2/18/2015

Drugi tydzień z Wasabim

   Na początku nie byłem zachwycony pomysłem moich przyjaciół, ale zaczynałem się do niego przekonywać w miarę jak poznawałem jaką radość sprawia im... no, kujoństwo. Każdy z nich był inny i każdy miał dozę ciekawych pomysłów, które umiał wykorzystać.
   Następny tydzień spędziłem z Wasabim. Od niego również dowiedziałem się bardzo wiele. Przykładowo, tworzył nowy elekrolaser. Służył on do przenoszenia różnych przedmiotów o wielkie odległości, coś w stylu magnesu. Najgorsze, gdy próbował mi go pokazać, a ja akurat miałem w kieszeni telefon i kilka próbek żelaza ołowiowego. Powiem krótko - odczepianie mnie od siły lasera zajęło mu dobrą godzinę.
- Wasabi, skąd jesteś? - zapytałem, przyglądając się jego ciemnej karnacji. Domyśliłem się, że nie jest stąd.
   Mój przyjaciel zerknął na mnie spod ramienia i mruknął.
- Z San Fransokyo, jak ty.
   Westchnąłem.
- Ale tutaj rzadko widzi się kogoś z ciemnym kolorem skóry, więc domyślam się, że twoja rodzina nie jest stąd.
   Usłyszałem brzdęk. To Wasabi opuścił klucz trzymany w dłoni. Zauważyłem na jego twarzy grymas wściekłości, który dał mi do zrozumienia, że lepiej byłoby, gdybym trzymał język za zębami.
- Moja rodzina od wieków mieszka w San Fransokyo - warknął nieprzyjemnie. - A ty nawet nie próbuj tego sprawdzać.
   Patrzyłem na niego z przerażeniem w oczach. W końcu mruknął coś na temat klucza, chyba prosił mnie, żebym po niego poszedł. Dźwignąłem się na nogi, dziękując w duchu, że mogę się stąd na chwilę wyrwać. Wasabi był na ogół przyjaźnie nastawiony, ale najwyraźniej dotknąłem jego słabego punktu, skoro tak mnie potraktował.
   Zamknąłem za sobą drzwi, myśląc o tym, nie zauważyłem, że stoję w gabinecie GoGo.
   Doktor Eve Yoko wydała polecenie, żeby każdy ze studentów działał we własnych czterech ścianach, więc trzeba było zmienić nieco wygląd uniwersytetu. Mnie przypadł dawny gabinet Tadashiego. Cieszyłem się, że mogę tam przebywać, wspominając pomysły mojego genialnego brata.
   GoGo zerknęła na mnie z ukosa, żując swoją odwieczną gumę.
- Co, Wasabi cię wyrzucił? Rekord, dopiero poniedziałek - dodała jakby sama do siebie.
   Podrapałem się po głowie.
- Chyba przegiąłem. Zawsze jest taki?
   GoGo odstawiła koło rdzeniowe, które trzymała w dłoniach i popatrzyła na mnie badawczo.
- Czy zawsze jest taki irytujący i czepialski? Yyy, tak - odpowiedziała sobie.
   Szybko zapomniałem o Wasabim, widząc silnik na stole GoGo. Już przy wejściu słyszałem jak świszczy, choć nie domyśliłem się, że silnik może wydawać tak ciche dźwięki.
- Co to? - spytałem, wskazując to cudo. GoGo uśmiechnęła się, a rzadko to robiła. W jej policzkach pojawiły się dołeczki, które chyba chciała jak najbardziej schować pod maską sarkastycznej i zdystansowanej GoGo, jaką znaliśmy. Szkoda, że tak rzadko ją ściągała, sama dziewczyna była dość urocza... yy, ciekawa, tak, właśnie.
   Przełknąłem głośno ślinę. Przyjaciółka chyba zauważyła, że się jej przyglądałem.
- To tylko prototyp, ale taki sam montuję w domu, w swoim motorze - powiedziała cicho.
- I nie mów, że takim motorem jeździsz na zakupy - zaśmiałem się. Od wypadku Tadashiego nie brałem udziału w nielegalnych walkach botów, ale nie tylko takie wydarzenia miały miejsce w San Fransokyo. Już od dawna się zastanawiałem, co GoGo tu robi. Nie pasowała mi do typu kujona, więc musiała mieć jakiś cel.
   Rzuciła mi dość  zdziwione spojrzenie.
- Szybko łapiesz - powiedziała tylko. Dopiero przypomniałem sobie o kluczu, o który prosił mnie Wasabi. Zdzieliłem się wewnętrzną stroną dłoni w czoło.
- Ach, no tak. Wasabi chciał od ciebie klucz. - brwi GoGo przesunęły się wyżej, a ona sama rozwinęła materiał, w którym spoczywało ich około dwudziestu. Spojrzałem na ten magazyn z zaskoczeniem. - To ja go zapytam, o który chodzi - mruknąłem, obracając się na pięcie, ale GoGo mnie zatrzymała.
- Hola, hola, co robi ten geniusz?
- Elektro laser - wzruszyłem ramionami. - Nie wiem, po co mu klucz... - przyznałem, drapiąc się po głowie. Ale ze mnie idiota! Wasabi specjalnie wysłał mnie gdziekolwiek, żeby zostać sam. Aż tak bardzo go wkurzyłem?
   GoGo zaśmiała się, pokazując śnieżnobiałe zęby.
- W takim razie jak chcesz, możesz mi pomóc, a nasz Wasabi trochę się odpręży bez nadzoru - wskazała na mnie. Może faktycznie byłem mu zbędny? Westchnąłem, modląc się, żeby ten tydzień skończył się jak najszybciej.
- To w takim razie, w czym ci pomóc? - spytałem, podnosząc rękawy mojej bluzy na wysokość łokci. GoGo rozejrzała się, jakby patrzyła, czy nikt nie idzie, po czym spytała:
- Jaki kit wciskałeś ciotce, gdy chciałeś się urwać na walki botów?
   Ogłuszyło mnie to. Spodziewałem się coś typu - umyj podłogę, albo dokręć wiertła parowe, ale to?
- Co? - wyjąkałem.
- Muszę coś wmówić ojcu, co łatwo kupi, a ja... słabo kłamię - przyznała się, nie patrząc mi w oczy.
- Ty słabo kłamiesz? - zapytałem, jakbym nie dosłyszał. GoGo obróciła się do mnie z posępnym wyrazem twarzy.
- Nieważne, odebrało ci mowę, to poszukam innego źródła. - warknęła.
- Nie, nie, dobra. - ogarnąłem się na miejscu. - Tylko widzisz, to Tadashi był od wymyślania forteli, ja po prostu... wychodziłem za nim. I często pakowałem go w kłopoty - zaśmiałem się, przypominając sobie reakcję cioci Cass, gdy zastała na w areszcie. - Nie próbowałem uciekać od dawna, już nie jeżdżę na walki botów - przyznałem.
- A ty nie chciałbyś posłużyć mi jako fortel? Jeździł byś ze mną na wyścigi, potem odstawiałabym ciebie do domu. Moi rodzice nigdy by nie podejrzewali.
- Czy ty siebie słyszysz? - wykrzyknąłem. - Ja jako wabik? Sory, ale mam jakieś hamulce co do moich metod.
   GoGo spojrzała na mnie czujnie, po czym mruknęła.
- Ja za to nie mam hamulców i nie będę się zasłaniać bratem, żeby zwiać. Biorę udział w wyścigach odkąd nauczyłam się jeździć i nie chcę tego kończyć - widząc moją minę, odchrząknęła i wyszeptała: - Wybacz, Hiro. Nie zrozum mnie źle.
   Odetchnąłem głośno. Nie chciałem wyładowywać się na mojej przyjaciółce.
- Jeśli bierzesz udział w wyścigach, to po co ci ta szkoła? - zapytałem, spoglądając na silnik.
- Żeby wiedzieć więcej - wzruszyła ramionami, robiąc balona ze swojej gumy, która szybko pękła, nadmuchana do granic. - Ciebie nie korci, żeby poznać wszystko? Ja tak mam z motoryzacją - dodała z pasją w głosie.
- No trochę - przyznałem. - Ale po co ci te wyścigi, GoGo? Co jeśli coś ci się stanie?
   Dziewczyna zerknęła na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. W końcu parsknęła śmiechem, niemal wypluwając swoją gumę.
- Och, Hiro, ty się o mnie martwisz, jakie to słodkie. - zamruczała sarkastycznie, zanosząc się śmiechem.
   Modliłem się, żeby się przy niej nie zarumienić.
- Nie zmieniaj tematu - burknąłem. - Ja wiem, po co grałem na walkach botów. O co chodzi tobie? pieniądze, sława?
- Adrenalina, rywalizacja - odpowiedziała krótko. Spojrzała z powrotem na silnik, ale znów zwróciła się do mnie. - Zaraz, o to chodzi, tak? Ty walczyłeś dla swojego ego? Nie wierzę...
   Odwróciłem się do niej plecami.
- Nie chcę o tym gadać - warknąłem. Jeszcze nigdy nie zwróciłem się tak do niej. I jeszcze nigdy nie byłem tak wściekły, jak teraz. To moja sprawa, czy w ogóle brałem udział w walkach botów i po co. - Jak masz zamiar używać mnie jako przynęty na twoich rodziców to znajdź sobie jakiegoś innego frajera, bo ja nie mam zamiaru pakować się w coś takiego - wyszedłem, trzaskając drzwiami tak mocno, że musiałem obrócić się, żeby sprawdzić, czy szyba w drzwiach nie pękła.

...

   Wracałem z uniwersytetu na piechotę, zamyślony nad dzisiejszym dniem. W sumie udało mi się pogodzić z Wasabim, nie było tak źle. Obiecał mi, że jutro pokaże mi szyb jądrowy, który zaczął budować. Miał on za zadanie przyspieszać windę do niewiarygodnych szybkości.
- Po co ludziom winda, która wgniata ich w podłogę? - zapytałem ze śmiechem. Wasabi mrugnął do mnie.
- I tu masz rację. Ale nie chodzi tu o prędkość, choć to też ułatwi przemieszczanie się szybu. Prawdziwa tajemnica, Hiro polega na tym, że winda mogłaby się poruszać w prawo i w lewo, robić zwroty, czaisz? Jedziesz sobie winda i przejeżdżasz cały budynek, wychodząc sobie z niej, gdzie chcesz.
- Ale jazda! - zawołałem. Rozmowy z Wasabim były tak interesujące jak z Honey, on miał równie ciekawe pomysły. Nie pytałem już o jego prywatniejsze sprawy, nie chcąc powiedzieć czegoś, co bym żałował.
   A co do GoGo... Nie spotkałem jej już tego pechowego dnia. Byłem na nią nadal wściekły, że chciała mnie wykorzystać do swoich celów. Wcale nie chciałem jej ani jej durnych wyścigów, tylko spokoju! Tak ciężko to pojąć?!
   Jakby na zawołanie usłyszałem obok siebie świst powietrza i moim oczom ukazał się żółto-fioletowy motor GoGo. Dziewczyna kliknęła przycisk w kasku, w okolicy skroni i małe szkiełko, zasłaniające jej oczy rozchyliło się. Spojrzała mi w oczy ciepłym spojrzeniem.
- Hiro, to nie miało tak być - powiedziała, ale obszedłem dokoła jej motor, ignorując ją. Nie poddała się, ale jechała za mną, w końcu znów tarasując mi drogę.
- Hiro, posłuchaj - mówiła dużo odważniejszym i mniej miłym tonem.
- Nie chcę słuchać niczego, co chcesz mi powiedzieć - mruknąłem, tym razem czekając, aż się usunie.
- Nawet nie wiesz, co mam ci do powiedzenia, a teraz słuchaj - warknęła. Otworzyłem oczy i stanąłem bez ruchu. Jeszcze nie wydawała mi się tak groźna. - Nie chcę cię wykorzystać, chce od ciebie pomocy, to wszystko. Myślałam, że nie stchórzysz, ale najwyraźniej pech chciał, że pękłeś.
- Wcale nie pękłem! - krzyknąłem. - Po prostu wiem, że takie zawody są nic nie warte, bo brałem w nich udział. Ważne jest to, co my robimy, jako Wielka Szóstka, a nie twoje durne wyścigi!
   GoGo rzuciła mi ostre spojrzenie i wyciągnęła zza pleców jakiś przedmiot, rzucając mi go w brzuch. W ostatniej chwili złapałem. To był kask, taki sam, jaki miała na głowie.
- Nie pękasz? - zapytała prowokująco.
   Popatrzyłem na nią, po czym założyłem kask i usiadłem za nią na motorze. Miałem pewne opory, ale w końcu złapałem ją za cienką talię i motor ruszył, nie pytając mnie, czy jestem przygotowany.
   W pierwszym odruchu poczułem, że żołądek mi się przemieścił. Miałem ochotę krzyczeć, ale tylko zagryzłem dolną wargę, żeby się powstrzymać. Motor pędził tak szybko, że nie widziałem nawet mijanych przez nas samochodów. Nie wiem, jakim cudem GoGo widziała cokolwiek. Dopiero zauważyłem, że trzymam się jej tak mocno, że ledwie oddycham. Zwiększyłem trochę nasz dystans, bojąc się, co ona sobie o mnie pomyśli, ale moja przyjaciółka tylko spoglądała przez ramię, śmiejąc się ze mnie do rozpuku.
- Ty patrz na drogę - warknąłem, chcąc zmusić ją do przestania zwracania na mnie uwagi. Wystarczyło mi to, jak głupio się czuję trzymając ją za odkryty pod kurtka brzuch.
- A co boisz się? - zapytała, puszczając mi oko pod kaskiem.
- A co, to wszystko na co cię stać? - zapytałem, dopiero teraz pojmując sens tych słów. Idiota, skwitowałem. GoGo prychnęła, przyspieszając.
   Wkrótce skręciła w lewo, zawijając tyłem motoru tak bardzo, że prawie wjechaliśmy w ścianę. Ugryzłem się w język w ostatnim momencie, gdy naszła mnie ochota, by krzyczeć. Jechaliśmy teraz po schodach - na górę. Zauważyłem, że motor jedzie kilka centymetrów nad podłożem, przez co czułem, jakbyśmy jechali prostą drogą, nie zawiłymi stopniami. Kiedy wyjechaliśmy na szczyt schodów, zauważyłem, że GoGo skacze - wprost na dach jednego z budynków.
- Zgłupiałaś?! - wykrzyknąłem. Ale dziewczyna nie słyszała mnie - dalej pędziła. W końcu jechaliśmy nad dachówkami tak szybko, że najprawdopodobniej przebiliśmy barierę dźwięku. Dzwoniło mi w uszach coraz bardziej, ale nie potrafiłem puścić GoGo, bojąc się, że spadnę.
   Na koniec dziewczyna skoczyła z dachu. Odbiliśmy się od ulicy, ale nie zabiliśmy się, tylko zakończyliśmy naszą jazdę jednym, długim ślizgiem.
   Kiedy zlazłem z motoru, musiałem przytrzymać głowę, która dalej wirowała. GoGo dyszała, albo ją udusiłem, albo zmęczyła ją droga tak, jak mnie. Ściągnęła kask, uśmiechając się do mnie.
- Niezły jesteś, sądziłam, że zaczniesz krzyczeć już na początku - nie kpiła ze mnie. W jej oczach naprawdę widziałem podziw. Odchrząknąłem. Bałem się, że mój głos zabrzmi jak u jakiegoś dziesięciolatka.
- Nawet fajne - oceniłem, wzruszając ramionami. Oddałem jej kask, robiąc dalej obojętną minę.
- Aha i jak następnym razem będziesz chciał się do mnie poprzytulać to mi to po prostu powiedz - wyglądała, jakby dusiła się ze śmiechu. Nie wyglądała, uświadomiłem sobie. Z jej ust nie schodził uśmiech.
   Spojrzałem na nią zażenowanym wzrokiem.
- Ha-ha, bardzo zabawne. - skończyłem, obracając się. Staliśmy pod cukiernią cioci Cass. Już miałem odchodzić, gdy GoGo zawołała za mną:
- Nie chciałbyś tego kiedyś powtórzyć?
   Szczerze? Tak, chciałem, nawet bardzo. Nie wiem, dlaczego, miałem przecież wrażenie, że cudem uniknąłem śmierci jednocześnie nie tracąc resztki godności, która mi została. Faktycznie należą mi si spore gratulacje.
- Zastanowię się - przyrzekłem, wchodząc do cukierni. Ostatnim, co usłyszałem był ryk silnika.
   Oparłem się o ścianę i zsunąłem się po niej wolno, jakbym sprawdzał, czy ona rzeczywiście tam jest. Klienci cioci popatrzyli na mnie z przerażeniem w oczach. Tak, musiałem wyglądać jak jakiś niedorozwinięty umysłowo.

2 komentarze: