https://www.youtube.com/watch?list=PL92B44799EAAD02C1&v=NEjKoz_YbmU
GoGo namówiła mnie, by odwiedzić jej warsztat. Szczerze mówiąc, troszkę się obawiałem spotkania z jej współpracownikami - w głównej mierze dlatego, że oderwałem ją od pracy niemal na dwa tygodnie. Domyślałem się, że raczej nie przyjmą mnie z otwartymi ramionami, tym bardziej, że oboje zawaliliśmy w tym czasie warsztat. Nieważne, że był to wypadek. Chciałem powrócić do normalnego świata, więc musiałem zmierzyć się z normalną codziennością i obietnicami, które złożyłem, a jedna z nich dotyczyła właśnie warsztatu mojej przyjaciółki.
GoGo otworzyła drzwi do warsztatu, a ja wszedłem za nią do środka jak cień, ledwie widoczny w południowej szarości nieba. Może miałem nadzieję, że nikt nie zwróci na mnie większej uwagi.
- To tylko ja! - wykrzyknęła GoGo, uświadamiając resztę o swoim przybiciu. W progu gabinetu Emmy pojawił się nagle Stike. Jego ciemne oczy błysnęły z ekscytacji.
- Hiro! - wykrzyknął, podbiegając do nas i biorąc mnie w ramiona. Spojrzałem na GoGo ze zdziwieniem, czując się nieco dziwnie, obejmowany przez innego faceta. GoGo roześmiała się głośno. - Stary, co się z tobą działo? GoGo twierdziła, że dałeś się porwać. Nie wierzę...
Zanim zdołałem odpowiedzieć, na jego miejsce wkroczył Jared, uśmiechając się do mnie przyjaźnie. Ten jednak postanowił nie rzucać mi się na szyję - wystarczyło mu tylko poklepanie mnie po ramieniu.
Wskazał kilka gestów, które zdołałem przetłumaczyć jako radość z mojego powrotu.
- Wierz mi, wolałbym nie przechodzić tego drugi raz - odpowiedziałem Stike'owi i odwzajemniłem uśmiech Jareda. GoGo stała przy mnie niewzruszona, rozglądając się po swoim warsztacie jak król po powrocie z wojny, oceniając straty i plan strategiczny na przyszłe lata - w tym przypadku miesiące.
Po chwili z gabinetu wyszła również Emma, idąc w moją stronę niespiesznie.Jej twarz była blada, jakby wyzbyła się wszelkich możliwych emocji, zastępując ją szarą pustką. Jednak, gdy spojrzała na mnie, jej oczy roziskrzyły się gwałtownie, jakby dostała olśnienia.
- Stike, coś mi się wydaje, że nie takiego przywitania się spodziewał - powiedziała, po czym podeszła do mnie i bez skrupułów zostawiła długi pocałunek na moim policzku. Odsunąłem się z opóźnieniem, spoglądając mimowolnie na GoGo, z której twarzy zniknęły wszystkie kolory. Wyglądała, jakby wszystkimi siłami hamowała się przed uderzeniem Emmy.
Zdołałem zauważyć, że Stike, który przecież większość czasu przebywał z Emmą, zmarszczył podejrzliwie brwi, zdziwiony zachowaniem swojej współpracownicy. Coś mi tu nie grało, pomyślałem, odnajdując nerwowe spojrzenia na twarzach otaczających mnie ludzi. Czułem się, jakby nagle wszyscy wymienili się telepatycznie jakąś tajemnicą, nie uświadomiwszy mnie o niej.
- Cześć, Hiro. Tęskniliśmy - wymruczała dźwięcznie Emma, ani razu nie zerkając na GoGo, która wręcz kipiała z wściekłości. Naraz poczułem, że wolę nie znajdować się pomiędzy obiema dziewczynami.
Moje oczy wędrowały od Stike'a do Jareda i od Jareda po GoGo, jakbym nie mógł się zdecydować, na kogo patrzeć. Wątpiłem, bym kiedykolwiek czuł się tak zakłopotany. A wszystko z powodu tej pustki i ciszy, która wypełniła cały warsztat.
- Emm, możemy porozmawiać? - spytała sztywno GoGo, wpatrując się w rudowłosą dziewczynę. Emma wzruszyła ramionami, żując przy tym obojętnie gumę. Nie wyglądała, jakby czegokolwiek żałowała. GoGo wręcz przeciwnie.
- Za późno, Tomago. - odwarknęła nieprzyjemnie. Pierwszy raz usłyszałem taki ton w głosie Emmy, mimo że przecież spędziłem długie tygodnie w warsztacie i spędziłem z nią dość czasu, by ją poznać. Naraz miałem wrażenie, że wcale nie znam tej rudowłosej dziewczyny, która przed chwilą pocałowała mnie w obecności GoGo.
Stike odchrząknął i pociągnął mnie za ramię w stronę gabinetu, ratując z nieco zagrożonej pozycji. Nie byłem pewien, czy zostawianie Emmy i GoGo samych było dobrym pomysłem. W wielkiej sali, łączącej gabinety wszystkich fachowców atmosfera zgęstniała tak bardzo, że przeczuwałem, że zwykłe odpalenie zapalniczki spowodowałoby wybuch całego warsztatu. Poza tym znałem Go i potrafiłem poznać po jej minie, że dzieli ją naprawdę niewiele, by rzucić się na jej przyjaciółkę.
- Chodź, one powinny ze sobą porozmawiać... - rzekł do mnie Stike, a ja zrozumiałem, że mają niezałatwione sprawy, w które nie powinienem się wtrącać.
Jared powłóczył za nami nogami, znikając jako ostatni z pola bitwy. Zamknął za sobą drzwi i przeszedł na drugi koniec gabinetu, żeby nie podsłuchiwać. Stike podszedł bezpośrednio do biurka Emmy i usiadł na nim, dyndając nogami nad ziemią. Rozejrzałem się po niedawno odwiedzanym przeze mnie pokoju i z szokiem stwierdziłem, że Emma w te kilka tygodni zrobiła naprawdę wiele. Pod pustą ścianą stało pięć manekinów - każdy z innym kostiumem na motocykl. Kolory zależały od światła padającego od dołu manekina, dość ciekawy pomysł. Materiał był wykorzystywany jak płachta do projektora, która odzwierciedlała dokładnie ten wzór, jaki zamarzyła sobie projektantka. Albo Emma poza projektowaniem ciuchów miała w zanadrzu ukryte talenty, albo GoGo znów pobawiła się elektroniką. Skłaniałbym się raczej ku tej drugiej wersji.
- O co im idzie? - spytałem Stike, nie mogąc już wytrzymać w niepewności. W pokoju obok zrobiło się niepokojąco cicho. Jared skubał palcami swoją gęstą, krótkoprzystrzyżoną brodę, wbijając wzrok w podłogę.
- Zdaje się, że wiem, o co może chodzić Emmie - wyszeptał Stike, wygładzając dłonią swojego ciemnego irokeza. Podszedłem bliżej niego, by lepiej słyszeć. - Myślałem, że jej wybaczyła...
- GoGo? - zdziwiłem się. - Co miała jej wybaczać?
Nagle zapadła cisza. Stike i Jared spojrzeli po sobie z zaniepokojonymi minami, jakbym zapytał ich o tajemnice państwowe. W końcu Stike westchnął i odpowiedział spiętym głosem.
- Chodzi o Ithaniego. Każdy wiedział, że Emma była w nim zakochana. Z tego, co słyszałem przed poznaniem jej, to Ithani się nią zabawił, a potem porzucił ją dla GoGo. To dlatego Emma zachowała się tak w stosunku do ciebie. Myślę, że chciała w ten sposób... coś udowodnić GoGo.
- Dlaczego wplątała mnie w ich zatargi? - zapytałem, nie rozumiejąc jakim cudem Stike doszedł do takich wniosków. Ja bym w życiu nie pomyślał, że chodziło o zwykłą zemstę między obiema dziewczynami. Irytowało mnie z kolei to, że znów obecność Ithaniego w życiu GoGo zaczynała wpływać na jej przyszłość, jakby zamknięcie tego rozdziału w jej życiu było niewykonalne.
Jared spojrzał na mnie, jakbym zapytał o coś banalnego, a Stike uśmiechnął się szeroko, jakby rozbawiła go moja dezorientacja w tej całej sytuacji.
- Jesteście ze sobą, co nie? - spytał, a ja otworzyłem szeroko usta ze zdziwienia. Aha, więc o to chodzi...
Podrapałem się po głowie, zastanawiając się nad odpowiedzią. W sumie nawet nie wiedziałem, jak się sprawy mają, bo nie zaczynałem jeszcze z GoGo tego tematu, ale obserwując nas łatwo było dojść do takich wniosków. Poza tym między nami było coś zbyt luźnego, by nazwać to od razu związkiem...
Otworzyłem usta, by odpowiedzieć, ale Stike zrozumiał mnie bez słów.
- Czyli wszystko jasne - dodał, a ja zamknąłem się na dobre. Musiałem przyznać, że projektant już nie pierwszy raz pozytywnie mnie zaskoczył swoją wnikliwością. Stike spojrzał na mnie uważnie, jakby spróbował wydobyć coś z mojej twarzy, po czym wyszeptał: - GoGo nie jest zwykłą dziewczyną, Hiro. Nie popełnij tego błędu, co Ithani...
Pomyślałem zaraz o tych łzach, które pojawiały się w oczach GoGo, gdy wspominała o swoim byłym chłopaku, albo jej reakcję, gdy widywała go w Agendzie - ten dreszcz rozgoryczenia. Musiałbym być największym idiotą na świecie, żeby potraktować w ten sposób kogoś takiego jak GoGo. Zbyt wiele razy napatrzyłem się na smutek mojej przyjaciółki, by obiecać sobie, że nigdy jej nie zranię.
- Nigdy - odpowiedziałem poważnie, gdy wtem usłyszeliśmy głośny trzask zamykanych drzwi od warsztatu. Jego echo rozeszło się po całym warsztacie. Jared ruszył w kierunku sali i przekroczył próg, rozglądając się dokoła. Stike i ja ruszyliśmy za nim, ciekawi tego, co zaraz ujrzymy.
GoGo stała na środku sali, obrócona przodem do wyjścia. Jej sylwetka wyglądała, jakby była wyżłobiona z kamienia, taka nieruchoma i cicha. Podszedłem do niej, niepewien, jaką minę ujrzę, gdy GoGo się obróci.
Stanąłem za nią, ale się nie odwróciła. Patrzyła przed siebie, jakby jej umysł nie zdążył jeszcze zarejestrować, że Emma właśnie opuściła warsztat. Objąłem ją mocno i pocałowałem w policzek, starając się nie myśleć, że Stike i Jared na nas patrzą.
- Wszystko okej? - spytałem ją, szepcząc do ucha. GoGo nagle drgnęła, jakbym obudził ją z długiego, zimowego snu i obróciła się w moich ramionach z tą samą kamienną twarzą, która idealnie pasowała do reszty ciała.
Spojrzała na mnie krótko swoimi ciemnymi, groźnymi oczami i odeszła, wyswobodziwszy się z moich ramion.
- Musimy znaleźć nowego projektanta - rzuciła tylko, zanim zniknęła w swoim gabinecie. Zamknęła za sobą drzwi, a ja i moi dwaj towarzysze spojrzeliśmy po sobie w milczeniu. Sala znów stała się pusta, a emocje, które jeszcze chwilę temu się w niej kłębiły, nagle wyparowały.
Nie potrzebowałem żadnej sugestii. Dobrze wiedziałem, co powinienem zrobić. Ruszyłem z miejsca i poszedłem za GoGo, starając się usilnie wierzyć w to, że może jednak się myliła i że Emma wróci tu, gdy tylko przemyśli swoje zachowanie we wnętrzu własnego domu. Przemknąłem za nią do jej własnych czterech ścian, w których się ukryła przed resztą świata. Niestety, nie przede mną.
- Co się stało, Go? - zapytałem, obserwując ją uważnie, jakby zaraz miała wyskoczyć na mnie z pazurami.
GoGo stała na wprost drzwi, oparta tyłem o biurko ze skrzyżowanymi ramionami. Jej wzrok był wbity w podłogę i jakby trochę nieobecny, przez co pomyślałem, że kłótnia z Emmą naprawdę ją dotknęła. Najgorsze jest to, że nie znałem szczegółów, a nie chciałem być na tyle nachalny, by o wszystko naraz wypytywać. Z drugiej jednak strony, jeżeli się tego nie dowiem, nie będę mógł jej pomóc.
Moja przyjaciółka wciąż nie odpowiadała, więc postanowiłem jednak się do niej zbliżyć. Objąłem ją troskliwie ramionami i pocałowałem dwukrotnie - najpierw w policzek, potem w szyję. GoGo odetchnęła głośno i odepchnęła mnie, jednak nie na tyle stanowczo, bym całkiem ją puścił.
- Hiro... - westchnęła, patrząc mi w oczy. Gdybym znalazł w jej spojrzeniu choćby jeden ślad, wskazujący na to, że jest poirytowana bądź znudzona moim zachowaniem wobec niej, naprawdę bym przestał. Ale tak nie było.
Wtuliłem twarz w jej szyję, muskając raz po raz jej odkryty kark. GoGo położyła dłoń na moim ramieniu, jakby chciała mnie odepchnąć, ale zawahała się, po czym przyciągnęła mnie do siebie dosyć nieśmiało. Nieco rozbawiło mnie to, że potrafię kilkoma pocałunkami sprawić, że problemy GoGo chociaż na chwilę znikną, ale obiecałem sobie, że zachowam ten sposób na nią tylko w razie konieczności. Choć musiałem przyznać, że oglądanie jak jej rozdrażnienie zmienia się w czystą przyjemność nigdy mi się nie znudzi.
- Powiesz mi, o co chodzi? - spytałem ją, szepcząc jej do ucha. GoGo położyła głowę na moim ramieniu i chwilę milczała. Nie spieszyłem się. Wiedziałem, że prędzej czy później i tak mi to powie.
Trzymałem ją w ramionach, zastanawiając się, jak w tej chwili czują się Jared i Stike. Na pewno muszą być zdezorientowani, w końcu ich dwie partnerki rozwaliły ich całą ekipę jedną kłótnią. Nie potrafiłem uwierzyć, że mogło być aż tak źle, że GoGo musiałaby zastępować Emmę kimś innym.
- Mogę cię o coś prosić? - zapytała mnie nagle zamiast odpowiadać, biorąc moją twarz w obie dłonie. Uśmiechnąłem się do niej łagodnie.
- Jasne - odparłem wprost. Kącik jej ust drgnął w oczekiwaniu, po czym GoGo przyciągnęła moją twarz i pocałowała mnie krótko, ale z uczuciem.
- Nie zbliżaj się do Emmy. Ani teraz, ani nigdy. - przez ułamek sekundy myślałem, że żartuje, ale powaga malująca się na jej twarzy mówiła jasno, że się myliłem. A Stike miał najwyraźniej rację. Emma mogła chcieć wykorzystać mnie do zemsty na GoGo.
- Po co miałbym się do niej zbliżać? - zapytałem z uśmiechem. - Chcę tylko ciebie...
GoGo uśmiechnęła się tym razem nieco pewniej i objęła moją szyję.
- Planowała to od dawna - wyznała tym samym obojętnym tonem, którym oznajmiła, że będzie musiała znaleźć nową projektantkę.
Zmarszczyłem brwi.
- Pocałować mnie? - zapytałem ze zdziwieniem, a GoGo zaprzeczyła ruchem głowy.
- Przez ostatnie... wydarzenia nie przeglądałam aktualności z Grand Prix. Nie jestem jedyną kobieta, która startuje. Jest jeszcze Jahimi Jon, dziewczyna dużo starsza ode mnie.
Nie wiedziałem, co to ma właściwie oznaczać. Co ma wspólnego rywalka GoGo z osobą Emmy?
- Wczoraj pod nieobecność Emmy, zostałam sama w warsztacie i przeglądałam jej stroje... Wszystkie były świetne, ale... Nie mój rozmiar. - powiedziała spokojnie, choć jej oczy płonęły złością.
- Chcesz powiedzieć, że Emma planowała odwrócić się od ciebie tuż przed Grand Prix? - spytałem z niedowierzaniem. A więc Emma potajemnie projektowała dla tej całej Jahimi, która dopiero teraz zdecydowała się na jawne zgłoszenie do wyścigu... Nic dziwnego, że GoGo była taka wściekła.
GoGo skinęła głową, a ja puściłem ją, mocno rozzłoszczony. GoGo przyglądała mi się obojętnie, jakby przejęła się tą sprawą w mniejszym stopniu niż ja.
- Co za... - zacząłem, ale nie dokończyłem, wydechując skumulowaną w moim ciele złość i szok. - Jak można zrobić coś takiego?
- Można, jeśli ma się ku temu dostateczne powody - odpowiedziała GoGo. Spojrzałem na nią czujnie, zastanawiając się, czy to koniec zemsty Emmy, czy ta ruda oszustka zaplanowała dla niej coś jeszcze.
- Masz na myśli Ithaniego... - powiedziałem, nawet nie próbując zgadywać. GoGo nie była zaskoczona faktem, że wiem o tej sprawie wystarczająco wiele. Przeczuwałem, że im bliżej znajdę się GoGo, tym więcej się dowiem o jej przeszłości, ale nie sądziłem, że przy okazji dowiem się o każdej osobie z jej wybranego grona. - Przecież nic jej nie zrobiłaś!
- Ithani zostawił ją dla mnie. - dopowiedziała spokojnie. Na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. - Dowiedziałam się o tym długo po naszym rozstaniu.
- Od Stike'a - zgadłem. GoGo przytaknęła. - To dlaczego dopiero teraz Emma sobie o tym przypomniała? Dlaczego cały ten czas udawała przyjaźń i wplątała się w twój udział w Grand Prix?
- Kobiety potrafią długo ukrywać niechęć - zaznaczyła GoGo, przyglądając mi się z uwagą. - Emma najwyraźniej nie chciała tylko zemsty. Chciała zostawić mnie na lodzie i zrobiła to. Na trzy miesiące przed światowymi wyścigami, w które się włączyła.
Byłem jednocześnie pod wrażeniem jak i przerażony myślą o postępowaniu Emmy. Naprawdę potrafiła spędzić tyle czasu w towarzystwie znienawidzonej przez siebie osoby tylko po to, by na koniec zostawić ją bez pomocy? Kto tak postępuje?! Nawet nasi wrogowie, z którymi walczyliśmy za sprawą Agendy nie wykazaliby się takim uporem i cierpliwością w dążeniu do zemsty, co ta rudowłosa projektantka.
- Uspokój się - poradziłem GoGo, głaszcząc ją czule po policzku. - Zostaw tę sprawę i odpocznij. To ci dobrze zrobi po dzisiejszych wydarzeniach...
- Mam nadzieję, że Baymax ma w zanadrzu jakieś środki odstresowujące - mruknęła pod nosem GoGo, masując swoje skronie. - Rany, trzy miesiące przed Grand Prix, bez promocji ani tym bardziej perspektyw na jej zaplanowanie... W skali od jednego do dziesięciu, jak bardzo mam przekichane?
Spodziewałem się, że jeśli chodzi o uliczne wyścigi motocyklowe, żaden projektant nie był potrzebny. Co innego Grand Prix. To prawdziwa walka nie tylko między motocyklistami, ale także ich osobowościami i temperamentami. Chodziło o to, by wypromować się za pomocą wyglądu i przedstawienia, które odbędzie się na miesiąc przed wyścigami. Każdy z ponad tysiąca zawodników musi pokazać się z jak najlepszej strony, przejść przez wywiady i pokazać się w jak najlepszym świetle. Tylko najlepszych pokazywano w telewizji, co zapewniało uwagę sponsorów wyścigów, a z ich pomocą wygrana w wyścigach była dziecinną igraszką.
GoGo znajdowała się w dobrym położeniu, z tego prostego względu, że była jedyną... teraz już jedną z dwóch kobiet biorących udział w Grand Prix. Wierzyłem, że ten fakt będzie istotny i że GoGo z łatwością ukaże się na pierwszych stronach gazet.
- Damy sobie radę - pocieszyłem ją. - Zawsze możemy spróbować sił w szukaniu dobrego projektanta, a jeśli to nie wyjdzie, to...
- To zostanę bez promocji - oznajmiła bezbarwnie GoGo, patrząc mi w oczy. - Świetnie...
Odetchnąłem, obejmując GoGo jeszcze mocniej.
- Nie marudź, Tomago - wyszeptałem jej do ucha. - Na razie zrób pierwszy krok - spróbuj się zrelaksować. Nie daj się wytrącić z równowagi, a znajdziesz jakieś rozwiązanie.
GoGo wywróciła oczami, dotykając chłodną dłonią mojego karku.
- Kolejny z genialnych cytatów twojego brata? - zapytała. Pokręciłem przecząco głową.
- To Robert Callaghan - odparłem i na moment zapadła między nami cisza. Temat naszego profesora chyba już na zawsze zapadnie nam w pamięci jako ciężkie wspomnienie śmierci Tadashiego i naszej pierwszej misji. Z drugiej jednak strony, poniekąd jego osoba zbliżyła do siebie całą naszą szóstkę i powinniśmy być mu za to wdzięczni. - Mam propozycję. Pójdziemy do mnie, otrzeźwiejemy po tej całej awanturze, obejrzymy jakiś film...
- Twoja ciocia nie będzie miała za złe, że przebywam u was tak często? - spytała pospiesznie GoGo, choć widziałem po jej drobnym uśmiechu, że pasował jej taki plan.
- Moja ciocia dzisiaj nie wraca na noc - odpowiedziałem wprost, Wzruszywszy ramionami. - Wyjechała do Tokyo.
- Potrafisz przekonywać, Hamada - zaśmiała się pochmurnie GoGo i pocałowała mnie szybko w policzek. - Najpierw tylko muszę coś zrobić... - mówiąc to, puściła mnie i ruszyła sztywnym krokiem w kierunku wyjścia z jej gabinetu.
Poszedłem za nią, zastanawiając się, co znowu wymyśli choć jednocześnie lubiłem w niej ten żywy zapał i wieczną energię, której nigdy jej nie brakowało. Przeszedłem przez wspólny pokój i znalazłem się znów w gabinecie Emmy, w którym przesiadywali już Jared i Stike z niepewnymi minami. GoGo zatrzymała się przed biurkiem i otworzyła szufladę. Przez chwilę poczułem przerażenie, widząc w jej ręku myśliwski nóż. Stike również otworzył szeroko oczy, patrząc na GoGo, jakby był nie do końca pewien, co zamierza.
GoGo obróciła się na pięcie w taneczny sposób i ruszyła ku manekinom, mrucząc coś pod nosem. Nim zdołaliśmy ją powstrzymać, pierwszy kostium został przerwany na pół przez migotliwe ostrze, a drobne odłamki materiału spadły na podłogę.
- Tomago, co ty robisz?! - spytał z przerażeniem Stike, łapiąc się za głowę. Tylko Jared się uśmiechał.
- Nie uznaję rozwiązania umowy za porozumieniem stron - powiedziała GoGo, a jej głos odbił się od ścian gabinetu. W jednym momencie spojrzałem na nią z podziwem i dumą, rozumiejąc, co tak naprawdę robi. Skoro i tak kostiumy miały być własnością innej motocyklistki przy udziale Emmy, to GoGo postanowiła jej tego nie ułatwiać. - Niech to będzie wiadomość dla Jahimi Jon. Nie zamierzam się poddać.
Stike klasnął w dłonie z zadowoleniem, podczas gdy GoGo rozrywała i siekała kolejne strzępy materiału, a w jej oczach pojawiały się i znikały ogniste błyski jak u małego dziecka zajętego zabawą. Ja i Jared staliśmy niewzruszeni, patrząc na siebie jak dwa posągi, niebiorące udziału w zdarzeniach dziejących się wokół nas. GoGo skończyła swoją robotę i odrzuciła nóż, trafiając w środek wiszącej obok biurka tablicy korkowej. Stike uśmiechnął się szeroko, jakby w ogóle nie dostrzegł, że ostrze mignęło tylko kilka stóp od jego głowy.
- Jared, mógłbyś spalić te śmieci? - spytała GoGo niewinnym głosem. - Wiem, że tylko po twoim ognisku nie będzie śladów.
Jared zaśmiał się bezgłośnie i z radością chwycił pierwsze strzępki materiałów, leżące pod jego stopami. GoGo ruszyła w moim kierunku, ale po drodze zatrzymał ją Stike.
- GoGo, wiesz dlaczego jesteś moja faworytką w tym wyścigu? - zapytał, łapiąc ją za ramię. GoGo zamrugała gwałtownie, patrząc na przyjaciela ze zdziwieniem. Przez moment poczułem się zazdrosny. - Nigdy się nie poddajesz - odpowiedział na swoje pytanie, wskazując brodą na nagie manekiny z wyblakłymi i poszarzałymi ze wstydu sylwetkami.
GoGo odwzajemniła jego uśmiech i chwyciła go w ramiona. Pożegnała się z obojgiem swoich przyjaciół, po czym chwyciła mnie za rękę, ciągnąc w kierunku wyjścia z ożywionego jej zachowaniem warsztatu.
Wyszliśmy na zewnątrz przywitani przez chłodny podmuch zimowego wiatru. Był to chyba ostatni z jej zwiastunów, nie licząc wielkich kałuż, powstałych po roztopieniu się śniegu. Szliśmy wolno, wcale się nie spiesząc, choć przenikający nas chłód nie dawał poczucia satysfakcji ze spaceru.
- Stike jest w ciebie wpatrzony jak w obrazek - zauważyłem, gdy wyszliśmy na główną drogę. GoGo spojrzała na mnie tajemniczo spod wełnianej czapki.
- Jemu najpewniej powierzyłabym cały warsztat - oznajmiła, uśmiechając się lekko.
- Aż tak mu ufasz? - zapytałem ostrożnie, mając nadzieję, że nie wybada moich prawdziwych intencji. Z drugiej strony Stike już nie pierwszy raz dzisiejszego dnia udowodnił, że można mu ufać, choćby wyjawiając mi prawdę o relacjach pomiędzy Emmą i Ithanim.
GoGo przystanęła nagle, wpatrując się we mnie z rozbawieniem.
- Jesteś o niego zazdrosny, Hiro? - wydusiła z siebie, nie kryjąc rozbawienia, jakie ją ogarnęło. Zmarszczyłem brwi nieco skonsternowany jej wesołością.
- Może trochę - burknąłem. GoGo zaśmiała się głośno, zbliżywszy się do mnie bliżej.
- Nie masz się o co martwić, Hiro - wyznała cicho. - Stike jest gejem.
Otworzyłem szeroko oczy, choć musiałem przyznać, że to wiele wyjaśniało. Przede wszystkim to, dlaczego był z GoGo tak blisko, tak jakby nie przejmował się wcale atrakcyjnością mojej przyjaciółki czy popłochem, jaki wywoływała wśród przeciwnej płci. Poza tym wyjaśniało to również jego bezpośredni kontakt ze mną...
- Nie mów, że nie zauważyłeś - dodała GoGo, napawając się moim zmieszaniem.
- Chyba za bardzo skupiłem się na tobie - odparłem wymijająco, a GoGo zachichotała.
Ruszyliśmy w dalszą drogę do kawiarni, rozmawiając o rzeczach niekoniecznie związanych z warsztatem. Starałem się uważać, by nie zepsuć GoGo jej poprawionego niszczeniem kostiumów nastroju. W końcu nie chciałem, by znów myślała o Emmie. Projektantka już wystarczająco namieszała w jej karierze, by mieszać jej jeszcze w głowie.
Taak, wiem że mega długo czekaliście i przepraszam was za to :( ale na przemian jestem raz smutna i nie chce mi się w ogóle pisać, raz chora, tak jak właśnie w tej chwili i nie mogę zwlec się z łóżka. Mam nadzieję, że udało mi się was przeprosić tym rozdziałem :33
~Wasza Just
11/30/2016
11/16/2016
Plan na przyszłość
https://www.youtube.com/watch?v=S2oxFIsENgM
GoGo przyszła wcześniej niż zwykle. Spodziewałem się jej dopiero koło dziesiątej, kiedy w kawiarni robił się większy ruch. Wtedy łatwiej było się zwinąć, gdy pracownice cioci miały pełne ręce roboty. Nie obawiałem się, że zostawię je z natłokiem pracy - radziły sobie o wiele lepiej ode mnie, głównie z tego powodu, że były kobietami. Nawet, jakbym był mistrzem świata w przyrządzaniu kawy i wykładaniu tacek ze świeżymi ciastami na wystawę, to nie potrafiłbym ogarnąć przy tym masy zamówień, kasy i dodatkowo rozmów ze stałymi klientami tak jak one.
- Hiro, mógłbyś podać mi numer do tego adwokata, który był tu w zeszły weekend? - zapytała mnie Alissa. Była może dwa lata starsza ode mnie, a działała tak sprawnie, jakby miała pięć par rąk zamiast jednej. - Powinien leżeć koło kasy.
Akurat stałem obok, więc nie było problemem namierzenie małej, białej karteczki z wypisanymi cyframi. Na razie w kawiarni zajęte były tylko trzy stoliki, gdzie ludzie z nieco zaspanymi spojrzeniami sączyli kawę z białych kubków i czytali poranną gazetę. Pani Yaki-Yo, która odwiedzała nas w każdy wtorek, siedziała tuż przed kasą na wysokim stołku, rozmawiając żywo o polityce ze stojącą na kasie Mary. Kobieta obróciła się w moją stronę i uśmiechnęła się, gdy ująłem w ręce drobny świstek.
- Czyżbyś miała problemy z prawem? - spytałem z uśmiechem Alissę, dołączając do niej na zapleczu. Miała w dłoni telefon, a przed nią leżał plik dokumentów.
Jej ciemne loki spływające po ramionach zawsze kojarzyły mi się z cocker spanielami, ale nie byłem na tyle śmiały, by podzielić się z nią moją uwagą. Jeszcze wyłapałbym ręcznikiem, który zawsze nosiła na ramieniu. Mimo iż była starsza ode mnie, sięgała mi ledwie do ramion ze swoją drobną sylwetką. Czasem naprawdę nie potrafiłem uwierzyć, jakim cudem przemierza kawiarnię w takim tempie. Albo miała w rodzinie zawodowego biegacza, albo często chodziła na siłownię, a może i jedno, i drugie. Wiedziałem na pewno, że odkąd pojawiła się w kawiarni, starała się najbardziej ze wszystkich pracownic. Próbowałem ją kilka razy zagadywać, ale była dość małomówna, mimo że z jej twarzy nigdy nie schodził uśmiech.
- Niee, to dla mojego taty... - odpowiedziała, po czym zerknęła na mnie i spuściła wzrok, jakby powiedziała coś nie tak.
- Wszystko gra? - spytałem ją, ale pokiwała tylko głową i wyszła z zaplecza tak szybko, jak się pojawiła. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się nad jej reakcją. Pierwszy raz widziałem ją taką podminowaną. Postanowiłem, że gdy ruch się nieco zmniejszy, to spytam ją o to ponownie. Wyraźnie widziałem, że potrzebowała z kimś porozmawiać, a ja byłbym w stanie jej pomóc, skoro już nie raz robiłem dużo trudniejsze rzeczy. W końcu, praktycznie rzecz biorąc, raz nawet zeznawałem w postaci obrońcy w sądzie, więc mógłbym sobie dopisać prawo do moich licznych doświadczeń.
- Hiro, ktoś do ciebie - zawołała do mnie Mary zza kasy. Ruszyłem obojętnie w kierunku wnętrza kawiarni i od razu zobaczyłem GoGo stojącą przed Mary po drugiej stronie kasy. Uśmiechnąłem się szeroko na sam jej widok. Akurat moja przyjaciółka była osobą, z której widoku zawsze będę się cieszył.
Odwiązałem fartuch z moich bioder i położyłem pod ladą. Mary raczej nie będzie miała mi za złe jeśli na trochę zniknę. Pod nieobecność cioci to ona tu rządziła, aczkolwiek uwielbiała mnie najbardziej ze wszystkich, bo jako jedyny maskowałem jej liczne podwędzanie deserów z półki przed moją ciocią.
GoGo odpowiedziała coś kasjerce i podeszła do mnie, zarzucając mi ręce za szyję. Pocałowałem ją krótko, czując, że przy niej jestem w stanie zapomnieć o wszystkim, nawet o wczorajszym wieczorze.
- Wyglądasz na wypoczętą - zauważyłem, patrząc jej w oczy. Miała na sobie luźną bluzę i gładkie legginsy w stonowany wzór, który tylko podkreślał jej zgrabne nogi. GoGo uśmiechnęła się w odpowiedzi i złapała mnie za ręce.
- Przemyślałam to, co wczoraj mówiłeś - powiedziała, patrząc mi w oczy. Jej własne tryskały energią, którą starała się mnie zarazić. - Masz rację. Powinieneś zażyć trochę ruchu... Ja na twoim miejscu już dawno bym się zwinęła z domu.
- Chcesz mi to zaproponować czy raczej odradzić? - spytałem ostrożnie. W odpowiedzi uśmiechnęła się do mnie jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów.
- Mary mówiła, że twoja ciocia wybyła z miasta... - dodała z nutą zadziorności w głosie.
- Naprawdę Tomago namawia mnie do złego? - spytałem, nie dowierzając w to, co widzę. Rozległ się cichy dźwięk dzwonka, oznaczający wejście następnego klienta. Czułem, że z godziny na godzinę ten dzwonek będzie dzwonił coraz częściej, aż w końcu Mary i reszta nie dadzą sobie rady...
GoGo stanęła na palcach i pocałowała mnie w taki sposób, że poczułem na policzkach rumieńce. Nie musiałem zgadywać, by wiedzieć, że Mary na nas patrzy.
- Nie w kawiarni! - usłyszałem jej donośny głos, przebijający się przez połowę lokalu. Część stałych klientów witających tu co rano zachichotała, widząc zbulwersowany wzrok kasjerki.
- Dobra - burknąłem w jej kierunku, gdy GoGo się ode mnie odsunęła. Gdyby nie to, że rzeczywiście staliśmy w kawiarni, najchętniej w ogóle bym nie kończył tego pocałunku. - Go, nie wiem czy to dobry pomysł, wiesz... - zacząłem nieśmiało przyciszonym głosem. Cały czas miałem na uwadze wydarzenia wczorajszego wieczora i nie chciałem dokładać mojej cioci problemów. Poza tym zaczynałem się zastanawiać czy nie trzyma mnie w domu specjalnie, dowiedziawszy się o tym, jakie ryzyko wiązało się z pracą w Agendzie...
- Wiem z doświadczenia, że lepiej prosić o przebaczenie niż pozwolenie - zauważyła GoGo. Jej pełne usta wygięły się w łuk. - Poza tym to ja cię porywam, więc to ja wezmę to na siebie.
- Tak to nazywasz? - wymruczałem, zastanawiając się czy wyjaśnienie, że moja dziewczyna porwała mnie z domu nie byłoby lekką przesadą. Objąłem ją w talii i przysunąłem do siebie, muskając ustami jej odsłonięte ucho.
- Hiro... - jęknęła znowu Mary, gdy GoGo odchyliła kark w zapraszającym geście.
- Okej, wiem - odparłem, a GoGo się roześmiała, widząc moją minę. Chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem za sobą do mieszkania, mając nadzieję, że tam nam już nikt nie przeszkodzi.
Przeszliśmy przez niski korytarz, zamykając za sobą starannie drzwi. GoGo obejrzała się za siebie, jakby wciąż czuła na plecach wzrok Mary. Zanim jednak zdołała się obrócić i spojrzeć na mnie, przykułem ją do ściany całując tak, jak zrobiła to ona na oczach pracownicy mojej cioci. GoGo drgnęła nieco zaskoczona, ale długo nie pozostała mi obojętna. Poczułem zimny dotyk jej dłoni na moim karku, gdy dziewczyna pociągnęła mnie jeszcze bliżej, jakby dystans dzielący ją ode mnie był stanowczo zbyt wielki. Nasze gorące oddechy mieszały się ze sobą, a bicie serc przyspieszyło do nieprawdopodobnej szybkości. Pomimo że moje oczy pozostawały zamknięte, odczuwałem naraz tyle bodźców, że ledwie dawałem radę je zarejestrować. Smak jej ust, ciepło jej oddechu, ta pociągająca bliskość...
GoGo przerwała nasz pocałunek, przygryzając nieznacznie moją wargę. Spojrzałem na nią i prawie wybuchnąłem śmiechem, widząc że nie potrafi dojść do siebie. Zamrugała gwałtownie, patrząc na mnie tak, jakby widziała mnie po raz pierwszy na oczy.
- To jest ten Hiro, którego znam - stwierdziła, nie ukrywając uśmiechu. Roześmiałem się głośno, obejmując jej zmarznięte, okryte kurtką ciało.
- Cieszę się, że cię mam - wyszeptałem jej do ucha, gdy nasze rozbawienie minęło. Moje mieszkanie w porównaniu do kawiarni było oazą spokoju. Nic dziwnego, że szybko dopadło mnie znużenie - w końcu nie spałem całą noc.
GoGo nagle odepchnęła mnie i ujęła moją twarz w obie dłonie, wpatrując się we mnie badawczo, jak wybitny rzeczoznawca. Jej czarne włosy błyszczały w jaskrawym świetle poranka.
- Co się dzieje? - spytała poważnie. Odetchnąłem głośno, domyśliwszy się, że jeżeli GoGo potrafiła wychwycić mój podły nastrój po jednym wypowiedzianym przeze mnie zdaniu, to z pewnością rozgryzie to po mojej minie.
Zaproponowałem GoGo przejście do salonu, jako mój przedpokój nie był najlepszym miejscem na tego typu rozmowy. GoGo jednak stanowczo odmówiła, każąc mi mówić w tym momencie. Opowiedziałem jej więc przebieg całego wczorajszego wieczoru, łącznie z moim... dziwnym zachowaniem. Gdy wspomniałem, że w tamtej chwili niezbyt nad sobą panowałem, oczy GoGo rozszerzyły się, ale nic nie powiedziała. Stała jednak w jednym miejscu, nie uciekła, więc nie mogło być tak źle. Skończyłem na tym, że od rana nie widziałem mojej cioci, bo ponoć wyjechała po nowy towar, także nie wiem, czego mogę się spodziewać.
- Wróciła do pracy - zauważyła GoGo, gdy skończyłem. - Może niekoniecznie się martwisz, Hiro. Przynajmniej nie leży w łóżku i nie rozpacza...
- Powiedziała tak Mary - odparłem, mając złe przeczucia. - Co jeśli wcale nie zajęła się pracą? Może to tylko wymówka, żeby...
- Och, Hiro - jęknęła GoGo, głaszcząc mnie po policzku. - Za bardzo panikujesz. Zaczynasz sam przypominać swoją ciocię, wiesz?
Obróciłem głowę, czując, że jej słowa wcale mi nie pomagają. Może byłem lekko przewrażliwiony, ale ciocia dałaby mi znać, gdyby miała wybyć z domu zaraz po świcie. Dlaczego podała mi informację przez Mary? Czyżby nie chciała mi spojrzeć w oczy po tym, co powiedziałem?
- Nie pomagasz, Go - wyszeptałem. GoGo westchnęła, patrząc na mnie surowo, po czym chwyciła mnie za ręce.
- Jeszcze nie, ale zamierzam to zrobić - powiedziała entuzjastycznie. - Zabieram cię stąd, zanim całkiem stracisz głowę. Potrzeba ci zmiany otoczenia. Siedzenie samemu w ciasnych ścianach nic ci nie da...
- Wolałbym siedzieć z tobą w tych ciasnych ścianach - odpowiedziałem, całując ją czule w policzek. GoGo roześmiała się, przekrzywiając głowę. Jej włosy sięgały już do ramion i naprawdę jej pasowały. Widziałem ją kiedyś na jakimś zdjęciu w długich włosach, ale prawdę powiedziawszy przyzwyczaiłem się do naszej, krótkowłosej GoGo.
- Ubieraj się - zarządziła, zapinając swoją zimową kurtkę. - Tylko najlepiej jeszcze zamelduj się u Mary. Nie żeby coś, ale ja sama nabrałabym podejrzeń, gdybyśmy zamknęli się w twoim mieszkaniu na cały dzień...
Spacerowaliśmy po San Fransokyo dwie godziny. Nie spieszyło nam się nigdzie, a z GoGo mógłbym rozmawiać całe wieki. Szliśmy tak przez odśnieżone ulice, trzymając się za ręce i łapiąc pierwsze promienie słońca po srogiej zimie. Śnieg zaczynał powoli ustępować kwiatom, a na drzewach pojawiały się małe pączki. W końcu niedługo miała przyjść najbardziej pokochana przez Japończyków pora roku - wiosna.
Dowiedziałem się, że ekipa GoGo planuje pierwsze jazdy próbne zaraz po polepszeniu się pogody z tego względu, że główny tor ćwiczeniowy Grand Prix w Tokyo znajduje się na otwartej przestrzeni. Każdy zgłoszony będzie musiał przejść szereg testów, tak samo i jego sprzęt. Zauważyłem, że GoGo wydaje się dziwnie spięta, gdy o nich wspomina.
- Są aż takie straszne? - zapytałem ją, obejmując ramieniem. Na jej twarzy pojawił się grymas.
- Nie jestem pewna czy twoje... modyfikacje przejdą. - jęknęła. - Mają bardzo surowe zasady. Jeśli uda się przejść przez testy bez większych problemów, to już mamy połowę problemów z głowy.
- Uda się - odparłem, cmoknąwszy ją w policzek. GoGo spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
- Wiesz ile kasy mógłbyś zgarnąć, gdyby twoje silniki okazały się strzałem w dziesiątkę? - spytała mnie, a jej oczy błysnęły w szczerym zainteresowaniu. Nawet tak o tym nie myślałem, choć w sumie rzeczywiście mogłoby się okazać, że o mój projekt walczyliby inwestorzy. Już raz tak się zdarzyło i wywołało to tylko kłopoty. Rynek nauki był naprawdę ciężkim interesem...
- Nie zależy mi na kasie... - zacząłem, choć nie do końca było to prawdą. GoGo chyba to zauważyła, bo zmarszczyła brwi. - No dobra, mam taki jeden pomysł...
- Słucham - odpowiedziała, skupiając na mnie swoje bystre spojrzenie. Grzywka, która wychodziła jej z czapki, zasłaniała jej jedno oko. - Co to za pomysł?
Podrapałem się po głowie, niepewien jak mam zacząć.
- Chciałbym... założyć fundację. - powiedziałem wreszcie, a GoGo przystanęła z szeroko otwartymi oczami.
Byłem przygotowany, że ją zaskoczę, ale nie sądziłem, że aż tak bardzo.
- Fundację? - wykrztusiła, a ja złapałem ją za ręce.
- Jeszcze nie teraz... - usprawiedliwiłem się. - Nie mam zdolności prawnej i nie mógłbym sam o niej decydować, dlatego na razie oszczędzam pieniądze z Agendy. Trochę się uzbierało na moim koncie, mówiąc szczerze - dodałem z uśmiechem. - Poza tym po przypadku z Naomi i Larą... Nie chcę pozbawiać ludzi możliwości, tylko dlatego, że nie wiem co zrobić z pieniędzmi.
GoGo wspięła się na palce i pocałowała mnie mocno, przez co poczułem, że chyba jest za tym pomysłem. Koło nas przejechał tramwaj, jęcząc głośno na oblodzonych torach. Go puściła mnie, a kącik jej ust drgnął w uśmiechu.
- Czyli, że jesteś na tak? - upewniłem się, jako że po jej twarzy ciężko było rozpoznać aprobatę.
- Pod jednym warunkiem - wyszeptała, zbliżając się bardzo blisko mojej twarzy. - Pozwolisz mi sobie pomóc.
Roześmiałem się głośno, słysząc jej warunek. Nawet mógłbym na niego przystać, choć zastanawiało mnie to, że GoGo ma w głowie jeszcze parę pomysłów na przyszłość... parę kosztownych pomysłów na przyszłość. Przykładowo Grand Prix, na które pójdzie jej pewnie sporo zaoszczędzonych środków.
- Ale nie finansowo - zgodziłem się i przysunąłem się do niej, chcąc ją pocałować, ale GoGo się odsunęła.
- A-a - pokręciła głową. - Mówię poważnie. Jeżeli chcesz stworzyć fundację, to chcę to zrobić z tobą. - nagle posmutniała. - Nie przestajesz mnie zadziwiać, Hiro. I jestem chyba jedną z wielu osób, które przy tobie mają niską samoocenę o sobie.
- Okej, w takim razie to nasz wspólny plan - zgodziłem się. - Ale nie wmawiaj mi, że robię coś innego niż wszyscy...
- Bo tak jest - powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu i wzruszyła obojętnie ramionami. Jej policzki nieco się zaróżowiły od chłodu, przez co uznałem, że powinniśmy znaleźć jakieś miejsce, żeby się ogrzać.
- Dobra, chodź uparciuchu - zarządziłem, ciągnąc ją za sobą. - Dość dyskusji jak na jeden dzień.
GoGo zaśmiała się dźwięcznie, wpatrując się we mnie z miną zwycięzcy.
- A masz już może jakąś nazwę? - dopytywała się. Nie lubiłem, gdy moje pomysły to tylko chwilowe myśli, więc tak naprawdę w sprawie fundacji zaplanowałem już niemal wszystko. Wystarczyło tylko poczekać do odpowiedniego wieku.
Odetchnąłem ciężko, czując, że niepotrzebnie odkrywam przed kimś moje karty. Z drugiej strony była to GoGo, a ja nienawidziłem mieć przed nią tajemnic - w końcu ostatnim razem źle to się dla mnie skończyło.
- Ehmm... Co powiesz na... Fundację Tadashiego? - zapytałem. GoGo otworzyła szeroko usta ze zdziwienia.
Dokoła pojawiało się coraz więcej ludzi spieszących się do pracy czy szkoły, a auta trąbiły na siebie z pretensją, gdy ktoś zanadto się wlókł. Najwyraźniej chłód nie przeszkadzał im w codziennych nerwach. Miałem wrażenie, że wszystko, co zwyczajne, dzieje się wokół mnie, a ja sam zostałem pochłonięty przez tunel bez dna. Wierzyłem w inną rzeczywistość i to było jedynym tego powodem.
- On byłby zachwycony - powiedziała wreszcie, gdy zdołaliśmy przejść połowę ulicy. - Fundacja z jego nazwiskiem... Hiro, wiesz, że gdy Wasabi, Honey i Fred o tym usłyszą, to będą chcieli się w to włączyć?
- Mają własne potrzeby - wzruszyłem ramionami. - Poza tym już wystarczająco czasu poświęcili na moje pomysły, nie uważasz? Ty zresztą też...
- O nie - GoGo pokręciła głową, patrząc na mnie w taki sposób, który zachęcał mnie by ją pocałować. - Poświęciłam ci stanowczo za mało czasu...
Nachyliłem się nad nią, gdy wtem usłyszałem czyiś głos.
- Och, Hiro, GoGo - poznałem ją po głosie, jeszcze zanim zdołałem ją zobaczyć. Honey pojawiła się przed nami jak duch. Miała na sobie jasny, optymistyczny płaszcz, który wyróżniał się na tle szarej ulicy. Za nią stała niska dziewczyna ubrana w sposób, który nie często widywaliśmy w San Fransokyo. Większość jej sylwetki przykrywała wielka chustka o fioletowej barwie, a jej jasne loki spływały złota kaskadą po wąskich ramionach.
- Honey - ucieszyłem się, obejmując ją. Nie widziałem jej przez ostatni tydzień, nie licząc rozmów przez telefon. Nic dziwnego, ze tak ucieszyłem się z tego spotkania. - Już myślałem, że cię wcięło.
Honey roześmiała się, spoglądając na mnie i GoGo z tajemniczą miną. No tak, nakryła nas w trochę zaskakującej sytuacji. Poza tym nikt z naszych przyjaciół nie widział jeszcze, jak się całujemy, więc nic dziwnego, że jest to dla nich dość spory szok.
- Mnie? - spytała, mrugając szybko. Od jakiegoś czasu przestała nosić okulary, a zaczęła soczewki. pamiętam, że zazwyczaj zakładała je, gdy spotykała się z Tadashim, ale to było już bardzo dawno temu. - Skąd... A właśnie, chciałabym wam kogoś przedstawić.
Obróciła się i objęła swoją niską towarzyszkę ramieniem. Dopiero po chwili zauważyłem, że dziewczyna ma ten sam kolor i kształt oczu, co nasza przyjaciółka.
- To jest Charlotte, moja siostra - przedstawiła nas z dumą Honey. Widziałem, że nie jest uradowana, jakby obecność siostry nieco ją speszyła. Przypomniałem sobie, że przecież Honey pochodzi z Francji i że przesyła rodzinie pieniądze. Z tego, co mi wspominała, mają ogromne długi... - Charlotte, to są moi przyjaciele, o których ci mówiłam - odezwała się do niej po francusku. GoGo opadła szczęka, jako że pierwszy raz słyszeliśmy jak nasza przyjaciółka posługuje się tym językiem.
Charlotte uśmiechnęła się do nas szeroko, choć jej policzki skryły rumieńce. Domyślałem się, że nie mówi w języku angielskim.
- Bardzo mi miło - odezwałem się do niej, używając francuskiego po raz pierwszy od kilku lat. Honey i GoGo spojrzały na mnie ze zdziwieniem. - No co?
- Kolejny argument, dlaczego marnujesz się w Instytucie - westchnęła GoGo, przymykając oczy. Zaśmiałem się i objąłem ją ramieniem.
- Ty jesteś GoGo Tomago? - zapytała nagle Charlotte, uśmiechając się szeroko. Honey chciała poprawić jej chustkę, ale dziewczyna ją odepchnęła. - Jesteś taka podobna do swojej mamy!
- Co ona mówi? - zapytała nas GoGo z uprzejmym uśmiechem, nie rozumiejąc słów Charlotte.
- Ehh, może Honey powinna ci to wyjaśnić - odparłem, spoglądając na naszą blondwłosą przyjaciółkę.
Honey potarła sobie ramiona, a na jej ustach pojawił się łagodny grymas.
- Charlotte interesuje się sztuką - wyznała. - Uwielbiała dzieła twojej mamy, a gdy powiedziałam jej, że przyjaźnię się z tobą, chciała cię poznać. Twierdzi, że bardzo przypominasz mamę.
Spodziewałem się, że GoGo zareaguje smutkiem, albo chociaż irytacją, ale jej twarz nagle rozjaśniła się do takiego stopnia, jakby usłyszała, że wygrała los na loterii. Spojrzała na Charlotte i uśmiechnęła się do niej najprzyjaźniej, jak tylko potrafiła - a musiałem przyznać, że wyglądała z tym uśmiechem nadzwyczaj pięknie.
- W takim razie będę musiała szybko nauczyć się francuskiego - odparła, a wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Nawet Charlotte, gdy Honey wyjaśniła jej słowa GoGo.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, głównie po angielsku, bo Charlotte wolała się nie odzywać. Nie dziwiłem się jej. Na miejscu siostry Honey też czułbym się wyobcowany w Japonii, słysząc dokoła nieznajomy język. Zauważyłem jednak, że robiła to samo, co Honey - spoglądała to na mnie, to na GoGo, jakby łączyła nas w swojej głowie. Zaczynałem się zastanawiać, o co im chodzi i co takiego nagadała jej o nas GoGo.
- Dobra, musimy lecieć z Lotty - oznajmiła Honey, poprawiając torebkę. Charlotte spojrzała na nią i zamrugała swoimi wielkimi, zielonymi oczami, które wyglądały bardzo znajomo.
- Lotty - powtórzyła GoGo. - Jak słodko...
Charlotte uśmiechnęła się do niej, choć przez większość czasu patrzyła na nią z wyraźnym uwielbieniem, jakby patrzyła na samą Ayami Tomago, a nie na jej córkę. Domyśliłem się też, że nastolatka zapunktowała u GoGo, wspominając o jej mamie na samym początku znajomości. To jedno chociaż je łączyło - szacunek dla zmarłej artystki.
- Zobaczymy się później - obiecała Honey, ignorując uwagę GoGo. Mrugnęła przy tym znacząco, więc domyśliłem się, że ma na myśli Agendę. Zacząłem się zastanawiać, kiedy ostatnio odwiedziłem budynek instytucji... Poza tym dawno nie widziałem też Sam - dziwnie się czułem, myśląc o tym, w jaki sposób ją wykorzystałem, choć dziewczyna zapewniła mnie, że nie ma do mnie pretensji i że sama postąpiłaby w ten sposób na moim miejscu, gdyby chodziło o jej bliskich. - Nie chcę wam przeszkadzać, gołąbki. Trzymajcie się!
Uśmiechnęliśmy się w odpowiedzi, żegnając się z dwiema Francuzkami. Swoją drogą z wyjątkiem wzrostu naprawdę mało je dzieliło. Nawet sylwetki miały podobne.
- Honey nigdy nie mówiła nic o swojej rodzinie - zauważyła GoGo. - Nawet nie wiedziałam, że ma siostrę.
- Ja też nie - odpowiedziałem, patrząc na nią z satysfakcją. Łatwo było poznać, że spotkanie z miłośniczką jej mamy poprawiło jej humor. - Naprawdę zamierzasz uczyć się francuskiego?
- I tak zamierzałam to zrobić - odparła obojętnie GoGo, wzruszając ramionami. Jej ręce były schowane w kieszeniach, by nie dopuścić do nich uporczywego mrozu.
- Wcale nie chodzi o to, że chcesz mi dorównać? - zapytałem z pobłażaniem. Trochę znałem GoGo Tomago i zauważyłem, że nie lubi zostawać w tyle, co nie dotyczyło tylko wyścigów.
- Nie schlebiaj sobie - mruknęła, a ja objąłem ją ze śmiechem. - Poza tym i tak miałabym z tym spory kłopot.
- Nie sądzę - odpowiedziałem sekundę przed naszym pocałunkiem.
Dobra, jak za słodko to mówcie :D ale myślę, że wcale nie jest dziwne to, że Hiro i GoGo tak się do siebie zbliżyli po tym, przez co przeszli... no i po tym jak ich odłączono :P czekam na Wasze opinie :33
~Justie
GoGo przyszła wcześniej niż zwykle. Spodziewałem się jej dopiero koło dziesiątej, kiedy w kawiarni robił się większy ruch. Wtedy łatwiej było się zwinąć, gdy pracownice cioci miały pełne ręce roboty. Nie obawiałem się, że zostawię je z natłokiem pracy - radziły sobie o wiele lepiej ode mnie, głównie z tego powodu, że były kobietami. Nawet, jakbym był mistrzem świata w przyrządzaniu kawy i wykładaniu tacek ze świeżymi ciastami na wystawę, to nie potrafiłbym ogarnąć przy tym masy zamówień, kasy i dodatkowo rozmów ze stałymi klientami tak jak one.
- Hiro, mógłbyś podać mi numer do tego adwokata, który był tu w zeszły weekend? - zapytała mnie Alissa. Była może dwa lata starsza ode mnie, a działała tak sprawnie, jakby miała pięć par rąk zamiast jednej. - Powinien leżeć koło kasy.
Akurat stałem obok, więc nie było problemem namierzenie małej, białej karteczki z wypisanymi cyframi. Na razie w kawiarni zajęte były tylko trzy stoliki, gdzie ludzie z nieco zaspanymi spojrzeniami sączyli kawę z białych kubków i czytali poranną gazetę. Pani Yaki-Yo, która odwiedzała nas w każdy wtorek, siedziała tuż przed kasą na wysokim stołku, rozmawiając żywo o polityce ze stojącą na kasie Mary. Kobieta obróciła się w moją stronę i uśmiechnęła się, gdy ująłem w ręce drobny świstek.
- Czyżbyś miała problemy z prawem? - spytałem z uśmiechem Alissę, dołączając do niej na zapleczu. Miała w dłoni telefon, a przed nią leżał plik dokumentów.
Jej ciemne loki spływające po ramionach zawsze kojarzyły mi się z cocker spanielami, ale nie byłem na tyle śmiały, by podzielić się z nią moją uwagą. Jeszcze wyłapałbym ręcznikiem, który zawsze nosiła na ramieniu. Mimo iż była starsza ode mnie, sięgała mi ledwie do ramion ze swoją drobną sylwetką. Czasem naprawdę nie potrafiłem uwierzyć, jakim cudem przemierza kawiarnię w takim tempie. Albo miała w rodzinie zawodowego biegacza, albo często chodziła na siłownię, a może i jedno, i drugie. Wiedziałem na pewno, że odkąd pojawiła się w kawiarni, starała się najbardziej ze wszystkich pracownic. Próbowałem ją kilka razy zagadywać, ale była dość małomówna, mimo że z jej twarzy nigdy nie schodził uśmiech.
- Niee, to dla mojego taty... - odpowiedziała, po czym zerknęła na mnie i spuściła wzrok, jakby powiedziała coś nie tak.
- Wszystko gra? - spytałem ją, ale pokiwała tylko głową i wyszła z zaplecza tak szybko, jak się pojawiła. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się nad jej reakcją. Pierwszy raz widziałem ją taką podminowaną. Postanowiłem, że gdy ruch się nieco zmniejszy, to spytam ją o to ponownie. Wyraźnie widziałem, że potrzebowała z kimś porozmawiać, a ja byłbym w stanie jej pomóc, skoro już nie raz robiłem dużo trudniejsze rzeczy. W końcu, praktycznie rzecz biorąc, raz nawet zeznawałem w postaci obrońcy w sądzie, więc mógłbym sobie dopisać prawo do moich licznych doświadczeń.
- Hiro, ktoś do ciebie - zawołała do mnie Mary zza kasy. Ruszyłem obojętnie w kierunku wnętrza kawiarni i od razu zobaczyłem GoGo stojącą przed Mary po drugiej stronie kasy. Uśmiechnąłem się szeroko na sam jej widok. Akurat moja przyjaciółka była osobą, z której widoku zawsze będę się cieszył.
Odwiązałem fartuch z moich bioder i położyłem pod ladą. Mary raczej nie będzie miała mi za złe jeśli na trochę zniknę. Pod nieobecność cioci to ona tu rządziła, aczkolwiek uwielbiała mnie najbardziej ze wszystkich, bo jako jedyny maskowałem jej liczne podwędzanie deserów z półki przed moją ciocią.
GoGo odpowiedziała coś kasjerce i podeszła do mnie, zarzucając mi ręce za szyję. Pocałowałem ją krótko, czując, że przy niej jestem w stanie zapomnieć o wszystkim, nawet o wczorajszym wieczorze.
- Wyglądasz na wypoczętą - zauważyłem, patrząc jej w oczy. Miała na sobie luźną bluzę i gładkie legginsy w stonowany wzór, który tylko podkreślał jej zgrabne nogi. GoGo uśmiechnęła się w odpowiedzi i złapała mnie za ręce.
- Przemyślałam to, co wczoraj mówiłeś - powiedziała, patrząc mi w oczy. Jej własne tryskały energią, którą starała się mnie zarazić. - Masz rację. Powinieneś zażyć trochę ruchu... Ja na twoim miejscu już dawno bym się zwinęła z domu.
- Chcesz mi to zaproponować czy raczej odradzić? - spytałem ostrożnie. W odpowiedzi uśmiechnęła się do mnie jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów.
- Mary mówiła, że twoja ciocia wybyła z miasta... - dodała z nutą zadziorności w głosie.
- Naprawdę Tomago namawia mnie do złego? - spytałem, nie dowierzając w to, co widzę. Rozległ się cichy dźwięk dzwonka, oznaczający wejście następnego klienta. Czułem, że z godziny na godzinę ten dzwonek będzie dzwonił coraz częściej, aż w końcu Mary i reszta nie dadzą sobie rady...
GoGo stanęła na palcach i pocałowała mnie w taki sposób, że poczułem na policzkach rumieńce. Nie musiałem zgadywać, by wiedzieć, że Mary na nas patrzy.
- Nie w kawiarni! - usłyszałem jej donośny głos, przebijający się przez połowę lokalu. Część stałych klientów witających tu co rano zachichotała, widząc zbulwersowany wzrok kasjerki.
- Dobra - burknąłem w jej kierunku, gdy GoGo się ode mnie odsunęła. Gdyby nie to, że rzeczywiście staliśmy w kawiarni, najchętniej w ogóle bym nie kończył tego pocałunku. - Go, nie wiem czy to dobry pomysł, wiesz... - zacząłem nieśmiało przyciszonym głosem. Cały czas miałem na uwadze wydarzenia wczorajszego wieczora i nie chciałem dokładać mojej cioci problemów. Poza tym zaczynałem się zastanawiać czy nie trzyma mnie w domu specjalnie, dowiedziawszy się o tym, jakie ryzyko wiązało się z pracą w Agendzie...
- Wiem z doświadczenia, że lepiej prosić o przebaczenie niż pozwolenie - zauważyła GoGo. Jej pełne usta wygięły się w łuk. - Poza tym to ja cię porywam, więc to ja wezmę to na siebie.
- Tak to nazywasz? - wymruczałem, zastanawiając się czy wyjaśnienie, że moja dziewczyna porwała mnie z domu nie byłoby lekką przesadą. Objąłem ją w talii i przysunąłem do siebie, muskając ustami jej odsłonięte ucho.
- Hiro... - jęknęła znowu Mary, gdy GoGo odchyliła kark w zapraszającym geście.
- Okej, wiem - odparłem, a GoGo się roześmiała, widząc moją minę. Chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem za sobą do mieszkania, mając nadzieję, że tam nam już nikt nie przeszkodzi.
Przeszliśmy przez niski korytarz, zamykając za sobą starannie drzwi. GoGo obejrzała się za siebie, jakby wciąż czuła na plecach wzrok Mary. Zanim jednak zdołała się obrócić i spojrzeć na mnie, przykułem ją do ściany całując tak, jak zrobiła to ona na oczach pracownicy mojej cioci. GoGo drgnęła nieco zaskoczona, ale długo nie pozostała mi obojętna. Poczułem zimny dotyk jej dłoni na moim karku, gdy dziewczyna pociągnęła mnie jeszcze bliżej, jakby dystans dzielący ją ode mnie był stanowczo zbyt wielki. Nasze gorące oddechy mieszały się ze sobą, a bicie serc przyspieszyło do nieprawdopodobnej szybkości. Pomimo że moje oczy pozostawały zamknięte, odczuwałem naraz tyle bodźców, że ledwie dawałem radę je zarejestrować. Smak jej ust, ciepło jej oddechu, ta pociągająca bliskość...
GoGo przerwała nasz pocałunek, przygryzając nieznacznie moją wargę. Spojrzałem na nią i prawie wybuchnąłem śmiechem, widząc że nie potrafi dojść do siebie. Zamrugała gwałtownie, patrząc na mnie tak, jakby widziała mnie po raz pierwszy na oczy.
- To jest ten Hiro, którego znam - stwierdziła, nie ukrywając uśmiechu. Roześmiałem się głośno, obejmując jej zmarznięte, okryte kurtką ciało.
- Cieszę się, że cię mam - wyszeptałem jej do ucha, gdy nasze rozbawienie minęło. Moje mieszkanie w porównaniu do kawiarni było oazą spokoju. Nic dziwnego, że szybko dopadło mnie znużenie - w końcu nie spałem całą noc.
GoGo nagle odepchnęła mnie i ujęła moją twarz w obie dłonie, wpatrując się we mnie badawczo, jak wybitny rzeczoznawca. Jej czarne włosy błyszczały w jaskrawym świetle poranka.
- Co się dzieje? - spytała poważnie. Odetchnąłem głośno, domyśliwszy się, że jeżeli GoGo potrafiła wychwycić mój podły nastrój po jednym wypowiedzianym przeze mnie zdaniu, to z pewnością rozgryzie to po mojej minie.
Zaproponowałem GoGo przejście do salonu, jako mój przedpokój nie był najlepszym miejscem na tego typu rozmowy. GoGo jednak stanowczo odmówiła, każąc mi mówić w tym momencie. Opowiedziałem jej więc przebieg całego wczorajszego wieczoru, łącznie z moim... dziwnym zachowaniem. Gdy wspomniałem, że w tamtej chwili niezbyt nad sobą panowałem, oczy GoGo rozszerzyły się, ale nic nie powiedziała. Stała jednak w jednym miejscu, nie uciekła, więc nie mogło być tak źle. Skończyłem na tym, że od rana nie widziałem mojej cioci, bo ponoć wyjechała po nowy towar, także nie wiem, czego mogę się spodziewać.
- Wróciła do pracy - zauważyła GoGo, gdy skończyłem. - Może niekoniecznie się martwisz, Hiro. Przynajmniej nie leży w łóżku i nie rozpacza...
- Powiedziała tak Mary - odparłem, mając złe przeczucia. - Co jeśli wcale nie zajęła się pracą? Może to tylko wymówka, żeby...
- Och, Hiro - jęknęła GoGo, głaszcząc mnie po policzku. - Za bardzo panikujesz. Zaczynasz sam przypominać swoją ciocię, wiesz?
Obróciłem głowę, czując, że jej słowa wcale mi nie pomagają. Może byłem lekko przewrażliwiony, ale ciocia dałaby mi znać, gdyby miała wybyć z domu zaraz po świcie. Dlaczego podała mi informację przez Mary? Czyżby nie chciała mi spojrzeć w oczy po tym, co powiedziałem?
- Nie pomagasz, Go - wyszeptałem. GoGo westchnęła, patrząc na mnie surowo, po czym chwyciła mnie za ręce.
- Jeszcze nie, ale zamierzam to zrobić - powiedziała entuzjastycznie. - Zabieram cię stąd, zanim całkiem stracisz głowę. Potrzeba ci zmiany otoczenia. Siedzenie samemu w ciasnych ścianach nic ci nie da...
- Wolałbym siedzieć z tobą w tych ciasnych ścianach - odpowiedziałem, całując ją czule w policzek. GoGo roześmiała się, przekrzywiając głowę. Jej włosy sięgały już do ramion i naprawdę jej pasowały. Widziałem ją kiedyś na jakimś zdjęciu w długich włosach, ale prawdę powiedziawszy przyzwyczaiłem się do naszej, krótkowłosej GoGo.
- Ubieraj się - zarządziła, zapinając swoją zimową kurtkę. - Tylko najlepiej jeszcze zamelduj się u Mary. Nie żeby coś, ale ja sama nabrałabym podejrzeń, gdybyśmy zamknęli się w twoim mieszkaniu na cały dzień...
Spacerowaliśmy po San Fransokyo dwie godziny. Nie spieszyło nam się nigdzie, a z GoGo mógłbym rozmawiać całe wieki. Szliśmy tak przez odśnieżone ulice, trzymając się za ręce i łapiąc pierwsze promienie słońca po srogiej zimie. Śnieg zaczynał powoli ustępować kwiatom, a na drzewach pojawiały się małe pączki. W końcu niedługo miała przyjść najbardziej pokochana przez Japończyków pora roku - wiosna.
Dowiedziałem się, że ekipa GoGo planuje pierwsze jazdy próbne zaraz po polepszeniu się pogody z tego względu, że główny tor ćwiczeniowy Grand Prix w Tokyo znajduje się na otwartej przestrzeni. Każdy zgłoszony będzie musiał przejść szereg testów, tak samo i jego sprzęt. Zauważyłem, że GoGo wydaje się dziwnie spięta, gdy o nich wspomina.
- Są aż takie straszne? - zapytałem ją, obejmując ramieniem. Na jej twarzy pojawił się grymas.
- Nie jestem pewna czy twoje... modyfikacje przejdą. - jęknęła. - Mają bardzo surowe zasady. Jeśli uda się przejść przez testy bez większych problemów, to już mamy połowę problemów z głowy.
- Uda się - odparłem, cmoknąwszy ją w policzek. GoGo spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
- Wiesz ile kasy mógłbyś zgarnąć, gdyby twoje silniki okazały się strzałem w dziesiątkę? - spytała mnie, a jej oczy błysnęły w szczerym zainteresowaniu. Nawet tak o tym nie myślałem, choć w sumie rzeczywiście mogłoby się okazać, że o mój projekt walczyliby inwestorzy. Już raz tak się zdarzyło i wywołało to tylko kłopoty. Rynek nauki był naprawdę ciężkim interesem...
- Nie zależy mi na kasie... - zacząłem, choć nie do końca było to prawdą. GoGo chyba to zauważyła, bo zmarszczyła brwi. - No dobra, mam taki jeden pomysł...
- Słucham - odpowiedziała, skupiając na mnie swoje bystre spojrzenie. Grzywka, która wychodziła jej z czapki, zasłaniała jej jedno oko. - Co to za pomysł?
Podrapałem się po głowie, niepewien jak mam zacząć.
- Chciałbym... założyć fundację. - powiedziałem wreszcie, a GoGo przystanęła z szeroko otwartymi oczami.
Byłem przygotowany, że ją zaskoczę, ale nie sądziłem, że aż tak bardzo.
- Fundację? - wykrztusiła, a ja złapałem ją za ręce.
- Jeszcze nie teraz... - usprawiedliwiłem się. - Nie mam zdolności prawnej i nie mógłbym sam o niej decydować, dlatego na razie oszczędzam pieniądze z Agendy. Trochę się uzbierało na moim koncie, mówiąc szczerze - dodałem z uśmiechem. - Poza tym po przypadku z Naomi i Larą... Nie chcę pozbawiać ludzi możliwości, tylko dlatego, że nie wiem co zrobić z pieniędzmi.
GoGo wspięła się na palce i pocałowała mnie mocno, przez co poczułem, że chyba jest za tym pomysłem. Koło nas przejechał tramwaj, jęcząc głośno na oblodzonych torach. Go puściła mnie, a kącik jej ust drgnął w uśmiechu.
- Czyli, że jesteś na tak? - upewniłem się, jako że po jej twarzy ciężko było rozpoznać aprobatę.
- Pod jednym warunkiem - wyszeptała, zbliżając się bardzo blisko mojej twarzy. - Pozwolisz mi sobie pomóc.
Roześmiałem się głośno, słysząc jej warunek. Nawet mógłbym na niego przystać, choć zastanawiało mnie to, że GoGo ma w głowie jeszcze parę pomysłów na przyszłość... parę kosztownych pomysłów na przyszłość. Przykładowo Grand Prix, na które pójdzie jej pewnie sporo zaoszczędzonych środków.
- Ale nie finansowo - zgodziłem się i przysunąłem się do niej, chcąc ją pocałować, ale GoGo się odsunęła.
- A-a - pokręciła głową. - Mówię poważnie. Jeżeli chcesz stworzyć fundację, to chcę to zrobić z tobą. - nagle posmutniała. - Nie przestajesz mnie zadziwiać, Hiro. I jestem chyba jedną z wielu osób, które przy tobie mają niską samoocenę o sobie.
- Okej, w takim razie to nasz wspólny plan - zgodziłem się. - Ale nie wmawiaj mi, że robię coś innego niż wszyscy...
- Bo tak jest - powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu i wzruszyła obojętnie ramionami. Jej policzki nieco się zaróżowiły od chłodu, przez co uznałem, że powinniśmy znaleźć jakieś miejsce, żeby się ogrzać.
- Dobra, chodź uparciuchu - zarządziłem, ciągnąc ją za sobą. - Dość dyskusji jak na jeden dzień.
GoGo zaśmiała się dźwięcznie, wpatrując się we mnie z miną zwycięzcy.
- A masz już może jakąś nazwę? - dopytywała się. Nie lubiłem, gdy moje pomysły to tylko chwilowe myśli, więc tak naprawdę w sprawie fundacji zaplanowałem już niemal wszystko. Wystarczyło tylko poczekać do odpowiedniego wieku.
Odetchnąłem ciężko, czując, że niepotrzebnie odkrywam przed kimś moje karty. Z drugiej strony była to GoGo, a ja nienawidziłem mieć przed nią tajemnic - w końcu ostatnim razem źle to się dla mnie skończyło.
- Ehmm... Co powiesz na... Fundację Tadashiego? - zapytałem. GoGo otworzyła szeroko usta ze zdziwienia.
Dokoła pojawiało się coraz więcej ludzi spieszących się do pracy czy szkoły, a auta trąbiły na siebie z pretensją, gdy ktoś zanadto się wlókł. Najwyraźniej chłód nie przeszkadzał im w codziennych nerwach. Miałem wrażenie, że wszystko, co zwyczajne, dzieje się wokół mnie, a ja sam zostałem pochłonięty przez tunel bez dna. Wierzyłem w inną rzeczywistość i to było jedynym tego powodem.
- On byłby zachwycony - powiedziała wreszcie, gdy zdołaliśmy przejść połowę ulicy. - Fundacja z jego nazwiskiem... Hiro, wiesz, że gdy Wasabi, Honey i Fred o tym usłyszą, to będą chcieli się w to włączyć?
- Mają własne potrzeby - wzruszyłem ramionami. - Poza tym już wystarczająco czasu poświęcili na moje pomysły, nie uważasz? Ty zresztą też...
- O nie - GoGo pokręciła głową, patrząc na mnie w taki sposób, który zachęcał mnie by ją pocałować. - Poświęciłam ci stanowczo za mało czasu...
Nachyliłem się nad nią, gdy wtem usłyszałem czyiś głos.
- Och, Hiro, GoGo - poznałem ją po głosie, jeszcze zanim zdołałem ją zobaczyć. Honey pojawiła się przed nami jak duch. Miała na sobie jasny, optymistyczny płaszcz, który wyróżniał się na tle szarej ulicy. Za nią stała niska dziewczyna ubrana w sposób, który nie często widywaliśmy w San Fransokyo. Większość jej sylwetki przykrywała wielka chustka o fioletowej barwie, a jej jasne loki spływały złota kaskadą po wąskich ramionach.
- Honey - ucieszyłem się, obejmując ją. Nie widziałem jej przez ostatni tydzień, nie licząc rozmów przez telefon. Nic dziwnego, ze tak ucieszyłem się z tego spotkania. - Już myślałem, że cię wcięło.
Honey roześmiała się, spoglądając na mnie i GoGo z tajemniczą miną. No tak, nakryła nas w trochę zaskakującej sytuacji. Poza tym nikt z naszych przyjaciół nie widział jeszcze, jak się całujemy, więc nic dziwnego, że jest to dla nich dość spory szok.
- Mnie? - spytała, mrugając szybko. Od jakiegoś czasu przestała nosić okulary, a zaczęła soczewki. pamiętam, że zazwyczaj zakładała je, gdy spotykała się z Tadashim, ale to było już bardzo dawno temu. - Skąd... A właśnie, chciałabym wam kogoś przedstawić.
Obróciła się i objęła swoją niską towarzyszkę ramieniem. Dopiero po chwili zauważyłem, że dziewczyna ma ten sam kolor i kształt oczu, co nasza przyjaciółka.
- To jest Charlotte, moja siostra - przedstawiła nas z dumą Honey. Widziałem, że nie jest uradowana, jakby obecność siostry nieco ją speszyła. Przypomniałem sobie, że przecież Honey pochodzi z Francji i że przesyła rodzinie pieniądze. Z tego, co mi wspominała, mają ogromne długi... - Charlotte, to są moi przyjaciele, o których ci mówiłam - odezwała się do niej po francusku. GoGo opadła szczęka, jako że pierwszy raz słyszeliśmy jak nasza przyjaciółka posługuje się tym językiem.
Charlotte uśmiechnęła się do nas szeroko, choć jej policzki skryły rumieńce. Domyślałem się, że nie mówi w języku angielskim.
- Bardzo mi miło - odezwałem się do niej, używając francuskiego po raz pierwszy od kilku lat. Honey i GoGo spojrzały na mnie ze zdziwieniem. - No co?
- Kolejny argument, dlaczego marnujesz się w Instytucie - westchnęła GoGo, przymykając oczy. Zaśmiałem się i objąłem ją ramieniem.
- Ty jesteś GoGo Tomago? - zapytała nagle Charlotte, uśmiechając się szeroko. Honey chciała poprawić jej chustkę, ale dziewczyna ją odepchnęła. - Jesteś taka podobna do swojej mamy!
- Co ona mówi? - zapytała nas GoGo z uprzejmym uśmiechem, nie rozumiejąc słów Charlotte.
- Ehh, może Honey powinna ci to wyjaśnić - odparłem, spoglądając na naszą blondwłosą przyjaciółkę.
Honey potarła sobie ramiona, a na jej ustach pojawił się łagodny grymas.
- Charlotte interesuje się sztuką - wyznała. - Uwielbiała dzieła twojej mamy, a gdy powiedziałam jej, że przyjaźnię się z tobą, chciała cię poznać. Twierdzi, że bardzo przypominasz mamę.
Spodziewałem się, że GoGo zareaguje smutkiem, albo chociaż irytacją, ale jej twarz nagle rozjaśniła się do takiego stopnia, jakby usłyszała, że wygrała los na loterii. Spojrzała na Charlotte i uśmiechnęła się do niej najprzyjaźniej, jak tylko potrafiła - a musiałem przyznać, że wyglądała z tym uśmiechem nadzwyczaj pięknie.
- W takim razie będę musiała szybko nauczyć się francuskiego - odparła, a wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Nawet Charlotte, gdy Honey wyjaśniła jej słowa GoGo.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, głównie po angielsku, bo Charlotte wolała się nie odzywać. Nie dziwiłem się jej. Na miejscu siostry Honey też czułbym się wyobcowany w Japonii, słysząc dokoła nieznajomy język. Zauważyłem jednak, że robiła to samo, co Honey - spoglądała to na mnie, to na GoGo, jakby łączyła nas w swojej głowie. Zaczynałem się zastanawiać, o co im chodzi i co takiego nagadała jej o nas GoGo.
- Dobra, musimy lecieć z Lotty - oznajmiła Honey, poprawiając torebkę. Charlotte spojrzała na nią i zamrugała swoimi wielkimi, zielonymi oczami, które wyglądały bardzo znajomo.
- Lotty - powtórzyła GoGo. - Jak słodko...
Charlotte uśmiechnęła się do niej, choć przez większość czasu patrzyła na nią z wyraźnym uwielbieniem, jakby patrzyła na samą Ayami Tomago, a nie na jej córkę. Domyśliłem się też, że nastolatka zapunktowała u GoGo, wspominając o jej mamie na samym początku znajomości. To jedno chociaż je łączyło - szacunek dla zmarłej artystki.
- Zobaczymy się później - obiecała Honey, ignorując uwagę GoGo. Mrugnęła przy tym znacząco, więc domyśliłem się, że ma na myśli Agendę. Zacząłem się zastanawiać, kiedy ostatnio odwiedziłem budynek instytucji... Poza tym dawno nie widziałem też Sam - dziwnie się czułem, myśląc o tym, w jaki sposób ją wykorzystałem, choć dziewczyna zapewniła mnie, że nie ma do mnie pretensji i że sama postąpiłaby w ten sposób na moim miejscu, gdyby chodziło o jej bliskich. - Nie chcę wam przeszkadzać, gołąbki. Trzymajcie się!
Uśmiechnęliśmy się w odpowiedzi, żegnając się z dwiema Francuzkami. Swoją drogą z wyjątkiem wzrostu naprawdę mało je dzieliło. Nawet sylwetki miały podobne.
- Honey nigdy nie mówiła nic o swojej rodzinie - zauważyła GoGo. - Nawet nie wiedziałam, że ma siostrę.
- Ja też nie - odpowiedziałem, patrząc na nią z satysfakcją. Łatwo było poznać, że spotkanie z miłośniczką jej mamy poprawiło jej humor. - Naprawdę zamierzasz uczyć się francuskiego?
- I tak zamierzałam to zrobić - odparła obojętnie GoGo, wzruszając ramionami. Jej ręce były schowane w kieszeniach, by nie dopuścić do nich uporczywego mrozu.
- Wcale nie chodzi o to, że chcesz mi dorównać? - zapytałem z pobłażaniem. Trochę znałem GoGo Tomago i zauważyłem, że nie lubi zostawać w tyle, co nie dotyczyło tylko wyścigów.
- Nie schlebiaj sobie - mruknęła, a ja objąłem ją ze śmiechem. - Poza tym i tak miałabym z tym spory kłopot.
- Nie sądzę - odpowiedziałem sekundę przed naszym pocałunkiem.
Dobra, jak za słodko to mówcie :D ale myślę, że wcale nie jest dziwne to, że Hiro i GoGo tak się do siebie zbliżyli po tym, przez co przeszli... no i po tym jak ich odłączono :P czekam na Wasze opinie :33
~Justie
11/07/2016
Niepoczytalność
https://www.youtube.com/watch?v=2fngvQS_PmQ
Przyzwyczaiłem się już do mojej rekonwalescencji. Codziennie wpadała do mnie GoGo - raz przed lunchem i drugi raz wieczorem, gdy zazwyczaj kawiarnia pustoszała, a ciocia zajmowała się wyliczaniem utargu. Cieszyłem się, że mogę spędzić z nią trochę czasu, choć powoli irytowało mnie, że jestem poniekąd uwiązany w domu. Już myślałem nad tym, by wrócić na zajęcia, ale GoGo i ciocia stanowczo mi tego odradziły.
- To za wcześnie - odpowiedziała stanowczo ciocia, kręcąc głową. Widziałem, że zirytowałem ją tym pytaniem, choć nie miałem tego w planach. GoGo patrzyła na mnie z zaciętym spojrzeniem, grzejąc dłonie o kubek ciepłej czekolady. Siedzieliśmy w trójkę w opustoszałej kawiarni, dyskutując o różnych sprawach. Baymax miał jeszcze swój dyżur w szpitalu i raczej nie śpieszył się z powrotem.
- Powinienem się stąd ruszyć, to dobrze mi zrobi - powiedziałem, próbując je przekonać. Co prawda moje zrastające się żebra dalej przyprawiały mnie o tępy ból, którego nie łagodziły nawet leki, ale źle czułem się ze świadomością, że jestem tu, gdy dokoła mnie wszystko się dzieje.
- A co, jeżeli się poślizgniesz na lodzie i upadniesz na te żebra? - jęknęła moja ciocia, unosząc w dłoni banknoty, które w tej chwili liczyła. - Daj sobie czas, Hiro. Potrzebujesz regeneracji po tym, przez co przeszedłeś...
- Być może... - mruknąłem, na próżno szukając aprobaty u GoGo, która wyglądała, jakby nie interesowała ją cała ta dyskusja.
Dopiero gdy ciocia zostawiła nas samych, GoGo odetchnęła głośno i poruszyła się na krześle, jakby ktoś wybudził ją z głębokiego snu. Coraz częściej widziałem ją tak zmęczoną i niepokoiło mnie to. Nie raz już zasnęła obok mnie na kanapie gdy oglądaliśmy film albo przymykała oczy przy rozmowie ze mną. Czułem, że muszę jej pomóc w warsztacie i to właśnie ta myśl w głównej mierze zachęciła mnie do przekonania cioci, że powinienem zacząć żyć normalnie.
- Dzięki - mruknąłem, nie patrząc na moją przyjaciółkę. - Mogłaś coś dodać. Wiesz, że moja ciocia liczy się z twoim zdaniem.
- Nie miałam co dodawać - odburknęła cicho. Spojrzałem na nią zrezygnowany.
- Co takiego? - zdziwiłem się.
- Ma rację - odparła, wzruszywszy ramionami, po czym odstawiła swój kubek. - Powinieneś jeszcze zostać w domu. Przynajmniej dwa tygodnie.
Westchnąłem ciężko i oparłem się plecami o bar, czując, że zostałem na przegranej pozycji. Ja kontra dwie gwałtowne kobiety. Wynik był przesądzony.
- Nie usiedzę w domu dwa cholerne tygodnie - mruknąłem pod nosem, a GoGo uniosła brwi.
- Jak już sam to doskonale ująłeś, mogłeś się nie pakować w tą całą akcję z Maysonem - powiedziała rozsądnie. Gdy groza tej sytuacji nieco zelżała, GoGo zaczęła coraz częściej mi docinać z tego powodu, ale nigdy nie przeginała ze swoimi złośliwymi ripostami. Wiedziała, że nie tak wyobrażałem sobie śledzenie Maysona.
Podeszła do mnie i zarzuciła mi ręce na szyję, patrząc mi w oczy. Mógłbym się w nią wpatrywać bez końca, pomyślałem, lustrując jej ciemne, głębokie oczy.
- A że ostatecznie musiałeś postawić na swoim, to teraz musisz pogodzić się ze skutkami - zakończyła, unosząc znacząco podbródek.
Odetchnąłem, odczuwając niesamowity spokój, gdy była tak blisko. Gdyby nie to, że właśnie poruszaliśmy kwestię mojego porwania, chyba całkiem zapomniałbym o tym, co mi się przydarzyło.
- Dobrze, że jeszcze nie znudziło ci się odwiedzanie tej kawiarni - powiedziałem cicho, stykając się z nią czołem. - Bo całkiem bym oszalał.
- Zawsze byłeś odrobinkę szalony - parsknęła, a ja w odpowiedzi pocałowałem ją w usta. Nie trwało to długo, gdy usłyszeliśmy kroki mojej cioci, wracającej z nowym towarem z zaplecza.
GoGo odsunęła się ode mnie gwałtownie, a jej policzki spłonęły, gdy próbowała uniknąć wzroku cioci.
- Nic nie widziałam! - oznajmiła ciocia, kierując się do kuchni. - Już mnie tu nie ma.
Gdy opuściła kawiarnię, oboje roześmialiśmy się przyciszonymi głosami jak z jakiegoś tylko nam zrozumianego żartu. GoGo wyglądała na mocno zawstydzoną, co było u niej rzadkim widokiem. Jeśli chodzi o mnie, to przestałem się wstydzić przed moją ciocią tego co nas łączy już po tym, gdy Baymax zdradził mnie z moją skomplikowaną relacją z GoGo.
- Muszę już iść - oznajmiła, spojrzawszy krótko na moje usta. Miałem nadzieję, że pocałuje mnie na pożegnanie, ale najwyraźniej obecność cioci musiała wprawić ją w mocne zakłopotanie. GoGo stanęła na palcach i pocałowała mnie w policzek, zatrzymując na nim przez chwilę swoje słodkie usta. - Dobranoc - wyszeptała, puszczając stopniowo moją rękę.
- Dobranoc - odparłem, patrząc za nią jak stęskniony psiak za właścicielem.
Gdy drzwi się zamknęły, ciocia weszła do kawiarni, jakby wyjście GoGo dało jej sposobność do powrotu do kasy. Stałem w tym samym miejscu, zastanawiając się czy spędzić jutrzejszy dzień na czytaniu i robieniu nowych projektów, czy raczej zignorować GoGo i ciocię i wyjść choćby na krótki spacer. Skoro Mayson siedzi w areszcie, raczej nie powinienem czuć się zagrożony...
- Słodko razem wyglądacie - powiedziała ciocia, oblizując z palców karmel, którym pewnie oblała świeżo wypieczone ciastka Alyssy, jej nowego pracownika. - Nie wiedziałam, że GoGo jest w tobie taka zakochana.
- Zakochana? - spytałem z powątpieniem, choć słowa cioci dały mi wiele do myślenia.
- Odwiedza cię każdego dnia odkąd wyszedłeś ze szpitala - zauważyła, siadając przede mną na stołku.
- To nic nie znaczy. - odparłem, wzruszając ramionami, choć po moim żołądku rozlało się ciepło.
- A w szpitalu spędzała przy tobie nawet całe noce - dokończyła ciocia, patrząc mi w oczy. Jej wzrok był nie do zignorowania.
- Ciociuu... - jęknąłem, starając się ukryć uśmiech.
- Taka prawda, Hiro - kłóciła się. Usłyszałem szmer przy drzwiach wejściowych tak znajomy dla Baymaxa. - Poza tym widzę to w jej oczach. Tak samo Sayuri patrzyła na twojego ojca.
Przełknąłem głośno ślinę. Ciocia nigdy nic nie wspominała o moich rodzicach, a nawet jeśli to robiła to niechętnie. Czułem, że moje policzki stają się purpurowe. O mały włos nie zjechałem z barowego stołka, lądując przy tym na twardej podłodze.
- Moja mama? - spytałem z szokiem. Ciocia miała tak obojętną minę, jakby mówiła o utargu z dzisiejszego dnia. Baymax przywitał się z nami i usiadł głośno tuż obok mnie na podwyższanym stołku. Naprawdę nie wiem, jakim cudem jego masa się na nim zmieściła.
- Nom - odparła obojętnie, oblizując karmel z palców. - Dość łatwo się zakochiwała w różnych chłopakach, ale Keiji od początku był inny.
- Mów dalej - poprosiłem, nieprzyzwyczajony do tego, że mówi o moich rodzicach tak swobodnie.
- Spodobał ci się ten temat? - zapytała z uśmiechem, a ja kiwnąłem głową.
- Czekałem na niego siedemnaście lat, jakby nie patrzeć - odpowiedziałem, a ciocia zachichotała.
- No już dobrze, dobrze - zaśmiała się. - Wiem, że popełniłam błąd, że nie mówiłam ci o twoich rodzicach. Może gdybym to zrobiła wcześniej... Może nie szukałbyś Maysona...
- Nie o to chodziło - pokręciłem głową. Ciocia skupiła na mnie swoje spojrzenie bystrych, brązowych oczu. Pomyślałem sobie, że jeżeli każdy w mojej rodzinie był uważany za osobę inteligentną, to ciocia jak najbardziej nie była wyjątkiem.
- Więc o co? - zapytała szorstko.
Odetchnąłem. Trafiła w punkt. Nie mogłem jej powiedzieć o tym, że Mayson zamordował moich rodziców. Mimo iż potrafiła wiele znieść... Dopiero gdy spojrzałem jej w oczy, uświadomiłem sobie, że podejrzewała, że miałem powód, by śledzić największego wroga moich rodziców.
- Myślę, że oboje wiemy - odpowiedziałem poważnie. Ciocia westchnęła, a między nami pojawiła się zapora nie do pokonania.
- Było warto? - zapytała mnie, a ja obróciłem wzrok. Miałem ochotę ukrócić tę rozmowę, ale to nie było teraz takie proste.- Hiro, proszę, odpowiedz mi...
- Jestem zmęczony - odparłem, wstając od baru. Baymax patrzył na mnie ze zmieszaniem. - Porozmawiamy jutro.
- Hiro, nie traktuj mnie jak wroga. - prosiła ciocia, prostując się na swoim krześle. Zabrałem bluzę z baru i już byłem w drodze do mieszkania. - Hiro!
Nie odpowiedziałem jej aż wróciłem do swojego pokoju. Wystarczyło, żebym spojrzał na zdjęcie mojego brata oprawione w złotej ramce, bym całkiem się załamał. Usiadłem na podłodze przy zamkniętych drzwiach do mojego pokoju, starając się opanować drżenie rąk. Miałem przed oczami pełno obrazów, krwawych obrazów. Przypomniałem sobie twarz Maysona, gdy patrzył na martwe ciało Jaimiego. Nie mogłem znieść myśli, że z tą samą satysfakcją spoglądał na ciało mojego ojca, gdy po celi roznosiły się już nie krzyki Samanthy, ale mojej matki. Jeżeli mama naprawdę kochała mojego ojca, tak jak twierdziła moja ciocia, to co musiała poczuć w tamtej chwili? Co ja poczułbym, widząc GoGo, z której uszło życie?
Ocknąłem się jakiś czas potem, zauważając, że po moich policzkach spływają łzy, a dłonie wciąż drżą, jakbym stał trzy godziny na mrozie. Potrzebowałem kolejnych minut, by uświadomić sobie, że Baymax od jakiegoś czasu woła do mnie zza drzwi. Jego głos odbijał się od cienkiego drewna, brzmiąc jakby wołał do mnie z daleka.
- Hiro, otwórz, bo zaraz wyważę drzwi - mimo że jego głos brzmiał bardzo spokojnie, to czułem, że pokłady cierpliwości mojego robota, zaczynają się kończyć.
Wstałem dość chwiejnie i otworzyłem drzwi, wpuszczając Baymaxa do środka. Od razu domyśliłem się, że gdy stał pod moim pokojem, musiał przebadać mój stan psychiczny, który prawdę powiedziawszy nie był najlepszy. Czułem, że jest ze mną coś nie tak i nie za bardzo potrafię poradzić sobie z moimi emocjami, ale nie wiedziałem, w jaki sposób mógłbym sobie z tym poradzić. Co gorsza, ten problem zdawali się widzieć wszyscy z mojego otoczenia, łącznie ze mną, choć wciąż przekonywałem siebie, że potrafię to ukryć.
Robot pokręcił się trochę po pokoju, jakby nie do końca potrafił znaleźć sobie miejsce.
- Jutro zarejestruję cię do doktor Privet na konsultację - oznajmił, przechodząc do swojej ładowarki.
- Dlaczego? - spytałem ze zdziwieniem, nie dowierzając, że mój robot zaczyna się rządzić. Jak dotąd był skłonny tylko do troskliwych propozycji, nie do pewnych siebie decyzji. Najwyraźniej wysłanie go do pomocy w szpitalu było złym pomysłem.
- Bo mam analizę twojej psychiki i wiem, że coś ukrywasz. Dlaczego nie chcesz porozmawiać ze swoją ciocią? Ona się bardzo martwi... - mówił, a ja zacisnąłem dłonie w pięści. To nie jego problem.
- Baymax, możemy już skończyć? - zapytałem nieprzyjemnie. - Nie chcę o tym rozmawiać...
- Jestem twoim przyjacielem, Hiro - powiedział twardo. - Już raz cię zawiodłem. Wiedziałem, że odłączyłeś siebie od mojego systemu namierzania, ale nic z tym nie zrobiłem.
- To nie twoja wina, Baymax - mruknąłem, stając nad łóżkiem. Nie czułem się zmęczony, a jednak wolałem chyba sen od rozmowy z moim przyjacielem. Poza tym cała ta regeneracja i odpoczynek powoli dawała rezultaty. Siniaki z mojego ciała znikały, a rany goiły się szybko. Już nie miałem głowy owiniętej bandażem a po kopniakach w skroń pozostała tylko ledwie widoczna blizna.
- Co się tam stało, gdy byłeś więziony? - spytał mnie robot.
- Nic, nieważne - burknąłem, mając dość tych pytań.
- To dlaczego ukrywasz to przed swoimi bliskimi? GoGo wie? - dopytywał się.
Odczuwałem tak potężny gniew, że ledwie dawałem sobie radę go zahamować. Nie miałem pojęcia skąd się wziął, ale byłem pewien jednego - do kogo był skierowany. Moja granica samokontroli zdawała się nagle zniknąć, jakby pokryła ją gęsta mgła moich wspomnień z tortur. Czułem, że coś jest ze mną nie tak, ale nie potrafiłem tego w żaden sposób powstrzymać, jakby moja podświadomość odrzuciła mnie na bok i działała samotnie.
Nie chciałem zranić Baymaxa, ale część mojego umysłu odłączyła się od myślenia, przechodząc w stan hibernacji, zastąpiona przez falę emocji. Skrajnych emocji, podobnych ludziom pozamykanych w pokojach bez klamek.
- Nie odpowiem na żadne pytanie. - wyszeptałem, a Baymax usiadł na moim łóżku, jakby jego sensory odpowiedzialne za słuchanie nagle zawiodły.
- Co się tam stało? - zapytał, a furia, która mnie trzymała, nagle postanowiła wyjść na zewnątrz, potężna jak erupcja wygasłego wulkanu. Cofnąłem się w tył jak rażony piorunem, wpatrując się w Baymaxa z nienawiścią.
- Chcesz wiedzieć, co się stało?! - krzyknąłem, nie myśląc w tej chwili o niczym oprócz paskudnej gęby mojego oprawcy. Carlos Mayson. Mordedca. Zabił nie tylko moich rodziców, ale także cząstkę mnie, która usilnie wpajała mi, że śmierć rodziców to rzeczywiście wypadek. Miałem przed oczami jego uśmiech, jego satysfakcję, jego potęgę, która sprawiała, że czułem się przegrany. - Mayson zamordował moich rodziców. - wysyczałem. - To się do cholery stało!
Nagle usłyszałem głuchy dźwięk szkła odbitego od podłogi. Skierowałem swój wzrok za siebie i dostrzegłem moją ciocię stojącą w progu z szeroko otwartymi oczami. Wokół jej nóg leżało pełno szkła ze szklanki z wodą, którą mi zapewne niosła. Gdy uświadomiłem sobie, co właśnie powiedziałem, nogi mojej cioci zachwiały się i kobieta upadłaby na podłogę pokrytą drobnym szkłem, gdybym nie wyskoczył do przodu i nie złapał jej sekundę przed upadkiem w drobno rozbite tworzywo.
- Ciociu, ocknij się - błagałem, klepiąc ją delikatnie w policzek. W moich oczach ponownie stanęły łzy. Miałem wrażenie, że utkwiłem w jakimś okrutnym koszmarze, z którego nie potrafiłem się wydostać. - Przepraszam - jęknąłem, a mój głos się załamał. Nigdy w życiu nie czułem takiego wstydu, a zdołałem zrobić już masę głupich rzeczy...
Baymax próbował przejść przez szkło i dołączyć do mnie, ale od razu go zatrzymałem.
- Nie!! - krzyknąłem, wyciągając w jego stronę rękę. - Przebijesz się. Stój w miejscu!
O dziwo robot tym razem mnie posłuchał i nie ruszył się nawet o krok, wpatrując się we mnie z jakąś dziwną miną. Może czuł poczucie winy, zastanawiałem się, ale uświadomiłem sobie, że to niemożliwe. Był tylko robotem.
Ręka mojej cioci wylądowała w szkle, które zraniło jej nadgarstek. Z niezbyt głębokiej rany pociekła ciemna krew, plamiąc zarówno moje spodnie jak i podłogę przy progu. Przeniosłem jej ciężar na drugą rękę i uniosłem ją lekko, uważając na zranioną rękę i przeszedłem ponownie przez szkło z ciałem cioci na rękach. Dotychczas nawet nie myślałem, że mógłbym ją unieść, choć przypominałem sobie, że Tadashi nie miał z tym problemów. Często, gdy ją przytulał, podnosił ją z podłogi, a ciocia wierciła się, karząc mu postawić się z powrotem na ziemi.
- Ciociuu - mówiłem, wpatrując się gorączkowo w jej twarz. Już nie raz zemdlała z nagromadzonego stresu, ale jeszcze nigdy nie na tak długo. Zazwyczaj przebudzała się po kilku minutach.
Położyłem ją na moim łóżku, gdzie Baymax miał do niej łatwy dostęp. Jej ciemnobrązowe włosy rozlały się wokół twarzy jak ciemne promyki. Bladość twarzy nie wróżyła nic dobrego, ale nie było się co dziwić, po tym, co powiedziałem. Skończony ze mnie kretyn.
W końcu ciocia poruszyła się i zadrżała, jakby opanował ją nagły chłód. Otworzyła oczy i spojrzała na mnie tak pustym i zagubionym spojrzeniem, jakby nie do końca wiedziała, gdzie się znajduje. Jej klatka piersiowa unosiła się wolno i niewyraźnie, przez co nie byłem pewien czy swobodnie oddycha.
- Dzięki Bogu - westchnąłem z ulgą i pocałowałem ją w czoło. Baymax w tym czasie ruszył w głąb pokoju i znalazł małą apteczkę, którą trzymałem początkowo w pogotowiu, zaś później ze względu na Baymaxa. Sprzęt medyczny w jego otoczeniu był równie dobrym pomysłem, co opiłki różnych metali i sprzęt laboratoryjny przy Honey. Nigdy nie wiadomo, co mogłoby się wydarzyć.
- Co, co się stało? - wydukała moja ciocia, zerkając na swoją zranioną rękę, z której ciekła krew. Baymax podał mi bandaże z opatrunkami, najwyraźniej zdając sobie sprawę, że wolałbym zrobić to sam i usunął się, chcąc zrobić cioci jak najwięcej miejsca.
Chwyciłem bandaż i zacząłem opatrywać jej rękę, poprzednio zbadawszy czy nie ma w niej jeszcze drobinek szkła. Gdy skończyłem, owinąłem nadgarstek cioci bandażem i zawiązałem dość solidnie, by zatamować krew. Z ulgą stwierdziłem, że nie przesiąknął krwią, więc opatrunek musiał być zrobiony solidnie.
Gdy jednak spojrzałem na ciocię, moje serce rozdarło się na jeszcze mniejsze kawałeczki, o ile było to w ogóle możliwe. Obróciła głowę w kierunku Baymaxa i zaczęła płakać, zakrywając wolną ręką swoje usta. Przeczuwałem, że przypomniała sobie moje słowa.
- Ciociu, ja... - zacząłem, ale nie było nic, co w tej sytuacji powinno się powiedzieć cierpiącej osobie. Spojrzałem na Baymaxa, mając nadzieję, że robot mi pomoże, ale on tylko wpatrywał się w potłuczoną szklankę. Chyba nie za bardzo zdawał sobie sprawę z tego, co się właśnie wydarzyło. - Pozbieram szkło - zaproponowałem, wstając z łóżka.
Siedzieliśmy w kuchni pogrążeni w narastającej ciszy, będącej naszym największym wrogiem od czasu śmierci Tadashiego. Ta sama cisza sprawiała, że ciocia paplała zazwyczaj o rzeczach mało istotnych jak ubrania klientów, codzienna prasie zazwyczaj lądująca pod drzwiami kawiarni zamiast pod mieszkaniem, żarty które zasłyszała w trakcie rozmów jej pracowników. Teraz to ja odczuwałem obowiązek rozpoczęcia rozmowy, a było to tak skomplikowane jak wzniecenie ognia w Himalajach.
Baymax został w pokoju w swojej ładowarce. Do końca dnia nie odezwał się do mnie ani słowem. Może i dobrze, zważywszy na to, że on spowodował to, co się wydarzyło. Nie miałem mu tego za złe - chciał mi pomóc. Nie spodziewał się, że tak zareaguję. Co zabawne, ja również się tego nie spodziewałem.
- Ciociu... - zacząłem, kładąc rękę na jej dłoni. Siedziała nad ladą z tak ponurą miną, jakby właśnie dowiedziała się, że moi rodzice umarli - jakby nie stało się to kilkanaście lat temu. - Naprawdę nie chciałem, żebyś dowiedziała się w ten sposób...
Ciocia drgnęła, jakby dotyk mojej dłoni ją poparzył, ale nie obróciła głowy, wpatrzona w punkt poniżej lady. Teraz to ja zaczynałem się o nią martwić. Byłem przeszczęśliwy, gdy odzyskała przytomność, choć z drugiej strony, wiedziałem, że niesie to ze sobą świadomość o tym, co usłyszała.
- Jesteś tego pewny? - usłyszałem jej głos tak cicho, że w pierwszym momencie uznałem, że się przesłyszałem. Zauważyłem, że moje ręce drżą na wspomnienie słów Maysona i ukryłem je pod lada, korzystając z faktu, że moja ciocia nie zwraca na mnie uwagi. Chyba wolałbym, żeby patrzyła mi dobrodusznie w oczy, jak to robiła za każdym razem, gdy rozmawialiśmy.
Odetchnąłem głośno. Powiedział mi to Mayson, choć z drugiej strony mógł mnie okłamać. Dlaczego mu uwierzyłem? Może sprawiły to próby, jakim mnie poddano, a może po prostu zobaczyłem w jego oczach satysfakcję, jaką czuje morderca po dokonanej zbrodni. Tak czy siak, pytanie cioci sprawiło, że po raz pierwszy poczułem zwątpienie.
- On mi to powiedział. - odparłem, ale za chwile przyszło mi coś do głowy. - Jeśli chcesz, mogę zbadać sprawę. mogę przeszukać dane z sekcji kryminalnej, na pewno coś mają...
- Hiro - przerwała mi ciocia Cass, patrząc czujnie w oczy. Wyglądała jak ponura wilczyca broniąca swoje młode przed groźniejszym drapieżnikiem. - Nie chcę słyszeć, że pakujesz się w tą sprawę. Nieważne, w jaki sposób zginęli twoi rodzice. To przeszłość, Hiro. Tak jak Tadashi... - w tym momencie jej głos się załamał, a ciocia ukryła twarz w obu dłoniach. Zerwałem się z krzesła i stanąłem nad nią, obejmując ją troskliwie, jakbym to ja się nią opiekował.
Ciocia szlochała, najwyraźniej nie interesując się tym, że widzę jej cierpienie, a ja po części cieszyłem się, że nie ukrywa swoich uczuć. Bądź co bądź, ta sama strategia przyniosła mi napady furii, nad którymi nie potrafiłem zapanować. Nachyliłem się nad niziutką postacią cioci, czując jak cała rozpacz i smutek, który odczuwałem jeszcze w moim pokoju przeminęły, jakbym zostawił je za sobą. Może sprawiło to to, że zazwyczaj jeśli jedna osoba w rodzinie jest pogrążona w rozpaczy, to ta druga przyjmuje na siebie rolę jej pocieszyciela, a w tym wypadku to ciocia bardziej potrzebowała pomocy.
- Tak czy siak, chcę to wiedzieć, ciociu. - powiedziałem, a ciocia nagle obróciła głowę tak, żeby spojrzeć mi w oczy. W jej własnych chowały się pełne łzy, gotowe by spłynąć po śladach swoich poprzedniczek.
- Dlaczego? - spytała żałośnie. - Co ci to da?
- GoGo zadawała mi to samo pytanie - westchnąłem, siadając obok. Ciocia nie spuszczała mnie z oczu, jakbym był w centrum jej rozpaczy, którą poniekąd spowodowałem. - Nie potrafiłem od tego uciec. Nienawidzę niewiedzy. Po prostu - wzruszyłem ramionami. - Myślałem, że dowiem się, że moje domysły to kłamstwo, wrócę do domu i zakończę swoją misję. A stało się tak, że byłem świadkiem zabójstwa... Nie mogłem tego zostawić.
- Pani Yoko mi o tym mówiła - ciocia podciągnęła nosem, a ja ruszyłem w stronę salonu po chusteczki. Gdy je przyniosłem, podziękowała mi krótko i otarła nos. - Mówiła, że zachowałeś się bardzo odważnie, biorąc na siebie całe niebezpieczeństwo. Nie jeden uciekłby do Agendy, zostawiając za sobą rodzinę i bliskich. A ty wyszedłeś mu naprzeciw...
Oczy cioci spotkały się z moimi i dopiero zrozumiałem, w jaki sposób przyjęła te wieści. Ze smutkiem i z niewiarygodną dumą. Od kiedy pamiętałem, czuła się dumna ze mnie i z Tadashiego, ponieważ wiedziała, że oboje mamy możliwości większe od naszych rówieśników. Bywało także, że odczuwała wstyd, zwłaszcza świecąc za nas oczami w gabinecie dyrektora, gdy coś przeskrobaliśmy. Jednak świadomość, że jej siostrzeniec stał się tajnym agentem musiała wstrząsnąć nią do głębi, skoro patrzyła na mnie teraz w ten sposób. Pierwszy raz widziałem w jej oczach tak silny blask i nie widziałem, czy powinienem czuć zadowolenie, czy raczej ostrożność.
- Hiro, nie muszę ci mówić, że zrobiłeś najgłupszą rzecz na świecie... - jęknęła, a ja chwyciłem ją mocno za rękę.
- Wiem, ciociu - odparłem pokornie.
- Jedno wciąż mnie zastanawia - skoro wiedziałeś, jaka jest sytuacja, dlaczego nie poprosiłeś o pomoc swoich przyjaciół? - spytała, marszcząc brwi. Szczerze mówiąc, bałem się wyjawić jej prawdę. Przy GoGo poszło to raczej łatwo, ponieważ to ona była głównym powodem mojego postępowania.
- Nie chciałem, by groziło im niebezpieczeństwo. - odpowiedziałem, drapiąc się po głowie. Czułem, że się rumienię. - Zwłaszcza GoGo. Dlatego zostawiłem list Sam...
- Wiem, widziałam go - odparła ciocia, ściskając moją dłoń. Poczułem ucisk w brzuchu, myśląc, o tym, że był skierowany do GoGo. Dobrze, że nie ośmieliłem się pisać czegoś bardziej intymnego...
- Ale i tak jesteś na mnie zła? - zapytałem ostrożnie. Ciocia Cass przypominała tykająca bombę. Wiedziałeś, że kiedyś wybuchnie, ale nie znałeś dnia ani godziny. Potrzebowałem kilku lat, by poznać, w których momentach jej wybuch jest najbardziej prawdopodobny. Tym razem jednak ciocia przypominała bardziej stałą, zimowa górę niż czekający na erupcję wulkan.
- Skąd, skarbie - odparła, puszczając moją dłoń i sięgając do mojej twarzy. Pozwoliłem jej, by pogłaskała mnie po policzku jak kiedyś, gdy byłem dzieckiem. - Mówiłam ci już, że nie nadążam za tobą... Ale nie sądziłam, że mój siostrzeniec jest w stanie ocalić nasz kraj...
- To lekka przesada - powiedziałem z uśmiechem.
- A ja niczego nie zauważyłam... - westchnęła ciocia, kontynuując, jakby mnie wcale nie słyszała. - Stałem się twardszy, wyobcowany, a ja myślałam, że to po prostu przez problemy na uczelni. Teraz wszystko stało się jasne...
- Więc nie masz nic przeciwko, że jestem w Agendzie? - zapytałem ostrożnie, uważając na eksplozję bomby. Ciocia zamrugała, jakby nie wiedziała, o co mi chodzi. Widziałem, że jest zmęczona, bo jej zapłakane oczy ciążyły jej niczym kilkutonowe kawałki metalu.
- Zawsze będę miała coś przeciwko, bo cię kocham - przyznała po chwili, cofając rękę. - Ale nie mogę cię zatrzymywać, Hiro. Wiesz, co dla ciebie dobre.
Wziąłem do rąk jej ciepłe, matczyne dłonie i pocałowałem je w geście wdzięczności.
- Dziękuję, ciociu. - wyszeptałem z ulgą. To załatwiało kilka spraw. Przede wszystkim już nie musiałem przed nią kłamać. Z drugiej jednak strony świadomość cioci o planach Agendy sprawiała, że ona sama była w niebezpieczeństwie. Czułem, że muszę porozmawiać z Yoko w sprawie jej ochrony.
- Aż tak podoba ci się to, co robisz? - zapytała podejrzliwie ciocia. W słabym świetle wydobywającym się z kuchni, jej spojrzenie wydało się poniekąd straszne, gdybym jej nie znał. Wiedziałem, że jej reakcję powoduje jedynie troska o mnie.
- To, co robimy nie jest najłatwiejsze - wyznałem, patrząc na lśniący z czystości blat lady. - Ale tym bardziej chcę to robić - bo nikt inny nie jest w stanie zająć naszego miejsca. - spojrzałem w oczy mojej cioci, zastanawiając się, czy uda mi się ją przekonać. - Jesteśmy w tym naprawdę nieźli, ciociu. A możemy być jeszcze lepsi...
- Wierzę ci - ciocia użyła jedynie dwóch słów, by skończyć moje rozważania. W normalnych okolicznościach poczułbym rozbawienie, ale w tym momencie czułem się, jakbym stąpał po cienkim lodzie. - I wiem też, że nie chciałeś nic złego, śledząc Maysona - dodała cicho.
Nie odezwałem się, mając nadzieję, że ciocia wyczyta wszystko z mojej twarzy.
- Gdybym sama miała na tyle odwagi, może też bym zaryzykowała... Dla Sayuri. - wyszeptała, ukrywając swoje dłonie, jakby naprawdę wstydziła się swojej postawy. - Ale dla mnie zawsze na pierwszym miejscu było wychowanie waszej dwójki. - w oczach cioci stanęły łzy. - Co zresztą i tak mi się nie udało...
- Przestań, ciociu. Tadashi był szczęśliwy. - czułem się dziwnie, używszy słów, którymi zazwyczaj ludzie przemawiali do mnie, zwłaszcza podczas pogrzebu. Dopiero teraz, pierwszy raz po jego śmierci zdołałem przekonać do nich siebie samego na tyle, by zapewnić moją ciocię. - Zresztą... myślę, że dalej jest, gdziekolwiek się teraz znajduje... Był dobrym człowiekiem.
W moich ustach te zdanie wypadły dość blado, jakbym sam w nie nie wierzył. Choć w praktyce nie za bardzo wierzyłem, by było coś po śmierci, to jednak czułem, że mój brat cały czas jest przy mnie i czuwa zarówno nade mną jak i nad moją ciocią.
- Tak, masz rację - przyznała ciocia i zamrugała kilkakrotnie. - Powinnam się położyć... To za dużo jak dla mnie.
Rozumiałem ją. Informacja o nieprzypadkowej śmierci moich rodziców musiała wywrzeć na niej potężne wrażenie, skoro zemdlała od razu, gdy usłyszała moje wyznanie.
- Pomogę ci - odparłem, biorąc ją pod ramię. Jej ręka była wciąż owinięta bandażem, który zdołałem jej już zmienić, zaraz po tym, gdy zdążyła się nieco uspokoić. Czułem, że jednak to nie koniec i że ciocia nie będzie potrafiła stanąć na nogi długie tygodnie - a to wszystko z mojej winy.
Pomogłem cioci dostać się do jej pokoju, po czym podałem jej leki na uspokojenie, które znalazłem w kuchni i te, powodujące senność. Obecność Baymaxa w moim domu była przydatna, choćby dlatego, że dzięki niemu nauczyłem się, które lekarstwa mogłem ze sobą mieszać, a które nie. Teraz mógł sobie smacznie spać, o ile tak można było nazwać półświadomość w jego ładowarce, podczas gdy ja zajmowałem jego rolę ratownika medycznego w naszym domu.
- Przepraszam - wyszeptałem raz jeszcze, widząc zasypiającą ciocię, która zdołała się nieco rozluźnić po lekarstwach, które niedawno popiła. Mimo że mogła mnie nie słyszeć, czułem się zobowiązany, by powtórzyć jej to jedno słowo. Naprawdę żałowałem wszystkiego, co się stało. Mojego śledztwa, wpadki z moim sprzętem, śledzenia Maysona, ucieczki z domu, spotkania z Sam, uciekania przed goniącymi mnie ludźmi Carlosa... A wszystko po to, by zdobyć tylko kolejną skazę na mojej psychice, spowodowaną świadomością o prawdziwej przyczynie śmierci moich rodziców.
Trzymając się za bolący mnie stale tors, ruszyłem w kierunku mojego pokoju, mając nadzieję, że nie zdążę już wejść w żaden odłamek szkła. Byłem pewien, że wyzbierałem je wszystkie, aczkolwiek wolałbym nie chodzić na boso po moim pokoju, zwłaszcza w pobliżu drzwi. Zmęczony padłem od razu na łóżko, ale nie mogłem zasnąć. Wciąż miałem przed oczami przerażoną i pełną szoku minę cioci, gdy usłyszała moje słowa. To moja wina, myślałem, widząc jeszcze raz jak na odtwarzanym od nowa filmie, jak ciocia nagle traci świadomość i pada, jakby całkiem upuściły ją siły.
Już prawie zdołałem zapomnieć o tym, co dziś zrobiłem, a moje wspomnienie stało się wolne i niejasne, gdy usłyszałem głos z pewnością należący do Baymaxa. Dotychczas myślałem, że robot się ładuje, ale najwyraźniej się myliłem.
- Przepraszam cię, Hiro. - wyszeptał, a ja poczułem jak całkiem odpływam, zbyt zagubiony, by zastanawiać się, czy mu wybaczyć.
Przepraszam że tak późno :/ problem z weną mam i wgl z pisaniem :((
Przyzwyczaiłem się już do mojej rekonwalescencji. Codziennie wpadała do mnie GoGo - raz przed lunchem i drugi raz wieczorem, gdy zazwyczaj kawiarnia pustoszała, a ciocia zajmowała się wyliczaniem utargu. Cieszyłem się, że mogę spędzić z nią trochę czasu, choć powoli irytowało mnie, że jestem poniekąd uwiązany w domu. Już myślałem nad tym, by wrócić na zajęcia, ale GoGo i ciocia stanowczo mi tego odradziły.
- To za wcześnie - odpowiedziała stanowczo ciocia, kręcąc głową. Widziałem, że zirytowałem ją tym pytaniem, choć nie miałem tego w planach. GoGo patrzyła na mnie z zaciętym spojrzeniem, grzejąc dłonie o kubek ciepłej czekolady. Siedzieliśmy w trójkę w opustoszałej kawiarni, dyskutując o różnych sprawach. Baymax miał jeszcze swój dyżur w szpitalu i raczej nie śpieszył się z powrotem.
- Powinienem się stąd ruszyć, to dobrze mi zrobi - powiedziałem, próbując je przekonać. Co prawda moje zrastające się żebra dalej przyprawiały mnie o tępy ból, którego nie łagodziły nawet leki, ale źle czułem się ze świadomością, że jestem tu, gdy dokoła mnie wszystko się dzieje.
- A co, jeżeli się poślizgniesz na lodzie i upadniesz na te żebra? - jęknęła moja ciocia, unosząc w dłoni banknoty, które w tej chwili liczyła. - Daj sobie czas, Hiro. Potrzebujesz regeneracji po tym, przez co przeszedłeś...
- Być może... - mruknąłem, na próżno szukając aprobaty u GoGo, która wyglądała, jakby nie interesowała ją cała ta dyskusja.
Dopiero gdy ciocia zostawiła nas samych, GoGo odetchnęła głośno i poruszyła się na krześle, jakby ktoś wybudził ją z głębokiego snu. Coraz częściej widziałem ją tak zmęczoną i niepokoiło mnie to. Nie raz już zasnęła obok mnie na kanapie gdy oglądaliśmy film albo przymykała oczy przy rozmowie ze mną. Czułem, że muszę jej pomóc w warsztacie i to właśnie ta myśl w głównej mierze zachęciła mnie do przekonania cioci, że powinienem zacząć żyć normalnie.
- Dzięki - mruknąłem, nie patrząc na moją przyjaciółkę. - Mogłaś coś dodać. Wiesz, że moja ciocia liczy się z twoim zdaniem.
- Nie miałam co dodawać - odburknęła cicho. Spojrzałem na nią zrezygnowany.
- Co takiego? - zdziwiłem się.
- Ma rację - odparła, wzruszywszy ramionami, po czym odstawiła swój kubek. - Powinieneś jeszcze zostać w domu. Przynajmniej dwa tygodnie.
Westchnąłem ciężko i oparłem się plecami o bar, czując, że zostałem na przegranej pozycji. Ja kontra dwie gwałtowne kobiety. Wynik był przesądzony.
- Nie usiedzę w domu dwa cholerne tygodnie - mruknąłem pod nosem, a GoGo uniosła brwi.
- Jak już sam to doskonale ująłeś, mogłeś się nie pakować w tą całą akcję z Maysonem - powiedziała rozsądnie. Gdy groza tej sytuacji nieco zelżała, GoGo zaczęła coraz częściej mi docinać z tego powodu, ale nigdy nie przeginała ze swoimi złośliwymi ripostami. Wiedziała, że nie tak wyobrażałem sobie śledzenie Maysona.
Podeszła do mnie i zarzuciła mi ręce na szyję, patrząc mi w oczy. Mógłbym się w nią wpatrywać bez końca, pomyślałem, lustrując jej ciemne, głębokie oczy.
- A że ostatecznie musiałeś postawić na swoim, to teraz musisz pogodzić się ze skutkami - zakończyła, unosząc znacząco podbródek.
Odetchnąłem, odczuwając niesamowity spokój, gdy była tak blisko. Gdyby nie to, że właśnie poruszaliśmy kwestię mojego porwania, chyba całkiem zapomniałbym o tym, co mi się przydarzyło.
- Dobrze, że jeszcze nie znudziło ci się odwiedzanie tej kawiarni - powiedziałem cicho, stykając się z nią czołem. - Bo całkiem bym oszalał.
- Zawsze byłeś odrobinkę szalony - parsknęła, a ja w odpowiedzi pocałowałem ją w usta. Nie trwało to długo, gdy usłyszeliśmy kroki mojej cioci, wracającej z nowym towarem z zaplecza.
GoGo odsunęła się ode mnie gwałtownie, a jej policzki spłonęły, gdy próbowała uniknąć wzroku cioci.
- Nic nie widziałam! - oznajmiła ciocia, kierując się do kuchni. - Już mnie tu nie ma.
Gdy opuściła kawiarnię, oboje roześmialiśmy się przyciszonymi głosami jak z jakiegoś tylko nam zrozumianego żartu. GoGo wyglądała na mocno zawstydzoną, co było u niej rzadkim widokiem. Jeśli chodzi o mnie, to przestałem się wstydzić przed moją ciocią tego co nas łączy już po tym, gdy Baymax zdradził mnie z moją skomplikowaną relacją z GoGo.
- Muszę już iść - oznajmiła, spojrzawszy krótko na moje usta. Miałem nadzieję, że pocałuje mnie na pożegnanie, ale najwyraźniej obecność cioci musiała wprawić ją w mocne zakłopotanie. GoGo stanęła na palcach i pocałowała mnie w policzek, zatrzymując na nim przez chwilę swoje słodkie usta. - Dobranoc - wyszeptała, puszczając stopniowo moją rękę.
- Dobranoc - odparłem, patrząc za nią jak stęskniony psiak za właścicielem.
Gdy drzwi się zamknęły, ciocia weszła do kawiarni, jakby wyjście GoGo dało jej sposobność do powrotu do kasy. Stałem w tym samym miejscu, zastanawiając się czy spędzić jutrzejszy dzień na czytaniu i robieniu nowych projektów, czy raczej zignorować GoGo i ciocię i wyjść choćby na krótki spacer. Skoro Mayson siedzi w areszcie, raczej nie powinienem czuć się zagrożony...
- Słodko razem wyglądacie - powiedziała ciocia, oblizując z palców karmel, którym pewnie oblała świeżo wypieczone ciastka Alyssy, jej nowego pracownika. - Nie wiedziałam, że GoGo jest w tobie taka zakochana.
- Zakochana? - spytałem z powątpieniem, choć słowa cioci dały mi wiele do myślenia.
- Odwiedza cię każdego dnia odkąd wyszedłeś ze szpitala - zauważyła, siadając przede mną na stołku.
- To nic nie znaczy. - odparłem, wzruszając ramionami, choć po moim żołądku rozlało się ciepło.
- A w szpitalu spędzała przy tobie nawet całe noce - dokończyła ciocia, patrząc mi w oczy. Jej wzrok był nie do zignorowania.
- Ciociuu... - jęknąłem, starając się ukryć uśmiech.
- Taka prawda, Hiro - kłóciła się. Usłyszałem szmer przy drzwiach wejściowych tak znajomy dla Baymaxa. - Poza tym widzę to w jej oczach. Tak samo Sayuri patrzyła na twojego ojca.
Przełknąłem głośno ślinę. Ciocia nigdy nic nie wspominała o moich rodzicach, a nawet jeśli to robiła to niechętnie. Czułem, że moje policzki stają się purpurowe. O mały włos nie zjechałem z barowego stołka, lądując przy tym na twardej podłodze.
- Moja mama? - spytałem z szokiem. Ciocia miała tak obojętną minę, jakby mówiła o utargu z dzisiejszego dnia. Baymax przywitał się z nami i usiadł głośno tuż obok mnie na podwyższanym stołku. Naprawdę nie wiem, jakim cudem jego masa się na nim zmieściła.
- Nom - odparła obojętnie, oblizując karmel z palców. - Dość łatwo się zakochiwała w różnych chłopakach, ale Keiji od początku był inny.
- Mów dalej - poprosiłem, nieprzyzwyczajony do tego, że mówi o moich rodzicach tak swobodnie.
- Spodobał ci się ten temat? - zapytała z uśmiechem, a ja kiwnąłem głową.
- Czekałem na niego siedemnaście lat, jakby nie patrzeć - odpowiedziałem, a ciocia zachichotała.
- No już dobrze, dobrze - zaśmiała się. - Wiem, że popełniłam błąd, że nie mówiłam ci o twoich rodzicach. Może gdybym to zrobiła wcześniej... Może nie szukałbyś Maysona...
- Nie o to chodziło - pokręciłem głową. Ciocia skupiła na mnie swoje spojrzenie bystrych, brązowych oczu. Pomyślałem sobie, że jeżeli każdy w mojej rodzinie był uważany za osobę inteligentną, to ciocia jak najbardziej nie była wyjątkiem.
- Więc o co? - zapytała szorstko.
Odetchnąłem. Trafiła w punkt. Nie mogłem jej powiedzieć o tym, że Mayson zamordował moich rodziców. Mimo iż potrafiła wiele znieść... Dopiero gdy spojrzałem jej w oczy, uświadomiłem sobie, że podejrzewała, że miałem powód, by śledzić największego wroga moich rodziców.
- Myślę, że oboje wiemy - odpowiedziałem poważnie. Ciocia westchnęła, a między nami pojawiła się zapora nie do pokonania.
- Było warto? - zapytała mnie, a ja obróciłem wzrok. Miałem ochotę ukrócić tę rozmowę, ale to nie było teraz takie proste.- Hiro, proszę, odpowiedz mi...
- Jestem zmęczony - odparłem, wstając od baru. Baymax patrzył na mnie ze zmieszaniem. - Porozmawiamy jutro.
- Hiro, nie traktuj mnie jak wroga. - prosiła ciocia, prostując się na swoim krześle. Zabrałem bluzę z baru i już byłem w drodze do mieszkania. - Hiro!
Nie odpowiedziałem jej aż wróciłem do swojego pokoju. Wystarczyło, żebym spojrzał na zdjęcie mojego brata oprawione w złotej ramce, bym całkiem się załamał. Usiadłem na podłodze przy zamkniętych drzwiach do mojego pokoju, starając się opanować drżenie rąk. Miałem przed oczami pełno obrazów, krwawych obrazów. Przypomniałem sobie twarz Maysona, gdy patrzył na martwe ciało Jaimiego. Nie mogłem znieść myśli, że z tą samą satysfakcją spoglądał na ciało mojego ojca, gdy po celi roznosiły się już nie krzyki Samanthy, ale mojej matki. Jeżeli mama naprawdę kochała mojego ojca, tak jak twierdziła moja ciocia, to co musiała poczuć w tamtej chwili? Co ja poczułbym, widząc GoGo, z której uszło życie?
Ocknąłem się jakiś czas potem, zauważając, że po moich policzkach spływają łzy, a dłonie wciąż drżą, jakbym stał trzy godziny na mrozie. Potrzebowałem kolejnych minut, by uświadomić sobie, że Baymax od jakiegoś czasu woła do mnie zza drzwi. Jego głos odbijał się od cienkiego drewna, brzmiąc jakby wołał do mnie z daleka.
- Hiro, otwórz, bo zaraz wyważę drzwi - mimo że jego głos brzmiał bardzo spokojnie, to czułem, że pokłady cierpliwości mojego robota, zaczynają się kończyć.
Wstałem dość chwiejnie i otworzyłem drzwi, wpuszczając Baymaxa do środka. Od razu domyśliłem się, że gdy stał pod moim pokojem, musiał przebadać mój stan psychiczny, który prawdę powiedziawszy nie był najlepszy. Czułem, że jest ze mną coś nie tak i nie za bardzo potrafię poradzić sobie z moimi emocjami, ale nie wiedziałem, w jaki sposób mógłbym sobie z tym poradzić. Co gorsza, ten problem zdawali się widzieć wszyscy z mojego otoczenia, łącznie ze mną, choć wciąż przekonywałem siebie, że potrafię to ukryć.
Robot pokręcił się trochę po pokoju, jakby nie do końca potrafił znaleźć sobie miejsce.
- Jutro zarejestruję cię do doktor Privet na konsultację - oznajmił, przechodząc do swojej ładowarki.
- Dlaczego? - spytałem ze zdziwieniem, nie dowierzając, że mój robot zaczyna się rządzić. Jak dotąd był skłonny tylko do troskliwych propozycji, nie do pewnych siebie decyzji. Najwyraźniej wysłanie go do pomocy w szpitalu było złym pomysłem.
- Bo mam analizę twojej psychiki i wiem, że coś ukrywasz. Dlaczego nie chcesz porozmawiać ze swoją ciocią? Ona się bardzo martwi... - mówił, a ja zacisnąłem dłonie w pięści. To nie jego problem.
- Baymax, możemy już skończyć? - zapytałem nieprzyjemnie. - Nie chcę o tym rozmawiać...
- Jestem twoim przyjacielem, Hiro - powiedział twardo. - Już raz cię zawiodłem. Wiedziałem, że odłączyłeś siebie od mojego systemu namierzania, ale nic z tym nie zrobiłem.
- To nie twoja wina, Baymax - mruknąłem, stając nad łóżkiem. Nie czułem się zmęczony, a jednak wolałem chyba sen od rozmowy z moim przyjacielem. Poza tym cała ta regeneracja i odpoczynek powoli dawała rezultaty. Siniaki z mojego ciała znikały, a rany goiły się szybko. Już nie miałem głowy owiniętej bandażem a po kopniakach w skroń pozostała tylko ledwie widoczna blizna.
- Co się tam stało, gdy byłeś więziony? - spytał mnie robot.
- Nic, nieważne - burknąłem, mając dość tych pytań.
- To dlaczego ukrywasz to przed swoimi bliskimi? GoGo wie? - dopytywał się.
Odczuwałem tak potężny gniew, że ledwie dawałem sobie radę go zahamować. Nie miałem pojęcia skąd się wziął, ale byłem pewien jednego - do kogo był skierowany. Moja granica samokontroli zdawała się nagle zniknąć, jakby pokryła ją gęsta mgła moich wspomnień z tortur. Czułem, że coś jest ze mną nie tak, ale nie potrafiłem tego w żaden sposób powstrzymać, jakby moja podświadomość odrzuciła mnie na bok i działała samotnie.
Nie chciałem zranić Baymaxa, ale część mojego umysłu odłączyła się od myślenia, przechodząc w stan hibernacji, zastąpiona przez falę emocji. Skrajnych emocji, podobnych ludziom pozamykanych w pokojach bez klamek.
- Nie odpowiem na żadne pytanie. - wyszeptałem, a Baymax usiadł na moim łóżku, jakby jego sensory odpowiedzialne za słuchanie nagle zawiodły.
- Co się tam stało? - zapytał, a furia, która mnie trzymała, nagle postanowiła wyjść na zewnątrz, potężna jak erupcja wygasłego wulkanu. Cofnąłem się w tył jak rażony piorunem, wpatrując się w Baymaxa z nienawiścią.
- Chcesz wiedzieć, co się stało?! - krzyknąłem, nie myśląc w tej chwili o niczym oprócz paskudnej gęby mojego oprawcy. Carlos Mayson. Mordedca. Zabił nie tylko moich rodziców, ale także cząstkę mnie, która usilnie wpajała mi, że śmierć rodziców to rzeczywiście wypadek. Miałem przed oczami jego uśmiech, jego satysfakcję, jego potęgę, która sprawiała, że czułem się przegrany. - Mayson zamordował moich rodziców. - wysyczałem. - To się do cholery stało!
Nagle usłyszałem głuchy dźwięk szkła odbitego od podłogi. Skierowałem swój wzrok za siebie i dostrzegłem moją ciocię stojącą w progu z szeroko otwartymi oczami. Wokół jej nóg leżało pełno szkła ze szklanki z wodą, którą mi zapewne niosła. Gdy uświadomiłem sobie, co właśnie powiedziałem, nogi mojej cioci zachwiały się i kobieta upadłaby na podłogę pokrytą drobnym szkłem, gdybym nie wyskoczył do przodu i nie złapał jej sekundę przed upadkiem w drobno rozbite tworzywo.
- Ciociu, ocknij się - błagałem, klepiąc ją delikatnie w policzek. W moich oczach ponownie stanęły łzy. Miałem wrażenie, że utkwiłem w jakimś okrutnym koszmarze, z którego nie potrafiłem się wydostać. - Przepraszam - jęknąłem, a mój głos się załamał. Nigdy w życiu nie czułem takiego wstydu, a zdołałem zrobić już masę głupich rzeczy...
Baymax próbował przejść przez szkło i dołączyć do mnie, ale od razu go zatrzymałem.
- Nie!! - krzyknąłem, wyciągając w jego stronę rękę. - Przebijesz się. Stój w miejscu!
O dziwo robot tym razem mnie posłuchał i nie ruszył się nawet o krok, wpatrując się we mnie z jakąś dziwną miną. Może czuł poczucie winy, zastanawiałem się, ale uświadomiłem sobie, że to niemożliwe. Był tylko robotem.
Ręka mojej cioci wylądowała w szkle, które zraniło jej nadgarstek. Z niezbyt głębokiej rany pociekła ciemna krew, plamiąc zarówno moje spodnie jak i podłogę przy progu. Przeniosłem jej ciężar na drugą rękę i uniosłem ją lekko, uważając na zranioną rękę i przeszedłem ponownie przez szkło z ciałem cioci na rękach. Dotychczas nawet nie myślałem, że mógłbym ją unieść, choć przypominałem sobie, że Tadashi nie miał z tym problemów. Często, gdy ją przytulał, podnosił ją z podłogi, a ciocia wierciła się, karząc mu postawić się z powrotem na ziemi.
- Ciociuu - mówiłem, wpatrując się gorączkowo w jej twarz. Już nie raz zemdlała z nagromadzonego stresu, ale jeszcze nigdy nie na tak długo. Zazwyczaj przebudzała się po kilku minutach.
Położyłem ją na moim łóżku, gdzie Baymax miał do niej łatwy dostęp. Jej ciemnobrązowe włosy rozlały się wokół twarzy jak ciemne promyki. Bladość twarzy nie wróżyła nic dobrego, ale nie było się co dziwić, po tym, co powiedziałem. Skończony ze mnie kretyn.
W końcu ciocia poruszyła się i zadrżała, jakby opanował ją nagły chłód. Otworzyła oczy i spojrzała na mnie tak pustym i zagubionym spojrzeniem, jakby nie do końca wiedziała, gdzie się znajduje. Jej klatka piersiowa unosiła się wolno i niewyraźnie, przez co nie byłem pewien czy swobodnie oddycha.
- Dzięki Bogu - westchnąłem z ulgą i pocałowałem ją w czoło. Baymax w tym czasie ruszył w głąb pokoju i znalazł małą apteczkę, którą trzymałem początkowo w pogotowiu, zaś później ze względu na Baymaxa. Sprzęt medyczny w jego otoczeniu był równie dobrym pomysłem, co opiłki różnych metali i sprzęt laboratoryjny przy Honey. Nigdy nie wiadomo, co mogłoby się wydarzyć.
- Co, co się stało? - wydukała moja ciocia, zerkając na swoją zranioną rękę, z której ciekła krew. Baymax podał mi bandaże z opatrunkami, najwyraźniej zdając sobie sprawę, że wolałbym zrobić to sam i usunął się, chcąc zrobić cioci jak najwięcej miejsca.
Chwyciłem bandaż i zacząłem opatrywać jej rękę, poprzednio zbadawszy czy nie ma w niej jeszcze drobinek szkła. Gdy skończyłem, owinąłem nadgarstek cioci bandażem i zawiązałem dość solidnie, by zatamować krew. Z ulgą stwierdziłem, że nie przesiąknął krwią, więc opatrunek musiał być zrobiony solidnie.
Gdy jednak spojrzałem na ciocię, moje serce rozdarło się na jeszcze mniejsze kawałeczki, o ile było to w ogóle możliwe. Obróciła głowę w kierunku Baymaxa i zaczęła płakać, zakrywając wolną ręką swoje usta. Przeczuwałem, że przypomniała sobie moje słowa.
- Ciociu, ja... - zacząłem, ale nie było nic, co w tej sytuacji powinno się powiedzieć cierpiącej osobie. Spojrzałem na Baymaxa, mając nadzieję, że robot mi pomoże, ale on tylko wpatrywał się w potłuczoną szklankę. Chyba nie za bardzo zdawał sobie sprawę z tego, co się właśnie wydarzyło. - Pozbieram szkło - zaproponowałem, wstając z łóżka.
Siedzieliśmy w kuchni pogrążeni w narastającej ciszy, będącej naszym największym wrogiem od czasu śmierci Tadashiego. Ta sama cisza sprawiała, że ciocia paplała zazwyczaj o rzeczach mało istotnych jak ubrania klientów, codzienna prasie zazwyczaj lądująca pod drzwiami kawiarni zamiast pod mieszkaniem, żarty które zasłyszała w trakcie rozmów jej pracowników. Teraz to ja odczuwałem obowiązek rozpoczęcia rozmowy, a było to tak skomplikowane jak wzniecenie ognia w Himalajach.
Baymax został w pokoju w swojej ładowarce. Do końca dnia nie odezwał się do mnie ani słowem. Może i dobrze, zważywszy na to, że on spowodował to, co się wydarzyło. Nie miałem mu tego za złe - chciał mi pomóc. Nie spodziewał się, że tak zareaguję. Co zabawne, ja również się tego nie spodziewałem.
- Ciociu... - zacząłem, kładąc rękę na jej dłoni. Siedziała nad ladą z tak ponurą miną, jakby właśnie dowiedziała się, że moi rodzice umarli - jakby nie stało się to kilkanaście lat temu. - Naprawdę nie chciałem, żebyś dowiedziała się w ten sposób...
Ciocia drgnęła, jakby dotyk mojej dłoni ją poparzył, ale nie obróciła głowy, wpatrzona w punkt poniżej lady. Teraz to ja zaczynałem się o nią martwić. Byłem przeszczęśliwy, gdy odzyskała przytomność, choć z drugiej strony, wiedziałem, że niesie to ze sobą świadomość o tym, co usłyszała.
- Jesteś tego pewny? - usłyszałem jej głos tak cicho, że w pierwszym momencie uznałem, że się przesłyszałem. Zauważyłem, że moje ręce drżą na wspomnienie słów Maysona i ukryłem je pod lada, korzystając z faktu, że moja ciocia nie zwraca na mnie uwagi. Chyba wolałbym, żeby patrzyła mi dobrodusznie w oczy, jak to robiła za każdym razem, gdy rozmawialiśmy.
Odetchnąłem głośno. Powiedział mi to Mayson, choć z drugiej strony mógł mnie okłamać. Dlaczego mu uwierzyłem? Może sprawiły to próby, jakim mnie poddano, a może po prostu zobaczyłem w jego oczach satysfakcję, jaką czuje morderca po dokonanej zbrodni. Tak czy siak, pytanie cioci sprawiło, że po raz pierwszy poczułem zwątpienie.
- On mi to powiedział. - odparłem, ale za chwile przyszło mi coś do głowy. - Jeśli chcesz, mogę zbadać sprawę. mogę przeszukać dane z sekcji kryminalnej, na pewno coś mają...
- Hiro - przerwała mi ciocia Cass, patrząc czujnie w oczy. Wyglądała jak ponura wilczyca broniąca swoje młode przed groźniejszym drapieżnikiem. - Nie chcę słyszeć, że pakujesz się w tą sprawę. Nieważne, w jaki sposób zginęli twoi rodzice. To przeszłość, Hiro. Tak jak Tadashi... - w tym momencie jej głos się załamał, a ciocia ukryła twarz w obu dłoniach. Zerwałem się z krzesła i stanąłem nad nią, obejmując ją troskliwie, jakbym to ja się nią opiekował.
Ciocia szlochała, najwyraźniej nie interesując się tym, że widzę jej cierpienie, a ja po części cieszyłem się, że nie ukrywa swoich uczuć. Bądź co bądź, ta sama strategia przyniosła mi napady furii, nad którymi nie potrafiłem zapanować. Nachyliłem się nad niziutką postacią cioci, czując jak cała rozpacz i smutek, który odczuwałem jeszcze w moim pokoju przeminęły, jakbym zostawił je za sobą. Może sprawiło to to, że zazwyczaj jeśli jedna osoba w rodzinie jest pogrążona w rozpaczy, to ta druga przyjmuje na siebie rolę jej pocieszyciela, a w tym wypadku to ciocia bardziej potrzebowała pomocy.
- Tak czy siak, chcę to wiedzieć, ciociu. - powiedziałem, a ciocia nagle obróciła głowę tak, żeby spojrzeć mi w oczy. W jej własnych chowały się pełne łzy, gotowe by spłynąć po śladach swoich poprzedniczek.
- Dlaczego? - spytała żałośnie. - Co ci to da?
- GoGo zadawała mi to samo pytanie - westchnąłem, siadając obok. Ciocia nie spuszczała mnie z oczu, jakbym był w centrum jej rozpaczy, którą poniekąd spowodowałem. - Nie potrafiłem od tego uciec. Nienawidzę niewiedzy. Po prostu - wzruszyłem ramionami. - Myślałem, że dowiem się, że moje domysły to kłamstwo, wrócę do domu i zakończę swoją misję. A stało się tak, że byłem świadkiem zabójstwa... Nie mogłem tego zostawić.
- Pani Yoko mi o tym mówiła - ciocia podciągnęła nosem, a ja ruszyłem w stronę salonu po chusteczki. Gdy je przyniosłem, podziękowała mi krótko i otarła nos. - Mówiła, że zachowałeś się bardzo odważnie, biorąc na siebie całe niebezpieczeństwo. Nie jeden uciekłby do Agendy, zostawiając za sobą rodzinę i bliskich. A ty wyszedłeś mu naprzeciw...
Oczy cioci spotkały się z moimi i dopiero zrozumiałem, w jaki sposób przyjęła te wieści. Ze smutkiem i z niewiarygodną dumą. Od kiedy pamiętałem, czuła się dumna ze mnie i z Tadashiego, ponieważ wiedziała, że oboje mamy możliwości większe od naszych rówieśników. Bywało także, że odczuwała wstyd, zwłaszcza świecąc za nas oczami w gabinecie dyrektora, gdy coś przeskrobaliśmy. Jednak świadomość, że jej siostrzeniec stał się tajnym agentem musiała wstrząsnąć nią do głębi, skoro patrzyła na mnie teraz w ten sposób. Pierwszy raz widziałem w jej oczach tak silny blask i nie widziałem, czy powinienem czuć zadowolenie, czy raczej ostrożność.
- Hiro, nie muszę ci mówić, że zrobiłeś najgłupszą rzecz na świecie... - jęknęła, a ja chwyciłem ją mocno za rękę.
- Wiem, ciociu - odparłem pokornie.
- Jedno wciąż mnie zastanawia - skoro wiedziałeś, jaka jest sytuacja, dlaczego nie poprosiłeś o pomoc swoich przyjaciół? - spytała, marszcząc brwi. Szczerze mówiąc, bałem się wyjawić jej prawdę. Przy GoGo poszło to raczej łatwo, ponieważ to ona była głównym powodem mojego postępowania.
- Nie chciałem, by groziło im niebezpieczeństwo. - odpowiedziałem, drapiąc się po głowie. Czułem, że się rumienię. - Zwłaszcza GoGo. Dlatego zostawiłem list Sam...
- Wiem, widziałam go - odparła ciocia, ściskając moją dłoń. Poczułem ucisk w brzuchu, myśląc, o tym, że był skierowany do GoGo. Dobrze, że nie ośmieliłem się pisać czegoś bardziej intymnego...
- Ale i tak jesteś na mnie zła? - zapytałem ostrożnie. Ciocia Cass przypominała tykająca bombę. Wiedziałeś, że kiedyś wybuchnie, ale nie znałeś dnia ani godziny. Potrzebowałem kilku lat, by poznać, w których momentach jej wybuch jest najbardziej prawdopodobny. Tym razem jednak ciocia przypominała bardziej stałą, zimowa górę niż czekający na erupcję wulkan.
- Skąd, skarbie - odparła, puszczając moją dłoń i sięgając do mojej twarzy. Pozwoliłem jej, by pogłaskała mnie po policzku jak kiedyś, gdy byłem dzieckiem. - Mówiłam ci już, że nie nadążam za tobą... Ale nie sądziłam, że mój siostrzeniec jest w stanie ocalić nasz kraj...
- To lekka przesada - powiedziałem z uśmiechem.
- A ja niczego nie zauważyłam... - westchnęła ciocia, kontynuując, jakby mnie wcale nie słyszała. - Stałem się twardszy, wyobcowany, a ja myślałam, że to po prostu przez problemy na uczelni. Teraz wszystko stało się jasne...
- Więc nie masz nic przeciwko, że jestem w Agendzie? - zapytałem ostrożnie, uważając na eksplozję bomby. Ciocia zamrugała, jakby nie wiedziała, o co mi chodzi. Widziałem, że jest zmęczona, bo jej zapłakane oczy ciążyły jej niczym kilkutonowe kawałki metalu.
- Zawsze będę miała coś przeciwko, bo cię kocham - przyznała po chwili, cofając rękę. - Ale nie mogę cię zatrzymywać, Hiro. Wiesz, co dla ciebie dobre.
Wziąłem do rąk jej ciepłe, matczyne dłonie i pocałowałem je w geście wdzięczności.
- Dziękuję, ciociu. - wyszeptałem z ulgą. To załatwiało kilka spraw. Przede wszystkim już nie musiałem przed nią kłamać. Z drugiej jednak strony świadomość cioci o planach Agendy sprawiała, że ona sama była w niebezpieczeństwie. Czułem, że muszę porozmawiać z Yoko w sprawie jej ochrony.
- Aż tak podoba ci się to, co robisz? - zapytała podejrzliwie ciocia. W słabym świetle wydobywającym się z kuchni, jej spojrzenie wydało się poniekąd straszne, gdybym jej nie znał. Wiedziałem, że jej reakcję powoduje jedynie troska o mnie.
- To, co robimy nie jest najłatwiejsze - wyznałem, patrząc na lśniący z czystości blat lady. - Ale tym bardziej chcę to robić - bo nikt inny nie jest w stanie zająć naszego miejsca. - spojrzałem w oczy mojej cioci, zastanawiając się, czy uda mi się ją przekonać. - Jesteśmy w tym naprawdę nieźli, ciociu. A możemy być jeszcze lepsi...
- Wierzę ci - ciocia użyła jedynie dwóch słów, by skończyć moje rozważania. W normalnych okolicznościach poczułbym rozbawienie, ale w tym momencie czułem się, jakbym stąpał po cienkim lodzie. - I wiem też, że nie chciałeś nic złego, śledząc Maysona - dodała cicho.
Nie odezwałem się, mając nadzieję, że ciocia wyczyta wszystko z mojej twarzy.
- Gdybym sama miała na tyle odwagi, może też bym zaryzykowała... Dla Sayuri. - wyszeptała, ukrywając swoje dłonie, jakby naprawdę wstydziła się swojej postawy. - Ale dla mnie zawsze na pierwszym miejscu było wychowanie waszej dwójki. - w oczach cioci stanęły łzy. - Co zresztą i tak mi się nie udało...
- Przestań, ciociu. Tadashi był szczęśliwy. - czułem się dziwnie, używszy słów, którymi zazwyczaj ludzie przemawiali do mnie, zwłaszcza podczas pogrzebu. Dopiero teraz, pierwszy raz po jego śmierci zdołałem przekonać do nich siebie samego na tyle, by zapewnić moją ciocię. - Zresztą... myślę, że dalej jest, gdziekolwiek się teraz znajduje... Był dobrym człowiekiem.
W moich ustach te zdanie wypadły dość blado, jakbym sam w nie nie wierzył. Choć w praktyce nie za bardzo wierzyłem, by było coś po śmierci, to jednak czułem, że mój brat cały czas jest przy mnie i czuwa zarówno nade mną jak i nad moją ciocią.
- Tak, masz rację - przyznała ciocia i zamrugała kilkakrotnie. - Powinnam się położyć... To za dużo jak dla mnie.
Rozumiałem ją. Informacja o nieprzypadkowej śmierci moich rodziców musiała wywrzeć na niej potężne wrażenie, skoro zemdlała od razu, gdy usłyszała moje wyznanie.
- Pomogę ci - odparłem, biorąc ją pod ramię. Jej ręka była wciąż owinięta bandażem, który zdołałem jej już zmienić, zaraz po tym, gdy zdążyła się nieco uspokoić. Czułem, że jednak to nie koniec i że ciocia nie będzie potrafiła stanąć na nogi długie tygodnie - a to wszystko z mojej winy.
Pomogłem cioci dostać się do jej pokoju, po czym podałem jej leki na uspokojenie, które znalazłem w kuchni i te, powodujące senność. Obecność Baymaxa w moim domu była przydatna, choćby dlatego, że dzięki niemu nauczyłem się, które lekarstwa mogłem ze sobą mieszać, a które nie. Teraz mógł sobie smacznie spać, o ile tak można było nazwać półświadomość w jego ładowarce, podczas gdy ja zajmowałem jego rolę ratownika medycznego w naszym domu.
- Przepraszam - wyszeptałem raz jeszcze, widząc zasypiającą ciocię, która zdołała się nieco rozluźnić po lekarstwach, które niedawno popiła. Mimo że mogła mnie nie słyszeć, czułem się zobowiązany, by powtórzyć jej to jedno słowo. Naprawdę żałowałem wszystkiego, co się stało. Mojego śledztwa, wpadki z moim sprzętem, śledzenia Maysona, ucieczki z domu, spotkania z Sam, uciekania przed goniącymi mnie ludźmi Carlosa... A wszystko po to, by zdobyć tylko kolejną skazę na mojej psychice, spowodowaną świadomością o prawdziwej przyczynie śmierci moich rodziców.
Trzymając się za bolący mnie stale tors, ruszyłem w kierunku mojego pokoju, mając nadzieję, że nie zdążę już wejść w żaden odłamek szkła. Byłem pewien, że wyzbierałem je wszystkie, aczkolwiek wolałbym nie chodzić na boso po moim pokoju, zwłaszcza w pobliżu drzwi. Zmęczony padłem od razu na łóżko, ale nie mogłem zasnąć. Wciąż miałem przed oczami przerażoną i pełną szoku minę cioci, gdy usłyszała moje słowa. To moja wina, myślałem, widząc jeszcze raz jak na odtwarzanym od nowa filmie, jak ciocia nagle traci świadomość i pada, jakby całkiem upuściły ją siły.
Już prawie zdołałem zapomnieć o tym, co dziś zrobiłem, a moje wspomnienie stało się wolne i niejasne, gdy usłyszałem głos z pewnością należący do Baymaxa. Dotychczas myślałem, że robot się ładuje, ale najwyraźniej się myliłem.
- Przepraszam cię, Hiro. - wyszeptał, a ja poczułem jak całkiem odpływam, zbyt zagubiony, by zastanawiać się, czy mu wybaczyć.
Przepraszam że tak późno :/ problem z weną mam i wgl z pisaniem :((