1/01/2016

Mierz wysoko, wal nisko

   Otworzyłem ostatnimi siłami oczy i ruszyłem za światłem, w stronę ogromnego dziedzińca na środku zakładu. światło słońca oślepiło mnie, jakbym dawno nie widział mojego jasnego przyjaciela. Rozejrzałem się dokoła, ale zobaczyłem tylko wszędzie tych samych, umundurowanych strażników, którzy mieli nawet podobne do siebie twarze, nie mówiąc o doskonałym ubiorze. Widziałem, że pod balustradami prowadzono już skutych więźniów w kierunku ich cel. James obrócił głowę w moją stronę i skrzywił się, gdy strażnik go pchnął. Wybiegłem na dziedziniec, jakby nieświadomy mojego ogromnego zmęczenia. Poduszkowiec, który wcześniej leciał nad nami zaczął zniżać lot, by wylądować na wielkim placu zakładu.
   Jeden ze strażników chwycił mnie, zanim zdołałem cokolwiek powiedzieć.
- Puść mnie - warknąłem, próbując się wyrwać, ale strażnik miał już w rękach kajdanki. Nie, on chyba żartuje, pomyślałem z furią. Po tym wszystkim... Zerknąłem przez ramię, a reszta strażników chwyciła moich przyjaciół i zakuła ich w pęta. Mężczyzna, który mnie złapał również nałożył mi kajdanki, chociaż starałem mu się opierać. Najwyraźniej byłem zbyt słaby nawet na taki bunt. - Puszczaj! - krzyczałem, a strażnik uderzył mnie w twarz.
- Zamknij się - powiedział zimnym głosem, patrząc przez osłonę twarzy oczami niczym u bazyliszka. Jego uderzenie nawet nie bolało, ale czułem się urażony, że po tym wszystkim, co zrobiliśmy dla tego zakładu, jeszcze mają czelność nas tak traktować.
- Panie zarządco! - usłyszałem potężny, kobiecy krzyk, na którego dźwięk ucieszyłem się jak nigdy.
   Obróciłem się w stronę poduszkowca, a po jego klapie stąpała szybkim, pełnym napięcia krokiem Eve Yoko. Wyglądała na jeszcze bardziej wściekłą ode mnie, choć to mnie uderzył strażnik. Stąpała w swoich szpilkach i ubrana była jak zwykle w swoją białą, wyprostowaną z precyzją koszulę i szarą spódnicę, sięgającą kolan. Jej włosy spięte w koka były stale atakowane przez wiatr, który wzmagały niewyłączone silniki poduszkowca.
   Obok niej kroczył Robb, który musiał za nią biec, by dogonić elegancką panią na niskich obcasach. Wyglądało to nieco komicznie, bo był wyższy od swojej przełożonej i stawiał większe kroki, a i tak z trudem za nią nadążał. Za Yoko schodzili następni pracownicy Agendy - wszyscy w białych, schludnych strojach z zaalarmowanymi minami. Na widok prezes Agendy miałem ochotę się rozpłakać ze szczęścia.
- Jak śmie pan atakować mojego agenta?!! - wysyczała Yoko głosem pełnym jadu. Jeszcze chwila i zaraz sama go uderzy, pomyślałem z szokiem, po raz pierwszy widząc ją w takim stanie. Być może Sam miała co do niej rację, być może naprawdę nadaje się na przywódczynię AZN-u, skoro z taką zawziętością broniła swoich agentów.
   Strażnik, który musiał być zarządcą zakładu spojrzał na nią zawstydzony i zerknął na mnie ze zdziwieniem, trzymając w dłoni klucze do moich kajdanek.
- Nie wiedzieliśmy nic o...
- Jasne, że nie - warczała groźnie Yoko, wyrwawszy mu klucze. Reszta z jej ekipy pobiegła do moich przyjaciół, by im pomóc. Pani Eve tymczasem rozkuła moje kajdanki, mierząc zarządcę zawistnym spojrzeniem, jakim potrafią patrzeć tylko kobiety. - Bo nie wysłałam żadnego rozkazu do waszego zakładu, kretynie. Ta misja miała być tajna!
- Nie... nie... nie wiedziałem - wyjąkał strażnik, zaniepokojony wybuchem Yoko. Robb patrzył ze zdziwieniem to na mnie, to na swoją szefową, to na biednego strażnika. - Nie przypuszczałbym...
- Zdaję sobie z tego sprawę - syknęła tylko Yoko, poprawiając na sobie swoją koszulę. - Pragnę porozmawiać z głównym generałem sztabowym oddziału.
- Ale...
- Już! - wykrzyknęła Yoko, a zarządca obrócił się i pobiegł w kierunku tylko jemu znanym.
   Spojrzałem na przywódczynię Agendy z poddenerwowaniem, przypominając sobie o GoGo i jej stanie. Jak mogłem choć na chwilę o niej zapomnieć?
- Pani Yoko GoGo podłapała jakąś chorobę - powiedziałem szybko, nie chcąc tracić ani chwili. - Podobno w zakładzie mają odtrutkę, ale nikt mi nie chciał...
   Yoko uniosła dłoń, uciszając mnie, po czym zerknęła na Robba, który skinął głową i odszedł bez słowa w kierunku Wasabiego, trzymającego w swoich silnych ramionach drobną przyjaciółkę.
- Wybacz, Hiro, za ich zachowanie - powiedziała zamiast tego, a jej oczy posmutniały. - Mogłam ich przygotować, a teraz będę musiała się tłumaczyć przed generałem. Cały jesteś?
- Tylko zmęczony - odpowiedziałem z ulgą. Yoko brzmiała prawdziwie - chyba naprawdę się o mnie martwiła, pomyślałem ze zdziwieniem, ale i entuzjazmem. Może powinienem zmienić zdanie na temat Agendy? Bądź co bądź, właśnie uratowali mi życie i to być może dwa razy.
- Chcesz odpocząć, czy najpierw mi wszystko opowiesz? - zapytała, a ja spojrzałem w kierunku, do którego zaciągnęli więźniów, których uratowaliśmy. Ciekawe gdzie ich wzięli, zastanawiałem się, i czy są dobrze traktowani.
- Pani Yoko, jest jeszcze coś - zacząłem. - Ci więźniowie... nie są niczemu winni... oni... porwano ich...
- Spokojnie, mamy wszystko w aktach. - uspokoiła mnie Yoko, choć nie do końca wiedziałem, co to ma oznaczać. - Jeśli pozwolisz, spotkam się teraz z generałem i wyplączę się z mojego zachowania oraz zadbam o bezpieczeństwo waszych nowych przyjaciół, a wy w tym czasie wypocznijcie... Kiyo, zaprowadź proszę moich agentów na statek i daj im wszystko, czego będą chcieli.
   Zza Yoko wyłoniła się nieco starsza od GoGo dziewczyna o takich samych czarnych oczach i włosach sięgających połowy pleców zaplecionych w warkocz. Na jej nosie spoczywały okulary i ubrana była tak samo jak Sam, gdy pracowała w Agendzie - w swój szaro-biały uniform. Uśmiechnęła się do mnie chłodno, a ja spojrzałem zaraz w tył na Robba, który poszedł wcześniej sprawdzić co z GoGo.
- Mogę iść z GoGo? - zapytałem Yoko, martwiąc się o przyjaciółkę. Czułem, że jeśli nie zobaczę na własne oczy jak dziewczyna wraca do zdrowia, to wciąż będę się trząsł na myśl, czy Go odzyska siły.
- Nie, to nie jest dobry pomysł, Hiro - powiedziała wyjątkowo łagodnie Yoko, sądząc po jej wcześniejszym wybuchu, gdy zjechała równo zarządcę zakładu. Chociaż niewiele było rzeczy, które mogły zdziwić studenta robotyki takiego jak ja, to musiałem przyznać, że Yoko się to udało. Powiem więcej, nie sądzę, by nawet Sam widziała ją w takim stanie.
   Sam, pomyślałem od razu, wspominając dziewczynę. Nie wiedziałem, czy bardziej czuję do niej gniew, czy współczucie. Nawet jeśli wszystko, co robiła, czy mówiła było kontrolowane przez Yoko i Agendę, to musiała czuć się okropnie, praktycznie cały czas nadzorowana przez oba organy. Świadomość, że ktoś patrzy na każdy twój krok, co więcej wskazuje ci miejsce, w którym masz go wykonać, musi być przytłaczająca. Może nie powinienem reagować taką złością, gdy dowiedziałem się o tym, że Sam przekazała mi jedynie informacje zatwierdzone przez Yoko, czyli te, które dyrektor Agendy zezwoliła jej nam podać.
- Proszę - wyszeptałem, coraz bardziej świadomy mojego zmęczenia. Mimo to wciąż nie mogłem znieść myśli, że GoGo mogłaby znajdować się daleko ode mnie, gdy jej los jest zależny od podanej jej substancji. - Muszę przy niej być.
   Yoko zamrugała oczami, patrząc na mnie, jakby widziała mnie po raz pierwszy, a jej oczy otworzyły się szerzej. Błagałem w myślach, by choć ten jeden raz stanowcza pani dyrektor zmieniła zdanie. Słyszałem głosy daleko za sobą, pewnie należały do moich przyjaciół, ale mój otępiały do granic możliwości umysł nie pozwalał mi wychwycić poszczególnych słów czy głosów. Kobieta zastanawiała się krótko, ktoś z zewnątrz mógłby określić, że Yoko w ogóle nawet nie zastanowiła się nad odpowiedzią, jakby miała ją na wyciągnięcie ręki.
- Ten jeden raz, ale masz zaraz wrócić na statek i wypocząć, Hiro - powiedziała, a ja nie uwierzyłem, że to się dzieje naprawdę. Nie wiedziałem, co dziwi mnie bardziej - wcześniejszy wybuch bez jakiegokolwiek zahamowania u Yoko, czy fakt, że zmieniła swój rozkaz tylko ze względu na moją prośbę. Nawet, gdy jeszcze była dyrektorką Instytutu, zdołaliśmy poznać dokładnie, że nie należy nawet próbować się z nią kłócić. Akurat oberwało się May-Lu, wysokiej rudowłosej studentce z Yako-Fill, z której nikt już potem nie chciał wziąć przykładu.
   Yoko tymczasem obróciła się szybko i powędrowała w kierunku, w którym pobiegł wcześniej zarządca. Zastanowiłem się tylko krótko nad tym, kto wyżej stoi w szczeblu służbowym - Yoko, czy generał zakładu, o którym wspomniała. Tak czy siak, nie zazdrościłem jej sytuacji.
   Ja natomiast poszedłem za znikającym Robbem, niosącym na rękach nieprzytomną GoGo, mijając po drodze moich przyjaciół, którzy ruszyli przez plac ku poduszkowcowi Agendy. Wszyscy mieli na twarzach uśmiechy ulgi, których nie potrafiłem odwzajemnić.
- Spisałeś się, Hiro - powiedział Wasabi, klepiąc mnie po ramieniu, a spojrzenia innych wyrażały te same uczucia co do mnie. Odmruknąłem coś pod nosem, starając się nie zgubić Robba. Byłoby głupotą, gdybym stracił z oczu przyjaciółkę, z którą pozwolono mi pozostać.
   Dogoniłem czarnoskórego pracownika Agendy w wąskim korytarzu, w którym wysoki Robb musiał się nachylić, by nie przywalić głową o niski sufit. Najwyraźniej zakład nie rozpatrywał możliwości rozbudowy, inaczej byłby przygotowany na większą liczbę osób przemieszczających się wzdłuż zakładu tym samym korytarzem.
   Zdziwiło mnie, że Robb doskonale znał kierunek, w którym miał się udać - musiał więc znać dobrze zakład, albo Yoko wysyłała go do niego często po różne sprawunki. Być może do niego warto było się wpierw zwrócić, by opowiedzieć o zajściach na wyspie, którą znał dość dobrze. Cała ta historia z atakiem mieszkańców wyspy, porwaniem więźniów i ich niewolą zdawała się być bujdą, czy wytworem wyobraźni jakiegoś podstrzelonego człowieka, który naoglądał się zbyt dużo filmów kryminalnych. Nie sądziłem, by Yoko uwierzyła nam w naszą opowieść, nawet jeśli to Agenda strzelała mniej niż przed godziną do tubylców ze swojego poduszkowca.
   W pomieszczeniu, które musiało służyć w zakładzie jako gabinet lekarski, stały trzy takie same, zaścielone białym prześcieradłem łóżka. Na jednym z nich leżał Jerry, którego poznałem dopiero po chwili, bo najpierw zwróciłem uwagę na stojącego przy nim Baymaxa, który ze względu na swoje gabaryty był bardziej widoczny w pokoju. Jerry wyglądał lepiej - nie miał tak bladej i umęczonej skóry jak przedtem, a nawet na jego twarzy zakwitł uśmiech, gdy nas zobaczył, dopóki nie zauważył stanu GoGo, który chyba go zmartwił.
   Robb położył GoGo na jednym z łóżek i zaczął rozmowę z niskim, chuderlawym lekarzem o szczurzej twarzy i rozbieganych oczach. Jego głowę porastały siwe włosy, które nadawały mu jeszcze bardziej wyrazu małej, białej myszki. Pracownik Agendy nie wiedział natomiast, co może dolegać GoGo, dlatego cieszyłem się, że Yoko posłała mnie razem z nimi.
- Co się stało? - zapytał lekarz po wstępnym sprawdzeniu przytomności i oddechu u GoGo. Robb spojrzał na mnie zagadkowo, jakby zezwalał mi tym spojrzeniem, na opowiedzenie dokładniej o objawach choroby.
   odetchnąłem, zastanawiając się, od czego zacząć.
- To się stało dosłownie z godziny na godzinę - powiedziałem wolno, patrząc na nieprzytomną dziewczynę. Tak bardzo chciałem, by otworzyła oczy, spojrzała na mnie swoim pełnym uporu i bystrości wzrokiem i powiedziała coś, co nawet mnie potrafiłoby całkowicie rozwalić na łopatki. - Mówiła, że kręci jej się w głowie, nie mogła ustać na nogach, ale uparła się, że da radę pójść w dalszą drogę...
- Zawroty głowy, słabość w kończynach... - zaczął wyliczać lekarz, jakby opisywał przepis na ciasto, a nie rozmawiał o zagrożeniu czyjegoś życia. Zmroziłem go spojrzeniem, widząc jego podejście do GoGo. Od samego początku nie spodobał mi się ten lekarz.
- Po jakiejś godzinie straciła przytomność i do tego czasu obudziła się tylko raz... - była wtedy taka słaba, przypomniałem sobie, wstrzymując oddech. Co mogłem zrobić, by jej wtedy pomóc? Czy było coś, czego nie zrobiłem?
   Jerry zmarszczył brwi, opierając się na łokciu, by lepiej widzieć chorą. Bardziej przypominał nieostrożnego pechowca, niż groźnego przestępcę, leżąc z pozawijanym bandażami brzuchem. Baymax podszedł do łózka GoGo, jakby zapomniał o tym, że kiedykolwiek wcześniej zajmował się Jerry'm.
- Może to ten wirus, który złapał Stev? - zapytał Jerry ze swojego miejsca. Lekarz spiorunował go spojrzeniem, jakby ranny nie miał nawet prawa, by się odezwać, a co dopiero coś zasugerować jemu, tutejszemu medykowi. Zmarszczyłem brwi, widząc podejście lekarza do swoich pacjentów. Jeszcze chwila i nie wytrzymam, pomyślałem ze złością, zaciskając dłonie w pięści.
- Czy jest na coś uczulona? - zaczął uzdrowiciel, ale do dialogu wtrącił się Baymax.
- Zbadałem jej stan. Do jej układu odpornościowego wniknęła substancja, która rozprzestrzenia się po całym organizmie, zamykając przewody układu krwionośnego i tym samym przyspieszając akcję serca. Do zarażenia tym wirusem doszło podczas ukąszenia jadem jednego z tutejszych zwierząt. nazywa się...
- Możecie go w jakiś sposób uciszyć? - warknął lekarz, nie wytrzymując. Teraz to ja miałem ochotę spiorunować go wzrokiem. Na Baymaxa mogłem polegać w każdej sytuacji i wiedziałem, że jego diagnoza jest poprawna. Co więcej, w szpitalu zdobył zaufanie wielu wybitnych w swoim fachu chirurgów, czy innego stopnia i umiejętności lekarzy. Nie raz ciocia Cass dostawała listy z podziękowaniami od oddziału w szpitalu w San Fransokyo za pracę robota.
- Nie - warknąłem, ściągając na sobie uwagę pozostałych. - Baymax próbuje pomóc i robi to do tej pory lepiej od pana. Teraz może pan pójść do swoich przełożonych i powiedzieć im, że robot odbiera panu pracę.
   Robb z całej siły musiał się zahamować, by nie ryknąć śmiechem, Jerry natomiast nie miał takiej potrzeby, śmiejąc się głośno z moich słów. Lekarz poczerwieniał ze złości, wpatrując się we mnie z wrogością, którą widziałem ostatnio u Jamesa, gdy zaatakował mnie wtedy w mieście i Leroya, gdy odmawiał współpracy z nami. Zaraz... czym on się różnił od ludzi, którzy byli więźniami w tym zakładzie? Dlaczego traktowano ich z takim obrzydzeniem, jakby byli kimś gorszym tylko ze względu na okropne czyny, których dokonali.
   Lekarz minął mnie, nie za bardzo zwracając uwagi na to, czy mnie po drodze nie szturchnie i wyszedł, trzaskając głośno drzwiami. Co się ze mną dzieje? Chyba nieco przesadziłem... Spojrzałem z nadzieją na Baymaxa.
- Wiesz, gdzie jest odtrutka? - zapytałem go słabym głosem, jakbym przed chwilą wcale nie pojechał po szanownym doktorze. Baymax kiwnął głową i zaczął uwijać się przy wysokich półkach i regałach miejscowego lekarza, który opuścił swoje stanowisko w sytuacji, gdy był potrzebny. To na pewno nie spodoba się ludziom, którzy go tu zatrudnili, już ja o to zadbam.
   Usiadłem na łóżku obok GoGo, czując jak narastający ból w moich nogach powoli zaczyna mijać, a ja zaczynam czuć miażdżącą ulgę. Ile czasu spędziłem na nogach? Nie miałem siły, by nawet o tym myśleć. Miałem przed oczami tylko bladą twarz GoGo i jej zamknięte oczy, roztrzepane, czarne włosy... Rany, znowu to robiłem, nawet gdy byłą w takim stanie.
- Muszę ci powiedzieć jedno - zaczął Robb z rozbawieniem, kładąc rękę na moim ramieniu. - Jesteś niezwykle skuteczny.
- Dzięki - westchnąłem, nie wiedząc, czy mam się z tego cieszyć, czy wręcz przeciwnie. - Potem przemyślę, czy nie zbyt skuteczny. Proszę, nie mów nic Yoko - spojrzałem na niego ze zmęczeniem. - Zabije mnie za to.
- Skąd - Robb machnął ręką. - Myślę, że za takie coś dałaby ci tylko podwyżkę. - zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, co to ma oznaczać. Baymax w tym czasie znalazł odpowiednią substancję i strzykawkę, po czym napełnił naczynie jasnoczerwoną odtrutką.
   GoGo leżała cały czas pogrążona w głębokiej nieświadomości, nie wiedząc, co dzieje się wokół niej. Chwyciłem ją za dłoń, nie przejmując się tym, że pewnie wcale tego nie czuje, ani tym bardziej tym, że Robb i Jerry na to patrzą. Wreszcie mogłem odstawić zakończoną misję na bok i skupić się na osobie, na której najbardziej mi zależało. Na niej.
- Przy takim tempie pracy serca lekarstwo powinno powstrzymać przebieg zarażenia w ciągu kilku godzin - powiadomił mnie Baymax, wbijając strzykawkę wprawnym ruchem w żyły GoGo. Spojrzałem na niego zmęczonym spojrzeniem, powtarzając jego słowa trzy razy w myślach, by móc je zrozumieć. W końcu za trzecim razem ich sens do mnie dotarł.
- Hiro, powinieneś odpocząć - powiedział Jerry, patrząc na mnie uważnie, gdy przymknąłem na sekundę oczy. Może rzeczywiście, ale nie teraz...
- Nie, zaczekam - odpowiedziałem krótko, tracąc siłę we własnym głosie.
   Robb westchnął, krzyżując ręce na piersi.
- Jemu się chyba nic nie da wytłumaczyć - powiedział wolno, jakbym wcale tego nie słyszał. - Lepiej niech tu zostanie. Powiadomię Yoko, kiedy przyślą tu kogoś od niej - powiadomił mnie, ale słyszałem jedynie echo jego głosu. Sen zdawał się być silniejszy ode mnie. Walka z nim nie miała już sensu.
   Nie pamiętam, w którym momencie zasnąłem, ani jak to się stało. A może moja świadomość spała już wcześniej, tylko ja tego nie zauważyłem? Tak czy siak, pamiętałem jedno - ciepły dotyk dłoni GoGo, która powracała z każdą chwilą do życia. Tylko to się dla mnie liczyło i tylko to sprawiało, że mogłem w końcu wypocząć, niedręczony niepokojem.



   Gdy się w końcu wybudziłem, czułem się jakby przejechał po mnie czołg. Tak obolały jeszcze nigdy nie byłem. Nic dziwnego - tyle strachu połączonego z nieustannym ryzykiem i wysiłkiem musiał w końcu doprowadzić mnie do takiego stanu. Dopiero kiedy moja świadomość w pełni się wybudziła, zaczynałem przypominać sobie poszczególne zdarzenia, aż do faktu, że opuściłem GoGo, przy której chciałem być, gdy się wybudzi.
   Zanim zdołałem jednak zareagować, poczułem dotyk na głowie, muskający moje włosy. Leżałem na miękkiej pościeli, przynajmniej tyle zdołałem wywnioskować, zanim dostatecznie się wybudziłem. Otworzyłem oczy i spróbowałem wstać, zauważając, że moje nogi wiszą nad ziemią, a ja sam musiałem zasnąć tuż obok GoGo na łóżku. Niemal od razu napotkałem uśmiechniętą twarz dziewczyny, siedzącej na łóżku i przyglądającej mi się z zainteresowaniem. To ona głaskała mnie po włosach.
- Nareszcie wstałeś - powiedziała, a ja zauważyłem w jej rękach kubek. Wyglądała dużo lepiej niż gdy widziałem ją po raz ostatni. Wtedy była słaba i pogrążona w wymuszonym śnie, teraz nabrała rumieńców i wyglądała na wypoczętą. Rzeczywiście musiałem spać długo, bo niebo za oknem stało się ciemne, pokrywając horyzont całunem ciemności.
   Odetchnąłem głęboko, czując przypływ ulgi na jej widok.
- Dobrze, że nic ci nie jest - powiedziałem cicho, patrząc na nią uważnie. Mimo to udało mi się zauważyć, że jesteśmy sami w pomieszczeniu. Miejmy tylko nadzieję, że nic nie zrobili Jerry'emu za jego salwę śmiechu zaraz potem gdy obraziłem lekarza o szczurzej twarzy.
- Podobno tylko dzięki tobie - odparła, a kąciki jej ust uniosły się w lekkim uśmiechu. Był tak lekki i subtelny, że miałem ochotę odwrócić wzrok, urażony jego pięknem. - Słyszałam już od Honey co dla mnie zrobiłeś.
   Czułem się zażenowany tym podziękowaniem, choć prawidłowo powinienem czuć się dumny i powiedzieć, że dla niej zrobiłbym to ponownie. Niestety, idealny świat nie istniał, a ja tylko zarumieniłem się żałośnie i podrapałem po głowie z zawstydzeniem.
- Nie przesadzajmy... - mruknąłem, a GoGo popatrzyła na mnie z rozbawieniem, po czym wzięła łyk ze swojego kubka.
- Gdzie jest Jerry? - spytałem ją, rozglądając się dokoła. Zaczynałem naprawdę niepokoić się o los przestępcy, który wymagał opieki.
   GoGo przełknęła szybko i spojrzała w bok na to samo puste łóżko, na które patrzyłem ja sam.
- Zabrali go jakąś godzinę temu na prześwietlenie. Nie ufają Baymaxowi i jego zapewnieniom, że żaden narząd nie został uszkodzony. - GoGo wywróciła przy tym oczami, co świadczyło, że ufała robotowi tak samo, jak ja.
- Głupota - mruknąłem, po czym od razu zmarszczyłem brwi i spojrzałem na nią ze zdziwieniem. - To mają tu taki sprzęt? - zapytałem, a Go rozśmieszyła moja reakcja.
- Nie, zabrali go na statek Agendy - powiedziała, opierając się o swoją poduszkę. - Też się nad tym zastanawiałam, ale najwyraźniej Robb musiał coś szepnąć o tej twojej akcji z lekarzem, skoro Yoko postanowiła wziąć Jerry'ego pod swoją opiekę.
- O tym też słyszałaś? - zapytałem z poirytowaniem, a GoGo zaśmiała się znów. Albo miała dobry humor, albo naprawdę śmieszyło ją to, jak niewiele wiem przez moje zmęczenie.
- Taak, Jerry opowiedział mi o tym od razu. Dotychczas nie sądziłabym, że Hiro Hamada potrafi być taki zdeterminowany. - powiedziała z ironią, teatralnie mrużąc oczy. Czułem, że niedługo zatęsknię za chwilami, gdy nie mogła nic powiedzieć. GoGo tymczasem popijała wesoło parujący napój ze swojego kubka.
- Poważnie? - zapytałem ją, przypominając sobie o czymś jeszcze. - Chyba nie widziałaś Yoko w akcji.
   GoGo spoważniała nagle, odstawiając kubek na bok.
- Nie dziwię się jej. - powiedziała wprost, patrząc na mnie z uwagą. - Gdyby nie to, że byłam nieprzytomna, sama wydrapałabym oczy temu strażnikowi za to, jak cię potraktował - po tych słowach zrobiło mi się jakoś lżej, a może znów się zarumieniłem.
- Chyba powinienem porozmawiać z Yoko. - powiedziałem wolno, wstając od łóżka GoGo. Tyle czasu spałem... Powinienem z nią porozmawiać o tym porwaniu, o tym, że przestępcy wcale nie są winni...
   GoGo odkryła kołdrę, którą była przykryta i również stanęła na nogi.
- Idę z tobą - mruknęła, gdy jej stopy dotknęły chłodnej posadzki. Wciąż miała na sobie żółto-czarny strój.
- Nie, lepiej zostań - odparłem, przyciskając odpowiedni guzik na moim nadgarstku, gdy zauważyłem, że również jestem w swoim stroju. Natychmiast kostium jakby złożył się do opaski na mojej ręce specjalnym mechanizmem, pozostawiając na mnie grubą ciemnozieloną bluzę i spodnie moro. GoGo zrobiła to samo i natychmiast stanęła obok w swojej jesiennej kurtce z puchatym kapturem, spodniach khaki i wysokich górskich butach o  szarym kolorze. - Powinnaś wypocząć.
- Już wypoczęłam - odparła, wzruszając ramionami. - Powinnam tam być z wami, poza tym już znienawidziłam to miejsce - burknęła, rozglądając się po białych ścianach i skromnym umeblowaniu. Miejsce akurat mi nie przeszkadzało, bardziej irytowała mnie osoba doktora, który przyjmował tu rannych i chorych.
- To chodźmy - odpowiedziałem, wzruszywszy ramionami. GoGo ruszyła za mną, splatając swoje palce z moimi. Spojrzałem na nią z uśmiechem, po czym oboje ruszyliśmy przez ciemne i pełne pustki korytarze zakładu. Z GoGo obok siebie czułem się nieco raźniej, tym bardziej, że noc zmieniła to miejsce na jeszcze bardziej złowrogie, niż było nim za dnia.
   Na korytarzach nie znaleźliśmy żadnych lamp, co wydawało nam się dość dziwne, ale postanowiliśmy nie narzekać, mimo że oblegająca tu ciemność przypominała nam boleśnie o kilku dniach spędzonych pod ziemią wśród tuneli. Aż do wyjścia z tunelu wprost na plac przed zakładem nie spotkaliśmy żadnej osoby, czy choćby strażników, co wydawało się jeszcze dziwniejsze niż brak światła.
- Może coś się stało?.. - zawahała się GoGo, rozglądając się uważnie, ale nikogo nie dostrzegliśmy nawet na placu. Ścisnąłem mocniej jej dłoń, starając się dodać jej otuchy.
- Albo Yoko postawiła wszystkich na nogi - podsumowałem, zdając sobie sprawę z tego, że furia dyrektorki Agendy musiała coś zmienić w codzienności zakładu. Może to jej rozmowa z generałem sztabowym przyniosła takie oto rezultaty.
- Może - zacmokała GoGo, przyjmując obojętny ton głosu.
   Przeszliśmy przez plac ku wielkiemu kadłubowi poduszkowca, zalegającemu na płaskiej przestrzeni niczym zapadnięty w sen zimowy niedźwiedź. Nie mogłem się doczekać, gdy ten statek zabierze mnie z powrotem do San Fransokyo, do cioci Cass. To właśnie delikatne światła poduszkowca były pierwszymi, jakie napotkaliśmy od wyjścia z sali, w której leżała GoGo.    
   Czerwone błyski wskazywały na wejście do poduszkowca, ukryte w ciemności chłodnej nocy na wyspie. Ruszyliśmy ich śladem, próbując wychwycić po ciemku stopnie prowadzące do drzwi. Moje nogi dalej bolały z ostatniego tygodnia pełnego marszu, skradania i ucieczki. Za każdym razem, gdy robiłem krok, czułem obolałe mięśnie domagające się odpoczynku. Już niedługo sobie odpocznę, pomyślałem, znów wracając myślą do codzienności w San Fransokyo, nudnych wykładach w Instytucie, zapach słodkości w cukierni cioci i hałas ulic, do których się przyzwyczaiłem.
   Gdy weszliśmy do poduszkowca, zdziwiliśmy się jego wielkością. Choć widzieliśmy już wcześniej helikoptery Agendy, w których znajdowało się dość sporo miejsca, to poduszkowiec miał wymiary połowy naszego Instytutu, choć z zewnątrz nie wyglądał tak okazale. Tuż za wejściem znajdował się pokój, w którym siedziała czarnowłosa Kiyo przy jasnym biurku i czytała książkę. Cóż, może kazali jej tu siedzieć i pilnować wejścia, albo dać znać, gdy zjawi się ktoś z zewnątrz. Tak czy siak, dziewczyna drgnęła na nasz widok i zamknęła książkę, jakby znajdowały się w niej tajne dokumenty Agendy, których nie mieliśmy prawa oglądać.
- Przepraszam, nie wiesz może... - zacząłem, ale zanim skończyłem szybka Kiyo już stała obok nas, wskazując nam drogę.
- Chodźcie tędy - powiedziała swoim smutnym głosem, po czym nie czekając na nas ruszyła na prawo ku jednym z pięciu par drzwi, za którymi prawdopodobnie byli albo nas przyjaciele, albo Yoko, z którą chcieliśmy porozmawiać o wyspie.
   Spojrzeliśmy z GoGo po sobie ze zdziwieniem, ale ruszyliśmy za dziewczyną, zastanawiając się, dokąd nas doprowadzi. Kiyo była znacznie mniej wylewna od Sam i o wiele mniej rozmowna. Zdawałem sobie sprawę, że obecność Sam tutaj najprawdopodobniej rozwścieczyłaby tylko GoGo, ale tęskniłem za uśmiechem blondynki i jej przyjaznym nastawieniem. Chociaż przez moment potrafiła oddalić mnie od ponurych myśli, a akurat tych miałem coraz więcej w swojej głowie.
   Przeszliśmy przez kilka pokoi, w których albo wypoczywali pracownicy, którzy przyjechali z GoGo, albo pracowali informatycy przy swoich stanowiskach. W końcu Kiyo przeszła przez ostatnie drzwi, uprzednio ani razu nie popatrzywszy na nas, i stanęła po boku progu. Gdy weszliśmy do środka, od razu zauważyliśmy kilka foteli wokół jednego, okrągłego stolika z ciemnego drewna, przy którym siedzieli Fred, Honey, Wasabi, Baymax i Eve Yoko. Na nasz widok nasi przyjaciele uśmiechnęli się z zadowoleniem, po czym wstali ze swoich miejsc z wyjątkiem Baymaxa, który obserwował nas ze swojego fotela. Zdołałem zauważyć, że oni również pozbyli się swoich kostiumów, a siedzieli w sali w zwykłych, ciepłych, górskich ubraniach, w których wylecieli ze mną z San Fransokyo jako normalni studenci, nie agenci AZN-u. Kiyo dygnęła przed Yoko, po czym wyszła bez słowa, jakby spieszyła się by wrócić do swojej książki, którą zostawiła na biurku.
- GoGo, jak dobrze widzieć cię zdrową - zawołała Honey, biorąc przyjaciółkę w ramiona. Go bez czekania odwzajemniła jej uścisk, wyraźnie ciesząc się ze spotkania z resztą przyjaciół.
- Czekaliśmy na was - odparł Wasabi, stając naprzeciw mnie, by uściskać GoGo zaraz po Honey. Widziałem po ich twarzach, że czują ulgę, wiedząc, że Go jest cała i zdrowa. - Wypoczęłeś, Hiro? - spytał mnie, a ja kiwnąłem głową.
- Nie martw się o mnie - powiedziałem, ale byłem wdzięczny, że o mnie spytał.
   Gdy GoGo zdążyła przywitać się ze wszystkimi, zajęła jedno z dwóch wolnych miejsc przy stole dzielonym z Yoko, ja zająłem drugie. Dyrektorka spojrzała na GoGo uważnie, jakby jednak obawiała się co do jej stanu zdrowia.
- GoGo, dobrze się czujesz? - zapytała, składając ręce na blacie stołu. Przed nią leżał mały stosik dokumentów.
- Tak - odpowiedziała Go, chowając jeden ze swoich niesfornych fioletowych kosmyków za ucho. - Jestem tylko trochę osłabiona.
- Wirus zanika po upływie kilku tygodni - powiadomił je Baymax, patrząc wprost na ciemnowłosą dziewczynę. - Takie samopoczucie jest normalne, ale powinno wkrótce ustąpić. Nie martw się, GoGo.
   Przyjaciółka uśmiechnęła się do robota z nadzieją, ciesząc się pewnie, że niedługo pozbędzie się wadliwej substancji ze swojego organizmu. Baymax wspominał coś wcześniej, że Go podłapała tego wirusa podczas ukąszenia. Pewnie był to jakiś owad, pomyślałem, odpowiadając sobie tym samym na pytanie, dlaczego akurat na tej wyspie dochodzi do zawirusowania organizmu przez tą substancję i dlaczego ofiarami są różne osoby, niezależnie od wielkości czy częstości przebywania na powietrzu.
- Dobrze więc - zakończyła uprzejmie Yoko, rozglądając się po naszych twarzach. - Fred, Wasabi i Honey zdążyli już mi opowiedzieć, co stało się na wyspie, ale chciałabym również usłyszeć waszą opowieść. Podobno uczestniczyliście najbardziej w całym zdarzeniu.
   Spojrzeliśmy na siebie z GoGo, co ostatnio stało się naszym nawykiem, być może dlatego, że wiele spraw dotyczyło nas obojga. Dziwiło mnie jednak to, że potrafimy się w ten sposób poniekąd porozumieć, choć wcześniej byłoby to dla nas więcej niż niemożliwe.
  Odetchnąłem, wiedząc, że to ja powinienem zacząć tę rozmowę, po czym przypomniałem sobie sam początek naszej misji, gdy wysiedliśmy z helikoptera, pożegnani przez Robba. Miałem wrażenie, że było to wieki temu, nie maksymalnie tydzień. Yoko słuchała bez ani jednego pytania, GoGo czasem dodawała coś do mojej opowieści, o czym zapomniałem, lub co pominąłem. Ku mojemu zdziwieniu cała ta historia nie trwała tak długo, jak myślałem, bo zdołałem ją opowiedzieć w jakąś godzinę mimo licznych szczegółów i wtrąceń przyjaciół. Yoko słuchała bardzo dokładnie, a po jej twarzy nie widzieliśmy żadnej oznaki zdumienia, strachu czy złości.
- Dopiero, gdy zapoznaliśmy się z nimi bardziej, zauważyliśmy, że tworzą ze sobą wspólnotę - zakończyłem, wiedząc, jaki cel chcę tym osiągnąć. Obiecałem coś Jamesowi i zamierzałem dotrzymać słowa, nawet gdyby wymagało to ode mnie sporo wysiłku. - Wspierają się. Może dokonali zbrodni, ale...
- Zostaną w zakładzie - zakończyła Yoko, zanim jeszcze zdołałem się rozkręcić. Spojrzałem na nią z szokiem, nie wierząc, że w takim kierunku chce doprowadzić tę misję.
- Ale... - zaczęła Honey, a Wasabi i ja poparliśmy ją zgodnie. Yoko pokręciła tylko głową.
- Pani Yoko, gdyby nie to, że James nam zaufał, nie rozmawiałbym teraz z panią... - powiedziałem, a dyrektorka uniosła do góry dłoń.
- Rozmawiałam z generałem sztabowym. Nie wierzy, że przestępcy zostali schwytani, choć podałam mu na to dowody. - zaczęła Yoko cierpliwym, ale stanowczym głosem. Coś ukrywała, pomyślałem sobie patrząc na siwowłosą panią.
- Jak to? - zapytała GoGo, mrużąc oczy.
- Czyli, że zostaną ukarani? - spytałem z szokiem.
- Generał Nazumi zdecydował, że owszem. - powiedziała Yoko, ale nachyliła się nad stół, wychodząc bardziej do światła lampy oświetlającej słabo pomieszczenie, a jej srebrzystoszare włosy znów składnie zaczesane w koka błysnęły. - Jest jednak jedna opcja. Decyzję generała można podważyć według tutejszego statusu jeżeli wystąpicie w roli obrońców.
   Nastała cisza. Czułem na sobie pytające spojrzenia pozostałych, choć ja sam zdecydowałem o tym już dawno.
- W takim razie wystąpimy - powiedziałem twardo, nie spuszczając Yoko z oka. - Nie zasłużyli na taki los, w dodatku są stale zagrożeni z zewnątrz i to nie tylko oni, ale wszyscy strażnicy zakładu.
- Hiro, daj mi skończyć - Yoko podniosła dłoń i westchnęła, choć w jej oku zauważyłem błysk podziwu. - Oznaczałoby to, że zostaniecie na wyspie jeszcze kilka dni. Chyba, że omówię jeszcze raz sprawę z generałem. Postaram się go zmusić, by przyspieszył termin rozprawy.
   Marzyłem tylko o tym, by wrócić do domu, ale potrzebowali nas tutaj. A ja nie mogłem teraz stąd uciec, nawet jeśli groziło nam niebezpieczeństwo. Kiwnąłem głową bez zainteresowania, podczas gdy moi przyjaciele szeptali do siebie ze zniechęceniem, ale i zdecydowaniem.
- Zostaniemy - powtórzyłem, spoglądając na przyjaciół i mając pewność, że się ze sobą zgadzamy.
- W takim razie o co chcecie zawalczyć w trakcie rozprawy? - zapytała nas Yoko z zaciekawionym wyrazem twarzy. - Lepiej ustalić to wcześniej.
   Dyrektorka podała mi czystą kartkę i długopis, które ująłem wolnym ruchem, zastanawiając się, co zrobiłby na moim miejscu Tadashi. Często myślałem w ten sposób, gdy miałem podjąć ważną decyzję. Ta była ważna, bo mogła odmienić los wielu ludzi. Co chcieliśmy osiągnąć przez nasz udział w całej sprawie? Nagle przypomniałem sobie, co kiedyś powiedział mój brat, gdy przekonał nauczyciela do zmiany oceny swojego kumpla w szkole.
- Ma się te sposoby negocjacji - mrugnął do mnie, rzucając się na moje łóżko, czego nienawidziłem. jakby nie miał własnego stojącego dwa metry dalej, myślałem sobie.
- Co? Zaprosiłeś nauczycielkę na randkę? - zapytałem z kpiną, siedząc na moim fotelu i przyglądając mu się ze zdziwieniem.
- Nie - odpowiedział Tadashi, szczerząc się do mnie jak kompletny idiota. Obydwoje mieliśmy wspólną, bardzo irytującą cechę - byliśmy niezwykle zarozumiali i zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Mój brat jednak miał jeszcze to szczęście, że był starszy, przez co lubił na mnie patrzeć z góry, gdy coś robił. Nie mówiłem mu wtedy tego, ale często brałem z niego przykład, przyglądając się jego poczynaniom. - Po prostu - mierz wysoko, wal nisko, braciszku.
   Idąc tą myślą, mogłem poprosić o coś więcej, niż tylko brak kary za ucieczkę dla przestępców. Poza tym zawsze szansa na to, że nam się uda, wzrosłaby. Ująłem więc długopis wygodniej i zacząłem pisać, ignorując ciekawską minę GoGo, gdy zaglądała mi przez ramię. Wystarczyła chwila, żebym skończył opracowywać plan całego działania podczas nadchodzącej rozprawy w zakładzie. Karą dla więźniów mogło być gorsze traktowanie, cięższa praca bądź wydłużenie wyroku, dla tych, którzy mieli jeszcze nadzieję na to, że kiedyś z niego wyjdą.
- Już - odpowiedziałem, posyłając kartkę z powrotem w kierunku dyrektorki razem z położonym na niej długopisem. Z satysfakcją obserwowałem jej minę, gdy czytała nasze żądania. Jej brew przecięła gładkie czoło w lekkim zdziwieniu, gdy Yoko wreszcie przeczytała całość.
- Nie przesadzasz, Hiro? - zapytała, nie kryjąc emocji. Honey, GoGo, Wasabi, Freddie i Baymax patrzyli tylko ze zdziwieniem to na mnie, to na dyrektorkę. W końcu tak jak myślałem, Wasabi nie wytrzymał i zapytał:
- Co ty tam napisałeś?
   Yoko jednak odpowiedziała zamiast mnie.
- Hiro domaga się w waszym wspólnym imieniu, żeby więźniowie nie zostali ukarani w żaden sposób przez organy zakładu, a więzienie to zostało zabezpieczone przed takimi sytuacjami, mogącymi powtórzyć się w przyszłości - zaczęła czytać z mojej kartki. - Ponadto pracownicy zakładu powinni lepiej traktować więźniów, a obsługa medyczna miała większy szacunek i zaufanie do ludzi, którym chce pomóc oraz powinna być wyposażona w podstawowy sprzęt do ratowania czyjegoś życia... To to chyba jednak przesada... - powiedziała, nie doczytując do końca moich żądań.
- Co? - zapytała GoGo, nie mogąc już wytrzymać.
- Zakład powinien być przeniesiony w inne, bardziej bezpieczne i komfortowe miejsce, a jego zarządcy winni przejść specjalne szkolenia, by lepiej służyć ludziom, których mają pod opieką.
   Moi przyjaciele zerknęli na mnie niepewnie, a ja tylko mrugnąłem do nich z lekkim uśmiechem, tak jak kiedyś Tadashi, gdy opowiadał mi o swojej rozmowie z nauczycielką. Jeśli uda się spełnić chociaż połowę tych żądań, więźniowie będą wniebowzięci, a przede wszystkim bezpieczni, na czym najbardziej nam zależało. GoGo chyba pojęła, o co chodzi, bo uśmiechnęła się złośliwie w moim kierunku.
- Może rzeczywiście to za dużo... - zaczęła Honey, ale szybko ją uspokoiłem.
- James właśnie o to mnie prosił - skłamałem, bo większości z tych elementów nie było w naszej umowie. Chciał jednak, byśmy zapewnili zakład o braku ich winy w całym zajściu i to właśnie zamierzaliśmy zrobić.
- Skoro tak - mruknęła pod nosem Honey, rozczesując swoje złote włosy palcami.
- A więc dobrze - powiedziała Yoko z kwaśną miną, wkładając kartkę między swoje własne dokumenty. - Dostarczę to do tutejszej Izby Kontroli. Może to im się nie spodobać, ale sami wzięli pod uwagę taką ewentualność...
   Rozmawialiśmy z Yoko jeszcze przez godzinę, omawiając szczegóły wszystkich procedur, które zarząd musiał podjąć, aby rozprawa doszła do skutku. Gdy skończyliśmy, opisała nam pokoje w poduszkowcu, w których mogliśmy odpocząć i się odświeżyć oraz jeszcze raz zapewniła, że gdybyśmy czegoś potrzebowali, możemy skierować się prosto do niej lub Kiyo czy Robba.
   Pożegnaliśmy się z nią uprzejmie, po czym wyszliśmy wszyscy z pokoju, w którym obradowaliśmy, kierując się do naszych dwóch pokoi - jeden przeznaczony był dla GoGo i Honey, drugi dla pozostałych. Zanim jednak weszliśmy w jasny korytarz, zaścielony czerwonym dywanem, po którym szliśmy wcześniej prowadzeni przez Kiyo, GoGo posłała mi sójkę, uśmiechając się tak samo, gdy zrozumiała, co planowałem zrobić, by pomóc więźniom.
- Hiro, jesteś geniuszem zbrodni, wiesz? - zapytała, a ja odebrałem to jako komplement.
- Wiem - powiedziałem małoskromnie, wzruszając ramionami. Honey popatrzyła na mnie ze zdziwieniem, przypominając sobie o całej sytuacji.
- Właśnie, co to właściwie było? - spytała, mrużąc oczy.
- Sory, że wcześniej was nie uprzedziłem - odparłem, czując na sobie zaciekawione spojrzenie Freda. - Przypomniałem sobie o czymś, czego nauczył mnie kiedyś Tadashi.
   Twarz Honey posmutniała nagle, gdy wypowiedziałem imię mojego brata, a ja dopiero przypomniałem sobie o tym, jak blisko ze sobą byli. Rzadko kiedy myślałem o tym, że moja przyjaciółka spotykała się kiedyś z moim bratem, a ja nawet nie miałem o tym pojęcia. Może... gdyby Tadashi nie... ciekawe, czy by im wyszło...
- Dobra, Hiro. Ja ci ufam - powiedział Wasabi, co zdziwiło nas wszystkich, jako że zawsze to on miał do mnie o coś pretensje bądź zażalenia i najczęściej się ze sobą nie zgadzaliśmy. - Gorzej, jeśli ta cała rozprawa nie wyjdzie. Wtedy to ty będziesz miał na sumieniu Jamesa i pozostałych.
- Dzięki za troskę - mruknąłem, a GoGo i Freddie zaśmiali się, patrząc to na mnie, to na Wasabiego. Jakbym sam o tym nie wiedział...


Najlepszego w Nowym Roku! Spełnienia marzeń, dużo miłości, pomyślności i szczęśliwych chwil w gronie najbliższych :* chciałam jeszcze w tamtym roku, ale nie wyszło, to tez taka mała niespodzianka na ten rok ;**


12 komentarzy:

  1. hura pierwszy kom w nowym roku !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. soper rozdzial nie wiem co napisac hmm piekna troska hiro gogo, swietnie urzyte mierz wysoko... i hiro ktoty gasi lekarz nieudacznika genialne:) tobie tez zycze wszystkiego najlepszego w tym nowym roku (sory na nic wiecej mnie nie stac pisze to o 5:30 dobranoc) :)

      Usuń
    2. Doceniam to że tak wcześnie chciało ci się pisać:)) Hiro zaczyna pokazywać różki hah, za dużo przebywania z Go xd

      Usuń
  2. No dziewczyno, szalejesz! :D
    Dodałaś ten rozdział tak szybko, że nawet nie zdążyłam skomentować poprzedniego, za co przepraszam.
    No tak czy siak, rozdział kurcze... Nieziemski. Jak ty to robisz? :D
    Bardzo spodobała Mi się troska Hiro o Go. Aww, sweet :3. Widać, że powoli się do siebie zbliżają. Co prawda, zbliżyli sie juz wcześniej ale Sam wszystko rozwaliła.:/ I pewnie znowu rozwali xD
    Hiro sie zakochał *o* To takie awww :3 Mam dziwne przeczucie, że GoGo też się zakochała. *o* *o*
    Dziękuję, i również życzę szczęśliwego nowego roku. ^^ Życzę też dużo weny na nowy rok <3
    PS. Kiedy rozdział na Czkastrid? Tęsknię :c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem że tu dodaję szybko a na Czkastrid pustka ale nie mg przebrnąć. Cóż, Hiro zakochał się już dawno ale co do Go możesz mieć rację :)

      Usuń
  3. Awwww <3
    Rozdział nieziemski! Hiro tak się martwi o Go <3 Cieszę się, że już wyzdrowiała. Oby tylko Sam mi tutaj niczego nie rozwaliła bo jak ją dorwę to oczy wydrapię.
    Również życzę szczęśliwego nowego roku i obyś miała duuuużooo weny w tym nowym roku. Heh czwartego idę do nowej szkoły w innym mieście (przeprowadziłam się) i już się boję. Oby mnie tam nie zjedli :') Już widzę moje przekreślania w zeszytach z 2015 na 2016.
    :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam, uważaj na oczy! XD a dziękuję :) nie łam się, zawsze są w klasie jacyś ludzie, z którymi warto spędzać smętne godziny w szkole a co do zeszytów - ty też masz ten problem? Hahaha

      Usuń
  4. Świetny rozdział! :D Ach ten Hiro, po prostu go uwielbiam. Między nim i Go Go robi się już tak słodko, że Sam chyba nerwicy dostanie :P Życzę dużo szczęścia w nowym roku i dużo weny ! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No troszkę się zdziwi dziewczyna jak wrócą, to pewne ;)) jak wyjeżdżali Hiro i GoGo byli jeszcze przyjaciółmi a teraz... no trochę bliżej im do sb niż przyjaźń :D

      Usuń
    2. Ach i dzięki serdeczne, i jedno i drugie się bardzo przyda ;))

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Żyję chociaż ciężko :( dodam nexta w weekend a przynajmniej się postaram ;)

      Usuń