Baymax w końcu musiał mnie znaleźć. Namierzył mnie już wtedy, gdy byłem z Sam na plaży, ale dopiero zdołał mnie zgarnąć, gdy wracałem z domu Sam, do którego tradycyjnie ją odprowadziłem. Teraz mogłem już udawać przy cioci - wcale mnie nie obchodziło, co się stanie, gdy w końcu wrócę do domu. Ważne, że dzięki Sam naprawdę mogłem się dowiedzieć czegoś o moich rodzicach. Na samą myśl miałem ochotę znów chwycić ją w ramiona. przecież tyle dla mnie ryzykowała...
- Hiro, gdzie ty byłeś przez te ostatnie godziny? - zapytał mnie Baymax nieoczekiwanie wyskakując zza jednego z budynków.
- Baymax!! - wykrzyknąłem, łapiąc oddech. - Musisz mnie tak straszyć?
- Twoja ciocia wykonała do ciebie około trzydziestu połączeń, ja pięćdziesiąt dwa. Co się stało?
- Nic - mruknąłem, chowając ręce w kieszeniach. - Chodź już.
Robot na próżno próbował dowiedzieć się, gdzie się podziewałem. Nie puściłem pary z ust. Kilka rzeczy jednak udało mu się odgadnąć.
- Wyglądasz na szczęśliwego - powiedział, kręcąc mechaniczną głową. Jego "przyglądanie się" polegało na dokładnej analizie moich odczuć. Nic więc dziwnego, że nie musiałem nic mówić, a sam wyskoczył od razu z tekstem: - Widziałeś się z GoGo?
- Co ty! Nie - parsknąłem gniewnie, przypominając sobie jej zachowanie w Agendzie wobec Sam. Nie wiem, co wtedy w nią wstąpiło.
- A z Sam? - zapytał robot.
- Nie - skłamałem, próbując zachować ten sam ton, ale mimo to mój głos trochę złagodniał.
- Nie okłamuj mnie, Hiro. Pobrałem próbki, poza tym pachniesz jej perfumami.
Nie mogłem się powstrzymać, by nie powąchać mojej bluzy, a gdy to zrobiłem, moje policzki od razu się zaczerwieniły.
- Ja zawsze tak pachnę.
- Czyżby? Nie zauważyłem w twoich rzeczach różanych perfum... - zaczął robot.
- Baymax!
- Co? Chcę wiedzieć, co się z tobą stało, gdy uciekłeś z domu, a jak na razie moja analiza daje wiele do życzenia.
Skręciłem w moją uliczkę, wywracając oczami. Co prawda uwielbiałem Baymaxa, ale ostatnio zachowywał się jak mój drugi ojciec. Chociaż w sumie może... Pierwszy? Sam nie wiem, mój prawdziwy ojciec przecież nie żyje.
Przed drzwiami kawiarenki jednak zawahałem się. Nie chciałem się widzieć z ciocią. Nie chciałem z nią rozmawiać. Najchętniej poszedłbym od razu się położyć, a rano czmychnąłbym na zajęcia do Instytutu, ale wiedziałem, że to mi się raczej nie uda.
Gdy jednak tylko uchyliłem drzwi, światła w zamkniętej kawiarence się zapaliły. Ciocia Cass czekała tam na mnie. Jej policzki wciąż były mokre, a oczy czerwone od płaczu. Widząc mnie, chwyciła mnie od razu w ramiona, jakby nasza poprzednia sprzeczka w ogóle nie miała miejsca.
- Gdzieś ty się podziewał? - zapytała, ściskając mnie mocno. - Wiesz, jak ja się martwiłam?!
Nie odpowiedziałem głównie z tego powodu, że nie mogłem nabrać powietrza do płuc.
- Hiro, tak strasznie cię przepraszam - rzekła ciocia, patrząc mi w oczy. Poczułem wielką dziurę w moim sercu, widząc te same, dobrotliwe, brązowe oczy, które z troską żegnały mnie co rano, gdy wychodziłem na zajęcia. Jak mogłem ukrywać przed nią to, co naprawdę planowałem? Od razu minęła mi cała złość na moją ciocię, w końcu widok jej tak zdruzgotanej złamałby niejednemu serce. - Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Naprawdę nie chciałam.
- Już nieważne - odrzekłem bezbarwnym tonem. - Mogę iść się już położyć?
Ciocia Cass milczała. W końcu jednak kiwnęła głową, a ja ruszyłem po schodach na górę, do naszego mieszkania. Sam nie wiem, jak łatwo cała ulga i współczucie, które pojawiły się znikąd, zniknęły tak samo szybko, jak się pojawiły, zostawiając za sobą przeraźliwą pustkę.
Minęło kilka długich dni, podczas których tak naprawdę nic się nie zmieniło. Rozmawiałem z ciocią tylko tyle, ile powinienem, bez zbędnych słów. Czasem zdawało mi się, że w nocy słyszę jej płacz. Zdjęcia moich rodziców, leżące dalej na stoliku nocnym, schowałem po powrocie do jednego pudełka po butach i skryłem od łóżkiem. Ciocia nigdy tam nie zaglądała, bo nie miała takiej potrzeby. Kilka razy próbowała tam posprzątać, ale załamały ją części robotów i elementy innych konstrukcji, które leżały tam od chwili, gdy przypadkowo pod to łóżko wpadły.
Nie było mnie również w Agendzie, więc nie wiedziałem, co u Sam. Ostatnio w ogóle się do mnie nie odzywała. Z jednej strony roznosiła mnie ciekawość, czy może już coś znalazła. Z drugiej jednak strony tęskniłem za jej obecnością.
Pewnego dnia siedziałem z Wasabim i Honey w kawiarni, dopijając moją czarną herbatę i rozmawiając o minionym tygodniu. Oczywiście jakoś musiałem im się wytłumaczyć z chwili, gdy na nich wpadłem wtedy, na ulicy. Udało mi się im coś nawkręcać, co dość łatwo łyknęli, bo przecież nigdy ich nie okłamałem. Czułem się z tym trochę źle, ale wiedziałem, że jeśli zacznę mówić za dużo, to nigdy nie pozwolą mi na realizację moich planów. Każdy dokoła uważał, że tak ważne dla mnie informacje na temat moich rodziców, mogą być dla mnie niebezpiecznie. A GoGo musiała to wiedzieć najlepiej.
Udało mi się usłyszeć od Honey, że gdy wtedy wpadłem na nich na ulicy, GoGo bardzo się o mnie martwiła i wyglądała na niemal wstrząśniętą moim widokiem. Od czasu do czasu do mnie wydzwaniała, aż w końcu jej próby skontaktowania się ze mną się skończyły.
- Yoko bardzo na nią naciska - powiedziała Honey, popijając swoją latte. - Nawet nie mogła tu przyjść z nami, bo pracuje nad nowym projektem.
- Powiedziała, że może wpadnie - wtrącił się jej Wasabi, posyłając w moją stronę uśmiechnięte spojrzenie.
- U niej "może" graniczy z cudem - mruknęła Honey, spoglądając zmęczonym wzrokiem zza jasnych okularów.
- A co z Freddie'm? - zapytałem.
- Wyjechał z rodzicami na dwa dni na Karaiby - odpowiedział Wasabi, nabierając idealną, kopiastą łyżeczkę cukru i mieszając nią równomiernie w swoim kubku. - Mówił, że chciał nas zabrać, ale to tylko wyjazd służbowy jego ojca i potrwa krótko, więc...
Nagle drzwi kawiarenki otworzyły się, a do środka weszła GoGo z grubym zeszytem pod pachą, z którego wyleciały jej papiery, gdy przeciąg porwał je z teczki. Dziewczyna zaczęła je pospiesznie zbierać, co zabrało jej tak mało czasu, że nawet ja byłem tym zaskoczony.
Przyszła do naszego stolika, otoczonego z trzech stron wygodną kanapą i położyła swoją grubą teczkę na siedzeniu, po czym sama usiadła obok, wzdychając głośno.
- Zaraz eksploduję! - poskarżyła się. - Jeśli zaraz nie łyknę jakiejś mocnej kawy, to zasnę...
- Aż tyle zadała ci Yoko? - zapytała Honey, patrząc z szeroko otwartymi oczami na jej czarną teczkę.
- To połowa - mruknęła GoGo, po raz pierwszy w tym momencie patrząc na mnie. Jej spojrzenie zmieniło się z zakłopotania na smutek i już miała coś powiedzieć, gdy wstałem i wymruczałem pod nosem:
- To ja przyniosę tą kawę.
Odchodząc, słyszałem jeszcze donośny głos Wasabiego, który i tak starał się mówić cicho:
- Powinniście porozmawiać, Go. Co się z wami dzieje? Co jeśli teraz...
Dalszego ciągu rozmowy nie słyszałem, chowając się za ladą. Obsłużyłem szybko ekspres, zaparzając kawę i uniknąwszy starannie spotkania z moją ciocią, która teraz pewnie piekła ciasta kokosowe.
Gdy wróciłem, moi przyjaciele siedzieli już cicho, jakby skłóceni. Baymax przyglądał się im, siedząc tuż przy Wasabim, ale chyba wyczuł moment, bo on również nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Postawiłem filiżankę przed GoGo, która krótko mi podziękowała.
Wasabi spojrzał z gniewem na rozluźnioną GoGo, po czym odchrząknął i powiedział.
- Baymax, mógłbyś nam pomóc sprawdzić elewacje? Ciocia Cass nas o to prosiła. - Honey skinęła głową, w lot pojmując podstęp. Mogłem się domyślić, że to zrobią, pomyślałem z przekąsem.
- Elewacje są szczelne - zaczął robot, ale Wasabi chwycił go z jednej, zaś Honey z drugiej strony i oboje zabrali robota na zewnątrz.
Nastała cisza, przerywana jedynie rykiem wiatraka, oczyszczającego duszące powietrze w kawiarni oraz dźwiękiem pracującego ekspresu do kawy. W końcu jednak GoGo westchnęła i zaczęła pierwsza.
- Przepraszam. Tak, wiem, zawiniłam, nie mówiąc ci o twoich rodzicach i o moim ojcu, ale wiedziałam, jak zareagujesz, poza tym ojciec...
- Prosił cię, abyś mi nie mówiła - dokończyłem za nią, patrząc jej pewnie w oczy. - Tak, wiem.
Znów cisza obległa nasz stolik, przykrywając nas jak całun. A była tak ciężka, że z trudem się nie odezwałem, by ją przerwać.
- Nie podziękowałam ci - usłyszałem tak cicho, że miałem wrażenie, że mówi to ktoś inny. Nawet usta GoGo się nie poruszyły. - Wiesz, za to w szpitalu...
- To nic takiego - mruknąłem, wciąż jednak słysząc urazę w własnym głosie.
GoGo spojrzała mi w oczy. Sam nie wiedziałem, czy widzę w nich gniew, żal, czy smutek. Na ich widok jednak coś we mnie było i wszystko, co mogłem zarzucić GoGo nagle zniknęło, jak bańka mydlana przebita szpilką.
- Nie powiedziałam ci czegoś jeszcze... - zaczęła GoGo, wyrywając mnie z moich myśli. - Moja ciocia pilnie potrzebuje pieniędzy, bo... Powiedzmy, że ma to związek z twoimi rodzicami, zwłaszcza z twoją mamą.
- Nie rozumiem...
- Ciocia Christie jest na tyle głupia, że wplątała się w jakieś interesy... - GoGo spojrzała na swój kubek z niechęcią, jakby już się jej odechciało kawy. - Wiem, że na zdjęciu, które dał ci mój ojciec było nazwisko. Ja je tam napisałam. Ojciec nie wie, że grzebałam w jego papierach...
GoGo rozejrzała się dokoła, jakby ktoś miał podsłuchać naszą rozmowę, po czym przysunęła się bliżej mnie, żeby mieć pewność, że nikt inny nie dosłyszy tego, co chciała mi powiedzieć.
- Twoja mama miała długi u tego samego człowieka, co ciocia Christie. Zobaczyłam twoje nazwisko w aktach, wtedy w Agendzie i zamarłam.
- Znaczy, że coś tam znalazłaś? - zapytałem z szokiem. - Ja szukałem informacji o... tym człowieku, ale niczego nie znalazłem.
- Bo szukałeś w złym miejscu. - odpowiedziała, wzruszając ramionami, po czym wepchnęła mi do kieszeni bluzy zwiniętą kartkę. Rzuciłem jej zdziwione spojrzenie, ale GoGo udawała, jakby pierwszy raz widziała kartkę na oczy. - Nie próbuj tego zgubić. Trochę się natrudziłam, żeby to znaleźć..
- Go.. - zacząłem, nie wiedząc, co powiedzieć.
- Nic nie mów - przerwała mi twardo. - Byłam ci to winna. Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz.
- Nie potrafię się na ciebie długo gniewać - powiedziałem szczerze. GoGo uśmiechnęła się do mnie w taki sposób, że poczułem ciary na plecach. Pomyślałem zaraz o Sam. Żadnym, nawet najbardziej wyszukanym uśmiechem nie mogła dorównać GoGo...
Z ulgą stwierdziłem, że ciężka cisza, która nam dokuczała minęła i znów wróciliśmy do momentu, gdy brak rozmów nam nie przeszkadzał. Mogłem tak siedzieć bez końca, ciesząc się samą obecnością GoGo. Przyjaciółka wzięła kilka łyków kawy i uśmiechnęła się do mnie niepewnie.
- Niezła. Ciocia powinna cię tu zatrudnić.
- No, na pewno lepsza niż ta w szpitalu - mruknąłem, a GoGo się zaśmiała.
- Tęskniłam za tobą - powiedziała, a moje policzki natychmiast spłonęły. Ja za nią też. Cały ten tydzień zastanawiałem się, co u niej i za każdym razem ta myśl mnie bolała. Pora się otrząsnąć, Hiro. Jesteście przyjaciółmi. Tylko przyjaciółmi.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo zaraz w drzwiach pojawiła się Sam. Gdy zobaczyła GoGo, nieco spochmurniała, ale szybko przeniosła swój wzrok na mnie.
- Cześć, Hiro. - powiedziała miłym głosem. - Możemy porozmawiać?
- Pewnie - mruknęła GoGo, pijąc kawę. - Wal śmiało.
- W cztery oczy - warknęła Sam chłodno. Poczułem, że lepiej jak najszybciej je rozdzielić, więc zaprosiłem Sam na górę, przepraszając przy tym na chwilę GoGo, posyłającą mi nieprzyjemne spojrzenie. Jak to możliwe, że dziewczyny z sekundy na sekundę z uśmiechniętych i otwartych stawały się wrogie i wredne? W ogóle tego nie rozumiałem...
- Co się stało? - spytałem Sam, gdy upewniłem się, że już nikt nas nie podsłucha. Dziewczyna wcisnęła mi kartkę do drugiej kieszeni, niż ta w której leżała kartka od GoGo. Poczułem się nieco komicznie, wiedząc, że obie chciały mi pomóc i obie obrały ten sam sposób komunikacji. Nie potrafiłem ukryć uśmiechu, który od razu zauważyła Sam.
- Nie uśmiechałabym się na twoim miejscu. Miałeś rację co do tej osoby. Mam nadzieję, że nie zrobisz niczego głupiego.
Popatrzyłem na Sam z wdzięcznością i przytuliłem mocno.
- Nawet nie wiesz, jaki jestem ci wdzięczny...
- Daj spokój - rzekła Sam, odsuwając się lekko ode mnie. - Teraz przepraszam, ale mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.
- Zobaczymy się później? - spytałem ją z nadzieją.
- Jasne - Sam stanęła na palcach i pocałowała mnie błyskawicznie w policzek. - Trzymaj się.
- Ty też - wyszeptałem, odprowadzając ją wzrokiem. W drzwiach minęła się z Baymaxem, Wasabim i Honey, którzy już najwyraźniej skończyli "sprawdzanie elewacji". Rzuciłem tylko krótkie spojrzenie na obie kartki leżące spokojnie w moich kieszeniach, po czym dołączyłem do moich przyjaciół, którym nie udało się złapać Sam i chwilę z nią pogawędzić.
Wszyscy zajęli miejsca wokół GoGo, która wciąż piła swoją kawę, jednak zauważyłem, że jest bardziej spięta, niż gdy rozmawialiśmy wcześniej.
- Już? Wyjaśniliście sobie wszystko? - zapytał Wasabi, patrząc wymownie na GoGo.
- No - odparła krótko GoGo, zbierając swoje rzeczy. - Dzięki za kawę, Hiro. Muszę lecieć - w jej głosie znów wyczułem chłód, od którego pękało mi serce. Miałem ochotę uciec za każdym razem, gdy mówiła w ten sposób.
- Zaraz, przecież dopiero przyszłaś - zaprotestowała Honey, marszcząc brwi.
- Mam jeszcze sporo pracy - przypomniała jej GoGo. - Zobaczymy się później.
Patrzyłem ze smutkiem jak wychodzi, zamykając za sobą z trzaskiem drzwi. Czyżby to obecność Sam ją tak wkurzyła? No błagam, za co się one tak nienawidzą?
Honey westchnęła, patrząc na mnie.
- Hiro, nie chce na ciebie w żaden sposób wpływać, ale lepiej się zastanów jak wpływają na innych twoje... relacje. - zdziwiłem się tymi słowami. Czyli to jeszcze moja wina, że GoGo chodzi wściekła?
- Nie rozumiem - powiedziałem, coraz bardziej oburzony.
- Chodzi o to, że GoGo tak reaguje na Sam - Wasabi poparł swoją przedmówczynię. - Nie mów, że nie zauważyłeś.
- A co ja mam niby z tym wspólnego? - warknąłem. Baymax przysłuchiwał się czujnie naszej rozmowie.
- Och, Hiro - Honey wywróciła dramatycznie oczami. - Nie widzisz, że GoGo jest po prostu o ciebie zazdrosna?
Poczułem taki zamęt w głowie, że już nawet nie potrafiłem zapanować nad moją reakcją. Więc to dlatego GoGo jest taka wściekła, gdy pojawia się Sam? Chodziło jej o mnie? Nadal tego nie rozumiałem. naprawdę sądziłem, że GoGo jej po prostu nie znosi.
- O mnie? - zapytałem tępo.
- Taak! - wykrzyknęli razem Wasabi i Honey. - No błagam, Baymax, powiedz, że chociaż ty o tym wiedziałeś... - dopowiedziała Honey.
Baymax już miał coś powiedzieć, gdy mu przerwałem.
- Nic nie mów. - uciszyłem szybko przyjaciela. - Niby czemu miałaby być o mnie zazdrosna? Jakoś rozmawiam przecież z tobą - wskazałem na Honey - i o nic się nie czepia.
- No cóż, ja się trochę różnię od Sam - prychnęła przyjaciółka, wciąż nie mogąc pozbyć się uśmiechu z twarzy. No tak, ponabijajcie się ze mnie, śmiało. - Po pierwsze jestem od niej trochę starsza, a poza tym nigdy nie traktowałam cię... Tak jak ona. Dla mnie jesteś jak mały braciszek.
- Tylko nie mały - mruknąłem, szukając u Wasabiego wsparcia. On tylko kiwnął głową, znów popierając Honey.
- Że też ja na to nie wpadłem - zaśmiał się z własnego żartu. - Nasza GoGo, kto by pomyślał. No, rzeczywiście, Sam to dla niej spora konkurencja. Jest miła, ładna, uprzejma, inteligentna...
- Co ty mi tu insynuujesz? - spytałem, ale Wasabi chyba mnie zignorował.
- ... no i chyba ci wpadła w oko. Tak czy nie?
Poczułem na sobie pytające spojrzenia pozostałych. Chociaż moja odpowiedź wydawała się banalna, i tak oblałem się rumieńcem.
- Nie i skończmy już ten temat.
- Tak czy inaczej, zwróć na to uwagę przy następnym spotkaniu z GoGo i Sam jednocześnie - poradziła mi Honey, dopijając swoją kawę, którą piła dość niechętnie. - Może to znacznie wpłynąć na wasze relacje, a to z kolei na naszą współpracę.
- Ej, zabrzmiało to, jakbyśmy teraz myśleli o sobie - zauważył Wasabi, zwracając się do Lemon. Czy ktoś tutaj w ogóle traktował mnie poważnie?
- Skąd - Honey wzruszyła ramionami. - I tak wiesz, komu kibicuję.
Wasabi uśmiechnął się triumfalnie, po czym oboje z Honey spojrzeli na mnie, jakbym dopiero co tu przyszedł. Opierałem się na łokciu i patrzyłem na nich znudzonym wzrokiem.
- Skończyliście wreszcie? - warknąłem, a na twarzach moich przyjaciół zakwitły uśmiechy.
- Nie rozumiem - przyznałem, wpatrując się w sufit mojego pokoju. Leżałem na moim łóżku, trzymając nogi na ścianie, do której przylegało. Baymax siedział obok na miękkim fotelu, odbijając małą piłeczkę od plastikowej paletki. Musiałem przyznać, że nieźle mu szło. - Myślisz, że Wasabi i Honey mają rację? Z tym, że GoGo jest zazdrosna o mnie? Ja nic nie zauważyłem.
- Rzeczywiście, jeśli zauważyć to, że zawsze, gdy rozmawiasz z Sam, staje się arogancka. - powiedział Baymax w skupieniu. - To miałoby sens.
- Nie, nie miałoby sensu - usiadłem nagle, patrząc na robota. - Ja i GoGo się przyjaźnimy. Tak samo przyjaźnię się z Sam... No, może odrobinę mniej, bo znam jednak dłużej GoGo, ale...
- Ale GoGo ci się podoba. - wtrącił Baymax.
- Co z tego - warknąłem. - To nic nie znaczy.
- Właśnie, że znaczy - kłócił się wciąż mój przyjaciel. - To, jak traktujesz innych, wpływa na to, jak inni traktują ciebie.
- Wcale nie. GoGo nie wie, że ja...
- Masz taką pewność?
Opadłem na łóżko, poddając się.
- Wolałbym już największą kłótnię z Tadashim, niż zwykłą dyskusję z tobą - wyznałem z uśmiechem. Robot również wyglądał, jakby się uśmiechał.
- To nie jest zwykła dyskusja, skoro ten temat jest dla ciebie ważny. - odparł.
- Skąd niby wiesz, że..?
- Bo myślisz o tym przez cały dzień, Hiro. Czekałem aż w końcu podejmiesz ten temat.
Czy ja mogłem właściwie coś przed nim ukryć? Baymax wiedział chyba wszystko. Co więcej, często to, co mówił okazywało się prawdziwe. Ale znowu to, czy GoGo odkryła, że nie do końca traktuję ją jak przyjaciółkę, a to, że podobno jest o mnie zazdrosna, to dwie różne sprawy, prawda?
Trochę namieszałam w główce, mam nadzieję, że wam się spodoba ^^ ehh, ten Hiro. Czasem nawet ja mam ochotę go chwycić i mocno przytulić xDD
8/28/2015
8/27/2015
Sojusznik
Siedziałem na klifie, próbując uspokoić skołatane nerwy. Nie wiedziałem, ile czasu minęło, odkąd tu przyszedłem. Może godzina, może dwie. W końcu jednak odważyłem się spojrzeć ponownie na mój telefon, który co chwilę świecił, gdy ktoś próbował się ze mną skontaktować. Aż cały podskoczyłem, widząc na wyświetlaczu Sam.
- Tak? - zapytałem, próbując zachować spokój. Całkiem o niej zapomniałem!
- Hiro? Dzwonię od ciebie już z pół godziny! Gdzie jesteś? - pomimo że miała powody, by czuć się wściekła, jej głos wciąż brzmiał spokojnie. Zastanawiałem się, czy w ogóle kiedykolwiek wyszła z siebie, ale szybko przypomniałem sobie dzisiejszą sytuację z GoGo. A więc jednak potrafiła wyjść z siebie...
- Poza miastem - powiedziałem, ścierając z policzków słoną ciecz.
- Dałbyś radę przyjść na plażę koło Lashi-Make tak za dwadzieścia minut? - spytała. Z ulgą stwierdziłem, że nie poznała po moim głosie, że coś tu nie gra.
- Jasne - odparłem i skończyłem rozmowę.
Tak naprawdę nie chciałem wracać do San Fransokyo. Tam byłem Hiro Hamadą, chłopakiem, który w wieku 15 lat zaczął studia, prowadził podwójne życie, a jego życie nigdy nie było łatwe. Najchętniej porzuciłbym wszystko to, co mnie trzyma w tym miejscu i zaczął od nowa, nie zastanawiając się, co pomyślałyby: Yoko, ciocia Cass, GoGo, czy nawet Sam... Sam.
Wstałem i zacząłem iść szybkim tempem w stronę plaży. Nie chciałem jej zawieźć. Ona nie wiedziała, co się dzieje, była w swoim rodzaju pożyteczna. Pewnie GoGo, gdyby tylko mnie zobaczyła, zaczęłaby się wypytywać, co się stało. Stanąłem chwilę. Czy wolałem, aby moi przyjaciele nie wiedzieli, co się ze mną dzieje, czy żeby znali moje życie od podszewki? Sam nie wiem. Potrzebowałem chyba odrobiny samotności, stąd te dziwne myśli w mojej głowie. Ale przynajmniej wyparły ciocię Cass z mojego umysłu...
Szybko pokonałem dzielącą mnie odległość od miejsca, w którym umówiłem się z Sam. Zanim jednak zdołałem się tam pojawić, udało mi się jakoś uspokoić i doprowadzić siebie do ładu.
Na plaży już stała Sam, uśmiechając się do mnie promiennie. Sam nie wiem, czemu na jej widok zakwitły mi policzki.
- Cześć, Hiro - powiedziała, przytulając mnie na przywitanie. - Coś się stało, że o mnie zapomniałeś?
- Nie zapomniałem - skłamałem, uśmiechając się głupawo.
Przeszliśmy się z Sam wzdłuż plaży. Miałem nadzieję, że Baymax nie zdoła mnie namierzyć, choć teraz rzeczywiście byłem w granicach miasta. Przy Sam udało mi się odkryć, że jestem dość dobrym aktorem, skoro dziewczyna nie wykryła w moim zachowaniu nic dziwnego, choć od środka cały się rozpadałem pod wpływem emocji. Po pewnym jednak czasie, zagadałem się z nią na tyle, że sam zapomniałem o cioci Cass i o moich przyjaciołach, których potrąciłem uciekając z domu.
- Dlaczego zawsze chcesz się spotkać na plaży? - zagadnąłem ją, gdy siedzieliśmy na skalistym wybrzeżu na krańcu piaszczystego wybrzeża od tej strony San Fransokyo. Było tu znacznie mniej ludzi, w dodatku pływanie w wodach pod nami było zakazane ale mogliśmy tu na spokojnie porozmawiać.
- Bo uwielbiam ocean - odpowiedziała prosto, wzruszając ramionami. - Dobra, miałam ciebie zapytać o misję schwytania Yokai. Nie myśl sobie, że wyrwałam ciebie z domu tylko dlatego, żeby ci mówić o sobie - zaśmiała się cicho.
- Niby czemu? - zapytałem, kładąc się na ciepłej skale. Tak naprawdę sam wyrwałem się z domu, pomyślałem z przekąsem. - Lubię, kiedy mówisz.
Dopiero po chwili zrozumiałem, co tak naprawdę powiedziałem, ale już było za późno. Policzki Sam przybrały szkarłatną barwę, tak jak moje własne.
- Tak łatwo się nie wymigasz - powiedziała, wyciągając swój notatnik z fioletowej torby z naszytymi kwiatami. - No to słucham.
Westchnąłem i usiadłem z powrotem. Zacząłem opowiadać Sam o całej naszej przygodzie z Callaghanem pomijając oczywiście śmierć Tadashiego, o której i tak wiedziała. Przyjaciółka notowała w swoim zeszycie co niektóre informacje, które okazywały jej się ważne, a gdy skończyłem, z uśmiechem schowała notatnik do torby.
- To wszystko? - spytałem ze zdziwieniem. - Nie masz żadnych pytań?
- Nie, chociaż... No, dobra, tylko jedno. - Sam przeczesała włosy dłonią i zapatrzyła się w uwielbiane przez siebie fale oceanu. - Czy od początku do końca wiedziałeś, co robisz, tworząc Wielką Szóstkę?
Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia. Odpowiedź nasunęła mi się sama.
-Tak, Sam.
- Naprawdę? - spytała ze zdziwieniem. - Przecież mówiłeś, że wszystko było takie niepewne...
- Ale nie to - odparłem. - Tak, wiedziałem, co robię, tworząc Wielką Szóstkę, Sam. Nie było to pod wpływem chwili, choć wtedy domyślałem się, że z czasem to, co zaczęliśmy robić może wygasnąć. Chyba nie miałem racji - uśmiechnąłem się szczerze. Myśl o stworzeniu naszej działalności dodała mi otuchy. W końcu jednak coś mi się udało i byłem tego w pełni świadomy.
- Chyba? - spytała Sam ze zdziwieniem. - Od samego początku większość naszych badaczy oceniła, że nadajecie się do AZN-u, Hiro. Żaden inny zespół, bądź osoba nie zdołała tego zrobić.
Nie miałem pojęcia, co mógłbym odpowiedzieć. Postawiliśmy sobie wysoką poprzeczkę, nawet o tym nie wiedząc. Co jeśli zawiedziemy Agendę?
Nagle coś mi wpadło do głowy. Popatrzyłem uważnie na Sam, zaplatającą ze swoich włosów cienki warkocz. Skoro wiedziała o tak istotnych sprawach, jak zdania badaczy, mogła również wiedzieć wiele innych ważnych rzeczy. Tylko pytanie, czy zaryzykuje swoją posadę dla mnie?
- Sam, mam do ciebie prośbę - zacząłem, biorąc w swoje ręce jej szczupłą dłoń. Sam popatrzyła na mnie bystro.
- Chyba boję się tego tonu - powiedziała, ale zaraz jej spojrzenie zmieniło się w ten sam uśmiech, który zawsze towarzyszył jej, gdy ze mną rozmawiała. - O co chodzi?
- Musze się jak najwięcej dowiedzieć o człowieku znanym jako Carlos Mayson. - powiedziałem wprost. Brwi Sam powędrowały do góry.
- Czemu chcesz się o nim dowiedzieć...?
- Chcę wiedzieć, jaka była jego przeszłość i nie chodzi mi o te bzdury, które macie w swoich niechronionych aktach. - byłem pewien tego, co chcę zrobić. A Sam mogła mi w tym bardzo pomóc. Jednak, gdy odkryła, co się kryje za moimi słowami, szybko zabrała swoją dłoń.
- Hiro...
- Nie proszę ciebie o wiele - przerwałem jej. - A jest to dla mnie naprawdę bardzo ważne. Nawet nie wiesz jak bardzo.
Zapadła ciężka cisza. Widziałem po Sam, że się waha. Nie chciałem jej w żaden sposób wykorzystać, chciałem po prostu dowiedzieć się prawdy o tym felernym dniu, gdy zginęli moi rodzice.
- Mogę ci pomóc... - zaczęła cicho, patrząc mi w oczy. Ta nieśmiała Sam, która niemal zawsze reagowała rumieńcem, gdy nasze relacje się pogłębiały zmieniła się szybko w bystrą i dynamiczną dziewczynę, której je wcześniej nie znałem, a którą zatrudniła Agenda. - Ale muszę wiedzieć dokładniej, czego szukasz i z jakiego powodu, Hiro.
Westchnąłem. Przecież mogłem się tego domyślić. Spojrzałem w ocean i bezwiednym tonem opowiedziałem Sam o wypadku, o rozmowach z panem Tomago, o zdjęciach, o jego dziwnym zachowaniu. Wreszcie o wszystkich mało znaczących szczegółach, które znalazłem w aktach Agendy na temat Maysona. Sam wysłuchała tego w ciszy. Po jej minie nie potrafiłem poznać niczego, co nieco mnie niepokoiło. Co jeśli się nie zgodzi?
- Nie rozumiem tylko, czemu poszukujesz w złym miejscu - powiedziała w końcu, gdy skończyłem już moja opowieść. - Twoja ciocia i pan Tomago na pewno wiedzą, co się stało...
- Tak, ale oboje nie chcą mi tego powiedzieć - warknąłem, przypominając sobie o reakcji cioci na zdjęcia. Muszę sam odnaleźć odpowiedzi.
Sam zrobiła skruszoną minę, patrząc na mnie.
- Pomogę ci... - zaczęła, a ja od razu chwyciłem ją w ramiona. Wtedy chyba zrezygnowała z kontynuowania swojej myśli, opatulając mnie swoimi dłońmi.
- Dziękuję - wyszeptałem jej do ucha.
Nie wiem, ile siedzieliśmy, przytuleni tak ze sobą. Czułem nadzieję, że w końcu dowiem się prawdy. W końcu ktoś był po mojej stronie. Na Baymaxa nie mogłem liczyć, nie w tej sprawie. Wybierałby zawsze to, co jest dla mnie bezpieczniejsze. A prawda o jednym z największych gangów w San Fransokyo ostatnich kilkunastu lat nie należała do najbezpieczniejszych opcji.
Kiedy wreszcie rozłączyliśmy się z Sam z uścisku, czułem, że nie dzieli nas już ta wielka przepaść, którą sam zbudowałem. Mógłbym jej tak naprawdę powiedzieć już o wiele więcej, niż wcześniej, choć pomimo to, wciąż nie chciałem nikomu mówić o sytuacji z ciocią. Sam nie chciałem o tym myśleć, a co dopiero się tym z kimś dzielić...
Wiatr zaszumiał lekko, powiewając złotymi włosami Sam wokół jej głowy.
- Może już wracajmy? - zaproponowała nieśmiało, wskazując na leżącą nieco dalej plażę. Kiwnąłem głową, choć nie miałem zamiaru wracać do domu.
- Tak? - zapytałem, próbując zachować spokój. Całkiem o niej zapomniałem!
- Hiro? Dzwonię od ciebie już z pół godziny! Gdzie jesteś? - pomimo że miała powody, by czuć się wściekła, jej głos wciąż brzmiał spokojnie. Zastanawiałem się, czy w ogóle kiedykolwiek wyszła z siebie, ale szybko przypomniałem sobie dzisiejszą sytuację z GoGo. A więc jednak potrafiła wyjść z siebie...
- Poza miastem - powiedziałem, ścierając z policzków słoną ciecz.
- Dałbyś radę przyjść na plażę koło Lashi-Make tak za dwadzieścia minut? - spytała. Z ulgą stwierdziłem, że nie poznała po moim głosie, że coś tu nie gra.
- Jasne - odparłem i skończyłem rozmowę.
Tak naprawdę nie chciałem wracać do San Fransokyo. Tam byłem Hiro Hamadą, chłopakiem, który w wieku 15 lat zaczął studia, prowadził podwójne życie, a jego życie nigdy nie było łatwe. Najchętniej porzuciłbym wszystko to, co mnie trzyma w tym miejscu i zaczął od nowa, nie zastanawiając się, co pomyślałyby: Yoko, ciocia Cass, GoGo, czy nawet Sam... Sam.
Wstałem i zacząłem iść szybkim tempem w stronę plaży. Nie chciałem jej zawieźć. Ona nie wiedziała, co się dzieje, była w swoim rodzaju pożyteczna. Pewnie GoGo, gdyby tylko mnie zobaczyła, zaczęłaby się wypytywać, co się stało. Stanąłem chwilę. Czy wolałem, aby moi przyjaciele nie wiedzieli, co się ze mną dzieje, czy żeby znali moje życie od podszewki? Sam nie wiem. Potrzebowałem chyba odrobiny samotności, stąd te dziwne myśli w mojej głowie. Ale przynajmniej wyparły ciocię Cass z mojego umysłu...
Szybko pokonałem dzielącą mnie odległość od miejsca, w którym umówiłem się z Sam. Zanim jednak zdołałem się tam pojawić, udało mi się jakoś uspokoić i doprowadzić siebie do ładu.
Na plaży już stała Sam, uśmiechając się do mnie promiennie. Sam nie wiem, czemu na jej widok zakwitły mi policzki.
- Cześć, Hiro - powiedziała, przytulając mnie na przywitanie. - Coś się stało, że o mnie zapomniałeś?
- Nie zapomniałem - skłamałem, uśmiechając się głupawo.
Przeszliśmy się z Sam wzdłuż plaży. Miałem nadzieję, że Baymax nie zdoła mnie namierzyć, choć teraz rzeczywiście byłem w granicach miasta. Przy Sam udało mi się odkryć, że jestem dość dobrym aktorem, skoro dziewczyna nie wykryła w moim zachowaniu nic dziwnego, choć od środka cały się rozpadałem pod wpływem emocji. Po pewnym jednak czasie, zagadałem się z nią na tyle, że sam zapomniałem o cioci Cass i o moich przyjaciołach, których potrąciłem uciekając z domu.
- Dlaczego zawsze chcesz się spotkać na plaży? - zagadnąłem ją, gdy siedzieliśmy na skalistym wybrzeżu na krańcu piaszczystego wybrzeża od tej strony San Fransokyo. Było tu znacznie mniej ludzi, w dodatku pływanie w wodach pod nami było zakazane ale mogliśmy tu na spokojnie porozmawiać.
- Bo uwielbiam ocean - odpowiedziała prosto, wzruszając ramionami. - Dobra, miałam ciebie zapytać o misję schwytania Yokai. Nie myśl sobie, że wyrwałam ciebie z domu tylko dlatego, żeby ci mówić o sobie - zaśmiała się cicho.
- Niby czemu? - zapytałem, kładąc się na ciepłej skale. Tak naprawdę sam wyrwałem się z domu, pomyślałem z przekąsem. - Lubię, kiedy mówisz.
Dopiero po chwili zrozumiałem, co tak naprawdę powiedziałem, ale już było za późno. Policzki Sam przybrały szkarłatną barwę, tak jak moje własne.
- Tak łatwo się nie wymigasz - powiedziała, wyciągając swój notatnik z fioletowej torby z naszytymi kwiatami. - No to słucham.
Westchnąłem i usiadłem z powrotem. Zacząłem opowiadać Sam o całej naszej przygodzie z Callaghanem pomijając oczywiście śmierć Tadashiego, o której i tak wiedziała. Przyjaciółka notowała w swoim zeszycie co niektóre informacje, które okazywały jej się ważne, a gdy skończyłem, z uśmiechem schowała notatnik do torby.
- To wszystko? - spytałem ze zdziwieniem. - Nie masz żadnych pytań?
- Nie, chociaż... No, dobra, tylko jedno. - Sam przeczesała włosy dłonią i zapatrzyła się w uwielbiane przez siebie fale oceanu. - Czy od początku do końca wiedziałeś, co robisz, tworząc Wielką Szóstkę?
Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia. Odpowiedź nasunęła mi się sama.
-Tak, Sam.
- Naprawdę? - spytała ze zdziwieniem. - Przecież mówiłeś, że wszystko było takie niepewne...
- Ale nie to - odparłem. - Tak, wiedziałem, co robię, tworząc Wielką Szóstkę, Sam. Nie było to pod wpływem chwili, choć wtedy domyślałem się, że z czasem to, co zaczęliśmy robić może wygasnąć. Chyba nie miałem racji - uśmiechnąłem się szczerze. Myśl o stworzeniu naszej działalności dodała mi otuchy. W końcu jednak coś mi się udało i byłem tego w pełni świadomy.
- Chyba? - spytała Sam ze zdziwieniem. - Od samego początku większość naszych badaczy oceniła, że nadajecie się do AZN-u, Hiro. Żaden inny zespół, bądź osoba nie zdołała tego zrobić.
Nie miałem pojęcia, co mógłbym odpowiedzieć. Postawiliśmy sobie wysoką poprzeczkę, nawet o tym nie wiedząc. Co jeśli zawiedziemy Agendę?
Nagle coś mi wpadło do głowy. Popatrzyłem uważnie na Sam, zaplatającą ze swoich włosów cienki warkocz. Skoro wiedziała o tak istotnych sprawach, jak zdania badaczy, mogła również wiedzieć wiele innych ważnych rzeczy. Tylko pytanie, czy zaryzykuje swoją posadę dla mnie?
- Sam, mam do ciebie prośbę - zacząłem, biorąc w swoje ręce jej szczupłą dłoń. Sam popatrzyła na mnie bystro.
- Chyba boję się tego tonu - powiedziała, ale zaraz jej spojrzenie zmieniło się w ten sam uśmiech, który zawsze towarzyszył jej, gdy ze mną rozmawiała. - O co chodzi?
- Musze się jak najwięcej dowiedzieć o człowieku znanym jako Carlos Mayson. - powiedziałem wprost. Brwi Sam powędrowały do góry.
- Czemu chcesz się o nim dowiedzieć...?
- Chcę wiedzieć, jaka była jego przeszłość i nie chodzi mi o te bzdury, które macie w swoich niechronionych aktach. - byłem pewien tego, co chcę zrobić. A Sam mogła mi w tym bardzo pomóc. Jednak, gdy odkryła, co się kryje za moimi słowami, szybko zabrała swoją dłoń.
- Hiro...
- Nie proszę ciebie o wiele - przerwałem jej. - A jest to dla mnie naprawdę bardzo ważne. Nawet nie wiesz jak bardzo.
Zapadła ciężka cisza. Widziałem po Sam, że się waha. Nie chciałem jej w żaden sposób wykorzystać, chciałem po prostu dowiedzieć się prawdy o tym felernym dniu, gdy zginęli moi rodzice.
- Mogę ci pomóc... - zaczęła cicho, patrząc mi w oczy. Ta nieśmiała Sam, która niemal zawsze reagowała rumieńcem, gdy nasze relacje się pogłębiały zmieniła się szybko w bystrą i dynamiczną dziewczynę, której je wcześniej nie znałem, a którą zatrudniła Agenda. - Ale muszę wiedzieć dokładniej, czego szukasz i z jakiego powodu, Hiro.
Westchnąłem. Przecież mogłem się tego domyślić. Spojrzałem w ocean i bezwiednym tonem opowiedziałem Sam o wypadku, o rozmowach z panem Tomago, o zdjęciach, o jego dziwnym zachowaniu. Wreszcie o wszystkich mało znaczących szczegółach, które znalazłem w aktach Agendy na temat Maysona. Sam wysłuchała tego w ciszy. Po jej minie nie potrafiłem poznać niczego, co nieco mnie niepokoiło. Co jeśli się nie zgodzi?
- Nie rozumiem tylko, czemu poszukujesz w złym miejscu - powiedziała w końcu, gdy skończyłem już moja opowieść. - Twoja ciocia i pan Tomago na pewno wiedzą, co się stało...
- Tak, ale oboje nie chcą mi tego powiedzieć - warknąłem, przypominając sobie o reakcji cioci na zdjęcia. Muszę sam odnaleźć odpowiedzi.
Sam zrobiła skruszoną minę, patrząc na mnie.
- Pomogę ci... - zaczęła, a ja od razu chwyciłem ją w ramiona. Wtedy chyba zrezygnowała z kontynuowania swojej myśli, opatulając mnie swoimi dłońmi.
- Dziękuję - wyszeptałem jej do ucha.
Nie wiem, ile siedzieliśmy, przytuleni tak ze sobą. Czułem nadzieję, że w końcu dowiem się prawdy. W końcu ktoś był po mojej stronie. Na Baymaxa nie mogłem liczyć, nie w tej sprawie. Wybierałby zawsze to, co jest dla mnie bezpieczniejsze. A prawda o jednym z największych gangów w San Fransokyo ostatnich kilkunastu lat nie należała do najbezpieczniejszych opcji.
Kiedy wreszcie rozłączyliśmy się z Sam z uścisku, czułem, że nie dzieli nas już ta wielka przepaść, którą sam zbudowałem. Mógłbym jej tak naprawdę powiedzieć już o wiele więcej, niż wcześniej, choć pomimo to, wciąż nie chciałem nikomu mówić o sytuacji z ciocią. Sam nie chciałem o tym myśleć, a co dopiero się tym z kimś dzielić...
Wiatr zaszumiał lekko, powiewając złotymi włosami Sam wokół jej głowy.
- Może już wracajmy? - zaproponowała nieśmiało, wskazując na leżącą nieco dalej plażę. Kiwnąłem głową, choć nie miałem zamiaru wracać do domu.
8/25/2015
Pod wpływem emocji
Siedziałem do późna, przeglądając zdjęcia moich rodziców. Mógłbym to robić cały czas i nie znudziłoby mi się to. W końcu jednak poczułem się zmęczony i opadłem z sił. Pamiętam tylko, że zostawiłem zdjęcia na stoliku nocnym, po czym wpadłem w sen, jak w przejście do innego świata, który sam mogłem stworzyć.
Obudził mnie słaby dźwięk budzika. Uchyliłem lekko powieki i spojrzałem na zegarek. Przez zmęczony umysł dojrzałem, że mam dziś ostatni dzień stażu w Agendzie. Potem moja praca będzie obejmowała jedynie misje. Gdy zobaczyłem jednak, która jest godzina, wybiegłem z łóżka jak oparzony, zabierając za sobą wszystkie ubrania, jakie zdążyłem po drodze złapać.
- Hiro, nie zjadłeś śniadania! - krzyknęła za mną ciocia Cass, gdy wybiegałem z kawiarni.
- Kupię coś po drodze! - odkrzyknąłem, zakładając bluzę. Niestety, nie zdążyłem zawiązać sznurówek i już po pierwszym zakręcie padłem na chodnik jak długi. Ludzie spoglądali na mnie z uśmiechem na twarzy, ale wcale się tym nie przejmowałem.
- Jestem! - wykrzyknąłem, gdy napotkałem moich przyjaciół przy wejściu do Agendy. Baymax szedł kilka kroków za mną. Pomimo przyspieszenia, jakie mu zainstalowałem, robot i tak był wolny. Cóż, dopóki nie używał swoich silników.
- No nareszcie - mruknął Wasabi.
- Coś się stało? - zapytała mnie Honey.
- Zaspałem - odpowiedziałem jej wprost, wiążąc szybko sznurówki.
- Cały Hiro - skwitowała GoGo, wchodząc do Agendy.
Przeszliśmy przez szeregi tajnych korytarzy, za którymi czekała na nas Sam. Na nasz widok uśmiechnęła się, choć miałem wrażenie, że patrzy tylko na mnie.
- Macie szczęście, że pani Eve Yoko nie zauważyła waszego spóźnienia. - powiedziała.
- No, gdyby to tylko była nasza wina - powiedział z grymasem Fred, na co ja spiekłem raka.
- Nic się nie stało - Sam machnęła dłonią. - Dzisiaj zostają tylko papiery. Yoko chce, żebyście trochę poczytali na temat tego, co działo się w ciągu ostatnich kilku lat pracy Agendy i jak wyglądały misje.
- Zaczyna się ciekawie - prychnęła GoGo sarkastycznie. Naprawdę nie wiem, czemu aż tak nie znosiła Sam, ale zawsze, gdy się pojawiała, miałem wrażenie, że GoGo chce wydrapać jej oczy.
- Chodźcie, zaprowadzę was do głównego dowodzenia - Sam zignorowała jej tekst, a robiła tak niemal zawsze. Zaczynałem się zastanawiać, czy ona również nie żywiła wobec GoGo antypatii. Dziewczyny są naprawdę dziwne...
Przeszliśmy przez sale pełne pracowników Agendy, ubranych w srebrzysto-białe kostiumy i kilku agentów. Każdy z nich wyglądał dystyngowanie i dumnie, jak James Bond. Śmiać mi się chciało, bo nie pasowaliśmy do tego grona. Mimo to jednak Yoko dała nam szansę, więc coś w nas musiało być.
Nagle przy głównym zakręcie zauważyliśmy Ithaniego, ubranego w białą koszulę i krawat. W dłoni trzymał telefon i cały czas z kimś żywo dyskutował. Gdy przechodził obok GoGo, rzucił jej pogardliwy uśmiech. Na sam jego widok zacisnąłem pięści, starając się nie wybuchnąć. GoGo wyglądała ponownie. Rzuciła mu spojrzenie pełne jadu, po czym szła dalej, jakby weselsza niż wcześniej. Zauważyłem, że druga z jej odsłon była udawana, a za każdym razem, gdy spotykaliśmy Ithaniego w Agendzie, GoGo wyglądała jakby walczyły w niej gniew, smutek i nienawiść.
- Jesteśmy - powiedziała Sam melodyjnym głosem.
Sala, do której nas wprowadziła, a którą nazwała głównym dowodzeniem, była zwykłym składowiskiem komputerów z wielkimi monitorami, czasem nawet wielkości małego kina. W kątach stały tez ekrany dotykowe, w których pracownicy rozrysowali plany i działania. Wszędzie ciążyła cisza skupienia, jakby każdy z tych ludzi robił coś, co mogłoby ocalić ludzkość, choć może i rzeczywiście to właśnie robili.
- Możecie tu robić, co chcecie - Sam wzruszyła ramionami, po czym dodała po cichu: - Ważne, że gdy przyjdzie Yoko macie siedzieć w protokołach, jasne?
- A twoja szefowa nigdy cię nie złapała na tym, że robisz tu, co chcesz? - warknęła GoGo. Wszyscy popatrzyliśmy na nią ze zdziwieniem.
- GoGo - syknęła Honey, chcąc ją uspokoić, ale Sam uśmiechnęła się tylko podle.
- Nie, bo jakbyś zauważyła, jestem tu dłużej niż ty - po czym obróciła się na pięcie i wyszła z gracją, trzepocząc za sobą szarą spódniczką. GoGo w ostatniej chwili zdążyła się pohamować, bo miałem wrażenie, że zaraz między nią, a Sam dojdzie do bójki.
- Zwariowałaś? - spytała ją Honey, trzymając za ramiona.
- Go, co się z tobą dzieje? - spytał ja Wasabi.
- Zbadajcie, może coś jej serio dolega. - dodał Fred.
- Nic mi nie jest - wykrzyknęła, odpychając od siebie Honey, po czym podeszła do jednego z głównych komputerów i zaczęła w nim szperać. Popatrzyłem na nią ze smutkiem, po czym zająłem wybrane przez siebie miejsce.
Przez pierwszy kwadrans nudziłem się, wyszukując informacji. Agenda dostawała dziennie około pięciu raportów na temat udanych misji. Nie sposób było przeczytać wszystkiego sprzed kilku lat. W końcu jednak rozejrzałem się dokoła i, upewniwszy się, że nikt mnie nie przyłapie, zacząłem szukać nazwiska Mayson.
Byłem w szoku, gdy zauważyłem, ile osób wyszukano przez jedno nazwisko. Zamiast tego spróbowałem wpisać C. Mayson. Tym razem znalazłem tylko pięć osób. Pierwszą z nich był stary hydraulik z przedmieścia, drugą pracownik biurowca, który nie posiadał ważnej funkcji. Trzecia opcja jednak zaciekawiła mnie bardziej.
Carlos Mayson
Przedstawiciel Firm Produkcyjnych Motocykli Jemeal
Wiek: 46 lat
Zamieszkały w: San Fransokyo, Dzielnica Moca-Way, Aleja 39, 5
Obok jego głównych danych widniała fotografia, na której widziałem mężczyznę, który wyglądał za młodo na jego czterdzieści sześć lat. Ubrany był w ciemnogranatowy garnitur, a na twarzy miał chytry uśmiech. Mógłbym go śmiało porównać z Krei'em. Pasowali do siebie jako czołowi przedsiębiorcy San Fransokyo. Zdziwiło mnie, jak wiele informacji zabrała Agenda. Mieli tu dosłownie wszystko. Status obywatela, jego zwyczaje, kontakty, cechy charakteru i przede wszystkim fakt, czy był karany.
- Spędził dziesięć lat za przemyt? - zastanowiłem się, nie zważając na to, czy ktoś usłyszy, że gadam do siebie. Wskazówka, która podał mi pan Tomago była zbyt cenna, bym zastanawiał się nad tym, co robię.
Przez następną godzinę śledziłem wszystkie jego działania, jakie zostały zarejestrowane przez Agendę. Trochę tu tego było. Najbardziej zszokowało mnie to, że Mayson przez dziesięć lat, zanim zdołali wpakować go do więzienia, działał czynnie w grupie przestępczej w San Fransokyo. Grupa ta została rozbita, ale nikt nic nie udowodnił Maysonowi, dlatego został szybko wypuszczony. Poza tym dziwiły mnie daty. Okazało się, że Mayson został wpakowany za kratki, gdy miałem cztery lata. Rok temu wyszedł na wolność. Zmarszczyłem brwi, czytając dalej. Czy to jest możliwe, że to właśnie temu facetowi była winna pieniądze moja mama?
Niestety, po pełnej godzinie nie znalazłem nic, co pomogłoby mi w moich poszukiwaniach. Szukałem też odnośnie jego znajomości, o których było tu wiele informacji. Tu także nic nie znalazłem. Najwyraźniej potrzebowałem czegoś więcej niż cudu, by dowiedzieć się, co kryło się za wypadkiem moich rodziców.
Po kilku godzinach żmudnej pracy, która niewiele wniosła do mojego doświadczenia, sprzątnąłem stanowisko i wyszedłem z sali za moimi przyjaciółmi. W międzyczasie wcisnąłem do kieszeni kartkę, na której spisałem wszystko, czego dowiedziałem się o Carlosie Maysonie.
- Czy wam też było tak nudno, jak mi? - zapytał Fred, głośno ziewając. Wyszliśmy na korytarz, który był dziwnie opustoszały.
- Popieram - westchnął Wasabi, rozglądając się znudzonym spojrzeniem dokoła. Honey skoczyła naprzód, zatrzymując nas.
- Ej, przestańcie, nie było tak źle! Zobaczycie, że teraz będzie ciekawiej. Po prostu musieliśmy przejść przez procedury, to wszystko - nie podzielałem jej entuzjazmu. Miałem ochotę jak najszybciej stąd wyjść, ale wiedziałem, że mam coś jeszcze do załatwienia.
Odczekałem, aż reszta ruszyła przede mną korytarzem, mamrocząc coś smętnie do Honey, po czym podszedłem do GoGo, która zdawała się być zamyślona.
- GoGo, ja... - zacząłem, ale nagle tuż obok mnie pojawiła się Sam.
- Och, tu jesteś, Hiro. - powiedziała, trzymając w dłoniach jak zwykle jakieś dokumenty. - Właśnie chciałam ciebie o coś spytać.
GoGo rzuciła mi tylko wściekłe spojrzenie i odeszła, tupiąc donośnie swoimi sportowymi butami. Przygryzłem wargę ze smutkiem i spojrzałem na Sam.
- Co się stało? - zapytałem.
- Yoko poprosiła mnie, żebym się dowiedziała o szczegółach waszej wcześniejszej działalności. Wtedy, gdy złapaliście Callaghana.
Zrobiłem zbolałą minę, bo niezbyt chętnie rozmawiałem o tamtej misji. Widok cierpiącego Callaghana wyrył mi się w pamięci na tyle boleśnie, że wolałem do tego nie wracać. Całe szczęście, że Abigail jest cała i zdrowa...
- Co chcesz wiedzieć? - spytałem znów.
- Nie, nie tutaj. - Sam rozglądnęła się dokoła, jakby ktoś miał ją podsłuchiwać. - Czy moglibyśmy się spotkać po mojej pracy?
Uśmiechnąłem się, przypominając sobie, jak skończyło się nasze poprzednie spotkanie.
- Nie ma problemu - odpowiedziałem z chęcią. Na widok uszczęśliwionej twarzy Sam zaczerwieniały mi policzki. Moi przyjaciele przystanęli.
- Coś się stało? - zapytał Wasabi, spoglądając na Sam.
- Nie, nic. - odparłem. - To do zobaczenia - pożegnałem się z Sam, machając jej. Dziewczyna przytuliła do siebie swoje papiery i wkrótce zniknęła za drzwiami.
Szedłem chwilę w ciszy wraz z moimi przyjaciółmi, dopóki nie przerwał jej głos Wasabiego. Przyjaciel zagwizdał cicho i klepnął mnie po plecach.
- No, Hiro. Powiem ci, że nieźle ci idzie.
- Co? - zapytałem, nie rozumiejąc pytanie. Wasabi zrobił minę niewiniątka, po czym zaczął pogawędkę z Baymaxem.
- Wasabiemu chodzi o to, że mamy wrażenie, że wpadłeś naszej Sam w oko. - powiedziała Honey z uśmiechem. Przez chwilę miałem wrażenie, że GoGo mocniej tupie swoimi butami, ale nie obróciła się w naszą stronę, idąc dalej na przedzie.
- Czy ja wiem - mruknąłem, wpatrując się w dziwne zachowanie GoGo.
Czułem się kompletnie zbity z tropu. Świetnie rozmawiało mi się z Sam, poza tym doskonale czuliśmy się w swoim towarzystwie. Ale czy naprawdę ona coś do mnie czuła? Nie potrafiłem znaleźć na to odpowiedzi. Powiedzmy, że czasem miałem takie wrażenie, z tym, że ja nie czułem do niej kompletnie nic poza szczerą sympatią. Może tak naprawdę mi się zdaje, pomyślałem, dochodząc do siebie. Sam jest zbyt zapracowana, żeby myśleć o takich rzeczach. W moim życiu też dość dużo się dzieje.
Pożegnaliśmy się obok dworca, znikając niepostrzeżenie wśród tłumu. GoGo oczywiście nawet nie czekając na resztę, ruszyła środkiem chodnika, trzymając ręce w kieszeniach. Im bardziej się oddalała, tym większą czułem pustkę. W końcu ruszyłem z Baymaxem swoją drogą, a Fred, Wasabi i Honey dołączyli do GoGo.
- Cześć, ciociu, to ja! - krzyknąłem od progu, witając się. Baymax ruszył po schodach, szukając Mohera, tymczasem ja powiesiłem na wieszaku swoją bluzę i zdjąłem swoje buty. - Ciociu? - dopytywałem się.
Dziwne, moja ciocia zawsze przybiegała w tym momencie do przedpokoju, chwytając mnie w swój morderczy uścisk, albo przynajmniej odpowiadała, gdy była zajęta w kuchni. Wzruszyłem ramionami i ruszyłem po schodach, do mojego pokoju.
Gdy stanąłem w progu, czułem, że zalewa mnie szok, widząc moją ciocię siedzącą na moim łóżku. Po jej policzkach spływały obfite łzy. W dłoniach trzymała jakieś kartki papieru... Moje zdjęcia! Ciocia Cass spojrzała na mnie i drżącym głosem spytała:
- Skąd to masz?
W pierwszej chwili nie potrafiłem wypowiedzieć ani słowa. Patrzyłem to na moją ciocię, to na zdjęcia, aż w końcu zareagowałem gniewem.
- Nieważne - warknąłem, podchodząc do cioci i zabierając jej zdjęcia.
- Daishi Tomago ci je dał. Tak czy nie?
- Nie twoja sprawa - krzyknąłem, gdy ciocia sięgnęła znów ręką po zdjęcia.
- Właśnie, że moja - choć po twarzy cioci wciąż płynęły łzy, jej głos stawał się coraz twardszy. - Twoja mama była moja siostrą. Czy pomyślałeś chociaż przez chwilę o tym, co robisz, przynosząc tu te zdjęcia?!
- A ty pomyślałaś o tym, co czułem, nie wiedząc tak naprawdę, kim są moi rodzice?! - wykrzyknąłem, nie wytrzymując. - Dobrze się czułaś, ukrywając to przede mną niemal całe moje życie?!
- Hiro...
- Jedynie Tadashi nie ukrywał przede mną prawdy! I gdyby żył nadal, pewnie dowiedziałbym się o tym od niego, a nie od całkiem obcej mi osoby...
- Nie wiesz, co się wtedy stało! - krzyknęła ciocia Cass. W tym momencie Baymax stanął w drzwiach, trzymając w rękach Mohera, który mruczał, wtulając się w robota. - Nie oceniaj mnie.
- Nie muszę. Sama to zrobiłaś.
Poczułem ból na policzku i przyłożyłem do niego dłoń, wpatrując się w szokiem w moją ciocię, która wciąż trzymała swoją dłoń nade mną. W tej samej chwili oboje zrozumieliśmy, co tu zaszło. Ciocia Cass zaczęła mnie przepraszać, ale nie słuchałem jej, wybiegając z pokoju. Po drodze potrąciłem Baymaxa, który również chciał mnie zatrzymać. Założyłem szybko buty i wziąłem do ręki bluzę, po czym wybiegłem pędem z domu, zanim moja ciocia zdążyła zejść po schodach.
Biegłem co sił przez zatłoczone miasto, czując na policzkach łzy. Jak ona mogła mnie tak potraktować? Najpierw ukrywa przede mną prawdę o moich rodzicach, a teraz jeszcze obwinia mnie za jej reakcję na zdjęcia moich rodziców. Miałem już tego dość.
Pędziłem wciąż przed siebie, nie patrząc, czy ktoś mnie goni. Liczyło się dla mnie tylko to, by znaleźć się jak najdalej od kawiarnii. W końcu wpadłem na kogoś i przewróciłem się. Gdy się obróciłem, zauważyłem, że obok mnie klęczy Honey, na którą przez przypadek wpadłem. Wasabi i Fred spojrzeli na mnie z szokiem. GoGo stanęła jak wryta.
- Hiro? - zapytała Honey, ale poderwałem się na nogi i biegłem dalej, nie zwracając na nich uwagi.
Nie wiedziałem nawet, którędy biegnę, że na nich wpadłem. Tak naprawdę zmęczenie i mój równy oddech były jedynymi czynnikami, na które zwracałem uwagę. Coraz mniej odczuwałem, gdy przemierzałem kolejne ulice miasta, a na tym zależało mi najbardziej. Czułem szumienie w uszach, ale nie zwracałem na to uwagi.
Zatrzymałem się dopiero wtedy, gdy miasto przede mną się skończyło, a ja stałem na nierównym klifie, z dala od miasta. Z tej perspektywy widziałem całe morze, otwierające się przede mną otworem. Nie słyszałem nic oprócz mojego własnego oddechu.
Usiadłem na trawie i wpatrywałem się w chmury, starając się zachować spokój. Jednak emocje wypływały ze mną kolejnymi potokami łez. Miałem żal do cioci, do pana Tomago, do Tadashiego, wreszcie do moich rodziców. Dlaczego musiałem utkwić w martwym punkcie, wciąz wiedząc zbyt mało o swojej przeszłości.
Usłyszałem znajomy dźwięk i spojrzałem na mój telefon. Widziałem, że dzwoni do mnie GoGo. Zignorowałem ją i wtedy zauważyłem, że również ciocia i Honey próbowały się ze mną połączyć, nie mówiąc już o tym, że Baymax starał się mnie namierzyć. Właśnie dlatego uciekłem poza miasto. Tutaj nie mógł mnie znaleźć nikt.
Oparłem się o wysoki konar i zamknąłem oczy, słuchając wrzasku mew.
- Dlaczego mnie z tym zostawiłeś? - wyszeptałem, wracając myślą do Tadashiego. On na pewno byłby tu teraz ze mną i powiedziałby mi wszystko, co wie. A tak, muszę się dowiadywać prawdy na własną rękę.
Hejaa! Ale się stęskniłam, pyśki *-* nie macie nawet pojęcia. Mam nadzieję, że nieco zaciekawiłam, jeśli chcecie, mg wam dodać w komie moje zdjęcie ze spotkania młodych które mnie serio ubawiło ;D zobaczycie co Wasza Just robiła, gdy nie siedziała na blogu xD
Obudził mnie słaby dźwięk budzika. Uchyliłem lekko powieki i spojrzałem na zegarek. Przez zmęczony umysł dojrzałem, że mam dziś ostatni dzień stażu w Agendzie. Potem moja praca będzie obejmowała jedynie misje. Gdy zobaczyłem jednak, która jest godzina, wybiegłem z łóżka jak oparzony, zabierając za sobą wszystkie ubrania, jakie zdążyłem po drodze złapać.
- Hiro, nie zjadłeś śniadania! - krzyknęła za mną ciocia Cass, gdy wybiegałem z kawiarni.
- Kupię coś po drodze! - odkrzyknąłem, zakładając bluzę. Niestety, nie zdążyłem zawiązać sznurówek i już po pierwszym zakręcie padłem na chodnik jak długi. Ludzie spoglądali na mnie z uśmiechem na twarzy, ale wcale się tym nie przejmowałem.
- Jestem! - wykrzyknąłem, gdy napotkałem moich przyjaciół przy wejściu do Agendy. Baymax szedł kilka kroków za mną. Pomimo przyspieszenia, jakie mu zainstalowałem, robot i tak był wolny. Cóż, dopóki nie używał swoich silników.
- No nareszcie - mruknął Wasabi.
- Coś się stało? - zapytała mnie Honey.
- Zaspałem - odpowiedziałem jej wprost, wiążąc szybko sznurówki.
- Cały Hiro - skwitowała GoGo, wchodząc do Agendy.
Przeszliśmy przez szeregi tajnych korytarzy, za którymi czekała na nas Sam. Na nasz widok uśmiechnęła się, choć miałem wrażenie, że patrzy tylko na mnie.
- Macie szczęście, że pani Eve Yoko nie zauważyła waszego spóźnienia. - powiedziała.
- No, gdyby to tylko była nasza wina - powiedział z grymasem Fred, na co ja spiekłem raka.
- Nic się nie stało - Sam machnęła dłonią. - Dzisiaj zostają tylko papiery. Yoko chce, żebyście trochę poczytali na temat tego, co działo się w ciągu ostatnich kilku lat pracy Agendy i jak wyglądały misje.
- Zaczyna się ciekawie - prychnęła GoGo sarkastycznie. Naprawdę nie wiem, czemu aż tak nie znosiła Sam, ale zawsze, gdy się pojawiała, miałem wrażenie, że GoGo chce wydrapać jej oczy.
- Chodźcie, zaprowadzę was do głównego dowodzenia - Sam zignorowała jej tekst, a robiła tak niemal zawsze. Zaczynałem się zastanawiać, czy ona również nie żywiła wobec GoGo antypatii. Dziewczyny są naprawdę dziwne...
Przeszliśmy przez sale pełne pracowników Agendy, ubranych w srebrzysto-białe kostiumy i kilku agentów. Każdy z nich wyglądał dystyngowanie i dumnie, jak James Bond. Śmiać mi się chciało, bo nie pasowaliśmy do tego grona. Mimo to jednak Yoko dała nam szansę, więc coś w nas musiało być.
Nagle przy głównym zakręcie zauważyliśmy Ithaniego, ubranego w białą koszulę i krawat. W dłoni trzymał telefon i cały czas z kimś żywo dyskutował. Gdy przechodził obok GoGo, rzucił jej pogardliwy uśmiech. Na sam jego widok zacisnąłem pięści, starając się nie wybuchnąć. GoGo wyglądała ponownie. Rzuciła mu spojrzenie pełne jadu, po czym szła dalej, jakby weselsza niż wcześniej. Zauważyłem, że druga z jej odsłon była udawana, a za każdym razem, gdy spotykaliśmy Ithaniego w Agendzie, GoGo wyglądała jakby walczyły w niej gniew, smutek i nienawiść.
- Jesteśmy - powiedziała Sam melodyjnym głosem.
Sala, do której nas wprowadziła, a którą nazwała głównym dowodzeniem, była zwykłym składowiskiem komputerów z wielkimi monitorami, czasem nawet wielkości małego kina. W kątach stały tez ekrany dotykowe, w których pracownicy rozrysowali plany i działania. Wszędzie ciążyła cisza skupienia, jakby każdy z tych ludzi robił coś, co mogłoby ocalić ludzkość, choć może i rzeczywiście to właśnie robili.
- Możecie tu robić, co chcecie - Sam wzruszyła ramionami, po czym dodała po cichu: - Ważne, że gdy przyjdzie Yoko macie siedzieć w protokołach, jasne?
- A twoja szefowa nigdy cię nie złapała na tym, że robisz tu, co chcesz? - warknęła GoGo. Wszyscy popatrzyliśmy na nią ze zdziwieniem.
- GoGo - syknęła Honey, chcąc ją uspokoić, ale Sam uśmiechnęła się tylko podle.
- Nie, bo jakbyś zauważyła, jestem tu dłużej niż ty - po czym obróciła się na pięcie i wyszła z gracją, trzepocząc za sobą szarą spódniczką. GoGo w ostatniej chwili zdążyła się pohamować, bo miałem wrażenie, że zaraz między nią, a Sam dojdzie do bójki.
- Zwariowałaś? - spytała ją Honey, trzymając za ramiona.
- Go, co się z tobą dzieje? - spytał ja Wasabi.
- Zbadajcie, może coś jej serio dolega. - dodał Fred.
- Nic mi nie jest - wykrzyknęła, odpychając od siebie Honey, po czym podeszła do jednego z głównych komputerów i zaczęła w nim szperać. Popatrzyłem na nią ze smutkiem, po czym zająłem wybrane przez siebie miejsce.
Przez pierwszy kwadrans nudziłem się, wyszukując informacji. Agenda dostawała dziennie około pięciu raportów na temat udanych misji. Nie sposób było przeczytać wszystkiego sprzed kilku lat. W końcu jednak rozejrzałem się dokoła i, upewniwszy się, że nikt mnie nie przyłapie, zacząłem szukać nazwiska Mayson.
Byłem w szoku, gdy zauważyłem, ile osób wyszukano przez jedno nazwisko. Zamiast tego spróbowałem wpisać C. Mayson. Tym razem znalazłem tylko pięć osób. Pierwszą z nich był stary hydraulik z przedmieścia, drugą pracownik biurowca, który nie posiadał ważnej funkcji. Trzecia opcja jednak zaciekawiła mnie bardziej.
Carlos Mayson
Przedstawiciel Firm Produkcyjnych Motocykli Jemeal
Wiek: 46 lat
Zamieszkały w: San Fransokyo, Dzielnica Moca-Way, Aleja 39, 5
Obok jego głównych danych widniała fotografia, na której widziałem mężczyznę, który wyglądał za młodo na jego czterdzieści sześć lat. Ubrany był w ciemnogranatowy garnitur, a na twarzy miał chytry uśmiech. Mógłbym go śmiało porównać z Krei'em. Pasowali do siebie jako czołowi przedsiębiorcy San Fransokyo. Zdziwiło mnie, jak wiele informacji zabrała Agenda. Mieli tu dosłownie wszystko. Status obywatela, jego zwyczaje, kontakty, cechy charakteru i przede wszystkim fakt, czy był karany.
- Spędził dziesięć lat za przemyt? - zastanowiłem się, nie zważając na to, czy ktoś usłyszy, że gadam do siebie. Wskazówka, która podał mi pan Tomago była zbyt cenna, bym zastanawiał się nad tym, co robię.
Przez następną godzinę śledziłem wszystkie jego działania, jakie zostały zarejestrowane przez Agendę. Trochę tu tego było. Najbardziej zszokowało mnie to, że Mayson przez dziesięć lat, zanim zdołali wpakować go do więzienia, działał czynnie w grupie przestępczej w San Fransokyo. Grupa ta została rozbita, ale nikt nic nie udowodnił Maysonowi, dlatego został szybko wypuszczony. Poza tym dziwiły mnie daty. Okazało się, że Mayson został wpakowany za kratki, gdy miałem cztery lata. Rok temu wyszedł na wolność. Zmarszczyłem brwi, czytając dalej. Czy to jest możliwe, że to właśnie temu facetowi była winna pieniądze moja mama?
Niestety, po pełnej godzinie nie znalazłem nic, co pomogłoby mi w moich poszukiwaniach. Szukałem też odnośnie jego znajomości, o których było tu wiele informacji. Tu także nic nie znalazłem. Najwyraźniej potrzebowałem czegoś więcej niż cudu, by dowiedzieć się, co kryło się za wypadkiem moich rodziców.
Po kilku godzinach żmudnej pracy, która niewiele wniosła do mojego doświadczenia, sprzątnąłem stanowisko i wyszedłem z sali za moimi przyjaciółmi. W międzyczasie wcisnąłem do kieszeni kartkę, na której spisałem wszystko, czego dowiedziałem się o Carlosie Maysonie.
- Czy wam też było tak nudno, jak mi? - zapytał Fred, głośno ziewając. Wyszliśmy na korytarz, który był dziwnie opustoszały.
- Popieram - westchnął Wasabi, rozglądając się znudzonym spojrzeniem dokoła. Honey skoczyła naprzód, zatrzymując nas.
- Ej, przestańcie, nie było tak źle! Zobaczycie, że teraz będzie ciekawiej. Po prostu musieliśmy przejść przez procedury, to wszystko - nie podzielałem jej entuzjazmu. Miałem ochotę jak najszybciej stąd wyjść, ale wiedziałem, że mam coś jeszcze do załatwienia.
Odczekałem, aż reszta ruszyła przede mną korytarzem, mamrocząc coś smętnie do Honey, po czym podszedłem do GoGo, która zdawała się być zamyślona.
- GoGo, ja... - zacząłem, ale nagle tuż obok mnie pojawiła się Sam.
- Och, tu jesteś, Hiro. - powiedziała, trzymając w dłoniach jak zwykle jakieś dokumenty. - Właśnie chciałam ciebie o coś spytać.
GoGo rzuciła mi tylko wściekłe spojrzenie i odeszła, tupiąc donośnie swoimi sportowymi butami. Przygryzłem wargę ze smutkiem i spojrzałem na Sam.
- Co się stało? - zapytałem.
- Yoko poprosiła mnie, żebym się dowiedziała o szczegółach waszej wcześniejszej działalności. Wtedy, gdy złapaliście Callaghana.
Zrobiłem zbolałą minę, bo niezbyt chętnie rozmawiałem o tamtej misji. Widok cierpiącego Callaghana wyrył mi się w pamięci na tyle boleśnie, że wolałem do tego nie wracać. Całe szczęście, że Abigail jest cała i zdrowa...
- Co chcesz wiedzieć? - spytałem znów.
- Nie, nie tutaj. - Sam rozglądnęła się dokoła, jakby ktoś miał ją podsłuchiwać. - Czy moglibyśmy się spotkać po mojej pracy?
Uśmiechnąłem się, przypominając sobie, jak skończyło się nasze poprzednie spotkanie.
- Nie ma problemu - odpowiedziałem z chęcią. Na widok uszczęśliwionej twarzy Sam zaczerwieniały mi policzki. Moi przyjaciele przystanęli.
- Coś się stało? - zapytał Wasabi, spoglądając na Sam.
- Nie, nic. - odparłem. - To do zobaczenia - pożegnałem się z Sam, machając jej. Dziewczyna przytuliła do siebie swoje papiery i wkrótce zniknęła za drzwiami.
Szedłem chwilę w ciszy wraz z moimi przyjaciółmi, dopóki nie przerwał jej głos Wasabiego. Przyjaciel zagwizdał cicho i klepnął mnie po plecach.
- No, Hiro. Powiem ci, że nieźle ci idzie.
- Co? - zapytałem, nie rozumiejąc pytanie. Wasabi zrobił minę niewiniątka, po czym zaczął pogawędkę z Baymaxem.
- Wasabiemu chodzi o to, że mamy wrażenie, że wpadłeś naszej Sam w oko. - powiedziała Honey z uśmiechem. Przez chwilę miałem wrażenie, że GoGo mocniej tupie swoimi butami, ale nie obróciła się w naszą stronę, idąc dalej na przedzie.
- Czy ja wiem - mruknąłem, wpatrując się w dziwne zachowanie GoGo.
Czułem się kompletnie zbity z tropu. Świetnie rozmawiało mi się z Sam, poza tym doskonale czuliśmy się w swoim towarzystwie. Ale czy naprawdę ona coś do mnie czuła? Nie potrafiłem znaleźć na to odpowiedzi. Powiedzmy, że czasem miałem takie wrażenie, z tym, że ja nie czułem do niej kompletnie nic poza szczerą sympatią. Może tak naprawdę mi się zdaje, pomyślałem, dochodząc do siebie. Sam jest zbyt zapracowana, żeby myśleć o takich rzeczach. W moim życiu też dość dużo się dzieje.
Pożegnaliśmy się obok dworca, znikając niepostrzeżenie wśród tłumu. GoGo oczywiście nawet nie czekając na resztę, ruszyła środkiem chodnika, trzymając ręce w kieszeniach. Im bardziej się oddalała, tym większą czułem pustkę. W końcu ruszyłem z Baymaxem swoją drogą, a Fred, Wasabi i Honey dołączyli do GoGo.
- Cześć, ciociu, to ja! - krzyknąłem od progu, witając się. Baymax ruszył po schodach, szukając Mohera, tymczasem ja powiesiłem na wieszaku swoją bluzę i zdjąłem swoje buty. - Ciociu? - dopytywałem się.
Dziwne, moja ciocia zawsze przybiegała w tym momencie do przedpokoju, chwytając mnie w swój morderczy uścisk, albo przynajmniej odpowiadała, gdy była zajęta w kuchni. Wzruszyłem ramionami i ruszyłem po schodach, do mojego pokoju.
Gdy stanąłem w progu, czułem, że zalewa mnie szok, widząc moją ciocię siedzącą na moim łóżku. Po jej policzkach spływały obfite łzy. W dłoniach trzymała jakieś kartki papieru... Moje zdjęcia! Ciocia Cass spojrzała na mnie i drżącym głosem spytała:
- Skąd to masz?
W pierwszej chwili nie potrafiłem wypowiedzieć ani słowa. Patrzyłem to na moją ciocię, to na zdjęcia, aż w końcu zareagowałem gniewem.
- Nieważne - warknąłem, podchodząc do cioci i zabierając jej zdjęcia.
- Daishi Tomago ci je dał. Tak czy nie?
- Nie twoja sprawa - krzyknąłem, gdy ciocia sięgnęła znów ręką po zdjęcia.
- Właśnie, że moja - choć po twarzy cioci wciąż płynęły łzy, jej głos stawał się coraz twardszy. - Twoja mama była moja siostrą. Czy pomyślałeś chociaż przez chwilę o tym, co robisz, przynosząc tu te zdjęcia?!
- A ty pomyślałaś o tym, co czułem, nie wiedząc tak naprawdę, kim są moi rodzice?! - wykrzyknąłem, nie wytrzymując. - Dobrze się czułaś, ukrywając to przede mną niemal całe moje życie?!
- Hiro...
- Jedynie Tadashi nie ukrywał przede mną prawdy! I gdyby żył nadal, pewnie dowiedziałbym się o tym od niego, a nie od całkiem obcej mi osoby...
- Nie wiesz, co się wtedy stało! - krzyknęła ciocia Cass. W tym momencie Baymax stanął w drzwiach, trzymając w rękach Mohera, który mruczał, wtulając się w robota. - Nie oceniaj mnie.
- Nie muszę. Sama to zrobiłaś.
Poczułem ból na policzku i przyłożyłem do niego dłoń, wpatrując się w szokiem w moją ciocię, która wciąż trzymała swoją dłoń nade mną. W tej samej chwili oboje zrozumieliśmy, co tu zaszło. Ciocia Cass zaczęła mnie przepraszać, ale nie słuchałem jej, wybiegając z pokoju. Po drodze potrąciłem Baymaxa, który również chciał mnie zatrzymać. Założyłem szybko buty i wziąłem do ręki bluzę, po czym wybiegłem pędem z domu, zanim moja ciocia zdążyła zejść po schodach.
Biegłem co sił przez zatłoczone miasto, czując na policzkach łzy. Jak ona mogła mnie tak potraktować? Najpierw ukrywa przede mną prawdę o moich rodzicach, a teraz jeszcze obwinia mnie za jej reakcję na zdjęcia moich rodziców. Miałem już tego dość.
Pędziłem wciąż przed siebie, nie patrząc, czy ktoś mnie goni. Liczyło się dla mnie tylko to, by znaleźć się jak najdalej od kawiarnii. W końcu wpadłem na kogoś i przewróciłem się. Gdy się obróciłem, zauważyłem, że obok mnie klęczy Honey, na którą przez przypadek wpadłem. Wasabi i Fred spojrzeli na mnie z szokiem. GoGo stanęła jak wryta.
- Hiro? - zapytała Honey, ale poderwałem się na nogi i biegłem dalej, nie zwracając na nich uwagi.
Nie wiedziałem nawet, którędy biegnę, że na nich wpadłem. Tak naprawdę zmęczenie i mój równy oddech były jedynymi czynnikami, na które zwracałem uwagę. Coraz mniej odczuwałem, gdy przemierzałem kolejne ulice miasta, a na tym zależało mi najbardziej. Czułem szumienie w uszach, ale nie zwracałem na to uwagi.
Zatrzymałem się dopiero wtedy, gdy miasto przede mną się skończyło, a ja stałem na nierównym klifie, z dala od miasta. Z tej perspektywy widziałem całe morze, otwierające się przede mną otworem. Nie słyszałem nic oprócz mojego własnego oddechu.
Usiadłem na trawie i wpatrywałem się w chmury, starając się zachować spokój. Jednak emocje wypływały ze mną kolejnymi potokami łez. Miałem żal do cioci, do pana Tomago, do Tadashiego, wreszcie do moich rodziców. Dlaczego musiałem utkwić w martwym punkcie, wciąz wiedząc zbyt mało o swojej przeszłości.
Usłyszałem znajomy dźwięk i spojrzałem na mój telefon. Widziałem, że dzwoni do mnie GoGo. Zignorowałem ją i wtedy zauważyłem, że również ciocia i Honey próbowały się ze mną połączyć, nie mówiąc już o tym, że Baymax starał się mnie namierzyć. Właśnie dlatego uciekłem poza miasto. Tutaj nie mógł mnie znaleźć nikt.
Oparłem się o wysoki konar i zamknąłem oczy, słuchając wrzasku mew.
- Dlaczego mnie z tym zostawiłeś? - wyszeptałem, wracając myślą do Tadashiego. On na pewno byłby tu teraz ze mną i powiedziałby mi wszystko, co wie. A tak, muszę się dowiadywać prawdy na własną rękę.
Hejaa! Ale się stęskniłam, pyśki *-* nie macie nawet pojęcia. Mam nadzieję, że nieco zaciekawiłam, jeśli chcecie, mg wam dodać w komie moje zdjęcie ze spotkania młodych które mnie serio ubawiło ;D zobaczycie co Wasza Just robiła, gdy nie siedziała na blogu xD
8/15/2015
Zdjęcia rodziców
Siedziałem w małej kawiarence na przedmieściach miasta, czekając na pana Tomago. Na zewnątrz wiatr hulał, sypiąc pyłem w oczy mieszkańców San Fransokyo. Jakoś dziwnie oglądało się to zza grubej szyby, zabezpieczającej moje oczy i płuca. Wiatr wzmagał się już od kilku dni, ale dopiero dziś przybrał na takiej sile.
Stukałem paznokciem w stół, zastanawiając się przy tym nad ostatnimi dniami. GoGo już kilka razy próbowała ze mną porozmawiać, ale za każdym razem ją ignorowałem. Gdy myślałem o niej, czułem gniew. Gdybym ja wiedział coś tak dla niej ważnego, na pewno bym jej powiedział. Tym bardziej, że przecież byliśmy przyjaciółmi.
Zastanawiałem się również nad moimi ostatnimi rozmowami z Sam. Bardzo miło mi się spędzało z nią czas, ale poza tą akcją, gdy pocałowała mnie w policzek wtedy na ulicy nie stało się nic. Po prostu traktowaliśmy się jak znajomi, być może już nawet przyjaciele. Sam bardzo pomagała nam w pracach w AZN. Wytłumaczyła nam, że nie będziemy musieli przechodzić już więcej żadnych testów, ani nawet odwiedzać Agendę za często. Naszym zadaniem było po prostu robienie tego, co zawsze, z tą małą różnicą, że to nie my mieliśmy się dowiadywać o różnych niebezpieczeństwach zagrażających San Fransokyo, ale Agenda miała to robić za nas. My tylko mieliśmy reagować na ich wezwania.
Poza tym AZN dbał o nasz transport, więc teraz rzadko kiedy korzystaliśmy z moich butów, czy z silników Baymaxa. A przynajmniej tak miało być, jeszcze nie wykonaliśmy żadnej misji od czasu przystąpienia do Agendy.
W końcu, gdy zobaczyłem w drzwiach kawiarni pana Tomago, przecierającego zmęczoną dłonią twarz, poczułem strach przed tym, co mogę od niego usłyszeć. Sam poprosiłem go o tą rozmowę, teraz trzęsłem się na samą myśl, jak kto głupi.
- Witaj, Hiro - uśmiechnął się pan Tomago, zajmując miejsce naprzeciw mnie. Nie mogliśmy się spotkać w kawiarni cioci, bo znając życie, ciocia Cass weszłaby z butami w naszą dyskusję, a nie chciałem, żeby wiedziała na ten temat cokolwiek. - Wybacz, zatrzymali mnie w pracy.
Z tego, co słyszałem od Honey, pan Tomago wrócił już do swojej pracy, wbrew sprzeciwom jego córki. Wyglądał coraz lepiej, jakby odpoczynek, nawet tak krótki, dodał mu sił.
- Nic nie szkodzi - powiedziałem i niemal natychmiast pojawiła się koło nas szczupła kelnerka.
- Coś podać? - zapytała, mrugając gwałtownie doczepianymi rzęsami. Nie wyglądała staro, mimo to jej rzęsy naprawdę mnie przerażały.
- Herbatę - pan Tomago uśmiechnął się przyjemnie do młodej kelnerki, po czym przeniósł swój wzrok na mnie.
- To ja też poproszę - mruknąłem.
Gdy kelnerka odeszła, pan Tomago niemal natychmiast przeszedł do celu naszej rozmowy.
- Zgaduję, że poprosiłeś mnie o rozmowę ze względu na to, co ci ostatnio powiedziałem.
- Taak - odpowiedziałem z wahaniem. - Przepraszam, że od tamtej pory się nie odzywałem. Musiałem to przemyśleć...
- Nie, nic nie szkodzi - pan Tomago machnął ręką. - Rozumiem, że było ci z tym ciężko. Od razu chciałbym cię poprosić, byś odpuścił GoGo.
Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia.
- Co?
- To ja jej zabroniłem mówić ci cokolwiek na ten temat. - pan Tomago przygryzł wargę, jakby ze wstydem. - Wiedziałem, że to będzie dla ciebie szok, ale wolałem ci sam o tym powiedzieć.
- To jej nie usprawiedliwia - warknąłem.
- Ależ tak - pan Tomago potrząsnął głową. - Na pewno powiedziałaby ci to, gdybym jej o to nie poprosił. Znam ją. Chciała dla ciebie jak najlepiej.
Odwróciłem wzrok, patrząc na krople deszczu lekko muskające ulicę. Przechodnie powoli znikali z ulicy, chowając się w zaułkach, jakby domyślali się, że za chwilę lunie ulewa.
- Mam kilka pytań co do moich rodziców - zacząłem, bo przecież po to spotkałem się z panem Tomago, nie po to, by rozmawiać z nim o GoGo. - Po pierwsze... Na pewno wie pan coś więcej na temat długów mojej mamy. Jeśli je miała, dlaczego ciocia Cass nigdy nie powiedziała tego mi i Tadashiemu?
Pan Tomago spojrzał na mnie bystro spod czarnych brwi, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Twoja ciocia zna niemal wszystkie odpowiedzi na twoje pytania, ale nie radziłbym ją pytać. Śmierć swojej siostry przeżyła tak mocno, jak ty śmierć Tadashiego, a może i bardziej. Przez rok musiała się leczyć. Poza tym, dopóki nie złapano choć części z tych ludzi, od których twoja mama pożyczała pieniądze, mieszkała z wami poza miastem w starym porcie Takkan-Jiu.
Miałem w głowie jak za mgłą wspomnienie tego miejsca. Zapach rdzy i oleju. Choć wspomnienie było bardzo odległe, potrafiłem wyłapać niektóre obrazy.
- Skąd pan to wie? Myślałem, że nie zna pan mojej cioci...
- Myliłeś się. - w tym momencie kelnerka przyniosła dwie herbaty i postawiła je na stoliku. - Dzięki twoim rodzicom poznałem również Cass. Od zawsze miała wielkie serce, poza tym zawsze miała dar do układania sobie życia po swojemu - przypomniałem sobie moją niedawną rozmowę z Sam. Powiedziała mi, że zazdrościła mi tego, że moje życie jest takie niepoukładane. Ciekawe czy cioci Cass też to doskwierało.
- Więc miał pan kontakt z moją ciocią po śmierci moich rodziców? - mój głos był tak obojętny, że przez chwilę wystraszyłem się, że należy do kogoś innego. Pan Tomago pociągnął łyk herbaty, przymykając przy tym oczy w geście przytaknięcia.
- Kontakt się urwał, gdy skończyłeś pięć lat. Sam nie wiem, czemu. Ostatnio, gdy Cass była ze mną na Saint Island zdołaliśmy trochę porozmawiać, ale nie miałem tyle odwagi, by zapytać ją o szczegóły sprzed wypadku twoich rodziców.
Zdmuchnąłem parę znad mojej filiżanki, ale nie zdecydowałem się spróbować mojej herbaty.
- Kiedy pan się o mnie dowiedział? - zapytałem od niechcenia. - O tym, kim jestem.
- GoGo często wymawiała twoje imię, gdy opowiadała o Instytucie - zmusiłem się całą siłą woli, by nie wyglądać jak zdziwiony idiota. - Raz powiedziała coś o kawiarni i o twojej cioci i wtedy skojarzyłem fakty. Wiedziałem, że Cass otworzyła kawiarnię, gdy wróciła z Takkan-Jiu.
- Mógłby mi pan... powiedzieć coś więcej na temat moich rodziców? - zapytałem nieśmiało. Niby kogo miałbym o to spytać? Ciocię Cass?
- Pewnie, - pan Tomago uśmiechnął się do mnie szczerze. - wszystko, co chcesz wiedzieć?
To było trudne pytanie. Pragnąłem wiedzieć wszystko. Od tych najmniejszych i najmniej ważnych faktów do tych najważniejszych, o których pewnie już pan Tomago zdążył mi opowiedzieć. Nagle pan Tomago zrobił dziwną minę, jego oczy otworzyły się gwałtownie, a on sam zaczął szperać w wewnętrznej kieszeni jego eleganckiej kurtki.
- Och, zapomniałbym. Mam coś dla ciebie. - wyciągnął kilka pomniejszych kartek, po których od razu poznałem, że były fotografiami. Jedne miały skazy, inne zachowały się wręcz idealnie.
Zacząłem je przeglądać z zainteresowaniem. Na pierwszym zdjęciu widniała piętnastka uczniów ubranych w te same, granatowe mundurki. Poznałem od razu pana Tomago - miał to samo mądre spojrzenie, choć twarz rzeczywiście dużo młodszą. Zauważyłem nawet, że GoGo bardzo go przypomina, choć ma delikatniejsze rysy i inne usta.
- Tu jest twój ojciec - wskazał pan Tomago na chłopaka, obok którego wtedy stał. Chłopak ten miał czarne włosy i szeroki uśmiech. Przez moment miałem wrażenie, że patrzę na Tadashiego. Był równie wysoki i szczupły, miał krótkie włosy i ciemne oczy schowane za łagodnymi brwiami. Poza tym miał bardzo dobrotliwe spojrzenie.
- Wygląda jak Tadashi - wypowiedziałem na głos moje myśli. Pan Tomago spuścił ze smutkiem wzrok, ale podał mi kolejne zdjęcie.
Tym razem również widziałem pana Tomago w towarzystwie mojego ojca, ale tym razem byli dużo starsi. Trzymali w dłoniach zwinięte dyplomy i obejmowali się po przyjacielsku. Na tym zdjęciu mój tato również się uśmiechał, co więcej, nawet pan Tomago, który na poprzednim zdjęciu wyglądał bardzo poważnie, na tym śmiał się razem z moim ojcem. Oboje mieli na sobie czarne togi i czapki absolwenckie z wiszącymi pędzelkami.
- Mam też jedno zdjęcie ze ślubu twoich rodziców - powiedział z zamysłem pan Tomago. Widziałem, że pokazywanie mi jego zdjęć sprawia mu przyjemność.
Na tym zdjęciu widziałem po raz pierwszy moją mamę - ubraną w skromną, śnieżnobiałą suknię, sięgającą kolan. Włosy miała spięte w ciasnego warkocza, zaplatanego wokół głowy w wianek. Z tyłu jej fryzury zwieszał się gładki welon. Twarz mojej mamy miała skupiony i szczęśliwy wyraz. Uderzyło mnie to, że tą samą twarz widziałem co rano w lustrze. Przyjrzałem się dokładniej temu zdjęciu, zwracając szczególną uwagę na wygląd mojej mamy. Miała duże, brązowe oczy i zaczerwienione policzki. Jednak to coś w jej oczach przypomniało mi o moim własnym wyglądzie.
- Też zauważyłem to podobieństwo - rzekł spokojnie pan Tomago. - Choć przyznam, że akurat co do cech charakteru, to ty bardziej przypominasz swojego ojca niż twój brat.
- Naprawdę? - zapytałem.
- Taak - mój rozmówca zamyślił się. - twój ojciec miał głowę pełną pomysłów i nie zawsze zastanawiał się nad ich skutkami. Nie raz wpakował mnie w kłopoty, ale zawsze potrafił mnie z nich wyplątać.
- W takim razie nie jesteśmy do siebie podobni - uśmiechnąłem się, przypominając sobie misję złapania Ithaniego. Naraziłem wtedy moich przyjaciół na ogromne niebezpieczeństwo.
Pan Tomago uśmiechnął się również, ale nie próbował się wykłócać, choć najczęściej był stanowczy tak samo jak GoGo. Czasem zastanawiałem się, jak mogą się ze sobą dogadywać.
- Mam jeszcze jedno - tato GoGo wyciągnął spod zdjęć, fotografię, której nie zauważyłem. To była ta najlepiej zachowana.
- To ciocia Cass? - zapytałem, patrząc na dwie, przytulone do siebie kobiety.
Jedna z nich miała farbowane ciemnobrązowe włosy z jasnymi pasmami. Bez problemu poznałem moją ciocię, która uśmiechała się do fotografa. Moja mama przytulała ją mocno, a jej błękitna sukienka powiewała na wietrze. Obie wyglądały, jakby bardzo się kochały. Nic dziwnego, że moja ciocia nie lubi rozmawiać na temat swojej siostry. Nie muszę się nawet domyślać, wiem, co przeżyła, gdy jej siostra zginęła w wypadku.
- Są twoje - powiedział pan Tomago, gdy skończyłem oglądać zdjęcia.
- Wszystkie? - zapytałem ze zdziwieniem.
- Po to je tu przyniosłem - odparł tato GoGo uśmiechając się do mnie. - Tobie bardziej posłużą. Mnie tylko ranią, gdy na nie patrzę, ty możesz się poczuć lepiej, wiedząc, kim jesteś.
- Dziękuję - rzekłem szczerze, patrząc z zachwytem na zdjęcia.
- Czy masz jeszcze jakieś pytania? - zapytał mnie pan Tomago, dopijając swoją herbatę. Dopiero teraz przypomniałem sobie o mojej własnej, która już pewnie wystygła.
- Tak, odnośnie tego wypadku. Słyszałem tylko o tym, że moi rodzice jechali samochodem. Co się wtedy właściwie stało? - zdziwił mnie mój własny, opanowany głos. Pan Tomago zmarszczył brwi, jakby ze smutkiem wspominał to wydarzenie.
- Z tego, co mi wiadomo, twoi rodzice zderzyli się z nadjeżdżającym tirem, który zwalił ich samochód z mostu Red Gate. Nie mieli najmniejszych szans, Hiro...
- Ale mówił pan coś o tym, że być może to nie był...
- To był wypadek - przerwał mi twardo pan Tomago. - Zapomnij o tym, co mówiłem.
- Ale...
- Lepiej zachować zmarłych w pamięci dla ich spokoju, niż rozpamiętywać ich czasy. - powiedział twardo pan Tomago. Zupełnie nie rozumiałem jego reakcji. W jego oczach widziałem strach. Przez myśl mi przeszło, że boi się wyznać prawdę na temat śmierci moich rodziców. - A teraz wybacz mi, ale mam jeszcze kilka pilnych spraw do załatwienia - powiedział, zostawiając na stole drobne. - Jeszcze raz bardzo ci dziękuję za twoją obecność wtedy, w szpitalu. Jestem pewien, że moja córka jest ci wdzięczna jeszcze bardziej ode mnie.
- To ja powinienem panu podziękować - odparłem cicho. - Gdyby nie pan, dalej czułbym pustkę.
Pan Tomago skłonił głowę i wyszedł na deszcz, zarzucając na siebie swoją kurtkę. Zostałem sam przy stoliku ze zdjęciami, które mi podarował, choć wciąż czułem się pusto tam, w środku. Już wiedziałem wiele rzeczy na temat moich rodziców, ale ich śmierć wciąż mnie zastanawiała. I to dziwne zachowanie pana Tomago... Obróciłem jedno ze zdjęć i zobaczyłem na nim tekst napisany drobnym druczkiem: C. Mayson. Ktoś to musiał dopisać, uświadomiłem sobie. Spojrzałem jeszcze raz na sylwetkę pana Tomago, znikającą w szarości ulicy. Musiałem koniecznie sprawdzić, co oznaczają te słowa.
Mam nadzieję, że zainteresowałam ;3 uwielbiam dla Was pisać, naprawdę, a ten blog i Hiccstrid mnie tak rozkręcają że o raju! Pozdrowienia dla Was wszystkich, którzy jesteście tutaj i czytacie moje wypociny <3 kocham Was ;*
Acha, i musiałam dodać to zdj bo normalnie wycisnęło mi łzy *o*
Jeśli chcecie, mogę Wam co jakiś czas dodawać foty związane z WS które wpadły mi w oko ;) do Was należy wybór ;)
Stukałem paznokciem w stół, zastanawiając się przy tym nad ostatnimi dniami. GoGo już kilka razy próbowała ze mną porozmawiać, ale za każdym razem ją ignorowałem. Gdy myślałem o niej, czułem gniew. Gdybym ja wiedział coś tak dla niej ważnego, na pewno bym jej powiedział. Tym bardziej, że przecież byliśmy przyjaciółmi.
Zastanawiałem się również nad moimi ostatnimi rozmowami z Sam. Bardzo miło mi się spędzało z nią czas, ale poza tą akcją, gdy pocałowała mnie w policzek wtedy na ulicy nie stało się nic. Po prostu traktowaliśmy się jak znajomi, być może już nawet przyjaciele. Sam bardzo pomagała nam w pracach w AZN. Wytłumaczyła nam, że nie będziemy musieli przechodzić już więcej żadnych testów, ani nawet odwiedzać Agendę za często. Naszym zadaniem było po prostu robienie tego, co zawsze, z tą małą różnicą, że to nie my mieliśmy się dowiadywać o różnych niebezpieczeństwach zagrażających San Fransokyo, ale Agenda miała to robić za nas. My tylko mieliśmy reagować na ich wezwania.
Poza tym AZN dbał o nasz transport, więc teraz rzadko kiedy korzystaliśmy z moich butów, czy z silników Baymaxa. A przynajmniej tak miało być, jeszcze nie wykonaliśmy żadnej misji od czasu przystąpienia do Agendy.
W końcu, gdy zobaczyłem w drzwiach kawiarni pana Tomago, przecierającego zmęczoną dłonią twarz, poczułem strach przed tym, co mogę od niego usłyszeć. Sam poprosiłem go o tą rozmowę, teraz trzęsłem się na samą myśl, jak kto głupi.
- Witaj, Hiro - uśmiechnął się pan Tomago, zajmując miejsce naprzeciw mnie. Nie mogliśmy się spotkać w kawiarni cioci, bo znając życie, ciocia Cass weszłaby z butami w naszą dyskusję, a nie chciałem, żeby wiedziała na ten temat cokolwiek. - Wybacz, zatrzymali mnie w pracy.
Z tego, co słyszałem od Honey, pan Tomago wrócił już do swojej pracy, wbrew sprzeciwom jego córki. Wyglądał coraz lepiej, jakby odpoczynek, nawet tak krótki, dodał mu sił.
- Nic nie szkodzi - powiedziałem i niemal natychmiast pojawiła się koło nas szczupła kelnerka.
- Coś podać? - zapytała, mrugając gwałtownie doczepianymi rzęsami. Nie wyglądała staro, mimo to jej rzęsy naprawdę mnie przerażały.
- Herbatę - pan Tomago uśmiechnął się przyjemnie do młodej kelnerki, po czym przeniósł swój wzrok na mnie.
- To ja też poproszę - mruknąłem.
Gdy kelnerka odeszła, pan Tomago niemal natychmiast przeszedł do celu naszej rozmowy.
- Zgaduję, że poprosiłeś mnie o rozmowę ze względu na to, co ci ostatnio powiedziałem.
- Taak - odpowiedziałem z wahaniem. - Przepraszam, że od tamtej pory się nie odzywałem. Musiałem to przemyśleć...
- Nie, nic nie szkodzi - pan Tomago machnął ręką. - Rozumiem, że było ci z tym ciężko. Od razu chciałbym cię poprosić, byś odpuścił GoGo.
Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia.
- Co?
- To ja jej zabroniłem mówić ci cokolwiek na ten temat. - pan Tomago przygryzł wargę, jakby ze wstydem. - Wiedziałem, że to będzie dla ciebie szok, ale wolałem ci sam o tym powiedzieć.
- To jej nie usprawiedliwia - warknąłem.
- Ależ tak - pan Tomago potrząsnął głową. - Na pewno powiedziałaby ci to, gdybym jej o to nie poprosił. Znam ją. Chciała dla ciebie jak najlepiej.
Odwróciłem wzrok, patrząc na krople deszczu lekko muskające ulicę. Przechodnie powoli znikali z ulicy, chowając się w zaułkach, jakby domyślali się, że za chwilę lunie ulewa.
- Mam kilka pytań co do moich rodziców - zacząłem, bo przecież po to spotkałem się z panem Tomago, nie po to, by rozmawiać z nim o GoGo. - Po pierwsze... Na pewno wie pan coś więcej na temat długów mojej mamy. Jeśli je miała, dlaczego ciocia Cass nigdy nie powiedziała tego mi i Tadashiemu?
Pan Tomago spojrzał na mnie bystro spod czarnych brwi, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Twoja ciocia zna niemal wszystkie odpowiedzi na twoje pytania, ale nie radziłbym ją pytać. Śmierć swojej siostry przeżyła tak mocno, jak ty śmierć Tadashiego, a może i bardziej. Przez rok musiała się leczyć. Poza tym, dopóki nie złapano choć części z tych ludzi, od których twoja mama pożyczała pieniądze, mieszkała z wami poza miastem w starym porcie Takkan-Jiu.
Miałem w głowie jak za mgłą wspomnienie tego miejsca. Zapach rdzy i oleju. Choć wspomnienie było bardzo odległe, potrafiłem wyłapać niektóre obrazy.
- Skąd pan to wie? Myślałem, że nie zna pan mojej cioci...
- Myliłeś się. - w tym momencie kelnerka przyniosła dwie herbaty i postawiła je na stoliku. - Dzięki twoim rodzicom poznałem również Cass. Od zawsze miała wielkie serce, poza tym zawsze miała dar do układania sobie życia po swojemu - przypomniałem sobie moją niedawną rozmowę z Sam. Powiedziała mi, że zazdrościła mi tego, że moje życie jest takie niepoukładane. Ciekawe czy cioci Cass też to doskwierało.
- Więc miał pan kontakt z moją ciocią po śmierci moich rodziców? - mój głos był tak obojętny, że przez chwilę wystraszyłem się, że należy do kogoś innego. Pan Tomago pociągnął łyk herbaty, przymykając przy tym oczy w geście przytaknięcia.
- Kontakt się urwał, gdy skończyłeś pięć lat. Sam nie wiem, czemu. Ostatnio, gdy Cass była ze mną na Saint Island zdołaliśmy trochę porozmawiać, ale nie miałem tyle odwagi, by zapytać ją o szczegóły sprzed wypadku twoich rodziców.
Zdmuchnąłem parę znad mojej filiżanki, ale nie zdecydowałem się spróbować mojej herbaty.
- Kiedy pan się o mnie dowiedział? - zapytałem od niechcenia. - O tym, kim jestem.
- GoGo często wymawiała twoje imię, gdy opowiadała o Instytucie - zmusiłem się całą siłą woli, by nie wyglądać jak zdziwiony idiota. - Raz powiedziała coś o kawiarni i o twojej cioci i wtedy skojarzyłem fakty. Wiedziałem, że Cass otworzyła kawiarnię, gdy wróciła z Takkan-Jiu.
- Mógłby mi pan... powiedzieć coś więcej na temat moich rodziców? - zapytałem nieśmiało. Niby kogo miałbym o to spytać? Ciocię Cass?
- Pewnie, - pan Tomago uśmiechnął się do mnie szczerze. - wszystko, co chcesz wiedzieć?
To było trudne pytanie. Pragnąłem wiedzieć wszystko. Od tych najmniejszych i najmniej ważnych faktów do tych najważniejszych, o których pewnie już pan Tomago zdążył mi opowiedzieć. Nagle pan Tomago zrobił dziwną minę, jego oczy otworzyły się gwałtownie, a on sam zaczął szperać w wewnętrznej kieszeni jego eleganckiej kurtki.
- Och, zapomniałbym. Mam coś dla ciebie. - wyciągnął kilka pomniejszych kartek, po których od razu poznałem, że były fotografiami. Jedne miały skazy, inne zachowały się wręcz idealnie.
Zacząłem je przeglądać z zainteresowaniem. Na pierwszym zdjęciu widniała piętnastka uczniów ubranych w te same, granatowe mundurki. Poznałem od razu pana Tomago - miał to samo mądre spojrzenie, choć twarz rzeczywiście dużo młodszą. Zauważyłem nawet, że GoGo bardzo go przypomina, choć ma delikatniejsze rysy i inne usta.
- Tu jest twój ojciec - wskazał pan Tomago na chłopaka, obok którego wtedy stał. Chłopak ten miał czarne włosy i szeroki uśmiech. Przez moment miałem wrażenie, że patrzę na Tadashiego. Był równie wysoki i szczupły, miał krótkie włosy i ciemne oczy schowane za łagodnymi brwiami. Poza tym miał bardzo dobrotliwe spojrzenie.
- Wygląda jak Tadashi - wypowiedziałem na głos moje myśli. Pan Tomago spuścił ze smutkiem wzrok, ale podał mi kolejne zdjęcie.
Tym razem również widziałem pana Tomago w towarzystwie mojego ojca, ale tym razem byli dużo starsi. Trzymali w dłoniach zwinięte dyplomy i obejmowali się po przyjacielsku. Na tym zdjęciu mój tato również się uśmiechał, co więcej, nawet pan Tomago, który na poprzednim zdjęciu wyglądał bardzo poważnie, na tym śmiał się razem z moim ojcem. Oboje mieli na sobie czarne togi i czapki absolwenckie z wiszącymi pędzelkami.
- Mam też jedno zdjęcie ze ślubu twoich rodziców - powiedział z zamysłem pan Tomago. Widziałem, że pokazywanie mi jego zdjęć sprawia mu przyjemność.
Na tym zdjęciu widziałem po raz pierwszy moją mamę - ubraną w skromną, śnieżnobiałą suknię, sięgającą kolan. Włosy miała spięte w ciasnego warkocza, zaplatanego wokół głowy w wianek. Z tyłu jej fryzury zwieszał się gładki welon. Twarz mojej mamy miała skupiony i szczęśliwy wyraz. Uderzyło mnie to, że tą samą twarz widziałem co rano w lustrze. Przyjrzałem się dokładniej temu zdjęciu, zwracając szczególną uwagę na wygląd mojej mamy. Miała duże, brązowe oczy i zaczerwienione policzki. Jednak to coś w jej oczach przypomniało mi o moim własnym wyglądzie.
- Też zauważyłem to podobieństwo - rzekł spokojnie pan Tomago. - Choć przyznam, że akurat co do cech charakteru, to ty bardziej przypominasz swojego ojca niż twój brat.
- Naprawdę? - zapytałem.
- Taak - mój rozmówca zamyślił się. - twój ojciec miał głowę pełną pomysłów i nie zawsze zastanawiał się nad ich skutkami. Nie raz wpakował mnie w kłopoty, ale zawsze potrafił mnie z nich wyplątać.
- W takim razie nie jesteśmy do siebie podobni - uśmiechnąłem się, przypominając sobie misję złapania Ithaniego. Naraziłem wtedy moich przyjaciół na ogromne niebezpieczeństwo.
Pan Tomago uśmiechnął się również, ale nie próbował się wykłócać, choć najczęściej był stanowczy tak samo jak GoGo. Czasem zastanawiałem się, jak mogą się ze sobą dogadywać.
- Mam jeszcze jedno - tato GoGo wyciągnął spod zdjęć, fotografię, której nie zauważyłem. To była ta najlepiej zachowana.
- To ciocia Cass? - zapytałem, patrząc na dwie, przytulone do siebie kobiety.
Jedna z nich miała farbowane ciemnobrązowe włosy z jasnymi pasmami. Bez problemu poznałem moją ciocię, która uśmiechała się do fotografa. Moja mama przytulała ją mocno, a jej błękitna sukienka powiewała na wietrze. Obie wyglądały, jakby bardzo się kochały. Nic dziwnego, że moja ciocia nie lubi rozmawiać na temat swojej siostry. Nie muszę się nawet domyślać, wiem, co przeżyła, gdy jej siostra zginęła w wypadku.
- Są twoje - powiedział pan Tomago, gdy skończyłem oglądać zdjęcia.
- Wszystkie? - zapytałem ze zdziwieniem.
- Po to je tu przyniosłem - odparł tato GoGo uśmiechając się do mnie. - Tobie bardziej posłużą. Mnie tylko ranią, gdy na nie patrzę, ty możesz się poczuć lepiej, wiedząc, kim jesteś.
- Dziękuję - rzekłem szczerze, patrząc z zachwytem na zdjęcia.
- Czy masz jeszcze jakieś pytania? - zapytał mnie pan Tomago, dopijając swoją herbatę. Dopiero teraz przypomniałem sobie o mojej własnej, która już pewnie wystygła.
- Tak, odnośnie tego wypadku. Słyszałem tylko o tym, że moi rodzice jechali samochodem. Co się wtedy właściwie stało? - zdziwił mnie mój własny, opanowany głos. Pan Tomago zmarszczył brwi, jakby ze smutkiem wspominał to wydarzenie.
- Z tego, co mi wiadomo, twoi rodzice zderzyli się z nadjeżdżającym tirem, który zwalił ich samochód z mostu Red Gate. Nie mieli najmniejszych szans, Hiro...
- Ale mówił pan coś o tym, że być może to nie był...
- To był wypadek - przerwał mi twardo pan Tomago. - Zapomnij o tym, co mówiłem.
- Ale...
- Lepiej zachować zmarłych w pamięci dla ich spokoju, niż rozpamiętywać ich czasy. - powiedział twardo pan Tomago. Zupełnie nie rozumiałem jego reakcji. W jego oczach widziałem strach. Przez myśl mi przeszło, że boi się wyznać prawdę na temat śmierci moich rodziców. - A teraz wybacz mi, ale mam jeszcze kilka pilnych spraw do załatwienia - powiedział, zostawiając na stole drobne. - Jeszcze raz bardzo ci dziękuję za twoją obecność wtedy, w szpitalu. Jestem pewien, że moja córka jest ci wdzięczna jeszcze bardziej ode mnie.
- To ja powinienem panu podziękować - odparłem cicho. - Gdyby nie pan, dalej czułbym pustkę.
Pan Tomago skłonił głowę i wyszedł na deszcz, zarzucając na siebie swoją kurtkę. Zostałem sam przy stoliku ze zdjęciami, które mi podarował, choć wciąż czułem się pusto tam, w środku. Już wiedziałem wiele rzeczy na temat moich rodziców, ale ich śmierć wciąż mnie zastanawiała. I to dziwne zachowanie pana Tomago... Obróciłem jedno ze zdjęć i zobaczyłem na nim tekst napisany drobnym druczkiem: C. Mayson. Ktoś to musiał dopisać, uświadomiłem sobie. Spojrzałem jeszcze raz na sylwetkę pana Tomago, znikającą w szarości ulicy. Musiałem koniecznie sprawdzić, co oznaczają te słowa.
Mam nadzieję, że zainteresowałam ;3 uwielbiam dla Was pisać, naprawdę, a ten blog i Hiccstrid mnie tak rozkręcają że o raju! Pozdrowienia dla Was wszystkich, którzy jesteście tutaj i czytacie moje wypociny <3 kocham Was ;*
Acha, i musiałam dodać to zdj bo normalnie wycisnęło mi łzy *o*
Jeśli chcecie, mogę Wam co jakiś czas dodawać foty związane z WS które wpadły mi w oko ;) do Was należy wybór ;)
8/14/2015
Spacer o zachodzie słońca
- Och, jacy oni słodcy - usłyszałem głos, który przywołał mnie do rzeczywistości. Gdy zamrugałem, zobaczyłem przed sobą Honey i Baymaxa przyglądających się mi badawczo. Dopiero po minie przyjaciółki zwróciłem uwagę na to, że siedzę wciąż na tym samym korytarzu, obejmując GoGo wciąż śpiącą w moich ramionach. Nawet nie wiecie jak bardzo czułem się zażenowany tą sytuacją.
Honey zaśmiała się, widząc moją reakcję, ale pomogła mi dobudzić GoGo.
- Co jest..? - zapytała zaspana GoGo, ocierając zmęczone oczy ze znużeniem. Całość jej makijażu spłynęła już dawno, gdy dziewczyna szlochała przed salą zabiegową, więc mieliśmy wszyscy rzadką okazję, by oglądać ją bez żadnego makijażu, a ja i tak nie potrafiłem oderwać od niej wzroku.
- Przyszłam zobaczyć, jak się czuje twój tato. Wiedziałam, że to dla ciebie trudne - zaczęła Honey. - Was i Fred też by przyszli, ale przekonałam ich, że lepiej, żebym przyszła sama.
GoGo uśmiechnęła się lekko, patrząc z wdzięcznością na przyjaciółkę.
- Dziękuję - wyszeptała. Widziałem, że wciąż jest zmęczona. Kilka godzin spania w zimnym korytarzu szpitala nie za wiele pomogłoby po tak ciężkiej nocy.
- Może powinnaś wrócić do domu i odpocząć - zaproponowałem, ale umilknąłem zaraz po tym, jak GoGo rzuciła mi zagniewane spojrzenie.
- To jak z twoim ojcem? - zapytała Honey, próbując wyrwać mnie z opresji, jaką było zirytowanie GoGo.
- Myślę, że dobrze - odpowiedziała jej ze spokojem. - Lekarze mówią, że mogą go wypisać za kilka dni i że jego stan się poprawia.
Odetchnąłem z ulgą. Pan Tomago był jedną z osób, którym życzyłbym jak najlepszego zdrowia, zaraz po cioci Cass.
- Więc zamierzasz siedzieć tu kilka dni? - poparła mnie nagle Honey. - Zamęczysz się dziewczyno.
Baymax wtrącił się szybko do rozmowy.
- To prawda, GoGo. Naprawdę powinnaś odpocząć. Sen w tym wypadku jest najlepszym pomysłem.
- Ludzie, przecież nic mi nie jest - kłóciła się GoGo.
- Zaprzeczanie jest najlepszą formą poparcia - Baymax zapatrzył się na dziewczynę z pewnością. - Hiro mnie tego nauczył.
W tym momencie wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, łącznie nawet z GoGo. Potrzebowaliśmy nieco humoru po tylu przejściach przez ostatnią dobę.
- Hiro nauczył cię czegoś jeszcze? - zapytała GoGo, spoglądając na mnie z uśmiechem.
- Owszem - odpowiedział robot. - Żeby nie wkładać palce między drzwi i żeby nie wychodzić na słońce podczas upałów. Wtedy blachy się rozgrzewają.
Honey zakryła usta dłonią, żeby znowu nie ryknąć śmiechem. GoGo uśmiechnęła się szczerze.
- A o tym, żeby nie wpakowywać się w kłopoty i słuchać starszych, już ci nie powiedział? - zapytała, wystawiając mi język.
- Nie będę go uczył czegoś, czego sam nie umiem - broniłem się.
- Dobrze już, dobrze - Honey skończyła nasze przekomarzania. - Cieszę się, że wszystko dobrze - powiedziała z wyraźną ulgą.
- Wierz mi, że ja też - westchnęła GoGo, patrząc na korytarz prowadzący do sali, gdzie leżał jej ojciec.
- To może ja zostawię was samych - powiedziała Honey, patrząc głównie na mnie i na GoGo, jakby Baymax w ogóle nie istniał. - Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, to się odezwij, ale widzę, że jestem zbędna - dodała, mrugając do mnie. Dziwiło mnie jej zachowanie, ale wolałem się nad tym nie zastanawiać. I tak bym tego nie zrozumiał.
Gdy Honey zniknęła w korytarzu, GoGo od razu spojrzała na Baymaxa.
- Mógłbyś nas na chwilkę zostawić? - zapytała robota. Te pięć słów sprawiły, że poczułem ciarki na plecach. Miałem jednak cichą nadzieję, że GoGo była na tyle zmęczona, że zapomniała już jaki przybity byłem, gdy wyszedłem z sali jej ojca.
Baymax spojrzał na mnie niemal z troską, po czym skinął głową i bez słowa odszedł. Patrzyłem za robotem, zastanawiając się, czy jego obecność w szpitalu nie spodoba się lekarzom na tyle, że będą chcieli go ode mnie odkupić. Nigdy nie sprzedałbym Baymaxa, to było pewne, więc miał teraz choć trochę czasu, by móc naprawdę pomóc ludziom w tym miejscu. A to zajęcie naprawdę mu się spodobało.
- Powiesz mi teraz, co się stało? - zapytała GoGo, patrząc mi w oczy. Nie znosiłem, gdy to robiła. Zawsze wtedy patrzyłem na cokolwiek innego, nie mogąc wytrzymać jej twardego spojrzenia.
- Nic mi nie jest, już przeszło. - odpowiedziałem, tak naprawdę wiedząc, że to nic nie da. GoGo przysunęła się bliżej mnie, wzdychając lekko.
- Możesz sobie okłamywać ciocię Cass, albo Baymaxa, ale mnie nie okłamiesz - odparła. Zauważyłem, że chyba po raz pierwszy nie żuła gumy. Trudno się dziwić, by pomyślała o tym siedząc w szpitalu.
- Nie chcę cię obarczać moimi problemami - przyznałem, zastanawiając się, przez co musiała przejść przez ostatnią dobę. Aż dziw bierze, że jeszcze się trzyma.
GoGo skrzyżowała ręce, wciąż nie ustępując. W końcu nie wytrzymałem i spojrzałem jej w oczy. Sam ich widok zmroził mnie na tyle, że nie potrafiłem nic powiedzieć. Dlaczego ze wszystkich osób, tylko GoGo tak na mnie działała?
- Twój ojciec znał moich rodziców - wydukałem. - Zasugerował mi, że ich śmierć mogła nie być przypadkowa.
GoGo otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia, patrząc na mnie z troską.
- Jak to? - widać, że to nią wstrząsnęło. - Znaczy, wiedziałam, że mój ojciec przyjaźnił się z twoim ojcem, ale nie wiedziałam...
- Zaraz - warknąłem. - Wiedziałaś o tym? I nic mi nie powiedziałaś?!
Nie potrafiłem tego zrozumieć. Chyba nie znalazłbym nic, co mogłoby tłumaczyć jej zachowanie. Odwróciłem się na pięcie, chcąc odejść, ale GoGo zatrzymała mnie.
- Hiro, stój, to nie tak...
- A jak? - warknąłem. - Zamierzałaś mi w ogóle kiedyś powiedzieć? - zapytałem z powagą. - Odkąd umarł Tadashi, nie mam skąd dowiedzieć się, kim byli moi rodzice, ciocia Cass za każdym razem milczy. Myślisz, że to tak fajnie dowiedzieć się z dnia na dzień o czymś takim?
Tym razem GoGo mnie nie zatrzymywała. Minąłem ją wolno, gdy na jej policzkach pojawiły się łzy. Nie miałem siły, by odwrócić się i spojrzeć na nią po raz ostatni, zanim wyszedłem ze szpitala. I co więcej, wcale nie chciałem tego zrobić.
Szedłem sobie spokojnie po wybrzeżu, wpatrując się w to, jak fale zamaszyście targną się na plażę. To samo dzieje się z wydarzeniami w moim życiu. Mam już dość tego, że właściwie nic nie idzie po mojej myśli. Minęło kilka dni od mojej rozmowy z panem Tomago, a z tego, co wiem, wczoraj wypisano go ze szpitala. Honey regularnie odwiedza GoGo, dodając jej otuchy. Nie potrafię się przełamać, nie po tym, co poczułem, uświadamiając sobie, że funkcjonowałem normalnie, a GoGo nic mi nie powiedziała o tym, że jej ojciec znał moich rodziców. Ta informacja naprawdę wprowadzała w moim życiu zamęt. Nie wiem, czemu, ale czułem się oszukany, co w pewnym sensie było prawdą.
- Coś się stało? - zagadnęła mnie Sam, patrząc na mnie uważnie. Przez chwilę prawie zapomniałem o jej obecności. Blondynka wpatrywała się we mnie z troską, co postawiło mnie nieco na nogi.
- Nic mi nie jest - odparłem. Lubiłem w Sam to, że była całkowicie inna od GoGo. Wierzyła we wszystko, co jej mówiłem, a gdy nie chciałem odpowiadać, nie naciskała. Z drugiej jednak strony GoGo doskonale wiedziała, że gdyby nie jej zachowanie nigdy bym się przed nią nie otworzył, więc Sam raczej nie miała tej możliwości.
- Może lody na poprawę humoru? - zapytała z uśmiechem, wskazując na stacjonującego na plaży sprzedawcę. Uśmiechnąłem się i oboje poszliśmy w kierunku sprzedawcy.
Gdy zapłaciliśmy mu, usiedliśmy najzwyczajniej na piasku, oglądając fale. Pomyślałem, że muszę mieć czas na przemyślenie kilku spraw, a Sam nadawała się do towarzystwa wręcz idealnie. Przy niej czułem się naprawdę lekko.
- Masz jakieś plany po Instytucie? - zapytała mnie po chwili ciszy. Z jednej strony to, jak na mnie patrzyła, odrobinę mnie irytowało, z drugiej strony właśnie to lubiłem w niej najbardziej.
- Czy ja wiem... - mruknąłem, smakując moich waniliowych lodów. - Nie jestem pewien. Pewnie i tak jeśli już coś sobie ustalę, wszystko się zmieni.
- I tego ci właśnie zazdroszczę - powiedziała Sam. Popatrzyłem na nią ze zdziwieniem. - Życie układa ci się po swojemu, a mi w ogóle. Co z tego, że sobie coś zaplanuję, jak okazuje się, że to wcale nie to, co bym chciała.
- Mówisz o pracy w AZN-ie? - zapytałem ją.
- Tak - westchnęła. Jej blond włosy powiewały na wietrze lekko. - Chcę studiować, Hiro.
- Ale mówiłaś, że zarobki w Agendzie są dość spore...
- Tak, ale mówiłam też, że moi rodzice mają długi. - odparła oschle. Zaraz przypomniały mi się słowa pana Tomago. Nie wiem teraz, czy wiem, jak czuje się Sam, bo przecież nawet jeśli moi rodzice mieli długi, to i tak byłem za młody, bym mógł cokolwiek skumać.
- Pewnego dnia wyjdziesz na prostą - powiedziałem, próbując ją wesprzeć. - A na marzenia nigdy nie jest za późno.
- A ty spełniłeś swoje marzenia? - zapytała, patrząc na mnie uważnie. Z niepokojem zauważyłem, że siedzę bardzo blisko niej.
- Nie wiem. Niektóre są w trakcie realizacji - powiedziałem, na co Sam zaśmiała się.
Siedzieliśmy aż do zachodu słońca, który wyglądał wyjątkowo, nie zasłonięty wysokimi budynkami San Fransokyo. Taki widok rzadko kiedy miałem okazję oglądać, nawet z mojego okna.
Odprowadziłem Sam aż pod jej dom, nie chcąc, żeby wracała po ciemku sama. Jej dom mieścił się na głównej alei. Był to mały, ciasny dom jednorodzinny, ale nawet z daleka wyglądał przytulnie. Okryła się ciasno swetrem i popatrzyła na mnie z rumieńcem na twarzy.
- Dziękuję za dzisiejszy dzień - powiedziała Sam, odgarniając włosy z czoła.
- Polecam się na przyszłość - odpowiedziałem z uśmiechem i zanim się spostrzegłem, Sam pocałowała mnie w policzek i odbiegła do swojego domu.
Zarumieniłem się tak, jak ona przed chwilą i ruszyłem do siebie, wciskając ręce do kieszeni. Pomimo wszystko, na moich ustach pojawił się uśmiech podczas powrotu do wiecznie głośnej kawiarni cioci Cass.
Ta daaam! Mam nadzieję, że wam się podobało ;)
Wgl orginał jednego ze zdań brzmiał tak:
Odprowadziłem Sam aż pod sam dom, nie chcąc, żeby wracała po ciemku sama.
Ale pomyślałam, że za dużo Sam w jednym zdaniu XD
Tak czy inaczej mam pytanie. Czy ktoś jest Team Sam czy wszyscy Team GoGo? :D bardzo mnie to ciekawi xd
Honey zaśmiała się, widząc moją reakcję, ale pomogła mi dobudzić GoGo.
- Co jest..? - zapytała zaspana GoGo, ocierając zmęczone oczy ze znużeniem. Całość jej makijażu spłynęła już dawno, gdy dziewczyna szlochała przed salą zabiegową, więc mieliśmy wszyscy rzadką okazję, by oglądać ją bez żadnego makijażu, a ja i tak nie potrafiłem oderwać od niej wzroku.
- Przyszłam zobaczyć, jak się czuje twój tato. Wiedziałam, że to dla ciebie trudne - zaczęła Honey. - Was i Fred też by przyszli, ale przekonałam ich, że lepiej, żebym przyszła sama.
GoGo uśmiechnęła się lekko, patrząc z wdzięcznością na przyjaciółkę.
- Dziękuję - wyszeptała. Widziałem, że wciąż jest zmęczona. Kilka godzin spania w zimnym korytarzu szpitala nie za wiele pomogłoby po tak ciężkiej nocy.
- Może powinnaś wrócić do domu i odpocząć - zaproponowałem, ale umilknąłem zaraz po tym, jak GoGo rzuciła mi zagniewane spojrzenie.
- To jak z twoim ojcem? - zapytała Honey, próbując wyrwać mnie z opresji, jaką było zirytowanie GoGo.
- Myślę, że dobrze - odpowiedziała jej ze spokojem. - Lekarze mówią, że mogą go wypisać za kilka dni i że jego stan się poprawia.
Odetchnąłem z ulgą. Pan Tomago był jedną z osób, którym życzyłbym jak najlepszego zdrowia, zaraz po cioci Cass.
- Więc zamierzasz siedzieć tu kilka dni? - poparła mnie nagle Honey. - Zamęczysz się dziewczyno.
Baymax wtrącił się szybko do rozmowy.
- To prawda, GoGo. Naprawdę powinnaś odpocząć. Sen w tym wypadku jest najlepszym pomysłem.
- Ludzie, przecież nic mi nie jest - kłóciła się GoGo.
- Zaprzeczanie jest najlepszą formą poparcia - Baymax zapatrzył się na dziewczynę z pewnością. - Hiro mnie tego nauczył.
W tym momencie wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, łącznie nawet z GoGo. Potrzebowaliśmy nieco humoru po tylu przejściach przez ostatnią dobę.
- Hiro nauczył cię czegoś jeszcze? - zapytała GoGo, spoglądając na mnie z uśmiechem.
- Owszem - odpowiedział robot. - Żeby nie wkładać palce między drzwi i żeby nie wychodzić na słońce podczas upałów. Wtedy blachy się rozgrzewają.
Honey zakryła usta dłonią, żeby znowu nie ryknąć śmiechem. GoGo uśmiechnęła się szczerze.
- A o tym, żeby nie wpakowywać się w kłopoty i słuchać starszych, już ci nie powiedział? - zapytała, wystawiając mi język.
- Nie będę go uczył czegoś, czego sam nie umiem - broniłem się.
- Dobrze już, dobrze - Honey skończyła nasze przekomarzania. - Cieszę się, że wszystko dobrze - powiedziała z wyraźną ulgą.
- Wierz mi, że ja też - westchnęła GoGo, patrząc na korytarz prowadzący do sali, gdzie leżał jej ojciec.
- To może ja zostawię was samych - powiedziała Honey, patrząc głównie na mnie i na GoGo, jakby Baymax w ogóle nie istniał. - Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, to się odezwij, ale widzę, że jestem zbędna - dodała, mrugając do mnie. Dziwiło mnie jej zachowanie, ale wolałem się nad tym nie zastanawiać. I tak bym tego nie zrozumiał.
Gdy Honey zniknęła w korytarzu, GoGo od razu spojrzała na Baymaxa.
- Mógłbyś nas na chwilkę zostawić? - zapytała robota. Te pięć słów sprawiły, że poczułem ciarki na plecach. Miałem jednak cichą nadzieję, że GoGo była na tyle zmęczona, że zapomniała już jaki przybity byłem, gdy wyszedłem z sali jej ojca.
Baymax spojrzał na mnie niemal z troską, po czym skinął głową i bez słowa odszedł. Patrzyłem za robotem, zastanawiając się, czy jego obecność w szpitalu nie spodoba się lekarzom na tyle, że będą chcieli go ode mnie odkupić. Nigdy nie sprzedałbym Baymaxa, to było pewne, więc miał teraz choć trochę czasu, by móc naprawdę pomóc ludziom w tym miejscu. A to zajęcie naprawdę mu się spodobało.
- Powiesz mi teraz, co się stało? - zapytała GoGo, patrząc mi w oczy. Nie znosiłem, gdy to robiła. Zawsze wtedy patrzyłem na cokolwiek innego, nie mogąc wytrzymać jej twardego spojrzenia.
- Nic mi nie jest, już przeszło. - odpowiedziałem, tak naprawdę wiedząc, że to nic nie da. GoGo przysunęła się bliżej mnie, wzdychając lekko.
- Możesz sobie okłamywać ciocię Cass, albo Baymaxa, ale mnie nie okłamiesz - odparła. Zauważyłem, że chyba po raz pierwszy nie żuła gumy. Trudno się dziwić, by pomyślała o tym siedząc w szpitalu.
- Nie chcę cię obarczać moimi problemami - przyznałem, zastanawiając się, przez co musiała przejść przez ostatnią dobę. Aż dziw bierze, że jeszcze się trzyma.
GoGo skrzyżowała ręce, wciąż nie ustępując. W końcu nie wytrzymałem i spojrzałem jej w oczy. Sam ich widok zmroził mnie na tyle, że nie potrafiłem nic powiedzieć. Dlaczego ze wszystkich osób, tylko GoGo tak na mnie działała?
- Twój ojciec znał moich rodziców - wydukałem. - Zasugerował mi, że ich śmierć mogła nie być przypadkowa.
GoGo otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia, patrząc na mnie z troską.
- Jak to? - widać, że to nią wstrząsnęło. - Znaczy, wiedziałam, że mój ojciec przyjaźnił się z twoim ojcem, ale nie wiedziałam...
- Zaraz - warknąłem. - Wiedziałaś o tym? I nic mi nie powiedziałaś?!
Nie potrafiłem tego zrozumieć. Chyba nie znalazłbym nic, co mogłoby tłumaczyć jej zachowanie. Odwróciłem się na pięcie, chcąc odejść, ale GoGo zatrzymała mnie.
- Hiro, stój, to nie tak...
- A jak? - warknąłem. - Zamierzałaś mi w ogóle kiedyś powiedzieć? - zapytałem z powagą. - Odkąd umarł Tadashi, nie mam skąd dowiedzieć się, kim byli moi rodzice, ciocia Cass za każdym razem milczy. Myślisz, że to tak fajnie dowiedzieć się z dnia na dzień o czymś takim?
Tym razem GoGo mnie nie zatrzymywała. Minąłem ją wolno, gdy na jej policzkach pojawiły się łzy. Nie miałem siły, by odwrócić się i spojrzeć na nią po raz ostatni, zanim wyszedłem ze szpitala. I co więcej, wcale nie chciałem tego zrobić.
Szedłem sobie spokojnie po wybrzeżu, wpatrując się w to, jak fale zamaszyście targną się na plażę. To samo dzieje się z wydarzeniami w moim życiu. Mam już dość tego, że właściwie nic nie idzie po mojej myśli. Minęło kilka dni od mojej rozmowy z panem Tomago, a z tego, co wiem, wczoraj wypisano go ze szpitala. Honey regularnie odwiedza GoGo, dodając jej otuchy. Nie potrafię się przełamać, nie po tym, co poczułem, uświadamiając sobie, że funkcjonowałem normalnie, a GoGo nic mi nie powiedziała o tym, że jej ojciec znał moich rodziców. Ta informacja naprawdę wprowadzała w moim życiu zamęt. Nie wiem, czemu, ale czułem się oszukany, co w pewnym sensie było prawdą.
- Coś się stało? - zagadnęła mnie Sam, patrząc na mnie uważnie. Przez chwilę prawie zapomniałem o jej obecności. Blondynka wpatrywała się we mnie z troską, co postawiło mnie nieco na nogi.
- Nic mi nie jest - odparłem. Lubiłem w Sam to, że była całkowicie inna od GoGo. Wierzyła we wszystko, co jej mówiłem, a gdy nie chciałem odpowiadać, nie naciskała. Z drugiej jednak strony GoGo doskonale wiedziała, że gdyby nie jej zachowanie nigdy bym się przed nią nie otworzył, więc Sam raczej nie miała tej możliwości.
- Może lody na poprawę humoru? - zapytała z uśmiechem, wskazując na stacjonującego na plaży sprzedawcę. Uśmiechnąłem się i oboje poszliśmy w kierunku sprzedawcy.
Gdy zapłaciliśmy mu, usiedliśmy najzwyczajniej na piasku, oglądając fale. Pomyślałem, że muszę mieć czas na przemyślenie kilku spraw, a Sam nadawała się do towarzystwa wręcz idealnie. Przy niej czułem się naprawdę lekko.
- Masz jakieś plany po Instytucie? - zapytała mnie po chwili ciszy. Z jednej strony to, jak na mnie patrzyła, odrobinę mnie irytowało, z drugiej strony właśnie to lubiłem w niej najbardziej.
- Czy ja wiem... - mruknąłem, smakując moich waniliowych lodów. - Nie jestem pewien. Pewnie i tak jeśli już coś sobie ustalę, wszystko się zmieni.
- I tego ci właśnie zazdroszczę - powiedziała Sam. Popatrzyłem na nią ze zdziwieniem. - Życie układa ci się po swojemu, a mi w ogóle. Co z tego, że sobie coś zaplanuję, jak okazuje się, że to wcale nie to, co bym chciała.
- Mówisz o pracy w AZN-ie? - zapytałem ją.
- Tak - westchnęła. Jej blond włosy powiewały na wietrze lekko. - Chcę studiować, Hiro.
- Ale mówiłaś, że zarobki w Agendzie są dość spore...
- Tak, ale mówiłam też, że moi rodzice mają długi. - odparła oschle. Zaraz przypomniały mi się słowa pana Tomago. Nie wiem teraz, czy wiem, jak czuje się Sam, bo przecież nawet jeśli moi rodzice mieli długi, to i tak byłem za młody, bym mógł cokolwiek skumać.
- Pewnego dnia wyjdziesz na prostą - powiedziałem, próbując ją wesprzeć. - A na marzenia nigdy nie jest za późno.
- A ty spełniłeś swoje marzenia? - zapytała, patrząc na mnie uważnie. Z niepokojem zauważyłem, że siedzę bardzo blisko niej.
- Nie wiem. Niektóre są w trakcie realizacji - powiedziałem, na co Sam zaśmiała się.
Siedzieliśmy aż do zachodu słońca, który wyglądał wyjątkowo, nie zasłonięty wysokimi budynkami San Fransokyo. Taki widok rzadko kiedy miałem okazję oglądać, nawet z mojego okna.
Odprowadziłem Sam aż pod jej dom, nie chcąc, żeby wracała po ciemku sama. Jej dom mieścił się na głównej alei. Był to mały, ciasny dom jednorodzinny, ale nawet z daleka wyglądał przytulnie. Okryła się ciasno swetrem i popatrzyła na mnie z rumieńcem na twarzy.
- Dziękuję za dzisiejszy dzień - powiedziała Sam, odgarniając włosy z czoła.
- Polecam się na przyszłość - odpowiedziałem z uśmiechem i zanim się spostrzegłem, Sam pocałowała mnie w policzek i odbiegła do swojego domu.
Zarumieniłem się tak, jak ona przed chwilą i ruszyłem do siebie, wciskając ręce do kieszeni. Pomimo wszystko, na moich ustach pojawił się uśmiech podczas powrotu do wiecznie głośnej kawiarni cioci Cass.
Ta daaam! Mam nadzieję, że wam się podobało ;)
Wgl orginał jednego ze zdań brzmiał tak:
Odprowadziłem Sam aż pod sam dom, nie chcąc, żeby wracała po ciemku sama.
Ale pomyślałam, że za dużo Sam w jednym zdaniu XD
Tak czy inaczej mam pytanie. Czy ktoś jest Team Sam czy wszyscy Team GoGo? :D bardzo mnie to ciekawi xd
8/09/2015
Pochodzenie
Zarzuciłem bluzę na ramiona, bo poranki w San Fransokyo stały się dość chłodne. Zapiąłem zamek, wpatrując się przez okno na pobliskie budynki oświetlone słabym blaskiem promieni. GoGo pewnie dalej siedzi przy ojcu, pomyślałem sobie, wyobrażając sobie jak bardzo musi być teraz zmęczona. Ja sam po krótkiej drzemce wciąż czułem się jak żywy trup. Idąc przez przedpokój, spojrzałem jeszcze raz szybko w lustro. Gdybym wyglądał na zmęczonego, GoGo pewnie kazałaby mi się obrócić na pięcie i odpocząć w domu. Dobrze wiedziałem, że prędzej, czy później by mnie do tego przekonała. Na szczęście nie wyglądałem tak źle, moje oczy nie były zaspane ani sklejone. Jedynie czarna czupryna sterczała we wszystkie strony, co dawało znać, że całkiem niedawno spałem.
Gdy zakładałem buty, przez drzwi prowadzące do kawiarni weszła ciocia Cass. Miała na sobie czysty fartuch , a jej czoło pokrywały liczne zmarszczki.
- Dokąd się wybieramy? - zapytała niezbyt przyjemnie. Nie dziwię jej się. Wczoraj przeżyła niemały kryzys, gdy wróciłem do domu nad ranem. Najwyraźniej jeszcze nie ochłonęła.
- Przecież nie zostawię GoGo samej - odparłem wprost, wzruszając ramionami. Oblicze cioci złagodniało, gdy patrzyła na mnie badawczo.
- Hiro, za krótko spałeś - powiedziała po chwili ciszy. Widać było, że wciąż się martwi.
- Dam sobie radę - mruknąłem.
Ciocia Cass podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno. Pożegnałem się z ciocią z uśmiechem. Wiedziałem, że zawsze mogę na nią liczyć.
- Pozdrów ode mnie GoGo - szepnęła smutno. - Musi się teraz czuć potwornie, będąc sama - przyznała. Poczułem suchość w gardle. Jak bym się czuł, gdyby coś stało się mojej cioci, tak naprawdę jedynej osobie z mojej rodziny, którą mam?
Ciocia poklepała mnie delikatnym ruchem po plecach, wciąż mi się przypatrując.
- Zależy ci? - zapytała cicho.
- Co?
- Na niej - moja ciocia była czasem niemożliwa. Starałem się jednak zachować w taki sposób, by nie nabrała podejrzeń.
- Pewnie, że tak - odpowiedziałem, nikogo nie okłamując. - Przyjaźnimy się.
Ciocia Cass znów założyła na siebie fartuch, z roztargnieniem kiwając głową. Mam nadzieję, że ją przekonałem. Poza tym przyszło mi do głowy, że przecież, gdyby to samo przytrafiło się Honey, czy Wasabiemu, zachowałbym się tak samo.
Bez słowa wymknąłem się z domu, idąc równym tempem w kierunku szpitala. Baymax cały czas był co prawda przy panu Tomago, ale wiedziałem, że GoGo i tak będzie czuła się źle. W końcu Baymax na pewno przyjął jako swojego pacjenta jej ojca, bo bardziej wymagał opieki, zostawiając dziewczynę bez wsparcia. Chyba będę musiał poprawić Baymaxowi sensory, pomyślałem, idąc szarawym chodnikiem.
Miasto o tej porze dopiero budziło się do życia, ale już słyszałem klaksony samochodów, próbujących się przebić do centrum oraz przyciszone rozmowy ludzi, którzy szli razem do pracy. Chłód poranka wcale nie przeszkodził mi jednak w szybkim dotarciu do szpitala, a wręcz przeciwnie - opatuliwszy się moją bluzą, szedłem szybciej, czując zimno szczypiące nieznośnie moją skórę.
Wkrótce dotarłem do szpitala, mijając przez czyste korytarze ubrane na biało pielęgniarki i zmęczonych lekarzy, kończących właśnie dyżury. Gdy dotarłem do właściwej sali, w której umieszczono pana Tomago, zawahałem się jednak i spojrzałem przez szybkę w drzwiach. Gdy zobaczyłem pacjenta, zamarłem ze wzruszenia.
Pan Tomago siedział, oparty o twardą poduszkę, w jego rękawa wychodziły cienkie rurki, podłączone do aparatury. Najwyraźniej spał, sądząc po zamkniętych oczach. Obok niego na łóżku siedziała jego córka, której głowa oparta była o ramię pacjenta. GoGo bez wątpienia spała. Jej ojciec odwrócił wzrok, przez co poznałem, że tak naprawdę nie spał, i popatrzył wprost na mnie, uśmiechając się lekko. Po skórze przeszły mi drobne ciarki, ale pan Tomago kiwnął głową w zapraszającym geście.
Zawahałem się, po czym pchnąłem drzwi, starając się zachować spokój. Lekarze i pielęgniarki nie powinni chcieć mnie stąd wyrzucić, po tym jak GoGo wmówiła im, że jestem kimś z rodziny. Ciekawe tylko, kim miałem być w tej rodzinie, zastanawiałem się.
- Jak pan się czuje? - zapytałem najciszej, jak mogłem, starając się nie obudzić GoGo, po czym usiadłem obok na krześle.
GoGo poruszyła się niespokojnie i otworzyła oczy, patrząc na mnie zaspanym wzrokiem.
- Nie najgorzej, chociaż bywało lepiej - odparł jej tato, poprawiając się na łóżku, po czym splótł palce i położył je na swoim przykrytym kołdrą brzuchu. - Słyszałem, że to wyłącznie zasługa twoja i Baymaxa - dopowiedział.
Spojrzałem ze zdziwieniem na GoGo, ale niestety nic nie wyczytałem z jej miny.
- To wcale nie tak - powiedziałem spokojnie. - po prostu byliśmy obok...
- Dobra, dobra, Hiro - mruknęła GoGo, siadając obok, również na krześle. - Mówiłam, że się wyprze - zwróciła się z tym do swojego ojca.
Pan Tomago zachichotał. Wyglądał o wiele lepiej i najwyraźniej jego stan musiał się ustabilizować, skoro wybudzono go ze śpiączki.
- Nie wypieram, to prawda - kłóciłem się z nią, choć wiedziałem, że sprzeczka z nią jest bez sensu, jak próby rozwalenia muru głową.
GoGo wystawiła mi tylko język. Widziałem po niej, że choć była zmęczona, czuła się o niebo lepiej, widząc zdrowego tatę. W końcu tyle przeszła w jedną noc...
- Nie powinnaś odpocząć? - zapytałem ją, wyobrażając sobie, jak bardzo musi być teraz śpiąca. Pod jej zaczerwienionymi od łez oczami kryły się niewyraźne szarawe plamy.
- Też tak myślę - poparł mnie pan Tomago, patrząc troskliwie na córkę.
- Nic mi nie jest - powiedziała hardo, zakładając nogę na nogę. Popatrzyłem na nią z powątpieniem, ale ona obrzuciła mnie tylko gniewnym spojrzeniem, mówiąc: - Serio.
- Gogiyo, czuję się lepiej, teraz to ty potrzebujesz wypoczynku - mówił wciąż spokojnie pan Tomago. Jego brwi okalały łagodnie jego zmęczone spojrzenie. - Jeśli tylko Hiro się zgodzi, potowarzyszy mi jakiś czas, aż nabierzesz siły.
Zamarłem. Tak naprawdę od razu poparłem pomysł pana Tomago, ale chyba tylko z uprzejmości. Kurczę, czułem się przerażony wyobrażając sobie, jak kleiłaby się nasza rozmowa. Pomyślałem, że tak naprawdę rodzina Tomago ma tylko siebie i czują się samotni, nic więc dziwnego, że tato GoGo wyszedł z takim pomysłem. Sama dziewczyna popatrzyła czujnie to na mnie, to na ojca i kiwnęła głową z westchnieniem, wychodząc. Miałem pewność, że przy wstawaniu zrobiło jej się słabo, bo złapała się za nasadę nosa, przymykając z grymasem oczy, ale oczywiście wszystko przed nami dokładnie ukryła.
- Do zobaczenia za godzinę - mruknęła, zamykając drzwi. Gdy to zrobiła, pan Tomago uśmiechnął się do mnie życzliwie.
-Naprawdę dziękuję, Hiro. - powiedział. - GoGo jest silna, ale w niektórych sytuacjach nawet ona nie potrafiłaby zachować zimnej krwi.
Uświadomiłem sobie, że po raz pierwszy jej tato nazwał ją tak jak my. Dziwnie było słyszeć to z jego ust. Przez okno do pomieszczenia wpadał chłodny powiew powietrza, ale w sali i tak było za duszno, więc po prostu zignorowałem wiatr targający moje włosy.
- Tu nie chodzi o sytuację - wyjaśniłem. - Gdyby spotkałoby to kogoś innego, dałaby sobie radę - odparłem pewnie. - Po prostu bardzo jej na panu zależy.
Kąciki ust pana Tomago uniosły się natychmiastowo.
- Mi na niej też - wyszeptał. - Jest jak jej mama. Impulsywna i oschła z zewnątrz, ale w środku ma wielkie serce.
Zapatrzyłem się w podłogę, rozmyślając nad tymi słowami. A zawsze myślałem, że zrobiła się oschła dopiero po związku z Ithanim. Chociaż być może jej matkę spotkało również coś takiego, gdy była młodsza, sam nie wiem.
- Musiała być niesamowita, skoro GoGo wciąż ją wspomina. - powiedziałem, a pan Tomago otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
- Naprawdę?
- Tak - odpowiedziałem, wzruszając ramionami. - Nie raz powiedziała mi, że bardzo za nią tęskni.
Pan Tomago zareagował dziwnie. Początkowo skrzywił się, a w jego ciemnych oczach zakwitły łzy.
- Nie zrozum mnie źle, Hiro. - wyszeptał. - Żałuję tylko, że nie otworzyła się z tym przede mną, swoim ojcem, tylko przed tobą.
- Ja sam nie wiem, jak to jest możliwe - przyznałem z uśmiechem.
- Ale ja wiem - powiedział poważnie pan Tomago, ale nie próbował tego wyjaśniać. Tylko spojrzał na mnie badawczo i po chwili powiedział: - Jesteś podobny do swojego ojca, Hiro.
Potrzebowałem chwili, by się otrząsnąć z tego, co usłyszałem. Mojego ojca? Skąd on właściwie znał mojego ojca. Zapytałem go o to z szokiem w głosie, ale pan Tomago wciąż obserwował mnie z uwagą.
- Przyjaźniłem się z twoim ojcem na długo przed tym, jak poznał twoją mamę. Naprawdę żałuję, że tak potoczyły się ich losy. Szczerze ich opłakiwałem.
Nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć. Czułem wewnątrz pustkę, jakbym tak naprawdę nie miał rodziców. Ciocia Cass rzadko mi o nich wspominała. Za każdym razem, gdy to robiła, zaczynała płakać. Bardzo kochała swoją siostrę, a naszą mamę. Tylko Tadashi wciąż wspominał rodziców, choć on sam nie pamiętał ich za dobrze. Teraz, gdy umarł, sądziłem, że już od nikogo nie dowiem się, kim byli moi rodzice.
- Jaki był mój ojciec? - zapytałem cicho. Mój głos był tak słaby, że poczułem się wręcz zawstydzony przy panu Tomago. On jednak jakby nie zwrócił na to uwagi.
- Przede wszystkim uczciwy. I dobry. - po tych słowach zachichotał. - Tak naprawdę, gdyby nie te dwie cechy, nie poznalibyśmy się. Jako jedyny stawał w mojej obronie, gdy jeszcze obaj chodziliśmy do szkoły, choć nie raz przez to oberwał. Tak, był też odważny.
Zaraz pomyślałem o Tadashim. Myślę, że to on bardziej wpasowałby się w te cechy niż ja. Zaraz przed oczami zobaczyłem zdeterminowaną minę brata, gdy wbiegał do płonącego Instytutu. Na samą myśl odwróciłem wzrok, maskując wszelkie uczucia, które wypłynęły na moją twarz.
- Więc w takim razie nie jestem do niego podobny - powiedziałem, tym razem pilnując, by mój głos brzmiał mocniej i chyba mi się to udało.
Pan Tomago popatrzył na mnie z ukosa.
- Twierdzisz, że się mylę? Dobrze znam się na ludziach.
- Nie twierdzę, że pan się myli - powiedziałem z naciskiem. - Twierdzę, że pomylił mnie pan z moim bratem. Wiedział pan, co robiłem ja, gdy on próbował pomagać innym?
Pan Tomago uśmiechnął się.
- Nie mówię o twojej przeszłości, tylko o tym, jaki jesteś teraz - naciskał. - Każdy popełnia w życiu błędy, ważne, żeby wyciągać z nich wnioski.
Odetchnąłem, wpatrując się w złączenia kafelek na podłodze. pan Tomago był stanowczy i inteligentny - to typ ludzi, z którymi ciężko się rozmawia, zwłaszcza, gdy są od ciebie starsi. Poza tym w głębi serca czułem, że nie ma racji. Zawsze byłem przeciwieństwem Tadashiego.
- Mówił pan, że nie znał mojej mamy? - zapytałem, jakbym chciał zmienić temat, chociaż rzeczywiście tak było.
- Nie, - uśmiechnął się pacjent. - nie mówiłem, że jej nie znałem. Powiedziałem, że poznałem wcześniej twojego ojca.
- Więc znał pan moją mamę? - zapytałem, czując narastającą ciekawość. Wreszcie znalazłem kogoś, kto mógłby odpowiedzieć mi na pytanie, kim tak naprawdę jestem.
- Oczywiście poznaliśmy się dzięki twojemu ojcu. Była to bardzo inteligentna kobieta i z tego, co mówił mi Keiji, nigdy się nie poddawała. Hmm, może ta cecha bardziej przypadnie ci do gustu? - zaśmiał się cicho pan Tomago. Nie wiedzieć, czemu moje myśli od razu powędrowały ku GoGo. Zarumieniłem się, wiedząc, że pan Tomago na pewno nie odkryje znaczenia tego gestu. - Tak, czy inaczej Sayuri zawsze otaczała się złymi ludźmi, co było dość dziwne, bo ona sama wiecznie uciekała od tego towarzystwa. Keiji tak naprawdę za każdym razem starał się jej pomóc, ale zawsze coś szło nie tak. W dzień wypadku właśnie zdarzyła się taka sytuacja.
Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia.
- Jaka?
- Twoja mama miała długi. Chciała studiować, ale zarobki twoich rodziców nie pozwalały im na to. Chciałem im pomóc, ale Keiji mnie nie słuchał. Poza tym długi twojej matki brały się jeszcze sprzed znajomości mojej i Sayuri. Myślę, że wtedy właśnie chcieli zapłacić swoim wierzycielom i...
Pan Tomago przerwał nagle, patrząc na mnie ze wstydem.
- Wybacz, Hiro. Nie powinienem zaczynać tego tematu...
- Niech pan skończy - poprosiłem, czując, że rozpadam się od środka, słysząc o przeszłości moich rodziców. Dlaczego nikt mi nigdy nic nie powiedział? Czułem złość do Tadashiego i cioci Cass, ale nagle zrozumiałem, że być może nawet oni nic o tym nie wiedzieli.
- Dobrze - pan Tomago skinął głowa. - ale to tylko moje domysły. Nie bierz ich na poważnie. - Nie odpowiedziałem, wpatrując się z naciskiem w twarz pacjenta. Wiedziałem, że ta rozmowa go męczy, ale naprawdę musiałem poznać prawdę. - Myślę, że tej nocy zdarzyło się coś więcej niż tylko błąd twojego ojca, który siedział wtedy za kierownicą.
- Więc twierdzi pan, że mogłaby to być wina tych wierzycieli? - zapytałem, mając na myśli ludzi, którym pieniądze była winna moja mama. - Właściwie, to kim oni byli?
- Nikt tego nie wiedział. Sayuri ukrywała to przed wszystkimi, z wyjątkiem twojego ojca. Wiesz mi, żałuję, że tak potoczyły się ich losy - powtórzył, chcąc zakończyć już ten temat. Wiedziałem, że wystarczająco go zmęczyłem ciągłymi pytaniami i podejrzeniami. Kiwnąłem tylko głową ze smutkiem, mówiąc:
- Powinien pan odpocząć.
- Tak - odetchnął, zamykając przy tym oczy. - Nam wszystkim przyda się odpoczynek. To była ciężka noc.
Wstałem, tym razem uważając na skrzypiące krzesło, które tak naprawdę obudziło wcześniej GoGo. Pożegnałem się uprzejmie z panem Tomago, który uśmiechnął się, wciąż patrząc na mnie z uwagą. Zastanawiałem się, czy aż tak przypominałem mu moich rodziców, czy była to zwykła ciekawość co do mojej własnej osoby. Tak, czy inaczej, czułem większy szacunek do osoby leżącej w tej sali. Przez bliską znajomość z moimi rodzicami stał się niemal członkiem mojej rodziny.
Nie musiałem długo szukać GoGo. Siedziała w poczekalni, opierając głowę o ścianę. Wiedziałem, że śpi. Usiadłem obok, zakrywając twarz dłońmi. Musiałem przemyśleć tak wiele spraw. Sam nie wiedziałem, czy uda mi się zasnąć, gdy w mojej głowie pojawiały się coraz to różne myśli. W końcu poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu. Gdy się obróciłem, zobaczyłem GoGo, patrzącą na mnie niemal tak czujnym spojrzeniem, jak jej ojciec.
- Coś się stało? - zapytała z troską. Zaprzeczyłem ruchem głowy, patrząc zmęczonym spojrzeniem na przeciwległą ścianę.
- Nic, po prostu jestem zmęczony - odparłem cicho.
- Coś się stało - powtórzyła, ale tym razem już o to nie pytała, jedynie stwierdzała fakt. Westchnęła tylko i położyła swoją głowę na moim ramieniu, przytulając się do mnie. - Nie mam już siły, by się z tobą kłócić. Po prostu powiedz mi, co jest grane.
Uśmiechnąłem się lekko, patrząc na jej zmęczoną twarz. Sam nie wiem, czemu, ale mógłbym to robić godzinami. W końcu odwróciłem wzrok, wpatrując się w swoje dłonie.
- Jak odpoczniesz - powiedziałem tylko. Ku mojemu zdziwieniu GoGo nie próbowała zmienić mojego zdania, jedynie westchnęła i zaraz potem usłyszałem jej cichy i regularny oddech.
Gdy upewniłem się, że spała, objąłem ją ramieniem i sam przytuliłem się do niej. Wkrótce moje oczy także się zamknęły, a hałasy szpitala zostały już tylko myślą w mojej głowie, którą łatwo można było odepchnąć.
Dobra, wiem, że minęło te 10 dni ale każdy pielgrzym musi się trochę zregenerować :D tak, czy inaczej krótki kom na temat tego czasu - jeśli będziecie się kiedykolwiek zastanawiać nad pielgrzymką, to radzę iść :D skoro ja, taka słabowita istotka, doszłam na Jasną Górę, to każdemu się to uda ;D
A co do rozdziału, to mam nadzieję, że się spodoba :)) cieszę się, że nareszcie blog ruszył i się nim zainteresowaliście, dziękuję za wszystkie miłe komentarze, naprawdę. Postaram się na nie odpisywać, ale wolałam teraz zając się pisaniem tego rozdziału niż odpowiadaniem, wybaczcie :)
Gdy zakładałem buty, przez drzwi prowadzące do kawiarni weszła ciocia Cass. Miała na sobie czysty fartuch , a jej czoło pokrywały liczne zmarszczki.
- Dokąd się wybieramy? - zapytała niezbyt przyjemnie. Nie dziwię jej się. Wczoraj przeżyła niemały kryzys, gdy wróciłem do domu nad ranem. Najwyraźniej jeszcze nie ochłonęła.
- Przecież nie zostawię GoGo samej - odparłem wprost, wzruszając ramionami. Oblicze cioci złagodniało, gdy patrzyła na mnie badawczo.
- Hiro, za krótko spałeś - powiedziała po chwili ciszy. Widać było, że wciąż się martwi.
- Dam sobie radę - mruknąłem.
Ciocia Cass podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno. Pożegnałem się z ciocią z uśmiechem. Wiedziałem, że zawsze mogę na nią liczyć.
- Pozdrów ode mnie GoGo - szepnęła smutno. - Musi się teraz czuć potwornie, będąc sama - przyznała. Poczułem suchość w gardle. Jak bym się czuł, gdyby coś stało się mojej cioci, tak naprawdę jedynej osobie z mojej rodziny, którą mam?
Ciocia poklepała mnie delikatnym ruchem po plecach, wciąż mi się przypatrując.
- Zależy ci? - zapytała cicho.
- Co?
- Na niej - moja ciocia była czasem niemożliwa. Starałem się jednak zachować w taki sposób, by nie nabrała podejrzeń.
- Pewnie, że tak - odpowiedziałem, nikogo nie okłamując. - Przyjaźnimy się.
Ciocia Cass znów założyła na siebie fartuch, z roztargnieniem kiwając głową. Mam nadzieję, że ją przekonałem. Poza tym przyszło mi do głowy, że przecież, gdyby to samo przytrafiło się Honey, czy Wasabiemu, zachowałbym się tak samo.
Bez słowa wymknąłem się z domu, idąc równym tempem w kierunku szpitala. Baymax cały czas był co prawda przy panu Tomago, ale wiedziałem, że GoGo i tak będzie czuła się źle. W końcu Baymax na pewno przyjął jako swojego pacjenta jej ojca, bo bardziej wymagał opieki, zostawiając dziewczynę bez wsparcia. Chyba będę musiał poprawić Baymaxowi sensory, pomyślałem, idąc szarawym chodnikiem.
Miasto o tej porze dopiero budziło się do życia, ale już słyszałem klaksony samochodów, próbujących się przebić do centrum oraz przyciszone rozmowy ludzi, którzy szli razem do pracy. Chłód poranka wcale nie przeszkodził mi jednak w szybkim dotarciu do szpitala, a wręcz przeciwnie - opatuliwszy się moją bluzą, szedłem szybciej, czując zimno szczypiące nieznośnie moją skórę.
Wkrótce dotarłem do szpitala, mijając przez czyste korytarze ubrane na biało pielęgniarki i zmęczonych lekarzy, kończących właśnie dyżury. Gdy dotarłem do właściwej sali, w której umieszczono pana Tomago, zawahałem się jednak i spojrzałem przez szybkę w drzwiach. Gdy zobaczyłem pacjenta, zamarłem ze wzruszenia.
Pan Tomago siedział, oparty o twardą poduszkę, w jego rękawa wychodziły cienkie rurki, podłączone do aparatury. Najwyraźniej spał, sądząc po zamkniętych oczach. Obok niego na łóżku siedziała jego córka, której głowa oparta była o ramię pacjenta. GoGo bez wątpienia spała. Jej ojciec odwrócił wzrok, przez co poznałem, że tak naprawdę nie spał, i popatrzył wprost na mnie, uśmiechając się lekko. Po skórze przeszły mi drobne ciarki, ale pan Tomago kiwnął głową w zapraszającym geście.
Zawahałem się, po czym pchnąłem drzwi, starając się zachować spokój. Lekarze i pielęgniarki nie powinni chcieć mnie stąd wyrzucić, po tym jak GoGo wmówiła im, że jestem kimś z rodziny. Ciekawe tylko, kim miałem być w tej rodzinie, zastanawiałem się.
- Jak pan się czuje? - zapytałem najciszej, jak mogłem, starając się nie obudzić GoGo, po czym usiadłem obok na krześle.
GoGo poruszyła się niespokojnie i otworzyła oczy, patrząc na mnie zaspanym wzrokiem.
- Nie najgorzej, chociaż bywało lepiej - odparł jej tato, poprawiając się na łóżku, po czym splótł palce i położył je na swoim przykrytym kołdrą brzuchu. - Słyszałem, że to wyłącznie zasługa twoja i Baymaxa - dopowiedział.
Spojrzałem ze zdziwieniem na GoGo, ale niestety nic nie wyczytałem z jej miny.
- To wcale nie tak - powiedziałem spokojnie. - po prostu byliśmy obok...
- Dobra, dobra, Hiro - mruknęła GoGo, siadając obok, również na krześle. - Mówiłam, że się wyprze - zwróciła się z tym do swojego ojca.
Pan Tomago zachichotał. Wyglądał o wiele lepiej i najwyraźniej jego stan musiał się ustabilizować, skoro wybudzono go ze śpiączki.
- Nie wypieram, to prawda - kłóciłem się z nią, choć wiedziałem, że sprzeczka z nią jest bez sensu, jak próby rozwalenia muru głową.
GoGo wystawiła mi tylko język. Widziałem po niej, że choć była zmęczona, czuła się o niebo lepiej, widząc zdrowego tatę. W końcu tyle przeszła w jedną noc...
- Nie powinnaś odpocząć? - zapytałem ją, wyobrażając sobie, jak bardzo musi być teraz śpiąca. Pod jej zaczerwienionymi od łez oczami kryły się niewyraźne szarawe plamy.
- Też tak myślę - poparł mnie pan Tomago, patrząc troskliwie na córkę.
- Nic mi nie jest - powiedziała hardo, zakładając nogę na nogę. Popatrzyłem na nią z powątpieniem, ale ona obrzuciła mnie tylko gniewnym spojrzeniem, mówiąc: - Serio.
- Gogiyo, czuję się lepiej, teraz to ty potrzebujesz wypoczynku - mówił wciąż spokojnie pan Tomago. Jego brwi okalały łagodnie jego zmęczone spojrzenie. - Jeśli tylko Hiro się zgodzi, potowarzyszy mi jakiś czas, aż nabierzesz siły.
Zamarłem. Tak naprawdę od razu poparłem pomysł pana Tomago, ale chyba tylko z uprzejmości. Kurczę, czułem się przerażony wyobrażając sobie, jak kleiłaby się nasza rozmowa. Pomyślałem, że tak naprawdę rodzina Tomago ma tylko siebie i czują się samotni, nic więc dziwnego, że tato GoGo wyszedł z takim pomysłem. Sama dziewczyna popatrzyła czujnie to na mnie, to na ojca i kiwnęła głową z westchnieniem, wychodząc. Miałem pewność, że przy wstawaniu zrobiło jej się słabo, bo złapała się za nasadę nosa, przymykając z grymasem oczy, ale oczywiście wszystko przed nami dokładnie ukryła.
- Do zobaczenia za godzinę - mruknęła, zamykając drzwi. Gdy to zrobiła, pan Tomago uśmiechnął się do mnie życzliwie.
-Naprawdę dziękuję, Hiro. - powiedział. - GoGo jest silna, ale w niektórych sytuacjach nawet ona nie potrafiłaby zachować zimnej krwi.
Uświadomiłem sobie, że po raz pierwszy jej tato nazwał ją tak jak my. Dziwnie było słyszeć to z jego ust. Przez okno do pomieszczenia wpadał chłodny powiew powietrza, ale w sali i tak było za duszno, więc po prostu zignorowałem wiatr targający moje włosy.
- Tu nie chodzi o sytuację - wyjaśniłem. - Gdyby spotkałoby to kogoś innego, dałaby sobie radę - odparłem pewnie. - Po prostu bardzo jej na panu zależy.
Kąciki ust pana Tomago uniosły się natychmiastowo.
- Mi na niej też - wyszeptał. - Jest jak jej mama. Impulsywna i oschła z zewnątrz, ale w środku ma wielkie serce.
Zapatrzyłem się w podłogę, rozmyślając nad tymi słowami. A zawsze myślałem, że zrobiła się oschła dopiero po związku z Ithanim. Chociaż być może jej matkę spotkało również coś takiego, gdy była młodsza, sam nie wiem.
- Musiała być niesamowita, skoro GoGo wciąż ją wspomina. - powiedziałem, a pan Tomago otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
- Naprawdę?
- Tak - odpowiedziałem, wzruszając ramionami. - Nie raz powiedziała mi, że bardzo za nią tęskni.
Pan Tomago zareagował dziwnie. Początkowo skrzywił się, a w jego ciemnych oczach zakwitły łzy.
- Nie zrozum mnie źle, Hiro. - wyszeptał. - Żałuję tylko, że nie otworzyła się z tym przede mną, swoim ojcem, tylko przed tobą.
- Ja sam nie wiem, jak to jest możliwe - przyznałem z uśmiechem.
- Ale ja wiem - powiedział poważnie pan Tomago, ale nie próbował tego wyjaśniać. Tylko spojrzał na mnie badawczo i po chwili powiedział: - Jesteś podobny do swojego ojca, Hiro.
Potrzebowałem chwili, by się otrząsnąć z tego, co usłyszałem. Mojego ojca? Skąd on właściwie znał mojego ojca. Zapytałem go o to z szokiem w głosie, ale pan Tomago wciąż obserwował mnie z uwagą.
- Przyjaźniłem się z twoim ojcem na długo przed tym, jak poznał twoją mamę. Naprawdę żałuję, że tak potoczyły się ich losy. Szczerze ich opłakiwałem.
Nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć. Czułem wewnątrz pustkę, jakbym tak naprawdę nie miał rodziców. Ciocia Cass rzadko mi o nich wspominała. Za każdym razem, gdy to robiła, zaczynała płakać. Bardzo kochała swoją siostrę, a naszą mamę. Tylko Tadashi wciąż wspominał rodziców, choć on sam nie pamiętał ich za dobrze. Teraz, gdy umarł, sądziłem, że już od nikogo nie dowiem się, kim byli moi rodzice.
- Jaki był mój ojciec? - zapytałem cicho. Mój głos był tak słaby, że poczułem się wręcz zawstydzony przy panu Tomago. On jednak jakby nie zwrócił na to uwagi.
- Przede wszystkim uczciwy. I dobry. - po tych słowach zachichotał. - Tak naprawdę, gdyby nie te dwie cechy, nie poznalibyśmy się. Jako jedyny stawał w mojej obronie, gdy jeszcze obaj chodziliśmy do szkoły, choć nie raz przez to oberwał. Tak, był też odważny.
Zaraz pomyślałem o Tadashim. Myślę, że to on bardziej wpasowałby się w te cechy niż ja. Zaraz przed oczami zobaczyłem zdeterminowaną minę brata, gdy wbiegał do płonącego Instytutu. Na samą myśl odwróciłem wzrok, maskując wszelkie uczucia, które wypłynęły na moją twarz.
- Więc w takim razie nie jestem do niego podobny - powiedziałem, tym razem pilnując, by mój głos brzmiał mocniej i chyba mi się to udało.
Pan Tomago popatrzył na mnie z ukosa.
- Twierdzisz, że się mylę? Dobrze znam się na ludziach.
- Nie twierdzę, że pan się myli - powiedziałem z naciskiem. - Twierdzę, że pomylił mnie pan z moim bratem. Wiedział pan, co robiłem ja, gdy on próbował pomagać innym?
Pan Tomago uśmiechnął się.
- Nie mówię o twojej przeszłości, tylko o tym, jaki jesteś teraz - naciskał. - Każdy popełnia w życiu błędy, ważne, żeby wyciągać z nich wnioski.
Odetchnąłem, wpatrując się w złączenia kafelek na podłodze. pan Tomago był stanowczy i inteligentny - to typ ludzi, z którymi ciężko się rozmawia, zwłaszcza, gdy są od ciebie starsi. Poza tym w głębi serca czułem, że nie ma racji. Zawsze byłem przeciwieństwem Tadashiego.
- Mówił pan, że nie znał mojej mamy? - zapytałem, jakbym chciał zmienić temat, chociaż rzeczywiście tak było.
- Nie, - uśmiechnął się pacjent. - nie mówiłem, że jej nie znałem. Powiedziałem, że poznałem wcześniej twojego ojca.
- Więc znał pan moją mamę? - zapytałem, czując narastającą ciekawość. Wreszcie znalazłem kogoś, kto mógłby odpowiedzieć mi na pytanie, kim tak naprawdę jestem.
- Oczywiście poznaliśmy się dzięki twojemu ojcu. Była to bardzo inteligentna kobieta i z tego, co mówił mi Keiji, nigdy się nie poddawała. Hmm, może ta cecha bardziej przypadnie ci do gustu? - zaśmiał się cicho pan Tomago. Nie wiedzieć, czemu moje myśli od razu powędrowały ku GoGo. Zarumieniłem się, wiedząc, że pan Tomago na pewno nie odkryje znaczenia tego gestu. - Tak, czy inaczej Sayuri zawsze otaczała się złymi ludźmi, co było dość dziwne, bo ona sama wiecznie uciekała od tego towarzystwa. Keiji tak naprawdę za każdym razem starał się jej pomóc, ale zawsze coś szło nie tak. W dzień wypadku właśnie zdarzyła się taka sytuacja.
Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia.
- Jaka?
- Twoja mama miała długi. Chciała studiować, ale zarobki twoich rodziców nie pozwalały im na to. Chciałem im pomóc, ale Keiji mnie nie słuchał. Poza tym długi twojej matki brały się jeszcze sprzed znajomości mojej i Sayuri. Myślę, że wtedy właśnie chcieli zapłacić swoim wierzycielom i...
Pan Tomago przerwał nagle, patrząc na mnie ze wstydem.
- Wybacz, Hiro. Nie powinienem zaczynać tego tematu...
- Niech pan skończy - poprosiłem, czując, że rozpadam się od środka, słysząc o przeszłości moich rodziców. Dlaczego nikt mi nigdy nic nie powiedział? Czułem złość do Tadashiego i cioci Cass, ale nagle zrozumiałem, że być może nawet oni nic o tym nie wiedzieli.
- Dobrze - pan Tomago skinął głowa. - ale to tylko moje domysły. Nie bierz ich na poważnie. - Nie odpowiedziałem, wpatrując się z naciskiem w twarz pacjenta. Wiedziałem, że ta rozmowa go męczy, ale naprawdę musiałem poznać prawdę. - Myślę, że tej nocy zdarzyło się coś więcej niż tylko błąd twojego ojca, który siedział wtedy za kierownicą.
- Więc twierdzi pan, że mogłaby to być wina tych wierzycieli? - zapytałem, mając na myśli ludzi, którym pieniądze była winna moja mama. - Właściwie, to kim oni byli?
- Nikt tego nie wiedział. Sayuri ukrywała to przed wszystkimi, z wyjątkiem twojego ojca. Wiesz mi, żałuję, że tak potoczyły się ich losy - powtórzył, chcąc zakończyć już ten temat. Wiedziałem, że wystarczająco go zmęczyłem ciągłymi pytaniami i podejrzeniami. Kiwnąłem tylko głową ze smutkiem, mówiąc:
- Powinien pan odpocząć.
- Tak - odetchnął, zamykając przy tym oczy. - Nam wszystkim przyda się odpoczynek. To była ciężka noc.
Wstałem, tym razem uważając na skrzypiące krzesło, które tak naprawdę obudziło wcześniej GoGo. Pożegnałem się uprzejmie z panem Tomago, który uśmiechnął się, wciąż patrząc na mnie z uwagą. Zastanawiałem się, czy aż tak przypominałem mu moich rodziców, czy była to zwykła ciekawość co do mojej własnej osoby. Tak, czy inaczej, czułem większy szacunek do osoby leżącej w tej sali. Przez bliską znajomość z moimi rodzicami stał się niemal członkiem mojej rodziny.
Nie musiałem długo szukać GoGo. Siedziała w poczekalni, opierając głowę o ścianę. Wiedziałem, że śpi. Usiadłem obok, zakrywając twarz dłońmi. Musiałem przemyśleć tak wiele spraw. Sam nie wiedziałem, czy uda mi się zasnąć, gdy w mojej głowie pojawiały się coraz to różne myśli. W końcu poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu. Gdy się obróciłem, zobaczyłem GoGo, patrzącą na mnie niemal tak czujnym spojrzeniem, jak jej ojciec.
- Coś się stało? - zapytała z troską. Zaprzeczyłem ruchem głowy, patrząc zmęczonym spojrzeniem na przeciwległą ścianę.
- Nic, po prostu jestem zmęczony - odparłem cicho.
- Coś się stało - powtórzyła, ale tym razem już o to nie pytała, jedynie stwierdzała fakt. Westchnęła tylko i położyła swoją głowę na moim ramieniu, przytulając się do mnie. - Nie mam już siły, by się z tobą kłócić. Po prostu powiedz mi, co jest grane.
Uśmiechnąłem się lekko, patrząc na jej zmęczoną twarz. Sam nie wiem, czemu, ale mógłbym to robić godzinami. W końcu odwróciłem wzrok, wpatrując się w swoje dłonie.
- Jak odpoczniesz - powiedziałem tylko. Ku mojemu zdziwieniu GoGo nie próbowała zmienić mojego zdania, jedynie westchnęła i zaraz potem usłyszałem jej cichy i regularny oddech.
Gdy upewniłem się, że spała, objąłem ją ramieniem i sam przytuliłem się do niej. Wkrótce moje oczy także się zamknęły, a hałasy szpitala zostały już tylko myślą w mojej głowie, którą łatwo można było odepchnąć.
Dobra, wiem, że minęło te 10 dni ale każdy pielgrzym musi się trochę zregenerować :D tak, czy inaczej krótki kom na temat tego czasu - jeśli będziecie się kiedykolwiek zastanawiać nad pielgrzymką, to radzę iść :D skoro ja, taka słabowita istotka, doszłam na Jasną Górę, to każdemu się to uda ;D
A co do rozdziału, to mam nadzieję, że się spodoba :)) cieszę się, że nareszcie blog ruszył i się nim zainteresowaliście, dziękuję za wszystkie miłe komentarze, naprawdę. Postaram się na nie odpisywać, ale wolałam teraz zając się pisaniem tego rozdziału niż odpowiadaniem, wybaczcie :)