Wasabi dał radę naprawić neuroprzekaźnik zepsuty przez GoGo, stękając co rusz:
- Po co to psuła? To było genialne!
W końcu, gdy skończył, na fotelu rozsiadł się Fred.
- O nie, mam dość tego, że zawsze jestem pomijany. Teraz ja!
Wasabi westchnął i podał mu neuroprzekaźnik. Sięgnąłem po drugie urządzenie.
- Gotów, Hiro? - spytał Freddie, wyciągając kciuk do góry.
- Jak zawsze - mruknąłem.
Przypomniałem sobie o Baymaxie, który dalej siedział zamknięty w pudle w moim pokoju. GoGo miała rację. Nie powinienem go od siebie odpychać. Naprawdę pomagały mi sesje z pozostałymi. Poza ponownym uruchomieniem robota obiecałem sobie jeszcze jedno. Muszę znaleźć GoGo gdziekolwiek jest i sprawdzić, czy to ona dobrze się czuje. To nie fair, że próbując mi pomóc zaszkodziła sobie.
Otworzyłem swój umysł, czekając na obrazy. Zobaczyłem liceum - to, do którego chodziłem zanim dostałem się na uniwersytet. Na schodach siedział mój brat, był o wiele wiele młodszy, niż jak go zapamiętałem. Miał łagodniejsze spojrzenie i krótko przystrzyżone włosy. Siedział w towarzystwie kilku znajomych, obok przechodził Fred.
- Ty, dziwak - wykrzyknął ktoś ze znajomych Tadashiego. - jeszcze cię nie zamknęli w jakimś psychiatryku?
Reszta wybuchnęła śmiechem, tylko Tadashi skrzywił się. Fred rzucił im pewne siebie spojrzenie. On również wyglądał inaczej niż teraz. Wyglądał, jakby miał o wiele za dużą bluzę, może po starszym bracie. Ach, gdyby wiedzieli jak bogaty jest Fred, westchnąłem. A raczej jego rodzice. Pamiętam szok, gdy zaprosił nas do siebie, kiedy potrzebowaliśmy schronu.
- Powiedz mi to w twarz, jak jesteś taki cwany - odkrzyknął Fred. Chłopak, który go wcześniej zaczepił wstał, pokazując całą swoją muskulaturę. Tadashi zerknął szybko na Freda.
- Mike, odpuść, jest nowy - powiedział spokojnie do przyjaciela. Ten nie dał się uspokoić.
- Zaraz dostaniesz w pysk, cwaniaczku - warknął, ruszając w stronę przestraszonego Freddiego.
Tadashi skoczył przed silnego chłopaka.
- Mike, zostaw, nie warto - wiedziałem, że próbował go przekonać dla dobra Freda.
Mike odepchnął Tadashiego i szedł dalej w stronę swojej ofiary. Wtedy mój brat zrobił coś nieoczekiwanego. Rzucił w chłopaka jedną z książek leżących obok. Pozostali uczniowie przecież uczyli się przed wejściem do szkoły.
Mike obrócił się ze wściekłą miną.
- Nie zaczynaj, Hamada - powiedział, ale Tadashi patrzył na Freda.
- Uciekaj, Nowy! - krzyknął. Mike zerknął jedynie na Freda, za którym już się kurzyło i na mojego brata.
Obraz zniknął, pojawił się następny.
- Hamada, tak? - spytał Fred. Siedzieli z Tadashim w jednej ławce, obok Mike rzucał im rozwścieczone spojrzenia.
- Tadashi - poprawił go mój brat. Fred rzucił mu nieśmiałe spojrzenie.
Siedzieli jakiś czas bez słowa, nauczycielka tłumaczyła im temat. Fred trzymał pod książkami jeden ze swoich komiksów.
- Czy to Hawkeye? - spytał cicho Tadashi, wymawiając imię jednego z bohaterów komiksów Freda. Nauczycielka obróciła się i spojrzała na mojego brata, po czym zaczęła pisać coś na tablicy.
- Taak! - Fred z trudem krył fascynację superbohaterami. - Nie do wiary, że go znasz.
- Uwielbiam go - powiedział Tadashi. Jakoś nigdy go nie widziałem przy przeglądaniu komiksów, uświadomiłem sobie, ale też nie widziałeś nigdy brata z dziewczyną, a Honey ci właśnie uświadomiła, że pomiędzy nią a Tadashim coś było, podpowiedziała druga część mojego umysłu.
- Jest jednym z najlepszych! Niepozorny, niepokonany... - opowiadał Fred, jego oczy błyszczały z podniecenia.
- Tak, tacy są najlepsi - zaśmiał się mój brat, po czym wskazując na komiks dodał: - Masz ich więcej?
Fred wzruszył ramionami, odpowiadając cicho:
- Wszystkie.
- Wszystkie?! - krzyknął Tadashi, gdy stanęła nad nim nauczycielka. Reszta klasy zachichotała.
- Przeszkadzam ci, panie Hamada? Może sobie pójdę, hę?
Wizja zmieniła się. Tadashi stał wraz z Fredem na moście Red Gate w San Fransokyo. Gadali razem na temat jakiegoś nowego filmu, gdy koło nich śmignął czarny samochód, który skądś znałem. Za kierownicą siedział Mike z jakimiś gośćmi. Zerknął tylko w lusterko na mojego brata i jego kumpla, po czym skręcił kierownicę, tak, że auto zawróciło o sto osiemdziesiąt stopni. Całe szczęście, że po moście nie poruszało się wiele samochodów, bo taki wybryk mógłby kosztować zdrowie a nawet życie innych kierowców.
Drzwi od samochodu trzasnęły, gdy z auta wyszedł Mike. Miał obojętny wyraz twarzy, za to jego oczy zdradzały złość. Nagle koło chłopaków podjechał Wasabi swoim samochodem, który z chwili obecnej pływał w morzu, krzycząc:
- Wskakujcie!
Ani Tadashi, ani Fred nie zastanawiali się długo. Z czarnego samochodu wyskoczyła reszta bandy Mike'a, ale zanim się spostrzegli, moich przyjaciół już nie było.
Słyszałem, jak Fred ściąga neuroprzekaźnik. Najwyraźniej nic więcej nie chciał mi pokazać, a może umówili się, żeby pokazywac mi tylko trzy obrazy.
- No, stary, nic więcej się nie działo, a nie chcę ciebie zanudzać - mrugnął do mnie Freddie. Zerknąłem na Wasabiego, który stał w kącie ze skrzyżowanymi rękami.
Sądziłem, że podejdzie i weźmie od Freda neuroprzekaźnik, ale on stał nieruchomo.
- Ty nie chcesz mi niczego pokazać? - zapytałem nieśmiało, pamiętając naszą ostatnią kłótnię. Ciemne oczy Wasabiego nie zdradzały niczego. W końcu przyjaciel westchnął.
- Wybacz, Hiro, ale nie mogę i nie chcę niczego tobie pokazywać. - oddałem Fredowi swój neuroprzekaźnik, oba wynalazki schował do jednego kartonowego pudła, w którym pewnie je tu przynieśli. Zdziwiło mnie trochę podejście Wasabiego, znaczy... Miałem nadzieję, że dowiem się o niem czegoś więcej. Minął tydzień z nim, a ja dalej nic o nim nie wiedziałem. Zaczynało mnie to irytować. Może po prostu był typem, który nie lubił pokazywać innym swojej osobowości? Co prawda, Wasabi zawsze był zamknięty w sobie, ale nie wiedziałem, że aż na tyle. Może widząc na przykładzie GoGo, że coś poszło nie tak, zrezygnował? - Nie mam zbyt wielu wspomnień z Tadashim. Znałem go najkrócej.
- Szkoda - wzruszyłem ramionami, udając obojętnego. - Myślałem, że chciałbyś wypróbować swój wynalazek osobiście.
Wasabi zrobił duże oczy, jakbym powiedział coś nie tak.
- Hiro, to nie był mój pomysł i to nie ja go opatentowałem - powiedział spokojnie.
Zszokował mnie. Wiedziałem, w czym jest dobry, a tego typu rzeczy to był jego konik. Od razu sądziłem, że on był pomysłodawcą, bo po prostu... pasował do takich urządzeń jak Honey do chemii. Otworzyłem szeroko usta ze zdziwienia, kiedy nagle uświadomiłem sobie, kto zbudował to cudeńko z mojego starego neuroprzekaźnika.
- GoGo... - szepnąłem. Fred i Wasabi pokiwali głowami z uwagą.
Nieziemskie :)
OdpowiedzUsuńSuper :) Fajnie opisujesz te wszystkie wspomnienia :D
OdpowiedzUsuńczy możesz dawać mniej uczuć to dziwne ja tam tak nie dodaję
OdpowiedzUsuń