raz wydawała się tak zagubiona. Zmusiłem ja, by spojrzała mi w oczy i pogłaskałem ja kciukiem po policzku. - ...że po prostu w przyszłości wciąż będziemy razem.
- Jako małżeństwo? - spytałem, choć dla mnie również te słowa wydawały się dość przerażające. Byliśmy jeszcze młodzi, zbyt młodzi, by myśleć o tych sprawach, ale z drugiej strony wspólna przyszłość z GoGo napawała mnie nadzieją.
- A chciałbyś? - zapytała, zerkając na mnie zagadkowo.
- Szczerze mówiąc... - zacząłem, zbliżając do niej swoje usta. - Nie wyobrażam sobie mojej przyszłości bez ciebie - wyszeptałem.
   GoGo zamrugała z uśmiechem. Deszcz spływał jej po twarzy, ale pomimo to wyglądała pięknie. Jej ciemne rzęsy zastygły skręcone pod wpływem wody.
- Kocham cię, Hiro - wyszeptała, ukrywając swoje spojrzenie przez moim wzrokiem. Potrzebowałem chwili, by te słowa do mnie dotarły.
- Co takiego? - zapytałem wstrząśnięty. Nigdy nie pytałem GoGo, co do mnie czuje, choć zawsze pragnąłem usłyszeć te słowa. Wiedziałem, że potrzebuje czasu, by zaufać mi i moim uczuciom. Przejechała się wystarczająco dotkliwie, by bać się kolejnej osoby, która mogła odmienić jej życie.
   Tym razem zareagowała pewniej - dokładnie tak, jak postąpiłaby GoGo, jaką znam. Przyciągnęła mnie co siebie i pocałowała krótko, delikatnie. Jej wargi pozostawiły na moich smak słodkiej wody i pragnienie jeszcze większej dawki mojego codziennego narkotyku.
- Kocham cię - powtórzyła, a wypowiedzenie tych słów przyszło jej łatwiej niż za pierwszym razem, jakby się upewniła.
- Ja też cię kocham, Go - odpowiedziałem z przekonaniem, po czym przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem. Znów ogarnął mnie spokój, jak gdyby wszystko, co budowało mur między nami było zbyt słabe, by wygrać z naszą miłością.


















8/10/2017

Rany przeszłości

   Wyjście do cioci Hiro nie wyglądało tak, jak je sobie zaplanowaliśmy. Obudziliśmy się po południu, słysząc odgłos padającego deszczu, który odbijał się rytmicznie o parapety i szyby. Zrobiłam na szybko kawę i podałam ją Hiro. Wyglądał dużo lepiej, choć wciąż ziewał o wiele częściej niż mrugał.
- Jak się czujesz, Hiro? - spytałam, zdmuchując parę znad kubka. Hiro wziął łyk i spojrzał na mnie swoimi dużymi, brązowymi oczyma.
- Nie martw się o mnie tak, poradzę sobie. - zaśmiał się chłopak, po czym przysunął się do mnie i złożył na moim policzki delikatny pocałunek. - Jestem dużym chłopcem.
- Serio? - spytałam z poirytowaniem. Faceci już tak mają, pomyślałam sobie. W swoim mniemaniu zawsze widzą siebie jako dorosłych. - Od jak dawna?
   Hiro spochmurniał, a ja na widok jego miny roześmiałam się krótko. Uwielbiałam się z nim droczyć i to na długo przed tym, gdy poczułam do niego coś więcej.
- Wezmę prysznic - powiedział nagle, przerywając ciszę i ruszył w stronę przedpokoju, gdzie spoczywały jego bagaże. Pomyślałam, że chętnie odświeżyłabym się przed spotkaniem z Cass. Czułam, że rozmowa z nią będzie trudna. Hiro musi przed nią wciąż wiele ukrywać, ponieważ kobieta nie zdaje sobie sprawy z tego, co potrafi jej siostrzeniec. Sprawa z Charlotte i zmienieniem danych w miejscowej policji to jedno, a doprowadzenie amerykańskiego mafioza przed organ sprawiedliwości i odzyskanie sporej ilości pieniędzy to drugie.
   Zaczęłam przygotowywać śniadanie dla naszej dwójki, gdy wtem usłyszałam dźwięk otwieranych wejściowych drzwi. Mój ojciec od razu zorientował się, że wróciliśmy, gdy zobaczył walizki. Dopiero później z kuchni wyłoniła się moja postać.
- Gogiyo - rzekł pełen radości i ulgi i mocno mnie przytulił. Moje relacje z ojcem za sprawą Hiro znacznie się polepszyły, choć właściwie Hiro sam z siebie zrobił niewiele. Czułam, że jego towarzystwo pomogło mi zmienić nastawienie do mojego rodzica, a tym samym otworzyło mnie na emocje, dla których już dawno stworzyłam barierę. Tak naprawdę od śmierci mamy nigdy nie byliśmy ze sobą tak blisko. - Stęskniłem się za tobą. Czemu nie było was tak długo?
- To długa historia - odparłam, puszczając go. Jego mądre, spokojne oczy emanowały teraz entuzjazmem.
- A teraz mamy sporo czasu - przyznał, idąc spokojnym krokiem w stronę salonu.
- Poczekaj, zrobię śniadanie... - zaczęłam, gdy wtem z łazienki wyszedł Hiro. Jego mokre włosy wiły się we wszystkie strony. Na widok mojego taty życzliwie się uśmiechnął, jak to miał w zwyczaju, choć wyglądał na nieźle zagubionego. Mój tato nie powiedziałby nic, ale jednak na pewno domyślił się, że Hiro u mnie spał podczas jego nieobecności.
- Witam, panie Tomago - powiedział, wycierając mokre włosy o ręcznik. - Dobrze pana widzieć.
- Ciebie również, Hiro - rzekł mój ojciec, kładąc teczkę na fotelu i rozwiązując pod szyją swój krawat. - Jak przebiegła wam podróż?
- Dość szybko - skłamał Hiro, bo oboje byliśmy nią wykończeni. Uznał chyba, że nie warto niepokoić mojego ojca o takie drobiazgi.
- O której wróciliście? - zapytał mój ojciec, udając całkowity brak przejęcia.
- Nad ranem - odpowiedziałam za niego. Czułam się nieco zakłopotana ich towarzystwem, głównie za sprawa mojej bliskości z Hiro. Choć w praktyce nie zrobiliśmy nic złego. Ale mój ojciec o tym nie wiedział.
- Mam nadzieję, że osiągnęliście wszystko, co chcieliście - odparł mój ojciec leniwie, ale jego spojrzenie wpatrzone we mnie mówiło więcej niż powiedziały usta. Przełknęłam głośno ślinę i uśmiechnęłam się do Hiro w taki sposób, jakbym nie wyczuła w twarzy ojca i jego głosie pewnych sprzeczności.
- Chyba tak - mruknęłam, zamykając temat. - Rozpakuję się szybko i pójdziemy razem z Hiro do Cass. Nawet nie wie, że wróciliśmy. Pewnie się martwi.
   Wszelka podejrzliwość zniknęła z twarzy mojego ojca tak szybko jak się pojawiła. Mieliśmy to w genach - oboje idealnie potrafiliśmy dostosować się do sytuacji. W pewnym momencie mojego życia zauważyłam mój talent do ukrywania moich uczuć za maską i obiecałam sobie nigdy go nie używać - co oczywiście i tak niekiedy robiłam. Nie można uciekać od tego, kim się jest.
   Ujęłam Hiro za rękę i pociągnęłam za sobą na piętro. Czułam na sobie wzrok mojego ojca, dopóki nie zniknęłam za ścianą. Z tego wszystkiego zapomniałam zabrać z przedpokoju bagaże.
   Hiro przekręcił zamek w drzwiach mojego pokoju i usiadł na łóżku z rozbawioną miną.
- Z czego rżysz? - spytałam niezbyt miło, ale usta Hiro rozświetlił tylko jeszcze większy uśmiech.
- Twój ojciec niezbyt mi ufa. - zauważył z napięciem. On prawdopodobnie również udawał pod tą wesołkowatą miną.
   Westchnęłam głośno i rzuciłam się z rozpędem na łóżko, chowając twarz w pościeli. Hiro zachichotał, obejmując mnie ramieniem.
- Tobie ufa bardziej niż mnie - wyszeptałam po dłuższej chwili ciszy, wyswobadzając się z miękkiego materiału. Nie spojrzałam na Hiro.
- Dlaczego miałby mi ufać bardziej niż swojej córce? - zapytał ze szczerym zaskoczeniem. Nie miałam pojęcia jak mu to powiedzieć.
   Spojrzałam na okno w moim pokoju, a fala wspomnień, nie do końca miłych wspomnień, zalała mnie nagle jak podczas przypływu. Widziałam Ithaniego, jego cień zbliżający się coraz bliżej i bliżej w mroku nocy. Był gibki jak kot i równie niebezpieczny jak dzikie zwierzę. Zobaczyłam w nim to podczas naszego pierwszego spotkania, ale stłumiłam to w sobie, gdy w moim sercu pojawiła się miłość. Popełniłam błąd. I to nie jeden. Popełniłam wiele głupich błędów.
- GoGo? - Hiro spróbował oderwać mnie od wspomnień, ale przywarłam do nich tak mocno, jakbym bała się zaczerpnąć powietrza nad otaczającą mnie falą.
- Wiem, że on wiedział - wypowiedziałam nagle te słowa, choć miałam nadzieję, że dźwięczą nadal w mojej głowie. - Mam sypialnię na pierwszym piętrze. Ithani często zakradał się w nocy. Mój ojciec musiał o tym wiedzieć.
   Nie musiałam patrzeć na Hiro, by wiedzieć, jaką miał minę. Czułam się potwornie. W jednej chwili zalał mnie wstyd i nienawiść do samej siebie. Czekałam w ciszy, aż Hiro wstanie i wyjdzie. Oczekiwałam, że tak się właśnie zachowa. Ja sama zrobiłabym to na jego miejscu.
   Ale był tu. Nie ruszył się ani o milimetr, choć jego ramię, które do tej pory mnie oplatało, zniknęło. Kusiło mnie, by na niego spojrzeć, ale za bardzo się bałam. Bałam się, co zobaczę w jego oczach. Rezygnację? Obrzydzenie? Sama nie wiem.
- Byłaś... - zaczął niepewnie, przybliżając się do mnie. Co ty tu jeszcze robisz, Hiro? - warczałam w myślach. Odejdź, zostaw mnie. - Byłaś szczęśliwa kiedy... no wiesz, w tamtych momentach... z nim?
   Ciężko było mu o to spytać, ale ja dobrze wiedziałam, co miał na myśli. Odwróciłam się w jego stronę, by spojrzeć mu w oczy. Z moich spływały ciurkiem łzy, które pojawiły się znikąd. W jego własnych zniknął błysk, który był nieodłącznym elementem jego spojrzenia. Wyglądał, jakby ktoś przed momentem zadał mu cios. I to byłam ja.
   Nastała cisza. Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. A on czekał, wpatrując się we mnie z kiepsko ukrywanym bólem.
- W większości przypadków nie - przyznałam sama przed sobą i przed nim. Ithani doskonale wiedział, jak wykorzystywać moje uczucia dla swoich celów. Robił to nie tylko ze mną, z wszystkimi wokół. Co przypominałam sobie, gdy patrzyłam na niego w teraźniejszości? Jego cichy, małouspokajający szept, siłę i obietnice, jakie mi powtarzał. Kocham cię, mówił. Kompletnie nie znał ciężaru tych słów. Ja je znałam i nosiłam je w sercu od chwili, kiedy sama przed sobą przyznałam, że go kocham.
   Teraz nie czułam już nic. Pustkę. Ithani wyrwał z mojego serca wszystko, co w nim było. Zabrał mi nadzieję, godność i poczucie bezpieczeństwa. Zabrał prawdziwą mnie. A zostawił niewzruszoną GoGo Tomago, którą znali wszyscy. Która nie zdołała odepchnąć od siebie Hiro. Aż do teraz.
   Hiro odetchnął i obrócił głowę. Patrzyłam na niego z melancholią, przeczuwając, że zaraz naprawdę odejdzie, że mnie zostawi. Ale nadal tego nie zrobił. Mógłbyś się nade mną nie znęcać? Po prostu to zrób.
- Domyślałem się tego, co było między tobą a nim - powiedział cicho, dużo spokojniej, jakby myślał nad tymi słowami od wieków. - To niczego nie zmienia, GoGo. - obrócił głowę i spojrzał mi w oczy. Nie zasługiwałam na to spojrzenie. Na ciepło, którym mnie obdarowywał. - Kocham cię i wiesz o tym.
   Obróciłam się na plecy i zasłoniłam twarz. Łzy spływały po bokach mojej twarzy, łaskocząc moje uszy ciepłą cieczą. Hiro odetchnął i zabrał moje dłonie z twarzy. Musiałam wyglądać okropnie, cała zapłakana. Patrzyłam na niego, nie wiedząc, co powiedzieć. Mój instynkt samozachowawczy zareagował błyskawicznie - "on udaje, GoGo, dobrze wiesz, że wcale cię nie kocha. Nie daj się skrzywdzić ponownie". Hiro nachylił się i pocałował mnie w policzek - tak delikatnie, że ledwie poczułam jego dotyk.
- Nie zostawię cię, bez względu na wszystko. - obiecał, gładząc mój policzek.
- A może powinieneś? - zapytałam cicho. Hiro prychnął pod nosem i wstał wolno, pociągając mnie za sobą.
- Powinniśmy się zbierać. - powiedział, ocierając łzy z moich policzków. - Ciocia rzeczywiście powinna się dowiedzieć, że wróciliśmy.

***

Taki dość krótki, ale mam nadzieję że się podobał :3 powracam do pisania, miśki ;)) przerwa na pielgrzę była więc przydałoby się teraz kontynuować :) co powiecie?




6/28/2017

Powrót do domu

*dwa tygodnie później*

 Hiro

   Zmierzch nie napawał nadzieją. Miał w sobie coś ze wstydu, jaki odczuwałem teraz przed sobą. Wiedziałem, że źle robię, ale już było za późno. Za późno na to, bym miał z tego powodu jakieś wyrzuty sumienia.
   GoGo stała w cieniu, na twarzy miała kominiarkę. Opierała się o ścianę, a czarne kosmyki wystawały spod jej osłony na twarz, zasłaniając oczy. Wiedziałem, co by mi powiedziała. Przeginaliśmy. Jednak dla dobra Honey nie cofnąłbym się przed niczym.
   Christopher siedział na krześle przywiązany. Jego głowa zwieszała się nisko w geście rezygnacji. Po zainstalowaniu kamer przez kilka dni nie znaleźliśmy nic, co moglibyśmy wykorzystać przeciwko temu człowiekowi. Ale dwa dni temu do willi Christophera zawitali goście. Słuchaliśmy bardzo uważnie jak dogadywał się z gangsterami, by zamordować niejakiego Gordona Timblake'a, który był mu winny pieniądze. Pamiętam doskonale przerażenie w oczach mojej dziewczyny. Ja też miałem nadzieję, że się przesłyszałem. Zadziałaliśmy szybko. Znalazłem dane tego gościa, zanim jeszcze obcy opuścili willę, po czym złożyłem mu wizytę i ostrzegłem przed niebezpieczeństwem. Ku mojemu zdziwieniu, Gordon był niewiele starszy ode mnie - Christopher z pewnością to wiedział, jednak kazał swoim zbirom zamordować młodego narkomana z New Avengare, małego miasteczka na północ stąd. Od razu skontaktowałem się z GoGo i oboje znaleźliśmy bezpieczne miejsce dwieście mil od Nowego Jorku, gdzie Gordon mógł być bezpieczny. Podałem mu adres i sfałszowane dokumenty, które naprędce udało mi się przygotować, ale nie wspomniałem temu człowiekowi, że wysłaliśmy go do Ośrodka Leczenia Uzależnień. Można więc powiedzieć, że oddaliśmy mu dwie przysługi.
   Christopher nie spodziewał się, że mamy dowody. Następnego dnia doszedł do nich materiał, w którym mężczyzna załatwia układy z jakimś politykiem. Ich rozmowa dotyczyła łapówki. Czekalibyśmy dłużej, gdyby nie naglące telefony naszej przyjaciółki. Spędziliśmy tu za dużo czasu, czas się stąd zmywać. Zostało nam jeszcze jedno...
- Porwanie? - zapytała z szokiem GoGo, kiedy powiedziałem jej o moim planie.
- Zastraszenie - sprostowałem, ale moja dziewczyna nie wyglądała na uspokojoną. Patrzyła na mnie, jakby się mnie bała.
- Hiro! - wykrzyknęła ze złością. - To jest...
- ... jedyny sposób, by mieć go w garści, zanim ogarnie, że coś tu nie gra i wyjedzie z kraju. Poza tym, kiedy odzyskamy pieniądze Honey, puścimy go wolno i facetowi włos z głowy nie spadnie. O to nam chodzi, nieprawdaż? - dociekałem. GoGo skrzyżowała dłonie i zagryzła wargę. Zastanawiała się. Nie zajęło jej to długo, bo po zaledwie sekundzie skinęła głową.
- Ty to prowadzisz, Hiro - zawyrokowała, patrząc mi w oczy. - To twój plan.
- Jak sobie życzysz, moja pani - odparłem z uśmiechem.
   Porwanie Christophera to najprostsza z rzeczy, jaką zdołaliśmy tu zrobić. Znaleźliśmy opuszczony garaż poza miastem, gdzie prawdopodobnie ktoś kiedyś produkował nielegalnie narkotyki i zamknęliśmy tam mężczyznę razem z jego ludźmi. GoGo trzymała się z daleka, jak mi obiecała, a ja mając swój promień w ciągu kilku minut zdołałem obezwładnić trzech dorosłych mężczyzn - no, dość niezły wynik, przyznaję. Mam nadzieję, że GoGo nie będzie miała okazji, by zauważyć moje liczne siniaki i zadrapania po tym incydencie.
   Dwójka ochroniarzy leżała związana i naszpikowana lekami nasennymi w małej naczepie w drugim pomieszczeniu. Dla Christophera miałem niespodziankę.
- Gdzie jest moja córka?! - warknął, podnosząc głowę.
- Bezpieczna - odwarknąłem nieprzyjemnie, budząc jego wątpliwości. - Do czasu.
   GoGo ledwie widocznie wzdrygnęła się na te słowa, dobrze wiedząc, że nie miałem zamiaru krzywdzić córki naszego celu. Ta mała dziewczynka nie była winna zbrodni swojego ojca.
- Czego ode mnie chcecie?! - wykrzyknął, teraz bardziej przerażony. I to miałem w planie. Doprowadzić go do ostateczności.
- Chcemy odzyskać pieniądze skradzione rodzinie La Vielle - odpowiedziałem wprost. Musiałem grac w otwarte karty, inaczej nic byśmy nie uzyskali.
- Nie mam ich - syknął, próbując się wyrwać. Niestety, co się okazało, GoGo była mistrzynią w splotach i węzłach od podstawówki, więc gość mógł tylko siedzieć i słuchać. Przy okazji dowiedziałem się również kilku rzeczy o mojej dziewczynie, w tym to, że należała kiedyś do skautek.
- Skautki? - spytałem, hamując falę śmiechu. - Nie mów jeszcze, że chodziłaś w mundurku i spódnicy - parsknąłem, napotykając rozzłoszczone spojrzenie dziewczyny.
- Tak się akurat składa, że to był najbardziej normalny etap w moim życiu - powiedziała, starając się opanować. Niestety, w gronie moich licznych hobby leżało wkurzanie jej.
- Nie sądziłem, że taki w ogóle istniał - odparłem, ale zaraz się skrzywiłem, czując kłócie w obolałym brzuchu. GoGo umiała się bić, ku mojemu niezadowoleniu, bo zazwyczaj to ja byłem jej celem.
- Jeszcze jakiś komentarz, Hamada? - warknęła, a gdy napotkała pustkę w moim spojrzeniu, odeszła z zadowoleniem. Stwierdziłem, że dla mojego dobra, lepiej już nie poruszę tematu mundurka skautek.
- Pieniądze - prychnął Christopher, kręcąc spokojnie głową. - Wszystko w tym świecie idzie o pieniądze.
   GoGo zacisnęła dłonie w pięści. Ja też już miałem dość tego człowieka i jego przekrętów.
- Przecież mogliście sobie wziąć kasę z mojego konta - rzucił mi w twarz. W ostatniej chwili zrezygnowałem z pomysłu uderzenia go.
- Dobrze wiemy, że na twoim koncie nie ma odpowiedniej kwoty. - warknęła GoGo. - La Vielle harowała latami, dostając stypendia z najlepszych szkół.
- To nie mój problem - odpowiedział z pychą, po czym syknął, kiedy wymierzyłem mu policzek.
- Potrzebujemy kodu do twojego sejfu. - rzekłem wprost. Christopher prychnął. Próbował udawać twardziela.
- Za nic wam go nie dam. - odparł wprost. - Moi ludzie zobaczą was, gdy będziecie kręcić się przy willi.
- Nie sądzę - odpowiedziałem z przekonaniem. - Od miesiąca obserwuję twój dom, byłem w twoim gabinecie i sypialni. Nawet w pokoju małej. Tak czy siak wrócę do twojej willi. Albo wezmę pieniądze, albo twoją córkę. Wybór należy do ciebie.
   Christopher wytrzeszczył z przerażeniem oczy. O to nam chodziło. Wystarczył moment, by zdecydował. Nie chciał narażać swojej córeczki, co oczywiście przewidzieliśmy. Podał nam kod do sejfu i z porażką opuścił głowę.
   Zostawiłem z nim GoGo i sam ruszyłem z powrotem do willi. Oczywiście nasłuchałem się tego, że powinienem uważać, zanim opuściłem naszą kryjówkę. Tak jakbym sam nie wiedział.
   Wszystko poszło sprawnie i już wieczorem byliśmy gotowi wypuścić Christophera i jego szajkę, jak obiecywaliśmy. Miałem jednak zanadto jeden haczyk. Spakowaliśmy z GoGo swoje rzeczy i pojechaliśmy na lotnisko - oczywiście nie najbliższe, by nie kusiło Christophera nas tam poszukać. Przed tym wstąpiliśmy na policję i daliśmy im wszystkie dowody świadczące przeciwko mężczyźnie. Nie miał szans się wywinąć. Sprawa była poważna, dlatego policja zgodziła się na rozprawę bez naszego udziału. Co więcej, przebywaliśmy w Stanach jako obcokrajowcy, dlatego nie mogliśmy tu zostać do zakończenia rozprawy. Kiedy mundurowy dowiedział się ze należymy do japońskiej jednostki specjalnej, zdołał nam wyjawić, że czaili się na Christophera od dawna, ale nie mieli żadnych dowodów a świadkowie ginęli.
   Po tym wszystkim poczułem że strach i napięcie towarzyszące nam od samego początku tej misji mnie opuściły.
   Chwyciłem GoGo za rękę i wypuściłem głośno powietrze. Czułem, że wpatruje się we mnie z zainteresowaniem.
- Udało się - wyszeptała z ulgą. Kiedy otworzyłem swoje oczy, dostrzegłem że jej własne błyszczą jakimś tajemniczym światłem.
- Udało się - przyznałem, pewny tego, że to już koniec. - Co tak na mnie patrzysz? - spytałem, sięgnąwszy ręką w stronę nieba, by zakryć padające na moją twarz słońce.
- Zmieniłeś się - powiedziała bez ogródek. - Myślałam, że po tym, co zrobił ci Mayson, się złamiesz, a ty stałeś się jeszcze silniejszy.
- Schlebiasz mi - odparłem ze śmiechem, ale GoGo mi nie zawtórowała. Mówiła całkowicie poważnie. Ścisnąłem lekko jej rękę. - Mówiąc szczerze ty też się zmieniłaś - zacząłem nieśmiało. GoGo zamrugała zaskoczona.
- To znaczy?
- Kiedyś GoGo Tomago biłaby Christophera pięściami za to, co zrobił rodzinie Honey. A dziś miałaś w sobie więcej cierpliwości niż ja. Podoba mi się ta nowa Gogiyo - uznałem, przyciągając ją do siebie i całując w skroń.
- Tylko nie Gogiyo - jęknęła ze śmiechem. - Ale masz rację, chyba się zmieniłam.
- Komu mam dziękować za przemianę mojej kobiety? - zapytałem, a GoGo roześmiała się jeszcze głośniej. Cieszyłem się, że miała dobry humor.
- Chyba sobie - przyznała w końcu z cieniem uśmiechu.



   Zadzwoniliśmy dzwonkiem do drzwi. Nie mogłem się doczekać, by zobaczyć moją przyjaciółkę. Miałem wrażenie, że spędziliśmy w Stanach całe miesiące, a może i lata, tym odległe, że wydawały mi się jedynie długim snem. GoGo splotła palce z moimi, a jej twarz promieniała radością. Pomogliśmy Honey. To się liczyło najbardziej.
   W drzwiach stanęła Charlotte. Na nasz widok jej oczy rozjaśnił błysk zrozumienia i szczęścia.
- Udało się? - dopytywała się, choć po naszych minach już poznała odpowiedź. Spojrzeliśmy z GoGo po sobie. Nie musieliśmy nic mówić.
   Charlotte wyleciała przed próg i rzuciła mi się na szyję, ściskając mocno niczym boa dusiciel. GoGo wybuchnęła śmiechem, gdy po chwili Charlotte dopadła również ją.
- Dziękuję - wyszeptała drżącym głosem. Rozumiała z tego bardzo dużo. Wiedziała, że teraz jej rodzina będzie miała zapewniony dach nad głową i źródło utrzymania w trudniejszych chwilach.
- Co tu się dzieje, Lotty...? - spytała Honey, wchodząc do przedpokoju w szlafroku i związanych włosach. Na nasz widok oniemiała. - Hiro! GoGo! Jesteście cali! - wykrzyknęła, przytulając nas.
- A mielibyśmy nie być? - spytała ze śmiechem GoGo. Honey wciągnęła nas do swojego mieszkania i poleciła Charlotte zaparzyć dla nas herbatę. Usiedliśmy w fotelach, zbyt zmęczeni, by udać przed Honey, że czujemy się świetnie. Powrót samolotem był dużo cięższy od lotu do Stanów, choć na duszy czuliśmy się świetnie.
- Opowiadajcie. Wszystko po kolei - poleciła nam Honey. Jej oczy błyszczały z przejęcia. Nie dziwiłem się jej. W końcu walczyliśmy o dobro jej rodziny.
   Ponad godzinę wyjaśniałem jej, co udało się nam zrobić i w jaki sposób pokonaliśmy CHristophera. Gdy GoGo opowiedziała wizytę na policji i dostarczenie dowodów na komisariat, usłyszeliśmy obok siebie głuchy trzask. Charlotte, która właśnie niosła nam herbatę z wrażenia wypuściła z dłoni czajnik.
- Nie przerywajcie sobie - powiedziała z francuskim akcentem, który jej siostra utraciła już dawno. - Nastawię znowu.
- Posprzątaj przy okazji - poprosiła Honey, patrząc na mokry dywan z grymasem. Domyślałem się, że mieszkanie z młodsza siostrą miało zarówno plusy jak i minusy. Honey wyglądała, jakby te drugie jednak przeważały. - Czyli co, wszystko poszło zgodnie z planem, tak?
- Można tak powiedzieć - uśmiechnąłem się i wyjąłem z kieszeni kurtki kartę. - Pieniądze przelaliśmy na konto. Zmień hasło zaraz po sprawdzeniu salda i wyślij je rodzicom. Myślę, że dobrze byłoby, żebyś ich odwiedziła i opowiedziała im o całym zdarzeniu.
- Taak! - wykrzyknęła Charlotte, wybiegając z kuchni na bosaka. - Margo, tak dawno u nas nie byłaś! Nie masz pojęcia, ile rzeczy się zmieniło...
- Domyślam się - Honey uśmiechnęła się nieśmiało. Wiedziałem, że podoba jej się ten pomysł. Potrzebowała wypoczynku. Przez ostatnie lata spędzone w Japonii, zmieniła się, to wiem na pewno. Od momentu, kiedy ją poznałem stała się bardziej dojrzała i poważna, ale jej serce nie zmalało ani o odrobinę. Jestem pewien, że dokładnie to dostrzegł w niej mój brat. - Ale co z Yoko? Poradzicie sobie sami, jeżeli Agenda będzie nas potrzebowała?
- Na pewno będzie nam ciężej bez twojej osoby - odparłem delikatnie, nie chcąc jej urazić. Zbyt dużo czasu spędziłem z GoGo, by wiedzieć, że dziewczyny to nierozbrojone bomby, z którymi trzeba postępować ostrożnie, inaczej będzie się tego żałowało. - Ale przecież przez prawie miesiąc nie było tu naszej dwójki i Eve was nie wzywała.
- Wzywała, raz - powiedziała Honey, ale wzruszyła obojętnie ramionami. - Robb przejął sprawę, gdy dowiedział się, że was nie ma. Nie chciał nas narażać, bo dobrze wiedział, że bez waszej dwójki jesteśmy skazani na porażkę.
   Spojrzeliśmy po sobie z GoGo. Z jednej strony nie żałowałem wyjazdu do Stanów, z drugiej jednak czułem się źle z myślą, że ktoś mógł nas potrzebować tu, na miejscu.
- Chętnie zabrałabym was ze sobą - wyszeptała z rozmarzeniem Honey. - Paryż jest niesamowity. Zakochalibyście się w nim.
- Honey, mam wyścig za półtora miesiąca, a jeszcze nie zaczęłam właściwych treningów. Coś czuję, że kiedy pojawię się w warsztacie, Skandar pourywa mi nogi. - wiedziałem, o czym mówiła. Ja również miałem nadzieję, że nasz wyjazd potrwa krócej. Całe to mieszkanie w hotelu zaczęło mnie już męczyć, zatęskniłem za własnym pokojem i powrotem do nauki i Agendy. Poza tym Japonia działała na mnie jak słońce na kiełkujące rośliny. Nie potrafiłbym mieszkać w innym miejscu niż moja ojczyzna.
- Wtedy nie będziesz mogła jeździć - zauważyłem, a Charlotte wybuchnęła śmiechem.
- Dobrze, ale obiecajcie mi, że jak to wszystko się skończy, to polecicie ze mną na dwa tygodnie. - Honey wpatrywała się w nas badawczo swoimi zielonymi oczyma. Nie mieliśmy wyboru.
- Chętnie pozwiedzałabym Luwr. - przyznała GoGo. - Moja mama dużo mi o nim opowiadała.
- No to załatwione - uśmiechnąłem się. - Coś czuję, że Yoko nie będzie tym zachwycona.
- To tylko dwa tygodnie - Honey wzruszyła niewinnie ramionami. Wyglądała słodko w różowym szlafroku i kapciach-królikach.
- Dopiero co wróciliśmy, a teraz ty wyjeżdżasz - zauważyła GoGo. - Wścieknie się.
- Rozmawiałam z Margo odnośnie powrotu - wtrąciła się Charlotte. Wszyscy zwróciliśmy głowy w jej kierunku zaintrygowani. - Obiecałam, że skończę szkołę i przylecę do Japonii na studia.
- To fantastycznie, Lotty! - wykrzyknęła GoGo, biorąc w ramiona dziewczynę. W tym momencie zabrzmiała jak Honey. Jeżeli to nie był dowód na to, że się zmieniła, to już sam nie wiedziałem co. - Będziemy mieć cię blisko siebie.
- Mam nadzieję, że nie zaskoczysz nas taką akcją, jak ta ostatnio - odrzekłem. Czułem, że Honey pewnie jeszcze nie raz pożałuje tej propozycji, ale z drugiej strony sam chciałbym mieć przy sobie kogoś bliskiego, gdy cała twoja rodzina żyje w innym kraju.
- Obiecuję, że już nigdy nic takiego nie zrobię - powiedziała poważnie.
- Ja myślę, Lotty - odparła Honey sennie. - Mogłabyś nas zostawić? Mamy jeszcze do obgadania kilka spraw a już jest po trzeciej.
- Jasne - uśmiechnęła się dziewczyna i pożegnała się z każdym z osobna. - Dobranoc.
   Patrzyliśmy za nią ze zmęczeniem. Jej entuzjazm był dowodem na to, że nasza podróż miała sens. Co stałoby się z rodziną La Vielle, gdybyśmy jej nie wsparli? Charlotte może zostałaby z Honey w Japonii, a co z rodzicami obu dziewczyn? Mieliby wylądować na ulicy.
- Dobranoc - odpowiedzieliśmy chórem, kończąc dyskusję z nastolatką.


GoGo

   Pojawiliśmy się w moim domu przed piątą. Nie miałam siły nawet, by otworzyć drzwi kluczem, powieki ciążyły mi niemiłosiernie.
- Może mój ojciec jest w domu - powiedziałam, ziewając w tym samym momencie. Ile godzin spałam w samolocie? Cztery? Hiro jeszcze mniej.
- Powinienem iść do siebie. Ciocia będzie się niecierpliwić. - powiedział Hiro, opierając się całym ciałem o ścianę zewnętrzną. Po kilku dzwonkach zrezygnowałam z prób wybudzenia mojego ojca (o ile nie był w pracy) i wyjęłam z plecaka klucze.
- Miałbyś o tej porze iść pieszo przez pół miasta? - spytałam ze zniechęceniem. - Prześpij się u mnie a rano pójdziemy do Cass razem.
- Będę spał trzy dni - roześmiał się chłopak. Jego ciemne oczy wpatrywały się we mnie z uczuciem.
- W porządku - odparłam, otwierając drzwi. - Mój ojciec i tak traktuje cię już jak lokatora.
- Chciałaś powiedzieć niechcianego lokatora - powiedział, a ja roześmiałam się na głos. Zdjęłam buty i rzuciłam klucze na stolik obok drzwi. Hiro zostawił bagaż w przedpokoju i ruszył wolnym krokiem w stronę salonu.
- Połóż się na górze - zaproponowałam, czując znajomy zapach imbiru i mięty. Mój ojciec musiał niedawno robić sobie herbatę. Możliwe, że wyjechał do pracy tuż przed naszym powrotem. - Pościelę ci łóżko i...
- Salon mi wystarczy, spokojnie - powiedział Hiro ze słabym uśmiechem. Musiałam go dogonić, bo sam włóczył nogami w wybrane przez siebie miejsce, jakby znajdował się we własnym domu.
- Zaraz moment... - przypomniałam sobie, że w nocy przed porwaniem Christophera prawie w ogóle nie spał, denerwując się przed całą akcją. - Ile godzin przespałeś w ciągu ostatnich trzech dni?
   Hiro usiadł na kanapie i zmarszczył brwi. Jeszcze nie widziałam, żeby tak usilnie nad czymś rozmyślał. Oglądanie go w stanie, gdy przypominał osobę pod wpływem alkoholu, może byłoby zabawne, gdyby nie fakt, że naprawdę nie czuł się najlepiej.
- Osiem - przyznał, ukrywając ziewanie. - Może osiem i pół jeśli liczyć taksówkę.
- Hiro... - jęknęłam. No tak, kiedy ja spałam sobie w samolocie, on pewnie czuwał. Po porwaniu przez Maysona stał się bardziej czujny. Poza tym pewnie obawiał się, że Christopher jakimś cudem nas wytropił. - Kładź się, ale to już. Wyglądasz jak zombie.
- Dziękuje, skarbie - mruknął Hiro z uśmiechem, po czym złapał mnie za rękę i przyciągnął koło siebie na kanapę. - Ciesze się, że już po wszystkim...
   Uśmiechnęłam się, gdy położył głowę na moim ramieniu. Nie minęła minuta, a już zaczął chrapać. Zaśmiałam się w duchu i ułożyłam go na kanapie. Był naprawdę wycieńczony. Przez chwile siedziałam obok, bawiąc się jego kruczoczarnymi włosami i głaszcząc po policzku. Miałam wrażenie, że przez sen się uśmiecha. Okryłam go kocem i wyszłam do przedpokoju, zamykając drzwi. W sumie mnie też przydałby się sen, pomyślałam, stojąc między kuchnią, w której kusiła mnie kawa i salonem, gdzie spał Hiro. W końcu zdecydowałam się na salon i położyłam się obok mojego chłopaka, przykrywając się kocem.
   Nie spałam jeszcze długa chwilę, myśląc o tym, co stało się przez ostatnie trzy tygodnie. Czułam, że ta misja będzie początkiem czegoś znacznie większego od Agendy.




Witaam kochani! <3 Just wróciła i ma się w sumie nieźle, choć jeżeli przeżyje lipiec i miesiąc pracy w Amazonie to wróci do was na poważnie z nowymi rozdziałami. Trzymajcie kciuki :*

Wrzucam to tu dla was, nie martwcie się, nie zapominam o moich blogach - ps: na Czkastrid tez wracam ;))

Miłego wieczora :*

5/27/2017

Ogłoszenie do bloga

Dawno nic nie dodawałam. Przepraszam. Nie czuję sie dobrze i jestem w słabym stanie psychicznym. Jeżeli sytuacja się poprawi to bez wątpienia wrócę do tego bloga, być może zrobię jeszcze coś o tematyce Hirogo na wattpadzie. Jeżeli jednak nic się nie zmieni, będę musiała zamknąć nie tylko ten, ale wszystkie blogi i skończyć z pisaniem.

Przepraszam
Just Dreamie

3/06/2017

Pogmatwane plany

https://www.youtube.com/watch?v=D5drYkLiLI8

   Szedłem korytarzami Agendy, które wiły się i skręcały tak długo, aż zapomniałem, w jakim celu się tu znalazłem. Otaczała mnie szarość, a ściany wiły się i przybliżały, im dłużej wędrowałem. W końcu jednak usłyszałem głosy. Stłumione i słabe, ale bez trudu bym je rozpoznał. GoGo była niedaleko i z kimś rozmawiała przyciszonym głosem. Bez zastanowienia wróciłem się przez kilka zakrętów, słysząc ją coraz bardziej wyraźnie. Już zaczynałem czuć ulgę, że jest tak blisko, i chciałem wykrzyczeć jej imię, gdy wtem stanąłem wstrząśnięty.
   GoGo stała ze skrzyżowanymi rękami, a naprzeciw niej Ithani opierał się o ścianę korytarza. Rozmawiali.
   Ukryłem się za najbliższym zakrętem i obserwowałem ich, czując się coraz mniej pewnie. Co robiła tu GoGo i dlaczego rozmawiała z Ithanim?
- ...nie dowie się niczego. - powiedziała twardo GoGo, przybliżając się do swojego byłego chłopaka. W jej oczach zatańczyły promyki, takie same, gdy na mnie patrzyła. Znałem to spojrzenie. Nagle ujęła jego dłoń i zacisnęła ją mocno, jakby chciała potwierdzić swoje słowa. - Obiecuję.
   Ithani uśmiechnął się swoim nonszalanckim uśmiechem, który aż się prosił o ciętą ripostę i przyciągnął dziewczynę do siebie, złączając się z nią w namiętnym pocałunku.
   Patrzyłem na nich wstrząśnięty, nie potrafiąc wydusić z siebie ani słowa. Czułem się, jakbym stracił głos albo zapomniał, jak go właściwie używać. Powinienem być wściekły, wyjść zza zakrętu i spytać, o co tu właściwie chodzi. Ale nie potrafiłem. Po prostu tam stałem, zastanawiając się, jak osoba, której ufałem bezgranicznie, mogła mnie tak zdradzić.


- Hiro - obudził mnie jej głos. Otworzyłem oczy, czując narastający we mnie żal, gdy wtem zrozumiałem, że to był tylko sen. Leżałem w hotelowym łóżku, a obok mnie siedziała GoGo, przypatrując mi się uważnie. Na jej twarzy malowała się troska.
   Rozejrzałem się dokoła, ale nie znalazłem ani śladu szarego korytarza, ani - tym lepiej - śladu Ithaniego. To wszystko to naprawdę był tylko sen.
- Wszystko w porządku? - spytała mnie GoGo, nachylając się nade mną. Czułem się potwornie. Patrząc na nią nie wiedziałem, czy mam ją przytulić, czy odepchnąć.
   Szybko jednak wróciłem do rzeczywistości, zauważając ciemność w pomieszczeniu. Przespaliśmy cały wieczór, pomyślałem, choć z drugiej strony przynajmniej mogliśmy liczyć na to, że będziemy wypoczęci.
- Hiro - spróbowała znów GoGo, głaszcząc mnie po twarzy. Ująłem jej rękę i położyłem ją na pościeli, byle z dala od mojej twarzy. Musiałem się pogodzić w duchu, że był to tylko sen. A raczej koszmar. - Strasznie się wierciłeś w nocy. Powinnam się martwić?
- Nie, jest wszystko w porządku - odpowiedziałem, patrząc jej w oczy. GoGo zawahała się i spojrzała na swoją dłoń, jakby poczuła się urażona tym, że ją odepchnąłem.
   Odetchnąłem głośno i nie myśląc zbyt wiele, pocałowałem ją, dając upust całej uldze, jaką w tej chwili czułem. GoGo była zaskoczona moim zachowaniem, ale szybko dała się porwać moim pocałunkom, zapominając o mojej wcześniejszej reakcji. Ja również zaczynałem stopniowo zapominać o moim śnie pod wpływem jej ust, które przyciągały mnie do siebie jak magnez.
   GoGo odsunęła się ode mnie nagle, mrugając szybko swoimi długimi rzęsami, ale nie dałem się zatrzymać. Całowałem ją po policzku, brodzie i szyi, dopóki mnie od siebie nie odepchnęła, chichocząc cicho.
- Hiro, przestań... - zaśmiała się, ale straciła równowagę i opadła na łóżko. Nachyliłem się nad nią i podarowałem jej jeszcze jeden pocałunek - długi i namiętny, po czym usiadłem prosto i zszedłem z łóżka.
- Co chcesz na śniadanie? - spytałem ją, obracając się, zanim wyszedłem z sypialni. GoGo usiadła prosto, a na jej twarzy pojawiło się rozbawienie.
- Nawet jeszcze nie ma poranka - zauważyła z uśmiechem.
- Nic nie szkodzi - odparłem i odszedłem do wtóru jej słodkiego śmiechu.


- Dobra, wiemy, że Christopher ma małą córkę - powiedziała GoGo, zarzucając na ramiona swoją bluzę. - I co z tego? Przecież nie skrzywdzimy dziecka!
- Ale on tego nie wie - przyznałem, zamykając laptop. GoGo patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
- Żartujesz sobie? - zapytała w szoku.
- GoGo, dobrze wiesz, że nie skrzywdziłbym jego córki - powiedziałem, odwzajemniając spojrzenie jej błyszczących oczu. Przysunąłem się bliżej niej i pocałowałem jej policzek. - Ani jego, ani żadnej innej.
- Wiem - odparła GoGo z wahaniem, spoglądając na mnie, jakby nie do końca mi wierzyła. Szybko to jednak ukryła za swoim uśmiechem. - Mówiłeś wczoraj, że masz plan.
- Tak, mam. - odpowiedziałem bez entuzjazmu, siadając prosto na podłodze. Cała ta niewygoda zaczynała mnie już wkurzać - tęskniłem do moich komputerów w garażu. Nawet do mojego fotela. - Ale on ciebie nie dotyczy.
- Czyżby? - warknęła GoGo, unosząc brew. - A mnie zabrałeś tutaj jako atrakcję?
- Niee... - zająknąłem się, ale moja dziewczyna już miała całą strategię riposty, a przynajmniej to widziałem po jej pełnej oburzenia twarzy.
- Najwięcej informacji o Christopherze wyciągnęłam z Honey ja, więc beze mnie prawdopodobnie nic byś nie zrobił! - wykrzyknęła, wstając. - Myślisz, że mnie tu zwiążesz i będziesz się bawił w superbohatera? Zapomnij.
- GoGo! - przerwałem jej, wstając.
   Dziewczyna stanęła przed zasłoniętym oknem i stworzyła w nim szczelinę, by przyjrzeć się okolicznym budynkom. Widziałem jak całe jej drobne ciało kipiało z wściekłości i wcale nie byłem zachwycony faktem, że ta cała wściekłość za chwilę przejdzie na mnie. GoGo była niesamowitą dziewczyną, ale rozwścieczona, potrafiła zniszczyć psychicznie nawet najbardziej łagodnego człowieka.
- Nie dajesz mi dokończyć... - zauważyłem, ale GoGo się nie odezwała, wpatrując się w szczelinę światła, tworzącą jasną maskę na jej oczach.
   Podszedłem do niej i chwyciłem ją w talii, przyciągając do siebie. Zauważyłem, że staliśmy się dużo bardziej bezpośredni w kontakcie między sobą, co jednocześnie mnie cieszyło, ale z drugiej strony niepokoiło. Już wystarczało mi to, że spaliśmy w jednym łóżku,
- Go, posłuchaj mnie. Pójdę do domu Christophera, zbadam teren, zostawię kilka pluskw i wrócę. Potem będziemy go obserwować.
- A jak on ciebie złapie? - spytała GoGo, obracając się do mnie przodem. - Nie ma mowy, żebym puściła ciebie samego.
- Mam promień... - zacząłem, ale od razu pokręciła głową.
- Który raz już zawiódł - kłóciła się. Nie mogłem się z nią nie zgodzić.
- GoGo, to tylko kamery. Wrócę zanim się zorientujesz, przysięgam, a potem zaplanujemy dokładniej, co będziemy robić. Nie możemy przecież planować czegoś, nie znając nawet jego willi - nalegałem. GoGo skrzyżowała ręce na piersi i obróciła głowę, dając mi jasno do zrozumienia, że nie chce mnie słuchać.
   Wiedziałem, skąd ta reakcja. Już raz przechodziliśmy przez skutki mojego błędu, a ja byłem pierwszą osobą, która nie chciała tego powtarzać. Przecież, gdyby Christopher zdołał mnie schwytać, GoGo mogłaby wzbudzić podejrzenia i pewnie by spanikowała, nie wiedząc, co się ze mną stało i co ma dalej robić. Równie głupi był plan zostawienia tutaj całego sprzętu bez ochrony. Zaczynałem żałować, że rzeczywiście nie wzięliśmy ze sobą Wasabiego. Chyba wytrzymałby kilka dni bez Carry.
   Złapałem ją za podbródek i przyciągnąłem do siebie, skupiając jej wzrok na sobie.
- Obiecuję, że wrócę. Nie dopuszczę do tego, by stało się tak, jak poprzednim razem. - poprzysiągłem, zdając sobie sprawę jak wielka jest to obietnica. W oczach GoGo pojawiły się łzy.
- Nie chcę, żebyś był sam, Hiro - wyszeptała, patrząc mi w oczy.
- Nie będę sam - powiedziałem, ściskając jej dłoń. - Będziesz mi nadal potrzebna. Ktoś musi mnie informować, czy mam towarzystwo.
- A co, jak stracisz zasięg? - dopytywała się GoGo, choć wiedziałem, że chyba zdołałem ją choć po części przekonać. - To kilka staj stąd...
- Wierz mi, mój sprzęt mnie nie zawiedzie - odpowiedziałem, a GoGo się nachmurzyła.
- Dobrze, że nie powiedziałeś tego kilka miesięcy temu - mruknęła i odeszła na bok, zostawiając mnie samego pod ponurym oknem, z którego nie przebijało się żadne światło. No świetnie, pomyślałem, żałując, że nie wszystko potoczyło się po mojej myśli zaledwie miesiąc temu.




GoGo

- Jak tam, słyszysz mnie? - spytałam przez mały mikrofon umieszczony na kawałku metalu wokół mojego ucha. Jeżeli ten sprzęt nie zadziała, to Hiro mnie popamięta, obiecałam sobie.
- Tak, jest wszystko okej - odpowiedział i usłyszałam cichy szelest jego kroków.
   Odetchnęłam z ulgą i usiadłam przed ekranem jednego z laptopów, obserwując willę Christophera. Zauważyłam mały, czerwony punkt na krawędzi parceli, który zamigotał i zniknął. Najwyraźniej plan Hiro zaczynał działać.
- Kieruj się w stronę altany - nakazałam mu drżącym głosem. Wymruczał pod nosem coś na kształt zgody, ale nie miałam możliwości, by go kontrolować, więc nie wiedziałam, czy mnie ostatecznie posłuchał. Uspokajała mnie myśl, że przecież najbliższe czerwone punkty znajdowały się bardzo daleko od miejsca, w którym widziałam go po raz ostatni.
- Jest ktoś w sypialni Christophera? - usłyszałam cichy szept, który ledwie zrozumiałam.
- Nie - odpowiedziałam szybko, wbijając kilka przycisków na klawiaturze, by oddalić ekran. - Ale bądź ostrożny.
- Zawsze jestem ostrożny, skarbie - powiedział, a w jego głosie dało się słyszeć rozbawienie.
   Uśmiechnęłam się sama do siebie, choć było to irracjonalne. Mieliśmy przed sobą poważną misję.
- Znalazłeś tam coś? - spytałam, ale w odpowiedzi usłyszałam tylko przyciszone "ćććć...".
   Hiro odpowiadał coraz rzadziej i bardzo cicho, stosownie do miejsca, w którym się znajdował. O ile przed domem Christophera mówił normalnie, o tyle w jego wnętrzu nie mógł sobie pozwolić na taką otwartość. Ja również przestałam do niego mówić, jeśli nie było to absolutnie konieczne.
   Robota szła mu coraz szybciej. Choć nie mogłam go zobaczyć na ekranie, to nasłuchiwałam bardzo uważnie głosów w mojej słuchawce. Słyszałam ciepły głos kucharki, stukanie w kuchni, potem rozmowy telefoniczne Christophera, gdy Hiro znalazł się pod jego gabinetem. Nasłuchiwałam tak przez godzinę, dwie, trzy... Straciłam rachubę, ale wydawały się one wiecznością. Chciałam, by już wrócił i nie narażał się zbytnio. Już i tak mieliśmy wiele. Kilka kamer wystarczyłoby, żeby nam pomóc.
   Po pewnym czasie jednak nastąpiła cisza. Obawiałam się, że może ktoś go złapał, ale w takim wypadku czerwone punkty oznaczające ochroniarzy poruszyłyby się choć o milimetr, a stały w tym samym miejscu. Mimo to odczuwałam całą sobą, że coś się stało, bo do braku głosu Hiro zdołałam się już przyzwyczaić, ale nie do braku głosów z zewnątrz.
- Hiro? - spytałam cicho, bojąc się, że stało się coś, czego nie przewidzieliśmy. Poprawiłam ekran, doszukując się jakichkolwiek oznak życia, mając  przy tym nadzieję, że czerwony punkt, który zniknął na krawędzi ziemi Christophera pojawi się znowu w jakimkolwiek innym miejscu.
- Cholera... - zaklęłam pod nosem i wystukałam kilka klawiszy na klawiaturze. Co mogłam zrobić? Byłam tu, a on był tam. Dlaczego właściwie się zgodziłam? Przecież od początku wiedziałam, że to zły pomysł.
   Wstałam od ekranów i zajrzałam przez zasłony za okno. Zbliżał się wieczór, a Hiro jak nie było, tak nie ma. Słońce stawało się coraz bardziej pomarańczowe, jakby roztapiało się pod wpływem własnego gorąca. Nie wiem, co próbowałam dojrzeć na niebie. Może Hiro lecącego wśród przestworzy? Z logicznego punktu widzenia przecież nie byłby tak głupi, by lecieć nad nieznanym miastem. Ludzie wnet by go dostrzegli.
   Zasłoniłam okno i stanęłam na środku pokoju. Moje ręce zaczęły przeraźliwie drżeć, a ja sama nie wiedziałam, co mam robić. Po prostu wpadłam w panikę. GoGo, opanuj się, słyszałam w głowie swój własny głos. Wiedziałam, że muszę zachować zimną krew, ale myśl, że Hiro znów znalazł się w pobliżu niebezpiecznego i wpływowego człowieka, nie napawała nadzieją.
- GoGo, myśl - wmawiałam sobie, podbiegając do najbliższego komputera. Po pierwsze muszę sprawdzić, czy jestem sama.
   Zajrzałam do pierwszego laptopa, ale nic się w nim nie zmieniło. Nasz sprzęt był więc bezpieczny. Po drugie sprawdziłam dom Christophera, ale tu również nie zaszły żadne zmiany. Nawet Christopher dalej przesiadywał w swoim biurze. W końcu sprawdziłam pozostałe trzy monitory, ale tam również nie zauważyłam niczego podejrzanego. Co jest grane? - myślałam, marszcząc brwi.
   Wtem usłyszałam ciche stukanie do drzwi i majstrowanie przy zamku. Wpatrując się przerażonym wzrokiem w białe, grube drzwi, sięgnęłam do stojącego najbliżej fotela po broń Hiro. Chwyciłam pewnie pistolet, choć doskonale wiedziałam, że nie umiałam strzelać. Byłam na strzelnicy tylko jeden raz w życiu i to głównie za sprawą Ithaniego.
   Odbezpieczyłam broń i stanęłam naprzeciwko wejścia. Rzucałaś dyskami, powtarzałam sobie. Dasz sobie radę z prostym pistoletem. Ktoś odblokował zamek i szybko otworzył drzwi.
   W ostatniej chwili powstrzymałam się przed strzałem, gdy w progu stanął Hiro. Na mój widok stanął jak wryty i otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, jakby naprawdę uwierzył, ze jestem w stanie w niego strzelić.
- Spokojnie... - wyszeptał, a ja odetchnęłam głośno i opuściłam broń. - To tylko ja.
- Hiro - jęknęłam, gdy chłopak umiejętnie zamknął przekształcone przez niego drzwi. Zanim zdążył odpowiedzieć, rzuciłam się w jego stronę, wpadając w jego rozłożone dla mnie ramiona. - Nie rób mi tak nigdy więcej... - powiedziałam z gniewem w głosie, ściskając go z całej siły. Czułam niewyrażoną ulgę, że był tutaj, cały i zdrowy.
   Hiro objął mnie troskliwie i pocałował w policzek.
- Wszystko w porządku, Go, udało się - odparł, gdy wreszcie go puściłam. Spojrzałam mu w oczy i miałam ochotę go uderzyć za to, że tak mnie nastraszył. Przecież mógł mi to powiedzieć. Mógł mi dać jakikolwiek znak, że żyje i czuje się dobrze, ale wolał, żebym najadła się strachu na myśl o tym, gdzie się teraz znajduje i czy nic mu nie zagraża.
- Co ty sobie myślałeś?! - wykrzyknęłam, odpychając go od siebie mocno, choć zaledwie przed chwilą go do siebie przytulałam. - Że zrobisz mi niespodziankę?
- Wszystko poszło tak sprawnie, ze nie było sensu nadawać ci sygnał - odparł wystraszony, wpatrując się we mnie z szokiem. Wyglądał, jakby dziwiła go moja reakcja. Typowe...
- Nie było sensu? - spytałam z niedowierzaniem. - Poważnie? Tylko tyle masz mi do powiedzenia po tym jak prawie umarłam ze strachu?!
   Hiro zamiast tłumaczenia się, po prostu się uśmiechnął, jakby moje słowa wywołały w nim rozbawienie. Poczułam tym większą chęć nakrzyczenia na niego, chociaż obiecałam sobie, że po ostatnim razie będę panowała nad moimi emocjami. Najwyraźniej przy moim chłopaku było to awykonalne.
   Już szykowałam dodatkową porcję skarg i pretensji, gdy Hiro chwycił mnie niepostrzeżenie za talię i przyciągnął do siebie, całując w taki sposób, jakby chciał mnie tym gestem uciszyć. Miałam do niego słabość. Nie dość, że cudownie całował, to jeszcze był przy tym niesamowicie czuły, jakby chciał mi tym gestem pokazać jak bardzo mu na mnie zależy.
   Odsunął się nagle w momencie, kiedy moje usta zaczęły domagać się więcej. Zawsze tak robił, jakby czekał na moment, gdy moje emocje do niego się spotęgują, po czym znikał, obserwując mnie z zainteresowaniem swoimi spragnionymi oczami.
   Uniosłam brwi, ale Hiro nie wypuścił mnie z objęć. Wciąż był bardzo blisko.
- Kocham cię, nerwusie - wyszeptał, całując mnie w pobliżu ucha. Uśmiechnęłam się mimowolnie, wplatając rękę w jego gęste, czarne włosy.



Honey

   Ranek zapowiadał się naprawdę pięknie. Na drzewach pojawiały się pączki, a wśród traw małe kwiaty, które wyciągały się do góry w poszukiwaniu słabych promieni słońca. Nareszcie nadeszła wiosna.
   Jednak najbardziej niesamowicie wyglądały o tej porze roku kwitnące pączki wiśni, z których znana była cała Japonia. Będąc małą dziewczynką często przeglądałam książki z różowymi kwiatami, które przyciągały mnie swoim pięknem. Wtedy jeszcze marzyłam, by zostać księżniczką i odnaleźć swojego księcia z lśniąca koroną na głowie, ale w życiu bym nie przypuszczała, że w tych kolorowych ilustracjach książek dla dzieci czaiła się potajemnie moja przyszłość. Księcia rzeczywiście odnalazłam, ale go straciłam. Pozostała mi więc tylko wiara, że kiedyś księżniczka powróci do swojego zamku w stolicy piękna Europy.
   Spacerowałyśmy z Charlotte po miejskim parku, przyglądając się subtelnej i jasnej florze Japonii. Zauważyłam, że piękno to było coś, co w dalszym ciągu potrafiło połączyć mnie i moją zbuntowaną siostrę. Od małego uwielbiała sztukę, a widok wiosennych kwiatów po prostu ją zachwycał. Od rana szkicowała najładniejsze okazy, jakby zbierała je w swoim szkicowniku na później.
- Myślisz, że Hiro i GoGo dadzą radę odzyskać nasze pieniądze? - zapytała nagle, gdy delikatne muśnięcie wiatru poderwało jej jasne loki.
   Spojrzałam na nią w przypływie szoku i prawie upuściłam torebkę. Od czasu ich wyjazdu czekałam na jakąkolwiek wiadomość, ale wiedziałam również, że będą ostrożni i że znajdując się tak blisko Christophera, na pewno się ze mną nie skontaktują.
- Nie znam odważniejszej dwójki - przyznałam, uśmiechając się lekko do mojej siostry. Mówiłam prawdę. GoGo i Hiro przeżyli więcej niż ktokolwiek, kogo znam, dlatego nie miałam wątpliwości, że są w stanie naprawić mój błąd.
   A mimo to nękały mnie wyrzuty sumienia. To moja wina, że zaufałam Christopherowi. GoGo i Hiro nie mieli nic z tym wspólnego - a jednak chcieli mi pomóc. Nie sądziłam, że kiedykolwiek zasłużę na takich przyjaciół.
- Hiro jest młodszy od GoGo... prawda? - spytała Lotty. Jej brew powędrowała do góry, co robiła zawsze, gdy siostra pytała mnie o chłopaków. Tym razem jednak jej celem stali się moi przyjaciele.
- Tak, o dwa lata. - odpowiedziałam, rzucając okruchy chleba nadpływającym łabędziom. Staw zalśnił srebrem między ich sylwetkami.
- Ciężko to zauważyć - Lotty wzruszyła obojętnie ramionami, jakby temat moich przyjaciół ją znudził. Byłam jednak w błędzie, bo po dłuższej chwili znów spytała: - Skąd się znacie?
- Ja i GoGo poznałyśmy się przed studiami. - powiedziałam znudzonym głosem, rzucając kawałek prosto w dziób jakiegoś łabędzia. Spojrzałyśmy po sobie z Charlotte i wybuchnęłyśmy śmiechem, widząc jak ptak próbuje rozdrobnić pokarm na mniejsze porcje. Bez pomocy wody było mu o wiele trudniej.
- A Hiro? - spytała Charlotte.
- Z Hiro poznał mnie jego brat, Tadashi... - powiedziałam, ale nagle zamilkłam. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że Lotty kompletnie nie wie, kim był dla mnie przystojny Azjata, którego poznałam na wymianie. Moja siostra należała do uważnych osób i od razu zauważyła moją minę, a że była wścibska, to wiedziałam, że to pytanie prędzej czy później padnie.
- Kim był dla ciebie ten Tadashi? Już kilka razy wspominałaś jego imię, ale nigdy mi nic o nim nie mówiłaś. Nie pisałaś o nim w listach...
   Rzuciłam ostatni kawałek pieczywa do stawu i obróciłam się z zamiarem odejścia. Nie wiem, co mną kierowało, ale przeczuwałam, że jeżeli rozmowa pójdzie za daleko, to rozpłacze się przy Charlotte.
- Margo! - wykrzyknęła za mną Charlotte, zostawiając resztki pieczywa przy brzegu. Nie musiałam się obracać, by słyszeć jej kroki, gdy za mną biegła. - Margo, przepraszam...
   Nie zdążyła dokończyć, bo wtem wpadłam na jakiegoś przechodnia. Zachwiałam się na moich wysokich butach i byłabym upadła, gdyby nieznajomy nie chwycił mnie za rękę i nie pociągnął w swoją stronę.
   Moim oczom ukazał się wysoki skośnooki mężczyzna o uważnych, czarnych oczach i wydatnych kościach policzkowych. Przez moment naprawdę myślałam, że to Tadashi, ale moje nadzieje prysły, gdy nieznajomy się uśmiechał. Nikt nie był w stanie odwzorować uśmiechu Tadashiego. Nawet jego młodszy brat.
- Przepraszam - mruknęłam, a nieznajomy zawahał się i puścił moją dłoń.
- Nie, to ja przepraszam... - powiedział uprzejmie. - Powinienem patrzeć, gdzie idę.
   Charlotte stanęła obok i spojrzała na nas z zainteresowaniem. Wiedziałam, co chodzi jej po głowie.
- Coś się stało? - zapytał mężczyzna, patrząc wprost w moje zaszklone oczy.
- Nie, nie ja... - zaczęłam, ale przerwała mi moja siostra.
- Chłopak z nią zerwał - powiedziała, zwracając się do nieznajomego. - Próbowałam ją przekonać, że to palant, ale mnie nie słucha. Właśnie radziłam jej, żeby poznała kogoś nowego, by o nim zapomnieć i wtem pojawił się pan - rzuciła, wskazując na niego z zaskoczeniem. - Niewiarygodne...
- Naprawdę? - spytał Azjata, wpatrując się we mnie z uśmiechem, w którym kryło się współczucie. Otworzyłam usta, ale nie wiedziałam, co mam powiedzieć. A moja siostra szła w zaparte, kontynuując swoją lawinę kłamstw.
- Dosłownie spadł nam pan z nieba - wzruszyła ramionami, uśmiechając się do niego niewinnie. Och, Charlotte...
   Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Dosłownie odjęło mi mowę. Byłam w szoku, że Lotty okazała się taką manipulatorką, a do tego ten mężczyzna był gotów pójść za jej sztuczką z czystej uprzejmości. No pięknie...
- To wcale nie... - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Cóż, myślę, że w tej sytuacji chyba jestem winny pani kawę - uznał onieśmielony, spoglądając to na mnie, to na moją okropną młodsza siostrę. - O ile oczywiście się pani zgodzi... Nie należy ignorować przeznaczenia.
   Lotty spojrzała na mnie z pewną siebie miną, a ja przyrzekłam sobie, że jej za to nie ukarzę... nie przy nieznajomym.
- Jestem Margo - przedstawiłam się, wyciągając do mężczyzny dłoń. Azjata ujął ją delikatnie i nachylił się, by ją pocałować. Dosłownie czułam ekscytację Charlotte, która gęstniała między nami jak gaz gotowy do podpałki.
- Seyako - odpowiedział, patrząc na mnie swoimi czarnymi jak noc oczami.




Heloou! Jak Wam się podoba taki model 3x1??

Ten rozdział miał być krótszy, ale postanowiłam dodać osobę Honey, w końcu to, co dzieje się w San Fransokyo też jest ważne :P

Co myślicie?

~Just

2/20/2017

Podróż do Stanów

https://www.youtube.com/watch?v=w-ySee0oLNs

   Otworzyłem moją walizkę przed GoGo i ukazałem jej rzędy starannie poukładanych naboi, które zdołałem wytworzyć zaledwie od przedwczoraj. GoGo przykucnęła obok mnie i ujęła naboje z taką delikatnością, jakby się bała, że zaraz się rozlecą.
   Przyglądałem się jej w skupieniu. Wyglądała jak zwykle niesamowicie. Miała na sobie czarną bluzę, opinającą jej wąskie, potulne ramiona i proste dresy, a pomimo to nie mogłem się jej napatrzyć. Przysunąłem się bliżej niej i schowałem kosmyk jej czarnych, prostych włosów za ucho.
   GoGo spojrzała na mnie swoimi czujnymi oczami i uśmiechnęła się ledwie zauważalnie, odkładając naboje.
- Miałeś zajęcie przez te dwa dni - mruknęła, unikając mojego spojrzenia. Od wczorajszej sytuacji niewiele rozmawialiśmy. Przeczuwałem, że GoGo nie do końca aprobowała to, co zrobiłem wtedy w banku, albo po prostu dotarła do niej świadomość, co czeka nas w Stanach.
   Westchnąłem cicho i przejechałem dłonią po jej karku, głaszcząc ją w niemej ciszy. GoGo nie reagowała.
- Zaniedbuję cię ostatnio, co? - spytałem, a GoGo spojrzała na mnie i zmarszczyła brwi.
- Skąd... - zaczęła, ale jej oczy nagle posmutniały. Wiedziałem, że trafiłem w sedno. - Po prostu... za dużo ostatnio się dzieje. Chciałabym odpocząć. Naprawdę tego potrzebuję...
   GoGo dotknęła dłońmi swojego karku i wygięła w tył głowę, jakby dokuczał jej ból pleców. Nie dziwiłem się jej. Od czasu mojego porwania nie miała chwili spokoju. A to warsztat, odwiedzanie mnie (choć wcale jej o to nie prosiłem, wiedząc, że jest zapracowana), problemy z Emmą, kłopoty finansowe Honey i jeszcze ten cały Christopher. Nie wiem, jakim cudem udawało jej się mieć nad wszystkim kontrolę.
- Kiedy wrócimy ze Stanów, to coś wymyślimy - obiecałem jej. GoGo nie obróciła głowy, jedynie jej wargi ułożyły się w uśmiech. - O ile jeszcze nie masz mnie dosyć - dodałem zaczepnie.
   GoGo natychmiast usiadła prosto i spojrzała mi w oczy, unosząc przy tym swoją wąską brew.
- Dosyć? - parsknęła swoim złośliwym tonem, ale szybko go porzuciła, łagodniejąc. - A ciebie można mieć dosyć, Hiro?
   Roześmiałem się pod nosem, głównie z tego względu, że nie wierzyłem w jej słowa. Nachyliłem się i pocałowałem delikatnie jej usta, ciesząc się na samą myśl o naszym wyjeździe.
   Całe szczęście, że takie "wypady" w Instytucie były możliwe. Studentów traktowano indywidualnie, więc wszelkie opcje nauki mobilnej były traktowane alternatywnie. Gdyby nie nagrania z wykładów, rozmowy przez internet z moimi nauczycielami i masa notatek nadesłana mi przez pomocnych kolegów z roku, na pewno nie zdołałbym nadrobić materiału z okresu mojego porwania. Całe szczęście, udało mi się to zrobić w szybkim tempie.
   Spakowanie się zajęło nam jakąś godzinę, a samolot mieliśmy o godzinie dwunastej w południe. Ciocia Cass początkowo stękała, gdy usłyszała, że planuję wyjazd sam na sam z GoGo, patrząc na mnie podejrzliwie, jakbym miał co do GoGo niecne zamiary, ale w końcu odpuściła, rzucając mi tylko radę, żebym był ostrożny. Dzięki ciociu, jesteś nader delikatna w takich sprawach.
   Baymax przysłuchiwał się tej dyskusji z rosnącym zaciekawieniem. Chyba był równie zdziwiony jak ja, że ciocia w ogóle nie ma nic przeciwko mojej podróży na drugi kontynent - zwłaszcza, że miesiąc temu zostałem porwany i torturowany. Na samą myśl czułem na plecach ciarki.
- Naprawdę chcecie pomóc Honey - zauważył Baymax, gdy zostaliśmy sami w pokoju. Sprawdziłem wiadomości w telefonie, upewniając się, że GoGo nic do mnie nie napisała, i spojrzałem na niego z zaskoczeniem.
- Jasne, że tak - powiedziałem wprost. - Przecież to nasza przyjaciółka.
   Baymax przeszedł pół pokoju, aż do okna. Na miejscu obrócił się i spojrzał na mnie jak ktoś znacznie starszy.
- Wcale nie chodzi o to, że chcesz spędzić więcej czasu z GoGo? - zapytał zagadkowo przyjaciel, a ja poczułem jak moje policzki nabierają rumieńców.
- To przy okazji - odparłem skromnie, a Baymax poruszył się nerwowo.
- Hiro - zaczął robot, przyglądając mi się uważnie. - Znam cię najlepiej i wiem, kiedy kłamiesz.
   Westchnąłem ciężko i usiadłem na łóżku, naprzeciw robota.
- Baymax. Honey ma problem. Nie zamierzam stać bezczynnie i się temu przyglądać. - odpowiedziałem szczerze. Nie wiedziałem, czemu Baymax mi nie wierzył.
- Ale nie lecimy do Stanów całą szóstką - zauważył. I tu mnie miał. Nie wiedziałem, co mam na to odpowiedzieć.
- Honey... - zacząłem, nie wiedząc czy obieram dobrą pozycję obrony. - Honey nie może zostawić siostry. Fred ma studia...
- Tak jak wy wszyscy - dodał Baymax.
- Wasabi ostatnio coraz częściej spotyka się z Carry... - kontynuowałem, starając się zachować cierpliwość.
- Tak jak ty z GoGo - powiedział Baymax, a ja nie wytrzymałem.
- I co z tego, że spotykam się z GoGo? - spytałem podniesionym głosem. - Przecież nie robimy nic złego, a ty powinieneś wiedzieć najlepiej, jak bardzo mi na niej zależy.
- Chcę tylko, żebyś był pewny tego, czego chcesz, Hiro - odparł spokojnie Baymax. - Może się okazać, że związek z GoGo cię przytłoczy.
- Sugerujesz coś? - spytałem podstępnie. Nie miałem już siły na kłótnie z przyjacielem. Dobrze wiedziałem, co mi sugeruje i byłem pewien tego, że się myli. Kochałem GoGo i tylko to się dla mnie liczyło.
- Kompletnie nic, po prostu to przemyśl - rzucił robot przyciszonym głosem i wyszedł z pokoju. Byłem wstrząśnięty tym, co usłyszałem, dopóki nie pojąłem, że Baymax jest zazdrosny. Zawsze to my tworzyliśmy zgraną ekipę, a teraz duet Baymax-Hiro zmienił się na GoGo-Hiro i mój przyjaciel najprawdopodobniej nie może tego znieść.
   Byłem w szoku, jak daleko posunęły się jego receptory, by robot odczuwał zazdrość - przecież to takie ludzkie uczucie...




   Przylecieliśmy na miejsce około godziny pierwszej w nocy. GoGo ponad pół drogi przespała, a ja czytałem książkę i spoglądałem na nią co jakiś czas. Spokojny oddech dziewczyny sprawiał, że czułem się o wiele bardziej odprężony niż dzięki czytaniu. Gdy stewardessa powiadomiła nas o nadchodzącym lądowaniu, z niezadowoleniem postanowiłem ją obudzić.
- Go, wstawaj - wyszeptałem, całując ją w czoło. GoGo uchyliła lekko powieki i zamrugała gwałtownie, rozglądając się dokoła, jakby nie do końca wiedziała, gdzie się znajduje.
- Już jesteśmy? - spytała, ziewając. Chyba jeszcze nigdy nie wyglądała tak słodko.
- Tak - roześmiałem się. - Zaraz będziemy lądować.
   GoGo zebrała pospiesznie swoje rozwalone słuchawki, które leżały pod jej siedzeniem i zwinęła je w ciasny kłębek, spoglądając co rusz przez okno, przy którym siedziała.
- Jak myślisz, jak będzie w Stanach? - spytała mnie, patrząc mi z niepokojem w oczy. Ja czułem się spokojny tak długo, jak długo ona przy mnie była.
- Nie wiem tego - przyznałem skromnie. - Ale nie sądzę, żebyśmy się tam czuli niekomfortowo.
  GoGo w odpowiedzi posłała mi uśmiech i do końca naszej podróży wypatrywała przez okno śladów miast Luizjany. Mieliśmy szczęście, że od lotniska do willi Christophera dzieliło nas zaledwie kilka godzin drogi, inaczej mielibyśmy utrudnione zadanie.
   Bez problemu znaleźliśmy wygodny hotel na skraju Nowego Orleanu i zakwaterowaliśmy się w recepcji. Uznaliśmy, że oddzielne pokoje byłyby pomysłem najgłupszym z możliwych, biorąc pod uwagę nasz sprzęt i to, że rozdzieleni bylibyśmy łatwiejszym celem. Woleliśmy nie zwracać na siebie uwagi, zrobić swoje i wyjechać, zanim ktokolwiek zdąży się zorientować, co stało się z Christopherem.
   Recepcjonista podał nam klucz z poufnym uśmiechem, po czym wprowadził dane do swojego systemu.
   Nasz pokój znajdował się na czwartym piętrze, więc zgodnie z planem nikt nie powinien nam przeszkadzać. Zdołałem zauważyć, że niechętnie udostępniali górne pokoje, jakby coś tam ukrywali.
   Po wejściu do środka, przyłożyłem do zamka mały dysk, nie większy od mojej dłoni, który automatycznie zatrzasnął drzwi. Nie mogliśmy pozwolić, by ktoś choćby próbował przeszukać nasze rzeczy.
- Go, sprawdź czy w środku nie ma kamer - poleciłem, sam przechodząc do okien. GoGo kiwnęła głową i wykonała posłusznie polecenie, a ja zamontowałem w oknach żaluzje, które łamały działanie noktowizorów - tak na wszelki wypadek.
- Znalazłam jedną - usłyszałem z sypialni i po chwili GoGo wróciła z czarnym ustrojstwem w dłoniach. Nie miałem pojęcia, jakim cudem rozwaliła kamerkę bez żadnego przyrządu.
- Dobra robota - przyznałem, zeskakując z parapetu. - To powinno pomóc - raczej nas nie namierzą.
- Myślisz, że ktoś może próbować? - spytała dziewczyna, marszcząc swoje ciemne brwi.
- Jesteśmy agentami, Go - odpowiedziałem, wzruszając ramionami. - Mogą mieć nas na oku. Poza tym lepiej, żebyśmy byli ostrożni.
- Myślisz, że FBI ma nasze dane? - dodała z zaskoczeniem GoGo. - Raczej nie powinni być zainteresowani naszym położeniem, skoro nawet Agenda nie powinna wiedzieć o naszych planach...
   Spojrzałem na GoGo i uniosłem brwi, zastanawiając się, skąd przypuszczenie, że FBI może mieć nas na oku. Może należeliśmy do japońskiej rządowej instytucji, ale to nie oznacza, że powinni nas szukać amerykańscy agenci - zwłaszcza, że jeszcze nic nie przeskrobaliśmy. A poszukiwanie amerykańskiego mafioza się nie liczy.
- Chodzi o Maysona, tak? - zapytała GoGo, podchodząc do mnie. Nie musiałem ukrywać, że przez sposób, w jaki się poruszała, nie mogłem się skupić na naszym zadaniu. - Boisz się, że coś nie pójdzie po twojej myśli?
   Zapatrzyłem się w podłogę, nie wiedząc, co mam jej odpowiedzieć. Chciałem po prostu załatwić sprawę z Christopherem i wyjechać. W sprawie Maysona zaślepiła mnie własna pycha i popełniłem bardzo prosty błąd - zbliżyłem się zanadto do celu. Nie chciałem, by cokolwiek z zewnątrz wpłynęło na naszą wyprawę. Tym bardziej, że nie byłem sam - ochrona GoGo była dla mnie sprawą najwyższej wagi. Gdyby coś jej się stało, nigdy bym sobie nie wybaczył...
   GoGo podeszła do mnie i złączyła ręce za moim karkiem w czułym uścisku. Nim się spostrzegłem, już mnie całowała, nie siląc się nawet na delikatność. To plus pobyt sam na sam w hotelowym pokoju nie pomagał przy mojej obecnej sytuacji i próbie ogarnięcia moich zbyt silnych uczuć wobec dziewczyny.
- Nie martw się - wyszeptała, patrząc mi w oczy. Zmrużyłem moje własne, nie mogąc zapanować nad rozchwianymi emocjami. - Teraz już nikt mi cię nie zabierze...
   Uśmiechnąłem się do niej i pocałowałem ją czule w policzek.
- A ja nie pozwolę nikomu nas rozdzielić - dodałem, patrząc jej w oczy.
- To co? - spytała, zacierając ręce. - Czas wziąć się do pracy...
- Potrafisz zepsuć każdą chwilę - zaśmiałem się, gdy GoGo przykucnęła przy naszych walizkach. Wyglądała na rozbawioną.
- Niczego nie psuję - zaprzeczyła, wzruszając ramionami. - Ja po prostu nie pozwalam jej trwać - powiedziała, mrugając do mnie.


   Siedzieliśmy na podłodze w otoczeniu pięciu laptopów, które obserwowały kolejno system ochrony, osoby znajdujące się w willi Christophera, służby w okolicach, najkrótszą drogę stąd do miejsca docelowego i hotel, który obecnie zamieszkiwaliśmy.
   GoGo dziwiła się, jakim cudem udało mi się wedrzeć i dokładnie zbadać willę Christophera, znajdywawszy się kilkadziesiąt staj od budynku. Najwyraźniej nie przewidziała drobnego faktu, że nauka była dla mnie chlebem powszednim.
- Dobra, jeszcze raz - powiedziała GoGo, zasłaniając usta przy ziewaniu. - Co o nim wiemy?
   Spojrzałem na laptop, na którym niebieskie linie przedstawiały ściany i fundamenty budynku, a czerwone plamy strażników ochrony, pokojówki oraz samą osobę Christophera.
- Christopher Clark. Lat czterdzieści dziewięć. Przedsiębiorca i właściciel spółek MikroWay i ElectroHigh... - wyliczałem sennie.
- Urodzony w Paryżu - dodała GoGo.
- To w niczym nam nie pomaga, Go - rzuciłem rozzłoszczony, wstając. - Musimy znać jego słabe strony, rachunek bankowy, wady i zwyczaje...
- Nie możemy obserwować go w nieskończoność - odpowiedziała spokojnie GoGo. - Poza tym myślę, że jeżeli ma w zanadrzu dwie spółki, to niezbyt chętnie pokaże swoje słabe strony...
   Usiadłem pod ścianą rozzłoszczony i wciąż wpatrywałem się w pięć ekranów, mając nadzieję, że uda mi się zauważyć coś istotnego. GoGo odetchnęła i wstała, rzucając coś pod nosem o kąpieli i ruszyła w kierunku łazienki. Widziałem, że była zmęczona podróżą, dlatego obiecałem sobie, że tę sprawę rozgryzę sam.
   Minuty mijały, a mój wzrok zatrzymał się na czerwonych plamach, które oznaczały znajdujących się w willi ludzi. Dwójka stojąca równolegle przy wejściu musiała być ochroniarzami, wyliczałem w głowie. Jedna z osób nie odchodziła ze swojego miejsca, które prawdopodobnie musiało być kuchnią, łatwo więc poznałem, że musi to być kucharka. Dalej cztery spacerujące osoby, to pewnie również ochroniarze. Poza tym co jakiś czas pojawiali się klienci, wchodzący przez główne wejście - Christopher miał w zwyczaju przyjmować gości w swoim biurze. Stąd też poznałem, że czerwona plama znajdująca się w jego gabinecie musiała być właśnie nim.
- Gdybym tylko miał jakiś podsłuch... - zastanawiałem się po cichu.
   Zerknąłem ciekawie do otwartej walizki, w której znajdowało się około piętnastu pluskw wykonanych przez GoGo ubiegłego lata. Naprawdę wolałem nie pytać, w jakim celu je skonstruowała, ale miałem nadzieję, że ani jedna nie znajdowała się w moim pokoju.
   Gdybym mógł dostać się do domu Christophera i zamontować podsłuchy, myślałem, przełączając ekran na widok od strony ogrodu. Zauważyłem coś dziwnego. Z tej strony jedyną osobą, która się poruszała musiał być koleś od czyszczenia basenów. Żadnych ochroniarzy? Przecież piętro wyżej znajdowała się sypialnia Christophera...
   Przejrzałem jeszcze raz wszystko, co wiedziałem o tym domu - zabezpieczenia, kody antywłamaniowe, które udało mi się rozgryźć. Jednak cały czas do głowy powracała mi myśl o ogrodzie. Wystarczyło tylko wspiąć się po ścianie... Basenowy przecież nie pracował cały czas. Wystarczyło tylko wychwycić moment, w którym skończyłby pracę.
- Znalazłeś coś? - zapytała mnie GoGo, wychodząc z łazienki. Miała na sobie luźne spodnie dresowe i bokserkę, a na jej ramionach spoczywał ręcznik, na który skapywała woda z jej mokrych włosów.
- Nie do końca - odparłem, skupiając się z powrotem na monitorach. GoGo przykucnęła obok i zerknęła na ekran, na który aktualnie patrzyłem.
- Masz jakiś plan - powiedziała na głos. Gdy się obróciłem, zauważyłem, że musiała mi się przyglądać.
- Może... - zawahałem się i poczułem jak na ustach mojej dziewczyny pojawia się uśmiech. - Ale to jeszcze nic pewnego.
   Mimo że było trochę po południu, czułem przytłaczające mnie zmęczenie. W Japonii pewnie trwała noc, a nasze organizmy musiały słabo reagować na takie zmiany. Spojrzałem na GoGo i zauważyłem, że mruży oczy, patrząc na dane na komputerach.
- Go, idź się połóż - poprosiłem cicho, całując ją w policzek. - Dam radę sam.
- Tobie bardziej przyda się odpoczynek - odparła, klikając kilka przycisków naraz na klawiaturze. Złapałem ją za rękę i zmusiłem, by skupiła się na mnie.
- Nalegam - dodałem, patrząc jej w oczy. GoGo westchnęła głośno i pokręciła głową, ale ku mojemu zdumieniu chyba mnie posłuchała, bo wstała i ruszyła w kierunku sypialni.
- Tylko nie siedź nad tym za długo - poprosiła w progu, rzucając mi pogodny uśmiech. Skinąłem głową i wróciłem do swoich zajęć. Chętnie wypiłbym kawę, pomyślałem. Albo dwie.





Przepraszam :o tak bardzo Was przepraszam!

Przyznam, że nieco olałam tego bloga, ale nie mam warunków do pisania, niestety (tak to jest jak ma się rozpieszczonego brata który nonstop ogląda telewizję w twoim pokoju i nic nie możesz z tym zrobić), więc muszę ratować się nielicznym czasem, jaki mam. Staram się jednak to nadrabiać, ale uwierzcie mi, że mimo że jestem teraz w czasie ferii w domu i teoretycznie mam warunki do pisania, to wcale tego nie czuję :/

Potrzebuję jakiś sposobów na zrelaksowanie się, a jedyne na razie co przychodzi mi na myśl, to jakieś rekolekcje :P

Trzymajcie kciuki, żeby Just się nieco ogarnęła ze swoim pokręconym życiem, bo wierzcie czy nie, ale moich rysunków też nie daję rady kończyć z powodu braku spokoju.

Mimo to Was kocham :* Just

1/21/2017

Pokonanie samego siebie

 https://www.youtube.com/watch?v=OFsmz9SpZHE

- Gogiyo, ktoś do ciebie! - zawołał mnie ojciec, gdy czytałam książkę w salonie. Odgadłam, kto stoi w drzwiach jeszcze zanim do nich podeszłam.
- Cześć - przywitał się Hiro, uśmiechając się do mnie nieśmiało. Od wczorajszej sytuacji w Agendzie nie odezwałam się do niego ani słowem i wróciłam do domu. Doskonale wiedział, że przegiął przed Ithanim.
   Mój tato zerknął na mnie ukradkowo i zostawił nas samych, odchodząc w kierunku mieszkania. Hiro oparł się o parapet, ale nie wszedł do środka, patrząc na mnie, jakby oczekiwał na to, co zrobię.
   W końcu podeszłam do niego i chwyciłam go mocno w ramiona. Nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Bałam się, że spowodował coś, o czym sami nie mamy pojęcia. Ithani nie należał do łatwych ludzi - sama się dziwiłam jaki cudem został agentem.
- Wejdź do środka, bo zmarzniesz - powiedział mi do ucha Hiro, głaszcząc mnie po głowie. Chyba nie pojmował, że każda minuta bez jego osoby jest dla mnie o wiele gorsza niż ziąb na dworze.
- To w takim razie chodź ze mną - odpowiedziałam, biorąc go za rękę.
   Leżałam na moim łóżku, wpatrując się uporczywie w sufit. Hiro znudziło się oglądanie moich nowych projektów do części motoru i odłożył je na biurko z cichym westchnięciem.
- Skandarowi na pewno się spodobają te przeróbki - odezwał się, przyglądając mi się.
   Wymruczałam coś w odpowiedzi pod nosem, ale chyba go to nie usatysfakcjonowało, bo oparł się o moje łóżku z drugiej strony i zawisł nade mną, patrząc mi w oczy.
- O czym myślisz? - zapytał, a kąciki jego ust uniosły się łagodnie.
- O pojutrze - odpowiedziałam niemrawo. Hiro odparł westchnięciem, a ciepło jego oddechu ogrzało moją twarz.
- Go, czemu ty się tak wszystkim martwisz? - zapytał, starając się wywołać na mojej twarzy uśmiech. - Będzie dobrze. To tylko szybki wypad do Stanów...
- Zdajesz sobie sprawę, że ten Christopher jest bogatym człowiekiem? - zapytałam go. Rozmawiałam o tym z Honey i obawiałam się tego człowieka. Możliwe, że go nie doceniamy. - Ma pod sobą wielu ludzi i dostanie się do niego nie będzie łatwe.
- A czy my kiedykolwiek mieliśmy łatwo? - Hiro odpowiedział pytaniem, siląc się, by się nie roześmiać.
   Zamknęłam oczy, a mój chłopak obdarował mnie długim pocałunkiem w policzek. Nie chciałam, by zauważył, że mimowolnie się uśmiechnęłam, pragnąc, by nie przestawał.
- Odpuścisz mi tego Ithaniego? - spytał w końcu, a ja jęknęłam pod nosem, co go wyraźnie rozśmieszyło.
- Czemu ty nie odpuścisz? - zapytałam poirytowana. - Naprawdę chcesz go wkurzyć? To nie jest warte zachodu... - zaczęłam, ale Hiro się nachylił i mnie pocałował.
- Kiedy zrozumiesz, że jesteś warta każdego zachodu? - spytał, patrząc mi w oczy. Czułam, jak na mojej twarzy występują rumieńce. Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć, co Hiro prawdopodobnie uznał za swoje zwycięstwo.
- Byłbyś świetnym politykiem - rzuciłam tylko. Hiro głośno się roześmiał.
- Czemu tak myślisz? - zdziwił się. Usiadłam i obróciłam się w jego stronę.
- Doskonale kłamiesz - odparłam, a Hiro zmarszczył brwi. Nie zdołałam jednak mu uciec, bo złapał mnie i pocałował namiętnie. Siedziałam na krawędzi łóżka, czując rozbawienie, gdy jego ostatnim argumentem zostały pocałunki. Nie żeby nie były mocnym argumentem.
- Nie kłamię - wyszeptał między pocałunkami, odrywając się od moich ust.
- Jasne - mruknęłam, a Hiro roześmiał się tylko i przyciągnął mnie do siebie ponownie.


   Spacerowaliśmy ulicami San Fransokyo razem z Wasabim, który miał akurat wolną chwilę.
- Myślicie, że ten wyjazd będzie bardzo kosztowny? - zapytał sceptycznie. - Hiro, zdajesz sobie sprawę, że twoja ciocia może znaleźć się w trudnej sytuacji, zwłaszcza teraz gdy otworzyła drugą kawiarnię, jeżeli oboje zostaniecie bez środków?
- Tak, wiem - przyznał Hiro, ale nie wyglądał, jakby specjalnie się tym przejął. Spojrzałam na nasze splecione dłonie i pomyślałam o wspólnej podróży. Już nie mogłam się doczekać, by spędzić z nim trochę czasu sam na sam. - Ale ciocia nie zaciągała kredytu, więc banki patrzą na nią z zaufaniem. Poza tym jej kawiarnia prosperuje zbyt dobrze... Musiałoby się stać coś naprawdę strasznego, by zyski spadły.
   Wasabi uniósł dłonie w obronnym geście.
- To ty jesteś tu ekspertem. - odparł, co było równoznaczne z poddaniem się. - Lepiej dmuchać na zimne.
- Honey nas potrzebuje, Wasabi - wtrąciłam się. - Nieważne, jak wielkie jest ryzyko, musimy spróbować jej pomóc. Poza tym, gdyby coś stało się z kawiarnią, to oprócz funduszy Hiro pozostaje jeszcze pomoc mojego ojca.
   Hiro spojrzał na mnie ze zdziwieniem, a na jego twarzy pojawiło się zniechęcenie.
- Dobrze wiesz, że ani ja, ani ciocia nigdy się na to nie zgodzimy. - powiedział z powagą. Wasabi patrzył na naszą dwójkę z zaciekawieniem - w sumie robił tak, odkąd znalazł nas wtedy w apartamencie, całujących się.
- Akurat nie do ciebie należy ostatnie słowo w tej kwestii - odpowiedziałam, a Hiro zmarszczył brwi. Nawet gdyby chciał, nie zdołałby mnie tym wystraszyć, mimo że jego twarz nabrała groźnego wyrazu.
   Wasabi otworzył przed nami drzwi do banku i sam za nami wszedł, wyjmując dłonie z kieszeni. Zastaliśmy długie kolejki, które nie wróżyły szybkiego załatwienia swoich spraw. Hiro rozejrzał się dokoła i odetchnął, unosząc swoją grzywkę oddechem.
- No świetnie - powiedział Wasabi, podchodząc do najbliższej kolejki. - Wygląda na to, że pół dnia mam z głowy.
- Nie marudź - mruknęłam, ciągnąc za sobą Hiro. - Jeżeli już przyszliśmy, to poczekamy.
   Wasabi spojrzał na mnie z rozbawieniem i skrzyżował ręce na piersi.
- Coś czuję, że długo z nią nie wytrzymasz - rzucił do mojego chłopaka, który objął mnie w pasie.
- To znaczy? - spytałam gniewnie.
- Nie wytrzymałem z tobą roku w tym samym gabinecie, więc co dopiero musi czuć Hiro... - zaczął, ale przerwał mu śmiech chłopaka.
- Chyba dobrze, że mamy odmienne zdania - powiedział, całując mnie w czubek głowy. Wasabi popatrzył mi w oczy i uśmiechnął się. Mimo jego słów wiedziałam, że życzy nam jak najlepiej.
- Stać!!! - usłyszeliśmy nagle czyiś krzyk i padły dwa strzały w sufit.
   Wszyscy automatycznie położyli się na podłodze bądź kucnęli, starając się zachować bezbronność wobec napastników. Obróciliśmy głowy i zauważyliśmy dwóch ubranych w kominiarki mężczyzn z pistoletami w dłoniach. Jeden z nich obstawiał jedyne drzwi, które mogły służyć jako droga ewakuacji, drugi ruszył środkiem w kierunku kas.
   Jakaś kobieta krzyknęła, a ktoś inny, opadając na podłogę przywalił głową o ladę, ale w ogólnym zgiełku przybysze nawet nie zwrócili na to uwagi.
- My to mamy szczęście - burknął Wasabi, leżąc płasko na brudnej posadzce. Hiro objął mnie troskliwie ramieniem, wpatrując się w dwójkę napastników.
- Ręce - warknął ten idący wzdłuż holu, wymachując pistoletem. - A ty - rzucił do jednej z kasjerek - szykuj pieniądze. Szybko!
   Blondwłosa kasjerka rzuciła się w kierunku kasy i zaczęła wbijać kod, by dostać się do systemu. Całe jej chuderlawe ciało drżało od nadmiaru stresu i przerażenia.
   Cała scena rozgrywała się bardzo wolno. Wszyscy leżeli, obserwując złodziei, ale nikt nie ważył się odezwać, dlatego ich praca postępowała w ciszy. Wymieniłam spojrzenie z Wasabim i zwróciłam uwagę na resztę kasjerek, które tylko czekały, by się wycofać i uciec tylnym wyjściem. Byłby to największy błąd, bo sprowokowałyby tym tylko napastników do użycia broni.
- Hiro - wyszeptałam, obracając głowę, ale zamarłam, widząc jego spojrzenie. Nie ruszał się z podłogi, ale jego złowrogie spojrzenie nie wróżyło nic dobrego. - Co z Agendą...? - spytałam, przybliżając usta do jego ucha.
- Nie zdążą zareagować. - odparł tylko krótko.
- Za mało! - krzyknął stojący obok kasy mężczyzna, przeliczając gotówkę. - Następna! - wykrzyknął, przechodząc do kolejnej kasy. Tym razem siedząca na swoim miejscu kasjerka nie wyglądała na przestraszoną, tylko otworzyła kasę i wydała wszystkie pieniądze, jakie miała pod ręką. Obcy zabrał je zamaszystym ruchem, ale nie wziął nic, w co mógłby je włożyć, a gotówki było sporo, więc przywołał do siebie swojego towarzysza ruchem głowy.
   Ten przypiął kłódkę do drzwi, co miało prawdopodobnie choć na chwilę powstrzymać spanikowanych kontrahentów przed ucieczką i ruszył w kierunku kas.
   Gdy przechodził tuż koło nas, Hiro nagle skoczył na nogi z szybkością kota i oszołomił napastnika jednym uderzeniem w tchawicę. Następnie objął głowę złodzieja ramieniem, jakby chciał go udusić i odebrał mu broń, zanim spadła na ziemię z jego niewzruszonych rąk.
   Drugi z napadających zdołał w tym czasie tylko chwycić broń i wycelować w nią w Hiro, który osłaniał się już obezwładnionym przestępcą przed ostrzałem. Moje oczy ledwie potrafiły nadążyć za tym, czego dokonał mój chłopak w trakcie zaledwie dwóch sekund.
- Rzuć broń! - krzyknął do uzbrojonego, mierząc do niego z odebranego pistoletu. Widziałam, że tamten się zawahał, widząc swojego towarzysza w stanie zupełnej nieświadomości. Nie miałam pojęcia, jak Hiro utrzymywał jego ciało jedną ręką, skoro tamten przewyższał go o głowę, nie mówiąc już o masie.
   Wasabi spojrzał na mnie zszokowany i zbliżył się, jakby chciał sprawić, bym czuła się mniej przerażona. Dopiero po chwili zrozumiałam, że znalazł się pomiędzy mną a mierzącym do Hiro mężczyzną, by osłonić mnie od strzału. Najwyraźniej doszedł do wniosku, że tamten mógłby mnie wykorzystać, by obezwładnić Hiro - w końcu przed chwilą się obejmowaliśmy.
- Rzuć broń!! - powtórzył Hiro bardziej stanowczo. Wszyscy ludzie w holu obserwowali toczącą się między nimi scenę. 
   Przestępca zawahał się, ale w końcu jego dłonie opadły wraz z trzymanym przez nie pistoletem i broń znalazła się na ladzie przy kasjerce. 
- Przesuń ją po podłodze w moją stronę - instruował go Hiro pewnym głosem. W jego oczach nie było ani odrobiny zawahania, jakby wszystko dokładnie przećwiczył. 
   Napastnik stanął jak wryty, a jego twarz wyrażała gniew i bezsilność. Praktycznie już się poddał, wystarczyło tylko pozbyć się broni.
   Nieśmiało chwycił pistolet z powrotem, ale go nie odłożył. Trzymał go usilnie w dłoniach, jakby sam jego dotyk miał mu pomóc w tej sytuacji.
   Hiro tymczasem ruszył ręką i wymierzył w lampę, po czym bez ostrzeżenia strzelił. Lampa wystrzeliła, wydobywając z siebie ostatnią smugę światła, po czym natychmiast zgasła. W holu z powrotem zapadła cisza.
- Daję ci szansę - rzucił do mężczyzny. - Rzuć broń, a nie będę musiał użyć swojej.
   Obcy położył dłoń na podłodze z wielkimi ze strachu oczami, po czym przesunął nią po podłodze aż pod nogi Hiro.
- GoGo, weź broń - rozkazał. Wstałam i wypełniłam jego komendę bez wahania, będąc zbyt wstrząśniętą, by próbować w tej chwili racjonalnie myśleć. - Wasabi, pomóż mi.
   Wasabi stanął na nogi i chwycił ciało nieprzytomnego przestępcy i pomógł Hiro położyć go na podłodze. Potem obaj podeszli do drugiego z napastników, który zacisnął pięści, gotowy do ataku. Hiro przez cały czas mierzył do niego z pistoletu, nie dając mu szansy na wykonanie jakiegokolwiek nieodpowiedzialnego ruchu. W każdej chwili mógł nacisnąć spust. 
   Gdy zbliżyli się na długość metra, mężczyzna nagle skoczył na Hiro i uderzył go z pięści w twarz tak szybko, że zdążyłam tylko krzyknąć, zanim ten padł na podłogę. Przestępca rzucił się w kierunku pistoletu, ale Hiro odrzucił nogę i kopnął broń, posyłając ją w kąt holu. Wasabi tymczasem rzucił się na atakującego i przygniótł go własnym ciałem do podłogi. 
   Podbiegłam do Hiro, by pomóc mu wstać, ale zanim zdołałam do niego dołączyć, sam stał już na własnych nogach. Podszedł do miejsca, w którym leżała broń i podniósł ją, by nie kusiła obecnych w holu - choć po takiej sytuacji chyba nikt nie chciałby spróbować swoich sił w napadzie.
- Proszę schować pieniądze do kas - odezwał się do kasjerek, które i bez jego słów zajęły się pakowaniem wyjętej z kas gotówki z powrotem do systemów. 
   Podeszłam do Hiro i ujęłam jego twarz w obie dłonie. Ludzie zaczęli się podnosić z posadzki, zbyt oszołomieni całym zdarzeniem. 
- Jesteś ranny? - spytałam, oglądając jego twarz. Hiro pokręcił głową, choć już widziałam jak na jego lewym policzku pojawia się ciemny siniec. Dobrze, że tamten nie trafił przykładowo w skroń, bo mogłoby to się skończyć dużo gorzej dla mojego chłopaka.
   Nagle naszych uszu dobiegło klaskanie. Początkowo zrobiła to tylko jedna osoba z wnętrza banku - potem stopniowo dołączali do niego pozostali, wpatrując się z ekscytacją w Hiro. Widziałam, jak chłopak blednie, rozglądając się dokoła ze zdziwieniem, a następnie na jego policzkach pojawiły się nieśmiałe rumieńce.
   Wasabi wykręcił przestępcy rękę, pozbawiając go możliwości wyrwania się i ucieczki, ale drzwi wciąż były zamknięte. Dwie osoby podeszły do nich i zaczęły coś szperać przy kłódce, żeby je otworzyć. Hiro podszedł do leżącego na podłodze złodzieja, którego ogłuszył i wyjął z jego kieszeni klucze, po czym podał je jednemu z obecnych, by otworzył drzwi.
   Kilka osób poklepało go po ramieniu, gdy przechodził, inni powiedzieli coś w jego stronę w formie podziękowania, ale Hiro krótko odpowiadał na te słowa i robił swoje, starając się nie zwracać na nie uwagi.
- Proszę zadzwonić na policję - poprosił jedną z kasjerek, która już trzymała przy uchu telefon. Najwyraźniej nie tylko on myślał w tej chwili rozsądnie. Przestępca na dźwięk słowa "policja" poruszył się nerwowo, ale Wasabi trzymał go bardzo silnie.
- A ty gdzie? - spytał, przyciskając go do podłogi. Hiro spojrzał w jego stronę i posmutniał, choć przecież przed chwilą ten człowiek mógł go nawet zabić.
   Podeszłam do niego i złapałam go za rękę. Nie miałam zamiaru chodzić za nim krok w krok, ale i tak to robiłam, zmartwiona jego stanem. Każdy z zewnątrz mógłby zobaczyć tylko jego pewne siebie spojrzenie, ale ja zwróciłam uwagę na to, w jaki sposób się poruszał i przeczuwałam, że ta sytuacja kosztowała go sporo nerwów.
- Hiro, usiądź - nakazałam mu, patrząc w jego oczy. - Już wszystko w porządku.
- Nie, dopóki nikt go nie sprzątnie - odpowiedział sucho, spoglądając na obalonego przestępcę. Nagle jego spojrzenie wydało mi się bardzo udręczone, jak spojrzenie starca, a nie młodego chłopaka, przed którym było jeszcze całe życie.
   Podeszłam do niego i objęłam go mocno, wręczając mu w dłoń drugi pistolet - ten, który kazał mi podnieść. Hiro odwzajemnił uścisk i położył usta na moim karku, oddychając coraz wolniej, mniej nerwowo. Chociaż tyle mogłam dla niego zrobić - być przy nim. Wiedziałam, że po jego porwaniu i następstwach tego zdarzenia coś w nim pękło i nie miał już oporów przed chwytaniem za broń, ale jednocześnie każda taka sytuacja, w której musiał jej użyć, sprawiała, że czuł się znacznie gorzej, przypominając sobie to, przez co musiał przejść.
   Staliśmy tak, dopóki nie przyjechała policja. Funkcjonariusze zwinęli obu przestępców i wpakowali do radiowozów, a gdy wrócili, by spisać zeznania, nas już nie było. Hiro zdecydował, że lepiej będzie odejść z miejsca zdarzenia, zamiast zwracać na siebie niepotrzebną uwagę. Jeżeli media zaczęłyby węszyć za tajemniczym bohaterem, który ocalił wszystkich obecnych w banku, mogłyby łatwo dojść tym tropem do Agendy.
- To było naprawdę niezłe, Hiro - powiedział Wasabi, gdy znaleźliśmy się już na drugim końcu miasta. - W życiu nie widziałem czegoś takiego, nawet na filmach!
   Hiro uśmiechnął się pod nosem, wiedząc doskonale, że Wasabi rzadko kiedy chwalił cokolwiek z takim uwielbieniem. Uścisnęłam nasze splecione dłonie w geście zgody.
- Ma rację - przyznałam cicho, gdy spojrzał mi w oczy. Nie wiedziałam czy jestem bardziej zaskoczona, czy dumna, że mój chłopak był w stanie zrobić coś tak odważnego.




Juuuż! :D muszę trochę ponadrabiać, bo zaniedbałam was ostatnio :pp

Mam tylko prośbę - wiem, że to trochę moja wina że aktywnośc spadła, ale proszę, sprawcie mi tę przyjemność i komentujcie rozdziały - to naprawdę pomaga w dalszym pisaniu ;))
Wszystkiego dobrego na najbliższe dni! <3

~Wasza Just