4/30/2016

Bez znaczenia

   Słońce już całkiem wygasło, ustępując chłodnej zimie. W moim pokoju panował ciągły mrok, jakby nastał zmierzch, nie południe. Czas mijał wolno i leniwie, a mnie kompletnie nie interesowało, że go marnuję. I tak nie miało to większego znaczenia.
   Leżałam w swoim łóżku, przyciskając głowę do poduszki. Moje policzki stały się już suche, ale i tak czułam, że moje oczy nie wyglądają jeszcze normalnie - pewnie są napuchnięte po tylu godzinach płaczu. Właściwie, czemu ja się tym w ogóle przejęłam? Powinnam mieć to gdzieś, powinnam siedzieć dalej u Honey i dobrze się bawić, tak jak to robiłam wcześniej, zanim przyszła Sam. Nie rozumiałam swojego zachowania, to było irracjonalne. Uciekłam z Gwiazdki mojej najlepszej przyjaciółki tylko dlatego, że widziałam Hiro i Sam... Ach, na samą myśl znów czułam to ukłucie w sercu. GoGo, co się z tobą dzieje? - pytałam siebie cały czas, ale mój umysł prowadził monolog - reszta mnie totalnie go ignorowała.
   Co było takiego w Hiro, że czułam takie rozdarcie, gdy o nim myślałam? Odpowiedź była prosta - Honey chyba miała rację. Naprawdę coś do niego czułam... Ale to nie miało już znaczenia. Dla niego liczy się Sam, pomyślałam dość obojętnie. Odpuść, GoGo.
   Nagle drzwi do mojego pokoju uchyliły się lekko, a w jasne drewno zapukała jedyna osoba, która ze mną mieszkała.
- Można? - usłyszałam opanowany głos mojego ojca, choć najwyraźniej próbował być zabawny.
   Nie odezwałam się, mając nadzieję, że pomyśli, że śpię. W końcu leżałam tu pewien czas, tylko że do snu było mi jeszcze daleko.
   Usłyszałam wolne kroki, po czym mój ojciec usiadł obok mnie - słyszałam ciche skrzypnięcie mojego łóżka. Nie chciałam, żeby tu był, chciałam pobyć teraz sama, choć z drugiej strony cały czas czekałam, że do mnie przyjdzie. Potrzebowałam go.
- Co się stało, GoGo? - zapytał cicho, dotykając mojego ramienia. - Nawet nie zeszłaś na obiad.
- Nie jestem głodna - odpowiedziałam, dumna z tego, że mój głos brzmiał z obojętnością i spokojem. Mogłam się za nim chować zawsze, gdy moje oczy wskazywały co innego.
   Usłyszałam ciche westchnięcie, jakby mój ojciec chciał je ukryć. Nie widząc jego twarzy mogłam zgadnąć, że się martwi, zawsze to robił. Czułam się jak w jakimś upiornym deja-vu. Trzy lata temu też leżałam zapłakana i wtedy on też mnie wspierał. A raczej próbował - wtedy go odepchnęłam. Głupia, Tomago, warczałam do siebie w myślach, nie wierząc, jak mogłam dopuścić do tego, by znów czuć to samo odrzucenie, co wtedy, gdy zostawił mnie Ithani.
- Mogę ci jakoś pomóc? - zapytał, głaszcząc mnie cierpliwie po ramieniu. - Nie chcę, żebyś spędziła święta w ten sposób.
    Zamknęłam oczy, a po moich zaciśniętych powiekach przemknęły słone łzy. Czułam, że cała się rozpadam na kawałki, które ciężko będzie pozbierać. A teraz nie miałam już osoby, która mogłaby mi w tym pomóc. Może ze względu na to, a może po prostu z tęsknoty, usiadłam na łóżku i objęłam szyję mojego taty, łkając bezgłośnie.
   Mój tato objął mnie, czule głaszcząc po włosach. Uwielbiałam w nim jedną, bardzo prostą cechę - nigdy nie pytał, dlaczego jestem smutna. Nie byłam osobą, która łatwo dzieliła się z innymi swoimi odczuciami i on doskonale o tym wiedział. Zawsze byłam raczej zamknięta w sobie, tak jak moja mama. Ona wyrażała siebie za pomocą farb i pędzli, czym zachęciła mnie do swojej pasji.
   Siedzieliśmy w ciszy, która kompletnie mi nie przeszkadzała. Bałam się przyznać, że brakowało mi taty, dopiero teraz czułam jego wsparcie. Myślę, że po jego zawale coś się między nami zmieniło, widzę te zmiany. Mój ojciec coraz częściej starał się ze mną rozmawiać, nawet jeśli go odpychałam. Mimo to jednak próby te były dla mnie bardzo ważne.
   W końcu mój tato odsunął się ode mnie łagodnie i spojrzał mi w oczy, przecierając dłońmi mokre policzki, jakbym była małą dziewczynką.
- Już ci lepiej? - zapytał tylko, jakby sam nie był do końca o tym przekonany. - Niektóre sprawy trzeba po prostu przeboleć...
- Tak, jak ty przebolałeś mamę? - wyrwało mi się. Twarz ojca nie zmieniła się, jakby kompletnie nie ruszyły go moje słowa. Nie było w nich jadu, lecz zwykła ciekawość, czy cierpiał tak, jak ja teraz. Nie chciałam stracić Hiro... - Przepraszam - powiedziałam po chwili, czując się strasznie głupio. To, że cierpiałam, nie oznaczało, że mogłam bez skrupułów ranić innych, by czuć się lepiej.
- Nie masz za co - odpowiedział z delikatnym uśmiechem. - Bardzo kochałem twoją mamę i dobrze to wiesz. Po prostu... z czasem ten żal po jej stracie się zmniejszył. Sama doskonale wiesz, jak to działa - mówiąc to, wziął moją dłoń w swoją i zacisnął, chcąc dodać mi otuchy. - Razem damy sobie radę, tak?
   Uśmiechnęłam się przez łzy, zaciskając dłoń taty na znak zgody. Nie chciałam, żeby to się zmieniało, chciałam, żeby przy mnie był, choć moja ostrożność podpowiadała mi, że wkrótce to może się zmienić. Że znowu ode mnie odejdzie, a ja zostanę sama, bez żadnej pomocy. Na razie jednak żyłam chwilą i cieszyłam się, że mam w kimś oparcie.
   Nagle mój telefon odżył po ostatnich nieudanych połączeniach od Hiro, przedstawiając nieznany mi numer. Spojrzałam na niego z ciekawością i odebrałam telefon bezpośrednio przy moim ojcu.
- Tak? - zapytałam, podciągając nosem.
- GoGo? - usłyszałam znajomy głos, którego w ogóle się nie spodziewałam w tej sytuacji. - Mogłabyś do nas przyjść? To bardzo ważne.
   Zaraz, chwila. Czego Yoko chce ode mnie w dzień świąt? - zastanawiałam się. Czy naprawdę nie miała komu zawracać głowę? Wtem przyszła mi do głowy Sam i poczułam złość. No tak, Samie jest zbyt zajęta Hiro, by pomagać swojej szefowej...
- Czy to konieczne? - zapytałam tonem wskazującym na to, że niekoniecznie chcę poświęcać dla Agendy czas, który powinnam spędzić z rodziną.
- Tak! - usłyszałam Yoko, która musiała być strasznie poddenerwowana. - Reszta już o wszystkim wie, zaraz też tutaj będą. Postaraj się przyjść jak najszybciej.
   Po tych słowach rozłączyła się, zostawiając mnie samą z sygnałem. Zmarszczyłam brwi i odrzuciłam telefon na łóżko, starając się nie myśleć o nadchodzącym spotkaniu z Hiro.
- Obowiązki? - zapytał mój tato z uśmiechem, jakby zapomniał o naszym poprzednim temacie.
- Tak, coś w tym rodzaju - odparłam, przechodząc przez pokój i zgarniając kilka wybranych ubrań. Zgadywałam, że pewnie chodziło o kolejną misję, w którą Yoko chciała nas zaangażować, więc nie zamierzałam wybiegać z domu w dresach.
- Uważaj na siebie - usłyszałam i obróciłam się, patrząc na ojca z zaskoczeniem. Wiedział o Agendzie, więc domyślał się, z jakim ryzykiem się borykam. Nie sądziłabym jednak, że go to rusza, aż do teraz. Zmarszczyłam tylko jedną brew w zastanowieniu, zauważając, że stanęłam pośrodku pokoju jak wryta. Kiwnęłam tylko głową, patrząc na łagodne, ciemne oczy, podobne do moich własnych.
- Jak zawsze - odpowiedziałam miłym tonem, który raczej nie był zarezerwowany dla mojego rodzica.
   Wybiegłam z domu w zimowej kurtce i po jakimś kwadransie znalazłam się pod hotelem Akiyo, w którym znajdowała się siedziba Agendy. Ten budynek naprawdę mnie motywował - był wielki, jasny i wszechstronny - na każdym piętrze znajdowało się coś innego, dlatego był niemal ucieleśnieniem San Fransokyo, przedstawiając całą jego naturę w jednym budynku. Weszłam do środka, ignorując nieco zakłopotane spojrzenie odźwiernego, który pewnie dziwił się na widok gości w hotelu w czasie świąt. Nie ziało tu jednak pustkami - wokół pachniało puddingiem i cynamonem, jakby hotel dalej świętował gwiazdkę. Pewnie nawet tu chciano ugościć ducha świąt.
   Przejechałam windą piętra, aż do czwartego, które było mi tak dobrze znane. Zastanawiałam się, co zrobić, gdy spotkam Hiro, ale moje myśli przerwał cichy brzdęk, oznaczający koniec pracy windy i drzwi otworzyły się na oścież, ukazując mi przejście.
   Gdy zobaczyłam korytarz, zamarłam. Na środku stali Hiro i Honey, patrzący na mnie, jakby nie spodziewali się mojej obecności w Agendzie o tej porze. Poczułam się niezręcznie, gdy patrzyliśmy sobie z Hiro w oczy - coś we mnie zamarło, jakby oczekiwało czegokolwiek z jego strony. Mój umysł jednak w ostatniej chwili wyratował mnie z tej sytuacji, zanim mój rzekomy przyjaciel zdążył drgnąć.
   Wyszłam z windy pewnym krokiem i stanęłam przed moimi przyjaciółmi, udając, że wszystko gra.
- Hej - przywitałam się z lekkim uśmiechem, który zawsze ukrywał moje uczucia. Był już jak maska, która zdążyła się już wyrobić od częstotliwości jej używania. - Wiecie może o co chodzi Yoko?
   Postanowiłam grać na zwłokę - udawać, że wczorajszej nocy w ogóle nie było i że wcale nie uciekłam z mieszkania Honey. Po prostu ta noc już dla mnie nie istniała.
   Hiro i Honey spojrzeli po sobie z dziwnymi minami, ale szybko przyjęli moją grę. Nie było sensu teraz rozważać tego typu sprawy. Hiro odchrząknął i skrzyżował ręce, udając że czuje się komfortowo w tej sytuacji.
- Yoko mówiła, że potrzebuje całej naszej ekipy i że dopiero wtedy powie nam, co jest nie tak - powiadomił mnie. Skinęłam głową, choć czułam się zawiedziona, że będę musiała podtrzymywać rozmowę do czasu, aż ostatni z nas przyjdzie do Agendy. Naprawdę bałam się rozmowy o wczorajszym dniu.
   Hiro spojrzał na mnie w sposób, w który tylko on umiał na mnie patrzeć. Na samą myśl robiło mi się gorąco, ale teraz temu uczuciu towarzyszył ból w klatce piersiowej, jakby ktoś ciął moje serce na części. Obróciłam wzrok, starając się zignorować czułość w jego oczach.
- Pewnie to coś ważnego, skoro wezwała nas tak nagle - powiedziałam, patrząc w bok na drzwi do biura Sam. Miałam nadzieję, że siedzi sobie w domu, a nie spędza czasu w pracy.
- Jest to coś ważnego, GoGo - usłyszałam głos z przeciwnej strony korytarza. Obróciłam się i zauważyłam Yoko, ubraną jak zwykle na biało-szaro w tej swojej prostej spódnicy księgowej. Wyglądała klasycznie i elegancko jak osoba nadająca się świetnie do pracy umysłowej, ale nie do fizycznej, co współgrało z jej funkcją. - Nie prosiłabym was tu w święta, gdyby nie chodziło o coś ważnego - powiedziała poważnie, stając koło nas. - Ale przejdźmy może do mojego gabinetu. Nie chciałabym, żeby inni słyszeli naszą rozmowę.
   Widziałam zaniepokojenie na twarzy Hiro, który jako pierwszy ruszył za Yoko. Nie wątpiłam, że jej ufał, ale zawsze zachowywał zdrowy dystans do pani prezes, który ja popierałam. Dziwiło mnie, że Sam tak go nakłaniała do zaufania wobec Yoko, jakby leżało to w jej interesie. W końcu chyba udało jej się omotać Hiro... Rany, a ja znów wracałam do wczorajszego wieczoru...
- To, co wam mówię jest tajne, nie muszę wam przypominać? - zapytała Yoko, gdy zamknęłam jako ostatnia drzwi do jej gabinetu. Dziwiło mnie, że nie czeka na resztę, ale tylko potwierdzało to, że sprawa była pilna.
   Jej gabinet był naprawdę mały, co mnie dziwiło, skoro mieliśmy do czynienia z najważniejszą osobą w tej instytucji. Większość mebli była zapełniona idealnie poustawianymi segregatorami o ciemnych okładkach, a i tak nie było ich tak dużo. Na środku stało proste biurko z akuratnie trzema miejscami od strony drzwi, jakby Yoko przewidziała, ile nas będzie. Rozglądałam się po tym pomieszczeniu z nutą zdziwienia, jakbym nie dowierzała, że Yoko jest tak schludna i skromna.
- Skąd, pani Yoko - odpowiedziała Honey, siadając na wskazanym jej przez panią prezes miejscu. Hiro odczekał aż ja zajmę miejsce jako druga, po czym zajął ostatnie.
- Więc co się stało? - spytał nieco zmęczonym tonem, jakby już samo zastanawianie się wprawiało go w zniechęcenie.
- Z Isla Menor wydostał się kilka dni temu pewien więzień - powiedziała bez ogródek Yoko, splatając dłonie na swoim biurku. Jej szare oczy świdrowały nas, jakby chciały odgadnąć, co siedzi w naszych głowach. Aktualnie w mojej nie było nic, bo nie odczuwałam żadnych uczuć wobec skazańców znajdujących się na wyspie.
- Znamy go? - zapytał Hiro, marszcząc brwi. Zagryzłam zęby i obróciłam głowę, zauważając, że znowu mu się przyglądam.
- Nie. - odparła Yoko stanowczo. - To Martinez Tawior, znany jako Wave. Był emigrantem z Meksyku, dopóki nie wszedł w konflikt z prawem w Japonii. Przed godziną dostaliśmy informacje o włamaniu do Sayi-Centre, na drugim końcu San Fransokyo.
   Hiro podniósł głowę, jakby zszokowała go ta nazwa. Obie z Honey spojrzałyśmy na niego z zaskoczeniem.
- Sayi-Centre? - zapytał z niedowierzaniem. Mi ta nazwa nie mówiła za wiele.
   Yoko kiwnęła poważnie głową.
- Wykradł kilka mechanizmów kumulujących wartych kilkaset milionów dolarów. - odpowiedziała, zachowując kontakt wzrokowy z naszym przyjacielem. - Jak myślisz Hiro, do czego mogłyby mu być potrzebne?
   Nie musiałam zgadywać, by wiedzieć, że Sayi- Centre musiało mieć jakiś związek z robotyką. Fakt, że Hiro znał to miejsce mówiło samo za siebie. Poza tym wyraźnie nie był zachwycony tą informacją, więc na pewno to, co wykradł nijaki Wave mogło zostać wykorzystane w podły sposób. Nasz przyjaciel westchnął cicho i zapatrzył się na Yoko, jakby rozmawiał z nią telepatycznie.
- Muszę wiedzieć o nim nieco więcej - podkreślił delikatnie, w dalszym ciągu marszcząc brwi. Pamiętałam każdy kontur jego miny, szkicowałam ją już kilka razy i zawsze wprawiała mnie w zakłopotanie. Tak, jakby Hiro znał jeden krok więcej od innych za każdym razem, gdy się nad czymś zastanawiał. Bolało mnie to, że wciąż tak na niego reagowałam - przekreślanie go w moim życiu będzie musiało potrwać znacznie dłużej, niż myślałam.
   Yoko kiwnęła głową i podała Hiro jakieś dokumenty. Zajrzałam mu przez ramię, starając się wybadać coś więcej, choć pewnie nie było to konieczne, bo mózg Hiro już pewnie zapisał jakąś połowę faktów o mężczyźnie ze strony, na którą właśnie patrzył. Przypomniałam sobie moją zazdrość, gdy go poznałam. Drażniło mnie to, jak łatwo przychodziła mu nauka, przez co czułam się przy nim strasznie głupia. Raz nawet pytałam Tadashiego, czy nie wkurza go, że wszyscy zawsze zwracają uwagę na geniusz Hiro, ale on wtedy tylko się roześmiał.
- Martinez zamieszkiwał południowy Meksyk w małej miejscowości przy Morzu Karaibskim. Jego pasją od zawsze był surfing, stąd jego pseudonim w więzieniu. Wynalazł tor do deski, który umożliwiał mu około dwa tysiące więcej manewrów.
- Czyli jednym słowem jest mózgowcem? - zagadnęłam, patrząc na Yoko, która skinęła niechętnie głową.
- Tor stworzył w wieku piętnastu lat. Potem przyleciał do Japonii. - mówiła dalej, podczas gdy Hiro czytał jej dokumenty.
- No ładnie - mruknęła Honey zniechęcona dalszymi dopytywaniami. Wniosek był jeden - koleś był niebezpieczny. Skoro uciekł z więzienia, musiał mieć niezły łeb. - Nie powiadomiono żadnych służb po jego ucieczce? - zapytała blondwłosa po krótkiej chwili zastanowienia.
- Powiadomiono wszystkich - odparła zdecydowanie, ale łagodnie Yoko, nachylając się nad biurkiem. - Z tym, że obrona Hiro przyniosła więcej zamieszania na Isla Menor, niż zdajecie sobie sprawę.
   Hiro przestał czytać i skupił wzrok na Yoko, jakby chciał ją udusić gołymi rękami. Wiedziałam, ile go kosztowała ta cała rozprawa i nie zazdrościłam mu wcale tej sytuacji. Gorzej, że jego starania prawdopodobnie poszły na marne.
- Co się dzieje na Isla Menor? - spytał tylko z nutą złości w głosie. Yoko zawahała się.
- Więźniowie są traktowani lepiej, niż powinni - powiedziała dużo mniej stanowczo. - Na ogół nie dochodzi do większych zamieszek, zwłaszcza jeśli chodzi o więźniów, których ocaliliście... ale pozostali... cóż, wygląda na to, że korzystają na prawach, które im zagwarantowaliście.
   Hiro zdrętwiał na te słowa. Przez moją głowę przemknęło kilka przekleństw, których na pewno nie wypowiedziałabym w obecności pani prezes. Honey położyła dłoń na ramieniu Hiro, chcąc go wesprzeć. W jej zielonych oczach pojawiła się troska.
- Nie chcieliśmy, żeby to tak wyszło - powiedziała delikatnie, zwracając się do Yoko, ale Hiro nie zwrócił na nią uwagi.
- Czyli, że to my spowodowaliśmy ucieczkę Martineza, tak? - zapytał z powagą, siadając sztywno w swoim fotelu. Przygryzłam wargę na myśl, że nasza misja na Isla Menor wcale nie poszła tak dobrze, jak początkowo sądziliśmy.
   Yoko posmutniała i zabrała dokumenty, które Hiro położył na jej biurku.
- Masz dobre serce, Hiro - powiedziała, układając papiery w rękach. - Ale czasem to nie wystarczy, by zapanować nad tymi, którzy nie chcą słuchać.
   Hiro osunął się w fotelu, przymykając oczy. Przypomniał mi się jego napad furii, gdy dowiedział się, że Ithani miał coś wspólnego ze śmiercią Tadashiego. Pamiętam, jaki był wtedy wściekły i wciąż nie potrafiłam zrozumieć, jakim cudem mieścił w sobie tyle emocji. Osobiście ja miałam na to prosty sposób - wsiadałam na motor i pędziłam przed siebie, zostawiając za sobą wszystko, co sprawiało mi problem.
- Hiro, nie chciałeś nic złego... - zaczęłam, czując, że muszę coś zrobić, inaczej będę miała wyrzuty sumienia, że nie zrobiłam nic, gdy Hiro brał całą winę na siebie. Zauważyłam, że lekko drżą mu dłonie, co w pełni ukazywało jego stres. Zapragnęłam złapać go za rękę, by dodać mu wsparcia, ale odrzuciłam ten pomysł bardzo szybko, wciąż mając w pamięci wydarzenia z poprzedniego wieczoru.
- Co teraz? - spytał cicho, a w jego głosie wyczuwalne było napięcie.
   Yoko westchnęła dość swobodnie i oparła się o swoje biurko.
- Chciałabym, żebyście znaleźli Wave'a jak najszybciej i schwytali go, zanim to, co wykradł, okaże się niebezpieczne. - widziałam po niej, że wcale nie była tak przejęta tą sytuacją, jak początkowo myśleliśmy. Najwyraźniej takie sytuacje w Agendzie to normalka - gorzej z Hiro. Choć doskonale sobie radził jako szef naszej grupy, to bardzo często brał na siebie zbyt dużą odpowiedzialność, jakby winę za nasze błędy miał ponosić tylko on sam. - Hiro, jak myślisz, do czego mógłby użyć tych mechanizmów?
    Hiro zmarszczył brwi z zamyśleniem, skupiając swój nieobecny wzrok na blacie biurka Yoko.
- Mechanizm kumulujący skupia tysiące, a czasem miliony informacji w tej samej przestrzeni - usłyszałyśmy po chwili ciszy. - Lepsze modele potrafią skupiać więcej operacji... to coś jak dysk.
   Yoko kiwała posłusznie głową, słuchając Hiro z uwagą, jakby z chęcią korzystała z możliwości zdobycia dodatkowej wiedzy.
- Z tym, że dysk tylko przechowuje tę samą liczbę danych, a mechanizm je przekopiowuje i zwielokrotnia tak długo, ile starczy mu miejsca. - mówił dalej Hiro, gestykulując przy tym dłońmi. - W większych fabrykach produkujących roboty mechanizmy są wykorzystywane do zachowywania danych, tak by można je było skasować, gdyby roboty przerwały pracę systemu...
- Czyli, że Wave chce coś kontrolować mechanizmami kumulującymi? - zapytała z zainteresowaniem Honey, opierając się na nadgarstku. Hiro kiwnął głową.
- Jeśli interesuje go robotyka, to Agenda może mieć spory problem ze schwytaniem Martineza - skończył, patrząc w oczy Yoko. Prezes Agendy pokiwała głową, jakby przyjęła słowa Hiro i usiadła w swoim fotelu.
- Czyli po prostu Martinez potrzebuje mechanizmów, by kontrolować roboty? - zapytałam wprost. Nie wątpiłam, że Hiro zna się na robotyce, ale nie pasowało mi to do wizji przestępcy. Niby po co miałby użyć robotów? Co innego Ithani, gdy poddawał nas próbie i skonstruował fałszywe Baymaxy. Na ogół ludzie nie dążą do destrukcji miast poprzez ręcznie budowane machiny do zabijania, chyba że mają ku temu jakiś wyższy cel. - To bez sensu.
   Hiro spojrzał na mnie z zainteresowaniem, które mówiąc szczerze bardzo mi się podobało.
- Masz jakiś lepszy pomysł? - zapytał bez cienia złośliwości. No tak, w naszym gronie tą "złośliwą" byłam ja...
- Owszem - powiedziałam szczerze, czując się nieco niezręcznie, że wszyscy skupili na mnie swoją uwagę. Spojrzałam więc na Yoko. - Mechanizmy kumulujące są wykorzystywane też do dużo większych przedsięwzięć niż produkcja robotów. Zwłaszcza w przemyśle zbrojeniowym.
- GoGo, skąd ty to wiesz? - zapytała ze zdziwieniem Honey. Ona i Hiro patrzyli na mnie, jakbym się przed nimi zmaterializowała w jednym momencie.
- Interesuje mnie motoryzacja pod każdą postacią, zapomniałaś? - uświadomiłam ją, unosząc brew. Hiro uśmiechnął się delikatnie, cały czas mnie obserwując. - Podczas wojny rosyjsko-japońskiej stworzono system kontrolujący odrzutowce. W ten sposób w kokpitach nie musieli siedzieć piloci, bo sterowano nimi za pomocą mechanizmów w centrum Tokyo.
- I jaki z tego wniosek? - zapytał Hiro znudzonym głosem, najwyraźniej poczuwając się do rywalizacji ze mną, kto ma rację. Uśmiechnęłam się lekko, widząc jego pewną siebie minę.
- Mechanizm kumulujący potrafi powstrzymać machiny wojenne, odciąć od prądu pół Japonii, zablokować elektrownie... Nie każdy myśli tylko o robotach - powiedziałam, wywracając przy tym mimowolnie oczami, jakbym rozmawiała z kimś o niższym poziomie intelektualnym.
   Hiro powstrzymał śmiech, uśmiechając się przy tym ujmująco. Dziwiło mnie to, że Tadashi raczej nie miał w zwyczaju uśmiechania się w taki sposób, co jego młodszy brat. Najwyraźniej te urzekające geny w rodzinie Hamadów otrzymał Hiro wraz z nieprzeciętnym intelektem.
- Tak się składa, że nie myślę tylko o robotach - powiedział z ciepłem w głosie.
   Ach, no tak, pomyślałam, czując, że moje rozmarzenie o nim wypiera nagła złość. Sam też musi zajmować trochę twoich myśli.
   Yoko miała już coś powiedzieć, gdy drzwi do jej gabinetu uchyliły się, a do środka zajrzał Wasabi, rozglądając się z ciekawością po małej przestrzeni.
- Można, pani Yoko? - zapytał, gdy zdołał namierzyć już mnie, Hiro i Honey.
   Pani prezes kiwnęła głową, ale widziałam, że jej myśli zajmuje coś innego. Musiała mieć sporo na głowie, w końcu to, czy złapiemy Wave'a czy nie, skutkowało jej opinią i pewnie skrupułami - w końcu zgodziła się na wszystkie pomysły Hiro, także na obronę więźniów na Isla Menor. Nie wierzyłam, że będzie to powodem kolejnych problemów.
- Hiro, mam prośbę - mógłbyś przekazać reszcie informacje na temat ostatniego wydarzenia? - zapytała, biorąc z biurka plik dokumentów i przyciskając je do piersi. - Ja muszę sprawdzić, czy Robb już wrócił z wynikami analizy miejsca kradzieży... Jeśli uzyskam jakieś dodatkowe informacje, to was powiadomię. Sądzę, że zostaniecie w Agendzie na pewien czas?
- Chyba nie mamy wyboru, pani Yoko - odpowiedział nieco zmieszany Hiro.
- To dobrze - Yoko skinęła głową, patrząc na każdego z nas z osobna. - Możliwe, że jeśli Robb natrafił na jakiś świeży ślad, to wyślemy was na misję jeszcze dziś wieczorem. Dlatego szczerze mówiąc, wolałabym, żebyście byli blisko.
   Zgodziliśmy się bez stękania, choć w głębi duszy pewnie każdy z nas wolał te święta spędzić w nieco innej atmosferze. Siedzenie w Agendzie przez cały dzień raczej nie leżało w liście moich ulubionych zajęć na święta, szczególnie jeśli oznaczało to dalsze odwlekanie mojej konfrontacji z Hiro. Wyszliśmy na korytarz i zauważyliśmy Freda i Baymaxa, wychodzących z windy. Fred wyglądał przy nim na naprawdę niskiego, choć robot nie był nadludzko wysoki. Fred zamachał nam z szerokim uśmiechem, szepcząc o czymś z Baymaxem.
- To jak? O co chodzi z tą całą misją, Hiro? - zapytał Wasabi, pewnie niecierpliwiąc się na samą myśl, co Yoko mogła nam przekazać.
   Uwaga Hiro jednak była skupiona na mnie i nie był raczej zainteresowany w tym momencie tematem Martineza i mechanizmów, które wykradł. Wiedziałam, że chce ze mną pogadać i po raz pierwszy czułam, że nie wiem, co robić. Miałam ochotę wziąć nogi za pas i uciec jak najdalej, widząc siłę tego spojrzenia, ale nie zrobiłam nic, po prostu stojąc przed moim przyjacielem i patrząc mu w oczy. W końcu westchnął, jakby ważność obowiązków przewyższyła jego zamiary.
- Chodźcie, zaraz wam powiem - zwrócił się do Wasabiego, cofając się w kierunku naszego apartamentu. Czułam się nieswojo, jakbym to ja zrobiła coś nie tak. Coś rozrywało mnie od środka - z jednej strony ogromna chęć rozmowy z Hiro, jego zainteresowania i wsparcia, z drugiej jednak strony miałam ochotę go rozszarpać na strzępy po tym, jak widziałam go całującego się z Sam. Nie byliśmy razem, więc nie miałam powodów, by czuć się zdradzona, jednak to nie argumentowało tego, jak się teraz czułam. Dopiero teraz dotarło do mnie, jakim kłamstwem była nasza przyjaźń.
- Dołączę do was później - mruknęłam, odchodząc w przeciwnym kierunku, w stronę windy.




Dobra, dobra, jestem :3 miała być sobota - wyrobiłam się :D jest 23:25 uff ;33

To jak podoba wam się w takim razie rozdział o GoGo i czy chcecie więcej? ;) bo jeśli tak, to mogę przygotować ich więcej w najbliższym czasie, nie to żeby użalanie się nad sobą Hiro i jego wyrzuty sumienia były mniej interesujące :D

PS: Rany, ostatnio zrobiłam się na jedyną chyba blogerkę, która pyta swoich czytelników jak ma wyglądać next :D czuję się jak prezydent w demokracji xd ;33

~W takim razie Wasza Pani Prezydent, Just Dreamie xD

4/23/2016

Szczera rozmowa

   Wyskoczyłem z kuchni za GoGo i wpadłem do pokoju, w którym siedzieli wszyscy, z tym, że moi przyjaciele przerwali rozmowy, a Honey wstała spanikowana.
- GoGo, poczekaj! - krzyknęła za nią, a Megan wstała z krzesła i pobiegła za czarnowłosą. Zanim zrobiłem choć krok, usłyszałem trzask zamykanych drzwi, ale nie zamierzałem stać bezczynnie.
   Wparowałem do przedpokoju i ubrałem buty, o kurtce już nawet nie myślałem. Megan wpadła również na ten sam pomysł, ale nie zamierzałem na nią czekać - nie, jeśli GoGo mogła być już daleko stąd.
   Wypadłem na ulicę, rozglądając się nerwowo wokół.
- GoGo! - krzyknąłem, poszukując w ciemności jej szczupłej sylwetki. Ulica jednak ziała pustką. Jeżeli GoGo zaczęła biec, to równie dobrze mogła być już teraz koło mojego domu i wątpiłem, bym mógł ją teraz dogonić.
   Rozejrzałem się dokoła jeszcze raz i zawołałem ją, ale nikt mi nie odpowiadał, a ja nie wiedziałem, dokąd mogła pójść. Czułem się jak ostatni kretyn, w sumie nie... Nawet najgorszy kretyn nie zrobiłby czegoś takiego.
- Znalazłeś ją? - spytała Megan, która wyszła za mną z budynku. Pokręciłem tylko głową, a mulatka podała mi moją kurtkę.
   Przyjąłem ją, dopiero teraz wyczuwając chłodny powiew wiatru. Miałem na sobie tylko cienką koszulę.
- Co się tam właściwie stało, Hiro? - zapytała łagodnie, kładąc mi dłoń na ramieniu. Miałem ochotę powiedzieć jej o wszystkim - o Sam, o moich wątpliwościach wobec Go, o tym jak raniło mnie to, że stale ukrywa przede mną swoją przeszłość. Jednak rozsądniejszym było zostawienie tych myśli samemu sobie, zamiast się nad sobą rozczulać. Ja zawiniłem. Ja poniosę tego konsekwencje.
- Wydaje mi się - rzekłem po dłuższej chwili. - że bardzo ją zraniłem.
   Megan odsapnęła, a na jej łagodnym obliczu pojawiły się drobne zmarszczki wokół czoła, gdy się zastanawiała. Wasabi robił tą samą minę, zauważyłem i najprawdopodobniej by mnie to rozbawiło, teraz jednak nie miałem siły na jakikolwiek uśmiech.
- Hiro - zaczęła nieśmiało. - Myślę, że nie ma takich ran, których nie dałoby się zalepić. - powiedziała z powagą. Nie znasz GoGo, miałem jej odpowiedzieć, ale spojrzałem tylko w cień ulicy. - Wracasz na górę?
- Nie - odpowiedziałem wolno. - Przeproś ode mnie Honey i resztę. - powiedziałem, po raz pierwszy dzisiaj pewny swojej decyzji. - Poszukam jeszcze GoGo, a jeżeli jej nie znajdę, to po prostu wrócę do domu. Baymax trafi sam.
   Megan kiwnęła głową ze smutkiem i wróciła do domu Honey ciężkim krokiem. Nie miałem wątpliwości, że przez ten wieczór bardzo polubiła GoGo, stąd ta troska. Miałem tylko nadzieję, że moja przyjaciółka nie zrobi nic głupiego.




   Nie zdołałem jej wczoraj znaleźć, co gorsza całą noc prawie nie zmrużyłem oka - tą właściwą noc, bo siedzieliśmy u Honey dosyć długo. Rankiem czułem się wyzuty z sił i resztek nadziei. Niby po co GoGo miałaby ze mną gadać po tym wszystkim, myślałem, wbijając sobie kołek do własnej trumny. Ciocia nie wróciła aż do popołudnia, bo kurs zajął jej sporo czasu. Niemal mnie to cieszyło - przynajmniej nie widziała, w jakim jestem stanie. Wtedy na pewno pociągnęłaby mnie za język i opowiedziałbym jej o całym incydencie z Sam.
   Koło dziesiątej zadzwoniła do mnie Honey i koniecznie chciała ze mną pogadać. Zgodziłem się dość niechętnie, bo wolałem zostać w tym momencie sam. Poszliśmy razem na spacer do parku Riverrun, a wokół nas zbierały się białe, równe płatki śniegu. Nawet pogoda postanowiła mnie dzisiaj zdołować, pomyślałem, widząc jak biały puch zbiera się na poszarzałych chodnikach.
- Rany, Hiro - usłyszałem na przywitanie. - Wyglądasz jak sto nieszczęść!
- Też miło cię widzieć, Honey - odpowiedziałem ponuro, gdy przyjaciółka wzięła mnie w swoje ramiona.
   Miała na sobie jasny płaszcz, sięgający kolan i wysokie kozaki, wiązane pomarańczowymi sznurówkami. Przyszło mi na myśl, że jeżeli zabraknie nam słońca o tej porze roku, to równie dobrze mogliśmy liczyć na naszą Honey.
- A teraz mów, co się wczoraj stało - powiedziała dobitnie, patrząc na mnie, jakbym kogoś zamordował. - Najpierw uciekła GoGo, potem ty, zaraz Sam...
- Sam też poszła? - zapytałem, dopiero teraz przypominając sobie, że zostawiłem ją tam w mieszkaniu Honey. Świetnie, kolejny punkt dla Hamady.
- Coś mi się wydaje, że całkiem straciłeś wczoraj głowę, co? - zapytała, obserwując mnie uważnie swoimi zielonymi oczyma.
- Chyba coś w tym jest - odparłem, gdy weszliśmy na most. Zapatrzyłem się w ciemną toń lodowatej wody, zastanawiając się przy tym, czy łatwo jest się utopić w takiej temperaturze.
- No więc? - zagadnęła Honey, czekając na odpowiedź. Najwyraźniej nie chciała mi dzisiaj odpuścić.
   Zastukałem w drewnianą poręcz mostu, szukając słów. W końcu się poddałem i powiedziałem wprost.
- Sam mnie pocałowała. Wtedy do kuchni weszła GoGo, a resztę już chyba wiesz... - mówiąc to zamknąłem oczy, żeby nie widzieć reakcji mojej przyjaciółki, która pewnie urwie mi za to głowę. Oczekiwałem naprawdę wszystkiego - że mnie uderzy, nakrzyczy na mnie, spanikuje, cokolwiek, ale Honey milczała, co jeszcze bardziej mnie zirytowało.
- Niepotrzebnie zaprosiłam Sam - westchnęła ciężko, wpatrując się w śnieg pod naszymi stopami.
- Co? - zapytałem, nie rozumiejąc, dlaczego chce wziąć na siebie winę za to, co się stało.
- To moja wina - powiedziała, patrząc mi w oczy. - Dokuczałyśmy sobie z GoGo... zresztą w twojej sprawie i po prostu miałam nadzieję, że obecność Sam skłoni ją do... czegokolwiek w twoim kierunku. Tak, wiem, że brzmi to strasznie głupio.
- Nie wiem, bo nic z tego nie zrozumiałem - powiedziałem szczerze. Kurczę, skoro nawet ja nie rozumiałem, o co chodzi Honey, a jestem przecież uznawany za geniusza, to chyba faceci mają to po prostu wpisane w genach.
    Honey założyła rękawiczki na swoje zaczerwienione ręce.
- Po prostu widziałam, że nie jesteś jej obojętny - powiedziała spokojnie, choć wcale na taką nie wyglądała. - Ale ona wszystkiego się wypierała. GoGo jest typem człowieka, który... nie działa, jeśli nie musi. A obecność Sam skłaniała ją do działań w twoim kierunku, dlatego zaprosiłam ją na tą Gwiazdkę. Nie myślałam, że dojdzie do czegoś takiego...
- Moment - przerwałem jej, próbując ogarnąć cokolwiek z tej babskiej paplaniny. - Twierdzisz, że chodzi tu o jej zazdrość o Sam.
- Brawo, Hiro - pochwaliła mnie Honey sarkastycznie, co kompletnie do niej nie pasowało. Tego typu gatki należały się GoGo. - A myślisz, że była zazdrosna, bo...?
   Uniosłem brew, oczekując, że Honey będzie kontynuować, ale zrobiła to dopiero, gdy zapadła między nami ciężka cisza.
- Och, wy się kochacie! - wykrzyknęła, gdy najwyraźniej zdołałem już wydostać z niej resztki cierpliwości. - Na litość boską, nie rozumiem, dlaczego tak utrudniacie sobie życie.
   Spojrzałem na białe gałęzie połyskujące nad wodą, starając się poskładać całą tę układankę do kupy. Reakcja GoGo jak najbardziej pasowałaby do całego tego zamieszania, ale nie potrafiłem pogodzić się z faktem, że GoGo mogłaby się we mnie zakochać. To było po prostu zbyt... zbyt nierealne, by mogło być prawdą. Mimo to moje serce zareagowało dziwnym ciepłem, które rozeszło się po moim ciele jak rozgrzewający kompres.
- Naprawdę tak myślisz? - zapytałem cicho, nie wierząc w słowa przyjaciółki.
   Honey westchnęła cicho.
- Widzieliśmy was przecież wtedy na Isla Menor. - powiedziała rzeczowym tonem, niczym adwokat, przedstawiający dowody. - I potem, gdy ten budynek się zawalił. Ty nie widziałeś wtedy miny GoGo... Jeszcze nigdy nie widziałam jej takiej wstrząśniętej, chociaż mnie też napędziliście niezłego stracha.
- Ale to jeszcze nic nie znaczy... - mruknąłem z rozbawieniem, jakby Honey chciała mnie przekonać do czegoś, co nie miało miejsca.
- Właśnie, że znaczy - burknęła obrażonym tonem. - Niby czemu wtedy od razu wpadła ci w ramiona, gdy Baymax was wydostał z tych ruin?
   Nie potrafiłem odpowiedzieć. Faktycznie, dziwiło mnie to, choć gdyby w tych ruinach była GoGo, pewnie zareagowałbym tak samo.
- Albo niby dlaczego zazwyczaj się rumieni, gdy rozmawiamy o tobie? - zaszczebiotała Honey, co nieco działało mi na nerwy. Zazwyczaj jej entuzjazm wpływał na nas kojąco i dodawał otuchy, ale był również wadą, zazwyczaj w takich właśnie sytuacjach.
- Obgadujecie mnie? - spytałem, marszcząc brwi, choć z moim głosie słychać było kpinę.
- Czasami - Honey mrugnęła do mnie znacząco. - Ale nie są to rzeczy, o których będę ci teraz mówić.
- Aha, okej - odpowiedziałem tonem, jakby mi to zupełnie nie przeszkadzało, choć byłem ciekawy, co takiego o mnie mówiły. - Ale i tak mnie nie przekonałaś.
   Honey przystanęła naprzeciw mnie, przez co czułem się strasznie niski, bo nie dość, że wciąż przewyższała mnie wzrostem to miała na nogach te wysokie kozaki. Spojrzała na mnie łagodnie, choć w jej wyrazie twarzy nie było nic, co mogłoby mnie uspokoić.
- To nie mnie rysuje na każdym wykładzie. - powiedziała tylko, jakby to zdanie miało zakończyć sprawę. Przypomniałem sobie te szkice znalezione u niej w domu. Z tym argumentem nie potrafiłem się nie zgodzić, w końcu sam ją na tym przyłapałem na ostatnim wykładzie. - Aaa, czyli jednak wiesz o czym mówię? To stąd te rumieńce? - zapytała Honey ze śmiechem.
- Honey, - zacząłem, nie wiedząc tak naprawdę, co mam powiedzieć. - to nic nie zmienia. - westchnąłem ciężko, wiedząc, że komuś muszę się wyżalić. - Ostatnio byłem z Sam w pewnej knajpie i był tam Ithani. Podsłuchałem jego rozmowę i trochę mnie to zdołowało...
    Honey nagle spoważniała.
- Mów dalej - poprosiła.
- Sam twierdziła, że chodziło o przeszłość GoGo. - mówiłem, starając się przypomnieć sobie ten dialog. - Ithani mówił coś o tym, że GoGo wpakowała ich w kłopoty, że złapała ich policja... Mówił też o jakiś pieniądzach a potem podał coś swojemu rozmówcy. Nie wiem, co to było, nie zdążyłem się przyjrzeć...
- O nie - westchnęła Honey, a w jej zielonych oczach pojawiło się szczere zaniepokojenie.
- Wiesz, o co chodziło? - zapytałem, gdy w moim umyśle zapalił się ogarek nadziei. Honey pokręciła przecząco głową.
- Nie, ale jeżeli Ithani mówił o tym teraz, to znaczy, że naszej GoGo może coś grozić. - powiedziała całkiem poważnie. - Niby dlaczego miałby to sobie przypominać akurat teraz? Może mają jakieś porachunki... sama nie wiem.
   Westchnąłem ciężko. Miałem wrażenie, że bez względu na to, w co wpakowała się GoGo, nie mogłem jej pomóc. Choć naprawdę tego chciałem. Na pewno nie zamierzałem zostawić jej samej na pastwę Ithaniego, to wiedziałem na pewno.
- Pogadaj z nią - powiedziała Honey, patrząc na mnie z nadzieją. - Tobie na pewno powie, o co chodzi.
- Nie jestem tego pewny - odparłem smętnie. - Nie po tym, co się wczoraj stało.
   Próbowałem - dzwoniłem, szukałem jej po tej ucieczce z domu Honey, ale GoGo odcięła się ode mnie, więc nie chciałem się narzucać. Już przeszło mi przez myśl, by po prostu do niej pójść, ale to był naprawdę zły pomysł.
   Przeszliśmy znaczną część parku w trakcie naszej rozmowy. Choć tak naprawdę stałem na tym samym, co wcześniej, to czułem się lżej, móc wygadać się mojej przyjaciółce. Tak naprawdę po raz pierwszy od podsłuchania tej rozmowy mogłem z kimkolwiek porozmawiać. Z Sam nie chciałem już więcej rozmawiać na temat GoGo, o ile w ogóle, a cioci nie chciałem włączać w relację ja - GoGo. Poza tym czułem, że powinienem również przeprosić Sam, w końcu nie tylko w stosunku do GoGo zachowałem się podle - najpierw pozwoliłem na ten pocałunek, a potem zostawiłem ją samą w mieszkaniu Honey i nie odezwałem się do niej ani słowem.
- Hiro - zaczęła Honey nieśmiało po chwili ciszy. - Chciałabym cię spytać tylko o jedno, o ile się nie obrazisz.
  Gdy pozwoliłem jej, żeby kontynuowała, Honey westchnęła, jakby to pytanie przychodziło jej z trudem.
- Chodzi o tą Sam... Nie wiedziałam, że jesteście tak blisko. Tobie tak na niej zależy?
- Właśnie najpotworniejsze w tym wszystkim jest to, że nie - powiedziałem ze wstydem. - Przyjaźniliśmy się, ale widziałem, że ona traktuje mnie inaczej i tego nie przerwałem...
- To znaczy, że ty do niej nic nie czujesz? - spytała Honey, jakby chciała się upewnić. Spojrzałem na przyjaciółkę, jakby zapytała mnie o coś naprawdę banalnego.
- Pewnie, że nie. - odpowiedziałem. Cieszyłem się tylko, że Sam nas nie słyszy. Nie miałbym tyle odwagi, by powiedzieć jej coś tak okrutnego prosto w twarz. Honey uśmiechnęła się do mnie delikatnie, jakby dopiero co trawiła moją odpowiedź.
- A jeśli chodzi o GoGo... - zaczęła z tą samą nieśmiałością, z którą zadała mi to pierwsze pytanie. - To czy ty nadal...?
   Roześmiałem się szczerze. Nieczęsto słyszy się takie pytania. Zwłaszcza od najbliższych przyjaciół.
- A jak ci się wydaje, Honey? - odpowiedziałem, czując, że się rumienię.
   Honey uśmiechnęła się z zadowoleniem, jakby takiej odpowiedzi się spodziewała. Przyciągnęła mnie do siebie i przytuliła, jakby chciała się osłonić przed mrozem. Mimo że była ode mnie sporo wyższa i tak udało jej się położyć głowę na moim ramieniu, choć zgadywałem, że pewnie z niemałym trudem.
- Honey - zwróciłem się do niej, zastanawiając się, czy to ten most widziałem we wspomnieniu przyjaciółki dotyczącym mojego brata. Poza tym naszła mnie dziwna myśl - czy przypominałem jej czasem Tadashiego... - mam do ciebie prośbę.
   Blondynka stanęła prosto i spojrzała na mnie z zainteresowaniem, bo nieczęsto pewnie ją o coś prosiłem. Wiatr zawiał znowu od strony parku, rozrzucając jej włosy na boki.
- Proszę, nie baw się więcej w swatkę - powiedziałem ze śmiechem, choć sprawa z Sam wcale nie była taka zabawna. Honey uśmiechnęła się szczerze.
- Nie martw się, nie zamierzam - odparła ciepło. - Tylko... Pogadaj z GoGo. To moja ostatnia prośba.
   Westchnąłem. Nie żebym próbował to zrobić od ostatnich dwudziestu czterech godzin... Poza tym nie widziałem powodu, dla którego GoGo miałaby ze mną gadać. Jeżeli Honey miała rację... choć sam nie potrafiłem uwierzyć, że GoGo mogłaby się we mnie zakochać, to oznaczałoby to, że naprawdę ją skrzywdziłem. Poza tym musiałem jeszcze pogadać z Sam, co może być jeszcze trudniejsze od rozmowy z GoGo.
   Kiwnąłem głową z zamyśleniem, ale Honey szturchnęła mnie znacząco.
- Ejj, - powiedziała ze śmiechem. - Dobrze będzie. Znam ją bardzo dobrze, da ci szansę.
   Zapatrzyłem się ponownie w toń wody, tym razem z większym dystansem. Jej spokojny prąd nieco mnie uspokajał, działając jak uspokajające źródełka sprzedawane w co drugim sklepiku z pamiątkami w tym kraju. Nic nie potrafiłem poradzić na to, że mój naród uwielbiał spokój i harmonię - sądząc po tym musiałem chyba mieć jakieś obce geny, bo mój charakter ostatnio nieco odstawał od zachowania tradycyjnego Japończyka. Stałem się bardzo uczuciowy, pomyślałem z zastanowieniem. Może o tą zmianę chodziło Sam.
- Cieszę się, że ty i Robb... - zacząłem z uśmiechem. Honey kiwnęła głową.
- Miałeś kiedyś coś takiego, że... bałeś się w coś zaangażować, bo.. - przegryzła wargę, najwyraźniej hamując łzy. Najwyraźniej nie był to dla niej łatwy temat. Popatrzyłem na niej z zaalarmowaniem, jakby nie wszystko było okej.
- Masz na myśli Tadashiego? - zapytałem cicho, jakby ktoś nas podsłuchiwał. Honey spojrzała na mnie, a w jej oczach zalśniły łzy.
   Potarła dłonie w nerwowym geście i położyła je na poręczy mostu.
- Często przyłapuję się na tym, że o nim myślę - wyznała mi. - A kiedy według rady GoGo staram sobie kogoś znaleźć, wtedy szukam kogoś podobnego do niego... - mówiąc to otarła samotną łzę spływającą po jej policzku. Coś w jej słowach chwyciło mnie za serce - byliśmy sobie bardzo bliscy, nasza pustka, jaką czuliśmy po stracie Tadashiego była porównywalna.
- Robb ci go przypomina? - zapytałem delikatnie. Honey wzruszyła ramionami.
- Trochę gram, wiesz - przyznała, uśmiechając się przez łzy. - Chcę uspokoić GoGo.... i was, że wszystko gra.
   Minęły dwa lata, uświadomiłem sobie. W tym czasie chyba już zdołałem pogodzić się ze śmiercią mojego brata. Pomagała mi pustka w domu i samotne rozmowy moje i cioci. Brakowało mi Tadashiego, ale nauczyłem się z tym żyć, w końcu. Najwyraźniej życie uczuciowe Honey było bardziej skomplikowane.
- Czujesz coś do Robba? - spytałem bez wyrzutów. Nawet jeśli udawała uczucie do Robba, to nie mogłem powiedzieć jej wprost, że to złe. To tak jakby kopać leżącego.
- Coś na pewno - powiedziała, wzruszając ramionami. - Jest naprawdę czuły. Wspiera mnie... Choć nie wie o Tadashim. Nie wiem, czy umiałabym o nim zapomnieć.
- Nie musisz - powiedziałem na głos. Przypomniałem sobie słowa Naomi i uśmiechnąłem się w myślach, że odebrałem tę lekcję od małej dziewczynki. - Tadashi chciałby, żebyś nie była samotna. Chciałby, żebyś ułożyła sobie życie. Jestem o tym przekonany. Poza tym... chyba nikt nie znał go lepiej ode mnie, więc...
   Honey otarła łzy z policzków i uśmiechnęła się do mnie z ciepłem, które bardzo często u niej widziałem. Ona po prostu kipiała pozytywnymi uczuciami, wątpiłem, by potrafiła kogoś nienawidzić.
- Dziękuję ci, Hiro, że jesteś ze mną. - powiedziała ze wzruszeniem.
- Zawsze, Honey - odparłem, odwzajemniając uśmiech.


Witam :33 tak jak obiecałam za tydzień będzie rozdział z GoGo ;) także życzę cierpliwości i widzimy się w nast sobotę! ;)

4/16/2016

Pocałunek

   Ciocia Cass zastała mnie przed książkami, gdy zadzwonił do niej telefon.
- Tak, tak, wiem - mówiła podekscytowanym tonem - Jeszcze nie, już mu powiem.
   Zamknąłem podręcznik do robotyki fizycznej i spojrzałem na nią, oczekując, że to mnie chce coś powiedzieć. Ciocia Cass wyłączyła telefon i zaczesała swoje brązowe włosy za ucho.
- Hiro, przepraszam cię bardzo - powiedziała z miną, jakby kogoś zamordowała. - Ale nie mogę dzisiaj zostać z tobą, Ellie zapisała mnie na kurs, a pierwsza sesja wypada wieczorem. Może zrobię ci coś dobrego do jedzenia i... - zauważyłem, że musiała mieć wyrzuty sumienia, bo słowa wyskakiwały z jej ust z prędkością światła.
- Dobrze - powiedziałem jej, gdy zdołałem dojść do głosu. - Przecież i tak idę dzisiaj do Honey - przypomniałem jej.
   Obiecałem mojej przyjaciółce, że dotrzymam jej towarzystwa w gwiazdkę i nie zamierzałem złamać słowa ze względu na GoGo. Poza tym uznałem, że dobrze mi zrobi spędzenie czasu z przyjaciółmi, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach.
- Jejku, Hiro zapomniałam - skrzywiła się, pukając się w czoło. Uśmiechnąłem się lekko. Wiedziałem, że ostatnio ma sporo na głowie.
- O placku z wiśniami też? - spytałem ze śmiechem, a ciocia natychmiast zniknęła w przejściu na schodach niczym rażona piorunem. Usłyszałem jak zbiega z pędem po schodach w kierunku kuchni i odłożyłem książkę na bok, wiedząc, że najprawdopodobniej już do niej nie sięgnę. Poza tym nie podobała mi się wizja spędzenia świąt przy nauce, nawet jeśli powinienem nadrobić sześć wykładów uniwersytetu w ciągu przerwy świątecznej.
   Zszedłem do kuchni i pomogłem cioci wyciągnąć przepalony placek z piekarnika, bo z paniki jej rękawiczki zaczęły się dymić.
- Uważaj - powiedziałem, odbierając jej blaszkę, zanim rękawice zdążyły się zapalić.
- Cholera! - krzyknęła ciocia, ściągając szybko rękawice i rzucając je na ladę w kuchni. Widziałem po niej, że traci zupełną kontrolę nad tym, co robi, a powód był jeden - jej dalszy rozwój w karierze przedsiębiorcy San Fransokyo. Widziałem, że szczególnie mnie potrzebuje - zwłaszcza teraz, kiedy cały świat zwalał się jej na głowę. - A tak ładnie rósł...
- Nic się nie stało - odparłem lekko, jakby cała praca cioci nie poszła właśnie na marne. W kuchni roznosił się odór spalenizny, ale robiłem dobra minę do złej gry i po prostu uchyliłem okno.
   Ciocia obeszła ladę i usiadła na stołku, załamując ręce.
- To ponad moje siły, Hiro - westchnęła, a w jej oczach mignęły łzy bezsilności. Jeszcze nigdy nie widziałem jej tak bezsilnej, poza momentem, gdy podbiegła wtedy pod płonący Instytut. Ja leżałem wtedy na ziemi, rozpaczając, a mój brat... - Co ja się oszukuję. Nie jestem dobrym rodzicem, nie mówiąc o tym, że słabo idzie mi prowadzenie Lucky Cat. Za dużo od siebie wymagam.
   Westchnąłem i ująłem jej biedne, zmęczone ręce w moje dłonie, chcąc dodać jej wsparcia.
- Wcale że nie, ciociu - nie zgodziłem się, patrząc jej w oczy. - Jesteś wspaniałym rodzicem, poza tym zajmowałaś się mną i Tadashim przez tyle lat - powinnaś zacząć spełniać swoje marzenia.
- Ale nie twoim kosztem, Hiro - przerwała mi, pokręcając głową. - A ostatnio ciągle cię zaniedbuję.
   Uśmiechnąłem się lekko. Wcale nie czułem się zaniedbywany - wręcz przeciwnie. Ciocia zawsze była przy mnie, gdy jej potrzebowałem i naprawdę nie potrafiłem jej nic zarzucić. Poza tym leżało mi na sumieniu, ile dla nas poświęciła, by nas wychować - tak naprawdę została naszym adoptowanym rodzicem, wcale o to nie prosząc.
- Dam sobie radę - zapewniłem ją pewnym głosem, siadając naprzeciw na drugim stołku barowym. - Kilka dni bez ciebie to nie tragedia, choć przyznaję, że będę bardzo tęsknił - dodałem drugą część wypowiedzi, czując, że stąpam po cienkim gruncie. Ciocia Cass uśmiechnęła się lekko, ale szybko na jej twarzy pojawił się znów smutek.
   Przejechała mi dłonią po twarzy z czułością, co robiła ostatnio, gdy byłem całkiem mały.
- Nawet nie zauważyłam, kiedy zdążyłeś tak wyrosnąć - powiedziała cicho, jakby do siebie.
   Poczułem się nieco zażenowany, ale ucieszyłem się z jej słów. Coraz więcej osób mówiło o mnie, że się zmieniłem lub że dorosłem, ale ja wciąż czułem się tym samym prostym Hiro, co kiedyś i nie do końca wiedziałem, o co im chodzi. No dobra, może zauważyłem zmiany w moim wyglądzie, ale nie były one tak wielkie, żeby zaraz określać po tym moją dojrzałość - miałem nieco krótsze włosy niż wcześniej, uwydatniły się moje kości policzkowe a oczy nabrały poważniejszego charakteru, ale uśmiechałem się tak samo i miałem takie samo podejście do świata, co wcześniej. Mimo to najbardziej cieszyło mnie zdanie GoGo. Widziałem, że traktuje mnie inaczej, niemal z podziwem, gdy mówi o zmianach, które we mnie zaszły. Czułem, że chodzi w tym coś więcej - może chodziło o naszą różnicę wieku.
- Chodź, posprzątamy i upieczemy ten placek jeszcze raz, zgoda? - zapytałem ją, wstając ze stołka. Ciocia patrzyła na mnie z zaciekawieniem i zamyśleniem, jakby na myśl, że nie jestem tym samym dzieckiem, które przygarnęła do siebie, gdy zabrakło mu rodziców. - A potem ty pójdziesz się pakować, a ja wypełnię kwity.
- Jesteś pewny, że nie potrzebujesz przy tym mojej pomocy? - zapytała delikatnie, jakby nie chciała mnie urazić. Tak się składało, że akurat zazwyczaj, gdy zostawiała Irmę samą w dokumentach, to zastępczyni mojej cioci prosiła o pomoc mnie, więc całą księgowość miałem w jednym palcu.
- Nie przesadzajmy - odparłem, wyrzucając resztki ze spalonego ciasta do śmietnika. - Potrafię samodzielnie wypełnić kilka papierów.



   Zjawiłem się w domu Honey przed czasem, by pomóc jej w kuchni. Oczywiście poza pieczeniem ciast i ich dekorowaniem, nie miałem zbyt wielkiego doświadczenia w gastronomii, ale postanowiłem jej pomóc, zwłaszcza, że nie miałem nic innego do roboty. Przebrałem się w jakieś eleganckie ciuchy, jak zawsze, gdy zasiadaliśmy z ciocią i Tadashim do stołu, myśląc o tym, jak ta Gwiadka będzie różniła się od wcześniejszych. Jak dla mnie było to smutne święto, bo zawsze przypominało mi o moim bracie - o tym, że zawsze spędzaliśmy ten czas razem i jak mi go teraz brakuje. Byłem ciekaw, czy kiedyś, gdy będę miał własną rodzinę, to czy będę umiał spędzić święta, nie przypominając sobie o naszych wspólnych wygłupach przy stole, żartami wymienianymi nad kolacją oraz śmiechem cioci, gdy rozbawialiśmy ją razem do łez.
- Hiro, dobrze, że jesteś - ucieszyła się Honey, otwierając przede mną drzwi do jej małego, gustownie urządzonego mieszkania. Ręce miała całe z mąki łącznie z jej kremowym fartuchem, ubrudzonym zapewne niedokończonym puddingiem. Z jej schludnego koka wystawało kilka złotych kosmyków, opadających na czoło. Zerknęła na moje ciemne, dopasowane spodnie i jasnoniebieską koszulę i uśmiechnęła się z lekkim zdumieniem. Sama stała w jasnoróżowej sukience, skrywanej pod brudnym fartuchem, więc odetchnąłem w ulgą, że nie wyróżniłem się moim ubiorem. - Wchodź do środka, bo zmarzniesz.
   Powiesiłem kurtkę na wieszak i zdjąłem buty, podczas gdy moja przyjaciółka próbowała wytrzeć swoje białe ręce o fartuch.
- Jak ci idzie? - zapytałem ją, widząc, że stara się jednocześnie usunąć mąkę z dłoni i zaczesać włosy do tyłu.
- Źle, jeszcze nigdy nie przygotowywałam sama Gwiazdki - przyznała smętnie, poddając się z opadającymi włosami.
- A kto powiedział, że masz ją przygotowywać sama? - zapytałem z uśmiechem, idąc za nią do kuchni. - Chyba nie myślałaś, że ci na to pozwolę?
   Honey obróciła się do mnie i posłała mi uśmiech pełen ulgi. Widziałem, że cieszy się z mojej obecności, co nieco mnie podbudowało. Choć dla dwóch osób jestem potrzebny - Honey i mojej cioci. Ważne, żeby teraz skupić się na tym, nie na moich myślach i zwątpieniach dotyczących GoGo.
- A co tam u Naomi? - zagadnęła, mieszając w kuchni w misce z puddingiem. - Słyszałam, że jej mama już wyszła ze szpitala.
- Tak - odpowiedziałem, drapiąc się po głowie. - Obie zamieszkały u siostry Lary.
   Sam nie wiedziałem, czy kiedykolwiek je jeszcze zobaczę. Lara była miłą kobietą, ale widoczna była u niej chęć do niezależnego życia, więc mogła jednocześnie chcieć się od nas odciąć, nawet a może szczególnie po tym, co dla niej zrobiliśmy. Może myślała, że zrobi nam kłopot, próbując znów pojawić się w naszym życiu wraz z Naomi, choć ja musiałem przyznać, że będę strasznie tęsknił za moją małą przyjaciółką.
- Nie wyglądasz na pocieszonego - zauważyła Honey. - Wyciągniesz ciastka z piekarnika? - poprosiła.
- Jasne - odparłem, biorąc do rąk grube, czerwone rękawice.
- Przyzwyczaiłeś się do tej dziewczynki, prawda? - zagadnęła, wsypując do miski kilka przypraw.
- Być może - odparłem, stawiając blaszkę na kuchence. W całej kuchni rozniósł się słodki zapach kruszonego ciasta i suszonych owoców, na który ciekła ślinka. Honey wyglądała, jakby miała dryk do cukiernictwa - może zaproponować ją jako pomoc przy kuchni cioci? W końcu wiadomo nie od dziś, że nasza Honey szuka jakiegoś zajęcia, by ukończyć studia.
- Podobno bardzo dobrze dogadujesz się z dziećmi z tego, co mówiła mi GoGo. - mówiła Honey, zapatrzona w swoją robotę. Wywróciłem lekko oczami, na wspomnienie mojej przyjaciółki... a może już nie? Sam nie wiedziałem.
- Ach tak - mruknąłem tylko w odpowiedzi, zdejmując rękawice. - Mówiła ci coś jeszcze?
- Tak - odparła Honey, chichocząc. - Ale to zachowam dla siebie.
   Wywróciłem oczami jeszcze raz, tym razem jednak nie ukrywałem tego przed Honey. Kobiety, pomyślałem, przypominając sobie, że to samo mówiłem ostatnio Wasabiemu. Zastanawiało mnie, jakie byłoby bez nich życie, ale równocześnie musiałbym przyznać, że straciłoby cały kolor, jak szkic bez farb.
- Kiedyś sama ci to powie - zwróciła się do mnie Honey z przekonaniem, mieszając w puddingu - No, gotowe, teraz wystarczy tylko życzenie.
   Spojrzałem na miskę z uśmiechem, nie wierząc, że Honey wierzy w tradycję wypowiadania życzeń nad ręcznie przygotowaną masą. Mimo to moja przyjaciółka zamknęła oczy i skinęła głową po chwili na znak, że już pomyślała o swoim pragnieniu. Blond kosmyk osunął jej się na czoło, gdy zmarszczyła swoje jasne brwi.
- Co pomyślałaś? - zapytałem, opierając się o ladę
- A-a-a - stęknęła Honey, machając mi palcem przed twarzy. - Życzeń nie wypowiada się na głos, bo się potem nie spełniają. No, teraz ty.
- Ale ja nie robiłem z tobą puddingu - zaśmiałem się, chcąc tak naprawdę oddalić od siebie myśl o jakimkolwiek życzeniu bożonarodzeniowym, wiedząc, na jaką drogę natrafią moje nieokiełznane myśli.
   Honey skinęła głową bez słowa i wyciągnęła z szafki cynamon w torebce, po czym podała mi go z pewną siebie miną.
- A to co? - spytałem z cieniem uśmiechu, mierząc w dłoni małą torebkę.
- Zapomniałam go dodać - powiedziała, jakby ta odpowiedź była najprostsza na świecie. - Wsyp trochę, to nie będziesz mógł powiedzieć, że mi nie pomagałeś.
   Teraz już naprawdę poczułem się zażenowany. Wyobraziłem sobie minę Tadashiego, który pewnie musiał znosić pomysły Honey na co dzień i mało nie wybuchnąłem śmiechem. Nie, Tadashi był inny - miał w sobie masę cierpliwości, poza tym uwielbiał Honey jeszcze bardziej ode mnie, więc pewnie z radością przystałby nawet na tradycje gwiazdkowe, którym ja nie ulegałem.
-  Czy to konieczne? - spytałem bezbronnie, ale mina Honey mówiła mi jasno, że nie mam wyboru. Otworzyłem z westchnieniem torebkę i wsypałem szczyptę cynamonu do puddingu. Honey patrzyła na mnie, jakby chciała wejść mi do głowy i sprawdzić, czy wypowiedziałem w myśli życzenie.
   Tylko co ja mogłem sobie życzyć? - pomyślałem, starając odepchnąć od siebie myśli o Go. Tak naprawdę moim jedynym pragnieniem w tym momencie było dowiedzieć się o niej wszystkiego, a zwłaszcza o jej przeszłości - nie chciałem, by dalej przede mną ukrywała cokolwiek, a wydawało mi się, że moja wiedza o niej to tylko czubek góry lodowej. Byliśmy przyjaciółmi, więc chyba zasługiwałem na szczerość, prawda?
   W końcu odetchnąłem i zdecydowałem się życzyć sobie właśnie tego, skoro i tak myśli te nie pozwoliły mi się skoncentrować na czymkolwiek innym. Czułem się jak więzień we własnym ciele - zniewolony przez jedną dziewczynę, w dodatku moją przyjaciółkę.
- Co to za smętna mina? - zapytała mnie Honey z zaniepokojeniem na twarzy.
- Mogłaś mnie nie zmuszać do tego życzenia - mruknąłem w odpowiedzi, chowając ten przeklęty cynamon.
- Dotyczył GoGo, prawda? - zapytała smutno. Byłem obrócony do niej plecami, więc nie widziała mojej miny.
- Mieliśmy nie mówić o swoich życzeniach, - przypomniałem jej - więc mnie nie przepytuj. Poza tym moglibyśmy pogadać o czymkolwiek innym? - czułem dumę, że nic w moim głosie nie wskazywało na to, że mnie to dotknęło.
- Nie ma sprawy - odparła Honey z entuzjazmem. - Pomożesz mi nakryć do stołu? Już chyba wszystko pokończyłam.
   Uśmiechnąłem się szeroko.
- Myślałem, że już mnie nie poprosisz - odpowiedziałem, chowając w cień moje myśli, co przychodziło mi dość łatwo w towarzystwie Honey.


   Zmrok zapadł jakąś godzinę temu, gdy siedzieliśmy w piątkę przy stole. Czuliśmy się trochę inaczej bez Wasabiego, ale to nie zmieniało faktu, że świetnie się razem bawiliśmy. O dziwo, nawet zdołałem się rozluźnić przy GoGo i na chwilę zapomnieć o moich wątpliwościach wobec jej przeszłości. Nie chciałem wyskakiwać z tym akurat dzisiaj, kiedy mieliśmy co świętować i byłaby to kompletna głupota z mojej strony, więc wolałem udawać, że jest wszystko okej, niż psuć humor gościom.
   Musiałem przyznać, że moi przyjaciele wyglądali dziś naprawdę nietypowo - jeżeli tak to można określić. Zacznijmy od tego, że Freddie był ubrany również w koszulę o jasnoczerwonym kolorze i miał gładko zaczesane włosy. Cóż, widzieliśmy go codziennie dlatego zmiana jego ubioru nawet w tak uroczystej okoliczności była dla nas dość sporym zaskoczeniem. Co prawda, widziałem go już takiego na zdjęciu rodzinnym w jego posiadłości na końcu miasta, ale musiałem się uszczypnąć w policzek, by się upewnić, że to nie sen.
   Ubiór Honey nie budził wcale tak wielkiego zaskoczenie, bo wyglądała olśniewająco, zresztą tak jak zawsze - choć w Instytucie nosiła raczej luźne swetry i wysokie obcasy, to każdy z nas wiedział, że niewiele jej trzeba, by wyglądać fenomenalnie. I znów musiałem ukrywać uśmiech, zastanawiając się, w jaki sposób mój brat patrzył na nią w Instytucie, do którego razem chodzili. W dodatku róż jej sukienki idealnie pasował do różu na jej policzkach.
   Najtrudniej jednak przychodziło mi odrywanie wzroku od GoGo, do czego się zresztą już chyba przyzwyczaiłem. Nikt by jej nigdy nie namówił na sukienkę, ale to nie oznaczało, że jej wygląd nie przyciągał spojrzeń. Miała na sobie szarozłote legginsy imitujące jeans, lekką bluzkę o kolorze turkusu z rękawami do łokci, a na jej uszach wisiały okrągłe, złote kolczyki, sięgające jej niemal do ramion. Wyglądała na zadowoloną i rozluźnioną w naszym towarzystwie, co nieco mnie irytowało, przypominając sobie o tym, że pewnie nawet nie wiedzieliśmy o niej w połowie tego co Ithani.
- Ej, ludzie - ogłosił dumnie Fred w trakcie jedzenia kruchych ciasteczek Honey. - Muszę wam coś ogłosić.
- Jeśli to coś ważnego, to dobry czas, Freddie - mruknęła z uśmiechem GoGo, a Honey jej zawtórowała. Siedzieliśmy tu razem od jakiś ponad dwóch godzin, więc byłoby to w pełni uzasadnione.
- Dzięki, GoGo, że interesuje cię mój rozwój zawodowy. - odparł Fred, udając zniecierpliwienie. Tak naprawdę to chyba żadne dogadywania GoGo nigdy go nie zbulwersowały. Mniej więcej na tym polegała ich relacja.
- Twoje co...? - zapytała GoGo, przełykając łyk herbaty.
   Honey i ja wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Nawet Fred nam zawtórował. Baymax uniósł palec do góry i wskazał na GoGo.
- Trafna uwaga - powiedział robot.
- I ty przeciw mnie? - zapytał Fred, gdy zdołał się już uspokoić.
- Skąd, Fred. - odpowiedział Baymax, uśmiechając się po swojemu. Trąciłem lekko Honey w ramię.
- Zauważyłaś to? - zapytałem ją, wpatrując się w Baymaxa, jakbym widział go po raz pierwszy na oczy.
- Co? - spytała Honey marszcząc brwi.
- Autoprogramowanie Baymaxa posunęło się tak daleko, że już nawet wypracował swój humor. - powiedziałem z naukowym entuzjazmem. Nie byłem pewien, czy Tadashi to przewidział, gdy projektował robota. Tak jakby zaczął żyć własnym życiem...
- Ty... faktycznie - odparła Honey, mrugając oczami. Widziałem po niej, że zainteresowała się tym na równi ze mną. Byłbym skory przeszukać mechanizmy robota, by dowiedzieć się, skąd biorą się jego automatyczne przeróbki, ale obiecałem sobie, że już nigdy nie będę wpływać na oprogramowanie Baymaxa.
- Co tak szepczecie? - zapytał nas Fred, mrużąc oczy, by udać podejrzliwość.
- Nic, nic - odpowiedziałem zamiast tego. Nie chciałem się tym dzielić w towarzystwie Baymaxa. - Nie powiedziałeś nam w końcu tego, co chciałeś - przypomniałem.
- Aha, właśnie - odparł Fred, znów powracając do swojej dumnej postawy. GoGo spojrzała na niego z zaciekawieniem. - Chciałem wam powiedzieć, że zapisałem się na pierwszy semestr Akademii Filmowej.
   Otworzyłem szeroko oczy. Freddie i filmy? Czyżby chciał zostać aktorem?
- Fred, znam cię dosyć długo i nie przypominam sobie, żeby ciągnęło cię do aktorstwa - powiedziała GoGo z powagą. Honey kiwnęła głową, choć najwyraźniej pomysł ten ją zaintrygował.
- Bo nie kręci mnie aktorstwo - odparł obronnie Freddie. - Bardziej zależy mi na reżyserstwie, ale takim wiecie... na pewnym poziomie. Znam najlepszych twórców w sumie przez mojego ojca i chciałbym coś zacząć w tym kierunku, może zgodziliby się mi pomóc.
- To doskonały pomysł, Fred - powiedziała szczerze Honey.
- Skoro jest to coś, co lubisz, to dobrze, że chcesz to rozwijać - przyznałem i powiem szczerze, że jego pomysł nie był taki zły.
- A ty co myślisz, GoGo? - zapytał Fred, unosząc brew. GoGo dopiła cierpliwie herbatę, patrząc w stół.
- Może zdurniałam, ale naprawdę widzę cię w tej roli - powiedziała z cieniem uśmiechu.
- GoGo Tomago powiedziała w moją stronę coś miłego - Fred udawał zdziwienie. - Ej, ma ktoś kamerę? Przydałoby się to uwiecznić...
- Nie przyzwyczajaj się zanadto - mruknęła GoGo, opierając się o oparcie krzesła.
   Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Honey zerwała się z miejsca, podczas gdy my zastanawialiśmy się, kto to mógłby być. Z tego, co wiedziałem, to Honey nie oczekiwała jeszcze jednego gościa. Miny moich przyjaciół mówiły jasno, że są równie zdziwieni, co ja i gospodyni.
- Tak? - usłyszeliśmy z przedpokoju. - Wasabi!
   Spojrzeliśmy na siebie ze zdziwieniem i radością, po czym wstaliśmy wszyscy i ruszyliśmy do przedpokoju. Rzeczywiście, w progu stał Wasabi, a za nim stała kobieta o czarnych, kręconych włosach i takim samym kolorze skóry, co nasz przyjaciel. Z tego, co wiedziałem, to Wasabi miał spędzać święta z rodziną, dlatego kompletnie nas zaskoczył pojawieniem się u Honey.
- Przecież nie mogłem pozwolić, żebyś świętowała sama - powiedział Wasabi z szerokim uśmiechem, przytulając do siebie Honey. Zastanawiałem się, czy jego towarzyszka to ta Carry, o której wspominał Wasabi.
   GoGo odchrząknęła znacząco.
- A my to co? - zapytała, wskazując na naszą czwórkę. - Parapety?
   Wasabi i jego towarzyszka zaśmiali się cicho.
- Ach, właśnie - Wasabi spojrzał na nią i objął ją ramieniem. - Poznajcie moją siostrę, Megan.
   Spojrzeliśmy na smukłą mulatkę o pełnych ustach, która uśmiechnęła się do nas przyjaźnie.
- Dotychczas nie wiedzieliśmy, że masz siostrę - zaznaczyłem, widząc zdziwione miny moich przyjaciół. Więc jak wyglądała Carry, nowa dziewczyna Wasabiego?
- No tak - Wasabi podrapał się po głowie.
- Jason nie mówi za wiele o sobie - przyznała szczerze, a jej uśmiech był nadzwyczajnie biały.
   Spojrzałem na GoGo i wymówiłem niemo imię Jasona, które nie kojarzyło mi się tak naprawdę z nikim, ale przyjaciółka obdarzyła mnie tylko swoim zniewalającym uśmiechem i wzruszyła ramionami. Aha, fajnie, że dopiero dowiedziałem się, jak na imię ma mój kumpel.
- Wchodźcie do środka - zaprosiła ich Honey. - Nie stójcie tak w przedpokoju.
   Tak naprawdę odkąd w drzwiach pojawił się Wasabi, ostatnie ponure myśli odeszły w kąt i spędzaliśmy naprawdę miły czas w swoim towarzystwie. Wymienialiśmy żarty i docinki, ale przede wszystkim dużo rozmawialiśmy. Pomimo wspólnego czasu w Instytucie i teraz w Agendzie, to rozmawialiśmy zbyt rzadko i potrzebowaliśmy takiego odpoczynku w swoim gronie. Czułem się tak odprężony, że zdołałem zapomnieć, że ostatnio rzadko kiedy się uśmiechałem.
   Megan, siostra Wasabiego, okazała się świetna. Dopiero po kilku godzinach wspólnej rozmowy zaczynałem zauważać tak oczywiste podobieństwo między nimi - to samo skupione spojrzenie, podobny kształt brwi, ale przede wszystkim to samo opanowanie, które musiało być najwyraźniej ich cechą rodzinną. Wasabi wspominał, że ma dużą rodzinę, ale tak naprawdę dopiero teraz poznaliśmy kogokolwiek z jego bliskich. Megan szczególnie dobrze dogadywała się z GoGo, z którą przegadała dobre pół wieczoru. Dowiedzieliśmy się, że siostra Wasabiego - lub Jasona - studiowała prawo i mieszkała w San Fransokyo niedaleko Instytutu, a my nawet nie wiedzieliśmy o jej istnieniu. Wasabi dodał, że jego siostra jest niesamowicie zdolna, co przyjęliśmy z brakiem zdziwienia, sądząc po talencie naszego przyjaciela do wszelkiego rodzaju fizyki. Oczywiście Megan skromnie zaprzeczyła.
   Gdy myśleliśmy już, że wieczór skończy się w takiej atmosferze, nagle zaskoczył nas kolejny dzwonek do drzwi. Honey spojrzała na innych ze zdziwieniem, ale znalazła tylko odzwierciedlenie swojej własnej miny.
- Kolejni niezapowiedziani goście? - zaśmiała się GoGo, szturchając lekko Megan.
- Zaraz sprawdzę - powiedziała Honey, po czym odeszła do przedpokoju z nieco zaniepokojoną miną. Jakby nie patrzeć, nasze święta w naszą Szóstkę i tak zmieniły się w siódemkę, choć obecność Megan była nam jak najbardziej na rękę, więc teraz nie miałem zielonego pojęcia, kto mógł do nas wpaść o tak późnej porze.
- Stawiam dziesięć do jednego, że Honey ucieszy się ze swojego gościa - GoGo nachyliła się i udawała, że szepcze Wasabiemu do ucha. Przyjaciel zaśmiał się i zerknął na mnie.
- Dobra, ale ja obstawiam, że ty zadowolona nie będziesz - odpowiedział, a GoGo zmarszczyła swoje ciemne brwi i obróciła głowę, a jej złote kolczyki zatańczyły wokół jej twarzy.
   Nie wiem, jak potoczył się ten zakład, bo tak naprawdę obydwoje wygrali. Honey wróciła po chwili, trzymając za rękę uśmiechniętego Robba. Za nimi do pokoju wkroczyła niepewnie Sam w swojej jasnobłękitnej sukience. Na jej widok mina GoGo wyraźnie zrzedła, dlatego Wasabi nieco zyskał w ogólnej punktacji.
- Cześć wszystkim - Robb i Sam odezwali się do nas niemal równocześnie. Spojrzeli na siebie i zaśmiali się głośno. Gdyby nie wyraźne różnice między tym dwojgiem przede wszystkim w kolorze skóry, można byłoby uznać Sam za młodszą siostrę Robba i przeczuwałem, że współpraca w Agendzie stworzyła między nimi właśnie taką więź.
- Coś mi się wydaje, że twoje życzenie się spełniło - zauważyłem, zwracając się do Honey. Robb spojrzał na nią z uśmiechem, a jej policzki niemal od razu spłonęły rumieńcem. - Zgadłem?
- Hiro, nie stresuj jej - zaśmiała się GoGo, a Honey od razu oprzytomniała i zerknęła na przyjaciółkę, jakby coś mi sugerowała.
- A twoje się spełniło, Hiro? - zapytała, a ja musiałem użyć resztek siły woli, by nie spojrzeć na GoGo.
- Jest w trakcie realizacji - odparłem ze śmiechem, a reszta także się roześmiała.
   Pomogłem Honey naszykować dodatkowe miejsca przy wspólnym stole, co nie było takie trudne, biorąc pod uwagę fakt, że jej stół był dość spory, by pomieścić nas wszystkich. Sam wyglądała, jakby czuła się tutaj niezaproszona. Zajęła miejsce obok mnie, unikając spojrzeń, rzucanych jej przez GoGo.
- Myślałam, że jesteś zajęty na święta - powiedziała Honey do Robba, który zajął miejsce obok niej.
- Bo byłem, - odezwał się Robb. - Ale Yoko odpuściła nam wyjazd w święta, więc postanowiłem wpaść. Mam nadzieję, że wam nie przeszkadzam?
- Skąd - odparł Wasabi za Honey, której odpowiedź była tak bardzo do przewidzenia, że równie dobrze mogła nic nie mówić. - Ty też jechałaś na święta z Yoko? - zapytał, patrząc na Sam.
- Tak, ostatnio w Agendzie mamy sporo obowiązków - przyznała, zapomniawszy się, albo nie zauważywszy Megan, jednak szybko wymigała się od dalszych dywagacji na ten temat. - w dodatku Honey też mnie zaprosiła i Robb o tym wiedział, więc zaproponował, że może zrobimy wam niespodziankę.
- I udało wam się - przyznała Honey, uśmiechając się do Sam. Miałem lekkie wrażenie, że Sam chciała podkreślić przy nas to, że została zaproszona, ale postanowiłem odpuścić ten temat.
- Rany, naprawdę przygotowałaś sama to wszystko? - zapytał Robb, a w jego oczach pojawił się podziw. Uśmiechnąłem się lekko na myśl, że są lub mogliby być razem, zależy jak daleko sięgała ich relacja, o czym niestety nie zostałem przez Honey poinformowany. Widziałem jednak, że zależało jej na prawej ręce Yoko, dlatego tym bardziej miałem nadzieję, że oboje będą szczęśliwi.
- Nie sama - przyznała, zerkając na mnie. - Hiro mi pomagał.
- Mnie w to nie mieszaj - zaśmiałem się, unosząc bezbronnie ręce. - Ja tylko pilnowałem, by ciasta się nie przepaliły i doprawiłem twój pudding.
   Honey zaśmiała się ze mną, ale pokręciła równocześnie głową.
- Brawa należą się tobie, nie mnie. - dodałem z uśmiechem.
   Potem już nawet nie pamiętałem, jak potoczyły się nasze wspólne rozmowy. Czasem Wasabi przekrzykiwał coś z drugiej strony stołu, GoGo śmiała się razem z Megan, a Fred dźgał Baymaxa palcem, nabijając się z czegoś głośno. Czas mknął bardzo szybko i ani się spostrzegłem, było grubo po pierwszej, gdy rozmowy zaczynały przycichać, a my staliśmy się zbyt zmęczeni, by mówić głośniej.
- Słyszałam, że Lucky Cat się rozrasta - powiedziała do mnie Sam, gdy zdołała się już nieco ośmielić wśród moich przyjaciół.
- Aż tak o tym głośno? - zapytałem ze zdziwieniem. San Fransokyo było dość sporym miastem, ale i tak plotki niosły się tutaj szybciej niż północny wiatr, który ostatnio coraz częściej nawiedzał dzielnice.
- Nie, ale akurat moja mama bardzo poleca kawę u twojej cioci - powiedziała Sam z szerokim uśmiechem.
- Żartujesz - powiedziałem zdziwiony. - Twoja mama przychodzi na kawę do kawiarni mojej cioci a ja nic o tym nie wiem? - zagadnąłem, a Sam uśmiechnęła się szeroko.
- Dowiedziałam się kilka dni temu - machnęła przy tym ręką, jakby było to małoznaczące. - Poza tym twoja ciocia ma więcej klientów niż ci się wydaje i wszyscy cieszą się, że kawiarnia się rozwija.
   Pomyślałem zaraz o cioci i ucieszyłem się ze słów Sam tym bardziej, że dla cioci Cass wszystkie nowe zmiany w kawiarni, które chce podjąć, bardzo ją stresują. Miałem nadzieję, że uda mi się ją jakoś wesprzeć, choć musiałem przyznać, że ciocia świetnie radziła sobie beze mnie. Miała masę zadowolonych klientów, dobrych wspólników, z którymi chciała teraz otworzyć nową kawiarnię, oraz oczywiście świetny personel, który był nie do podrobienia. No dobra, głównie dlatego, że pozwalali mi podkradać ciastka, gdy ciocia nie patrzyła, ale byli również bardzo dobrze wykwalifikowani.
- Hiro, mógłbyś podać tacki z trifle? - spytała, lukając do mnie ze swojego miejsca. Sama siedziała w takim miejscu, że przedostanie się do kuchni zajęłoby jej sporo czasu.
   Kiwnąłem chętnie głową.
- Jasne, nie ma problemu - odparłem, mrugając do przyjaciółki, która odetchnęła z ulgą. Niemal od razu zagadał ją Robb.
- Idę z tobą - odparła Sam, wstając od stołu za mną. - Trochę rozbolała mnie głowa od tego hałasu.
   Rzeczywiście, biorąc pod uwagę fakt, że zebrało się nas łącznie dziewięć osób, to w mieszkanku Honey zrobiło się dość tłocznie, mimo iż przytulnie. Odczułem niemal ulgę, gdy znaleźliśmy się sami w kuchni.
- Jak ci idzie na nowym stanowisku? - spytałem ją cicho, gdy byliśmy pewni, że nikt nas nie usłyszy. Tak naprawdę chodziło najbardziej o Megan, ale wolałem nie ryzykować.
   Sam wzruszyła ramionami.
- Yoko jest cierpliwa, a ja uczę się dość szybko. Mam nadzieję, że nie przejmę jej obowiązków, tego jest naprawdę dużo, by ogarniała to jedna osoba. - powiedziała, siadając na stołku przy ladzie.
- Dlatego ma ciebie - odparłem.
- I Robba - dodała z lekkim uśmiechem. Na widok mojej zaskoczonej miny, wytłumaczyła - Robb też jest zastępcą Yoko, nie wiedziałeś?
   Cóż, nie powinno mnie to zdziwić, biorąc pod uwagę fakt, że tam, gdzie pojawiała się pani prezes, tam znajdował się Robb. Mimo to domyślałem się, że stanowi kogoś na kształt pomocnika, nie zastępcy. Najwyraźniej bardzo dobrze radził sobie na swoim stanowisku, skoro Yoko tak doceniała jego obecność. Sam dopiero się uczyła, ale miałem przeczucie, że jeszcze zdąży zabłysnąć w karierze Agendy.
- Umknęło mi to - przyznałem, a Sam zaśmiała się. Jej jasnoniebieska sukienka zamigotała w przyciemnionym świetle w kuchni.
- Już dowiedziałeś się o co chodziło z GoGo? - zapytała mnie Sam, przechylając lekko głowę, tak że na jej ramię opadł jeden kosmyk jej jasnych włosów.
- Nie i na razie nie zamierzam - odparłem nieszczególnie pocieszony, że nasza rozmowa zabrnęła w tym kierunku. Tylko Sam wiedziała, skąd brał się mój podły nastrój i widziała mnie wtedy, jak zareagowałem na słowa, które usłyszałem od Ithaniego.
- Wybacz, nie chciałam cię rozdrażnić - powiedziała, robiąc kwaśną minę, choć nawet z nią było jej do twarzy. Tak naprawdę nie widziałem jeszcze, by zrobiła cokolwiek, co mogłoby skazić jej urodę. - Nie wiem, czy w ogóle powinnam się tu była pojawić, wiesz, to był pomysł Robba...
- Dlaczego? - spytałem zdziwiony. - Honey cię zaprosiła, więc nie rozumiem, dlaczego czujesz się tu nieproszona.
   Sam pogłaskała się po ramieniu, wpatrzona w podłogę, jakby nie do końca wiedziała, jak sformułować odpowiedź.
- Wiesz - Robb to co innego, przyjaźni się z Honey. To wasza Gwiazdka, nie moja - powiedziała, uśmiechając się smutno.
- A ty przyjaźnisz się ze mną - przypomniałem jej. - Pewnie dlatego Honey cię zaprosiła, wiedziała, że to sprawi mi przyjemność.
- Tak myślisz? - zapytała Sam, mrugając swoimi długimi rzęsami.
- Pewnie - odpowiedziałem, w ogóle zdziwiony, że wypowiedziałem te słowa. Honey miałaby zaprosić Sam tylko ze względu na mnie? Skąd ten pomysł?
   Sam obróciła głowę i uśmiechnęła się delikatnie, a na jej policzkach wystąpił lekki rumieniec.
- Miło mi, że tak myślisz - powiedziała Sam ciepło, patrząc mi w oczy.
   Przez moment patrzyliśmy sobie w oczy, gdy nagle jej spojrzenie powędrowało na sufit. Kiedy za nim nadążyłem, spostrzegłem lśniącą jemiołę, ale nawet nie zdążyłem zareagować, bo usta Sam złączyły się z moimi w pocałunku. Od razu przypomniałem sobie plażę San Fransokyo i ten moment, gdy coś między nami zaiskrzyło. Czy chciałem od tego uciekać? Czułem, jakbym podzielił się na dwie osoby - jedna rozpaczliwie chciała uciec, druga domagała się bliskości z Sam, jakby dzieliło nas zbyt wiele.
   Przyciągnąłem ją do siebie i wpiłem się w jej usta subtelnie, zastanawiając się, co się ze mną do cholery dzieje. Byłem jak w transie, z którego nie potrafiłem się obudzić. Straciłem całkowicie poczucie czasu, jakby przestał w ogóle istnieć. Coś krzyczało we mnie, że popełniam duży błąd, ale nie wiedziałem, dlaczego, jakbym stracił pamięć. W głowie miałem tylko leniwe myśli, które mijały wolno, jak stary film, ukazujący mi tylko ciekawsze fragmenty. Myślałem o brązowych, bystrych oczach, zniewalającym uśmiechu, kruczoczarnych włosach...
   Odsunąłem się od Sam, gdy zdołałem pojąć moje myśli. To nie ją chciałem pocałować, osoba, na której naprawdę mi zależało, siedziała w drugim pomieszczeniu. Czy byłem tak głupi, czy zmęczony, by dopuścić do tego, co się między nami wydarzyło? Spojrzałem w oczy Sam i poczułem wstyd i ogłupienie. Czy naprawdę całowałem ją, fantazjując o GoGo?
   Usłyszałem kroki i zdołałem się obrócić tylko po to, by zobaczyć plecy GoGo, opuszczającej w pośpiechu kuchnię.





Wreszcie nowy rozdziałek :33 tęskniliście? Jak już ruszać, to z pompą, nie? :D Jestem ciekawa waszych oczekiwań po zerknięciu na sam tytuł posta, mam nadzieję, że się ze mną podzielicie :)))

~Just Dreamie *tak wiem, zniszczyłam wam pewnie wieczór, ale co mi tam, noc jeszcze młoda *

4/03/2016

Wyjście na prostą

- Co jest, Hiro? Wszystko w porządku? - zagadnęła mnie ciocia, witając mnie w kuchni przy śniadaniu. Przede mną siedział Baymax, który dał sobie spokój z wypytywaniem mnie o przyczynę mojego podłego nastroju. najwyraźniej musiałem szykować się na kolejny atak ze strony mojej cioci.
   Wzruszyłem obojętnie ramionami, mieszając w kubku z gorącą kawą.
- Tak, pewnie - mruknąłem pod nosem, opierając się wciąż na nadgarstku. Ciocia Cass niestety nie nabrała się na moja sfałszowaną obojętność.
- Baymax, mógłbyś nas zostawić na chwilę samych? - zapytała uprzejmie, a robot zerknął to na mnie, to na nią i opuścił kuchnię bez słowa, szukając szwędającego się po domu Mohera.
   Czułem, że jestem kompletnie nieprzygotowany na to starcie, ale nie mogłem teraz zaplanować odwrotu - ciocia z pewnością wróciłaby do tego tematu. Żałowałem, że akurat teraz Naomi znajdowała się w szpitalu ze swoja mamą - w końcu dziewczynka miała dar do poprawiania mi nastroju, a nawet jeśli jej próby spełzłyby na niczym, to chociaż zajęłaby moją ciocię, tak by nie mogła przeprowadzać dochodzenia.
- O co chodzi, Hiro? - spytała mnie troskliwie, starając się spojrzeć mi w oczy, ale ja dalej skupiałem się na pianie mleka w moim kubku. Nie chciałem o tym rozmawiać, wolałem to przemilczeć. - Nie byłeś taki załamany odkąd...
- Odkąd Tadashi zginął? - spytałem bezbarwnym głosem. Ciocia skrzywiła się ledwie widocznie, ale kiwnęła głową w skupieniu. Walczyłem ze sobą, chcąc jednocześnie zamknąć usta i nie odezwać się do końca tej rozmowy oraz powiedzieć cioci wszystko, co mi leżało na sercu. W końcu chyba to drugie pragnienie zwyciężyło, bo westchnąłem głośno i poczułem, jak mur, który budowałem od wczoraj łamie się przy jednym uderzeniu pocisku, jakim było zaniepokojone spojrzenie mojej cioci.
- Chciałaś kiedyś... coś sobie na siłę odpuścić, ale nie potrafiłaś? - zapytałem, starając się mówić jak najbardziej ogólnikowo. Wiedziałem, jak ciocia Cass reaguje na hasło "dziewczyna", bo przerabialiśmy to z Tadashim i wcale nie chciałbym wejść teraz w jego skórę. Poza tym GoGo była osobą, którą moja ciocia znała bardzo dobrze, co jeszcze bardziej komplikowało całą sprawę.
- Chodzi ci o studia? - zagadnęła ciocia nieco zaniepokojonym głosem. - Czy o jakieś dodatkowe hobby, o którym nie wiem?
- Możliwe - odpowiedziałem wymijająco. Kroki Baymaxa dźwięczały na schodach, gdy robot próbował złapać Mohera i przenieść go z powrotem do salonu. Znalazł zasady BHP w sieci i od teraz sumiennie dbał, by kot mojej cioci nie wchodził na teren kawiarni, chyba że chciał mieć do czynienia z opiekunem medycznym w postaci Baymaxa.
- A może jaśniej? - poprosiła mnie ciocia, spoglądając na mnie łagodnie.
   Odetchnąłem, zastanawiając się nad najbezpieczniejszą odpowiedzią.
- Coś, co jednocześnie sprawia ci radość i krzywdzi - powiedziałem wprost, choć mógłbym przysiąc, że dla cioci będzie to wciąż za mało.
   Moja opiekunka spojrzała na mnie troskliwym wzrokiem, którym patrzyła na mnie zawsze, gdy miałem problemy w szkole. Oczywiście nie z nauką, bardziej z krytyką. Tyle że ja zazwyczaj mówiłem o tym Tadashiemu, a skoro teraz nie było przy mnie mojego brata, ciocia stała się bardziej wyczulona na wszelką komunikację.
   Nie odważyłem się na nią zerknąć, ale wiedziałem, że pomimo splątanych, brązowych włosów świadczących o niewyspaniu, jej spojrzenie jest jak najbardziej .
- Zakochałeś się, tak? - zapytała tak cicho, że niemal zadrżałem na dźwięk jej głosu. Nie było w tym zdaniu nic nieprzyjemnego - ciocia zasugerowała to delikatnie, jednak mój umysł potraktował to jak hasło do ataku, tak jakby chciał się zmierzyć z tą kwestią i pokonać ją w logiczny sposób.
   Wczorajsza rozmowa z Sam jednak wyzuła ze mnie ostatnie resztki woli walki, a ja nie chciałem walczyć z prawdą, nawet tą najbardziej okrutną i bolesną. Po raz pierwszy od poznania GoGo tak naprawdę zaczynałem żałować tego, że się w niej zakochałem, nawet jeśli kompletnie nie miałem na to wpływu.
- Czyli jednak - odpowiedziała ciocia Cass, przyglądając mi się uważnie. Tak oto pękły ostatnie fundamenty, które zacząłem w sobie budować po rozmowie z Sam, uświadomiłem sobie. Ciocia jednym wprawnym ruchem zepsuła całe moje zewnętrzne opanowanie, jakby było tylko domkiem z kart.
   Spojrzałem na nią krótko, obawiając się ciekawskiej miny, z jaką zwykle miałem do czynienia, gdy ciocia dzieliła się ze mną plotkami, zaczerpniętymi z kawiarni, ale napotkałem tylko to samo łagodne spojrzenie, którym obdarowywała mnie za każdym razem, gdy się jej zwierzałem - a nie oszukujmy się, odkąd straciliśmy Tadashiego, nasze relacje bardzo się zacieśniły.
- To w czym problem Hiro? - zapytała mnie ciocia. Obróciłem gorący kubek w dłoniach, zastanawiając się nad odpowiedzią. Cóż, może na tym, że GoGo ukrywała przede mną wszystko o swoim życiu, nawet jeśli obiecywała mi, że to koniec kłamstw. Tak było zarówno z wyścigami, w których wciąż brała udział jak i z tym, o czym mówił w kawiarni Ithani. GoGo miałaby mieć konflikty z prawem? I nie powiedziała mi o tym?
- W tym, że ta osoba... Nie jest tą, za którą ją miałem - odpowiedziałem wolno, patrząc na ciocię. Aż zaczynało brakować mi Baymaxa, w końcu może zdołałby przerwać nam tę trudną rozmowę. Ciocia westchnęła i zamyśliła się, jakby próbowała znaleźć rozwiązanie nad moim problemem. Brązowy kosmyk zakręcił się nad jej czołem, ale szybko zaczesała go na bok z resztą swoich włosów.
- Czyli mówiąc w skrócie zawiodłeś się? - spytała. Nie odpowiedziałem. Tak naprawdę ciocia Cass trafiła w sedno. Gorzej, że nie wiedziałem, co mam z tym faktem zrobić. - A bardzo ci zależy?
   Spojrzałem na nią z miną, która mówiła wszystko. Gdyby mi nie zależało, to nie myślałbym o tym przez całą noc i nie próbował tego przed nią ukryć, zresztą bezskutecznie. Go dzwoniła do mnie dzisiaj rano, ale nie odebrałem - w sumie nie wiedziałem, co miałbym jej powiedzieć, poza tym zapragnąłem być teraz sam, przemyśleć sobie to wszystko.
- Wiesz... - zaczęła ciocia, opierając się na łokciach. - Chyba nie znam się na tych sprawach, ale jeśli komuś zależy, to powinien walczyć. Tak sądzę.
- Może... - odparłem krótko, mieszając w kubku. Chyba odechciało mi się jeść po tych wszystkich myślach zatruwających mój umysł. Od razu zapragnąłem spotkania z Sam - chciałem się nieco odprężyć po wczorajszej podsłuchanej rozmowie Ithaniego, a reszta przyjaciół przypominałaby mi boleśnie o GoGo.
- A jaka ona jest? - spytała ciocia i cała zasłona naszej bezpośredniości upadła wraz z tym pytaniem. Przypomniała mi się sytuacja, gdy ciocia wypytywała Tadashiego o jego pierwszą dziewczynę - Margaret i mój brat miał już jej powoli dość przez te wszystkie pytania. Kurczę, miałem wrażenie, że było to wieki temu, w jakimś odległym momencie. Od samej śmierci Tadashiego minęły jakieś dwa lata, nie mówiąc o tym, że zaczął spotykać się z Margaret, gdy był w moim wieku.
- Ciociu - stęknąłem, wstając od stołu z kwaśną miną.
- No co? Chcę wiedzieć o moim ukochanym siostrzeńcu nieco więcej, takie to dziwne? - pytała z szerokim uśmiechem. Mimo to byłem jej wdzięczny, bo pierwsza część rozmowy nieco mi pomogła. Zabrałem kubek i wypiłem resztkę kawy, po czym postawiłem go na ladzie w kuchni, chcąc jak najszybciej wybyć, póki moja ciocia się nie rozkręci. - Hiro? - spytała, nie słysząc żadnej odpowiedzi.
- Ode mnie niczego się nie dowiesz - odpowiedziałem, przechodząc przez salon i chwytając w pośpiechu klucze. Minęła druga, pora wrócić po Naomi i jej mamę, która dzisiaj wypisują ze szpitala. Akurat Baymax pojawił się u góry schodów z Moherem w ręku, jakby czekał na zaproszenie go do wspólnego spaceru pod szpital.
- Baymax, idziesz ze mną? - zagadnąłem go, podczas gdy moja ciocia wstała od stołu.
- Znam ją? - pytała dalej, ale udawałem, że w ogóle jej nie słyszę. - Hiro, nie bądź taki!
- Cześć, ciociu - krzyknąłem, zbiegając po schodach. Baymax odstawił Mohera na podłogę na piętrze i ruszył za mną nieco szybszym tempem. W obawie, że ciocia mogłaby mnie dogonić, zarzuciłem na siebie szybkim ruchem kurtkę i zabrałem czapkę z półki, po czym wymknąłem się tuż za Baymaxem z domu.
- Powinieneś się ubrać cieplej - upomniał mnie robot, gdy stanęliśmy na zewnątrz. Wiatr znów świstał nad uszami przechodniów, a ja przywitałem go jak nielubianego znajomego, który ostatnio stale mnie nękał.
- Powinienem nie zaczynać tego tematu - mruknąłem ponuro, zakładając czapkę. Od razu poczułem zimno wokół szyi, ale mogłem tylko zaszyć się bardziej w mojej cieplej zimowej kurtce i modlić się, abym szybko wypił coś ciepłego. Nie zamierzałem zachorować, ale z dwojga złego wolałem to niż przyparcie do muru przez moją ciocię. Mimowolnie naszło mnie wspomnienie, które ukryłem głęboko w pamięci, a które w tym momencie wywołało uśmiech na mojej twarzy.
   Siedziałem w salonie, czytając Podstawowe skutki logiki, podczas gdy moja ciocia krzątała się w kuchni przy obiedzie, nucąc jedną ze swoich ulubionych piosenek. Wtedy nie było jeszcze z nami Baymaxa, miałem za to wciąż mojego starszego brata. Ciocia nagle wychyliła się zza lady w kuchni i zerknęła na mnie, jakby chciała mnie natychmiast wysłać do lekcji.
- Hiro, nie powinieneś teraz pracować nad swoim projektem? - zapytała, marszcząc lekko brew. Dobrze wiedziała, że nie musi mnie zmuszać, bo sam chciałem dostać się do Instytutu. Kłopot w tym, że mój pomysł musiałem nieco podrasować, a żeby to zrobić, musiałem wiedzieć, co takiego chciałem osiągnąć przez moje mikroboty - stąd zakopałem się wśród książek Huberta Dacklina, mistrza analityki.
- Właśnie to robię, nie widać? - zapytałem ją, wskazując gruby tom oprawiony w szarą, podniszczoną okładkę. Książkę zabrałem oczywiście Tadashiemu, ale on i tak nie lubił czytać prozy, chyba że musiał.
   Nagle drzwi na dole otworzyły się, a ja usłyszałem znajome kroki w przedpokoju. Przewróciłem leniwie kartkę, zastanawiając się, jak Tadashi spędził dzisiejszy dzień w Instytucie. Zazwyczaj, gdy wracał opowiadał mi o tym, co udało mu się dokonać, albo czego się dowiedział, a co wzbudziło jego ciekawość. Mimo to najbardziej jednak ciekawiły mnie sukcesy jego znajomych z uczelni, a zwłaszcza Honey, Wasabiego i GoGo. Widziałem ich w akcji i do tego czasu nie potrafiłem przestać ich podziwiać. Czułem, że znalazłem ludzi pokrewnych sobie i że świetnie czułbym się w ich towarzystwie - ludzi nauki, całkiem innym niż ludzie z liceum, do którego chodziłem całe dwa znienawidzone lata.
- Cześć, Hiro - usłyszałem głos Tadashiego, który zjawił się nagle u szczytu schodów. Spojrzałem na niego znad książki i zdziwiłem się, że przyprowadził do domu kogoś jeszcze. Od ukończenia liceum raczej nie sprowadzał do domu znajomych, a ja takowych nie miałem, więc tym bardziej ucieszyłem się, widząc znajomą blondynkę przyczajoną za jego plecami. - Co, znowu kujesz? Mógłbyś dać już sobie spokój, braciszku.
   Odłożyłem książkę i usiadłem prosto na kanapie, zerkając z ciekawością na splecione ręce mojego brata i jego towarzyszki, którzy szybko zdołali się jednak odłączyć zanim z kuchni wyleciała moja ciocia.
- Cześć, Honey - uśmiechnąłem się do niej, widząc jak rozgląda się nieśmiało po naszym mieszkaniu.
- Hej, Hiro - odpowiedziała, a moja ciocia wyszła z kuchni zaalarmowana nieznajomym głosem dziewczyny. - Dzień dobry, pani Cass.
   Tadashi zerknął na obie panie i chyba zdecydował się je w końcu przedstawić, bo stanął między nimi niczym sędzia.
- Ciociu, to jest Honey, Honey, poznaj moją ciocię - powiedział, a blondynka natychmiast uścisnęła dłoń mojej opiekunki. Czułem się jak widz, który ogląda fascynujące widowisko, które odgrywało się w moim mieszkaniu. Widziałem po cioci, że jest zaskoczona obecnością Honey, tym bardziej, że Dashi nigdy nic o niej nie mówił, zaś Tadashi był zmieszany tym, że ciocia patrzyła na Honey jak na przyszłą synową.
- Bardzo miło mi panią wreszcie poznać - przyznała Honey, uśmiechając się do niej ciepło. - Tadashi wiele mi o pani mówił.
   Ciocia Cass spojrzała zagadkowo na Tadashiego, ale szybko skupiła swoją uwagę na naszym gościu. Tymczasem pod moimi nogami przeszedł wolno Moher, mrucząc przy tym, jakby irytowanie mnie sprawiało mu wielką frajdę. Boże, jak ja nienawidziłem tego kota...
- Mnie też miło ciebie poznać, tym bardziej, że Tadashi mnie nic o tobie nie mówił - mówiąc to popatrzyła na mojego starszego brata, jakby miała mu za złe, że słyszy imię Honey po raz pierwszy.
   Blondynka uśmiechnęła się lekko do mojego brata i zawinęła długi kosmyk swoich włosów za ucho.
- Moher, cicho siedź - mruknąłem do kota, posyłając go dalej, w głąb salonu.
- Właśnie robiłam kolację, - wtrąciła ciocia, ruszając w stronę kuchni z werwą. - Siadajcie, zaraz ją podam.
- Nie trzeba - rzucił Tadashi. - Zjemy u mnie.
   Ciocia na chwilę wychyliła się w kuchni i posłała Tadashiemu spojrzenie nakazujące mu pozostania na dole, od którego miałem ochotę wybuchnąć śmiechem. Honey uśmiechnęła się ponownie, pokazując rząd śnieżnobiałych zębów i zajęła miejsce na kanapie obok mnie, rzucając okiem na czytaną przeze mnie książkę.
- To do twojego projektu, Hiro? - zagadnęła łagodnie. - Słyszałam od Tadashiego, że jest niesamowity.
   Tadashi podrapał się po włosach tuż pod swoją czapką, najwyraźniej rezygnując z dalszych kłótni z ciocią Cass, po czym zajął miejsce w fotelu obok nas. Czułem się bardzo dobrze w towarzystwie Honey, tym bardziej, że jako pierwsza ucieszyła się na myśl, że być może będę studiował razem z nią. Poza tym była tak pozytywnie nastawioną do świata osobą, że nie dało się jej nie lubić.
- Pracuję nad nim dopiero od tygodnia, więc jeszcze nie wiem, czy jest taki niesamowity... - odpowiedziałem skromnie, drapiąc się po głowie podobnie do Tadashiego. Honey tymczasem poprawiła okulary na swoim nosie.
- Nie martw się, Callaghan szczyci się tym, że potrafi zauważyć talenty - mrugnęła do mnie zachęcająco. Tadashi popatrzył na nią z uśmiechem, jakby podawał mi przykład w osobie swojej przyjaciółki. - No więc, co to takiego?
   Już miałem odpowiedzieć, gdy kot mojej cioci wskoczył na parapet i strącił doniczkę z kwitnącą orchideą. Spojrzeliśmy na Mohera, który jak gdyby nic zajął dumnie miejsce przed oknem, jakby cieszył się z pokonania rywala, który leżał połamany na podłodze.
- Moher! - krzyknęliśmy z Tadashim, jak zwykle, gdy kocur działał nam na nerwy. Zwierzę natomiast miałknęło tylko krótko, po czym zbiegło z parapetu i popędziło po schodach w dół. Ciocia Cass wyszła z kuchni i o mało co nie upuściła trzymanej w rękach pieczeni na widok rozwalonej doniczki leżącej na podłodze.
- Co tu się stało? - pisnęła, a ja i Tadashi spojrzeliśmy po sobie, wiedząc, że zaraz wina jak zwykle spadnie na nas. 
- Witaj w domu, Honey - odparłem, a nasz gość zaśmiał się cicho.
   Oprzytomniałem, gdy znaleźliśmy się tuż przed szpitalem w San Fransokyo. Ludzie na ulicy czasem odwracali się, widząc mnie i dużego, białego robota, spacerujących razem po chodniku, ale przyzwyczaiłem się do tego typu spojrzeń - postać Baymaxa nieco dziwiła, zwłaszcza ludzi, którzy widzieli go po raz pierwszy i nawet jeżeli San Fransokyo słynęło z Instytutu Robotyki to jednak roboty te rzadko kiedy pojawiały się w godzinach szczytu w środku miasta, takiego jak to. Na zewnątrz szpitala stał ordynator, ubrany w swój biały kitel, a wokół szyi miał zarzucony skalpel. Znałem go z widzenia odkąd Baymax zaczął pomagać w szpitalu, w końcu stało się to za jego zgodą i musiałem przyznać, że jego osoba zawsze wywoływała u mnie masę różnych uczuć. Ordynator był młodym mężczyzną o mysiej twarzy, z piegami na prostym nosie. Co prawda był tej samej rasy co ja, co w Japonii nie budziło wielkiego zdziwienia, ale nawet pomimo tego jego oczy zawsze wydawały mi się dużo bardziej skośne, niż u innych. Czarne włosy miał postawione na żel, jednak na tyle umiejętnie, że wyglądał, jakby szykował się na imprezę w jednym z nocnych klubów na obrzeżach miasta, a nie do pracy jako lekarz.
   Na widok Baymaxa uśmiechnął się szeroko - jego szpital dużo zyskał na pomocy robota, dlatego Baymax był traktowany przez niego aż nadzwyczaj mile.
- Och, popatrz - Baymax wskazał na wejście do szpitala. - Pan Mioko. Czyli w dalszym ciągu nie chce rzucić palenia?
   Uśmiechnąłem się lekko, przypominając sobie narzekania Baymaxa na temat nałogu ordynatora - Baymax znalazł mu dziesiątki argumentów, dlaczego warto rzucić palenie i szczerze mówiąc, naprawdę się dziwię, że Mioko nie przystał na jego ciągłe namawiania.
- Dzień dobry, panie Mioko - przywitałem się, wchodząc po szerokich schodach, prowadzących do szpitala.
- Witaj, Hiro - odparł ordynator, uśmiechając się jak istny absolwent medycyny - z tym swoim pełnym uznania uśmiechem. - Nie myślałem, że zechcesz odprowadzić Baymaxa.
- Bo go nie odprowadzam - przyznałem, stając przed lekarzem. Baymax tymczasem zaglądał w stronę wejścia, jakby szukał w nim pewnej pacjentki z pięcioletnią córeczką. - Mamy dzisiaj trochę do zrobienia i niestety Baymax dzisiaj nie może wam pomóc.
   Ordynator skinął głową bez słowa, ale widziałem po nim, że przyjął to z dozą irytacji. Czułem niechęć do doktora, widząc to spojrzenie, ale wiedziałem, też że chodzi mu wyłącznie o dobro pacjentów.
- Hiro... Namawiałem cię już tyle razy, ale wciąż mam nadzieję, że jednak się zgodzisz - zwrócił się do mnie, patrząc mi w oczy swoim przenikliwym spojrzeniem. Aż zaczynałem żałować, że nie obszedłem szpitala i nie wszedłem od drugiego wejścia.
- Nie - odpowiedziałem twardo, poirytowany jego tupetem. - Nie odsprzedam wam Baymaxa.
- Dobrze wiesz, że nie chodzi tu o mnie - przekonywał mnie Mioko. Stanąłem naprzeciw niego i skrzyżowałem ręce w geście gotowości. Świetnie, najpierw ataki mojej cioci, teraz ordynatora szpitala. - Chodzi o pacjentów. Wiesz, że Baymax może uratować tysiące ludzkich istnień...
- Tak samo jak pana świetnie wykwalifikowani lekarze. - przerwałem mu. - Nie będę odbierał im pracy i robił z Baymaxa niewolnika. Może sam zdecydować, kiedy chce pomagać, a wy go do tego nie zmusicie.
- Hiro... - zaczął Baymax cicho.
- Nie - odezwałem się do niego, jeszcze bardziej zirytowany. - Dobrze wiesz, że nie możemy.
   Tak naprawdę jedynym argumentem na zatrzymanie Baymaxa przeze mnie była Agenda. Jeżeli zabraknie nam Baymaxa, nie będziemy już Wielką Szóstką, a w naszej ekipie zabraknie pewnej bardzo ważnej osoby. Nie mogłem zrezygnować, nawet jeśli odbierałem szpitalowi doskonałego medyka. Poza tym, choć nie chciałem tego przyznać, odsprzedanie Baymaxa wiązałoby się z zerwaniem naszych więzi, a ja nie chciałem stracić robota, cokolwiek by się nie stało.
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz - Mioko zwrócił się do mnie oschle, ugasił szybko papierosa i wszedł do szpitala energicznym krokiem.
   Spojrzałem za nim i zacisnąłem pięści z bezsilności. O robota Tadashiego biły się cztery bardzo drogie firmy, nie mówiąc już o szpitalu San Fransokyo. Byłem jednak znacznie ostrożniejszy niż wtedy z moimi mikrobotami i nie zamierzałem sprzedawać projektu mojego brata, nawet jeśli każdego miesiąca dobijały się do nas setki telefonów.
- Hiro, myślę, że powinienem pomagać - wtrącił się Baymax cicho, ale ja już wysiadałem z bezsilności.
- Wiesz jak się skończy takie pomaganie? - spytałem zezłoszczony. - Na twojej podstawie zrobią setki podobnych robotów, ludzie stracą pracę, a gospodarka upadnie. Naprawdę sądzisz, że wtedy komuś pomożesz?
   Baymax tylko stał i patrzył, kiedy ja nie potrafiłem się uspokoić. Czułem wyrzuty sumienia, bo podświadomie wiedziałem, że Mioko ma trochę racji, problem polegał na tym, że w naszym kraju nie brakowało robotów, które mogłyby zastąpić pracę człowieka - na świecie jednak były regiony, w których nie było ani lekarzy, ani robotów podobnych Baymaxowi i to był poważny problem.
- Wybacz, Hiro. Nie chciałem cię rozzłościć - powiedział robot.
   Westchnąłem ciężko, po czym zszedłem po schodach na skwer przed szpitalem i zająłem jedną z okolicznych ławek. Dokoła budynku rosły wysokie tuje i drzewa, które sprawiały, że ulica wyglądała nadzwyczaj świeżo i zielono. Teraz jednak tuje zszarzały, a drzewa wznosiły swoje nagie gałęzie ku słońcu, które i tak przez większą część dnia chowało się za gęstymi chmurami.
   Baymax tymczasem poszedł za mną i usiadł obok, patrząc na mnie tym samym, mechanicznym spojrzeniem, za którym mogło się kryć dosłownie wszystko.
- Chodzi o GoGo, prawda? - zapytał mnie, gdy spod szpitala zniknęli wszyscy przechodnie. - To dlatego jesteś taki porywczy.
- Może o nią, a może nie - mruknąłem pod nosem, chociaż wiedziałem, że Baymax ma rację. Czułem, że powinienem z nią porozmawiać o tym, co usłyszałem od Ithaniego, ale wiedziałem też, że wtedy wybuchłyby we mnie nagromadzone emocje i mógłbym powiedzieć jej coś, czego bym żałował.
- Hiro! - usłyszałem piskliwy głosik, który wyrwał mnie z rozmyślań. Spojrzałem z powrotem na wejście do szpitala, a tam po schodach zbiegała Naomi w zielonej sukience, podarowanej jej przez ciocię Cass. Za nią stąpała ostrożnie jej mama w zwykłym, szarobrązowym płaszczu i wełnianej czapce na głowie. W ręce niosła torbę ze swoimi rzeczami i ubraniami podarowanymi jej przez darczyńców i ekipę szpitala.
   Przykucnąłem i wziąłem małą w ramiona, czując, że cała moja chandra znika, jak domek z kart. Byłem wdzięczny Naomi, że potrafiła w pewien magiczny sposób odegnać ode mnie wszystkie myśli - zastanawiało mnie nawet, co stało się z jej ojcem. Bo może Lara właśnie w ten sposób zapełniła w sercu stratę po ukochanym.
- Cześć, Naomi - powiedziałem spokojnym głosem. - Jak się czujesz?
- Super, wiesz, że będziemy mieszkać u cioci? - zapytała bez zastanowienia. Zacząłem się zastanawiać, czy mówi o jakiejś swojej innej cioci, czy cioci Cass, ale postanowiłem, że na razie nie dam nic po sobie znać.
- To świetnie - odparłem, a Lara podeszła do nas ze swoją torbą.
- Witaj, Hiro - przywitała się z szerokim uśmiechem. Najwyraźniej z ulgą opuszczała szpital. - To miło z twojej strony, że po nas przyszedłeś.
- Nie mogłem was tak zostawić - przyznałem szczerze. I znów odzywało się moje przywiązanie do dwóch całkiem obcych osób, którym ocaliliśmy życie. - Poza tym chciałem wiedzieć, czy jeszcze wam czegoś potrzeba.
   Lara przejechała otwartą dłonią po policzku i zgarnęła swój jasnobrązowy kosmyk z powrotem pod czapkę.
- Dzięki, ale wydaje mi się, że mam wszystko. - powiedziała ze słabym uśmiechem. - Teraz zamieszkamy z Naomi jakiś czas u mojej siostry, Bridget, a potem... cóż, zobaczymy.
- Mama obiecała, że będziemy was odwiedzać - wtrąciła się Naomi, chwytając mnie za palce. - Ciebie, Baymaxa i ciocię.
   Uśmiechnąłem się szeroko.
- Kiedy tylko będziesz chciała - odparłem.
- A właśnie, jak tam u twojej cioci? - zagadnęła mnie Lara, łapiąc swoją córeczkę za drugą rękę. Ruszyliśmy wolnym krokiem po chodniku, trzymając się razem niemal jak rodzina. - Kiedy mnie odwiedziła ostatnio z Naomi, wspominała, że planuje się rozwijać. Mam nadzieję, że jej się powiedzie.
   Przypomniałem sobie, że ciocia rzeczywiście ostatnio zawarła umowę z dwoma lokalnymi biznesmenami i chce otworzyć jeszcze dwie kawiarnie w innych miastach, ale nie sądziłem, że powiedziała o tym Larze. Choć musiałem przyznać, że obie kobiety bardzo się polubiły.
- Tak, coś wspominała, że ma masę spraw do załatwiania - odparłem, starając się nie rozwodzić długo nad pomysłami mojej cioci. - Może pomóc? - spytałem, wskazując na torbę Lary. Kobieta zerknęła na nią i podała mi z wdzięcznością.
- Dzięki, Hiro. - uśmiechnęła się szczerze.
   Rozmawialiśmy całą drogę, aż do osiedla na południu miasta, niedaleko domu GoGo, gdzie najprawdopodobniej mieszkała siostra Lary. Przystanęliśmy przy żelaznej bramie, za którą znajdował się nieco zarośnięty ogród, pośrodku którego stał jasny dom z dużymi oknami. Naomi westchnęła cicho, patrząc na mnie, wyczuwając, że będziemy musieli się rozstać.
- To tutaj, tak? - spytałem, podając Larze torbę. W odpowiedzi skinęła i pogłaskała Naomi po główce. - Jeśli będziecie czegoś potrzebowały, to możecie na nas liczyć.
   Baymax kiwnął głową, przytakując moim słowom. Lara uśmiechnęła się, po czym zrobiła coś całkowicie nieoczekiwanego. Podeszła do mnie i wzięła mnie w ramiona, jakby nigdy nic.
   Zdziwiłem się nieco jej wylewnością, ale odwzajemniłem uścisk, zastanawiając się, ile jeszcze czeka mnie takich nadzwyczajnych, pełnych wdzięczności gestów.
- Nie wiem, ile razy powinnam ci podziękować za wszystko, co dla nas zrobiłeś - powiedziała, puszczając mnie. - Twoja ciocia musi być strasznie dumna z tak wspaniałego siostrzeńca.
   Zarumieniłem się, słysząc te słowa. Wiedziałem, że była dumna, jak zawsze, gdy ja i Tadashi odnosiliśmy sukcesy, ale nie sądziłem, że kiedykolwiek ktoś powie mi coś tak miłego. Spojrzałem na Larę w osłupieniu, ale ona tylko uśmiechnęła się ponownie, jakby wszystkie przykrości, które dotknęły ją i jej córkę, nie były w stanie zmazać z jej twarzy uśmiechu.
   Potem podbiegła do mnie Naomi, którą wziąłem na ręce. Ramiona dziewczynki zawiązały się wokół mojej szyi, gdy przycisnęła brodę do mojego ramienia.
- Nie zapomnisz o nas? - zapytała cicho tak, żeby mama jej nie usłyszała. Uśmiechnąłem się smutno, nawet jeżeli nie mogła tego zauważyć.
- Oczywiście, że nie, Naomi. - odpowiedziałem, jakby to była najprostsza odpowiedź na świecie. Dziewczynka spojrzała na mnie i nagle jej usta rozjaśnił mały, pogodny uśmieszek.
- Zawsze chciałam mieć starszego brata - przyznała, a przed moimi oczami natychmiast pojawiło się wspomnienie Tadashiego, które przypomniało mi gorzko, że ja również tego pragnąłem.




Dobra, na BH6 zdążyłam w weekend, niestety na Czkastrid już nie :(( wybaczcie, sprawy rodzinne, że tak to ujmę :/ poza tym nwm jak będzie z przyszłym tygodniem, bo będę się przygotowywać do egzaminu praktycznego *Just się cała trzęsie na samą myśl* to tyle mordki, pogodnego tygodnia ;**