Siedziałem w domu okrągły tydzień, nie chciałem mieć kontaktu z rzeczywistością. Odwiedzała mnie jedynie GoGo, nie pozwalała reszcie przychodzić do mnie. Ciocia Cass załamywała ręce. Nie miała pomysłu, jak mi pomóc, a ja tej pomocy nie chciałem.
Oczami wyobraźni widziałem płonący budynek i krzyki uciekającej kobiety.
- Doktor Callaghan! - krzyczała, wskazując budynek. Przed sobą widziałem Tadashiego. Próbowałem go zatrzymać, ale on nie chciał mnie słuchać.
Zamykałem oczy, słysząc jedynie głuchy huk wybuchu. Nie chcę pamiętać, powtarzałem sobie, choć to i tak nie działało. Nie chcę.
Usłyszałem kroki na schodach. Już miałem krzyknąć cioci, że nie jestem głodny, kiedy zauważyłem GoGo.
Uśmiechnęła się do mnie smutno i usiadła na moim łóżku po turecku - ja siedziałem na pufie naprzeciwko.
- Dalej będziesz się zamykał w sobie? - spytała, przechylając głowę.
Nie odpowiedziałem. Po prostu odwróciłem wzrok. GoGo westchnęła i spojrzała na Baymaxa, który siedział schowany w czerwonym pudle, które stworzył dla niego mój brat.
- Nie powinieneś go wyłączać. Wiesz, że on chce ci pomóc. - mówiła.
- Ale nie potrafi.
GoGo wstała.
- Twoja ciocia chce ciebie wysłać do psychologa. Myślę, że jest o dobry pomysł, może wreszcie ci ktoś pomoże...
- Co?! - wykrzyknąłem. - Chyba zwariowała. Nie pójdę do żadnego psychologa!
- No to trudno, ale chyba raczej nie masz wyboru - prychnęła.
...
Ta wizyta u psychologa nie miała sensu. Cały czas kobieta w czerwonej sukience i wielkich, okrągłych kolczykach próbowała skłonić mnie do płaczu, bo, według niej, to był najlepszy sposób na uzewnętrznienie emocji. Posiedziałem godzinę, myśląc o czymkolwiek, byle nie o irytującej pani psycholog, po czym przyszła po mnie ciocia i razem wróciliśmy do domu.
Niedługo potem odwiedziła mnie GoGo, ale ja byłem na to przygotowany. Pytała mnie o wizytę, a ja tylko wzruszałem ramionami.
- Słuchaj mnie! - krzyknęła, podrywając się z miejsca. - Nikt nie będzie się z tobą cackał, chcemy ci pomóc, kretynie!!
- Ale ja nie chcę żadnej pomocy - warknąłem. - I nigdy jej nie potrzebowałem. Możesz mnie wreszcie zostawić?!!
GoGo stanęła nad mną. Myślałem, że mnie uderzy, ale ona obrzuciła mnie tylko zjadliwym spojrzeniem, po czym wyszeptała:
- I tak znajdziemy sposób, żeby ci pomóc - i wyszła.
Od tego czasu ciocia nie wzięła mnie więcej do psychologa. Postanowiła zostawić mnie samego. Słyszałem tylko jej rozmowy telefoniczne z resztą studentów. Wiem, że dalej szukali sposobu, żeby mi pomóc.
Pewnego dnia, dwa tygodnie po mojej wizycie u psychologa, do mojego pokoju wbiegła GoGo.
- Mam to! - wykrzyknęła radośnie, po czym wzięła mnie za rękę i zaczęła ciągnąć w stronę garażu. Nigdy nie widziałem jej takiej rozemocjonowanej.
- GoGo, to naprawdę nie jest dobry... - kiedy weszliśmy do garażu, zauważyłem wszystkich - Honey, Wasabiego, Freda i GoGo, dalej trzymającą mnie za rękę. Nie miałem pojęcia, po co tu przyszli.
Właśnie miałem o to spytać, kiedy moi przyjaciele odeszli od jednego z biurek, ukazując neuroprzekaźnik, który sam skonstruowałem.
- Nie mówcie, że zostały jeszcze jakieś mikroboty - mruknąłem, a wszyscy uśmiechnęli się.
Honey wyciągnęła zza pleców drugi neuroprzekaźnik, identyczny, co ten na biurku. Zmarszczyłem brwi. Teraz już nic nie rozumiałem
- Chcieliśmy ci trochę pomóc, wiesz - mruknął Wasabi.
- W czym?
Honey westchnęła.
- Chcemy, żebyś się przekonał, że nasza strata po Tadashim wcale nie była dużo mniejsza od twojej. Jesteśmy z tobą, Hiro.
Spojrzałem wątpiąco na oba przyrządy i westchnąłem.
- Niepotrzebnie się trudziliście - powiedziałem, odchodząc. GoGo chwyciła mnie i obróciła z powrotem.
- O nie, trochę się natrudziliśmy nad tym ustrojstwem, nie po to, żebyś strzelał fochy. - warknęła. Musiałem ją nieźle wkurzyć.
Usiadłem na jednym fotelu, a Honey założyła mi delikatnie neuroprzekaźnik na głowę. Drugi położyła na swojej.
- Pierwsza próba, GoGo - próbowała się uśmiechnąć, ale chyba się trochę bała.
- Zamknij oczy, Hiro - polecił mi Wasabi.
Posłusznie wykonałem rozkaz, modląc się, żeby to ustrojstwo nie eksplodowało.
Chwilkę nie działo się nic, potem widziałem obrazy, jakbym miał otwarte oczy. Obrazy jaśniały, a ja zobaczyłem Tadashiego. Miał na głowie kask, a na nogach rolki. Nie jechał szybko, praktycznie stał. Za nim zauważyłem burzę blond włosów. To Honey! Ale ze mnie spryciarz, nie?
Dziewczyna również założyła rolki, ale nie radziła sobie za dobrze, tracąc równowagę i potykając się co chwilę. Mój brat wziął ją za rękę, starając się ją jakoś wesprzeć. Sam doskonale radził sobie z jazdą. W końcu Honey straciła równowagę i upadłaby, gdyby nie Tadashi, który złapał ją w ostatnim momencie.
Honey szybko odsunęła się, zarumieniwszy się od stóp do głów. Tadashi wyglądał, jakby w ogóle tego nie zauważył.
- Spokojnie, jedna za drugą - głos mojego brata poznałbym wszędzie.
- Tadashi, to nie jest dobry pomysł - mruknęła Honey, która posłusznie próbowała wykonywać jego rady.
- Zaufaj mi - uśmiechnął się do niej student.
Nagle obraz zmienił się - widziałem czerwony mostek, ten sam, który nie tak dawno pokazała mi przyjaciółka. Stała tam oczywiście z Tadashim, który zamykał oczy, wsłuchując się w śpiew ptaków.
Honey czuła się nieswojo, widziałem to. Walczyła z pokusą patrzenia na mojego brata i zachowaniem dystansu. W normalnych okolicznościach pewnie powiedziałbym jedno - blee. Ale nie wiem, czemu byłem dość ciekawy reakcji Tadashiego, po prostu oglądałem dalej ten seans.
Mój brat nagle zerknął na dziewczynę i uśmiechnął się, znowu zamykając oczy. Honey wkurzyła się.
- A ty z czego się cieszysz? - spytała groźnie, chcąc odepchnąć uwagę chłopaka od siebie.
- Z niczego, nie wolno? - spytał śmiejąc się dalej. Honey zapatrzyła się w wodę strumyka. Dokoła drzewa kwitły, wiśnie rozkwitły różem i bielą.
Tadashi spojrzał na nią, poważniejąc.
- Heej, co ci jest? - mruknął. Honey udawała, że poprzednia nadąsana mina nie miała miejsca. Tadashi przytulił ją do siebie mocno.
Widziałem, że opuścił głowę, czując zapach włosów Honey.
Następny obraz - Tadashi stojący w swoim gabinecie razem z Lemon.
- Udało mi się - powiedział z dumą. Honey wzruszyła ramionami.
- Niby co, Baymax? Myślałam, że już dałeś spokój z tym robotem.
- Co ty, znasz mnie - uśmiechnął się Tadashi, po czym odchrząknął i mruknął "ał".
Czerwone pudło, to samo, które miałem w pokoju otworzyło się i wyszedł z niego biały robot, wyglądający jak za bardzo napompowany balon.
- Cześć, jestem Baymax, twój osobisty opiekun medyczny. - rozległ się głos, który znałem bardzo dobrze.
Honey otworzyła szeroko usta ze zdziwienia.
- Naprawdę ci się udało! - wykrzyknęła z entuzjazmem.
Tadashi uśmiechnął się skromnie i złapał Honey za rękę, czym mnie całkowicie zaskoczył. Dziewczyna popatrzyła mu uważnie w oczy.
Obraz zniknął. Otworzyłem oczy i ściągnąłem neuroprzekaźnik z głowy. Honey dalej trzymała swój, po jej policzkach ciekły łzy, których nawet nie próbowała zamaskowywać.
Wszyscy stali, oczekując w ciszy. Chcieli wiedzieć, czy ich wynalazek zadziałał.
Podszedłem do Honey i przytuliłem ją mocno.
- Dziękuję - wyszeptałem.
...
Nadeszła kolej na GoGo. Założyła na głowę śmiało neuroprzekaźnik i czekała na mnie, żując gumę. Reszta wyszła razem z Honey, żeby dodać jej otuchy, a nam spokoju.
Westchnąłem głośno. Mógłbym uciec przed każdym, ale nie przed GoGo.
Pierwszy obraz był spokojny. GoGo pracowała cicho w swoim gabinecie, po czym zawołała mojego brata. Tadashi od razu pojawił się w drzwiach.
- Potrzebujesz czegoś? - spytał. Dziewczyna kiwnęła głową. Wyglądała nieco inaczej niż teraz. Miała na sobie ciemną spódnicę i rozpuszczone włosy, sięgające talii. Nie mogłem uwierzyć, że to moja przyjaciółka. Wyglądała pięknie. Mogła mieć piętnaście, szesnaście lat.
- Potrzebuję albo opieki medycznej albo pierwszych gratulacji - zaśmiała się. - To cudeńko jest wreszcie gotowe! - pokazała Tadashiemu swój motor, wyglądający jak rower, w własnym napędem poruszający się nad ziemią po polu grawitacyjnym.
- Wow - mruknął Tadashi z uznaniem.
- Nie, jeszcze nie! Musimy go sprawdzić, chodź szybko! - wykrzyknęła, po czym dźwignęła motor i wyskoczyła na zewnątrz. Tadashi szedł tuż za nią, chcąc jej pomóc, ale sama dawała sobie świetnie radę.
Kiedy wyszli przed uniwersytet, Tadashi spytał delikatnie, nie chcąc urazić studentki:
- Na pewno wiesz, co robisz?
- Taak, wiesz przecież, że jeżdżę już od dawna. - wzruszyła ramionami, niemal wskakując na motor.
Widziałem, jak dziewczyna wyjeżdża z impetem spod uniwersytetu, Tadashi zaczął za nią biec, ale nie zdążył.
Motor wjechał z całym impetem w ścianę, GoGo w ostatniej chwili z niego wyskoczyła. Tadashi pędem pobiegł w jej kierunku. Poczułem dreszcz strachu na swojej skórze. Ogarnij się, przecież GoGo tu jest, nie mogło jej się nic stać, krzyczał mój umysł.
Jednak na widok dziewczyny całej odrapanej, trzymającej się za głowę, poczułem jeszcze większy strach.
- GoGo! - krzyczał mój brat, pomagając dziewczynie wstać. - Wszystko dobrze? - spytał, oglądając ją dokoła, czy nie ma żadnych większych okaleczeń.
GoGo chwyciła się ręki mojego brata w ostatnim momencie, bo zemdlała. Z uniwersytetu wybiegła Honey, cała przerażona. Zastanowiłem się przez chwilę, czy nie byłaby zazdrosna, ale ona nawet nie spojrzała na Tadashiego, tylko chwyciła GoGo pod ramiona.
- Dashi, pomóż mi! - zawołała, po czym oboje z moim bratem wzięli dziewczynę na ręce i próbowali zanieść przed plac uniwersytetu. Widziałem, że spanikowali, nie wiedzieli, co mają zrobić.
Następny obraz - GoGo trzymająca w dłoni puchar. Widziałem, że stała w ciemnej ulicy, dokoła było pełno groźnych typów, rzucających jej groźne spojrzenia. GoGo nie patrzyła na nich, była z siebie dumna, w jej oczach błyszczały łzy szczęścia.
W końcu jeden z na pakowanych gości kopnął jej motor raz, potem drugi, aż w końcu jego paczka się dołączyła.
GoGo podbiegła, próbując ich odepchnąć.
- Co wy robicie, kretyni?! - krzyczała. Jeden z nich odepchnął ją. Był to wysoki, przystojny chłopak, dość młody w porównaniu z resztą mężczyzn.
- Po co się pakujesz tam, gdzie cię nie chcą, maleńka? - mruknął, podchodząc do GoGo.
Nagle nadjechał Tadashi na swoim skuterze. Dziewczyna wskoczyła za moim bratem, tyłem do niego, po czym wyciągnęła z kieszeni coś, co wyglądało jak pilot do telewizora. Włączyła go w momencie, gdy reszta gangu wskoczyła na swoje motory. Z pilota GoGo wyskoczyły trzy pociski, które skierowała na ziemię. Natychmiast pociski zmieniły się w białe plamy. Klej! - pomyślałem.
Połowa motocykli zatrzymała się, reszta pędziła za przyjaciółką.
- Jaki mamy plan? - pytał Tadashi. Nie wyglądał na wściekłego, tak, jak gdy zabierał mnie z walki botów.
- Majstrowałam przy twoim silniku, sory - mruknęła, przypinając się do niego pasem. - Włącz szósty bieg.
- Nie mam szóstego biegu!! - krzyknął Tadashi. Najwyraźniej sytuacja go przewyższyła, że zaczął krzyczeć. Gang był coraz bliżej.
- Teraz już masz - GoGo rzuciła mu przepraszające spojrzenie, którego mój brat i tak nie widział. Sapnął tylko i włączył bieg, o którym mówiła dziewczyna. Natychmiast wylecieli w przód, prędkość była za szybka.
- Zabiję cię jak przeżyjemy!! - krzyczał Tadashi, powoli tracąc kontrolę nad pojazdem. GoGo odpięła pas, który trzymał ją z kierowcą i nie wiem, jakim cudem przeskoczyła przed Tadashiego, chwytając się jego kurtki.
Mój brat chwycił ją kurczowo w pasie. Dziewczyna naprawdę dawała sobie radę.
Nagle wizje zaczęły się psuć, odkąd GoGo spojrzała w lusterko i zobaczyła chłopaka, który ją wcześniej pchnął.
Widziałem jak trzymała go za rękę, uśmiechając się do niego, jak ci wszyscy zakochani z filmów romantycznych. Czułem dziwne rozbicie, obraz szybko się zmienił. GoGo jechała z nim na motorze - jego motorze, trzymając się go kurczowo. W końcu chłopak przystanął.
- Jak było? - spytał szczerząc się. GoGo spojrzała na niego z zachwytem.
- Rewelacyjnie - szepnęła.
Następna wizja, przelewały się przez jej umysł jak fala. Słyszałem, że GoGo wstaje.
Widziałem tego samego chłopaka, który bije w twarz moją przyjaciółkę. GoGo spojrzała na niego z rozpaczą.
- Naprawdę myślałaś, że możesz równać się z nami?! - krzyczał. GoGo płakała, ale biegła dalej za chłopakiem.
- Tak mnie zostawiasz?! Mówiłeś wcześniej, że...
- Dość! - słyszałem głos dziewczyny. Jej prawdziwy głos, nie wizję. Czułem, że próbuje ściągnąć z głowy neuroprzekaźnik, ale bezskutecznie.
Obraz trwał dalej.
- Że co, że niby naprawdę miałbym coś do ciebie czuć? - prychnął. - Popatrz na siebie!
- Ty draniu - wykrzyknęła, bijąc go pięściami i drapiąc. - Ufałam ci!!
W końcu obraz zniknął. Usłyszałem huk, a gdy uchyliłem oczy zobaczyłem rozwalony neuroprzekaźnik, ciśnięty o ścianę. GoGo stała pośrodku garażu, wyglądała, jakby chciała, żebym za chwilę zajął miejsce ustrojstwa. Zauważyłem w jej oczach łzy, choć przygryzała wargę z wściekłością.
- Nigdy więcej - wycedziła. Nie wiem, czy chodziło jej o wynalazek, czy o stracone zaufanie do tego chłopaka. Wyszła.
- GoGo, stój - krzyczałem, ściągając swój neuroprzekaźnik. Kiedy wybiegłem z garażu już jej nie widziałem.
2/23/2015
2/21/2015
Złe wspomnienia
Następnego dnia, gdy pomagałem Wasabiemu przy projekcie szybu jądrowego, gdy niespodziewanie do gabinetu przyjaciela weszła GoGo. Miała na sobie skórzaną kurtkę o kolorze nocnego nieba i ciemnofioletowe legginsy. Oparła się o jedną z lad i skrzyżowała ręce na piersi.
- Potrzebujesz czegoś? - zapytał Wasabi. Przez dwa dni dowiedziałem się, że tak naprawdę Wasabi bardzo często współpracował z GoGo. I tu nie chodziło o to, że korzystali z tych samych narzędzi, ale również mogli na siebie liczyć, gdy potrzebowali jakiejś opinii.
Dziewczyna dalej żuła gumę, jakby nie usłyszała pytania. W końcu zapytała:
- Nie będzie ci przeszkadzać, jak zabiorę ci na chwilkę Hiro? - otworzyłem szeroko oczy. Wkurzyło mnie, że w dalszym ciągu traktowała mnie jak przedmiot, więc mruknałem pod nosem:
- Nie, Hiro jest zajęty. - Wasabi zrobił obojętną minę, wskazując na mnie. Dosłyszał to, co powiedziałem.
GoGo westchnęła, po czym podeszła do mnie i powiedziała cicho:
- Dalej będziesz się gniewał za wczoraj? - odłożyłem na miejsce klucze francuskie trzymane w dłoniach. Wcale nie tak łatwo było to po prostu "odłożyć", bo Wasabi miał swój specjalny system układania narzędzi.
- A myślisz, że nie mam za co? - warknąłem, nie patrząc na przyjaciółkę. Nachyliła się bliżej, czułem zapach jej gumy.
- Hiro, przepraszam. Nawet nie wiesz, jakie to dla mnie ważne - szepnęła. Wreszcie spojrzałem na nią, dalej przybierając minę obrażonego. Nie chciałem się załamywać ani pod jej spojrzeniem, ani słodkimi prośbami. Wiem, jak kończą się takie wyścigi, bo pamiętam moje walki botów, gdzie nie raz niemal nie dostałem manta od wysokich i silnych kolesi, bo mój robot był po prostu za dobry. - Zastanów się - poprosiła, po czym po prostu wyszła z gabinetu.
Odprowadziłem ją smutnym spojrzeniem. Wasabi zagwizdał pod nosem.
- Co? - czułem się zażenowany tą sytuacją.
- Nic, po prostu jeszcze nie słyszałem z jej ust słowa "przepraszam". Dodam to do kolekcji dziwnych sytuacji z twoim udziałem - obiecał Wasabi. Uśmiechnąłem się. Przypomniała mi się scena naszej ucieczki przed zamaskowanym Callaghanem i moimi mikrobotami. Tak, rzeczywiście, tych sytuacji było sporo. - A właśnie - zaczął Wasabi - co porabia nasz Baymax, gdy ty jesteś tu, w uniwerku, hę?
Podrapałem się po głowie.
- Yyy, ciocia Cass powiedziała, że znajdzie mu jakieś zajęcie - co było równoznaczne z pomocą w kawiarni, dodałem w myślach.
Ciocia Cass początkowo nie była zachwycona pojawieniem się Baymaxa w naszej rodzinie, ale po obejrzeniu filmu z Tadashim, który próbował go uruchomić kilkadziesiąt razy chyba zmieniła zdanie. Choć to na mnie skupiała więcej uwagi, to Tadashi był dla niej wzorem idealnego syna. Może tak naprawdę zgodziła się na pozostanie Baymaxa w naszym domu tylko ze względu na mojego brata. Tak czy inaczej, robot mieszkał razem z nami i raczej nie sprawiał większych kłopotów niż nękanie Mohera, czy obijanie się po półkach z książkami przy chodzeniu.
...
- Chce ktoś ciasto cynamonowe, kochani? - spytała ciocia Cass.
Po uniwerku najczęściej spotykaliśmy się właśnie w kawiarni, żeby porozmawiać o dzisiejszym dniu. Zaraz ciocia usłyszała okrzyki: "Ja chcę", "Mi też" i tak dalej, więc po prostu wyszła do małej kuchni.
W kawiarni siedziało jeszcze kilka osób, ale raczej nikt nie zwracał na nas większej uwagi, niż to było konieczne. W powietrzu roznosił się zapach cukru i wanilii. Ach, mogłem tu siedzieć bez końca.
- No dobra, mam do każdego z was pytanie... Z wyjątkiem Hiro - powiedziała Honey, mrugając do mnie. Wszyscy pozostali wyciągnęli się na stole, oczekując od Honey wyjasnień.
- Dawaj, tylko nie pytaj, przez ile dni nie zmieniałem skarpet - mrugnął do niej Fred. Honey zrobiła minę, jakby miała za chwilę zwymiotować.
- Gościu, nie kończ - zwrócił się do niego Wasabi. - No dobra, Hon, co to za pytanie?
Dziewczyna wzięła łyk zielonej herbaty, po czym powiedziała:
- Tak myślałam o Hiro i zastanowiło mnie, czy tylko on dostał się na uniwersytet wcześniej niż powinien. Wiecie, o co mi chodzi - gdy pozostali kiwnęli głowami, dodała: - Po prostu nie wiem, ile macie lat - zaśmiała się.
- Myślałem, że wiecie na swój temat więcej - wtrąciłem się, patrząc na pozostałych. W tym gronie to ja byłem najmłodszy, nie licząc Baymaxa, więc sądziłem, że pozostali znają się bardziej.
- Tego nie - ocenił Fred. Dobra, ja zaczynam. Mam osiemnaście lat.
Baymax spojrzał na niego, po czym powiedział:
- Skanowanie zakończone. Fred nie kłamie.
- Taak! - wykrzyknął Fred, rozkładając się na fotelu, który został tu przytaszczony przez ciocię, żebyśmy wszyscy mogli się pomieścić. Po jednej stronie stolika siedziałem ja, Baymax i Honey, a po drugiej GoGo i Wasabi. Spojrzeliśmy na Freda, jakby urwał się z choinki. - No co, powiedzcie, że byście mi uwierzyli na słowo.
- Coś w tym jest - skwitował Wasabi. On również popijał herbatę, jak Honey. Reszta czekała na gorącą czekoladę.
- Dobra, nieważne, teraz ty - wskazałem na Wasabiego. Popatrzył na mnie miną pokerzysty po czym powiedział cierpko:
- Dwadzieścia trzy.
Otworzyliśmy wszyscy oczy, po czym usłyszeliśmy głos Baymaxa:
- Wasabi nie kłamie.
Ciemnoskóry przyjaciel oparł się o oparcie, wykonując ten sam gest, co Fred, tylko trochę spokojniej.
- Nie żartuj - powiedziałem w końcu. Reszta chyba nie potrafiła przemówić.
- Więc powinieneś w takim razie kończyć uniwerek, a nie go zaczynać - powiedziała Honey, trzymając w dłoni swój ulubiony, zielony kubek. Ciocia zawsze podawała jej herbatę w tym samym kubku.
Właśnie w tym momencie przyszła ciocia Cass z ciastem i trzema kubkami czekolady dla mnie, GoGo i Freda.
- Smacznego - mrugnęła do nas, a my podziękowaliśmy chórem.
- Niektórzy późno podejmują decyzje - powiedział Wasabi, kończąc poprzedni temat.
- No to co, teraz ty, Honey - powiedziałem. Chciałem wiedzieć, ile miał lat każdy z nich, a oni znali mój wiek, więc byłem poza pytaniem. Obrałem więc rolę zadawacza pytań.
Dziewczyna uśmiechnęła się i powiedziała wprost:
- Osiemnaście.
- Honey nie kłamie - dodał Baymax.
- Tyle samo, co ja, to musi być przeznaczenie - Fred teatralnym gestem położył swoją dłoń na dłoni Honey. Dziewczyna szybko zabrała ją ze stołu, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie, na co wszyscy zareagowaliśmy śmiechem. Wszyscy, oprócz GoGo, która była zajęta przeglądaniem jakiegoś magazynu. Nagle oczy wszystkich skierowały się w jej kierunku.
- Dwadzieścia - mruknęła.
Baymax wyciągnął do góry palec.
- Nieprawda. Masz siedemnaście lat i jedenaście miesięcy.
Spojrzeliśmy na nią z szokiem. Najbardziej chyba ten fakt wstrząsnął mną. Znaczy... GoGo była na uniwersytecie już rok. Znaczy, że dostała się tam w wieku szesnastu lat. Musiała przeskoczyć co najmniej dwie klasy, uświadomiłem to sobie z szokiem.
- Siedemnaście?! - zapytała Honey, patrząc na nią ze zdziwieniem spod swoich okularów.
GoGo wzruszyła ramionami. Była starsza ode mnie jedynie o dwa lata.
- Dobra, ja muszę się zbierać - powiedział Fred, wstając. Po czym mruknął do mnie - Powiedz cioci, że uwielbiam jej ciasto.
- Nie zjadłeś nawet kawałka. - zauważyłem. Fred zerknął najpierw na talerz z ciastem, potem na mnie.
- Bo ja mam ten... alergię. - po czym zniknął za drzwiami.
Nastała cisza, nikt jej nie przerywał, chyba że Wasabi siorbaniem zielonej herbaty. Wziąłem swój czerwony kubek do ręki. Zaczęliśmy rozmawiać na błahe tematy, tylko po to, by utrzymać jakiś kontakt. Nikt nie mówił tego głośno, ale dzięki Fredowi w naszych szeregach było nieco weselej. Był podstawowym fundamentem naszej przyjaźni.
W końcu po jakimś czasie Honey wstała i założyła na siebie płaszcz.
- Było miło, ale chyba będziemy już szli. Odprowadzisz nas, Baymax? - zapytała. Robot wstał i ruszył za Honey i Wasabim. GoGo nawet się nie ruszyła z miejsca.
- Hiro, nie wpakuj się w kłopoty - pouczył mnie Baymax. Uśmiechnąłem się.
- Chyba wytrzymam przez dwie minuty - odpowiedziałem, dopijając czekoladę, która została w moim kubku.
Kiedy zostaliśmy sami, a kawiarnia powoli zaczynała świecić pustkami, GoGo odłożyła swoją gazetę i spojrzała na mnie.
Spytałem pierwszy.
- Czemu skłamałaś?
- Dużo by zmieniło, gdybym powiedziała prawdę?
- Tak, dość sporo - warknąłem, obracając głowę. GoGo nachyliła się do mnie tak, jak wtedy w gabinecie Wasabiego. Zaczynałem podejrzewać, że nie robiła tego, żeby nie usłyszał jej nikt inny oprócz mnie, więc po co? Nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi. Popatrzyłem na nią niepewnie.
- Słuchaj, Hiro. Wcale nie chcę, żeby ktokolwiek brał mnie za kujonkę. Chcę czegoś więcej od życia. - mówiła spokojnym, miękkim głosem. Kiedy byłem z nią sam zmieniała się o sto osiemdziesiąt stopni z pewnej siebie, sarkastycznej GoGo na wrażliwą i miłą dziewczynę, której wcale nie znałem, ale którą chciałem poznać.
- Ale ty nie jesteś tylko kujonką - powiedziałem, wywracając oczami. - Robisz coś więcej, pamiętasz? Ocaliliśmy Abigail, złapaliśmy Callaghana, a ty mówisz, że jesteś tylko kujonką?
- To ty ocaliłeś Abigail, Hiro. - A co do złapania profesora, to nie przyczyniliśmy się do tego za bardzo, bo to Baymax go złapał.
Usiadłem prosto, patrząc przyjaciółce w oczy. Była warta o wiele więcej, niż przypuszczała, tego byłem pewny. Tylko jak jej to miałem powiedzieć?
- W takim razie, jeśli ty jesteś jedynie studentką szkoły kujonów to ja jestem smarkaczem, któremu cudem się udało, jedynie przez genialnego brata... - mówiłem.
- Nie mów tak - przerwała mi GoGo, ale bezskutecznie.
- ... a moim jedynym wysiłkiem było, jak to powiedziałaś, powiększanie mojego ego przez walki botów, tak, miałaś rację - warknąłem, wstając. GoGo złapała mnie za ramię, próbując powstrzymać.
- Nie, Hiro, wiesz, że tak nie myślę... - w tym momencie usłyszeliśmy huk i okna w kawiarni cioci rozprysnęły się przez siłę wybuchu, która odrzuciła nas pod stół.
Spojrzałem na GoGo zaalarmowany. Na policzku miała ślady krwi. Odwróciłem się i zobaczyłem podłogę pełną szkła. Modliłem się, by ciocia Cass siedziała w kuchni.
W oknach kawiarni nie było szkła, więc widziałem dokładnie budynek naprzeciwko. Wstałem szybko z podłogi i ruszyłem biegiem w stronę domu Collemanów, który cały płonął. Uderzyło mnie podobieństwo z przeszłości. I zaalarmowane spojrzenie Tadashiego, który ruszył wprost do płonącego budynku bez cienia strachu.
- Hiro, stój! - krzyknęła GoGo, ale ja byłem już na zewnątrz. Biegłem w kierunku płonącego domu, jednocześnie obawiając się, że zobaczę ten sam czarny scenariusz, co rok temu.
Stanąłem pod budynkiem, z którego ogień wypluwał części elewacji i tynku. Ktoś złapał mnie za rękę. To była GoGo. Nie potrafiłem się ruszyć, wpatrując się w ogień, mimo że GoGo ciągnęła mnie z całej siły w stronę kawiarni.
- Hiro, chodź - błagała.
Wspomnienia przelewały się przez mój umysł. Czapka Tadashiego lecąca wolno na schody i mój brat znikający za drzwiami.
Obudziłem się z tego koszmaru, widząc rozpacz starszej kobiety, klęczącej obok. Wskazywała na budynek. GoGo dalej próbowała mnie stamtąd zabrać, ale bezskutecznie. Chciałem biec w tamtą stronę i to nie dlatego, że Tadashi tak by właśnie postąpił na moim miejscu. Po prostu czułem, że muszę coś zrobić. Cokolwiek.
Słyszałem w głowie syrenę policyjną i dźwięki straży pędzącej w naszym kierunku. Nie wiem, ile tam stałem, skoro służby zdążyły tam przyjechać. W końcu jakiś policjant pchnął mnie, zabezpieczając teren. Do GoGo dołączyła ciocia Cass. Obydwie w końcu dały radę zabrać mnie z miejsca wypadku.
...
Nie pamiętam momentu, gdy wszedłem do swojego pokoju. Siedziałem na łóżku. Pamiętam tylko, że czułem na policzku czyjeś łzy. To była ciocia Cass, ściskająca mnie mocno. Po drugiej stronie siedziała GoGo. Ona również mnie przytulała i również płakała. Pierwszy raz widziałem łzy na twarzy GoGo.
Ciocia nagle puściła mnie i ruszyła ku schodom, rzucając coś, że zaraz zrobi herbatę. Przyjaciółka popatrzyła na mnie ze smutkiem w oczach.
- Hiro, co się z tobą dzieje? - nie potrafiłem odpowiedzieć, nie wiedziałem, co mi jest. Czułem pustkę, obojętność. Jak po śmierci Tadashiego. GoGo znów zaczęła. - Od śmierci Tadashiego minął rok, nie możesz wiecznie to wspominać, musisz zapomnieć...
Nastała chwila ciszy, przetrawiłem w końcu to, co powiedziała do mnie i zauważyłem obecność Baymaxa, który stał nade mną, przyglądając mi się.
- Nie zapomnę o Tadashim - mruknąłem. Mój głos wydawał się tak chrapliwy, jakbym nie mówił kilka dni.
GoGo dotknęła mojego policzka i obróciła moją twarz w swoją stronę.
- Hiro, my także o nim nie zapomnimy. Ale musisz wiedzieć, że ta sytuacja nie powinna wpływać na twoje zachowanie, powinieneś coś z tym zrobić.
- Co się stało Collemanom? - spytałem, jakbym nie słyszał tego, co do mnie mówiła. Tak naprawdę nie skupiałem się nawet na jej słowach.
GoGo rzuciła mi współczujące spojrzenie.
- Nikt nie przeżył wybuchu. - wstałem i podszedłem do okna. GoGo nie zatrzymywała mnie. Widziałem strażaków gaszących pożar i zbiorowisko gapiów, którzy zebrali się tam, by obserwować. Przecież ja również tylko stałem i patrzyłem, czemu czułem do nich niesmak.
- Byłem tam pierwszy - mój głos drżał. - mogłem pomóc.
GoGo podbiegła do mnie, po czym zasłoniła żaluzje w oknie, uniemożliwiając mi dalsze obserwowanie.
- Hiro, nikt tego od ciebie nie oczekiwał. - mówiła. Znowu zebrało jej się na płacz. Wyglądałem tak paskudnie, czy aż tak mi współczuła? To jej policzek był poorany przez fragmenty szkła wybitego przez wybuch.
- Tak zrobiłby Tadashi - odpowiedziałem.
- Potrzebujesz czegoś? - zapytał Wasabi. Przez dwa dni dowiedziałem się, że tak naprawdę Wasabi bardzo często współpracował z GoGo. I tu nie chodziło o to, że korzystali z tych samych narzędzi, ale również mogli na siebie liczyć, gdy potrzebowali jakiejś opinii.
Dziewczyna dalej żuła gumę, jakby nie usłyszała pytania. W końcu zapytała:
- Nie będzie ci przeszkadzać, jak zabiorę ci na chwilkę Hiro? - otworzyłem szeroko oczy. Wkurzyło mnie, że w dalszym ciągu traktowała mnie jak przedmiot, więc mruknałem pod nosem:
- Nie, Hiro jest zajęty. - Wasabi zrobił obojętną minę, wskazując na mnie. Dosłyszał to, co powiedziałem.
GoGo westchnęła, po czym podeszła do mnie i powiedziała cicho:
- Dalej będziesz się gniewał za wczoraj? - odłożyłem na miejsce klucze francuskie trzymane w dłoniach. Wcale nie tak łatwo było to po prostu "odłożyć", bo Wasabi miał swój specjalny system układania narzędzi.
- A myślisz, że nie mam za co? - warknąłem, nie patrząc na przyjaciółkę. Nachyliła się bliżej, czułem zapach jej gumy.
- Hiro, przepraszam. Nawet nie wiesz, jakie to dla mnie ważne - szepnęła. Wreszcie spojrzałem na nią, dalej przybierając minę obrażonego. Nie chciałem się załamywać ani pod jej spojrzeniem, ani słodkimi prośbami. Wiem, jak kończą się takie wyścigi, bo pamiętam moje walki botów, gdzie nie raz niemal nie dostałem manta od wysokich i silnych kolesi, bo mój robot był po prostu za dobry. - Zastanów się - poprosiła, po czym po prostu wyszła z gabinetu.
Odprowadziłem ją smutnym spojrzeniem. Wasabi zagwizdał pod nosem.
- Co? - czułem się zażenowany tą sytuacją.
- Nic, po prostu jeszcze nie słyszałem z jej ust słowa "przepraszam". Dodam to do kolekcji dziwnych sytuacji z twoim udziałem - obiecał Wasabi. Uśmiechnąłem się. Przypomniała mi się scena naszej ucieczki przed zamaskowanym Callaghanem i moimi mikrobotami. Tak, rzeczywiście, tych sytuacji było sporo. - A właśnie - zaczął Wasabi - co porabia nasz Baymax, gdy ty jesteś tu, w uniwerku, hę?
Podrapałem się po głowie.
- Yyy, ciocia Cass powiedziała, że znajdzie mu jakieś zajęcie - co było równoznaczne z pomocą w kawiarni, dodałem w myślach.
Ciocia Cass początkowo nie była zachwycona pojawieniem się Baymaxa w naszej rodzinie, ale po obejrzeniu filmu z Tadashim, który próbował go uruchomić kilkadziesiąt razy chyba zmieniła zdanie. Choć to na mnie skupiała więcej uwagi, to Tadashi był dla niej wzorem idealnego syna. Może tak naprawdę zgodziła się na pozostanie Baymaxa w naszym domu tylko ze względu na mojego brata. Tak czy inaczej, robot mieszkał razem z nami i raczej nie sprawiał większych kłopotów niż nękanie Mohera, czy obijanie się po półkach z książkami przy chodzeniu.
...
- Chce ktoś ciasto cynamonowe, kochani? - spytała ciocia Cass.
Po uniwerku najczęściej spotykaliśmy się właśnie w kawiarni, żeby porozmawiać o dzisiejszym dniu. Zaraz ciocia usłyszała okrzyki: "Ja chcę", "Mi też" i tak dalej, więc po prostu wyszła do małej kuchni.
W kawiarni siedziało jeszcze kilka osób, ale raczej nikt nie zwracał na nas większej uwagi, niż to było konieczne. W powietrzu roznosił się zapach cukru i wanilii. Ach, mogłem tu siedzieć bez końca.
- No dobra, mam do każdego z was pytanie... Z wyjątkiem Hiro - powiedziała Honey, mrugając do mnie. Wszyscy pozostali wyciągnęli się na stole, oczekując od Honey wyjasnień.
- Dawaj, tylko nie pytaj, przez ile dni nie zmieniałem skarpet - mrugnął do niej Fred. Honey zrobiła minę, jakby miała za chwilę zwymiotować.
- Gościu, nie kończ - zwrócił się do niego Wasabi. - No dobra, Hon, co to za pytanie?
Dziewczyna wzięła łyk zielonej herbaty, po czym powiedziała:
- Tak myślałam o Hiro i zastanowiło mnie, czy tylko on dostał się na uniwersytet wcześniej niż powinien. Wiecie, o co mi chodzi - gdy pozostali kiwnęli głowami, dodała: - Po prostu nie wiem, ile macie lat - zaśmiała się.
- Myślałem, że wiecie na swój temat więcej - wtrąciłem się, patrząc na pozostałych. W tym gronie to ja byłem najmłodszy, nie licząc Baymaxa, więc sądziłem, że pozostali znają się bardziej.
- Tego nie - ocenił Fred. Dobra, ja zaczynam. Mam osiemnaście lat.
Baymax spojrzał na niego, po czym powiedział:
- Skanowanie zakończone. Fred nie kłamie.
- Taak! - wykrzyknął Fred, rozkładając się na fotelu, który został tu przytaszczony przez ciocię, żebyśmy wszyscy mogli się pomieścić. Po jednej stronie stolika siedziałem ja, Baymax i Honey, a po drugiej GoGo i Wasabi. Spojrzeliśmy na Freda, jakby urwał się z choinki. - No co, powiedzcie, że byście mi uwierzyli na słowo.
- Coś w tym jest - skwitował Wasabi. On również popijał herbatę, jak Honey. Reszta czekała na gorącą czekoladę.
- Dobra, nieważne, teraz ty - wskazałem na Wasabiego. Popatrzył na mnie miną pokerzysty po czym powiedział cierpko:
- Dwadzieścia trzy.
Otworzyliśmy wszyscy oczy, po czym usłyszeliśmy głos Baymaxa:
- Wasabi nie kłamie.
Ciemnoskóry przyjaciel oparł się o oparcie, wykonując ten sam gest, co Fred, tylko trochę spokojniej.
- Nie żartuj - powiedziałem w końcu. Reszta chyba nie potrafiła przemówić.
- Więc powinieneś w takim razie kończyć uniwerek, a nie go zaczynać - powiedziała Honey, trzymając w dłoni swój ulubiony, zielony kubek. Ciocia zawsze podawała jej herbatę w tym samym kubku.
Właśnie w tym momencie przyszła ciocia Cass z ciastem i trzema kubkami czekolady dla mnie, GoGo i Freda.
- Smacznego - mrugnęła do nas, a my podziękowaliśmy chórem.
- Niektórzy późno podejmują decyzje - powiedział Wasabi, kończąc poprzedni temat.
- No to co, teraz ty, Honey - powiedziałem. Chciałem wiedzieć, ile miał lat każdy z nich, a oni znali mój wiek, więc byłem poza pytaniem. Obrałem więc rolę zadawacza pytań.
Dziewczyna uśmiechnęła się i powiedziała wprost:
- Osiemnaście.
- Honey nie kłamie - dodał Baymax.
- Tyle samo, co ja, to musi być przeznaczenie - Fred teatralnym gestem położył swoją dłoń na dłoni Honey. Dziewczyna szybko zabrała ją ze stołu, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie, na co wszyscy zareagowaliśmy śmiechem. Wszyscy, oprócz GoGo, która była zajęta przeglądaniem jakiegoś magazynu. Nagle oczy wszystkich skierowały się w jej kierunku.
- Dwadzieścia - mruknęła.
Baymax wyciągnął do góry palec.
- Nieprawda. Masz siedemnaście lat i jedenaście miesięcy.
Spojrzeliśmy na nią z szokiem. Najbardziej chyba ten fakt wstrząsnął mną. Znaczy... GoGo była na uniwersytecie już rok. Znaczy, że dostała się tam w wieku szesnastu lat. Musiała przeskoczyć co najmniej dwie klasy, uświadomiłem to sobie z szokiem.
- Siedemnaście?! - zapytała Honey, patrząc na nią ze zdziwieniem spod swoich okularów.
GoGo wzruszyła ramionami. Była starsza ode mnie jedynie o dwa lata.
- Dobra, ja muszę się zbierać - powiedział Fred, wstając. Po czym mruknął do mnie - Powiedz cioci, że uwielbiam jej ciasto.
- Nie zjadłeś nawet kawałka. - zauważyłem. Fred zerknął najpierw na talerz z ciastem, potem na mnie.
- Bo ja mam ten... alergię. - po czym zniknął za drzwiami.
Nastała cisza, nikt jej nie przerywał, chyba że Wasabi siorbaniem zielonej herbaty. Wziąłem swój czerwony kubek do ręki. Zaczęliśmy rozmawiać na błahe tematy, tylko po to, by utrzymać jakiś kontakt. Nikt nie mówił tego głośno, ale dzięki Fredowi w naszych szeregach było nieco weselej. Był podstawowym fundamentem naszej przyjaźni.
W końcu po jakimś czasie Honey wstała i założyła na siebie płaszcz.
- Było miło, ale chyba będziemy już szli. Odprowadzisz nas, Baymax? - zapytała. Robot wstał i ruszył za Honey i Wasabim. GoGo nawet się nie ruszyła z miejsca.
- Hiro, nie wpakuj się w kłopoty - pouczył mnie Baymax. Uśmiechnąłem się.
- Chyba wytrzymam przez dwie minuty - odpowiedziałem, dopijając czekoladę, która została w moim kubku.
Kiedy zostaliśmy sami, a kawiarnia powoli zaczynała świecić pustkami, GoGo odłożyła swoją gazetę i spojrzała na mnie.
Spytałem pierwszy.
- Czemu skłamałaś?
- Dużo by zmieniło, gdybym powiedziała prawdę?
- Tak, dość sporo - warknąłem, obracając głowę. GoGo nachyliła się do mnie tak, jak wtedy w gabinecie Wasabiego. Zaczynałem podejrzewać, że nie robiła tego, żeby nie usłyszał jej nikt inny oprócz mnie, więc po co? Nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi. Popatrzyłem na nią niepewnie.
- Słuchaj, Hiro. Wcale nie chcę, żeby ktokolwiek brał mnie za kujonkę. Chcę czegoś więcej od życia. - mówiła spokojnym, miękkim głosem. Kiedy byłem z nią sam zmieniała się o sto osiemdziesiąt stopni z pewnej siebie, sarkastycznej GoGo na wrażliwą i miłą dziewczynę, której wcale nie znałem, ale którą chciałem poznać.
- Ale ty nie jesteś tylko kujonką - powiedziałem, wywracając oczami. - Robisz coś więcej, pamiętasz? Ocaliliśmy Abigail, złapaliśmy Callaghana, a ty mówisz, że jesteś tylko kujonką?
- To ty ocaliłeś Abigail, Hiro. - A co do złapania profesora, to nie przyczyniliśmy się do tego za bardzo, bo to Baymax go złapał.
Usiadłem prosto, patrząc przyjaciółce w oczy. Była warta o wiele więcej, niż przypuszczała, tego byłem pewny. Tylko jak jej to miałem powiedzieć?
- W takim razie, jeśli ty jesteś jedynie studentką szkoły kujonów to ja jestem smarkaczem, któremu cudem się udało, jedynie przez genialnego brata... - mówiłem.
- Nie mów tak - przerwała mi GoGo, ale bezskutecznie.
- ... a moim jedynym wysiłkiem było, jak to powiedziałaś, powiększanie mojego ego przez walki botów, tak, miałaś rację - warknąłem, wstając. GoGo złapała mnie za ramię, próbując powstrzymać.
- Nie, Hiro, wiesz, że tak nie myślę... - w tym momencie usłyszeliśmy huk i okna w kawiarni cioci rozprysnęły się przez siłę wybuchu, która odrzuciła nas pod stół.
Spojrzałem na GoGo zaalarmowany. Na policzku miała ślady krwi. Odwróciłem się i zobaczyłem podłogę pełną szkła. Modliłem się, by ciocia Cass siedziała w kuchni.
W oknach kawiarni nie było szkła, więc widziałem dokładnie budynek naprzeciwko. Wstałem szybko z podłogi i ruszyłem biegiem w stronę domu Collemanów, który cały płonął. Uderzyło mnie podobieństwo z przeszłości. I zaalarmowane spojrzenie Tadashiego, który ruszył wprost do płonącego budynku bez cienia strachu.
- Hiro, stój! - krzyknęła GoGo, ale ja byłem już na zewnątrz. Biegłem w kierunku płonącego domu, jednocześnie obawiając się, że zobaczę ten sam czarny scenariusz, co rok temu.
Stanąłem pod budynkiem, z którego ogień wypluwał części elewacji i tynku. Ktoś złapał mnie za rękę. To była GoGo. Nie potrafiłem się ruszyć, wpatrując się w ogień, mimo że GoGo ciągnęła mnie z całej siły w stronę kawiarni.
- Hiro, chodź - błagała.
Wspomnienia przelewały się przez mój umysł. Czapka Tadashiego lecąca wolno na schody i mój brat znikający za drzwiami.
Obudziłem się z tego koszmaru, widząc rozpacz starszej kobiety, klęczącej obok. Wskazywała na budynek. GoGo dalej próbowała mnie stamtąd zabrać, ale bezskutecznie. Chciałem biec w tamtą stronę i to nie dlatego, że Tadashi tak by właśnie postąpił na moim miejscu. Po prostu czułem, że muszę coś zrobić. Cokolwiek.
Słyszałem w głowie syrenę policyjną i dźwięki straży pędzącej w naszym kierunku. Nie wiem, ile tam stałem, skoro służby zdążyły tam przyjechać. W końcu jakiś policjant pchnął mnie, zabezpieczając teren. Do GoGo dołączyła ciocia Cass. Obydwie w końcu dały radę zabrać mnie z miejsca wypadku.
...
Nie pamiętam momentu, gdy wszedłem do swojego pokoju. Siedziałem na łóżku. Pamiętam tylko, że czułem na policzku czyjeś łzy. To była ciocia Cass, ściskająca mnie mocno. Po drugiej stronie siedziała GoGo. Ona również mnie przytulała i również płakała. Pierwszy raz widziałem łzy na twarzy GoGo.
Ciocia nagle puściła mnie i ruszyła ku schodom, rzucając coś, że zaraz zrobi herbatę. Przyjaciółka popatrzyła na mnie ze smutkiem w oczach.
- Hiro, co się z tobą dzieje? - nie potrafiłem odpowiedzieć, nie wiedziałem, co mi jest. Czułem pustkę, obojętność. Jak po śmierci Tadashiego. GoGo znów zaczęła. - Od śmierci Tadashiego minął rok, nie możesz wiecznie to wspominać, musisz zapomnieć...
Nastała chwila ciszy, przetrawiłem w końcu to, co powiedziała do mnie i zauważyłem obecność Baymaxa, który stał nade mną, przyglądając mi się.
- Nie zapomnę o Tadashim - mruknąłem. Mój głos wydawał się tak chrapliwy, jakbym nie mówił kilka dni.
GoGo dotknęła mojego policzka i obróciła moją twarz w swoją stronę.
- Hiro, my także o nim nie zapomnimy. Ale musisz wiedzieć, że ta sytuacja nie powinna wpływać na twoje zachowanie, powinieneś coś z tym zrobić.
- Co się stało Collemanom? - spytałem, jakbym nie słyszał tego, co do mnie mówiła. Tak naprawdę nie skupiałem się nawet na jej słowach.
GoGo rzuciła mi współczujące spojrzenie.
- Nikt nie przeżył wybuchu. - wstałem i podszedłem do okna. GoGo nie zatrzymywała mnie. Widziałem strażaków gaszących pożar i zbiorowisko gapiów, którzy zebrali się tam, by obserwować. Przecież ja również tylko stałem i patrzyłem, czemu czułem do nich niesmak.
- Byłem tam pierwszy - mój głos drżał. - mogłem pomóc.
GoGo podbiegła do mnie, po czym zasłoniła żaluzje w oknie, uniemożliwiając mi dalsze obserwowanie.
- Hiro, nikt tego od ciebie nie oczekiwał. - mówiła. Znowu zebrało jej się na płacz. Wyglądałem tak paskudnie, czy aż tak mi współczuła? To jej policzek był poorany przez fragmenty szkła wybitego przez wybuch.
- Tak zrobiłby Tadashi - odpowiedziałem.
2/18/2015
Drugi tydzień z Wasabim
Na początku nie byłem zachwycony pomysłem moich przyjaciół, ale zaczynałem się do niego przekonywać w miarę jak poznawałem jaką radość sprawia im... no, kujoństwo. Każdy z nich był inny i każdy miał dozę ciekawych pomysłów, które umiał wykorzystać.
Następny tydzień spędziłem z Wasabim. Od niego również dowiedziałem się bardzo wiele. Przykładowo, tworzył nowy elekrolaser. Służył on do przenoszenia różnych przedmiotów o wielkie odległości, coś w stylu magnesu. Najgorsze, gdy próbował mi go pokazać, a ja akurat miałem w kieszeni telefon i kilka próbek żelaza ołowiowego. Powiem krótko - odczepianie mnie od siły lasera zajęło mu dobrą godzinę.
- Wasabi, skąd jesteś? - zapytałem, przyglądając się jego ciemnej karnacji. Domyśliłem się, że nie jest stąd.
Mój przyjaciel zerknął na mnie spod ramienia i mruknął.
- Z San Fransokyo, jak ty.
Westchnąłem.
- Ale tutaj rzadko widzi się kogoś z ciemnym kolorem skóry, więc domyślam się, że twoja rodzina nie jest stąd.
Usłyszałem brzdęk. To Wasabi opuścił klucz trzymany w dłoni. Zauważyłem na jego twarzy grymas wściekłości, który dał mi do zrozumienia, że lepiej byłoby, gdybym trzymał język za zębami.
- Moja rodzina od wieków mieszka w San Fransokyo - warknął nieprzyjemnie. - A ty nawet nie próbuj tego sprawdzać.
Patrzyłem na niego z przerażeniem w oczach. W końcu mruknął coś na temat klucza, chyba prosił mnie, żebym po niego poszedł. Dźwignąłem się na nogi, dziękując w duchu, że mogę się stąd na chwilę wyrwać. Wasabi był na ogół przyjaźnie nastawiony, ale najwyraźniej dotknąłem jego słabego punktu, skoro tak mnie potraktował.
Zamknąłem za sobą drzwi, myśląc o tym, nie zauważyłem, że stoję w gabinecie GoGo.
Doktor Eve Yoko wydała polecenie, żeby każdy ze studentów działał we własnych czterech ścianach, więc trzeba było zmienić nieco wygląd uniwersytetu. Mnie przypadł dawny gabinet Tadashiego. Cieszyłem się, że mogę tam przebywać, wspominając pomysły mojego genialnego brata.
GoGo zerknęła na mnie z ukosa, żując swoją odwieczną gumę.
- Co, Wasabi cię wyrzucił? Rekord, dopiero poniedziałek - dodała jakby sama do siebie.
Podrapałem się po głowie.
- Chyba przegiąłem. Zawsze jest taki?
GoGo odstawiła koło rdzeniowe, które trzymała w dłoniach i popatrzyła na mnie badawczo.
- Czy zawsze jest taki irytujący i czepialski? Yyy, tak - odpowiedziała sobie.
Szybko zapomniałem o Wasabim, widząc silnik na stole GoGo. Już przy wejściu słyszałem jak świszczy, choć nie domyśliłem się, że silnik może wydawać tak ciche dźwięki.
- Co to? - spytałem, wskazując to cudo. GoGo uśmiechnęła się, a rzadko to robiła. W jej policzkach pojawiły się dołeczki, które chyba chciała jak najbardziej schować pod maską sarkastycznej i zdystansowanej GoGo, jaką znaliśmy. Szkoda, że tak rzadko ją ściągała, sama dziewczyna była dość urocza... yy, ciekawa, tak, właśnie.
Przełknąłem głośno ślinę. Przyjaciółka chyba zauważyła, że się jej przyglądałem.
- To tylko prototyp, ale taki sam montuję w domu, w swoim motorze - powiedziała cicho.
- I nie mów, że takim motorem jeździsz na zakupy - zaśmiałem się. Od wypadku Tadashiego nie brałem udziału w nielegalnych walkach botów, ale nie tylko takie wydarzenia miały miejsce w San Fransokyo. Już od dawna się zastanawiałem, co GoGo tu robi. Nie pasowała mi do typu kujona, więc musiała mieć jakiś cel.
Rzuciła mi dość zdziwione spojrzenie.
- Szybko łapiesz - powiedziała tylko. Dopiero przypomniałem sobie o kluczu, o który prosił mnie Wasabi. Zdzieliłem się wewnętrzną stroną dłoni w czoło.
- Ach, no tak. Wasabi chciał od ciebie klucz. - brwi GoGo przesunęły się wyżej, a ona sama rozwinęła materiał, w którym spoczywało ich około dwudziestu. Spojrzałem na ten magazyn z zaskoczeniem. - To ja go zapytam, o który chodzi - mruknąłem, obracając się na pięcie, ale GoGo mnie zatrzymała.
- Hola, hola, co robi ten geniusz?
- Elektro laser - wzruszyłem ramionami. - Nie wiem, po co mu klucz... - przyznałem, drapiąc się po głowie. Ale ze mnie idiota! Wasabi specjalnie wysłał mnie gdziekolwiek, żeby zostać sam. Aż tak bardzo go wkurzyłem?
GoGo zaśmiała się, pokazując śnieżnobiałe zęby.
- W takim razie jak chcesz, możesz mi pomóc, a nasz Wasabi trochę się odpręży bez nadzoru - wskazała na mnie. Może faktycznie byłem mu zbędny? Westchnąłem, modląc się, żeby ten tydzień skończył się jak najszybciej.
- To w takim razie, w czym ci pomóc? - spytałem, podnosząc rękawy mojej bluzy na wysokość łokci. GoGo rozejrzała się, jakby patrzyła, czy nikt nie idzie, po czym spytała:
- Jaki kit wciskałeś ciotce, gdy chciałeś się urwać na walki botów?
Ogłuszyło mnie to. Spodziewałem się coś typu - umyj podłogę, albo dokręć wiertła parowe, ale to?
- Co? - wyjąkałem.
- Muszę coś wmówić ojcu, co łatwo kupi, a ja... słabo kłamię - przyznała się, nie patrząc mi w oczy.
- Ty słabo kłamiesz? - zapytałem, jakbym nie dosłyszał. GoGo obróciła się do mnie z posępnym wyrazem twarzy.
- Nieważne, odebrało ci mowę, to poszukam innego źródła. - warknęła.
- Nie, nie, dobra. - ogarnąłem się na miejscu. - Tylko widzisz, to Tadashi był od wymyślania forteli, ja po prostu... wychodziłem za nim. I często pakowałem go w kłopoty - zaśmiałem się, przypominając sobie reakcję cioci Cass, gdy zastała na w areszcie. - Nie próbowałem uciekać od dawna, już nie jeżdżę na walki botów - przyznałem.
- A ty nie chciałbyś posłużyć mi jako fortel? Jeździł byś ze mną na wyścigi, potem odstawiałabym ciebie do domu. Moi rodzice nigdy by nie podejrzewali.
- Czy ty siebie słyszysz? - wykrzyknąłem. - Ja jako wabik? Sory, ale mam jakieś hamulce co do moich metod.
GoGo spojrzała na mnie czujnie, po czym mruknęła.
- Ja za to nie mam hamulców i nie będę się zasłaniać bratem, żeby zwiać. Biorę udział w wyścigach odkąd nauczyłam się jeździć i nie chcę tego kończyć - widząc moją minę, odchrząknęła i wyszeptała: - Wybacz, Hiro. Nie zrozum mnie źle.
Odetchnąłem głośno. Nie chciałem wyładowywać się na mojej przyjaciółce.
- Jeśli bierzesz udział w wyścigach, to po co ci ta szkoła? - zapytałem, spoglądając na silnik.
- Żeby wiedzieć więcej - wzruszyła ramionami, robiąc balona ze swojej gumy, która szybko pękła, nadmuchana do granic. - Ciebie nie korci, żeby poznać wszystko? Ja tak mam z motoryzacją - dodała z pasją w głosie.
- No trochę - przyznałem. - Ale po co ci te wyścigi, GoGo? Co jeśli coś ci się stanie?
Dziewczyna zerknęła na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. W końcu parsknęła śmiechem, niemal wypluwając swoją gumę.
- Och, Hiro, ty się o mnie martwisz, jakie to słodkie. - zamruczała sarkastycznie, zanosząc się śmiechem.
Modliłem się, żeby się przy niej nie zarumienić.
- Nie zmieniaj tematu - burknąłem. - Ja wiem, po co grałem na walkach botów. O co chodzi tobie? pieniądze, sława?
- Adrenalina, rywalizacja - odpowiedziała krótko. Spojrzała z powrotem na silnik, ale znów zwróciła się do mnie. - Zaraz, o to chodzi, tak? Ty walczyłeś dla swojego ego? Nie wierzę...
Odwróciłem się do niej plecami.
- Nie chcę o tym gadać - warknąłem. Jeszcze nigdy nie zwróciłem się tak do niej. I jeszcze nigdy nie byłem tak wściekły, jak teraz. To moja sprawa, czy w ogóle brałem udział w walkach botów i po co. - Jak masz zamiar używać mnie jako przynęty na twoich rodziców to znajdź sobie jakiegoś innego frajera, bo ja nie mam zamiaru pakować się w coś takiego - wyszedłem, trzaskając drzwiami tak mocno, że musiałem obrócić się, żeby sprawdzić, czy szyba w drzwiach nie pękła.
...
Wracałem z uniwersytetu na piechotę, zamyślony nad dzisiejszym dniem. W sumie udało mi się pogodzić z Wasabim, nie było tak źle. Obiecał mi, że jutro pokaże mi szyb jądrowy, który zaczął budować. Miał on za zadanie przyspieszać windę do niewiarygodnych szybkości.
- Po co ludziom winda, która wgniata ich w podłogę? - zapytałem ze śmiechem. Wasabi mrugnął do mnie.
- I tu masz rację. Ale nie chodzi tu o prędkość, choć to też ułatwi przemieszczanie się szybu. Prawdziwa tajemnica, Hiro polega na tym, że winda mogłaby się poruszać w prawo i w lewo, robić zwroty, czaisz? Jedziesz sobie winda i przejeżdżasz cały budynek, wychodząc sobie z niej, gdzie chcesz.
- Ale jazda! - zawołałem. Rozmowy z Wasabim były tak interesujące jak z Honey, on miał równie ciekawe pomysły. Nie pytałem już o jego prywatniejsze sprawy, nie chcąc powiedzieć czegoś, co bym żałował.
A co do GoGo... Nie spotkałem jej już tego pechowego dnia. Byłem na nią nadal wściekły, że chciała mnie wykorzystać do swoich celów. Wcale nie chciałem jej ani jej durnych wyścigów, tylko spokoju! Tak ciężko to pojąć?!
Jakby na zawołanie usłyszałem obok siebie świst powietrza i moim oczom ukazał się żółto-fioletowy motor GoGo. Dziewczyna kliknęła przycisk w kasku, w okolicy skroni i małe szkiełko, zasłaniające jej oczy rozchyliło się. Spojrzała mi w oczy ciepłym spojrzeniem.
- Hiro, to nie miało tak być - powiedziała, ale obszedłem dokoła jej motor, ignorując ją. Nie poddała się, ale jechała za mną, w końcu znów tarasując mi drogę.
- Hiro, posłuchaj - mówiła dużo odważniejszym i mniej miłym tonem.
- Nie chcę słuchać niczego, co chcesz mi powiedzieć - mruknąłem, tym razem czekając, aż się usunie.
- Nawet nie wiesz, co mam ci do powiedzenia, a teraz słuchaj - warknęła. Otworzyłem oczy i stanąłem bez ruchu. Jeszcze nie wydawała mi się tak groźna. - Nie chcę cię wykorzystać, chce od ciebie pomocy, to wszystko. Myślałam, że nie stchórzysz, ale najwyraźniej pech chciał, że pękłeś.
- Wcale nie pękłem! - krzyknąłem. - Po prostu wiem, że takie zawody są nic nie warte, bo brałem w nich udział. Ważne jest to, co my robimy, jako Wielka Szóstka, a nie twoje durne wyścigi!
GoGo rzuciła mi ostre spojrzenie i wyciągnęła zza pleców jakiś przedmiot, rzucając mi go w brzuch. W ostatniej chwili złapałem. To był kask, taki sam, jaki miała na głowie.
- Nie pękasz? - zapytała prowokująco.
Popatrzyłem na nią, po czym założyłem kask i usiadłem za nią na motorze. Miałem pewne opory, ale w końcu złapałem ją za cienką talię i motor ruszył, nie pytając mnie, czy jestem przygotowany.
W pierwszym odruchu poczułem, że żołądek mi się przemieścił. Miałem ochotę krzyczeć, ale tylko zagryzłem dolną wargę, żeby się powstrzymać. Motor pędził tak szybko, że nie widziałem nawet mijanych przez nas samochodów. Nie wiem, jakim cudem GoGo widziała cokolwiek. Dopiero zauważyłem, że trzymam się jej tak mocno, że ledwie oddycham. Zwiększyłem trochę nasz dystans, bojąc się, co ona sobie o mnie pomyśli, ale moja przyjaciółka tylko spoglądała przez ramię, śmiejąc się ze mnie do rozpuku.
- Ty patrz na drogę - warknąłem, chcąc zmusić ją do przestania zwracania na mnie uwagi. Wystarczyło mi to, jak głupio się czuję trzymając ją za odkryty pod kurtka brzuch.
- A co boisz się? - zapytała, puszczając mi oko pod kaskiem.
- A co, to wszystko na co cię stać? - zapytałem, dopiero teraz pojmując sens tych słów. Idiota, skwitowałem. GoGo prychnęła, przyspieszając.
Wkrótce skręciła w lewo, zawijając tyłem motoru tak bardzo, że prawie wjechaliśmy w ścianę. Ugryzłem się w język w ostatnim momencie, gdy naszła mnie ochota, by krzyczeć. Jechaliśmy teraz po schodach - na górę. Zauważyłem, że motor jedzie kilka centymetrów nad podłożem, przez co czułem, jakbyśmy jechali prostą drogą, nie zawiłymi stopniami. Kiedy wyjechaliśmy na szczyt schodów, zauważyłem, że GoGo skacze - wprost na dach jednego z budynków.
- Zgłupiałaś?! - wykrzyknąłem. Ale dziewczyna nie słyszała mnie - dalej pędziła. W końcu jechaliśmy nad dachówkami tak szybko, że najprawdopodobniej przebiliśmy barierę dźwięku. Dzwoniło mi w uszach coraz bardziej, ale nie potrafiłem puścić GoGo, bojąc się, że spadnę.
Na koniec dziewczyna skoczyła z dachu. Odbiliśmy się od ulicy, ale nie zabiliśmy się, tylko zakończyliśmy naszą jazdę jednym, długim ślizgiem.
Kiedy zlazłem z motoru, musiałem przytrzymać głowę, która dalej wirowała. GoGo dyszała, albo ją udusiłem, albo zmęczyła ją droga tak, jak mnie. Ściągnęła kask, uśmiechając się do mnie.
- Niezły jesteś, sądziłam, że zaczniesz krzyczeć już na początku - nie kpiła ze mnie. W jej oczach naprawdę widziałem podziw. Odchrząknąłem. Bałem się, że mój głos zabrzmi jak u jakiegoś dziesięciolatka.
- Nawet fajne - oceniłem, wzruszając ramionami. Oddałem jej kask, robiąc dalej obojętną minę.
- Aha i jak następnym razem będziesz chciał się do mnie poprzytulać to mi to po prostu powiedz - wyglądała, jakby dusiła się ze śmiechu. Nie wyglądała, uświadomiłem sobie. Z jej ust nie schodził uśmiech.
Spojrzałem na nią zażenowanym wzrokiem.
- Ha-ha, bardzo zabawne. - skończyłem, obracając się. Staliśmy pod cukiernią cioci Cass. Już miałem odchodzić, gdy GoGo zawołała za mną:
- Nie chciałbyś tego kiedyś powtórzyć?
Szczerze? Tak, chciałem, nawet bardzo. Nie wiem, dlaczego, miałem przecież wrażenie, że cudem uniknąłem śmierci jednocześnie nie tracąc resztki godności, która mi została. Faktycznie należą mi si spore gratulacje.
- Zastanowię się - przyrzekłem, wchodząc do cukierni. Ostatnim, co usłyszałem był ryk silnika.
Oparłem się o ścianę i zsunąłem się po niej wolno, jakbym sprawdzał, czy ona rzeczywiście tam jest. Klienci cioci popatrzyli na mnie z przerażeniem w oczach. Tak, musiałem wyglądać jak jakiś niedorozwinięty umysłowo.
Następny tydzień spędziłem z Wasabim. Od niego również dowiedziałem się bardzo wiele. Przykładowo, tworzył nowy elekrolaser. Służył on do przenoszenia różnych przedmiotów o wielkie odległości, coś w stylu magnesu. Najgorsze, gdy próbował mi go pokazać, a ja akurat miałem w kieszeni telefon i kilka próbek żelaza ołowiowego. Powiem krótko - odczepianie mnie od siły lasera zajęło mu dobrą godzinę.
- Wasabi, skąd jesteś? - zapytałem, przyglądając się jego ciemnej karnacji. Domyśliłem się, że nie jest stąd.
Mój przyjaciel zerknął na mnie spod ramienia i mruknął.
- Z San Fransokyo, jak ty.
Westchnąłem.
- Ale tutaj rzadko widzi się kogoś z ciemnym kolorem skóry, więc domyślam się, że twoja rodzina nie jest stąd.
Usłyszałem brzdęk. To Wasabi opuścił klucz trzymany w dłoni. Zauważyłem na jego twarzy grymas wściekłości, który dał mi do zrozumienia, że lepiej byłoby, gdybym trzymał język za zębami.
- Moja rodzina od wieków mieszka w San Fransokyo - warknął nieprzyjemnie. - A ty nawet nie próbuj tego sprawdzać.
Patrzyłem na niego z przerażeniem w oczach. W końcu mruknął coś na temat klucza, chyba prosił mnie, żebym po niego poszedł. Dźwignąłem się na nogi, dziękując w duchu, że mogę się stąd na chwilę wyrwać. Wasabi był na ogół przyjaźnie nastawiony, ale najwyraźniej dotknąłem jego słabego punktu, skoro tak mnie potraktował.
Zamknąłem za sobą drzwi, myśląc o tym, nie zauważyłem, że stoję w gabinecie GoGo.
Doktor Eve Yoko wydała polecenie, żeby każdy ze studentów działał we własnych czterech ścianach, więc trzeba było zmienić nieco wygląd uniwersytetu. Mnie przypadł dawny gabinet Tadashiego. Cieszyłem się, że mogę tam przebywać, wspominając pomysły mojego genialnego brata.
GoGo zerknęła na mnie z ukosa, żując swoją odwieczną gumę.
- Co, Wasabi cię wyrzucił? Rekord, dopiero poniedziałek - dodała jakby sama do siebie.
Podrapałem się po głowie.
- Chyba przegiąłem. Zawsze jest taki?
GoGo odstawiła koło rdzeniowe, które trzymała w dłoniach i popatrzyła na mnie badawczo.
- Czy zawsze jest taki irytujący i czepialski? Yyy, tak - odpowiedziała sobie.
Szybko zapomniałem o Wasabim, widząc silnik na stole GoGo. Już przy wejściu słyszałem jak świszczy, choć nie domyśliłem się, że silnik może wydawać tak ciche dźwięki.
- Co to? - spytałem, wskazując to cudo. GoGo uśmiechnęła się, a rzadko to robiła. W jej policzkach pojawiły się dołeczki, które chyba chciała jak najbardziej schować pod maską sarkastycznej i zdystansowanej GoGo, jaką znaliśmy. Szkoda, że tak rzadko ją ściągała, sama dziewczyna była dość urocza... yy, ciekawa, tak, właśnie.
Przełknąłem głośno ślinę. Przyjaciółka chyba zauważyła, że się jej przyglądałem.
- To tylko prototyp, ale taki sam montuję w domu, w swoim motorze - powiedziała cicho.
- I nie mów, że takim motorem jeździsz na zakupy - zaśmiałem się. Od wypadku Tadashiego nie brałem udziału w nielegalnych walkach botów, ale nie tylko takie wydarzenia miały miejsce w San Fransokyo. Już od dawna się zastanawiałem, co GoGo tu robi. Nie pasowała mi do typu kujona, więc musiała mieć jakiś cel.
Rzuciła mi dość zdziwione spojrzenie.
- Szybko łapiesz - powiedziała tylko. Dopiero przypomniałem sobie o kluczu, o który prosił mnie Wasabi. Zdzieliłem się wewnętrzną stroną dłoni w czoło.
- Ach, no tak. Wasabi chciał od ciebie klucz. - brwi GoGo przesunęły się wyżej, a ona sama rozwinęła materiał, w którym spoczywało ich około dwudziestu. Spojrzałem na ten magazyn z zaskoczeniem. - To ja go zapytam, o który chodzi - mruknąłem, obracając się na pięcie, ale GoGo mnie zatrzymała.
- Hola, hola, co robi ten geniusz?
- Elektro laser - wzruszyłem ramionami. - Nie wiem, po co mu klucz... - przyznałem, drapiąc się po głowie. Ale ze mnie idiota! Wasabi specjalnie wysłał mnie gdziekolwiek, żeby zostać sam. Aż tak bardzo go wkurzyłem?
GoGo zaśmiała się, pokazując śnieżnobiałe zęby.
- W takim razie jak chcesz, możesz mi pomóc, a nasz Wasabi trochę się odpręży bez nadzoru - wskazała na mnie. Może faktycznie byłem mu zbędny? Westchnąłem, modląc się, żeby ten tydzień skończył się jak najszybciej.
- To w takim razie, w czym ci pomóc? - spytałem, podnosząc rękawy mojej bluzy na wysokość łokci. GoGo rozejrzała się, jakby patrzyła, czy nikt nie idzie, po czym spytała:
- Jaki kit wciskałeś ciotce, gdy chciałeś się urwać na walki botów?
Ogłuszyło mnie to. Spodziewałem się coś typu - umyj podłogę, albo dokręć wiertła parowe, ale to?
- Co? - wyjąkałem.
- Muszę coś wmówić ojcu, co łatwo kupi, a ja... słabo kłamię - przyznała się, nie patrząc mi w oczy.
- Ty słabo kłamiesz? - zapytałem, jakbym nie dosłyszał. GoGo obróciła się do mnie z posępnym wyrazem twarzy.
- Nieważne, odebrało ci mowę, to poszukam innego źródła. - warknęła.
- Nie, nie, dobra. - ogarnąłem się na miejscu. - Tylko widzisz, to Tadashi był od wymyślania forteli, ja po prostu... wychodziłem za nim. I często pakowałem go w kłopoty - zaśmiałem się, przypominając sobie reakcję cioci Cass, gdy zastała na w areszcie. - Nie próbowałem uciekać od dawna, już nie jeżdżę na walki botów - przyznałem.
- A ty nie chciałbyś posłużyć mi jako fortel? Jeździł byś ze mną na wyścigi, potem odstawiałabym ciebie do domu. Moi rodzice nigdy by nie podejrzewali.
- Czy ty siebie słyszysz? - wykrzyknąłem. - Ja jako wabik? Sory, ale mam jakieś hamulce co do moich metod.
GoGo spojrzała na mnie czujnie, po czym mruknęła.
- Ja za to nie mam hamulców i nie będę się zasłaniać bratem, żeby zwiać. Biorę udział w wyścigach odkąd nauczyłam się jeździć i nie chcę tego kończyć - widząc moją minę, odchrząknęła i wyszeptała: - Wybacz, Hiro. Nie zrozum mnie źle.
Odetchnąłem głośno. Nie chciałem wyładowywać się na mojej przyjaciółce.
- Jeśli bierzesz udział w wyścigach, to po co ci ta szkoła? - zapytałem, spoglądając na silnik.
- Żeby wiedzieć więcej - wzruszyła ramionami, robiąc balona ze swojej gumy, która szybko pękła, nadmuchana do granic. - Ciebie nie korci, żeby poznać wszystko? Ja tak mam z motoryzacją - dodała z pasją w głosie.
- No trochę - przyznałem. - Ale po co ci te wyścigi, GoGo? Co jeśli coś ci się stanie?
Dziewczyna zerknęła na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. W końcu parsknęła śmiechem, niemal wypluwając swoją gumę.
- Och, Hiro, ty się o mnie martwisz, jakie to słodkie. - zamruczała sarkastycznie, zanosząc się śmiechem.
Modliłem się, żeby się przy niej nie zarumienić.
- Nie zmieniaj tematu - burknąłem. - Ja wiem, po co grałem na walkach botów. O co chodzi tobie? pieniądze, sława?
- Adrenalina, rywalizacja - odpowiedziała krótko. Spojrzała z powrotem na silnik, ale znów zwróciła się do mnie. - Zaraz, o to chodzi, tak? Ty walczyłeś dla swojego ego? Nie wierzę...
Odwróciłem się do niej plecami.
- Nie chcę o tym gadać - warknąłem. Jeszcze nigdy nie zwróciłem się tak do niej. I jeszcze nigdy nie byłem tak wściekły, jak teraz. To moja sprawa, czy w ogóle brałem udział w walkach botów i po co. - Jak masz zamiar używać mnie jako przynęty na twoich rodziców to znajdź sobie jakiegoś innego frajera, bo ja nie mam zamiaru pakować się w coś takiego - wyszedłem, trzaskając drzwiami tak mocno, że musiałem obrócić się, żeby sprawdzić, czy szyba w drzwiach nie pękła.
...
Wracałem z uniwersytetu na piechotę, zamyślony nad dzisiejszym dniem. W sumie udało mi się pogodzić z Wasabim, nie było tak źle. Obiecał mi, że jutro pokaże mi szyb jądrowy, który zaczął budować. Miał on za zadanie przyspieszać windę do niewiarygodnych szybkości.
- Po co ludziom winda, która wgniata ich w podłogę? - zapytałem ze śmiechem. Wasabi mrugnął do mnie.
- I tu masz rację. Ale nie chodzi tu o prędkość, choć to też ułatwi przemieszczanie się szybu. Prawdziwa tajemnica, Hiro polega na tym, że winda mogłaby się poruszać w prawo i w lewo, robić zwroty, czaisz? Jedziesz sobie winda i przejeżdżasz cały budynek, wychodząc sobie z niej, gdzie chcesz.
- Ale jazda! - zawołałem. Rozmowy z Wasabim były tak interesujące jak z Honey, on miał równie ciekawe pomysły. Nie pytałem już o jego prywatniejsze sprawy, nie chcąc powiedzieć czegoś, co bym żałował.
A co do GoGo... Nie spotkałem jej już tego pechowego dnia. Byłem na nią nadal wściekły, że chciała mnie wykorzystać do swoich celów. Wcale nie chciałem jej ani jej durnych wyścigów, tylko spokoju! Tak ciężko to pojąć?!
Jakby na zawołanie usłyszałem obok siebie świst powietrza i moim oczom ukazał się żółto-fioletowy motor GoGo. Dziewczyna kliknęła przycisk w kasku, w okolicy skroni i małe szkiełko, zasłaniające jej oczy rozchyliło się. Spojrzała mi w oczy ciepłym spojrzeniem.
- Hiro, to nie miało tak być - powiedziała, ale obszedłem dokoła jej motor, ignorując ją. Nie poddała się, ale jechała za mną, w końcu znów tarasując mi drogę.
- Hiro, posłuchaj - mówiła dużo odważniejszym i mniej miłym tonem.
- Nie chcę słuchać niczego, co chcesz mi powiedzieć - mruknąłem, tym razem czekając, aż się usunie.
- Nawet nie wiesz, co mam ci do powiedzenia, a teraz słuchaj - warknęła. Otworzyłem oczy i stanąłem bez ruchu. Jeszcze nie wydawała mi się tak groźna. - Nie chcę cię wykorzystać, chce od ciebie pomocy, to wszystko. Myślałam, że nie stchórzysz, ale najwyraźniej pech chciał, że pękłeś.
- Wcale nie pękłem! - krzyknąłem. - Po prostu wiem, że takie zawody są nic nie warte, bo brałem w nich udział. Ważne jest to, co my robimy, jako Wielka Szóstka, a nie twoje durne wyścigi!
GoGo rzuciła mi ostre spojrzenie i wyciągnęła zza pleców jakiś przedmiot, rzucając mi go w brzuch. W ostatniej chwili złapałem. To był kask, taki sam, jaki miała na głowie.
- Nie pękasz? - zapytała prowokująco.
Popatrzyłem na nią, po czym założyłem kask i usiadłem za nią na motorze. Miałem pewne opory, ale w końcu złapałem ją za cienką talię i motor ruszył, nie pytając mnie, czy jestem przygotowany.
W pierwszym odruchu poczułem, że żołądek mi się przemieścił. Miałem ochotę krzyczeć, ale tylko zagryzłem dolną wargę, żeby się powstrzymać. Motor pędził tak szybko, że nie widziałem nawet mijanych przez nas samochodów. Nie wiem, jakim cudem GoGo widziała cokolwiek. Dopiero zauważyłem, że trzymam się jej tak mocno, że ledwie oddycham. Zwiększyłem trochę nasz dystans, bojąc się, co ona sobie o mnie pomyśli, ale moja przyjaciółka tylko spoglądała przez ramię, śmiejąc się ze mnie do rozpuku.
- Ty patrz na drogę - warknąłem, chcąc zmusić ją do przestania zwracania na mnie uwagi. Wystarczyło mi to, jak głupio się czuję trzymając ją za odkryty pod kurtka brzuch.
- A co boisz się? - zapytała, puszczając mi oko pod kaskiem.
- A co, to wszystko na co cię stać? - zapytałem, dopiero teraz pojmując sens tych słów. Idiota, skwitowałem. GoGo prychnęła, przyspieszając.
Wkrótce skręciła w lewo, zawijając tyłem motoru tak bardzo, że prawie wjechaliśmy w ścianę. Ugryzłem się w język w ostatnim momencie, gdy naszła mnie ochota, by krzyczeć. Jechaliśmy teraz po schodach - na górę. Zauważyłem, że motor jedzie kilka centymetrów nad podłożem, przez co czułem, jakbyśmy jechali prostą drogą, nie zawiłymi stopniami. Kiedy wyjechaliśmy na szczyt schodów, zauważyłem, że GoGo skacze - wprost na dach jednego z budynków.
- Zgłupiałaś?! - wykrzyknąłem. Ale dziewczyna nie słyszała mnie - dalej pędziła. W końcu jechaliśmy nad dachówkami tak szybko, że najprawdopodobniej przebiliśmy barierę dźwięku. Dzwoniło mi w uszach coraz bardziej, ale nie potrafiłem puścić GoGo, bojąc się, że spadnę.
Na koniec dziewczyna skoczyła z dachu. Odbiliśmy się od ulicy, ale nie zabiliśmy się, tylko zakończyliśmy naszą jazdę jednym, długim ślizgiem.
Kiedy zlazłem z motoru, musiałem przytrzymać głowę, która dalej wirowała. GoGo dyszała, albo ją udusiłem, albo zmęczyła ją droga tak, jak mnie. Ściągnęła kask, uśmiechając się do mnie.
- Niezły jesteś, sądziłam, że zaczniesz krzyczeć już na początku - nie kpiła ze mnie. W jej oczach naprawdę widziałem podziw. Odchrząknąłem. Bałem się, że mój głos zabrzmi jak u jakiegoś dziesięciolatka.
- Nawet fajne - oceniłem, wzruszając ramionami. Oddałem jej kask, robiąc dalej obojętną minę.
- Aha i jak następnym razem będziesz chciał się do mnie poprzytulać to mi to po prostu powiedz - wyglądała, jakby dusiła się ze śmiechu. Nie wyglądała, uświadomiłem sobie. Z jej ust nie schodził uśmiech.
Spojrzałem na nią zażenowanym wzrokiem.
- Ha-ha, bardzo zabawne. - skończyłem, obracając się. Staliśmy pod cukiernią cioci Cass. Już miałem odchodzić, gdy GoGo zawołała za mną:
- Nie chciałbyś tego kiedyś powtórzyć?
Szczerze? Tak, chciałem, nawet bardzo. Nie wiem, dlaczego, miałem przecież wrażenie, że cudem uniknąłem śmierci jednocześnie nie tracąc resztki godności, która mi została. Faktycznie należą mi si spore gratulacje.
- Zastanowię się - przyrzekłem, wchodząc do cukierni. Ostatnim, co usłyszałem był ryk silnika.
Oparłem się o ścianę i zsunąłem się po niej wolno, jakbym sprawdzał, czy ona rzeczywiście tam jest. Klienci cioci popatrzyli na mnie z przerażeniem w oczach. Tak, musiałem wyglądać jak jakiś niedorozwinięty umysłowo.
2/16/2015
Pierwszy tydzień z Honey
Moi przyjaciele uzgodnili, że pierwszy tydzień spędzę z Honey. Domyśliłem się, że będziemy ślęczeli nad probówkami, ale okazało się to całkiem niezłe. Honey pokazała mi chemię z całkiem innej strony.
- Stań tutaj - powiedziała, ciągnąc mnie na prawo od swoich przyrządów. - Lepiej nie dotykać zjonizowanego srebra, wiesz mi... Aha, tutaj jest!
Pokazała mi jedno małą probóweczkę, w której zauważyłem czerwoną ciecz.
- To krew? - zapytałem ze zdziwieniem. Fajne rzeczy tu się odbywają. Ciekawe czy to Fred dał sobie pobrać odrobinę Rh, czy zgodził się na to Wasabi.
- Zgadłeś, nie martw się, to tylko badania, ale spójrz - dodała do szklanego naczynia srebro, od którego przed chwilą mnie odciągnęła. Zaraz probówka zaczęła się dymić, a ja odszedłem o kolejne dwa kroki.
- Hej, spokojnie. Przecież wiem, co robię - uspokoiła mnie.
Zobaczyłem, że ciecz zmieniła kolor na... niebieski.
- Łał - wyszeptałem, zaglądając do naczynia.
- Prawda? To znaczy mieć błękitną krew - zaśmiała się. - Ale to jeszcze nic, jest uniwersalna. Na pewno przyda się w medycynie.
Spojrzałem na Honey. Wyglądała spod ciemnych szkieł, badając chciwie swoje dzieło.
- To znaczy, że będą mogli transportować to coś, do każdego ludzkiego organizmu i każde ciało to przyjmie? Przecież krwinki...
- Wiem, genialne, nie? Pomyśl, AB, A, 0, B, wszystkie! Nie trzeba będzie szukać specjalnych dawców, a od tego można spróbować stworzyć sztuczne narządy.
Usiadłem na małym stoliku, nie wierząc w to, co widzę.
- Łał, to naprawdę niesamowite! Tadashi byłby z ciebie dumny.
- Tak wiem - przerwała mi. - Tadashi zawsze był ze mnie dumny. To on mnie tu zaciągnął - spojrzała na mnie spod ramienia. Musiałem złapać się poręczy, żeby nie spaść.
- Co? Mój brat cię tu ściągnął?
Honey westchnęła, poprawiając włosy. Dziwna mania, skoro za cytrynową opaską były bezpieczne i nie zasłaniały jej oczu, jak na przykład moje własne włosy.
- Tak, w sumie, poznaliśmy się w liceum. On jeden dał mi szansę. Wyrzucono mnie z trzech szkół.
Nie, teraz mnie zamurowało.
- Co? Wyrzucono takiego geniusza, jak ty?! Jakim cudem? - dopytywałem się. W szkole bywało różnie, najczęściej traktowali mnie jak kujona, albo po prostu smarkacza, ale raczej żaden dyrektor nie chciał mnie wyrzucić.
- Uwielbiałam eksperymenty. Niedługo zaczęło mi brakować pomysłów, a szkole bezpiecznych rozwiązań. Po prostu najczęściej moja edukacja kończyła się na wyrzuceniu przez wybuch w gabinecie chemicznym - skrzywiła się.
- Ile razy?
- Co najmniej pięć, nieważne - mówiła. - Ach! Coś jeszcze mogę ci pokazać, to moje nowe cudeńko!
Zatrzymała się przed kolejnymi probówkami. Tym razem miały kolor różowy. Honey kazała mi zatkać nos i wystawić szyję. Psiknęła mnie dwa razy, po czym kazała odetchnąć. Wciągnąłem zapach do płuc, rozkoszując się ich miłym dla nosa aromatem.
- Co czujesz? - zapytała ciekawie.
Zastanowiłem się trochę.
- Metal, być może jakaś mocna stal, dobrze stopiona, do tego wanilia? I jakaś kompozycja kwietna, nie wiem, nie poznaję. - dodałem.
Honey westchnęła.
- Ta perfumy są na bazie olejku lawendowego, ale wcale nie są takie zwykłe, bo działają na receptory z tyłu czaszki, odpowiedzialne za przyjemność. Te perfumy po prostu przyjmują zapach, jaki dana osoba uwielbia.
Otworzyłem szczękę w zachwycie. Potrafiłem tylko powiedzieć tylko jedno.
- Nie mów.
Honey zaśmiała się.
- Zamknij szczękę, mój drogi, bo ci jeszcze wleci do ust jakaś mucha. To wcale nie było trudne. A tak swoją drogą - przybliżyła się, mrugając do mnie porozumiewawczo - świetny wabik na dziewczyny.
- No, skoro tak, to może je sprawdzę, co? - zapytałem, próbując schować jedną z jej probówek. Honey roześmiała się.
- O nie, nic nie wychodzi z uniwersytetu.
- Oprócz Baymaxa - mruknąłem smętnie, oddając dziewczynie naczynie. - Powiedz coś więcej na temat pracy z Tadashim. - poprosiłem, siadając znowu wygodnie na stoliku i machając nogami.
- No cóż - Honey zabrała się za swoje eksperymenty, ale dalej ze mną rozmawiała - w sumie to zaczęło się od tego, że... zaczęliśmy się spotykać. Tadashi dużo opowiadał mi o robotach, o tobie, w końcu zapytał, czemu się nie przeniosę do Jakyll High, bo stamtąd prostą drogą mogę dostać się tutaj.
- Chwila... też byłem w Jakyll High! To znaczy, że ty i Tadashi byliście parą? - zapytałem. Brat nigdy mi się nie zwierzał, choć często nabijałem się z tego, jak dba o siebie. Może mi by się to też przydało, pomyślałem, zerkając na perfumy Honey.
Alchemistka spojrzała na mnie dziwnym spojrzeniem, jakby smutnym.
- Nie chcę o tym rozmawiać, Hiro, przepraszam - szepnęła.
Pokiwałem głową w zamyśleniu. Już więcej nie droczyłem tego tematu.
W kilka dni Honey pokazała mi wszystko od najprostszych, do najbardziej skomplikowanych reakcji. Podobało mi się to, z jakim zapałem podchodziła do chemii, w życiu czegoś takiego nie widziałem, to była pasja. Ciekaw byłem cały czas tego samego - czy między blondwłosą a moim bratem do czegoś rzeczywiście doszło. Zauważyłem, że Honey bardzo przeżywała każde wspomnienie na temat Tadashiego, niemal równo ze mną. Lubiłem jednak przywoływać dobre wspomnienia, to trochę polepszało mój nastrój - Honey niekoniecznie, ale kto te dziewczyny zrozumie?
Dowiedziałem się również, że rodzina Lemon zadłużyła się przez eksperymenty ich córki tak bardzo, że teraz Honey spłaca ich i swoje długi właśnie przez swoje wynalazki.
- Wiem, jak możesz mnie ocenić, że myślę tylko o pieniądzach - powiedziała smutno. - chcę zrewanżować się rodzicom za ich troskę i pomoc, nie mówiąc już, że przecież to ja przysporzyłam im tylu kłopotów finansowych.
- Nawet mi to do głowy nie przyszło - przyznałem, ściągając okulary i resztę stroju chemika po dniu pracy z przyjaciółką. - Jesteś na to za miła.
- Dziękuję - mruknęła, uśmiechając się pod swoimi wielkimi okularami. Nagle jej cichy i potulny nastrój zmienił się w ekscentryczną Honey, którą dobrze znałem. - Chodź, pokażę ci kilka moich ulubionych miejsc - powiedziała, ciągnąc mnie za sobą.
Najpierw pokazała mi cukiernię, w której co dzień rano jadła śniadanie, o ile nie robiła tego w kawiarni mojej cioci ze wszystkimi.
- Tu często przychodzę, gdy chcę posiedzieć sama i poczytać, jestem wielką fanką powieści kryminalnych - ekscytowała się. Popatrzyłem na witrynę i świeże ptysie i nugaty oblane czekoladą, na widok których aż ślinka cieknie. - Poza tym mają tu doskonałe rogaliki! Nie wiem, czy ci mówiłam, ale uwielbiam Paryż i wszystko, co jest z nim związane. Marzę, że kiedyś zjem tam prawdziwe śniadanie, a potem wybiorę się do butiku na zakupy, wymieniając to i owo w mojej garderobie - spojrzała na siebie z wyrzutem.
Westchnąłem.
- Któregoś dnia to ja ciebie tam zabiorę - obiecałem z uśmiechem.
Drugim miejscem była ławka w parku, z której Honey często karmiła gołębie. Rozciągał się stąd widok na małe, świeżo zasadzone drzewka Bonsai i czerwony most przeciągnięty przez mały staw z czaplami.
- Pięknie tu - powiedziałem, opierając się o barierkę mostu. Honey pokiwała głową z satysfakcją.
- To tu poznałam Tadashiego - powiedziała ze smutkiem. Ten most i kwitnące wiśnie zawsze będą mi go przypominały. - przypomniałem sobie jego jedno z ulubionych zdjęć zrobionych przez ciocię Cass. Tadashi stał właśnie w parku obok kwitnących gałęzi. To samo zdjęcie wisiało w ramce nad moim biurkiem. Westchnąłem. Tak bardzo tęskniłem za bratem. Cieszyłem się, że mam z kim dzielić te wspomnienia.
Ścisnąłem dłoń Honey w geście podziękowania.
- Dziękuję, że pokazałaś mi swój świat - powiedziałem cicho. Dziewczyna przytuliła mnie.
- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć, tak jak na resztę, Hiro. Nie zapominaj tego.
- Stań tutaj - powiedziała, ciągnąc mnie na prawo od swoich przyrządów. - Lepiej nie dotykać zjonizowanego srebra, wiesz mi... Aha, tutaj jest!
Pokazała mi jedno małą probóweczkę, w której zauważyłem czerwoną ciecz.
- To krew? - zapytałem ze zdziwieniem. Fajne rzeczy tu się odbywają. Ciekawe czy to Fred dał sobie pobrać odrobinę Rh, czy zgodził się na to Wasabi.
- Zgadłeś, nie martw się, to tylko badania, ale spójrz - dodała do szklanego naczynia srebro, od którego przed chwilą mnie odciągnęła. Zaraz probówka zaczęła się dymić, a ja odszedłem o kolejne dwa kroki.
- Hej, spokojnie. Przecież wiem, co robię - uspokoiła mnie.
Zobaczyłem, że ciecz zmieniła kolor na... niebieski.
- Łał - wyszeptałem, zaglądając do naczynia.
- Prawda? To znaczy mieć błękitną krew - zaśmiała się. - Ale to jeszcze nic, jest uniwersalna. Na pewno przyda się w medycynie.
Spojrzałem na Honey. Wyglądała spod ciemnych szkieł, badając chciwie swoje dzieło.
- To znaczy, że będą mogli transportować to coś, do każdego ludzkiego organizmu i każde ciało to przyjmie? Przecież krwinki...
- Wiem, genialne, nie? Pomyśl, AB, A, 0, B, wszystkie! Nie trzeba będzie szukać specjalnych dawców, a od tego można spróbować stworzyć sztuczne narządy.
Usiadłem na małym stoliku, nie wierząc w to, co widzę.
- Łał, to naprawdę niesamowite! Tadashi byłby z ciebie dumny.
- Tak wiem - przerwała mi. - Tadashi zawsze był ze mnie dumny. To on mnie tu zaciągnął - spojrzała na mnie spod ramienia. Musiałem złapać się poręczy, żeby nie spaść.
- Co? Mój brat cię tu ściągnął?
Honey westchnęła, poprawiając włosy. Dziwna mania, skoro za cytrynową opaską były bezpieczne i nie zasłaniały jej oczu, jak na przykład moje własne włosy.
- Tak, w sumie, poznaliśmy się w liceum. On jeden dał mi szansę. Wyrzucono mnie z trzech szkół.
Nie, teraz mnie zamurowało.
- Co? Wyrzucono takiego geniusza, jak ty?! Jakim cudem? - dopytywałem się. W szkole bywało różnie, najczęściej traktowali mnie jak kujona, albo po prostu smarkacza, ale raczej żaden dyrektor nie chciał mnie wyrzucić.
- Uwielbiałam eksperymenty. Niedługo zaczęło mi brakować pomysłów, a szkole bezpiecznych rozwiązań. Po prostu najczęściej moja edukacja kończyła się na wyrzuceniu przez wybuch w gabinecie chemicznym - skrzywiła się.
- Ile razy?
- Co najmniej pięć, nieważne - mówiła. - Ach! Coś jeszcze mogę ci pokazać, to moje nowe cudeńko!
Zatrzymała się przed kolejnymi probówkami. Tym razem miały kolor różowy. Honey kazała mi zatkać nos i wystawić szyję. Psiknęła mnie dwa razy, po czym kazała odetchnąć. Wciągnąłem zapach do płuc, rozkoszując się ich miłym dla nosa aromatem.
- Co czujesz? - zapytała ciekawie.
Zastanowiłem się trochę.
- Metal, być może jakaś mocna stal, dobrze stopiona, do tego wanilia? I jakaś kompozycja kwietna, nie wiem, nie poznaję. - dodałem.
Honey westchnęła.
- Ta perfumy są na bazie olejku lawendowego, ale wcale nie są takie zwykłe, bo działają na receptory z tyłu czaszki, odpowiedzialne za przyjemność. Te perfumy po prostu przyjmują zapach, jaki dana osoba uwielbia.
Otworzyłem szczękę w zachwycie. Potrafiłem tylko powiedzieć tylko jedno.
- Nie mów.
Honey zaśmiała się.
- Zamknij szczękę, mój drogi, bo ci jeszcze wleci do ust jakaś mucha. To wcale nie było trudne. A tak swoją drogą - przybliżyła się, mrugając do mnie porozumiewawczo - świetny wabik na dziewczyny.
- No, skoro tak, to może je sprawdzę, co? - zapytałem, próbując schować jedną z jej probówek. Honey roześmiała się.
- O nie, nic nie wychodzi z uniwersytetu.
- Oprócz Baymaxa - mruknąłem smętnie, oddając dziewczynie naczynie. - Powiedz coś więcej na temat pracy z Tadashim. - poprosiłem, siadając znowu wygodnie na stoliku i machając nogami.
- No cóż - Honey zabrała się za swoje eksperymenty, ale dalej ze mną rozmawiała - w sumie to zaczęło się od tego, że... zaczęliśmy się spotykać. Tadashi dużo opowiadał mi o robotach, o tobie, w końcu zapytał, czemu się nie przeniosę do Jakyll High, bo stamtąd prostą drogą mogę dostać się tutaj.
- Chwila... też byłem w Jakyll High! To znaczy, że ty i Tadashi byliście parą? - zapytałem. Brat nigdy mi się nie zwierzał, choć często nabijałem się z tego, jak dba o siebie. Może mi by się to też przydało, pomyślałem, zerkając na perfumy Honey.
Alchemistka spojrzała na mnie dziwnym spojrzeniem, jakby smutnym.
- Nie chcę o tym rozmawiać, Hiro, przepraszam - szepnęła.
Pokiwałem głową w zamyśleniu. Już więcej nie droczyłem tego tematu.
W kilka dni Honey pokazała mi wszystko od najprostszych, do najbardziej skomplikowanych reakcji. Podobało mi się to, z jakim zapałem podchodziła do chemii, w życiu czegoś takiego nie widziałem, to była pasja. Ciekaw byłem cały czas tego samego - czy między blondwłosą a moim bratem do czegoś rzeczywiście doszło. Zauważyłem, że Honey bardzo przeżywała każde wspomnienie na temat Tadashiego, niemal równo ze mną. Lubiłem jednak przywoływać dobre wspomnienia, to trochę polepszało mój nastrój - Honey niekoniecznie, ale kto te dziewczyny zrozumie?
Dowiedziałem się również, że rodzina Lemon zadłużyła się przez eksperymenty ich córki tak bardzo, że teraz Honey spłaca ich i swoje długi właśnie przez swoje wynalazki.
- Wiem, jak możesz mnie ocenić, że myślę tylko o pieniądzach - powiedziała smutno. - chcę zrewanżować się rodzicom za ich troskę i pomoc, nie mówiąc już, że przecież to ja przysporzyłam im tylu kłopotów finansowych.
- Nawet mi to do głowy nie przyszło - przyznałem, ściągając okulary i resztę stroju chemika po dniu pracy z przyjaciółką. - Jesteś na to za miła.
- Dziękuję - mruknęła, uśmiechając się pod swoimi wielkimi okularami. Nagle jej cichy i potulny nastrój zmienił się w ekscentryczną Honey, którą dobrze znałem. - Chodź, pokażę ci kilka moich ulubionych miejsc - powiedziała, ciągnąc mnie za sobą.
Najpierw pokazała mi cukiernię, w której co dzień rano jadła śniadanie, o ile nie robiła tego w kawiarni mojej cioci ze wszystkimi.
- Tu często przychodzę, gdy chcę posiedzieć sama i poczytać, jestem wielką fanką powieści kryminalnych - ekscytowała się. Popatrzyłem na witrynę i świeże ptysie i nugaty oblane czekoladą, na widok których aż ślinka cieknie. - Poza tym mają tu doskonałe rogaliki! Nie wiem, czy ci mówiłam, ale uwielbiam Paryż i wszystko, co jest z nim związane. Marzę, że kiedyś zjem tam prawdziwe śniadanie, a potem wybiorę się do butiku na zakupy, wymieniając to i owo w mojej garderobie - spojrzała na siebie z wyrzutem.
Westchnąłem.
- Któregoś dnia to ja ciebie tam zabiorę - obiecałem z uśmiechem.
Drugim miejscem była ławka w parku, z której Honey często karmiła gołębie. Rozciągał się stąd widok na małe, świeżo zasadzone drzewka Bonsai i czerwony most przeciągnięty przez mały staw z czaplami.
- Pięknie tu - powiedziałem, opierając się o barierkę mostu. Honey pokiwała głową z satysfakcją.
- To tu poznałam Tadashiego - powiedziała ze smutkiem. Ten most i kwitnące wiśnie zawsze będą mi go przypominały. - przypomniałem sobie jego jedno z ulubionych zdjęć zrobionych przez ciocię Cass. Tadashi stał właśnie w parku obok kwitnących gałęzi. To samo zdjęcie wisiało w ramce nad moim biurkiem. Westchnąłem. Tak bardzo tęskniłem za bratem. Cieszyłem się, że mam z kim dzielić te wspomnienia.
Ścisnąłem dłoń Honey w geście podziękowania.
- Dziękuję, że pokazałaś mi swój świat - powiedziałem cicho. Dziewczyna przytuliła mnie.
- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć, tak jak na resztę, Hiro. Nie zapominaj tego.
Chwilowe wahania nastrojów
- Baymax, co ty w sumie robisz? - spytałem pulchnego robota, przegrzebującego mój śmietnik.
Robot wyciągnął ze śmietnika pustą puszkę po coli i trzy duże spinacze biurowe.
- Dbam o twoje zdrowie - powiedział mechanicznym głosem. - Ostre przedmioty są źródłem urazów skóry, krwawień, a nawet...
- Dobra, wiem - przerwałem mu, rzucając się na fotel. Odetchnąłem głęboko. - Baymax, to nie ostre puszki mnie teraz interesują. - zerknąłem na zdjęcie brata wiszące nad moim biurkiem, oprawione w złotą ramę. Robot podreptał obok mnie.
- Tadashi - rzekł, kierując swój wzrok na mnie. - O czym teraz myślisz, Hiro?
Westchnąłem, przypominając sobie, co zrobiłby mój brat na moim miejscu.
- Tadashi zawsze wiedział, co chce robić. Chciał pomagać innym. A czego ja chcę?
Obróciłem się na fotelu, ignorując plakat z uniwersytetu. Tak, wiem, czy wszystko musi mi to przypominać? Przez pięć miesięcy dzieło Callaghana było kontynuowane, gdy nasz profesor został aresztowany, tak w sumie, trochę się do tego przyczyniliśmy. Teraz uniwersytet robotyki w San Fransokyo miał przejść w ręce doktor Eve Yoko. Podobno przez pewien czas Krei również walczył o to stanowisko.
Wyrwałem się z zamyślenia, gdy ciocia Cass weszła do pokoju. W dłoni trzymała talerz z ciasteczkami. Ktoś tu się zakradł do kawiarni.
- Jak tam, Hiro? - spytała troskliwie, całując mnie w czoło. - Wymyśliłeś już coś?
Gdy znów zbudowałem Baymaxa, według wzorca brata nie miałem tak naprawdę nic do roboty. A więc musiałem znaleźć jakiś nowy pomysł. Tylko akurat w takich momentach mój mózg był bezużyteczny. Ugryzłem jedno z ciastek cioci, kręcąc smętnie głową w odpowiedzi.
- Nie martw się, Tadashi też miał czasem takie problemy.
- Tak? - spytałem zdziwiony.
Ciotka rzuciła mi przepraszające spojrzenie.
- Dobra, zapomnij, co mówiłam - po czym ruszyła w stronę schodów. - Aha, jak byś czegoś potrzebował, to tylko zawołaj!
Usiadłem znów na moim fotelu, obserwując jak Baymax odbija od ściany piłkę do tenisa, gdy usłyszałem głos ciotki:
- Hiro, mógłbyś może pomóc mi z pralką?
Kazałem Baymaxowi zostać w pokoju i popędziłem pomóc cioci. Wcześniej rolę mężczyzny w domu sprawował mój brat i to on naprawiał urządzenia domowe, gdy była taka potrzeba. Teraz musieliśmy sobie radzić bez niego, a szczerze mówiąc roboty kuchenne i inne sprzęty były tak banalne w obsłudze, że zajmowało mi to najczęściej koło pół minuty.
Gdy wróciłem, zobaczyłem, że Baymax odebrał moją wiadomość od reszty ekipy i właśnie z nimi rozmawia.
- Jak tam Hiro, Baymax? - usłyszałem głos Honey. Była dla mnie trochę jak starsza siostra, której nigdy nie miałem.
- Hiro źle się czuje, ma wahania nastrojów i mało je - odpowiedział robot. - Chcecie go odwiedzić?
- Dobra, stary, już dość opinii medycznej - zaśmiałem się pod nosem, jakbym powiedział coś śmiesznego. O rany, naprawdę ze mną źle. - Nic mi nie jest.
Rozejrzałem się po obecnych. Znajdowali się w uniwersytecie, już z daleka widziałem białe ściany i błysk lamp fluorescencyjnych, których używał Wasabi w swoim gabinecie.
Nie pozmieniali się przez miesiąc wakacji. Honey miała ten sam błysk w oku i dalej uśmiechała się, jakby chciała tym wesprzeć połowę uniwersytetu. Freddie ze swoją pewnością siebie i luzem, który w nim uwielbiałem. Wasabi w poważnym wyrazem twarzy, ale wyglądający dość zabawnie ze sterczącymi na boki dredami. W końcu zerknąłem na GoGo, która patrzyła na mnie z czujnym wyrazem twarzy. Zawsze miałem wrażenie, że ona rozumie mnie najbardziej, lepiej nawet od Baymaxa, no i zawsze była przy mnie jako pierwsza, co mnie często zastanawiało. Mam piętnaście lat, a nigdy nie myślałem o dziewczynach, w dodatku żadna nawet na mnie nie spoglądała. Policzki zapiekły mnie od spojrzenia GoGo, więc odwróciłem wzrok.
- Co tam u was? - spytałem, chcąc odsunąć temat od mojego samopoczucia. Dzięki, Baymax. Pewnie sam do nich zadzwonił, zaraz po przeskanowaniu moich symptomów, co robił co jakiś czas.
- Nie zmieniaj tematu - mruknęła GoGo. - Co jest, Hiro?
Klasnąłem w dłonie robiąc minę niewiniątka. Muszę odpowiadać? A może po prostu to przemilczę to przestaną wypytywać?
- Hiro... - mruknęła GoGo, czułem, że długo tak nie wytrzymam, aż w końcu tama pękła.
- No dobra, nie mam żadnych pomysłów, okej?! Tadashi miał rację, skończyłem się! To chcecie usłyszeć? - trochę ich chyba wystraszyłem moim nagłym atakiem hormonów, bo patrzyli na mnie nieufnie.
- Cóż za talent dramatyczny, bracie! - wykrzyknął Freddie. Wszyscy popatrzyli na niego, jakby powiedział, że chce zostać połączeniem krokodyla z lwem morskim. Co już zresztą raz zrobił. - To teraz każdy oprowadzi cię po swoim świecie, żeby pokazać ci swoją drogę, a wtedy zmasakrujesz ich ich własną bronią, a ty dalej będziesz szukał swojego "ja"?
Siedziałem przed monitorem zastanawiając się, czy go przez przypadek nie wyłączyć, udając awarię, ale w San Fransokyo takie rzeczy bywały... w sumie nigdy.
- Fred, to genialne! - krzyknęła Honey. Popatrzyliśmy na nią z szokiem.
- Żartujesz, nie? - prychnął Wasabi. - Chcesz rozpętać armagedon z udziałem piętnastolatka?
Wywróciłem oczami. Nie lubiłem, kiedy wszyscy podkreślali mój wiek.
- Nie, chodzi o to, żeby dodać Hiro inspiracji! - wyglądała na mocno podekscytowaną. - Spędzi z każdym z nas jeden tydzień, żeby zobaczyć, co robimy i przy okazji nas bliżej poznać. Jesteśmy Wielką Szóstką! Musimy wiedzieć o sobie więcej!
- Ma rację - mruknęła GoGo żując gumę.
- To może poprawić jego chwilowy zły stan emocjonalny - powiedział Baymax.
- I ty przeciw mnie? - spojrzałem na niego z politowaniem.
- Hiro, nie odpychaj nas znowu. W końcu chcemy ci pomóc w czymś, w czym jesteśmy ekspertami. Daj nam to wykorzystać! - Honey naprawdę myślała, że pomysł jest dobry.
- No to dziewczyny już ustaliły - Wasabi wzruszył ramionami. - Jutro o siódmej przyjdziemy na kawę do cioci Cass i obgadamy szczegóły.
- Liczymy na ciebie, Hiro! - powiedział tylko Fred, gdy wyłączyłem kamerę.
Odetchnąłem. Wcale nie chciałem się zgodzić na ich pomysł. Dobrze mi było samemu i nie chciałem tego zmieniać.
Kazałem Baymaxowi zostać w pokoju i popędziłem pomóc cioci. Wcześniej rolę mężczyzny w domu sprawował mój brat i to on naprawiał urządzenia domowe, gdy była taka potrzeba. Teraz musieliśmy sobie radzić bez niego, a szczerze mówiąc roboty kuchenne i inne sprzęty były tak banalne w obsłudze, że zajmowało mi to najczęściej koło pół minuty.
Gdy wróciłem, zobaczyłem, że Baymax odebrał moją wiadomość od reszty ekipy i właśnie z nimi rozmawia.
- Jak tam Hiro, Baymax? - usłyszałem głos Honey. Była dla mnie trochę jak starsza siostra, której nigdy nie miałem.
- Hiro źle się czuje, ma wahania nastrojów i mało je - odpowiedział robot. - Chcecie go odwiedzić?
- Dobra, stary, już dość opinii medycznej - zaśmiałem się pod nosem, jakbym powiedział coś śmiesznego. O rany, naprawdę ze mną źle. - Nic mi nie jest.
Rozejrzałem się po obecnych. Znajdowali się w uniwersytecie, już z daleka widziałem białe ściany i błysk lamp fluorescencyjnych, których używał Wasabi w swoim gabinecie.
Nie pozmieniali się przez miesiąc wakacji. Honey miała ten sam błysk w oku i dalej uśmiechała się, jakby chciała tym wesprzeć połowę uniwersytetu. Freddie ze swoją pewnością siebie i luzem, który w nim uwielbiałem. Wasabi w poważnym wyrazem twarzy, ale wyglądający dość zabawnie ze sterczącymi na boki dredami. W końcu zerknąłem na GoGo, która patrzyła na mnie z czujnym wyrazem twarzy. Zawsze miałem wrażenie, że ona rozumie mnie najbardziej, lepiej nawet od Baymaxa, no i zawsze była przy mnie jako pierwsza, co mnie często zastanawiało. Mam piętnaście lat, a nigdy nie myślałem o dziewczynach, w dodatku żadna nawet na mnie nie spoglądała. Policzki zapiekły mnie od spojrzenia GoGo, więc odwróciłem wzrok.
- Co tam u was? - spytałem, chcąc odsunąć temat od mojego samopoczucia. Dzięki, Baymax. Pewnie sam do nich zadzwonił, zaraz po przeskanowaniu moich symptomów, co robił co jakiś czas.
- Nie zmieniaj tematu - mruknęła GoGo. - Co jest, Hiro?
Klasnąłem w dłonie robiąc minę niewiniątka. Muszę odpowiadać? A może po prostu to przemilczę to przestaną wypytywać?
- Hiro... - mruknęła GoGo, czułem, że długo tak nie wytrzymam, aż w końcu tama pękła.
- No dobra, nie mam żadnych pomysłów, okej?! Tadashi miał rację, skończyłem się! To chcecie usłyszeć? - trochę ich chyba wystraszyłem moim nagłym atakiem hormonów, bo patrzyli na mnie nieufnie.
- Cóż za talent dramatyczny, bracie! - wykrzyknął Freddie. Wszyscy popatrzyli na niego, jakby powiedział, że chce zostać połączeniem krokodyla z lwem morskim. Co już zresztą raz zrobił. - To teraz każdy oprowadzi cię po swoim świecie, żeby pokazać ci swoją drogę, a wtedy zmasakrujesz ich ich własną bronią, a ty dalej będziesz szukał swojego "ja"?
Siedziałem przed monitorem zastanawiając się, czy go przez przypadek nie wyłączyć, udając awarię, ale w San Fransokyo takie rzeczy bywały... w sumie nigdy.
- Fred, to genialne! - krzyknęła Honey. Popatrzyliśmy na nią z szokiem.
- Żartujesz, nie? - prychnął Wasabi. - Chcesz rozpętać armagedon z udziałem piętnastolatka?
Wywróciłem oczami. Nie lubiłem, kiedy wszyscy podkreślali mój wiek.
- Nie, chodzi o to, żeby dodać Hiro inspiracji! - wyglądała na mocno podekscytowaną. - Spędzi z każdym z nas jeden tydzień, żeby zobaczyć, co robimy i przy okazji nas bliżej poznać. Jesteśmy Wielką Szóstką! Musimy wiedzieć o sobie więcej!
- Ma rację - mruknęła GoGo żując gumę.
- To może poprawić jego chwilowy zły stan emocjonalny - powiedział Baymax.
- I ty przeciw mnie? - spojrzałem na niego z politowaniem.
- Hiro, nie odpychaj nas znowu. W końcu chcemy ci pomóc w czymś, w czym jesteśmy ekspertami. Daj nam to wykorzystać! - Honey naprawdę myślała, że pomysł jest dobry.
- No to dziewczyny już ustaliły - Wasabi wzruszył ramionami. - Jutro o siódmej przyjdziemy na kawę do cioci Cass i obgadamy szczegóły.
- Liczymy na ciebie, Hiro! - powiedział tylko Fred, gdy wyłączyłem kamerę.
Odetchnąłem. Wcale nie chciałem się zgodzić na ich pomysł. Dobrze mi było samemu i nie chciałem tego zmieniać.