- Nie. Niech pani powie to tu, w tym miejscu. - warknąłem. Nie zamierzałem ufać ani Yoko, ani tym bardziej Ithaniemu, a wszystko wydawało mi się podejrzane.
- I bardzo dobrze, że nam nie ufasz - powiedziała Eve Yoko, poprawiając okulary na swoim prostym nosie. - Jeśli nalegasz... Możemy ci zdradzić jedynie kilka szczegółów, dopóki nam nie zaufacie.
- Niby jak mamy zaufać? - krzyknęła GoGo. - Współpracuje pani z nim? - w ostatnie słowo włożyła tyle jadu, że sam zadrżałem, jednak pomimo to nie dziwiłem się, że tak reaguje na Ithaniego. Ja również go nienawidziłem.
Yoko spojrzała niepewnie na chłopaka, po czym odparła ostrożnie:
- Ithani Evans jest naszym agentem. Cała wasza misja była podstawiona tak samo, jak wizyta Hiro w więzieniu. Miesiąc wcześniej przeniesiono Callaghana do innego więzienia, a osoba, z którą rozmawiałeś, była jedynie hologramem. Wszystko po to, by zbadać waszą reakcję i czas, w jakim zareagujecie na dany problem. Byliście jak dotąd na liście tych szczęśliwców, których braliśmy pod uwagę jako naszych agentów. Wiemy o waszej działalności i o schwytaniu profesora Callaghana, ale potrzebowaliśmy dowodów, że poradzicie sobie z każdym zadaniem, a to - spojrzała na Ithaniego z wahaniem. - Było wyjątkowo trudne.
- Moment - powiedziała Honey, mrugając - czyli, że badała nas jakaś instytucja i wszystko zmyśliła, żeby zobaczyć, czy damy sobie radę?
- Nie jakaś instytucja - prychnęła Yoko, poprawiając włosy spięte w kok. - Agenda Zabezpieczenia Narodowego. To nie jest byle jaka instytucja. Ale naprawdę nie możemy tu rozmawiać. Na zewnątrz czeka na was helikopter, który zawiezie was do naszej głównej kwatery.
Spojrzeliśmy po sobie w zamyśleniu. Nie wiedziałem, co mam o tym myśleć. W końcu naprawdę uwierzyłem, że rozmawiałem z Callaghanem, a jak się okazało, myliłem się. Zastanawiałem się tylko, jakim cudem stworzyli tak doskonały hologram. Każdy ma jakieś wady.
W dodatku Ithani jako agent? Najbardziej nie mógłbym pogodzić się z tym faktem, bo świadomość, że twój wróg jest po twojej stronie jest naprawdę trudna, zwłaszcza, gdy przeżywasz to po raz drugi, bo również Krei był na naszej liście podejrzanych.
W końcu Yoko przeszła obok nas i ruszyła w dół po schodach, ku wyjściu. Ithani ruszył za nią. Widziałem na sobie spojrzenia przyjaciół i postanowiłem pójść za Yoko, choćby po to, by dowiedzieć się więcej. To naprawdę miało sens. Ta broszka, skrót, całą misja, dlaczego poszło nam tak łatwo i to, co się stało ze złą kartą Baymaxa, gdy włączyliśmy robota...
Gdy szliśmy przez parter ku dalej otwartym drzwiom, GoGo nagle złapała mnie za ramię.
- Co ty robisz, Hiro? - spytała szeptem. Na jej twarzy malowało się zdumienie. - Zamierzasz im wierzyć? Po tym wszystkim?
- GoGo, przecież widzisz, że coś tu się nie zgadza. Chcę zobaczyć, co mają do powiedzenia.
- Tak - prychnęła dziewczyna - choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką usłyszysz? Hiro, zastanów się, Yoko zawsze miała swoje sekrety, poza tym zawsze byłeś przeciwny Ithaniemu.
- I dalej jestem - zapewniałem ją. Chyba mi nie uwierzyła. - GoGo, musimy to sprawdzić.
- Sam pakujesz się w kolejne kłopoty - wysyczała, po czym przeszła obok mnie, zderzając się ze mną ramieniem.
Poczułem się głupio, nawet miałem wyrzuty sumienia, chociaż to ona mnie tak potraktowała. Nie myśl tak, powtarzałem sobie. Ona też dużo przeszła, a sprawcą jej problemów był chłopak na zewnątrz, stojący u boku Yoko, jak gdyby nigdy nic.
Westchnąłem i ruszyłem za przyjaciółmi, którzy już stali przed blokiem. Choć ulica nadal była ciemna i nieprzyjemna, na jej środku stał helikopter, o którym mówiła dyrektorka. O ile nią była, dodałem w myślach. Czy objęcie przez nią tej funkji w Instytucie również było grą?
Ostry wicher, który był wynikiem ruchu śmigieł helikoptera pruło o nasze przybite twarze, nie dając szansy uważniej przyjrzeć się maszynie. Widziałem jednak kolory helikoptera - niebieski i biały, jak na broszce Yoko. Nie zdołałem zobaczyć skrótu, o którym mówiła nam wcześniej, ale tylko kompletny kretyn zaprojektowałby helikopter z tajną nazwą organizacji.
- Wsiadajcie! - Yoko przekrzyczała hałas spowodowany działaniem silnika, gdy pokrywa helikoptera otworzyła się tuż przed nami.
Poszedłem za nią i wspiąłem się po pokrywie, która okazała się być pokrytą miękką powłoką, by pomóc przemieszczać się po niej w górę, do helikoptera. Yoko również weszła z nami w tych swoich szpilach i to bez najmniejszego problemu. Ithani niestety też.
Oboje poprowadzili nas przez krótki korytarzyk do luksusowego pokoju z widokiem na miasto, mijane przez nas. Choć z zewnątrz helikopter wyglądał zwyczajnie, to wewnątrz naprawdę nie mieliśmy na co narzekać.
Yoko zajęła schludnie miejsce naprzeciw nas, Ithani stanął przy drzwiach, opierając się o ścianę. GoGo wpatrywała się w niego z nienawiścią, ale wiedziałem, że bardzo cierpi, będąc w jednym pomieszczeniu z tym chłopakiem.
- Tak, jak mówiłam, wszystko było zmyślone na potrzeby naszej próby. Wiem, że możecie się czuć oburzeni i urażeni naszym zachowaniem, ale musieliśmy mieć pewność, że jesteście gotowi, by służyć w naszej organizacji.
- A niby czemu mielibyśmy wam teraz służyć? - spytał Wasabi. Miał sporo racji, oszukano nas, a teraz chcieli od nas współpracy.
- Bo chcecie pomagać innym, a nie macie pomocy ze strony osób, które potrafią i mają środki, by was wspomóc. - odpowiedziała. - Nasza Agenda zajmuje się właśnie takimi przypadkami, ale tylko najlepszych zalicza do grona agentów.
Obiecałam, że wytłumaczę wam całą sytuację, więc proszę was teraz o cierpliwość. Ithani wiedział o wszystkim i zgodził się na to, żeby posłużyć nam za agresora. Wszystko szło gładko, dopóki prawie nie spisałeś go na straty, Hiro - Yoko przeniosła na mnie swój wzrok pełen wyższości. Pomimo tylu nowych okoliczności, dalej za nią nie przepadałem. - Stąd twój wypadek.
Postanowiliśmy kontynuować całą próbę, by zorientować się, ile jesteście w stanie przejść. Muszę przyznać, że bardzo pozytywnie nas zaskoczyliście. Nawet ja sama próbowałam wam utrudniać skupianie się na misji poprzez samą naukę i przez szantażowanie Hiro. - popatrzyła na mnie przez chwilę, po czym mruknęła tylko: - Przepraszam.
- A co z tą wizytówką? - spytała GoGo, wskazując na broszkę dyrektorki. - Kto w końcu miał rację, ja czy Hiro? Ten skrót naprawdę tam był, czy mu się zdawało?
- Mógł go widzieć tylko Hiro - odpowiedziała spokojnie Yoko. - Nigdy nie obiecywałam, że zadanie będzie łatwe.
- Nigdy pani nic nam nie obiecywała - zauważył Wasabi.
- Istotnie - dodała Yoko. - ale nikt by nie wpadł, że Hiro tak szybko wpadnie na właściwy trop, szukając hasła o systemu Instytutu. Nie myślcie sobie, że się wam upiekło - mruknęła, obserwując nas. - Hasło już zostało zmienione.
- A ten alarm? - spytałem. - My go nie włączyliśmy.
- Właśnie. Alarm włączyliśmy my. Jest przekierowany na system, który uruchamia służby bezpieczeństwa. Przyjechali dokładnie pięć minut po włączeniu alarmu, ale was już tam nie było. Dlatego uważam, że jesteście godni na stanowisko agentów. Poza tym, na pewno potrzebujecie wsparcia, wasze projekty są naprawdę dobre, ale nie macie wystarczająco czasu, by ich wyspecjalizować, ani tym bardziej środków. My je wam zapewnimy. Dodatkowo macie naszą ochronę i pełen zakres świadczeń. Wasze rodziny również mają zapewnioną ochronę Agendy. Poza tym, ta wpadka z telewizją - uśmiechnęła się na samo wspomnienie. - Była częścią gry. Nasi agenci nigdy nie są nagłaśniani przez media, bo nie pozwolilibyśmy na to. Chcieliśmy zbadać tylko reakcję Hiro, która okazała się być prawidłowa w tej sytuacji. Macie jeszcze jakieś pytania?
Odpowiedziała jej cisza. Musieliśmy poważnie przedyskutować wstęp do Agendy, którą przedstawiła nam Yoko. Dostaliśmy zbyt dużo informacji, by móc je ogarnąć ot tak, w jeden wieczór. Poza tym, to nie ja decydowałem. Musiałem zapytać o zdanie resztę ekipy.
- Możemy zostać na chwilę sami? - spytałem, a Yoko kiwnęła głową, wychodząc.
- Macie trochę czasu na przemyślenie tej decyzji. Musicie tylko wiedzieć, że jeśli odmówicie, obie strony na tym stracą.
Jej stukające buty już nie działały mi tak na nerwy, możliwe, że dlatego, że miałem głowę pełną wątpliwości i zapewnień. Strasznie ciężko było to ze sobą połączyć.
Gdy Yoko opuściła pomieszczenie, a drzwi się zamknęły, zostawiając nas samych. Westchnąłem, wyobrażając sobie, jak będzie wyglądała ta rozmowa.
- Co myślicie? - spytała podekscytowana Honey. - Jak dla mnie bomba!
- Pogięło was do reszty? - warknęła GoGo. - Nie ma mowy, żebym pracowała dla tej wariatki. Mogła nas zabić przez te swoje badania.
- Tak, ale przyznaj, że to, co mówi ma sens - odrzekł Wasabi, trzymając się za głowę. Ostatnio bardzo często miewa migrenę, możliwe, że to przez stres.
- A co mnie interesuje sens?! - GoGo naprawdę nie miała humoru. - Nie zamierzam brać w tym udziału i jeżeli macie chociaż trochę oleju w tych mózgownicach zrobicie to samo.
- Go, uspokój się - próbowała ją uspokoić Lemon. - Jeszcze nie zdecydowaliśmy.
- Widzę po minie Hiro, że się zgadza. - odwarknęła. - Mnie oczywiście nikt nie spyta o zdanie.
Już miałem coś powiedzieć, gdy przerwał nam Wasabi.
- Słuchajcie, nie ma sensu się kłócić. Zrobimy głosowanie a reszta po prostu się z tym pogodzi. Jesteśmy drużyną, powinniśmy współpracować, a nie się kłócić.
Miał rację. Wszyscy spojrzeliśmy po sobie z namysłem, w końcu jednak kiwnęliśmy głowami ze znużeniem a ciszę przerwał głos Freddie'go, który dzisiaj chyba po raz pierwszy zabrał głos.
- Dobra, nie chcę nic mówić, ale im dłużej tu sterczymy, tym dalej jesteśmy od San Fransokyo, więc powiem pierwszy. Jestem za tym, żebyśmy weszli w spółkę z tą organizacją. Wiecie, że zawsze kręcili mnie superbohaterowie, a teraz mamy szansę naprawdę nimi być.
- Ja też jestem za - powiedziała Honey smutnym głosem. GoGo najwyraźniej ją zraniła swoim obcesowym zachowaniem, tak jak mnie.
- Wybaczcie, ale ja jestem przeciw - zwrócił się do nas Wasabi. - Nie ufam tym ludziom, ale jeśli postanowicie wstąpić do nich, to idę z wami.
Wszystkie oczy zwróciły się w moim kierunku, bo każdy znał zdanie GoGo. Oparłem się łokciami o kolana i zamyśliłem się. Nie wiedziałem, czy dobrze robię, ale nie miałem zamiaru igrać z moim sumieniem.
- Jestem za - odpowiedziałem cicho, nie patrząc na GoGo.
- Świetnie - prychnęła. - Czyli twój głos liczy się podwójnie, czy Baymax ma coś jeszcze do dodania?
- Baymaxa tu nie ma - zauważył Wasabi.
- I to oznacza, że nie ma prawa głosu?
- Przestań, GoGo, przecież wiesz, że by się zgodził. - powiedziała Honey.
- Ze względu na Hiro, czy naprawdę by sobie tego życzył?
Zabolało o wiele bardziej niż jej wcześniejsze słowa. Już nie obchodziło mnie, czy zaboli ja moja odpowiedź, bo najwyraźniej zdawało mi się, że GoGo reaguje tak na obecność Ithaniego. Skoro potrafiła tak traktować przyjaciół, nie zamierzam nadstawiać drugiego policzka.
- Baymax chciałby pomagać ludziom - powiedziałem na głos, nie zwracając uwagi, czy mój wściekły ton kogoś zrani. - Zgodziłby się choćby dlatego, że współpraca z AZN-em sprzyja tej idei, ale jeśli naprawdę chcecie, możemy go spytać. Z przyjemnością usłyszę, co ma do powiedzenia - odpowiedziałem, obserwując przyjaciół.
Honey, Wasabi i Fred zapewniali mnie, że mi wierzą i że też obstawiali by przy tej odpowiedzi Baymaxa. Robot był raczej przewidywalny w swoich racjach. GoGo nie mówiła nic, zaciskając zęby i wpatrując się w podłogę.
Gdy przyjaciele podjęli dyskusję, której i tak nie słyszałem, przez tłoczące się w moim umyśle myśli, ja opuściłem pokój, tak jak to wcześniej zrobiła Yoko.
Wyszedłem na ten sam mały korytarz, trzymając się za głową. Tyle się wydarzyło przez tą godzinę, że nie dziwiłem się Wasabiemu i jego bólom głowy. tak bardzo chciałbym już zapomnieć o tym dniu.
Stałem przy barierce, biegnącej wzdłuż korytarza, pod oknem, z którego widziałem światła San Fransokyo. A więc nie oddaliliśmy się tak bardzo, pomyślałem z ulgą. Gdyby to ode mnie zależało, rzuciłbym to w diabły i wrócił do cichej kawiarenki cioci, ale widziałem, że moi przyjaciele chcieli współpracować, a mnie również ciągnęło do Agendy. Jedyny problem stanowiła GoGo. Nie chciałem jej zawieźć, ale wtedy zawiódłbym samego siebie.
- Potrzebujesz czegoś? - spytała uprzejmie Yoko, stojąca tuż obok. Wystraszyłem się, bo zawsze słyszałem, gdy chodziła. Pojawiła się koło mnie niemal jak duch.
- Pani profesor - wydukałem, oddychając z trudem. - wystraszyła mnie pani.
- Już nie - powiedziała z uśmiechem. - Jutro składam papiery, a Instytut obejmie bardziej kompetentna ode mnie osoba, jak już zdążyliście zauważyć - odrzekła smutno. - Uczyłam się w waszej szkole i to nawet dobrze, ale nigdy nie zasługiwałam na miano dyrektora Instytytu. Nie jestem zdumiona waszą obiekcją na mój temat.
Zagryzłem wargę. Więc naprawdę wiedziała wszystko, nawet na temat moich rozmów z Wasabim.
- Proszę nam wybaczyć - mruknąłem tylko, rumieniąc się jak kto głupi.
- Nic nie szkodzi - odparła. - Dobrze, że jesteście podejrzliwi. Inaczej nie bylibyście dobrym materiałem. Chyba już zdołaliście podjąć decyzję?
- Tak - powiedziałem niezbyt wesoło. - Ale musimy mieć trochę czasu, żeby się z nią pogodzić - dodałem. Chyba zrozumiała, o co mi chodzi.
- Z kartą nic nie jest, Hiro. Nie bylibyśmy tak okrutni, by niszczyć dzieło życia twojego brata, Hiro. Macie jakiś czas dla siebie. - obróciła się na pięcie, chcąc odejść, ale nagle zawróciła. - Aha, powiedzmy, że projekt zakańczający macie zaliczony.
- Jak to? - spytałem z szokiem.
- Nie powiesz mi chyba, że wasze udoskonalone stroje, namierzacz GoGo i projekt Honey, który ma dla nas wysokie znaczenie, choć nie został jeszcze użyty nie ma znaczenia. Znamy wasze możliwości na tyle, by stwierdzić, że lepsi studenci nie stąpali po stopniach Instytutu - odparła z uśmiechem, po czym podreptała w swoich nieznośnych pantoflach ku kapitanowi, siedzącemu za sterami helikoptera.
6/22/2015
6/21/2015
Próba
Musieliśmy podzielić się na dwie grupy - jedna miała pomagać zrealizować projekt Honey, która obiecała mi zająć się złapaniem Ithanego, gdy już go znajdziemy. Druga miała za zadanie zakraść się z GoGo do Instytutu i pobrać dane o lokalizacji Ithaniego. Oczywiście, skład grup był prosty. Wasabi miał pomóc Honey, która chciała, by pomógł jej także Fred. Przyjaciel był wniebowzięty, ale głównie chodziło o to, żeby nie przeszkadzał mi i GoGo w wykonaniu naszego zadania. Woleliśmy nie powiedzieć tego Fredowi wprost, bo tylko złamałoby mu to serce.
Co do mnie, miałem mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyłem się, że będę pomagał GoGo, a z drugiej strony wiedziałem, że jeśli Yoko mnie przyłapie będę miał o wiele większe kłopoty niż moja przyjaciółka, bo nie był to pierwszy taki numer z moim udziałem.
Każdy z nas zabrał ze sobą bransolety z kostiumem, które po kliknięciu same nakładały się na ciało. Jeśli plan miał nam wypalić, musieliśmy zrobić to szybko. Ithani na pewno spostrzeże się, że go namierzyliśmy, więc nie mieliśmy dużo czasu na przebranie się w nasze kostiumy.
Jechałem tuż za GoGo na jej motorze, wcale nie przejmując się nadmierną prędkością. Policja i tak nie zdołałaby nas dogonić.
- Ukończyłaś już ten namierzacz? - spytałem, przekrzykując ryk silnika.
- Tak, ale nie wypróbowałam go - odkrzyknęła.
- Świetnie, czyli mam się modlić, że to zadziała? - nasze szanse trochę by się zmniejszyły, gdyby projekt GoGo okazał się klapą.
- Ciesz się, że w ogóle wpadłam na pomysł, żeby go skonstruować. Co prawda, miał służyć do innych celów niż namierzanie Ithaniego, ale myślę, że to też przejdzie. - zmarszczyłem brwi. Niby do jakich celów miał służyć namierzacz, jeśli nie pomóc nam schwytać Ithaniego? W sumie byłoby to prawdą, bo o ucieczce Ithaniego dowiedzieliśmy się kilka dni temu, a GoGo musiała pracować nad tym projektem co najmniej kilka tygodni.
Przejechaliśmy przez centrum bez większego problemu. Słońce zaszło już dawno i strasznie irytowały mnie światła San Fransokyo, które błyskały przy każdym ruchu. Nie wiedziałem, jak to możliwe, że GoGo to nie przeszkadza. Gdyby miała na głowie ten sam kask, który dla niej zaprojektowałem, blask świateł by jej nie przeszkadzał. Na samo wspomnienie filmu z jej kasku moje policzki stały się czerwone.
- Jak zamierzamy się tam dostać? - spytałem. - Chyba nie tunelem wentylacyjnym jak na starych filmach?
W teraźniejszości te plan by nie wypalił, bo teraz tunele wentylacyjne projektowano na pionowe, nie poziome korytarze. Poza tym były inne sposoby wentylacji.
- Nie wiem, ale musielibyśmy w jakiś sposób odgadnąć kod do systemu. - wywróciłem oczami.
- Przecież jest na to milion kombinacji.
Gdy podjechaliśmy do Instytutu, GoGo włączyła system bezpieczeństwa. Przejście wymagało hasła, a my nie znaliśmy żadnego, które Yoko mogłaby zainstalować. Staliśmy pod szklanymi drzwiami uniwersytetu, modląc się o jakąś inspirację.
- To nie może być coś trudnego - powiedziała GoGo, zastanawiając się.
- Po Yoko możemy się wszystkiego spodziewać.
Nagle mnie olśniło. Coś, co szczególnie kojarzyło mi się z dyrektorką oprócz jej hałaśliwych butów, to jej wizytówka, przyczepiona do białej koszuli na lewej piersi. Miała w sobie coś dziwnego, bo pod imieniem i nazwiskiem dyrektorki, oraz jej funkcji, jaką zajmowała, znajdowały się trzy litery napisane drobnym druczkiem, które tak naprawdę nie znaczyły nic, a które musiały być jakimś nieznanym przeze mnie skrótem.
Odepchnąłem lekko GoGo na bok, wpisując szybko kod. Jeśli kod jest nieprawdziwy, to nie mam już właściwie pomysłu, co to mogłoby być.
A.Z.N.
- Stój, Hiro. - GoGo złapała mnie za rękę, gdy miałem potwierdzać kod. Jej oczy zdawały się wyrażać tą sama niepewność, którą ja teraz czułem. - Jesteś pewny?
- Nie wiem, ale nie mamy innej opcji. - odparłem, naciskając.
W końcu kliknąłem na mały, czerwony przycisk obok kodu, a drzwi natychmiast się uchyliły. GoGo nie czekając, chwyciła mnie w objęcia. Poczułem się dość dziwnie, bo w przeciwieństwie do zadziwiająco mocnych uścisków Honey, jej były nawet przyjemne.
- Hiro, jesteś genialny. - powiedziała z zachwytem. - Ale jak ci się to udało?
- Yoko ma to na broszce, nie zauważyłaś? - brwi GoGo zmarszczyły się.
- Ona nic tam nie ma na broszce - odpowiedziała poważnie.
- Jak to nie? - spytałem, próbując wychwycić cokolwiek, co wskazywałoby na to, że GoGo kłamie, ale jej mina była nieugięta.
- Przyglądałam się tej broszce. Było tam tylko imię, nazwisko i stanowisko Yoko.
Zastanowiłem się nad tym. Byłem równie pewny tego, co widziałem, co moja przyjaciółka. Któreś z nas przecież musiało się mylić.
- Dobra, pomyślimy nad tym potem - skończyła moje rozważanie GoGo, ciągnąc mnie w kierunku wnętrza budynku, który znałem tak dobrze, jak swój dom.
Dobiegliśmy w końcu do pracowni GoGo, w której znajdowało się czarne pudełeczko z rozrysowaną mapą San Fransokyo. GoGo sięgnęła do mojej kieszeni i wyciągnęła z niej mały kafelek, na którym zapisałem lokalizację karty Baymaxa, po czym włożyła go do pudełka.
Odczytywanie zapisu trwało koło minuty, która w naszym mniemaniu wydawała się trwać tyle, co jedna godzina. To, że weszliśmy tu bez problemu nie oznaczało, że tak samo stąd wyjdziemy.
- Dawaj, dawaj - szeptała GoGo z napięciem, czekając na reakcję jej małego ustrojstwa. W końcu lokalizacja została odczytana, pokazując mały budynek na samym krańcu miasta.
Oboje z GoGo wybuchnęliśmy niespodziewaną radością, gdy patrzyliśmy na drobny punkcik na panelu. Naprawdę się udało. Nie mogłem w to uwierzyć.
- Wiesz, gdzie to jest? - spytałem, gdy GoGo pobierała lokalizację na jeden z pomniejszych dysków, co trwało raptem kilka sekund.
- Zdaje mi się, że znam tamtą okolicę. - powiedziała wolno, chowając dysk do torby, którą dopiero co u niej zauważyłem. - To co, idziemy? - spytała, gdy nagle usłyszeliśmy ogłuszający alarm.
Przycisnęliśmy dłonie do uszu, ale to niewiele pomogło. Spojrzeliśmy na siebie z paniką, rozglądając się dokoła, jakbyśmy szukali źródła hałasu.
GoGo kiwnęła w stronę wyjścia, po czym sama ruszyła pędem, trzymając cały czas dłonie na uszach. Biegłem tuż za nią, gdy nagle stanęła jak wryta, a ja wpadłem na nią, zwalając ją z nóg. Gdy leżeliśmy na podłodze, alarm ucichł, choć przy suficie dalej świeciły się czerwone światła.
- Jakiś plan? - spytałem trochę za głośno, ale dźwięk alarmu trochę nadwyrężył mój słuch. Dopiero teraz zauważyłem, że nie mieliśmy przed sobą tych samych szklanych drzwi, przez które weszliśmy bez problemu do środka. Teraz była tam gładka, metalowa ściana, która zasłaniała nam widok na spokojną ulicę. - O nie... - szepnąłem, wstawając.
- To koniec - jęknęła GoGo. - A byliśmy tak blisko.
Spojrzałem na sufit, ku przejściu wentylacyjnemu, które sięgało przez kilka pięter w górę i wychodziło na dach. Zmarszczyłem brwi i włączyłem przyciskiem mój kostium, który szybko ułożył się na moim ciele. GoGo zrobiła to samo.
- Co zamierzasz?
- Brama może być nadal otwarta. - powiedziałem, myśląc gorączkowo.
- Nie byliby tak głupi! - GoGo przekrzyczała dudnienie, które nieznośnie kojarzyło mi się z czyimiś krokami.
- Chodź - krzyknąłem i ruszyłem pędem w stronę głównego korytarza, wychodzącego na mały ogródek, otaczający parking.
Gdy udało nam się wyjść z budynku, zauważyliśmy, że dokoła już stoją wysokie, metalowe mury, tak jak ten, który widzieliśmy zamiast szklanych drzwi wejściowych do budynku. Jedyna ucieczka to chyba nad murami, pomyślałem, włączając silniki moich butów. GoGo popatrzyła na mnie. Na pewno zrozumiała, o co mi chodzi. Żałowałem tylko, że jej strój musi mieć tak jasny kolor, ciężej będzie nam się skryć w ciemności nocnego San Fransokyo. A żółty, trzeba było przyznać był wystarczająco żarówiastym kolorem, by przyciągnąć czyjś wzrok.
- Nie mamy innego wyjścia? - spytała GoGo, krzywiąc się. - Nasz ostatni lot o mały włos nie skończył się tragedią.
- Jakbyśmy mieli inne wyjście, to bym je wykorzystał - odpowiedziałem, gdy usłyszeliśmy syreny policyjnych wozów. Bardzo szybko reagowali na sygnał z Instytutu, pomyślałem.
GoGo złapała mnie jedną ręką za ramię, a drugą w pasie. Miałem nadzieję, że silniki nie wysiądą, gdy będziemy lecieć nad miastem. Dawno ich nie używałem. Tak naprawdę od mojego upadku w morze, więc nie wiedziałem, czy działają.
Wzlecieliśmy szybko nad linię muru, skąd widzieliśmy cały plac przed Instytutem. Musieliśmy się teraz tylko dostać do domu Honey, który był niedaleko stąd.
Nagle dłonie GoGo zawiodły i dziewczyna ześlizgnęła mi się z rąk. Widziałem, jak szybko spada i byłem tym przerażony. Silniki całe szczęście nie zawiodły i szybko zawróciłem w dół, łapiąc GoGo w locie. Jej oczy były wielkie jak spodki, ale podczas jej spadania nie krzyknęła ani razu.
- Jeszcze raz mi zrobisz taki numer... - wysyczała, jakbym zrobił to specjalnie.
- Tak, wiem - westchnąłem. - Trzymaj się po prostu mocniej, okej?
- Musisz mi skonstruować takie silniki - mruknęła, patrząc na moje stopy.
- Mam lepszy pomysł, ale teraz nie mamy na to czasu.
Gdy dolecieliśmy do eleganckiej kamienicy Honey, nasi przyjaciele już stali na zewnątrz, czekając na nas. Byli ubrani normalnie, ale kiedy tylko nas zauważyli, wszyscy naraz nacisnęli przyciski w swoich bransoletach i ich stroje natychmiast pojawiły się na nich, zanim dolecieliśmy.
GoGo zeskoczyła z moich stóp, lądując na ulicy, po czym pędziła równo ze mną do reszty przyjaciół.
- I jak? Udało się? - spytał Wasabi.
- Taak - odpowiedziałem zdyszany. Miałem już na dzisiaj dość przygód, a wieczór dopiero się zaczął. - Mieliśmy trochę opóźnienia.
- Ale lokalizacja jest - uśmiechnęła się GoGo, pokazując zebranym mały dysk, na którym zapisane było miejsce pobytu Ithaniego. Zareagowali z entuzjazmem. Wasabi poklepał mnie po plecach, a Honey wzięła do ręki dysk, jakby mogła zobaczyć, co w nim jest tylko oglądając jego powierzchnię.
- To co? - przerwał ciszę Fred. - Może dokopiemy temu Ithaniemu?
- Jestem za - powiedziała GoGo, wśród okrzyków radości. W końcu mieliśmy, co robić. W końcu mieliśmy jasno określony cel.
...
- Dobra, jesteś pewna, że to tu? - spytałem GoGo, która cały czas zerkała na zdjęcie z jej namierzacza, które otwierała na telefonie Honey.
- Na pewno stąd wysyłano sygnał. - powiedziała pewnie.
Otworzyliśmy wielkie drzwi do bloku w jednej z najbiedniejszych dzielnic San Fransokyo. Budynek był naprawdę ogromny, ale oprócz niezliczonej ilości pająków i pewnie szczurów, nikt go nie zamieszkiwał od lat. Gdy weszliśmy, musieliśmy zapalić latarki, by nie zgubić się w ciemnościach bloku.
- To tutaj by się chował? - spytała cicho Honey. - Przecież tutaj nawet nie miałby gdzie próbować zrobić coś z tą kartą.
- Może pod budynkiem - zasugerowałem.
Szliśmy wolno, poruszając się wciąż do przodu. W oddali zza drzwi, które zostawiliśmy uchylone słyszeliśmy dźwięki miasta, które były jedynymi odgłosami, jakie słyszeliśmy.
W świetle latarki widzieliśmy tylko sam kurz, zarówno ten na podłodze, jak i ten w powietrzu. W końcu udało mi się zauważyć stare, popękane schody, prowadzące na górę.
- Czekajcie, pójdę pierwszy - powiedziałem i zanim ktoś zdążył mi odpowiedzieć, ruszyłem po stopniach.
Gdy dotarłem na pierwsze piętro, usłyszałem miarowe stukanie, jakby ktoś wybijał rytm palcami. Kiedy skierowałem w tamtym kierunku moją latarkę, okazało się, że miałem rację.
Ithani siedział spokojnie na czarnym, obitym fotelu i rzeczywiście stukał palcami o krawędź biurka, stojącego obok jego fotela. Miał założoną nogę na nogę i ubrany był elegancko, ale wyglądał, jakby czekał na nas.
Stanąłem jak wryty, czekając na resztę. Gdy wyszli ze schodów i zauważyli dalej spokojnego Ithaniego sufit zaświecił się od drobnych żarówek.
- Gratulacje - powiedział dumny Ithani. Jego ciemne włosy, które zawsze, gdy go widziałem po prostu kręciły się wokół twarzy, teraz były przylizane żelem do czoła jak na jakimś amerykańskim filmie o agentach.
Chłopak wstał pewnie, klaszcząc w dłonie.
- Obstawiałem, że zajmie wam co najmniej miesiąc, zanim mnie znajdziecie, a wam zajęło to raptem dwa dni. Poza tym zabezpieczyliście bliskich. Genialne.
Cofnąłem się o krok, słysząc jego słowa. A więc wiedział. Wiedział o cioci Cass i pozostałych. Ale... skąd?
- Gdzie karta? - spytałem chrapliwie. Zależało mi tylko na niej.
Ithani sięgnął z ociąganiem do kieszeni, po czym rzucił w moją stronę zieloną kartę, którą poznałem od razu, gdy wyjął ją z ciemnych spodni.
- Nie jest i nigdy nie była mi potrzebna. Ale to nie ja powinienem się tłumaczyć.
Z cienia wyszła kobieta, którą poznałem po stukających obcasach. Gdy Eve Yoko wyszła do nas, w stronę światła, nie mogłem zrozumieć, co tu się dzieje. Czyżby pomagała Ithaniemu? O co w tym wszystkim chodzi?
Kobieta stanęła obok Ithaniego i uśmiechnęła się zimno w naszym kierunku. Ona również wyglądała elegancko, a na jej piersi spoczywała ta sama broszka, o której wcześniej rozmawiałem z GoGo. Miałem rację. Tyle, że to nie ta sama broszka. Nie było tu "Dyrektor Instytytu Robotyki w San Fransokyo". Coś tu nie grało, ale nie potrafiłem tego rozgryźć. W dodatku ten skrót... AZN.
- Jestem pod wrażeniem waszej odwagi i bystrości - powiedziała. Chociaż najczęściej przynajmniej w stosunku do mnie była oschła i wyrachowana, to, co mówiła, było szczere. - Przeszliście próby do naszej Agendy.
- Można do cholery trochę jaśniej? - warknęła GoGo. Nie dziwiłem się jej. Mnie tez irytowało to, że nie rozumiem kompletnie nic ze słów Yoko, ani Ithaniego.
- Zostaliście przyjęci do listy członków AZN, ściśle tajnego grona, o którym wiedzą tylko nieliczni. Więcej informacji możemy wam udzielić w innym miejscu. To - rozejrzała się na popękany sufit i ciemne kąty - nie należy do najbezpieczniejszych.
Co do mnie, miałem mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyłem się, że będę pomagał GoGo, a z drugiej strony wiedziałem, że jeśli Yoko mnie przyłapie będę miał o wiele większe kłopoty niż moja przyjaciółka, bo nie był to pierwszy taki numer z moim udziałem.
Każdy z nas zabrał ze sobą bransolety z kostiumem, które po kliknięciu same nakładały się na ciało. Jeśli plan miał nam wypalić, musieliśmy zrobić to szybko. Ithani na pewno spostrzeże się, że go namierzyliśmy, więc nie mieliśmy dużo czasu na przebranie się w nasze kostiumy.
Jechałem tuż za GoGo na jej motorze, wcale nie przejmując się nadmierną prędkością. Policja i tak nie zdołałaby nas dogonić.
- Ukończyłaś już ten namierzacz? - spytałem, przekrzykując ryk silnika.
- Tak, ale nie wypróbowałam go - odkrzyknęła.
- Świetnie, czyli mam się modlić, że to zadziała? - nasze szanse trochę by się zmniejszyły, gdyby projekt GoGo okazał się klapą.
- Ciesz się, że w ogóle wpadłam na pomysł, żeby go skonstruować. Co prawda, miał służyć do innych celów niż namierzanie Ithaniego, ale myślę, że to też przejdzie. - zmarszczyłem brwi. Niby do jakich celów miał służyć namierzacz, jeśli nie pomóc nam schwytać Ithaniego? W sumie byłoby to prawdą, bo o ucieczce Ithaniego dowiedzieliśmy się kilka dni temu, a GoGo musiała pracować nad tym projektem co najmniej kilka tygodni.
Przejechaliśmy przez centrum bez większego problemu. Słońce zaszło już dawno i strasznie irytowały mnie światła San Fransokyo, które błyskały przy każdym ruchu. Nie wiedziałem, jak to możliwe, że GoGo to nie przeszkadza. Gdyby miała na głowie ten sam kask, który dla niej zaprojektowałem, blask świateł by jej nie przeszkadzał. Na samo wspomnienie filmu z jej kasku moje policzki stały się czerwone.
- Jak zamierzamy się tam dostać? - spytałem. - Chyba nie tunelem wentylacyjnym jak na starych filmach?
W teraźniejszości te plan by nie wypalił, bo teraz tunele wentylacyjne projektowano na pionowe, nie poziome korytarze. Poza tym były inne sposoby wentylacji.
- Nie wiem, ale musielibyśmy w jakiś sposób odgadnąć kod do systemu. - wywróciłem oczami.
- Przecież jest na to milion kombinacji.
Gdy podjechaliśmy do Instytutu, GoGo włączyła system bezpieczeństwa. Przejście wymagało hasła, a my nie znaliśmy żadnego, które Yoko mogłaby zainstalować. Staliśmy pod szklanymi drzwiami uniwersytetu, modląc się o jakąś inspirację.
- To nie może być coś trudnego - powiedziała GoGo, zastanawiając się.
- Po Yoko możemy się wszystkiego spodziewać.
Nagle mnie olśniło. Coś, co szczególnie kojarzyło mi się z dyrektorką oprócz jej hałaśliwych butów, to jej wizytówka, przyczepiona do białej koszuli na lewej piersi. Miała w sobie coś dziwnego, bo pod imieniem i nazwiskiem dyrektorki, oraz jej funkcji, jaką zajmowała, znajdowały się trzy litery napisane drobnym druczkiem, które tak naprawdę nie znaczyły nic, a które musiały być jakimś nieznanym przeze mnie skrótem.
Odepchnąłem lekko GoGo na bok, wpisując szybko kod. Jeśli kod jest nieprawdziwy, to nie mam już właściwie pomysłu, co to mogłoby być.
A.Z.N.
- Stój, Hiro. - GoGo złapała mnie za rękę, gdy miałem potwierdzać kod. Jej oczy zdawały się wyrażać tą sama niepewność, którą ja teraz czułem. - Jesteś pewny?
- Nie wiem, ale nie mamy innej opcji. - odparłem, naciskając.
W końcu kliknąłem na mały, czerwony przycisk obok kodu, a drzwi natychmiast się uchyliły. GoGo nie czekając, chwyciła mnie w objęcia. Poczułem się dość dziwnie, bo w przeciwieństwie do zadziwiająco mocnych uścisków Honey, jej były nawet przyjemne.
- Hiro, jesteś genialny. - powiedziała z zachwytem. - Ale jak ci się to udało?
- Yoko ma to na broszce, nie zauważyłaś? - brwi GoGo zmarszczyły się.
- Ona nic tam nie ma na broszce - odpowiedziała poważnie.
- Jak to nie? - spytałem, próbując wychwycić cokolwiek, co wskazywałoby na to, że GoGo kłamie, ale jej mina była nieugięta.
- Przyglądałam się tej broszce. Było tam tylko imię, nazwisko i stanowisko Yoko.
Zastanowiłem się nad tym. Byłem równie pewny tego, co widziałem, co moja przyjaciółka. Któreś z nas przecież musiało się mylić.
- Dobra, pomyślimy nad tym potem - skończyła moje rozważanie GoGo, ciągnąc mnie w kierunku wnętrza budynku, który znałem tak dobrze, jak swój dom.
Dobiegliśmy w końcu do pracowni GoGo, w której znajdowało się czarne pudełeczko z rozrysowaną mapą San Fransokyo. GoGo sięgnęła do mojej kieszeni i wyciągnęła z niej mały kafelek, na którym zapisałem lokalizację karty Baymaxa, po czym włożyła go do pudełka.
Odczytywanie zapisu trwało koło minuty, która w naszym mniemaniu wydawała się trwać tyle, co jedna godzina. To, że weszliśmy tu bez problemu nie oznaczało, że tak samo stąd wyjdziemy.
- Dawaj, dawaj - szeptała GoGo z napięciem, czekając na reakcję jej małego ustrojstwa. W końcu lokalizacja została odczytana, pokazując mały budynek na samym krańcu miasta.
Oboje z GoGo wybuchnęliśmy niespodziewaną radością, gdy patrzyliśmy na drobny punkcik na panelu. Naprawdę się udało. Nie mogłem w to uwierzyć.
- Wiesz, gdzie to jest? - spytałem, gdy GoGo pobierała lokalizację na jeden z pomniejszych dysków, co trwało raptem kilka sekund.
- Zdaje mi się, że znam tamtą okolicę. - powiedziała wolno, chowając dysk do torby, którą dopiero co u niej zauważyłem. - To co, idziemy? - spytała, gdy nagle usłyszeliśmy ogłuszający alarm.
Przycisnęliśmy dłonie do uszu, ale to niewiele pomogło. Spojrzeliśmy na siebie z paniką, rozglądając się dokoła, jakbyśmy szukali źródła hałasu.
GoGo kiwnęła w stronę wyjścia, po czym sama ruszyła pędem, trzymając cały czas dłonie na uszach. Biegłem tuż za nią, gdy nagle stanęła jak wryta, a ja wpadłem na nią, zwalając ją z nóg. Gdy leżeliśmy na podłodze, alarm ucichł, choć przy suficie dalej świeciły się czerwone światła.
- Jakiś plan? - spytałem trochę za głośno, ale dźwięk alarmu trochę nadwyrężył mój słuch. Dopiero teraz zauważyłem, że nie mieliśmy przed sobą tych samych szklanych drzwi, przez które weszliśmy bez problemu do środka. Teraz była tam gładka, metalowa ściana, która zasłaniała nam widok na spokojną ulicę. - O nie... - szepnąłem, wstawając.
- To koniec - jęknęła GoGo. - A byliśmy tak blisko.
Spojrzałem na sufit, ku przejściu wentylacyjnemu, które sięgało przez kilka pięter w górę i wychodziło na dach. Zmarszczyłem brwi i włączyłem przyciskiem mój kostium, który szybko ułożył się na moim ciele. GoGo zrobiła to samo.
- Co zamierzasz?
- Brama może być nadal otwarta. - powiedziałem, myśląc gorączkowo.
- Nie byliby tak głupi! - GoGo przekrzyczała dudnienie, które nieznośnie kojarzyło mi się z czyimiś krokami.
- Chodź - krzyknąłem i ruszyłem pędem w stronę głównego korytarza, wychodzącego na mały ogródek, otaczający parking.
Gdy udało nam się wyjść z budynku, zauważyliśmy, że dokoła już stoją wysokie, metalowe mury, tak jak ten, który widzieliśmy zamiast szklanych drzwi wejściowych do budynku. Jedyna ucieczka to chyba nad murami, pomyślałem, włączając silniki moich butów. GoGo popatrzyła na mnie. Na pewno zrozumiała, o co mi chodzi. Żałowałem tylko, że jej strój musi mieć tak jasny kolor, ciężej będzie nam się skryć w ciemności nocnego San Fransokyo. A żółty, trzeba było przyznać był wystarczająco żarówiastym kolorem, by przyciągnąć czyjś wzrok.
- Nie mamy innego wyjścia? - spytała GoGo, krzywiąc się. - Nasz ostatni lot o mały włos nie skończył się tragedią.
- Jakbyśmy mieli inne wyjście, to bym je wykorzystał - odpowiedziałem, gdy usłyszeliśmy syreny policyjnych wozów. Bardzo szybko reagowali na sygnał z Instytutu, pomyślałem.
GoGo złapała mnie jedną ręką za ramię, a drugą w pasie. Miałem nadzieję, że silniki nie wysiądą, gdy będziemy lecieć nad miastem. Dawno ich nie używałem. Tak naprawdę od mojego upadku w morze, więc nie wiedziałem, czy działają.
Wzlecieliśmy szybko nad linię muru, skąd widzieliśmy cały plac przed Instytutem. Musieliśmy się teraz tylko dostać do domu Honey, który był niedaleko stąd.
Nagle dłonie GoGo zawiodły i dziewczyna ześlizgnęła mi się z rąk. Widziałem, jak szybko spada i byłem tym przerażony. Silniki całe szczęście nie zawiodły i szybko zawróciłem w dół, łapiąc GoGo w locie. Jej oczy były wielkie jak spodki, ale podczas jej spadania nie krzyknęła ani razu.
- Jeszcze raz mi zrobisz taki numer... - wysyczała, jakbym zrobił to specjalnie.
- Tak, wiem - westchnąłem. - Trzymaj się po prostu mocniej, okej?
- Musisz mi skonstruować takie silniki - mruknęła, patrząc na moje stopy.
- Mam lepszy pomysł, ale teraz nie mamy na to czasu.
Gdy dolecieliśmy do eleganckiej kamienicy Honey, nasi przyjaciele już stali na zewnątrz, czekając na nas. Byli ubrani normalnie, ale kiedy tylko nas zauważyli, wszyscy naraz nacisnęli przyciski w swoich bransoletach i ich stroje natychmiast pojawiły się na nich, zanim dolecieliśmy.
GoGo zeskoczyła z moich stóp, lądując na ulicy, po czym pędziła równo ze mną do reszty przyjaciół.
- I jak? Udało się? - spytał Wasabi.
- Taak - odpowiedziałem zdyszany. Miałem już na dzisiaj dość przygód, a wieczór dopiero się zaczął. - Mieliśmy trochę opóźnienia.
- Ale lokalizacja jest - uśmiechnęła się GoGo, pokazując zebranym mały dysk, na którym zapisane było miejsce pobytu Ithaniego. Zareagowali z entuzjazmem. Wasabi poklepał mnie po plecach, a Honey wzięła do ręki dysk, jakby mogła zobaczyć, co w nim jest tylko oglądając jego powierzchnię.
- To co? - przerwał ciszę Fred. - Może dokopiemy temu Ithaniemu?
- Jestem za - powiedziała GoGo, wśród okrzyków radości. W końcu mieliśmy, co robić. W końcu mieliśmy jasno określony cel.
...
- Dobra, jesteś pewna, że to tu? - spytałem GoGo, która cały czas zerkała na zdjęcie z jej namierzacza, które otwierała na telefonie Honey.
- Na pewno stąd wysyłano sygnał. - powiedziała pewnie.
Otworzyliśmy wielkie drzwi do bloku w jednej z najbiedniejszych dzielnic San Fransokyo. Budynek był naprawdę ogromny, ale oprócz niezliczonej ilości pająków i pewnie szczurów, nikt go nie zamieszkiwał od lat. Gdy weszliśmy, musieliśmy zapalić latarki, by nie zgubić się w ciemnościach bloku.
- To tutaj by się chował? - spytała cicho Honey. - Przecież tutaj nawet nie miałby gdzie próbować zrobić coś z tą kartą.
- Może pod budynkiem - zasugerowałem.
Szliśmy wolno, poruszając się wciąż do przodu. W oddali zza drzwi, które zostawiliśmy uchylone słyszeliśmy dźwięki miasta, które były jedynymi odgłosami, jakie słyszeliśmy.
W świetle latarki widzieliśmy tylko sam kurz, zarówno ten na podłodze, jak i ten w powietrzu. W końcu udało mi się zauważyć stare, popękane schody, prowadzące na górę.
- Czekajcie, pójdę pierwszy - powiedziałem i zanim ktoś zdążył mi odpowiedzieć, ruszyłem po stopniach.
Gdy dotarłem na pierwsze piętro, usłyszałem miarowe stukanie, jakby ktoś wybijał rytm palcami. Kiedy skierowałem w tamtym kierunku moją latarkę, okazało się, że miałem rację.
Ithani siedział spokojnie na czarnym, obitym fotelu i rzeczywiście stukał palcami o krawędź biurka, stojącego obok jego fotela. Miał założoną nogę na nogę i ubrany był elegancko, ale wyglądał, jakby czekał na nas.
Stanąłem jak wryty, czekając na resztę. Gdy wyszli ze schodów i zauważyli dalej spokojnego Ithaniego sufit zaświecił się od drobnych żarówek.
- Gratulacje - powiedział dumny Ithani. Jego ciemne włosy, które zawsze, gdy go widziałem po prostu kręciły się wokół twarzy, teraz były przylizane żelem do czoła jak na jakimś amerykańskim filmie o agentach.
Chłopak wstał pewnie, klaszcząc w dłonie.
- Obstawiałem, że zajmie wam co najmniej miesiąc, zanim mnie znajdziecie, a wam zajęło to raptem dwa dni. Poza tym zabezpieczyliście bliskich. Genialne.
Cofnąłem się o krok, słysząc jego słowa. A więc wiedział. Wiedział o cioci Cass i pozostałych. Ale... skąd?
- Gdzie karta? - spytałem chrapliwie. Zależało mi tylko na niej.
Ithani sięgnął z ociąganiem do kieszeni, po czym rzucił w moją stronę zieloną kartę, którą poznałem od razu, gdy wyjął ją z ciemnych spodni.
- Nie jest i nigdy nie była mi potrzebna. Ale to nie ja powinienem się tłumaczyć.
Z cienia wyszła kobieta, którą poznałem po stukających obcasach. Gdy Eve Yoko wyszła do nas, w stronę światła, nie mogłem zrozumieć, co tu się dzieje. Czyżby pomagała Ithaniemu? O co w tym wszystkim chodzi?
Kobieta stanęła obok Ithaniego i uśmiechnęła się zimno w naszym kierunku. Ona również wyglądała elegancko, a na jej piersi spoczywała ta sama broszka, o której wcześniej rozmawiałem z GoGo. Miałem rację. Tyle, że to nie ta sama broszka. Nie było tu "Dyrektor Instytytu Robotyki w San Fransokyo". Coś tu nie grało, ale nie potrafiłem tego rozgryźć. W dodatku ten skrót... AZN.
- Jestem pod wrażeniem waszej odwagi i bystrości - powiedziała. Chociaż najczęściej przynajmniej w stosunku do mnie była oschła i wyrachowana, to, co mówiła, było szczere. - Przeszliście próby do naszej Agendy.
- Można do cholery trochę jaśniej? - warknęła GoGo. Nie dziwiłem się jej. Mnie tez irytowało to, że nie rozumiem kompletnie nic ze słów Yoko, ani Ithaniego.
- Zostaliście przyjęci do listy członków AZN, ściśle tajnego grona, o którym wiedzą tylko nieliczni. Więcej informacji możemy wam udzielić w innym miejscu. To - rozejrzała się na popękany sufit i ciemne kąty - nie należy do najbezpieczniejszych.
6/20/2015
Karta
Honey wyglądała na bardzo zadowoloną ze swojej podróży do Paryża. Przywitała mnie mocnym uściskiem, niemal zwalając mnie z nóg.
- Honey - mruknąłem, dusząc się - ledwie oddycham.
- Wybacz, Hiro - stęknęła, od razu mnie puszczając. - Tak się za wami stęskniłam!
- My za tobą też - powiedziała GoGo, która była następna w kolejce do szczerych uścisków.
- Strasznie! - dodał z entuzjazmem Fred, otwierając przed dziewczyną ramiona. Honey zmierzyła go ze zwątpieniem, po czym uścisnęła mu dłoń szczerze i rzuciła się w ramiona Wasabiemu, co było nie lada wysiłkiem, jako, że przyjaciel był dość spory do obejmowania. Fred obrzucił ich markotnym spojrzeniem.
- Co porabialiście, kiedy mnie nie było? - zagryzłem wargę, gdy wszyscy spojrzeli na mnie z sugestią. Tak, to ja miałem mówić.
- Lepiej usiądź - poradziłem przyjaciółce. - To trochę potrwa.
Opowiedziałem jej wszystko, o ataku Baymaxa na mnie, o ucieczce Ithaniego oraz o tym, że nasi bliscy są na Saint Island. Honey wysłuchała wszystkiego do końca bez słowa, choć na jej twarzy malował się coraz większy szok.
- Ale masz jakiś plan, Hiro? - znowu przypomniałem sobie Pana Tomago. Faktycznie, chyba to ja byłem tu szefem.
Rozejrzałem się na boki.
- Możemy być obserwowani - powiedziała GoGo. - Lepiej po prostu chodźmy do domu Hiro. - wiedziała już przecież o ścianach z cyny i że było to najlepsze pomieszczenie do rozmów.
Honey zgodziła się bez problemu, więc gdy siedzieliśmy już w moim pokrążonym w półcieniu pokoju, wytłumaczyłem jej wszystko, co zamierzamy robić. Wyglądała na nieco zdumioną i nie rozumiejącą, gdy zaczynałem mówić jej o mikrorobotach, przerwała mi:
- Chwila, to chcecie coś robić, nie robiąc nic? To jest bez sensu.
Obejrzeliśmy się wszyscy, próbując zgadnąć reakcje pozostałych. GoGo warknęła, wzdychając.
- Też tak myślę, Hiro. Nie możemy tylko czekać. Ty masz swoje robociki, a my nie mamy właściwie nic.
Stanąłem w miejscu, myśląc nad odpowiedzią. Rzeczywiście, marnował się ich cenny czas i naukowy talent. A wiedziałem, że, gdy nie ma się nic do roboty, jedynie czekanie, do umysłu docierają niepokojące myśli.
- GoGo, jest jakiś sposób, żeby go namierzyć? - spytałem z zastanowieniem. Dziewczyna skrzyżowała ręce, patrząc na mnie z powątpieniem.
- Nie potrafię wymyślić sposobu, żeby to zrobić.
- Ale jakiś musi być - naciskałem. GoGo zastanowiła się.
- Może.
- Hej, mam pomysł, jak go złapać, gdy już go znajdziemy - powiedziała Honey, której oczy błyszczały z podekscytowania.
- Jaki? - spytałem.
- Powiedzmy, że to niespodzianka - mrugnęła do mnie studentka. - Po prostu zostaw go mnie. Już nie wymknie się policji, możesz mi wierzyć.
- A co jeśli znowu nie będzie sam? - pomyślałem na głos. Honey prychnęła.
- Masz mnie za idiotkę? Powiedziałam, że to załatwię.
- Uwielbiam, gdy jest taka pewna siebie - powiedział Fred, a przyjaciółka skrzywiła się na te słowa.
- Dobra, ja mogę opracować system szybkiego namierzania - wtrąciła się GoGo. - Ale to może chwilę potrwać.
- Ej, ale pamiętacie, że macie udawać, że nic nie robicie? - spytałem.
- Wiemy - odparli wszyscy chórem.
Nagle pomyślałem o Baymaxie. Złapanie Ithaniego nie wydawało się takie trudne, widząc entuzjazm przyjaciół, ale jeśli nie znajdziemy sposobu, by przywrócić Baymaxa do życia, nasza misja się nie powiedzie.
Wasabi chyba odczytał to po moim wyrazie twarzy, bo powiedział:
- Hiro, zawsze możemy stworzyć drugi system namierzania, którym namierzymy robota. - odpowiedział.
Westchnąłem.
- To wcale nie będzie takie łatwe, Wasabi. W mieście są setki robotów, a raczej ich ciał przez Ithaniego, a namierzenie karty jest niemal niemożliwe, zresztą mógł ją zniszczyć, prawda?
GoGo zrobiła dziwną minę. Wyglądała na zastanowioną i jednocześnie smutną. Wiedziałem, co oznacza jej zmiana humoru.
- Ithani nie jest tak głupi, by niszczyć jeden z najważniejszych projektów w historii. Jeśli chce go wykorzystać, tak jak zrobił to z tymi robotami w magazynie, ta karta dalej istnieje. Poza tym Tadashi na pewno zainstalował jakieś systemy blokujące, by nikt nie mógł zmienić ustawień robota.
Przygryzłem wargę. Rzeczywiście, myślenie GoGo kierowało się w dobrym kierunku, tylko że...
- Pewna osoba już rozgryzła ten układ - powiedziałem. - Pamiętacie jak wprowadzałem w ustawienia Baymaxa jego umiejętności walki?
Zapadła głucha cisza. W końcu GoGo westchnęła i spytała niezbyt przyjemnie.
- Jak mogłeś być takim idiotą, Hiro?
- Tak, wiem. Jeśli raz zmieniło się ustawienia, można je zmienić ponownie - myślałem gorączkowo nad swoją głupotą. Czy był jakiś sposób na odzyskanie przyjaciela, czy musiałem pogodzić się z paskudną prawdą? Nagle mnie olśniło.
Wyleciałem z mojego pokoju z prędkością błyskawicy, kierując się w stronę garażu. Słyszałem za sobą krzyki i nawoływania przyjaciół, ale teraz to nie było istotne. Wiedziałem, co muszę zrobić, a co mogłem zrobić już dawno.
Dobiegłem do pierwszego z czterech komputerów, które stały naprzeciw siebie. To właśnie tu projektowałem nowe umiejętności robota rok temu. Jeśli tylko uda mi się zablokować system i wszystkie zmiany, które wprowadziłem, uda mi się zablokować kartę, bo przecież to w tym miejscu wprowadziłem zmiany. Szkoda tylko, że nie pomyślałem o tym wcześniej.
- Hiro, powiedz nam, co ty właściwie robisz?! - warknęła GoGo, gdy wszyscy przyjaciele przybiegli za mną na dół. Zdołałem opowiedzieć im w skrócie mój plan, gdy blokada ładowała się. Czemu nie wpadłem na to wcześniej? Cały czas nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego. Powinienem na to wpaść już dawno temu.
Obie karty, i ta Tadashiego, i ta, którą stworzyłem, dodając Baymaxowi zdolności do walki, miały ze sobą połączenie w ciele robota. Jeśli więc blokowałem jedną z nich, druga blokowała się w ten sam sposób.
- Genialne, Hiro - powiedział z uznaniem Fred. Nawet on zrozumiał, jak proste było rozwiązanie mojego problemu. Z tym, że o ile nie było za późno.
Postanowiłem to sprawdzić. Okazało się, że Ithani najwyraźniej przeglądał zawartość karty, ale nie zdołał jej zniszczyć ani zmienić, więc blokada się udała. Nawet nie macie pojęcia, jaką czułem ulgę, patrząc na wyniki sprawdzania. Baymax był bezpieczny. Wystarczyło go tylko znaleźć.
- Jeeej! - wykrzyknęła Honey, przytulając mnie mocno. - Hiro, jesteś geniuszem - znów ledwie oddychałem, ale czułem się znacznie lepiej, niż przez te kilka ciężkich dla mnie tygodni. Baymax był bezpieczny, powtarzałem cały czas, bo nie potrafiłem w to uwierzyć.
Moi przyjaciele zareagowali entuzjazmem na tę informację. GoGo przyglądała się monitorowi z uwagą, wiedziałem, że zauważyła coś, czego ja nie widziałem.
- Hiro, zapamiętaj łącze. Już! - spełniłem jej żądanie, chyba zgadując, o co dziewczynie chodzi. W końcu to ona miała znaleźć Ithaniego, a namierzając ostatni sygnał próby wejścia w oprogramowanie karty, mogliśmy namierzyć również Ithaniego.
- Złapałeś go? - spytała, opierając się o biurko tuż obok mnie. Jej włosy drapały mnie w policzek. Przełknąłem głośno ślinę i odpowiedziałem:
- Tak, ale gorzej będzie, jeśli zmieni swoje miejsce.
- Dlatego musimy działać szybko. Potrzebuję dostać się do Instytutu. Tam pracowałam nad systemem namierzającym, muszę do niego po prostu podłączyć adres z twojego komputera, żeby go znaleźć.
- Jest mały problem - mruknął Wasabi. Wszyscy spojrzeliśmy na niego z uwagą, jakby miał do powiedzenia coś niezwykle ważnego. - Jest sobota.
- I co? - spytała z poirytowaniem GoGo.
- Instytut jest zamknięty! Jak chcesz się tam dostać?
GoGo wywróciła oczami, warcząc przy tym. Naprawdę wkurzały ją zasady Wasabiego. Mnie również, chociaż byłem mniej skory do ich łamania.
- Nie mów, że nigdy nie wkradałeś się do zamkniętej szkoły.
- No... nie - Wasabi wzruszył ramionami. - Myślę, że nie powinniśmy naprzykrzać się Yoko.
Z tym musiałem się zgodzić. Samo wspomnienie o dyrektorce napawało mnie dreszczami. Była jedyną osobą na świecie, która potrafiła budzić taki respekt. Niestety, nie mieliśmy za bardzo wyboru. Miałem tylko nadzieję, że ta misja się powiedzie, bo nasz Instytut był jedną z nielicznych siedzib w San Fransokyo, które były tak zabezpieczone. Wydaje się to dziwne, żeby uniwersytet zabezpieczały cztery różne systemy, ale to, co tam robiliśmy miało duży wpływ na życie ludzi i w złych rękach mogły oznaczać kłopoty.
- Kto ma jeszcze jakieś wątpliwości? - spytał Fred. Gdy nikt nie podniósł ręki, odparł z chytrym uśmieszkiem - To co, wbijamy do szkółki.
- Honey - mruknąłem, dusząc się - ledwie oddycham.
- Wybacz, Hiro - stęknęła, od razu mnie puszczając. - Tak się za wami stęskniłam!
- My za tobą też - powiedziała GoGo, która była następna w kolejce do szczerych uścisków.
- Strasznie! - dodał z entuzjazmem Fred, otwierając przed dziewczyną ramiona. Honey zmierzyła go ze zwątpieniem, po czym uścisnęła mu dłoń szczerze i rzuciła się w ramiona Wasabiemu, co było nie lada wysiłkiem, jako, że przyjaciel był dość spory do obejmowania. Fred obrzucił ich markotnym spojrzeniem.
- Co porabialiście, kiedy mnie nie było? - zagryzłem wargę, gdy wszyscy spojrzeli na mnie z sugestią. Tak, to ja miałem mówić.
- Lepiej usiądź - poradziłem przyjaciółce. - To trochę potrwa.
Opowiedziałem jej wszystko, o ataku Baymaxa na mnie, o ucieczce Ithaniego oraz o tym, że nasi bliscy są na Saint Island. Honey wysłuchała wszystkiego do końca bez słowa, choć na jej twarzy malował się coraz większy szok.
- Ale masz jakiś plan, Hiro? - znowu przypomniałem sobie Pana Tomago. Faktycznie, chyba to ja byłem tu szefem.
Rozejrzałem się na boki.
- Możemy być obserwowani - powiedziała GoGo. - Lepiej po prostu chodźmy do domu Hiro. - wiedziała już przecież o ścianach z cyny i że było to najlepsze pomieszczenie do rozmów.
Honey zgodziła się bez problemu, więc gdy siedzieliśmy już w moim pokrążonym w półcieniu pokoju, wytłumaczyłem jej wszystko, co zamierzamy robić. Wyglądała na nieco zdumioną i nie rozumiejącą, gdy zaczynałem mówić jej o mikrorobotach, przerwała mi:
- Chwila, to chcecie coś robić, nie robiąc nic? To jest bez sensu.
Obejrzeliśmy się wszyscy, próbując zgadnąć reakcje pozostałych. GoGo warknęła, wzdychając.
- Też tak myślę, Hiro. Nie możemy tylko czekać. Ty masz swoje robociki, a my nie mamy właściwie nic.
Stanąłem w miejscu, myśląc nad odpowiedzią. Rzeczywiście, marnował się ich cenny czas i naukowy talent. A wiedziałem, że, gdy nie ma się nic do roboty, jedynie czekanie, do umysłu docierają niepokojące myśli.
- GoGo, jest jakiś sposób, żeby go namierzyć? - spytałem z zastanowieniem. Dziewczyna skrzyżowała ręce, patrząc na mnie z powątpieniem.
- Nie potrafię wymyślić sposobu, żeby to zrobić.
- Ale jakiś musi być - naciskałem. GoGo zastanowiła się.
- Może.
- Hej, mam pomysł, jak go złapać, gdy już go znajdziemy - powiedziała Honey, której oczy błyszczały z podekscytowania.
- Jaki? - spytałem.
- Powiedzmy, że to niespodzianka - mrugnęła do mnie studentka. - Po prostu zostaw go mnie. Już nie wymknie się policji, możesz mi wierzyć.
- A co jeśli znowu nie będzie sam? - pomyślałem na głos. Honey prychnęła.
- Masz mnie za idiotkę? Powiedziałam, że to załatwię.
- Uwielbiam, gdy jest taka pewna siebie - powiedział Fred, a przyjaciółka skrzywiła się na te słowa.
- Dobra, ja mogę opracować system szybkiego namierzania - wtrąciła się GoGo. - Ale to może chwilę potrwać.
- Ej, ale pamiętacie, że macie udawać, że nic nie robicie? - spytałem.
- Wiemy - odparli wszyscy chórem.
Nagle pomyślałem o Baymaxie. Złapanie Ithaniego nie wydawało się takie trudne, widząc entuzjazm przyjaciół, ale jeśli nie znajdziemy sposobu, by przywrócić Baymaxa do życia, nasza misja się nie powiedzie.
Wasabi chyba odczytał to po moim wyrazie twarzy, bo powiedział:
- Hiro, zawsze możemy stworzyć drugi system namierzania, którym namierzymy robota. - odpowiedział.
Westchnąłem.
- To wcale nie będzie takie łatwe, Wasabi. W mieście są setki robotów, a raczej ich ciał przez Ithaniego, a namierzenie karty jest niemal niemożliwe, zresztą mógł ją zniszczyć, prawda?
GoGo zrobiła dziwną minę. Wyglądała na zastanowioną i jednocześnie smutną. Wiedziałem, co oznacza jej zmiana humoru.
- Ithani nie jest tak głupi, by niszczyć jeden z najważniejszych projektów w historii. Jeśli chce go wykorzystać, tak jak zrobił to z tymi robotami w magazynie, ta karta dalej istnieje. Poza tym Tadashi na pewno zainstalował jakieś systemy blokujące, by nikt nie mógł zmienić ustawień robota.
Przygryzłem wargę. Rzeczywiście, myślenie GoGo kierowało się w dobrym kierunku, tylko że...
- Pewna osoba już rozgryzła ten układ - powiedziałem. - Pamiętacie jak wprowadzałem w ustawienia Baymaxa jego umiejętności walki?
Zapadła głucha cisza. W końcu GoGo westchnęła i spytała niezbyt przyjemnie.
- Jak mogłeś być takim idiotą, Hiro?
- Tak, wiem. Jeśli raz zmieniło się ustawienia, można je zmienić ponownie - myślałem gorączkowo nad swoją głupotą. Czy był jakiś sposób na odzyskanie przyjaciela, czy musiałem pogodzić się z paskudną prawdą? Nagle mnie olśniło.
Wyleciałem z mojego pokoju z prędkością błyskawicy, kierując się w stronę garażu. Słyszałem za sobą krzyki i nawoływania przyjaciół, ale teraz to nie było istotne. Wiedziałem, co muszę zrobić, a co mogłem zrobić już dawno.
Dobiegłem do pierwszego z czterech komputerów, które stały naprzeciw siebie. To właśnie tu projektowałem nowe umiejętności robota rok temu. Jeśli tylko uda mi się zablokować system i wszystkie zmiany, które wprowadziłem, uda mi się zablokować kartę, bo przecież to w tym miejscu wprowadziłem zmiany. Szkoda tylko, że nie pomyślałem o tym wcześniej.
- Hiro, powiedz nam, co ty właściwie robisz?! - warknęła GoGo, gdy wszyscy przyjaciele przybiegli za mną na dół. Zdołałem opowiedzieć im w skrócie mój plan, gdy blokada ładowała się. Czemu nie wpadłem na to wcześniej? Cały czas nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego. Powinienem na to wpaść już dawno temu.
Obie karty, i ta Tadashiego, i ta, którą stworzyłem, dodając Baymaxowi zdolności do walki, miały ze sobą połączenie w ciele robota. Jeśli więc blokowałem jedną z nich, druga blokowała się w ten sam sposób.
- Genialne, Hiro - powiedział z uznaniem Fred. Nawet on zrozumiał, jak proste było rozwiązanie mojego problemu. Z tym, że o ile nie było za późno.
Postanowiłem to sprawdzić. Okazało się, że Ithani najwyraźniej przeglądał zawartość karty, ale nie zdołał jej zniszczyć ani zmienić, więc blokada się udała. Nawet nie macie pojęcia, jaką czułem ulgę, patrząc na wyniki sprawdzania. Baymax był bezpieczny. Wystarczyło go tylko znaleźć.
- Jeeej! - wykrzyknęła Honey, przytulając mnie mocno. - Hiro, jesteś geniuszem - znów ledwie oddychałem, ale czułem się znacznie lepiej, niż przez te kilka ciężkich dla mnie tygodni. Baymax był bezpieczny, powtarzałem cały czas, bo nie potrafiłem w to uwierzyć.
Moi przyjaciele zareagowali entuzjazmem na tę informację. GoGo przyglądała się monitorowi z uwagą, wiedziałem, że zauważyła coś, czego ja nie widziałem.
- Hiro, zapamiętaj łącze. Już! - spełniłem jej żądanie, chyba zgadując, o co dziewczynie chodzi. W końcu to ona miała znaleźć Ithaniego, a namierzając ostatni sygnał próby wejścia w oprogramowanie karty, mogliśmy namierzyć również Ithaniego.
- Złapałeś go? - spytała, opierając się o biurko tuż obok mnie. Jej włosy drapały mnie w policzek. Przełknąłem głośno ślinę i odpowiedziałem:
- Tak, ale gorzej będzie, jeśli zmieni swoje miejsce.
- Dlatego musimy działać szybko. Potrzebuję dostać się do Instytutu. Tam pracowałam nad systemem namierzającym, muszę do niego po prostu podłączyć adres z twojego komputera, żeby go znaleźć.
- Jest mały problem - mruknął Wasabi. Wszyscy spojrzeliśmy na niego z uwagą, jakby miał do powiedzenia coś niezwykle ważnego. - Jest sobota.
- I co? - spytała z poirytowaniem GoGo.
- Instytut jest zamknięty! Jak chcesz się tam dostać?
GoGo wywróciła oczami, warcząc przy tym. Naprawdę wkurzały ją zasady Wasabiego. Mnie również, chociaż byłem mniej skory do ich łamania.
- Nie mów, że nigdy nie wkradałeś się do zamkniętej szkoły.
- No... nie - Wasabi wzruszył ramionami. - Myślę, że nie powinniśmy naprzykrzać się Yoko.
Z tym musiałem się zgodzić. Samo wspomnienie o dyrektorce napawało mnie dreszczami. Była jedyną osobą na świecie, która potrafiła budzić taki respekt. Niestety, nie mieliśmy za bardzo wyboru. Miałem tylko nadzieję, że ta misja się powiedzie, bo nasz Instytut był jedną z nielicznych siedzib w San Fransokyo, które były tak zabezpieczone. Wydaje się to dziwne, żeby uniwersytet zabezpieczały cztery różne systemy, ale to, co tam robiliśmy miało duży wpływ na życie ludzi i w złych rękach mogły oznaczać kłopoty.
- Kto ma jeszcze jakieś wątpliwości? - spytał Fred. Gdy nikt nie podniósł ręki, odparł z chytrym uśmieszkiem - To co, wbijamy do szkółki.
6/16/2015
Działanie
Siedzieliśmy u mnie w pokoju, zajadając się serową pizzą i rozmawiając na temat wyjazdu, o którym już powiadomiłem ciocię. Właśnie się pakowała.
- Ile tam jest stopni, skarbie? - spytała, wystawiając głowę zza progu. - Bo nie wiem, czy wziąć tą malinową sukienkę, czy lepiej coś cieńszego.
- Na ogół panuje tam temperatura od dwudziestu ośmiu do czterdziestu - odpowiedziała GoGo, ziewając. Opierała się o moje łóżko. Całą czwórką siedzieliśmy na dywanie, bo tam było nam najwygodniej. Fred dołączył do nas zaraz, gdy skończył dodatkowe zajęcia, które fundowali mu jego rodzice.
- Dzięki - odpowiedziała ciocia, odkładając jedną z sukienek na swoje ramię.
Wywróciłem oczami.
- Jesteś pewna, że to był dobry pomysł? - uśmiechnąłem się do GoGo.
- No co? - spytała z zirytowaniem. - Twoja ciocia to przynajmniej stuprocentowa kobieta. Kiedy ja jechałam pierwszy raz na wyspę, pakowałam się na nią cały tydzień.
- Szacun - mruknął Fred, zajadając się pizzą. - Ja tam nie muszę się pakować. Wystarczy mi to, co mam na sobie.
- Tak, a obsługa i tak nosi za tobą wszystkie niezbędne rzeczy - dodał w zamyśleniu Wasabi.
- Nie moja wina - Fred wzruszył ramionami, mówiąc z pełnymi ustami. - Moi starzy uwzięli się na mnie. Raz kazali mi posprzątać pokój. Wiecie, ile mi to zajęło? Miesiąc!
- Och, ty biedaku... - westchnęła GoGo, kładąc mu pieszczotliwie rękę na ramieniu. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, choć ja poczułem lekkie drgnięcie gdzieś wewnątrz mnie.
- Dobra, to co robimy? - spytał Wasabi, rozsiadając się tak, jak wcześniej GoGo. - Musimy mieć jakiś plan. Skoro nie możemy go znaleźć, to mamy na niego czekać?
Wszyscy popatrzyli na mnie z ciekawością. Przypomniałem sobie pytanie Pana Tomago i temat mojego szefostwa. Rzeczywiście, zaczynałem się zastanawiać, czy nie miał w tym przypadku racji. Bawiłem się trzymaną w dłoni bluzą, jednocześnie myśląc gorączkowo, choć robiłem to od momentu, gdy usłyszeliśmy z GoGo wtedy na ulicy komunikat o ucieczce Ithaniego.
- Tak, będziemy czekać - powiedziałem wolno. - Ale to nie znaczy, że mamy czekać bezczynnie.
- Nie wiemy, co planuje - GoGo zdawała się chyba we mnie wątpić. - Co zamierzasz robić? Dalej przerabiać kostiumy, aż same go załatwią?
- Nie - odparłem. - Słuchajcie, nie mam pomysłu, ale nigdy nie mówiłem wam, że go mam. Dajcie pomyśleć, okej?
Zapadła głucha cisza. Na twarzy każdego pojawiło się zamyślenie. Wasabi położył głowę na mój stolik nocny, GoGo pstrykała palcami, Fred jak zwykle nie robił nic, poza rozglądaniem się dokoła. Ja zająłem najbardziej dziwną pozycję kładąc nogi na łóżku, jednocześnie leżąc na podłodze. Miałem nadzieje, że krew spływająca do mojego mózgu mnie trochę odświeży. Potrzebowałem naprawdę dobrego pomysłu, a w tej chwili czułem w umyśle jedynie pustkę.
Burza mózgów trwała w najlepsze, do czasu, gdy cisze przerwał Fred:
- Może by tak skonstruować robota, który go zabije?
- Nie zabijamy - mruknąłem.
- To może stworzymy robota, który...
- Fred!! - wykrzyknęliśmy wszyscy zmęczonym tonem.
- On będzie wiedział, że nad czymś myślimy - powiedziałem po zastanowieniu.
- Nie za bardzo nam to pomaga, Hiro - mruknęła GoGo ospale.
- Nie, słuchajcie, - przerwałem im. - musimy zająć się czymś, co będzie przykrywką. Jeszcze nie wiem do końca, jaki mamy plan, ale to wiem na pewno.
- Przykrywką? - prychnął Wasabi. - Stary, on może zdemolować miasto, a ty się zastanawiasz nad przykrywką? Dość słabe.
Westchnąłem.
- Pomyśl tak: jeśli twój wróg zajmuje się codziennymi sprawami i nie widać po nim żadnego umysłowego wysiłku, myślisz, że jest dla ciebie zagrożeniem?
- Chyba nie - odpowiedział Fred. - Ale ja tam się nigdy nie wysilam umysłowo, więc nie wiem.
- Otóż to, właśnie - powiedziałem, obracając się i wstając. - Freda nikt nigdy nie traktuje poważnie, bo nie ma ku temu powodu.
- Nikt nie traktuje mnie poważnie? - zapytał smutno Freddie, patrząc na twarze obecnych. - Serio?
- No, Hiro ma trochę racji - GoGo kiwnęła głową.
- Dzięki - prychnął Fred, ale reszta dalej go ignorowała.
- Ale Fred ma jej więcej. - odpowiedziałem, zrywając się tak szybko na nogi, jak to tylko możliwe, po czym podszedłem do okna, obserwując znajome ulice. Czułem za sobą pytające spojrzenia.
- Hiro, możesz jaśniej? - warknęła GoGo. - Bo jakoś nie czaję, jak taki kretyn jak Fred może mieć rację.
Fred zaskomlał cicho jak pies. Naprawdę dobrze udawał, mógłbym poprzysiąc, że przez moment zobaczyłem w jego oczach łzy.
- Złamałaś mi serce, Gogiyo. - szepnął zranionym głosem.
- Nie mów tak do mnie! - ryknęła GoGo, również wstając. Usiadłem na oknie, ignorując ich kłótnie. Musiałem wszystko dobrze przemyśleć.
Drgnąłem, gdy poczułem dotyk na moim ramieniu. Stała tam GoGo.
- To zdradzisz nam ten swój tajemniczy plan, czy zamkniesz się w tej swojej wielkiej mózgownicy? - mówiła spokojnie, ale w jej głosie wyczułem nerwowe drganie, od którego przeszły mnie ciarki. Przyznaję, że czasami potrafiła naprawdę mnie przerazić swoim zachowaniem.
Odszedłem od okna, zasłaniając skrzętnie roletę i zasłony.
- Zróbcie to samo z pozostałymi oknami - powiedziałem do Wasabiego i Freda, którzy szybko zerwali się ze swoich miejsc.
- Jeśli będzie chciał, to to usłyszy - stęknęła GoGo.
- Nie - wzruszyłem ramionami. - Tadashi wzbogacił nasze pokoje o solidne ściany cynowe, które wtopił w wapno. To było jeszcze kiedy uczył się grać na gitarze i ciocia co chwilę stękała, że ludzie w kawiarni słyszą jego rzępolenie.
- Tadashi grał na gitarze? - spytała GoGo ze śmiechem.
- Tak, ale przestał, gdy poszedł na uniwerek. Jakoś chyba nie miał czasu, albo już wtedy myślał nad Baymaxem.
- No nieźle - zagwizdała GoGo. - Zgaduję, że cyna jest także w tych szarych roletach.
Mrugnąłem do niej, zamykając drzwi do pokoju.
- Bingo.
Tak naprawdę cały mój pokój przypominał mi o bracie. Często razem coś spiskowaliśmy przeciwko cioci, po czym potem zostawały pamiątki, na przykład wgniecenie na jednej ze ścian zakrytej plakatem jakiegoś rockowego zespołu, gdy ćwiczyliśmy taekwondo, albo wyszczerbienia sufitu, gdy rzucaliśmy po pokoju piłką do tenisa.
Usiedliśmy wszyscy na swoich poprzednich miejscach, widziałem wśród przyjaciół zaciekawienie.
- Słuchajcie, pomyślałem o jednej z moich walk botów. Nauczyłem się, że opłaca się udawać bezbronnego, by potem przejść do nagłego ataku. - westchnąłem. W pokoju nikt nie ważył się mrugnąć. Westchnąłem. - Chcę zbudować mikroboty, które używałem podczas walk botów. Wydają się pozornie niegroźne, ale wtedy będą wystarczającą obroną przed czymkolwiek, co szykuje na nas Ithani. Poza tym ich budowa nie jest trudna.
...
Spisywałem notatki z trzech ostatnich wykładów, by choć trochę z nich zostało mi w głowie. Nie potrafiłem się skupić na wielu rzeczach, a cały czas miałem w głowie plan produkcji mikrobotów. Zamierzałem umieścić pilota w nadgarstku mojego kostiumu w ten sposób, bym mógł go szybko zdjąć i przeprowadzić ich destrukcję, jednocześnie nie martwiąc się, że pilot w jakiś sposób wypadnie z uchwytu na nadgarstku. Poza tym musiałem ponadrabiać trochę zaległości z ostatnich wykładów, na których również się nie skupiałem. Nie były trudne, ale było dość sporo materiału, który musiałem pojąć.
Nagle do mojego gabinetu, w którym wcześniej pracował Tadashi, weszła pani Eve Yoko, która kompletnie zaskoczyła mnie swoją obecnością. Miała wystarczająco ważnych obowiązków, by nie zaszczycać studentów swoją obecnością.
- Profesor Yoko - powiedziałem, chowając części planów ulepszonych mikrobotów za biurko. - nie spodziewałem się...
- Nie miałeś się mnie spodziewać - mruknęła niezbyt przyjemnie dyrektorka, siadając na wolnym fotelu i machając swoimi nieznośnymi pantoflami w powietrzu. Jej blond włosy, z których już ponad połowa była pokryta bielą były spięte w ciasny kok, na nosie miała swoje wszechobecne okulary, które wyostrzały jej i tak groźne spojrzenie. - Przyszłam sprawdzić, czy masz już jakieś plany na swój projekt zakańczający.
Podrapałem się po głowie. Projekt zakańczający... Cholera, zapomniałem. Było to jak bilet na następny rok na uniwerku. Naprawdę nie wiedziałem, jak mam się z tego wykręcić, w dodatku moje zachowanie było podejrzane.
- Na razie jeszcze nie mam planów, ale wszystko siedzi w głowie - wskazałem na swój umysł, który teraz perfidnie mnie oszukiwał, skupiając się dalej na mikrobotach, ale z drugiej strony pani profesor chyba nie odczyta moich myśli. Choć po jej żmijowatym spojrzeniu mógłbym spodziewać się wszystkiego.
- Przecież miałeś jakieś plany - brew Yoko powędrowała ku górze. Bałem się jej spojrzenia o wiele bardziej niż rozwścieczonej GoGo, wierzcie mi. - Te, które leżą teraz za biurkiem.
Przygryzłem wargę i pozbierałem je zza odsuniętego biurka, po czym podałem pani profesor. Przejrzała je pilnie, trzymając swoje cyniczne okulary bliżej oczu, po czym oddała mi je bez żadnej wyraźnej ekscytacji.
- Masz talent, Hiro. Nie rozumiem tylko, czemu mają służyć twoje działania.
Nie potrafiłem jej na to odpowiedzieć. Nie mogłem przecież jej również wtajemniczyć w naszą akcję schwytania zbiegłego z aresztu Ithaniego. Szukała go połowa miasta, a druga bała się, że przypadkiem znajdą się z nim na ulicy sam na sam.
- Dlatego projekt jest w trakcie planów - powiedziałem niezbyt przyjemnym głosem.
Eve Yoko wzruszyła tylko ramionami z gracją, po czym oddała mi plany i ruszyła w stronę wyjścia.
- Twój projekt może najwyżej posłużyć, jako broń. Nie zamierzam się tłumaczyć przed Ministerstwem. Jeśli twój projekt zaszkodzi w jakiś sposób Instytutowi, nie będę cię powstrzymywała od odpowiedzialności. A już ostatnio pokazałeś, co potrafisz - uśmiechnęła się chytrze. Pewnie mówiła o tym, że moje nazwisko okazało się niezwykle popularne wśród programów informacyjnych. Tak, podobno złapałem gościa, który tydzień potem zwiał. Faktycznie jest, z czego być dumnym. - Poza tym nie ryzykowałabym. Ostatni ze studentów, którego pomysły niemal doprowadziły do ruiny tę instytucję skończył jako poszukiwany za wykorzystywanie robotów do złych celów oraz udział w gangach i nielegalnych wyścigach. Myślę, że masz skłonności, by stać się kolejnym poszukiwanym. Zresztą - zaśmiała się tak słodko, jak słodko może śmiać się kobra. - myślę, że się znacie.
Zacisnąłem dłonie tak mocno, że pobielały od nacisku. Jednak nie odpowiedziałem nic, co mogłoby urazić dyrektorkę, z czego byłem szczerze dumny.
- Nie, proszę pani.
- Podobno ty go złapałeś. - odpowiedziała luźnym tonem, jakby mówiła o pogodzie. - Chyba, że telewizja kłamie.
- Może pomylili mnie z kimś innym, albo dostali złe informacje - wzruszyłem ramionami.
Eve Yoko popatrzyła na mnie spojrzeniem, które niemal wyrwało mi z ciała duszę. Czułem, jakby czytała mi w myślach, co było najbardziej niepokojącym uczuciem, jakie znałem.
- Istotnie - mruknęła, po czym wyszła z gabinetu, stukając swoimi irytującymi butami o kamienną posadzkę.
...
- I jak ci idą plany? - GoGo opierała się o moje ramię, jednocześnie przeglądając trzymane przeze mnie kartki papieru. Staliśmy razem w gabinecie Wasabiego. GoGo popijała colę a jej oczy szybko chodziły po tekstach i analizach.
- Wszystko fajnie, ale jesteś pewny, że to wypali?
- Nie, robię to dla zabawy - prychnąłem. - Pewnie,że tak.
- Mnie przekonał - mruknął Wasabi, podnosząc do góry rękę. Miał na sobie zieloną koszulkę ze znakiem recyklingu.
- Od kiedy zacząłeś się interesować ekologią? - spytałem, zerkając na jego nowy t-shirt.
- Przecież to mistrz perfekcji - powiedziała GoGo. - Musiało do tego dojść prędzej, czy później.
Wasabi wywrócił tylko oczami, popijając herbatę w żółtym kubku.
- Sprytnie - skomentowała w końcu mój pomysł GoGo, mierzwiąc moją czuprynę. Sama ruszyła w stronę swojego stanowiska, na którym poprawiała sprawność kół elekromagnetycznych.
- Pomóc ci? - zawołałem, zerkając jeszcze raz na trzymane przeze mnie kartki papieru.
- Jak chceesz - usłyszałem w odpowiedzi. Wzruszyłem ramionami, odkładając plany na biurko Wasabiego. Popatrzył na mnie chytrze.
- Co? - spytałem, nie rozumiejąc jego spojrzenia.
Wasabi wskazał kubkiem w kierunku szklanych drzwi, za którymi zniknęła GoGo.
- Nic. Powodzenia. - mrugnął do mnie. Nie do końca wiedziałem, jak mam zareagować. Znaczy, domyśliłem się już wcześniej, że Wasabi wie, co czuję do GoGo, ale po raz kolejny nie potrafiłem reagować na to obojętnością. Chyba wyszedłem z jego gabinetu cały czerwony na twarzy, bo dalej słyszałem śmiech przyjaciela, nawet, gdy przeszedłem już przez szklane drzwi.
- A temu co? - spytała GoGo, marszcząc brwi. Stała obok swoich metalowych urządzeń, które starała się wprowadzić w ruch.
Wzruszyłem ramionami.
- Odbiło mu do reszty - mruknąłem, jednocześnie się z tego śmiejąc. A może mi odbiło? Sam już nie wiem.
- Mógłbyś pomóc mi z łączem? Szwankuje, ale nie wiem czemu - GoGo wyglądała na zamyśloną. - Powinno działać.
...
Przez całe dnie robiliśmy same nudne rzeczy, jakie powinni robić uczniowie. W nocy zaś opracowywaliśmy mini roboty. Wasabi mi przy nich pomagał. Kurczę, chyba naprawdę brakowało mi Baymaxa na tyle, że zastąpiłem go przyjacielem. A może nie chciałem po prostu zostać sam.
Tak, czy owak, Wasabi u mnie nocował, ale zgodziliśmy się wspólnie, że mniej podejrzanie będzie wyglądało, jeśli tylko on będzie mi pomagał, niż żeby spała u mnie cała Wielka Szóstka. Nie chciałem wzbudzać podejrzeń, a przecież spanie u kumpla nie było niczym podejrzanym.
Jedyny problem stanowiło ciągłe chrapanie Wasabiego, od którego mózg mi wysiadał. Nie potrafiłem przy nim zasnąć, aż do momentu, gdy padałem ze zmęczenia i znudzenia tym ciągłym dźwiękiem.
- Myślisz, że te roboty załatwią sprawę? - spytał mnie Wasabi, gdy budowałem wątłe i pozbawione ciekawego wyglądu ciałka robotów z czarnych części.
- Tak sądzę - wzruszyłem ramionami. Roboty to tak naprawdę jedyna rzecz, która mi wychodziła i to naprawdę dobrze. Znałem swoje możliwości na tyle, by móc ocenić, co potrafią moje boty.
- Hiro - Wasabi zrobił bardzo poważną minę. - czemu właściwie ścigasz Ithaniego? Naprawdę chodzi ci o zemstę za brata?
Popatrzyłem na niego ze zdziwieniem i nieco mieszanymi uczuciami.
- Pewnie, że tak. Co to w ogóle za pytanie? - cieszyłem się, że Wasabi tu jest, ale jego obecność miała też swoje złe strony.
- Bo ja mam wrażenie, że wcale nie chodzi ci o Tadashiego. Zemsta już ci przeszła na tyle, żeby powiedzieć to głośno.
- Dziękuję za fascynujący wykład, panie profesorze - mruknąłem odkładając części na półkę w moim pokoju. Wasabi dalej bawił się polem laserowym, które zamierzałemdodać do funkcji botów.
- Hiro, nie obrażaj się. Sugeruję ci tylko, że tak naprawdę robisz to dla GoGo i dobrze to wiesz.
Nie odpowiedziałem. Nawet nie przyszło mi nic mądrego do głowy, co mógłbym powiedzieć, bo Wasabi miał rację. Po raz kolejni przyjaciele pokazywali mi coś, co widziałem, ale czego nie dostrzegałem. Nawet Baymax.
- Traktuję ją jak przyjaciółkę, nikogo więcej - powiedziałem, przystępując z nogi na nogę. - Przestańcie mi wmawiać, co innego.
- Dobra - Wasabi uniósł ręce w geście poddania się. - Jutro Honey wraca ze zjazdu. Niech ona to osądzi.
- Ta, jasne - mruknąłem, wiedząc, że przyjaciółka powie mi to samo, co Baymax i Wasabi. Jednocześnie wiedziałem, że mają rację i chciałem ukryć tą prawdę przede mną samym. W końcu miałem uniwersytet, misję schwytania Ithaniego i chęć odzyskania Baymaxa, a poza tym bycie w Wielkiej Szóstce. Trochę było tego dużo, a dochodziły do tego jeszcze moje myśli o GoGo. Zwariować można było.
Ciocia Cass dojechała na Saint Island około trzeciej po południu. Co jakąś godzinę wysyłała mi zdjęcia słonecznej plaży i pytała, co porabiam. Uśmiechałem się za każdym razem, gdy w moim telefonie widziałem zdjęcia uśmiechniętej cioci z tatą GoGo i rodzicami Wasabiego. Rodzice Freda byli akurat w delegacji, poza tym rzadko bywali we własnym domu, więc byli bezpieczni, a rodzice Honey pojechali z nią do Paryża, na zjazd naukowy i zostaną tam dłużej, gdy ich córka wróci do Fransokyo.
- Była dzisiaj u mnie Yoko - powiadomiłem Wasabiego, nagle przypominając sobie tę nieprzyjemną rozmowę. - Pytała, czy mam jakiś plan na projekt zakańczający.
Wasabi otworzył szeroko oczy chrupiąc ciasteczka z kawiarni cioci, która teraz była zamknięta. Oczywiście na ziemię nie spadł żaden nawet najmniejszy okruszek.
- Jak to? Co jej powiedziałeś?
- Nic - wzruszyłem ramionami. - Widziała, jak chowałem plany mikrobotów za biurko. Kazała mi je pokazać, więc je jej podałem. Zresztą i tak by niczego nie odkryła, patrząc na nie. Zasugerowała mi, że mogą zostać wykorzystane tylko jako broń i że jeśli dalej będę projektował takie rzeczy, to mogę skończyć jak Ithani i wylecieć ze szkoły.
Wasabi gwizdnął.
- Nie lubię jej.
- Bo nikt jej nie lubi! - oburzyłem się. - Ten Instytut zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni, gdy zaczęła nim rządzić.
- Dziwne - mruknął mój przyjaciel, drapiąc się po głowie. - W końcu tyle osób startowało na to miejsce, w tym sam Edmus Krank.
- Ten Edmus Krank? - spytałem, otwierając szeroko usta ze zdziwienia. Edmus Krank był ważną osobą w dziedzinie robotyki. Dorównywał niemal samemu Callaghanowi. Na wykładach czytaliśmy jego książki. Kto by pomyślał, że dyrektorką Instytutu Robotyki w San Fransokyo zostanie nie znana przez naukowców Eve Yoko, która nie wniosła nic do świata nauki. - To rzeczywiście dziwne - dodałem. - Skoro byli lepsi od niej na to miejsce, to czemu wygrała ona?
- Sam nie wiem - Wasabi wyglądał na podekscytowanego przebiegiem rozmowy. Nie lubił plotek, ale ta sprawa faktycznie wydawała się trochę podejrzana. - Na uniwerku gadają, że to sprawka łapówki, nic więcej.
- Łał - mruknąłem, przypominając sobie o tym, że każdy z naukowców pewnie dorobił się na swoich pracach na tyle, by móc z nią konkurować nawet w wysokości łapówki. - to nieźle musiała się dorobić. Ciekawe tylko na czym.
- A ja wiem? - mruknął Wasabi, zaglądając do kubka. - Lepiej będzie jak nie będziemy się w to mieszać. Przynajmniej nie narobimy sobie problemów w instytucie, a nie chciałbym mieć wyjątkowo zrzędliwej dyrektorki na głowie.
Zachichotałem, przypominając sobie, gdy Yoko oskarżyła Wasabiego o kolekcjonowanie rzadkich związków chemicznych w jego gabinecie. Nie wyobrażacie sobie, jaki wybuch mogłyby spowodować złączone ze sobą. Najzabawniejsze było w tym wszystkim to, że Honey miała ich o wiele więcej, ale nigdy nie dała się przyłapać.
- No to co? - spytałem, otrzepując ręce z drobnych opiłków. - Będziemy tak siedzieć i ględzić, czy zrobimy coś ciekawszego? Może kino z GoGo i Fredem?
- Może być - odpowiedział, kiwając obojętnie głową. - Ale macie nie włączać żadnych horrorów.
Zaśmiałem się głośno.
- Niech ci będzie. Ja zwołam ekipę, a ty załatw popcorn. - powiedziałem, sięgając po telefon.
Pomyślałem sobie z sarkazmem, że GoGo pewnie będzie wniebowzięta. Trzech facetów i ona jedna. Myślę, że jej najbardziej brakowało w naszym gronie Honey. Ja tak samo się czułem, gdy nie było z nami Baymaxa. Całkiem inaczej, jak gdyby ktoś zabrał mi z życia jedną ważną cząstkę.
Niestety, nie wiedziałem, gdzie mam zacząć szukać prawdziwej karty robota, o ile nie jest zniszczona. Musiałem najpierw znaleźć Ithaniego, by móc zmusić go do wyznania miejsca skrytki karty. W związku z tym już nie tylko chodziło o samą GoGo, co już zdążył zauważyć Wasabi, ale o odzyskanie mojego przyjaciela. O ile jeszcze mogłem to zrobić...
- Ile tam jest stopni, skarbie? - spytała, wystawiając głowę zza progu. - Bo nie wiem, czy wziąć tą malinową sukienkę, czy lepiej coś cieńszego.
- Na ogół panuje tam temperatura od dwudziestu ośmiu do czterdziestu - odpowiedziała GoGo, ziewając. Opierała się o moje łóżko. Całą czwórką siedzieliśmy na dywanie, bo tam było nam najwygodniej. Fred dołączył do nas zaraz, gdy skończył dodatkowe zajęcia, które fundowali mu jego rodzice.
- Dzięki - odpowiedziała ciocia, odkładając jedną z sukienek na swoje ramię.
Wywróciłem oczami.
- Jesteś pewna, że to był dobry pomysł? - uśmiechnąłem się do GoGo.
- No co? - spytała z zirytowaniem. - Twoja ciocia to przynajmniej stuprocentowa kobieta. Kiedy ja jechałam pierwszy raz na wyspę, pakowałam się na nią cały tydzień.
- Szacun - mruknął Fred, zajadając się pizzą. - Ja tam nie muszę się pakować. Wystarczy mi to, co mam na sobie.
- Tak, a obsługa i tak nosi za tobą wszystkie niezbędne rzeczy - dodał w zamyśleniu Wasabi.
- Nie moja wina - Fred wzruszył ramionami, mówiąc z pełnymi ustami. - Moi starzy uwzięli się na mnie. Raz kazali mi posprzątać pokój. Wiecie, ile mi to zajęło? Miesiąc!
- Och, ty biedaku... - westchnęła GoGo, kładąc mu pieszczotliwie rękę na ramieniu. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, choć ja poczułem lekkie drgnięcie gdzieś wewnątrz mnie.
- Dobra, to co robimy? - spytał Wasabi, rozsiadając się tak, jak wcześniej GoGo. - Musimy mieć jakiś plan. Skoro nie możemy go znaleźć, to mamy na niego czekać?
Wszyscy popatrzyli na mnie z ciekawością. Przypomniałem sobie pytanie Pana Tomago i temat mojego szefostwa. Rzeczywiście, zaczynałem się zastanawiać, czy nie miał w tym przypadku racji. Bawiłem się trzymaną w dłoni bluzą, jednocześnie myśląc gorączkowo, choć robiłem to od momentu, gdy usłyszeliśmy z GoGo wtedy na ulicy komunikat o ucieczce Ithaniego.
- Tak, będziemy czekać - powiedziałem wolno. - Ale to nie znaczy, że mamy czekać bezczynnie.
- Nie wiemy, co planuje - GoGo zdawała się chyba we mnie wątpić. - Co zamierzasz robić? Dalej przerabiać kostiumy, aż same go załatwią?
- Nie - odparłem. - Słuchajcie, nie mam pomysłu, ale nigdy nie mówiłem wam, że go mam. Dajcie pomyśleć, okej?
Zapadła głucha cisza. Na twarzy każdego pojawiło się zamyślenie. Wasabi położył głowę na mój stolik nocny, GoGo pstrykała palcami, Fred jak zwykle nie robił nic, poza rozglądaniem się dokoła. Ja zająłem najbardziej dziwną pozycję kładąc nogi na łóżku, jednocześnie leżąc na podłodze. Miałem nadzieje, że krew spływająca do mojego mózgu mnie trochę odświeży. Potrzebowałem naprawdę dobrego pomysłu, a w tej chwili czułem w umyśle jedynie pustkę.
Burza mózgów trwała w najlepsze, do czasu, gdy cisze przerwał Fred:
- Może by tak skonstruować robota, który go zabije?
- Nie zabijamy - mruknąłem.
- To może stworzymy robota, który...
- Fred!! - wykrzyknęliśmy wszyscy zmęczonym tonem.
- On będzie wiedział, że nad czymś myślimy - powiedziałem po zastanowieniu.
- Nie za bardzo nam to pomaga, Hiro - mruknęła GoGo ospale.
- Nie, słuchajcie, - przerwałem im. - musimy zająć się czymś, co będzie przykrywką. Jeszcze nie wiem do końca, jaki mamy plan, ale to wiem na pewno.
- Przykrywką? - prychnął Wasabi. - Stary, on może zdemolować miasto, a ty się zastanawiasz nad przykrywką? Dość słabe.
Westchnąłem.
- Pomyśl tak: jeśli twój wróg zajmuje się codziennymi sprawami i nie widać po nim żadnego umysłowego wysiłku, myślisz, że jest dla ciebie zagrożeniem?
- Chyba nie - odpowiedział Fred. - Ale ja tam się nigdy nie wysilam umysłowo, więc nie wiem.
- Otóż to, właśnie - powiedziałem, obracając się i wstając. - Freda nikt nigdy nie traktuje poważnie, bo nie ma ku temu powodu.
- Nikt nie traktuje mnie poważnie? - zapytał smutno Freddie, patrząc na twarze obecnych. - Serio?
- No, Hiro ma trochę racji - GoGo kiwnęła głową.
- Dzięki - prychnął Fred, ale reszta dalej go ignorowała.
- Ale Fred ma jej więcej. - odpowiedziałem, zrywając się tak szybko na nogi, jak to tylko możliwe, po czym podszedłem do okna, obserwując znajome ulice. Czułem za sobą pytające spojrzenia.
- Hiro, możesz jaśniej? - warknęła GoGo. - Bo jakoś nie czaję, jak taki kretyn jak Fred może mieć rację.
Fred zaskomlał cicho jak pies. Naprawdę dobrze udawał, mógłbym poprzysiąc, że przez moment zobaczyłem w jego oczach łzy.
- Złamałaś mi serce, Gogiyo. - szepnął zranionym głosem.
- Nie mów tak do mnie! - ryknęła GoGo, również wstając. Usiadłem na oknie, ignorując ich kłótnie. Musiałem wszystko dobrze przemyśleć.
Drgnąłem, gdy poczułem dotyk na moim ramieniu. Stała tam GoGo.
- To zdradzisz nam ten swój tajemniczy plan, czy zamkniesz się w tej swojej wielkiej mózgownicy? - mówiła spokojnie, ale w jej głosie wyczułem nerwowe drganie, od którego przeszły mnie ciarki. Przyznaję, że czasami potrafiła naprawdę mnie przerazić swoim zachowaniem.
Odszedłem od okna, zasłaniając skrzętnie roletę i zasłony.
- Zróbcie to samo z pozostałymi oknami - powiedziałem do Wasabiego i Freda, którzy szybko zerwali się ze swoich miejsc.
- Jeśli będzie chciał, to to usłyszy - stęknęła GoGo.
- Nie - wzruszyłem ramionami. - Tadashi wzbogacił nasze pokoje o solidne ściany cynowe, które wtopił w wapno. To było jeszcze kiedy uczył się grać na gitarze i ciocia co chwilę stękała, że ludzie w kawiarni słyszą jego rzępolenie.
- Tadashi grał na gitarze? - spytała GoGo ze śmiechem.
- Tak, ale przestał, gdy poszedł na uniwerek. Jakoś chyba nie miał czasu, albo już wtedy myślał nad Baymaxem.
- No nieźle - zagwizdała GoGo. - Zgaduję, że cyna jest także w tych szarych roletach.
Mrugnąłem do niej, zamykając drzwi do pokoju.
- Bingo.
Tak naprawdę cały mój pokój przypominał mi o bracie. Często razem coś spiskowaliśmy przeciwko cioci, po czym potem zostawały pamiątki, na przykład wgniecenie na jednej ze ścian zakrytej plakatem jakiegoś rockowego zespołu, gdy ćwiczyliśmy taekwondo, albo wyszczerbienia sufitu, gdy rzucaliśmy po pokoju piłką do tenisa.
Usiedliśmy wszyscy na swoich poprzednich miejscach, widziałem wśród przyjaciół zaciekawienie.
- Słuchajcie, pomyślałem o jednej z moich walk botów. Nauczyłem się, że opłaca się udawać bezbronnego, by potem przejść do nagłego ataku. - westchnąłem. W pokoju nikt nie ważył się mrugnąć. Westchnąłem. - Chcę zbudować mikroboty, które używałem podczas walk botów. Wydają się pozornie niegroźne, ale wtedy będą wystarczającą obroną przed czymkolwiek, co szykuje na nas Ithani. Poza tym ich budowa nie jest trudna.
...
Spisywałem notatki z trzech ostatnich wykładów, by choć trochę z nich zostało mi w głowie. Nie potrafiłem się skupić na wielu rzeczach, a cały czas miałem w głowie plan produkcji mikrobotów. Zamierzałem umieścić pilota w nadgarstku mojego kostiumu w ten sposób, bym mógł go szybko zdjąć i przeprowadzić ich destrukcję, jednocześnie nie martwiąc się, że pilot w jakiś sposób wypadnie z uchwytu na nadgarstku. Poza tym musiałem ponadrabiać trochę zaległości z ostatnich wykładów, na których również się nie skupiałem. Nie były trudne, ale było dość sporo materiału, który musiałem pojąć.
Nagle do mojego gabinetu, w którym wcześniej pracował Tadashi, weszła pani Eve Yoko, która kompletnie zaskoczyła mnie swoją obecnością. Miała wystarczająco ważnych obowiązków, by nie zaszczycać studentów swoją obecnością.
- Profesor Yoko - powiedziałem, chowając części planów ulepszonych mikrobotów za biurko. - nie spodziewałem się...
- Nie miałeś się mnie spodziewać - mruknęła niezbyt przyjemnie dyrektorka, siadając na wolnym fotelu i machając swoimi nieznośnymi pantoflami w powietrzu. Jej blond włosy, z których już ponad połowa była pokryta bielą były spięte w ciasny kok, na nosie miała swoje wszechobecne okulary, które wyostrzały jej i tak groźne spojrzenie. - Przyszłam sprawdzić, czy masz już jakieś plany na swój projekt zakańczający.
Podrapałem się po głowie. Projekt zakańczający... Cholera, zapomniałem. Było to jak bilet na następny rok na uniwerku. Naprawdę nie wiedziałem, jak mam się z tego wykręcić, w dodatku moje zachowanie było podejrzane.
- Na razie jeszcze nie mam planów, ale wszystko siedzi w głowie - wskazałem na swój umysł, który teraz perfidnie mnie oszukiwał, skupiając się dalej na mikrobotach, ale z drugiej strony pani profesor chyba nie odczyta moich myśli. Choć po jej żmijowatym spojrzeniu mógłbym spodziewać się wszystkiego.
- Przecież miałeś jakieś plany - brew Yoko powędrowała ku górze. Bałem się jej spojrzenia o wiele bardziej niż rozwścieczonej GoGo, wierzcie mi. - Te, które leżą teraz za biurkiem.
Przygryzłem wargę i pozbierałem je zza odsuniętego biurka, po czym podałem pani profesor. Przejrzała je pilnie, trzymając swoje cyniczne okulary bliżej oczu, po czym oddała mi je bez żadnej wyraźnej ekscytacji.
- Masz talent, Hiro. Nie rozumiem tylko, czemu mają służyć twoje działania.
Nie potrafiłem jej na to odpowiedzieć. Nie mogłem przecież jej również wtajemniczyć w naszą akcję schwytania zbiegłego z aresztu Ithaniego. Szukała go połowa miasta, a druga bała się, że przypadkiem znajdą się z nim na ulicy sam na sam.
- Dlatego projekt jest w trakcie planów - powiedziałem niezbyt przyjemnym głosem.
Eve Yoko wzruszyła tylko ramionami z gracją, po czym oddała mi plany i ruszyła w stronę wyjścia.
- Twój projekt może najwyżej posłużyć, jako broń. Nie zamierzam się tłumaczyć przed Ministerstwem. Jeśli twój projekt zaszkodzi w jakiś sposób Instytutowi, nie będę cię powstrzymywała od odpowiedzialności. A już ostatnio pokazałeś, co potrafisz - uśmiechnęła się chytrze. Pewnie mówiła o tym, że moje nazwisko okazało się niezwykle popularne wśród programów informacyjnych. Tak, podobno złapałem gościa, który tydzień potem zwiał. Faktycznie jest, z czego być dumnym. - Poza tym nie ryzykowałabym. Ostatni ze studentów, którego pomysły niemal doprowadziły do ruiny tę instytucję skończył jako poszukiwany za wykorzystywanie robotów do złych celów oraz udział w gangach i nielegalnych wyścigach. Myślę, że masz skłonności, by stać się kolejnym poszukiwanym. Zresztą - zaśmiała się tak słodko, jak słodko może śmiać się kobra. - myślę, że się znacie.
Zacisnąłem dłonie tak mocno, że pobielały od nacisku. Jednak nie odpowiedziałem nic, co mogłoby urazić dyrektorkę, z czego byłem szczerze dumny.
- Nie, proszę pani.
- Podobno ty go złapałeś. - odpowiedziała luźnym tonem, jakby mówiła o pogodzie. - Chyba, że telewizja kłamie.
- Może pomylili mnie z kimś innym, albo dostali złe informacje - wzruszyłem ramionami.
Eve Yoko popatrzyła na mnie spojrzeniem, które niemal wyrwało mi z ciała duszę. Czułem, jakby czytała mi w myślach, co było najbardziej niepokojącym uczuciem, jakie znałem.
- Istotnie - mruknęła, po czym wyszła z gabinetu, stukając swoimi irytującymi butami o kamienną posadzkę.
...
- I jak ci idą plany? - GoGo opierała się o moje ramię, jednocześnie przeglądając trzymane przeze mnie kartki papieru. Staliśmy razem w gabinecie Wasabiego. GoGo popijała colę a jej oczy szybko chodziły po tekstach i analizach.
- Wszystko fajnie, ale jesteś pewny, że to wypali?
- Nie, robię to dla zabawy - prychnąłem. - Pewnie,że tak.
- Mnie przekonał - mruknął Wasabi, podnosząc do góry rękę. Miał na sobie zieloną koszulkę ze znakiem recyklingu.
- Od kiedy zacząłeś się interesować ekologią? - spytałem, zerkając na jego nowy t-shirt.
- Przecież to mistrz perfekcji - powiedziała GoGo. - Musiało do tego dojść prędzej, czy później.
Wasabi wywrócił tylko oczami, popijając herbatę w żółtym kubku.
- Sprytnie - skomentowała w końcu mój pomysł GoGo, mierzwiąc moją czuprynę. Sama ruszyła w stronę swojego stanowiska, na którym poprawiała sprawność kół elekromagnetycznych.
- Pomóc ci? - zawołałem, zerkając jeszcze raz na trzymane przeze mnie kartki papieru.
- Jak chceesz - usłyszałem w odpowiedzi. Wzruszyłem ramionami, odkładając plany na biurko Wasabiego. Popatrzył na mnie chytrze.
- Co? - spytałem, nie rozumiejąc jego spojrzenia.
Wasabi wskazał kubkiem w kierunku szklanych drzwi, za którymi zniknęła GoGo.
- Nic. Powodzenia. - mrugnął do mnie. Nie do końca wiedziałem, jak mam zareagować. Znaczy, domyśliłem się już wcześniej, że Wasabi wie, co czuję do GoGo, ale po raz kolejny nie potrafiłem reagować na to obojętnością. Chyba wyszedłem z jego gabinetu cały czerwony na twarzy, bo dalej słyszałem śmiech przyjaciela, nawet, gdy przeszedłem już przez szklane drzwi.
- A temu co? - spytała GoGo, marszcząc brwi. Stała obok swoich metalowych urządzeń, które starała się wprowadzić w ruch.
Wzruszyłem ramionami.
- Odbiło mu do reszty - mruknąłem, jednocześnie się z tego śmiejąc. A może mi odbiło? Sam już nie wiem.
- Mógłbyś pomóc mi z łączem? Szwankuje, ale nie wiem czemu - GoGo wyglądała na zamyśloną. - Powinno działać.
...
Przez całe dnie robiliśmy same nudne rzeczy, jakie powinni robić uczniowie. W nocy zaś opracowywaliśmy mini roboty. Wasabi mi przy nich pomagał. Kurczę, chyba naprawdę brakowało mi Baymaxa na tyle, że zastąpiłem go przyjacielem. A może nie chciałem po prostu zostać sam.
Tak, czy owak, Wasabi u mnie nocował, ale zgodziliśmy się wspólnie, że mniej podejrzanie będzie wyglądało, jeśli tylko on będzie mi pomagał, niż żeby spała u mnie cała Wielka Szóstka. Nie chciałem wzbudzać podejrzeń, a przecież spanie u kumpla nie było niczym podejrzanym.
Jedyny problem stanowiło ciągłe chrapanie Wasabiego, od którego mózg mi wysiadał. Nie potrafiłem przy nim zasnąć, aż do momentu, gdy padałem ze zmęczenia i znudzenia tym ciągłym dźwiękiem.
- Myślisz, że te roboty załatwią sprawę? - spytał mnie Wasabi, gdy budowałem wątłe i pozbawione ciekawego wyglądu ciałka robotów z czarnych części.
- Tak sądzę - wzruszyłem ramionami. Roboty to tak naprawdę jedyna rzecz, która mi wychodziła i to naprawdę dobrze. Znałem swoje możliwości na tyle, by móc ocenić, co potrafią moje boty.
- Hiro - Wasabi zrobił bardzo poważną minę. - czemu właściwie ścigasz Ithaniego? Naprawdę chodzi ci o zemstę za brata?
Popatrzyłem na niego ze zdziwieniem i nieco mieszanymi uczuciami.
- Pewnie, że tak. Co to w ogóle za pytanie? - cieszyłem się, że Wasabi tu jest, ale jego obecność miała też swoje złe strony.
- Bo ja mam wrażenie, że wcale nie chodzi ci o Tadashiego. Zemsta już ci przeszła na tyle, żeby powiedzieć to głośno.
- Dziękuję za fascynujący wykład, panie profesorze - mruknąłem odkładając części na półkę w moim pokoju. Wasabi dalej bawił się polem laserowym, które zamierzałemdodać do funkcji botów.
- Hiro, nie obrażaj się. Sugeruję ci tylko, że tak naprawdę robisz to dla GoGo i dobrze to wiesz.
Nie odpowiedziałem. Nawet nie przyszło mi nic mądrego do głowy, co mógłbym powiedzieć, bo Wasabi miał rację. Po raz kolejni przyjaciele pokazywali mi coś, co widziałem, ale czego nie dostrzegałem. Nawet Baymax.
- Traktuję ją jak przyjaciółkę, nikogo więcej - powiedziałem, przystępując z nogi na nogę. - Przestańcie mi wmawiać, co innego.
- Dobra - Wasabi uniósł ręce w geście poddania się. - Jutro Honey wraca ze zjazdu. Niech ona to osądzi.
- Ta, jasne - mruknąłem, wiedząc, że przyjaciółka powie mi to samo, co Baymax i Wasabi. Jednocześnie wiedziałem, że mają rację i chciałem ukryć tą prawdę przede mną samym. W końcu miałem uniwersytet, misję schwytania Ithaniego i chęć odzyskania Baymaxa, a poza tym bycie w Wielkiej Szóstce. Trochę było tego dużo, a dochodziły do tego jeszcze moje myśli o GoGo. Zwariować można było.
Ciocia Cass dojechała na Saint Island około trzeciej po południu. Co jakąś godzinę wysyłała mi zdjęcia słonecznej plaży i pytała, co porabiam. Uśmiechałem się za każdym razem, gdy w moim telefonie widziałem zdjęcia uśmiechniętej cioci z tatą GoGo i rodzicami Wasabiego. Rodzice Freda byli akurat w delegacji, poza tym rzadko bywali we własnym domu, więc byli bezpieczni, a rodzice Honey pojechali z nią do Paryża, na zjazd naukowy i zostaną tam dłużej, gdy ich córka wróci do Fransokyo.
- Była dzisiaj u mnie Yoko - powiadomiłem Wasabiego, nagle przypominając sobie tę nieprzyjemną rozmowę. - Pytała, czy mam jakiś plan na projekt zakańczający.
Wasabi otworzył szeroko oczy chrupiąc ciasteczka z kawiarni cioci, która teraz była zamknięta. Oczywiście na ziemię nie spadł żaden nawet najmniejszy okruszek.
- Jak to? Co jej powiedziałeś?
- Nic - wzruszyłem ramionami. - Widziała, jak chowałem plany mikrobotów za biurko. Kazała mi je pokazać, więc je jej podałem. Zresztą i tak by niczego nie odkryła, patrząc na nie. Zasugerowała mi, że mogą zostać wykorzystane tylko jako broń i że jeśli dalej będę projektował takie rzeczy, to mogę skończyć jak Ithani i wylecieć ze szkoły.
Wasabi gwizdnął.
- Nie lubię jej.
- Bo nikt jej nie lubi! - oburzyłem się. - Ten Instytut zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni, gdy zaczęła nim rządzić.
- Dziwne - mruknął mój przyjaciel, drapiąc się po głowie. - W końcu tyle osób startowało na to miejsce, w tym sam Edmus Krank.
- Ten Edmus Krank? - spytałem, otwierając szeroko usta ze zdziwienia. Edmus Krank był ważną osobą w dziedzinie robotyki. Dorównywał niemal samemu Callaghanowi. Na wykładach czytaliśmy jego książki. Kto by pomyślał, że dyrektorką Instytutu Robotyki w San Fransokyo zostanie nie znana przez naukowców Eve Yoko, która nie wniosła nic do świata nauki. - To rzeczywiście dziwne - dodałem. - Skoro byli lepsi od niej na to miejsce, to czemu wygrała ona?
- Sam nie wiem - Wasabi wyglądał na podekscytowanego przebiegiem rozmowy. Nie lubił plotek, ale ta sprawa faktycznie wydawała się trochę podejrzana. - Na uniwerku gadają, że to sprawka łapówki, nic więcej.
- Łał - mruknąłem, przypominając sobie o tym, że każdy z naukowców pewnie dorobił się na swoich pracach na tyle, by móc z nią konkurować nawet w wysokości łapówki. - to nieźle musiała się dorobić. Ciekawe tylko na czym.
- A ja wiem? - mruknął Wasabi, zaglądając do kubka. - Lepiej będzie jak nie będziemy się w to mieszać. Przynajmniej nie narobimy sobie problemów w instytucie, a nie chciałbym mieć wyjątkowo zrzędliwej dyrektorki na głowie.
Zachichotałem, przypominając sobie, gdy Yoko oskarżyła Wasabiego o kolekcjonowanie rzadkich związków chemicznych w jego gabinecie. Nie wyobrażacie sobie, jaki wybuch mogłyby spowodować złączone ze sobą. Najzabawniejsze było w tym wszystkim to, że Honey miała ich o wiele więcej, ale nigdy nie dała się przyłapać.
- No to co? - spytałem, otrzepując ręce z drobnych opiłków. - Będziemy tak siedzieć i ględzić, czy zrobimy coś ciekawszego? Może kino z GoGo i Fredem?
- Może być - odpowiedział, kiwając obojętnie głową. - Ale macie nie włączać żadnych horrorów.
Zaśmiałem się głośno.
- Niech ci będzie. Ja zwołam ekipę, a ty załatw popcorn. - powiedziałem, sięgając po telefon.
Pomyślałem sobie z sarkazmem, że GoGo pewnie będzie wniebowzięta. Trzech facetów i ona jedna. Myślę, że jej najbardziej brakowało w naszym gronie Honey. Ja tak samo się czułem, gdy nie było z nami Baymaxa. Całkiem inaczej, jak gdyby ktoś zabrał mi z życia jedną ważną cząstkę.
Niestety, nie wiedziałem, gdzie mam zacząć szukać prawdziwej karty robota, o ile nie jest zniszczona. Musiałem najpierw znaleźć Ithaniego, by móc zmusić go do wyznania miejsca skrytki karty. W związku z tym już nie tylko chodziło o samą GoGo, co już zdążył zauważyć Wasabi, ale o odzyskanie mojego przyjaciela. O ile jeszcze mogłem to zrobić...
6/15/2015
Poważna rozmowa
- Hiro, to nie twoja wina! - krzyczała GoGo, przystępując z nogi na nogę. Widziałem, że sprawa z ucieczką Ithaniego nią zawładnęła. Ja także się tego kompletnie nie spodziewałem. - Ile razy ci to mamy tłumaczyć?!
Westchnąłem, wydając przy tym niemal warkot.
- Dobra, dajcie spokój, sytuacja jest poważna - uspokajał nas Wasabi. - Musimy usiąść i pomyśleć.
- Ta, myślenie na nic się nie zda w takiej sytuacji - GoGo ani na chwilę nie ochłonęła. Miałem ochotę dać sobie spokój ze wszystkim.
- W takim razie nikt z nas ani naszych bliskich nie jest bezpieczny w San Fransokyo - odezwałem się cicho. - Może to o nich powinniśmy najpierw pomyśleć?
Wasabi popatrzył na mnie ze współczuciem. Dobrze wiedział, co mi chodzi po głowie. Ja straciłem najbliższą osobę w moim życiu przez człowieka, który właśnie uciekł glinom, a teraz straciłem jeszcze Baymaxa. Nie chciałem, by coś stało się cioci Cass.
- Ktoś z was nie może go namierzyć? - spytał Wasabi, a stojąca obok niego GoGo popatrzyła na niego, jakby zapytał w tym momencie o coś banalnego, na przykład o godzinę.
- Pogięło cię? - warknęła. - Niby jak mamy to zrobić?
Wstałem z fotela i odwróciłem się w stronę wyjścia do garażu. Miałem dość złych wieści jak na jeden dzień, a uporanie się z nimi nie przychodziło mi wcale łatwo. Słońce zachodziło właśnie za ostatnie budynki San Fransokyo, rzucając podłe cienie na skryte wewnątrz miasta ulice.
- Hiro, pamiętasz co nam mówiłeś? - spytał nagle Wasabi po dłuższej chwili ciszy.
Obróciłem się w stronę przyjaciela, ale nie miałem pojęcia, o co może mu chodzić.
- Myślcie nieszablonowo - kontynuował ciemnoskóry. - Jest sposób, żeby go znaleźć, jestem tego pewny, gdybyśmy go tylko znaleźli...
- To bylibyśmy przeszczęśliwi - skończyła GoGo. - Wy się bawcie w superbohaterów, ja nie mam zamiaru.
Ku mojemu zaskoczeniu, dziewczyna wzięła zza biurka swój plecak i ruszyła w stronę wyjścia.
- Moment, zamierzasz tak nas teraz zostawić? - spytałem z niedowierzaniem.
- Niech twój nieszablonowy koleś ci pomoże, ja potrzebuję zostać sama. - odwróciła wzrok, mijając mnie.
- A ty zostawiłaś mnie samego, kiedy tego chciałem? - spytałem głośno. Wasabi starał się ignorować naszą rozmowę, ale wydawał się zbyt zainteresowany, żeby to zrobić.
GoGo stała w drzwiach, zasłaniając swoją szczupłą sylwetką słońce, wędrujące coraz dalej. Widziałem, że moje słowa w jakiś sposób na nią podziałały.
- Dobra, mam jeden pomysł - powiedziała o wiele spokojniej.
Skrzyżowałem ręce na piersi.
- Bardzo nieszablonowy? - spytałem z cieniem uśmiechu. Zaskakiwało mnie, jak po tylu dzisiejszych trudnych wydarzeniach potrafię się na to zdobyć.
- Kompletnie. - odpowiedziała dziewczyna, mierząc mnie i Wasabiego wzrokiem.
- No więc? - spytał Wasabi nerwowo. - Bo długo tak nie wytrzymam.
GoGo westchnęła.
- Mój ojciec ma kurort w Saint Island, kilkaset kilometrów stąd. Jeśli chcemy w jakiś sposób uchronić bliskich, możemy ich przymusowo wysłać razem z moim ojcem. Ithani nie skapnie się, gdzie mogą się znajdować, a kurort jest zabezpieczony jak szwajcarski bank.
- No ale co jeśli Ithani jednak się tam wedrze? - drążył Wasabi.
- Ty lepiej stul jadaczkę, w końcu to mój ojciec - powiedziała z lekką dumą w głosie. - Jego się nie da czymkolwiek zaskoczyć. Możemy mu zaufać.
- Czyli co? - spytałem, reagując dość obojętnie na ten pomysł. Wysłanie mojej pracowitej cioci na wakacje? Jak dla mnie bomba. - Chcesz powiedzieć ojcu o tym, kim jesteśmy?
GoGo zawahała się. Nikt oprócz Krei'a nie znał tożsamości Wielkiej Szóstki, ale on również nie zamierzał się tym za bardzo chwalić, obiecał nam. W końcu był nam coś winny za uratowanie miasta i jego osoby.
- Tak - stwierdziła, zaskoczona swoją własną odpowiedzią.
...
Kilka godzin później siedzieliśmy w domu GoGo, a moja ciocia była na kolacji u znajomych, więc miałem pewność, że jest bezpieczna. Mój dom mogli sobie plądrować ile wlezie, Baymaxa już nie było, więc nie mieli czego kraść.
- Tato, moglibyśmy porozmawiać? - spytała GoGo. Jej głos zdawał się tak bezbarwny, że zaczynałem się zastanawiać, czy to rzeczywiście ta sama GoGo, jaką znałem.
- Pewnie, Gogiyo - odpowiedział Pan Tomago, uśmiechając się, ale w jego oczach pojawiło się podejrzenie. Siedzieliśmy w salonie, po którym Wasabi rozglądał się z podziwem. Chyba był tu po raz pierwszy. - Coś się stało?
- Chcę, żebyś wyjechał do Saint Island. - wydusiła z siebie za jednym zamachem. - I wziął ze sobą rodzinę Hiro, Wasabiego i pozostałej części moich przyjaciół.
Pan Tomago rozsiadł się wygodniej na kanapie, na której siedział, cały czas obserwując uważnie swoją córkę. W jego ciemnych oczach dalej panował spokój, zero niepokoju.
- Coś się stało... - to nie było pytanie. On to wyczytał z twarzy GoGo. Byłem w szoku. Ja bym po niej tego w życiu nie poznał. Co prawda, wyglądała na trochę zaniepokojoną, ale ukrywała to tak dobrze, że nawet gdybym coś podejrzewał, to nigdy bym się do tego przed nią nie przyznał.
GoGo westchnęła. Naprawdę nie mieliśmy innego wyboru, pomyślałem. Poza tym, po tym, co słyszałem od dziewczyny na temat jej rodziny po śmierci jej mamy zaczynałem wierzyć, że może ten sekret jakoś sklei ta rodzinę ponownie. Tym bardziej, że GoGo naprawdę zależało na jej ojcu. Pan Tomago słuchał uważnie, w ogóle nie przerywając. Czasem ja i Wasabi wtrącaliśmy się, sugerując coś, ale poza tym, całą opowieść opowiedziała GoGo.
Czułem się trochę dziwnie, bo za każdym razem, gdy wsłuchiwałem się w monolog przyjaciółki, jednocześnie przebudzałem się, jakbym chciał zobaczyć, co w tej chwili robi Baymax i czy znowu nie wpada w jakieś kłopoty, albo czegoś nie niszczy. Tak bardzo brakowało mi przyjaciela...
- Więc chcecie, żebym poleciał wraz z waszymi rodzinami na Saint Island z powodu Ithaniego? - spytał Pan Tomago, gdy GoGo zakończyła swoją opowieść.
- Tak, tato - powiedziała dziewczyna tak łagodnym tonem, że chciałem potrzeć oczy, by sprawdzić czy to na pewno GoGo.
- A co ty o tym sądzisz? - Pan Tomago zwrócił się do mnie. Czułem się szczerze zdziwiony.
- Ja? - spytałem.
- No chyba ty jesteś szefem ekipy, prawda? - uśmiechnąłem się na te słowa. Znaczy, to prawda, że to ja sterowałem poczynaniami podczas naszej misji przeciwko Yokai, ale to było tak dawno, że niemal o tym zapomniałem. Teraz z Ithanim łączyły mnie prywatne porachunki, ale nigdy nie nazwałem siebie kimś w rodzaju szefa. Przez chwile nastała cisza, gdy ja zastanawiałem się nad tym problemem.
- Jest nim, tylko się do tego nie przyznaje - zaśmiał się Wasabi. Kąciki ust Pana Tomago uniosły się w uśmiechu.
- Myślę, że to dobry pomysł. - powiedziałem w końcu. - Nie chcę, żeby ktoś został pokrzywdzony. Poza tym im mniej osób wie o Ithanim, tym lepiej. Nie chcemy zwracać uwagi ani na siebie, ani na tą sprawę.
Pan Tomago zamyślił się. Wziął do ręki filiżankę z herbata i wypił spory łyk, po czym odpowiedział:
- Jak dla mnie nie jest to żaden problem. Skoro mi zaufaliście na tyle, by mi o tym powiedzieć, to zadbam o to, by nikt nie dowiedział się o waszej... działalności. tak czy inaczej, Gogiyo, wiesz co robisz? - spytał, patrząc na córkę.
Kiwnęła głową bez słowa. W tym momencie wydawała się niemal... Hmm, potulna? Dość dziwne.
- Dziękujemy - powiedzieliśmy z Wasabim. Ogromny ciężar spadł mi z piersi na myśl, że ciocia Cass będzie bezpieczna. Najgorsze było to, że nawet nie mogliśmy się spodziewać, gdzie uderzy Ithani.
- A teraz wybaczcie, ale spieszę się na ważne spotkanie - odrzekł Pan Tomago, wstając z sofy. - W końcu trzeba załatwić jeszcze kilka spraw w związku z moim... ach, naszym wyjazdem. - mrugnął do nas, po czym odszedł w bok i już wkrótce usłyszeliśmy odgłos wchodzenia po schodach, choć gospodarz chodził dość lekko jak na starszego mężczyznę.
- Uff - GoGo oparła się z ulgą o oparcie. - I co myślicie, chłopaki?
Siedziała pomiędzy mną i Wasabim, który wzruszył ramionami.
- Jak dla mnie, twój ojciec jest mega w porządku - powiedziałem z równą ulgą w głosie. Tak szczerze to bardzo cieszyłem się, że znalazła z ojcem wspólny kontakt. Pewnie bym jej o tym powiedział, gdyby nie obecność Wasabiego, ale GoGo chyba zrozumiała to w moim spojrzeniu, bo uśmiechnęła się tylko delikatnie.
- To prawda - powiedziała.
- Nie wiem, jak wy - stęknął Wasabi, ocierając twarz. - Ale ja bym coś przegryzł. Mam dość jak na dzisiaj ważnych pogadanek i stresu. W końcu my też musimy zacząć działać, a z pustymi brzuchami to raczej niemożliwe.
- Święte słowa - odpowiedziała śpiewnie GoGo, wstając. Kipiała dobrym humorem. Jeśli Wasabi go zepsuje, przypominając jej o Ithanim, to go chyba zatłukę, przyrzekłem sobie.
Szliśmy przez główny hol ku wyjściu, gdy zwróciłem uwagę na obrazy wiszące na ścianach, które widziałem już wcześniej, a na które nigdy nie miałem czasu spojrzeć. Przystanąłem przy jednym z nich przedstawiającym blaski reflektorów i świateł odbitych. Widziałem na płótnie ślad farby, ale gdyby nie to, pomyślałbym, że przyglądam się zdjęciu.
Podpis w rogu obrazu był niewyraźny, ale udało mi się go odczytać.
- To... ty to narysowałaś? - spytałem z szokiem w głosie. GoGo stanęła obok.
- Kiedyś miałam hopla na punkcie malowania. Kilka moich prac wisi w Galerii Grimwell, tej na zachodzie miasta. Jakoś nigdy nie lubiłam sensacji, ale moja mama uparła się, by je tu zawiesić. Nie mam serca ich ściągać.
- To dlatego nie zapraszasz innych do domu? - spytałem z uśmiechem. Nie musiałem patrzeć na dziewczynę, by wiedzieć, że zgadłem. Jej dom był jak otwarta księga, każdy mógł poznać GoGo jedynie przekraczając próg tego domu. Znałem ją dość dobrze, by mieć pewność, że ona próbowała być jak najbardziej skrytą przed ludźmi. Zresztą po zachowaniu Ithaniego wobec niej, nawet mnie to nie dziwi.
- Wow - szepnął z podziwem Wasabi. - Myślałem, że są kupione.
- Co ty - zaśmiałem się. - Znam większość z nowoczesnych dzieł. Zdawałem z tego egzamin w drugiej liceum.
GoGo popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.
- Ty jako wielki znawca sztuki? No nie wierzę.
- Nie zostałem obdarzony talentem artystycznym, więc zostaje mi tylko podziwiać dzieła innych - zaśmiałem się. - Chodźcie wreszcie, zamówimy tą pizzę.
Westchnąłem, wydając przy tym niemal warkot.
- Dobra, dajcie spokój, sytuacja jest poważna - uspokajał nas Wasabi. - Musimy usiąść i pomyśleć.
- Ta, myślenie na nic się nie zda w takiej sytuacji - GoGo ani na chwilę nie ochłonęła. Miałem ochotę dać sobie spokój ze wszystkim.
- W takim razie nikt z nas ani naszych bliskich nie jest bezpieczny w San Fransokyo - odezwałem się cicho. - Może to o nich powinniśmy najpierw pomyśleć?
Wasabi popatrzył na mnie ze współczuciem. Dobrze wiedział, co mi chodzi po głowie. Ja straciłem najbliższą osobę w moim życiu przez człowieka, który właśnie uciekł glinom, a teraz straciłem jeszcze Baymaxa. Nie chciałem, by coś stało się cioci Cass.
- Ktoś z was nie może go namierzyć? - spytał Wasabi, a stojąca obok niego GoGo popatrzyła na niego, jakby zapytał w tym momencie o coś banalnego, na przykład o godzinę.
- Pogięło cię? - warknęła. - Niby jak mamy to zrobić?
Wstałem z fotela i odwróciłem się w stronę wyjścia do garażu. Miałem dość złych wieści jak na jeden dzień, a uporanie się z nimi nie przychodziło mi wcale łatwo. Słońce zachodziło właśnie za ostatnie budynki San Fransokyo, rzucając podłe cienie na skryte wewnątrz miasta ulice.
- Hiro, pamiętasz co nam mówiłeś? - spytał nagle Wasabi po dłuższej chwili ciszy.
Obróciłem się w stronę przyjaciela, ale nie miałem pojęcia, o co może mu chodzić.
- Myślcie nieszablonowo - kontynuował ciemnoskóry. - Jest sposób, żeby go znaleźć, jestem tego pewny, gdybyśmy go tylko znaleźli...
- To bylibyśmy przeszczęśliwi - skończyła GoGo. - Wy się bawcie w superbohaterów, ja nie mam zamiaru.
Ku mojemu zaskoczeniu, dziewczyna wzięła zza biurka swój plecak i ruszyła w stronę wyjścia.
- Moment, zamierzasz tak nas teraz zostawić? - spytałem z niedowierzaniem.
- Niech twój nieszablonowy koleś ci pomoże, ja potrzebuję zostać sama. - odwróciła wzrok, mijając mnie.
- A ty zostawiłaś mnie samego, kiedy tego chciałem? - spytałem głośno. Wasabi starał się ignorować naszą rozmowę, ale wydawał się zbyt zainteresowany, żeby to zrobić.
GoGo stała w drzwiach, zasłaniając swoją szczupłą sylwetką słońce, wędrujące coraz dalej. Widziałem, że moje słowa w jakiś sposób na nią podziałały.
- Dobra, mam jeden pomysł - powiedziała o wiele spokojniej.
Skrzyżowałem ręce na piersi.
- Bardzo nieszablonowy? - spytałem z cieniem uśmiechu. Zaskakiwało mnie, jak po tylu dzisiejszych trudnych wydarzeniach potrafię się na to zdobyć.
- Kompletnie. - odpowiedziała dziewczyna, mierząc mnie i Wasabiego wzrokiem.
- No więc? - spytał Wasabi nerwowo. - Bo długo tak nie wytrzymam.
GoGo westchnęła.
- Mój ojciec ma kurort w Saint Island, kilkaset kilometrów stąd. Jeśli chcemy w jakiś sposób uchronić bliskich, możemy ich przymusowo wysłać razem z moim ojcem. Ithani nie skapnie się, gdzie mogą się znajdować, a kurort jest zabezpieczony jak szwajcarski bank.
- No ale co jeśli Ithani jednak się tam wedrze? - drążył Wasabi.
- Ty lepiej stul jadaczkę, w końcu to mój ojciec - powiedziała z lekką dumą w głosie. - Jego się nie da czymkolwiek zaskoczyć. Możemy mu zaufać.
- Czyli co? - spytałem, reagując dość obojętnie na ten pomysł. Wysłanie mojej pracowitej cioci na wakacje? Jak dla mnie bomba. - Chcesz powiedzieć ojcu o tym, kim jesteśmy?
GoGo zawahała się. Nikt oprócz Krei'a nie znał tożsamości Wielkiej Szóstki, ale on również nie zamierzał się tym za bardzo chwalić, obiecał nam. W końcu był nam coś winny za uratowanie miasta i jego osoby.
- Tak - stwierdziła, zaskoczona swoją własną odpowiedzią.
...
Kilka godzin później siedzieliśmy w domu GoGo, a moja ciocia była na kolacji u znajomych, więc miałem pewność, że jest bezpieczna. Mój dom mogli sobie plądrować ile wlezie, Baymaxa już nie było, więc nie mieli czego kraść.
- Tato, moglibyśmy porozmawiać? - spytała GoGo. Jej głos zdawał się tak bezbarwny, że zaczynałem się zastanawiać, czy to rzeczywiście ta sama GoGo, jaką znałem.
- Pewnie, Gogiyo - odpowiedział Pan Tomago, uśmiechając się, ale w jego oczach pojawiło się podejrzenie. Siedzieliśmy w salonie, po którym Wasabi rozglądał się z podziwem. Chyba był tu po raz pierwszy. - Coś się stało?
- Chcę, żebyś wyjechał do Saint Island. - wydusiła z siebie za jednym zamachem. - I wziął ze sobą rodzinę Hiro, Wasabiego i pozostałej części moich przyjaciół.
Pan Tomago rozsiadł się wygodniej na kanapie, na której siedział, cały czas obserwując uważnie swoją córkę. W jego ciemnych oczach dalej panował spokój, zero niepokoju.
- Coś się stało... - to nie było pytanie. On to wyczytał z twarzy GoGo. Byłem w szoku. Ja bym po niej tego w życiu nie poznał. Co prawda, wyglądała na trochę zaniepokojoną, ale ukrywała to tak dobrze, że nawet gdybym coś podejrzewał, to nigdy bym się do tego przed nią nie przyznał.
GoGo westchnęła. Naprawdę nie mieliśmy innego wyboru, pomyślałem. Poza tym, po tym, co słyszałem od dziewczyny na temat jej rodziny po śmierci jej mamy zaczynałem wierzyć, że może ten sekret jakoś sklei ta rodzinę ponownie. Tym bardziej, że GoGo naprawdę zależało na jej ojcu. Pan Tomago słuchał uważnie, w ogóle nie przerywając. Czasem ja i Wasabi wtrącaliśmy się, sugerując coś, ale poza tym, całą opowieść opowiedziała GoGo.
Czułem się trochę dziwnie, bo za każdym razem, gdy wsłuchiwałem się w monolog przyjaciółki, jednocześnie przebudzałem się, jakbym chciał zobaczyć, co w tej chwili robi Baymax i czy znowu nie wpada w jakieś kłopoty, albo czegoś nie niszczy. Tak bardzo brakowało mi przyjaciela...
- Więc chcecie, żebym poleciał wraz z waszymi rodzinami na Saint Island z powodu Ithaniego? - spytał Pan Tomago, gdy GoGo zakończyła swoją opowieść.
- Tak, tato - powiedziała dziewczyna tak łagodnym tonem, że chciałem potrzeć oczy, by sprawdzić czy to na pewno GoGo.
- A co ty o tym sądzisz? - Pan Tomago zwrócił się do mnie. Czułem się szczerze zdziwiony.
- Ja? - spytałem.
- No chyba ty jesteś szefem ekipy, prawda? - uśmiechnąłem się na te słowa. Znaczy, to prawda, że to ja sterowałem poczynaniami podczas naszej misji przeciwko Yokai, ale to było tak dawno, że niemal o tym zapomniałem. Teraz z Ithanim łączyły mnie prywatne porachunki, ale nigdy nie nazwałem siebie kimś w rodzaju szefa. Przez chwile nastała cisza, gdy ja zastanawiałem się nad tym problemem.
- Jest nim, tylko się do tego nie przyznaje - zaśmiał się Wasabi. Kąciki ust Pana Tomago uniosły się w uśmiechu.
- Myślę, że to dobry pomysł. - powiedziałem w końcu. - Nie chcę, żeby ktoś został pokrzywdzony. Poza tym im mniej osób wie o Ithanim, tym lepiej. Nie chcemy zwracać uwagi ani na siebie, ani na tą sprawę.
Pan Tomago zamyślił się. Wziął do ręki filiżankę z herbata i wypił spory łyk, po czym odpowiedział:
- Jak dla mnie nie jest to żaden problem. Skoro mi zaufaliście na tyle, by mi o tym powiedzieć, to zadbam o to, by nikt nie dowiedział się o waszej... działalności. tak czy inaczej, Gogiyo, wiesz co robisz? - spytał, patrząc na córkę.
Kiwnęła głową bez słowa. W tym momencie wydawała się niemal... Hmm, potulna? Dość dziwne.
- Dziękujemy - powiedzieliśmy z Wasabim. Ogromny ciężar spadł mi z piersi na myśl, że ciocia Cass będzie bezpieczna. Najgorsze było to, że nawet nie mogliśmy się spodziewać, gdzie uderzy Ithani.
- A teraz wybaczcie, ale spieszę się na ważne spotkanie - odrzekł Pan Tomago, wstając z sofy. - W końcu trzeba załatwić jeszcze kilka spraw w związku z moim... ach, naszym wyjazdem. - mrugnął do nas, po czym odszedł w bok i już wkrótce usłyszeliśmy odgłos wchodzenia po schodach, choć gospodarz chodził dość lekko jak na starszego mężczyznę.
- Uff - GoGo oparła się z ulgą o oparcie. - I co myślicie, chłopaki?
Siedziała pomiędzy mną i Wasabim, który wzruszył ramionami.
- Jak dla mnie, twój ojciec jest mega w porządku - powiedziałem z równą ulgą w głosie. Tak szczerze to bardzo cieszyłem się, że znalazła z ojcem wspólny kontakt. Pewnie bym jej o tym powiedział, gdyby nie obecność Wasabiego, ale GoGo chyba zrozumiała to w moim spojrzeniu, bo uśmiechnęła się tylko delikatnie.
- To prawda - powiedziała.
- Nie wiem, jak wy - stęknął Wasabi, ocierając twarz. - Ale ja bym coś przegryzł. Mam dość jak na dzisiaj ważnych pogadanek i stresu. W końcu my też musimy zacząć działać, a z pustymi brzuchami to raczej niemożliwe.
- Święte słowa - odpowiedziała śpiewnie GoGo, wstając. Kipiała dobrym humorem. Jeśli Wasabi go zepsuje, przypominając jej o Ithanim, to go chyba zatłukę, przyrzekłem sobie.
Szliśmy przez główny hol ku wyjściu, gdy zwróciłem uwagę na obrazy wiszące na ścianach, które widziałem już wcześniej, a na które nigdy nie miałem czasu spojrzeć. Przystanąłem przy jednym z nich przedstawiającym blaski reflektorów i świateł odbitych. Widziałem na płótnie ślad farby, ale gdyby nie to, pomyślałbym, że przyglądam się zdjęciu.
Podpis w rogu obrazu był niewyraźny, ale udało mi się go odczytać.
- To... ty to narysowałaś? - spytałem z szokiem w głosie. GoGo stanęła obok.
- Kiedyś miałam hopla na punkcie malowania. Kilka moich prac wisi w Galerii Grimwell, tej na zachodzie miasta. Jakoś nigdy nie lubiłam sensacji, ale moja mama uparła się, by je tu zawiesić. Nie mam serca ich ściągać.
- To dlatego nie zapraszasz innych do domu? - spytałem z uśmiechem. Nie musiałem patrzeć na dziewczynę, by wiedzieć, że zgadłem. Jej dom był jak otwarta księga, każdy mógł poznać GoGo jedynie przekraczając próg tego domu. Znałem ją dość dobrze, by mieć pewność, że ona próbowała być jak najbardziej skrytą przed ludźmi. Zresztą po zachowaniu Ithaniego wobec niej, nawet mnie to nie dziwi.
- Wow - szepnął z podziwem Wasabi. - Myślałem, że są kupione.
- Co ty - zaśmiałem się. - Znam większość z nowoczesnych dzieł. Zdawałem z tego egzamin w drugiej liceum.
GoGo popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.
- Ty jako wielki znawca sztuki? No nie wierzę.
- Nie zostałem obdarzony talentem artystycznym, więc zostaje mi tylko podziwiać dzieła innych - zaśmiałem się. - Chodźcie wreszcie, zamówimy tą pizzę.