Przez następne dni próbowałem dodzwonić się do GoGo, ale za każdym razem ignorowała połączenie. W końcu dałem sobie spokój i skupiłem się na misji, choć głowę i tak zaprzątały mi wyrzuty sumienia, jakie odczuwałem od tamtego wieczora. Honey wpadała co jakiś czas do mojej samotni, spoglądając na moje plany, ale wydaje mi się, że bardziej interesowało ją to, jak się czuje niż ile udało mi się wymyślić od jej ostatniej obecności.
Osobiście bardzo mi pomagała. Opracowaliśmy razem projekt na nogawice w kostiumie Freda, dzięki którym mógłby skakać po drzewach bez najmniejszego oporu oraz mógł mieć lepszą przyczepność do powierzchni, jeśli chciał się na niej zatrzymać. Nad Baymaxem natomiast dalej myśleliśmy.
- Po co mi jakieś ulepszenia, Hiro? - zapytał robot, patrząc na pustą kartkę, nad którą siedzieliśmy razem z Honey. Blondynka uśmiechnęła się i szturchnęła mnie lekko.
- Ej, on ma rację, Hiro. Baymax jest i tak niezastąpiony, więc po co chcesz go ulepszać?
Spojrzałem na robota z dystansem, jakby badając, czy byłaby jeszcze sytuacja, w której nie mógłby sobie poradzić. Może Honey miała rację? Ja sam nie mogłem wpaść na to, w jaki sposób Baymax mógłby zostać ulepszony. Jak dla mnie był robotem idealnym.
- Chyba macie rację - dodałem po chwili myślenia, spoglądając pustym wzrokiem w kartki.
Z resztą zespołu nie miałem jak się widywać - Fred zatrudnił swojego lokaja do wyszukiwania informacji o Isla Menor i razem wyszukiwali danych w służbowym komputerze jego ojca. Wasabi zaś dalej pracował nad projektem pól siłowych, przy których miała pomagać mu GoGo, ale z tego, co słyszałem od Honey, mają oni wystarczająco dużo pracy, żeby ślęczeć nad planami podczas zajęć oraz poza nimi.
Chyba już odpuściłem, myśląc o tym, że GoGo pomaga Wasabiemu. To było głupie z mojej strony, że byłem zazdrosny o jej czas, skoro i tak pęknięcie w moim sercu tylko by się pogłębiało. Wciąż powtarzałem sobie, że GoGo jest dla mnie jedynie przyjaciółką, ale z każdym naszym spotkaniem, rozmową, zaczynałem mieć nadzieję, która i tak okazywała się nic nie warta, jak domek z kart, który w końcu został zdmuchnięty przez podmuch zimnego wiatru.
Zaczynaliśmy jednak powoli planować misję, głownie dzięki Honey, która składała nasze informacje w całość. Freddiemu udało się odkryć, że Isla Menor leży przy zwrotniku, tak więc na południu Japonii i jest najdalej położoną wyspą. Musieliśmy przewidzieć to, że w dzień może być niesamowicie gorąco, zaś w nocy masakrycznie zimno. W takim razie powinniśmy być przygotowani na obie pory dnia, tak aby nie zamarznąć, ale też nie mieć zbyt wielkiego bagażu, który musielibyśmy nieść przy takim upale.
Poza tym wiedzieliśmy też dzięki temu, jaka flora i fauna może występować na Isla Menor, a to dawało nam naprawdę wiele do myślenia. Poza tym ja sam próbowałem wcześniej wyszukać wyspę na różnych mapach, ale żadna z nich nie nakreślała jej dokładnego położenia, albo Isla Menor w ogóle nie występowała na mapach, co mnie bardzo zastanawiało. Chcieli ukryć wyspę, którą i tak dostrzegą satelity? - pomyślałem. Była w tym pewna logika, skoro mieściło się na niej więzienie, czyli miejsce, które najchętniej zostałoby wyłączone z archipelagu Japonii, ale musieli zastosować cenzury w satelitach, skoro część map nie odzwierciedla prawdziwej kartografii terenu. Najwyraźniej Agenda miała szeroki wachlarz układów, skoro mieli kontakty z satelitami. Jedynie te amerykańskie mapy zaznaczały umiejscowienie Isla Menor, choć w różnych miejscach - zawsze niezgodnych z wcześniejszymi zapisami, jakby wyspa się poruszała. Ciekawe, czy w tej sprawie maczali palce Japończycy...
Mapy Freda były niezwykle dokładne - doprawdy nie wiem, jakim cudem ojciec Freda ma do nich dostęp. Musi być kimś ważnym w polityce, skoro ma dostęp do takich informacji, pomyślałem.
Cóż, brakowało nam jedynie informacji o niebezpieczeństwach ze strony zbiegłych więźniów, których mielibyśmy tak schwytać. A to było naprawdę ważne, bo od tego zależało powodzenie naszej misji.
- Co tam, Hiro? GoGo wciąż nie odpowiada? - zagadnęła mnie pewnego dnia Honey, widząc moją minę. Przyniosła ze sobą następne ustalenia od Freda, które pewnie znowu dadzą mi do myślenia.
- Zgadnij - burknąłem tylko, siedząc przy biurku. Niechętnie zaczynałem z nią ten temat, bo wtedy budziły się moje wyrzuty sumienia, które najchętniej bym w sobie zniszczył.
Honey przytuliła mnie, gdy siedziałem na fotelu, machając nade mną swoim długim kucykiem.
- Oj, Hiro. Nie powinieneś się tak zamartwiać. To i tak ci nic nie da. Idź i ją przeproś.
Popatrzyłem na nią z ironią, jakby traktowała mnie jak idiotę.
- Myślisz, że nie próbowałem? Albo Pan Tomago świetnie kłamie, albo GoGo za każdym razem nie było w domu.
Honey zrobiła grymas i opadła na moje łóżko ze zrezygnowaniem. Miała niesamowicie długie nogi - czułem się przy niej, jakbym był bardzo niski, choć i tak nie byłem już najniższym członkiem naszej ekipy. Poza tym Lemon zazwyczaj zakładała bury na grubym obcasie, które dodawały jej jeszcze więcej wzrostu. Przypomniałem sobie wspomnienia Honey dotyczące mojego brata i zrobiło mi się smutno. Myślałem, że nikt nie może zrozumieć, co czułem, gdy Tadashi odszedł. Chyba powinienem zmienić zdanie na temat mojej przyjaciółki.
- Czemu mi się tak przyglądasz? - zapytała Honey, marszcząc jasne brwi.
- Nic, po prostu... - zacząłem, wstając, ale oboje usłyszeliśmy stukanie przy schodach, jakby ktoś imitował pukanie do drzwi.
- Można? - głowa Sam wychyliła się, a usta dziewczyny rozświetlił nagły uśmiech na nasz widok.
Honey zrobiła minę, jakby do głowy wpadł jej jakiś pomysł i wstała szybko z mojego łóżka, jakby z podskokiem, podchodząc z radością do Sam.
- Sam! Jak to dobrze, że jesteś! - wykrzyknęła, niemal wciągając oniemiałą blondynkę do mojego pokoju. Sam zamrugała nerwowo, jakby ze zdziwieniem i spojrzała na mnie, marszcząc brwi.
Miałem ochotę ryknąć śmiechem, widząc minę Sam i zachowanie Honey. Ta ostatnia, jakby coś knuła, ale nigdy nie domyśliłbym się czego, zwłaszcza, gdy mnie ostatnio prosiła o to, bym uważał co mówię i przy kim.
- Coś się stało, Honey? - spytała Sam, patrząc na nią niemal z troską.
- Nie mi, ale Hiro potrzebuje pomocy - odparła, wskazując na mnie wzrokiem. Zmarszczyłem brwi, patrząc z niedowierzaniem na przyjaciółkę.
- Yyy, że co?
- Mogłabyś go wyrwać w końcu z domu, bo niedługo nam tu korzenie zapuści - mruknęła Honey, mrugając do mnie, gdy Sam na nią nie patrzyła.
Nie rozumiałem już nic. Najpierw Honey ostrzega mnie, żebym nie prowokował GoGo moją znajomością z Sam, a teraz sama mnie do niej nakłania. Mogłem się uczyć przez lata, ale nigdy nie zrozumiałbym kobiet.
- Właśnie miałam pytać, czy wszystko gra... - zaczęła Sam, która czuła się co najmniej głupio w tej sytuacji. I wcale się jej nie dziwiłem.
- Nic mi nie jest, Honey - warknąłem, z naciskiem na imię przyjaciółki.
- Tobie nigdy nic nie jest, Hiro - Honey wywróciła oczami, patrząc na mnie jednocześnie z naciskiem, jakby próbowała mi coś przez to przekazać. - Nawet po śmierci Tadashiego nic ci nie było. - dodała cicho.
Sam otworzyła szeroko oczy i spojrzała na mnie ostrożnie, jakby bała się mojej reakcji. A ja siedziałem po prostu na swoim fotelu nieruchomo, jakbym naraz stał się posągiem. Może rzeczywiście od tamtego czasu coś we mnie upadło i pozostawiło pustkę w moim sercu.
Nastała cisza. Honey wpatrywała się w podłogę, nie zmieniając swojego obojętnego wyrazu twarzy. W końcu Sam westchnęła i wycofała się zgrabnie, jakby chciała odejść.
- Nie powinnam była przychodzić. Przepraszam. - powiedziała, uśmiechając się słabo, przepraszająco.
- Nie! - odpowiedzieliśmy wspólnie z Honey, patrząc na siebie ze zdziwieniem. Wstałem z mojego fotela i podszedłem do Sam, wymijając ledwie zauważalnie moją przyjaciółkę. - To ja cię przepraszam. To nie twoja wina, że nie mam humoru.
- W takim razie pozwól mi go naprawić - Sam mrugnęła do mnie z uśmiechem.
- Wiesz co, sam nie wiem... - czułem się zakłopotany tym, że naszą rozmowę wciąż słyszała Honey. - Mamy tutaj trochę roboty i...
- Ja się wszystkim zajmę - zawołała od razu moja przyjaciółka, zgarniając z mojego biurka wygniecione kartki i skoroszyty do swojej torby. - I tak mam już dość roznoszenia informacji - mruknęła, stąpając dumnie w swoich wysokich, jasnożółtych butach.
- Eee Honey? - zaczepiłem ją, zanim zdołała zejść po schodach.
- Tak, Hiro? - spytała blondynka, obracając się do mnie. Dlaczego zawsze, gdy chcę komuś powiedzieć coś prosto z serca, to nie potrafię znaleźć właściwych słów?
- Dzięki - powiedziałem cicho. - Wiesz, za wszystko.
Sam spojrzała na mnie z uwagą, jakbym powiedział coś dziwnego, ale nie odezwała się ani słowem, patrząc znów w dół schodów na stojącą poniżej Honey Lemon.
- Nie ma za co - odpowiedziała Honey śpiewnie, zbiegając z charakterystycznym stukotem po drewnianych schodach.
Siedzieliśmy z Sam w cichej knajpie bliżej centrum, w której, według Sam, podawano wyśmienite jedzenie. Musiałem przyznać, że udało mi się nieco rozluźnić w towarzystwie dziewczyny. Nie rozumiem, jak to robiła. Za każdym razem, gdy spędzałem z nią czas, jakbym zapominał kim jestem i jakie mam obowiązki. Nie liczyła się już Agenda, zdanie moich przyjaciół, czy nawet Baymax...
- Stało się coś poważnego? - zapytała wreszcie od niechcenia Sam, rozczesując dłonią swoje gęste, proste włosy.
Popatrzyłem na nią ze zniechęceniem, bo nie chciałem jej wspominać o GoGo. Chociaż w sumie, nawet gdybym jej o tym powiedział, to nie zareagowałaby tak, jak moja przyjaciółka, gdy mówię o Sam. Więc nawet nie mogłem być wobec GoGo całkowicie szczery, zastanawiałem się, mieszając łyżeczką w kubku parującej herbaty.
- Nic - odpowiedziałem z wahaniem, ale Sam przechyliła głowę z niedowierzaniem, patrząc na mnie z dosyć zabawną miną.
- Tak? I Honey dzwoniłaby po mnie, gdyby nic się nie stało? - zapytała mnie wprost.
Zamarłem. Honey do niej dzwoniła? Po co? Zadałem oba pytania Sam, która skrzywiła się nieco, zaglądając do własnego gorącego kubka.
- Prosiła mnie po prostu, żebym do ciebie przyszła. Choć i tak miałam zamiar to zrobić. - powiedziała, otulając się swoim beżowym swetrem. - No to jak?
Podrapałem się po głowie z westchnieniem, czując się jak ranny generał, otoczony ze wszystkich stron przez wrogie oddziały. Czułem, że po prostu wokół mnie wszystkie dziewczyny spiskują, jakby nie miały nic konkretnego do roboty.
- Powiedzmy, że... Że zdałem sobie sprawę z tego, że coś, co robiłem do tej pory było całkowicie bez sensu... Poza tym chyba straciłem osobę, na której mi bardzo zależy - dodałem, obawiając się reakcji Sam. Na moje szczęście chyba nie odkryła, o kim mówię, bo po jej wyrazie twarzy nie było widać nic z wyjątkiem wsparcia.
- Ta osoba jeszcze może wrócić - odparła z tym samym entuzjazmem, który wlała w siedzibę Agendy. - Nie zawsze tracąc coś, tracimy to na zawsze.
- Chyba, że powie się o jedno słowo za dużo - mruknąłem, patrząc w gęstą parę, unoszącą się nad moim kubkiem. Słabe światło rzucane ze smętnych żyrandoli sprawiało, że czułem się jak zamknięty w klatce. Może i było tu dobre jedzenie, ale nie dbali tu zupełnie o komfort klientów.
Sam dotknęła mojej dłoni, patrząc mi z naciskiem w oczy.
- Każde słowo można zmienić, Hiro. Wiesz mi, akurat w tej sprawie mam doświadczenie. - powiedziała.
- Tsaa? - prychnąłem, opierając głowę o wolną rękę. Chyba najzwyczajniej w świecie nie chciałem, by Sam puszczała mojej dłoni, czego zresztą nie zrobiła.
Blondynka spojrzała na mnie spojrzeniem, które zmroziło mi krew w żyłach. Nie było wściekłe, rozgoryczone, czy smutne. Było po prostu odległe, jakby puste. Gdy próbowałem zaglądnąć w duszę dziewczyny, zobaczyłem w niej jedynie bezkresną otchłań ciemności, jakby nie znajdowały się tam żadne emocje.
- Jestem adoptowana, Hiro - powiedziała bezbarwnym głosem, który przerażał mnie jeszcze bardziej niż jej spojrzenie. - Jako małe dziecko miałam żal do moich rodziców, że mnie zabrali. Wolałam... wolałam gnić w domu dziecka i czekać, aż moi rodzice po mnie wrócą. Wciąż miałam taką nadzieję.
Przerwała na moment, jakby próbując dobrać słowa. Patrzyłem na nią wstrząśnięty, nie wiedząc czy bać się tej niesamowitej szczerości, czy ucieszyć się z zaufania, jakim obdarzyła mnie przyjaciółka. Sam w końcu drgnęła, jakby rozbudzona z potwornego snu i spojrzała na mnie, muskając długimi rzęsami swoje powieki.
- Kiedyś popełniłam błąd i powiedziałam o kilka słów za dużo. Nie wiedziałam, jaki ból sprawiłam moim rodzicom. I nie wiedziałam, że chcieli dać mi prawdziwy dom. Nie to, co czekało mnie w domu dziecka.
Zaraz pomyślałem o cioci Cass. Czy gdyby Sam miała kogoś takiego w swojej rodzinie, to jej los mógłby się odmienić? Może właśnie o czymś takim wciąż marzyła - o kimś, kto stanowiłby dla niej prawdziwą rodzinę. Zastanawiałem się, które z nas zostało bardziej skrzywdzone przez los - ja, nie mając rodziców, ale kochającą mnie ciotkę, czy Sam, której biologiczni rodzice wciąż żyli, ale wychowywali ją obcy dla niej ludzie.
Splotłem swoje palce z jej palcami, chcąc przez ten gest dodać jej otuchy. Sam spojrzała na mnie oczami, które skrywały się pod zasłoną szklanych łez.
- Ale jednak twoi rodzice ci wybaczyli, prawda? - zapytałem, chcąc znaleźć w tej opowieści choć jeden mało smutny wątek. Sam otarła łzy wewnętrzną stroną dłoni i uśmiechnęła się gorzko.
- Tak, ale sama świadomość, że ich skrzywdziłam po tym, co dla mnie zrobili... - Sam zagryzła wargę, starając się nie rozpłakać. Naszła mnie nagle ochota, by ją przytulić - dodać jej otuchy i pocieszyć. Ja też często potrzebowałem w takich momentach czyjeś obecności i bardzo pomagał mi Baymax. To on nauczył mnie, że przez zwykłe bycie przy kimś, można zmienić wiele w życiu tej osoby.
- Może tak się musiało stać - próbowałem ją przekonać. - Może musiałaś zrobić coś takiego, by się przekonać, ile znaczy rodzina.
Sam skrzywiła się nagle, marszcząc brwi. Mimo że na jej policzkach wciąż były smugi słonej cieczy, a jej oczy wydawały się być rozbiegane, jakby czegoś dobitnie poszukiwały, to jej uroda i tak potrafiła pokonać te bariery.
- Przepraszam. Ja mówię o rodzinie, kiedy ty...
- Daj spokój - odparłem. - Każde z nas ma rodzinę. Kochającą rodzinę.
Sam spojrzała znów na stół pustym spojrzeniem, jakby moje słowa dały jej do myślenia. Jednak strumień emocji, który z niej wypłynął nagle zmienił kurs, a wargi dziewczyny zacięły się w grymasie beznadziejnej złości. Już gdy miałem zapytać, czy wszystko gra, dziewczyna odezwała się nagle znów tym samym, upiornym głosem:
- W końcu spotkałam moich rodziców. Pomogła mi w tym praca w Agendzie. Znalazłam ich, zaczęłam obserwować. Moja biologiczna matka jest wysoko cenionym przedsiębiorcą, a mój ojciec jej menadżerem. Nie rozmawiają ze sobą, jakby byli dla siebie obcy. Najbardziej bolało mnie to, gdy spojrzałam mojej matce w oczy, Hiro - mówiąc to, spojrzała w moje własne, jakby chciała ująć całe swoje rozgoryczenie w tym jednym geście. - Nie poznała mnie. Jakbym się dla niej nie liczyła. Tak jak wtedy, gdy mnie oddała.
Zawahałem się, nie wiedząc, co powiedzieć. Cholera, ja naprawdę nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Czułem się, jakbym poznał całkiem nową osobę, nie Sam Namato z San Fransokyo. Nie sądziłem, że ta na pozór uśmiechnięta i rozentuzjazmowana dziewczyna, którą widywałem prawie każdego dnia, gdy wstępowałem do Agendy, kryje w sobie tak gęsty mrok i żal do najbliższych jej osób.
Kelnerka podała na stół parujące sukiyaki, po czym wycofała się w rytm muzyki ze swoich słuchawek. W końcu zebrałem myśli i zdołałem wymyślić coś, czym mógłbym pocieszyć dziewczynę.
- Sam - zwróciłem się do niej w końcu, wciąż nie puszczając jej delikatnej dłoni. - potrafię sobie wyobrazić, jak jest ci ciężko, ale nie możesz mieć pretensji do samej siebie. To nie jest twoja wina, ani wina twoich przyszywanych rodziców. Poza tym sama widzisz, że odnalezienie mamy i tak nie pomogło twoim problemom, a jeszcze pogorszyło sprawę.
Sam przetarła jeszcze raz swoje policzki, jakby chciała upewnić się, że nikt nie zauważy po nich śladu łez.
- Mówisz, jakbyś sam nie popełniał tego błędu. Sam chciałeś wiedzieć, co Mayson ma wspólnego ze śmiercią twoich rodziców. Przecież ta wiedza i tak nic nie zmieni.
- To coś więcej niż wiedza - odparłem chłodno, patrząc na Sam. Nie byłem na nią zły, po prostu nie rozumiała, co chciałem zrobić z informacjami na temat Carlosa Maysona. Jeśli przez tego gościa moi rodzice mieli ten wypadek, to nie puszczę mu tego płazem.
Sam spojrzała na mnie z niedowierzaniem i strachem w oczach, puszczając szybko moją dłoń.
- Chyba nie zamierzasz...
- Najpierw skupię się na naszej misji - przerwałem jej, chcąc skończyć ten temat.
Pomyślałem zaraz o cioci Cass i Tadashim. Jeśli Mayson jest winny śmierci moich rodziców, to przez niego moja rodzina tyle przeżyła. Ciocia Cass musiała z nami uciekać z San Fransokyo na pewien czas. W dodatku jak musiał czuć się Tadashi, który był świadom wypadku i tęsknoty za rodzicami, których w przeciwieństwie do mnie zdołał już poznać. Ja pamiętałem tylko nieliczne elementy. Ciepły głos mamy, jej zapach. To wszystko, co posiadałem, a mógłbym mieć więcej, gdyby nie Mayson. Wiem na razie tyle, że gdyby nie on, moi rodzice nie musieliby się włóczyć po mieście w tę pamiętną noc. Potrzebuję jeszcze tylko bezpośredniego dowodu, że mężczyzną, który prowadził ten drugi samochód był on...
- Ale ja ci pomagałam w tym wszystkim. Jestem teraz za to odpowiedzialna - Sam wstała nagle, patrząc na mnie, jak na jakiegoś potwora. Spojrzałem w stół z dezaprobatą. Najwyraźniej Sam nie spodziewała się po mnie takiej reakcji.
- Za nic nie jesteś odpowiedzialna. Poza tym nie tylko ty mi pomagałaś.
Oczy Sam zwęziły się nagle we wściekłości.
- GoGo?
- Nieważne.
- Powiedz mi. Może ona cię przekona, żebyś przestał, skoro ja nie mogę. - wstałem od stołu, jak wcześniej Sam, chcąc ją jakoś uspokoić. Przez chwilę naprawdę wystraszyłem się, że dziewczyna będzie próbowała się w jakiś sposób skontaktować z GoGo, co mogło tylko sprowadzić na mnie większe kłopoty.
Ludzie w knajpie popatrzyli na nas ze zdziwieniem i złością, jakby oglądali tani seans. Nie obchodziło mnie to. Żałowałem, że powiedziałem przy Sam o jedno słowo za dużo.
- GoGo nie ma z tym nic wspólnego. Ty też nie. Sam, nie zrobię nic głupiego. - podszedłem do dziewczyny, jakbym chciał ją zatrzymać, po czym chwyciłem znów za ręce. - Zaufaj mi.
- Obiecaj mi - warknęła Sam, patrząc mi ze złością i strachem w oczy. - Obiecaj, że nie będziesz ścigał Maysona.
Ludzie dokoła nas zaczęli znów ze sobą rozmawiać, ignorując naszą obecność. Znów zawrzało jak w ulu - ludzie chichotali, krzyczeli, bądź zwyczajnie rozmawiali a stare żarówki syczały zawzięcie, jakby próbowały ich zagłuszyć. Gdzieniegdzie krzątały się kelnerki, które wydawały się niezbyt zajęte swoją pracą, jakby bardziej skupiały się na swoim wyglądzie, czy na muzyce, która grzmiała z głośników, schowanych w kątach pomieszczenia.
- Obiecuję - powiedziałem, patrząc Sam w oczy, jednocześnie zastanawiając się, jak mogę się wywinąć z mojej bezsensownej prośby. Wiedziałem, że gdyby Sam była w takiej sytuacji, również planowałaby zemstę. Być może odpuściłem Callaghanowi, ale nie chciał śmierci Tadashiego, nawet jeśli do niej doprowadził, zaślepiony swoim własnym gniewem wobec Krei'a.
Sam w końcu spojrzała na mnie niepewnie i usiadła, wzdychając przy tym ciężko, jakby ta sytuacja naprawdę ją przeraziła. Byłem zdziwiony tym, jak bardzo mi ufała. Wystarczyła moja jedna obietnica, by ją uspokoić. GoGo wciąż byłaby czujna i uważałaby na mnie, ale moja przyjaciółka przede wszystkim bardzo dobrze mnie znała i potrafiłaby ocenić, czy kłamię. Sam nie posiadała takiej umiejętności. W ogóle czemu wciąż porównuję Sam do GoGo, pytałem siebie ze zdziwieniem. Dobrze wiem, że jedna totalnie się od drugiej różni. Po co to jeszcze podkreślać?
- Jak idzie wam planowanie misji? - zapytała w końcu Sam, mieszając w swojej misce na sukiyaki pałeczkami.
- Nie najgorzej. - przyznałem, umiejętnie stosując wobec niej nieco egoistyczną taktykę. - Ale szłoby nam lepiej, gdybyśmy wiedzieli coś więcej na temat Isla Menor.
Sam westchnęła i spojrzała na mnie z zamyśleniem.
- Hiro, wiesz, że nie mogę...
- A ja cię o nic nie proszę - odparłem, wzruszając ramionami.
Siedzieliśmy tak niemal kwadrans, delektując się wołowiną, tofu i warzywami. Przez cały czas widziałem jednak skupienie, malujące się na twarzy Sam. Pewnie myślała na temat naszej misji. Doprawdy nie wiem, jak ona ze mną wytrzymywała. Ja wobec niej miałem ogromny dług wdzięczności przez jej pomoc przy starcie w Agendzie. W dodatku wciąż go powiększałem.
Niedługo niektóre żarówki zostały pogaszone, a ciasnej knajpie zrobiło się więcej miejsca, gdy zadowoleni klienci wychodzili na mroźny deszcz, owijając się swoimi kurtkami. Rozmowy również przycichły, jakby stanowiły jedynie skromne pogawędki, a nie głośne kłótnie, jak moja i Sam przed chwilą.
- Isla Menor jest starożytna. - powiedziała Sam, nie patrząc na mnie. Na tą informację niemal się zachłysnąłem.
- Że co?
Sam spojrzała na mnie złowrogo, odsuwając od siebie już pustą miskę. Jej brązowe oczy zabłyszczały z gniewu i porażki, jaką poniosła w naszym małym starciu.
- To, co słyszałeś. Wyspę zamieszkiwali starożytni. Dlatego nie ma jej na większości map. Naukowcy się jej boją, nawet najodważniejsi słysząc jej nazwę, wieją gdzie pieprz rośnie.
Przełknąłem głośno ślinę, słysząc słowa przyjaciółki. Być może miało mi to pomóc, ale na razie czułem tylko większy, związany z naszą misją stres. Już nawet nie miałem ochoty jeść.
- Jeśli zamieszkiwali ją jacyś ludzie, to musi być tam choć trochę cywilizacji, prawda? - spytałem cicho. Sam zacmokała, obracając głowę.
- To nie był... normalny lud. Cała wyspa stanowiła jedno wielkie pole walki. Nie zdziw się, jeśli znajdziesz tam potłuczone kości.
Teraz to naprawdę czułem się przerażony. Yoko chce nas wysłać na wyspę, na którą boją się popłynąć naukowcy? To się w głowie nie mieści... Pewnie właśnie z tego powodu zrobili tam więzienie dla najgorszych przestępców Japonii, pomyślałem od razu, analizując sens działań Agendy. Ciekawe, czy wielki Ithani byłby w stanie sam zgłosić się na tę misję, gdyby wiedział, na co się targa. Skoro Yoko go tam nie posłała, to w takim razie musi nas chyba przeceniać.
Podzieliłem się tymi myslami z Sam, która uśmiechnęła się szeroko na te słowa.
- Yoko wysłała tam Ithaniego dwa razy. Z każdym razem jednak wracał z niczym. Były to chyba jego jedyne porażki.
Uśmiechnąłem się z wyższością, słysząc to.
- Ale jednak porażki - warknąłem. Nie byłem pewny, czy nam się to uda, ale musiałem wierzyć w umiejętności mojej ekipy. W końcu to ja byłem za nich odpowiedzialny jako leader.
Sam uśmiechnęła się, jakby już zapomniała o naszej wcześniejszej sprzeczce. Blond kosmyki wirowały w zabawny sposób wokół jej bladej twarzy.
- Nie lubisz go, co?
- Nie - odparłem krótko. Ale czy naprawdę powinienem? Poza zazdrością o GoGo i wstąpieniem do Agendy nie łączyło mnie z nim nic. I tak naprawdę stosunki między nim a moją przyjaciółką nie powinny mnie interesować. Nawet, jeśli złamał jej serce...
Ale jednak mnie to interesowało z jednego prostego powodu - chciałem szczęścia dla GoGo a wiedziałem, że im bliżej niej jest Ithani, tym bardziej nieszczęśliwa jest moja przyjaciółka. Współpraca z Agendą była na to dowodem.
- Hej, nie smuć się - zaczepiła mnie Sam z tym samym uśmiechem. - Bo w takim razie jestem tu zbędna, skoro nie potrafię cię uszczęśliwić.
Moje wargi wygięły się w łuk na te słowa. No tak, przecież to Honey poprosiła Sam, by przerwała moje rozmyślania o GoGo, nawet gdy Sam o nich nie wiedziała. Choć przy dziewczynie powinienem wydawać się mniej zdołowany, by jej nie skrzywdzić.
Potem spacerowaliśmy jeszcze godzinę, rozmawiając. W gruncie rzeczy cieszyłem się, że Sam wyrwała mnie z domu. W końcu mogłem odsapnąć od planów i myślenia o GoGo. A naprawdę potrzebowałem odpoczynku, zwłaszcza od tego drugiego zajęcia.
Sam potrafiła mówić naprawdę dużo, ale miło się ją słuchało, bo miała intrygujący głos i nie mówiła o byle czym. Dowiedziałem się wiele o jej życiu na co dzień - nie wiem, dlaczego właśnie w tym momencie się na mnie otworzyła, ale być może uznała, że skoro wiem już o tym, że jest adoptowana, to więcej informacji na jej temat nic już nie zmieni. poza tym ja również zadawałem jej dużo pytań. Dowiedziałem się na przykład o tym, że Sam ma starszego, niebiologicznego brata o imieniu Yavi i że studiuje prawo. Poza tym to on załatwił jej pracę w Agendzie, bo Yoko to jego wykładowczyni. Nawet nie wiedziałem, że Yoko mogłaby wykładać prawo, ale cóż, najwyraźniej powinienem trzymać język za zębami i nie dziwić się niczemu, co mógłbym zobaczyć.
Gdy szliśmy tak przez ciemne ulice San Fransokyo nawet nie zauważyłem momentu, w którym zacząłem trzymać ją za rękę. Sam wydawała się tego nawet nie zauważyć, a ja zauważyłem to dopiero po fakcie. Cały czas coś mnie do niej ciągnęło. Siła, która to robiła była tak mocna jak ta, która mnie jednocześnie od niej odpychała, przybliżając bliżej GoGo. W tym momencie jednak ta druga zawiodła, a ja sam nie potrafiłem zapanować nad sobą, jakbym sterował jakimś zbuntowanym robotem, a nie własnym ciałem.
Tym razem to Sam odprowadziła mnie do domu - jej tato był w pobliżu i miał po nią przyjechać. Staliśmy więc pod drzwiami mojego domu, obserwując najbliższe pojazdy i rozmawiając jeszcze, zanim mieliśmy się rozstać.
- Yoko nie jest wcale taka zła, jak się wydaje - powiedziała Sam, mrużąc zabawnie oczy. - Może jest stanowcza i nieco...
- ...wredna? - dokończyłem za nią, a Sam wybuchnęła śmiechem.
- No dobra, wredna. Ale jednak nadaje się na swoje stanowisko.
- Znam przynajmniej dziesięć osób, które by ją lepiej zastąpiły. - odparłem z pewnością. Widziałem już, co zrobiła z Instytutu Robotyki, gdy była w nim przez krótszy czas dyrektorką, dlatego ciężko było mi uwierzyć w słowa Sam.
- Zdziwiłbyś się, jak pasuje na to stanowisko - odpowiedziała Sam, patrząc mi w oczy. - Nie jeden by uciekł, gdyby zobaczył to, co ona.
- Praca w Agendzie jest aż tak zła? - spytałem z ciekawością.
- Nie, ale gdy już zaczniesz, nie możesz podjąć się innej. - odpowiedziała Sam. - Chyba, że chcesz odwiedzić gości, których wpakowałeś na Isla Menor...
- Aha - wypowiedziałem tylko z szokiem. - Na pewno musi być jakieś inne wyjście...
- Nie ma - Sam pokręciła głową z pewną siebie miną. - Dlatego Agenda tak dobrze płaci.
- Czyli, że już nigdy nie będziesz mogła zmienić pracy? - zapytałem, choć to pytanie brzmiało głupio i bezsensownie. Sam wzruszyła ramionami.
- Wiedziałam, na co się piszę. Chyba, że Agenda pozwoliłaby mi zacząć karierę w innym miejscu i miałaby na mnie oko, ale to rzadkie przypadki. Ludzie pracujący za długo w AZN-ie zaczynają bzikować, wierz mi.
Zastanowiłem się nad jej słowami, starając się wyobrazić sobie byłych pracowników Agendy. Z jakiegoś powodu Yoko nie powiadomiła mnie o tym małym punkcie naszej umowy. Więc, gdy dowiedzieliśmy się o AZN-ie i Yoko pytała nas, czy chcemy wejść w tę organizację, to tak naprawdę nie mieliśmy za bardzo wyboru, pomyślałem z wściekłością.
- Och, to mój tato - mruknęła nagle Sam, całując mnie w policzek. - Muszę już lecieć.
- Sam, dzięki za to, że mnie wyciągnęłaś z domu - powiedziałem, zanim blondynka odeszła do czarnego samochodu z zacieniowanymi szybami.
- Mam nadzieję, że było warto - krzyknęła tylko, wsiadając do auta. Schowałem dłonie do kieszeni, patrząc na znikający z ulicy samochód, w którym siedziała dziewczyna. Dopiero potem wyszeptałem:
- Było warto.
Ktoś z was chyba zgadł, że Sam znów przyczepi się do Hiro, ale już nie pamiętam kto :D ale nie martwcie się, tak nie będzie za każdym razem, bo byłoby nudno. Sam po prostu ma przeczucie, albo wie, kiedy się wkręcić ;) no, to udanego weekendu, a raczej jego końcówki i sił na przyszły tydzień! ;) ahaa i coś dla oczu:
Mniej więcej tak wyobrażałabym sb Sam :33 mam nadzieję, że nie zepsułam wam wizji twórczej ;dd
10/25/2015
10/17/2015
Rany przeszłości
Siedzieliśmy wszyscy w moim pokoju, zastanawiając się nad naszą przyszłą misją na wyspie Isla Menor, jednocześnie starając się przewidzieć wszystkie niedogodności podczas naszej wyprawy. GoGo miała rację - nie działamy jak drużyna, i nad tym przede wszystkim musieliśmy popracować.
- Dobra, co wiemy na temat Isla Meonr? - zaczął składnie Wasabi, wpatrując się w swój pusty notatnik, który trzymał w dłoniach. Przyjaciel siedział oparty o moja łóżko, na którym leżała Honey z takim samym notatnikiem jak Wasabiego, w którym sobie coś bazgrała.
- Jest opuszczona, pomijając zakład karny. Nie zamieszkują ją żadni tubylcy. Położona w części międzyzwrotnikowej...
- Dobra, czekaj, primadonno - warknął Wasabi. - Nic nam to nie daje. Nie wiemy, co tam rośnie, jakie zamieszkują ją zwierzęta i czego się ogólnie spodziewać.
- Wasabi ma rację - dodałem, opierając się o fotel, na którym siedziała GoGo. Fred zajmował miejsce tuż koło Wasabiego na podłodze, a Baymax siedział tuż obok drzwi, by mógł dać nam sygnał, jeżeli ktoś próbowałby nas posłuchać. - Ale myślę, że Yoko nie da nam szansy się jakoś przygotować. Musimy po prostu postarać się przewidzieć, co może nas tam czekać.
- Czyli co, mam się bawić we wróżkę? - prychnęła GoGo, krzyżując ręce.
- Czemu nie, ładnie byłoby ci ze skrzydełkami - wtrącił się Baymax, a wszyscy ryknęliśmy śmiechem. Nawet kąciki GoGo powędrowały do góry.
Zamyśliłem się, szkicując coś w swoim notesie. Czułem, że mam jakiś plan, ale nie potrafiłem go jeszcze dostrzec, jakby był za mgłą.
- Ocho, ja znam tą minę - zaczęła Honey z wymuszoną powagą. Spojrzałem na nią i zarumieniłem się. Co poradzę, że wszyscy się bali moich pomysłów?
Fred oparł się o własne kolana, po czym westchnął głośno.
- Pewnie na Isla Menor będzie dużo robali, jak sądzicie?
GoGo prychnęła pewnie.
- Akurat robale będą naszym najmniejszym problemem, Freddie. - burknęła, ale przerwał jej Wasabi.
- Fred ma sporo racji. Potrzebujemy osłony i to nie tylko przed robalami. Akurat pracowałem nad polem siłowym, więc...
Spojrzałem na niego w osłupieniu.
- P-p-pole siłowe? - zapytałem. Pozostali mieli takie same miny. Wasabi natomiast wyglądał na rozluźnionego.
- Tak, ale potrzebuję jeszcze czasu, żeby to dopracować. - odparł, wzruszając ramionami.
- Koniecznie musisz mi pokazać, jak je zrobiłeś - powiedziała GoGo, wpatrując się w przyjaciela z szeroko otwartymi oczami. Przez moment poczułem ukłucie zazdrości o zainteresowanie przyjaciółki, ale szybko odepchnąłem te myśli, skupiając się na najważniejszym.
- W takim razie GoGo może mi pomóc - odparł Wasabi. - Potrzebowałbym jeszcze wolnych rąk do pracy, a teraz chyba nie ma co robić, skoro skończyła swój projekt.
Poczułem się jak kompletny kretyn, gdy miałem decydować o czymś takim. Moi przyjaciele zaczęli przy każdym pomyśle pytać mnie o zgodę, przez co miałem ochotę im przywalić, ale wiedziałem, że to konieczne, żebyśmy mogli pracować jako zespół. Jednak w tej sprawie najchętniej odpowiedziałbym po prostu "nie".
- Dobra, nie ma problemu - odpowiedziałem krótko. Honey przyjrzała mi się, marszcząc brwi. Zignorowałem to.
Baymax chwycił w ręce jedną z książek leżących pod moim biurkiem. Ostatnio ciocia Cass robiła mi przemeblowanie i usunęła trzy regały, przez co moje książki leżały bezpośrednio na podłodze, czekając na nowy kąt.
- Dobra, pomyślmy, że jesteśmy na wyspie - zaczął Fred. - To pole siłowe ochraniałoby nas na jaką odległość?
- Maksymalnie kilka metrów - odparł Wasabi, drapiąc się po głowie. - Wystarczyłoby, żeby okrążyć obóz. Chroniłoby nas przed zwierzętami i ludźmi, o ile komuś wpadnie do głowy nas zaatakować.
- Hmm, a nie myślałeś, żeby spróbować to wykorzystać w walce? - zapytała Honey, uprzedzając mnie dosłownie o sekundę, jakby czytała mi w myślach.
- Pomyślimy nad tym - mrugnęła do niej GoGo, przez co poczułem rozdrażnienie. Do cholery, że ja zawsze mam takiego pecha.
- Przyda wam się też jakiś prowiant - dodał Baymax.
- O to zadbamy, nie martw się - powiedziałem, próbując się uśmiechnąć mimo dręczących mnie wątpliwości.
- Poza tym trzeba by wziąć jakieś śpiwory, nie? - spytał Fred, robiąc niezwykle inteligentną minę. - Jak chcecie to pomieścić?
- Nad tym też można pokombinować - przyznałem z zastanowieniem. - Można by to upchać maksymalnie do wielkości piłki futbolowej - powiedziałem, na co wszyscy popatrzyli na mnie z szokiem.
- Skąd ta pewność? Wziąłeś pod uwagę wszystko? - dopytywała się Honey, jakby mi nie wierzyła. - Koce, śpiwory, prowiant, jakieś drobne gadżety...
- Tak, wziąłem wszystko pod uwagę - mruknąłem ze złością. Dlaczego każdy traktuje mnie jak idiotę? - Da się to upchać do wymiarów dwadzieścia na czterdzieści, może być?
- Hiro, szokujesz mnie - skwitował Wasabi.
- Powiedzmy, że Tadashi lubił wyjazdy skautów, okej? - warknąłem, najwyraźniej musząc poruszyć temat brata. - Dajcie sobie spokój.
- Jak uważasz - Wasabi podniósł dłonie w obronnym geście.
Nie jesteś zły przez wspomnienie o Tadashim, ani przez reakcję przyjaciół na twoje szybkie obliczenia, usłyszałem głos w mojej głowie. Miałem ochotę wyjść i ochłonąć, ale wolałem skupić się na równych liniach mojego notesu.
- Macie jeszcze jakiś pomysł? - zapytała Honey, rozglądając się, jakby próbowała zbadać nasze zamyślone spojrzenia.
- Nie przychodzi mi do głowy nic poza poprawieniem naszych wcześniejszych wynalazków - odparła GoGo, patrząc w podłogę.
Nagle wpadł mi do głowy pomysł.
- Mogę podpytać Sam, czy nie wie czegokolwiek o Isla Menor - zaproponowałem i od razu zadrżałem, widząc zimne spojrzenie GoGo.
- Tak, to dobry pomysł - pochwalił mnie Wasabi. - Sam musi coś wiedzieć, skoro Agenda ma łączność z tą wyspą.
Poczułem dziecinną satysfakcję, widząc, jak GoGo zareagowała na imię Sam. Puściłem mimo uszu ostrzeżenie Honey, które odbijało się wewnątrz mojej głowy, próbując mnie powstrzymać. Jak to dobrze, że nie zawsze kierowałem się wyłącznie intelektem, pomyślałem z uśmiechem.
- No, poza tym Sam na pewno coś ci powie - dodał Freddie z uśmieszkiem, przez który szybko się zarumieniłem, przypominając sobie wybrzeże w towarzystwie dziewczyny.
- Będziemy musieli się rozdzielić na wyspie - rzekła GoGo, na co od razu zareagowałem głośnym protestem. - Tak będzie lepiej, Hiro. Nie mamy za dużo czasu, a w większej grupie zwracamy na siebie uwagę.
- Ma rację - mruknął Wasabi, patrząc mi w oczy swoim piwnym spojrzeniem.
- Poza tym jest spora szansa, że i tak znowu nas coś rozdzieli, Hiro - prosiła Honey, jakby chciała mnie przekonać.
- Okej, możemy to wziąć jako alternatywę - powiedziałem. - Ale wolałbym, żebyśmy się nie rozdzielali...
- Ale jeśli już, to musimy się jakoś ze sobą porozumieć. - przekonywała mnie GoGo, trącając moje ramię. - No dalej, co tej twój umysł ci podpowiada?
- Najlepsze byłyby krótkofalówki w naszych opaskach - odparłem, ignorując jej spojrzenie. Z opasek na nadgarstkach najłatwiej byłoby się nam kontaktować. Poza tym nie ryzykowalibyśmy powiększeniem naszego i tak okrojonego bagażu.
- Jestem za - Honey podniosła rękę z uśmiechem, a Wasabi zrobił to samo, przejmując jej entuzjazm.
- Dobra, GoGo biega po wodzie - mruknął z obrażoną miną Fred. - Hiro potrafi stać się niewidzialny. Wasabi ma swoje pole siłowe, a Honey lasery. Tylko mi i Baymaxowi nic nie dodaliście - odparł, na co wszyscy spochmurnieliśmy. Miał rację.
- Dajcie mi chwilę - powiedziałem, czując na sobie spojrzenia pozostałych. Niestety, czułem pustkę w głowie. Gdy po około kwadransie nic nie wymyśliłem, westchnąłem tylko, uspokajając Freda. - Słuchaj, biorę to na siebie. Mamy ponad dwa tygodnie, na pewno coś wymyślę.
- No pewnie, że tak, Hiro - uśmiechnęła się do mnie Honey ciepło.
Nagle usłyszeliśmy kroki na schodach, od których wszyscy wzdrygnęliśmy się. Baymax wstał i spojrzał w dół, nie pokazując po swojej twarzy żadnych emocji. Taka jest zaleta posiadania robota, pomyślałem, hamując śmiech. Z jego miny nie mogliśmy odczytać, kto próbował się do nas dostać, choć ja się w sumie i tak tego domyśliłem.
Na szczycie schodów pojawiła się ciocia Cass w swoim fartuchu, obdarzając nas wszystkim szczerym uśmiechem. Brązowe kosmyki jej włosów wyglądały na nieco rozczochrane, co tłumaczyłoby dzisiejszy piątek, przy którym zazwyczaj ma duży ruch.
- Jak tam, mózgowcy? - zapytała, opierając dłonie na biodrach. - Jeszcze nie zgłodnieliście?
- Właściwie to ja już tak - odpowiedział Fred, wstając. - A co pani proponuje?
- Za jakiś kwadrans przyjedzie facet z pizzą, a na dole czekają wypożyczone filmy. - ciocia mrugnęła do mnie sprytnie, gdy moi przyjaciele wybuchnęli radością. Rzeczywiście kilka godzin burzy mózgów nie było przyjemne, nawet dla kujonów z Instytutu Robotyki.
- Rany, Hiro, wymień się na moich nudnych rodziców - zawołał Fred, biegnąc po schodach za ciocią Cass, która już zniknęła za rogiem. Baymax ruszył chwiejnym krokiem za nimi.
- Pani wie, jak osłodzić życie - zaśmiał się Wasabi, a Honey zakryła usta dłonią, tamując przypływ śmiechu. Najwyraźniej ciocia tchnęła w nasz zespół unikalną atmosferę, zauważyłem.
- Dlatego pracuje w tej branży, słodziutki - usłyszeliśmy wołanie z dołu, z kawiarni.
Film co chwilę się zacinał, ale pizza i tak smakowała wyśmienicie. W końcu, gdy postawiliśmy znudzonego Baymaxa przy telewizorze, film już więcej się nie przerywał. Rozwaliliśmy się na kanapie, słuchając chrapania Freda, który zasnął jako pierwszy. Najwyraźniej nawet horror potrafił go znudzić.
- Zakneblujcie go, bo ja to zrobię - warknęła GoGo, rzucając w stronę kompana złośliwe spojrzenie. Siedziała tuż obok mnie, a od wzmianki o Sam nie odezwała się do mnie ani razu. Przez chwilę zacząłem mieć nawet wyrzuty sumienia, ale szybko je zagłuszyłem. Nic jej nie byłem winien.
- Spoko, zaraz przestanie - odparł Wasabi, opierając się na łokciu. - Tylko kurier przywiezie dostawę pizzy i Fred stanie na nogi.
Honey zaśmiała się cicho, wrzucając sobie do ust garstkę popcornu.
- Musiałby przywieźć całą pizzerię, żeby obudzić Freda - odparła, na co wszyscy się zaśmialiśmy.
Siedzieliśmy tak jeszcze godzinę, a kurier nie przyjeżdżał. Trudno, obejdziemy się bez pizzy, pomyślałem w chwili, gdy usłyszałem chrapanie siedzącego po moim drugim boku Wasabiego. Honey siedziała na krańcu kanapy i z tego, co zdołałem zauważyć, również zdołała przysnąć, oparłszy się o oparcie kanapy.
Fred natomiast spał w najlepsze, wylegiwszy się na ulubionym fotelu cioci. Oj, gdyby nie był jej ulubieńcem, na jego miejscu obawiałbym się powrotu cioci, gdy zamknie już kawiarnię.
Już od dwóch filmów niebo na zewnątrz pociemniało, zostawiając nas w słabym świetle bijącym od telewizora i jednej lampy, stojącej cicho w kącie. GoGo obejrzała się, zerknąwszy na resztę drzemiących przyjaciół, po czym zaśmiała się pod nosem.
- Patrzcie, oto Wielka Szóstka - mruknęła, na co ja również się uśmiechnąłem. W tej chwili pożałowałem, że nie zasnąłem z innymi, zamiast zostawać znów sam na sam z GoGo. Pewnie cieszyłbym się z jej towarzystwa, gdyby nie fakt, że byłem o nią totalnie zazdrosny, a ona robiła mi wyrzuty o Sam.
W końcu Baymaxowi wyczerpały się baterie i robot padł na ziemię jak długi, unosząc się co jakiś czas, jakby chrapał.
- Auć, to musiało boleć - skrzywiła się GoGo, patrząc na leżącego robota.
- Co ty - mruknąłem, wstając. - Nie takie rzeczy się robiło i Baymax jakoś zawsze wychodził z tego cały.
- Czyżby? - spytała, unosząc lekko czarną brew.
- Noo, a teraz z łaski swojej pomóż mi go wnieść na górę - powiedziałem, próbując unieść robota. GoGo bez słowa wstała i podbiegła do mnie, chwytając ramię Baymaxa.
- Z daleka wydawał się lżejszy - mruknęła, krzywiąc się.
- Co ty nie powiesz - westchnąłem, unosząc puchate ciało mojego przyjaciela.
Po wielu trudach jakoś udało nam się zanieść robota na górę i załadować. Mówiąc "po wielu trudach" miałem na myśli to, że GoGo prawie spadła ze schodów i gdybym jej nie złapał pewnie wylądowałaby tak płasko jak Baymax, gdy stał przy telewizorze.
- Dzięki - odetchnęła, patrząc na mnie ze zdziwieniem i ulgą.
Baymax stał na czerwonej podstawie podłącznika, który wydawał cichy dźwięk, jakby ktoś napuszczał do ciała przyjaciela jeszcze więcej powietrza niż teraz posiadał. A na razie nie udało mu się gdzieś rozerwać o okoliczne gałęzie, albo ostre krawędzie, jak zawsze gdy idziemy razem na spacer.
GoGo patrzyła ze zdziwieniem, jak podchodzę do naszych wspólnych notatek, zostawionych w miejscu, w którym zastaliśmy ciocię Cass obwieszczającą nam wieczorny seans.
- Co robisz? - spytała, obserwując mnie bacznie.
- Ktoś musi poskładać to do kupy - mruknąłem, siadając po turecku na dywanie. GoGo automatycznie zajęła miejsce obok.
- Hiro... Myślisz, że Sam jest po naszej stronie?
To pytanie mnie zdziwiło, ale obiecałem sobie nie okazywać przy GoGo żadnych emocji.
- Tak, a co?
GoGo zacisnęła usta, oglądając dokoła mój pokój, jakby oglądała go pierwszy raz w życiu.
- Ja nie mam do niej tyle zaufania.
- Zauważyłem - mruknąłem tylko, spoglądając na szkice Wasabiego dotyczące jego pola siłowego, które naprawdę mnie zafascynowały. Zainteresowanie przyjaciela fizyką było równe mojemu zainteresowaniu wobec robotyki.
- Hiro, to nie tak, po prostu... - GoGo przetarła swoją twarz dłonią, po czym spojrzała na mnie, wplatając długie palce w swoje włosy. - Jesteśmy drużyną, tak? Niepotrzebna nam Sam.
- Wiem o tym, dlatego nie zapraszałem jej do naszego grona - powiedziałem, wstając i odkładając poszczególne kartki z rozwalonego notatnika Freda na moje biurko.
- Ale ufasz jej, a to wystarczy - GoGo najwyraźniej nie zamierzała skrócić tematu, podążając za mną. - Nie możemy nikomu ufać. Ani Yoko, ani Sam.
- Ani Ithaniemu - warknąłem, patrząc GoGo w oczy. To był cios poniżej pasa, skarciłem się ostro w myślach, widząc reakcję dziewczyny. Spojrzała na mnie z szokiem i urazą, po czym jej oczy zaszkliły się, jakby twarda GoGo Tomago miałaby zaraz wybuchnąć płaczem.
Żałowałem, że nie potrafiłem się wcześniej ugryźć w język, zanim wypowiedziałem te słowa.
- GoGo, przepraszam cię, nie chciałem.. - zacząłem, podchodząc do przyjaciółki, ale jej twarz zmieniła się nagle, jakby GoGo założyła maskę.
- Nie potrzebuję twoich przeprosin - warknęła, odpychając mnie od siebie ze złością. - Możesz się nimi udławić!!
Po czym wyszła z mojego pokoju szybkim krokiem, tupiąc z gniewem po drewnianych schodach. Przez moment stałem jak wryty, nie wierząc w moją własną głupotę. Dopiero, gdy GoGo była przed drzwiami wyjściowymi, ruszyłem się i zacząłem ją gonić po moim własnym mieszkaniu.
- GoGo, stój! Czekaj, proszę, ja... - wyleciałem przed dom, chcąc ją jeszcze zatrzymać, ale ulica była pusta. Nieliczne latarnie oświetlały ciemne ulice, na których nie jeździły nawet samochody. Tak, jakby ta część San Fransokyo pogrążyła się we śnie.
Westchnąłem głośno, niemal błagalnie, czując na swoich włosach krople deszczu. Dopiero po chwili zauważyłem, że deszcz pada obficie, sprawiając, że ulice pokrywały się taflą połyskliwej wody. To dlatego miasto opustoszało, pomyślałem sobie i od razu wyobraziłem sobie samotną GoGo wracającą do domu przez ciemne ulice.
Wróciłem do domu, mając ochotę trzasnąć się z całej siły w mój durny łeb. Dlaczego potrafię być miły dla każdego, ale nie dla osoby, na której zależy mi najbardziej? Cały czas miałem przed oczami minę GoGo, gdy wspomniałem Ithaniego, a na sam jej widok pękało mi serce. Powlokłem się po schodach na górę, starając sobie wybić z głowy cała tę sytuacje, ale najwyraźniej nie było mi to dane, bo w salonie już czekali na mnie moi przyjaciele, którzy pewnie obudzili się, gdy GoGo i ja zaczęliśmy się kłócić.
- Gdzie GoGo? - spytał Wasabi, ale nie odpowiedziałem, idąc prosto w kierunku mojego pokoju. Nie chciałem z nimi gadać o tym, jak głupio się zachowałem.
Honey wzięła na bok Wasabiego i Freda i powiedziała im coś szeptem, patrząc na mnie. Po chwili usłyszałem jej lekkie, szybkie kroki za sobą, po schodach.
- Hiro! Hiro, zaczekaj - nalegała, łapiąc mnie za ramię.
- Co jest? - mruknąłem, patrząc na przyjaciółkę ze zmęczeniem i smutkiem.
Honey spojrzała mi w oczy, jakby odczytywała z nich wszystkie moje emocje. Jej blond włosy zawsze dokładnie ułożone, wyglądały teraz, jakby rzeczywiście dopiero co wstała z łóżka. Dobra, w tym wypadku z kanapy. Na nosie miała swoje duże okulary z czerwonymi oprawkami, które nadawały jej wygląd typowej studentki instytutu naukowego. Wiedziałem, że za tymi prostymi szkłami znajdowała się bardzo wrażliwa dziewczyna, która zawsze była skora do pomocy, gdy ktoś jej potrzebował. A ja teraz naprawdę potrzebowałem pomocy.
- Hiro, opowiedz mi, co się stało, zanim wyszła stąd GoGo.
Westchnąłem i opowiedziałem jej naszą rozmowę, naprawdę żałując, że w ogóle tak się potoczyła. Czy zawsze to ja musiałem coś zepsuć?
Lemon słuchała mnie uważnie, siadając ze mną na moim miękkim łóżku, nie odrywając ode mnie spojrzenia swoich zielonych oczu.
- Aha, więc to tak wyglądało... - mruknęła, oglądając się na bok z zamyśleniem.
- Mogłem być jeszcze większym idiotą? - spytałem retorycznie, opierając czoło na wyciągniętej dłoni.
Honey ujęła mnie za ramię, chcąc dodać mi otuchy.
- Hiro, ja... sama nie wiem, jak mam to ująć. Przecież wiem, że nigdy byś jej nie skrzywdził, a na pewno nie celowo.
- Właśnie to zrobiłem - zauważyłem, spoglądając na przyjaciółkę ze zrezygnowaniem. - Dalej tak myślisz?
- Tak, bo wiem, co do niej czujesz. I wiem, że nienawidzisz Ithaniego za to, co jej zrobił.
Usiadłem prosto, myśląc nad słowami Honey. Słyszałem z dołu przyciszone głosy, ale nie potrafiłem rozpoznać poszczególnych słów. Miałem po prostu zbyt duży mętlik w głowie.
Przypomniałem sobie, gdy szukaliśmy Ithaniego. GoGo doskonale wiedziała, gdzie go znaleźć, choć nie widziała go od roku, gdy się rozstali, co zresztą widziałem w jej wspomnieniu na neuroprzekaźniku. Może tak naprawdę bolało mnie to, że wciąż widziałem, że GoGo go kocha. Pamiętam, jak zawsze smutniała, gdy ktoś wspominał imię Ithaniego, bądź gdy rozwijała temat motoryzacji. Wiedziałem, że to dzięki swojemu chłopakowi zaczęła wtedy jeździć, że dzięki niemu pokochała świat motoryzacji. Może wcale nie chodziło o samo zainteresowanie, może to było wspomnienie - świat, w którym się zatrzymała dla niego. Zaczynałem tak myśleć, dręcząc się jeszcze bardziej, choć w gruncie rzeczy wiedziałem, że moje słowa mogą być bardzo prawdziwe. Na samą myśl miałem ochotę zniknąć, jakbym był zbędny w jej życiu.
Honey przytuliła mnie jak starsza siostra, widząc moja minę.
- Hiro, nie załamuj się. - próbowała mnie pocieszyć, ale jej słowa były dla mnie mało istotne. - Przecież GoGo na pewno ci wybaczy...
- To już nawet nie o to chodzi - wyszeptałem, czując jak pęka mi serce. - Byłem naiwny, myśląc, że to ma jakikolwiek sens.
Ojj, tak smutno trochę ;xx mam nadzieję, że wam nie pogorszyłam weekendu, który mnie się bardzo udaje jak na razie :)) co ja mówię, to jakaś porażka. Moja najlepsza przyjaciółka ma w wt urodziny a ja nie mam pomysłu co jej zrobić - wiem że uwielbia prezenty robione własnymi rękami. Już myślałam o słoiczku ze zwiniętymi rulonikami na których napisane byłyby rzeczy, które w niej uwielbiam oraz jedno duże papierowe pudełko z kilkoma małymi w środku, w których byłyby rózne słodycze.
A propos, nie napisałam wam tego wcześniej, bo miałam rzeźnię w szkole :(( moja klasa miała swoją grupę na fb na której wypisywała, co chciała w tym na naszą wychowawczynię. Wyobraźcie sobie, że jedna koleżanka poszła z tym i pokazała to naszej wychowawczyni.... Cudem nie skończyło się na policji.
Jeśli macie jakieś propozycje dotyczące tego prezentu, to błagam, podawajcie coś, bo chcę dla niej zrobić najlepszy prezent świata a zero pomysłu w głowie ;DD
- Dobra, co wiemy na temat Isla Meonr? - zaczął składnie Wasabi, wpatrując się w swój pusty notatnik, który trzymał w dłoniach. Przyjaciel siedział oparty o moja łóżko, na którym leżała Honey z takim samym notatnikiem jak Wasabiego, w którym sobie coś bazgrała.
- Jest opuszczona, pomijając zakład karny. Nie zamieszkują ją żadni tubylcy. Położona w części międzyzwrotnikowej...
- Dobra, czekaj, primadonno - warknął Wasabi. - Nic nam to nie daje. Nie wiemy, co tam rośnie, jakie zamieszkują ją zwierzęta i czego się ogólnie spodziewać.
- Wasabi ma rację - dodałem, opierając się o fotel, na którym siedziała GoGo. Fred zajmował miejsce tuż koło Wasabiego na podłodze, a Baymax siedział tuż obok drzwi, by mógł dać nam sygnał, jeżeli ktoś próbowałby nas posłuchać. - Ale myślę, że Yoko nie da nam szansy się jakoś przygotować. Musimy po prostu postarać się przewidzieć, co może nas tam czekać.
- Czyli co, mam się bawić we wróżkę? - prychnęła GoGo, krzyżując ręce.
- Czemu nie, ładnie byłoby ci ze skrzydełkami - wtrącił się Baymax, a wszyscy ryknęliśmy śmiechem. Nawet kąciki GoGo powędrowały do góry.
Zamyśliłem się, szkicując coś w swoim notesie. Czułem, że mam jakiś plan, ale nie potrafiłem go jeszcze dostrzec, jakby był za mgłą.
- Ocho, ja znam tą minę - zaczęła Honey z wymuszoną powagą. Spojrzałem na nią i zarumieniłem się. Co poradzę, że wszyscy się bali moich pomysłów?
Fred oparł się o własne kolana, po czym westchnął głośno.
- Pewnie na Isla Menor będzie dużo robali, jak sądzicie?
GoGo prychnęła pewnie.
- Akurat robale będą naszym najmniejszym problemem, Freddie. - burknęła, ale przerwał jej Wasabi.
- Fred ma sporo racji. Potrzebujemy osłony i to nie tylko przed robalami. Akurat pracowałem nad polem siłowym, więc...
Spojrzałem na niego w osłupieniu.
- P-p-pole siłowe? - zapytałem. Pozostali mieli takie same miny. Wasabi natomiast wyglądał na rozluźnionego.
- Tak, ale potrzebuję jeszcze czasu, żeby to dopracować. - odparł, wzruszając ramionami.
- Koniecznie musisz mi pokazać, jak je zrobiłeś - powiedziała GoGo, wpatrując się w przyjaciela z szeroko otwartymi oczami. Przez moment poczułem ukłucie zazdrości o zainteresowanie przyjaciółki, ale szybko odepchnąłem te myśli, skupiając się na najważniejszym.
- W takim razie GoGo może mi pomóc - odparł Wasabi. - Potrzebowałbym jeszcze wolnych rąk do pracy, a teraz chyba nie ma co robić, skoro skończyła swój projekt.
Poczułem się jak kompletny kretyn, gdy miałem decydować o czymś takim. Moi przyjaciele zaczęli przy każdym pomyśle pytać mnie o zgodę, przez co miałem ochotę im przywalić, ale wiedziałem, że to konieczne, żebyśmy mogli pracować jako zespół. Jednak w tej sprawie najchętniej odpowiedziałbym po prostu "nie".
- Dobra, nie ma problemu - odpowiedziałem krótko. Honey przyjrzała mi się, marszcząc brwi. Zignorowałem to.
Baymax chwycił w ręce jedną z książek leżących pod moim biurkiem. Ostatnio ciocia Cass robiła mi przemeblowanie i usunęła trzy regały, przez co moje książki leżały bezpośrednio na podłodze, czekając na nowy kąt.
- Dobra, pomyślmy, że jesteśmy na wyspie - zaczął Fred. - To pole siłowe ochraniałoby nas na jaką odległość?
- Maksymalnie kilka metrów - odparł Wasabi, drapiąc się po głowie. - Wystarczyłoby, żeby okrążyć obóz. Chroniłoby nas przed zwierzętami i ludźmi, o ile komuś wpadnie do głowy nas zaatakować.
- Hmm, a nie myślałeś, żeby spróbować to wykorzystać w walce? - zapytała Honey, uprzedzając mnie dosłownie o sekundę, jakby czytała mi w myślach.
- Pomyślimy nad tym - mrugnęła do niej GoGo, przez co poczułem rozdrażnienie. Do cholery, że ja zawsze mam takiego pecha.
- Przyda wam się też jakiś prowiant - dodał Baymax.
- O to zadbamy, nie martw się - powiedziałem, próbując się uśmiechnąć mimo dręczących mnie wątpliwości.
- Poza tym trzeba by wziąć jakieś śpiwory, nie? - spytał Fred, robiąc niezwykle inteligentną minę. - Jak chcecie to pomieścić?
- Nad tym też można pokombinować - przyznałem z zastanowieniem. - Można by to upchać maksymalnie do wielkości piłki futbolowej - powiedziałem, na co wszyscy popatrzyli na mnie z szokiem.
- Skąd ta pewność? Wziąłeś pod uwagę wszystko? - dopytywała się Honey, jakby mi nie wierzyła. - Koce, śpiwory, prowiant, jakieś drobne gadżety...
- Tak, wziąłem wszystko pod uwagę - mruknąłem ze złością. Dlaczego każdy traktuje mnie jak idiotę? - Da się to upchać do wymiarów dwadzieścia na czterdzieści, może być?
- Hiro, szokujesz mnie - skwitował Wasabi.
- Powiedzmy, że Tadashi lubił wyjazdy skautów, okej? - warknąłem, najwyraźniej musząc poruszyć temat brata. - Dajcie sobie spokój.
- Jak uważasz - Wasabi podniósł dłonie w obronnym geście.
Nie jesteś zły przez wspomnienie o Tadashim, ani przez reakcję przyjaciół na twoje szybkie obliczenia, usłyszałem głos w mojej głowie. Miałem ochotę wyjść i ochłonąć, ale wolałem skupić się na równych liniach mojego notesu.
- Macie jeszcze jakiś pomysł? - zapytała Honey, rozglądając się, jakby próbowała zbadać nasze zamyślone spojrzenia.
- Nie przychodzi mi do głowy nic poza poprawieniem naszych wcześniejszych wynalazków - odparła GoGo, patrząc w podłogę.
Nagle wpadł mi do głowy pomysł.
- Mogę podpytać Sam, czy nie wie czegokolwiek o Isla Menor - zaproponowałem i od razu zadrżałem, widząc zimne spojrzenie GoGo.
- Tak, to dobry pomysł - pochwalił mnie Wasabi. - Sam musi coś wiedzieć, skoro Agenda ma łączność z tą wyspą.
Poczułem dziecinną satysfakcję, widząc, jak GoGo zareagowała na imię Sam. Puściłem mimo uszu ostrzeżenie Honey, które odbijało się wewnątrz mojej głowy, próbując mnie powstrzymać. Jak to dobrze, że nie zawsze kierowałem się wyłącznie intelektem, pomyślałem z uśmiechem.
- No, poza tym Sam na pewno coś ci powie - dodał Freddie z uśmieszkiem, przez który szybko się zarumieniłem, przypominając sobie wybrzeże w towarzystwie dziewczyny.
- Będziemy musieli się rozdzielić na wyspie - rzekła GoGo, na co od razu zareagowałem głośnym protestem. - Tak będzie lepiej, Hiro. Nie mamy za dużo czasu, a w większej grupie zwracamy na siebie uwagę.
- Ma rację - mruknął Wasabi, patrząc mi w oczy swoim piwnym spojrzeniem.
- Poza tym jest spora szansa, że i tak znowu nas coś rozdzieli, Hiro - prosiła Honey, jakby chciała mnie przekonać.
- Okej, możemy to wziąć jako alternatywę - powiedziałem. - Ale wolałbym, żebyśmy się nie rozdzielali...
- Ale jeśli już, to musimy się jakoś ze sobą porozumieć. - przekonywała mnie GoGo, trącając moje ramię. - No dalej, co tej twój umysł ci podpowiada?
- Najlepsze byłyby krótkofalówki w naszych opaskach - odparłem, ignorując jej spojrzenie. Z opasek na nadgarstkach najłatwiej byłoby się nam kontaktować. Poza tym nie ryzykowalibyśmy powiększeniem naszego i tak okrojonego bagażu.
- Jestem za - Honey podniosła rękę z uśmiechem, a Wasabi zrobił to samo, przejmując jej entuzjazm.
- Dobra, GoGo biega po wodzie - mruknął z obrażoną miną Fred. - Hiro potrafi stać się niewidzialny. Wasabi ma swoje pole siłowe, a Honey lasery. Tylko mi i Baymaxowi nic nie dodaliście - odparł, na co wszyscy spochmurnieliśmy. Miał rację.
- Dajcie mi chwilę - powiedziałem, czując na sobie spojrzenia pozostałych. Niestety, czułem pustkę w głowie. Gdy po około kwadransie nic nie wymyśliłem, westchnąłem tylko, uspokajając Freda. - Słuchaj, biorę to na siebie. Mamy ponad dwa tygodnie, na pewno coś wymyślę.
- No pewnie, że tak, Hiro - uśmiechnęła się do mnie Honey ciepło.
Nagle usłyszeliśmy kroki na schodach, od których wszyscy wzdrygnęliśmy się. Baymax wstał i spojrzał w dół, nie pokazując po swojej twarzy żadnych emocji. Taka jest zaleta posiadania robota, pomyślałem, hamując śmiech. Z jego miny nie mogliśmy odczytać, kto próbował się do nas dostać, choć ja się w sumie i tak tego domyśliłem.
Na szczycie schodów pojawiła się ciocia Cass w swoim fartuchu, obdarzając nas wszystkim szczerym uśmiechem. Brązowe kosmyki jej włosów wyglądały na nieco rozczochrane, co tłumaczyłoby dzisiejszy piątek, przy którym zazwyczaj ma duży ruch.
- Jak tam, mózgowcy? - zapytała, opierając dłonie na biodrach. - Jeszcze nie zgłodnieliście?
- Właściwie to ja już tak - odpowiedział Fred, wstając. - A co pani proponuje?
- Za jakiś kwadrans przyjedzie facet z pizzą, a na dole czekają wypożyczone filmy. - ciocia mrugnęła do mnie sprytnie, gdy moi przyjaciele wybuchnęli radością. Rzeczywiście kilka godzin burzy mózgów nie było przyjemne, nawet dla kujonów z Instytutu Robotyki.
- Rany, Hiro, wymień się na moich nudnych rodziców - zawołał Fred, biegnąc po schodach za ciocią Cass, która już zniknęła za rogiem. Baymax ruszył chwiejnym krokiem za nimi.
- Pani wie, jak osłodzić życie - zaśmiał się Wasabi, a Honey zakryła usta dłonią, tamując przypływ śmiechu. Najwyraźniej ciocia tchnęła w nasz zespół unikalną atmosferę, zauważyłem.
- Dlatego pracuje w tej branży, słodziutki - usłyszeliśmy wołanie z dołu, z kawiarni.
Film co chwilę się zacinał, ale pizza i tak smakowała wyśmienicie. W końcu, gdy postawiliśmy znudzonego Baymaxa przy telewizorze, film już więcej się nie przerywał. Rozwaliliśmy się na kanapie, słuchając chrapania Freda, który zasnął jako pierwszy. Najwyraźniej nawet horror potrafił go znudzić.
- Zakneblujcie go, bo ja to zrobię - warknęła GoGo, rzucając w stronę kompana złośliwe spojrzenie. Siedziała tuż obok mnie, a od wzmianki o Sam nie odezwała się do mnie ani razu. Przez chwilę zacząłem mieć nawet wyrzuty sumienia, ale szybko je zagłuszyłem. Nic jej nie byłem winien.
- Spoko, zaraz przestanie - odparł Wasabi, opierając się na łokciu. - Tylko kurier przywiezie dostawę pizzy i Fred stanie na nogi.
Honey zaśmiała się cicho, wrzucając sobie do ust garstkę popcornu.
- Musiałby przywieźć całą pizzerię, żeby obudzić Freda - odparła, na co wszyscy się zaśmialiśmy.
Siedzieliśmy tak jeszcze godzinę, a kurier nie przyjeżdżał. Trudno, obejdziemy się bez pizzy, pomyślałem w chwili, gdy usłyszałem chrapanie siedzącego po moim drugim boku Wasabiego. Honey siedziała na krańcu kanapy i z tego, co zdołałem zauważyć, również zdołała przysnąć, oparłszy się o oparcie kanapy.
Fred natomiast spał w najlepsze, wylegiwszy się na ulubionym fotelu cioci. Oj, gdyby nie był jej ulubieńcem, na jego miejscu obawiałbym się powrotu cioci, gdy zamknie już kawiarnię.
Już od dwóch filmów niebo na zewnątrz pociemniało, zostawiając nas w słabym świetle bijącym od telewizora i jednej lampy, stojącej cicho w kącie. GoGo obejrzała się, zerknąwszy na resztę drzemiących przyjaciół, po czym zaśmiała się pod nosem.
- Patrzcie, oto Wielka Szóstka - mruknęła, na co ja również się uśmiechnąłem. W tej chwili pożałowałem, że nie zasnąłem z innymi, zamiast zostawać znów sam na sam z GoGo. Pewnie cieszyłbym się z jej towarzystwa, gdyby nie fakt, że byłem o nią totalnie zazdrosny, a ona robiła mi wyrzuty o Sam.
W końcu Baymaxowi wyczerpały się baterie i robot padł na ziemię jak długi, unosząc się co jakiś czas, jakby chrapał.
- Auć, to musiało boleć - skrzywiła się GoGo, patrząc na leżącego robota.
- Co ty - mruknąłem, wstając. - Nie takie rzeczy się robiło i Baymax jakoś zawsze wychodził z tego cały.
- Czyżby? - spytała, unosząc lekko czarną brew.
- Noo, a teraz z łaski swojej pomóż mi go wnieść na górę - powiedziałem, próbując unieść robota. GoGo bez słowa wstała i podbiegła do mnie, chwytając ramię Baymaxa.
- Z daleka wydawał się lżejszy - mruknęła, krzywiąc się.
- Co ty nie powiesz - westchnąłem, unosząc puchate ciało mojego przyjaciela.
Po wielu trudach jakoś udało nam się zanieść robota na górę i załadować. Mówiąc "po wielu trudach" miałem na myśli to, że GoGo prawie spadła ze schodów i gdybym jej nie złapał pewnie wylądowałaby tak płasko jak Baymax, gdy stał przy telewizorze.
- Dzięki - odetchnęła, patrząc na mnie ze zdziwieniem i ulgą.
Baymax stał na czerwonej podstawie podłącznika, który wydawał cichy dźwięk, jakby ktoś napuszczał do ciała przyjaciela jeszcze więcej powietrza niż teraz posiadał. A na razie nie udało mu się gdzieś rozerwać o okoliczne gałęzie, albo ostre krawędzie, jak zawsze gdy idziemy razem na spacer.
GoGo patrzyła ze zdziwieniem, jak podchodzę do naszych wspólnych notatek, zostawionych w miejscu, w którym zastaliśmy ciocię Cass obwieszczającą nam wieczorny seans.
- Co robisz? - spytała, obserwując mnie bacznie.
- Ktoś musi poskładać to do kupy - mruknąłem, siadając po turecku na dywanie. GoGo automatycznie zajęła miejsce obok.
- Hiro... Myślisz, że Sam jest po naszej stronie?
To pytanie mnie zdziwiło, ale obiecałem sobie nie okazywać przy GoGo żadnych emocji.
- Tak, a co?
GoGo zacisnęła usta, oglądając dokoła mój pokój, jakby oglądała go pierwszy raz w życiu.
- Ja nie mam do niej tyle zaufania.
- Zauważyłem - mruknąłem tylko, spoglądając na szkice Wasabiego dotyczące jego pola siłowego, które naprawdę mnie zafascynowały. Zainteresowanie przyjaciela fizyką było równe mojemu zainteresowaniu wobec robotyki.
- Hiro, to nie tak, po prostu... - GoGo przetarła swoją twarz dłonią, po czym spojrzała na mnie, wplatając długie palce w swoje włosy. - Jesteśmy drużyną, tak? Niepotrzebna nam Sam.
- Wiem o tym, dlatego nie zapraszałem jej do naszego grona - powiedziałem, wstając i odkładając poszczególne kartki z rozwalonego notatnika Freda na moje biurko.
- Ale ufasz jej, a to wystarczy - GoGo najwyraźniej nie zamierzała skrócić tematu, podążając za mną. - Nie możemy nikomu ufać. Ani Yoko, ani Sam.
- Ani Ithaniemu - warknąłem, patrząc GoGo w oczy. To był cios poniżej pasa, skarciłem się ostro w myślach, widząc reakcję dziewczyny. Spojrzała na mnie z szokiem i urazą, po czym jej oczy zaszkliły się, jakby twarda GoGo Tomago miałaby zaraz wybuchnąć płaczem.
Żałowałem, że nie potrafiłem się wcześniej ugryźć w język, zanim wypowiedziałem te słowa.
- GoGo, przepraszam cię, nie chciałem.. - zacząłem, podchodząc do przyjaciółki, ale jej twarz zmieniła się nagle, jakby GoGo założyła maskę.
- Nie potrzebuję twoich przeprosin - warknęła, odpychając mnie od siebie ze złością. - Możesz się nimi udławić!!
Po czym wyszła z mojego pokoju szybkim krokiem, tupiąc z gniewem po drewnianych schodach. Przez moment stałem jak wryty, nie wierząc w moją własną głupotę. Dopiero, gdy GoGo była przed drzwiami wyjściowymi, ruszyłem się i zacząłem ją gonić po moim własnym mieszkaniu.
- GoGo, stój! Czekaj, proszę, ja... - wyleciałem przed dom, chcąc ją jeszcze zatrzymać, ale ulica była pusta. Nieliczne latarnie oświetlały ciemne ulice, na których nie jeździły nawet samochody. Tak, jakby ta część San Fransokyo pogrążyła się we śnie.
Westchnąłem głośno, niemal błagalnie, czując na swoich włosach krople deszczu. Dopiero po chwili zauważyłem, że deszcz pada obficie, sprawiając, że ulice pokrywały się taflą połyskliwej wody. To dlatego miasto opustoszało, pomyślałem sobie i od razu wyobraziłem sobie samotną GoGo wracającą do domu przez ciemne ulice.
Wróciłem do domu, mając ochotę trzasnąć się z całej siły w mój durny łeb. Dlaczego potrafię być miły dla każdego, ale nie dla osoby, na której zależy mi najbardziej? Cały czas miałem przed oczami minę GoGo, gdy wspomniałem Ithaniego, a na sam jej widok pękało mi serce. Powlokłem się po schodach na górę, starając sobie wybić z głowy cała tę sytuacje, ale najwyraźniej nie było mi to dane, bo w salonie już czekali na mnie moi przyjaciele, którzy pewnie obudzili się, gdy GoGo i ja zaczęliśmy się kłócić.
- Gdzie GoGo? - spytał Wasabi, ale nie odpowiedziałem, idąc prosto w kierunku mojego pokoju. Nie chciałem z nimi gadać o tym, jak głupio się zachowałem.
Honey wzięła na bok Wasabiego i Freda i powiedziała im coś szeptem, patrząc na mnie. Po chwili usłyszałem jej lekkie, szybkie kroki za sobą, po schodach.
- Hiro! Hiro, zaczekaj - nalegała, łapiąc mnie za ramię.
- Co jest? - mruknąłem, patrząc na przyjaciółkę ze zmęczeniem i smutkiem.
Honey spojrzała mi w oczy, jakby odczytywała z nich wszystkie moje emocje. Jej blond włosy zawsze dokładnie ułożone, wyglądały teraz, jakby rzeczywiście dopiero co wstała z łóżka. Dobra, w tym wypadku z kanapy. Na nosie miała swoje duże okulary z czerwonymi oprawkami, które nadawały jej wygląd typowej studentki instytutu naukowego. Wiedziałem, że za tymi prostymi szkłami znajdowała się bardzo wrażliwa dziewczyna, która zawsze była skora do pomocy, gdy ktoś jej potrzebował. A ja teraz naprawdę potrzebowałem pomocy.
- Hiro, opowiedz mi, co się stało, zanim wyszła stąd GoGo.
Westchnąłem i opowiedziałem jej naszą rozmowę, naprawdę żałując, że w ogóle tak się potoczyła. Czy zawsze to ja musiałem coś zepsuć?
Lemon słuchała mnie uważnie, siadając ze mną na moim miękkim łóżku, nie odrywając ode mnie spojrzenia swoich zielonych oczu.
- Aha, więc to tak wyglądało... - mruknęła, oglądając się na bok z zamyśleniem.
- Mogłem być jeszcze większym idiotą? - spytałem retorycznie, opierając czoło na wyciągniętej dłoni.
Honey ujęła mnie za ramię, chcąc dodać mi otuchy.
- Hiro, ja... sama nie wiem, jak mam to ująć. Przecież wiem, że nigdy byś jej nie skrzywdził, a na pewno nie celowo.
- Właśnie to zrobiłem - zauważyłem, spoglądając na przyjaciółkę ze zrezygnowaniem. - Dalej tak myślisz?
- Tak, bo wiem, co do niej czujesz. I wiem, że nienawidzisz Ithaniego za to, co jej zrobił.
Usiadłem prosto, myśląc nad słowami Honey. Słyszałem z dołu przyciszone głosy, ale nie potrafiłem rozpoznać poszczególnych słów. Miałem po prostu zbyt duży mętlik w głowie.
Przypomniałem sobie, gdy szukaliśmy Ithaniego. GoGo doskonale wiedziała, gdzie go znaleźć, choć nie widziała go od roku, gdy się rozstali, co zresztą widziałem w jej wspomnieniu na neuroprzekaźniku. Może tak naprawdę bolało mnie to, że wciąż widziałem, że GoGo go kocha. Pamiętam, jak zawsze smutniała, gdy ktoś wspominał imię Ithaniego, bądź gdy rozwijała temat motoryzacji. Wiedziałem, że to dzięki swojemu chłopakowi zaczęła wtedy jeździć, że dzięki niemu pokochała świat motoryzacji. Może wcale nie chodziło o samo zainteresowanie, może to było wspomnienie - świat, w którym się zatrzymała dla niego. Zaczynałem tak myśleć, dręcząc się jeszcze bardziej, choć w gruncie rzeczy wiedziałem, że moje słowa mogą być bardzo prawdziwe. Na samą myśl miałem ochotę zniknąć, jakbym był zbędny w jej życiu.
Honey przytuliła mnie jak starsza siostra, widząc moja minę.
- Hiro, nie załamuj się. - próbowała mnie pocieszyć, ale jej słowa były dla mnie mało istotne. - Przecież GoGo na pewno ci wybaczy...
- To już nawet nie o to chodzi - wyszeptałem, czując jak pęka mi serce. - Byłem naiwny, myśląc, że to ma jakikolwiek sens.
Ojj, tak smutno trochę ;xx mam nadzieję, że wam nie pogorszyłam weekendu, który mnie się bardzo udaje jak na razie :)) co ja mówię, to jakaś porażka. Moja najlepsza przyjaciółka ma w wt urodziny a ja nie mam pomysłu co jej zrobić - wiem że uwielbia prezenty robione własnymi rękami. Już myślałam o słoiczku ze zwiniętymi rulonikami na których napisane byłyby rzeczy, które w niej uwielbiam oraz jedno duże papierowe pudełko z kilkoma małymi w środku, w których byłyby rózne słodycze.
A propos, nie napisałam wam tego wcześniej, bo miałam rzeźnię w szkole :(( moja klasa miała swoją grupę na fb na której wypisywała, co chciała w tym na naszą wychowawczynię. Wyobraźcie sobie, że jedna koleżanka poszła z tym i pokazała to naszej wychowawczyni.... Cudem nie skończyło się na policji.
Jeśli macie jakieś propozycje dotyczące tego prezentu, to błagam, podawajcie coś, bo chcę dla niej zrobić najlepszy prezent świata a zero pomysłu w głowie ;DD
10/07/2015
Tajemnice
Następnego dnia postanowiłem nie myśleć o wczorajszym dniu i o Sam, chociaż prawdę mówiąc przychodziło mi to z trudem. Cały czas zastanawiałem się, co czuję wobec niej. Było to o tyle trudne, że nie mogłem za nic znaleźć na to odpowiedzi. Może cała ta sytuacja na wybrzeżu była tylko pod wpływem chwili? - pomyślałem sobie, gdy czytałem jeden z licznych podręczników Callaghana odnośnie robotyki.
Baymax siedział przy oknie i oglądał ludzi spacerujących ulicą. Mnie taka czynność by nudziła, ale jemu bardzo się podobała, tym bardziej, że aktualnie nie miał co robić.
- Stresujesz się misją na wyspie Isla Menor? - zapytał robot, przerywając mi czytanie.
- Eee, nie? - odparłem, wbijając wzrok z powrotem w litery.
- To może chodzi o profesor Yoko? - spytał Baymax dociekliwie.
- Po co te pytania? - zmarszczyłem brwi. Baymax wstał od okna i usiadł obok mnie.
- Mam wpisane w program twoje odczucia dotyczące GoGo, ale nie potrafię zanalizować twoich myśli z chwili obecnej. Coś cię trapi, Hiro?
Zarumieniłem się na wzmiance o GoGo. Czułem się więźniem we własnym umyśle, jeśli Baymax potrafił rozróżnić moje poszczególne stany emocjonalne. Miałem nad nim o tyle przewagę, że nie wiedział, co zawraca mi głowę w tym momencie. No, chyba że przejrzałby moje wspomnienia dotyczące tamtej chwili na wybrzeżu, a tego nie potrafił.
- Każdego nękasz analizami stanu emocjonalnego, czy tylko mnie? - mruknąłem, patrząc na robota zmęczonym spojrzeniem.
- Staram się pomagać wszystkim ludziom - odpowiedział Baymax, nie wyczuwając, że jest to pytanie retoryczne.
- Ta? I inni też mają takie dylematy, jak ja? - parsknąłem śmiechem, gładząc kartkę książki.
- Tak, w większości. Zwłaszcza twoi przyjaciele.
Jego wypowiedź bardzo mnie zainteresowała. Odłożyłem książkę i obróciłem się w stronę robota.
- Taa? Ciekawe, którzy?
- Ludzie posiadają dwie sfery emocjonalne - mówił robot z miną profesora. - Jedną zewnętrzną i jedną wewnętrzną. Można powiedzieć, że każdy z twoich przyjaciół ma inaczej skonstruowane sfery, co czyni ich bardzo zróżnicowanymi.
- Co ty nie powiesz? - mruknąłem. - A potrafisz wybadać, kto ma jaką?
- Sporządziłem wstępne badania, gdy jeszcze ścigaliśmy profesora Callaghana. - wyznał Baymax.
- I? - dopytywałem się z ciekawością.
- Natura Wasabiego ma wiele ze stoicyzmu. Jego wewnętrzna jak i zewnętrzna sfera emocjonalna jest impresjonistyczna, co sprawia, że Wasabi w większości skrywa swoje uczucia bądź przeżywa je nieco łagodniej niż reszta ludzi. Fred i Honey są od siebie całkowicie różni - Honey Lemon ma rozwiniętą część wewnętrzną, zaś Fred zewnętrzną. Różnią się od siebie tym, że Honey większość emocji przeżywa w swojej bardziej impresjonistycznej części mózgu, a tylko niektóre emocje wychodzą na zewnątrz. Fred zaś jest odmiennym typem, bo jego wewnętrzna sfera emocjonalna jest mało podatna na wstrząsy emocjonalne, zaś więcej oddziałuje zewnętrzną sferą, przez co wydaje się, że Fred jest spontaniczny, choć wewnętrznie ma wiele wspólnego z naturą stoicyzmu.
- Doprawdy? - spytałem, słuchając z zaciekawieniem robota. - A GoGo?
- GoGo i ty jesteście do siebie bardzo podobni. Oboje operujecie wewnętrzną i zewnętrzną sferą bardzo ekspresjonistycznie, czyli jesteście emocjonalnie przeciwni Wasabiemu. Sprawia to, że tobie i GoGo ciężko jest utrzymać emocje i łatwo mogą je zauważyć osoby z waszego otoczenia.
- Ach, tak? Myślałem, że GoGo dość dobrze ukrywa emocje.
- Jest to pozycja obronna, którą obrała prawdopodobnie ze względu na pewne wydarzenia z jej życia. - powiedział robot, a ja drgnąłem, pewny, że ma rację. To przez Ithaniego. GoGo musi się pewnie bać, że znów ktoś ją skrzywdzi.
Baymax przechylił głowę, przyglądając mi się.
- Martwisz się - zawyrokował.
- Trochę - przyznałem. - Interesujące, że to odkryłeś.
- Są to ostatnie poprawki twojego brata, które dodał do mojej karty. - odparł Baymax, czym zakończył ten temat.
Siedziałem na łóżku pogrążony w rozmyślaniach na temat sfer emocjonalnych, które rozróżniał Baymax. Nic dziwnego, że zazwyczaj tak trafnie rozróżniał ludzkie emocje, skoro jego czujniki były skoncentrowane tak dokładnie na odruchach innych.
Nagle usłyszałem, że ktoś biegnie po schodach do mojego pokoju i po chwili zauważyłem w progu GoGo z szeroko otwartymi oczami i szerokim uśmiechem na ustach. Miała na sobie czerwoną koszulkę na ramiączkach i spodnie dresowe, przez co wyglądała, jakby zerwała się z joggingu. Jej czarno-fioletowe włosy sterczały, każde w innym kierunku, jakby biegła dłuższy czas.
- Popatrz Baymax, jak to ludzie nie szanują czyjeś prywatności - mruknąłem pod nosem, gdy GoGo podeszła do mnie i chwyciła mnie za nadgarstek, ciągnąc w stronę schodów.
- Hiro, musisz coś koniecznie zobaczyć! - wykrzyknęła z taką radością, że sam się zdziwiłem. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie, toteż chwyciłem pospiesznie bluzę i zbiegłem na dół.
- Baymax, idziesz? - zapytałem, obracając się w ostatnim momencie, ale robot zaprzeczył ruchem głowy i uśmiechnął się po swojemu.
- I tak bym was nie dogonił.
Zbiegając po schodach pomyślałem, że przed misją na Isla Menor rzeczywiście powinienem mu polepszyć napęd. GoGo ciągnęła mnie wciąż za rękę, tak że mało się nie wywróciłem, zakładając w pośpiechu buty. W przedpokoju minęła nas ciocia Cass, patrząc ze zdziwieniem na GoGo.
- GoGo, coś się stało, kochanie? - zapytała z uśmiechem. Najwyraźniej to było zaraźliwe. Szkoda, że nie wiedziałem, o co biega, no ale cóż - byłem tylko facetem.
- Wypożyczę na chwilę Hiro, okej? - zaszczebiotała, przypominając mi nieco zachowaniem Honey.
- Dobra, ale nie wróćcie znowu tak późno - ciocia Cass zaśmiała się pod nosem, patrząc, jak znikamy w drzwiach. Czułem się w tej chwili naprawdę jak wypożyczany przedmiot.
- Hiro, no chodź! - wołała GoGo, ale udało mi się zatrzymać ją siłą na miejscu.
- GoGo, co się do cholery dzieje? - spytałem, patrząc jej ze zdziwieniem w oczy. Przez moment mierzyliśmy się spojrzeniami, aż w końcu GoGo westchnęła.
- Ciężko jest mi to powiedzieć... Musisz to zobaczyć, zaufaj mi. - powiedziała w końcu GoGo, po czym ruszyła biegiem po chodniku, mijając po drodze poirytowanych przechodniów.
- GoGo, czekaj! - krzyknąłem za nią, po czym ruszyłem za nią, ignorując to, że mam rozwiązane buty. Pewnie za jakieś kilka minut i tak się wywalę, co powinno już być moja specjalnością. Że też Baymax z nami nie poszedł, pomyślałem z westchnieniem, przynajmniej miałby przy sobie plastry.
Przechodnie mruczeli coś pod nosem, albo patrzyli na nas nieprzychylnie, gdy przebiegaliśmy obok, ale GoGo nie przestawała biec. To, że była tak wysportowana dodatkowo utrudniało mi dogonienie jej, co już i tak było trudne i bez tego. Samochody mijały nas wolno, podczas gdy moja przyjaciółka nie przystanęła ani na moment, mijając schludnie wyglądające wystawy sklepowe. W końcu, gdy się z nią zrównałem, zdołałem ja spytać:
- Gdzie ty biegniesz?
- Do parku Linnei - powiedziała, oddychając miarowo. Cały czas na jej ustach gościł śnieżnobiały uśmiech. Nie potrafiłem zobaczyć w niej dawnej GoGo, gdy wciąż się uśmiechała, tak jakbym zobaczył rozrywkowego Wasabiego. Coś tu nie pasowało, po prostu.
Biegliśmy spory czas wciąż naprzód, aż w końcu GoGo skręciła, tak jak mówiła do parku Linnei. Cieszyłem się w duchu, że park nie mieścił się dalej od mojego domu, bo czułem, że zaraz padnę. Moje gardło orzeźwiał mi zimny podmuch powietrza, który chcąc nie chcąc i tak wdychałem do zapotrzebowanych płuc.
Zieleń parku była jak ożywczy deszcz dla moich zmęczonych szarością ulic oczu. Wokół panował zapach późnej jesieni, który jednocześnie dodawał odwagi i odbierał energię, jakby chcąc odmienić nastrój wszystkich spacerowiczów w parku jednym tchnieniem powoli zasypiającej przyrody.
Wreszcie, gdy dobiegliśmy do dużego stawu, który znajdował się pośrodku parku, GoGo stanęła, oddychając wciąż równo, gdy ja zipałem od wysiłku. Oparłem się o kolana, oddychając ciężko i szybko. Nic dziwnego, skoro przebiegliśmy razem z GoGo niemal pół miasta. Dość spory wyczyn na moją aktywność fizyczną, nie mówiąc o tym, że gdybym chciał, sam bym poprosił o mały trening.
- Musiałaś... tak szybko... biec? - zapytałem z rozdrażnieniem. Nie wiem, co chciała mi pokazać GoGo, ale zaczynałem coraz mniej podzielać jej entuzjazm przed moje wykończenie. - To nie mogło poczekać?
GoGo wyprostowała się oddychając szybko, ale obdarzyła mnie tylko tajemniczym spojrzeniem
- Zaraz ci coś pokażę - powiedziała, stając do mnie bokiem i wcisnęła przycisk na swoim nadgarstku, który uruchamiał jej lśniący, żółty kostium, nakładając się na poszczególne części ciała. Gdy w końcu kask nałożył się sam od tyłu głowy GoGo, zamykając się na jej czole i zakrywając twarz, moja przyjaciółka spojrzała w dół na swoje stopy niepewnie.
Skrzyżowałem ręce, patrząc na nią ze zdziwieniem. GoGo jednak westchnęła i cofnęła się. Krok. Dwa. Doszło do kilkunastu. W końcu uśmiechnęła się do mnie po raz ostatni i śmignęła mi przed nosem, kierując się wprost do... stawu.
- Go..! - krzyknąłem, po czym zobaczyłem coś niemożliwego.
GoGo biegła po cienkiej tafli, wciąż unosząc się nad wodą, która pryskała za nią niczym peleryna. Byłem w szoku. Sam fakt, że udało jej się osiągnąć taką prędkość, by móc zrobić takiego. Więc to dlatego była taka szczęśliwa, pomyślałem od razu. Praktycznie odkąd ją poznałem, wciąż pracowała nad prędkością. Chyba w tym miejscu zakończy swoje eksperymenty, pomyślałem z uznaniem. Jak dotąd nie słyszałem, by komuś innemu udało się biegać po wodzie.
Ludzie w całym parku zatrzymywali się i patrzyli na GoGo z szokiem, wskazując ją sobie palcami. A ja stałem jak wryty, uśmiechając się tak, jak wcześniej GoGo, gdy ciągnęła mnie przez pół miasta. Patrzyłem na nią z zachwytem, nie mogąc wydusić ani słowa. Woda wydawała się spokojna i gładka, nie licząc liżącego ją delikatnie wiatru, zaś tempo GoGo niesamowicie rozwalało jej składność i prostotę, jakby dziewczyna była stworzona do niewiarygodnej prędkości.
W końcu GoGo przemknęła tuż obok mnie i zatrzymała się z rozmachem, tnąc biały piach, który pokrywał przejście dla spacerujących. Przyjaciółka ściągnęła kask i wyłączyła swój kostium tym samym przyciskiem na przedramieniu, którym uruchomiła go sekundę wcześniej.
- I jak ci się podoba? - zapytała, patrząc mi w oczy z ciekawością.
- Jak ci się to... - wydukałem tylko, wciąż wstrząśnięty tym, co zobaczyłem. - To było niesamowite, GoGo! - wykrzyknąłem, gdy GoGo rzuciła mi się na szyję ze śmiechem.
Podniosłem ją i zakręciłem dokoła, wdychając w płuca piżmowy zapach jej włosów. Może zabrzmi to dziwnie, ale mogłem je wąchać godzinami i wciąż ten zapach przypominałby mi o niej. GoGo objęła mocno moją szyję, śmiejąc się swobodnie do mojego ucha. Wiatr zaszumiał wśród drzew w parku, wyrównując wszystkie normy, jakie panowały w parku przed pojawieniem się w nim GoGo.
- Jak ci się to udało? - spytałem ją w końcu, gdy emocje opadły i gdy udało nam się rozdzielić.
- To długa historia - odparła GoGo, wzruszając ramionami skromnie. - Hiro, tyle wymyślania, doskonalenia... Nie sądziłam, że to w ogóle jest możliwe.
- Bo nie było - przyznałem, patrząc na nią z uznaniem, po czym chwyciłem z czułością jej gładkie dłonie - Aż do teraz.
Zaraz podeszła do nas grupka ludzi, wypytująca GoGo o to, co zrobiła. Wszyscy byli zdziwieni o wiele bardziej od nas, jakby GoGo sklonowała człowieka na ich oczach. Był tam też jeden dziennikarz, który próbował się przepchać przez powiększający się tłum ludzi wokół mojej przyjaciółki. GoGo najwyraźniej nie chciała z nim rozmawiać, bo wyminęła go sprawnie, po czym wciąż nie puszczając moich rąk, wyciągnęła mnie z tłumu gapiów tuż za sobą.
Szliśmy dość szybko, by już niedługo dziennikarz dał sobie spokój. To, co zrobiła GoGo było w pewien sposób nielegalne, bo studenci Instytutu nie powinni wychodzić ze swoimi wynalazkami na zewnątrz uczelni, więc wszelkie rozgłosy dotyczące osiągnięcia dziewczyny mogły tylko przysporzyć jej kłopotów. Choć wyszliśmy już dawno z parku, GoGo wciąż trzymała moją dłoń, jakby zapomniała, że w ogóle kiedykolwiek ją chwyciła.
- Kurczę, Hiro - stęknęła nagle, poważniejąc. - Nad czym ja teraz będę pracować?
Wybuchnąłem śmiechem, widząc jej udręczone spojrzenie, które szybko się rozpromieniło. Była zbyt zadowolona ze swojego odkrycia, by się teraz przejmować takimi niedogodnościami jak brak zajęcia. Jej czarne kosmyki powiewały lekko na wietrze, poza jednym - tym fioletowym, który niesfornie opadał jej na czoło.
- Chyba nie widziałem ciebie jeszcze takiej szczęśliwej - powiedziałem wprost, na co GoGo chyba się zdziwiła. Fioletowy kosmyk niemal wpadł jej do oka, więc chwyciła go z delikatnością i zaplątała wokół ucha, by wiatr nie mógł go zerwać.
- Naprawdę? Aż taka ze mnie nudziara? - spytała, pokazując mi język.
- Nie, nie to miałem na myśli. - odparłem ze śmiechem. - Ale jednak wolę cię taką szczęśliwą.
GoGo popatrzyła na mnie z wdzięcznością swoimi piwnymi oczami, po czym odetchnęła głośno, jakby przez jedno dzieło, nad którym pracowała od kilku lat, jej świat obrócił się do góry nogami, a może rzeczywiście tak było.
- Co u twojego taty? - zapytałem, zmieniając nagle temat.
- Wszystko w porządku - odpowiedziała GoGo. Jej oczy wciąż lśniły szczęściem, przez co miałem wrażenie, że moja przyjaciółka zaraz skoczy i odleci, tak jak w przedziwny sposób biegła po wodzie. - No, dobra, nawet bardziej niż w porządku. Ostatnio powróciłam do moich obrazów i... chyba to go ucieszyło.
Zdziwiłem się tym niemal bardziej niż jej wyczynami na stawie w parku Linnei. Przypomniałem sobie hol w domu GoGo i jego niezwykłe ściany ozdobione licznymi obrazami GoGo i jej mamy. Aż nie mogłem się nadziwić, że znów odważyła się powrócić do dawnej pasji. Zawsze kojarzyłem ją tylko z pasji do motoryzacji, podczas gdy ona tak umiejętnie chowała swój talent.
- Żartujesz? - spytałem, unosząc brwi. - Naprawdę?
- Dobra, już się tak nie podniecaj - zgasiła mnie szybko. - Naszkicowałam tylko trzy, ale mojemu ojcu najwyraźniej wystarczyło, skoro co chwilę o to pyta.
- Przecież to dobrze - powiedziałem. - Powinnaś to robić.
GoGo uniosła jedną brew do góry, przyglądając mi się uważnie.
- Tak myślisz? - zapytała, jakby wystawiała mnie na próbę.
- Pewnie, że tak - odparłem. - Pod warunkiem, że pokażesz mi te swoje szkice - dodałem szybko. GoGo zaśmiała się krótko i w tym momencie chyba zauważyła, że wciąż trzymamy się za ręce, bo puściła moją, kryjąc lekki rumieniec.
- Chyba trochę na nie poczekasz - skończyła temat. - Hmm, zjadłabym coś. Co ty na to, żeby jakoś uczcić ten dzień?
- Nie musisz mnie długo przekonywać - uśmiechnąłem się, chowając ręce do kieszeni.
Chodziliśmy przez pełną godzinę, szukając dobrej knajpy, dopóki GoGo nie zmarzła na tyle, że nawet moja bluza jej nie pomogła i zdecydowaliśmy się zawrócić do jej domu, który w tym momencie znajdował się dość blisko, by GoGo mogła się cieplej ubrać.
- Jak tam twoja przyjaźń z Sam? - zapytała GoGo, trąc swoje zimne ramiona skryte pod cienką warstwą mojej bluzy. Choć było mi bardzo zimno, nie chciałem jej tego pokazać, bo najpewniej oddałaby mi moją bluzę, a wolałem się rozchorować niż ją przyjąć z powrotem.
Spojrzałem na GoGo ze zdziwieniem, choć zadała mi to pytanie ze spokojem, bez żadnych aluzji czy niechęci. Miałem ochotę w tym momencie zrobić nawet najgłupszą rzecz, byle uwolnić się od wyrzutów sumienia, które mnie nagle dopadły. Zachowywałem się jak kretyn. Co ja sobie myślałem w związku z Sam, skoro i tak wciąż myślę o GoGo? Nawet jeśli i tak nie mam żadnych szans, to nie powinienem dawać Sam nadziei, a sam zaczynałem się zastanawiać, czy właśnie tego nie zrobiłem.
GoGo spojrzała na mnie z troską, po czym zatrzymała na środku chodnika.
- Hiro, coś się stało? - zapytała, patrząc mi z taką empatią w oczy, że miałem ochotę odwrócić wzrok.
- Nie, nic - skłamałem, machając ręką. - Po prostu, trochę mi przykro, że przenieśli Sam do innej sprawy, wiesz... Teraz nie będzie mogła nam dłużej pomagać.
Spadasz z dna w dno, warczałem do siebie w myślach, ale co niby innego miałem powiedzieć GoGo? Widziałem, jak bardzo irytowała ją wzmianka o blondynce, więc wolałem po prostu sprzedać jej nawet słabe kłamstwo i zakończyć temat, nim GoGo odkryłaby, że coś ukrywam. Poza tym jak zareagowałaby, gdybym opowiedział jej wczorajszy dzień? Nagle zacząłem się nad tym zastanawiać z narastającą ciekawością, jakbym chciał, żeby się dowiedziała, jakbym wyczekiwał tej reakcji.
- Hiro? - GoGo pstryknęła mi palcami przed oczami. - Strasznie dzisiaj zamyślony jesteś. - odparła, przypatrując mi się badawczo.
- A dziwisz się? W końcu tyle się dzisiaj wydarzyło - mruknąłem, chowając lodowate dłonie w kieszenie. Pomimo moich wysiłków, GoGo zauważyła to, jak zmarzłem i od razu podjęła ten temat.
- Nie powinnam była brać twojej bluzy - mruknęła, rozsuwając zamek najwyraźniej zamierzając ją ściągnąć.
- Nie! - zatrzymałem ją. - Jestem i tak cieplej ubrany niż ty.
- Przecież widzę, że zmarzłeś - fuknęła, patrząc na mnie jak ciocia Cass, gdy jako dziecko wyjadałem ciastka schowane w głębi szafki.
- No właśnie. - odparłem. - Jeśli teraz oddasz mi bluzę, zmarzniemy oboje, a tak chociaż tobie będzie ciepło.
GoGo zamilkła, patrząc przed siebie. W końcu westchnęła i uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością, otulając jeszcze ciaśniej moją bluzą. Za każdym razem, gdy miała ją na sobie, a już kilka razy się to zdarzyło, potem cały czas miałem przy sobie jej zapach, który szczerze uwielbiałem. Nawet zaczynałem się powoli dziwić, że ciocia Cass wciąż nie wyczuła perfum GoGo na mojej bluzie, co pewnie serio by ją zdziwiło.
- Kochany jesteś - szepnęła cicho GoGo, krzyżując ręce. Zauważyłem, że musiała mieć krótsze ręce od moich, albo moja bluza musiała się tak rozciągnąć, bo rękawy bluzy zakrywały jej całe ręce, jedynie wystawały z nich długie, gładkie paznokcie.
Mruknąłem coś w odpowiedzi, patrząc na przeciwną stronę ulicy z zainteresowaniem. Choć w San Fransokyo rzadko coś się zmieniało, próbowałem wychwycić jakiekolwiek zmiany, byle nie musieć krzyżować spojrzeń z GoGo. Musieliśmy przejść jeszcze cztery ulice, by dojść do domu GoGo, a ja wolałem już nie okazać słabości przy przyjaciółce, żeby znowu nie zaczęła się wykłócać o tą bluzę.
Nagle poczułem jak ktoś opatula mnie swoimi ciepłymi ramionami i gdy obróciłem głowę, zauważyłem nikogo innego, tylko właśnie moją przyjaciółkę.
- Eee, GoGo, co ty robisz? - spytałem ją, po części domyślając się odpowiedzi.
- Nie chciałeś swojej bluzy, więc nie mam zamiaru dopuścić, żebyś zamarł - powiedziała z powagą, jakby to było przecież oczywiste. Uniosłem brwi, uśmiechając się tylko pod nosem, choć musiałem przyznać, że naprawdę zrobiło mi się cieplej, choć wiatr wcale nie przestał posyłać swoje zimno wzdłuż ulic miasta.
Objąłem lekko GoGo, przysuwając ją do siebie i tak szliśmy aż do jej domu, nie odzywając się do siebie ani słowem. Zdawałem sobie sprawę, jak mogliśmy wyglądać, idąc pustym chodnikiem wtuleni do siebie jak para, ale po pierwsze byłoby mi głupio odpychać GoGo, a po drugie wcale nie chciałem tego robić i to nie tylko z konieczności ciepła.
Gdy wreszcie dotarliśmy do wielkiego domu GoGo, poczułem się jak za każdym razem mały w porównaniu z miejscem, w którym ona żyła na co dzień. Mój kąt nad kawiarnią cioci Cass nie mógł się równać z tą wspaniałą budowlą, która wbijała mnie w ziemię, gdy tylko zbliżyłem się zanadto blisko. GoGo jednak zdawała się być rozluźniona, gdy przekroczyła próg swoich znajomych czterech kątów.
Niemal od razu po wejściu do wielkiego holu, GoGo zdjęła szybko moją bluzę, odsłaniając odkryte ramiona, po czym wręczyła mi ją z podziękowaniem. Westchnąłem tylko, biorąc do ręki bluzę i spojrzałem na przyjaciółkę.
- Jaki jest najgłupszy pomysł na jaki można wpaść? - spytałem ją, uśmiechając się lekko.
- Obejmować przyjaciela w miejscu publicznym? - zapytała mnie GoGo, wyciągając z szafy bluzę o wiele grubszą niż moja własna i ciepły, szaro-błękitny koc.
- Chciałem odpowiedzieć, że spacer po mieście w samej bluzce na ramiączkach w taką pogodę, ale chyba mnie przebiłaś - przyznałem, a GoGo wręczyła mi bluzę i koc. - Co ty robisz? - spytałem ją, obserwując uważnie jej poczynania.
- Przecież nie pozwolę ci wrócić znowu na ten wiatr - burknęła pod nosem, dmuchając w ciemną grzywkę.
- Co ty, Go... - zacząłem, ale GoGo zakryła mi usta swoją zimną ręką.
- Ani słowa. Idź do salonu, a ja zrobię herbatę. Twoja ciocia chyba mnie zabiję, jak się przeze mnie rozchorujesz...
GoGo odeszła, mrucząc coś pod nosem, podczas gdy ja wywróciłem umiejętnie oczami, kierując się rzeczywiście w stronę salonu. Po drodze obejrzałem znów liczne obrazy GoGo i jej mamy rozmieszczone w całym holu, bo wiedziałem, że gdy GoGo wróci, nie da mi się nimi nacieszyć.
Poszedłem więc za rozkazem gospodyni do jasnego salonu, oświetlonego dodatkowo blaskiem zapalonych w kącie licznych świec. Choć dochodziło może południe, to gęsta warstwa chmur przykryła słońce na tyle, że wydawać by się mogło, że nadszedł już wieczór. Jednak coś w kącie pełnym świec przykuło moją uwagę. Taki sam kąt miałem w swoim własnym domu, dokładniej na jednej z półek należących kiedyś do Tadashiego.
Zbliżyłem się i spojrzałem na zdjęcie mamy GoGo. Była niezwykle piękną kobietą, a takich samych, ukośnych oczach i wąskich ustach. Jej czarne włosy były spięte w uroczy, kobiecy kok, ale coś w jej wyrazie twarzy nadawało jej wyraz współczucia i smutku, jak w mimice Mona Lisy, którą niejednokrotnie miałem okazję oglądać. Uśmiechała się lekko, smutno, ale jej uśmiech nadawał jej właściwego uroku, jak mocny aromat kwitnącym na wiosnę kwiatom. Tak naprawdę GoGo o wiele bardziej przypominała z wyglądu swoją mamę, niż ojca, pomyślałem. Co do charakteru, to nie zdołałem poznać pani Tomago, ani nie znałem zanadto jej ojca, by stwierdzić, którego cechy odziedziczyła.
Zauważyłem jedną, niepalącą się świeczkę, stojąca na brzegu i zapaliłem ją od płomienia reszty świec, po czym postawiłem przed wizerunkiem mamy mojej przyjaciółki. Schyliłem lekko głowę w geście szacunku, jak należało w naszej tradycji, po czym obróciłem się i wróciłem na białą sofę, na której zostawiłem koc i bluzę.
Gdy się jednak obróciłem, spostrzegłem, że za mną stoi GoGo, patrząc wciąż na zdjęcie mamy z uwagą. Nad dwoma kubkami stojącymi na szklanym stoliku unosiła się ciepła para, którą aż miło mi się oglądało, w porównaniu z wichurą za oknem.
- Jesteś bardzo podobna do swojej mamy - powiedziałem, jakby chcąc się usprawiedliwić za wtargnięcie w sacrum domu. Wargi GoGo wygięły się nieco w uśmiechu.
- Gdybyś ją bliżej poznał, zauważyłbyś, że wiele nas różni. - odparła, biorąc do ręki bluzę i zakładając na siebie.
Usiadłem na sofie, wpatrując się wciąż w światło świec wokół zdjęcia pani Tomago, gdy poczułem na ramionach ciepły dotyk koca.
- Dzięki - powiedziałem, patrząc na GoGo, a ona mrugnęła tylko do mnie z uśmiechem. Nagle coś sobie przypomniałem. - Aaaa... nie miałaś mi czegoś przypadkiem pokazać? - zapytałem ją, mierząc pewnym spojrzeniem.
GoGo wywróciła oczami i oparła się o oparcie sofy, krzyżując ręce.
- Poważnie chcesz je zobaczyć? - zapytała niemal z jękiem w głosie.
- Odkąd mi o nich powiedziałaś - przyznałem, dobijając ją z satysfakcją.
GoGo westchnęła głośno, po czym ruszyła do holu i na górę po schodach po swoje prace, o których mi mówiła. Tak szczerze to nie mogłem się doczekać, żeby je zobaczyć. Wiem, że wiele osób potrafi przez to, co tworzy objawić, co leży im na sercu. Rysunki GoGo jeszcze z czasów, gdy malowała wspólnie z mamą potrafiły zachwycić, choć wiedziałem, że na pewno nie będą miały za dużo wspólnego z tymi, które namalowała teraz, po tak długim czasie.
Spojrzałem z zamyśleniem na stół i dopiero spostrzegłem pęk różnorakich kartek, nieco wybrudzonych węglem, z których wystawały gładkie szkice. Skorzystałem z okazji, gdy GoGo szukała na górze swoich prac i zerknąłem w stertę chciwie, ale nigdy nie domyśliłbym się, co mógłbym w niej zobaczyć.
Zerknąłem na pierwszy lepszy szkic z kilkunastu rodzajów linii, jednych grubszych, drugich cieńszych, wszystkich połączonych w idealnych proporcjach. A szkic ten przedstawiał... mnie. Miałem wrażenie, jakby ktoś zrobił mi zdjęcie, gdy pracowałem w mojej pracowni w Instytucie - rysunek był tak dokładny. Widziałem, że ręka GoGo robiła to na szybko, co udało się poznać po wyostrzonych konturach, ale to nie zmieniało faktu, że jej szkic wyglądał wciąż jak żywa, czarno-biała fotografia.
GoGo wydawała się uchwycić wszystko - od mojej chudej sylwetki, po bujną, czarną czuprynę sterczącą na boki. Stałem nad biurkiem, bokiem do osoby, która mnie malowała, a na twarzy miałem skupione spojrzenie spod gęstych ciemnych brwi. Nawet nie mógłbym sobie wyobrazić, że to tak wyglądam w czasie zajęć, gdyby nie to, że miałem na to żywy dowód.
Ale po co GoGo miałaby rysować mnie? - pomyślałem sobie nagle. Zacząłem przeglądać resztę jej szkiców i co prawda, co jakiś czas potrafiłem zobaczyć uśmiechającą się Honey, czy machającego Baymaxa, nawet śpiącego Freda na długim fotelu w Instytucie, ale i tak co jakiś czas znów natrafiałem na swoje podobizny, niektóre mniej, inne bardzie dopracowane, jakby nie starczało GoGo czasu na dopracowanie detali. Za każdym razem przeżywałem szok i czułem się dość niekomfortowo, jakby GoGo śledziła każdy mój krok, ale z drugiej jednak strony czułem rozchodzące się po moim ciele ciepło, gdy znów natrafiałem na swoje szkice.
- Musiałam je zostawić w Instytucie, przepraszam, Hiro - mruknęła GoGo, schodząc po schodach i wpatrując się w trzymane przez nią prace. Słysząc jej głos, spanikowałem, układając jej szkice mniej więcej tak, jak wyglądały wcześniej, zanim zacząłem je przeglądać.
Gdy GoGo wróciła, ja uśmiechałem się do niej głupawo, popijając gorącą herbatę, która od razu poparzyła mnie w język. Jednak pomimo nawet moich najszczerszych chęci, mojej przyjaciółki ani na moment nie zmyliła moja bezbronna mina, a nawet wręcz przeciwnie.
- Co zbroiłeś? - spytała, mierząc mnie spojrzeniem spod teatralnie zmarszczonych brwi.
- Ja? Nic - odparłem. - A ty mnie przypadkiem nie wrabiasz w to, że zostawiłaś swoje najlepsze rysunki w Instytucie? - zagadnąłem, wystawiając ją na próbę.
- Skąd - GoGo prychnęła, po czym usiadła koło mnie, przykrywając się tym samym, zagrzanym przeze mnie kocem. - Nawet nie próbuj mi zachorować, bo ci tą twoją bluzę wsadzę do gardła - burknęła, na co ja zareagowałem głośnym śmiechem.
- Tak jest, generale - mruknąłem, popijając herbatę, która naprawdę mnie rozgrzewałą.
Nagle zapadła cisza, która wyjątkowo mi nie przeszkadzała, gdy obok była GoGo. Cieszyłem się jej obecnością o wiele bardziej niż samą rozmową z nią - najlepiej zatrzymałbym czas i zachował ten moment na długo. Niestety zawsze coś w takiej chwili musi się zepsuć. Do głowy przyszła mi dość smutna myśl, która odebrała mi radość z towarzystwa przyjaciółki.
- Coś się stało? - spytała mnie GoGo, obserwując mnie uważnie swoimi bystrymi oczyma. Westchnąłem cicho i oplotłem palcami swój kubek, jednocześnie je ogrzewając.
- Cały czas myślę o Isla Menor... Może popełniłem błąd, stawiając na swoim? Może lepiej byłoby słuchać Yoko?
GoGo prychnęła z arogancją, wymierzoną w naszą byłą dyrektorkę Instytutu. Już wystarczająco nas wkurzała na tamtym stanowisku, a jako główna prezes AZN-u była jeszcze bardziej irytująca.
- Taa, i pozwolić się prowadzać po Agendzie jak małe dziecko - warknęła, patrząc w dal. Nagle przeniosła swój wściekły wzrok na mnie i jej spojrzenie natychmiast złagodniało. - Jeśli o mnie chodzi, to ja jestem z ciebie dumna, Hiro. W końcu powiedziałeś jej to, co wszyscy myślimy, nawet Wasabi. - mruknęła, biorąc łyk gorącej herbaty.
- Dzięki - wyszeptałem, uśmiechając się słabo. Słowa pociechy z ust GoGo magicznym sposobem zawsze do mnie trafiały, być może dlatego, że bardzo sobie ceniłem jej szczerość.
GoGo położyła głowę na moim ramieniu wpatrując się tęsknie w zdjęcie mamy oświetlone blaskiem świec. Zastanawiałem się, czy tęskniła za swoja mamą mocniej, niż ja za Tadashim, o ile to w ogóle było możliwe. Nie znałem uczucia tęsknoty za rodzicami, bo nie do końca odczuwałem ich brak. Co prawda, gdy byłem dzieciakiem naprawdę mnie to bolało, ale dzięki Tadashiemu i cioci udało mi się przez to przejść, a potem nie wiedziałem już, czym jest prawdziwa rodzina.
- Myślę, że Yoko zrobiła to specjalnie - zacząłem cicho, a GoGo oderwała się od mojego ramienia, patrząc na mnie ze zdziwieniem. - Pomyśl tylko - próbowałem ją przekonać - chce nas wysłać na wyspę, na której nie ma nic, oprócz dziczy. Tak naprawdę nic z naszych umiejętności nie będzie tam przydatne. Nie sądzisz, że chce nam przez to coś udowodnić?
- Może i masz rację - przyznała niechętnie GoGo. - Ale co Agenda zyskałaby, gdyby nam się coś stało? Nic! Yoko to doskonale wie i myślę, że nie jest na tyle głupia, by wysyłać nas w miejsce, które jest poza naszymi możliwościami.
- Przepraszam - mruknąłem, patrząc się smętnie na złą przyjaciółkę. - Zepsułem ci humor.
- Przestań, Hiro. - GoGo wywróciła oczami. - Masz rację. Powinniśmy się skupić na naszej misji, a nie na naszych codziennych zajęciach.
Spojrzałem na nią z szokiem, rozumiejąc w pełni, co to oznacza.
- GoGo, nie mówisz chyba o tym, że chcesz znów porzucić swoje obrazy? - zapytałem z niedowierzaniem.
- Hiro, ty ich nawet nie widziałeś - zaśmiała się GoGo, ale szybko spoważniała, widząc moje skonsternowaną minę. Próbowałem przybrać obojętną twarz, ale GoGo była jak wykrywacz kłamst - nic nie uszło jej uwadze. W dodatku mój wzrok niby to przypadkowo powędrował w kierunku stołu, na którym leżały rysunki GoGo, przykryte kilkoma zeszytami, co działało niemal tak samo, jak przyznanie się do winy.
- Hiro... - zaczęła GoGo groźnie, ale w tym samym momencie usłyszeliśmy kroki i po chwili w progu salonu stanął pan Tomago z nieco zmęczonym, ale uszczęśliwionym na widok córki wyrazem twarzy.
- Och, Hiro. Jak dobrze cię widzieć - powiedział, przenosząc wzrok na mnie.
- Pana również - odparłem z uśmiechem. GoGo ucichła, ale wciąż patrzyła się na mnie spod byka, jakbym rzeczywiście zrobił coś złego. Do głowy przyszło mi, że być może czerwone rumieńce na jej gładkich policzkach nie są wynikiem złości na mnie, ale zawstydzenia, że zobaczyłem coś, czego miałem nie widzieć.
- Zmarzliście, co? - spytał Daishi Tomago, stawiając swoją skórzaną teczkę na szafce tuż obok drzwi. - Może zaparzyć wam herbaty?
- Właśnie ją dopijamy - poinformowała go GoGo, pokazując mu swój kubek. Pan Tomago kiwnął spokojnie głową i usiadł w fotelu , po drugiej stronie stolika.
- Padam z sił. - wyznał, westchnąwszy głośno. - Ale przynajmniej mam już za sobą duży projekt. A jak wam idzie? Jakiś mały sukces w Instytucie?
Nie wiem, czemu, ale bardzo lubiłem Daishiego, być może przez to, że dawniej przyjaźnił się z moim ojcem, a może po prostu ceniłem go za te same wartości, co mój ojciec. Przypomniałem sobie swoje słowa w szpitalu, dy pan Tomago przeszedł zawał. Powiedziałem wtedy GoGo, że chciałbym mieć takiego ojca, co było w stu procentach prawdą. Daishi był szczery, dobry i troskliwy. Poza tym nie dociekał, jak moja ciocia za każdym razem, gdy usłyszała na mój temat jakieś sensacyjne wieści od koleżanek w kawiarni, i podziwiał w GoGo jej intelekt i niezwykłe umiejętności.
- GoGo udało się dzisiaj coś wielkiego - uśmiechnąłem się, ale napotkałem jedynie piorunujące spojrzenie dziewczyny, które wbiło mnie w fotel. O co jej chodziło? Co ja takiego znowu powiedziałem?
- Och, naprawdę? - zapytał pan Tomago ze szczerym zainteresowaniem. Jego siwe włosy sterczały na boki zasłaniając czarne, młode kosmyki, ale mimo to wyglądał niezwykle schludnie i elegancko.
- Tak - odpowiedziała za mnie GoGo. - Pokazywałam Hiro moje obrazy i chyba mu się spodobały.
Nie odezwałem się ani słowem, nie rozumiejąc jej reakcji. Jak mogła nie powiedzieć swojemu ojcu o tak wspaniałym osiągnięciu, jak możliwość przemieszczania się po tafli wody? Nadal tego nie pojmowałem. Ja na bank podzieliłbym się tym z ciocią, choć być może nie zrozumiałaby, w jaki sposób mi sie to udało.
- Chyba będę leciał - mruknąłem, wstając.
- Może cię odwieźć? - zaproponował Daishi, patrząc na mnie troskliwie. Wyglądałem na az tak zabiedzonego, pomyślałem z rozbawieniem.
- Nie, dziękuję - odparłem. - Przejdę się. To mi dobrze zrobi.
- Odprowadzę go.
GoGo wstała wraz ze mną, kierując się w stronę wyjścia. Tylko siłą woli powstrzymałem się, by nie obrócić się w tył i nie rzucić GoGo zaskoczonego i rozgniewanego spojrzenia. Dlaczego tak na mnie naskoczyła, gdy próbowałem powiadomić jej ojca o jej dzisiejszym biegu po stawie.
Gdy tylko znaleźliśmy się za drzwiami, obróciłem się tak szybko, że prawie się pośliznąłem i skrzyżowałem ręce z poirytowaniem.
- Co to właściwie było? - warknąłem. GoGo wydawała się być przejęta o wiele bardziej niż ja, patrząc na jej reakcję wtedy w salonie.
- A jak myślisz? - warknęła przyciszonym głosem, sprawdzając, czy dobrze zamknęła drzwi. - Myślisz, że czemu każdy mój motor albo zostawiam w Instytucie, albo robię w wersji, którą na spokojnie da się zmieścić do plecaka, hę? Mój ojciec o niczym nie wie, mądralo! I dobrze by było, gdyby tak zostało.
- Nie rozumiem tylko, czemu - naskoczyłem na nią. - Co jest złego w dzieleniu się z ojcem tak ważnymi dla ciebie rzeczami. Twój ojciec ma coś do motoryzacji? Czy to kolejny sekret, który przed nim ukrywasz?
Dłonie GoGo zacisnęły się w pięści, choć jej twarz pozostała obojętna.
- Nie twoja sprawa, Hiro - warknęła, patrząc mi ze złością w oczy. - Sam byś to ukrywał, gdybys wiedział...
- Co wiedział? - zapytałem ze złością w głosie.
Nastała cisza. GoGo wpatrywała się z niedowierzaniem we mnie, po czym jej oczy zaszkliły się lekko, choć jej głos ani trochę nie osłabł.
- Gdybyś wiedział, że najlepszy przyjaciel twojego ojca i jego żona zginęli w wypadku samochodowym. - wyszeptała.
Odetchnąłem głośno, przecierając twarz dłońmi. Musiałem pomyśleć, by odpowiedzieć coś mądrego. W końcu odrzuciłem wszystkie opcje, pozostawiając jedna, która najbardziej wyrażałaby moje uczucia, jakie czułem w tym momencie.
- Nie sądzisz, że w takim razie to ja powinienem nienawidzić motoryzacji, a nie on? - zapytałem, patrząc w ciemnobrązowe oczy GoGo. - A jednak nie powstrzymuję cię przed robieniem tego, co kochasz.
- Niby czemu miałbyś mnie powstrzymywać? - spytała GoGo, marszcząc brwi. Przez moment poczułem, że się cały rumienię, gdy usłyszałem w swojej głowie odpowiedź, którą sugerowało mi serce. W końcu jednak wybrałem tę właściwą.
- Bo jesteś moją najlepszą przyjaciółką - odparłem. - I martwię się o ciebie.
GoGo patrzyła mi w oczy dobrą chwilę, jakby próbowała wychwycić, czy to, co mówię jest prawdą, czy tylko próbuję ją zwieźć. W końcu jednak objęła mnie, wtulając się w moje ramię.
- Przepraszam, Hiro. - wyszeptała cicho. - Nie powinnam była na ciebie tak naskakiwać.
- Pomyśl, czy warto mieć przed kimś tajemnice - odpowiedziałem tylko, kończąc uścisk i schodząc po schodkach z werandy. GoGo wodziłą za mną smutnymi oczyma, jakby odprowadzała mnie aż do ulicy.
W końcu obróciłem się i pomachałem jej lekko, a na jej twarzy pojawił się mały uśmiech. To mi wystarczyło, żebym mógł odejść. Nie chciałem zostawić jej zdołowanej, w końcu nigdy bym sobie nie wybaczył, gdybym zepsuł jej szczęśliwy dzień.
Ruszyłem wzdłuż ulicy, okrywając się ciaśniej moją bluzą. Dobrze, że GoGo nie mogła mnie już widzieć, bo pewnie znów stękałaby na to, że zmarznę. Westchnąłem, uśmiechając się mimowolnie po dzisiejszym wspólnie spędzonym dniu z moja przyjaciółką. Już niemal zapomniałem o wczorajszej sytuacji z Sam, a nawet jeśli nie, to i tak głowę zaprzątały mi myśli o GoGo. Pomyśl, czy warto mieć przed kimś tajemnice, pomyślałem i zaraz poczułem narastający gniew i uczucie wstydu. Ale ze mnie hipokryta. Staram się być dobrym przyjacielem i pomagać GoGo, podczas gdy sam nie wypełniam swoich rad. W idealnym świecie pewnie powiedziałbym GoGo prawdę. Ale idealny świat to tylko fikcja, ja nie mam tyle odwagi, a teraz właśnie stoję samotnie na ulicy, marznąc od chłodnego północnego wiatru.
I jak? Spodobało się? ;) chciałam Wam nieco urozmaicić po tej Sam, ale jak czytam tego rozdziała to sama mam takie jeeej, ale to słodkie *o* sory, to chyba jakieś samouwielbienie xdd no, nieważne, ważne że Just dała sobie radę z dniami, w których miała mieć łącznie 7 testów ^^ dlatego nie było mnie tak długo, wybaczcie ;**
Chciałabym Was zachęcić do przeczytania mojego nowego bloga:
http://moja-droga-swiadectwo.blogspot.com/
Baymax siedział przy oknie i oglądał ludzi spacerujących ulicą. Mnie taka czynność by nudziła, ale jemu bardzo się podobała, tym bardziej, że aktualnie nie miał co robić.
- Stresujesz się misją na wyspie Isla Menor? - zapytał robot, przerywając mi czytanie.
- Eee, nie? - odparłem, wbijając wzrok z powrotem w litery.
- To może chodzi o profesor Yoko? - spytał Baymax dociekliwie.
- Po co te pytania? - zmarszczyłem brwi. Baymax wstał od okna i usiadł obok mnie.
- Mam wpisane w program twoje odczucia dotyczące GoGo, ale nie potrafię zanalizować twoich myśli z chwili obecnej. Coś cię trapi, Hiro?
Zarumieniłem się na wzmiance o GoGo. Czułem się więźniem we własnym umyśle, jeśli Baymax potrafił rozróżnić moje poszczególne stany emocjonalne. Miałem nad nim o tyle przewagę, że nie wiedział, co zawraca mi głowę w tym momencie. No, chyba że przejrzałby moje wspomnienia dotyczące tamtej chwili na wybrzeżu, a tego nie potrafił.
- Każdego nękasz analizami stanu emocjonalnego, czy tylko mnie? - mruknąłem, patrząc na robota zmęczonym spojrzeniem.
- Staram się pomagać wszystkim ludziom - odpowiedział Baymax, nie wyczuwając, że jest to pytanie retoryczne.
- Ta? I inni też mają takie dylematy, jak ja? - parsknąłem śmiechem, gładząc kartkę książki.
- Tak, w większości. Zwłaszcza twoi przyjaciele.
Jego wypowiedź bardzo mnie zainteresowała. Odłożyłem książkę i obróciłem się w stronę robota.
- Taa? Ciekawe, którzy?
- Ludzie posiadają dwie sfery emocjonalne - mówił robot z miną profesora. - Jedną zewnętrzną i jedną wewnętrzną. Można powiedzieć, że każdy z twoich przyjaciół ma inaczej skonstruowane sfery, co czyni ich bardzo zróżnicowanymi.
- Co ty nie powiesz? - mruknąłem. - A potrafisz wybadać, kto ma jaką?
- Sporządziłem wstępne badania, gdy jeszcze ścigaliśmy profesora Callaghana. - wyznał Baymax.
- I? - dopytywałem się z ciekawością.
- Natura Wasabiego ma wiele ze stoicyzmu. Jego wewnętrzna jak i zewnętrzna sfera emocjonalna jest impresjonistyczna, co sprawia, że Wasabi w większości skrywa swoje uczucia bądź przeżywa je nieco łagodniej niż reszta ludzi. Fred i Honey są od siebie całkowicie różni - Honey Lemon ma rozwiniętą część wewnętrzną, zaś Fred zewnętrzną. Różnią się od siebie tym, że Honey większość emocji przeżywa w swojej bardziej impresjonistycznej części mózgu, a tylko niektóre emocje wychodzą na zewnątrz. Fred zaś jest odmiennym typem, bo jego wewnętrzna sfera emocjonalna jest mało podatna na wstrząsy emocjonalne, zaś więcej oddziałuje zewnętrzną sferą, przez co wydaje się, że Fred jest spontaniczny, choć wewnętrznie ma wiele wspólnego z naturą stoicyzmu.
- Doprawdy? - spytałem, słuchając z zaciekawieniem robota. - A GoGo?
- GoGo i ty jesteście do siebie bardzo podobni. Oboje operujecie wewnętrzną i zewnętrzną sferą bardzo ekspresjonistycznie, czyli jesteście emocjonalnie przeciwni Wasabiemu. Sprawia to, że tobie i GoGo ciężko jest utrzymać emocje i łatwo mogą je zauważyć osoby z waszego otoczenia.
- Ach, tak? Myślałem, że GoGo dość dobrze ukrywa emocje.
- Jest to pozycja obronna, którą obrała prawdopodobnie ze względu na pewne wydarzenia z jej życia. - powiedział robot, a ja drgnąłem, pewny, że ma rację. To przez Ithaniego. GoGo musi się pewnie bać, że znów ktoś ją skrzywdzi.
Baymax przechylił głowę, przyglądając mi się.
- Martwisz się - zawyrokował.
- Trochę - przyznałem. - Interesujące, że to odkryłeś.
- Są to ostatnie poprawki twojego brata, które dodał do mojej karty. - odparł Baymax, czym zakończył ten temat.
Siedziałem na łóżku pogrążony w rozmyślaniach na temat sfer emocjonalnych, które rozróżniał Baymax. Nic dziwnego, że zazwyczaj tak trafnie rozróżniał ludzkie emocje, skoro jego czujniki były skoncentrowane tak dokładnie na odruchach innych.
Nagle usłyszałem, że ktoś biegnie po schodach do mojego pokoju i po chwili zauważyłem w progu GoGo z szeroko otwartymi oczami i szerokim uśmiechem na ustach. Miała na sobie czerwoną koszulkę na ramiączkach i spodnie dresowe, przez co wyglądała, jakby zerwała się z joggingu. Jej czarno-fioletowe włosy sterczały, każde w innym kierunku, jakby biegła dłuższy czas.
- Popatrz Baymax, jak to ludzie nie szanują czyjeś prywatności - mruknąłem pod nosem, gdy GoGo podeszła do mnie i chwyciła mnie za nadgarstek, ciągnąc w stronę schodów.
- Hiro, musisz coś koniecznie zobaczyć! - wykrzyknęła z taką radością, że sam się zdziwiłem. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie, toteż chwyciłem pospiesznie bluzę i zbiegłem na dół.
- Baymax, idziesz? - zapytałem, obracając się w ostatnim momencie, ale robot zaprzeczył ruchem głowy i uśmiechnął się po swojemu.
- I tak bym was nie dogonił.
Zbiegając po schodach pomyślałem, że przed misją na Isla Menor rzeczywiście powinienem mu polepszyć napęd. GoGo ciągnęła mnie wciąż za rękę, tak że mało się nie wywróciłem, zakładając w pośpiechu buty. W przedpokoju minęła nas ciocia Cass, patrząc ze zdziwieniem na GoGo.
- GoGo, coś się stało, kochanie? - zapytała z uśmiechem. Najwyraźniej to było zaraźliwe. Szkoda, że nie wiedziałem, o co biega, no ale cóż - byłem tylko facetem.
- Wypożyczę na chwilę Hiro, okej? - zaszczebiotała, przypominając mi nieco zachowaniem Honey.
- Dobra, ale nie wróćcie znowu tak późno - ciocia Cass zaśmiała się pod nosem, patrząc, jak znikamy w drzwiach. Czułem się w tej chwili naprawdę jak wypożyczany przedmiot.
- Hiro, no chodź! - wołała GoGo, ale udało mi się zatrzymać ją siłą na miejscu.
- GoGo, co się do cholery dzieje? - spytałem, patrząc jej ze zdziwieniem w oczy. Przez moment mierzyliśmy się spojrzeniami, aż w końcu GoGo westchnęła.
- Ciężko jest mi to powiedzieć... Musisz to zobaczyć, zaufaj mi. - powiedziała w końcu GoGo, po czym ruszyła biegiem po chodniku, mijając po drodze poirytowanych przechodniów.
- GoGo, czekaj! - krzyknąłem za nią, po czym ruszyłem za nią, ignorując to, że mam rozwiązane buty. Pewnie za jakieś kilka minut i tak się wywalę, co powinno już być moja specjalnością. Że też Baymax z nami nie poszedł, pomyślałem z westchnieniem, przynajmniej miałby przy sobie plastry.
Przechodnie mruczeli coś pod nosem, albo patrzyli na nas nieprzychylnie, gdy przebiegaliśmy obok, ale GoGo nie przestawała biec. To, że była tak wysportowana dodatkowo utrudniało mi dogonienie jej, co już i tak było trudne i bez tego. Samochody mijały nas wolno, podczas gdy moja przyjaciółka nie przystanęła ani na moment, mijając schludnie wyglądające wystawy sklepowe. W końcu, gdy się z nią zrównałem, zdołałem ja spytać:
- Gdzie ty biegniesz?
- Do parku Linnei - powiedziała, oddychając miarowo. Cały czas na jej ustach gościł śnieżnobiały uśmiech. Nie potrafiłem zobaczyć w niej dawnej GoGo, gdy wciąż się uśmiechała, tak jakbym zobaczył rozrywkowego Wasabiego. Coś tu nie pasowało, po prostu.
Biegliśmy spory czas wciąż naprzód, aż w końcu GoGo skręciła, tak jak mówiła do parku Linnei. Cieszyłem się w duchu, że park nie mieścił się dalej od mojego domu, bo czułem, że zaraz padnę. Moje gardło orzeźwiał mi zimny podmuch powietrza, który chcąc nie chcąc i tak wdychałem do zapotrzebowanych płuc.
Zieleń parku była jak ożywczy deszcz dla moich zmęczonych szarością ulic oczu. Wokół panował zapach późnej jesieni, który jednocześnie dodawał odwagi i odbierał energię, jakby chcąc odmienić nastrój wszystkich spacerowiczów w parku jednym tchnieniem powoli zasypiającej przyrody.
Wreszcie, gdy dobiegliśmy do dużego stawu, który znajdował się pośrodku parku, GoGo stanęła, oddychając wciąż równo, gdy ja zipałem od wysiłku. Oparłem się o kolana, oddychając ciężko i szybko. Nic dziwnego, skoro przebiegliśmy razem z GoGo niemal pół miasta. Dość spory wyczyn na moją aktywność fizyczną, nie mówiąc o tym, że gdybym chciał, sam bym poprosił o mały trening.
- Musiałaś... tak szybko... biec? - zapytałem z rozdrażnieniem. Nie wiem, co chciała mi pokazać GoGo, ale zaczynałem coraz mniej podzielać jej entuzjazm przed moje wykończenie. - To nie mogło poczekać?
GoGo wyprostowała się oddychając szybko, ale obdarzyła mnie tylko tajemniczym spojrzeniem
- Zaraz ci coś pokażę - powiedziała, stając do mnie bokiem i wcisnęła przycisk na swoim nadgarstku, który uruchamiał jej lśniący, żółty kostium, nakładając się na poszczególne części ciała. Gdy w końcu kask nałożył się sam od tyłu głowy GoGo, zamykając się na jej czole i zakrywając twarz, moja przyjaciółka spojrzała w dół na swoje stopy niepewnie.
Skrzyżowałem ręce, patrząc na nią ze zdziwieniem. GoGo jednak westchnęła i cofnęła się. Krok. Dwa. Doszło do kilkunastu. W końcu uśmiechnęła się do mnie po raz ostatni i śmignęła mi przed nosem, kierując się wprost do... stawu.
- Go..! - krzyknąłem, po czym zobaczyłem coś niemożliwego.
GoGo biegła po cienkiej tafli, wciąż unosząc się nad wodą, która pryskała za nią niczym peleryna. Byłem w szoku. Sam fakt, że udało jej się osiągnąć taką prędkość, by móc zrobić takiego. Więc to dlatego była taka szczęśliwa, pomyślałem od razu. Praktycznie odkąd ją poznałem, wciąż pracowała nad prędkością. Chyba w tym miejscu zakończy swoje eksperymenty, pomyślałem z uznaniem. Jak dotąd nie słyszałem, by komuś innemu udało się biegać po wodzie.
Ludzie w całym parku zatrzymywali się i patrzyli na GoGo z szokiem, wskazując ją sobie palcami. A ja stałem jak wryty, uśmiechając się tak, jak wcześniej GoGo, gdy ciągnęła mnie przez pół miasta. Patrzyłem na nią z zachwytem, nie mogąc wydusić ani słowa. Woda wydawała się spokojna i gładka, nie licząc liżącego ją delikatnie wiatru, zaś tempo GoGo niesamowicie rozwalało jej składność i prostotę, jakby dziewczyna była stworzona do niewiarygodnej prędkości.
W końcu GoGo przemknęła tuż obok mnie i zatrzymała się z rozmachem, tnąc biały piach, który pokrywał przejście dla spacerujących. Przyjaciółka ściągnęła kask i wyłączyła swój kostium tym samym przyciskiem na przedramieniu, którym uruchomiła go sekundę wcześniej.
- I jak ci się podoba? - zapytała, patrząc mi w oczy z ciekawością.
- Jak ci się to... - wydukałem tylko, wciąż wstrząśnięty tym, co zobaczyłem. - To było niesamowite, GoGo! - wykrzyknąłem, gdy GoGo rzuciła mi się na szyję ze śmiechem.
Podniosłem ją i zakręciłem dokoła, wdychając w płuca piżmowy zapach jej włosów. Może zabrzmi to dziwnie, ale mogłem je wąchać godzinami i wciąż ten zapach przypominałby mi o niej. GoGo objęła mocno moją szyję, śmiejąc się swobodnie do mojego ucha. Wiatr zaszumiał wśród drzew w parku, wyrównując wszystkie normy, jakie panowały w parku przed pojawieniem się w nim GoGo.
- Jak ci się to udało? - spytałem ją w końcu, gdy emocje opadły i gdy udało nam się rozdzielić.
- To długa historia - odparła GoGo, wzruszając ramionami skromnie. - Hiro, tyle wymyślania, doskonalenia... Nie sądziłam, że to w ogóle jest możliwe.
- Bo nie było - przyznałem, patrząc na nią z uznaniem, po czym chwyciłem z czułością jej gładkie dłonie - Aż do teraz.
Zaraz podeszła do nas grupka ludzi, wypytująca GoGo o to, co zrobiła. Wszyscy byli zdziwieni o wiele bardziej od nas, jakby GoGo sklonowała człowieka na ich oczach. Był tam też jeden dziennikarz, który próbował się przepchać przez powiększający się tłum ludzi wokół mojej przyjaciółki. GoGo najwyraźniej nie chciała z nim rozmawiać, bo wyminęła go sprawnie, po czym wciąż nie puszczając moich rąk, wyciągnęła mnie z tłumu gapiów tuż za sobą.
Szliśmy dość szybko, by już niedługo dziennikarz dał sobie spokój. To, co zrobiła GoGo było w pewien sposób nielegalne, bo studenci Instytutu nie powinni wychodzić ze swoimi wynalazkami na zewnątrz uczelni, więc wszelkie rozgłosy dotyczące osiągnięcia dziewczyny mogły tylko przysporzyć jej kłopotów. Choć wyszliśmy już dawno z parku, GoGo wciąż trzymała moją dłoń, jakby zapomniała, że w ogóle kiedykolwiek ją chwyciła.
- Kurczę, Hiro - stęknęła nagle, poważniejąc. - Nad czym ja teraz będę pracować?
Wybuchnąłem śmiechem, widząc jej udręczone spojrzenie, które szybko się rozpromieniło. Była zbyt zadowolona ze swojego odkrycia, by się teraz przejmować takimi niedogodnościami jak brak zajęcia. Jej czarne kosmyki powiewały lekko na wietrze, poza jednym - tym fioletowym, który niesfornie opadał jej na czoło.
- Chyba nie widziałem ciebie jeszcze takiej szczęśliwej - powiedziałem wprost, na co GoGo chyba się zdziwiła. Fioletowy kosmyk niemal wpadł jej do oka, więc chwyciła go z delikatnością i zaplątała wokół ucha, by wiatr nie mógł go zerwać.
- Naprawdę? Aż taka ze mnie nudziara? - spytała, pokazując mi język.
- Nie, nie to miałem na myśli. - odparłem ze śmiechem. - Ale jednak wolę cię taką szczęśliwą.
GoGo popatrzyła na mnie z wdzięcznością swoimi piwnymi oczami, po czym odetchnęła głośno, jakby przez jedno dzieło, nad którym pracowała od kilku lat, jej świat obrócił się do góry nogami, a może rzeczywiście tak było.
- Co u twojego taty? - zapytałem, zmieniając nagle temat.
- Wszystko w porządku - odpowiedziała GoGo. Jej oczy wciąż lśniły szczęściem, przez co miałem wrażenie, że moja przyjaciółka zaraz skoczy i odleci, tak jak w przedziwny sposób biegła po wodzie. - No, dobra, nawet bardziej niż w porządku. Ostatnio powróciłam do moich obrazów i... chyba to go ucieszyło.
Zdziwiłem się tym niemal bardziej niż jej wyczynami na stawie w parku Linnei. Przypomniałem sobie hol w domu GoGo i jego niezwykłe ściany ozdobione licznymi obrazami GoGo i jej mamy. Aż nie mogłem się nadziwić, że znów odważyła się powrócić do dawnej pasji. Zawsze kojarzyłem ją tylko z pasji do motoryzacji, podczas gdy ona tak umiejętnie chowała swój talent.
- Żartujesz? - spytałem, unosząc brwi. - Naprawdę?
- Dobra, już się tak nie podniecaj - zgasiła mnie szybko. - Naszkicowałam tylko trzy, ale mojemu ojcu najwyraźniej wystarczyło, skoro co chwilę o to pyta.
- Przecież to dobrze - powiedziałem. - Powinnaś to robić.
GoGo uniosła jedną brew do góry, przyglądając mi się uważnie.
- Tak myślisz? - zapytała, jakby wystawiała mnie na próbę.
- Pewnie, że tak - odparłem. - Pod warunkiem, że pokażesz mi te swoje szkice - dodałem szybko. GoGo zaśmiała się krótko i w tym momencie chyba zauważyła, że wciąż trzymamy się za ręce, bo puściła moją, kryjąc lekki rumieniec.
- Chyba trochę na nie poczekasz - skończyła temat. - Hmm, zjadłabym coś. Co ty na to, żeby jakoś uczcić ten dzień?
- Nie musisz mnie długo przekonywać - uśmiechnąłem się, chowając ręce do kieszeni.
Chodziliśmy przez pełną godzinę, szukając dobrej knajpy, dopóki GoGo nie zmarzła na tyle, że nawet moja bluza jej nie pomogła i zdecydowaliśmy się zawrócić do jej domu, który w tym momencie znajdował się dość blisko, by GoGo mogła się cieplej ubrać.
- Jak tam twoja przyjaźń z Sam? - zapytała GoGo, trąc swoje zimne ramiona skryte pod cienką warstwą mojej bluzy. Choć było mi bardzo zimno, nie chciałem jej tego pokazać, bo najpewniej oddałaby mi moją bluzę, a wolałem się rozchorować niż ją przyjąć z powrotem.
Spojrzałem na GoGo ze zdziwieniem, choć zadała mi to pytanie ze spokojem, bez żadnych aluzji czy niechęci. Miałem ochotę w tym momencie zrobić nawet najgłupszą rzecz, byle uwolnić się od wyrzutów sumienia, które mnie nagle dopadły. Zachowywałem się jak kretyn. Co ja sobie myślałem w związku z Sam, skoro i tak wciąż myślę o GoGo? Nawet jeśli i tak nie mam żadnych szans, to nie powinienem dawać Sam nadziei, a sam zaczynałem się zastanawiać, czy właśnie tego nie zrobiłem.
GoGo spojrzała na mnie z troską, po czym zatrzymała na środku chodnika.
- Hiro, coś się stało? - zapytała, patrząc mi z taką empatią w oczy, że miałem ochotę odwrócić wzrok.
- Nie, nic - skłamałem, machając ręką. - Po prostu, trochę mi przykro, że przenieśli Sam do innej sprawy, wiesz... Teraz nie będzie mogła nam dłużej pomagać.
Spadasz z dna w dno, warczałem do siebie w myślach, ale co niby innego miałem powiedzieć GoGo? Widziałem, jak bardzo irytowała ją wzmianka o blondynce, więc wolałem po prostu sprzedać jej nawet słabe kłamstwo i zakończyć temat, nim GoGo odkryłaby, że coś ukrywam. Poza tym jak zareagowałaby, gdybym opowiedział jej wczorajszy dzień? Nagle zacząłem się nad tym zastanawiać z narastającą ciekawością, jakbym chciał, żeby się dowiedziała, jakbym wyczekiwał tej reakcji.
- Hiro? - GoGo pstryknęła mi palcami przed oczami. - Strasznie dzisiaj zamyślony jesteś. - odparła, przypatrując mi się badawczo.
- A dziwisz się? W końcu tyle się dzisiaj wydarzyło - mruknąłem, chowając lodowate dłonie w kieszenie. Pomimo moich wysiłków, GoGo zauważyła to, jak zmarzłem i od razu podjęła ten temat.
- Nie powinnam była brać twojej bluzy - mruknęła, rozsuwając zamek najwyraźniej zamierzając ją ściągnąć.
- Nie! - zatrzymałem ją. - Jestem i tak cieplej ubrany niż ty.
- Przecież widzę, że zmarzłeś - fuknęła, patrząc na mnie jak ciocia Cass, gdy jako dziecko wyjadałem ciastka schowane w głębi szafki.
- No właśnie. - odparłem. - Jeśli teraz oddasz mi bluzę, zmarzniemy oboje, a tak chociaż tobie będzie ciepło.
GoGo zamilkła, patrząc przed siebie. W końcu westchnęła i uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością, otulając jeszcze ciaśniej moją bluzą. Za każdym razem, gdy miała ją na sobie, a już kilka razy się to zdarzyło, potem cały czas miałem przy sobie jej zapach, który szczerze uwielbiałem. Nawet zaczynałem się powoli dziwić, że ciocia Cass wciąż nie wyczuła perfum GoGo na mojej bluzie, co pewnie serio by ją zdziwiło.
- Kochany jesteś - szepnęła cicho GoGo, krzyżując ręce. Zauważyłem, że musiała mieć krótsze ręce od moich, albo moja bluza musiała się tak rozciągnąć, bo rękawy bluzy zakrywały jej całe ręce, jedynie wystawały z nich długie, gładkie paznokcie.
Mruknąłem coś w odpowiedzi, patrząc na przeciwną stronę ulicy z zainteresowaniem. Choć w San Fransokyo rzadko coś się zmieniało, próbowałem wychwycić jakiekolwiek zmiany, byle nie musieć krzyżować spojrzeń z GoGo. Musieliśmy przejść jeszcze cztery ulice, by dojść do domu GoGo, a ja wolałem już nie okazać słabości przy przyjaciółce, żeby znowu nie zaczęła się wykłócać o tą bluzę.
Nagle poczułem jak ktoś opatula mnie swoimi ciepłymi ramionami i gdy obróciłem głowę, zauważyłem nikogo innego, tylko właśnie moją przyjaciółkę.
- Eee, GoGo, co ty robisz? - spytałem ją, po części domyślając się odpowiedzi.
- Nie chciałeś swojej bluzy, więc nie mam zamiaru dopuścić, żebyś zamarł - powiedziała z powagą, jakby to było przecież oczywiste. Uniosłem brwi, uśmiechając się tylko pod nosem, choć musiałem przyznać, że naprawdę zrobiło mi się cieplej, choć wiatr wcale nie przestał posyłać swoje zimno wzdłuż ulic miasta.
Objąłem lekko GoGo, przysuwając ją do siebie i tak szliśmy aż do jej domu, nie odzywając się do siebie ani słowem. Zdawałem sobie sprawę, jak mogliśmy wyglądać, idąc pustym chodnikiem wtuleni do siebie jak para, ale po pierwsze byłoby mi głupio odpychać GoGo, a po drugie wcale nie chciałem tego robić i to nie tylko z konieczności ciepła.
Gdy wreszcie dotarliśmy do wielkiego domu GoGo, poczułem się jak za każdym razem mały w porównaniu z miejscem, w którym ona żyła na co dzień. Mój kąt nad kawiarnią cioci Cass nie mógł się równać z tą wspaniałą budowlą, która wbijała mnie w ziemię, gdy tylko zbliżyłem się zanadto blisko. GoGo jednak zdawała się być rozluźniona, gdy przekroczyła próg swoich znajomych czterech kątów.
Niemal od razu po wejściu do wielkiego holu, GoGo zdjęła szybko moją bluzę, odsłaniając odkryte ramiona, po czym wręczyła mi ją z podziękowaniem. Westchnąłem tylko, biorąc do ręki bluzę i spojrzałem na przyjaciółkę.
- Jaki jest najgłupszy pomysł na jaki można wpaść? - spytałem ją, uśmiechając się lekko.
- Obejmować przyjaciela w miejscu publicznym? - zapytała mnie GoGo, wyciągając z szafy bluzę o wiele grubszą niż moja własna i ciepły, szaro-błękitny koc.
- Chciałem odpowiedzieć, że spacer po mieście w samej bluzce na ramiączkach w taką pogodę, ale chyba mnie przebiłaś - przyznałem, a GoGo wręczyła mi bluzę i koc. - Co ty robisz? - spytałem ją, obserwując uważnie jej poczynania.
- Przecież nie pozwolę ci wrócić znowu na ten wiatr - burknęła pod nosem, dmuchając w ciemną grzywkę.
- Co ty, Go... - zacząłem, ale GoGo zakryła mi usta swoją zimną ręką.
- Ani słowa. Idź do salonu, a ja zrobię herbatę. Twoja ciocia chyba mnie zabiję, jak się przeze mnie rozchorujesz...
GoGo odeszła, mrucząc coś pod nosem, podczas gdy ja wywróciłem umiejętnie oczami, kierując się rzeczywiście w stronę salonu. Po drodze obejrzałem znów liczne obrazy GoGo i jej mamy rozmieszczone w całym holu, bo wiedziałem, że gdy GoGo wróci, nie da mi się nimi nacieszyć.
Poszedłem więc za rozkazem gospodyni do jasnego salonu, oświetlonego dodatkowo blaskiem zapalonych w kącie licznych świec. Choć dochodziło może południe, to gęsta warstwa chmur przykryła słońce na tyle, że wydawać by się mogło, że nadszedł już wieczór. Jednak coś w kącie pełnym świec przykuło moją uwagę. Taki sam kąt miałem w swoim własnym domu, dokładniej na jednej z półek należących kiedyś do Tadashiego.
Zbliżyłem się i spojrzałem na zdjęcie mamy GoGo. Była niezwykle piękną kobietą, a takich samych, ukośnych oczach i wąskich ustach. Jej czarne włosy były spięte w uroczy, kobiecy kok, ale coś w jej wyrazie twarzy nadawało jej wyraz współczucia i smutku, jak w mimice Mona Lisy, którą niejednokrotnie miałem okazję oglądać. Uśmiechała się lekko, smutno, ale jej uśmiech nadawał jej właściwego uroku, jak mocny aromat kwitnącym na wiosnę kwiatom. Tak naprawdę GoGo o wiele bardziej przypominała z wyglądu swoją mamę, niż ojca, pomyślałem. Co do charakteru, to nie zdołałem poznać pani Tomago, ani nie znałem zanadto jej ojca, by stwierdzić, którego cechy odziedziczyła.
Zauważyłem jedną, niepalącą się świeczkę, stojąca na brzegu i zapaliłem ją od płomienia reszty świec, po czym postawiłem przed wizerunkiem mamy mojej przyjaciółki. Schyliłem lekko głowę w geście szacunku, jak należało w naszej tradycji, po czym obróciłem się i wróciłem na białą sofę, na której zostawiłem koc i bluzę.
Gdy się jednak obróciłem, spostrzegłem, że za mną stoi GoGo, patrząc wciąż na zdjęcie mamy z uwagą. Nad dwoma kubkami stojącymi na szklanym stoliku unosiła się ciepła para, którą aż miło mi się oglądało, w porównaniu z wichurą za oknem.
- Jesteś bardzo podobna do swojej mamy - powiedziałem, jakby chcąc się usprawiedliwić za wtargnięcie w sacrum domu. Wargi GoGo wygięły się nieco w uśmiechu.
- Gdybyś ją bliżej poznał, zauważyłbyś, że wiele nas różni. - odparła, biorąc do ręki bluzę i zakładając na siebie.
Usiadłem na sofie, wpatrując się wciąż w światło świec wokół zdjęcia pani Tomago, gdy poczułem na ramionach ciepły dotyk koca.
- Dzięki - powiedziałem, patrząc na GoGo, a ona mrugnęła tylko do mnie z uśmiechem. Nagle coś sobie przypomniałem. - Aaaa... nie miałaś mi czegoś przypadkiem pokazać? - zapytałem ją, mierząc pewnym spojrzeniem.
GoGo wywróciła oczami i oparła się o oparcie sofy, krzyżując ręce.
- Poważnie chcesz je zobaczyć? - zapytała niemal z jękiem w głosie.
- Odkąd mi o nich powiedziałaś - przyznałem, dobijając ją z satysfakcją.
GoGo westchnęła głośno, po czym ruszyła do holu i na górę po schodach po swoje prace, o których mi mówiła. Tak szczerze to nie mogłem się doczekać, żeby je zobaczyć. Wiem, że wiele osób potrafi przez to, co tworzy objawić, co leży im na sercu. Rysunki GoGo jeszcze z czasów, gdy malowała wspólnie z mamą potrafiły zachwycić, choć wiedziałem, że na pewno nie będą miały za dużo wspólnego z tymi, które namalowała teraz, po tak długim czasie.
Spojrzałem z zamyśleniem na stół i dopiero spostrzegłem pęk różnorakich kartek, nieco wybrudzonych węglem, z których wystawały gładkie szkice. Skorzystałem z okazji, gdy GoGo szukała na górze swoich prac i zerknąłem w stertę chciwie, ale nigdy nie domyśliłbym się, co mógłbym w niej zobaczyć.
Zerknąłem na pierwszy lepszy szkic z kilkunastu rodzajów linii, jednych grubszych, drugich cieńszych, wszystkich połączonych w idealnych proporcjach. A szkic ten przedstawiał... mnie. Miałem wrażenie, jakby ktoś zrobił mi zdjęcie, gdy pracowałem w mojej pracowni w Instytucie - rysunek był tak dokładny. Widziałem, że ręka GoGo robiła to na szybko, co udało się poznać po wyostrzonych konturach, ale to nie zmieniało faktu, że jej szkic wyglądał wciąż jak żywa, czarno-biała fotografia.
GoGo wydawała się uchwycić wszystko - od mojej chudej sylwetki, po bujną, czarną czuprynę sterczącą na boki. Stałem nad biurkiem, bokiem do osoby, która mnie malowała, a na twarzy miałem skupione spojrzenie spod gęstych ciemnych brwi. Nawet nie mógłbym sobie wyobrazić, że to tak wyglądam w czasie zajęć, gdyby nie to, że miałem na to żywy dowód.
Ale po co GoGo miałaby rysować mnie? - pomyślałem sobie nagle. Zacząłem przeglądać resztę jej szkiców i co prawda, co jakiś czas potrafiłem zobaczyć uśmiechającą się Honey, czy machającego Baymaxa, nawet śpiącego Freda na długim fotelu w Instytucie, ale i tak co jakiś czas znów natrafiałem na swoje podobizny, niektóre mniej, inne bardzie dopracowane, jakby nie starczało GoGo czasu na dopracowanie detali. Za każdym razem przeżywałem szok i czułem się dość niekomfortowo, jakby GoGo śledziła każdy mój krok, ale z drugiej jednak strony czułem rozchodzące się po moim ciele ciepło, gdy znów natrafiałem na swoje szkice.
- Musiałam je zostawić w Instytucie, przepraszam, Hiro - mruknęła GoGo, schodząc po schodach i wpatrując się w trzymane przez nią prace. Słysząc jej głos, spanikowałem, układając jej szkice mniej więcej tak, jak wyglądały wcześniej, zanim zacząłem je przeglądać.
Gdy GoGo wróciła, ja uśmiechałem się do niej głupawo, popijając gorącą herbatę, która od razu poparzyła mnie w język. Jednak pomimo nawet moich najszczerszych chęci, mojej przyjaciółki ani na moment nie zmyliła moja bezbronna mina, a nawet wręcz przeciwnie.
- Co zbroiłeś? - spytała, mierząc mnie spojrzeniem spod teatralnie zmarszczonych brwi.
- Ja? Nic - odparłem. - A ty mnie przypadkiem nie wrabiasz w to, że zostawiłaś swoje najlepsze rysunki w Instytucie? - zagadnąłem, wystawiając ją na próbę.
- Skąd - GoGo prychnęła, po czym usiadła koło mnie, przykrywając się tym samym, zagrzanym przeze mnie kocem. - Nawet nie próbuj mi zachorować, bo ci tą twoją bluzę wsadzę do gardła - burknęła, na co ja zareagowałem głośnym śmiechem.
- Tak jest, generale - mruknąłem, popijając herbatę, która naprawdę mnie rozgrzewałą.
Nagle zapadła cisza, która wyjątkowo mi nie przeszkadzała, gdy obok była GoGo. Cieszyłem się jej obecnością o wiele bardziej niż samą rozmową z nią - najlepiej zatrzymałbym czas i zachował ten moment na długo. Niestety zawsze coś w takiej chwili musi się zepsuć. Do głowy przyszła mi dość smutna myśl, która odebrała mi radość z towarzystwa przyjaciółki.
- Coś się stało? - spytała mnie GoGo, obserwując mnie uważnie swoimi bystrymi oczyma. Westchnąłem cicho i oplotłem palcami swój kubek, jednocześnie je ogrzewając.
- Cały czas myślę o Isla Menor... Może popełniłem błąd, stawiając na swoim? Może lepiej byłoby słuchać Yoko?
GoGo prychnęła z arogancją, wymierzoną w naszą byłą dyrektorkę Instytutu. Już wystarczająco nas wkurzała na tamtym stanowisku, a jako główna prezes AZN-u była jeszcze bardziej irytująca.
- Taa, i pozwolić się prowadzać po Agendzie jak małe dziecko - warknęła, patrząc w dal. Nagle przeniosła swój wściekły wzrok na mnie i jej spojrzenie natychmiast złagodniało. - Jeśli o mnie chodzi, to ja jestem z ciebie dumna, Hiro. W końcu powiedziałeś jej to, co wszyscy myślimy, nawet Wasabi. - mruknęła, biorąc łyk gorącej herbaty.
- Dzięki - wyszeptałem, uśmiechając się słabo. Słowa pociechy z ust GoGo magicznym sposobem zawsze do mnie trafiały, być może dlatego, że bardzo sobie ceniłem jej szczerość.
GoGo położyła głowę na moim ramieniu wpatrując się tęsknie w zdjęcie mamy oświetlone blaskiem świec. Zastanawiałem się, czy tęskniła za swoja mamą mocniej, niż ja za Tadashim, o ile to w ogóle było możliwe. Nie znałem uczucia tęsknoty za rodzicami, bo nie do końca odczuwałem ich brak. Co prawda, gdy byłem dzieciakiem naprawdę mnie to bolało, ale dzięki Tadashiemu i cioci udało mi się przez to przejść, a potem nie wiedziałem już, czym jest prawdziwa rodzina.
- Myślę, że Yoko zrobiła to specjalnie - zacząłem cicho, a GoGo oderwała się od mojego ramienia, patrząc na mnie ze zdziwieniem. - Pomyśl tylko - próbowałem ją przekonać - chce nas wysłać na wyspę, na której nie ma nic, oprócz dziczy. Tak naprawdę nic z naszych umiejętności nie będzie tam przydatne. Nie sądzisz, że chce nam przez to coś udowodnić?
- Może i masz rację - przyznała niechętnie GoGo. - Ale co Agenda zyskałaby, gdyby nam się coś stało? Nic! Yoko to doskonale wie i myślę, że nie jest na tyle głupia, by wysyłać nas w miejsce, które jest poza naszymi możliwościami.
- Przepraszam - mruknąłem, patrząc się smętnie na złą przyjaciółkę. - Zepsułem ci humor.
- Przestań, Hiro. - GoGo wywróciła oczami. - Masz rację. Powinniśmy się skupić na naszej misji, a nie na naszych codziennych zajęciach.
Spojrzałem na nią z szokiem, rozumiejąc w pełni, co to oznacza.
- GoGo, nie mówisz chyba o tym, że chcesz znów porzucić swoje obrazy? - zapytałem z niedowierzaniem.
- Hiro, ty ich nawet nie widziałeś - zaśmiała się GoGo, ale szybko spoważniała, widząc moje skonsternowaną minę. Próbowałem przybrać obojętną twarz, ale GoGo była jak wykrywacz kłamst - nic nie uszło jej uwadze. W dodatku mój wzrok niby to przypadkowo powędrował w kierunku stołu, na którym leżały rysunki GoGo, przykryte kilkoma zeszytami, co działało niemal tak samo, jak przyznanie się do winy.
- Hiro... - zaczęła GoGo groźnie, ale w tym samym momencie usłyszeliśmy kroki i po chwili w progu salonu stanął pan Tomago z nieco zmęczonym, ale uszczęśliwionym na widok córki wyrazem twarzy.
- Och, Hiro. Jak dobrze cię widzieć - powiedział, przenosząc wzrok na mnie.
- Pana również - odparłem z uśmiechem. GoGo ucichła, ale wciąż patrzyła się na mnie spod byka, jakbym rzeczywiście zrobił coś złego. Do głowy przyszło mi, że być może czerwone rumieńce na jej gładkich policzkach nie są wynikiem złości na mnie, ale zawstydzenia, że zobaczyłem coś, czego miałem nie widzieć.
- Zmarzliście, co? - spytał Daishi Tomago, stawiając swoją skórzaną teczkę na szafce tuż obok drzwi. - Może zaparzyć wam herbaty?
- Właśnie ją dopijamy - poinformowała go GoGo, pokazując mu swój kubek. Pan Tomago kiwnął spokojnie głową i usiadł w fotelu , po drugiej stronie stolika.
- Padam z sił. - wyznał, westchnąwszy głośno. - Ale przynajmniej mam już za sobą duży projekt. A jak wam idzie? Jakiś mały sukces w Instytucie?
Nie wiem, czemu, ale bardzo lubiłem Daishiego, być może przez to, że dawniej przyjaźnił się z moim ojcem, a może po prostu ceniłem go za te same wartości, co mój ojciec. Przypomniałem sobie swoje słowa w szpitalu, dy pan Tomago przeszedł zawał. Powiedziałem wtedy GoGo, że chciałbym mieć takiego ojca, co było w stu procentach prawdą. Daishi był szczery, dobry i troskliwy. Poza tym nie dociekał, jak moja ciocia za każdym razem, gdy usłyszała na mój temat jakieś sensacyjne wieści od koleżanek w kawiarni, i podziwiał w GoGo jej intelekt i niezwykłe umiejętności.
- GoGo udało się dzisiaj coś wielkiego - uśmiechnąłem się, ale napotkałem jedynie piorunujące spojrzenie dziewczyny, które wbiło mnie w fotel. O co jej chodziło? Co ja takiego znowu powiedziałem?
- Och, naprawdę? - zapytał pan Tomago ze szczerym zainteresowaniem. Jego siwe włosy sterczały na boki zasłaniając czarne, młode kosmyki, ale mimo to wyglądał niezwykle schludnie i elegancko.
- Tak - odpowiedziała za mnie GoGo. - Pokazywałam Hiro moje obrazy i chyba mu się spodobały.
Nie odezwałem się ani słowem, nie rozumiejąc jej reakcji. Jak mogła nie powiedzieć swojemu ojcu o tak wspaniałym osiągnięciu, jak możliwość przemieszczania się po tafli wody? Nadal tego nie pojmowałem. Ja na bank podzieliłbym się tym z ciocią, choć być może nie zrozumiałaby, w jaki sposób mi sie to udało.
- Chyba będę leciał - mruknąłem, wstając.
- Może cię odwieźć? - zaproponował Daishi, patrząc na mnie troskliwie. Wyglądałem na az tak zabiedzonego, pomyślałem z rozbawieniem.
- Nie, dziękuję - odparłem. - Przejdę się. To mi dobrze zrobi.
- Odprowadzę go.
GoGo wstała wraz ze mną, kierując się w stronę wyjścia. Tylko siłą woli powstrzymałem się, by nie obrócić się w tył i nie rzucić GoGo zaskoczonego i rozgniewanego spojrzenia. Dlaczego tak na mnie naskoczyła, gdy próbowałem powiadomić jej ojca o jej dzisiejszym biegu po stawie.
Gdy tylko znaleźliśmy się za drzwiami, obróciłem się tak szybko, że prawie się pośliznąłem i skrzyżowałem ręce z poirytowaniem.
- Co to właściwie było? - warknąłem. GoGo wydawała się być przejęta o wiele bardziej niż ja, patrząc na jej reakcję wtedy w salonie.
- A jak myślisz? - warknęła przyciszonym głosem, sprawdzając, czy dobrze zamknęła drzwi. - Myślisz, że czemu każdy mój motor albo zostawiam w Instytucie, albo robię w wersji, którą na spokojnie da się zmieścić do plecaka, hę? Mój ojciec o niczym nie wie, mądralo! I dobrze by było, gdyby tak zostało.
- Nie rozumiem tylko, czemu - naskoczyłem na nią. - Co jest złego w dzieleniu się z ojcem tak ważnymi dla ciebie rzeczami. Twój ojciec ma coś do motoryzacji? Czy to kolejny sekret, który przed nim ukrywasz?
Dłonie GoGo zacisnęły się w pięści, choć jej twarz pozostała obojętna.
- Nie twoja sprawa, Hiro - warknęła, patrząc mi ze złością w oczy. - Sam byś to ukrywał, gdybys wiedział...
- Co wiedział? - zapytałem ze złością w głosie.
Nastała cisza. GoGo wpatrywała się z niedowierzaniem we mnie, po czym jej oczy zaszkliły się lekko, choć jej głos ani trochę nie osłabł.
- Gdybyś wiedział, że najlepszy przyjaciel twojego ojca i jego żona zginęli w wypadku samochodowym. - wyszeptała.
Odetchnąłem głośno, przecierając twarz dłońmi. Musiałem pomyśleć, by odpowiedzieć coś mądrego. W końcu odrzuciłem wszystkie opcje, pozostawiając jedna, która najbardziej wyrażałaby moje uczucia, jakie czułem w tym momencie.
- Nie sądzisz, że w takim razie to ja powinienem nienawidzić motoryzacji, a nie on? - zapytałem, patrząc w ciemnobrązowe oczy GoGo. - A jednak nie powstrzymuję cię przed robieniem tego, co kochasz.
- Niby czemu miałbyś mnie powstrzymywać? - spytała GoGo, marszcząc brwi. Przez moment poczułem, że się cały rumienię, gdy usłyszałem w swojej głowie odpowiedź, którą sugerowało mi serce. W końcu jednak wybrałem tę właściwą.
- Bo jesteś moją najlepszą przyjaciółką - odparłem. - I martwię się o ciebie.
GoGo patrzyła mi w oczy dobrą chwilę, jakby próbowała wychwycić, czy to, co mówię jest prawdą, czy tylko próbuję ją zwieźć. W końcu jednak objęła mnie, wtulając się w moje ramię.
- Przepraszam, Hiro. - wyszeptała cicho. - Nie powinnam była na ciebie tak naskakiwać.
- Pomyśl, czy warto mieć przed kimś tajemnice - odpowiedziałem tylko, kończąc uścisk i schodząc po schodkach z werandy. GoGo wodziłą za mną smutnymi oczyma, jakby odprowadzała mnie aż do ulicy.
W końcu obróciłem się i pomachałem jej lekko, a na jej twarzy pojawił się mały uśmiech. To mi wystarczyło, żebym mógł odejść. Nie chciałem zostawić jej zdołowanej, w końcu nigdy bym sobie nie wybaczył, gdybym zepsuł jej szczęśliwy dzień.
Ruszyłem wzdłuż ulicy, okrywając się ciaśniej moją bluzą. Dobrze, że GoGo nie mogła mnie już widzieć, bo pewnie znów stękałaby na to, że zmarznę. Westchnąłem, uśmiechając się mimowolnie po dzisiejszym wspólnie spędzonym dniu z moja przyjaciółką. Już niemal zapomniałem o wczorajszej sytuacji z Sam, a nawet jeśli nie, to i tak głowę zaprzątały mi myśli o GoGo. Pomyśl, czy warto mieć przed kimś tajemnice, pomyślałem i zaraz poczułem narastający gniew i uczucie wstydu. Ale ze mnie hipokryta. Staram się być dobrym przyjacielem i pomagać GoGo, podczas gdy sam nie wypełniam swoich rad. W idealnym świecie pewnie powiedziałbym GoGo prawdę. Ale idealny świat to tylko fikcja, ja nie mam tyle odwagi, a teraz właśnie stoję samotnie na ulicy, marznąc od chłodnego północnego wiatru.
I jak? Spodobało się? ;) chciałam Wam nieco urozmaicić po tej Sam, ale jak czytam tego rozdziała to sama mam takie jeeej, ale to słodkie *o* sory, to chyba jakieś samouwielbienie xdd no, nieważne, ważne że Just dała sobie radę z dniami, w których miała mieć łącznie 7 testów ^^ dlatego nie było mnie tak długo, wybaczcie ;**
Chciałabym Was zachęcić do przeczytania mojego nowego bloga:
http://moja-droga-swiadectwo.blogspot.com/