10/26/2016

Wypis

   Obudziłam się, gdy poczułam dotyk na swoim policzku. Uchyliłam lekko powieki i od razu zobaczyłam uśmiech, za który dałabym się posiekać.
   Hiro leżał obok mnie, przyglądając mi się z uśmiechem. Zdałam sobie sprawę, że to on musiał głaskać mnie po policzku. Wyglądał dużo lepiej. Cienie pod jego oczami zniknęły, a siniaki zaczynały powoli blednąć. Poza tym nie widziałam, by rozstawał się z uśmiechem.
- Dzień dobry – wyszeptał, całując mnie w czoło. Przetarłam oczy i spostrzegłam się, że leżę na jego szpitalnym łóżku w ubraniach, w których przyszłam do niego wczoraj. Z okna przebijało się słabe światło dnia, nieco zakryte przez długie, białe żaluzje.
- Serio zasnęłam obok ciebie? – spytałam z otumanieniem. – Miałam cię pilnować…
- Słabo ci idzie bycie klawiszem – powiedział szczerze, ukrywając śmiech. Już chciałam narzekać na to, że gdy wczoraj rozmawialiśmy, to tak przynudzał, że aż przez niego zasnęłam, ale zanim zdążyłam choćby uchylić usta, żeby coś powiedzieć, Hiro mnie pocałował. Zamknęłam oczy, poddając mu się, choć normalnie GoGo Tomago tego nie robiła. Hiro odsunął się i spojrzał na mnie zafascynowany. – Za to świetnie radzisz sobie z byciem moją dziewczyną – odparł, a ja poczułam, że się rumienię.
   Ku mojemu szczęściu, okazało się, że Hiro całą noc leżał na swojej sali zamiast urządzać sobie spacerki po szpitalu. Nie wiem, czy miałam na niego jakiś wpływ, czy po prostu zamierzał całą noc nie spać, żeby sytuacja się nie powtórzyła, ale grunt, że pomogło. Swoją drogą wyglądał na wyspanego, więc dziwnym trafem mój pomysł chyba pomógł. Gorzej, gdyby Hiro lunatykował podczas gdy ja spałam sobie smacznie w jego szpitalnym łóżku – wtedy musiałabym się tłumaczyć nie tylko przed Yoko, ale przede wszystkim przed Cass.
   Po dziesiątej przyjechała Cass, by zabrać go do domu. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam na jego twarzy takiej ulgi. Wyglądał, jakby z pleców spadł mu ciężar rozmiarów Baymaxa. Domyślałam się, że powrót do domu dobrze mu zrobi. W końcu od momentu, kiedy odzyskał wolność, widział tylko ściany szpitala.
   Baymax upierał się, że weźmie rzeczy swojego przyjaciela, a po trzeciej próbie przekonania go, że da sobie radę, Hiro w końcu dał za wygraną, mrucząc pod nosem, dlaczego nie zajęli się z Tadashim robótką ręczną zamiast konstruowania robotów. Cass opowiadała Hiro o swojej nowej kawiarni, a raczej lokum, które zdołała już pod nią wykupić, a jej siostrzeniec słuchał ją z zainteresowaniem. Przyglądałam im się, myśląc nad tym jak bardzo Hiro szanuję swoją ciocię. Ja przez dłuższy czas w ogóle nie słuchałam tego, co mówił do mnie mój ojciec, a było to szczególnie wtedy, gdy najbardziej się ze sobą kłóciliśmy.
- Chyba wrócę do domu – rzekłam, zastanawiając się, po co w ogóle lazłam za Hiro do jego domu. – Powinieneś odpocząć, a ja mam jeszcze do odwiedzenia mój warsztat.
- Poczekaj – powiedział, podchodząc do mnie i łapiąc mnie za ręce. Cass poszła do kawiarni, żeby zobaczyć, jak radzą sobie jej pracownice, więc przynajmniej nie czuliśmy się głupio, czując na sobie jej wzrok. – Iść z tobą?
- Dobrze ci zrobi jak zostaniesz – uznałam, patrząc mu w oczy. – Poza tym nie chcę cię narazić na Skandara.
   Hiro spojrzał w bok i roześmiał się wesoło. Nie mogłam się na niego napatrzyć, gdy widziałam go w takim nastroju. Przypomniałam sobie jednak o rozmowie z Yoko i zawahałam się, zdając sobie sprawę, co może siedzieć w jego wnętrzu. Jak człowiek wyglądający na szczęśliwego, może chować w sobie tyle zmartwień?
- Nie boję się Skandara, Go. – przyznał, a kącik jego ust załamał się pod jego łobuzerskim uśmiechem. Nie potrafiłam nie przyznać przed sobą, jak bardzo uwielbiałam tę minę. – Nawet jeśli nie jestem w formie.
   Uśmiechnęłam się, stanęłam na palcach i pocałowałam go krótko w usta. Chciałabym z nim zostać, ale czułam się jak piąte koło u wozu, wiedząc, jak patrzy na mnie teraz Cass. Nie chciałam im przeszkadzać, mieli do obgadania pewnie parę spraw, a ja musiałam się zająć grupką bardzo wkurzonych motocyklistów, którzy pewnie mają mi za złe że zostawiłam ich na cały tydzień bez słowa.
- Lecę - wyszeptałam, znajdując się w bliskiej odległości od jego twarzy. Hiro patrzył na mnie, jakby wcale nie chciał się rozstawać.
- Do zobaczenia - odpowiedział, gdy znajdowałam się na progu jego pokoju.



   Spodziewałam się ich reakcji, ale nie sądziłam, że będzie ona tak gwałtowna. Wystarczy, że przekroczyłam próg mojego warsztatu, a z pomieszczeń wyszła cała czwórka z założonymi rękami, jakbym przy wejściu uruchomiła tylko im słyszalny alarm.
- Cześć wam - odezwałam się, siląc się na resztki entuzjazmu, co nie było trudne przy tylu godzinach spędzonych z Hiro.
- Możesz nam powiedzieć, gdzie cię wcięło, GoGo? - warknął Skandar, który stał najbliżej mnie. Żyły na jego karku naprężyły się jak u kota czającego się do walki. Mógłby zrobić wrażenie na Hiro czy nawet Wasabim, ale nie na mnie. Zbyt dobrze go znałam.
- Nie dawałaś znaku życia przez ponad tydzień - westchnął Stike, spoglądając ponuro na swojego przedmówcę. Mimo to widziałam, że również poirytowała go ta sytuacja. - Co jest grane?
   Jared pokiwał smętnie głową, choc jego oczy wydały mi się smutne. Chyba jako jedyny domyślił się, że raczej nie wzięłam urlopu zdrowotnego.
   Westchnęłam i oparłam się o ladę, czując, że ich pytające spojrzenia mnie przytłaczają. Emma siedziała cicho, ale jej spojrzenie mówiło samo za siebie - zrób krok, a eksploduję.
- Zatrzymały mnie pilne sprawy. Przepraszam, że nie dałam wam znaku życia... - odparłam, czując nagły chłód na mojej skórze. Stike i Skandar wymienili spojrzenia - przypuszczałam, że to oni byli głowami ich małego buntu. Wcale się im nie dziwiłam. Zaangażowali się w tą sprawę całym sercem, a ja ich olałam. Można być gorsza leaderką? Na pewno nie dorastałam do pięt Hiro. Nic dziwnego, że Wasabiemu ciężko było go zastąpić podczas ostatniej akcji.
- Do rzeczy, Gogiyo - poprosił łagodnie Stike, choć jego słowa miały siłę ciężkiego topora. Mówił do mnie pełnym imieniem tylko wtedy, gdy był na mnie zły albo gdy chciał mnie o coś poprosić. Raczej wątpiłam w tę druga wersję.
   Odetchnęłam i zapatrzyłam się w podłogę, zastanawiając się, ile mogę im powiedzieć. W końcu jednak postanowiłam, że powiem im prawdę.
- Hiro został porwany przez najgroźniejszą mafię w Japonii - rzekłam, a ich twarze nagle pobladły. Wszystkie z wyjątkiem Skandara, ale jego reakcja jakoś nieszczególnie mnie dziwiła, jako że od początku nie przepadał za Hiro. - Był przetrzymywany przez cztery dni i torturowany, ale władzom udało się do niego dotrzeć i go uwolnić.
   Specjalnie użyłam słowo "władze", mając nadzieję, że moi kompani nie zasypią mnie gradem pytań. Ich miny mówiły same za siebie - albo byli na granicy swojego zaufania co do mnie i zaraz po prostu spakują swoje rzeczy i wyjdą, albo będą chcieli wiedzieć więcej.
- Nic mu nie jest? - spytała Emma, przekrzywiając głowę. Zdziwiła mnie jej reakcja, bądź co bądź wiedziałam, że jest chłodna w stosunku do osób, których nie zna.
- Przez trzy dni leżał w szpitalu, dopiero dziś postanowili go wypisać na jego własne żądanie. - odpowiedziałam, zastanawiając się, ile będzie w stanie znieść, udając, że nic mu nie jest. Ile bym dała za to, żeby choć na chwilę schował swoją dumę i po prostu zapłakał nad śmiercią swoich rodziców, o której się właśnie dowiedział. Nie byłam pewna, jak bym zareagowała, gdybym dowiedziała się czegoś takiego, ale fakt o tragicznej śmierci mamy nie złagodził mojego bólu. Wiem, że mój ojciec wciąż wypominał sobie, że pozwolił jej na jeden samotny spacer, który całkowicie odmienił życie nas wszystkich.
- GoGo, nie wiedzieliśmy... - zaczął ponuro Stike, drapiąc się po swoim ciemnym irokezie. Skinęłam głową, chcąc jak najszybciej zakończyć ten temat. Jared natomiast wyminął zgrabnie stojący między nami stół, służący mi jako mur przed ich żądaniami wytłumaczeń i objął mnie mocno, kładąc brodę na moim ramieniu. 
   Emma opuściła swoje skrzyżowane dłonie i spojrzała na mnie w taki sposób, jakby chciała zastąpić Jareda, jednak znałam ją i wiedziałam, że tego nie zrobi. Byłam jej jednak wdzięczna za samą chęć.
   Jared puścił mnie i uśmiechnął się dobrodusznie, po czym przekazał mi wyrazy współczucia.
- Dzięki - odpowiedziałam, czując się dużo lżej niż gdy szłam do warsztatu. Skandar nie odezwał się ani słowem, ale poznałam po jego twarzy, że nieco zmienił swoje nastawienie co do mnie. Wiem, że ich olałam i że było to nie fair, ale oczekiwałam, że zdołają mi wybaczyć, w końcu sama uniknęłabym całej tej sytuacji, gdybym tylko miała na nią wpływ. - To co? - spytałam, zacierając ręce. - Pokażcie mi, co powinnam nadrobić.



   Wbiegłam pędem do domu, poszukując świeżych ubrań i innych butów, bo moje kompletnie przemokły po spacerze po mieście. Mój tato siedział jak gdyby nigdy nic w salonie, popijając kawę i przeglądając coś na swoim tablecie.
- Cześć, Gogiyo! - krzyknął, zanim nie zniknęłam na piętrze. Postanowiłam, że wracając, podejdę się przywitać. W końcu bądź co bądź, nie było mnie w domu prawie tydzień. Mój ojciec nie miał wyboru, musiał to uszanować, a był człowiekiem nad wyraz tolerancyjnym, więc nie powinien mieć z tym problemu. Poza tym sam uwielbiał Hiro i dzwonił do mnie do kilka godzin przez ostatnie dni z pytaniem, jak się czuje mój przyjaciel.
   Chwyciłam pierwsze lepsze ciuchy, starając się ignorować kobiecą myśl o tym, w czym mogłabym się podobać Hiro i ruszyłam do łazienki, usilnie starając się nie myśleć o zmęczeniu. Zasługiwałam na wypoczynek po ostatnich wydarzeniach, ale z drugiej strony nie mogłam zawieść mojej ekipy, co już zresztą zrobiłam. Mogłam jedynie mieć nadzieję, że sen zrehabilituje mi moje obolałe mięśnie i ciążące powieki.
   Rozczesałam moje wysuszone włosy dłonią, schodząc po schodach. Ojciec czekał w progu salonu, uśmiechając się ledwie zauważalnie.
- Przepraszam, jestem trochę roztrzepana - powiedziałam na przywitanie, po czym podeszłam i pocałowałam go w policzek. - Cześć, tato. Jak minął ci dzień w pracy?
- Kończymy dość spory projekt i jak wszystko się uda to przyszły tydzień będę miał wolny - odparł z dumą. - Powiedz mi, jak tam u Hiro?
   Westchnęłam. Najchętniej już bym się u niego znalazła, ale czekał mnie jeszcze chłodny spacer po mieście, no chyba, że wezmę taksówkę. Jakoś nie uśmiechało mi się na myśl o zaspach śnieżnych na Time-Jay Square, gdzie nie dojeżdżają odśnieżarki.
- Jest uparty - mruknęłam, krzyżując ręce. - Wypisał się na żądanie.
   Mój ojciec roześmiał się wesoło, a jego zmarszczki momentalnie zniknęły.
- Musisz przyznać, że ma charakterek. - mrugnął do mnie, a ja się modliłam, żeby moje policzki nie zapłonęły. Nawet nie wiedział jak bardzo miał rację. - Cała Sayuri. - dodał, chowając ręce do kieszeni. - Cass ma pewnie z nim trzy światy. Pozdrów ich ode mnie i pożycz Hiro powrotu do zdrowia.
   Otworzyłam szeroko oczy, dziwiąc się jak łatwo rozgryzł mnie mój ojciec. Nawet nie spytał czy idę do Hiro, po prostu to wiedział. Nieczęsto czułam się tak niepewnie jak w tej chwili.
   Mój ojciec uśmiechnął się do mnie i wyciągnął z kieszeni coś, co od razu rzucił w moją stronę. Złapałam to bez trudu i ogarnęłam, że trzymam w dłoni klucze do samochodu mojego ojca. No pięknie, podczas pięciominutowej rozmowy zdołał mnie wprawić w zakłopotanie już dwa razy.
- Wiem, że umiesz jeździć - powiedział szczerze. Miałam ochotę spojrzeć w bok, ale hardo wytrzymałam jego przenikliwe spojrzenie. - Wolę ci zaufać niż płacić za taksówkę. Tylko uważaj, jest dosyć ślisko.
   Uśmiechnęłam się szeroko i rzuciłam mu się na szyję. Wyobraziłam sobie jego minę, gdy dowie się, że startuję w Grand Prix. Może niepotrzebnie się obawiałam? Może nie przyjmie tego z taką furią, z jaką przyjął wiadomość o praktykach w warsztacie Skandara cztery lata temu? Zaczynałam po cichu wierzyć w to, że zmienił poglądy i że pozwoli mi na więcej bez ciągłego strachu o moje życie. Bądź co bądź, jeszcze nie zaprotestował co do mojej pracy w Agendzie.
- Dziękuję - odparłam tylko i wybiegłam z domu, przyglądając się kluczom taty, jakby ktoś miałby mi je odebrać. Nie wierzyłam, w to co się właśnie stało. I nie chodziło już nawet o samochód. Chodziło o to, że zaufał mi na tyle, żeby mieć pewność, że wrócę cała i nie zrobię niczego głupiego. Dotychczas traktował mnie jak małolatę, przy której przymykał oko za każdym razem, gdy zrobiła coś głupiego. Zastanawiałam się, skąd wiedział o tym, że potajemnie zrobiłam prawo jazdy. Miałam tylko nadzieję, że nie dowiedział się tego od Hiro, choć w sumie mój przyjaciel był jedyną osobą, która miała tak dobry kontakt z moim ojcem.
   Dojechanie do Lucky Cat Cafe zajęło mi dziesięć minut, pomimo i tak małej prędkości. Nie wiem, dlaczego, ale wzięłam sobie poradę mojego ojca do serca i nie próbowałam wygłupiać się na drodze, choć byłam zdolna do różnych rzeczy.
   Zaparkowałam auto na parkingu ulicę dalej, wiedząc dobrze, że ta okolica pomimo lokalizacji blisko centrum nie była zbyt bezpieczna. Idąc w kierunku domu Hiro już widziałam światła palące się w kawiarni. Gdy zbliżyłam się na tyle, by widzieć duże, szklane okna, zauważyłam, że jest dawno po zamknięciu, bo lokal opustoszał, a stoliki były dokładnie uprzątnięte. Sprawdziłam godzinę i ze zdziwieniem zauważyłam, że dochodziła dziewiąta. Mogłam się bardziej pospieszyć w warsztacie, pomyślałam, ale gdy pociągnęłam za drzwi do kawiarni, one odpuściły.
   Weszłam do środka, zastanawiając się, dlaczego Cass nie zamknęła swojej działalności o tak późnej porze. Raczej wątpiłam, by kawiarnie odwiedził jakiś spóźniony klient. Z drugiej jednak strony chyba wolałam wejść drzwiami wejściowymi do mieszkania niż kawiarnią.
   Już miałam skierować się do przejścia prowadzącego do przedpokoju mieszkania, gdy wtem przy barze ktoś się poruszył. Dopiero zauważyłam, że Hiro cały czas siedział na stołku przy barze nad wieloma dokumentami i prawdopodobnie zasnął, obudzony moim wtargnięciem do lokalu.
- Oh, Go - uśmiechnął się z ulgą, pocierając oczy. - Zapomniałem zamknąć.
   Ruszyłam w jego kierunku, usilnie starając się zrozumieć, dlaczego tak bardzo cieszę się z jego towarzystwa. Tak naprawdę cały dzień robiłam wszystko jak najszybciej, by znowu go zobaczyć. Hiro wstał od baru i podszedł do mnie, by się przywitać. Miał na sobie luźną bluzkę o szarym kolorze z podwiniętymi rękawami i proste jeansy, ale i tak wyglądał lepiej niż niejeden model.
- Czyżby znowu pochłonęły cię rachunki? - spytałam, przygotowana na to, żeby go objąć. Hiro jednak zbliżył do mnie swoje wargi i nieoczekiwanie mnie pocałował z taką czułością, że wprost nie potrafiłam tego przerwać, nawet gdyby w kuchni siedziała teraz Cass. Wplotłam dłoń w jego bujne czarne włosy i po prostu się poddałam, nawet nie próbując ogarniać całej tej sytuacji.
   Tak szybko, jak Hiro rozpoczął pocałunek, tak szybko go skończył, przyglądając mi się z cieniem uśmiechu. Musiałam wyglądać jak totalna idiotka z przymrużonymi z rozkoszy oczami i rozchylonymi wargami.
- Ciocia ma dzisiaj gorszy dzień - powiedział, automatycznie wracając do naszego poprzedniego tematu. Szczerze mówiąc, miałam nadzieję, że nie przerwie tego tak szybko. - Chyba wzięła ją grypa, a ma masę papierkowej roboty, więc chciałem jej pomóc.
   Uśmiechnęłam się lekko, gdy ujął delikatnie moje dłonie i je pocałował. Naszła mnie dziwna myśl na temat Ithaniego, ale szybko ją zbyłam, uświadamiając sobie, że on nigdy tak nie zrobił. Był zbyt arogancki, by całować dziewczynę po rękach.
- A tobie jak poszło w warsztacie? - spytał, patrząc mi w oczy. Z trudem przypominałam sobie, jak bardzo zrelaksowana czułam się w jego towarzystwie. Teraz miałam wrażenie, że każdy mój ruch i gest był beznadziejny, ale dziwnie było czuć się swobodnie, gdy Hiro zachowywał się w ten sposób. Z drugiej jednak strony najbardziej nie chciałam, żeby przestał. Chyba naprawdę się w nim zakochałam.
- Udało mi się jakoś udobruchać całą ekipę - odpowiedziałam ze znużeniem. - Mamy zamiar zgarnąć się w przyszły czwartek na oficjalny tor treningowy do Tokyo.
   Hiro zauważył moje znużenie i stanął za barem.
- Zrobić ci kawę? - spytał, choć już zabrał się za obsługę ekspresu. Przytaknęłam z chęcią, starając się ukryć ziewanie. Musisz wypocząć, GoGo, mówił głos rozsądku w mojej głowie, ale nie potrafiłam zostawić Hiro i po prostu wrócić do domu. Potrzebowałam jego obecności bardziej niż snu.
   Podczas gdy Hiro krzątał się w kuchni, ja zerknęłam na wypełniane przez niego dokumenty. Zdziwiło mnie, że radzi sobie z nimi tak dobrze. Wyglądało na to, że nie pierwszy raz bawił się w księgowego. Kiedy wrócił z kubkiem parującej kawy w ręku, uniosłam pierwszą kartkę, jaka wpadła mi w ręce i pokazałam mu ją.
- Naprawdę to ogarniasz? - spytałam ze zdziwieniem. Hiro usiadł naprzeciw mnie i postawił przede mną kawę.
- Ehmm - przytaknął, przeczesując dłonią swoje włosy. - Mniej więcej w taki magiczny sposób, w jaki ty ogarniasz sztukę.
   Spojrzałam na niego z powagą, po czym spróbowałam jego kawy. Już mi udowodnił, że gotuje naprawdę nieźle, ale nie wiedziałam, że jest też genialnym baristą. Hiro oparł brodę na swoim nadgarstku i przyglądał mi się dłuższą chwilę.
- Co? - zapytałam go, czując się odrobinę nieswojo. Hiro poruszył się nagle, jakby wybudził się ze snu.
- Nic, po prostu zastanawiam się jak się dostaniemy do Tokyo w następny czwartek - powiedział i poskładał wszystkie papiery w jedną stertę, po czym ułożył je pod barem.
- Dostaniemy? - spytała z zaskoczeniem. Hiro posłał mi tajemniczy uśmiech.
- Chyba nie myślisz, że przegapię okazję, by zobaczyć cię w akcji? - zapytał, a ja mimowolnie się roześmiałam. - Poza tym to ja dałem plamę całą tą... sytuacją - powiedział, drapiąc się po głowie. - Więc zamierzam to uczciwie odpracować w warsztacie - obiecał, a ja wywróciłam oczami.
- To nie była twoja wina, Hiro, a ty powinieneś przede wszystkim odpoczywać. - odpowiedziała, podczas gdy Hiro zerknął za siebie na kuchnię, jakby coś sprawdzał. Dziwnie było to, że miałam wrażenie, jakby lokal należał do niego. W końcu Hiro wyjął z szuflady klucze i ruszył w kierunku drzwi do kawiarni, żeby je zamknąć.
   Gdy wracał, zatrzymał się na chwilę za moimi plecami i objął mnie opiekuńczo ramieniem, jakby chciał się upewnić, że nie spadnę z wysokiego stołka.Wtuliłam się w jego ramię, zapominając o całym bożym świecie.
- Nie pytałem cię o zdanie, Tomago - wymruczał mi do ucha, po czym pocałował mnie krótko w policzek i odsunął się, znów pozostawiając mnie na lodzie. Miałam tego dość. Zanim zdołał znów mi uciec, złapałam go za rękę i wstałam.
- Poczekaj - westchnęłam i zanim zdołał cokolwiek powiedzieć, splotłam dłonie za jego karkiem i pocałowałam go namiętnie w usta. Hiro zawahał się, ale tylko na chwilę, bo wkrótce jego dłonie znalazły się na moich plecach, głaszcząc je delikatnie. Mimo to jego usta nie miały już w sobie tyle delikatności, usilnie domagając się moich pocałunków. Przez chwilę straciłam oparcie i prawie potknęłam się o wystającą część stołka barowego, ale Hiro opanował sytuację, obejmując mnie jeszcze dokładniej i opierając o bar.
   Do głowy zaczynały przychodzić mi niepokojące myśli, tym bardziej, że w mieszkaniu spała jego ciocia, nie mówiąc już o Baymaxie. Mimo to tutaj, w kawiarni, byliśmy sami, skryci przed czujnymi spojrzeniami naszych bliskich. W końcu to ja odsunęłam się od niego, dysząc ciężko. Hiro pocałował mnie jeszcze dwukrotnie w policzek, próbując nieco zwolnić z narzuconego przeze mnie tempa i spojrzał mi głęboko w oczy.
   Widząc to spojrzenie, roześmiałam się głośno, sama nie wiedząc, czemu. Hiro puścił moją talię i pogłaskał mnie po policzku.
- Co? - zapytał z rozbawieniem.
- Nic, po prostu nie znam cię od tej strony - powiedziałam, przygryzając wargę. - Właśnie zniszczyłeś swoją przykrywkę grzecznego studenta. Jak się z tym czujesz?
   Hiro uśmiechnął się pewnie, a jego oczy nagle pociemniały. Ujął moją twarz w obie dłonie i pocałował mnie wolno, ale bardzo kusząco. Gdy skończył, zatrzymał się na chwilę przed moją twarzą.
- Raczej nie sądzę, żeby mi to przeszkadzało - powiedział swoim niskim, męskim głosem.



Wieeem, mega spóźnienie, ale tak się składa, że złamałam palca i gorzej mi się pisze oraz zajęłam się czymś nowym, czego nie zamierzam publikować... no, chyba że spróbuję z jakimś wydawnictwem :pp Mam nadzieję, że tym rozdziałem się trochę zrehabilitowałam ;))

~Justie

10/16/2016

Siostra

https://www.youtube.com/watch?v=bMpFmHSgC4Q

   Siedziałam w Lucky Cat Cafe, popijając słodką latte, przygotowaną przez ciocię Hiro i czytając gazetę. Fred zajął miejsce naprzeciwko, patrząc ciekawie na ulicę widoczną przez ledwie wstawioną, nową szybę, jakby oglądał ten widok po raz pierwszy.
- Powinniśmy do niego pójść - zwróciłam się do przyjaciela. Czułam, że powinniśmy teraz być przy Hiro, a nie przesiadywać w ciepłej i spokojnej kawiarni, rozmawiając o rzeczach, które nie miały większego sensu.
   Freddie uśmiechnął się tajemniczo, odstawiając na bok swoją herbatę. Świt pozostawiał na jego twarzy łagodne cienie. Pani Cass chodziła po kawiarni, rozkładając serwetki i cukier, tym samym przygotowując swój lokal do kolejnego dnia. Na razie byliśmy sami, ale już wkrótce mieli pojawić się tutaj pierwsi klienci.
- Nie sądzisz, że Hiro ma już towarzystwo? - spytał mnie Fred, sugerując obecność GoGo. Zerknęłam na panią Cass, zastanawiając się, czy wie już na temat Hiro i GoGo wszystko, czy mój przyjaciel właśnie zdradził ich relację.
- I to jakie - dodała Cass, wycierając swoje dłonie o czystą ścierkę, która zazwyczaj leżała na jej lewym ramieniu. - Cieszę się, że GoGo zgodziła się z nim zostać. Przynajmniej mam pewność, że jest pod stałą opieką.
   Z kuchni dochodziły nas dźwięki zaparzanej w czajnikach wody i rozmów pracownic pani Cass, które opowiadały sobie żarty i wymieniały się najnowszymi plotkami. Z tego, co słyszałam, ciocia Hiro była dobrą szefową a jej pomocnice czuły się w tej kawiarni jak w domu. Może to stanowiło podstawę sukcesu osiągniętego przez kawiarnię.
- Pod najlepszą - skwitował Fred, a ja posłałam mu sójkę w bok. Najwyraźniej mojemu przyjacielowi odezwał się dziś jego nieprzewidywalny humor.
   Pani Cass podeszła do naszego podwyższonego stolika i usiadła na jednym ze stołków. Lubiłam tą kobietę. Hiro o tym nie wiedział, ale często, gdy miałam problem, to siedziałyśmy we dwie właśnie przy tym stoliku i omawiałyśmy go wspólnie. Ten zwyczaj wszedł mi w nawyk jeszcze wtedy, gdy żył Tadashi i nie potrafiłam się jego oduczyć, nawet jeżeli GoGo była gotowa nieść mi pomoc.
- Wciąż nie mogę się do tego przyzwyczaić - wyznała nam, splatając dłonie na blacie stolika. - Czuję się winna. Nie podejrzewałam, że za częstym opuszczaniem domu przez Hiro może kryć się... wasze zajęcie - dodała przyciszonym głosem. - Poza tym nawet nie zauważyłam, że coś go łączy z GoGo.
- Proszę się nie obwiniać - odezwał się ku mojemu zaskoczeniu Freddie. - Ciężko było ogarnąć, że w ogóle coś ich łączy.
   Zerknęłam na niego ze zdziwieniem, wiedząc dobrze, że GoGo i Hiro kręcili ze sobą już od dawna, ale tego domyśliliśmy się tylko ja i Wasabi. No, może jeszcze Baymax.
- A właśnie, gdzie jest Baymax? - zapytałam, przypominając sobie dopiero o przyjacielu. Pani Cass odetchnęła, posyłając oddech w kierunku swojej nieokiełznanej, ciemnej grzywki.
- Wasabi pokazał mi wczoraj, jak go ładować. Słowo daję, że nie znam się na tych wszystkich ustrojstwach. - powiedziała, pocierając swoje ramię. - Nic dziwnego, w końcu zawsze robił to Hiro... - pani Cass znowu posmutniała. - Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak takie przerażające przeżycie uświadamia nas o braku drugiej osoby.
   Współczułam jej. Hiro i jego ciocia tworzyli niesamowitą rodzinę. Z tego, co opowiadała mi Cass, to bez pomocy Hiro przy księgowości, sama nie dałaby sobie rady. Druga sprawa, że gdyby nie jego ciocia, nasz przyjaciel raczej nie miałby nic wspólnego z kuchnią.
- Znam to uczucie - wyrwało mi się, zanim zdołałam ugryźć się w język.
   Minęły już cztery lata. Cztery bardzo długie lata. Tyle się wydarzyło od tego czasu - poznałam Robba, zaczęłam działać dla Agendy, tyle osiągnęłam... a jednak cały czas stałam w miejscu. Cały czas byłam jak mimoza, która uciekała przed dotykiem. Nie potrafiłam stworzyć z Robbem prawdziwej relacji - choć dzięki niemu udało mi się pobudzić niektóre uśpione we mnie uczucia. Poza tym od czasu jego wypadku, nie rozmawialiśmy, nie licząc krótkiej wymiany zdań w Agendzie podczas poszukiwania Hiro. Bałam się zaczynać ten temat, bo wiedziałam, że coś przede mną ukrywa. Nie znosiłam tego. Może właśnie tym zdobył mnie Tadashi - on nigdy nie miał przede mną tajemnic.
   Cass domyśliła się tego, co mam na myśli i nagle posmutniała.
- Muszę wracać do kuchni - rzuciła uprzejmie i wyszła, pozostawiając naszą dwójkę przy stoliku. Fred zmarszczył brwi, patrząc na mnie, jakby stało się coś poważnego.
- Wszystko gra? - zapytał z troską. Skinęłam głową i obróciłam głowę w kierunku ulicy, ukrywając przed nim pojawiające się w moich oczach łzy. Chwyciłam niedbale moją filiżankę i opróżniłam ją szybkim ruchem, zupełnie niepodobnym do mnie.
   Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi za moimi plecami i pomyślałam, że to pewnie pierwszy klient, który odwiedził kawiarnię, ale twarz Freda natychmiast pobladła.
- Patrz - wyszeptał do mnie poufnie. - Ta dziewczyna jest do ciebie bardzo podobna...
   Obróciłam się i w tej chwili zdrętwiałam. W progu stała niska blondynka o rozpuszczonych, kręconych włosach, gładkiej cerze i wielkich, zielonych oczach, które były takie podobne do moich własnych. Miała na sobie prostą, fioletową sukienkę i ciemny płaszcz, który zupełnie nie pasował do mody w Japonii. Jej twarz usiana była drobnymi, brązowymi piegami, przez które wyglądała jak mała dziewczynka.
- Margot! - wykrzyknęła na mój widok, otwierając szeroko oczy. Zeskoczyłam z krzesła i podbiegłam do niej, chwytając ją mocno w ramiona.
   Przytuliłam ją tak mocno, jakbym chciała zmusić tym gestem moje łzy do powrotu do kanalików, ale one spływały obficie, zostawiając pasma wilgoci na mojej twarzy. Charlotte również płakała, a jej łzy mieszały się z moimi. Nie wierzyłam, że to naprawdę ona - kiedy widziałam ją po raz ostatni była nieśmiałą dwunastolatką, z którą razem zbierałyśmy kwiaty na brzegu Sekwany i robiłyśmy wianki dla mamy.
- Wreszcie cię znalazłam - rzekła do mnie po francusku, a jej głos zadrżał. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Miałam w głowie tyle pytań: co ona tu robiła? czy coś się stało?, ale tymczasem moje całe ciało zalała fala autentycznej, siostrzanej miłości.
   Puściłam ją w końcu, ocierając łzy z policzków. Była taka dorosła, pomyślałam, widząc jej piękną twarz i zgrabną sylwetkę. Mimo to dalej wyglądała jak ta Charlotte, którą zostawiłam w Paryżu, opuszczając Francję.
- Tak za tobą tęskniłam, Charlotte - wyszeptałam, używając mojego ojczystego języka po raz pierwszy od sześciu lat.
   Fred wstał od stołu i przyglądał nam się w szoku, zapewne zauważając nasze podobieństwo - w końcu to on wypatrzył ją jako pierwszy.
- Charlotte, poznaj Freda - zwróciłam się do mojej siostry w języku, który dobrze znała. Co prawda, uczyła się angielskiego, ale nigdy nie była z niego za dobra. Poza tym dobre szkoły w Paryżu kosztowały, a moi rodzice nie mieli na nie pieniędzy. - Fred - zmusiłam się do ponownej zmiany języka, czując się jak tłumaczka. - Poznaj moją siostrę, Charlotte.
   Fred wyglądał na jeszcze bardziej zdziwionego.
- Nie wiedziałem, że masz siostrę - powiedział, przenosząc swoje spojrzenie na Charlotte. - Miło cię poznać - zwrócił się do niej, wyciągając rękę.
   Już zamierzałam jej to wytłumaczyć, gdy moja siostra nagle podeszła do Freda tak szybko, jak rusałka i złożyła po jednym pocałunku na obu jego policzkach.
- Mnie też miło cię poznać - odpowiedziała po angielsku z ciężkim, francuskim akcentem. Freddie zarumienił się, spoglądając na mnie niepewnie, jakby myślał, że zdziwi mnie to przywitanie.
- Francuzi witają się w ten sposób - wytłumaczyłam mu, a jego uśmiech nieco pociemniał. - Co ty tutaj robisz, skarbie? - spytałam moją siostrę, głaszcząc ją po policzku.
  Charlotte uśmiechnęła się do mnie szeroko, w taki sam sposób, w jaki robiła to, gdy byłyśmy jeszcze małe. Czułam ulgę, że nie zmieniłą się tak bardzo, inaczej prawdopodobnie bym jej nie poznała.
- Jak to co? - zapytała. - Szukałam cię. Chciałam się do ciebie wprowadzić.
   Jej odpowiedź mnie zszokowała. Moja siedemnastoletnia siostra przyleciała do mnie z Paryża, żeby się do mnie wprowadzić? Dlaczego rodzice nie napisali, że Charlotte zamierza przylecieć do San Fransokyo?
- Charlotte... Skąd ten pomysł? - zapytałam ostrożnie. - Rodzice znowu mają problemy?
   Zignorowałam pytające spojrzenie Freda, który nie wiedział o moich problemach rodzinnych. Wiedziała o nich tylko GoGo i też rzadko z nią na ten temat rozmawiałam. Pojawienie się Charlotte wywołało zamęt w mojej głowie. Gdyby chciała po prostu przyjechać, to jestem pewna, że rodzice napisaliby mi maila, żebym mogła się przygotować na lokatorkę.
- Niee - odpowiedziała z wahaniem Charlotte, spoglądając na Freda, po czym kolejne słowa wypowiedziała już w języku francuskim, jakby nie wiedziała, jak wypowiedzieć je po angielsku. - Myślałam, że się bardziej ucieszysz...
- Och, cieszę się, słoneczko - rzekłam, obejmując ją. - Ale jestem po prostu w szoku, nie mówiłaś, że przyjeżdżasz. Tak bym się może jakoś przygotowała...
- Nie chciałam, żebyś się przygotowywała - odpowiedziała Charlotte, rozglądając się dokoła po kawiarni. - Chciałam zobaczyć, jak ci się żyje w San Fransokyo.
   Westchnęłam, czując się, jakbym stała na przegranej pozycji. Nie potrafiłam skupić myśli. Nie chciałam, żeby moja siostra pomyślała, że nie cieszą się z jej przyjazdu, ale za bardzo znałam rodziców, by mieć pewność, że nie wypuściliby ją z Paryża bez powodu.
- Freddie, podwieziesz nas? - spytałam, a przyjaciel zerknął na mnie, jakby wybudził się z jakiegoś snu. Nieco żałowałam, że nie mogę mu teraz wszystkiego wyjaśnić, ale obecność Charlotte wszystko komplikowała.
- Jasne - odparł, wyciągając z kieszeni kluczyki do swojego samochodu.




   Dojechaliśmy do mojej kamienicy po piętnastu minutach. Charlotte była dużo cichsza ode mnie. Próbowałam zająć ją rozmową na temat miasta, opisując jej krok po kroku wszystkie mijane przez nas miejsca. Musiałam niestety skazywać Freda na ponowne wysłuchiwanie francuskiego, ale podejrzewałam, że właśnie w taki sposób będę dogadywać się z siostrą.
- Jesteśmy - rzucił Fred, przystając przed budynkiem. Charlotte chyba go zrozumiała, bo otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz, podziwiając mój dom.
- Dzięki - powiedziałam, ale Fred złapał mnie za ramię.
- Honey, wszystko w porządku? - zapytał mnie, spoglądając na mnie ostrożnie, jakbym się miała zaraz rozpłakać. Skinęłam głową.
- Tak, pewnie. Wyjaśnię ci wszystko później - obiecałam, uśmiechając się do niego krzepiąco. Fred kiwnął głową i pożegnał się, choć prawdę powiedziawszy, zdołałam zauważyć po jego wyrazie twarzy, że miał do mnie wiele pytań. Obiecałam sobie, że odpowiem na wszystkie.
   Fred odjechał, a ja stanęłam obok Charlotte.
- To twój chłopak? - spytała, patrząc na mnie swoimi wielkimi, błyszczącymi oczami. Zrozumiałam pytanie dopiero po niespełna minucie.
- Freddie? Skąd... - parsknęłam, a brew Charlotte uniosła się wysoko, jakby mi nie wierzyła.
- Szkoda, dość miły - odpowiedziała, ukrócając temat. Nie wiedziałam, co mam właściwie powiedzieć, jakby wyrwała mi kartkę, na której już przygotowywałam kontrargumenty.
- To chodź - rzuciłam tylko, wyciągając z torebki moje klucze.
   Weszłyśmy na pierwsze piętro i otworzyłam przed nią drzwi do mieszkania. Charlotte rozglądała się dokoła z szeroko otwartymi oczami. Dopiero teraz zauważyłam, że w ogóle nie ma walizki.
- Lotty, nie masz żadnych rzeczy? - zapytałam, a dziewczyna pokręciła głową, nie patrząc na mnie.
- Przyleciałam tu, żeby rozpocząć nowe życie, więc po co mi one? - spytała, podbiegając do obrazu w ramce, który był prezentem od pewnej przyjaciółki. - Nie wiedziałam, że zbierasz dzieła.
- To mojej przyjaciółki - odparłam, przystając obok. Oczy Lotty zwiększyły się, gdy zobaczyła podpis z dołu obrazu.
- Tomago?! - zapytała z szokiem. - Masz obraz Ayami Tomago?
   Zamrugałam gwałtownie, uświadamiając sobie, że ma na myśli mamę GoGo.
- Niee, jej córki. Jest moją najlepszą przyjaciółką - odpowiedziałam, patrząc na panoramę miasta, którą GoGo szkicowała przez miesiąc. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że da mi to na urodziny. Musiałam przyznać, że był to piękny prezent. Podejrzewałam, że Hiro chyba nie wiedział, że GoGo dzieliła się ze mną swoimi pracami.
- Ayami była wspaniałą artystką - zwróciła się do mnie Charlotte. - Jej śmierć to wielka strata.
   Nie dziwiłam się, że moją siostrę interesują dzieła sztuki. Zawsze tak miała - od małego. Często wraz ze swoją przyjaciółką, Celis, skradały się do Luwru dzięki pomocy zaprzyjaźnionego strażnika, żeby leżeć na podłodze i podziwiać najbardziej niesamowite dzieła na świecie.
- Nawet nie wiesz, jak wielka - pomyślałam, zastanawiając się, jak potoczyłyby się losy mojej przyjaciółki, gdyby była przy niej jej mama.
- Szkoda, że tak mało osób ją poznało - Lotty wzruszyła ramionami i zdjęła z pleców płaszcz. Wzięłam go i powiesiłam na wieszaku w przedpokoju. - Nie opowiadasz za dużo o tym, jak ci się tu żyje. Ostatnie listy przesłałaś nam cztery lata temu.
   Przełknęłam głośno ślinę, doskonale wiedząc, dlaczego zerwałam wtedy kontakty z rodziną. Nie chciałam pisać im o śmierci Tadashiego i o tym, jak ją przeżyłam. Moi rodzice i tak nie wiedzieli, że się zakochałam, a pisanie im o tym, jak śmierć najdroższej mi osoby na mnie wpłynęła nie byłą zbyt dobrym pomysłem przy ich kłopotach finansowych. Później nawet nie wiedziałam jak zacząć listy... próbowałam kilkadziesiąt razy, ale wydawało mi się, że są tak beznadziejne, że zanim zdołałam napisać je do końca, lądowały w śmietniku. Rodzice byli raczej romantykami, co nie było dziwne przy ich stuprocentowym, francuskim pochodzeniu - woleli więc zwykłe listy od tych elektronicznych, nawet jeśli mieliby czekać na nie kilka miesięcy.
   Usiadłam na kanapie, patrząc ze wstydem na swoje dłonie. Charlotte trafiła w punkt.
- Ostatnio dużo się działo... - powiedziałam cicho. - Nie chciałam zawracać wam głowy.
   Mądre spojrzenie Lotty skupiło się na mojej twarzy. Zawsze miałam wrażenie, że pomimo jej wieku, wie więcej i rozumie więcej ode mnie. Tak było, gdy byłyśmy młodsze i tak jest teraz.
- Rodzice się martwili - odrzekła. - Myśleli, że coś ci się stało. Pisali do ciebie, ale nie odpowiadałaś...
   Spojrzałam na nią i zmarszczyłam brwi.
- W ciągu tych czterech lat nie dostałam ani jednego listu - wyszeptałam, a Lotty zdziwiła się jeszcze bardziej.
- Widziałam, jak je wysyłali - usiadła wolno koło mnie, mocno przestraszona.
- Może ktoś je przeoczył - odpowiedziałam, wzruszając ramionami. Szczerze mówiąc, byłam zbyt zmęczona, żeby ogarniać to, co się działo. Wczoraj cały dzień spędziłam przy Hiro, a w nocy nie spałam za dobrze, nawet po środkach nasennych.
   Nagle ktoś zadzwonił do drzwi, a ja podbiegłam do nich, jakby to miała być Yoko we własnej osobie. Chyba nie podobała mi się niezręczność, którą współodczuwałam z moją siostrą.
   W drzwiach stanął Robb, nie wahając się ani przez moment przy przekraczaniu mojego progu.
- Jak Hiro się trzyma? - zapytał bez przywitania. Dziwne dość, zwłaszcza, że nie widzieliśmy się kilka dni.
   Spojrzałam na niego z poirytowaniem i zamknęłam drzwi.
- Nie najgorzej. - odparłam, po czym postanowiłam zadziałać jak GoGo. - Wypadałoby się przywitać - mruknęłam, krzyżując ręce. Robb podszedł do mnie z zamiarem pocałowania mnie, ale obróciłam głowę, więc złożył na moim policzku krótki pocałunek.
   Moja relacja z Robbem bardzo się pogorszyła. Rozmawialiśmy bardzo mało, praktycznie wcale, a co najzabawniejsze, Robb ani nie pisał, ani nie dzwonił, a gdy się ze mną widział, zachowywał się, jakby nic się nie stało.
    Jego ciemne oczy spojrzały w bok, nieco zmieszane.
- On... on musi się o czymś dowiedzieć - powiedział, a ja zmarszczyłam brwi.  - Tylko problem w tym, że Agenda nie za bardzo wie, czy przekazanie mu tej informacji nie wpłynie negatywnie na jego zdrowie.
- Agenda, czy Yoko? - spytałam złośliwie, zachowując się naprawdę jak GoGo. W sumie miała rację twierdząc, że Robb zachowuje się jak kompletny dupek.
   Robb spojrzał mi w twarz, a jego przystojne rysy uwydatniły się, gdy światło poranka oświetliło połowę jego ciemnej twarzy.
- Mayson nie żyje - powiedział wprost, a ja otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Nie wiedziałam, co wstrząsnęło mną bardziej - nagłe pojawienie się mojej siostry czy śmierć prześladowcy mojego przyjaciela. - Dziś nad ranem popełnił samobójstwo w areszcie.
   Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Oparłam się o ścianę, czując, że tracę grunt pod nogami. Jeżeli reagowałam tak ja, to jak mógł zareagować sam Hiro?
- Wiedział, że złapała go Agenda? - spytałam, spoglądając na mojego chłopaka. Robb schował dłonie do kieszeni.
- Wiedział, że jest na przegranej pozycji. Chyba domyślił się, że zadarł nie z tą osobą. Możliwe, że to wiadomość o tym, że Hiro jest agentem Agendy spowodowała u niego taką decyzję. - powiedział spokojnie.
   Odetchnęłam. Agenda naprawdę musiała mieć siłę, by zmiażdżyć prawnie oprawców Hiro, skoro Mayson uznał za stosowne zakończyć swoje życie.
- Hiro nie jest gotowy, żeby to usłyszeć - odpowiedziałam w końcu, a światło dnia przenikające z okien salonu nagle osłabło.
- Kto to jest Hiro? - usłyszałam głos Charlotte, o której prawie zapomniałam. Stała teraz w przedpokoju, patrząc na Robba ze szczerym zdziwieniem. - Może i nie mówię po angielsku, ale rozumiem każde słowo, Margo.
   Ugryzłam się w język, ale było już za późno. Miałam tylko nadzieję, że Lotty zapomni o tym, co powiedziałam wcześniej o Agendzie, inaczej zaczęłaby zadawać niewygodne pytania.
- Robb, to jest moja siostra, Charlotte. - przedstawiłam ich. - Lottty, to jest Robb.
   Lotty uścisnęła mu sztywno rękę, najwyraźniej nie chcąc witać się z nim tak jak z Fredem wtedy w kawiarni. Prawdopodobnie moja siostra nie miałaby odwagi, by ucałować mojego wysokiego, czarnoskórego chłopaka.
- A kto to ten Hiro? - zapytała, spoglądając na mnie z ciekawością.
- Mój przyjaciel - powiedziałam, nie wiedząc, co mam odpowiedzieć. Z Hiro łączyło mnie coś więcej niż przyjaźń, po śmierci Tadashiego zbliżyliśmy się do siebie jak prawdziwe rodzeństwo, dlatego tłumaczenie tego Charlotte zajęłoby co najmniej jeden dzień. - Jest teraz w szpitalu.
- Jest chory? - spytałam, a ja zagryzłam wargę. Robb spoglądał niemo to na mnie, to na moja siostrę.
- W pewnym sensie. - odparłam, obracając się do chłopaka. - Myślę, że to zły pomysł, żeby go o tym informować. Przynajmniej na razie.
   Robb skinął głową i uśmiechnął się do Lotty.
- Miło było ciebie poznać. Jesteś bardzo podobna do swojej siostry - powiedział i wyszedł, nie odzywając się do mnie ani słowem. Po raz kolejny poczułam, jak ostrza przejeżdżają po moim złamanym sercu, raniąc je jeszcze bardziej. Zamknęłam za nim drzwi, po raz kolejny obiecując sobie, że następnym razem nie odezwę się do niego ani słowem. Nie mogłam znieść tego, że przez moją troskę traktował mnie jak wroga. Wiedziałam, że ukrywa przede mną coś ważnego, a gdy mu to wyjawiłam, on zaczął zachowywać się wobec mnie, jakby był moim znajomym.
- Masz tu dużo znajomych - oznajmiła Lotty, chowając ręce do kieszeni swojej eleganckiej sukienki. - Mogłabym poznać tę twoją przyjaciółkę, córkę Ayami? - zapytała nagle. - Bardzo chciałabym z nią porozmawiać.
- Myślę, że to nie byłoby problemem - odparłam i przeszłam do kuchni, by zrobić nam herbatę. - Teraz powiedz mi, co słychać u rodziców.
   Lotty wędrowała po moim mieszkaniu, przecierając meble, jakby sprawdzała wysokość kurzu i przypatrując się nielicznym obrazom w moim salonie, które zdołałam tam umieścić za namową Tadashiego, który uważał, że to miejsce wygląda na puste, pozbawione wnętrza.
- Nic nowego - mruknęła tylko odpowiedzi, choć miałam nadzieję, że usłyszę coś więcej. - Pracujesz?
- Nie, kończę studia - odparłam, a Charlotte skinęła głową. Ta jej małomówność zaczynała mnie już irytować. - Lotty, powiedz mi, o co ci chodzi.
- O nic - odparła moja siostra, siadając w fotelu, w którym kiedyś zasiadał Tadashi. Hiro o tym nie wiedział, ale zazwyczaj również wybierał to samo miejsce, gdy przychodził do mnie od czasu do czasu na herbatę. - Chciałam po prostu odwiedzić moją siostrę, ale wygląda na to, że ci przeszkadzam.
- Nie przeszkadzasz, Lotty - westchnęłam ciężko. - Po prostu kompletnie się tego nie spodziewałam. Poza tym ostatnio... mam dużo problemów na głowie.
- Na przykład? - zapytała mnie Charlotte.
   Nachyliłam się nad blatem, myśląc nad odpowiedzią. W końcu jednak postanowiłam powiedzieć jej prawdę.
- Kilka dni temu Hiro został porwany i torturowany. Przedwczoraj... służby zdołały go namierzyć i uratować. To dlatego przebywa teraz w szpitalu. - wyznałam, a oczy Charlotte zrobiły się wielkie jak spodki. Czułam, że chyba czekała na to, że wyznam jej prawdę.
- Przepraszam, nie wiedziałam... - zaczęła nieśmiało, a ja pokręciłam głową.
- Miałaś prawo wiedzieć, w końcu chciałaś zobaczyć, jak żyję. Kiedy Hiro wyjdzie ze szpitala, a mam nadzieję, że stanie się to niebawem, to cię z nim poznam.
- Naprawdę tego chcesz? - zapytała ze zdziwieniem.
- Jasne - odparłam, nalewając wrzątku do dwóch kolorowych kubków. - Poza tym chciałaś poznać GoGo Tomago, a raczej wątpię, żebyś nie poznała od razu Hiro.
- Jak to? - spytała Charlotte, biorąc do ręki kubek z ledwie zaparzoną herbatą, aby ogrzać dłonie.
- W pewnym sensie są parą - odparłam, chuchając do mojego kubka, by odeprzeć gorącą parę.
- W pewnym sensie? - spytała Lotty, posyłając w górę jedną brew.
- Bo oni nie zdają sobie z tego sprawy - odpowiedziałam z satysfakcją.






Dobra, to jest taki "testowy" rozdział :3 chcę was spytać czy chcecie żebym wplotła też historie innych członków W6 w moje opko żeby było bardziej ciekawie :3 jeżeli wam się podoba to mówcie :D Zdecydowałam się na opowieść Honey z powodu Tadashiego ;)) chce was obdarować wspomnieniami o nim :3

10/11/2016

Psychologia

https://www.youtube.com/watch?v=PT8gcZh_42w

   Mój tato przywiózł mnie pod szpital, gdy zdołałam się już wyspać. Nie myślałam, że będę spała aż tak długo - najwyraźniej sen był mi potrzebny, by się w pełni zregenerować. Gdy spojrzałam na zegarek, dochodziła ósma wieczorem, a ja wciąż leżałam w łóżku. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w świeże ciuchy i postarałam się nieco zakryć moje wory pod oczami, których się nabawiłam w ciągu ostatnich kilku dni.
   Poszłam do szpitala, dokładnie wiedząc, gdzie mam iść. Zastanawiałam się, jak może się czuć Hiro. Obiecałam mu, że przyjdę później, ale nie myślałam, że to "później" będzie oznaczało ponad dwanaście godzin. Czułam się nieco zawstydzona, ale umysł mi podpowiadał, że to naturalne, że po takiej ilości stresu i strachu człowiek śpi tak długo. Po raz pierwszy od kilku dni czułam spokój, który potęgowało poczucie ulgi. Hiro jest bezpieczny, powtarzałam sobie, jakbym nie potrafiła przyzwyczaić się do nowego stanu rzeczy. Jest tutaj. Jest ze mną.
   Uchyliłam lekko drzwi i zerknęłam przez nie, niezbyt pewna czy do sali, na której leżeli pacjenci, powinno się pukać.
- Można? - spytałam, ale nagle zbladłam na widok dwójki stojącej pośrodku sali.
   Hiro był już w swoich ubraniach, bez tej przerażającej białej koszuli, więc spodziewałam się, że przywiozła je pani Cass. Sam natomiast wyglądała całkiem inaczej niż ta blondwłosa dziewczyna, która pracowała w Agendzie, nosiła proste spódniczki i nie rozstawała się z plikiem dokumentów w ręku. Miała na sobie sportową bluzę, jeansy i trampki, co w ogóle do niej nie pasowało. To tak jak ubrać miss piękności w worek na śmieci.
   Zdębiałam, zastając ich przy rozmowie. Oboje mieli skrzyżowane dłonie i wyglądali na raczej uspokojonych, jakby miło gawędzili na temat codziennych zajęć. Jakby Hiro wcale nie został porwany i torturowany przez znanego w mieście gangstera.
- Tak, pewnie - odpowiedziała Sam i chwyciła swoją sportową torbę, leżącą obok szpitalnego łózka Hiro. Chłopak obrócił wzrok i mruknął pod nosem słowa pożegnania.
   Sam wyminęła mnie ze smutnym uśmiechem i ruszyła w tylko sobie znanym kierunku. Hiro natomiast stał w tym samym miejscu, ale po wyjściu Sam widocznie się rozluźnił, jakby poprzednio tylko udawał. Zamknęłam za sobą drzwi, rozglądając się wokół czujnie, jakbym wyczuwała proch od miny, którą zostawiła tu Sam.
- Wszystko w porządku? - spytałam, a Hiro kiwnął głową, podchodząc do mnie. Zanim się obejrzałam, tkwiłam w ramionach Hiro, którego ciepły oddech rozlewał się po moim karku. Przymknęłam oczy i wtuliłam się w jego silne ciało, które tyle zniosło. Nawet nie sądziłam, że będzie w stanie stanąć na nogi po jednym dniu spędzonym w szpitalu. Albo był niewiarygodnie silny, albo szpital mógł się cieszyć dobrą opinią. - Przepraszam, mogłam przyjść wcześniej...
   Zawahałam się, czując, jak całuje moją szyję. Naszła mnie paniczna myśl, by wyrwać się i uciec, ale nie potrafiłam, bo uczucia, które mnie ogarnęły, były silniejsze niż ten wewnętrzny strach. Czułam się po prostu dobrze. Hiro zaczesał na bok moje sięgające ramion włosy i całował każdy skrawek mojej skóry wystającej znad tylnej części dekoltu, wprawiając mnie w pewnego rodzaju trans.
   Zadrżałam i wyrwałam się, czując, że tracę grunt pod nogami, gdy tak robił. Mimo to pozostałam w jego czułych objęciach, jakbym nie chciała, by całkowicie przestał.
- Jak się czujesz? - spytałam, w ostatniej chwili powstrzymując się od pogłaskania go po policzku, jak wtedy gdy był pogrążony we śnie.
- Lepiej - odpowiedział cicho, po czym musnął ustami moją skroń. - Dużo lepiej - wymruczał. Wtuliłam się w niego tak delikatnie, na ile było to możliwe, wdychając w płuca jego męski zapach, który sprawiał, że kręciło mi się w głowie. Czułam jak głaszcze mnie po włosach, tak delikatnie jakby bał się, że zaplącze je jeszcze bardziej.
- Wyglądasz na wypoczętą - zauważył z entuzjazmem. Obróciłam się i spojrzałam mu w oczy, jednocześnie bojąc się, że mnie pochłoną. Niestety, było już za późno, żeby zareagować, bo mój oddech nagle przyspieszył, a policzki przybrały kolor jasnego różu.
- Trochę - przyznałam. Na myśl, że przez ten cały dzień zdołałam wyspać te wszystkie nieprzespane noce w Agendzie, odczuwałam błogi spokój. Teraz już nic nie mogło mnie od niego odsunąć - ani zmęczenie, ani lekarze, ani nawet mijający czas.
    Spojrzeliśmy sobie w oczy z wahaniem, jak byśmy robili coś karalnego. Hiro nachylił się i dotknął czubkiem swojej głowy moją głowę, tak, że stykały się nasze czoła i nosy. Zamknęłam oczy, czując na skórze jego ciepły oddech. Mogłam się nim upajać bez końca, jak narkotykiem, którego żadna dawka nie dawała poczucia spełnienia. Po głowie błądziły mi różne myśli, jak zawsze gdy jego usta dzieliły od moich jedynie centymetry. Nie wiedziałam jedynie, dlaczego się waha, dlaczego nie pocałuje mnie tak, jak wczoraj zrobiłam to ja. Czyżby znowu zaczął się bać mojej reakcji? Nie przekonał się, że pragnę tego tak samo, jak on?
- Tęskniłem za tobą - wyszeptał, wyrywając mnie z tych myśli, niczym rybę złapaną na haczyk. Otworzyłam oczy i zauważyłam, że na mnie patrzy - tym samym, pełnym miłości spojrzeniem co w Bayu-Ville. Przez moją skórę przeszło napięcie, jakby dotyk jego czoła wysłał jakiś impuls przez całe moje ciało.
   Uśmiechnęłam się mimowolnie, jakby moje mięśnie odmówiły dalszej służby.
- Widzieliśmy się przecież dzisiaj - odparłam, a usta Hiro wygięły się w łuk.
- Nie o to mi chodzi - odparł cierpliwie. Jego duże, piwne oczy wpatrywały się we mnie jak w ekran. - Miałem na myśli te ostatnie dni...
   Zagryzłam wargę, czując się jak ostatnia idiotka.
- Wiesz, że cały czas o tobie myślałem? - jego niski głos sprawiał, że czułam dreszcz w okolicy ramion. Modliłam się, żeby to on pocałował mnie, bo inaczej sama bym to zrobiła. Zerknęłam na niego ze zdziwieniem, gdy sens tych słów do mnie dotarł. - Cały czas się zastanawiałem, gdzie jesteś, co robisz... - zawahał się na chwilę, po czym wyciągnął rękę i pogładził mnie po policzku, nie przestając patrzeć mi w oczy. - czy myślisz o mnie...
   Miałam ochotę odpowiedzieć, że przez te cztery dni nie funkcjonowałam tak, jak on to sobie wyobrażał. Egzystowałam, jakby ktoś dał mi tlen, ale zamknął mnie w szczelnym pomieszczeniu z pewnością, że mój życiodajny pierwiastek kiedyś się skończy. Tyle słów piętrzyło się w moich ustach, chcąc jak najszybciej wyjść na zewnątrz i zabrzmieć jak najbardziej szczerze, ale mimo to milczałam, czując nagromadzające się we mnie emocje.
- Wiem, że mówię bez sensu - powiedział, uśmiechając się nieśmiało i wbijając wzrok w podłogę, jakby nagle zrezygnował z kontynuowania tego tematu.
- Wcale nie - odparłam, odzyskując głos. Hiro zerknął na mnie nieco zaskoczony, jakby nie spodziewał się, że tak zareaguję. - I... myślę, że wiem jak mogłeś się wtedy czuć...
   Zauważyłam, że zbliżaliśmy się do siebie coraz bardziej jak dwa magnesy o przeciwnych biegunach. Wystarczyłaby tylko chwila, żeby się złączyły.
- To znaczy? - spytał, patrząc na mnie z uwagą.
   Poczułam, że się rumienię. Nie potrafiłam rozmawiać o uczuciach, ja je po prostu okazywałam. Zresztą nie potrafiłam zmieścić wszystkich tych uczuć, które odczuwałam teraz w moim dziwnie pokręconym sercu, w jednym zdaniu. To było dla mnie zbyt trudne.
- Po prostu... ja... - zaczęłam, ale pomysł wyparował mi z głowy jak lekka, poranna mgła. Chciałam powiedzieć tylko dwa słowa - te, które kiedyś powiedziałam innemu chłopakowi, tak naprawdę nie rozumiejąc jeszcze w pełni ich znaczenia. Wystarczyły tylko cztery dni na to, żebym uświadomiła sobie, co naprawdę znaczą. Sęk w tym, że czuć to jedno, a mieć sobie tyle odwagi, by wypowiedzieć je na głos to drugie...
   Nagle drzwi uchyliły się, a do środka weszła pani Cass, niosąc w dłoniach plastikowy pojemnik z ciastkami. Na nasz widok przystanęła nieco speszona, jakby nie do końca odnalazła się w sytuacji. Sądziłam, że Hiro mnie puści lub odepchnie na widok cioci, ale on nie drgnął ani o krok, za to ja czułam się nieco zawstydzona.
- Przeszkadzam? - spytała, rumieniąc się lekko. Hiro uśmiechnął się szeroko.
- Daj nam kilka minut - poprosił, a pani Cass kiwnęła głową, po czym obdarzyła mnie tajemniczym uśmiechem i wyszła, pozostawiając ciastka na stoliku obok drzwi. Gdy zniknęła, poczułam przygniatający mnie stres, który odbierał mi dech. Czy naprawdę chciałam mu to powiedzieć? W takiej chwili?
   Hiro spojrzał na mnie, jakby się wcale nie spieszył i jakby ciocia stojąca na korytarzu przed jego salą wcale go nie interesowała. W tej chwili był tylko skupiony na mnie. Wzięłam wdech, poddając się mojej ostrożności na dobre.
- Ja też za tobą tęskniłam - przyznałam, wiedząc dobrze, że będę żałować, że nie powiedziałam czego innego. - Te cztery dni... - westchnęłam, nabierając odwagi. - To była dla mnie męczarnia. Bałam się, że cię nie zobaczę, Hiro i ta myśl mnie przerażała. Poza tym nie mieliśmy nic, dzięki czemu moglibyśmy ciebie odnaleźć. Bałam się, że nie zdążymy, że... - przerwałam, bojąc się wypowiedzieć te słowa na głos.
- Wiem, Go - wyszeptał Hiro, uśmiechając się do mnie cierpliwie. - Honey tu była. Powiedziała, że przepłakałaś cały ten czas i że wszyscy się o ciebie martwili.
   Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Więc Hiro wiedział o wszystkim - wiedział o Sam, o mojej reakcji na jego porwanie, o naszych próbach odszukania go. Zastałam go z Sam, więc czego mogłam się spodziewać? Dziewczyna towarzyszyła mi przez większość tego czasu, dlatego nic dziwnego, że Hiro usłyszał o tym, co robiłam przez ostatnie dni.
- Go... - zaczął, a moje oczy się zaszkliły. Znowu przestawałam panować nad własnym ciałem. - Nie myślałem, że będzie ci tak ciężko...
- A czego się spodziewałeś? - spytałam, gdy łzy spłynęły po moich policzkach. Miałam wrażenie, że moje oczy są jakby oddzielone od pozostałych części ciała - mimo że płakałam, to sama nie czułam się smutna, wręcz przeciwnie, jakbym otrzymała nowe życie. Hiro skrzywił się i starł kciukiem moje łzy, jakby były maleńkie jak główka od szpilki.
   Widziałam, że chyba nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Spoglądał tylko na mnie potulnie, jakby nie do końca pewien, czy warto było poruszyć ze mną ten temat. Nagle przyszło mi coś do głowy i poczułam, że chcę z nim o tym pomówić, nawet jeśli lekarze i sama Yoko byliby temu przeciwni.
- Hiro... - zawahałam się, gdy mój pomysł nieco otrzeźwiał, ale było już za późno. Chłopak czekał na pytanie, które chciałam mu zadać. - Wiem o tym, w jaki sposób Wasabi i reszta zdołali ci pomóc. I słyszałam także o tym, co zrobiłeś...
   Hiro nagle zrozumiał i pokiwał głową z zaciętą miną, jakby wcale nie żałował tego, co zrobił.
- Według mnie po prostu nie miałeś innego wyjścia - dopowiedziała od razu, czując się jak potwór, wychodząc do niego z tym tematem. Mój przyjaciel zamordował kilka osób, a ja miałam zamiar mu to wypominać. GoGo, ogarnij się, póki jeszcze możesz. - I nawet jeżeli będą chcieli cię za to karać, to...
- Go - przerwał mi Hiro, patrząc na mnie, jakbyśmy omawiali dwa różne tematy.
- Daj mi skończyć - poprosiłam, czując drżenie na myśl, że Hiro mógłby stanąć przed sądem. - Nie chcę, żebyś tego żałował. Ci ludzie zasłużyli na to, po tym, co ci zrobili. Poza tym być może gdyby nie to, to teraz nie byłbyś tu ze mną.
- Nie będę o nic oskarżony - spróbował znowu, tym razem skuteczniej. Otworzyłam szeroko oczy, zastanawiając się, czy to ja nie znam naszego prawa zbyt dobrze, czy może sytuacja Hiro pozwoliła na uniewinnienie go. - Rozmawiałem o tym z Yoko. Agenda ma wpływ na sądownictwo większe niż nam się wydaje. Większość agentów ma pozwolenie na broń i jej używanie i robią to podczas misji... jak policja w razie zagrożenia. Yoko mówiła, że każdy przypadek jest inny i że moje orzeczenie jest pewne po tym, przez co przeszedłem. Poza tym chce, żebyśmy przeszli dodatkowe szkolenia i uzyskali pozwolenie na broń. Misja Wasabiego była mówiąc w skrócie trochę nielegalna, skoro Yoko pozwoliła im na broń, ale ma dobrych adwokatów i z łatwością wywalczy sobie usprawiedliwienie za to, co się stało.
   Mówiąc szczerze, trochę opadła mi szczęka. Miałam ochotę głośno zaprotestować na myśl, że Hiro - ten sam, który ratował ludzi z zawalających się budynków - miałby także odbierać im życie. Poza tym myślałam, że był to dla niego cios - nawet nie przeszło mi przez myśl, że będzie to dla niego tak proste. Nie potrafiłam określić, czy cieszę się z jego zmiany, czy raczej tęsknię za tym chłopakiem, który w przeszłości nie skrzywdziłby muchy.
- Powiedziała ci coś jeszcze? - zapytałam go, spoglądając mu nieśmiało w oczy. Hiro spojrzał w bok i uśmiechnął się tak niesamowicie, że gdyby zrobił to w moją stronę, to prawdopodobnie bym odpadła.
- Że bardzo się cieszy, że jestem cały - odparł z optymizmem. - Swoją drogą wcześniej nie wyobraziłbym sobie, że moja szefowa będzie mnie przytulać.
   Wyobraziłam to sobie i rzeczywiście zebrało mi się na śmiech. Poczułam nagły przypływ sympatii wobec tej kobiety - na początku naszego wejścia do Agendy sądziłam, że będą nas łączyć tylko stosunki pracy, jednak po tym, co się stało, nie potrafiłam patrzeć na Yoko w ten sam chłodny sposób, co wcześniej. Kiedy ją poznałam, widziałam dumną, arogancką panią prezes, która zrobiłaby wszystko, by osiągnąć swoje cele. Dzisiaj wiem, że traktowała Agendę o wiele bardziej poważnie niż przypuszczałam i była dla niej kimś więcej niż przywódczynią. Była jej matką.
- Jeszcze jakieś pytania, Tomago? - wymruczał, gładząc mnie po ramieniu. Spojrzałam mu w oczy i uśmiechnęłam się szeroko. Był w stanie znacznie lepszym, niż podejrzewałam. Nie jeden załamałby się po tym, przez co przeszedł.
   Nagle coś sobie uświadomiłam, patrząc w te ciemne, pozbawione znajomej iskierki oczy - on przed nami udaje. Może i wszystko układało mu się po myśli, nawet w kwestiach prawnych, ale to nie zmieniało faktu, że przeszedł przez istny koszmar. Nie wierzyłam, by ktokolwiek zdołałby znieść coś takiego bez choćby jednej małej szramy na psychice. Hiro był silny, ale to nie oznaczało, że miałby się z tego podnieść, jakby nic się nie stało.
- Tylko jedno - przyznałam z uśmiechem, po czym zbliżyłam się i pocałowałam go w usta, ciesząc się ciepłem jego warg. Chciałabym trwać w tym pocałunku przez wieczność tak, żeby nikt nam nigdy nie przerwał. Hiro odwzajemniał moje pocałunki, ale nie tak natarczywie, jak to robił zwykle - tak jakby czekał, że to ja obejmę prowadzenie.
   Gdy się odsunęłam, jego oczy błysnęły zagadkowo.
- Chcesz, żebym została w szpitalu? - spytałam, wiedząc dobrze, że potrzebuje przede wszystkim spokoju. Nie chciałam mu się narzucać, nawet jeśli twierdził, że za mną tęsknił.
- Chcę - wyszeptał i złożył pocałunek na moim policzku.



   Zostawiłam Hiro w towarzystwie jego cioci, czując się zbędna, gdy rodzina mojego przyjaciela była w komplecie. Poza tym pani Cass powinna móc spędzić czas tylko ze swoim siostrzeńcem. Ja w tym czasie przeszłam się po szpitalu, rozprostowując moje mięśnie, które były pogrążone w śnie tak długo. W końcu, gdy zauważyłam, że moje chodzenie bez celu irytuje pielęgniarki, postanowiłam kupić sobie kawę w kawiarni na samym dole i poczekać po prostu na korytarzu przed drzwiami do sali Hiro.
   Kawiarka podała mi kubek ze świeżo zmieloną kawą z miną tak ponurą jak pogoda za oknem. Mimo to ja nie potrafiłam przestać się uśmiechać. Hiro żył i miał się dobrze, więc nie miałam podstaw, by podzielać jej nastrój.
   Nagle drzwi do kawiarni otworzyły się, zanim zdążyłam z nich wyjść z kubkiem w dłoni, a w ich progu pojawiła się Yoko w zimowej kurtce. Na mój widok ożywiła się, jakbym pobudziła ją bardziej niż kawa, która prawdopodobnie miała zamiar kupić.
- GoGo, dobrze, że cię tu widzę. Musimy porozmawiać - rzekła, ignorując wymieniane przez pracownicę kawiarni uprzejmości. Yoko wydawała mi się zbyt ożywiona, co napełniło mnie obawą.
   Bez słowa odsunęłam pobliskie krzesło i usiadłam przy stole, zachęcając do tego samego moją przełożoną. Yoko zajęła miejsce i zerknęła ostrożnie na moją twarz.
- Rozmawiałaś z Hiro? - zapytała niczym detektyw, chcący wybadać wszystkie okoliczności śledztwa.
- Tak - odpowiedziałam, biorąc łyk gorącej kawy i od razu parząc sobie język. - Chyba czuje się dobrze.
- Nie do końca - Yoko skrzywiła się, zerkając za siebie, jakby ktoś ją śledził. Siwy kosmyk spłynął z jej koka i wylądował po boku twarzy. Nie wyglądała na wypoczętą, a już na pewno nie na odprężoną.
- Coś się stało? - spytałam, czując suchość w ustach mimo zasmakowanej przeze mnie kawy. Pani Yoko spojrzała mi w oczy, jakby chciała zatrzymać mój wzrok na jej własnych.
- Muszę cię zmartwić, GoGo - powiedziała cicho. - Lekarze stwierdzili, że w chwili misji ratunkowej Hiro miał we krwi podejrzaną substancję. Wiedzą na razie tyle, że nie było to nic z najbardziej znanych narkotyków.
   Odstawiłam ostrożnie kawę, prawie przewracając ją na blat stolika. Moje dłonie zatrzęsły się nagle, jakbym w jednej chwili poczuła nagły chłód szpitala. Sięgnęłam do ust i zasłoniłam je, czując nagły atak paniki. Dopiero rozmawiałam z Hiro, czułam się uspokojona, a teraz na jaw wychodziły nowe fakty ostatnich dni. Ile jeszcze musiałam przejść, żeby znów móc żyć normalnie?
   Yoko odczekała, aż się uspokoję, nie nękając mnie pełnym troski spojrzeniem, jak zrobiłaby to w tej chwili Honey. Jej wzrok spoczął na stoliku i na moim kubku z kawą, jakby bała się spojrzeć mi w twarz. Wyobraziłam ją sobie przynoszącą złe wieści do rodzin agentów, którzy stracili życie przez pracę w Agendzie. Musiała mieć już spore doświadczenie w omawianiu takich kwestii.
- Pani Cass wie? - zapytałam, biorąc głęboki wdech.
   Yoko pokręciła głową.
- Nie chcę, żeby dowiedziała się w taki sposób. Poza tym chciałam cię prosić, żebyś nie mówiła jej o przyznaniu się Maysona do zabójstwa rodziców Hiro. Lepiej będzie dla niej, jeśli dalej będzie wierzyła w to, że jej siostra zginęła w wypadku.
   Po raz kolejny udało jej się wprowadzić mnie w niezły szok.
- Pani wie?
- Tak - Yoko zawahała się, po czym kiwnęła głową. - Dzisiaj w południe rozmawiali z nim dwaj psycholodzy. Ich diagnoza... jest raczej trudna. Hiro nie powiedział im zbyt wiele. Doktor Meyes stwierdziła, że Hiro wyprodukował sobie zdolność do ukrywania traumatycznych przeżyć, co nie byłoby dziwne po śmierci jego brata i późniejszej depresji. Martwi mnie jednak fakt, że większość z osób, których psychika przejęła coś takiego, doznało nawrotu zaburzeń psychicznych w późniejszych latach.
   Przełknęłam głośno ślinę. Nigdy nie będzie dobrze, myślałam, czując narastające załamanie. Na razie Hiro czuje się dobrze, ale co będzie za rok, za dwa, kiedy objawy się nasilą? Yoko jednak chwyciła mnie za rękę, czym mnie kompletnie zaskoczyła.
- Dlatego potrzebna jest mi twoja pomoc - odrzekła z nadzieją, wpatrując się we mnie swoimi pozbawionymi koloru oczami. - Od razu uprzedzam, że psychologowie tego nie stwierdzili, to tylko moje własne przypuszczenia.
   Słuchałam jej jak zahipnotyzowana. Jeśli istniał choćby cień szansy na pomoc Hiro, to byłam gotowa zrobić dla niego wszystko.
- Myślę, że można temu zapobiec. - wyznała z tajemniczym uśmiechem. - Problem polega na tym, że Hiro skrywa wszystko, co wiąże go z ostatnimi dniami. A co jeśli... jeśli spróbowałby się podzielić z kimś tymi wrażeniami?
   Wtem pojęłam, o co jej chodzi. Nie wiedziałam, co mam na to odpowiedzieć. Nie potrafiłąbym go pociągnąć za język - nie, kiedy wiem, jakie to dla niego trudne.
- GoGo - Yoko nachyliła się i ściszyła głos. - On ma z tobą najlepszy kontakt. Nie chodzi mi o to, żebyś robiła coś na siłę. Jeżeli on będzie w stanie powiedzieć ci coś więcej to postaraj się go namówić do opowiedzenia wszystkiego, a już zwłaszcza o swoich uczuciach. To może mu bardzo pomóc.
   Usiadłam prosto, uśmiechając się lekko do pani prezes.
- Ta prośba chyba nieco wykracza poza nasze stosunki pracy? - zapytałam, nie potrafiąc ukryć uśmiechu. Tej kobiecie naprawdę zależało na zdrowiu Hiro, zarówno tym fizycznym jak i psychicznym.
- Nie proszę jako prezes Agendy - rzekła, prostując się także. Nagle pojawiła się między nami niewidzialna ściana, która przypomniała nam, kim naprawdę dla siebie jesteśmy. - Proszę jako osoba, której zależy na Hiro i która czuje się współodpowiedzialna za to, co się stało.
   Postukałam mechanicznie w stół palcami, zastanawiając się nad odpowiedzią. Próbowałam wszystko to sobie poukładać. Hiro w trakcie morderstwa nie był do końca świadomy tego, co robił, co go w pełni uniewinnia. Lekarze jeszcze nie wiedzą, co to za substancja, ale najprawdopodobniej jest to jakiś narkotyk. W dodatku ma szansę postradać zmysły lub w najlepszym razie mieć traumę do końca życia przez to, co przeszedł. W tym scenariuszu nie było ani trochę nadziei, a jednak ją miałam - dzięki Yoko. Jeżeli jej teoria jest prawdziwa i mogę w jakiś sposób pomóc Hiro, to dołożę wszelkich starań, by odeprzeć te przykre wspomnienia, które go nękały.
   Zauważyłam, że kobieta wyczekuje odpowiedzi, jakby nie była jej pewna. Westchnęłam mimowolnie i skinęłam głową na znak zgody. Twarz Yoko rozjaśniła się.
- Pozostaje tylko jeden problem - powiedziała, poważniejąc nagle.
- Jaki?
- Hiro lunatykował nad ranem - odpowiedziała prezes, zerkając w stronę ekspresów z kawą, w których dwie kobiety przygotowywały gorący napój. Przypomniałam sobie o moi kubku i upiłam łyk, ale dalej wydawała mi się tak mdła, jak rok temu. - Pielęgniarki znalazły go tuż przy recepcji i od tego czasu boją się, że to się może powtórzyć. Nie są przyzwyczajone do biegania po korytarzach za pacjentami.
   Zmarszczyłam brwi. Hiro, co ty jeszcze wymyślisz?
- Doktor Hughman nie zgodził się na częstsze zaglądanie sióstr do sali Hiro, twierdząc, że to przeszkodzi mu w odpoczynku. Natomiast Hiro zaproponował coś innego... - Yoko naciągnęła rękawy swojej kurtki i spojrzała na mnie z uwagą. - Prosił, żeby przywiązywać mu nadgarstek do łózka, żeby nie musiał wstawać i niepokoić innych.
   Nie wiedzieć, czemu, zaśmiałam się, słysząc ten pomysł. Nie miałam wątpliwości, że Hiro mógł coś takiego wymyślić. Wolałby leżeć związany niż stawiać na nogi pół szpitala. Pewnie już czuł się głupio, że narobił problemu pielęgniarkom.
- To nie będzie konieczne - odpowiedziałam, wstając. Chwyciłam w dłonie swój kubek, zauważając, że moja kawa zdołała już wystygnąć. - Zostanę z nim na noc.


   Weszłam do sali, spodziewając się, że zastanę w niej panią Cass. Na mój widok kobieta uśmiechnęła się łagodnie spod swoich cieni pod oczami, z którymi wyglądała o kilka lat starzej. Hiro ściskał ją za rękę, jakby chciał dodać jej otuchy. No tak, chciał pomóc każdemu, kto przeżył czas jego nieobecności, a sam potrzebował największej pomocy.
- GoGo... - uśmiechnęła się pani Cass. - Jak dobrze cię widzieć. Myślałam, że wróciłaś do domu.
   Hiro spojrzał na mnie z takim uczuciem, że po raz kolejny zastanawiałam się, jakim cudem nie zauważyłam tego, co do mnie czuł. Miałam ochotę rzucić się na niego i zacząć całować, ale był to kiepski pomysł, choćby ze względu na jego ciocię.
- Nie - odparłam, siadając naprzeciw, na taborecie. - Pomyślałam, że zostawianie Hiro samego sobie to głupi pomysł.
   Pani Cass powędrowała spojrzeniem od Hiro do mnie i uśmiechnęła się zagadkowo. Martwiłam się, że zaraz się zarumienię na myśl, że wie o tym, co łączy mnie i jej siostrzeńca. Zauważyłam, że mój przyjaciel nie był już podłączony do tego całego sprzętu, który wariował, gdy tylko się do niego zbliżałam.
- Sugerujesz mi coś? - spytał Hiro, patrząc na mnie tym łobuzerskim spojrzeniem.
   Popatrzyłam na niego pobłażliwie, a kąciki jego ust uniosły się w uśmiechu.
- W sumie zgadzam się z GoGo - wtrąciła się jego ciocia, marszcząc brew. - A myślałam, że to z Tadashim miałam problemy. Ty w porównaniu z nim to jak Joker przy Robinie.
   Hiro roześmiał się, słysząc to porównanie. Lubiłam w Cass to, że zawsze mówiła to, co aktualnie myślała. Może dlatego Tadashi i Hiro zawsze byli odporni na wszelką krytykę innych.
- Dzięki, ciociu - odparł, puszczając dłoń cioci. Nagle jednak spoważniał, przyglądając się swojej opiekunce. - Powinnaś wypocząć - wyszeptał, patrząc jej w oczy. Pewnie widział to samo, co ja - zmęczoną i wyczerpaną kobietę.
- Nie zostawię cię tutaj, Hiro - sprzeczała się z nim pani Cass, siadając prosto, tak żeby go lepiej widzieć. Hiro zerknął na mnie i skinął w kierunku swojej cioci, jakby prosił mnie o wsparcie.
- Pani Cass, ja też myślę, że powinna się pani położyć - odezwałam się, a kobieta przeniosła na mnie swoje znużone spojrzenie. - Zostanę z Hiro.
    Cass wahała się dłuższą chwilę, patrząc na mnie ze znużeniem. Jeżeli ja wyglądałam słabo, to ona była chodzącym trupem. Nie chciałam jej tego powiedzieć wprost, ale zaczynałam się o nią martwić. Nic dziwnego, że Hiro stawał na głowie, żeby odesłać ją do domu. Każdemu z nas przydałby się w tej chwili odpoczynek.
- Dobra, wiem, chcecie zostać sami - Cass uniosła ręce na znak porażki. - Jeszcze potrafię się domyślić tak prostych rzeczy.
   Spojrzeliśmy po sobie z Hiro i mało nie wybuchnęliśmy śmiechem, widząc swoje miny. Naprawdę nawet nie przeszło mi przez myśl, żeby próbować pozbyć się Cass, ale ona najwyraźniej miała swoją własną teorię.
- Pójdę jeszcze porozmawiać z doktorem Hughmanem - oznajmiła na odchodnym, obracając się w nasza stronę. - Jeśli będziesz zmęczona GoGo, to wróć do domu. Twój ojciec na pewno będzie się martwił.
- Myślę, że się przyzwyczaił - odpowiedziałam wprost, a Cass posłała mi słaby uśmiech i wyszła. Gdy tylko drzwi się za nią zamknęły, Hiro wypuścił głośno powietrze z płuc, dotykając dłonią swojego torsu, jakby chciał złagodzić ból złamanych żeber.
- Dzięki - rzucił, patrząc na mnie z wdzięcznością. - Już z pół godziny próbowałem ją namówić, żeby odpoczęła. Spędziła tu cały dzień i ledwie trzymała się na nogach.
   Wstałam i usiadłam obok niego na łóżku, w miejscu, które wcześniej zajmowała Cass. Przyjrzałam mu się, próbując zaobserwować zmiany, jakie w nim zaszły od jego wczorajszego przebudzenia. Wyglądał tak samo, a jednak miał w sobie o wiele więcej energii. Nie wiedziałam, czy to posiłki, które przynosiła mu jego ciocia, czy może obecność i wsparcie przyjaciół postawiły go na nogi tak szybko.
- Słyszałam, że lunatykujesz - powiedziałam bez ogródek, a Hiro wywrócił oczami, jakby ten temat go znudził już na samym starcie.
- To lekko przesadzona informacja - odparł naburmuszony. Uśmiechnęłam się, widząc, że powrócił mój dawny Hiro.
- Aha, czyli rozumiem, że nie jestem tu potrzebna na noc, żeby cię pilnować i mogę sobie iść? - zapytałam, wstając i nawet nie zdążyłam odliczyć trzech sekund, tak jak zamierzałam, gdy poczułam jego dotyk na nadgarstku.
- Poczekaj - zaśmiał się, kręcąc głową. Obróciłam się w jego stronę z poczuciem zwycięstwa.
   Hiro wstał z łóżka i nagle znajdował się niebezpiecznie blisko mojej twarzy, kusząc swoim ciepłym oddechem. Spojrzałam mu w oczy z wyzwaniem, na co tylko westchnął ciężko, jakby już zmęczył go mój charakter.
- Dobra, lunatykuję - przyznał niechętnie. - Wcześniej tego nie miałem, więc to musi być jakiś... efekt uboczny, albo coś...
- Zaskakujące po tym, przez co przeszedłeś - zauważyłam zjadliwie. Hiro uśmiechnął się szeroko, spoglądając na swoje nogi.
- Gdybym cię nie znał, mógłbym się poczuć urażony - powiedział, a moje wargi mimowolnie wygięły się w delikatny łuk. - Naprawdę chcesz ze mną zostać? - zapytał przyciszonym głosem.
- To lepszy pomysł niż przywiązywanie cię do łóżka - odrzekłam, biorąc go za rękę. - Jesteś w normalnym szpitalu... Jeszcze.
- Nie musiałaś dodawać - zaśmiał się Hiro obejmując mnie w talii. Cały czas bałam się go dotykać, jakby był skorupką jajka, która mogłaby pęknąć. Nie wiedziałam, jak poważnie jest ranny, nie licząc twarzy, dlatego wolałam się trzymać w bezpiecznej odległości - żeby go nie skrzywdzić. Nawet jeśli wszystko we mnie krzyczało, żeby przerwać ten dystans.
   Hiro nachylił się i pocałował mnie opiekuńczo w czoło. Poczułam się, jakby to on opiekował się mną, a nie na odwrót.
- Cieszę się, że zostałaś - powiedział szczerze, patrząc mi w oczy. Ja również, pomyślałam, jak zwykle nie pokazując uczuć, które starałam się przed nim ukryć.





Siemka ludzie :D niestety, skończy mi się dodawanie w terminie, musicie mi wybaczyć ;) po prostu nie wyrabiam z rozdziałami i chcę je przemyśleć :p

A tak poza tym to słabo z komami u was o.O dziękuję Ci Piwo za stałą obecność i czuwanie <3 :D

~Wasza Nieogarnięta Dreamie

PS: Stworzyłam taką "próbkę" na wattpadzie z Hirogo:

https://www.wattpad.com/319290346-one-shots-hirogo-podw%C3%B3zka

Dajcie znać czy wam się podoba ;)

10/05/2016

Spotkanie z przyjaciółką

https://www.youtube.com/watch?v=AqajUg85Ax4

   Obudziłem się dziwnie spięty, jakby w jednym momencie wszystkie moje mięśnie naprężyły się, a mimo to odczuwałem dziwną lekkość, jakbym unosił się pośród chmur. Pierwszym, co zdołałem wychwycić był dźwięk aparatury, która puszczała sygnały w stałym rytmie. Dopiero wtedy zrozumiałem, że ta miękkość to wcale nie sen, a ja leżę w delikatnej pościeli szpitalnego łóżka. Pojąłem to, jeszcze zanim zdołałem otworzyć oczy.
   Początkowo wszystko się zamazywało, nie potrafiłem odróżnić nic w szarości, która mnie otaczała. Gdzieś po lewej świeciła się lampka, odsyłając mroki nocy jak najdalej ode mnie. W miarę jak moje oczy przyzwyczajały się do półmroku, zaczynałem widzieć więcej. Dostrzegłem, że obok mnie na łóżku ktoś siedzi, patrząc na ścianę naprzeciwko.
- Go... - wyszeptałem, poznając zarys jej sylwetki.
   Zalała mnie taka fala szczęścia, że czułem, jak w niej tonę. GoGo spojrzała na mnie, a jej oczy otworzyły się szeroko, jakby nie dowierzała, że się przebudziłem.
- Hiro? - spytała cicho, nachylając się nade mną z przepełnioną troską miną.
   Nie mogłem się jej napatrzyć. Jej ciemne oczy błyszczały w mroku wpatrzone we mnie, włosy były rozwiane we wszystkie strony, jakby nie przejmowała się ich układaniem. Zauważyłem, że nie wyglądała na wypoczętą. Miała cienie pod oczami i bladą skórę, która nawet w świetle lampy przypominała spadający z nieba śnieg.
- Jestem tutaj - wyszeptała, układając mi włosy. Pomyślałem, że musiałem umrzeć, albo że to tylko sen, z którego zaraz się obudzę.
   Uniosłem do góry rękę i położyłem na jej policzku, wplatając ją wolno w jej ciemne włosy. Go przymknęła oczy i przytuliła się do mojej opatrzonej bandażem dłoni. Nagle przypomniałem sobie, co mi się stało. Cofnąłem się lekko z moją ręką, widząc świeże blizny na moim nadgarstku - ślady lin, którymi mnie związali. To stąd ten bandaż, pomyślałem, przypominając sobie moją walkę z wiatrakiem, by rozerwać moje więzy. Pewnie musiałem się przy tym nieźle skaleczyć.
   GoGo spojrzała na mnie ze zdziwieniem, zapewne zastanawiając się, dlaczego się od niej odsunąłem. Nie chciałem, by widziała mnie w takim stanie. I nie chodziło nawet o kwestie urodowe, ale o to, że każdy ślad na moim ciele był pamiątką po tym, przez co przeszedłem.
- Jak się czujesz? - zapytała, przyglądając mi się badawczo. Czułem, że ucieczka przed tym spojrzeniem staje się niemożliwa.
- Lepiej - skłamałem, zastanawiając się jak bardzo musieli naszpikować mnie lekami, skoro ból zelżał. Mimo to nie za bardzo odnajdywałem się w miejscu, w którym właśnie byłem. - Czy na pewno to nie jest sen? - zapytałem, zanim zdołałem ugryźć się w język.
   GoGo wytrzeszczyła oczy, patrząc na mnie, jakbym spytał o coś naprawdę idiotycznego, po czym roześmiała się dźwięcznie. Uśmiechnąłem się lekko, ciesząc się, że nawet w takim stanie udało mi się ją rozbawić.
- No nie wiem - przyznała z łagodnym uśmiechem. Poznałem po niej, że chyba nie często ostatnio się śmiała, skoro szybko powróciła do swojej melancholijnej miny.  - Często ci się śnię?
- Zawsze - wyznałem szczerze, choć GoGo pewnie mi nie uwierzyła.
   Dziwiłem się, że tak łatwo powróciliśmy do tego, w jaki sposób ze sobą rozmawialiśmy jeszcze zaledwie tydzień temu. Gdy patrzyłem na GoGo, moja pamięć zaczynała zanikać, usuwając wszystkie wspomnienia z tych kilku najgorszych dni mojego życia.
   Nagle jednak zamilkliśmy, nie wiedząc, o czym ze sobą rozmawiać. Widziałem po mojej przyjaciółce, że waha się czy nie zacząć tematu na temat mojego porwania, ale nie wyglądała też, jakby chciała go poruszać. Pewnie równie ciężko było jej udawać, że nic się nie stało.
- Gdzie Mayson? - spytałem, a GoGo pobladła, wpatrując się we mnie, jakby z mojego wnętrza wyszedł jakiś potwór. Szybko się jednak opamiętała i spojrzała w bok, mrugając szybko.
- Nie wiem, Wasabi i reszta powinni wiedzieć. - mruknęła pod nosem.
   Patrzyłem na nią jak zahipnotyzowany. Czułem się przy niej tak lekko, że temat Maysona szybko wyparował z mojej głowy. Jednak niepokoiło mnie to, że to ona nie czuła się dobrze ze mną. Widziałem, że zaczęła unikać mojego spojrzenia jak speszona dziewczynka, którą przyłapano na kradzieży łakoci z kuchennego kredensu.
- Co się stało, Go? - zapytałem, marszcząc brwi. Czułem się, jakby lekarze podmienili mi moje ciało, gdy spałem, bo GoGo patrzyła na mnie tak, jakby mnie nie poznawała. Znów powróciłem myślami do mojego stanu, tych wszystkich siniaków i skaleczeń i zapragnąłem schować się przed nią pod kołdrą jak małe dziecko.
   GoGo parsknęła z gniewem, a jej oczy się zaszkliły.
- Co się stało - prychnęła pod nosem, patrząc mi w oczy. - Działałeś za moimi plecami, wplątałeś się w kłopoty, a potem cię porwano i torturowano, a ty się mnie pytasz, co się stało?!
   Jej reakcja wcale mnie nie dziwiła, powiem więcej, poczułem ulgę, że wpadła w gniew. Wolałem, żeby wyrzuciła z siebie wszystko, co leżało jej na sercu niż żebyśmy siedzieli tak bez słowa całą wieczność.
- Nie do wiary - skwitowała, marszcząc swoje ciemne brwi. - Co ty sobie właściwie myślałeś? Że się nie dowiem? Że wrócę z Tokyo, a ty będziesz na mnie czekał, ucieszony z tego, że przechytrzyłeś najgroźniejszą mafię w mieście?
   Czekałem bez słowa, wpatrując się w nią ze spokojem.
- A Sam? Dlaczego mi nie powiedziałeś o tym, co zamierzasz? Dlaczego włączyłeś ją, na litość boską! - krzyczała, stojąc nad moim łóżkiem. Poczułem wręcz rozbawienie, widząc wychylającą się z progu głowę pielęgniarki, która wpatrywała się w GoGo, jakby dziewczyna była psychicznie chora. - Proszę nas zostawić - warknęła w jej kierunku, a głowa pielęgniarki zniknęła tak szybko, jak się pojawiła.
- I jeszcze jedno... - zaczęła GoGo, unosząc palec wskazujący w moim kierunku.
- Przyznał się - powiedziałem wprost. GoGo zamilkła i spojrzała na mnie z szokiem. Byłem pewien, że straciła wątek.
- Co?
- Mayson przyznał się, że zabił moich rodziców - powtórzyłem z dziwną obojętnością. Morfina, pomyślałem, lustrując woreczek z nieznaną mi cieczą wiszącą nad moim łóżkiem.
   GoGo otworzyła szeroko usta ze zdziwienia i usiadła z powrotem na łóżku. Jej kocie oczy wpatrywały się we mnie, jakby nie wierzyły w to, co powiedziałem.
- Hiro... - zaczęła GoGo, ale nie wiedziała, co ma powiedzieć. Nie dziwiłem się jej. Sam nie wiedziałem, jak miałem wtedy zareagować. Może sen wyprał z mojej głowy wszystko, a może zadziałały leki, ale nie czułem w sobie zasłużonego gniewu czy rozpaczy. Żałowałem już całe życie, że nie zdołałem poznać moich rodziców, dlatego wyznanie Maysona nie spowodowało we mnie poczucia straty. Jedynie głębokiej nienawiści skierowanej w jego stronę.
- Możesz na mnie wrzeszczeć ile wlezie, ale musiałem się dowiedzieć - dodałem spokojniej.
- I co ci to dało, Hiro? - spytała mnie przyjaciółka.
- Świadomość, że ich śmierć nie była przypadkiem - odpowiedziałem, tym razem z nieco bardziej drżącym głosem. - Mayson był nawet na tyle uprzejmy, że opowiedział mi szczegóły - dodałem, a twarz GoGo pobladła. Skrzywiłem się nieznacznie, widząc przerażenie w jej twarzy. Ja odczuwałem głęboki spokój, jakbym opadał w chłodną toń, poprzednio torturowany przez upalny gorąc. Jeszcze nigdy nie miałem w sobie tyle ulgi, co teraz, przy niej. - Ty też chciałabyś wiedzieć, gdyby sprawa dotyczyła twojej mamy... - dodałem. GoGo pokręciła głową ze wzrokiem skupionym na gładkiej posadzce, jakby chciała przekonać samą siebie, że wcale nie mam racji.
- Jak mogłeś mi to zrobić, Hiro? - spytała mnie łamiącym się głosem, zanim zdołałem cokolwiek dopowiedzieć. Jej pytanie sprawiło, że moje myśli rozbiegły się, jak klucz gęsi szybujący po niebie, do którego wystrzelono z broni palnej. Totalnie nie spodziewałem się po niej takiej reakcji. Myślałem, że będzie się uśmiechać i cieszyć z tego, że udało mi się przeżyć, tymczasem GoGo wyglądała, jakby przeszła załamanie nerwowe w najczystszej postaci. Chyba naprawdę nie pomyślałem, co musiała czuć, gdy byłem prześladowany przez ludzi Maysona.
   Odetchnąłem głośno, patrząc na nią z okrągłymi ze zdziwienia oczami.
- Go... - wyszeptałem, po raz pierwszy czując, że zabrakło mi języka w gębie. Totalnie nie wiedziałem, co powinienem powiedzieć. - Widzisz, jestem tutaj, czuję się dobrze...
   GoGo tymczasem obróciła się bokiem do mnie i ukryła twarz w dłonie. Usłyszałem jej stłumiony szloch, który rozdarł ostatni odłamek mojego zranionego serca. Nie dość, że śmierć rodziców przygniotła mnie tak, że ledwie dawałem radę normalnie funkcjonować bez sporej ilości środków, to osoba, żywa osoba, na której zależało mi najbardziej, właśnie siedziała obok mnie i płakała. Z mojego powodu.
- Go, nie płacz, błagam - wyszeptałem, dziwnie osłabiony. Pipczenie w maszynerii wiszącej nade mną stało się szybsze, mniej równomierne. Nie musiałem słyszeć tych odgłosów, by wiedzieć, że moje serce zaczęło bić dwa razy szybciej. GoGo usłyszała ten odgłos i zerknęła na miernik pulsu z przejęciem, jakby to było w stanie wyrwać ją z rozpaczy, która ją owładnęła. - Posłuchaj mnie, wiem, że cię zawiodłem - zacząłem, gdy GoGo wstała, by dojrzeć szczegóły dotyczące mojego ciśnienia wyświetlane na ekranie.
- Mam zawołać lekarza? - zapytała zamiast tego głosem, jakby była w stanie hipnozy. Ona jest w gorszym stanie niż ja, pomyślałem sobie z przerażeniem, patrząc na nią, jakbym widział ducha.
- Nie, po prostu... - zacząłem, wstrzymując oddech. - Usiądź i posłuchaj mnie. Tylko o to cię proszę.
   GoGo zerknęła na mnie podejrzliwie, ale jej wzrok zabłąkał się na mojej twarzy i tam pozostał. Bez żadnych skarg ani uwagi usiadła na swoim poprzednim miejscu i wciąż patrzyła na mnie ze skupieniem, tak jak każdy student w naszym Instytucie powinien patrzeć na swojego wykładowcę.
- Nie wiedziałem, że to cię tak ruszy... - zacząłem nieśmiało, nie wiedząc, co mam powiedzieć. Grunt, że GoGo chciała mnie posłuchać. - Planowałem to od dawna, ale nie znalazłem informacji na temat Maysona, które zaprowadziłyby mnie wprost do niego. - podrapałem się po głowie nieco skrępowany. Zauważyłem, że gdy spałem, ktoś mnie wykąpał i przebrał, bo nie znalazłem we włosach znajomych śladów krwi. - Kilka dni przed weselem Abigail zakradłem się do danych Ratusza miejskiego i tam znalazłem dane potrzebne mi do odnalezienia Maysona. Wtedy cię okłamałem - przyznałem ze wstydem. - Ale po tym, co ci obiecałem, nie zrobiłem tego ani razu i zamierzam to dotrzymać.
   Nie powiedziałem ci nic, bo... - zacząłem, ale zmarszczone brwi GoGo powstrzymały mnie na chwilę przed wyznaniem prawdy. - Pamiętasz Jamesa? Tego z Isla Menor? - nie czekając, aż GoGo odpowie, kontynuowałem swoje usprawiedliwienie. - Rozmawiałem z nim przed rozprawą... o tobie.
   GoGo otworzyła szeroko oczy, zaskoczona tym wyznaniem. W sumie wcale jej się nie dziwiłem. Pomyślała pewnie, że mi odbiło. Nie spodziewałem się, żeby domyślała się, jakie uczucia żywiłem do niej już wtedy.
- Opowiadał mi o swojej ukochanej... Rosalie - przypomniałem sobie jej imię. - Mafia zabiła jego dziewczynę, bo był im winny pieniądze. Ostrzegał mnie, że jeśli się w coś wplączę, to będziesz pierwszą osobą na liście, którą będą chcieli usunąć, by mnie przestraszyć albo osłabić. - mina GoGo nie zmieniała się, jakby przyjmowała te wszystkie słowa bardzo chłodno. Albo mi nie wierzyła, pomyślałem, wyobrażając sobie, że za kilka minut GoGo zrobi mi aferę za to, że tak słabo się tłumaczę. - Wziąłem to sobie do serca. Nie chciałem, żeby coś ci się stało... Wiedziałem, że jesteś wtedy w Tokyo, dlatego to zrobiłem. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że coś mogłoby nie wyjść i udałoby się, gdyby mój sprzęt nie nawalił - mówiłem, wylewając z siebie potok słów. Mimo to GoGo nadal milczała. Bałem się, że wewnątrz jej powstaje wulkan, który już za niedługo miał wybuchnąć. - Dlatego spotkałem się z Sam, a nie z tobą... Wiem jak się zachowałem wobec niej, nawet nie musisz tego komentować. Ona po prostu jest bezpieczna, nic jej nie grozi, dopóki współpracuje z Agendą. Nawet wmówiłem Maysonowi, że blondynka, której przekazałem nagranie jest moją dziewczyną...
   Wziąłem wdech, nie przestając patrzeć GoGo w jej cudne oczy. Bałem się, że ją stracę, że nie ważne, co powiem, ona zaraz wstanie i wyjdzie, zostawiając mnie samego na skraju przepaści. Nie mogła mi tego zrobić. To dla niej walczyłem ten cały czas, to dla niej starałem się przeżyć. Jak miałem jej to powiedzieć? Tego nawet nie dało się ubrać w słowa...
- Możesz teraz na mnie nawrzeszczeć, po prostu chciałem, żebyś wiedziała, że wszystko, co robiłem po tym, jak mnie przyłapali było po to, żeby odciągnąć ich od ciebie... - rzekłem, ale nie zdążyłem dokończyć, bo GoGo błyskawicznie nachyliła się i pocałowała mnie w usta, kładąc swoją ciepłą dłoń na miejscu zetknięcia mojej szczęki z szyją.
   Poczułem ogłuszające mnie ciepło, które rozlało się w każdym kierunku mojego rannego ciała.  Przyciągnąłem ją bliżej siebie, zatapiając się w jej słodkich, pełnych rozkoszy pocałunkach. Przypomniałem sobie te dni, gdy ból zagłuszał wszystkie inne uczucia. To, że wyobrażałem sobie moje spotkanie z GoGo ratowało mnie od popadnięcia w poczucie bezsensowności dalszej walki i powiedzenia im prawdy o Agendzie. A teraz już nic nie działało w mojej wyobraźni - chwila obecna była piękniejsza niż wszystkie inne, które mógłbym sobie wyobrazić.
   Oparłem się na łokciu, czując, że z każdym pocałunkiem pragnę jej jeszcze bardziej, gdy nagle odsunęła się ode mnie i spojrzała mi głęboko w oczy. Sposób, w jaki na mnie patrzyła, sprawił, że po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Patrzyliśmy sobie w oczy, jakbyśmy stali nad przepaścią, z której upadek oznaczał ponowne zatopienie się w uczuciach silniejszych od nas.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - spytała cicho. W jej oczach pojawił się tajemniczy błysk.
- Czego?
- Że byłeś we mnie zakochany... tak długo. - powiedziała, spuszczając wzrok. Czułem, że się rumienię, przypomniawszy sobie o czasach, gdy sama rozmowa z nią wprawiała mnie w zakłopotanie. Naprawdę byłem zdziwiony, że niczego się nie domyśliła, skoro zachowywałem się jak kompletny kretyn.
   Obróciłem głowę i zaśmiałem się pod nosem, jakby powiedziała coś zabawnego. Nie wiedziałem, jak powinienem zareagować na to pytanie. Spodziewałem się, że to rozmowa z Honey musiała ją uświadomić co do moich uczuć. Sam nie mówiłem jej jak długo trwa moje uczucie co do niej.
- Co? - spytała z cieniem uśmiechu, patrząc na mnie z zaciekawieniem, jakbym śmiał się z żartu, którego ona nie zrozumiała.
- Czy to ważne? - zapytałem, starając się usiąść wygodnie na łóżku, choć wszystkie te kable i inne ustrojstwa podłączone do mojego ciała mi to uniemożliwiały. Usta GoGo wygięły się w łuk.
- Dla mnie ważne. - odpowiedziała ciepło, kładąc swoją rękę na moją w opiekuńczym geście.
   Patrzyłem na nasze splecione dłonie do wtóru dźwięków z aparatury. Zastanawiało mnie jak wygląda moje ciało po tych wszystkich obrażeniach i ranach. Miałem na sobie białą, czystą koszulę sięgającą do moich łokci, dlatego mogłem zobaczyć tylko moje poranione dłonie i lekko zabliźnione nadgarstki. Obawiałem się, że rehabilitacja i mój powrót do zdrowia może zabrać kilka tygodni. Nie chciałem odstawiać na bok studiów, kawiarni cioci, Agendy i pomocy GoGo w warsztacie.
- O czym myślisz? - spytała GoGo, przerywając ciszę.
   Zerknąłem na nią i zechciałem skłamać, ale przypomniałem sobie o mojej obietnicy.
- O powrocie do... normalnego życia. - powiedziałem, drapiąc się po głowie. - Czuję się winny, że zostawiłem was na tak długo.
   GoGo nagle spoważniała, patrząc na mnie tak, jakbym ją właśnie obraził.
- Hiro... - zaczęła złowrogo.
- Tak, wiem - mruknąłem pod nosem, układając moje myśli w całość. - Ciocia pewnie zamknęła kawiarnię, Agenda miała problem, bo musiała postawić na nogi swoich ludzi, żeby mnie znaleźć, a twój warsztat...
- Hiro Hamada, jeszcze raz poruszysz ten temat a osobiście poodłączam ci wszystkie kroplówki, rozumiemy się? - spytała, unosząc lekko brew. Uśmiechnąłem się szeroko, poznając moją najlepszą przyjaciółkę w tej cichej i zatroskanej osobie siedzącej obok mnie na łóżku. - Co mnie obchodzi mój warsztat, kiedy mój przyjaciel nieomal zginął?
- Skandar będzie wściekły - dodałem z sensem.
- A kiedy on nie jest wściekły? - jęknęła GoGo, wywracając oczami. Roześmiałem się, widząc jej minę. - Co? - spytała szorstko.
- Nic - odpowiedziałem z uśmiechem. - Cholernie za tobą tęskniłem.
   GoGo spoważniała, patrząc mi w oczy z tą samą miną, z jaką mnie całowała. Już miałem nadzieję, że zrobi to ponownie, gdy nagle szklane drzwi się uchyliły a do środka weszła moja ciocia.
- Hiro! - wykrzyknęła z napięciem, podbiegając do mojego łóżka. Miała na sobie zwykłe jeansy i sweter, który zakładała tylko w chłodne dni, a jej włosy ułożone były w małego koczka, z którego wystawały powywijane pasma ciemnobrązowych włosów.
   GoGo wstała z mojego łózka i stanęła obok, jakby poczuła, że powinna ustąpić miejsca mojej rodzinie. Ciocia przysiadła się obok mnie na łóżku i chwyciła mnie mocno w ramiona. Jęknąłem, czując, że z bólu zaczyna mnie skręcać.
- Auu - syknąłem, a ciocia puściła mnie tak szybko, jakby w ogóle nie wzięła mnie w niedźwiedzi uścisk. - Ciociu... żebra...
- Wybacz mi, Hiro - rzekła zakłopotana ciocia, gdy spróbowałem wziął wdech. Już samo oddychanie sprawiało mi problem, a co dopiero rzucanie mi się na szyję. - Jak się czujesz?
- Jeszcze kilka takich uścisków i na pewno nie poczuje się lepiej - odparłem, dotykając dłonią swojej klatki piersiowej, jakbym badał czy dalej wszystko jest na swoim miejscu.
- Przynajmniej dopisuje mu humor - odezwał się lekarz, który właśnie wszedł do sali za moją ciocią. Miał ciemne włosy i szczupłą sylwetkę, przez która bardziej przypominał prawnika niż lekarza. - Widzę, że twoja dziewczyna była przy tobie, kiedy się obudziłeś.
   Spojrzałem na GoGo, której policzki lekko się zaróżowiły. Miałem ochotę wybuchnąć nerwowym śmiechem, gdy zerknęła na mnie z niepokojem. A więc to powiedziała medykom, którzy mnie odwiedzali, pomyślałem, uśmiechając się grzecznie w stronę mężczyzny.
- Tak, cały czas - odparłem, uśmiechając się w jej stronę. GoGo odwzajemniła mój uśmiech nieco zmieszana, ale wyglądała, jakby była mi wdzięczna, że nie wydałem jej małego kłamstewka. Z drugiej strony, może nie kłamała...
- Powinnam was zostawić... - powiedziała z wahaniem, po czym podeszła do mnie i pocałowała mnie delikatnie w policzek. Byłem zdziwiony, że zrobiła to na oczach mojej cioci, choć z drugiej strony zawsze była bardzo odważna. - Przyjdę później - obiecała, po czym zniknęła za drzwiami, na których spoczęło moje zaskoczone spojrzenie.
- Silna dziewczyna - wymruczał pod nosem lekarz, kończąc notować w swoich papierach. Nie odważyłem się spojrzeć na moją ciocię. - Wiesz, że spędziła noc w szpitalu czekając, aż się obudzisz?
   Dopiero teraz pojąłem, że musiał być świt, bo światło zaczynało się przebijać spod ciemnych rolet, które zasłaniały zimowy pejzaż miasta. Spojrzałem na białą pościel, okrywającą moje ciało i uśmiechnąłem się ledwie zauważalnie, myśląc o mojej dziewczynie.
   Lekarz zadał mi kilka pytań, dotyczących stanu mojego zdrowia, na które odpowiadałem z nieszczególnym zainteresowaniem. Ciocia trzymała mnie przez ten cały czas za rękę, jakbym chciał jej się gdziekolwiek wyrwać. W końcu jednak, gdy dowiedział się wszystkiego, nakazał mi, żebym odpoczywał i żebym oddychał miarowo, inaczej skończy się to bólem w klatce piersiowej - miałem ochotę dodać, że nie tylko głębokie wdechy mogą spowodować ból w piersi, ale nie chciałem być złośliwy wobec cioci, skinął głowa na pożegnanie i wyszedł, zostawiając mnie sam na sam z moją jedyną rodziną, jaką miałem.
- Przepraszam, nie chciałam cię skrzywdzić - odezwała się ciocia ze łzami w oczach. - Po prostu... tak się cieszę, że tutaj jesteś, że jesteś bezpieczny...
   Jej warga zadrgała, jakby wstrzymywała szloch, a ja pomyślałem, że wolałem już złość GoGo niż rozpacz mojej cioci. Co jeszcze mnie dziś czeka? Aż się obawiałem spotkań z resztą moich przyjaciół, choć już teraz byłem zmęczony i jedyne, o czym marzyłem to się porządnie wyspać.
- Nie, to ja cię przepraszam ciociu... - zacząłem się zastanawiać, ile wie. Nie chciałem zdradzać jej szczegółów tego, że sam wpakowałem się w kłopoty, ani ujawniać działań Agendy. Z drugiej jednak strony ciocia zasługiwała na prawdę po tym, przez co przeszła. Nawet nie potrafiłem sobie tego wyobrazić - dwa lata temu straciła jednego siostrzeńca, teraz nieomal straciła drugiego. Jak mogłem nie pomyśleć o niej, gdy nagrywałem morderstwo na Jaimiem?
   Ciocia otarła łzy z policzków szybkim ruchem i uśmiechnęła się do mnie tak, jakby ten uśmiech miał mnie pokrzepić, poczułem się jednak jeszcze gorzej.
- Nie masz za co przepraszać, Hiro - odparła łagodnie. - To ci ludzie, którzy ci to zrobili powinni przepraszać. Pani Yoko zapewniła mnie, że zostaną surowo ukarani...
   Wytrzeszczyłem oczy, słysząc nazwisko mojej zwierzchniczki w ustach cioci. Ta cała sytuacja stawała się coraz bardziej chora. Yoko rozmawiała z moją ciocią? To po co były te kłamstwa, to ukrywanie się, skoro i tak pani prezes w gruncie rzeczy zdołała ją powiadomić o tym, kim jesteśmy i co robimy...
- Co?!
- Opowiedziała mi, że jesteś kimś ważnym dla jej instytucji i że pracujecie dla niej całą szóstką - powiedziała spokojnie ciocia.
   Odetchnąłem, po czym położyłem się na miękkiej poduszce, uważając na ból nasilający się w mojej klatce piersiowej.
- Powiedziała ci coś jeszcze? - spytałem nieufnie. Nie wiedziałem, czy mogę rozmawiać z nią na ten temat.
- Że jesteś agentem - odparła wprost. - Hiro, dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Bo nie mogłem - broniłem się. - Agenda to nie jest coś, o czym się rozmawia przy herbacie.
- Ale nie jest też na tyle błahą sprawą, żeby ją pominąć - kłóciła się ze mną ciocia, patrząc na mnie oczami tak bardzo podobnymi do moich własnych. Moi znajomi zawsze twierdzili, że jestem tak podobny do mojej cioci, jakbym był jej synem. - To stąd te twoje "tajemnicze fundusze", którymi chciałeś mnie wesprzeć w razie kłopotów z kawiarnią?
- Ciociu... - zacząłem, wywracając oczami. Mieliśmy podobne geny - skoro ja i Tadashi wylądowaliśmy na jednej z najlepszych uczelni po tej stronie Japonii, to równie dobrze moja ciocia mogła dojść do takich wniosków po samej informacji, że jestem tajnym agentem.
- Dlaczego akurat Carlos Mayson? - spytała mnie ciocia. - Dlaczego to on cię porwał? Był to przypadek czy czegoś od ciebie chciał?
   Westchnąłem ciężko, gdy zrozumiałem, że moja ciocia jest za mądra, by móc zachować przed nią jakikolwiek sekret. Opowiedziałem jej więc wszystko - o moim śledztwie, o tym, w jaki sposób uciekłem, o podaniu dowodów Agendzie z pomocą Sam i o tym, jak potoczyło się to dalej, nie wdając się w szczegóły tego, co mi tam robili. Nie chciałem, by ciocia zdenerwowała się jeszcze bardziej. Uniknąłem tylko jednego, bardzo ważnego fragmentu, który zdążyłem przekazać GoGo - o tym, że moja mama, Sayuri i mój ojciec, Keiji zostali zamordowani przez tą samą osobę, która mnie torturowała. Czułem, że jeżeli ciocia się o tym dowie, to całkiem się załamie - z drugiej jednak strony, jak mogłem oskarżyć o to Maysona, nie upubliczniając tej informacji?
   Gdy skończyłem mówić, zapadła ciężka cisza. Moja ciocia wpatrywała się w podłogę z taką pustką w oczach, że zacząłem się zastanawiać czy nie przesadziłem, czy nie powiedziałem jej za dużo.
- Wiem, że nie jestem twoją mamą - wyszeptała w końcu, zwracając na siebie moją uwagę. - ale kocham ciebie jak własnego syna, Hiro. Widzę, jak dorastasz a ja często za tobą nie nadążam. Może jestem najgorszą opiekunką prawną, jaką zna świat - nie zaprzeczaj - rzuciła, gdy otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć. - Ale mój problem polega na tym, że nigdy was nie doceniałam - ciebie i Tadashiego. Zawsze czułam do was litość po śmierci waszych rodziców, kiedy to wy dawaliście sobie radę z każdym problemem, z jakim się zmierzyliście. - ciocia uśmiechnęła się słabo. Łzy spływały po jej policzkach obficie. - Chyba macie to w genach po Keijim, on zawsze taki był. Może gdybym to zauważyła ciut wcześniej, to wiedziałabym, że dasz sobie radę, Hiro. To nie Baymax pomagał ci po śmierci Tadashiego, nie ja, nie psycholodzy. To ty sam znalazłeś w sobie siłę, by pogodzić się z jego śmiercią. Zrobiłeś coś, z czym ja nie dałam sobie rady od śmierci Sayuri...
   Usiadłem i objąłem ją lekko, gdy zaczęła szlochać. Poczułem, że moje oczy również stają się mokre. Jeszcze nigdy nie słyszałem, by ciocia wyznawała coś z taką szczerością. Raczej nie była typem, który dzielił się swoimi głębiej skrywanymi uczuciami z innymi.
- Nie płacz, ciociu - poprosiłem, przytulając się do niej jak małe dziecko. Ciocia wyciągnęła z kieszeni chusteczkę i wytarła nos. Puściłem ją i spojrzałem na nią z troską, jakby to ona byłą torturowana, a nie ja.
- Nie powiedziałam ci czegoś jeszcze - powiedziała drżącym głosem, patrząc mi w oczy. Pociągnęła nosem i uspokoiła oddech z taką łatwością, jakby robiła to na co dzień. - Zawsze to ja myślałam, że ocaliłam was, przygarniając was po śmierci waszych rodziców. A to nie prawda. To wy uratowaliście mnie. Nadaliście sens mojemu życiu.
   Uśmiechnąłem się do niej ze łzami w oczach, wcale się ich nie wstydząc. Przez tyle miesięcy ukrywaliśmy przed sobą tak wiele... Czas, byśmy zagrali w otwarte karty i powiedzieli sobie wszystko. Nie wiedziałem jednak, że ciocia wynagrodzi mi moją szczerość w taki sposób. Uświadomiłem sobie, że wcale nie znałem jej tak dobrze, jak wcześniej sądziłem. Widziałem jej miłość na co dzień przejawiającą się w zwykłych prostych czynnościach, w pytaniach: "Jak minął ci dzień? Czy wszystko dobrze?". Mimo to zrobiłem jej najgorszą rzecz na świecie - ukryłem przed nią wszystkie szczegóły mojego codziennego życia. Nie wiedziała nic o GoGo, ani o Agendzie, nie zdawała sobie sprawy, że cały czas myślę o rodzicach, zastanawiając się, kim byli i dlaczego zginęli. Ukryłem przed nią siebie, choć nigdy nie dała mi podstaw do tego, bym mógł usprawiedliwić moje zachowanie.
   Nagle do mojej sali weszła pielęgniarka, ta sama która zastała mnie i GoGo w czasie naszej kłótni. W dłoniach trzymała szklankę czystej wody i mały plastikowy kubeczek z tabletkami.
- Mogę wejść? - zapytała niskim głosem, patrząc ze zdziwieniem na nasze mokre od łez twarze. Ciocia i ja starliśmy słoną ciecz ze swoich policzków i skinęliśmy na znak zgody.
   Krępa pielęgniarka postawiła tace tuż obok mojej lampki i sprawdziła coś przy mojej kroplówce. Ciocia w tym czasie chwyciła mnie za dłoń i zacisnęła ją w geście wsparcia.
- Przyda ci się sen, Hiro - powiedziała, wstając. - Wyglądasz na zmęczonego.
   Nie zaprzeczyłem, czując, że dopiero teraz do mojego umysłu napłynęła ciężka potrzeba snu, która wcześniej wisiała nade mną niczym ciemne chmury. Odetchnąłem i rozłożyłem się na miękkiej poduszce, rozkoszując się wygodą mojego szpitalnego łóżka.
- Chyba rzeczywiście się zdrzemnę - przyznałem wprost, a moja ciocia odpowiedziała uśmiechem.
- Zobaczymy się później - obiecała, ruszając wolnym krokiem w kierunku drzwi, jakby wcale się nie spieszyła.
   W chwili, gdy opuściła salę, moje oczy się zamknęły, włączając mnie w krainę snu.






No, w końcu wyczekiwany przez Was rozdział :D mam nadzieję że się podobał :*