Baymax wpadł w szał. Ledwie po otworzeniu oczu rzucił się na mnie, przyciskając mnie do podłogi. Spojrzałem z przerażeniem na jego czerwone, świecące wściekłością oczy, naznaczone dwiema punktami, w których odbijała się moja twarz.
- Baymax! - wykrzyknąłem, gdy pięść robota uniosła się nade mną. Gdy miała opaść, a ja zasłoniłem twarz rękami, zauważyłem, że GoGo i Wasabi chwycili robota. Miotał się na wszystkie strony, próbując się do mnie dobrać, naprawdę nie wiem, co w niego wstąpiło. MIałem wrażenie, że mój przyjaciel chce mnie załatwić.
- Hiro, karta! - krzyczała GoGo, trzymając usilnie robota, który po chwili odepchnął ją i rzucił o ścianę.
Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia, po czym skoczyłem wprost na robota, unikając jego śmiertelnych uderzeń. Wasabi właśnie wstawał z podłogi, kiedy prawa pięść robota wreszcie mnie dosięgła, a ja padłem jak długi na podłogę, przypominając sobie o wszystkich siniakach, jakie były pamiątką pościgu za Ithanim.
Nagle piękny sen o udanej akcji przeobraził się w koszmar, którego uosobieniem był robot, namierzający mnie jako cel. Wycofałem się, leżąc na podłodze, ale Baymax był tuż obok. Obróciłem się, unikając w ostatniej chwili jego ogromnej pięści, która rozbiła podłogę
- Baymax! - krzyknąłem, nie dowierzając, że to tak naprawdę dzieje się naprawdę. Robot w ogóle mnie nie słuchał, jakby coś go opętało.
Niestety dopiero teraz zauważyłem, że wycofałem się do kąta, z którego nie mogłem uciec. Byłem w pułapce.
Kiedy robot przygotował następny atak, tuż przede mną skoczył GoGo, łapiąc mnie z bluzkę i odciągając na bok. Poturlaliśmy się razem pod biurko, a odgłosy funkcji Baymaxa ucichły.
Kiedy się ocknąłem, zauważyłem, że razem z GoGo obejmujemy się mocno, jakbyśmy chcieli się nawzajem obronić przed rozjuszoną maszyną. Wasabi uśmiechnął się w naszym kierunku, machając przed posiniaczona twarzą kartą.
- Dobra, kochasie, ale to było dość niebezpieczne, nie sądzicie? - oboje z GoGo odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni, otrzepując się. Wasabi dalej nie krył rozbawienia. Dziwne, po próbie zabicia mnie potrafił mieć uśmiech od ucha do ucha.
- Co się właściwie tutaj stało? - spytała GoGo chrapliwie.
Podszedłem do Wasabiego i wziąłem do ręki kartę. Coś mi w niej nie pasowało, ale nie wiedziałem do końca co to takiego. Pierwsza myśl, jaka mnie naszła po obejrzeniu dokładnie serca robota to to, że ma wirusa manewrującego całym systemem. Jeśli nie uda mi się go usunąć, to już nigdy nie zobaczę Baymaxa.
- Nie mam pojęcia - przyznałem. Bardzo wkurzało mnie coś, czego nie wiem, ale teraz doprowadzało mnie to niemal do furii.
Wasabi wskazał na kartę.
- Jesteś pewny, że to ta?
- Nie, musiałbym ją zeskanować, ale na moje oko raczej ta, bo była podpisywana ręcznie. - odpowiedziałem. Pismo mojego brata było aż nad zbyt wyraźne.
Włożyłem kartę do skanera i odpaliłem komputer. Jeśli rzeczywiście to nie ta karta to mogłem mieć tylko nadzieję, że Ithani jakimś cudem ukrył tę właściwą. Zacząłem przeglądać zawartość karty, szukając czegoś, co wskaże mi błąd. Wasabi i GoGo stanęli za mną.
- Znasz na pamięć cały zapis? - spytała dziewczyna. Kiwnąłem głową. Był dość prosty, więc nie miałem z tym większego problemu.
- To nie ta karta - wymruczałem, gdy znalazłem błędy. Nie było w niej zapisu danych, których szukałem. Rzeczywiście, ktoś bardzo dobrze ją podrobił.
- Myślisz, że Ithani zrobił to specjalnie? - spytał Wasabi. Wzruszyłem ramionami.
- Mam tylko nadzieje, że nie zniszczył tej prawdziwej - wyszeptałem, modląc się, by moje słowa okazały się prawdą.
Nagle cały obraz z płaskiego monitora zniknął. Zmarszczyłem brwi.
- Co jest? - warknąłem, próbując przywrócić system do porządku, ale na ekranie pojawiły się słowa, które zajęły najwyraźniej cały system.
Robotyka to nie zabawa, Hiro. Przegrałeś.
Cała nasza trójka stanęła jak wryta, nie mogąc wydobyć z siebie czegokolwiek. Sens wypowiedzi był jasny, a ja nie zamierzałem nawet zgadywać, co się stało z prawdziwą kartą.
Wstałem od biurka i ruszyłem w stronę wyjścia z garażu. To nic, że pewnie połowa moich systemów padła przez wirus jednej karty, chociaż moje oprogramowania były niemal nie do zdarcia. Przegrałem. Przegrałem walkę o przyjaciela, teraz wiedziałem to na pewno.
- Hiro! - krzyknął za mną Wasabi, ale mnie już nie było w garażu. Kątem oka zauważyłem, że przyjaciel siada przy komputerach i próbuje coś majstrować.
Szedłem chodnikiem, nie zwracając uwagi na harmider dokoła. Samochody pędziły drogą, a moje myśli odbijały się od czaszki tłumiąc wszystkie dźwięki.
Przypomniałem sobie to, co zrobiłem Baymaxowi, zostawiając go samego w domu, gdy poszedłem do GoGo. Tak, to wszystko to moja wina. jak mogłem być tak nieodpowiedzialny? Przecież to było logiczne, że prędzej czy później ktoś wykorzysta robota przeciwko mnie. Niepotrzebnie w ogóle się pakowałem w otwarty konflikt z Ithanim.
- Hiro, stój - GoGo złapała mnie za ramię i obróciła w swoją stronę. Patrzyliśmy sobie w oczy bez cienia zainteresowania. - Coś się da zrobić, jestem tego pewna.
- Wygrał - wycedziłem. - Nie widziałaś? Karty już nie ma.
GoGo złapała mnie za ramię jeszcze raz, gdy obróciłem się, żeby odejść.
- Posłuchaj, znam Ithaniego. To pewnie jego kolejne gierki. On chce, żebyś się załamał.
- Udało mu się - znowu odepchnąłem od siebie dziewczynę, która teraz szła obok mnie.
- Naprawdę zamierzasz się poddać? Czy to ten Hiro, który zawsze stawiał na swoim? - jej miły głosik zmienił się w istną burzę z piorunami. - halo, pora się przebudzić! Nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli.
- GoGo, zostaw mnie - warknąłem, zastanawiając się przy tym ile razy wymówiłem te słowa w całym moim życiu.
- Nie, bo zrobisz coś głupiego - odpowiedziała GoGo, wbijając we mnie spojrzenie czarnych oczu.
- Znasz mnie - prychnąłem. - Robię same głupie rzeczy.
- Nie wszystkie - GoGo nagle stanęła. Ludzie na chodniku omijali nas, cmokając przy tym z niecierpliwością.
- Niby co na przykład?
- Pokazałeś Ithaniemu na co cię stać - powiedziała poważnie. - Ja ci tego nie zapomnę.
Odwróciłem wzrok nie mogąc znieść siły spojrzenia dziewczyny. Nie wiem, czym zasłużyłem sobie na taki szacunek, ale coraz bardziej podobało mi się to uczucie po latach uznawania za tego smarkacza, któremu wiecznie się udaje, bo jest geniuszem.
Nagle telebimy po drugiej stronie ulicy nadały wiadomość, która zwróciła naszą uwagę. Spojrzałem w stronę płaskich telewizorów, jak część wiecznie spieszących się gdzieś ludzi i ujrzałem siwego policjanta, odpowiadającego na czyjeś pytania. Dopiero po chwili zdołałem usłyszeć wypowiedź.
- ... zapewniam, że nasz areszt jest pilnie strzeżony dzień i noc, a szanse na ucieczkę z niego są naprawdę marne, o ile nie niemożliwe. - po skórze przebiegł mi zimny dreszcz, gdy skojarzyłem wypowiedź policjanta z pewną ostatnio złapaną osobą.
- W takim razie jak wyjaśni pan ucieczkę Ithaniego Evansa oskarżonego za współudział w zamachu na Alistaira Krei'a?
Popatrzyliśmy ze sobą razem z GoGo w niemym szoku. Nie potrafiliśmy wydobyć z siebie czegokolwiek. Oczy GoGo zwęziły się, jak u kotki zostawionej na noc w ciemnym pomieszczeniu. Ten wzrok tętnił przerażeniem. Zdawałem sobie, że muszę wyglądać tak samo albo i gorzej.
Moja pamięć nie zarejestrowała odpowiedzi pytanego policjanta, która i tak nie miała już żadnej wartości. Ithani. Ithani uciekł.
Nagle wszystko co zbudowaliśmy, co udało nam się dokonać prysło jak bańka mydlana. Faktycznie poszło za łatwo. Tak łatwo, że nie przewidzieliśmy podstępu przeciwnika. Jak w szachach.
GoGo chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę kawiarni cioci Cass. Nie potrafiłem się ruszyć, jakby moje stopy ktoś zalał cementem.
- Hiro, musimy powiedzieć reszcie. - krzyczała przez tłum, mocno zbulwersowany wypowiedzią policjanta. Najwyraźniej dalej się błaźnił przed dziennikarzem.
- To nie ma sensu. - mruknąłem bezwiednie.
- Hiro, błagam, nie załamuj się - prosiła mnie GoGo, dalej trzymając za rękę. - Chodź.
W końcu ruszyłem bezwiednie, mając w głowie tylko dwa słowa: za co?
5/25/2015
5/17/2015
Powrót Baymaxa
O dziwo, gdy wróciłem na uniwerek, nikt nie pytał, ani nie próbował rozmawiać ze mną na temat Ithaniego. Nawet wiecznie naburmuszona Eve Yoko, która zawsze patrzyła na mnie, jakby chciała mnie udusić i potem piec na gorącym ogniu, zdawała się nie zwracać na mnie większej uwagi. A może to dlatego, że zawsze, gdy widziałem ją na korytarzu, to szedłem zupełnie inną drogą niż ona? Sam nie wiem.
Jedyne, co strasznie mnie irytowało to ciekawskie spojrzenia studentów. Często gdy przechodziłem obok, szturchali się i pokazywali na mnie, szepcząc coś do siebie. Wierzcie mi, okropnie irytujące.
Ale jest też jeden plus. Po kilku dniach, gdy przyzwyczaiłem się do atmosfery w instytucie, mogłem w końcu pogadać z GoGo. W tym samym czasie Wasabi obiecał w jakiś sposób przetransportować robota do mojego garażu, gdzie chciałem podłączyć mu znów kartę Tadashiego, żeby odzyskać Baymaxa. Aż się cały paliłem do tego, by znów zobaczyć mojego robota, ale musiałem być cierpliwy.
GoGo wyczuła mój nerwowy humor i wzięła mnie na spacer do parku Axon. Szliśmy pustymi chodnikami, zastanawiając się, gdzie się podziali wszyscy ludzie, gdy nagle dziewczyna powiedziała do mnie spokojnym głosem:
- Nie martw się, Wasabi ma dość szybki samochód. Powinien wrócić za godzinę.
- Taa no, jasne - mruknąłem, skupiając się na łabędziach w okolicznym stawie. Park Axon był niczym przy ogrodzie rodziny Tomago, ale i tak miałem nadzieję, że zwróci moją uwagę na tyle, żeby nie myśleć o robocie. GoGo zdawała się mnie obserwować.
- Hiro?
- Nic mi nie jest, powaga. Słuchaj, pamiętasz naszą rozmowę jeszcze w szpitalu? Coś mi chyba miałaś powiedzieć - przypomniałem jej, zagryzając wargę. Na ogół nie miałem raczej problemu w kontaktach ja-przyjaciółka, chyba że tą przyjaciółką była właśnie GoGo.
Westchnęła ciężko.
- Nie dasz mi spokoju, nie?
Pokręciłem głową, dając jej wprost do zrozumienia, że z moim uporem nie wygra. Westchnęła ponownie, ale ku mojemu zaskoczeniu podjęła temat.
- Kiedy byłam jeszcze dzieciakiem, umarła moja mama. Od tego czasu ojciec zamknął się w sobie i miał w nosie, co czuje jego smarkata córcia. Jakoś dała sobie radę i nagle pojawił się jakby znikąd rycerz na białym koniu. No dobra, na motorze, lepiej? Nie znałam go za dobrze, ale od samego początku był dla mnie dobry. Starał się przelewać na mnie troskę i uwagę, której nigdy nie miałam od ojca, więc bardzo szybko się w nim zakochałam. Co więcej - prychnęła jakby sama do siebie. - Był dla mnie ważniejszy niż tlen, bo związałam z nim wszystko. Któregoś dnia pokłóciliśmy się i on po raz pierwszy mnie uderzył - wzruszyła ramionami, jakby chciała dać mi do zrozumienia, że jakoś słabo się tym przejęła. - nawet nie pamiętam, o co się właściwie kłóciliśmy. Ale Ithani przeprosił mnie i obiecał, że nigdy więcej tego nie zrobi. Uwierzyłam mu. Trochę dlatego, że go kochałam, trochę dlatego, że sama potrzebowałam go dla siebie. Wszystko przyjmowałam na klatę, jak facet - zaśmiała się, ale jej oczy błysnęły łzami. - Nie żaliłam się nikomu, bo z czego? To był mój wybór. Któregoś dnia Ithani... nie był sobą. Wtedy odkryłam, dlaczego naprawdę zwrócił na mnie uwagę. Chodziło mu o pieniądze mojego ojca i jego wpływy. Miał dostęp do instytutu, a Ithani koniecznie chciał się tam dostać, choć nie był za dobry. Dostaliśmy się tam oboje, mój ojciec nam to załatwił, a gdy poczuł, że nie musi udawać. - wzruszyła ramionami. - Odszedł.
. GoGo oparła się o barierki otaczające staw, wpatrując się w nieprzeniknioną i brudną taflę wody, z której kąpały się właśnie łabędzie. Nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć. Przypomniałem sobie ten obraz, gdy Ithani odpycha od siebie GoGo. Smutek, żal i wściekłość, jakie ją zalały były nie do zniesienia, nie mogłem na to patrzeć. Tak wiele bólu w jednej, małej osobie.
- Dlaczego nigdy nie powiedziałaś o tym ojcu? - spytałem cicho. Popatrzyła na mnie, jakbym powiedział, że zapragnąłem przepłynąć teraz to brudne bajoro.
- Myślisz, że to takie proste? Przerwać milczenie, które zapadło w moim domu od śmierci mamy?
- Musiała być wspaniała kobietą - wymsknęło mi się nagle.
- Co?
- Tylko ona potrafi otworzyć ci serce - zauważyłem. - Nie dopuszczasz do siebie nikogo, prawda?
Spojrzała na mnie smutno.
- Od czasu Ithaniego obiecałam sobie, że nie zaufam już nikomu.
- A ja? - spytałem, cały czas jednak narzekając w myślach na moją szczerość. GoGo popatrzyła mi w oczy w taki sposób, że miałem ochotę znów zainteresować się brudną wodą w stawie.
Nastała długa chwila ciszy. W końcu GoGo szepnęła, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Ty jesteś inny. Też przeszedłeś wiele.
- Fakt, w tym moja wyjątkowość - westchnąłem teatralnie, podpierając się o barierkę. GoGo uśmiechnęła się. Dla tego uśmiechu warto było robić z siebie pajaca, wierzcie mi.
- I jesteś często nieznośny. I uparty.
- Nieznośnie uparty, mówisz. Powiedziała dziewczyna, która usilnie próbuje mnie odizolować od świata - zaśmiałem się, ale GoGo zmarszczyła brwi. No tak, w końcu moja szczerość do tego doprowadziła. Trafiłem w punkt, od którego mogła zacząć się seria kłótni.
- Naprawdę tak myślisz? - mruknęła, zastanawiając się nad tym.
- Czekaj, co by w tym momencie powiedział Tadashi... - westchnąłem, dalej robiąc z siebie idiotę. - Powiedziałby daj sobie spokój, GoGo - mrugnąłem do niej, a dziewczyna zachichotała. Nie podejmowałem tematu Tadashiego za często, a gdy już to robiłem, zawsze na twarzach moich rozmówców pojawiał się smutek, także na mojej. Nie chciałem, żeby przez jeden wypadek cała sympatia do mojego brata zmieniła się we współczucie. On też by tego chciał.
- Dobra, bajarzu, chodźmy już lepiej do kawiarni. Wasabi powinien już wrócić.
Pomimo tego dalej spacerowaliśmy wolno po parku, jakoś niespecjalnie się przejmując Wasabim. Cieszyła mnie ta beztroska, która wzięła się z obecności GoGo. Gadaliśmy o wszystkim i o niczym, a ja prawie zdołałem zapomnieć o wydarzeniach sprzed kilku dni, choć ślady z tamtej potyczki dalej się nie zagoiły, jak policzek GoGo, czy moje całe poobijane ciało. Co ja do cholery robiłem, po opuszczeniu magazynu? Nie potrafiłem sobie przypomnieć...
Kiedy w końcu dotarliśmy do garażu, zauważyłem zaparkowany samochód Wasabiego, a obok samego studenta, który wyglądał na nieco poirytowanego.
- Spóźnienie - mruknął z niezadowoleniem.
- Powiedz coś, czego nie wiemy - warknęła GoGo, wystawiając mu język. Zachichotałem. - Wyciągaj robota z bagażnika i nie marudź.
Faktycznie całe ciało robota nie różniło się od tego, którym posługiwał się Baymax. W dodatku było nieuszkodzone. Odetchnąłem na szczęście, modląc się, żeby wszystko zadziałało. Biały tułów leżał w kącie mojego garażu, czekając na to, bym włożył mu kartę z napisem Tadashi Hamada i powrócił Baymaxa do życia.
- Dawaj, Hiro - uśmiechnął się Wasabi.
- No to jazda - mruknąłem, podchodząc do robota.
Wysunąłem przejście i położyłem zieloną kartę na szufladzie. Odsunąłem się, gdy robot wczytywał dane. Musiało się udać, musiało. Niemożliwe, żebym pomylił karty. Robot otworzył oczy, rozejrzał się i gdy już miałem powitać ciepło przyjaciela, Baymax zaatakował.
Jedyne, co strasznie mnie irytowało to ciekawskie spojrzenia studentów. Często gdy przechodziłem obok, szturchali się i pokazywali na mnie, szepcząc coś do siebie. Wierzcie mi, okropnie irytujące.
Ale jest też jeden plus. Po kilku dniach, gdy przyzwyczaiłem się do atmosfery w instytucie, mogłem w końcu pogadać z GoGo. W tym samym czasie Wasabi obiecał w jakiś sposób przetransportować robota do mojego garażu, gdzie chciałem podłączyć mu znów kartę Tadashiego, żeby odzyskać Baymaxa. Aż się cały paliłem do tego, by znów zobaczyć mojego robota, ale musiałem być cierpliwy.
GoGo wyczuła mój nerwowy humor i wzięła mnie na spacer do parku Axon. Szliśmy pustymi chodnikami, zastanawiając się, gdzie się podziali wszyscy ludzie, gdy nagle dziewczyna powiedziała do mnie spokojnym głosem:
- Nie martw się, Wasabi ma dość szybki samochód. Powinien wrócić za godzinę.
- Taa no, jasne - mruknąłem, skupiając się na łabędziach w okolicznym stawie. Park Axon był niczym przy ogrodzie rodziny Tomago, ale i tak miałem nadzieję, że zwróci moją uwagę na tyle, żeby nie myśleć o robocie. GoGo zdawała się mnie obserwować.
- Hiro?
- Nic mi nie jest, powaga. Słuchaj, pamiętasz naszą rozmowę jeszcze w szpitalu? Coś mi chyba miałaś powiedzieć - przypomniałem jej, zagryzając wargę. Na ogół nie miałem raczej problemu w kontaktach ja-przyjaciółka, chyba że tą przyjaciółką była właśnie GoGo.
Westchnęła ciężko.
- Nie dasz mi spokoju, nie?
Pokręciłem głową, dając jej wprost do zrozumienia, że z moim uporem nie wygra. Westchnęła ponownie, ale ku mojemu zaskoczeniu podjęła temat.
- Kiedy byłam jeszcze dzieciakiem, umarła moja mama. Od tego czasu ojciec zamknął się w sobie i miał w nosie, co czuje jego smarkata córcia. Jakoś dała sobie radę i nagle pojawił się jakby znikąd rycerz na białym koniu. No dobra, na motorze, lepiej? Nie znałam go za dobrze, ale od samego początku był dla mnie dobry. Starał się przelewać na mnie troskę i uwagę, której nigdy nie miałam od ojca, więc bardzo szybko się w nim zakochałam. Co więcej - prychnęła jakby sama do siebie. - Był dla mnie ważniejszy niż tlen, bo związałam z nim wszystko. Któregoś dnia pokłóciliśmy się i on po raz pierwszy mnie uderzył - wzruszyła ramionami, jakby chciała dać mi do zrozumienia, że jakoś słabo się tym przejęła. - nawet nie pamiętam, o co się właściwie kłóciliśmy. Ale Ithani przeprosił mnie i obiecał, że nigdy więcej tego nie zrobi. Uwierzyłam mu. Trochę dlatego, że go kochałam, trochę dlatego, że sama potrzebowałam go dla siebie. Wszystko przyjmowałam na klatę, jak facet - zaśmiała się, ale jej oczy błysnęły łzami. - Nie żaliłam się nikomu, bo z czego? To był mój wybór. Któregoś dnia Ithani... nie był sobą. Wtedy odkryłam, dlaczego naprawdę zwrócił na mnie uwagę. Chodziło mu o pieniądze mojego ojca i jego wpływy. Miał dostęp do instytutu, a Ithani koniecznie chciał się tam dostać, choć nie był za dobry. Dostaliśmy się tam oboje, mój ojciec nam to załatwił, a gdy poczuł, że nie musi udawać. - wzruszyła ramionami. - Odszedł.
. GoGo oparła się o barierki otaczające staw, wpatrując się w nieprzeniknioną i brudną taflę wody, z której kąpały się właśnie łabędzie. Nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć. Przypomniałem sobie ten obraz, gdy Ithani odpycha od siebie GoGo. Smutek, żal i wściekłość, jakie ją zalały były nie do zniesienia, nie mogłem na to patrzeć. Tak wiele bólu w jednej, małej osobie.
- Dlaczego nigdy nie powiedziałaś o tym ojcu? - spytałem cicho. Popatrzyła na mnie, jakbym powiedział, że zapragnąłem przepłynąć teraz to brudne bajoro.
- Myślisz, że to takie proste? Przerwać milczenie, które zapadło w moim domu od śmierci mamy?
- Musiała być wspaniała kobietą - wymsknęło mi się nagle.
- Co?
- Tylko ona potrafi otworzyć ci serce - zauważyłem. - Nie dopuszczasz do siebie nikogo, prawda?
Spojrzała na mnie smutno.
- Od czasu Ithaniego obiecałam sobie, że nie zaufam już nikomu.
- A ja? - spytałem, cały czas jednak narzekając w myślach na moją szczerość. GoGo popatrzyła mi w oczy w taki sposób, że miałem ochotę znów zainteresować się brudną wodą w stawie.
Nastała długa chwila ciszy. W końcu GoGo szepnęła, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Ty jesteś inny. Też przeszedłeś wiele.
- Fakt, w tym moja wyjątkowość - westchnąłem teatralnie, podpierając się o barierkę. GoGo uśmiechnęła się. Dla tego uśmiechu warto było robić z siebie pajaca, wierzcie mi.
- I jesteś często nieznośny. I uparty.
- Nieznośnie uparty, mówisz. Powiedziała dziewczyna, która usilnie próbuje mnie odizolować od świata - zaśmiałem się, ale GoGo zmarszczyła brwi. No tak, w końcu moja szczerość do tego doprowadziła. Trafiłem w punkt, od którego mogła zacząć się seria kłótni.
- Naprawdę tak myślisz? - mruknęła, zastanawiając się nad tym.
- Czekaj, co by w tym momencie powiedział Tadashi... - westchnąłem, dalej robiąc z siebie idiotę. - Powiedziałby daj sobie spokój, GoGo - mrugnąłem do niej, a dziewczyna zachichotała. Nie podejmowałem tematu Tadashiego za często, a gdy już to robiłem, zawsze na twarzach moich rozmówców pojawiał się smutek, także na mojej. Nie chciałem, żeby przez jeden wypadek cała sympatia do mojego brata zmieniła się we współczucie. On też by tego chciał.
- Dobra, bajarzu, chodźmy już lepiej do kawiarni. Wasabi powinien już wrócić.
Pomimo tego dalej spacerowaliśmy wolno po parku, jakoś niespecjalnie się przejmując Wasabim. Cieszyła mnie ta beztroska, która wzięła się z obecności GoGo. Gadaliśmy o wszystkim i o niczym, a ja prawie zdołałem zapomnieć o wydarzeniach sprzed kilku dni, choć ślady z tamtej potyczki dalej się nie zagoiły, jak policzek GoGo, czy moje całe poobijane ciało. Co ja do cholery robiłem, po opuszczeniu magazynu? Nie potrafiłem sobie przypomnieć...
Kiedy w końcu dotarliśmy do garażu, zauważyłem zaparkowany samochód Wasabiego, a obok samego studenta, który wyglądał na nieco poirytowanego.
- Spóźnienie - mruknął z niezadowoleniem.
- Powiedz coś, czego nie wiemy - warknęła GoGo, wystawiając mu język. Zachichotałem. - Wyciągaj robota z bagażnika i nie marudź.
Faktycznie całe ciało robota nie różniło się od tego, którym posługiwał się Baymax. W dodatku było nieuszkodzone. Odetchnąłem na szczęście, modląc się, żeby wszystko zadziałało. Biały tułów leżał w kącie mojego garażu, czekając na to, bym włożył mu kartę z napisem Tadashi Hamada i powrócił Baymaxa do życia.
- Dawaj, Hiro - uśmiechnął się Wasabi.
- No to jazda - mruknąłem, podchodząc do robota.
Wysunąłem przejście i położyłem zieloną kartę na szufladzie. Odsunąłem się, gdy robot wczytywał dane. Musiało się udać, musiało. Niemożliwe, żebym pomylił karty. Robot otworzył oczy, rozejrzał się i gdy już miałem powitać ciepło przyjaciela, Baymax zaatakował.